E-book
7.35
drukowana A5
15.89
drukowana A5
Kolorowa
34.31
Czy ktoś widział moje kropki

Bezpłatny fragment - Czy ktoś widział moje kropki


Objętość:
31 str.
ISBN:
978-83-8245-609-7
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 15.89
drukowana A5
Kolorowa
za 34.31

Rozdział 1

Cześć, mam na imię Róża. Jestem biedronką, jednak nie taką zwyczajną. I nie chodzi tu o imię, ale o mój wygląd. Nie mam kropek na skrzydełkach, jak na biedronki przystało. Kropki ma moja mama, mój tato. Kropki mają moje przyjaciółki biedronki: Oleńka i Zuzia, wszystkie inne małe i duże biedronki. U mnie kropek brak.

Mama mówi, że jestem po prostu wyjątkowa, ale nie mam pewności, czy to przypadkiem nie jest jakaś choroba. Ogólnie czuję się dobrze. Nie kicham, nie kaszlę, nie utykam na żadną z nóżek. Tylko tak mi trochę smutno, że nie mam ani jednej, choć maleńkiej kropeczki. Na szczęście nikomu to nie przeszkadza. A przynajmniej nikt mi o tym nie powiedział do tej pory.

— Różyczko, masz gości. To Oleńka i Zuzia. — Stałam akurat przy lusterku z nadzieją, że tego dnia pojawiła się jakaś kropka, kiedy mama weszła do mojego pokoju. — Córeczko, znowu szukasz kropek? Już ci mówiłam, że nie powinnaś się nimi przejmować. Do niczego nie są ci potrzebne. To tylko taki dodatek, jak bransoletka czy pierścionek.

— Ale przez to nie wyglądam na biedronkę tylko na… no nie wiem, stonkę?

— Stonka ma paski na skrzydełkach.

— To może żuczka jakiegoś przypominam?

— Jesteś biedronką i nikt tego nie zmieni. Nie trać już czasu na rozmyślania. Nie ty jedna wyróżniasz się pewnie wśród zwierząt.

— Cześć Różyczko. — W drzwiach mojego pokoju stanęła Oleńka. — To dokąd dziś lecimy?

— Ja mam pomysł. — Zza Oleńki wychyliła się Zuzia. — Wybierzmy się nad staw. Możemy popływać na liściach lilii wodnych. Widziałam, jak to robiły czasem żaby.

— Świetny pomysł. — Oleńka klasnęła dłońmi. — Zatem ruszajmy. Mama mówiła, żebym wróciła do domu, nim się ściemni.

— Tylko uważajcie, żeby nie zamoczyć skrzydełek. W przeciwnym razie czeka was powrót do domu na piechotę. — Upomniała nas mama. — Zabierzcie też ze sobą parę smakołyków. — Wręczyła każdej z nas małe zawiniątko.

— Dziękujemy. Na pewno są pyszne.

— Pa mamo. Do wieczora.

Wyfrunęłyśmy ze starej dziupli, którą wydziobał kiedyś dzięcioł, ale ostatecznie w niej nie zamieszkał. To był mój dom.

Rozdział 2

— Patrzcie, tam w dole. Idzie brygada mrówek. Każdy niesie coś do jedzenia.

— Tak, udała im się wyprawa. — Po drodze mijałyśmy różne zwierzęta, te małe i te duże. Każdy coś robił. Jedne tuptały z jedzeniem do swoich domów, inne dopiero je budowały. — Tylko tym razem uważaj na pajęczyny.

Zuzia w trakcie jednej z naszych wypraw tak się zapatrzyła na koniki polne, które akurat dawały koncert dla mieszkańców łąki, że nie zauważyła przed sobą okazałej pajęczyny. Bardzo się wystraszyła, gdy w nią wpadła. Zaczęła się szarpać i porwała ją na strzępki. Pająk Gustaw, którego dziełem była pajęczyna, bardzo się rozzłościł, kiedy zobaczył, że z jego ciężkiej pracy nawet nitka nie została. Zuzia go przeprosiła, ale Gustaw mruknął tylko coś pod nosem i zabrał się za tkanie pajęczyny od nowa.

— Ojej, każdemu się może przytrafić. — Zuzia zaczerwieniła się na buzi.

— Spójrzcie. Widzę staw. Tam za zaroślami.

— Tak. Masz rację. — Przytaknęłam Oleńce. — I słychać żaby. Tak radośnie kumkają.

— O, ja wybieram ten liść. — Zuzia zaczęła obniżać wysokość.

— Tylko wyląduj delikatnie, a nie jak kamień. — Zażartowała sobie Oleńka. — A mnie się podoba tamten.

I tak każda z nas zajęła swój liść. Odpychałyśmy się nóżkami. Co jakiś czas do wody wskakiwała jakaś żaba, przez co mąciła spokojną taflę wody. To wprawiało w ruch nasze małe łódeczki. Czasem kręciłyśmy się w kółko.

— Przyjemnie jest tak pływać, choć nie jesteśmy rybami.

— Tak Różyczko. A może urządzimy wyścigi do brzegu?

— Pewnie Oleńko. To na trzy. Jeden, dwa, trzy. — I pędem ruszyłyśmy w stronę lądu.

Na prowadzeniu zwykle była Oleńka. Czasem udało mi się ją wyprzedzić, ale ostatecznie to ona dobiła do brzegu jako pierwsza. Dzieliły nas dosłownie sekundy. Przeskoczyłyśmy z naszych liści na ziemię.

— To co, ścigamy się jeszcze raz?

— O nie, więcej nie dam się na to na mówić. — Dopiero teraz dołączyła do nas zasapana Zuzia. — Jestem wykończona. Jak wam się udało dotrzeć tutaj tak szybko? Ja po paru machnięciach łapkami nie miałam już siły.

— To te smakołyki od mamy Różyczki dały nam tyle energii. — Wszystkie trzy się zaśmiałyśmy.

Usiadłyśmy na piaszczystym brzegu i zaczęłyśmy wspominać jedną z naszych poprzednich wypraw. W pewnym momencie przestałam przysłuchiwać się tej całej dyskusji.

Odruchowo odwróciłam głowę do tyłu i dostrzegłam samotnego kwiatu. I nie było w tym nic dziwnego, że w jego otoczeniu nie było innych kwiatów ani to, że nie rosło obok zupełnie nic. Ten kwiat rósł na piasku, choć kwiaty nie rosną w takich miejscach.

Od razu podążyłam w jego kierunku. Zuzia i Oleńka nadal rozmawiały i żywo przy tym gestykulowały. Początkowo nie zauważyły mojego odejścia. Samotna roślina podniosła głowę. Twarz miała smutną.

— Cześć, jak masz na imię? Ja jestem Róża.

— Masz imię jak pewne kwiaty, które miałam okazję spotkać. — Na twarzy kwiatu pojawił się uśmiech. — Jestem Leon.

— Co tu robisz Leonie? To chyba nie jest odpowiednie dla ciebie miejsce?

— O tak, sucho tu strasznie. Napiłbym się wody, ale ten piasek wody nie trzyma.

— Lepiej chyba nie będzie. Poczekaj, przyniosę ci trochę wody ze stawu. Zaraz mi wszystko opowiesz. — Wreszcie, gdy zmierzałam już z kawałkiem łupinki po orzechu w stronę stawu, moją nieobecność zauważyły przyjaciółki i przerwały dyskusję.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 15.89
drukowana A5
Kolorowa
za 34.31