This ebook Czuwający Gabriela Pasała is licensed for your personal enjoyment only. This ebook may not be re-sold or given away to other people. If you would like to share this book with another person, please purchase an additional copy for each person. If you’re reading this book and did not purchase it, or it was not purchased for your use only, then please return to and purchase your own copy. Thank you for respecting the hard work of this author.
,,Kto ma wiedzę, ten ma władzę”.
Czuwający według Księgi Jubileuszów byli synami Bożymi, nauczycielami ludzi. Przybyli z nieba. Zakochali się w kobietach i skalali niebiańskie DNA. Bóg ukarał ich za ten niegodziwy czyn. Zostali skazani na wygnanie na jedną z siedmiu przeklętych gwiazd.
Kolonizatorzy.
„Jeśli kosmici do nas przyjadą, skończymy jak Indianie po odkryciu Ameryki”
Prof. Stephen Hawking.
Oni już tu są i zawsze tu byli.
Inter Galactic Peace Organization obserwuje Ziemie od dawna. W czasach zimnej wojny NASA zaobserwowała w odległości 80 km od Ziemi niezidentyfikowany obiekt. Statek kosmiczny był dużo bardziej zaawansowany technologicznie od tego typu maszyn wyprodukowanych w USA i Związku Sowieckim. Satelita poruszała się po orbicie biegunowej i obiegała Ziemie w ciągu 134 minut i 19 sekund. Nachylenie orbity względem płaszczyzny ziemskiej wynosiło 85 stopni. Maszyna miała cięte, ostre kontury i toroidalny kształt o średnicy 2 metrów. Właściwości magnetyczne stopu zmieniały się w różnych kierunkach 23-krotnie. Silnik maszyny był antygrawitacyjny. Pojazd poruszał się z zachodu na wschód. Załogą tego obiektu byli czuwający. Bliskie spotkanie trzeciego stopnia z czuwającymi dokładnie opisał Henoch w zakazanej księdze. Szemihaza, był odkrywcą i kolonizatorem błękitnego globu. Źródła historyczne podają imiona osiemnastu przywódców jego załogi. Są to: Urakiba, Ramiel, Kokabiel, Tamiel, Ramiel, Daniel, Ezekiel, Barakiel, Asael, Armaros, Batriel, Ananiel, Zakiel, Samsiel, Sartael, Turiel, Jomiel, Araziel. Starożytni zwali ich: aniołami, świetlistymi i czuwającymi. Podróżnicy międzygalaktyczni wylądowali nocą na szczycie Hermon na pograniczu Syrii i Izraela 5000 lat p.n.e. Sponsorzy wyprawy potrzebowali ropy, diamentów i złota. Góra ma ścięty szczyt i jest doskonałym miejscem do lądowania statków kosmicznych. Mieszkańców wioski obudził huk silników i oślepiające światło. Wyszli pod podnóże góry, zobaczyć, co się dzieje. Wieśniacy uznali kosmicznych przybyszy za Bogów. Nieznajomi popisywali się przed ciżbą prymitywnymi, magicznymi sztuczkami, które znało każde dziecko w galaktyce Wielkiego Przewodnika. Kokakiel pokazał wieśniakom sztuczkę z mechanicznym drzewem. Polegała ona prostym triku: prawdziwe owoce były schowane między liśćmi, a nakręcany mechanizm sprawiał, że z gałązek wyrastały pąki, a pośród liści, powoli wyłaniały się owoce. To dawało złudzenie rosnących owoców, które potem magik rozdawał wieśniakom, by jeszcze bardziej uwiarygodnić sztuczkę, pokazując, że są one prawdziwe. Turiel zapalił zapałkę na uchu małego brzdąca. Chłopiec popiskiwał radośnie jak szczenię. Ludzie byli urzeczeni tym spektaklem pozorów. Na sygnał starca z białą brodą, cała wioska klęknęła przed gośćmi. Lud zbudował świątynie swoim panom, całkiem wygodne mieszkanko jak na prymitywne warunki czasów prehistorycznych. Szemihaza i jego osiemnastu przywódców, założyli szkołę astronomii w Göbekli Tepe w południowo-wschodniej Turcji. Barakiel uczył ludzi astrologi. Asael wykładał w szkole drogi księżyca. Semiaza nauczył zaklęć. Armaros był nauczycielem odklinania złych zaklęć. Tamiel wyuczył zaklinaczy i nacinaczy korzeni jak tworzyć wywary i leczyć. Kokabiel wykładał dla złowieszczy sztukę rzucania przeklęć, Araziel nauczał ludzi wyrabiać miecze, sztylety, tarcze i napierśniki. Pokazał im metale i sposób ich obróbki: bransolety i ozdoby, wyszukane kamienie i wszelkie kolorowe barwniki. I świat uległ zmianie dzięki czuwającym. Dalila była najpiękniejszą mieszkanką wioski. Szemihaza zakochał się w niej bez pamięci. Wszechmocny zabronił czuwającym skalania kosmicznego DNA, pod groźbą wygnania na jedną z siedmiu przeklętych gwiazd. Szemihaza złożył wtedy propozycje swoim towarzyszom:
— Obawiam się, że może nie zechcecie tego zrobić i że tylko ja sam poniosę karę za ten wielki grzech. Jego podwładni odpowiedzieli mu:
— Przysięgamy wszyscy i zwiążmy się przekleństwami, że nie zmienimy tego planu, ale doprowadzimy zamiar do skutku. Następnie czuwający razem przysięgli i z wiązali się wzajemnie przekleństwami.
