E-book
14.7
drukowana A5
29.2
Deamonium

Bezpłatny fragment - Deamonium


Objętość:
125 str.
ISBN:
978-83-8245-721-6
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 29.2

Rozdział 1

Poranny telefon wybił Alfreda ze snu, był jednak przyzwyczajony do tego, że w środku nocy dzwonią do niego żeby przyszedł do pracy. Zazwyczaj telefony dotyczyły wypadków samochodowych, był wzywany jako fotograf policyjny. Tym razem jednak sprawa wyglądała bardziej tajemniczo i zaciekawiła Alberta. Już na studiach interesowały go seryjne morderstwa i ich sprawcy i liczył, że w pracy niejednokrotnie będzie miał okazję fotografować miejsca zbrodni, i może nawet — taką miał przynajmniej nadzieję — uda mu się doprowadzić do pojmania jednego z szaleńców. To się jednak dotychczas nie wydarzyło a zgłoszenie do którego miał się udać wydawało się tym na co czekał już od lat. Zaraz po rozmowie ze swoim przełożonym, komendantem Johnsonem wstał i przygotował swój aparat służbowy i sprawdził stan baterii. Mieszkał w małym, dwupokojowym mieszkaniu wraz z żoną. Jego żona Carol przyzwyczajona już do nocnych wycieczek Swojego męża nie obudziła się nawet, gdy on już spakowany wychodził. Pod jego domem już stał radiowóz, który miał go zabrać na miejsce.

— W końcu coś ciekawszego niż pijany kierowca w rowie? — zapytał kierującego radiowozem policjanta

— Dla Ciebie może ciekawsze, Ty nie będziesz musiał uganiać się za świrem w masce z piłą łańcuchową po całym mieście. Cykniesz kilka fotek potem posiedzisz nad nimi i to wszystko a na nas, biednych krawężników spadnie cała niebezpieczna robota. — odpowiedział mu niewyspany policjant około trzydziestki z widoczną niechęcią

— Za to Ty nie będziesz musiał taplać się we wszystkich świństwach jakie samozwańczy drwal miejski z piłą łańcuchową zostawi po sobie, a ja będę musiał. — odparł atak mimo że wcale nie czuł się urażony. Dobrze wiedział, że jego praca jest dużo bezpieczniejsza niż policjantów uganiającymi się za przestępcami. Albertowi to odpowiadało, nie był typem Rambo i pewnie przy pierwszym spotkaniu z jakimś niebezpiecznym osobnikiem szybko zakończył by swoją karierę w policji.

Resztę drogi mężczyźni spędzili w kompletnej ciszy. Po kilkunastu minutach dojechali na miejsce, Była to dzielnica za ludzi skromnych ale zamożnych. Tak przynajmniej głosił ich slogan reklamowy, który bardzo rozbawił Alberta. Podjechali na parking pod jeden z bloków. W jednym takim bloku znajdowało się 5 mieszkań, każde zajmowało całe piętro. Ładne mi skromnie, pomyślał mężczyzna wysiadając z auta i widząc jak wygląda całe osiedle. Było otoczone ogrodzeniem którego nie zobaczył wcześniej, mimo że przejechali przez bramę wjazdową. Budynki tworzyły krąg dookoła ogrodu na środku którego rósł piękny dąb. Alejki był wybrukowane a trawniki wyglądały jak by był strzyżone od linijki. Albert ubrany w brązowe spodnie i czarną kurtkę podszedł pod klatkę jednego z budynków do którego wpuścił go policjant.

— Trzecie piętro — powiedział próbując odpalić papierosa, co szło mu mizernie ze względu na trzęsące się ręce. — Mam nadzieję, że nie jadłeś zbyt obfitego śniadania przyjacielu.

Przemilczał tą uwagę. Widział już nie jedno podczas swojej pracy w policji.

Wiele lat temu fotografował miejsce w którym motocyklista zderzył się z tirem. Ciało tego pierwszego zamieniło się niemalże w supeł a jego kręgosłup przebił skórzaną kurtkę. Widok był okropny ale Alfred twierdził, że po tym co tam zobaczył już nic go nie zdziwi. Nie mógł się bardziej mylić.

Po drodze na trzecie piętro widział mieszkańców rozmawiającymi z policjantami. Wyglądali na przejętych. Pewnie trzymali się blisko z sąsiadami, i pewnie znali ofiarę, bądź ofiary, tego Komendant nie wyjaśnił mu w rozmowie przez telefon, powiedział tylko — „»zbieraj dupsko i schodź na dół, wyśle po Ciebie kogoś«” Tyle wystarczyło, żeby domyślił się że to nie będzie zwykły wypadek. Pełen podekscytowania wszedł na trzecie piętro ominął kolejnego gliniarza, który pilnował wejścia do mieszkania i wszedł do środka. W przedpokoju stał Komendant Johnson wraz z detektywem, którego Alfred jeszcze nie znał, ale jak się miało okazać pozna.

— Witam szefie. — powiedział wyciągając swoją chudą rękę w stronę silnej dłoni komisarza. Komisarz był człowiekiem w wieku około 50 lat. W świetnej kondycji mimo wieku, z siwym wąsem i zaczesanymi do tyłu, rzadkimi już nieco włosami, mężczyzna wyglądał jak zły komisarz z filmów o gliniarzach. I właściwie zachowywał się jak zły komisarz z filmów o gliniarzach.

— Dzień dobry Alfred. Poznaj detektywa Hyde’a — powiedział patrząc na rosłego mężczyznę wyglądającego jak by widział więcej niż jakikolwiek fotograf policyjny na świecie. Miał krótkie czarne włosy z lekkimi śladami siwizny i perfekcyjnie przycięty zarost. Wygląda trochę jak z serialu CSI — pomyślał — nieźle się dobrali. Zły komisarz i detektyw na tropie.

— Witam, na końcu korytarza w lewo pierwsze drzwi — powiedział Hyde

Alfred bez pytania poszedł we skazanym kierunku z niechęcią do posępnego detektywa. Kiedy doszedł do drzwi i stanął w progu jego wszelkie wyobrażenia o tym co mógł tam zastać zmieniły się. Spodziewał się ciała i spodziewał się, że nie będzie to widok przyjemny ale nie spodziewał się, że aż tak. Teraz rozumiał o co chodziło policjantowi na dole, gdy wspominał o śniadaniu. Żółć podeszła mu do gardła ale szybko to stłumił. Stał w progu a przed nim był pokój chłopca. Tapeta w niebieskim kolorze na której był samoloty, sporo zabawek porozrzucanych wszędzie dookoła, a wszystkie te dziecięce akcesoria zbryzgane krwią. Śmiało można było powiedzieć, że dzieciak był rozerwany po całym pokoju. Nie to jednak było najgorsze. Pierwszym co rzucało się w oczy po wejściu do pokoju była głowa. Dziecięca głowa przybita gwoździem do ściany. Gwóźdź był wbity centralnie w środek dziecięcego czoła a głowa chłopca trzymała się jedynie na nim ponieważ została oddzielona od korpusu. Oddzielona to mało powiedziane, została raczej oderwana. Poszarpana skóra wisiała w dół jak suszące się prześcieradło na sznurkach. Można było dostrzec kilka kręgów z odcinka szyjnego dyndających w dół. Reszta kończyć w równie okropny sposób oderwana od reszty ciała została chaotycznie rozrzucona po całym pokoju. Jedna z rąk leżała teraz pod nogami Alfreda, druga ustawała spod łóżka. Nogi były połamane i żałośnie leżały w kątach pokoju powyginane w nienaturalne kształty. Brakowało jednak korpusu. Fotograf zbladł jak ściana i nie mógł się ruszyć, w głowie słyszał jedynie szum a mimo to nie mógł oderwać wzroku od całej scenerii. Stał tak jeszcze przez kilka chwil, aż otrząsnął się i przebrał w strój zapobiegający zostawianiu śladów. Mimo to był w ciężkim szoku po tym co zobaczył i wiedział, że będzie musiał wejść do tego pokoju co przerażało go, mimo iż niejednokrotnie widział ciała w różnym stanie, to przerosło jego wszelkie oczekiwania. Teraz już przestał się cieszyć, że trafiła mu się „»ciekawsza«” praca. Chętnie chciał by być w tym momencie na miejscu jakiegoś zwykłego wypadku, gdzie zmarli wyglądają jak zmarli a nie umęczone lalki z powyrywanymi kończynami, na usługach niewyżytej 8 latki z zapędami do masochizmu. Dodatkowo ofiarą było dziecko co tylko dodawało grozy całej sytuacji. Teraz przygotowany, a jednak trochę roztrzęsiony z aparatem w ręce wszedł do pokoju dziecięcego. Po oznaczeniu niezliczonych plam krwi sfotografowaniu ich i wszystkich odnalezionych części chłopca w pokoju Alfred w końcu wyszedł z tego pokoju, w którym śmierdziało krwią i śmiercią. Czuł się źle, ale cieszył się że to już koniec. Teraz pora na to by reszta kryminalnych zbadała ślady. W przedpokoju spotkał detektywa Hyde’a rozmawiającego z rodzicami ofiary.

