Kasi — mojej wiernej miłośniczce kina akcji.
OSOBY:
Aneta
Tomasz
Arek
Dżordż jako Dziennikarz i CEO
Krzysztof jako Asystent i Negocjator
Bohater Zbiorowy jako Kulturyści, Członkowie, Terroryści,
Antyterroryści.
AKT PIERWSZY i AKT TRZECI dzieją się w mieszkaniu.
AKT DRUGI dzieje się w reżyserce oraz sali konferencyjnej.
Akt pierwszy: Rodzina
SCENA 1
[EKRAN] Występ Kulturystów z TALENT-SHOW:
Pusta scena. W tle spokojna, rytmiczna muzyka. Na środek spada gumowa kula. Mężczyzna ubrany w obcisłe i błyszczące ubranie gimnastyczne podnosi ją i trzyma ponad głową. Z różnych stron wychodzą ludzie, także ubrani w stroje gimnastyczne. Po kolei dokładają dłonie i wspólnie unoszą kulę ponad głowami. Zaczynają nią obracać wykonując przy tym skoordynowane ruchy przypominające mechaniczny taniec. Kręcą się wokół kuli jak w pozytywce. Im szybciej kulturyści tańczą, tym trudniej jest im powtórzyć ruchy, wraz z przyspieszoną muzyką wyostrza się także światło. Po rozjaśnieniu wiadomo, że gumowa kula to olbrzymi globus. Wzrastające tempo uniemożliwia w końcu wykonywanie mechanicznego tańca, kulturyści nie trzymają już kuli, wisi ona ponad ich głowami. Zaczynają się ze sobą kłócić i przepychać. W końcu słychać wybuch pękniętego balona, równocześnie gaśnie światło.
Po chwili delikatne rozjaśnienie.
Półmrok.
Męski Głos: (poważnie) Wszyscy na ciebie czekali. Twoje pojawienie się na świecie miało wszystko zmienić. To nie nieszczęście, ale szansa, żeby coś mogło się wreszcie zacząć dziać. Taki nowy początek. Najpierw każdy z nas wypierał z głowy tę myśl, nie mógł się z nią pogodzić. A kiedy to się stało, to się stało. Zdarzyło się. Oczywiście można było temu jakoś wcześniej zaradzić, ale kto o takich rzeczach myśli wcześniej? Kto potrafi to przewidzieć wcześniej? Oczywiście można było się jakoś do tego lepiej przygotować. Każdy przypuszczał, że zdarzy się to wtedy i wtedy, po tym i po tamtym, bo innym to się zdarzało po tym i po tamtym, w takim momencie.
Tak naprawdę to się zdarza w różnych momentach. Choć człowiek się domyśla… Choć człowiek powinien uważać, to nie uważa i myśli, że go to ominie.
Prawie każdy jest do tego zdolny. Wiadomo, że jak się tego nie chce to można albo uciec, albo zabić. W jednym i drugim przypadku ma się kogoś na sumieniu. Ludzie w tej kwestii nie mają zbyt wiele do powiedzenia.
Zapadają jakieś decyzje niezależne od nas. To wszystko unosi się ponad naszymi głowami, czuć to w powietrzu. Wszystko błyska nam przed oczami, później chwile z przeszłości są rozbitymi szkiełkami, w których przeglądamy się w najbardziej nieoczekiwanym momencie. To trwało tak krótko, a już staliśmy się dorośli. W końcu ktoś musiał przekłuć ten pusty, nadymany balon. Przez przypadek, a przecież taka jest kolej losu. Jest przyczyna i jest skutek.
Rodzina i bliscy wygłaszają swoje racje, część z nich jest całkowicie obojętna i chce, żeby to się jak najszybciej skończyło. Jedni są przekonani że to bez sensu, traktują życie jak biologiczny obowiązek podtrzymywania gatunku ludzkiego. Drudzy widzą w tym korzyści, że nareszcie, ile można żyć w stagnacji. Jeszcze inni widzą w tym przyczynę twojej dalszej klęski, że „będziesz musiał się poświęcić”, że „nic dobrego cię nie spotka”, „przegrałeś młodość”, „przegrałeś życie”. To najlepszy dowód na to, jak przewrotna bywa ludzka natura. Jak jedno konkretne wydarzenie może przynieść tyle sprzecznych informacji.