Szemihaza poślubił Dalila. Kobieta kochała go zachłannie. Mąż nie mógł jej zaspokoić. Zdrowie odmawiało mu posłuszeństwa. Chciała coraz więcej i więcej. Ukochany uczył ją: czarów i zaklęć. Dalila chętnie dzieliła się swoją wiedzą z koleżankami z plemienia. Przywódcą klanu był Henoch. Jako jedyny w wiosce potrafił pisać i czytać. Obserwował on obcych przybyszy i zapisywał dzieje ich inwazji. Szemihaza wiódł beztroskie życie z Dalila. On opowiadał jej o bezkresnych galaktykach. Ona pokazywała mu proste życie na Ziemi. W upalne dni pływali pod krystalicznie czystym wodospadem. Rankiem chodzili do lasu zbierać zioła. Wieczorami spotykali się ze znajomymi i śpiewali piosenki przy ognisku. Anioł był najszczęśliwszy na świecie, gdy okazało się, że Dallia spodziewa się dziecka. Wszystkie ziemskie małżonki astronautów były brzemienne w tym samym czasie. Dalila miała ogromny apetyt, a jej brzuch rósł w zastraszającym tempie. Małżonek masował jej brzuch i opuchnięte stopy. Sprowadzał z odległych galaktyk smakołyki. Przyrządzał jej zioła, żeby ulżyć w porannych mdłościach Dalila czuła, że dziecko zjada ją od środka. Żadne zaklęcia, czy zioła nie były w stanie uśmierzyć jej bólu. Żona Araziela miała na imię Sara. Araziel jak się upił, dużo gadał. Zdradził on tajemnice przechowywane w niebie swojej małżonce. Sara przekazała tajemnice swoim przyjaciółkom, a te powtórzyły wszystko swoim mężom. Pewnego dnia brzuch Dalili eksplodował, rozrzucając na cztery strony świata strzępy wnętrzności. Krew tryskała z tętnic jak fontanna. Z jej ciała wylazło gigantyczne niemowlę.
— Jeść!, Jeść!, Jeść! wrzeszczało dwumetrowe niemowlę.
Netfilmi, pożerali wszelki znój ludzki, a ludzie nie potrafili ich utrzymać. Zapasy w wiosce się skończyły. Zaczęła się rzeź. Kiedy dzieci nieba zabiły ostatniego człowieka, zaczęły się mordować i zjadać nawzajem. Zalana krwią Ziemia błagała Niebo o pomoc. Szemihaza uciekł przerażony do groty w Ubelsejael. Usiadł na ziemi, zasłonił twarz i trwał we wstydzie. Po kilku dniach w jaskini zjawili się inni jego towarzysze. Aniołowie na znak swojego pohańbienia zakryli twarze chustami. W milczeniu czekali na wyrok wszechmocnego. Władca posłał do ich groty Henocha. Wszechmocny brzydził się na nich spojrzeć, po tym, co uczynili. Następnie Pan powiedział do Rafała: Zwiąż Araziela za ręce i nogi i wrzuć go do ciemności. Otwórz pustynię, która jest w Dudael, i wrzuć go tam. I rzuć na niego chropowate i ostre kamienie i przykryj go ciemnością. Niech tam przebywa 1500 lat. Przykryj jego oblicze, żeby nie mógł widzieć światła. Policjanci między galaktyczni związali mu ręce i nogi. Szemihaza jako przywódca i główny prowodyr buntu został skazany na 2500 lat zesłania na jedną z siedmiu przeklętych gwiazd. Pozostali członkowie załogi zostali skazani na 500 lat zesłania na jednej z siedmiu
przeklętych gwiazd. Odtąd zwać się będą Upadłymi Aniołami. Pan powiedział do swojego zaufanego anioła Gabriela: Wystąp przeciwko bękartom i rozpustnikom i przeciwko synom nierządu i zgładź synów nierządu i synów Czuwających z pośrodku ludzi. Odeślij ich, poślij ich jednego przeciwko drugiemu, niech się wybiją w bitwie, bo długość dni nie będzie im dana. Na wygnaniu Szemihaza rozmyślał o niesprawiedliwości, która go spotkała. Chęć zemsty i nienawiść odmieniły jego serce. Ta okrutna kara nie zniechęciła innych mieszkańców niebios do szukania przygód na planecie