E-book
31.5
drukowana A5
68.06
drukowana A5
Kolorowa
102.29
Dark Heart (wydanie specjalne)

Bezpłatny fragment - Dark Heart (wydanie specjalne)

#Heart 1


Objętość:
408 str.
ISBN:
978-83-8414-587-6
E-book
za 31.5
drukowana A5
za 68.06
drukowana A5
Kolorowa
za 102.29

„Dla wszystkich, którzy udają kogoś, kim nie są, pamiętajcie, że nie warto się zmieniać oraz dedykuję tę książkę tym którzy nie poddali się w walce, jestem w tym z wami”

Ostrzeżenie

Uwaga!


Poniższy tekst jest fikcyjny i nie ma na celu propagowania żadnych szkodliwych zachowań.

Zanim zdecydujesz się kontynuować lekturę, prosimy o zapoznanie się z poniższymi ostrzeżeniami.

Tekst, który zaraz przeczytasz, porusza bardzo trudne tematy i może wywołać silne emocje, szczególnie u osób wrażliwych na kwestie związane z przemocą, zabójstwem oraz emocjonalnymi kryzysami.

Zawiera on opisy cierpienia wewnętrznego bohaterów, ich zmagań z własnymi demonami, a także sytuacji, które mogą być wyzwaniem psychologicznym.


Fikcyjność:

1. Przypominamy, że wszystko, co opisane w tej książce, jest wytworem wyobraźni autora. Żadne z przedstawionych zdarzeń nie ma rzeczywistego odzwierciedlenia w życiu ani nie ma na celu gloryfikowania czy normalizowania szkodliwych zachowań. Celem jest jedynie zgłębianie emocji i przeżyć bohaterów, a nie promowanie destrukcyjnych działań.


Bezpieczeństwo emocjonalne:

2. Część z nas może przechodzić przez trudne chwile w życiu, a literatura nie powinna być powodem, by czuć się jeszcze gorzej. Zrozumienie, że fikcja jest tylko wyobrażeniem autora, a nie rzeczywistością, może pomóc w uniknięciu wpływu tej opowieści na nasze własne życie.


Wsparcie:

3. Istnieją liczne organizacje, linie pomocowe oraz terapeuci, którzy oferują wsparcie w takich sytuacjach. Nie bój się szukać pomocy — jesteś ważny, a Twoje zdrowie i bezpieczeństwo są najistotniejsze.


Pamiętaj, że nie jesteś sam/a: Nawet jeśli czujesz się osamotniony/a w swoich zmaganiach, ważne jest, by wiedzieć, że są ludzie, którzy cię wspierają. Zrozumienie, że przemoc wobec siebie lub samobójstwo nie są odpowiedzią na problemy, może być pierwszym krokiem w odzyskaniu kontroli nad własnym życiem. Zawsze możesz sięgnąć po pomoc.


Przestroga:

4. Nie wolno powtarzać żadnych przedstawionych w książce czynności! Przemoc, zabójstwa i myśli samobójcze to poważne problemy, które wymagają profesjonalnej interwencji. W przypadku, gdy masz jakiekolwiek trudności z radzeniem sobie z emocjami przedstawionymi w książce, bardzo ważne jest, by natychmiast poszukać wsparcia. Pamiętaj, że Twoje zdrowie psychiczne ma ogromne znaczenie i masz prawo do poczucia bezpieczeństwa.


Pomoc dostępna dla Ciebie:


W Polsce możesz skontaktować się z Telefonem Zaufania dla Dzieci i Młodzieży pod numerem 116 111, dostępnym 24 godziny na dobę.

Możesz skontaktować się również z Centrum Wsparcia dla Osób w Kryzysie Psychicznym pod numerem 800 70 2222.

W wielu krajach dostępne są różne organizacje i linie wsparcia, w tym także linie anonimowej pomocy kryzysowej. Poszukaj lokalnych numerów telefonów i usług, które są dostępne w Twoim kraju.

Playlista

Cynical: Chris de Sarandy, Safri Duo i Twocolors

Only Love Can Hurt Like This: Paloma Faith

Złamane serce jest OK Utwór: Daria Zawiałow

Never Be the Same Utwór: Camila Cabello

Powerful Utwór: Major Lazer

People You Know Utwór: Selena Gomez

Prolog

„Życie to chaos, a my jesteśmy w nim uwięzieni”.

Zima tego roku była wyjątkowo mroźna.

Śnieg padał od samego rana, a na ulicach panował ten szczególny, świąteczny spokój. W naszym domu, mimo braku rodziców, atmosfera była przyjemna i pełna radości. W kuchni pachniało cynamonem i wanilią, bo właśnie piekłyśmy pierniczki na Boże Narodzenie.

Ava, jak zwykle, zasiadła przy stole, zajadając się chipsami, podczas gdy ja przygotowywałam herbatę.

— Ava, chcesz herbatę? — zapytałam, nie odrywając wzroku od garnka z wrzątkiem, do którego wrzucałam torebki herbaty.

— Tak — odpowiedziała, a jej głos niósł się z salonu. Była typową nastolatką, która potrafiła siedzieć godzinami na kanapie, nie robiąc nic poza objadaniem się przekąskami.

Zalałam herbatę do świątecznych kubków, które już od kilku tygodni stały na stole w kuchni.

To były te same kubki, które mama zawsze wyciągała na Święta. Miały w sobie coś magicznego, coś, co przypominało mi o beztroskich latach dzieciństwa. Wzięłam napary do rąk i ruszyłam w stronę salonu.

Ava siedziała na kanapie, patrząc na telewizor, a jej dłonie nieustannie sięgały po kolejne chipsy. Była już starsza, ale nadal miała ten sam sposób spędzania wolnego czasu, co kiedyś. Zawsze śmiała się, że to najlepszy sposób na życie — zero zmartwień, pełne relaksu.

— No, wigilia za trzy dni, a nasi rodzice wracają niebawem — oznajmiła z radością, wstając, by przyjąć kubek herbaty.

Uśmiechnęłam się lekko, czując tę przyjemną atmosferę. Czułam, że nasza rodzina może znowu poczuć się jak kiedyś.

— Nie myśl, że coś ci kupią, jesteś już za stara — zażartowałam, siadając obok niej na kanapie. Przewróciła oczami, szturchając mnie lekko.

— Mam dopiero dziewiętnaście lat! — odpowiedziała, ale wiedziałam, że mimo tego, jak bardzo chciała uchodzić za dorosłą, nie mogła ukryć radości, jaka pojawiła się w jej oczach na myśl o prezentach. Ja z kolei, choć miałam osiemnaście lat, byłam już w fazie, w której zaczynałam patrzeć na święta bardziej poważnie. W końcu, te dni miały coś magicznego — coś, czego nie mogłam zignorować.

Zaśmiałam się, a jej odpowiedź była tylko pretekstem do kolejnego żartu.

— Stara Ava, babciu, mogę tak ci mówić? — zapytałam, a ona natychmiast rzuciła mi poduszką, celując w moją głowę.

— Zaraz tę herbatę wsadzę ci w… — zaczęła grozić, ale przerwała, gdy zadzwonił telefon.

To był nasz brat, Kian. Gdy tylko zobaczyłam jego imię na ekranie, nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Choć był starszy od nas o dwa lata, zawsze potrafił rozładować atmosferę.

— Co tam, braciszku? — zapytałam, przełączając rozmowę na głośno mówiący, by Ava też mogła go usłyszeć.

— Stęskniłaś się? — usłyszałam jego wesoły głos, pełen żartu.

— Oczywiście, Ava też — odpowiedziałam, a Ava zaśmiała się, wiedząc, że Kian zawsze miał w sobie tę lekkość, która nas rozśmieszała.

— Kocham was i będę za godzinę. Rodzice już są? — zapytał, a ja pokręciłam głową.

— Jeszcze nie — odpowiedziałam, ale w tym momencie usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi.

— Czekaj, nie rozłączaj się, idę otworzyć — powiedziałam radośnie, wstając z kanapy. Wtedy znowu usłyszałam głos Kiana:

— Dobra, tylko nie piszcz, bo mi bębenki popękają.

Zaśmiałam się i pomknęłam do drzwi. Gdy je otworzyłam, na progu stało dwóch mężczyzn w mundurach. Nie od razu zrozumiałam, co się dzieje, bo nie wyglądali jak przedstawiciele żadnych służb, których spotkanie mogło być częścią mojego codziennego życia. Mieli poważne wyrazy twarzy, a jeden z nich, ten starszy, patrzył na mnie w sposób, który od razu wzmocnił moje niepokój.

— Dobry wieczór, czy pani nazywa się Octavia Smith? — zapytał jeden z nich, spoglądając na mnie.

Serce zabiło mi szybciej, ale nadal nie byłam w stanie zrozumieć, o co chodzi.

— T-tak, a o co chodzi? — zapytałam, czując, jak niepokój zaczyna narastać w moim brzuchu.

Spojrzałam w kierunku telefonu, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Kian odpowiedział na pewno po drugiej stronie, z jakimś cichym dźwiękiem, którego nie potrafiłam rozpoznać.

Starszy mężczyzna spojrzał na mnie i ponownie wypowiedział słowa, które wstrząsnęły moim światem.

— Pani rodzice zginęli w wypadku.

I wtedy poczułam, jak czas na chwilę staje.

Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Czułam, że moja krew zamarza w żyłach, a powietrze staje się grube i ciężkie. W głowie miałam tylko jedno słowo: co?!

W tym samym momencie na telefonie usłyszałam wrzask Kiana:

— Co?!

I wtedy wszystko zaczęło się sypać.

Czułam, jak moje serce zaczyna walić coraz mocniej, a w oczach pojawiają się łzy.

Słowa, które usłyszałam, nie miały sensu. Rodzice. Moja mama, mój tata — odeszli. I nie potrafiłam sobie z tym poradzić.

Zaczęłam się chwiać, a świat wokół mnie wydawał się rozmazywać. W tym samym momencie poczułam na ramieniu delikatną rękę Avy, która już stała za mną. Wszystko zaczęło się dziać za szybko, jakby rzeczywistość pędziła wokół mnie z prędkością światła.

— Kian, nie… to niemożliwe — wyszeptałam, łzy zaczęły spływać mi po policzkach.

ROZDZIAŁ 1

„Profesorek”

„Gdybym miała moce, dawno bym wyszła z siebie i zamordowała kogoś”

Dwa lata później…


✿Octavia ✿


Dziś mam pierwsze zajęcia na studiach. Może nie powinno mnie to dziwić, ale naprawdę odechciewa mi się wstać z łóżka. Kiedy obudziłam się rano, poczułam się, jakbym w ogóle nie miała siły na nic. Mimo że przez ostatnie tygodnie martwiłam się, że nie dam rady, dzisiaj po prostu mi się nie chce. Wszystko to wydaje się takie przytłaczające.

Ava i Kian, jak zawsze, wyganiają mnie z domu. Mówią, że edukacja jest najważniejsza, bo potem będzie łatwiej znaleźć dobrą pracę. Może mają rację, ale ja czuję, że to nie jest moja droga.

Dwadzieścia minut minęło na zastanawianiu się, co na siebie włożyć. I tak po kilku próbach kończę w spódnicy w kratę i białej koszuli. Chciałam wyglądać odrobinę elegancko, ale nie czuję się ani trochę komfortowo. Wiem, że muszę iść, choć mam serdecznie dość tego całego zamieszania.

Zakładam plakietkę z logo uczelni i moim imieniem, biorę torbę i wychodzę z mieszkania. Nawet nie zastanawiam się nad śniadaniem, po prostu idę. Może to znowu nie będzie wielka sprawa, ale przez całą drogę na przystanek czuję w sobie dziwną mieszankę niepokoju i rezygnacji.

Gdy nadjeżdża autobus, od razu wsiadam, czując ulgę. Ostatecznie znalazłam wolne miejsce, ale… jest pełno starszych ludzi. Muszę stać. W krótkiej spódnicy. I to wcale nie jest wygodne.

ZAJEBIŚCIE

Początkowo próbuję się rozluźnić, ale nie udaje mi się. Zaczynam się zastanawiać, dlaczego miałam w ogóle iść na te zajęcia. Właśnie wtedy czuję na nodze czyjąś rękę.

Kiedy podnoszę wzrok, dostrzegam go. Faceta, który ma na twarzy idiotyczny uśmiech, jakby chciał mi coś powiedzieć.

Nie wiem, co mnie podkusiło, ale odruchowo odwracam się i uderzam go w policzek. Potem wracam do swojego stanowiska, patrząc w okno, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

Wtedy słyszę ciszę w autobusie. Nikt nie reaguje. Tylko facet pociera policzek, a na jego twarzy maluje się zaskoczenie. Jego uśmiech znika.

— Jeszcze raz? — pytam, czując, jak irytacja rośnie we mnie z każdą sekundą.

Ale on po prostu się szczerzy. Nawet się nie zająknął. Po chwili coś za moimi plecami wybucha, a wtedy pada to słowo, które natychmiast sprawia, że czuję się bezpieczniej.

— Zostaw ją i wypierdalaj! — ktoś krzyczy z tyłu.

Nie wiem, kto to mówi, ale w tej chwili czuję, jak chłopak za mną nagle wstaje i bierze tamtego gościa za kurtkę. Szarpie go, jakby nie ważył nic, a potem… wyrzuca go z autobusu. Dosłownie wyrzuca go na ulicę.

Ja zostaję z otwartymi ustami, nie do końca pewna, co się właśnie wydarzyło. Cała sytuacja wydaje się nierealna. Dopiero po chwili chłopak odwraca się do mnie.

— Nic ci nie jest? — pyta, a jego głos jest dziwnie spokojny.

Czuję, jak moje serce bije szybciej. Wzrok mi się zatrzymuje na jego twarzy — niebieskie oczy, brązowe włosy, przyjemny uśmiech. I coś, co w tej chwili czuję w sobie, sprawia, że nie jestem pewna, co dalej.

— Nie, dziękuję bardzo za pomoc — odpowiadam, starając się zachować spokój.

Chłopak pokazuje na wolne miejsce obok siebie, gdzie jakiś pasażer właśnie wysiadł. Zgadzam się, nie mając zbyt wielkiego wyboru. Siadam obok niego, czując się trochę głupio, jakbym dopiero teraz zauważyła, że nie mam się czego bać. On jest tu, nic mi nie grozi.

— Jestem Liam Williams — mówi, wyciągając rękę.

— Octavia Smith. Miło mi — odpowiadam, czując, jak rumienię się nieznacznie.

— Będziesz studiować kryminologię na uniwersytecie Queens Collagens? — pyta, z ciekawością w głosie.

— Tak, a ty? — odbijam piłeczkę, chcąc nawiązać kontakt.

— Ja też — odpowiada, a jego uśmiech robi się szerszy. I wtedy zaczynam czuć te motylki w brzuchu, które absolutnie nie mają sensu. To jest Nowy Jork, miasto, które zna wielu chłopaków, którzy nie mają najlepszej opinii. A ja nie szukam kłopotów.

— To ciekawe — mówię do siebie, starając się nie skupiać na tym, jak jego perfumy pachną.

Gdy w końcu wysiadamy na przystanku obok uczelni, idziemy razem na kampus. Niby nic nadzwyczajnego, ale odczuwam jakąś dziwną więź z Liamem. Przez całą drogę nie przestaję patrzeć na niego, a on z kolei wcale się nie spieszy. Chociaż jego spojrzenie czasami przystaje na moich oczach, mam wrażenie, że ma w sobie jakąś tajemnicę.

Na uczelni czekają mnie pierwsze zajęcia, ale zaskakuje mnie coś, czego się nie spodziewałam — sala wykładowa jest pusta. Zaledwie piętnaście osób na cały rocznik, chociaż miało być co najmniej czterdzieści. Czuję się jakbym trafiła do innego świata.

— Cześć — rzucam, wchodząc do sali, a reszta klasowego grona patrzy na nas z dziwnymi, niemal dociekliwymi spojrzeniami.

— Hej, jestem Mia — blondynka, która wygląda, jakby właśnie wyszła z okładki magazynu. Ma piękną sylwetkę i naturalną urodę, absolutnie bez makijażu. Siedzi tu, jakby była stąd od zawsze.

— Miło mi, Octavia — odpowiadam, starając się nie patrzeć na jej zadbane włosy. Siadam obok niej.

— Dlaczego jest tak mało osób? — pytam, a moje spojrzenie rozbiegane, rozglądam się po sali.

— Podobno wypisali się. Nie słyszałaś, kto wrócił do miasta i na naszą uczelnię? — odpowiada, marszcząc brwi.

— Nie wiem, o kim mówisz — przyznaję, szczerze zaskoczona.

— O Axelu — mówi Mia.

— Axel? — pytam, starając się przypomnieć sobie, skąd mogłabym go znać. Ale nic.

— Tak, Axel i jego kumple wrócili. Podobno wszyscy się boją — mówi z niepokojem w głosie.

A potem słyszę o nich: Axel, Dylan, Oliver. Kryminaliści.

— Ciekawe… — mówię cicho, starając się nie brzmieć zbyt lekceważąco. Choć naprawdę nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.

obecność wpływa na moje emocje.

Mia patrzy na mnie, jakby miała wrażenie, że nie biorę jej na poważnie. Zerkam na nią z kąta oka, próbując zmusić się do koncentracji. Coś w jej oczach nie pozwala mi zignorować tego tematu. Widać, że nie mówi tego wszystkiego bez powodu.

— Axel i jego kumple to nie jest zwykła banda — dodaje, opuszczając głos. — Mówią, że zabili jedną dziewczynę cztery lata temu, a potem uciekli z miasta, żeby sprawa przycichła.

Czuję, jak coś zgrzyta w mojej głowie. Wspomnienie tego, co mówiła o morderstwie, pozostaje w powietrzu jak niewidoczny ciężar. Czuję się dziwnie. Czy naprawdę mam wierzyć w takie opowieści? Zawsze uważałam, że plotki mają to do siebie, że są przesadzone. Ale coś w tonie Mii sprawia, że zaczynam się zastanawiać.

— I ty w to wierzysz? — rzucam, starając się rozładować napięcie w głosie.

Mia wzdycha i patrzy na mnie z lekką dezaprobatą, jakby uważała mnie za głupią, że nawet nie biorę pod uwagę prawdziwości tych słów.

— Nie wiem, Octavia. Może nie wiesz, ale wiesz, kto wrócił z nimi do miasta? Oliver Evans. I Dylan Wilson — mówi, patrząc na mnie uważnie. — Znam ich. Dylan ma dziewczynę, która chodzi tu na uczelnię. I powtarza rok.

— Aha widziałam ją — odpowiadam automatycznie, bo już wcześniej widziałam ją na kampusie. Czarne włosy, pełno tatuaży. Zdecydowanie nie pasowała do tego miejsca. — To Isabella Johnson, tak?

Mia patrzy na mnie z lekkim zdziwieniem. — Tak, to ona.

Przez chwilę milczymy. Moje myśli zaczynają biegać w różnych kierunkach. Skoro Dylan ma dziewczynę, to znaczy, że wcale nie jest taki nieosiągalny, prawda? Ale czy w takim razie związek z Isabellą ma coś wspólnego z tym, co mówią o Axelu i ich kryminalnej przeszłości?

Zaczynam się zastanawiać, czy to wszystko jest tylko przypadkiem, czy może ktoś naprawdę chce, żebyśmy uwierzyli w te historie. Może Mia przesadza? Ale skąd ta pewność w jej głosie? I czemu mówi to wszystko w tak tajemniczy sposób?

Zanim zdążę rozważyć to do końca, drzwi sali otwierają się, a do środka wchodzi profesor. Ma na sobie elegancki garnitur, wygląda jak ktoś, kto mógłby wyskoczyć z jakiegoś filmu kryminalnego. W powietrzu natychmiast czuć napięcie.

— Dzień dobry, studenci — mówi, uśmiechając się lekko. — Witam was mam nadzieję wypoczętych. Proszę usiąść, zacznijmy zajęcia.

I choć wszystko we mnie krzyczy, by zignorować tę całą atmosferę i spróbować skupić się na wykładzie, nie mogę pozbyć się uczucia, że coś wisi w powietrzu.

Może to tylko początek.

Może to coś, co powoli zacznie się rozwijać.

Ale wiem jedno — to, co się dzieje na tym uniwersytecie, nie będzie proste.


Trzydzieści minut później


Zaczynam odczuwać nudę, która rozlewa się w moim ciele jak zimny dreszcz. Siedzę na tym durnym rozpoczęciu roku studenckiego i mam ochotę zapaść się pod ziemię. Cała ta otoczka — obowiązkowe przemowy, miłe uśmiechy, wręcz teatralne gesty — sprawia, że czuję się jak w jakimś kiepskim filmie, który muszę obejrzeć, bo tak wypada.

I jeszcze raz nuda — myślę w duchu, patrząc na zegarek. Co za strata czasu. Chciałabym, żeby to wszystko już się skończyło, żebym mogła wrócić do domu, schować się w łóżku i zniknąć na chwilę z tego wszystkiego.

Profesor, który wciąż poprawia swoje okulary, patrzy na nas, jakbyśmy byli jakimiś maskotkami, które on ma na oku. Wiecie, takie dziwne spojrzenie, jakby nie potrafił zrozumieć, że nie wszyscy jesteśmy podekscytowani tym całym akademickim piekłem. Ja wiem, że w tej sali pełno jest fajnych osób, ale naprawdę, nie musimy ciągle patrzeć na siebie z taką powagą.

I w końcu się zaczyna — jego nędzny wykład o niczym. Nudny, monotematyczny, w którym czuje się każdą minutę. W międzyczasie on znowu poprawia okulary, jakby miał się nimi zabić. W końcu przerywa, wzdycha, a na sali zapada cisza.

— Pani Smith — rzuca w moją stronę, a ja momentalnie marszczę brwi.

Skąd on zna moje nazwisko? Nigdy się do mnie nie odzywał, nawet nie widziałam go wcześniej. Może ma jakieś moce czarodzieja? Coś w stylu… mógłby użyć magii i sprawić, bym zniknęła z tej sali?

— Tak? — pytam, starając się brzmieć spokojnie, chociaż mój ton jest bardziej zdezorientowany niż poważny.

— Proszę wstać — mówi, a ja parskam śmiechem. To już za wiele, to chyba jakaś kpina.

— Spódnica jest za krótka, na naszej uczelni nie wolno czegoś takiego nosić — dodaje, a cała sala zastyga. Czuje, jak każdy wzrok wypala moją skórę. Nie wiem, czy to żart, czy on serio uważa, że to ma jakiekolwiek znaczenie.

Serio? Teraz się czepia spódnicy?! — myślę, nie mogąc uwierzyć, że ktoś ośmiela się mówić mi, co mam na sobie. To nie jest liceum. Jestem dorosła, przynajmniej tak czuję się na papierze.

— Dobrze, profesorku, znaczy… ekhm, panie profesorze — poprawiam się, a cała sala wybucha śmiechem. Ach, świetnie.

— Na żarty się zebrało, pani Smith? — pyta, z poważnym wyrazem twarzy.

— Nie, skądże — odpowiadam szybko, czując się trochę zakłopotana. To zaczyna się robić dziwne. Dlaczego to wszystko mnie wkurza bardziej niż powinno? Może nie powinno mnie to w ogóle obchodzić, ale jakoś trudno mi to zignorować.

Profesor zamyka zeszyt z głośnym dźwiękiem, a sala rozbrzmiewa ciszą. W końcu mówi:

— Możecie iść — rzuca bez większego zainteresowania. Ja, jak najszybciej, wstaję i wychodzę, nie patrząc na nikogo.

Na dziś to koniec.


Godzinę później


Idę do domu, mam niecały kilometr, a pogoda jest całkiem fajna — no, może oprócz kałuż, które zostały po wczorajszej ulewie. Na Facebooku znajduję Mię i dodaję ją do znajomych. Ładna jest, nie ma co, bóg urody nie żałował.

Do Mia

Ej, dodałam dobrą osobę, no nie?

Od Mia

Takk, co robisz?

Do Mia

Idę do domu i proszę, żeby mnie auto potrąciło.

Od Mia

Dlaczego?

Do Mia

Bo kurwa, nie chce mi się tam jutro iść. O, jedzie auto, czarne porsche, ha!

