Bo ona rozumie
Bo ona dobrze wie o co chodzi
I też rozumie to, co się dzieje.
Choć mają ją za głupią ci „mądrzy”
To tylko ona niesie nadzieję.
Upadek wielki szybko nadchodzi
Zbliża się, z trwogą budzi narody.
Kto przetrwa czas w którym anioł śmierci
Każde zło z powrotem do czeluści strąci?
Przyjdą wtedy do niej po ratunek
Boga będą błagać przebaczenia.
Ale piszę Wam to dzisiaj po to
Byście nie musieli dużej czekać.
Dziś zrozumcie co się dzieje
Dziś szukajcie już ratunku.
Dziś pokutę podejmijcie
I nawróćcie się po prostu.
Mąż — kat
Nie dręcz.
Zabij mnie po prostu.
Idź już do niej
A mnie nie kłam.
Widzę, że ją lubisz przecież
Mnie zaś nawet widzieć nie chcesz.
Czy Ci to przyjemność sprawia,
Że zazdrością mnie napełniasz?
Czy nie lepiej Ci pójść do niej
I zostawić mnie w spokoju?
Kat na żonę się tak uwziął,
Że jej już aż tchu brakuje.
Czy mężczyzną nazwać można
Kogoś kto kobietę truje?
Do roboty
Dlaczego tak źle się czułam
Dlaczego nikt nie rozumiał
Dlaczego, DLACZEGO tak bardzo się bałam..
Bo to JA nie rozumiałam?
Tak boję się go stracić,
Że serce umiera ze strachu.
On wie to i wykorzystuje..
Cieszy się tym co ja czuję [?]..
Jednak strach trzeba pokonać
Bo po co żyć w jego szponach?
Nigdy na siłę go nie chciałam.
Ale chcę kiedyś powiedzieć, że zadanie wykonałam.
Miałam już myśli, że może to będzie bez niego.
Teraz trzeba na serio plan opracować dla tego.
Co robić mam, gdzie i kiedy,
Czy pomogą mi tylko anieli?
Muszę się wziąć do roboty szybko,
Żeby zrobić dobrze wszystko.
Żeby nie stracić celu głównego
I nie pogubić środków do tego.
Brzeg urwała
Cicha woda brzeg urwała,
Bo tak bardzo się starała,
Żeby ktoś ją zauważył
I się przy tym nie poparzył.
Kto zrozumie jej intencje,
Zajrzy prosto w słodkie serce,
Towarzystwa jej dotrzyma
Gdy cierpienia przyjdzie chwila?
On się znalazł lecz niestały
Wciąż odchodzi — problem mały.
Wciąż ucieka, wciąż uparcie
Choć zapewniał — kocha bardzo.
Czy on jest na pewno mój?
Jak to się stało, że ją to spotkało
Wszak nie był pisany jej.
Choć ona odległa swym światem od niego
On przy niej zatrzymał się.
Choć w miłość uwierzyć tu tak bardzo trudno
To jego ciągnie do niej.
Za spotkaniem wzdycha, za widokiem tęskni
I śni o niej co noc.
Czy wszystkie przeszkody usuną im z drogi
I szczęściem pozwolą żyć?
Bo ona go pragnie, lecz serce ma na dnie,
Bo jego uśmiech innej.
Choć on to tłumaczy, że brak mu odwagi
By przynieść jej co jest jej.
Z zazdrością jest ciężko, bo serce rozdziera
I zabiera ostatni dech.
Wciąż strach się przeplata z obawami świata,
Czy dla siebie pisani są?
Wszak on lubi życie, a ona ukrycie,
On chyba zmęczył się nią.
Czy mówić, że kocham to serio są słowa
Gdy wiarą przyjąć je chcesz?
Jej trudno uwierzyć, że ten człowiek wielki
Naprawdę pokochał ją.
Pierwsza krew
Dojrzewanie to normalka
Choć nie łatwo się przechodzi.
Ja tę trudność miałam „małą”
Że rodzice nie pomogli.
Choć nie lubię o tym mówić
Jednak tutaj to opowiem
Pierwszy okres gdy dostałam
Czułam się jak z trądu człowiek.
Bo reakcji niespodzianej
Smak poczułam gorzki bardzo.
Mama tak mnie skwitowała,
Że do dziś mam do niej żal o to.
Jak kobietą można czuć się,
Gdy fundament załamany.
Stanik kupić z nią to sukces
Po 20 latach pracy.
Pracy w sensie oswajania
Się z tym czego zmian nie będzie.
Wtedy przecież skwitowała
A dziś wypomina, że to ja dziwna jestem.
Jestem karłem w wielu częściach
Taka niedorozwinięta.
Nie ukształtowana w pełni
A wciąż przecież głodna szczęścia.
Zadbać o miłość.. nie umiem
Nieumienie o miłość zadbać
I jak kwiatu jej pielęgnować.
Wysłaliście ją w poniewierkę
I sama się musi ratować.
Czym dla Was była,
Że na śmierć skazana?
Co Wam zrobiła,
Że tyle win nazbierała?
Gdzie, kiedy i jak Was skrzywdziła
I w czym oszukała?
Że wymagająca była
To specyfika jej taka.
Że narzędzie wybrała marne
To do Boga skargi, nie do mnie.
Ja chciałam tylko zrobić coś dobrego
I cóż poradzę, że „jak zwykle nic z tego”.
Straciłam męża
Wszystko sens straciło
Bo znalazł sobie inną…
Serce na pół złamane
Bo było zakochane..
Myślała, że będzie z nim zawsze
Kochała.. tak strasznie..
Ślub [duchowy] wzięli.
Przyjęcie weselne mieli..
Dzieci się doczekali
Jednak jemu coś było mało.
Co ona mu dała, że poszedł?
Czego ja nie dałam, ze odszedł?
Czy chciałabym żeby wrócił?
Pewnie, że tęsknię okrutnie.
Lecz skoro szczęścia nie dałam
To już niech do mnie nie wraca.
Niech idzie tam, gdzie się uśmiecha.
Mówiłam mu, że chcę jego szczęścia.
Jeśli ona mu je dała
To niech wierna mu będzie cała.
Żona nie może patrzeć na zdrady.
Żona MUSI godność ocalić.
Żona musi wychować męża,
Że nie na poniewierkę jest jego kobieta.
Widziałam słońce
Pojawiło się ogromne
Jakby tylko na moją prośbę.
Przestraszyłam się, że serio
Mam już władzę też nad słońcem.
Szybko myśl tę odsunęłam,
Bo na pewno tak nie było.
Bóg mi chciał pokazać słońce,
Więc mnie natchnął taką myślą.
Zobaczyłam je ogromne,
Ucieszyłam się jak dziecko.
Tym, że mi się pokazało
Czy, że było takie piękne?
Było wielkie jak horyzont
Ale czy to nie promienie?
Nie wiem.
Całe jak intensywne światło.
Nawet materialne chyba.
Nie wiem czemu to widziałam.
Całość ta jak świętych wizja.
Jakie masz plany?
Nie mam pojęcia co planujesz
Jak zamierzasz to dalej prowadzić
Mówiłeś, że co Ty złączysz
My zmienić nie możemy
Więc jakie masz plany