Ziemi. Wieści o planecie Ziemi bogatej w złoto i pięknych jej mieszkańcach obiegła odległe galaktyki. W rejony obecnego Iraku z planety ZAOS przybyli Anunnaki. ZAOS przypominał kształtem czerwoną piłkę do rugby. Planeta krąży po ekosferze piątego kręgu. Północna część planety jest mroźna, a południowa gorąca. Za panowania króla Jałowego naukowcy odkryli dziurę ozonową w powłoce planety. ZAOS groziła zagłada.Król wezwał uczonych na zamek, żeby zbadali problem. Naukowcy naradzali się kilka dni zamknięci w komnacie i uradzili. ZAOS potrzebuje powłoki ze złota, która odbijałaby szkodliwe promienie słoneczne. Najeźdźcy przybyli na Ziemię tunelem czasoprzestrzennym na ognistych rydwanach.
Przybysze nosili hełmy ochronne przypominające głowę ptaka. Byli wyżsi od człowieka. Mieli przeciętnie dwa metry wzrostu i masywną budowę ciała. Kolonizatorzy potrzebowali robotników do pracy w kopalniach przy wydobywaniu złota. Najeźdźcy zrobili z potomków Adama i Ewy swoich niewolników. Ludzie rozmnażali się na potęgę. Hałasy dobiegające z Ziemi denerwowały Pana Anu, który nie mógł się zresetować. Zesłał potop i zniszczył życie na planecie Ziemi. Tajemnica nieba została ukryta. Bogowie wrócili do domu. Ich dzieje opisali Sumerowie w kamiennych kronikach.
Rozdział I
Pierwszy dzień eksperymentu. Bioroboty potrzebne od zaraz.
Gabriel Smith-Menadżer Generalny Amazing Company w Zjednoczonym Królestwie Miłości i Tolerancji w Galaktyce Wielkiego Przewoźnika był Szarakiem. Gabriel miał dużą i asymetryczną głowę. Wątłe ciało okrywała szara skóra, cienka, szorstka jak bibuła. Jego oczy były czarne jak bezdenna otchłań piekła. Smith przedstawił raport o stanie magazynu członkom kadry kierowniczej. Zebranie odbywało się w sali owalnej. Sprawozdanie opracowali agenci z centrum dystrybucji. Dokument opisywał totalny chaos, jaki panował w hali handlowej przedsiębiorstwa. Pracownikami najemnymi Amazing Company w Zjednoczonym Królestwie Miłości i Tolerancji w galaktyce Wielkiego Przewoźnika byli Ziemianami. Na Ziemi panował globalny kryzys. Przeszło siedemdziesiąt procent mieszkańców tej pięknej planety nie miało pracy. Ludzie, którzy pracowali byli źle opłacani. Zamieszki, ubóstwo, narkotyki, rozlew krwi i niepokoje tworzyło śmiertelną mieszankę na planecie. Mieszkańcy globu masowo emigrowali do Zjednoczonego Królestwa Miłości i Tolerancji w Galaktyce Wielkiego Przewodnika. Według raportu Amazing Company robotnicy upijali się drogimi alkoholami, oddawali się miłości w godzinach pracy i podjadali magazynowe łakocie. Pracownicy często robili przestoje na toaletę. Jednym słowem byli mało wydajni. W ciągu miesiąca zaginęło bez śladu pięciu strażników dobrej pracy. Przy okrągłym stole siedzieli: Inżynier generalny linii produkującej roboty Michał Angel, Dyrektor Główna Centrum Dystrybucji Eve Johnson, Główny specjalista ds. Public Relations Adam Kowalczyk, Trener Generalna Janet Khoo, Przedstawicielka agencji rekrutacyjnej MPP Ivona Brnelicz, Główny księgowy Charles Wolf. Na stole gościły przekąski z różnych stron świata: sushi, paluszki krabowe śledzik po staropolsku, wodorosty. Zebrani delektowali się herbatą Gyokuro Uji. Wszyscy z uwagą i w ciszy słuchali raportu. W pokoju było słychać tylko brzęczenie przelatującej muchy. Adam Kowalczyk spojrzał na muchę. Jego oczy zaiskrzyły się. Cienki strumień lasera spalił muchę. Zapadła grobowa cisza. Gabriel Smith przerwał ciszę.