— Powtarzam po raz ostatni, nic nie słyszeliśmy spaliśmy w pokoju obok, gdyby ktoś wszedł na pewno byśmy to usłyszeli.

— Czyli w domu byli tylko Państwo i syn. Drzwi do mieszkania są zamknięte osiedle jest chronione całodobowo a każde z mieszkań jest praktycznie jak bunkier, czyli nie było możliwości żeby był tu ktoś inny niż Wy tak?

— Tak, ale chyba nie sądzi pan, że któreś z nas mogło …

— Od sądzenia są sądy i prawdopodobnie niedługo tam traficie. — powiedział detektyw po czym dwoje funkcjonariuszy wyprowadziło rodziców z mieszkania w kajdankach. Na ich twarzach było widać zmieszanie rozpaczy z całkowitym zdziwieniem. Jeszcze wczoraj prowadzili normalne życie „»zamożnych ale skromnych«” ludzi a dzisiaj są oskarżeni o brutalne morderstwo i rozczłonkowanie ciała własnego dziecka.

— Myśli pan, detektywie, że oni naprawdę to zrobili?

— Nie ma dowodów za tym, że to zrobili ale nie ma też żadnych dowodów na to, żeby był tu ktokolwiek inny niż oni.

— Szefie, szef to zobaczy — powiedział jeden z pracowników detektywa badający dokładnie całe mieszkanie — znaleźliśmy korpus

Detektyw poszedł za mężczyzną a za nimi poszedł Alfred, widocznie jego praca się jeszcze nie skończyła.

— Proszę zobaczyć — powiedział pracownik współpracownik Hyde’a pokazując palcem w stronę szafy w pokoju sąsiadującym z pokojem małoletniej ofiary. To była sypialnia jego rodziców. W szafie na wieszaku obok drogich garniturów wisiało to co zostało z chłopca po obcięciu kończyn. Ociekający krwią kadłubek dziecka co dziwne ubrany w piżamę, której rękawy były urwane w miejscach gdzie powinny być drobne ręce i nogi chłopca.

— Dobra chłopaki zbierajcie odciski palców w całego domu chce wiedzieć czy ktoś był się wysrać w nocy i ile listków papieru zużył. Jeden niech leci do ochroniarza po nagrania z całego poprzedniego dnia i nocy. Dzisiaj nie pocałujecie żony na dzień dobry, ale pospinacie dupy może wrócicie na kolacje. — wykrzyczał detektyw tak aby wszyscy słyszeli a w odpowiedzi dostał ciche pomruki pod nosem, których udawał, że nie słyszy.

— Detektywie, skoro tors chłopca …

— Mów mi Mike — przerwał mu

— Dobrze Mike, więc skoro od jego ciała oderwano kończyny a na jego torsie widać urwane części piżamy, to gdzie są części piżamy które powinny być na jego kończynach?

— To dobre pytanie kolego, dlatego właśnie musimy przetrząsnąć całe to mieszkanie a nawet okolice. Każda drobna rzecz może mieć kluczowe znaczenie w odkryciu prawdy. Swoją drogą rodzina ma strasznego pecha. Kilka lat temu prowadziłem sprawę zabójstwa biologicznego ojca Danny’ego. Najpierw mąż potem syn. Biedna kobieta

Gada jak by prowadził wykład dla szczeniaków w szkole policyjnej, albo jak by prowadził spotkanie z dzieciakami w jakiejś szkole średniej, chcąc ich zachęcić do pracy w policji — pomyślał.

— Jeszcze jedna sprawa. Jak ktoś wbił gwóźdź w … w głowę chłopca — Fryderyk wyobraził sobie jak ktoś to robi i na nowo żółć podeszła mu lekko do gardła jednak nie z taką intensywnością jak wtedy gdy pierwszy raz zobaczył miejsce zbrodni. — skoro na gwoździu nie ma śladu wbijania. Wygląda jak by był stary, ale nie wygląda jak by ktoś w niego uderzył przykładowo młotkiem.

— Tego właśnie musimy się dowiedzieć. I zebrać odciski z korpusu, żeby dowiedzieć się kto go przytargał do tej szafy. Teraz rodzice wydają się jeszcze bardziej podejrzani ale wszystko wyjdzie w praniu, poza tym coś mi nie pasuje w tym mężczyźnie, jeszcze nie wiem co ale się dowiem.

Resztę dnia Albert wraz z resztą policjantów i detektywem spędzili na dokładnym przeszukaniu całego mieszkania i ku ich zdziwieniu nie znaleźli żadnych odcisków palców na ciele chłopca. Co innego gdyby znaleźli odciski ale nie mogli ich z nikim powiązać. To nie zdziwiło by nikogo. Ale odcisków nie było żadnych. Zupełnie jak by mordercą był duch który po pierwsze wszedł przez zamknięte zbrojone drzwi nie zostawiając śladu a po drugie nie zostawił ani jednego śladu swojej obecności. Ponadto zabrał ze sobą strzępki materiały z piżamy chłopca w niewiadomym celu. Cała sprawa wydawała się bardzo zagadkowa, ale Alfred nie miał już siły się z tego faktu cieszyć i jego entuzjazm zmniejszył się. Myślał tylko o kolacji i odpoczynku we własnym mieszkaniu. W końcu około godziny 18 wszystko było już sprawdzone i wszyscy rozeszli się do domów a mieszkanie zostało zapieczętowane. Niestety nie przyniosło to żadnych skutków. Rodzice chłopca zostali wypuszczeni z powodu braku jakichkolwiek dowodów jednak dostali zakaz opuszczania miasta. Tak jak by mieli ochotę na wycieczki po tym co zobaczyli. Fotograf wrócił do domu i opowiedział w skrócie o tym co się wydarzyło w pracy swojej żonie. Słuchając o tym, jej twarz przybrała kolor mleka i zaczęła mówić o tym żeby zmienił pracę, jak za każdym razem, gdy sprawa była trochę bardziej brutalna. O 21 Alfred w końcu położył się w łóżku i zasnął. Miał jednak przeczucie, że ta sprawa nie skończy się tak szybko i że jeszcze coś złego stanie się w następnych dniach. Nie mylił się.

Rozdział 2

W nocy nie spał za dobrze. Dręczył go koszmar, teraz już rozmyty. W tym śnie idzie ulicą i przechodzi obok wysokiego budynku, wieżowca którego widać jedynie pierwszych kilkanaście pięter a reszta jest skryta pod grubą pierzyną z chmur szarych i posępnych ciągnących się gdzie okiem sięgnął na pewnej wysokości. W tej sennej wizji Alfred czuje niepewność i wie, że z tym budynkiem nie wszystko jest w porządku jednak nic specjalnego się nie dzieje. Mimo to wciąż czuje napięcie tak na prawdę nie wiedząc dlaczego. To był ostatni jego sen który pamiętał, i był tym który wyrwał go ze snu mimo to że wcześniej śniły mu się rozerwane zwłoki małego chłopca, Danny ego. Kiedy obudził się całkowicie zobaczył, że jego żony nie ma w łóżku, pewnie wstała kiedy on jeszcze spał. Był wykończony poprzednim dniem fizycznie jak i psychicznie.

— Potworna noc — pomyślał, jednak był świadomy że jest sobota i jeśli szczęście mu dopisze nie będzie musiał nic robić cały dzień i spędzi go z żoną, która soboty też spędzała w domu.