Gdy wciąż patrzę w telefon, samochód zbliża się z dość dużą prędkością. Za kierownicą siedzi młody chłopak, ale to wszystko, co widzę, bo nagle czuję, jak woda ląduje na moich ubraniach.

Chuj, mnie ochlapał kałużą! Brudne, paskudne, obleśne… Zaraz zwymiotuję! Wściekła, odwracam się.

— Ty chuju, żeby cię piekło! — krzyczę, a samochód zwalnia i chłopak patrzy w lusterko. Pokazuję mu środkowy palec i wracam do pisania.

Do Mia

Chuj mnie ochlapał.

Od Mia

A kto to?

Do Mia

Czarne porsche, młody chłopak za kierownicą, obok niego jeszcze ktoś.

Od Mia

To może być on!

Do Mia

Jeśli to on, to już ma przejebane.

Od Mia

Co zrobisz?


Ale nie odpisuję jej, bo w mojej głowie rodzi się plan.

ROZDZIAŁ 2

„Genialnie Octavia, jak zawsze w centrum gówna”

„Byliśmy różni, ale co na to nasze serca?”

♕Axel♕


— Musiałeś to zrobić, stary? — pyta z zażenowaniem Oliver, kiedy mijamy dziewczynę, którą ochlapałem. Ona odwraca się w naszą stronę i pokazuje mi środkowy palec. Wygląda na naprawdę wkurzoną, ale nie zamierzam się tym przejmować.

— No co, lubię zabawę — odpowiadam lekceważąco, nie zwracając uwagi na jej gniew. Czasem trzeba sobie po prostu ulżyć.

— Akurat ta była ładnie ubrana — dodaje Dylan, patrząc na mnie z miną, jakby był zmartwiony.

— Zamknij się — rzucam, wstrzymując wzrok na ulicy, a nogi kieruję w stronę Isabell. Gdzie do cholery się zapodziała? Przechodzimy obok jakichś knajp, tłum się miesza, a ja mam tylko jedno w głowie: muszę ją znaleźć.

— Gdzie ta twoja suka jest? — pytam, wciąż wkurwiony, bo opóźnia się już o kilka minut. Zawsze to robi, zawsze.

— Uważaj na słowa, bo cię… — zaczyna mówić Dylan, ale przerywa mu mój telefon. Isabell. To ona. Na chwilę odwracam wzrok, by odebrać.

— Gdzie jesteś do cholery? — warczę przez słuchawkę, nie mając ochoty na uprzedzenia.

— Koło akademika — odpowiada chłodnym głosem, jakby nic się nie stało, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

Nie tracąc czasu, ruszam w jej stronę, wciąż z przekonaniem, że będzie się znowu spóźniać. I faktycznie, widzę ją już z daleka. Stoi, oparta o barierkę, z miną, która mówi wszystko: znowu czekała na mnie, ale wcale nie była zadowolona.

Wsiada, od razu rzuca:

— Ileż można czekać, królewiczu?

— Przepraszam, królowo, ale mówi się, gdzie się czeka, a nie „przyjedź i nara” — odpowiadam, z trudem tłumiąc wściekłość. Czasami nie wiem, jak wytrzymuję z nią w jednym samochodzie.

— Po chuj w ogóle wróciłeś? — pyta, patrząc na mnie z irytacją. Ja parskam, bo wiem, że teraz nie będzie łatwo.

— Co, nie tęskniłaś? Widzisz, że Dylan ci źle robił, skoro… — zaczynam, ale przerywa mi.

— Za Dylanem tęskniłam, za tobą nie — mówi z wyraźnym przekonaniem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. — Wiesz, że każdy uciekł z uczelni? — dodaje z niesmakiem.

— No przecież wróciłem, to nie mogło być inaczej — odpowiadam, bez większego entuzjazmu. W końcu, mimo wszystko, wróciłem. Niezależnie od tego, co ona o tym myśli.

— Kto został? — pytam, chcąc sprawdzić, kto jeszcze tu jest, kto trzymał się tej samej śmierdzącej rzeczywistości przez ostatnie miesiące.

— Brown, Evans, Wilson, Taylor i ktoś tam jeszcze… A, i Smith — wyznaje Isabell. W mojej głowie zapala się czerwona lampka. Smith? To nie może być przypadek.

— Smith? — pytam, zaskoczony i zaniepokojony.

— Tak, a co? — odpowiada, nie rozumiejąc moich wątpliwości.

— No obudź się, przecież przez Smithów musieliśmy siedzieć dłużej w kryjówce, bo nas oskarżyli za ten wypadek — przypomina mi Oliver, który wciąż nie może pogodzić się z tym, co się wtedy stało.

— Ale że co, to może być ich córka? — pyta Isabell, jakby próbowała to sobie poukładać w głowie. Oczywiście nie ma pojęcia, jak bardzo to skomplikowane.

— Chuj wie. A imię pamiętasz? — pytam, bo czuję, że to kluczowe.

— Nie, bo mówili tylko „Smith” i tyle — odzywa się, jakby to miało wystarczyć.

— Jeśli to młoda Smith, to wiesz, że mamy przejebane. Oskarżą nas za coś, czego nie zrobiliśmy — rzuca wściekły Dylan, który zaczyna już widzieć, gdzie to zmierza.

— Nie zrobi tego, ale musimy ją mieć na uwadze. I przede wszystkim jutro zjawić się na tym nudnym wykładzie — odpowiadam, starając się nie dać ponieść emocjom. Sprawy się komplikują, ale musimy być przygotowani na wszystko.

— Dobra, to dawajcie na wyścigi za miasto — rzuca podekscytowana Isabell, jakby to miało rozweselić naszą grupę. Tak, jakby wyścigi mogły rozwiązać nasze problemy.

Kiedy kieruję się za miasto, wciąż mam w głowie jedno pytanie: kim właściwie są Smithowie i dlaczego nas wrabiali? Dwa lata temu wybuchła afera, w której policjant Smith i jego żona zostali potrąceni przez czarne auto. Od razu padło podejrzenie, że to my, bo tylko my robiliśmy takie wybryki. Na szczęście, nie mieli dowodów, ale i tak musieliśmy siedzieć w kryjówce przez dodatkowe dwa lata. Ktoś nas chciał wrobić, ale tej osoby nigdy nie znaleźliśmy. Dziś wciąż szukam tej osoby, ale dobrze się ukrywa.


Pięć minut później


Docieramy wszyscy na wyścigi. Strefa jest już pełna hałasu, samochody ryczą, a w powietrzu unosi się zapach spalin i benzyny. Tłum krzyczy, ludzi jest całkiem sporo, a w powietrzu czuć ekscytację. Wszyscy są gotowi na akcję.

— Axel, Axel wrócił! — słyszę za sobą znajomy głos, a odwracając się, widzę Thomasa, który przebija się przez tłum. Uśmiecham się na jego widok, bo wiem, że to właśnie dzięki niemu wróciłem tutaj w odpowiednim momencie. Thomas to prawdziwy brat, zawsze wiedział, co się dzieje i nie zawiódł. Czułem się bezpiecznie, kiedy on był obok.

— Thomas, stęskniłeś się? — pytam, z lekkim żartem, uśmiechając się szeroko.

— Wiesz, że tak — odpowiada, podchodząc do mnie z szerokim uśmiechem. Zawsze potrafił sprawić, że czułem się jak u siebie. — Wiesz, jak to jest. Czasami człowiek tęskni za dobrym towarzystwem, a ty nie pojawiałeś się przez jakiś czas. Czułem się trochę osamotniony.

W jego głosie można wyczuć tęsknotę, ale i ulgę, że wróciłem. I choć nie mówił tego wprost, wiedziałem, że oboje czujemy, że bez siebie trochę to nie to samo.

— To jest Layla, a Layla to Axel — mówi, wskazując na dziewczynę obok.

Kiedy spojrzałem na nią, zauważyłem, że ma około sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, drobną sylwetkę, z rudymi włosami, które rzucały się w oczy. Spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem, a jej zielone oczy błyszczały, jakby były pełne tajemnic. Właśnie taka dziewczyna przyciąga wzrok.

— Hej, miło cię poznać — rzucam, wymieniając z nią skinienie głowy.

Layla odpowiada tym samym gestem, ale czułem, że coś w jej oczach się zmienia, jakby była ciekawa, kim naprawdę jestem. Kiedy Thomas wprowadził nas w temat, poczułem się nieco skrępowany, jakby oboje próbowali mnie ocenić.

— To twoja dziewczyna? — pytam, zaskoczony. Thomas zawsze był bardzo wybredny, jeśli chodziło o kobiety, a Layla… Cóż, była inna. To mnie zaintrygowało.

Thomas śmieje się cicho, patrząc na nią z miłym uśmiechem, jakby w końcu odnalazł kogoś, kto pasowałby do jego wymagań.

— Tak, a ty sam? — pyta, nieco prowokacyjnie, jakby nie spodziewał się mojej odpowiedzi.

— A co, ślepy jesteś? — mruczę pod nosem, lekko uśmiechając się, choć nadal mam w głowie inne sprawy. Ktoś tu ma naprawdę ostre pytania, a ja nie zamierzam dawać odpowiedzi na wszystko. W końcu to nie jego sprawa.

— Jak się nazywa córka Smithów? — pytam, zmieniając temat. Zmieniając ton, czuję, jak niepokój zaczyna narastać w moich myślach.

Thomas unika mojego wzroku na moment, jakby zastanawiał się, co odpowiedzieć.

— A po co ci to? — pyta, patrząc na mnie z zaciekawieniem, ale nie ma w tym niczego przyjaznego. Raczej coś w rodzaju „Dlaczego chcesz wiedzieć?”.

— Kurwa, odpowiedz! — warczę, wściekły, bo wiem, że to może być kluczowe. W tej sytuacji nie ma miejsca na tajemnice. Odpowiedzi muszą paść natychmiast.

Thomas wzdycha i przez chwilę milczy, jakby rozważał, co powinien powiedzieć, a potem mówi, jakby niechętnie.

— Nie wiem, wiem, że ino jest Ava, najstarszy brat Kian, a najmłodsza nie wiem, nikt nie mówił o niej, ale podobno to zadziora. I nie pogrywa się z nią, bo po śmierci starych nie może dość do siebie. Szuka sprawcy, po prostu mamy małą inspektor na karku. — Oznajmia to tak, jakby była to najprostsza rzecz do opowiedzenia.

Moje brwi marszczą się z zainteresowania. To zaczyna nabierać tempa. Smithowie, cała ta sprawa, a teraz jeszcze młoda Smith… Nie mogę pozwolić, żeby to przeszło bez echa.

— Muszę się dowiedzieć o niej czegoś więcej — odpowiadam cicho, ale z determinacją w głosie. Coś w tej historii mnie niepokoi. Muszę poznać więcej szczegółów.

— Zajmować miejsca! — krzyczy ktoś z tłumu, a ja odwracam się, by zauważyć, że wyścigi zaczynają się zaraz.

Skręcam wzrok na samochód. Mój jest gotowy. Znam ten moment — adrenalina już zaczyna krążyć w żyłach. Poczucie prędkości, rywalizacji, dominacji.

Siadam za kierownicą, przekręcam kluczyk i słyszę potężny warkot silnika. Samochód gotów do akcji. Podnoszę rękę, daję znak i ruszamy z piskiem opon. Zostawiam tego leszcza z tyłu w mgnieniu oka, a mój samochód czuję jak przedłużenie siebie. Jestem na czołowej pozycji, pędzę jak szalony, czuję, że to moje terytorium. Zakręt, kolejny zakręt, ale nie zwalniam. Silnik ryczy, jak zwierzę w klatce. Tylko ja i on, ten gość, którego auto w porównaniu do mojego to malutki sopel lodu. Jego samochód nie ma szans.

Mijam go na końcowej prostej, czuję to. Wyrównuję, wciskam gaz do dechy. Szybciej, jeszcze szybciej. W końcu przekraczam linię mety. Oklaski, piski, wrzaski. Tłum wokół mnie, tłum ludzi, którzy nagle chcą być częścią tego.

— Spierdalać z tymi zdjęciami! — rzucam przez ramię, zirytowany, kiedy banda napalonych dziewczyn zaczyna się cisnąć wokół mnie z telefonami. Czuję się jak w klatce. Tego nie potrzebuję.

Zaczynam się przeciskać przez tłum. Jestem zły, bo ta cała szopka nie ma sensu. W tym momencie dostrzegam go — ten chłopak, który wysiadł z auta. Patrzy na mnie, ale nie podchodzi. Lustruję go wzrokiem. Ktoś znajomy, ktoś, kto przypomina mi jedną z tych starych historii, ale teraz nie mam czasu na wspomnienia. Po prostu odchodzę.

Koniec wrażeń na dziś.


✿Octavia ✿


Siedzę w swoim pokoju, przewijając bez końca social media, ale po chwili orientuję się, że wszystko jest takie samo — nudne i nieciekawe. Wkurzona rzucam telefon na łóżko, aż odbija się od poduszki i ląduje na podłodze. Zamiast dalej tracić czas, postanawiam zrobić coś bardziej sensownego. Podchodzę do mojej biblioteczki, biorę pierwszą lepszą książkę z półki i zaczynam czytać. Zanurzałam się w niej na kilka godzin. Po piątym rozdziale wybucham śmiechem, by chwilę później wpaść w łzy. Znowu. Typowa Octavia Smith. Kiedy zaczynam snuć monolog płaczu i śmiechu, przerywa mi Kian, który pojawia się w drzwiach.

— Czego? — pytam, zerkając na niego, a on stoi obok mnie, oparty o framugę drzwi.

— Zamiast powiedzieć „cześć” czy „hej”, to „czego”? — burczy, a ja nie mogę się powstrzymać i śmieję się na cały głos. Uwielbiam to, jak czasami potrafi być taki… szorstki.

— Dobrze, więc cześć, braciszku — odpowiadam, a on przewraca oczami.

Zawsze miał taki gest, jakby był zmęczony moimi żartami, ale wiedział, że i tak nie zamierzam przestać.

— Wychodzę z domu, mój kolega przyjdzie, ale nie zwracaj uwagi, bo weźmie teczkę ode mnie z pokoju i wyjdzie — oznajmia, a ja kiwam głową, wciąż śledząc wzrokiem każdy jego ruch.

— Jasne, spoko — odpowiadam, nie wstając z łóżka, choć w mojej głowie zaczyna się rodzić niepokój. Zawsze coś w tym jego zachowaniu było dziwnego. Kian był zawsze tak poukładany, zachowywał pozory, jakby wszystko było w porządku. Zbyt porządnie, jak na moje gusta.

Kiedy tylko drzwi się zamykają, moje serce zaczyna bić szybciej. Niezależnie od tego, ile razy sobie obiecywałam, że nie będę wtrącać się w sprawy Kiana, coś w środku podpowiada mi, że powinnam sprawdzić, co kryje się w tej teczce. Przebiegam po pokoju, zatrzymuję się przy jego biurku i już wiem, że nie odpuszczę. Moja ręka automatycznie sięga po czarną teczkę, która leży na blacie, odruchowo ją podnoszę. W mojej głowie pojawiają się pytania, których nie potrafię stłumić.

Wzdrygam się, gdy otwieram ją i zaczynam przeglądać zawartość. To, co znajduje się w środku, sprawia, że wciągam gwałtownie powietrze. Zdjęcia. Porośnięte kurzem, porozrzucane w chaotycznym bałaganie. Zastanawiam się, co tu robią. Wśród nich widzę kilka dziewczyn, chłopaków, zdjęcia wyścigów… Wszystko jakieś takie… podejrzane. Ale to, co wstrząsa mną najbardziej, to zdjęcie Isabell. Rozpoznaję ją od razu. Moja ręka zatrzymuje się w pół drogi, czuję, jak serce bije mi szybciej. A potem… Widzę coś, co sprawia, że muszę głęboko wziąć oddech. Narkotyki.

— Kian… Diler? — szepczę do siebie, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. To niemożliwe. To nie może być prawda. Mój brat, który zawsze trzymał się z dala od takich spraw… Ten poukładany chłopak z dobrego domu, który zawsze stawiał na pierwszym miejscu zasady. Zaczynam czuć, jak coś ściska mnie w żołądku. To, co odkrywam, jest absolutnym szokiem.

Zanim zdążę zareagować, słyszę trzask. Moje serce staje.

— Cholera, to jego kolega! — myślę, a panika ogarnia mnie od stóp do głów. Moje dłonie zaczynają się pocić. Zamykam teczkę w pośpiechu i błyskawicznie wślizguję się do szafy. Wstrzymuję oddech, jakby to miało mnie uratować.

Słyszę, jak drzwi do pokoju powoli się uchylają. W środku serce wali mi tak mocno, że czuję, jakby miało wyskoczyć z piersi. Chłopak wchodzi do pokoju. Jest zbyt blisko. Zbyt głośno. Jego kroki na podłodze brzmią jak grom. Moje ciało drży w szafie, a ja mam wrażenie, że za chwilę umrę ze strachu. Siedzę ściśnięta, jak w klatce, zastanawiając się, czy on mnie słyszy. Jak długo będę w stanie utrzymać się w tej ukrytej pozycji? Zatrzymuje się. Jest cisza. Cholera, nie wiem, jak długo to wytrzymam. Ale on tylko lustruje pokój, po czym zaczyna maszerować w stronę drzwi. W końcu wychodzi, a ja wstrzymuję oddech z ulgi. Słyszę, jak schodzi na dół, a potem znikają kroki. Chyba wyszedł.

Natychmiast wyskakuję z szafy. Nie mogę uwierzyć, że udało mi się przejść przez to całe szaleństwo. Ale teraz muszę sprawdzić więcej. Szybko biegnę do jego biurka. Szukam dalej, ale oprócz kabli, notatek i kilku luźnych papierów, nic szczególnego nie znajduje. Przeszukuję szafki, ale są puste. Otwieram kolejną szafę, ale w niej tylko ubrania. Kiedy już mam się poddać, zauważam coś dziwnego — pod łóżkiem jest mała, metalowa szkatułka. Moje ręce zaczynają drżeć, kiedy ją wyciągam. Otwieram ją w pośpiechu i serce zamarza mi w piersi. Narkotyki. I do tego mają oznaczenie „K”.

„K”? Mój brat to oznacza własnym imieniem? To chyba żart, to nie może być prawda.

W moich oczach pojawia się pustka, ale nie mogę zatrzymać się na tym. Muszę wiedzieć więcej. Szybko przekopuję szafę, otwieram szuflady, szukam w ubraniach. W końcu moje palce trafiają na coś w kieszeni jego skórzanej kurtki. To kartka. Biorę ją do rąk i otwieram.


„Jutro, za miastem, facet ciemno ubrany.”


Dreszcz przebiega przez moje ciało, a ja stoję w miejscu, niemal sparaliżowana. Co to wszystko znaczy? Co się dzieje z moim bratem?

W końcu otrząsam się i wybiegam z pokoju. Biegnę do siebie, zamykam drzwi na klucz i zsuwam się na ziemię. Oddycham szybko, nie wiedząc, co mam ze sobą zrobić. Mój brat… był narkomanem i gangsterem? To niemożliwe. To wszystko wydaje się jak z koszmaru.

ROZDZIAŁ 3

„Ruda siksa”

„Czasem nie wiemy o tym, że osoby bliskie, które znamy, są inni, niż nam się wydaje”

✿Octavia ✿


Po wczorajszych wydarzeniach mam mętlik w głowie.

Coś, co zaczęło się od jednego prostego odkrycia, zmieniło wszystko. Moje ręce wciąż drżą, a myśli kłębią się w głowie, nie dając mi spokoju. Wciąż nie powiedziałam bratu o tym, co znalazłam w jego pokoju. Wiedziałam, że jeśli się dowie, to czeka mnie niezła awantura. A poza tym… nie jestem gotowa na to, żeby wyjawić mu coś, co może rozbić naszą rodzinę.

Dzisiaj postanowiłam, że będę milczeć.

Na razie.

Zatrzymuję wzrok na pustym talerzu, który stoi przede mną na stole. Nie zauważyłam, że nie zjadłam śniadania, a teraz przypomniałam sobie, że spędziłam pół dnia na rozmyślaniach, pogrążona w myślach, które nie dawały mi spokoju. W moim umyśle wciąż przewijają się obrazy tego, co odkryłam w teczce Kiana — narkotyki, zdjęcia… wszystko to kręci się w mojej głowie, jak kręgi na wodzie.

Nagle słyszę głos brata.

— Octavia? — Jego głos przerywa moje zamyślenia. Odwracam wzrok, czując się, jakbym została przyłapana na czymś złym. Jego spojrzenie wpada w moje, i przez chwilę nie potrafię się ruszyć.

— No? — pytam cicho, starając się ukryć niepokój, który wzbiera we mnie. Spoglądam na Ave, moją starszą siostrę, która siedzi naprzeciwko mnie przy stole.

— Dlaczego nie jesz? — Ava patrzy na mnie z lekkim zdziwieniem, a ja czuję, jak moje serce zaczyna bić szybciej.

Kian wciąż wpatruje się we mnie, jakby próbował odczytać coś z mojego wyrazu twarzy.

Mówią, że oczy są zwierciadłem duszy, i w tym przypadku czułam, jak jego wzrok dociera do samego dna moich myśli. Znowu ten niepokój. Znowu to poczucie, że coś jest nie tak, ale nie mogę tego jeszcze wyjaśnić.

Zimny dreszcz przebiega przez mój kręgosłup, a włoski na moich rękach się jeżą. Po tym wszystkim, co odkryłam, czuję, że coś się zmieniło, ale nie wiem, co. Jego spojrzenie jest zbyt przenikliwe, zbyt obce, jakby zauważył, że coś ukrywam. Jakbym była widoczna w każdej sekundzie, jakby nie było sposobu, by się ukryć.

— Nie jestem głodna, muszę iść już na zajęcia — mówię w końcu, starając się utrzymać spokojny ton.

Słyszę, jak moje słowa brzmią jak kłamstwo, jakby nie pasowały do rzeczywistości. Wstaję od stołu, czując, że jeśli jeszcze chwilę tu zostanę, oszaleję. Po prostu muszę uciec. Dziś postawiłam na spodnie. Po wczorajszym wykładzie, kiedy profesorka pogroziła mi palcem za moją zbyt krótką spódnicę, postanowiłam, że już nigdy więcej.

Mam dość tych idiotycznych uwag.

— Będziesz na obiad? — pyta Ava, patrząc na mnie z delikatnym, niemal dziecinnym wyrazem twarzy.

— Raczej tak. I dziś idę do klubu — odpowiadam, starając się zabrzmieć, jakbym nie miała wcale tego wszystkiego na głowie. Jakbym nie miała na sobie ciężaru, który mi ciąży.

Czuję, że coś we mnie pęka, ale nie chcę się przyznać. Nie teraz.

— Nie pozwalam — wtrąca Kian, w jego głosie nie ma cienia wahania. To rozkaz. Chłodny, niepodważalny.

I w tym momencie czuję, jak we mnie coś pęka.

Coś, czego nie chciałam, ale co powoli zaczyna przejmować kontrolę nad moimi decyzjami. Moje serce zaczyna bić szybciej, nie chcę tego słuchać. Zawsze był ten sposób, w jaki próbował trzymać nas wszystkich w szachu. Kian nie rozumiał, że ja już nie jestem małą dziewczynką, która go słucha.

— Ale ja mam dwadzieścia lat i nie proszę cię o pozwolenie — wypalam ostro, nie patrząc mu w oczy.

Zaskoczenie w jego oczach jest widoczne. Wzrok Avy również jest pełen konsternacji, jakby nie rozumiała, co się dzieje.

Ona chyba nigdy nie widziała mnie w takim stanie. Kian wygląda, jakby nie wiedział, jak zareagować. Patrzy na mnie, a ja czuję, jak cała ta sytuacja rozrywa moje wnętrze na kawałki. Dlaczego nigdy nie mogę po prostu żyć?

— Nie patrzcie tak, każdy z nas jest dorosły, nianiek nie potrzebujemy — mówię zgryźliwie, starając się ukryć ból, który czuję. Ale w moich słowach jest coś, czego nie potrafię do końca zrozumieć. Jest coś, co nie pasuje do mnie. Jakaś pusta desperacja w głosie.

— Ja cię nie patrzę po co nar… — Gryzę się w język, kiedy zauważam, że powiedziałam coś za dużo.