— Nasz wielki władca za siedmiu kręgów kosmicznych, nie jest zadowolony z efektywności waszej pracy. Żąda on natychmiastowego ukarania winnych. Słabość, jaką okazujemy pracownikom, jest niedopuszczalna. Dyrektor zwrócił się do pani Johnson:
— Eve! Twoja nieudolność nie będzie więcej tolerowana! Gabriel ledwo panował nad emocjami. Prawy kącik ust drżał mu nerwowo. Nie masz kontroli nad swoimi pracownikami. Siostro, nasz pan jest pełen miłosierdzia dla tych, którzy zbłądzili. Jeszcze dziś możesz odkupić swoje winny. Uczestnicy spotkania jak jeden mąż odwrócili głowy w kierunku pani dyrektor. Johnson, należała do gatunku Neandertalczyków. Rasa ta została wyparta przez Homo Sapiens 5000 lat temu z planety Ziemi. Neandertalczycy musieli emigrować na inne planety, żeby przetrwać. Nienawiść neandertalczyków do gatunku homo sapiens była powszechnie znana w Galaktyce Wielkiego Przewodnika.
— To nie moja wina, broniła się drżącym głosem pani dyrektor. Koledzy za jej plecami mówili o niej „Miss Piggy”. Była otyłą blondynką, o długich kręconych włosach. Jej wielkie niebieskie oczy patrzyły na świat z dziecinną naiwnością, ale jak trzeba było, to potrafiła przywalić.
— Agencja MPP rekrutuje degeneratów i jednostki nieodpowiedzialne.
— Nie zwalaj wszystkiego na agencje. Ty nieudacznico! Zapiszczała Ivona Brnelicz, niebiesko włosa przedstawicielka agencji MPP. Była szczupłą krzykliwą okularnicą. My rekrutujemy absolwentów studiów wyższych z całego globu.
— Ciekawe jakich kierunków? Parsknęła śmiechem Janet Khoo, filigranowa Sumeryjka o błyszczących czarnych, długich włosach. Niektórzy z nich to nie potrafią nawet pisać i czytać!
— Ponieważ cierpią na dysgrafie, dysleksje i dyskalkulacje, tłumaczyła cierpliwie Brnelicz. Rekrutujemy absolwentów: filozofii, psychologii, biologii, socjologii, chemii, prawników i adwokatów. Wymieniła na jednym wdechu przedstawicielka agencji rekrutacyjnej MPP.
— To interesujące. Czym oni się zajmują? Zapytał Adam Kowalczyk. Polak z pochodzenia. Mieszkał w Królestwie Miłości i Tolerancji 15 lat i zapomniał języka polskiego pierwszego dnia po przyjeździe.
— Skanują, pikują, pakują, sprzątają magazyn i myją toalety. Pracownicy naszej agencji są ludźmi wykształconymi, odpowiedziała z dumą Brnelicz.
— Czego nie można powiedzieć o tobie, zaskrzeczała Eve Johnson. Wszyscy wiemy, jak zdobyłaś stanowisko rekrutera. Przezzzz łóżkoooo! Ty suko, zdenerwowana Ivona Brnelicz podbiegła do pani dyrektor i złapała ją za włosy. Eve nie była dłużna i ugryzła przedstawicielkę MPP w ucho. Tamta zawyła i szarpnęła Neandertalkę za szczeciniaste włosy. Krzesło się przewróciło i Johnson upadła z łoskotem na podłogę. Pani dyrektor złapała Ivonę za rękę i pociągnęła za sobą. Kobiety kotłowały się zawzięcie na dywanie. Zebrani kibicowali z entuzjazmem rywalkom. Smith kiwnął, dyskretnie głową. Janet Khoo wsypała do filiżanki neandertalskiej kobiety klonazepam. Szybko zamieszała łyżeczką herbatę, żeby proszek się rozpuścił. Panie walczyły dziesięć minut. Zmęczone zawiesiły broń.
— Ktoś ma jakiś pomysł na rozwiązanie problemów w magazynie? Zapytał Smith.
— Proponuje zwiększyć zakup kamer w magazynie, wysapała zmęczona Eve. Johnson napiła się trochę wyśmienitej herbaty. Kręciło jej się w głowie. Czuła się jak po lekkim rauszu. Głos szefa docierał do niej z oddali.