(po pauzie) Na świecie nie ma rzeczy ani złych, ani dobrych, to nasza myśl czyni je złymi lub dobrymi.
Rozjaśnienie.
SCENA 2
Widzom ukazuje się schludnie urządzony salon z aneksem kuchennym oddzielony blatem po lewej. Na blacie misa z jabłkami. W centralnym miejscu na ścianie EKRAN, na podłodze dywan, przesuwana szafa, szklany stolik obok kanapy nakrytej pledem, pod stolikiem sterta magazynów modowych, po prawej szafka z szufladami.
Wejścia do mieszkania: drzwi z lewej i prawej strony. Drzwi z prawej z zamontowanym łańcuchem, a obok nich wieszak, na nim zawieszona kurtka. Wszystko urządzone prosto i nowocześnie. Kolorystyka wnętrza utrzymana w jednolitych, jasnych barwach — standard typowego mieszkania w centrum.
Na kanapie siedzą Tomasz i Aneta. Mężczyzna ubrany jest „po domowemu”, lata chwały ma już za sobą, jest jak nieoszlifowany kamień i mógłby lepiej wyglądać, gdyby mu na tym choć trochę zależało, ale mu nie zależy. Poza tym upiera się przy swoich dżinsach i spranej koszulce założonej na lewą stronę, którą nosi prawie zawsze kiedy nie ma pomysłu w co się ubrać. Jest męski, zarośnięty, włosy przetłuszczone, twarz raczej posępna, nieskora do wyrażania emocji. Patrzy na ręce.
Monologi Tomasza należy przedstawiać w konwencji wywiadów znanych z dokumentów różniących się jedynie tym, że w trakcie swoich wypowiedzi powinien uciekać do odrealnionego świata, świata wyobrażeń. W pewnym momencie Tomasz zupełnie traci kontakt z miejscem w jakim się znajduje. Koniec końców są to halucynacje.
Aneta to zadbana i „zrobiona” trzydziestoparolatka, „high life”. Skoncentrowana na sobie, wie jak zwracać na siebie uwagę. Kobieta skażona ideologicznie, bez szansy na zmianę myślenia. Jej relacja z Tomaszem opiera się przede wszystkim na zachowaniu pozorów i przyzwyczajeniu, że się po coś ze sobą jest. Aneta czyta kolorową gazetę i co jakiś czas wzdycha.
Tomasz: (tłumaczy się przed widownią) Mam prawie trzydzieści pięć lat, mam żonę od jedenastu lat, znam ją od ponad osiemnastu lat, czyli poznałem ją, kiedy miałem siedemnaście lat. Chodziliśmy do tej samej szkoły, do jednej klasy.
(wstaje z kanapy) Długo ukrywała przede mną, że po lekcjach spotyka się jeszcze z kimś innym. Bolało, nawet bardzo, ale jakoś sobie to tłumaczyłem. Była młoda i miała prawo się wyszaleć. Oczywiście kiedy sprawa wyszła na jaw, to kazałem się jej zdecydować. Wybrała mnie. Zakochaliśmy się w sobie.
Po skończeniu liceum poszliśmy razem na zaoczne studia i zaczęliśmy pracować. Pojawiła się możliwość wspólnego mieszkania. Od tej pory wszystko robiliśmy razem, jedynie zawodowo rozwijaliśmy się inaczej. Wiem, że byłem jej pierwszym chłopakiem, mężczyzną, chociaż dziewicą nie była, bo jak to tłumaczyła, chłopak, który pojawił się wtedy w liceum, „rozdziewiczył ją palcem”. Tak, to są dokładnie jej słowa. Nie miałem podstaw żeby jej w to nie wierzyć.
Po kilku latach wspólnego życia ona postanowiła, że chciałaby ślubu, ja oczywiście też, choć jak jej wspomniałem to dla mnie tylko formalność. Po roku chcieliśmy mieć dziecko, to znaczy bardziej żona, ponieważ od momentu kiedy się poznaliśmy mówiła, że jest to jej największe marzenie, „mieć dziecko”, „posiadać dziecko”. To są jej słowa.
