Rozdział pierwszy
Wojtek
Dwadzieścia jeden lat temu po raz pierwszy zostałam matką chrzestną, ale zanim to nastąpiło, wydarzyło się coś wyjątkowego. Sami się przekonacie.
Oto moja historia: zwiastowanie mojego chrześniaka.
5 lipca 2003 roku w ośrodku Arka w Gródku nad Dunajcem, będąc na oazie, miałam piękny sen. Byłam w nim akuszerką i pomagałam maleństwu przyjść na świat, odcinając pępowinę. Chłopczyk był śliczny. Miałam go na rękach, patrzyłam na jego twarzyczkę, a później się obudziłam. Tego dnia chowałam to w sercu, zastanawiałam się nad tym snem.
Wróciłam do domu i okazało się, że moja Ciocia jest w ciąży.
6 sierpnia urodziła synka. Gdy do niej pojechałam i wzięłam maluszka na ręce, miałam déjà vu, bo malec wyglądał tak jak ten z mojego snu. Zrozumiałam, że to jest on :)
Historia imienia
Bardzo przeżywałam narodziny mojego kuzyna, który został mi tak pokazany przez Boga, i zaproponowałam Cioci imię, które mi się podobało: Tobiasz. Jednak jego Mama miała już wybrane imię: Wojciech — po pradziadku :)
Chrzest święty
Dwa miesiące później, 25 października 2003 roku, zostałam matką chrzestną Wojtusia. Był to najpiękniejszy prezent na moje 25. urodziny. Dar od Boga.
Osiem lat później Bóg zesłał mi następny Dar pod postacią maleńkiego chłopczyka, o którym napiszę w następnym rozdziale.
Rozdział drugi
Michał
Pamiętacie takie powiedzenie: „Nie śpijcie, bo dziecko wam podrzucą”? Pytam, bo u mnie tak było :)
Budzę się i słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości: dostałam zdjęcie dzieciątka w inkubatorze. Słodki był i taki maleńki.
Michałek był wcześniaczkiem — urodził się w siódmym miesiącu. Toczyliśmy o niego walkę medyczną i modlitewną.
Podjęłam się walki modlitewnej, odmawiając nowennę do Dzieciątka Jezus, która przyniosła szczęśliwe zakończenie. Poprawił się stan zdrowia Michałka i, co najważniejsze, nic już nie zagrażało jego życiu.
Historia imienia
Dla każdego rodzica nadanie imienia własnemu dziecku jest wielkim przeżyciem, i tak też było w przypadku mojej kuzynki.
Zwróciła się do mnie tymi słowami: „Ewa, jak dać mu na imię?”. Ja, nie zastanawiając się długo, odpowiedziałam: „To twoje dziecko i musisz z mężem wybrać dla niego imię”. Jednak coś mnie tknęło i dodałam, aby pomodliła się do Ducha Świętego. Na tych słowach zakończyła się nasza rozmowa.
Przez jakiś czas nie rozmawiałyśmy, aż pewnego dnia odezwała się:
— Ewa, miałaś rację.
— A w czym?
— Pomodliłam się do Ducha Świętego i przyszedł sen, w którym Michał Archanioł walczył z Szatanem Lucyferem. I tak wybraliśmy imię.
Miałam niesamowitą satysfakcję z tego, że tylko podsunęłam jej myśl o modlitwie do Ducha Świętego, a imię wybrali sami.