— Co się ze mną dzieje? Pomyślała zaniepokojona.
Skończył nam się budżet na kamery, zabrał głos główny księgowy Charles Wolf. Charles był przedstawicielem rasy Nordyków. Nordykowie byli międzygalaktycznymi hipisami. Głosili miłość, przyjaźń i pokój. Wolf ważył 130 kilo. Był tak gruby, że ledwo się poruszał. Był mężczyzną niezwykle wrażliwym i delikatnym. Tusza była jego pancerzem ochronnym. Rozmawiałem z ochroną.
Kamery nie mają zasięgu w punktach strategicznych.
Z punktu widzenia ekonomicznego to strata pieniędzy.
— Jeszcze w tym miesiącu jesteśmy w stanie wdrożyć do pracy roboty hybrydy US 1967, zakomunikował główny inżynier linii produkującej roboty Michał Angel. Michał należał do rasy jajogłowych. Miał wytrzeszc oczu i przypominał trochę Kermita Żabę.
— Opowiedz nam o tym projekcie Michale, zachęcał go Gabriel Smith. Michał rozpoczął prezentacje.
— Maszyny są wyposażone w kamery umieszczone w oczach. Roboty raportują problem jednym mrugnięciem oka do centrum zarządzania. Są hybrydami, oznacza to, że są wyposażone w ludzkie DNA.
— Możesz przedstawić nam konkretne korzyści? Zainteresował się Charles Wolf.
— Głównym celem robotów jest: szpiegowanie, donoszenie, stymulowanie pracowników do kupowania naszych towarów, odpowiedział mu Angel. Roboty będę dopingować ludzi do pracy ponad siły.
— Tak to brzmi nieźle, ale jak my je ukryjemy przed opinią publiczną? Zaniepokoił się Gabriel. Społeczeństwo może się zbuntować. Może dojść do zamieszek, a nawet do zachwiania systemu.
— Wszystkie roboty jak już powiedziałem to hybrydy. Oznacza to, zachowują się jak ludzie. Jedzą, piją, wypróżniają się. Nie mają tylko uczuć tłumaczył cierpliwie inżynier.
— Poinformujemy opinię publiczną, o napływie fali emigrantów, zaproponował Adam. Opłaciliśmy miliony botów, aby pisały hymny pochwalne na temat humanitarnego traktowania naszych pracowników. Wszyscy będą zadowoleni.
— Hybrydy będę rekrutowane jak normalni robotnicy, zakomunikowała zawsze radosna trener generalna Janet Khoo. Gabriel nie lubił swoich podwładnych, uważał ich za słabeuszy. Nie mógł się nadziwić, jak ułomną rasą są ludzie. Stopniowa ich eliminacja to najlepsze rozwiązanie, pomyślał Smith. Szkoda, że znowu nie można zesłać na nich potopu. Panie i panowie, zaśpiewajmy na zakończenie hymn. Zebrani złapali się za ręce.
„Amazing Company rozpal mnie do pracy, spełnij to jedno z moich marzeń.
Dziś chcę dla ciebie pracować cały czas.
Weź mnie do pracy wieczny czas.
Należy do Ciebie cały świat. Należy do nas cały świat. Dziś chcemy wszyscy należeć do ciebie na wieczny czas”.
Na zakończenie uczestnicy złożyli w ofierze Bóstwu Dobrej Pracy najsłabsze ogniwo w ich zespole. Eve Johnson odurzona klonazepamem, nie broniła się, kiedy kapłan wbijał nóż w jej serce. Jedzcie i pijcie na moją pamiątkę, zaintonował kapłan. Uczestnicy spotkania pocięli jej serce na kawałki i podzielili się nim. Krew spływała po brodach ciała kierowniczego. Spotkanie dobiegło końca.
O niewolniku, który myślał, że jest wolny.
