Mojej Żonie
„Gdybyś”
Gdybyś nie niosła światła
cienistą doliną
gdybyś …
stałbym się
zagubionym brakiem
wszystkiego
Autoportret
Autoportret
każdy
bez wyjątku
rodzę w nocy
krwawiącym rozwarciem
bezdechem ustawicznego oiomu
wredny
przyjazny
znudzony
obłąkany
reprodukuję siebie w milionach
by nad ranem obkleić ściany pustobezmiaru
Bezsenność
Jeszcze zasypiam
jeszcze mogę
drugą tabletką
popycham bezsenność
znowu maluje ścianę
po raz enty
wbijam ten sam gwóźdź
przewieszam impresjonistów
próbując uciec w pejzaże
potykam się o KRZYK ekspresji
wstaję
kaftan myśli
boa z piór
oplata chłodem posadzki
fontanna Duchampa
da-da się śmieje
nie znaczę nic
w lustrze
jawę
odgrywam
surrealistycznie
Malarz portretu
Nazywam się
portretu właściciel
pod pachą
w papierze buro-pakownym
pogniecionym poplamionym
wyciągniętym z gardła psów Pawłowa
sznurkiem strzępiącym słowa związany
od wystawy do galerii
od sklepu cynamonowego do kosza na śmieci
noszę siebie
Uśmiechnięte fotografie
uśmiechnięte fotografie
niezliczone
kolorowe
na skórze
języku
w spojrzeniu oczu
co żyć się nawet wydają
tacy przystrojeni
tak piękni
dlaczego
moja
niczym nieuzasadniona rozpacz
milcząco nosi starą sukienkę
zszytą
z rentgenowskich zdjęć
Emigrant
Wiesz że nie mówię po francusku
kiedyś przez tydzień mieszkałem w Paryżu
marche aux puces jedzenie u Algierczyka
przed Olimpią spotkałem Brela
przecież to Belg no tak
kochałem się w Jane paliłem gitanes z Gainsbourgiem
wielkie nieba
masz racje
nigdy nie byłem Francuzem
jestem tylko emigrantem z innej galaktyki
nie moje wspomnienia moje marzenia
z czarno-białych filmów
Surdut
Mój czarny surdut
nieprzystosowany
dziurawy jak kosmos
wytarty jak słowa poety
przeżarty bluźniącymi molami
wysłannikami pijanego Krawca
nie stałem się znamienitym inżynierem
ani bankierem w granatowym garniturze
mój czarny surdut
obnoszę w pustych korytarzach
dusznych piwnicach
milczących spojrzeniach
czasami wzbijamy się na najwyższą krokwie na poddaszu
łudząc się niebem i srebrzystą nitką halucynacji
Chciałbym zatańczyć
Chciałbym zatańczyć
w samo południe
cienistej doliny
gdzie ziemia nieubita
ścieżkami poorana
i wiatr przesuwa kamienie
w podartym garniturze
rozpiętej koszuli
krawacie jak powróz
co na ubój ciągnie
odrzuciłbym siebie precz
zatańczył
bez wątpliwości cienia
w samo południe
w palącym słońcu
cienistej doliny
Wiersz o miłości
Złym
doborem słów
językiem czarnym i zimnym
popiołem drzewa na głowie
jestem
przyszłość
każdym oddechem
tańczy na linie
wczorajszo — dzisiejszo — jutrzejsza
Ty
wpleciona warkoczami
z sercem na dłoni
jesteś
bym napisał wiersz o miłości