Kian patrzy na mnie z brwiami zmarszczonymi w niezadowoleniu, jakby nie rozumiał, co się dzieje.

— Co ma? — pyta Ava, zdezorientowana moimi słowami.

— Narty, widziałam na korytarzu — kłamię szybko, bo nie wiem, co innego powiedzieć.

To najbardziej idiotyczna wymówka, ale w tej chwili jedyna, która mi przychodzi do głowy.

Ava patrzy na mnie, a jej wzrok mówi wszystko. Wie, że coś jest nie tak, ale nie ma pojęcia, co. Patrzy na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.

— Jakie narty? — pyta, a ja czuję, jak moja twarz robi się czerwona. Wiem, że kłamstwo się nie trzyma kupy, ale teraz nie mam już wyboru. Muszę uciekać.

— No narty, stały koło schodów, o nie ma już ich — rzucam w pośpiechu, starając się uniknąć kolejnych pytań.

Kian nadal patrzy na mnie, jakbym była idiotką, i to dosłownie. A ja czuję, że z każdą minutą tracę kontrolę nad tym wszystkim, co wokół mnie się dzieje.

— Dobrze się czujesz? — pyta Kian, a jego głos jest pełen troski, ale ta troska jest tak irytująca, że ledwo powstrzymuję się od wybuchu.

— No, wyśmienicie, a co? — odpowiadam, starając się brzmieć przekonująco. Ale czuję, że to tylko kolejna kłamliwa warstwa, którą na siebie nakładam, żeby ukryć prawdę.

— Mam wrażenie, że jesteś chora — mówi, zbliżając się nieco, jakby chciał dotknąć mojego czoła, ale ja szybko się cofam.

— Ze mną dobrze, lecę — rzucam, biorąc torbę i wychodząc z domu, nie oglądając się za siebie.

Wychodząc, słyszę tylko krótkie:

— Pa.

Ale nie odpowiadam.

Przechodzę przez drzwi, czując, jak każda sekunda oddala mnie od domu i tego, co tam zostawiłam. Na przystanku czekam na autobus, czując, jak adrenalina krąży w moich żyłach.

Mój umysł wciąż jest mętny, ale wiem jedno — muszę wrócić do tego wszystkiego, co zaczęłam odkrywać. Muszę poznać prawdę.

Przystanek, jak zwykle, jest pełen studentów, którzy pędzą w stronę uczelni, niczym stado piskląt zmierzające w kierunku gniazda. Przewijają się różne twarze, ale ja nie zwracam na nie uwagi.

Jestem tu, ale jakby mnie nie było. W moich myślach wciąż krąży obraz Kiana i teczki, którą otworzyłam bez zastanowienia. Pamiętam ten moment, to było wczoraj — ten zapach starego papieru i plastikowych okładek, który teraz przyprawia mnie o dreszcze.

Zdjęcia, narkotyki, a przede wszystkim to poczucie, że mój brat jest zamieszany w coś, czego nie potrafię pojąć.

Narkotyki?

On?

Zawsze był tym, który trzymał się z daleka od wszelkich nielegalnych spraw. Przynajmniej tak mi się wydawało. A teraz…

Wsiadam do autobusu, opieram głowę o szybę i wpatruję się w mijające budynki. Mój umysł jest rozbity na kawałki, jakby starał się połączyć coś, czego nie da się poskładać. W końcu dojeżdżam na uczelnię, od razu kieruję się w stronę budynku, czując, jak każda sekunda oddala mnie od domu i od tego, co tam zostawiłam.

— Octavia, hej kochana! — nagle słyszę głośny i serdeczny głos Mii. Rzuca mi się na szyję z takim entuzjazmem, jakby nie widziała mnie przez rok, a nie tylko przez kilka godzin. Uśmiech Mii jest zawsze zaraźliwy, jak promień słońca w pochmurny dzień. Cieszę się, że jest, ale nie potrafię tego poczuć. Po prostu nie potrafię. Nie teraz.

— Cześć — odpowiadam jej, próbując, by mój ton brzmiał naturalnie. Jednak w moim głosie, nawet jeśli tego nie zauważam, brzmią nuty zmęczenia. Mia patrzy na mnie z zaciekawieniem, jakby zauważyła, że coś jest nie tak. Może dostrzega coś w moich oczach, czego ja sama nie chcę zobaczyć?

Zanim zdążę cokolwiek dodać, Mia bierze mnie za rękę i prowadzi w stronę sali wykładowej. Kiedy przechodzimy przez korytarz, widzę dwie dziewczyny, które siedzą na końcu. Jedną z nich od razu rozpoznaję — to Isabel, ta tajemnicza i nieco mroczna dziewczyna, która zawsze wydaje się być otoczona jakąś dziwną aurą. Jej spojrzenie jest chłodne, jakby przeszła przez coś, czego reszta świata nie może pojąć. Isabel, z jej nieugiętą postawą, nigdy nie była osobą, która szukała towarzystwa, a jej zachowanie zawsze mnie intrygowało, a jednocześnie niepokoiło.

A ta druga dziewczyna, rudowłosa, niska, wygląda równie mrocznie. Czuje się, jakby do tej grupy pasowała idealnie, jakby obie były częścią jakiejś ukrytej drużyny, której nie znam. Zastanawiam się, skąd ona się wzięła. Wcale jej tu nie widziałam wcześniej. A jednak teraz jest.

— Kto to? — pytam Mii, choć odpowiedź już krąży mi w głowie. Moje intuicje podpowiadają mi, że ta rudowłosa dziewczyna ma coś wspólnego z Isabel, ale nie wiem, co to takiego. Czegoś mi brakuje, jakby czegoś miały mi nie powiedzieć, jakby nie chciały, żebym wiedziała.

Mia rzuca tylko niepewne spojrzenie na dziewczyny, które już zdążyły usiąść na końcu sali.

— Nie wiem, chyba dołączyła — mówi, a ja czuję w jej głosie lekkie zaniepokojenie, jakby nie była pewna, co o tym sądzić. Mia, mimo że jest moją przyjaciółką, nigdy nie potrafiła ukryć swoich emocji. To, co widzę w jej oczach, to mieszanka ciekawości i niepewności. Ale nie pyta dalej. Ja też nie mam zamiaru dopytywać.

Zresztą, nie chcę teraz angażować się w nowe relacje, szczególnie z kimś, kto wygląda na równie zamkniętą osobę jak Isabel.

Gdy wchodzimy do sali, Isabel i jej towarzyszka siadają na samym końcu, jakby świadomie unikały kontaktu z innymi.

Patrzę na nie przez chwilę, czując, jak moja ciekawość rośnie.

Może to tylko moje wyobrażenie, ale mam wrażenie, że one coś wiedzą.

Może są tu, bo muszą być.

Może mają związek z tym, co odkryłam w pokoju Kiana, ale nie potrafię tego zrozumieć.

Siedzę na swoim miejscu, ale nie mogę przestać o nich myśleć. Słyszę, jak wchodzi profesorka, jej elegancki, stanowczy krok odbija się echem w sali. Przerywa moje rozmyślania, a ja, jak na zawołanie, przełączam się na tryb ucznia. Wykład zaczyna się na poważnie, ale moje myśli nie przestają krążyć wokół tych dziewczyn. Czy to możliwe, że są częścią większego planu?

Czy mają coś wspólnego z tym, co działo się wczoraj?

Uczę się słuchać, ale nie potrafię skupić się na wykładzie. Ciągle wracam do tego, co odkryłam w teczce Kiana, do tego, co znalazłam w jego pokoju. I nie wiem, co mam zrobić. Czuję, jakbym stała na rozdrożu, a każda droga prowadzi w nieznane. Czy powinnam zapytać Kiana? A może po prostu udawać, że nic się nie stało?

Czuję się, jakbym dryfowała w kierunku nieznanego, i nie wiem, czy w ogóle jestem gotowa odkryć, co naprawdę się dzieje.


Pięć minut później


Nastała chwila ciszy, przerywana tylko szumem piór po kartkach. W sali było niemal słychać, jak każdy oddech zostaje wstrzymany w oczekiwaniu na to, co się wydarzy. To było jak bomba zegarowa — czułam to w powietrzu.

Profesorka zaczęła odczytywać nazwiska.

— Smith — mówi profesorka. Jej głos jest spokojny, ale jednocześnie wyczuwam w nim jakiś niepokój. Może to przez ten dziwny nastrój, który zapanuje zaraz po tej konfrontacji.

— Jestem — mruczę pod nosem, nie podnosząc wzroku. Moje myśli są daleko, nie w tej sali. W głowie mam jeszcze obraz tej śmiesznej kłótni z wczoraj i własną frustrację, którą teraz trzeba rozładować.

— Stick — mówi profesorka, i tym razem zrywa się rudowłosa dziewczyna, której imię brzmi równie dziwnie, jak jej zachowanie. Stick… Cóż, nazwa pasuje.

— Jestem — odpowiada bezceremonialnie, a jej głos brzmi z przekąsem. Prycha, jakby na każdy oddech kpiła ze wszystkich dookoła.

Nauczycielka przestaje patrzeć w komputer i zdejmując okulary z nosa, rzuca na nią badawcze spojrzenie.

— Bawi cię coś? Chcesz wyjść na korytarz? — pyta, jej głos jest już bardziej szorstki. Rudowłosa wyraźnie to wyczuwa.

— Pani chyba powinna wyjść i ochłonąć, co? Lata już nie służą, prawda? — rzuca w stronę profesorki, a w sali rozlega się głośny śmiech. Reszta studentów od razu podłapuje żart, zaczynają chichotać, jakby to była jakaś szkolna komedia. I choć część ludzi bawi się świetnie, to ja nie potrafię się śmiać. Widzę w oczach nauczycielki rosnącą złość.

— Cisza! — wybucha nauczycielka, a jej ręka uderza o biurko, powodując, że moja reakcja to wzdrygnięcie się. To prawdziwy huk. Ktoś z tylnego rzędu śmieje się nerwowo.

— Zamknijcie się do cholery! — wrzeszczy, a jej krzyk przeszywa powietrze. Cała klasa milknie, ale ja czuję, że ciśnienie rośnie.

Co za pizda, myślę. Będzie się na nas drzeć, zamiast porozmawiać z tą rudą siksą, która zaczęła całą tę zabawę.

W tym momencie wybucham.

Cały stres, cały gniew, który trzymam w sobie przez ostatnie dni, teraz wycieka. Wstaję z miejsca, czując, jak moje dłonie się zaciskają w pięści.

— Może pani powinna wypierdalać stąd, i to w podskokach — rzucam, a moje słowa brzmią ostro jak noże. Widzę, jak profesorka wytrzeszcza oczy w zaskoczeniu, ale w głębi duszy czuję ulgę. Może i ryzykuję, ale nie mogę już dłużej milczeć.

I po coś się Smith odezwała? Mój umysł szaleje. Zanim zdążę się zastanowić, już wiem, że wylecę ze studiów. Zrobiłam to, a teraz muszę ponieść konsekwencje. Cholera.

— Do dyrektora! — mówi nauczycielka, a jej głos przypomina dzwonek alarmowy. W tym samym momencie rudowłosa dziewczyna, ta, która wywołała całą tę dramę, bezczelnie odpowiada.

— Niech pani idzie do niego, podobno macie schadzkę. — Jej słowa trafiają w punkt. Wyczuwa, że nauczycielka jest rozbita, więc nie waha się dorzucić swoje przysłowiowe trzy grosze. Cała klasa parska śmiechem. I choć większość jest z niej rozbawiona, nie czuję się częścią tej zabawy. Moje serce bije szybciej. Przecież to może być koniec mojego pobytu na uczelni.

— Obydwie idziecie! — wrzeszczy nauczycielka, a z jej oczu wycieka gniew. Wciąż patrzy na mnie, ale już wiem, że to bez sensu. W tej chwili cała sala wybucha śmiechem.

Nie wiem, czy śmiać się z tego wszystkiego, czy po prostu załamać. Tak, teraz mam dość tego, co się dzieje. Muszę pokazać, że nie jestem tą grzeczną Octavią.

Siadam z powrotem na swoje miejsce, czując mieszankę satysfakcji i niepokoju. Tak, może i miałam rację, ale teraz mam świadomość, że mogłam zaszkodzić sobie bardziej, niż to sobie wyobrażałam.

— Po co ja się odzywałam? — pytam samej siebie. Ale mimo tego, mam dziwną satysfakcję. To była jedyna chwila, kiedy nie musiałam być tą „słodką dziewczynką” o blond włosach i ładnych oczach. Po raz pierwszy w życiu poczułam się naprawdę sobą.

Mia patrzy na mnie z szokiem.

— Coś ty narobiła? — rzuca, jej głos pełen jest zaskoczenia i niedowierzania. Próbuję odpowiedzieć, ale zanim zdążę coś powiedzieć, słyszę za plecami głos.

— Ej, Blondyna.

Nie zwracam uwagi na pierwszą część, ale wyczuwam, że to ona. Ta rudowłosa, która wytrwała do końca.

Odwracam się, a ona wlepia we mnie spojrzenie, które zmienia się w coś mrocznego. Jej psiapsiółka siedzi obok niej i czeka, jakby obserwowała każdą moją reakcję.

— Czego? — warczę, moje serce bije szybciej, a dłonie mimowolnie zaciskają się w pięści. W powietrzu czuję elektryczność. Co się teraz wydarzy?

Ruda unosi brwi, jakby była rozbawiona.

— Co tak ostro, jak masz na imię? — pyta, jej ton wyraźnie szyderczy. Wie, że ma przewagę.

— A co, książkę piszesz? Chuj ci do tego — rzucam w odpowiedzi. Moje słowa są ostre i pełne gniewu. Rudowłosa parska śmiechem, jej towarzyszka wstaje, ale ruda ją powstrzymuje jednym gestem.

— Siedź, ten mały pies chce właśnie tego — oznajmia, a ja czuję, jak moje serce zaczyna szybciej bić. To chyba nie może się dobrze skończyć.

Wstaję z miejsca, moje ciało reaguje na te słowa. Złość jest teraz jak wrząca woda, gotowa wybuchnąć.

— Jak mnie nazwałaś? — pytam przez zaciśnięte zęby, czując, jak adrenalina zalewa moje żyły.

Ruda patrzy na mnie przez chwilę, po czym wstaje, jej wyraz twarzy zmienia się w coś bardziej agresywnego.

— Psem, a co, głucha jesteś, to idź do laryngologa — prycha, a ja czuję, jak coś pęka w moim umyśle.

Zbliżam się do niej, moje kroki są szybkie, pewne, jakby cały świat zwolnił. Zbliżam się, nie chcąc dać jej szansy na ucieczkę.

Zamachnęłam się, a moje palce poczuły twardy opór jej skóry. — Ty ruda suko — wymamrotałam, a w następnej chwili uderzyłam ją w policzek. To był impuls, czysta złość. Czułam, jak moje ciało jest wypełnione gniewem, a wszystko, co trzymałam w sobie przez ostatnie dni, wylało się w tej jednej chwili. Jednak nie byłam w stanie przewidzieć tego, co stanie się później.

Zanim zdążyłam odsunąć rękę, jej psiapsiółka była przy mnie, jak błyskawica. Jej ręka trafiła na moje ramię, jednym ruchem obaliła mnie na ławkę, a w następnej chwili poczułam zimne ostrze przylegające do mojej skóry. Moje serce zabiło głośniej, jakby chciało wyrwać się z piersi. Czułam ciężar jej ciała na moim, a ostrze scyzoryka dotykało mojego boku, nieprzyjemnie, ale nie wbiło się w skórę.

Nie powiem, że nie poczułam strachu. Byłam przerażona. W tej chwili poczułam, jak mocno się boję, ale nie pozwalałam, by to wyczuła. Musiałam udawać, że to nic, że jestem twarda, że nie dam się złamać. Bo przecież byłam twarda, prawda? Wewnętrznie pokręciłam głową, starając się zapomnieć o emocjach, które zaczynały mnie przytłaczać.

— Przeproś — jej głos był spokojny, ale miał w sobie coś przerażającego, jakby wydobywał się z czeluści piekła. To był diabelski ton, który zmusiłby każdego do zawahania się, ale nie mnie.

— Nie ma takiej opcji — syczałam przez zaciśnięte zęby.

Serce biło mi jak młotem, ale nie chciałam dać jej satysfakcji. Miałam wrażenie, że każdy z nas czeka na to, kto pierwszy się złamie. Nie będę to ja.

Mia próbowała podbiec, jej krok był szybki i pewny. Chciałam jej odpowiedzieć, ale w tym momencie usłyszałam jej słowa, które były jak cios w brzuch.

— Odejdź, a ty zapamiętaj sobie: na drugi raz, ta jebana profesorka znajdzie twoje zwłoki tutaj. Zrozumiano? — Jej głos podnosił się z każdą chwilą, a w oczach miała coś, co sprawiało, że zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę jestem w stanie wyjść z tej sytuacji cało.

— Nie, nie boję się ciebie — rzucam beznamiętnie, chociaż w środku czułam, jak rośnie wola przetrwania. Zaczęłam myśleć o tym, jak łatwo mogłabym paść ofiarą tej sytuacji. Ale nie, nie teraz. Nie teraz.

— Ty chyba nie wiesz, kim jestem i z kim się zadaję — oznajmia, patrząc na mnie jak na kogoś, kogo można zgnieść jednym słowem. W jej oczach błyszczy pewność siebie, jakby wiedziała, że ma przewagę.

— Chuj mnie obchodzi, z kim, dla mnie jesteś zwykłym psem — odpowiadam, starając się, by moje słowa brzmiały mocno. Nie mogłam jej pokazać, jak bardzo się bałam. Moje serce, które jeszcze przed chwilą biło w rytm niepokoju, teraz szalało w mojej piersi, jakby wciąż próbowało wyrwać się z tej sytuacji.

I wtedy ona reaguje. Nie wiem, czy zdążyła się wkurzyć na moją odpowiedź, czy może chciała mnie po prostu ukarać za ten brak szacunku, ale jej ruch był szybki. Rozcina mi rękę jednym ruchem. Przerażający ból przeszył moje ciało, a z miejsca, w którym poczułam ostrze, zaczęła wypływać krew. Czułam, jak krew kapie na podłogę, plamiąc ławkę.

Zatkało mnie. Ból był silny, ale starałam się nie dać po sobie poznać, że czuję. Syczałam, czując, jak krew zaczyna ściekać po mojej dłoni, ale nie robiłam nic, by zatrzymać tę scenę. Przede wszystkim nie chciałam dać jej satysfakcji. Ani trochę.

— Pożałujesz tego — powiedziałam cicho, ale na tyle wyraźnie, by dotarło to do niej. I wtedy, jakby nic się nie stało, wstałam, czując, że nogi ledwo mnie trzymają.

Nie było żadnej chwili na zastanowienie się. Wyszłam z sali.

Mijając profesorkę, która wychodziła na korytarz, prawie wpadłam na nią. Dyrektor stał tuż obok niej. Spojrzał na mnie, jakby widział coś dziwnego w moim zachowaniu.

— Co się pani stało? Halo! — krzyczy dyrektor, widać w jego oczach konsternację. Chciałby, żebym tłumaczyła się z tej sytuacji, ale ja nie zamierzam tego robić.

— Gówno — odpowiadam chłodno, a potem biegnę do łazienki.

Wszyscy patrzą na mnie zdezorientowani, ale nie próbują nic powiedzieć. Dobrze, że milczą. Bo wiem, że ja zajebię każdego, każdego, kto stanie mi na drodze.

I choć w tej chwili niczego nie rozumiem, mam wrażenie, że to, co się stało, to dopiero początek. Śmierć moich rodziców i wszystko, co z tym związane, to coś, co nie pozwoli mi spać. To coś, co muszę rozwiązać, by pomścić ich straty.

Zaczynam przypominać sobie słowa, które Mia mi kiedyś powiedziała. „Sama się przekonasz, podobno zabili tutaj jedną dziewczynę i uciekli czytery lata temu, żeby sprawa przycichła”.

I teraz wiem, że to wszystko jest prawdą.

Axel wrócił. I jego ludzie. Gangsterzy, którzy nie boją się zabić każdego, kto stanie im na drodze.

A dla Nowego Jorku rozpętało się piekło.

I to właśnie ja będę tego piekła częścią.

ROZDZIAŁ 4

„Jesteś moją marionetką”

„Lęk jest najgorszą rzeczą, która nas spotyka”

♕Axel♕


Siedzę w loży, obserwując tłum. Jest dopiero osiemnasta, ale w moim świecie to już czas na zabawę. Właśnie dlatego lubię ten klub — stawiają mi wszystko za darmo, nie muszę się martwić o nic. Chcę się bawić, a nie przejmować pierdołami. Spoglądam na parkiet, na te wszystkie dziewczyny, które tańczą jakby nie miały żadnych zmartwień, ale żadna z nich nie przyciąga mojej uwagi. Żadna nie jest ładna.

Potem przenoszę wzrok na Thomasa, Olivera i Dylana. Ci debile jak zawsze mają ubaw, a mi nie jest do śmiechu. Oni są zabawą, a ja jestem tylko obserwatorem. Siedzę tu, z kieliszkiem tequili w dłoni, pogrążony w swoich myślach. Bo mała Smith będzie węszyć. I to na pewno.

— Jesteśmy — słyszę głos Isabel i Layli, które wchodzą do loży. Przez chwilę mam nadzieję, że może coś się zmieni, że może to one coś przyniosą, co wyciągnie mnie z tego marazmu.

— W końcu, kurwa — rzucam, patrząc na nie nerwowo, bo wiem, że znów coś odjebały.

Isabel rozsiada się obok, a Layla, jak zawsze, zaczyna swoją opowieść, której nikomu nie chce się słuchać, ale wszyscy to robią. Znam te teksty na pamięć.

— Nie uwierzycie, co się odjebało dzisiaj — zaczyna Layla, a ja już mam dość.

— Nie mogę się doczekać twojej gównianej opowieści — rzucam, przerywając jej, bo tak naprawdę już wiem, co zaraz powie. Zawsze jest to samo.

— Smith i ja dojechałyśmy profesorkę, a później pytam się o imię Smith, a ona wyzwała mnie — zaczyna Layla, a w jej oczach widać ten błysk, który zapowiada tylko jedno: zaraz będzie kolejna pierdolona awantura.

— A ja rozjebałam jej rękę, bo mnie suka wkurwiła — dodaje Isabel, a ja wzdrygam się na samą myśl. Dziwki. Nie dość, że pierdolą głupoty, to jeszcze zaczynają się bawić w wojny z wszystkimi, kto im się nawinie.

Banda idiotów. Ale w sumie… co ja się dziwię? Zawsze tak było.

— I co dalej? Wiesz, jak ma na imię? — pyta Dylan, bierze kolejną porcję tequili, jakby ta rozmowa była najciekawsza na świecie.

— Nie, laska wkurwiła się i wyszła, ale dowiemy się spokojnie, jutro Axel, pójdziesz na uczelnię i pokażesz małej, kto tu rządzi — oznajmia Layla, pewna siebie, jakby nie miała pojęcia, jakimi durniami jesteśmy. Ale to nie jej wina. Ona zawsze myślała, że może wygrywać wszystko siłą.

— A co, ja jestem pies? — pytam z przekąsem, już trochę zirytowany. W ogóle nie mam ochoty na jakiekolwiek szopki z tymi debilami.

— To wybacz suko, ale nie będę szedł. — dopowiadam, starając się być twardy, ale czuję, jak ten gniew narasta. Tak, wiem, że to wszystko to jedno wielkie gówno, ale i tak czuję, że muszę to jakoś rozwiązać.

Thomas wstaje nagle, jakby chciał mi coś udowodnić. Zaczyna zaciskać ręce na mojej kurtce, a ja patrzę na niego, jak na małego psa, który nie wie, z kim się zadaje.

— Jeszcze raz, tak o niej powiesz, a… — zaczyna, ale przerywam mu w pół słowa, bo nie mam zamiaru wysłuchiwać kolejnej głupiej przemowy.

— A co? Pobijesz mnie? Wal śmiało. — Mówię z uśmiechem, patrząc mu w oczy, a on się waha. Kutas. W końcu zaczyna się cofać. Nie zrobiłby nic. Zawsze tylko gadał.

