E-book
13.81
drukowana A5
16.5
Dar

Bezpłatny fragment - Dar


Objętość:
30 str.
ISBN:
978-83-8155-666-8
E-book
za 13.81
drukowana A5
za 16.5

Szłam do domu przez park. Na niebie nie widniała żadna chmura, ptaki śpiewały nierównomiernie wśród klonów. Jakiś umorusany chłopiec prawie wpadł na mnie, uciekając przed równie brudnym bliźniaczym bratem. Ich matka, dosyć młoda i wysoka brunetka, podążała z tyłu i próbowała przemówić im do rozsądku. Zostało mi niewiele drogi do celu. Wdychając aromat kwitnącego bzu, usłyszałam dobiegający mnie krzyk:

— Ach, dzień dobry, wróżko Lukrecjo! — wołała z ulicy moja klientka. Tak naprawdę nazywałam się dość banalnie: Anna Nowak.

— Dzień dobry!

— Jak zwykle miała pani stuprocentową rację. Pani wstrząśnienie mózgu, a właściwie jego skutki, przydają się świetnie w pani zawodzie.

Uśmiechnęłam się pobłażliwie.

***

Znów wróciłam pamięcią do tamtego dnia, który na zawsze odcisnął na mnie bolesne piętno. Mój syn już w kurtce, butach i z założonym plecakiem uśmiechnął się do mnie, a ja pogładziłam go po głowie z uczuciem macierzyńskiej dumy. Wyszedł do szkoły, a za pięć godzin miał być z powrotem. Kiedy spóźniał się już pół godziny, zamiast niego ujrzałam dwóch znajomych policjantów zmierzających w kierunku mojego domu.

— Pani syn został zamordowany.

Nigdy nie zapomnę tego zdania. Śni mi się prawie co noc. Jakub miał tylko dziesięć lat…

Na rozprawie ledwo byłam w stanie siedzieć. Morderca Jakuba okazał się chory psychicznie i zamiast do więzienia trafił do zamkniętego szpitala psychiatrycznego. Ilekroć myślałam o tym, tylekroć burzyła się we mnie krew z wściekłości i bezsilności. Kubuś zginął zupełnie bez sensu, a jego morderca spędza czas pod opieką lekarzy. Marnym pocieszeniem było to, że już więcej nikogo nie skrzywdzi.

Cztery lata później mój mąż Witold zginął w wypadku samochodowym. Zostawił mnie i naszego jedenastoletniego syna Roberta. Od tego czasu minęło jedenaście koszmarnych, przepłakanych lat. Miałam teraz czterdzieści siedem lat i mieszkałam z Robertem w małym miasteczku na północy Polski. Robert jest moim oczkiem w głowie. Kocham go podwójnie.

***

Gdyby nie poślizgnięcie się na oblodzonym trawniku trzynaście lat temu, nie posiadałabym daru (przekleństwa) umiejętności przewidywania cudzego losu. Wstrząśnienie mózgu okazało się lekkie i przeszłam nad tym do porządku dziennego do momentu, w którym po rozmowie z sąsiadem w podeszłym wieku ujrzałam go w myślach umierającego na zawał tydzień później. Moje przeczucia okazały się słuszne — mężczyzna siedem dni później już nie żył, a ja byłam w szoku i zastanawiałam się, czy to mi się tylko śniło, czy może był to jakiś znak.

Wizje pojawiały się coraz częściej i dotyczyły ludzi, których widziałam z bliska przez dłuższą chwilę. Ich wymiar czasowy dotyczył dwóch najbliższych tygodni. Nie wiedziałam, czy komuś mówić o swoich zdolnościach; bałam się, że zostanę uznana za wariatkę. Poza tym gdyby ktoś wtedy wiedział, że zawsze mówię prawdę, to męczyłby mnie częstymi pytaniami. Postanowiłam, że powiem o nich tylko swojej rodzinie.

Kiedy powiedziałam rodzicom, że rzucam pracę w biurze, by zostać wróżką, złapali się za głowę. Co to za zawód — wróżka? Wróżki to oszustki, które za grube pieniądze wciskają ludziom kit. Jednak spełniłam swoje marzenie. Rodzice z wielkim trudem uznali mój wybór. Byli zdziwieni, że skoro już zostałam wróżką, to nie miałam w pokoju szklanej kuli czy kart tarota. Powiedziałam im, że to całe oprzyrządowanie nie jest mi potrzebne.

Czułam się więźniem odpowiedzialności za los moich klientów, ale nie mogłam sobie pozwolić na wtrącanie się w cudze życie. Podczas wizyt klientów przyglądałam im się jakiś czas i odkrywałam ich przyszłe losy. Potem, dla pozoru wróżenia, kładłam prawą dłoń na ich głowach i z zamkniętymi oczami mówiłam im o ich dawno odgadniętym losie. Często pytali mnie o szczęśliwe numery na kuponach w grach liczbowych. Tego akurat nie byłam w stanie przewidzieć i odmawiałam wróżb w tej sprawie. Zaznaczyłam w ogłoszeniach i ustnie, że nie pomagam w sprawach finansowych.