Jego małżonka, Carol, wykładała historie na pobliskim uniwersytecie. Oboje mieli po 32 lata a od dziesięciu byli szczęśliwym małżeństwem. Nie idealnym co prawda ale zawsze potrafili sobie poradzić ze zwykłymi życiowymi problemami które zawsze pojawiają się między dwojgiem ludzi spędzającymi ze sobą dużo czasu razem. Zadzwonił telefon. Sam dźwięk tego cholernego urządzenia w sobotę doprowadzał do szału, bo zazwyczaj doprowadzał do tego, że był jakiś wypadek i jakiś piątkowy imprezowicz stwierdził, że świetnym pomysłem będzie wracać do domu samochodem po obaleniu całej butelki wódy. Jednak nie tym razem. W prawdzie dzwonił Komendant co tym bardziej uświadczyło Alfreda w przekonaniu że z sobotniego odpoczynku nici jednak tym razem nie chodziło o to, że miał przyjść do pracy

— Dzień dobry szefie, niech zgadnę. Mam zbierać dupę na dół a radiowóz już jedzie.

— Nie tym razem kolego. Nie wiem co nagadałeś temu detektywowi wczoraj, ale chce żebyś był w jego zespole. Gratuluje dostałeś awans. Teraz będziesz robił zdjęcia denatów w barach, zabitych w bójkach a nie tych wracających po pijaku. Od poniedziałku zaczynasz. Podam Ci numer do Hyde w razie jakichś pytań teraz on jest Twoim panem i władcą. Przesłałem mu już wszystkie Twoje papiery, bo wiedziałem że się zgodzisz.

Słysząc to, Alfred z jednej strony się cieszył, bo w końcu poszedł o stopień wyżej na służbowej drabinie, jednak czuł lekki strach. Po tym co zobaczył poprzedniego dnia stracił nieco zapał do rozwiązywania wielkich zagadek i tropienia morderców.

— Nie wiem czy sobie poradzę szefie

— Oczywiście, że sobie poradzisz. Poza tym nie masz wyjścia i tak już wysłałem do niego Twoje papiery a wiesz że nie lubię papierkowej roboty i jeśli nie chcesz pracować dla detektywa to możesz szukać zakładu fotograficznego, który zatrudni kogoś kogo obiektyw widział więcej trupów niż niejeden grabarz. — chociaż trudno w to uwierzyć, to dowcip ze strony komendanta którego poczucie humory nie trafia w każdy gust. Prawda jest taka, że przyjął by go od nowa gdyby zaistniała taka potrzeba, jednak komendant wiedział, że jest to dla Alfreda jedyna szansa, żeby dostać awans.

— W takim razie dziękuję. I mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy.

— Ja również Alfred. Miłej soboty. Do widzenia

— Do widzenia

Alfred wygramolił się z łóżka, obok którego stało lustro w którym można było się przejrzeć od stóp do głów. Według Carol niezbędny element każdego porządnego domu, dla niego raczej kolejny zbędny bibelot zbierający wszechobecny kurz. Stanął przed lustrem i zobaczył się w całej okazałości. Twarz nieogolona głowa łysa jak kolano i zmęczone oczy, nie zbyt wyspane i zbyt wcześnie zbudzone przez koszmary. W sumie i tak dźwięk telefonu by go obudził więc mała strata. Alfred przyglądał się swojemu chudemu ciału i zastanawiał się gdzie jego atletyczna postawa którą, jak mu się błędnie wydawało, miał jeszcze na studiach. Prawda jest taka, że ledwo zdał testy sprawnościowe do policji. Kiedy tak badał anatomie własnego ciała do pokoju weszła Carol i z rozbawieniem oparta o framugę drzwi przyglądała się mężczyźnie jak pręży się przed lustrem, kiedy zobaczył ją w odbiciu lustra udawał że nic się nie stało.

— Cześć kochanie — powiedział — wyspałaś się?

— W miarę — powiedziała i wzruszyła ramionami — słyszałam, że do Ciebie dzwonili. Znowu musisz iść do pracy w sobotę?

— Nie moja droga. Ja dostałem awans — powiedział wypinając z dumą pierś.

— Awans? — uniosła brwi

— Tak! Od poniedziałku będę pracował w policji kryminalnej, będę na tropie morderców i zwyrodnialców. Będę ścigał ich po ciemnych czeluściach miejskich odmętów.

— Ale pamiętasz, że jesteś fotografem? — powiedziała wielce rozbawiona gdy Alfred z rękami złożonymi w kształt pistoletu chował się za lustrem wystawiał głowę.

— Chodź detektywie zrobiłam jajecznice. — odparła wychodząc z pokoju do kuchni.

Alfred ubrał się w szare dresy i bluzę, jego sobotni strój do odpoczynku po całym tygodniu pracy. Miał ogromną nadzieje, że wszyscy mordercy też w sobotę ubierają dresy i odpoczywają przed kolejnym tygodniem pełnym mordów. Ku jego uciesze telefon przez cały dzień milczał i nie musiał ruszać się z domu. Wraz z Carol siedzieli na kanapie, jedząc obiad zamówiony z pobliskiej restauracji i oglądali wiadomości. Póki co media nie dowiedział się o sprawie chłopca rozbryzganego po całym pokoju, ale to tylko kwestia czasu aż zaczną węszyć. Resztę weekendu spędzili na odpoczynku, czytaniu i zakupach. Nie działo się nic specjalnego na co para szczególnie nie narzekała. W poniedziałek rano Alfred obudził telefon od nieznanego numeru, to był detektyw.

— Alfred? Tu Detektyw Hyde. Musisz przyjechać do kostnicy. Lekarze podczas sekcji chłopca znaleźli kilka osobliwych rzeczy. Wyślę po Ciebie kogoś za 15 minut. Wyrobisz się?

— Oczywiście. Zaraz będę gotowy. Co ma Pan na myśli mówiąc „osobliwych”

— Zobaczysz… — odpowiedział i rozłączył się

Alfred przez całą drogę zastanawiał się co może ta sprawa przynieść więcej niż poszarpane zwłoki dziecka, które dodatkowo nie mają na sobie śladów wskazujących kto to zrobił. Po 45 minutach był już w kostnicy.

— Dzień dobry detektywie — powiedział wchodząc. Detektyw stał nad stołem na którym leżały wszystkie części ciała chłopca za wyjątkiem głowy, która stałą na innym stoliku.

— Cześć Alfred. Chciał bym, żebyś sfotografował tą głowę z każdej strony i powiedział mi co o tym myślisz

Fotograf od razu zabrał się do pracy. Podczas robienia zdjęć głowy zobaczył, że z tyłu jest jakiś symbol. Zrobił zbliżenie i zrobił kilka zdjęć. Ten symbol to była liczba jeden. Ot zwykłe jeden, Tylko dlaczego jest na głowie chłopca który został rozerwany w niewyjaśnionych okolicznościach?

— Znalazłeś coś osobliwego? — zapytał detektyw uśmiechając się bez wyraźnej przyczyny

— Symbol wypalony na potylicy. Nie wygląda jak stara blizna tylko coś świeżego.

— Tak, nasz doktorek powiedział że to musiało się stać nie dalej niż w dniu śmierci chłopca.

— Rodzice?

— Są w szoku szczerze wątpię żeby oni mogli to zrobić. Poza tym nie są to jacyś geniusze zbrodni ani obłąkańcy. Pamiętaj że nie zostały tam żadne ślady.

— Czyli jesteśmy w dupie nie wiemy nic.

— Tak, ale i nie. Mamy ten symbol z tyłu głowy. Seryjni mordercy numerują swoje ofiary, lub je podpisują. Wiesz, obcięte uszy wycięte podpisy. Tutaj mamy tylko jedynkę więc można się spodziewać, że ofiar będzie więcej, ale to tylko zgadywanka.

— Czyli jedyne co możemy zrobić to czekać aż znajdziemy kolejne zwłoki, tym razem z dwójką?

— Generalnie tak.

— Nie podoba mi się to.

— Nikomu się to nie podoba ale tak wygląda ta praca. Niejednokrot… — jego wykład przerwał telefon — halo? Gdzie? Zaraz będziemy. — zakończył rozmowę i spojrzał na Alfreda — nie musieliśmy długo czekać kolego. Mamy kolejnego trupa. Pojedziesz ze mną, przyda się ktoś bardziej spostrzegawczy niż ta banda która ze mną jeździ i oglądając miejsce zbrodni myśli o sobotnim meczu.