— Wkurwiasz mnie, możesz sobie jakąś babę znaleźć, zobacz ile ich tam jest — rzuca, a ja prycham, czując, jak bardzo to nie ma sensu.

Nigdy nie szukałem kobiety. Wydaje mi się, że po prostu nie potrafię. Nie jestem w stanie zobaczyć w żadnej z nich czegoś, co by mnie przyciągnęło. A i dobrze. Nie muszę się nikim zajmować, nie muszę się wiązać z nikim.

Bo ja raniłem kobiety. Tak, robiłem to. Bałem się uczuć. Bałem się pokochać. Zawsze byłem nauczony tylko niszczyć. Robić zło i krzywdzić innych, bo to jedyne, co potrafię. I nie zmieni się to.

— Idę się przejść — rzucam, wstaję i wychodzę z loży, nie patrząc na nikogo.

Ciemne uliczki. Tam nigdy nie słychać krzyków ofiar, a ja mam ochotę poczuć coś prawdziwego, coś, co nie będzie miałoby nic wspólnego z tym całym gównem w klubach, z tymi wszystkimi grami, które odgrywają ludzie wokół mnie.

Ale to tylko ja. Nigdy nie byłem dobrym człowiekiem.

Raz zdarzyło mi się zabić, ale to nie było przypadkowe. Zabiłem, bo musiałem. To była decyzja, którą podjąłem. I chociaż nie żałowałem, wiedziałem, że to coś, co zostanie ze mną na zawsze.

Bo to było częścią mojej natury.


✿Octavia ✿


Przeglądam się w lustrze. Czuję się dziwnie, ale to w końcu mój wybór. Na sobie mam czerwoną, obcisłą sukienkę, która podkreśla moje kształty, włosy rozpuściłam, teraz są czarne. Zdecydowałam się na trampki, bo szpilki są dla mnie czymś nie do zniesienia. Przecież nie będę się znęcać nad sobą, to ma być zabawa, a nie jakiś pokaz mody. Biorę torebkę, rzucam jeszcze jedno spojrzenie w lustro, i wychodzę.

Wsiadam do samochodu Mii, która, jak zwykle, ma na sobie białą sukienkę i szpilki, które z pewnością zabiłyby mnie w godzinę, gdybym próbowała je założyć.

— Przepraszam za spóźnienie — rzucam, a ona patrzy na mnie przez chwilę, po czym uderza mnie w głowę.

— Czemu! — krzyczy, a ja patrzę na nią jak na idiotkę.

— Raźniej — odpowiadam spokojnie.

Mia spogląda na mnie, ale zamiast kontynuować, uruchamia silnik i ruszamy. W samochodzie zapada cisza, która ciąży pomiędzy nami. W końcu ona łamie milczenie.

— Po co czarne? — pyta, patrząc na moje włosy.

— O Jezu, lepiej mi w takich, jedziemy już — mówię, starając się nie wybuchnąć śmiechem. To naprawdę zabawne, że ona ma zawsze tyle pytań. Ale spoko, i tak ją lubię. W końcu kto, jak nie ona, towarzyszy mi w takich chwilach?

Droga do klubu prowadzi przez te boczne ulice miasta. Widać, że to miejsce nie jest na mapie turystycznej, a sam klub jest ukryty na uboczu. Idealne miejsce, żeby zapomnieć o wszystkim.

— A co, schadzkę masz tutaj? — pytam, rozbawiona, gdy wysiadamy z auta.

— Nie, ale zawsze fajni ludzie tu są, a Axel i jego ekipa nie korzystają stąd, więc… — odpowiada Mia, widać, że rozluźniona. Chyba ma nadzieję, że ten wieczór będzie w miarę spokojny.

— Skończ o tym Axelu, typ jest jakimś playboyem, który uważa się za króla, a ty myślisz, że to nie wiadomo kto — prycham, ziewając teatralnie. To już mnie nudzi. Axel, Axel, Axel. Zawsze w jego cieniu. A może ja po prostu nie potrafię go zrozumieć?

Mia szturcha mnie w ramię, bo widzi, że zaczynam przeginać.

— Kurwa, Isabell tu jest — mówi cicho, jakby chciała mnie ostrzec, że muszę być czujna.

Spoglądam w kierunku, który wskazuje, i dostrzegam ją — Isabell. A obok niej, ruda suka, jak ją w duchu nazywam. Co za przypadek. Chciałabym myśleć, że to wszystko nie ma znaczenia, ale nie potrafię.

Zaczynam ruszać w ich kierunku, ale Mia zatrzymuje mnie na chwilę.

— Siadaj na dupie, wracamy — mówi, zdecydowana. Jej ton nie pozostawia żadnych wątpliwości. Zawsze była tą bardziej rozsądną, ale ja mam dość bycia grzeczną.

Wyrwę się z jej uścisku, idę do klubu. Nie mam zamiaru wracać. Cholera, to jest moje życie, nie jej.

Kiedy wchodzę do klubu, od razu czuję ten smród. Alkohol, pot, seks, dragi. Mieszanka, którą tak dobrze znam, ale nigdy nie przestaje mi przeszkadzać. Właściwie to chyba nigdy nie zrozumiem, jak ludzie mogą w tym tkwić, czuć się tu jak w domu.

Idę prosto do baru, zamawiam drinka bezalkoholowego, żeby nie szaleć, bo przecież to ma być moja noc, nie chcę być rozkojarzona. Siadam na jednym z barowych stołków i rozglądam się.

I wtedy dostrzegam Isabell z rudą, które są już w pełnym towarzystwie. Trzej chłopaków siedzą obok nich, a ich śmiechy i rozmowy dochodzą do moich uszu. Axel na pewno jest jednym z nich, chociaż nie wiem, który dokładnie. Mogłabym podejść i zapytać, czy to on, ale nie zrobię tego.

„Hej, to ty jesteś Axel, bo ja jestem sławna na cały Nowy Jork” — wybucham śmiechem w myślach, zastanawiając się, jak głupio by to zabrzmiało.

Ale przecież to jest śmieszne. Bo ja jestem sławna. W głowie krąży mi ta myśl, ale od razu ją odpędzam. Zawsze za dużo myślę, za bardzo się zastanawiam, co powiedzieć, co zrobić.

— Cholera, Octavia, nie myśl za dużo! — mówię cicho do siebie, starając się ogarnąć te myśli.

Postanawiam na chwilę odetchnąć. Wstaję i ruszam w stronę parkietu, bo właśnie zaczyna grać moja ulubiona piosenka. „Cynical” — chyba trochę mi do niej pasuje dzisiaj. Dajmy się ponieść. Muzyka ogarnia mnie całkowicie. Czuję się wolna. Moje ciało tańczy w rytm muzyki, a wszystkie myśli odpływają.

I chociaż na chwilę czuję, że wszystko jest pod kontrolą, to wiem, że to tylko złudzenie.


— I wish that I was someone you need now

Wanna know how you’ll be happy again

I’m not someone who always speaks out

Now I see our memories through the rain

Night and day

I still wanna dance in your parade

But you change your lane

I know you now

You’re lost in your own crowd, it’s time to figure out

We sit in silence, I wish you’d say it loud

Are you in or are you out? It’s time to tell me now

I can’t keep hiding, I just wanna be found

It’s time for you to let me go

Please don’t ever let me know

It’s time for you to let me go

You drag me down, you’re cynical

I know that I was someone you needed

Feel defeated by who you became

I’m done with living just for weekend

I don’t mean it when I say, „I’m okay”


Muzyka płynie w tle, a ja czuję, jak ręce lądują na moich biodrach. Odwracam się gwałtownie, zaskoczona, ale potem widzę, kto to.

— Liam? — pytam, jeszcze zdezorientowana.

Nie spodziewałam się go tu, w tym miejscu, w tym czasie. To musi być jakiś zbieg okoliczności, chociaż… kurwa, czy na pewno?

— Octavia, jaki zbieg okoliczności — mówi z tym uśmiechem, który zawsze mnie denerwował. Tak, wiem, brzmi to jak wyświechtany tekst, ale ja mam już dość tych gadek.

W duchu dodaję: kutas — tak, to on. Oczywiście, w takim momencie musiał się tu pojawić. Ale nie ma wyjścia, zaplatam ręce na jego szyi, by nie wyjść na dziwaczkę.

— Co tu robisz? — pytam, próbując wyjść z tej sytuacji, choć to wszystko jest dziwne i niepokojące.

— Przyszedłem się bawić, a ty? — odbija piłeczkę, patrząc na mnie jak na jakąś zagubioną owieczkę.

— Tak samo, przyszłam z Miją, a ty? — pytam, starając się wyjść z tego w miarę normalnie.

— Sam — odpowiada, a dla mnie zaczyna to być dziwne. Za bardzo mi to nie pasuje. Chłopak wygląda, jakby coś ukrywał.

On mi się teraz wydaje coraz bardziej podejrzany. Zaczynam myśleć, że może to nie jest przypadek. A jeśli nie? Jeśli to jakiś podstęp? Muszę się mu przyjrzeć. Muszę być czujna, bo jak się wpakuję w bagno, nie wyjdę z niego. A tu przecież każdy ma swoje tajemnice.

— Nie, żartuję — mówi nagle, widząc, jak się na niego patrzę, jakbym chciała go rozgryźć na kawałki.

Żartujesz? Jakie to jest już żenujące. Śmiech mi staje w gardle.

— Masz dziewczynę, kurwa, łapy precz, diable — rzucam, zerkając na niego ze wściekłością. Chcę to skończyć, nim zacznie się coś dziwnego. Jego śmiech nie dodaje mi pewności, tylko zniechęca jeszcze bardziej.

— Z bratem przyszedłem, tam stoi, James — mówi, wskazując ręką w stronę drugiego chłopaka.

Odwracam się, a serce staje mi w piersiach. James. Skądś go znam. I to bardzo dobrze.

Widziałam go. Ostatni raz w dniu, kiedy rodzice zginęli. Był wtedy u mnie, niby pożyczyć wiertarkę. Ale coś mi tu nie gra. To wszystko jest za bardzo podejrzane. Czy to możliwe, że to przypadek?

Prawda?

Nie mogę w to uwierzyć, ale coś nie daje mi spokoju. Moje myśli pędzą na oślep, jak rozszalały wicher, a ja stoję jak sparaliżowana.

— Octavia, dobrze się czujesz? — wyrywa mnie z zamyślenia. Jego głos brzmi dziwnie, jakby coś wyczuwał.

— No jasne, zamyśliłam się — odpowiadam, wymuszając uśmiech. I wiem, że to zbyt wymuszone, ale nie mogę przecież przyznać się do tego, co właśnie czuję. Mój żart, moja gra aktorska to jak śnieg na święta — nigdy go nie ma i nigdy się nie uda.

James nie wygląda na zaniepokojonego, ale w jego oczach widzę coś dziwnego, jakby nie do końca mi ufał. Może to przez moją minę. Czuję, jak jego podejrzliwość rośnie, ale od razu przyciągam Liama i ruszam w stronę parkietu. Tylko nie teraz, tylko nie w tej chwili, gdy wszystko zaczyna się układać w całość. Chcę zapomnieć.

Tylko na chwilę.

Zaczynam tańczyć, ale moje myśli są jak wielkie zagadki. James. Coś mi nie pasuje. Muszę dowiedzieć się więcej.

Gdy kończymy tańczyć, wracam do Mii. Widziałam ją wcześniej, ale teraz dostrzegam, że coś się zmieniło. Nie wierzę w to.

Mia, ta mała idiotka, już przyciągnęła jakiegoś oblecha.

— Mia, kurwa — syczę, widząc, że się wyrywa z jakimś koleśiem, którego twarz zapamiętam jako najgorszą z możliwych.

— No leci, ja zostaję — mamrocze, kierując się do niego. A ja nie mogę patrzeć na to dłużej.

— Mia, idziesz kurwa ze mną — warczę, próbując ją przywrócić do rzeczywistości. Ale ona tylko kiwa głową.

— Nie — mruczy, zanim zniknie z oblechem, który już ma ją na oku.

No super. Więcej problemów, bo to już nie jest zwykła zabawa. Ale przecież to nie koniec, prawda?

Szybko stawiam kroki, mimo że ciemność zaczyna mnie przytłaczać. Zimny wiatr muska mi twarz, ale nie czuję go — jestem zbyt wściekła, by cokolwiek innego miało znaczenie. Wszystko mnie denerwuje. Mój gniew zdaje się napędzać moją szybkość, ale nie zmienia to faktu, że zapomniałam o najważniejszym — nie mam auta.

Zostało mi tylko sześć kilometrów. Na piechotę.

To totalny koszmar.

Wydaje mi się, że nie jestem aż tak odważna, jak mi się kiedyś wydawało. Ciemność sprawia, że w sercu rośnie strach, a ja próbuję go ignorować, nawet gdy co chwilę słyszę dziwne dźwięki w lesie. Szelest, kroki — co to do cholery jest? Jezu, niech to się skończy.

Przyspieszam. Mój oddech staje się coraz cięższy, nogi ledwo nadążają. Wydaje mi się, że słyszę jakieś kroki za sobą — może się przesłyszałam, ale nie chcę się odwracać. Nie teraz, nie w tym lesie. Nagle… potykam się.

Upadam w wodę.

Całkowicie mokra, zniechęcona, wściekła, nie wiem, co robić. Mówię cicho pod nosem: „Ja pierdolę.” Wstaję, czując zimno wbijające się w moją skórę. Ale to nie jest najgorsze. Czuję, jak ktoś stoi za mną.

Serce mi staje, a dłonie zaczynają się pocić. Odwracam się powoli.

Jest tam on. Wysoka postać, ciemna jak cień, nie widzę dobrze szczegółów. Tylko zarys jego postaci — włosy poczochrane, ubrany na czarno, jakby wtapiający się w noc. Księżyc oświetla go tylko częściowo, nie pozwalając mi dostrzec, kim tak naprawdę jest.

Serce zaczyna bić coraz szybciej.

Wstaję, czując w nogach krew i lód, ale nie ma czasu. Muszę biec.

Nie patrzę za siebie. Biegnę. Zdaję sobie sprawę, że jestem w martwym punkcie. Słyszę go za sobą. Biegnie za mną, a ten pieprzony śmiech przeraża mnie do szpiku kości.

— Pomocy! — krzyczę, ale wiem, że to nic nie da. Jakiś obcy facet, najpewniej zabójca, ściga mnie w środku nocy. Nikt tu nie będzie słyszał, nie będzie mi pomóc. Zginę.

Jest za mną. Czuję jego ręce, jak łapią mnie i przyciskają do drzewa. Zaciskam oczy, czuję, jak łkam ze strachu, walczę o każdą sekundę wolności, ale on jest silniejszy. Nie daję rady.

— Zostaw, proszę — szepczę, a on zakrywa mi usta ręką. Czuję gorąco jego skóry.

— Zamknij się — warczy w odpowiedzi, jego głos jest jak nóż wbity w moje ciało. Każde słowo sprawia, że mam wrażenie, że zaraz zemdleję z przerażenia.

Czuję, jak nachyla się w moim kierunku. Jego oddech jest zimny, a dreszcz na moim ciele nie ustępuje. Potem, bez ostrzeżenia, muska moje ucho.

Czuję, jak moje serce bije szybciej, jakby chciało wyskoczyć z piersi, ale nie potrafię się ruszyć. W głowie krążą myśli, co on chce zrobić, jak mam się bronić.

Czuję, jak cała sytuacja mnie pochłania, a ja nie mam nic, czym mogłabym go powstrzymać. Po prostu mnie ma. Jestem jego ofiarą.

Ale nie będę taka łatwa. Nie dam mu wygrać.

Najpierw mnie pewnie zauroczy, a potem zabije.

— Zostaw, zostaw, nie rób sobie żartów — szepczę, a on się śmieje.

— Nie, jesteś moją marionetką w pięknej sukni, którą zaraz zerwę z ciebie — oznajmia, a mi przypływa adrenalina do żył, szarpię się I wbijam mu kolano w krocze.

On się odsuwa od razu i jęczy.

— Spierdalaj, zboczeńcu! — krzyczę, a moje serce bije jak szalone, bo wciąż czuję na sobie wzrok. Biegnę ile sił w nogach, omijając każdy krawężnik, potykając się o własne nogi. Gdzieś w głowie wciąż powtarzam: „Muszę uciec, muszę przeżyć”.

— Dorwę cię! — słyszę za sobą, a jego głos staje się coraz bardziej odległy, ale pełen gniewu i wściekłości. Jego słowa wciąż brzęczą mi w uszach, kiedy zwalniam kroku. Biegnę dalej, aż w końcu dostrzegam światełka ulicy i domy, jakby wybiegając z ciemności na światło. Powoli, z nadzieją, czuję, że jestem bezpieczna, ale adrenalina nie opada. Serce wciąż szaleje, a w żołądku mam pustkę, jakby coś miało się zaraz wydarzyć.

Kurwa, przeżyłam. Udało się. Zatrzymuję się w końcu przed drzwiami mojego domu, wbijam klucz w zamek, czuję drżenie rąk. Drzwi zamykam na wszystkie możliwe zabezpieczenia, blokując je, jakby to miało mnie chronić.

Wchodzę do środka, opieram się o drzwi, łapiąc oddech. Moje myśli są chaotyczne, a każda minuta wydaje się wiecznością. Chyba jestem bezpieczna. Ale coś we mnie nie daje spokoju. Coś jest nie tak.

Nagle, instynktownie, sięgam do torebki, szukając telefonu, kluczy… i wtedy czuję, że coś jest w środku, co nie powinno się tam znaleźć. Wyciągam kartkę.


„DORWĘ CIĘ, SMITH” — czytam na zgiętej kartce.


Serce mi staje. To on.

Kurwa. Coś w moim żołądku zaczyna się przewracać, jakby zimny dreszcz przeszył moje ciało. To nie koniec. To dopiero początek.

Kartka jest tak prosta, a jednocześnie tak pełna grozy. Nie wiem, jak się to stało, ale w moim umyśle z każdą chwilą rodzą się nowe pytania. Jak on mnie znalazł? Jakie ma plany? Czego ode mnie chce? I najgorsze z tego wszystkiego — co zrobię, jeśli znów się pojawi?

W tej chwili zaczynam panikować. Czułam się bezpieczna, ale teraz… teraz wiem, że w tej grze nie ma bezpiecznych miejsc. Żadne drzwi nie są wystarczająco mocne.

Zaczynam zastanawiać się, czy jest ktoś, komu mogę zaufać. Kto mi pomoże? Ale odpowiedzi w mojej głowie nie ma. Zamiast tego cisza i niepokój.

ROZDZIAŁ 5

„Zniszczę cię Axel..”

„Gdy nasze spojrzenia się spotkały, czułam, że stał się moim największym wrogiem”

✿Octavia ✿


Po wczorajszej akcji nie wiedziałam, co myśleć. Całą noc przewracałam się z boku na bok, próbując zasnąć, ale nic nie wychodziło. Moje myśli były jak burza, a w głowie brzęczały obrazy, dźwięki, słowa, które nie chciały odejść. Nie potrafiłam wymazać z pamięci tamtej sceny, tego głosu za plecami, tej obietnicy zemsty.

Rano, w świetle poranka, spojrzałam w lustro, a to, co zobaczyłam, mnie przeraziło. Moje odbicie było niczym postać z koszmaru. Sine cienie pod oczami, jakby moje ciało było w stanie nieustannego zmęczenia, i blada skóra, której nie rozpoznałam. Moje serce biło w gardle, a ręce drżały, kiedy sięgałam po wodę, by opłukać twarz.

Przebrałam się szybko, jakby to miało sprawić, że chociaż na chwilę poczuję się normalnie. Otworzyłam okno szerzej, próbując wpuścić świeże powietrze do pokoju, myśląc, że może to uspokoi moje nerwy.

I wtedy to zauważyłam.

Na parapecie, tuż obok doniczki z umierającą rośliną, leżała koperta. Niezwykle starannie złożona, jakby ktoś miał obsesję na punkcie jej wyglądu. Z sercem, które zaczęło bić szybciej, podniosłam ją i poczułam, jak coś zimnego przechodzi mi po plecach. Co to jest? Czy to kolejna gra? Czy kolejny krok w tej makabrycznej grze, której nie potrafię przestać grać?

Rozdarłam kopertę, a w jej wnętrzu znalazłam… moje zdjęcia. Zrobione wczoraj, kiedy biegłam przez ulicę. Zdjęcia, które mógł zrobić tylko ktoś, kto mnie śledził, kto nie stracił ani sekundy z tego, co działo się wczoraj. Na jednym z nich byłam cała roztrzęsiona, z przerażeniem malującym się na twarzy. Nie musiałam patrzeć na pozostałe. Wystarczył tylko ten jeden obraz.

Pod zdjęciami był list, a ja już wiedziałam, co w nim znajdę. Ale nie mogłam się powstrzymać, by go przeczytać.


„Czas na zabawę, mała Smith. Będę czekał tam, gdzie wczoraj.”


Moje serce zamarło.

Przestałam oddychać. Zatrzymałam się w martwym punkcie, próbując złapać powietrze, ale coś blokowało moje płuca. Czułam, jak powoli zaczynam się dusić, jakby ściskająca klatka piersiowa była czymś, co ktoś inny nałożył na mnie. Łapczywie próbowałam wciągnąć powietrze, ale każda próba kończyła się tylko kolejnym atakiem paniki.

I wtedy zobaczyłam coś, co sprawiło, że całkowicie straciłam równowagę. Na dnie koperty, tuż pod zdjęciami, leżał mały, ciężki przedmiot. Wyciągnęłam go powoli, jakby bałam się dotknąć tego, co miało nadejść. W dłoni poczułam zimno, a kiedy spojrzałam, zobaczyłam… serce. Zrobione z czegoś twardego, z jakiegoś metalu, a w jego środku… miecz.

Serce z mieczem.

Nie mogłam tego pojąć. Jak to możliwe? Co to miało znaczyć? Co za chory, złośliwy żart? A może nie żart? Moje myśli znów zaczęły się plątać, a świat wokół mnie zaczął się rozpadać na kawałki. Nic już nie miało sensu. To, co jeszcze wczoraj było tylko przerażającym koszmarem, teraz stało się moją rzeczywistością. Nie mogłam oddychać.

Łkałam, tłumiąc dźwięki w gardle, dusiłam się w swoich własnych łzach, ale nikt tego nie słyszał. W domu byłam sama. Nikt nie mógł mnie usłyszeć. Nikt nie mógł mi pomóc.

Moje palce zacisnęły się na kopercie, na sercu, na wszystkim, co stało się częścią tej koszmarnej gry. Bo wiedziałam jedno. To dopiero początek.


♕Axel♕


— Czego znów? — zapytałem, wściekły, gdy telefon zadzwonił. Przewróciłem oczami, w końcu nikt nie potrafił przestać dzwonić, gdy tylko miałem chwilę spokoju. Na ekranie wyświetliło się imię: Layla.

— Wyspany? — zapytała chłodno, a ja parsknąłem śmiechem, wciąż leżąc na siedzeniu samochodu, ręką opierając się o kierownicę.

— Lepiej nie patrz na mnie, bo jestem bardzo piękny — odpowiedziałem nonszalancko, pewny siebie, jak zawsze. Nie mogłem jej odmówić tej satysfakcji, by poczuła mój urok.

Po chwili ciszy usłyszałem jej śmiech, ale zaraz potem:

— Kretyn — rzuciła i rozłączyła się, jakby zrezygnowana moim ciągłym blefowaniem.

Odłożyłem telefon, zamknąłem auto i ruszyłem w stronę pieprzonego uniwersytetu. Uniwersytet. Zawsze musiałem się tu pojawiać, robiąc z siebie na moment zaledwie cień tego, czym mogłem być. Dla mnie to była tylko formalność, ale teraz czułem, że to może być inne. Smith. Może to ona była tym, czego szukałem.

Moim celem było ją poznać, sprawdzić, czy to ona. Czułem, że coś w powietrzu się zmienia, że ta dziewczyna może być w samym centrum czegoś, co wywróci moje życie do góry nogami.

Przekroczyłem próg uniwersytetu i od razu usłyszałem, jak rozmowy cichną. A potem zaczęły się szepty.

— O mamo, jaki on piękny!

— Jak ma na imię?

— Zobacz, jak jest ubrany.

— Jakie ma mięśnie.