Programista ds. osobowości hybryd US 1967 Matt szlochał pod nosem, trzymając w ręku fotografię kochanka. Matt kochał słodkie fochy Brayana. Pamiętnego dnia programista wrócił do domu wcześniej. Jego ukochany zorganizował w ich domu sex party. Nagie męskie ciała kotłowały się w orgii na każdym metrze kwadratowym ich domu. Sam Brayan podwieszał się dwoma rękoma na drążku od ćwiczeń, a ich znajomy pakistański taksówkarz trzymał głowę w jego rozporku. Ukochany podniósł głowę ich spojrzenia, skrzyżowały się na kilka sekund. Przez tę krótką chwilę Matt zobaczył chorą duszę kochanka. Programista wyszedł z domu, trzaskając głośno drzwiami. Przez całą noc błądził nieprzytomnie po ulicach Milton Keynes. Było to średniej wielkości miasto-park. Matt odwiedził spelunkę czynną całą dobę. Chciał się upić. Po pięciu polskich piwach zasnął pod stołem. Programista ds. osobowości obudził się bladym świtem na ławce w Campbell Parku. Z zarośli dochodziły odgłosy seksu. Bujna roślinność strzegła tajemnic kochanków. Miejsce to znane było dobrze miłośnikom przygodnego seksu. Matt zorientował się, że nie ma portfela. Wrócił na piechotę do domu. Stan jego sypialni przypominał pobojowisko. Na podłodze leżały zużyte prezerwatywy. Prześcieradło w ich wspólnym łóżku lepiło się od spermy. Brayan wyszedł spod prysznicu. Miał biodra owinięte ręcznikiem. Pachniał świeżością i dobrą wodą kolońską.
— Musimy się rozstać, zaczął Brayan. Nie jesteś w stanie zaspokoić moich potrzeb. Podpisz dokumenty, że zrzekasz się praw do domu.
— To ja go kupiłem. Nie możesz mi odebrać domu! Krzyknął oburzony Matt.
— Dzióbku, nie kochasz mnie? Przymilał się Brayan.
— Kocham cię, przecież wiesz.
— Jeśli mnie kochasz, to podpisuj te cholerne papiery, napierał na niego kochanek.
— To nie ma nic do rzeczy, bronił się Matt.
— Właśnie, że ma. Zawsze interesowały cię pieniądze, a ja się dla ciebie nie liczę. Brayan podał Mattowi dokument i długopis. Programiście pociemniało z gniewu przed oczami. Czuł, że jakiś demon przejął kontrolę nad jego duszą. Potem nie mógł sobie przypomnieć, skąd w jego ręku wziął się młotek, którym uderzył kochanka w kark. Ukochany osunął się nieprzytomny na podłogę. W głowie Matta narodził się diabelski plan. W fabryce, w której pracował, produkowano roboty-hybrydy. DNA maszyn pochodziło z ludzkich zarodków usuwanych w klinikach aborcyjnych. Roboty hodowano w laboratoriach. W ciele hybryd przebywała osoba energetyczna o trzech wymiarach: umysłu, myśli i psychiki. Umysł maszyn był chipem, który był zaprojektowany i sterowany przez wysokiej klasy specjalistów. Matt był programistą umysłów. Roboty naśladowały człowieka, ale nie miały emocji. Bioinżynierowie zajmowali się uzbrajaniem zabezpieczenie DNA, żeby się nie rozsypało. Matt zawinął ciało Brayana w dywan. Wyciął w dywanie kilka małych dziurek, żeby jego chłopak się nie udusił. Nie chciał go uśmiercać. Jeszcze nie teraz. Ich dom stał na uboczu. Matt w duchu dziękował sobie za tak doskonały wybór lokalizacji. Nie był narażony na podejrzliwe spojrzenia wścibskich sąsiadów. Naukowiec należał do rasy Anunnaki. Miał włosy koloru dojrzałego zboża i dwa metry wzrostu. Programista wrzucił dywan na tylne siedzenie. Przednia szyba spodka była zaparowana. Matt ruszył tysiąc metrów i wpadł w panikę. Nigdy nie lubił prowadzić. Brayan za to uwielbiał rozbijać się spodkami po całej galaktyce, jak miał dobry humor, podwoził Matta do pracy. Programista nic nie widział. Szyba maszyny była zaparowana. Inne spodki trąbiły na niego. O mały włos nie spowodował kolizji na zakorkowanym niebie. Zaparkował na pierwszym lepszym dachu jakiegoś wieżowca. Nie zauważył, że jego spodek był śledzony przez Reptilianina obywatela ZKMiT. Gad podbiegł do jego spodka i niepostrzeżenie wyjął kluczyki ze stacyjki, gdy Matt był zajęty czyszczeniem szyby. Naukowiec podszedł do obywatela ZKMiT, chciał odebrać mu kluczyki. Reptilianin syknął groźnie i wyszczerzył zęby. Gad był gotowy do walki na śmierć i życie.