Po roku prób udaliśmy się do lekarza chcąc sprawdzić, czy wszystko działa tak, jak ma działać. Najpierw ja — u mężczyzny łatwiej jest to sprawdzić, okazało się, że ze mną jest wszystko w porządku. Po zbadaniu żony wyszło na jaw, że przyczyna leży po jej stronie. Dostała odpowiednią dawkę leków, żeby mogła zajść w ciążę.
(do Anety) Dziecko płacze… Słyszysz? (Aneta wzdycha).
(do widowni) Żona straciła pracę i dostała propozycję z filii w innym mieście. Stwierdziłem, że jeśli chce to niech jedzie, będziemy się starać o dziecko w trybie zaocznym, a gdy się wreszcie urodzi ściągnę ją z powrotem do siebie. Kupiliśmy własne mieszkanie, zacząłem pracować na dwa etaty, a w przerwie pomiędzy pracami remontowałem nasze gniazdko, tak jak chciała tego żona.
(obsesyjnie) Byłem bardzo zmęczony. Sam wnosiłem na czwarte piętro worki z cementem. Sam urządzałem mieszkanie. Ścigałem się z czasem. Byłem już bardzo zmęczony. Jeszcze bardziej męczyła mnie myśl wbita jak gwóźdź w moją głowę, myśl, z którą budziłem się rano i przez tę jedną myśl miałem spocone ręce, nie umiałem z nią normalnie funkcjonować, nie potrafiłem z nią normalnie żyć. „Gdzie ona jest?”, „co robi?”, „jak dzisiaj wygląda?”.
(powrót do zwykłej narracji) Żona przyjeżdżała do mnie co dwa tygodnie. Wszystko po to, żeby trafić w cykl. Mijały kolejne miesiące, wkrótce okazało się, że to nie będzie takie proste. Widziałem jak się męczy, jak ją to denerwuje, tym bardziej, że miesiąc wcześniej urodziła się córeczka jej najlepszej przyjaciółki. Zdecydowała, że przestanie brać lekarstwa przepisane przez lekarza.
(z obojętnością) Trudno, raz się żyje! Przestaliśmy się już tym wszystkim przejmować i postanowiliśmy, że będzie co ma być. W pierwszych dniach wiosny moja żona przyjechała na weekend.
(z narastającą ekscytacją) Wieczorem zrobiła test ciążowy. Ciągle je robiła… Ten wieczór był jednak wyjątkowy. Żona wyleciała z łazienki z krzykiem, wpadła do pokoju i oznajmiła mi, że jest w ciąży. Udało się! Nareszcie! Już! Okazało się, że jest w pierwszym miesiącu. To musiał być cud. Dar od losu, bo żona przyjechała do mnie w marcu tylko na jeden dzień i najprawdopodobniej wtedy musiało powstać nasze dziecko. Zamurowało mnie, nie wiedziałem co powiedzieć. Byłem szczęśliwy. Po trzech miesiącach Aneta wróciła do domu, musiała pokończyć wszystkie sprawy w firmie, w której pracowała i przeszkolić nową osobę na swoje stanowisko. Poza tym nie chcieliśmy się już rozdzielać. Gdy pytała mnie co o tym myślę, moja odpowiedź brzmiała: „kochanie, rozumiem cię, za kilka miesięcy będziemy rodzicami”.
Oczywiście byłem obecny przy porodzie. Jak było już po wszystkim śmiałem się do każdego, że to ja urodziłem, ponieważ Aneta „odleciała” i praktycznie nie pamiętała porodu. Wspomagałem ją mówiąc „kochanie postaraj się, przyj”, „Przyj kochanie już widać główkę”. Razem z doktorem pomogłem wypchnąć dziecko na świat, ponieważ żona nie miała już siły, przestała przeć… Ja…
SCENA 3
Aneta: (odkładając gazetę) Co? Mówiłeś coś?
Tomasz: Dziecko płacze.
Aneta: (z obojętnością) Nikt nie płacze, zdaje ci się.
Tomasz: Wyraźnie słyszałem przed chwilą płacz dziecka.
Aneta: Chodź tu i mnie pocałuj. No chodź… (Tomasz wraca na kanapę i całuje Anetę w policzek) Chcę w usta. (całuje w usta) Dlaczego jesteś taki nieczuły? Nie patrzysz już na mnie tak jak dawniej.
Tomasz: Bo trzeba nakarmić dziecko.
Aneta: Po co?
Tomasz: Bo jest głodne.