— Te oczy…

Ja pierdolę, niech to się wreszcie skończy. Chciałem to ignorować, ale nie mogłem. Wszyscy patrzyli. Wszyscy. Kurwy jedne. Ale dobra, idę do sali 34, ignorując każdą parę oczu, które śledziły moje kroki.

Dylan i Oliver już tam byli, oczywiście, jak zawsze. Oliver romansował z jakąś laską, którą poznał wczoraj, pewnie kolejną z tych, które zmienia jak rękawiczki. Dylan siedział obok Isabell, wpatrując się w nią z typowym dla niego rozbrajającym uśmiechem, jakby wszystko wokół nie miało sensu bez niej. A ta ruda patrzyła na mnie w milczeniu, bez jakiegokolwiek wyrazu twarzy. Cóż za miła powitanie.

— Która to? — zapytałem Layli, zachowując spokój, ale w głowie kłębiło się tyle pytań.

— Nie ma jej jeszcze, ale psiapsiółka jej jest — powiedziała Layla, wskazując na blondynę siedzącą obok. Wzrokiem oceniłem ją szybko, ale wyglądała… zwyczajnie. Niewinnie. Coś tu nie pasowało. Odwróciłem wzrok, ale w głowie czułem, że to nie będzie takie proste.

Nagle, gdy tylko zbliżyłem się do swojej ławki, poczułem ten okropny, przewidywalny zapach. Moje nerwy zaczęły szwankować, a cały spokój w moim umyśle zaczynał pękać w szwach. Chciałem dać im znać, żeby przestali, ale nie było sensu. Zamiast tego rzuciłem tylko:

— Kurwa, przestańcie się miętolić, bo zwymiotuję. — warczałem, nie mając zamiaru udawać grzecznego chłopczyka.

— Stary, luz — rzucił Dylan, ale nim zdążyłem odpowiedzieć, drzwi sali otworzyły się, a wszyscy spojrzeli w ich stronę.

Profesorka weszła, patrząc na mnie z przymrużeniem oka.

— O, pojawił się Pan Daniels — oznajmiła z ironicznym tonem. Na co ja odpowiedziałem tylko prychnięciem.

— Dobry wieczór — rzuciłem lekko w żarcie, próbując zamaskować stres, który wciąż się we mnie narastał.

— Chyba dzień dobry, żyje pan poprzednim dniem — powiedziała profesorka, a ja poczułem się jak w klatce. Siedziałem, czekając, aż rozpakuję w głowie wszystkie tajemnice tej sali.

I wtedy to się stało.

Ukazała się w drzwiach.

Wszyscy zamilkli, a ja poczułem dziwne mrowienie na karku. Niska, czarnowłosa dziewczyna. Twarz blada, jakby nie widziała słońca od lat. Oczy miała sine, jakby od kilku dni nie spała, jakby coś ją zniszczyło. Spojrzeliśmy na siebie na chwilę. Tylko na chwilę. Szybko przerwała kontakt wzrokowy, jakby bała się moich oczu, jakby wiedziała, że nie wolno jej patrzeć.

— Panno Smith, co się stało? — zapytała profesorka, a jej głos zabrzmiał trochę jak wyrzut.

— Nic, bardzo przepraszam za spóźnienie — odpowiedziała drżącym głosem i usiadła szybko obok blondyny. To była ona. Moja „cel”.

To ona.

— To ona — wyszeptała Layla do ucha.

— Widzę, ale to chyba mała Smith, której szukam — odpowiedziałem, wpatrując się w nią, jakby całe moje życie miało zależeć od tego, czy ta dziewczyna mnie zauważy. Wszyscy lustrowali ją, starając się wyczytać z jej postawy coś, co da im przewagę.

— Zemszczę się na suce — szepnęła Layla, a w jej głosie była czysta nienawiść.

— Najpierw ja rozprawię się z nią — odpowiedziałem chłodno, wciąż wpatrując się w nią. Nie mogłem pozwolić, żeby coś mi umknęło.


✿Octavia ✿


Wchodząc do klasy, od razu zauważyłam ich — nowych chłopaków, którzy ledwo weszli, a już przyciągali wzrok wszystkich dziewczyn.

I wtedy go zobaczyłam. Axel. Chłopak, który wyglądał, jakby nie należał do tego świata. Mroczny, z ciemnymi, niemal nieprzeniknionymi oczami, jakby skrywał jakieś tajemnice, których nie chciałby nikomu zdradzić. Ubrany na czarno, jakby ubranie miało być jego zbroją przed tym światem, który nie potrafił go zrozumieć. Na jego ramionach i rękach widniały tatuaże — ostre, jakby wyrytą je samą siłą woli.

Widziałam, jak każda dziewczyna w sali go obserwuje, jak ich spojrzenia śledzą każdy jego ruch. Każda traciła dla niego głowę. I mimo że było to wszystko tak przewidywalne, nie mogłam się powstrzymać, by nie poczuć tego dziwnego niepokoju w brzuchu. Chciałam wyjść, ale czułam, że nie mogę. Co, jeśli to było przeznaczenie? Co, jeśli to spotkanie miało jakiś sens?

Czułam, że moja obecność tutaj jest błędem. Żałowałam, że dzisiaj przyszłam. Jakbym miała wybór, wolałabym zostać w łóżku, zanurzyć się w ciemności i odpocząć od tej gry, od tych ludzi, od siebie samej.

Cały czas bolała mnie głowa. Ból pulsował, jakby ktoś wbijał w mój mózg małe, ostre igły. Przez chwilę przymknęłam oczy, licząc na to, że ból przejdzie, ale niestety nie był to zwykły ból głowy. To było coś innego, coś, czego nie potrafiłam zrozumieć. Może to był strach. Może to był stres, który rozrywał mnie od środka. Może to była ta świadomość, że wkrótce wszystko się zmieni.

Ale Axel… On był tym, którego nie mogłam zignorować. Przypominał mi coś, czego nie chciałam pamiętać.

Kiedy spojrzał w moją stronę, przez chwilę nasze spojrzenia się spotkały. Czułam, jakby prąd przeszył moje ciało, ale to było tylko przez moment. Zanim zdążyłam cokolwiek pomyśleć, odwrócił wzrok, jakby nie zauważył mnie wcale. Jakby nie istniałam. To bolało. Nie wiem, dlaczego, ale to bolało.

Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam do swojego miejsca, starając się ignorować wszystkich wokół. Ale wciąż czułam ten niepokój w brzuchu, który nie chciał zniknąć. Wszystko we mnie mówiło, że to nie będzie zwykły dzień.


Czterdzieści minut później


W końcu wyszłam z sali, czując, jak zmęczenie powoli ogarnia moje ciało. Przechodziłam przez korytarz, próbując zapanować nad swoimi myślami, gdy nagle zatrzasnęłam swoją szafkę z takim impetem, że aż zabrzęczała metalowa drzwi. Tylko nie to… — pomyślałam.

Bez ostrzeżenia wpadłam na niego. Na niego. Książki, które trzymałam, wyleciały z rąk i rozsypały się po całym korytarzu. Czułam się jak idiotka, próbując zebrać wszystko, ale nim zdążyłam podnieść wzrok, usłyszałam zimny głos.

— Jak chodzisz, sieroto? — powiedział, patrząc na mnie z wyraźnym lekceważeniem. Brzmiał, jakby cała ta sytuacja była dla niego grą, w której ja byłam tylko kolejną przeszkodą.

Podniosłam wzrok i natychmiast napotkałam jego ciemne oczy. Przez chwilę miałam wrażenie, że świat wokół mnie zniknął, że pozostaliśmy tylko my dwójka. Axel. Cały jego wygląd mówił, że jest nie do ruszenia, niezniszczalny. Czułam, jak oddech mi przyspiesza, a serce zaczyna walić w piersi. Kurwa, pomyślałam. Nie mogłam pozwolić, by mnie zdominował.

Zauważyłam kątem oka, jak wszyscy wokół nas zatrzymali się, obserwując, co się wydarzy. W korytarzu zrobiło się cicho. Czas na zabawę.

— Jak ty chodzisz, śmieciu? — odpowiedziałam ostro, nie mogąc znieść jego tonu. Czułam, jak gniew we mnie rośnie, jak piekące emocje kipią z każdej komórki mojego ciała. Czułam się jakby coś we mnie pękło. W końcu musiałam coś zrobić, musiałam jakoś odpowiedzieć.

Axel patrzył na mnie z zaskoczeniem, jakby nie spodziewał się, że mogę odpowiedzieć mu w taki sposób. Jego oczy błysnęły na moment, a usta zaciśnięte w wąską linię drgnęły lekko.

— Co, zapomniałeś Języka Polskiego? — zapytałam, czując, jak szyderczy uśmiech błąka się na moich wargach. Czułam, jak napotykam jego spojrzenie, ale nic w nim nie widziałam. Był… niewzruszony. Zwyczajny, ale jednocześnie nieziemsko mroczny.

Na moment poczułam, jak atmosfera wokół nas zaczyna się zagęszczać. Z drugiego końca korytarza dobiegł głos, jeszcze bardziej ochrypły i pełen lekceważenia.

— Ostra, lubię takie — rzucił chłopak stojący obok Axela, patrząc na mnie z uwagą. Jego ton był pełen przekory, jakby czekał, by wybuchła jakaś większa konfrontacja. Nie teraz, kurwa. Byłam na granicy wytrzymałości, ale nie mogłam się poddać.

Czułam, jak moje serce bije szybciej, jak moje ręce zaczynają drżeć, ale nie mogłam się cofnąć. Nie teraz.

Axel spojrzał na mnie przez chwilę, jego usta lekko drgnęły, jakby nie rozumiał, co się dzieje. Po chwili, bez ostrzeżenia, zrobił krok w moją stronę. Jego postawa była pewna, a oczy — zimne jak stal.

— Zamknij pysk, a ty, suko, od dziś masz przechlapane — wycedził przez zęby, a jego głos był jak nóż, który wbija się prosto w serce. Przez moment wydawało mi się, że mój oddech zamarł. Widziałam, jak pluje pod moje nogi, a reszta grupy patrzy na mnie, jakbym była tym, na kogo można wylać całą złość.

Zerknęłam na niego, czując, jak fala furii przejmuje kontrolę nad moim ciałem. Krew buzowała w moich żyłach. To była wojna.

— Jesteś chamem, zniszczę cię, Axel! — krzyknęłam za nim, czując, jak moje ciało zadrżało. W moim głosie brzmiała wściekłość, ale i coś jeszcze — determinacja. To nie miało być tylko słowo. To było zapowiedzią.

Axel, jakby nie przejmując się wcale moimi słowami, gwałtownie zatrzymał się. Zatrzymał się, ale nie spojrzał na mnie. To była jego próba. Próba, by mnie złamać. I choć jego postawa była zimna i wycofana, poczułam, że z każdą sekundą staje się bardziej niebezpieczny.

Zanim odwrócił się, jego słowa zabrzmiały, jakby wciąż brzmiały w moich uszach.

— Nie, to ja zniszczę cię, Smith — powiedział z takim chłodem, że poczułam, jak powietrze wokół mnie staje się gęste, jakby każda cząstka powietrza była naznaczona groźbą.


Pięć godzin później


Po skończonych wykładach, z których ledwo cokolwiek zapamiętałam, zdecydowałam, że muszę się oderwać. Ava zaproponowała, że pójdziemy na miasto, żeby rozładować napięcie i może chociaż na chwilę zapomnieć o wszystkim, co się dzieje. Jednak już od samego początku zauważyłam, że coś jest nie tak.

Ava była… inna. Jej oczy nie miały tego samego blasku, który zawsze nosiła, a jej postawa wydawała się ociężała.

Przez całą drogę milczała, jakby zamyślona, a każda jej odpowiedź była krótsza i bardziej oschła niż zwykle. Co się dzieje?

— Ava, co jest? — zapytałam, starając się brzmieć spokojnie, ale w moim głosie dało się wyczuć niepokój.

Spojrzała na mnie przez chwilę, a potem odwróciła wzrok, jakby nie chciała mi spojrzeć w oczy.

— Nic — odpowiedziała, ale jej głos brzmiał tak, jakby wcale nie wierzyła w to, co mówiła.

Czułam, jak coś we mnie rośnie. Coś nie gra. Ava nigdy nie ukrywała przede mną swoich problemów, nigdy nie zachowywała się w ten sposób. Była moją siostrą, znałyśmy się na wylot. I choć nie powiedziała nic, wyczuwałam, że coś się dzieje. Może to przez jej pracę, która ostatnio sprawiała jej coraz więcej stresu. Ale co jest naprawdę?

— Wiesz, że zawsze mówimy sobie wszystko — stwierdziłam, próbując sprawić, by moje słowa zabrzmiały łagodnie, nie chcąc ją zbytnio naciskać.

Ava jednak jedynie wzruszyła ramionami, jakby chciała odpędzić moje pytanie.

— Wiem, ale nic się nie dzieje, nuda w pracy i takie tam — odpowiedziała z lekkim, wymuszonym uśmiechem, ale widziałam, jak jej oczy wciąż gdzieś błądzą, jakby była nieobecna, jakby myślami była zupełnie gdzie indziej.

Nuda w pracy? Ava kochała swoją pracę, zawsze pełna pasji i entuzjazmu. To zdanie nie pasowało do niej. Kurwa, co się dzieje?

Poczułam narastający niepokój, ale nie chciałam naciskać. Zamiast tego, postanowiłyśmy ruszyć dalej. Zeszłyśmy do księgarni, gdzie zazwyczaj potrafiłyśmy spędzić godziny, ale i tam Ava wydawała się być zamyślona. Zatrzymywała się przy książkach, przeglądała je, ale tak naprawdę żadna z nich jej nie interesowała.

Po chwili, już po wyjściu z księgarni, kiedy spacerowałyśmy po galerii, poczułam wibrację telefonu w kieszeni. Kurwa. Zerknęłam na ekran.


Od Mia

Wpadniesz do mnie?

Do Mia

Jasne.

Od Mia

To przyjdź tak o 17.

Do Mia

Pewnie, tylko że gdzie ty mieszkasz.

Od Mia

Dowiesz się gdy trafisz.

Do Mia

Suka jesteś, mów kurwa, bo jak nie to.

Pierdole

Od Mia

Nie pierdol, bo rodzinę powiększysz skarbie.

Do Mia

No co ty nie powiesz.

Zaczynam się śmiać do telefonu, a Ava patrzy na mnie.


Od Mia

Ulica tam, gdzie diabły boją się chodzić.

Do Mia

Nie kojarzę.

Od Mia

Tępa jesteś.

Do Mia

Spierdalaj.

Od Mia

Kochanie, ulica diabłów

Do Mia

Nie wiedziałam o niej.

Od Mia

Bo tam mieszkają same diabły słońce.

Do Mia

Tyle to wiem, jesteś suką.

Od Mia

Wyrażaj się, bo się pogniewam.

Do Mia

Pff, księżniczka Mia.

Od Mia

Dobra czekam, na ciebie ino pamiętaj, duchy nie lubią grzecznych dziewczynek.

Do Mia

Nie jestem grzeczna kochana.

Od Mia

Jesteś.

Do Mia

A chcesz w pi…

Od Mia

Tak.


Śmieję się do telefonu jak jakaś idiotka, choć w środku czuję się dziwnie. To śmiech, który nie ma w sobie nic radosnego, ale nie chcę, żeby cokolwiek zdradziło moje prawdziwe uczucia.

Cholera.

W końcu kończę rozmowę, chowam telefon do kieszeni i rzucam Avie szybkie spojrzenie. Zauważam, że patrzy na mnie z lekkim niepokojem, ale nic nie mówi. Wiedziałam, że coś nie pasuje.

— Chodźmy do domu — rzucam, starając się brzmieć normalnie, ale w moim głosie czai się coś, czego nie da się łatwo ukryć. Ava nie mówi nic, tylko kiwa głową, idąc za mną.

Kroki na chodniku odbijają się w moich uszach, ale czuję, jak wciąż mam ciężar w klatce piersiowej. Coś się wydarzy. Coś się zbliża. W domu atmosfera jest niemal namacalna, jakby powietrze było pełne napięcia, czekające na coś, czego nie da się już zatrzymać.

Wchodzę do swojego pokoju i zatrzymuję się przed lustrem. Widziałam siebie w nim tyle razy, ale dzisiaj to spojrzenie wydaje się obce. Kurwa, co ja robię?

Pytanie, które krąży w mojej głowie, ale odpowiedzi brak.

Zrywając się z miejsca, zaczynam się przygotowywać. Dresy i bluza z kapturem. Wydają się najwygodniejsze. W końcu nie wiem, czego się spodziewać, ale jedno jest pewne: muszę być gotowa na wszystko.

Po kilku minutach, już gotowa, spoglądam na zegar. 30 minut. Nie będę czekać dłużej. Zamiast tego, czuję jak adrenalina zaczyna płynąć w moich żyłach, jakbym była na skraju czegoś, co nie będzie miało odwrotu. Idę.

Do Mia

Które mieszkanie

Od Mia

Za tobą sikso.

Do Mia

Śmieszne kurwa.

— I to bardzo — słyszę za plecami.

— Japie, ale się skradasz — rzucam, a ona wybucha śmiechem.

— Chodź, idziemy do pokoju czarownicy — oznajmia, a ja ruszam za nią, mieszkanie, do którego docieramy jest skromne i ładne.

— Sama jesteś? — pytam.

— Sama, a co planujesz morderstwo? — pyta.

— Nie, ale musimy pogadać, to ważne Mia — oznajmiam, a ona marszczy brwi.

— Brzmi poważnie — odpowiada.

ROZDZIAŁ 6

„Takie będą dziś na moim grobie”

„Każdy odchodzi, ale dlaczego w tak bardzo młodym wieku?”

Czy moja koleżanka to debilka? Z czystym sumieniem przyznaję, że… tak.

Właśnie chciała zrobić popisowego sufleta, ale ciasto zamiast trafić do piekarnika, wylądowało na kuchni. Po całym tym zamieszaniu, kiedy resztki rozlanej masy musiałam zbierać z blatu, patrzyłam na nią z rozbawieniem.

— Jebnięta jesteś. — powiedziałam, starając się nie roześmiać. Ona jednak tylko rży jak koń, bez najmniejszego poczucia zażenowania.

— Nie miałaś tak nigdy? — zapytała, zerkając na mnie, jakby to było coś normalnego.

— Nie. — odpowiedziałam od razu, nie widząc powodu do dalszej dyskusji.

— Jezus, stara, spięta jesteś. Ale ogólnie, znamy się trzy dni, a ty jesteś fajną osobą. — stwierdziła z takim spokojem, jakby dopiero co odkryła tę wielką prawdę o mojej osobowości. Prychnęłam, zaskoczona jej pewnością siebie.

— Dopiero teraz to odkryłaś? — zapytałam, nie kryjąc rozbawienia.

— No. — odpowiedziała po prostu, a ja przymknęłam oczy, wciąż zastanawiając się, co składa się na naszą dziwną, ale pełną śmiechu przyjaźń.

— Posłuchajmy jakiejś muzyki. — zaproponowała Mia, próbując zmienić temat.

— Ale ja jestem głodna! — warczałam, bo głód zaczął dawać siwe znaki. A ona po prostu się śmiała, nie zdając sobie sprawy, że po całym tym zamieszaniu naprawdę potrzebuję czegoś konkretnego do jedzenia.

Idiotka.

— Zamówimy pizzę, chodź. — odpowiedziała, nie przejmując się moim głodem, i wzięła do ręki swój telefon. Różowe etui z królikiem błysnęło w świetle.

Patrzyłam, jak zaczyna coś klikać w telefonie, a ja w tym czasie rozejrzałam się po kuchni. W zasadzie wyglądała jak z katalogu: lśniąca, białe płytki, meble idealnie dopasowane, a do tego masa czarnych dodatków. Prosty, ale bardzo elegancki wystrój.

— Zamówione. — nagle wyrwał mnie jej głos z zamyślenia, jakby wcale nie zauważyła, że przez ostatnie kilka minut byłam zupełnie nieobecna.

— To fajnie. — odpowiedziałam, nawet nie patrząc na nią. Byłam zbyt zajęta kontemplowaniem tej niesamowitej harmonii kolorów i przestrzeni.

Mia natomiast, jak gdyby nigdy nic, zaczęła stukotać w telefon, a chwilę później w tle rozbrzmiała muzyka.


Only Love Can Hurt Like This

Mia zaczyna tańczyć i śpiewać.

— I’d tell myself you don’t mean a thing

That what we got, has no hold on me

But when you’re not there I just crumble

I tell myself that I don’t care that much

But I feel like I’m dying till I feel your touch


Przewracam oczami gdy ta drze się, żebym śpiewała refren.


— Only love

Only love can hurt like this

Only love can hurt like this

Must have been a deadly kiss

Only love can hurt like this


Gdy muzyka nagle się zatrzymuje, patrzę na Miię zdezorientowana.

— Co się stało? Przecież wszystko było w porządku… Przynajmniej tak mi się wydawało.

— Nie mówiłaś, że umiesz tak ładnie śpiewać! — wrzeszczy Mia, a ja patrzę na nią, jak na kogoś, kto właśnie spadł z księżyca.

— Bo nie umiem. — stwierdzam, starając się brzmieć jak najbardziej rzeczowo, chociaż jej entuzjazm powoli zaczyna mnie przytłaczać.

— Umiesz! — rzuca z przekonaniem. Zaczynam czuć, jak zaczyna mnie irytować ta rozmowa.

— Nie. — odpowiadam, tym razem nie dając się przekonać.

— Tak.

— Nie.

— T… — zaczyna znowu, ale w tym momencie coś strzeliło głośno w tle.

Huk.

— Co to było? — zapytałam, wstrzymując oddech. Strach nagle zaczyna narastać. Co się dzieje?

— Coś uderzyło w okno. — odpowiedziała, a jej głos brzmiał nieco bardziej poważnie niż wcześniej.

Patrzyłam na nią z lękiem, a ona zbliżyła się do okna. Ja tymczasem wyjrzałam przez firankę i zobaczyłam, że na parapecie leży coś dziwnego.

Kamień.

Zatrzymałam wzrok na nim, a moje serce zaczęło bić szybciej. Zszokowana, patrzyłam na kawałek ziemi, który miał teraz jakieś dziwne, makabryczne znaczenie.

Kamień… Z krwią.

— Ja pierdolę! — Mia rzuciła to w powietrze, a jej twarz pobladła momentalnie.

Przez moment stałyśmy w ciszy, jakby cały świat zamarł. Potem otworzyłam okno i wychyliłam się lekko, żeby przyjrzeć się temu, co się stało. Na parapecie leżał kamień, a obok niego… list. Sięgnęłam po niego drżącą ręką, starając się nie panikować.

Rozwinęłam kartkę, a na niej widniały słowa:


„NIE WYKONAŁAŚ MOJEGO POLECENIA, TERAZ CZEKA CIĘ KARA. SMITH.”


Moje ciało natychmiast sparaliżowało się od środka. Strach wzbierał, jak fala, zalewając mnie całkowicie. Nie potrafiłam ruszyć. Myślałam tylko o jednym: kto to jest? I dlaczego wciągnęli mnie w to wszystko?

Chwilę później z koperty wypadała druga kartka, a na niej zagadka z kluczem.


„BĘDZIE TAM, GDZIE W NOCY NIKOGO NIE MA, PAMIĘTAJ: OKO ZA OKO, ZĄB ZA ZĄB.”


Ręce zaczęły mi drżeć, a serce waliło w piersi.

— Miejsce, gdzie nikogo nie ma? — zapytała Mia, jej głos drżał, jakby nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje.

— Park, albo las. — rzuciłam, choć w głębi duszy czułam, że to zbyt łatwa odpowiedź.

— Jezus… nie wyjdziesz stąd, bo zginiesz! — Mia wyglądała na przerażoną, jej oczy były pełne niepokoju. — Kto to w ogóle robi? — zapytała, a ja czułam, jak narasta w niej panika.

Oczywiście, że sama chciałam wiedzieć, kto za tym wszystkim stoi. Ale nie miałam pojęcia. To było za dużo, zbyt absurdalne, by mogło być prawdziwe. Wciąż trzymałam w ręku ten list, jakby był jedyną wskazówką w tej zagmatwanej układance.

Ale coś mi mówiło, że to nie koniec. Wręcz przeciwnie… Dopiero się zaczynało.