Postanowiłam, że za darmo i sama z siebie będę informować tylko najbliższych. Rodzice oniemieli, odkrywając sprawdzalność moich wizji, i zobaczyli w moim wróżbiarstwie prawdziwy sens. Przestali porównywać mnie do pazernych szarlatanek i cieszyli się, że sporo zarabiam. Powiedziałam im o skutkach wstrząśnienia mózgu i wymogłam na nich, by nikomu nie mówili, że widzę cudzy los, zanim ta osoba przyjdzie do mnie po „wróżbę”. Tak naprawdę nie byłam wróżką, tylko wizjonerką. Kimś wyjątkowym, z szóstym zmysłem.

Mój dar okazywał się przekleństwem, kiedy próbowałam kogoś poznać. Zamiast odkrywać drugiego człowieka rozmową, już przy pierwszym kontakcie wiedziałam o nim wszystko. Kiedy kłamie, kiedy coś ukrywa, kiedy tak naprawdę nie chce mu się ze mną rozmawiać. Żadnej niespodzianki w poznawaniu innych ludzi — ani dobrej, ani złej.

***

Włączyłam telewizor i wybrałam kanał rozrywkowy. Chociaż przez chwilę chciałam nie myśleć o przeszłości.

— Witamy po przerwie w programie „Top star”. Dziś gościmy wschodzącą gwiazdę muzyki pop, czyli Tomasza Drzazgę — powiedziała prezenterka.

Drgnęłam na dźwięk jego nazwiska.

— Tomek, nie myślałeś o jakimś pseudonimie? Twoje nazwisko może być śmieszne w show-biznesie — prezenterka zwróciła się do niespełna trzydziestoletniego niedogolonego mężczyzny żującego gumę i z rękami w kieszeniach.

— Wiesz, tu chodzi o fejm, o rozpoznawalność. Moje nazwisko jest rozpoznawalne i ja się z niego cieszę.

— Wydałeś już drugą płytę pod tytułem „Drzazga w sercu”. Czy to celowa dwuznaczność?

— Robię wszystko, co sprawia, że jestem na pierwszych stronach gazet i w takich programach jak ten — powiedział, mlaszcząc.

— Tomek, dotarliśmy do pewnych źródeł, z których wynika, że twój ojciec siedzi w szpitalu psychiatrycznym za zamordowanie dziecka piętnaście lat temu. Czy chciałbyś coś na ten temat powiedzieć? Skoro chcesz być na pierwszych stronach gazet, to może dobrze by było, gdybyś nam o tym opowiedział.

Poczułam się, jak gdyby ktoś uderzył mnie czymś ciężkim w głowę. Czoło Drzazgi zmarszczyło się i wziął głęboki oddech.

— Nie jestem odpowiedzialny za to, co zrobił mój ojciec. Przykro mi z powodu tego dziecka, ale mój ojciec to mój ojciec, a ja to ja.

Wyłączyłam telewizor i zamknęłam oczy. Zaczął do mnie dobiegać dźwięk wskazówki sekundowej zegara i szum wiatru. „Mój syn nie żyje, a jego morderca spłodził jakiegoś pajaca. To mój syn powinien żyć!”.

Weszłam do pokoju Jakuba, teraz należącego do Roberta. Czułam, że unosi się w nim duch mojego pierworodnego. Podeszłam do szafki, na której stała fotografia Jakuba w ramce, i mocno przytuliłam zdjęcie. „Wiem, że i tak jesteś ze mną. Nic nas nigdy nie rozdzieli”.

***

Opuściłem siedzibę telewizji w złym nastroju. Teraz pewnie wszystkie dziennikarskie hieny będą interesować się moim chorym ojcem i zabójstwem sprzed piętnastu lat.

Pod budynkiem w samochodzie czekała na mnie Sonia. Podszedłem do niej i uśmiechnąłem się słabo przez szybę, po czym otworzyłem drzwi i usiadłem obok niej.

— Jak tam wywiad?

— Ta suka, z którą gadałem, znalazła informacje na temat mojego ojca. Teraz będę się musiał tłumaczyć w mediach z tego całego gówna. Chciałem sam zadbać o swoją sławę, a nie dzięki temu wariatowi.

— Wracajmy do domu. Musisz się odprężyć. Jutro przecież masz koncert.

***

Wieczorem drzwi mojego mieszkania otworzyły się gwałtownie i do środka wpadł młody, niezwykle podobny do Witolda młody chłopak. Był dosyć żwawym dwudziestodwulatkiem średniego wzrostu o ciemnych włosach i szczupłej budowie ciała.

— Mamo, zdałem wszystkie egzaminy! — krzyknął zaaferowany.

— No, witam pana licencjata — z szerokim uśmiechem powitałam Roberta. — Na pewno jesteś głodny. Siadaj do stołu — powiedziałam rozpromieniona.

Zasiedliśmy do kolacji.

— Widzisz, udało mi się zaliczyć rok bez żadnych poprawek!