Oboje wsiedli do auta Detektywa. Bmw wyglądającego jak by wyjechało prosto z salonu, mimo zapewnień mężczyzny, że to tylko pamiątka po ojcu. Około 10 byli już na miejscu. Był to tani motel za miastem, raczej obskurny. Wyglądał jak szereg domków połączonych ze sobą a pierwszy z nich od lewej był recepcją w której pomieszkiwał dozorca, który jednocześnie był recepcjonistą i pokojówką. Okolica była raczej pusta a miejsce na motel dosyć nieaktualne ze względu na autostradę która biegnie daleko od zjazdu.

— Wygląda jak motel z psychozy. Mogę się założyć że recepcjonista ma na imię Norman i przebiera się w mamine ciuszki — powiedział Alfred, co detektywa bardzo rozbawiło, widocznie też był fanem klasyki horroru.

Mężczyźni wysiedli z auta i podeszli do pierwszych drzwi, tych prowadzących do pokoju dozorcy. Przed nimi stał mężczyzna blady jak ściana, co kontrastowało z jego ciemnymi włosami. Wyglądał jak lalka. Bardzo przerażona lalka. Najwidoczniej czekał na nich na zewnątrz, dlaczego? To miało się za chwilę wyjaśnić.

Kiedy do niego podeszli mężczyzna nie mógł wydusić z siebie słowa. Po chwili zajechał też radiowozy. Właściciel westchnął, trochę się uspokoił i zaczął mówić

— przyjechałem tutaj około dziewiątej trzydzieści jak co dzień, żeby sprawdzić czy z Ernestem wszystko w porządku i czy motel dalej stoi.

— Ernestem?

— Przepraszam, Ernest jest … był tutaj dozorcą, zajmował się też przyjmowaniem gości i sprzątaniem pokoi.

— Dużo zajęć jak na jednego człowieka — powiedział detektyw. Na jego twarzy widać było, że mimo iż nie widział jeszcze ofiary próbował wywnioskować że to będzie samobójstwo i szukał dowodów potwierdzających jego przypuszczenie

— Proszę pana tutaj przyjeżdża najwyżej kilku gości tygodniowo. Biznes ledwo zipie i miałem już niedługo zamknąć interes. Właściwie teraz będę musiał to zrobić na pewno.

— Więc przyjechał Pan i co dalej?

— No więc przyjechałem i od razu poszedłem do recepcji żeby sprawdzić czy Ernest jest trzeźwy i czy nie śpi. Czasem zdarzało mu się wypić za dużo i zaspać, ale to nic dziwnego skoro nie ma klientów człowiek się nudzi i zagląda do butelki. Kiedy zobaczyłem, że nie ma go w budynku recepcji trochę się zdziwiłem ale pomyślałem że może jednak przyjechał jakiś klient i pokazuje mu pokoje albo że sprząta, więc poszedłem na obchód po pokojach. Nie musiałem daleko iść bo znalazłem go w pokoju nr 2. Idźcie tam, drzwi są otwarte, ale ja tam nie wejdę. Jak to się skończy to sprzedaje tą budę albo jeszcze lepiej spale ją do gołej ziemi.

— Niech Pan nie przesadza, w hotelach zdarzają się samobójstwa i morderstwa. Hotele od tego nie bankrutują. Poza tym może prasa się o niczym nie dowie.

— Ernest nie popełnił samobójstwa, to nie możliwe żeby człowiek sam się tak okaleczył. Jednak siedzi tam martwy a gdy go znalazłem był zamknięty od środka ze wszystkich stron. — to było ostatnie co powiedział. Teraz znowu zbladł i usiadł na ziemi. Inni gliniarze zajęli się nim i wezwali pogotowie

Detektyw i fotograf skierowali się w stronę drzwi ze złotą dwójką nad wizjerem. To co powiedział właściciel motelu nie dziwiło detektywa który niejednokrotnie słyszał jak przerażani świadkowie wydarzeń twierdzili że morderstwa musiał dokonać sam diabeł. Zwykle okazywało się że przesadzają i sprawa nie wygląda aż tak źle jeśli się jej przyjrzeć pod odpowiednim kątem. To prawda, sprawa chłopca rozerwanego na strzępy była dosyć tajemnicza ale przy seryjnych mordercach, z którym pewnie mają teraz do czynienia, zazwyczaj po pierwszej znalezionej ofierze trudno było cokolwiek ustalić. Oboje stanęli naprzeciwko drzwi. Alfred czuł niepewność oraz — choć nie chciał tego sam sobie przyznać — strach. Strach przed tym, że to co zobaczą w środku będzie jeszcze gorsze niż to co zobaczyli kilka dni temu w pokoju małego chłopca. Chłopca który miał przed sobą jeszcze całe życie, które zostało zmarnowane. Teraz rozumiał dlaczego ludzie szukający seryjnych morderców często czują osobistą chęć złapania takiego człowieka. Teraz jednak nie było żadnych śladów prowadzących do sprawcy, a co za tym idzie nie było na kim skupić swojego gniewu.

— Gotowy? — Zapytał detektyw patrząc przed siebie, prosto na dwójkę na drzwiach.

Fotograf skinął głową, co Hyde zobaczył kątem oka. Obaj mężczyźni weszli do środka. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało normalnie, po lewej dwa łóżka jednoosobowe oddzielone od siebie małym, kwadratowym stolikiem nocnym. W pomieszczeniu znajdowała się też szafa na ubrania z wieszakami i dwa fotele. Ciemna tapeta w kwieciste wzory sprawiała że pokój był przytulny. Na jednym z foteli siedział mężczyzna w brodą opartą o klatkę piersiową. Najgorsze było jednak to że mężczyzna miał obcięte, a żeby być precyzyjnym, oderwane ręce od ciała przy samych barkach. Na sam widok Alfred walczył ze sobą żeby nie zwymiotować. Wystające z kikutów żyły i strzępki skóry wyglądały potwornie i gdyby nie to, że fotograf niejednokrotnie widział zwłoki w złym stanie pewnie teraz uciekł by z budynku.

— Chryste, chyba mamy do czynienia z tym samym wariatem który zabił chłopca. Zrób zdjęcia wszystkiego w tym pokoju może coś znajdziemy, później wprowadzimy tu techników oni przetrząsną wszystko dokładnie. Jak skończysz ze zdjęciami możesz wrócić do domu i czekaj na telefon ode mnie. Zadzwonię jak nasz rzeźnik z prosektorium zbada denata.

Fotograf skinął głową i zabrał się do swojej pracy. Kiedy skończył i reszta ludzi detektywa weszła do środka Alfred poszedł spacerem w stronę domu, Chciał przemyśleć wszystko co zobaczył ostatnimi dniami, Ten drugi trup wyglądał jak by był ofiarą tego samego mordercy ale nie można wykluczyć że to ktoś inny, dopóki nie znajdą jakiegoś symbolu na ciele. I pytanie jak ten sadysta wszedł do pokoju chłopca nie zostawiając po sobie jakichkolwiek, chociaż najmniejszych śladów. Cała sprawa go przerażała, z drugiej strony jednak od kiedy pracuje w policji nie czuł się w nic tak zaangażowany i ciekawy jak cała sprawa się zakończy. Po kilku godzinach zadzwonił detektyw a chwilę po telefonie oboje mężczyźni byli już w policyjnym laboratorium, Alfred zastanawiał się czy Hyde w ogóle kiedykolwiek wraca do domu i chodzi spać. Był człowiekiem tajemniczym i rzadko kiedy opowiadał o Swoim życiu prywatnym a z jego twarzy ciężko było wyczytać jakiekolwiek emocje, jeśli ten tego nie chciał. A zazwyczaj nie chciał.

— Chłopaki przetrząsnęli cały budynek i okolice wypytali wszystkich, kogo się tylko dało, generalnie prześwietlili wszystko i zgadnij co? — powiedział zagadkowo Hyde

Fotograf milczał.

— Wielkie nic. Ale to nie wszystko. Nasz chirurg sadysta dokładnie zbadał ciało. Ofiara oprócz oderwanych ramion ma też wypaloną cyfrę na wątrobie. Zgadnij jaką.

— Dwa?

— Pudło kolego. Znowu jeden.

— To może oznaczać, że sprawca nie numeruje ofiar tylko je podpisuje prawda?