— Nie wiem. — odpowiedziałam, wciąż patrząc na kamień z krwią. Moje serce biło szybciej, a zimny dreszcz przeszył całe ciało. Co się dzieje? Dlaczego to wszystko wyglądało tak… realnie?

— Muszę iść. — rzuciłam natychmiast, czując, jak narasta w moim wnętrzu potrzeba działania. Mia złapała mnie za rękę.

— Nie wyjdziesz, rozumiesz?! — krzyknęła, jej głos brzmiał jak echo strachu, który zaczynał ogarniać całe pomieszczenie.

— Idę, muszę powiedzieć mojemu rodzeństwu o tym! — odpowiedziałam stanowczo i wyrwałam się z jej uścisku. Biegłam, nie oglądając się za siebie. Czułam, że nie mam czasu na zastanawianie się.

Szłam szybko, jakby oddech losu zaglądał mi prosto w plecy.

Miałam dużo do przejścia.

Szłam przez las — to była najkrótsza droga, a las zdawał się nie mieć końca. Z każdym krokiem otaczała mnie ciemność, szum liści i śpiew nocnych stworzeń. Ale wtedy usłyszałam coś, co nie pasowało do nocnej scenerii.

Szelest.

Kroki. Ktoś mnie śledził.

Zatrzymałam się na chwilę, nasłuchując, ale dźwięk stał się wyraźniejszy. Ktoś podążał za mną, krok w krok, tuż za plecami.

Kurwa.

Zaczęłam biec. Serce waliło w piersi, a adrenalina buła mnie do przodu. Nagle… upadłam.

Linka.

Kurwa, ktoś rozłożył linkę. Poczułam ostry ból, jakby całe moje ciało zostało wciągnięte przez nieznaną siłę. Zaczęłam krzyczeć, gdyż rozcięłam nogę. Ból był nie do zniesienia, jakby ogień przeszył moją skórę.

Gdy uniosłam głowę, zobaczyłam przed sobą buty. Czarne, ciężkie, stojące jakby w miejscu, by mnie osaczyć. Zimny dreszcz przeszedł mi po plecach. Spojrzałam w górę.

Człowiek w masce. Stał tam, patrzył na mnie, a jego spojrzenie było… upiorne. Jakby patrzył prosto w duszę.

Moje serce prawie wyleciało z piersi, gdy wyciągnął kopertę. Zakrwawioną kopertę. To było jak uderzenie w twarz. Skąd miał ją, jakim cudem?

Zanim zdążyłam zareagować, rzucił ją mi pod nogi i zniknął w ciemności.

Zadrżałam, ale natychmiast otworzyłam kopertę, czując, jak coś lodowatego przebiega mi przez ciało.


„SMITH, DOBRZE CI IDZIE, TA PUŁAPKA TO KARA ZA MOJE CZEKANIE, ALE PAMIĘTAJ, ŻE NIE OSTATECZNA KARA, LEPSZA CZEKA NA CIEBIE W PARKU, KOCHANIE.”


Zatrzymałam się, patrząc na te słowa. Czułam, jak ciało zaczyna mi drżeć. To była gra, gra, której nie chciałam zrozumieć. Ale zrozumiałam jedno — musiałam dotrzeć do parku. I musiałam to zrobić teraz.

Park.

Wiedziałam, który to park. Ten, który znajdował się zaraz po zakończeniu ścieżki w lesie. Zaczęłam biec, czułam ból w nodze, ale adrenalina była silniejsza. Krew lała się na ziemię, a ja biegłam dalej.

Musiałam dotrzeć tam, zanim on to zrobi. Musiałam.

Biegłam, nie zważając na ból, nie myśląc o niczym. Tylko o tym, że muszę uciec, muszę się uratować.

Docierałam do końca lasu. W końcu przeszłam przez ostatnią linię drzew.

Park.

Ogromny park. Rozciągał się przede mną jak niekończąca się przestrzeń. Biegałam wzdłuż alejek, z wrażeniem, że każdy krok zbliża mnie do czegoś przerażającego. Zatrzymałam się na chwilę, wpatrując się w okoliczne ławki. Na jednej z nich coś leżało.

Kartka.

Podbiegłam do niej, nerwowo ją otwierając.


„SŁYSZAŁAŚ, ŻE DUCHY NIE MAJĄ GŁOSU? ALE CO NAJWAŻNIEJSZE: DUCH JEST TUŻ PRZED TOBĄ. SZUKAJ, MOJA TAJEMNICZA OCTAVIO.”

Serce stanęło mi w gardle. On znał moje imię! To było niemożliwe. Ktoś, kto mnie ścigał, kto znał moje imię, kto chciał mnie skrzywdzić, znał mój każdy ruch.

Cholera.

I wtedy poczułam wibracje w telefonie. Czułam, jak zimny pot oblewa mi ciało, kiedy wzięłam go do ręki.


Od Mia

Gdzie jesteś?


Od Mia

Odpisz.

Do Mia

W parku.

Od Mia

Co ty robisz!?

Do Mia

Nie wiem, on kazał mi przyjść.

Od Mia

Ale kim on jest.

Do Mia

Nie wiem, idę sprawdzić to.

Od Mia

A jeśli to Axel I jego ludzie?

Do Mia

Jebnięta jesteś?

Od Mia

Boję się.

Do Mia

Jak nie napisze za 30 min, to dzwoń na policję.

Od Mia

Nawet tak nie mów.


Od Mia

Nie idź tam, proszę.


Od Mia

A co jak ci coś zrobi.


Od Mia

Odpisz do cholery.


Wzrok mi migał, a serce biło jak oszalałe. Nie odpisałam. Nie chciałam odpisać, bo wiedziałam, że Mii nie uda się zrozumieć. W sumie, nawet sama nie rozumiałam, dlaczego nie chcę jej powiedzieć, że wszystko jest w porządku. Ale nie było. Nie było w porządku.

Schowałam telefon do kieszeni i ruszyłam dalej. Każdy krok w tym parku wydawał mi się coraz cięższy, jakby ziemia była ciemną, wilgotną tkaniną, która pochłaniała moje stopy.

Szłam przez plac zabaw, który na pierwszy rzut oka wyglądał niewinnie. Piasek pod moimi stopami… A może to tylko moja wyobraźnia? Nie chciałam się zatrzymywać. Piasek wbijał się w moje trampki, które były już brudne, zniszczone, tanie. Cholera, nie obchodziło mnie to.

I wtedy to usłyszałam. Szelest. Czułam, jak moje ciało zamiera w miejscu. Moje serce przyspieszyło, a zimny pot wystąpił na moich dłoniach. Boję się. I to nie był zwykły strach. To był paraliżujący strach.

I wiedziałam, co się stanie, jeśli nie przejdę tej drogi. Wiedziałam, że on będzie tam czekał, z kamerą, z bronią, z jakimś planem, którego nie rozumiałam. Zginę.

Zatrzymałam się, patrząc na przedmiot, który pojawił się przed moimi oczami. Pudełko kartonowe. Zbliżyłam się, czując, jak moje serce wali w piersi. Cholera. Czułam, że nie mogę tego otworzyć, ale drżącymi rękami sięgnęłam po wieko.

Moje oczy szybko przeszły po zawartości pudełka. Głowy obciętych lalek. Nie. To nie mogło być prawda.

Zaczęłam oddychać płytko, czując, jak zimny dreszcz przechodzi przez całe ciało. Zamieram. Uciekam wzrokiem, ale to nic nie zmienia. Nadal tu jestem. Wciąż muszę to zrobić. Otworzyłam kolejny list. Czułam, jak moje palce drżą na papierze.


„MOJA PIĘKNA OCTAVIO, NIE ODKRYJESZ DZIŚ MOJEGO SEKRETU, ALE TWOJA SIOSTRA GO ODKRYŁA.”


Słowa odbiły się w mojej głowie jak echo. Moja siostra? Co ona ma z tym wspólnego? Jak on może wiedzieć o niej?


„IDŹ NA PÓŁNOC, PÓŹNIEJ 10 METRÓW NA WSCHÓD I ZNÓW NA PÓŁNOC 30 METRÓW, TAM ZNAJDZIESZ ODPOWIEDŹ KOCHANIE.”

Co to ma znaczyć?


Nie wiem, dlaczego to zrobiłam, ale wstałam. Zaczęłam iść. Ciekawość znowu mnie poniosła. Tylko ona mnie napędzała. Niezwykle dziwne, jak w tej chwili byłam w stanie kierować własnym ciałem, mimo że bałam się na tyle, że każdy krok wydawał się być za ciężki, by go postawić.

Droga, którą szłam, była wyłożona pięknymi kwiatami. Jakieś kwiaty, które rosły wśród ciemności. Jak one tam były? Jak coś tak naturalnego mogło wyrosnąć w miejscu, gdzie czaił się strach?

Jezu. Zatrzymałam się na chwilę. Czy to naprawdę się dzieje? Przez moment miałam wrażenie, że to sen. Czuję się jak na moim własnym grobie. Takie będą kiedyś kwiaty na moim grobie.

Idę dalej, czując, jak z każdą chwilą moje serce bije coraz szybciej, jakby chciało wyrwać się z piersi. Północ. Wschód. Północ. Moje nogi drżą, ale idę, choć wiem, że może to być moja ostatnia podróż. Każdy krok jest jak na wagę życia.

Docieram do ławek, ale to nie są zwykłe ławki. To ich setki, ustawione równo, jakby stworzyły pustą armię, której jedynym celem jest obserwacja. Szelest w krzakach za mną sprawia, że na plecach czuję ciarki. Kurwa, to on. Bawi się ze mną, jak kot z myszą, a ja daję mu tę zabawę.

— Moja słodka Octavio. — Głos słyszę za plecami. Zatrzymuję się jak wryta, odwracam się, ale… nikogo nie ma. Tylko cisza.

Jestem głupia. Głupia, że mu wierzę. Wierzę, że to wszystko jest prawdziwe. Wierzę, że on ma mnie na wyciągnięcie ręki. Wierzę, że naprawdę może mi coś zrobić.

Idę dalej, aż zauważam kolejną kartkę. Strzałka. Wskazuje mi drogę — 100 kroków do przodu. A potem ma być odpowiedź. Tylko odpowiedź.

100 kroków, nie zawrócisz. Powtarzam te słowa w głowie. Nie zawrócisz. Jestem w tym, czy tego chcę, czy nie. Jestem na drodze, która prowadzi donikąd, ale ja muszę nią pójść.

Liczę każdy krok jak utwór na winylu. W każdym z nich, w każdym pulsującym rytmie, czuję, jak moje ciało odmawia posłuszeństwa. Ale nie mogę się zatrzymać. Zatrzymam się — będzie po mnie. Więc idę.

W końcu docieram do końca ławek. W tym momencie czuję zapach krwi w powietrzu, jakby coś zostało niedawno zabite. Serce zamarło mi w piersi, a ziemia, na której stoję, staje się chłodna, martwa. Zabiję kogoś — myślę, choć to brzmi jak obłęd. Zbliżam się, widzę ciało. Leży na plecach. Jego głowa. Krew. Wszędzie krew.

Zatrzymuję się na chwilę, jakbym chciała uciec od tego widoku, ale nie mogę. Przekręcam go ostrożnie, bo wiem, że coś w tej chwili jest nie tak. Ciało wydaje się być zbyt zimne, zbyt martwe.

A potem to widzę.

To ona. Ava.

— Ava — wyszeptuję. Moje serce przyspiesza. To nie jest możliwe. Co ona tu robi? Jak to możliwe, że to ona?

Poczucie zimna przechodzi przez całe moje ciało. Krew. Krew, którą widzę wszędzie, a potem jej oczy. Oczy Avy. Już nie żyje. Co mam teraz zrobić? Co? I co z tym wszystkim ma wspólnego ten psychopata, który mnie tu przyprowadził?

Nie wiem, co mam zrobić. Próbuję złapać oddech, ale nie mogę. Cała drżę. Ava.

ROZDZIAŁ 7

„Zostałam sama, na tym podłym świecie”

„Gdy dowiedziałam się prawdy, to był już koniec…”

— AVA — krzyczę, desperacko potrząsając jej ciałem, które leży na ziemi, zimne i bezwładne.

Krew już nie sączy się z jej rany, tylko leży wokół niej jak cichy, przerażający świadek. Moje dłonie drżą, dłonie, które nie mogą jej uratować. Łzy są jak strumienie, wypływają z oczu, zalewają moją twarz, dłonie, ziemię.

— Siostro, proszę, siostro! — wołam przez zaciśnięte gardło, nie mogąc złapać oddechu, czując, że jej serce przestało bić.

Cała drżę, moje ręce dotykają jej zimnej skóry, ale nie czuję już nic. Tylko pustkę, która wypełnia całą moją duszę. To uczucie, że już jej nie ma…

— Ava, nie zostawiaj mnie, proszę, proszę, siostro! — wrzeszczę, całując jej zimne czoło, próbując znaleźć jakąkolwiek oznakę życia, jakby moim wołaniem mogła wrócić.

Ale nie wróci.

Jej ciało jest pustą skorupą, bez śladu tego, kim była. Nie ma już tej samej osoby, którą znałam. Moja siostra, która zawsze trzymała mnie za rękę, teraz jest martwa. Zabita przez kogoś, kto czekał na ten moment.

Nie dam sobie rady. Jak mam żyć w świecie, w którym jej już nie ma? Jak mam oddychać, kiedy cała moja rzeczywistość runęła w gruzach? Czuję, jak strata wżera się we mnie jak trucizna.

— Ava, obudź się, Avaa!!! — moje słowa brzmą jak wściekły płacz, który wznosi się do nieba. Widziałam śmierć z bliska, ale nigdy nie myślałam, że będzie to moje najbliższe, ukochane serce, które zniknie z mojego życia. Co teraz? Co mam teraz zrobić?

I wtedy… dostrzegam coś. Kawałek papieru, list. Leży na kamieniu, jakby czekał, żeby został znaleziony. Z trudem podnoszę go drżącymi rękami, widząc, że mam w dłoniach długopis, który wygląda jakby był pozostawiony celowo.

Moje oczy są tak załzawione, że ledwo widzę, co jest na kartce. Z trudem wciągam powietrze. Drżenie rąk utrudnia mi czytanie, ale nie mogę tego przestać robić. Muszę przeczytać, muszę dowiedzieć się, kto stoi za tym wszystkim. Kto zabrał mi moją siostrę?

Próbuję przeczytać na głos, ale głos zatyka mi się w gardle:


Octavia,

Kochana moja siostro, wiem, że myślałaś, że jestem tą dobrą, niepozorną osobą, którą zawsze próbowałam być… ale to była tylko maska. W rzeczywistości byłam detektywem w ciemnej, zakurzonej piwnicy świata przestępczego, gdzie codziennie szukałam prawdy o tym, co się stało z naszymi rodzicami. Tak, to nie był wypadek, jak zawsze nam powtarzali. To było zabójstwo.

Nie wiem, czy zdążę ci to powiedzieć, ale jestem w niebezpieczeństwie, jak pewnie już zauważyłaś. Zabójca jest wśród nas. Być może już go poznałaś, ale jeśli nie, nie daj się zaskoczyć. Musisz uciekać, Octavio. Musisz przeżyć. Jeśli czytasz ten list i doczekasz się tego momentu, pamiętaj, że zawsze cię kochałam — kocham cię teraz i będę kochać, aż do końca. Po śmierci naszych rodziców byłaś dla mnie jak córka. To ty dawałaś mi powód do życia w tym piekle, które nazywaliśmy domem.

Pomyśl tylko, że teraz jestem już w niebie… Zabija mnie to. Wiedziałam, że moje życie się skończy, zanim zdążę spełnić wszystkie marzenia. Chciałam być na twoim ślubie, chciałam być matką chrzestną twoich dzieci, ale to wszystko… to nigdy nie miało się wydarzyć.

Po mojej śmierci, proszę cię, nie załamuj się. Żyj dalej, bo musisz, Octavio. Żyj dla nas obu. Ja będę patrzeć na ciebie z góry, razem z rodzicami. Zawsze będziemy z tobą. I choć nie wiem, czy będę mogła jeszcze spojrzeć w twoje oczy, wiedz, że moje serce będzie zawsze z tobą. Kocham cię. I kiedyś spotkamy się, wtedy nic nas nie rozłączy. Będziemy tylko my. Tylko Ty i ja. Razem, już na zawsze.

Ale jeśli chodzi o zabójcę…


KURWA, NIE DOKOŃCZYŁA TEGO PISANIE.

Zabił ją, zanim mogła wyjawić jego imię.

Serce zabiło mi szybciej, a potem stanęło w miejscu, wszystko się zatrzymało. On — ten, który ją zabił, ten, który czyhał, gdy pisała ten list. Ten, który teraz chce mnie. O Boże, to on! To on musi być.

Rzuciłam kartkę na ziemię. Zatrzymałam się na chwilę, by spróbować zebrać myśli, ale było za późno.

Ona nie żyje.

Ava nie żyje.

Zginęła w tej samej chwili, gdy ta kartka trafiała w moje ręce. A ja… ja zostałam z pustką, z bólem, z wściekłością, która rozrywała mnie od środka. Złamała mnie.

Podbiegłam do jej ciała, nie mogąc uwierzyć, że nie poczuję jej oddechu. To niemożliwe, nie mogę się z tym pogodzić.

— AVA! — krzyczę, wściekła, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. Dlaczego? — pytam, niemal wyjąc, gdzie jest sprawiedliwość? Gdzie jest koniec tej pieprzonej gry?

Wstałam, czułam, jak życie wymyka mi się z rąk. Złapałam powietrze, jakby to miało dać mi odpowiedź, ale… nie dawało. Nie było odpowiedzi.

Zanim jednak zdążyłam zareagować, usłyszałam kroki. I wtedy zrozumiałam, że nie jestem tu sama. On jest blisko. On…

— CHODŹ, TCHÓRZU, POKAŻ SIĘ, STAŃ PRZEDE MNĄ I SPÓJRZ W OCZY, ZABIJ MNIE, JAK ZABIŁEŚ JĄ! — wykrzykuję na cały park, a wówczas słyszę głos za sobą.

— Octavia? — odwracam się i czuję szok.

„Poznałaś już, a jeśli nie, to poznasz”.

— Liam! — krzyknęłam, rzucając się na niego.

— Zabiłeś mi siostrę, ty chuju! — warknęłam, uderzając go w twarz pięściami.

— Co ty mówisz? — zapytał, próbując się bronić.

— Zabiłeś mi siostrę, ty chamie, ty jebany skurwielu — wy warczałam, bijąc go. W końcu mnie odepchnął i pobiegł do mojej siostry. Dotknął jej ciała!

— Zostaw ją, skurwielu, zajebię cię!

— Octavia, jesteś w szale, trzeba zadzwonić na policję — oznajmił.

— Zabiłeś mi siostrę! — wykrzyczałam, upadając na ziemię. Słyszałam, jak dzwoni na policję i relacjonuje, co się stało. Następnie podszedł do mnie i złapał moje dłonie.

— Nie dotykaj mnie, chamie! Jak mogłeś mi ją odebrać?

— Przysięgam, to nie ja — mówi, a ja biję go pięściami.

— Odebrałeś mi osobę, na której mi zależało, która mnie kochała, była jak matka dla mnie.


Dziesięć minut później


— Mówię Panu do jasnej cholery, to on zabił moją siostrę! — wykrzyczałam policjantowi w twarz.

— Byłem na boisku szkolnym z trenerem!

— Chuju, mówię ci, że zabiłeś moją siostrę, jesteś mordercą, zabiłeś moją Ave — krzyknęłam.

— Spokój, bo jak nie, to państwa zapniemy w kajdanki — oznajmił policjant, a ja parsknęłam.

— Jego macie zakuć — krzyknęłam, a następnie zauważyłam nagle jak technik kryminalistyki podchodzi do nas.

— Ofiara dostała w głowę czymś twardym i bardzo mocno, zgon na miejscu, poprzez liczne uszkodzenia czaszki — oznajmiła, a policjanci spojrzeli na Liama.

— A Pan ma spodnie całe poszarpane i zadrapanie na dłoni — wskazał i podszedł. Zakuli go od razu, a on próbował się wyrwać.

— Octavia, to nie ja zabiłem ją, kurwa, słyszysz? — krzyknął, gdy zabrali go do auta. Natomiast ja wyjęłam telefon drżącymi rękoma i zadzwoniłam do brata.

— Halo, co tęsknisz siostrzyczko? — zapytał.

— Ava nie żyje. — rzuciłam i słyszałam jak jego oddech przyspieszył.

— Co? — zapytał zdezorientowanym głosem

— Zabili Avę, słyszysz, przyjedź do parku! — rzuciłam szybko i się rozłączyłam. Wybuchnęłam płaczem, gdy moją siostrę zamknęli w worku. Podbiegłam do niej i chciałam rozsunąć.

— Nie wolno, proszę odejść! — usłyszałam i zaczęłam krzyczeć i wyć.

— AVA! — wydarłam się na cały park, moje słowa zaryły się w ciszy, jak odłamki szkła.

Patrzyłam, jak jej ciało zniknęło za ścianą ludzi, jakby świat chciał zamazać jej istnienie. To, co widziałam przed sobą, nie miało sensu. Wszystko we mnie się zatrzymało, a wtedy spadłam na kolana. Wycierałam oczy, wciąż w to nie wierząc, ale żadna ilość łez nie mogła przywrócić jej do życia.

Moja Ava, moja ukochana siostra, już nigdy się nie obudzi. Zostałam sama w tym pieprzonym świecie, w którym wszystko, co miało sens, nagle stało się niczym. Byłam tylko cieniem, jedną z tych osób, które są skazane na ból.

Nagle, jakby sam ból nie wystarczył, uniosłam głowę i zobaczyłam coś, co sprawiło, że serce zaczęło mi bić w przyspieszonym rytmie. Zza drzewa wyłoniła się postać. Nie musiałam patrzeć długo, by wiedzieć, kim on jest.

Morderca.

On zaczął uciekać.

— Chodzi tu, tchórzu! — krzyknęłam, zupełnie ignorując lęk, który wkradał się w moje ciało. Nie czułam strachu.

Przerażenie było czymś obcym w tej chwili. Biegłam za nim, nie dbając o nic. Cała furia, cała nienawiść, cała tęsknota za Avą napędzały mnie teraz, karmiły moją siłę. Gdyby to nie był on, kto inny by to zrobił? Ktoś, kto chciałby mnie zniszczyć, zrobić mnie bezduszną, jakąś pustą skorupą. Ale nie byłam już tą samą Octavią, którą byli w stanie zniszczyć.

Biegłam, moje ciało nie czuło zmęczenia, bo w tej chwili liczyło się tylko jedno: dorwać go. A wtedy poczułam coś jeszcze, coś, co zmroziło mi krew w żyłach.

— JESZCZE NIE SKOŃCZYŁEM, MOJA SŁODKA OCTAVIO, KOGO WYBIERASZ NASTĘPNEGO, SWOJĄ PRZYJACIÓŁKĘ, CZY MOŻE BRATA? NA ODPOWIEDŹ KRZYKNIJ, JESTEM TUŻ ZA TOBĄ.

To był głos. Głos, który niósł ze sobą mrok, przypomnienie o wszystkim, co przeszłam. Wydawało się, że jest wszędzie, czułam, jak te słowa dotykają mojego umysłu, jak wywołują ciarki na skórze. Patrzyłam w ciemność, jakby całe moje otoczenie zmieniło się w krwawy teatr. Ale nie mogłam się zatrzymać.

I wtedy, poczułam to: był tuż za mną.

Wszystko zaczęło nabierać tempa, jakby czas przyspieszył. Nagle każda kropla potu na mojej skórze stała się ciężarem, każda sekunda była walką o życie. Zatrzymałam się na moment, patrząc w przerażającą ciemność, i wtedy wszystko w mojej głowie wybuchło.

Kto to jest?

Kto chce mnie zniszczyć?

Kto chce mi zabrać wszystko, co kocham?

Tylko jedno było pewne: nie pozwolę, by ten ktoś wygrał.

Odwróciłam się gwałtownie, moje oczy szukały w ciemności, ale nie widziałam nikogo. Cały park zniknął w mroku, a moje serce biło w piersi jak młot, przerażone, pełne adrenaliny.