— W takim stanie nie powinieneś prowadzić, wysyczał humanoidalny gad. Za pięć sekund, przyleci policja. Anunnaki wpadł w panikę. Bał się rewizji spodka. Kiedy zauważą ciało kochanka, to skażą go wygnanie na jednej z siedmiu przeklętych gwiazd. Nie wiedział co robić. Czekał sparaliżowany ze strachu na policje. Policjanci przyjechali nieoznakowanym spodkiem. Byli to dwaj przystojni rośli Reptilianie. Matt marzył o przytuleniu się do silnego i pięknego policjanta. Był zażenowany swoimi fantazjami. Policjanci wsadzili go do policyjnego spodka i zrobili mu skaner fal mózgowych.
— O proszę. pan naukowiec, a zachowuje się jak dziecko. Matt milczał i czekał na rozwój wydarzeń. Nikt panu nie mówił, że trzeba przetrzeć szyby spodka przed ruszeniem w drogę. Tego na studiach nie uczyli? Policjant zarechotał. Aspirant oddał mu kluczyki. Kamień spadł z serca programiście. Kolejny raz się mu upiekło.
— Dziękuję ojcze Anu, po modlił się w myślach. Matt przekręcił kluczyki w stacyjce. Spodek lekko się zataczając, ruszył ku podniebnej autostradzie. Programista umysłów zastanawiał się jak dostać się do laboratorium, omijając wejście główne. Przypomniał sobie, o drzwiach do piwnicy, gdzie było drugie wejście. W chwili, gdy z bagażnika spodka wyjmował dywan z Brayanem w środku, zaczepił go cieć. Stróż był nierozgarniętym służbistą w średnim wieku.
— Widzę, że chce pan umeblować swój gabinet, zagadał strażnik. Bez pozwolenia nie może pan wnosić dywanu.
— To nie mój dywan. To własność najważniejszego, szepnął Matt.
— O jak dywan prezesa to proszę bardzo.
— To niespodzianka, szepnął konfidencjonalnie Matt do brudnego ucha stróża. Proszę to zachować w tajemnicy.
— Proszę się nie obawiać. Płacą mi za dyskrecje, zapewnił służbista. Widzę, że dywan jest ciężki. Z przyjemnością pomogę panu. Stróż chciał pokazać Mattowi, że jest skory do współpracy. Liczył na wdzięczność Matta.
— Nie dziękuję. Poradzę sobie. Tylko nikomu ani słowa. To niespodzianka, rzucił na odchodne naukowiec.
— Ja już zapomniałem, konfidencjonalnym tonem szepnął strażnik. Z laboratorium Matt zadzwonił do wybitnego genetyka i bioinżynieria.
— Mamy świeży materiał DNA! Krzyknął do telefonu programista umysłów.
Będę za pięć minut, odpowiedział bioinżynier. Bioinżynier nazywał się Albert Mangel. Był wysportowanym blondynem o szelmowskim uśmiechu, należał do rasy Anunnaki. Ledwo przekroczył próg pracowni, ruszył energicznie do pracy. Matt pokazał mu ciało kochanka.
— Jaja sobie robisz. To jest przecież twój chłopak! Co mu zrobiłeś? Ty draniu, wściekł się Albert.
— Moje słoneczko miał wypadek. Uderzył się w głowę. Jest w śpiączce. Proszę, pomóż nam, zaszlochał Matt.
— Co ja mogę zrobić? Nie jestem lekarzem. Nie potrafię wybudzić go ze śpiączki, oburzył się Mangel.
— Możesz zrobić dla niego coś więcej. Możesz z niego zrobić nadczłowieka,
przekonywał go Matt.
— Ja nie mogę! Nie jestem Bogiem, zapierał się bioinżynier.
— Przecież tworzenie hybryd to twoja praca. Nikt się nie dowie. Wiesz, jak kochałem Brayana. On jest dla mnie wszystkim. Bez twojej pomocy skończy jako warzywo w domu opieki, Matt zaszlochał.
— Uspokój się, uspokój. Nie ma czasu na mazanie się teraz. Naukowcy zamknęli się w laboratorium. Zaczęli pracę nad przemianą Brayan’a.
— Będziesz moim Tristanem, pomyślał Matt.
Rozdział II
Drugi dzień eksperymentu. Rekrutacja na haju.
Siedziba agencji MPP mieściła się w wiktoriańskiej kamienicy na drugim piętrze w centrum miasta. Gości biura witała z szerokim uśmiechem czarnowłosa recepcjonistka. Na powitanie każdemu z umówionych osób wręczyła mały plastikowy pojemnik. Gosia stała w kolejce, popijając kawę o smaku pikantnej dyni. Jej długie granatowe włosy wyglądały jak czesane wiatrem. Gosia uwielbiała styl boho. Na ulicach przypadkowi przechodnie często brali ją za bezdomną i obdarowywali ją jałmużną. Z jej oczu biła dziecinna ciekawość świata, która nadawała jej twarzy wyraz lekkiego zdziwienia.