— Tak, to może być to. Pytanie brzmi jak to możliwe, że ktoś wchodzi do pomieszczenia zamyka je od środka nie zostawia żadnych śladów, wyrywa ofierze ręce, również nie zostawiając żadnych poszlak, ponadto wypala autograf na wątrobie bez otwierania ofiary a następnie znika jak duch zabierając ze sobą jego kończyny.

Alfred milczał, szumiało mu w głowie i nie mógł dojść do żadnych logicznych wniosków a wnioski nielogiczne starał się odrzucać z miejsca. Każda sprawa ma jakieś wyjaśnienie — myślał — a w żadne duchy i tego podobne historie nie ma sensu wierzyć. Wszystko się wyjaśni w swoim czasie, jeśli jest morderca to w końcu popełni błąd który może nas do niego doprowadzić.

Mężczyzna rozmyślając nad całą sprawą zrobił zdjęcia denata z rozciętą klatką piersiową i brzuchem starając się jak najlepiej ukazać wypalony symbol na organie ofiary. To może im się przydać w śledztwie. Jego już teraz nieco sina skóra mimo tego iż był w chłodni nie przypominała skóry ofiar wypadków samochodowych, które jeszcze nie dawno były jego pracą. Wypadki zawsze były logiczne, Pijany kierowca, furiat, nieodpowiedzialne dzieciaki, to były przyczyny tego, że później on był wzywany. Teraz jednak nic nie wydawało się logiczne. A może jednak trzeba szukać rozwiązania poza schematem? Tyle się mówi o wszelkiego rodzaju cudach i ludzie w nie wierzą, są pewni że żył człowiek-Bóg który umarł by zmartwychwstać a przed tym uleczał dotykiem, wierzą w objawienia oświecenia i wszelkiego rodzaju wróżby. Jednak to są cuda pozytywne, dające ludziom nadzieję na to że jest coś więcej niż zwykły szary człowiek w Swojej smutnej rzeczywistości. A co jeśli istnieje anty cud, zabierający organy z zamkniętego ciała i rozszarpujący niewinne dziecko tylko po, żeby potem wypalić gdzieś nic nie znaczącą cyferkę, której nikt mógłby nawet nie odszukać gdyby specjalnie się nie postarał? Te pytania zaprzątały głowę Alfreda aż do powrotu do domu późnym wieczorem. Oczyma wyobraźni widział cyfrę wypaloną na sercu mężczyzny. W jakim celu? Tego pewnie się dowie wkrótce a przynajmniej taką miał nadzieję. Leżał już od przeszło godziny i nie mógł zasnąć wsłuchując się w miarowy oddech Carol, która teraz pewnie śni o wielkich bitwach czy innych niesnaskach politycznych odbywających się setki lat temu nie mających już żadnego znaczenia. Postanowił wstać i zrobić notatki z ostatnich wydarzeń. Miał nadzieję że znajdzie coś co może połączyć obie ofiary pomijając oczywiście wypalone symbole. Wszystko zapisał i dalej nic mu nie świtało. Pomyślał, że przecież jest tylko fotografem, który towarzyszy prawdziwemu detektywowi i właściwie nie musi się głowić nad tym dlaczego i w jakich okolicznościach zaszło do wszystkich tych zbrodni, ale pracując z Hydem czuł się jak jego partner. Mężczyzna ten mimo że był surowy i uchodził w policji raczej za ponuraka traktował go dobrze i cenił go, skoro osobiście chciał by razem pracowali. Alfred w końcu odłożył bezowocne notatki do szuflady przy łóżku i zasnął.

Sen z poprzedniej nocy wrócił do niego. Ponownie stał i patrzył się na wysoki budynek a chmura osłaniająca niebo stała się jeszcze bardziej posępna i ciemna. Sen był wyraźniejszy, tak samo jak niezrozumiały niepokój który Alfred odczuwał. Tym razem jednak coś było inaczej, czuł obecność kogoś, lub czegoś jeszcze nie mógł się jednak rozglądać. Jak sparaliżowany patrzył na wysoki budynek i zauważył jakiś ruch w pustych oknach bez szyb. Próbował skupić całą swoją uwagę na jednym z dużych otworów i zobaczył tam postać dziwnie znajomą choć niewyraźną. Poczuł przeszywający jego ciało strach od stóp po czubek głowy, uczucie jak by został porażony prądem. Postacią w oknie był on sam. Dokładna jego kopia wychylała się stamtąd i patrzyła w dół. Wtedy Alfred poczuł że coś chwyta go za ramię, spojrzał i zobaczył dłoń wielkości ludzkiej dłoni pokrytą jak by łuskami czerwonego koloru, niby jaszczurcza łapa. Nie widział nic więcej oprócz tej szkaradnej łapy, która złapała go za przedramię i wbiła szpony przez skórę aż poczuł potworny ból.

Obudził się zlany potem i od razu usiał. Odruchowo spojrzał na ramię, które dalej paliło bólem. Zobaczył że krwawi. Przerażenie było silniejsze od bólu, nie mógł się ruszyć z miejsca wgapiony we własne ramię i nie mogący uwierzyć w to co się właśnie wstało. Carol zaczęła się obracać na drugi bok, co wybiło go z transu i wstał obmyć rękę do łazienki. Patrzył w lustro nad umywalką i widział swoją bladą, mokrą od potu twarz i oczy podkrążone jak u człowieka który od wielu lat zmaga się z chorobą. Miał wrażenie że w przeciągu jednego snu postarzał się o dekadę. Teraz skupił swoją uwagę na ręce ze śladami wbitych pazurów na tyle głęboko żeby zabolało ale nie na tyle głęboko żeby zostały po tym blizny. Obmył rany nałożył bandaż i wrócił do łóżka. Nie miał pojęcia co o tym wszystkim myśleć i najważniejsze: czy to ma związek ze sprawą w którą obecnie był zaangażowany? Miał pewność, że tak. Resztę nocy nie zmrużył oka. Postanowił następnego dnia opowiedzieć o tym co go spotkało detektywowi, może cała sprawa jest bardziej niesamowita niż się im wydawało? Może ta jaszczurcza łapa rozerwała małego Dannyego na strzępy i powyrywała z Ernesta ręce? Być może trzeba będzie poszukać głębiej i w miejscach do których normalnie nie było sensu zaglądać.

Rozdział 3

Zaczynało świtać, gdy Alfred wstał z łóżka. Nie spał w ogóle czując wewnętrzny strach przed tym że przez sen może zostać rozczłonkowany przez coś czego nawet nie zobaczy, Teraz kiedy zaczynał się nowy dzień i słońce zaczęło wbijać do pokoju przez nie do końca zasłoniętą roletę czuł się nieco spokojniej. Carol leżała w łóżku, na szczęście nie obudziła się w nocy i nie musiała oglądać go w stanie przerażenia którego nie mógł by jej wyjaśnić. Poza tym na pewno by mu nie uwierzyła a przynajmniej tak myślał. Szybko skorzystał z toalety, sprawdził czy nie zostawił nigdzie śladów krwi po nocnej przygodzie. Nie zostawił. Umył zęby i zaczął się ubierać mając nadzieję że Carol nie zapyta go dlaczego tak wcześnie wychodzi i dlaczego nie zjadł śniadania mimo że nie było do niego żadnego telefonu. Wyszedł z domu. Na zewnątrz było przyjemne chłodne powietrze, którego teraz potrzebował. Szybkim krokiem podszedł do swojego samochodu. Po chwile namysłu zrezygnował jednak z jazdy autem i zadecydował, że przejdzie się na piechotę żeby trochę uspokoić myśli. Na świeżym powietrzu łatwiej było mu do wszystkiego podejść z dystansem. Mimo to nie udało mu się dojść do jakichś racjonalnych wniosków. Będę musiał o tym powiedzieć detektywowi, pomyślał nie mając większej ochoty na rozmowę o tym że senny koszmar doprowadził go niemal do obłędu. Jednak tu chodziło o coś innego. Zwykły senny koszmar nie zostawia po sobie śladów. Mężczyzna zmierzał w stronę pobliskiej kawiarni. Właśnie tego teraz potrzebował, napić się kawy. Kiedy doszedł na miejsce i kelnerka podała mu kawę zadzwonił do Hyde’a.