— Nie wybieram nikogo! — wykrzyknęłam, czując, jak każda kropla strachu zamienia się w czystą wściekłość. Zrobiłam krok do przodu, chcąc po prostu odejść, zniknąć stąd, ale wtedy poczułam silne, zimne ręce, które chwyciły mnie za ramiona.

Nim zdążyłam sięgnąć po jakiekolwiek słowo.

— Kim jesteś? — wysyczałam przez zaciśnięte zęby, próbując wydostać się z jego uścisku. Czułam, jak moje ciało zaczyna drżeć, ale starałam się zachować spokój.

Jego odpowiedź była jak cień, który przenikał mnie do głębi.

— Twoim największym koszmarem. — Brzmiał jak echo, które odbijało się od ścian mojego umysłu, przeszywając mnie na wskroś.

I wtedy usłyszałam to: Bal.

Bal po turecku oznaczało „skarbie”. Ale co to do cholery miało znaczyć? Kurwa, kim on jest? Kto używa tego słowa w takim kontekście?

Zaczęłam panikować, próbując zebrać myśli, ale każda odpowiedź, którą próbowałam znaleźć, umykała mi. Był tuż za mną, a ja nie wiedziałam, co on ode mnie chce. Czułam, jak moje serce bije coraz szybciej, jak adrenalina zalewa moje ciało. To nie był zwykły mężczyzna. To był ktoś, kto znał mnie, kto wiedział, co mną kieruje. Ale nie miałam pojęcia, kim on był.

Wszystko, co miałam w tej chwili, to strach, który nie chciał mnie opuścić. „Bal”…

— Znasz turecki — rzuciłam, a on przystawił mi nóż do gardła.

— Zabij mnie — rzuciłam, a on się zaśmiał.

— Nie, piękna Octavio, będziesz cierpieć każdego dnia, bo ty zasługujesz na cierpienie. Ale do rzeczy, kogo wybierasz? — wyszeptał mi do ucha, a ja chciałam go uderzyć, ale blokował mnie.

— Siebie — odpowiedziałam, a on docisnął nóż.

— Ciebie zostawię na sam koniec — oznajmił, a ja tupnęłam mu z całej siły na nogę.

— Nie wierć się, bo zrobisz sobie krzywdę.

— Pokaż się — krzyknęłam.

— Nie ujawnię ci się, bo już się spotkaliśmy, piękna Octavio — odpowiedział, a jego głos wypełnił mrok, jakby nie należał do tego świata.

Przez chwilę zamarłam, moje myśli pędziły w różnych kierunkach, próbując znaleźć sens w tym, co się działo.

Zamknęłam oczy, starając się zebrać siły, ale serce wciąż waliło mi w piersi.

— Axel, to pewnie ty — rzuciłam, choć w moich słowach brzmiał lęk. Czy to on? Czy on naprawdę był tym, który mnie prześladował? W każdym razie miałem wrażenie, że coś w tym głosie jest znajome.

— Nie, skarbie, Axel wie o mnie, ale nie wie, kim jestem — odpowiedział zimno, jakby to wszystko było grą, w której byłam tylko pionkiem. Zmarszczyłam brwi, czułam, jakby coś w tej rozmowie nie miało sensu, ale nie potrafiłam tego rozgryźć.

Zrobiłam krok w tył, chcąc zyskać przestrzeń, ale wtedy poczułam chłodny dotyk na szyi. Nóż. Zimny, ostry, prawie jak ostrze wyjęte z koszmaru.

— Po co trzymasz mi nóż? — zapytałam, czując, jak moje gardło zaciska się w strachu, mimo że starałam się nie okazać słabości.

— Żebyś poczuła strach — odpowiedział z pewnością, której nie mogłam znieść. — A skoro nie wybierasz nikogo, to ja wybieram twojego brata. — Te słowa rozdarły moją rzeczywistość. Moje serce przestało bić, a w głowie zagościła myśl, której nie chciałam wypowiadać na głos: Kian.

W jednej chwili poczułam, jak jego ręce puszczają mnie. Zanim zdążyłam zareagować, moje ciało już ruszyło w stronę, z której słyszałam jego głos. Ale on był szybki. Znów usłyszałam jego słowa, które wbiły się w moją duszę jak ostrze:

— Yakında görüşürüz, kucyk Octavia’m — jego śmiech brzmiał jak echo w mojej głowie, a jego słowa niosły mrok, który przenikał mnie na wskroś. „Do zobaczenia wkrótce, moja mała Octavio.”

Poczułam, jak ziemia pod moimi nogami zaczyna się chwiać, jakbym nagle straciła grunt pod stopami. Upadłam na ziemię, nie mogąc złapać oddechu, ale nie mogłam sobie pozwolić na to, by zwolnić. Złapałam powietrze i wstałam, czując ból w kolanach, ale to było nic w porównaniu do tego, co mogło się wydarzyć, jeśli go nie powstrzymam.

Kian!

Biegłam, nie zważając na nic. Widziałam go w oddali, jego sylwetka wyłaniała się z mroku, a moje serce zabiło mocniej. Przyszło mi do głowy, że jeśli teraz się spóźnię, to będzie za późno.

— Kian! — wykrzyknęłam, biegnąc coraz szybciej. W moich uszach dudnił każdy krok, a czas jakby zwolnił, gdy zbliżałam się do niego. Moje dłonie były spocone, a głos pełen desperacji. Muszę go uratować.

— Octavia! — krzyknął Kian, a ja wbiegłam na niego, czując jak serce bije mi w piersi z przerażenia i bezsilności.

Zatrzymałam się tuż przed nim, łapiąc powietrze. Próbowałam zebrać myśli, ale te były zbyt chaotyczne, by je ogarnąć. Chciałam coś powiedzieć, ale słowa nie mogły wydostać się z moich ust. W końcu wykrztusiłam:

— Nie żyje, zabił ją ten sam, co rodziców… — mówiłam ledwie słyszalnie, a moje ręce zaczęły drżeć. W końcu podałam mu list, który trzymałam od dłuższego czasu. Kian wziął go, jego palce zacisnęły się na kartce jakby szukał w niej odpowiedzi, a jego oczy zaczęły się załamywać. Pojedyncze łzy zaczęły spływać po jego twarzy, a on nie spuszczał wzroku z tekstu.

— Ava… — wyszeptał cicho, jakby to imię było dla niego najcięższym brzemieniem, które musiał nieść.

Patrzyłam na niego, czując, jak moje serce rozpada się na kawałki. W jego oczach była ta sama bezsilność, ta sama pustka, którą czułam w sobie.

— Kian, co my teraz zrobimy? — zapytałam, szlochając. Moje łzy mieszały się z deszczem, który zaczynał padać z nieba. Ból, który czuliśmy oboje, był nie do zniesienia.

— Ona musi żyć, kurwa! — wykrzyknął, a jego głos brzmiał jak wybuch. Po raz pierwszy widziałam go w takim stanie, pełnym gniewu i rozpaczy. Jego twarz była wykrzywiona w grymasie, jakby każda cząstka jego ciała była gotowa eksplodować.

Chciałam go przytulić, poczuć, że nie jesteśmy sami, ale zanim zdążyłam się zbliżyć, on przerwał mi gwałtownie:

— Nie dotykaj mnie! — krzyknął, odwracając się i ruszając w stronę ciemnej alei parku. Biegłam za nim, moje serce pękało, gdy widziałam, jak oddala się ode mnie.

— Kian! — krzyknęłam, wyciągając ręce. Złapałam go za ramię, ale on bez wahania odtrącił mnie z taką siłą, że upadłam na ziemię. Syknęłam z bólu, czując jak kawałek mnie pęka. Próbowałam wstać, z trudem podnosząc się na kolana. Kiedy spojrzałam w jego oczy, zobaczyłam coś, czego się nie spodziewałam — był zszokowany. W jego oczach nie było już tylko wściekłości, ale także lęk. Zauważył, co zrobił.

— Ja nie chciałem… przepraszam, Octavia — powiedział cicho, ale ja nie potrafiłam go teraz poczuć. Byłam za bardzo rozbita, by dać mu wybaczenie.

Odwróciłam wzrok, nie mogąc znieść tego, co widziałam.

— Dlaczego mnie odtrącasz? — zapytałam, podnosząc się na nogi. Moje oczy były pełne łez, ale nie chciałam, by to mnie powstrzymywało. Spojrzałam mu w oczy, szukając odpowiedzi. Chciałam, żeby mi odpowiedział, żeby przestał unikać prawdy.

— Bo Ava… — przerwał, a jego głos znów nabrał tej ostrej, twardej nuty, która sprawiała, że aż się cofnęłam. — Bo Ava była wszystkim, czego pragnąłem. A ty… — jego oczy zapłonęły dziką furią, a ja poczułam, jak moje serce zanurza się w pustce. — Nigdy nie będziesz taka jak ona! — wykrzyknął mi w twarz, a ja cofnęłam się, jakby każde jego słowo było ciosem w moją duszę.

Czułam, jak powietrze staje się ciężkie, jakby każdy oddech, który brałam, stawał się trudniejszy do wytrzymania. Kian patrzył na mnie, jakby był rozdzierany tym, co powiedział, ale w jego oczach nie było już tej samej bliskości, jak kiedyś. Było coś, co na zawsze mogło nas podzielić.

— Co ty pierdolisz, ty dobrze wiesz pewnie kto zabił rodziców i ją — wykrzyczałam, a on mnie znów odepchnął.

— Nie wiem — powiedział pocierając czoło. Ręce mu drżały, a ja wiedziałam, że on coś ukrywa.

— Co? Cykor cię przeleciał, co? — rzuciłam, widząc, jak jego oczy zapłonęły złością. Nie mogłam powstrzymać tego pytania, bo w tej chwili musiałam wyładować wszystko, co we mnie siedziało. On patrzył na mnie, a jego spojrzenie było pełne gniewu, ale też… niepokoju. Czułam, że coś się zmienia, że to nie jest tylko zwykła kłótnia.

— Gdyby nie twój prześladowca, nic by się nie stało! — wykrzyknął, a jego głos był twardy, jakby próbował wyprzeć z siebie coś, czego nie chciał zrozumieć.

Zamurowało mnie. Prześladowca? Skąd on to wie?

— Skąd wiesz, że mam prześladowcę? — zapytałam, totalnie zdezorientowana. Byłam w szoku. Widziałam, jak się spocił, jak jego twarz zbladła. On coś ukrywa. Czułam to w każdym jego geście, w każdym słowie.

— Kurwa, ty wiesz, a może to ty ją zabiłeś? — krzyknęłam, nie wytrzymując już. Moje nerwy były na skraju wytrzymałości. Wszystko to, co się działo wokół mnie, zaczynało wchodzić w jakiś paranoiczny tor. Zabił moich rodziców, zabił Avę, a teraz ja miałam dowiedzieć się, kto naprawdę za tym stoi?

— Co ty pierdolisz? — zapytał, jakby nie mógł uwierzyć w to, co mówiłam.

Złapałam powietrze, jakby moje słowa miały wyrwać coś z głębi. Czułam, że muszę to powiedzieć, muszę wyrzucić z siebie wszystkie wątpliwości, które się zbierały.

— Liam tu był, zwinęli go, ale może to prawda, że wracał z boiska. Może tak naprawdę prawdziwy zabójca stoi przede mną! — krzyknęłam, a moje serce było jak wielki młot, które waliło w klatkę piersiową. Chciałam to zrobić, chciałam wreszcie wydobyć prawdę. Czułam, że nie mam już nic do stracenia.

Kian patrzył na mnie, jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia. Widziałam, jak zaczyna panikować. Coś w nim pękło, a to uczucie strachu w jego oczach tylko potęgowało moje wątpliwości.

— Co ty pierdolisz? — powtórzył, ale teraz nie brzmiało to już jak pytanie, tylko jak reakcja na coś, co kompletnie go zaskoczyło. Jego twarz była nienaturalnie blada, jakby cała pewność siebie, którą próbował trzymać przez ten cały czas, zniknęła.

Chciałam wiedzieć, chciałam zrozumieć. Kian, ty coś ukrywasz. Wiedziałam to, czułam to.

— Liam? — powtórzył, a głos mu zadrżał. — Liam Williams? Ten śmieć tu był? — zapytał, a w jego oczach pojawił się strach. To nie był strach, który bym spodziewała się zobaczyć, ale coś głębszego. To była niepewność.

Byłam w szoku, że wspomniał o Liamie. Skąd on go znał?

— Skąd go znasz? — zapytałam, czując, że coś w tej układance nie pasuje. Zaczęłam łączyć wszystkie fakty, ale one nie miały sensu.

Kian spojrzał na mnie z gniewem, ale także z niepokojem. Jakby bał się, że za dużo się dowiem.

— Gówno cię to obchodzi, gdzie on jest? — zapytał, próbując zmienić temat. Ale ja nie mogłam tego zignorować. Coś się wydarzyło. Coś, co mogło być kluczem do całej tej zagadki. Złapałam go za ramię, moje serce bije szybciej, jakbym mogła zaraz pęknąć.

— Pojechał na policję, mów, co wiesz! — krzyknęłam, nie chcąc dać mu ucieczki. Miałam to wrażenie, że tylko on mógł znać odpowiedzi na wszystkie moje pytania.

On patrzył na mnie, jakby w jednej chwili wszystko w jego umyśle się posypało.

— Nigdy ci nie powiem, bo nie jesteś jak Ava! — wysyczał, a jego słowa uderzyły we mnie jak młot. Każde jego słowo było jak nożem wbijane w moje serce.

Ava… To słowo. W nim było wszystko. Jego miłość, jego gniew, jego rozczarowanie. Ava.

— Jestem twoją siostrą! — krzyknęłam, czując, jak zaczynam się łamać. Każde jego słowo bolało coraz mocniej. Zaczynałam wątpić w wszystko.

A on? On popatrzył na mnie z zimną twarzą, jakby widział kogoś obcego.

— Nie jesteś, ja już nie mam rodzeństwa! — rzucił. I to było jak uderzenie w twarz. To były słowa, których nigdy nie chciałam usłyszeć. To koniec.

A potem, jakby nic się nie stało, odwrócił się i ruszył w stronę lasu, zostawiając mnie samą w tym piekle, które sam dla mnie stworzył.

— Nienawidzę cię, chuju! — wykrzyknęłam, czując, jak wzbiera we mnie cała złość, ból i żal. — Ten zabójca powiedział, że cię zajebie, a ja nigdy cię nie obronię, ty jebany podły gnoju!!!

Kian stanął. Zatrzymał się na moment. A potem, z niesamowitą szybkością, ruszył w moją stronę.

— Co powiedziałaś? — wysyczał, a jego głos brzmiał jak ostrze w ciemności.

— Że zdechniesz! — wy warczałam, już nie czując strachu. Moje słowa były jak broń. W tej chwili nie bałam się go.

Zanim zdążyłam odwrócić wzrok, zamachnął się i uderzył mnie w twarz. Potężny cios, który poczułam całym ciałem. Ból przeszły przez moją twarz jak fala, a łzy zaczęły płynąć niepowstrzymanie.

— Nienawidzę cię — wyszeptałam i widziałam jak się oddala w las. Ja już nie miałam brata …

ROZDZIAŁ 8

„Zaraz się przekonasz Octavio, że ze mną się nie zadziera”

„Drugie spotkanie, nie jest już przypadkowe”

♕Axel♕


Siedziałem w sali, wsłuchując się w ciche rozmowy, które krążyły wokół mnie. Mój umysł ledwie nadążał za tymi wszystkimi plotkami, które od kilku dni krążyły po mieście. Mówili o jakiejś zamordowanej kobiecie.

Chciałem to zignorować, ale nagle jedno słowo wyrwało mnie z otępienia.

— Stary, kurwa, Smith nie żyje! — krzyknął mi do ucha Dylan, a ja prawie zakrztusiłem się piciem. Cholera.

— Octavia? — zapytałem, zupełnie nie rozumiejąc, o co mu chodzi.

— Ava, zabił ją ktoś w parku — odpowiedział, siadając naprzeciwko mnie.

W jego oczach widziałem coś, czego nie potrafiłem nazwać. Zdecydowanie nie żartował.

— Stary, kłamiesz — rzuciłem, śmiejąc się, choć wcale nie było mi do śmiechu. To wszystko musiało być jakimś niskim żartem.

— A widzisz, żebym żartował? — zapytał, patrząc mi w oczy. Nie było w nim śladu żartu. Jego twarz była absolutnie poważna, jakby to, co mówił, miało ogromne znaczenie. Przez chwilę poczułem dreszcz na plecach.

Kurwa, to nie mogło być prawda.

Zanim zdążyłem coś powiedzieć, drzwi do sali się otworzyły, a w nich pojawiła się Layla. Jej twarz była pełna smutku, a cała atmosfera wokół niej była ciężka. Wszyscy milczeli, kiedy weszła.

— Ej, chłopaki, zabili Ave, Ave Smith — powiedziała cicho, jakby to, co mówiła, wcale nie było czymś wyjątkowym.

Jakby to było coś, co działo się codziennie. Ale dla mnie to była najcięższa wiadomość, jaką mogłem usłyszeć.

— A kiedy? — zapytałem, bo nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje. Nie mogłem zrozumieć, jak to możliwe, że Ava Smith… nie żyła. To nie mieściło się w mojej głowie.

— Tydzień temu — odpowiedziała, a ja poczułem, jak grunt usuwa mi się spod nóg.

— Jak to, kurwa, tydzień temu? Dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz? — zapytałem, czując, jak gniew i frustracja zaczynają mnie zalewać. To była kwestia dni, a ja nie miałem pojęcia, co się dzieje? Złość narastała we mnie jak fala.

— Bo byłeś poza miastem i nie mogliśmy się do ciebie dodzwonić — odpowiedział Oliver, patrząc na mnie z wymownym wzrokiem. Zignorowałem to.

— Miałem interesy, a potem siedziałem w naszej dziupli. Dziś też tam jest spotkanie — oznajmiłem, próbując ogarnąć sytuację.

Głowa mi wirowała. Ava nie żyła. Moje myśli były chaotyczne. Czułem się, jakby ktoś wykręcał mi ręce i nie pozwalał złapać oddechu.

Wszyscy milczeli. Nikt nie wiedział, co powiedzieć. A ja, do diabła, musiałem wiedzieć więcej.

Musiałem dowiedzieć się, kto za tym stał. I dlaczego tak się stało.

Zaciągnąłem się głęboko, próbując opanować emocje.

Co ja teraz zrobię?

Atmosfera w sali była napięta, jakby wszyscy wiedzieli, że to, co się wydarzyło, nie jest zwykłą sprawą, którą można by zignorować. Każdy miał swoje zdanie, ale ja miałem już swoje podejrzenia. To wszystko nie miało sensu, ale układało się w pewną całość. Zaczynałem dostrzegać większy obraz tej pieprzonej zagadki.

— Co dalej ze Smith? — zapytała Isabel, przerywając ciszę.

— Chuj wie, nikt młodej Smith nie widział — odpowiedziała Layla, a jej słowa brzmiały jak wyrok. — Ludzie mówią, że chciała się zabić, ale podobno jej brat, Kian, nie chce mieć z nią nic wspólnego.

Kurwa. To już było za dużo. Czułem, jak coś w mojej głowie zaczyna się składać w logiczną całość, ale to nie miało sensu.

Rodzina Smith była podejrzana jak cholera. Stary był gliną, matka — znana przez ojca. Pół miasta ich znało, a ich historia była pełna brudów i tajemnic. Ale dlaczego niszczyć młodych? Dlaczego Ava, a teraz Kian wyrzeka się Octavii? Coś tu nie pasowało.

Zamilkłem, zaczynając myśleć intensywnie.

— Axel, kurwa, żyjesz? — rzucił nagle Dylan, a ja się otrząsnąłem z zamyślenia.

— Tak, zamyśliłem się, spierdalaj — warknąłem, nie mając ochoty teraz rozmawiać o głupotach.

— Nie wydaje wam się to wszystko dziwne? — zapytałem po chwili, kiedy wszyscy znów spojrzeli na mnie.

— W sensie? — zapytała Layla, a w jej głosie wyczułem niepokój.

Nie chciałem tego zostawić. Musiałem coś sprawdzić.

— Czekajcie, zadzwonię do Thomasa — rzuciłem, wyciągając telefon i wybierając numer kumpla. Thomas był jednym z tych, którzy wiedzieli więcej, niż powinien, i miał kontakty, które mogłyby pomóc.

Po kilku sygnałach odebrał.

— Co tam? — zapytał, nieco zaspany, ale z wyraźnym tonem zainteresowania.

— Co wiesz o śmierci młodej Smith? — zapytałem bez ogródek. Miałem już dość plotek. Czas na konkretne informacje.

Thomas westchnął.

— Zamordowana w parku, jakiś stalker podobno szantażuje najmłodszą Smith, to on chciał, żeby odnalazła ciało.

To było to, czego potrzebowałem.

— Czyli to będzie ktoś, kto zabił również rodziców ich? — zapytałem, zaczynając układać wszystkie kawałki układanki w całość.

— Tak, czyli ten ktoś wrócił i będzie chciał pewnie nas w to wmieszać, jak będę coś wiedział, to dam znać, trzymaj się. — powiedział i rozłączył się, a ja spojrzałem na resztę.

Wszyscy milczeli przez chwilę, próbując przetrawić to, co usłyszeli.

— I co? — zapytała Layla, niecierpliwie czekając na moją reakcję.

— On wrócił — rzuciłem spokojnie, patrząc na nich wszystkich.

— Jaki on? — zapytał Dylan, zaciskając pięści.

— Zabójca ich rodziców. Ktoś, kto nas chciał wpakować do pierdla. Ten ktoś szantażuje i nachodzi młodą Smith. I to on zabił Ave — wyjaśniłem, a w moich słowach było coś, co na chwilę zbiło ich z tropu.

— Cholera, trzeba to obgadać dziś w dziupli, i to dokładnie — rzuciła Isabel, a jej ton był stanowczy, jakby wiedziała, że musimy to rozwiązać.

— Dokładnie tak, a co najważniejsze to potrzebujemy pomocy tej Octavii, czy jak jej tam — dodał Dylan, a ja wytrzeszczyłem oczy.

— Pojebało cię? Z tą kretynką się nie będę zadawał — warknąłem, nie mogąc znieść myśli, że miałbym współpracować z Octavią.

— A masz inne wyjście? — zapytali.

— Kurwa, nie — rzuciłem pod nosem, z wściekłością, która zaczynała mnie zalewać. Nie znosiłem tej młodej Smith, za dużo się wtrącała i panoszyła, jakby była kimś lepszym. Uważała, że zna odpowiedzi na wszystko, ale w rzeczywistości była zwykłą, zepsutą osobą, która nie potrafiła nawet tego ukrywać.

— Pogadaj z nią — oznajmiła stanowczo Layla, wskazując na mnie.

— O nie, kwiatuszku, to ty z nią pogadasz — warknąłem, nie mając zamiaru brać na siebie tej roboty. Layla prychnęła, ale nie odezwała się.

Wiedziałem, że musimy to rozwiązać. Ale nie miałem zamiaru robić tego z Octavią. Raz na zawsze chciałem mieć to za sobą.

Znowu zaczęło się to całe pieprzone przedstawienie. Isabell, jej złośliwe uwagi, Dylan i jego wieczne wtrącanie się… Banda debili, jak zawsze. Czułem się jak w klatce, ale już byłem do tego przyzwyczajony. Z nimi musiałem przetrwać, chociaż czasami miałem ochotę wyjść i po prostu nie wrócić.

— Królewiczu, jak mówię, że ty to ty — rzuciła Isabell, a ja odwróciłem wzrok.

— Spierdalaj, suko — warknąłem, nie mając nastroju na jej głupie żarty.

Isabell wstała, jej spojrzenie stało się lodowate.

— Zaraz dostaniesz w mordę — oznajmiła, a ja tylko wzruszyłem ramionami.

— Uważaj, bo cię któryś wyrwie, a przecież Dylan by tego nie prze… — nie dokończyłem, bo poczułem nagły ból w policzku.

Siarczysty cios.

Uderzenie jej ręki było takie mocne, że aż mnie zapiekło.

— Skończyłeś? Bo nudny jesteś — rzuciła mi, a ja z trudem wstrzymałem śmiech.

— Ostra, lubię takie. Może wyjdziemy do klubu? Ja mam więcej do zaoferowania, niż Dylan — rzuciłem, próbując rozładować napięcie, ale ona tylko prychnęła.