Zawsze byłam z niego dumna. Świetnie się uczył i był dla mnie powodem do dumy. Gdyby tylko Witold mógł się teraz szczycić swoim synem…

Po kolacji Robert włączył telewizor. Zmieniał ze znudzeniem kanały, a ja poszłam zmywać naczynia. Po jakimś czasie dobiegł mnie jego głos:

— Boże, jak ja nienawidzę tego zmanierowanego typa. Działa mi na nerwy.

Weszłam do pokoju zainteresowana jego słowami.

— Spójrz na ekran. To ten pajac Drzazga struga wariata na scenie. Głosu za grosz, potrafi tylko małpę z siebie robić.

Spojrzałam z niechęcią na ekran. Robert nie wiedział jeszcze, że w telewizji wydurnia się syn mordercy jego starszego brata.

— Co z twoimi wierszami? Piszesz nowe? — próbowałam zmienić temat.

— Tak. Teraz muszę tylko zebrać kasę na wydanie dotychczasowych.

— Znasz moje zdanie. Zarabiam dużo i mogę ci pożyczyć.

— Nie, mamo. Już mówiłem, sam zapracuję i sam wydam.

***

Pół godziny później siedziałam naprzeciwko klientki w swoim pokoju wróżb. Nie różnił się on od wielu innych poza dziwnymi plakatami z motywami wróżbiarskimi, powieszonymi dla pozoru stworzenia odpowiedniej atmosfery.

— Proszę absolutnie odwołać tę wycieczkę. Absolutnie!

— O co pani chodzi? Zazdrości mi pani pieniędzy, czy co?

— Proszę pani, mam dość gruby portfel. Zresztą proszę spytać w okolicy. Każdy powie pani, że jestem bardzo dobrą wróżką, a moje wróżby się sprawdzają — odparłam przejęta.

— Żałosne… nie wiem, po co tu przyszłam!

— Przyszła pani po to, by dowiedzieć się, czy w Tunezji pozna pani miłość swojego życia, a ja pani powiedziałam, że samolot rozbije się na lotnisku. Chciała pani prawdy, to ją pani ma.

Rzuciła mi zmięty banknot na stół, po czym z ostentacyjną obrazą wyszła z mieszkania.

— I co, nie udało się? — do pokoju wszedł Robert, zobaczywszy jej zachowanie.

— Robert, ona za trzynaście dni wsiądzie do tego samolotu, a potem będą z niej zbierać zwęglone szczątki. Widzę to bardzo wyraźnie.

Podszedł do mnie i usiadł na kanapie.

— Powiedziałaś jej prawdę, ale zmusić jej do niczego nie możesz. Każdy jest kowalem swojego losu.

— Nawet nie wiesz, jak nienawidzę takich sytuacji! Widzę, co się zdarzy, ale jestem bezsilna wobec cudzego sceptycyzmu.

— Nic na to nie poradzisz.

W nocy nie mogłam zmrużyć oka. Mogłabym być kim innym i nie przejmować się cudzym losem. Dzięki wizjom miałam dużo pieniędzy, ale czy poza spokojem finansowym jakikolwiek inny?

***

Na koncercie na jakimś zadupiu jak zwykle siksy piszczały głośno i rzucały mi bieliznę i maskotki na scenę. Czułem się jak ryba w wodzie. Byłem w centrum uwagi, mając tę zajebistą świadomość, że parę tysięcy osób na żywo oraz parę milionów osób przed telewizorami obserwuje mnie, właśnie mnie! Byłem panem życia. Bywanie w drogich lokalach, ustawki z pismakami, bycie na ściankach — to wszystko mi to zapewniało. Waliło mnie to, że ktoś nazywał mnie celebrytą. W końcu w dzisiejszym świecie, żeby zrobić karierę, trzeba nim być. A ostatecznie niech piszą o mnie, co chcą, byle dużo.

Ukłoniłem się publiczności na pożegnanie, rzucając jej jakiś tani komplement. Zszedłem za kulisy, gdzie czekała na mnie Sonia.

— Zarąbiście ci poszło! Jestem z ciebie taka dumna! — krzyknęła z przejęciem. Objąłem jej szczupłą talię i wtuliłem się w jej długie blond włosy.

— Kochanie, jeszcze trochę i zdobędę wszystko!

***

Prawie trzy tygodnie później ktoś zapukał do drzwi naszego domu. Otworzyłam mu.

— Dzień dobry — rzekł zapłakany mężczyzna w wieku około trzydziestu pięciu lat. Jego twarz wydała mi się dziwnie znajoma. Chyba widziałam w ostatnim czasie kobietę bardzo podobną do niego. Sięgałam mu do linii oczu. Przystojna śniada twarz, okolona nieco zapuszczonym zarostem, brązowe oczy oraz czarne włosy średniej długości sprawiały, że wyglądał jak typowy Włoch lub Hiszpan.

— Dzień dobry — spojrzałam na niego zdezorientowana. Jeszcze nie potrafiłam odgadnąć intencji, w której przybył.

— Tu przyjmuje wróżka Lukrecja, prawda?

— Tak, to ja. Proszę wejść.

Mężczyzna uczynił to, po czym wybuchł płaczem.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 13.81
drukowana A5
za 16.5