Właściwie liczył że obudzi go ze snu tak się jednak nie stało. Detektyw nie spał, ponad to było słuchać że jest koło jakiejś dosyć ruchliwej ulicy. Hyde? Gdzie jesteś? Poczekaj zaraz tam będę. Alfred szybko wypił kawę parząc sobie usta, zostawił na stoliku należność wraz z napiwkiem i wyszedł w pośpiechu. Hyde był zaledwie kilkaset metrów od kawiarni i miał zamiar iść na komendę mimo tak godziny. To mogło oznaczać kolejną ofiarę co już nie fascynowało Alfreda a przerażało w związku z tym co działo się w nocy. Kiedy zobaczył detektywa idącego w jego stronę widział w nim jakąś zmianę. Wyglądał z daleka trochę inaczej niż zwykle ale ciężko było stwierdzić na czym owa różnica polega. Kiedy podszedł już całkiem blisko i obaj mężczyźni uścisnęli sobie dłonie fotograf wiedział już jaka zmiana zaszła w jego towarzyszu. On też miał za sobą nie przespaną noc. Z tego samego powodu co on? Czy detektyw też sotał w nocy nawiedzony przez siły nie znane? A może po prostu ma swoje problemy albo po prostu lubi zaglądać do kieliszka. Alfred nie znał go z prywatnej strony właściwie wcale, słyszał o nim jedynie tyle, że jego żona popełniła samobójstwo a on dość cieżko to zniósł.

— Marnie wyglądasz Alfred — powiedział

— Ty też nie za dobrze kolego. Ciężka noc? — starał się zachować spokój mimo tego że w środku kłębiło się w nim wiele pytań

— Do najlżejszych nie należała. Widzę że podobnie jak Twoja.

I tak trwali w milczeniu przez bardzo długie minuty idąc obok siebie wzdłuż ulicy na której ruch nie ustępował przez praktycznie całą dobę. Zmierzali w stronę komendy policji mijając witryny sklepów i restauracje.

— Zanim wejdziemy chciał bym Cię o coś zapytać Alfred. Nie miałeś może dzisiejszej nocy jakiegoś dziwnego snu? — przerwał w końcu milczenie.

— Ty też … — odpowiedział spoglądając na swoje ramię, skryte pod długim rękawem.

— Nic już nie mów. Porozmawiamy w moim biurze. Przyjdź tam za chwilę i na miłość boską przynieś kawę.

Po 20 minutach oboje siedzieli jak żywe trupy u Hyde’a. Oboje milczeli patrząc się w papierowe kubki czarnej kawy myśląc o tym co spotkało najwidoczniej ich oboje poprzedniej nocy. Ani jeden ani drugi nie wiedział jak zacząć rozmowę o czymś tak pokręconym.

— Więc… — zaczął Alfred — też miałeś ten sen?

— Wątpię żebyśmy oboje mieli ten sam sen. Mi się śniła moja żona a wy się chyba nie znaliście — powiedział podnosząc wzrok na fotografa nieco pytająco

— Faktycznie nie znałem, w moim śnie nie było żadnej kobiety

— A co było?

Alfred nie chciał odpowiedzieć, czuł że to co tam widział było częścią jego o której chciał zapomnieć i udało mu się to zrobić, ale teraz to wraca. Przeszłość jest jak katar, czasem wydaje się że już mamy go z głowy ale on i tak kiedyś wróci i nic na to nie możemy poradzić.

— Wątpię żeby to miało jakieś znaczenie. Zobacz lepiej to — powiedział podciągając rękaw i ściągając bandaż z ręki

Detektyw bez słowa patrzył na ramię mężczyzny i pokazując mu własne z bardzo podobnymi śladami.

— Czerwona ręka jak by jaszczurcza z pazurami?

— Tak. Czerwonego koloru

Oboje patrzyli na siebie z szeroko otwartymi oczami. Wyglądali jak by próbowali wyczytać sobie nawzajem w myślach czy to wszystko dzieje się na prawdę i nie jest jakimś żartem.

— Może ktoś nam coś wczoraj podał, nafaszerował nas czymś a w nocy przyszedł i zrobił nam te ślady? — zasugerował Hyde

— Nie możliwe, spałem z żoną w jednym łóżku na pewno by się obudziła. A wątpię żeby ona to zrobiła poza tym Ty masz identyczne ślady. Słuchaj miałem całą noc na przemyślenia i Ty pewnie też patrząc po tym jak wyglądasz. Nie wydaje Ci się że to ma związek z morderstwami które mają ostatnio miejsce?

— Kiedy o tym myślałem wydawało mi się to niedorzeczne, żeby jakaś nadprzyrodzona moc zabijała ludzi i nie uwierzył bym w to nikomu, nawet jak by sam papież mi to opowiadał, ale te ślady i ból w trakcie snu. Nie wiem co o tym myśleć Alfred

— Myślisz że powinniśmy o tym komuś powiedzieć? Chryste jeśli to jest to co zabiło tego dzieciaka i recepcjonistę…

— Póki co zostawmy to dla siebie, ale wiedza że to co zabiło tych dwoje nie koniecznie musi być, że tak powiem, prawdziwe daję nam pewną przewagę

— Nie rozumiem

— Jeśli szukasz człowieka to szukasz odcisków palców i wszelkich materialnych poszlak jakie ten mógł zostawić, może musimy poszukać czegoś innego, czegoś o czym nie pomyślał byś szukając człowieka.

— Masz na myśli to że zaczniemy teraz biegać po egzorcystach i pytać jak poradzić sobie z demonem czy inną poczwarą?

— Pomyśl, skoro to coś było w stanie wbić w nas szpony to co mogło by zrobić z dzieckiem albo starcem a właściwie co już zrobiło? Musimy zgłębić temat. Może takie coś już miało miejsce?

— Więc gdzie zaczniemy? Pójdziemy do biblioteki i będziemy przeglądać stare pisma o siłach nadprzyrodzonych jak w filmach science-fiction?

— A nie masz internetu? — zapytał detektyw i otworzył laptopa

Przeglądali tak internet w poszukiwaniu czegoś co mogło by przynajmniej w małym stopniu dać im nadzieję że sprawa nie jest aż taka beznadziejna. Mijały godziny a większość informacji jakie znaleźli była po prostu papką mającą przeciągać potencjalnego czytelnika albo teoriami spiskowymi beż żadnego poparcia. Jedna strona przyciągnęła uwagę Alfreda.

— Wiedziałeś że sataniści mają siedzibę jakieś 10 kilometrów stąd i nawet się z tym specjalnie nie kryją? Patrz — pokazał mężczyźnie ekran laptopa na którym była strona poświęcona satanizmowi a konkretnie jednej z siedzib organizacji „Nowy Świt”

— Jedziemy tam trochę popytać?

— Chyba nie mamy wyjścia

Ubrali się i wyszli zabierając dopijając na szybko resztki kawy, która byłą im dzisiejszego dnia najlepszym przyjacielem. Niedługo byli już pod budynkiem na który wskazywał adres ze strony internetowej, Wyglądał obskurnie i raczej nie zachęcał żeby się kręcić wokoło niego a co dopiero wchodzić do środka i pytać czy ktoś przypadkiem nie widział w okolicy satanistów. Dwoje policjantów podeszło do drzwi na których wisiała przyklejona taśmą kartka na której było napisane „Nowy Świt, zapraszamy codziennie od 18.00”.

— Cholera mogli umieścić na stronie godziny otwarcia — powiedział Alfred

— To i tak dziwne że sataniści mają stronę internetową z adresem swojej siedziby a co dopiero gdyby tam napisali godziny otwarcia, Może jeszcze miejsca i godziny gdzie odbywają się czarne msze — roześmiał się

Do otwarcia siedziby było jeszcze sporo czasu więc mężczyźni musieli się zając teraz czymś innym. Oboje stwierdzili że skoro mordercą może nie być człowiek, chociaż oboje nie chcieli w to wierzyć, to może nie należy szukać śladów odcisków palców i innych typowych dla takiego śledztwa poszlak, ale należało by za to poszukać powodu dla którego akurat te osoby były ofiarami.