— Ciebie się komar boi dotknąć, bo od razu zdycha — mruknęła, a ja nie wytrzymałem i wybuchłem śmiechem.

— Ale wiesz, że ty mnie dotknęłaś jakieś 40 sekund temu? — powiedziałem, uśmiechając się szeroko.

— Czyli umrę, Dylan, pamiętaj, czerwone i białe róże na pomniku — powiedziała, udając dramatyczne załamanie, a ja przewróciłem oczami.

Banda idiotów, naprawdę. Ale, cholera, znałem ich zbyt długo, żeby się na nich denerwować. Czasami nie wiedziałem, jak wytrzymywałem z nimi przez tyle lat.

— Banda i-d-i-o-t-ó-w — rzuciłem, wstając.

— A ty dokąd? — zapytał Dylan, wciąż nie rozumiejąc, że miałem dosyć.

— Na fajkę — odpowiedziałem krótko, wychodząc z sali.

Paliłem już od sześciu lat, ale nigdy nie miałem problemu z uzależnieniem. To był po prostu sposób na rozluźnienie, sposób na wyciszenie chaosu, który nieustannie panował w mojej głowie. Kiedy wypuszczałem dym, czułem, jak część moich myśli odpływa, jak napięcie znika, a ja mogę na chwilę po prostu odetchnąć.

Wciągnąłem kolejny głęboki wdech, czując, jak nikotyna robi swoje, kiedy poczułem, że ktoś zbliża się w moją stronę.

Obróciłem się spokojnie, myśląc, że to może kolejny z tych, co zawsze przechodzą obok szkoły, nie zwracając uwagi. Ale kiedy spojrzałem w jej kierunku, zamarłem.

Dziewczyna w dżinsach, bejsbolówce, poczochranymi włosami… była naprawdę ładna, ale to nie jej wygląd mnie zaskoczył. Złapałem kontakt wzrokowy, a w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Przez chwilę patrzyłem na nią, czując coś dziwnego w brzuchu. A potem, jakby coś w moim umyśle nagle kliknęło…

Zaraz!!!

To była mała Smith. Octavia Smith. Siostra Avy, której śmierć tak niedawno wstrząsnęła wszystkim.

Co ona tu robi? Jakim cudem znalazła się w tym miejscu? Moje zmysły natychmiast się wyostrzyły. To nie był przypadek. Zaczynałem łączyć kropki i czułem, że nie wszystko w tej sytuacji jest przypadkowe.

Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, dziewczyna zatrzymała się na kilka kroków przede mną.

— Ej, ty, sieroto! — krzyknąłem, a ona się zatrzymała.

— Co chcesz psie? — zapytała, a ja parsknąłem na jej tekst.

— Chcesz, żebym zaszczekał? — zapytałem wydając dźwięk psa.

Złapałem ją, a ona natychmiast zaczęła się wyrywać, jak wściekły kot, ale puściłem ją, czując zapach mięty, który ją otaczał. To było dziwne — pachniała jak świeża mięta, coś orzeźwiającego i pobudzającego w tym wszystkim. Wkurzała mnie, ale w jakiś sposób przyciągała. Jak wilk z lasu, który nie potrafił się powstrzymać przed wejściem w gęsty las.

— Pogadamy — zarządziłem, widząc, że zaczyna się śmiać.

— Z tobą? Chyba śnię — rzuciła w moją stronę, a jej śmiech był irytujący, ale i pociągający.

Znałem jej rodzinną historię. Ava, jej siostra, nie żyła, a ona była teraz sama. Widocznie nie miała nikogo, komu mogła ufać, a ta cała sytuacja, ten szantaż, który miała na głowie, sprawiał, że nie była w stanie liczyć na nikogo. Wiem, jak to jest.

— Wiem o twojej siostrze, moje kondolencje — powiedziałem spokojnie, patrząc na nią z boku.

Ona tylko wzruszyła ramionami, jakby to nie miało znaczenia, jakby nie zależało jej na tym, że jej siostra już nie żyła.

— Chuj cię to obchodzi, czego chcesz? — zapytała, a ja po prostu się uśmiechnąłem.

— Współpracy, ty pomożesz nam znaleźć zabójcę, a my dla ciebie… no wiesz — urwałem, wiedząc, że nie muszę mówić więcej. Ona i tak rozumie.

— Ja się nie zadaję z bandytami — rzuciła, a ja zacisnąłem zęby. Oczywiście, że tak. Już na pewno poznała coś o mnie i moich znajomych. Tego nie dało się ukryć.

Byłem pewny, że za chwilę się złamie, ale w jej oczach dostrzegłem upór. Tak, jakbym widział w niej małą, niepokonaną wersję samej siebie. Wtedy zrozumiałem, że to nie będzie takie łatwe.

— Smith, chcesz chyba znaleźć zabójcę swojej siostry — powiedziałem, patrząc jej prosto w oczy, a ona zawahała się na moment. Widać było, że jej wątpliwości zaczynają się pojawiać.

— Chcę, ale sama — rzuciła z przekonaniem, ale potem dodała, jakby coś ją podpowiedziało.

— Jak chcesz podpowiedź, to już ci mówię, typ gada po turecku, trochę, więc pewnie tam był — oznajmiła, a ja zmarszczyłem brwi. To coś już mi świtało. Turecki? Ktoś, kto miał jakiekolwiek powiązania z Turcją? Zaczynałem układać wszystko w głowie.

— Typ, który gada po turecku, musi znać Turcję — pomyślałem głośno.

Kurwa, kto to mógł być? Wiedziałem, że ten trop będzie miał sens. W końcu to zaczynało się łączyć w coś większego.

— I widzisz, nie wiesz, Axel — powiedziała, zadowolona z siebie.

Nie wiem czemu, ale jej ton sprawił, że przez moment poczułem się trochę jakby… nie miałem racji. A to, że mówiła moje imię, brzmiało jak jakiegoś rodzaju wyzwanie.

— Dowiem się — rzuciłem w jej stronę, nie chcąc, żeby widziała, jak na mnie wpływa.

Zanim zdążyłem się obejrzeć, minęła mnie, idąc w stronę, którą przyszła. Poczułem ukłucie w brzuchu, coś, czego nie mogłem wyjaśnić. Może to była ta świadomość, że będę musiał z nią współpracować. Chciałem tego, ale zarazem nie chciałem.

Ale jedno było pewne — sprawa Smithów jeszcze się nie skończyła. I musiałem dowiedzieć się, kim naprawdę był ten, który mógł zabić Ave.


✿Octavia ✿


Weszłam do sali, od razu przytulając się z Mią, czując, że to jedyna rzecz, która może mnie trochę uspokoić. Mia była moją jedyną ostoją w tym całym pieprzonym chaosie, w który wplątałam się przez ostatni czas.

Zanim zdążyłam się dobrze przywitać, poczułam wibrację w kieszeni. Zerknęłam na ekran telefonu i zobaczyłam SMS-a.


Od: nieznany

Zadawanie się z Axelem, ciekawa rzecz, ale pamiętaj, ja zawsze będę tuż za tobą.


Serce przyspieszyło mi na moment, a w brzuchu poczułam nieprzyjemne ściskanie. Co do cholery? Kto to mógł być? Zaczęłam szukać wzrokiem po sali, ale nie dostrzegłam nikogo podejrzanego. Tylko Axel wchodził do klasy, jakby był pieprzonym królem.

Zacisnęłam dłonie na telefonie.

Do: nieznany

Myślisz, że ci uwierzę?

Od: nieznany

Zaraz się przekonasz, cudowna Octavio, że ze mną się nie zadziera.


Prychnęłam pod nosem. Co za chuj. Czy bałam się go? Chyba tak. Ale nie zamierzałam mu tego pokazać. Wzięłam głęboki oddech, schowałam telefon i spojrzałam na Axela.

Wiedziałam, że obserwuje mnie swoimi ciemnymi oczami, ale starałam się ignorować to uczucie niepokoju, które próbowało mnie złapać. „Chuj,” pomyślałam, opanowując się. Cokolwiek on planuje, nie zamierzam dać mu satysfakcji.

Przypomniałam sobie, że profesorka weszła do sali, więc wyjęłam podręcznik, starając się skupić na lekcji, chociaż wiedziałam, że to będzie cholernie trudne, gdy myśli o SMS-ie i o tym, co się dzieje z moją rodziną, wciąż kołatały mi w głowie.


Czterdzieści minut później


Wykład wciąż trwał w najlepsze. Profesorka z zacięciem mówiła o różnych zagadnieniach, jakby tylko po to, by zadręczać nas swoją wiedzą, bez chwili wytchnienia. Każde jej słowo brzmiało jak wyrok, a nasza grupa była coraz bardziej znużona. Wciąż przekonywała nas, że musimy opanować wszystko do perfekcji, bo inaczej zostaniemy zmuszeni do powtórki przedmiotu.

— Suka… — wymamrotałam pod nosem, czując, jak mnie to irytuje.

Poczułam, jak moje myśli zaczynają się oddzielać od sali wykładowej. Nie takie nauczycielki przerabiałam w innych szkołach. Były twardsze, bardziej bezkompromisowe, ale też bardziej… ludzka. I choć ta kobieta próbowała wzbudzić w nas strach, ja po prostu chciałam przejść do końca wykładu i wrócić do swojego świata.

— Smith! — nagle zabrzmiał głos profesorki, wyrywając mnie ze snu.

Zerwałam się z miejsca, czując, jak szybciej bije mi serce. Coś musiałam przegapić. Cholera, tylko nie teraz.

— Tak? — zapytałam, już stojąc w pełnej gotowości.

Kurwa, musiała zadać pytanie, a ja zrozumiałam to dopiero teraz. Na pewno mnie teraz zgani. I znów ta panika, która powoli przejmuje kontrolę.

Fakkk!

— Odpowiedz na zadane pytanie — usłyszałam jej chłodny ton, jakby wcale nie przejmowała się tym, że właśnie próbuję zebrać myśli.

— A jakie było? — zapytałam, czując, jak na moich plecach rozchodzi się odgłos cichego śmiechu. Czułam wzrok innych studentów na sobie.

Nauczycielka spojrzała na mnie z wyraźnym niedowierzaniem. Jej oczy zaświeciły się zimnym, kpiącym błyskiem, a z jej ust wydobył się głęboki, gniewny syk, jakby miała ochotę zetrzeć mnie z powierzchni ziemi.

— Klasyfikacja przestępców według Lombroso — powiedziała, wyraźnie rozczarowana moją odpowiedzią.

O matulu!!!

Serce zaczęło mi bić szybciej. To pytanie… jak ja mogłam to zapomnieć? Na pewno spadnę teraz w oczach wszystkich. Poczucie wstydu zaczęło mnie przytłaczać.

— Jeśli nie wiesz, to dostaniesz jedynkę — rzuciła, jej głos jak ostrze wbijał mi się w umysł.

Zaczęłam się dusić w panice, ale wtedy coś mnie tknęło. Musiałam się skupić. To nie jest koniec świata. Czułam, że serce wali mi w piersi, ale zebrałam w sobie odwagę i krzyknęłam:

— Wiem! — odpowiedziałam głośno, ale zaraz potem oczyściłam gardło, żeby nie zabrzmieć jak totalna amatorka.

Musiałam zrobić to dobrze.

— Urodzeni przestępcy…

— Przestępcy obłąkani…

— Przestępcy okazjonalni…

— Pseudoprzestępcy… Kriminaloidzi…

— Przestępcy nawykowi…

— Przestępcy afektywni…

Dokończyłam, choć moje ręce drżały. Z trudem opanowałam drżenie głosu. Czułam, jak każdy z nas trzyma oddech, czekając na reakcję profesorki.

Zaskoczyłam samą siebie. Zrobiłam to.

— Dobrze, siadaj — powiedziała nauczycielka, a ja poczułam, jakby olbrzymi kamień spadł mi z serca. Odetchnęłam z ulgą, powoli siadając. W klasie zapadła cisza. Wszyscy patrzyli na swoje notatki, ale ja czułam, jak na plecach wciąż czuję ten niewidoczny wzrok profesorki. Ktoś za mną zamrugał oczami, ale to było tylko tło. Ja byłam zbyt wciągnięta w swoje myśli.

Przez chwilę znów zaczęłam dryfować w swoim świecie, kiedy nagle…

— Octavia! — usłyszałam swoje imię, ale tym razem nie była to profesorka. Głos brzmiał jakby z daleka, ale był wyraźny. Było w nim coś niepokojącego.

Odwróciłam się, zdezorientowana. Cała klasa patrzyła na mnie z zaciekawieniem, ale ja nie rozumiałam, skąd ten głos.

— Moja tajemnicza Octavio — zabrzmiał znów, tym razem jakby ściszony, ale wyraźnie.

Wszyscy spojrzeli na mnie z niezrozumieniem. Moje serce znów zaczęło bić szybciej.

— Proszę przestać robić sobie żarty — rzuciła profesorka, wstając. Jej wzrok był twardy, ale ja nie czułam się bezpieczniej. Coś w tej sytuacji mi nie pasowało.

— To nie my! — oznajmiła Layla, wyraźnie zaniepokojona.

Ale to nie miało sensu. Wszyscy patrzyli na mnie jak na jakiegoś dziwaka.

— Octavio, mówiłem Ci, że ja nie odpuszczam — usłyszałam znowu ten głos, tym razem bardziej wyraźny, jakby dochodził z każdej strony. Chłód przeszył mnie na wylot. Głos był jak echo, które odbijało się od wszystkich okien sali.

— Octavio.

— Octavio.

— Octavio.

To brzmiało, jakby wołano mnie z każdego kąta, jakby były setki głosów, a nie tylko jeden. Na chwilę poczułam, jak ciarki przechodzą mi po plecach. Oczy wszystkich spoglądały na mnie, ale wciąż nikogo nie widziałam. Byłam w tym pomieszczeniu, a jednocześnie… czułam się, jakby ten głos był poza mną.

I wtedy, w ciszy, gdy wszystko nagle zamarło, usłyszałam:

— Zniszczę cię, Octavio.

I wtedy zapadła absolutna cisza.

Wszyscy odwrócili wzrok, jakby się bali, jakby ten moment przekroczył jakąś granicę. A ja… czułam, jakby świat dookoła mnie nagle zniknął.

ROZDZIAŁ 9

„Moja cudowna Octavio, ty nie umrzesz”

„Była dla mnie nikim, ale chciałem jej okazać pomoc, ino dlaczego?

Cisza trwała dobre trzy minuty.

W powietrzu wisiał ciężki, nieprzyjemny chłód, który sprawiał, że każdy oddech wydawał się głośniejszy niż poprzedni. Czułam, jak moje serce bije szybciej, a każdy dźwięk w klasie zdawał się być zniekształcony, jakby wszystko wokół mnie wciąż było w fazie jakiegoś dziwnego snu.

Wszyscy siedzieli nieruchomo, a ja wciąż nie byłam w stanie poruszyć się ani wydusić z siebie słowa. To uczucie paraliżującego strachu, które jakby zamrażało mi ciało, nie pozwalało mi uciec z tego miejsca. To było jak zatrzymanie czasu, jak coś, co nie miało sensu, ale musiałam to przeżyć.

— Co to było? — usłyszałam pytanie, które zabrzmiało jakby z oddali, w mętnej ciszy, która wypełniała klasę. Głos należał do Nicolasa, kolegi z ławki, który zawsze miał coś do powiedzenia. Ale teraz jego pytanie brzmiało zaskoczone, może nawet trochę przerażone.

Nie odpowiedziałam. Nie byłam w stanie. Właśnie wtedy nauczycielka, która przez te ostatnie minuty zdawała się być równie zamrożona jak reszta, wyraźnie zadrżała, jakby próbując rozluźnić atmosferę.

— Pewnie jakiś głupi żart — oznajmiła z lekką irytacją, wyraźnie chcąc zakończyć ten dziwny moment. Jednak jej słowa nie miały mocy, by rozproszyć atmosferę, która stała się wręcz gęsta.

I wtedy to się stało.

— Octavio Smith, twój brat będzie kolejny — usłyszałam głos, który przeszył mnie na wskroś.

Czułam, jak zimny dreszcz przebiega mi po plecach. Oczy się rozszerzyły, a w sercu zrobiło się pusto, zimno. To było coś, czego nie mogłam zrozumieć, ale coś w tym głosie brzmiało tak nieziemsko złowieszczo, że nie potrafiłam pozbyć się tego uczucia, że coś złego się dzieje.

W końcu go dostrzegłam.

Stał pod oknem, postać ubrana w czarne ubranie, ręce białe w rękawiczkach, które wyglądały jakby były zrobione z jakiegoś dziwnego, lśniącego materiału. Ale to, co mnie najbardziej przeraziło, to brak jakiejkolwiek widocznej twarzy. Był to tylko mroczny zarys postaci, która patrzyła na mnie, ale nie widziałam jej oczu, ani żadnego wyrazu twarzy. Czułam, że coś w tej postaci było nienaturalne. Z tej dziwnej figury biła jakaś mroczna energia, jakby była czymś, co nie powinno istnieć w tym świecie.

Złapałam oddech, próbując przekonać siebie, że to tylko moja wyobraźnia, ale wtedy postać zaczęła machać do mnie. Przez chwilę miałam wrażenie, że zbliża się do mnie, że zaraz przekroczy okno i stanie w tej sali, ale coś mi mówiło, że to nie jest możliwe. Postać była tam, w jednym miejscu, ale jej obecność była tak… zmysłowa, że miałam wrażenie, że staje się częścią przestrzeni, jakby przenikała rzeczywistość.

Nie widział jej nikt inny.

Tylko ja. Moje imię — Octavio — wybrzmiało z za okna. Nikt nie zwrócił uwagi na to, co działo się po drugiej stronie szyby. Nauczycielka patrzyła na mnie, ale jej wzrok był zamglony. Cała klasa była odwrócona ku przód, ignorując to, co działo się wokół.

Próbowałam się ruszyć, ale nogi jakby odmówiły posłuszeństwa. Byłam unieruchomiona w tej chwili. Nie mogłam oderwać wzroku od tej tajemniczej postaci.

Kiedy znowu spojrzałam w stronę okna, postać już zniknęła. Zamiast niej, w moich uszach rozbrzmiewał tylko dziwny, charakterystyczny śmiech.

Śmiech, który przypominał odgłos z jakiegoś klasycznego horroru.

Cisza.

Zamrożona, siedziałam nieruchomo, wciąż nie rozumiejąc, co się wydarzyło. Tylko echo tego śmiechu wciąż brzmiało w mojej głowie, jakby coś w głębi mnie nie chciało puścić tej chwili.

A nauczycielka, patrząc na mnie teraz z szeroko otwartymi oczami, chyba też poczuła, że coś poszło nie tak. Ale nie miała pojęcia, jak głęboko ta sytuacja mnie przeraziła. Nikt nie wiedział, co się stało. Nikt oprócz mnie.

Czułam, jak coś w tej sali się zmieniło, jakby coś, czego nie rozumiałam, zaczynało mnie otaczać, a moje ciało reagowało lękiem, który nie miał prawa się pojawić. Przez chwilę byłam pewna, że nie będę w stanie opuścić tej sali.

A wtedy znowu poczułam to zimne wrażenie — jakby ten głos był tuż obok mnie.

— Będziesz następna, Octavio.


♕Axel♕


Siedziałem w ławce, rozglądając się zdezorientowany, starając się nie okazywać po sobie, jak bardzo jestem wstrząśnięty. Moje serce waliło jak młot, ale na zewnątrz starałem się zachować obojętną minę. Nigdy nie daję się poznać. Nigdy nie pokazuję, że jestem w szoku, nawet jeśli w środku czuję się jakbym tonął.

Zresztą, to nie był pierwszy raz, kiedy coś dziwnego działo się w tej szkole. Ale to… to było inne. Czułem, że coś złowieszczego wisiało w powietrzu.

— On wrócił, miałeś rację — wyszeptała Layla, patrząc na mnie, jej oczy szeroko otwarte ze strachu.

Nie musiała dodawać nic więcej. Wiedziałem, o kim mówiła. Ta postać. Była ciemna jak cień, a białe rękawiczki kontrastowały z jej mrocznym wyglądem. Postać stała pod oknem, machała do Octavii, a ona… stała tam jak zahipnotyzowana, bez ruchu.

Słyszałem, jak moje serce bije coraz mocniej, a w moich uszach pulsowały tylko słowa Layli. Wiedziałem, że to nie jest zwykły żart. To coś więcej. On wrócił.

— Do gabinetu dyrektora natychmiast — rzuciła nauczycielka, wyrywając mnie z transu.

Octavia wstała bez słowa i wyszła z klasy, ale jej kroki były wolne, jakby szła do własnego grobu. Reszta klasy patrzyła na nią, niektórzy szepcali między sobą, ale nikt nie miał odwagi podejść.

I wtedy to się stało.

W klasie rozległ się cichy, ale przerażający szum. Nagle światła zaczęły migotać i zgasły całkowicie.

— Japie… — wymamrotała Layla, a jej głos był pełen strachu. Wszyscy wstrzymali oddech. Coś się działo.

— Kurwa, co się dzieje?! — Dylan zerwał się z miejsca, a jego głos rozdarł ciszę jak nóż.

Ale zanim zdążyliśmy zareagować, w klasie rozległ się głośny wybuch, który sprawił, że niemal wpadłem w panikę. Ściany zatrzęsły się, a podłoga zadrżała jak w trakcie trzęsienia ziemi. Z komina na suficie wydobywał się ciemny, duszący dym, który powoli wypełniał całą salę.

Wszyscy zaczęli panikować, biegając po klasie, krzycząc, a ja instynktownie wstałem i pociągnąłem Laylę za rękę. Musieliśmy otworzyć okna.

Wszyscy razem zaczęliśmy walić w okna, próbując je otworzyć. Gdy w końcu się udało, ciepłe powietrze wdarło się do klasy, a dym zaczął wychodzić na zewnątrz.

I wtedy to zauważyliśmy. Na ścianie, naprzeciwko okna, pojawił się napis. Wyglądał, jakby ktoś napisał go palcami zanurzonymi w czymś czerwonym.

NASTĘPNY BĘDZIESZ TY!

Napis był krwawy. Sztuczną krwią. Zatrzymałem oddech. Co to miało znaczyć? To nierealne. To nie mogło się dziać naprawdę. Coś takiego to mogło wymyślić tylko… psychopata.

Ludzie zaczęli krzyczeć. Ktoś zrzucił krzesło, ktoś inny wybiegł z klasy, ale ja stałem nieruchomo, wpatrując się w ten napis, jakby był zaczarowany. To wszystko, cała ta sytuacja, była tak absurdalna, że nie wiedziałem, co mam zrobić. Nie wiedziałem, czy to prawda, czy może zaczynam wariować.

Cholera!!!

I wtedy Isabell, której zwykle nie widziałem w takich momentach, krzyknęła na całe gardło:

— Co robimy, kurwa?! — wykrzyczała, trzymając się nas za ręce. Jej głos drżał, a oczy były pełne strachu. Wszyscy patrzyli na nią, na mnie, na siebie nawzajem, ale nie wiedzieliśmy, co zrobić. Co mogło być gorsze niż to?

To wszystko było jak z jakiegoś koszmaru. Jakbyśmy wszyscy znaleźli się w jakiejś grze, w której nie mamy pojęcia, kto trzyma kontrolę. Ale jedno było pewne: nie mieliśmy pojęcia, co zrobić.

To było niebezpieczne.

A ten głos w mojej głowie, który nie chciał się uciszyć, szeptał:

— On wrócił.

— Jedziemy do dziupli i musimy to obgadać szybko — rzuciłem, wycierając szybki pot z czoła. W tej chwili nie liczyło się nic oprócz rozwiązania tego, co się właśnie działo. To wszystko było jak z koszmaru. Wybiegliśmy ze szkoły, pędząc przez parking, aż dotarliśmy do mojego porsche. Zawsze miałem poczucie, że szybka jazda daje mi kontrolę, a teraz potrzebowałem tej kontroli bardziej niż kiedykolwiek. Odpaliłem fajkę i wciągnąłem dym, czując, jak chłód nocy łączy się z moimi nerwami.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 31.5
drukowana A5
za 68.06
drukowana A5
Kolorowa
za 102.29