Aneta: Najpierw nakarm siebie i mnie, a potem zajmuj się tym bachorem. Jak długo jeszcze zamierzasz tak żyć?
Tomasz: Przecież to twoje dziecko.
Aneta: To jest nasze dziecko jak już coś.
Tomasz: Trzeba o nie czasami zadbać. Nawet jak nie okazuje się miłości, to powinno się dać szansę i rozwijać w nim wrażliwość.
Tomasz przechodzi do aneksu kuchennego i kroi jabłka.
Aneta: (po chwili) I tak nic z niego nie będzie.
Tomasz: To straszne, że mówisz tak o naszym dziecku.
Aneta: Zawsze wynajdujesz jakiś sztuczny problem. Jak nie przeżyje to zrobimy sobie nowe.
Tomasz: A jeśli sobie nie zrobimy?
Aneta: To ktoś nam zrobi, albo ja sobie z kimś zrobię, albo ty sobie z kimś zrobisz, albo adoptujemy, jest tyle niczyich dzieci na świecie. Co za różnica, kogo to obchodzi?
Tomasz: (przestaje kroić jabłka) Mnie to obchodzi. (po chwili wraca do wykonywanej czynności)
Aneta: Mnie w tym momencie już nic nie obchodzi. W końcu mogę złapać oddech, pomyśleć o przyjemnościach.
Tomasz: Nie zgadzam się. Dziecko musi przeżyć.
Aneta: Życie to walka Tomaszu. Dziecko musi posiadać instynkt przetrwania jeśli chce żyć. Jak nie będzie go posiadało to umrze. Naturalna selekcja odbywa się w każdej sekundzie naszego życia. Teraz musimy myśleć przede wszystkim o sobie. Nie ma sensu sztucznie utrzymywać kogoś przy życiu, za wszelką cenę.
Tomasz: Dziecko musi przeżyć. (pauza) Chcesz mi powiedzieć, że nie jesteś szczęśliwa, że się urodziło?
Aneta: Nie o to chodzi, to była radosna nowina, ale są rzeczy ważne i ważniejsze.
Tomasz: Radość to nie to samo co szczęście.
Aneta: W takim razie był to bardzo szczęśliwy zbieg okoliczności. Od samego początku uważałam, że najlepszym pomysłem jest oddanie dziecka twoim rodzicom na wychowanie. Powiedz lepiej co mi dzisiaj zrobiłeś na obiad?
Tomasz: To. Proszę. Smacznego. (podaje Anecie pokrojone jabłka w misce)
Aneta: Może być.
Tomasz: Słucham?
Aneta: Dziękuję. (po pauzie) Dzisiaj dostałam awans. (Tomasz nie słyszał) Dostałam awans!
Tomasz: Gratuluję.
Aneta: Awansowali mnie.
Tomasz: Dlaczego od razu mi o tym nie powiedziałaś?
Aneta: (jedząc jabłka) Przecież prosiłam cię, żebyś przygotował coś wyjątkowego.
Tomasz: Codziennie prosisz mnie o coś wyjątkowego, więc zdążyłem się przyzwyczaić.
Aneta: Podejdź do mnie. Czujesz, jakie mam spocone ręce? Dostałam awans! Nie cieszysz się?
Tomasz: Co miesiąc dostajesz awans.
Aneta: Tym razem to prawdziwy awans. Menadżer wezwał mnie do siebie w imieniu szefa, poprosił, żebym usiadła. Powiedziałam, że nasz prezes wygłosił świetne przemówienie podczas ostatniej konferencji. Zapytał mnie, co myślę o naszej działalności. (naśladując głos menadżera) „Co pani myśli o naszej dalszej współpracy?”, „Czy ma pani jakiś pomysł na naszą firmę?”. Odpowiedziałam, że jestem bardzo zadowolona ze współpracy, choć widzę, że można byłoby zrobić jeszcze więcej. Zapytał czy mam jakieś plany dotyczące rozwoju mojej kariery i naszej firmy. Dokładnie opowiedziałam mu o swoich ambicjach, o pomysłach na przyszłość. Spojrzał na mnie i uroczystym głosem, którego zresztą nigdy w stosunku do mnie nie używał, powiedział: (naśladując męski głos) „Ma pani ten awans”, „Awansuję panią”, „Od teraz zostaje pani moją prawą ręką”.