Pierwsze co im przyszło na myśl to to, że oboje byli w słabej kondycji ze względu na wiek. Chłopiec i starszy człowiek to idealne ofiary. Tak ale dla kogoś dla kogo to ma znaczenia, dla człowieka a nie demona który może wtargnąć do czyichś snów — pomyślał Alfred. Mimo to musieli zacząć się rozglądać za czymkolwiek. Skoro sprawca może nie być realny a jego ofiary tak to musi być coś co łączy ich wszystkich w makabryczną całość. Są też wypalone symbole które póki co nie były do niczego użyteczne.

Detektyw zadzwonił do rodziców pierwszej ofiary chcąc uzyskać od nich wszystkie dokumenty na temat ich martwego syna jakie tylko będą w stanie znaleźć. Może to wszystko jest bardziej zawiłe. Fotograf wraz z detektywem nie byli ludźmi którzy łatwo uwierzą w bajkę o demonie prześladującym ludzi, w szczególności detektyw. To akurat nieco dziwiło Alfreda, Hyde nie wyglądał na człowieka który mógł by uganiać się za niesamowitymi stworami, a mimo to szybko przyjął założenie, że mordercą może nie być człowiek. Może kiedyś już miał kontakt z siłami nadprzyrodzonymi i tylko czekał aż znowu nadarzy się okazja żeby się z nimi zmierzyć. Z takimi myślami Alfred jechali w stronę drugiego mieszkania rodziców Danny’ego, którzy po tragicznej śmierci syna nie mogli dłużej patrzeć na mieszkanie które miało być bezpieczną przystanią dla chłopca a okazało się jego grobem. Rodzice nie chcieli rozmawiać z policjantami, byli już zmęczeni ciągłymi pytaniami i chcieli już odbyć żałobę po synie. Kiedy detektyw zapukał do drzwi otworzył mężczyzna z kilkudniowym zarostem, zalatujący alkoholem i z podkrążonymi oczami. Podał im tylko duże pudło pełne dokumentów i zamknął drzwi nie dając dojść do słowa.

Siedząc w aucie przeglądali dokumenty w celu znalezienia czegoś co mogło się okazać chociażby minimalną wskazówką. Oboje wątpili że wycieczka do siedziby satanistów przyniesie jakikolwiek skutek szczególnie że wątpliwa była autentyczność tamtego miejsca.

— Detektywie, skoro szukamy informacji o chłopcu, może warto było by zdobyć jakieś informacje też o tym recepcjoniście z motelu. Może znajdziemy jakiś wspólny mianownik.

— Właśnie dlatego chciałem z Tobą pracować. Tylko że nie mam żadnych dokumentów o tamtym człowieku. Już sprawdziłem i wypytałem właściciela motelu. Nie miał rodziny nie miał ze sobą żadnych dokumentów. Jedyne co o nim wiadomo to to że pracował w hotelu i miał raczej burzliwą przeszłość skoro nie zabrał ze sobą żadnych dokumentów oprócz dowodu osobistego. Jego pracodawca mówił że Ernest był człowiekiem skrytym i unikał rozmów a szczególnie rozmów o jego przeszłości. Tutaj więc nic nie znajdziemy choćbyśmy chcieli. Uprzedzę pytanie. W danych policyjnych mamy o nim tyle że raz go zgarnęli na jakiejś pijackiej rozróbie i to wszystko.

— Czyli ciągle błądzimy

— Niby tak ale skoro zabójcą może nie być człowiek albo może każde z morderstw ma jakiś przekaz to prędzej czy później to rozgryziemy.

— A właściwie czego szukasz konkretnie w tych wszystkich papierach?

— Chce znaleźć akt chrztu młodego. Mam dziwne przeczucie że sprawa może mieć związek z kościołem. Zapytał bym o to po prostu rodziców ale jak sam widziałeś nie są skorzy do rozmowy a ja nie mam ochoty przeszkadzać im w żałobie

— Hej, wiedziałeś, że biologiczny ojciec Danny’ego zginął? Został zamordowany ale sprawcy nie złapano. Lepiej to zapamiętać, być może ma to związek ze sprawą.

— Słusznie — odpowiedział Hyde dalej wertując papiery.

Po kilkunastu minutach detektyw w końcu dokopał się do aktu chrztu. Był ochrzczony w pobliskim kościele przez księdza o archaicznym imieniu Amenadiel. Pojadą tam następnego dnia teraz jednak było pora wracać do siedziby Nowego Świtu trochę popytać.

Niedługo po odnalezieniu interesującego dokumentu wrócili pod budynek który lata świetności miał już za sobą i zapukali do drzwi. Otworzył je elegancki, starszy już człowiek z siwymi włosami ogolony gładko. W jego oczach było widać spokój ale również dozę irytacji

— Znowu policja? Słuchajcie wiem że myślicie że my tutaj mordujemy ludzi i wzywamy demony ale to nie tak. Nie będę wam tłumaczył teraz całej filozofii jaką tu wyznajemy ale zapewniam was że z demonami nie ma ona wiele spólnego i nie palimy tu kotów i nie porywamy dzieci.

— Co w takim razie robi taki nowoczesny satanista jak Ty?

— Spotykamy się dyskutujemy o polityce o tym co się aktualnie dzieje na świecie i co powinno się z tym zrobić. A cała ta otoczka jest po to żeby każdy z ludzi przychodzących na spotkania poczuł przynależność do czegoś większego. To wszystko.

— Czyli nie dowiemy się tutaj niczego o demonach?

— Nie sądzę. Próbowaliście w internecie? Jest 21 wiek.

Detektyw i fotograf spojrzeli na siebie w tym samym czasie i roześmiali się. Podziękowali za wyczerpującą odpowiedź i wrócili na komendę. Jedyne co teraz mogli by zrobić to iść porozmawiać z księdzem który ochrzcił chłopca i próbować doszukać się czegoś co mogło by spowodować nadprzyrodzone wydarzenia. Brzmi to jak szaleństwo ale to jedyne co przychodziło teraz do głowy policjantom.

— Ciężko się pracuje po nieprzespanej nocy — stwierdził detektyw — wracaj do domu wyśpij się porządnie a jutro pojedziemy do tego księdza. A poza tym jutro pogrzeb Ernesta, tego portiera z motelu pod miastem. Tam też powinniśmy się zjawić, może przyjdzie ktoś kto powie nam o nim coś więcej, chociaż podobno nie miał rodziny, ale równie dobrze mógł oszukać swojego pracodawcę który chyba nie był skory do sprawdzania czy mówi prawdę.

Wyśpij się porządnie. Te słowa utkwiły w głowie Alfreda gdy wracał do domu. Wyśpij się porządnie i nie daj się zabić przez sen — powinien powiedzieć detektyw. Po powrocie do domu zastał Carol gotującą kolacje. Po posiłku Carol oznajmiła mu że wyjeżdża na kilka dni do matki, która co jakiś czas popadała w swoisty letarg i potrzebowała opieki córki. Alfred już przywykł do tego że to się czasem zdarza, teraz jednak bał się spać sam jakkolwiek niedorzecznie to brzmi, że dorosły mężczyzna boi się spać sam. Tego oczywiście jej nie powiedział i zgodził się pocieszając ją że wszystko będzie dobrze i to tylko jeden z jej napadów i nie ma się czego bać. Carol kochała matkę i za każdym razem kiedy jechała się nią opiekować bała się że ta umrze. Tej nocy obawiał się powrotu sennej poczwary ale mimo to był tak wykończony że zasnął niemal od razu kiedy położył głowę na poduszce. Tej nocy sen nie wrócił i Alfred spał jak zabity do samego rana. Obudził go telefon od detektywa.

Rozdział 4

Detektyw też przespał całą noc bez napadu szalonych snów pozostawiających blizny na psychice i ciele. Z samego rana jak tylko się obudził zaczął przygotowywać się do pogrzebu mimo że miał jeszcze dużo czasu. Kiedy był już ubrany w czarny garnitur i ciemny, nieco przykrótki krawat postanowił zadzwonić do Alfreda żeby go obudzić. Zależało mu na tym, żeby oboje byli na pogrzebie Ernesta. Mimo iż Alfred był fotografem miał umysł detektywa i dobrze nadawał się jako partner i jeśli zakończy się ta cała sprawa, chciał zaproponować mężczyźnie dalszą współpracę.

— Alfred? Jeszcze śpisz? Wstawaj jedziemy na pogrzeb. Tak wiem że jest jeszcze czas ale chce tam być wcześniej żeby dokładnie widzieć kto i kiedy przychodzi. Dobra będę po Ciebie za 15 minut.