Tomasz: (powątpiewając) Szkoda, że nie powiedział czegoś innego.
Aneta: Co na przykład?
Tomasz: „Dostanie pani podwyżkę”.
Aneta: Powiedział za co będę od teraz odpowiedzialna, a to wystarczy żeby wydedukować, że będę więcej zarabiała.
Tomasz: Niby za co będziesz odpowiedzialna?
Aneta: Powiedział, że od dzisiaj przyszłość naszej firmy zależy ode mnie i będę odpowiedzialna za wszystko.
Tomasz: Czyli za nic. Na dodatek nie będziesz miała czasu dla mnie i dla dziecka.
Aneta: Za to ty będziesz miał tego czasu jeszcze więcej niż dotychczas. Nie cieszysz się?
Tomasz: (zazdrosny) Czy ty widzisz, jak on na ciebie patrzy? On ma oczy węża.
Aneta: Przynajmniej on.
Tomasz: Naprawdę tego nie słyszysz?
Aneta: Czego?
Tomasz: Nie słyszysz tego jak on syczy? Na pewno chce od ciebie czegoś więcej.
Aneta: Słyszę tylko jak płacze to dziecko, przez ten płacz nie słyszę nawet własnych myśli!
Tomasz: Chcę żebyś wiedziała, że ten gość mi się bardzo nie podoba.
Aneta: Nikt ci się nie podoba. A ja chcę się rozwijać. Nie możesz tego zrozumieć, że jestem zorientowana na sukces?
Tomasz: Tego się trzymajmy. Nowy stary porządek nie może zostać zachwiany. (do widowni) Żona musiała zaraz po porodzie wrócić do pracy, ponieważ dostała propozycję bycia kierowniczką działu.
Aneta: Powiedział, co wiedział. (do widowni) Po prostu zawsze marzyłam o tym żeby być bogatą. Życie to cierpienie, lepiej cierpieć w bogactwie i sytości niż w biedzie i nienasyceniu.
Tomasz: (do widowni) Czułem gasnące uczucia z jej strony, tłumaczyłem to sobie, że to taki ciężki okres, zmęczenie, nowe obowiązki, ale to wszystko zaczęło się przeciągać. Miesiąc zamienił się w rok… Stwierdziłem, że dłużej już tak nie mogę, że wracamy do naszego gniazdka, które zresztą sam remontowałem.
Któregoś dnia na jej telefonie zobaczyłem wiadomość: „To dobrze, bo będziesz blisko…”. Oczywiście nie wytrzymałem i przeczytałem wszystkie wiadomości. Napisała, że wróciła do miasta rodzinnego, na co on jej odpisał: „To dobrze, bo będziesz blisko i nie mogę się doczekać, kiedy znów Cię będę mógł…". Dokładnie tak to brzmiało łącznie z trzema kropkami na końcu. Wielokropkiem.
(do Anety) Możesz mi to wyjaśnić?
Aneta: Nie ma co wyjaśniać. To kolega. Dlaczego ty mi w ogóle grzebiesz w telefonie, co? Mam zacząć grzebać w twoim? Chcesz tego?
Tomasz: Nie grzebię ci w telefonie, po prostu leżał na stole, a ja siedziałem obok, wiadomość się wyświetliła, przeczytałem. Tyle.
Aneta: I grzebałeś mi w telefonie.
Tomasz: Zbieg okoliczności.
Aneta: Grzebiesz w moich rzeczach.
Tomasz: Nie grzebię, przeczytałem tylko tę jedną wiadomość.
Aneta: Czy ja ci sprawdzam telefon? Czy ty myślisz, że ja nie mam co robić, tylko grzebać ci w telefonie? Węszyć? To jest terror, to jest zorganizowana inwigilacja. To nie jest normalne.
Tomasz: Proszę cię tylko o to, żebyś mi spokojnie wyjaśniła, co oznacza ten sms, nic więcej.
Aneta: Zatem składam wyjaśnienia. Kolega pisze, ja odpisuję, potem on odpisuje, potem ja odpisuję, potem on odpisuje, ja, on, on, ja, ja, on, on, ja… (szydząco) Tylko ty mógłbyś odebrać to zdanie w taki sposób.
Tomasz: W jaki sposób?
Aneta: W taki, w jaki go odebrałeś, nie udawaj, że nie wiesz w jaki sposób odbierasz wiadomości od innych mężczyzn. Mój mąż zwariował. Jesteś chory Tomaszu, bardzo chory, twój chory umysł kreuje obrazy…
Tomasz: Nic nie sugerowałem, słucham: co autor zdania miał na myśli? Czego nie może się doczekać, co znów będzie mógł? Możesz mi powiedzieć co to oznacza?
Aneta: Ja tam już wiem co sobie pomyślałeś. Popatrz na mnie, popatrz na mnie. Kocham cię najbardziej na świecie, ale musisz zrozumieć, że nie ma już takich uczuć jakie były na początku naszego związku. To naturalne, że w człowieku rodzą się podejrzenia, strach przed samotnością bywa ogromny. Nie będziesz się miał do kogo odezwać, za kim zatęsknić, o kim pomyśleć. Będziesz nikim. Tłem przesuwającym się na ekranie. Nikt cię nie zauważy, będziesz tylko drugoplanowym aktorem. To nie będzie już twój film, nie będziesz w nim gwiazdą, szczęśliwym mężusiem i tatusiem. Żadną z głównych ról, rozumiesz? Będziesz tylko tłem. Może zostaniesz wujkiem, jak twoja siostra urodzi, ale gdy wrócisz do mieszkania i zatrzasną się drzwi, wszystko będzie czekało w bezruchu i patrzyło na ciebie, w tej ciszy, w domowej udręce. W samotności. Nie będziesz miał nawet do kogo otworzyć ust, zaczniesz rozmawiać ze sobą, ale będą to tematy zastępcze. Zaczniesz do siebie mówić, komentować wszystko, aż w końcu stracisz kontakt z rzeczywistością. Tomaszu…
Pauza.
(patrząc głęboko w oczy Tomasza) Przysięgam na zdrowie i życie naszego synka Arkadiusza, że nie miałam innego mężczyzny poza tobą i nigdy cię nie zdradziłam. Nigdy! Rozumiesz?
Tomasz gwałtownie odwraca wzrok. Zakłada kurtkę, pewnym i szybkim krokiem wychodzi prawymi drzwiami. Po jakimś czasie ponownie wraca do mieszkania.
SCENA 4
Tomasz: (do widowni) Taka przysięga mi wystarczyła. W końcu jednak zacząłem sobie zdawać sprawę, że to co mówi może być prawdą, że uczucia z jej strony wygasły. Oddaliłem się. Przestałem być pieskiem, który zawsze merdał ogonkiem na jej każde zawołanie. Role się odwróciły i nagle to ona stała się zazdrosna nie do zniesienia. Kontrolowała mnie na każdym kroku.
Aneta: (przy drzwiach) Gdzie? Z kim i po co się spotkałeś?
Tomasz: Byłem na spacerze.
Aneta: Z kim?
Tomasz: Sam.
Aneta: To dziwne. Odkąd się tu przeprowadziliśmy nigdy nie miałeś zwyczaju wychodzenia na spacer.
Tomasz: (zadowolony z siebie) Kiedyś musi być ten pierwszy raz. Teraz zamierzam częściej zażywać leczniczych spacerów.
Aneta: Najciekawszą aktywnością dnia są twoje kilkugodzinne wyjścia wieczorami?
Tomasz: Mnóstwo spraw. Codziennie odnajduję coś nowego.
Aneta: (po pauzie, otulając się pledem) Jakoś to życie płynie byle jak, bez zmian. Upływa szybko i źle. Musimy coś jeszcze załatwić. Opłaty, jakieś inne sprawy, nie wiem, calutka jestem mokra, proś Boga żebym jeszcze trochę poistniała, bo życie jest poza mną. Gazety leżą, nie czytam, nic nie czytam… Nikt do mnie nie przychodzi i ja też nigdzie nie wychodzę. Ty wychodzisz. Znikasz. Dziwnie się zachowujesz. Widzę, że coś ukrywasz. To widać, bo jesteś nieswój.
Tomasz: Weź się w garść.
Aneta: Wiesz dobrze jak jest. Zepsuł się ekran i nie obejrzę mojego ulubionego serialu. Nie potrzebujesz mnie już nigdzie. Zaczęłam brać leki, trochę jeszcze może poistnieję. Przychodzisz, wpadasz na dziesięć minut. Nic ciekawego i nic przyjemnego, stara bieda. Jesteś ze mną szczęśliwy?