Detektyw przed wyjściem popatrzył na zdjęcie kobiety przy łóżku. Westchnął i wyszedł z domu. Mieszkał on w dużym domu. Teraz nieznośnie pustym. Wraz ze swoją żoną Martą mieli plany założyć rodzinę i dorobić się co najmniej kilkoro dzieci jednak nie było im to dane ze względu na śmierć kobiety. Została ona zamordowana przez nieznanego sprawce w ich własnym domu. Hyde nie wybaczył sobie, że nie było go wtedy w domu. Od zawsze praca była w jego życiu kluczowym elementem który pozwalał mu zachować szczęście. Musiał jednak zapłacić za to najwyższą cenę, mimo to teraz pracował jeszcze więcej. Pewnie dlatego, że powrót do domu nie dawał mu nic przyjemnego. Duży pusty dom pełen wspomnień i marzeń o przyszłości która umarła wraz z miłością jego życia.

Hyde podjechał pod blok w którym mieszkał fotograf. Kilka minut później obaj mężczyźni jechali już na pogrzeb ofiary z nadzieją, że spotkają tam kogoś kto pomoże im połączyć w całość tajemnicze liczby albo motywy jakimi kieruje się morderca, prawdziwy czy też wykraczający poza rozumienie ludzkie.

— Myślisz że ktokolwiek przyjdzie na jego pogrzeb oprócz właściciela motelu? Podobno nie miał żadnej rodziny — stwierdził zaspany fotograf jedząc batona na śniadanie.

— Z doświadczenia wiem, że jeśli ktoś miał rodzinę o której już zapomniał to zjawiają się na pogrzebie. Wtedy nie czują już wstydu lub strachu przed tą osobą i przychodzą go pożegnać lub mu wygarnąć. To dobre miejsce żeby się o nim dowiedzieć czegoś czego normalnie byśmy nie wydusili nawet od niego samego gdyby jeszcze żył

Mężczyźni byli już na cmentarzu i wypatrywali miejsca w którym odbywa się uroczystość. Cmentarz ten był pokaźnych rozmiarów mimo to dostrzegli w oddali grupkę ludzi i można było usłyszeć cichy śpiew. Zbliżając się coraz bliżej uświadomili sobie, że na pogrzeb Ernesta przyszły tylko dwie osoby nie licząc księdza i mężczyzn w białych rękawiczkach kontrastujących z czarnymi garniturami, którzy mieli umieścić trumnę w ziemi i przykryć płytą nagrobka. Jedną z osób która zjawiła się by pożegnać mężczyznę był jego pracodawca, którego policjanci już znali. Skinieniem głowy przywitali się z nim i stanęli nieco z tyłu za kobietą która cicho płakała. Nie widzieli jej wcześniej, może to jego córka albo jakaś dalsza krewniaczka. Wyglądała na trzydziestolatkę która przeżyła więcej niż nie jeden starszy człowiek. Policjanci nie chcieli jej przeszkadzać podczas ceremonii więc stali za nią i czekali aż pogrzeb dobiegnie końca. Chcieli zapytać o ojca i mieli ogromną nadzieję dowiedzieć się czegoś co będzie się łączyło z Dannym. To mogło być kluczowe w próbie określenia kolejnej ofiary, bo obaj mężczyźni szczerze nie wierzyli już w to że morderce da się złapać. Ceremonia dobiegła końca, ksiądz i ludzie z zakładu pogrzebowego już odeszli po złożeniu kondolencji kobiecie. Detektyw szturchnął Alfreda łokciem i ruszyli żeby z nią porozmawiać.

— Dzień dobry. Mike Hyde, detektyw kryminalny. Mogli byśmy zadać Pani kilka pytań?

— To nic nie da. Ale możecie próbować — odpowiedziała z miną raczej nie dającą wiele nadziei na to że będzie bardzo rozmowna.

— Kim była Pani dla zmarłego?

— Słabi z Was detektywi skoro się tego jeszcze nie dowiedzieliście — odpowiedziała prześmiewczo. Policjantów to nie zniechęciło. Kobieta póki co była ich jedyną nadzieją na jakiekolwiek informacje.

— Proszę z nas nie kpić i odpowiadać na pytania.

— Jestem, to znaczy, byłam jego córką.

— Czy wie Pani co mogło się przydarzyć Pani ojcu albo czy miał z kimś jakieś zatargi?

— Mógł mieć dziesiątki lub setki wrogów. Był człowiekiem który zniechęcał do siebie ludzi, ale wątpię żeby ktokolwiek był gotowy urwać mu za to ręce detektywie. Większość towarzystwa w jakim się obracał to zgraja niegroźnych pijaków. Dla pieniędzy też nikt go nie mógł napaść bo był biedny jak mysz kościelna, Przynajmniej kiedy go ostatni raz widziałam

— A kiedy widziała go Pani ostatni raz?

— Około 7 lat temu kiedy się od niego wyprowadzałam. Miałam dość życia z nim pod jednym dachem i tych jego codziennych awantur. Później próbował się ze mną skontaktować ale nie otwierałam listów. Wszystkie spaliłam.

— Nie miewa Pani ostatnio dziwnych snów? Takich realnych że mogły by być prawdziwe? — wypalił Alfred. Detektyw spojrzał na niego zdziwiony a kobieta zbladła jak ściana. Wyglądała gdyby ktoś odkrył przed nią wielką tajemnice.

— Porozmawiajmy u mnie, Nazywam się Monica Elstern — odpowiedziała nerwowo kobieta. Zdziwiło to mężczyzn ale była to ogromna szansa. Ją też nękały złe sny, może nawet takie które zostawiają po sobie ślady na ciele. Sprawa wyglądała coraz bardziej tajemniczo ale zarazem ekscytująco i wręcz niemożliwie. Alfred czuł się jak by był bohaterem jakiegoś filmu science-fiction. Mimo to czuł też potworny lęk, że on też stanie się ofiarą Sennego Demona.

Już mieli iść za Monicą, gdy zadzwonił telefon detektywa. To nigdy nie znaczy nic dobrego — pomyśleli oboje równocześnie. Po krótkiej rozmowie Hyde spojrzał na fotografa. Ten od razu zrozumiał że jest kolejna ofiara. Nie wiedział jednak jaka.

— Proszę pani — powiedział Hyde — przyjedziemy do Pani jutro i porozmawiamy. Proszę się przygotować do tej rozmowy i poszukać wszystkiego co może być związane z Ernestem.

— Dobrze — odpowiedziała dalej blada i roztrzęsiona. To mój adres — podała detektywowi kartkę z zapisanym adresem.

— Pożegnali się złożyli jej kondolencje i wrócili do auta.

— Zgadnij kto tym razem — zagadkowo powiedział Hyde patrząc przed siebie przez szybę na parking cmentarza na którym dalej się znajdowali — Amenadiel, ksiądz który ochrzcił Danny’ego — detektyw nie czekał na odpowiedź.

— Tylko jak łączy się Ernest z Dannym. Tego musimy się dowiedzieć

— Detektywie. Właściwie co zrobimy jeśli dowiemy się o połączeniu tych zbrodni albo jeśli nawet byśmy przewidzieli kto będzie kolejną ofiarą? Jeśli rzeczywiście giną w trakcie snu z ręki tego jaszczurczego stworzenia to nic nie poradzimy, a jeśli nawet ten Demon musi wyjść na powierzchnię to i tak wątpię żebyśmy byli w stanie cokolwiek zaradzić.

— Wiem Alfred. Teraz dla mnie liczy się prawda. Chcę wiedzieć czy oboje postradaliśmy zmysły czy rzeczywiście sprawcą ostatnich wydarzeń są siły nadprzyrodzone. Jeśli to drugie, to zwalniam się z policji i idę na emeryturę.

— Hyde mogę zadać Ci osobiste pytanie?

— Pewnie — odpowiedział pewnie

— Co się stało z Twoją żoną?

— Została zamordowana w naszym domu, poderżnięto jej gardło gdy spała — powiedział detektyw zupełnie spokojnie, tak jak by przygotowywał się na to pytanie od wielu dni

— Przykro mi — odpowiedział Alfred nieco skrępowany że zadał to pytanie

— Szkoda że nie dane mi było złapać sprawcę morderstwa.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 29.2