Tomasz: (po pauzie) Jak cholera.
Aneta: Czyli nie jesteś szczęśliwy?
Tomasz: Jestem szczęśliwy jak cholera, to znaczy bardzo szczęśliwy, tak szczęśliwy jak ja może być jedynie ktoś, kto ma już wszystko.
Aneta: Ten kto ma już wszystko, zazwyczaj ma już wszystko w dupie. Ty już nie umiesz być szczęśliwy. Ech.
Tomasz: Dlaczego tak uważasz?
Aneta: Bo…
Tomasz: (przerywa Anecie) Ciii… Dziecko płacze.
Aneta: (wściekając się) Już słuchać nie mogę o tym dziecku, już mam tego dość! Jest coś, o czym chcesz ze mną porozmawiać?
Tomasz: Nie ma nic. Nie mam siły z tobą rozmawiać.
Aneta: Podejdź do mnie. (Tomasz podchodzi, a ona go obwąchuje) Strasznie się spociłeś.
Tomasz: Wchodziłem na czwarte piętro, wbiegałem.
Aneta: Gdzie byłeś dokładnie? (przeszukuje kieszenie w jego kurtce).
Tomasz: Wyszedłem przed blok i siedziałem na ławce.
Aneta: I co?
Tomasz: Siedziałem już kiedyś na tej ławce, jak jeszcze tu nie mieszkaliśmy i przypominałem sobie jak to było, kiedy wtedy na niej siedziałem. Czekałem żeby odebrać klucze od mieszkania.
Aneta: No i?
Tomasz: Miałem plan, wymyśliłem sobie wtedy na ławce, że będę robił wszystko żeby być szczęśliwym, że to miasto, to osiedle jest najlepszym miejscem dla nas obojga. Pomyślałem, że jak tylko skończą budować te bloki, zrobię wszystko, żebyśmy mogli w nich razem zamieszkać.
Aneta: No i?
Tomasz: Udało się. Poznaliśmy się bardzo wcześnie, za wcześnie. Wielu nie dawało nam szansy, nie wierzyli, że coś z tego będzie, że wytrwamy. A ja to trzymałem, spajałem, robiłem wszystko żeby było dobrze, żeby nam było dobrze, walczyłem o to nawet kiedy było źle, a wiele razy było źle. Nawet wtedy kiedy tak było to udawałem, że jest dobrze, tylko dlatego, żeby nie stracić tego, co uznałem za wartościowe, tylko dlatego żeby ci udowodnić, że jesteś dla mnie najważniejsza. Przypomniałem sobie, że można się dla kogoś poświęcić, że można dla kogoś coś zrobić.
Aneta: No i?
Tomasz: Co no i?
Aneta: No i o czym pomyślałeś?
Tomasz: Że już tak nie myślę.
Aneta: A co myślisz?
Tomasz: Myślę o innych kobietach, wiem, że one też o mnie myślą. Wiem o tym, a i tak nic z tym nie robię. Powstrzymuję się. Coś mnie powstrzymuje.
Aneta: Nie wiem po co mi mówisz takie rzeczy?
Tomasz: Żebyś ze mną porozmawiała i pomogła rozwiązać ten problem. Żebym znów uwierzył, że można być szczęśliwym.
Aneta: Z tobą już nie można normalnie porozmawiać.
Tomasz: A z tobą już nie da się normalnie żyć.
Aneta: Nie mogę już na ciebie patrzeć. Jesteś żałosny!
Tomasz: Chcę żebyś wiedziała, że jestem z tobą tylko ze względu na dziecko!
Aneta: A jestem z tobą tylko ze względu na kredyt.
Tomasz: To mamy wspólne powody dla jakich trwamy w sakramencie małżeństwa.
Wychodzą w przeciwnych kierunkach, Tomasz — na lewo, Aneta — na prawo, trzaskają drzwiami, po jakimś czasie wracają do salonu. Aneta kładzie się na kanapie. Tomasz podjada pokrojone wcześniej jabłka.
Pauza.
Aneta: (z zadowoleniem) Nie myśl.
Tomasz: Czego?
Aneta: Nie myśl sobie, nie myśl.