— Przed wysiusianiem się nie możesz jeść i pić. Inaczej testy mogą wykazać, że bierzesz narkotyki. Nie chcemy tego prawda? Zapytała recepcjonistka z troską w głosie. Po teście czy nie jesteś pod wpływem… Przechodzisz do następnej tury egzaminu ze śpiewu. O to tekst piosenki:
„Amazing Company, rozpala jak słońce. Amazing Company rozpal mnie do pracy, spełnij to jedno z moich marzeń. Dziś chcę dla ciebie pracować cały czas. Weź mnie do pracy wieczny czas. Należy do ciebie cały świat. Należy do nas cały świat. Dziś chcemy wszyscy należeć do ciebie na wieczny czas”.
— Co to jest? Zapytała Gosia, piękną recepcjonistkę.
— To jest hymn Amazing Company, naucz się tego tekstu na pamięć. Musisz być radosna w trakcie śpiewu. O to za chwile spełni się twoje największe marzenie. Po egzaminie ze śpiewu masz jeszcze egzamin z tańca. Wszyscy nasi pracownicy
muszą pikować i skanować radosnym, tanecznym krokiem podśpiewując hymn: Amazing Company. Na zakończenie czeka cię interesująca rozmowa kwalifikacyjna. Jeśli chcesz, możesz śpiewać w duecie.
Recepcjonista rozejrzała się po sali. Pochyliła się w kierunku Gosi i szepnęła do jej ucha:
— Możesz zdobyć kilka punktów dodatkowych na interview. Widzisz tam w kącie tego trzydziestolatka z tunelami w uszach, ubranego na czarno z dziurą w spodniach na kolanie? To straszny dzikus. Z nikim się nie przywitał. Wszedł tutaj jak do stodoły. Mamy z nim problem. Musisz pomóc mu się zasymilować. Nie chcemy tutaj indywidualistów. Z nimi są tylko problemy. Taki myśli, analizuje, a potem knuje. W efekcie dołki kopie pod uczciwym człowiekiem. Na pięknej twarzy recepcjonistki pojawił się brzydki grymas gniewu. Zaśpiewaj z nim hymn. No idź już, recepcjonistka popchnęła Gosię w kierunku obdartusa.
— Cześć jestem Gosia, przedstawiła się nieśmiało odludkowi.
— Tristan jestem, burknął metalicznym głosem facet w czerni, gdy się odezwał, kobieta zauważyła, że brak mu dwóch przednich dolnych zębów.
— Zaśpiewasz ze mną w duecie hymn „Amazing Company”? Zaświergotała radośnie Gosia.
— Nie mogę. Poprzednio śpiewałem w duecie z Rosjaninem Saszą. On wybił mi dwa zęby. Był tak przejęty, że machnął mi ręką w szczękę. Od tej pory seplenię i nienawidzę ludzi.
— To straszne zmartwiła się Gosia. Widzę, że jesteś satanistą. Znam fajną knajpę z odwróconym krzyżem.
— Gdzie ona jest? Zainteresował się Tristan.
— Na rogu ulicy Wolnej miłości i ulicy Dziewiczej.
— Ja nie mam pieniędzy, załkał Tristan.
— Nie przejmuj się mam 5 quid. Ja dziś stawiam. Mam ochotę na zupę z krwi czarnego kozła. Pójdziemy razem do knajpy?
— To moja ulubiona zupa, ucieszył się Tristan. Lubię jeszcze dziewicze sutki.
— No to jesteśmy umówieni Tristanie.
W trakcie egzaminu ze śpiewu Tristanowi ślina tryskała z ust. Opluł jurorkę. Ta dyskretnie przetarła buzie chusteczką. Na egzaminie z tańca, para zademonstrowała taniec robotów. Tristan był fanem Michaela Jacksona. Jurorzy byli zachwyceniu. Bili brawa. Ostatnią atrakcją dnia był wywiad. Rozmowa kwalifikacyjna miała się odbyć w kameralnym pokoiku. Rekruterką była Polka Katarzyna Jabłonowska. Pani Kasia była blondynką o zimnych błękitnych oczach sadystycznej pielęgniarki w szpitalu psychiatrycznym. Pierwszy do pokoju przesłuchań wszedł Tristan. Pani Hr-owiec podeszła do Tristana, aby się z nim przywitać. Pani Kasia zaczęła standardowo:
— Tristan opowiedz mi coś o sobie.
— Jestem Zjednoczonym Królestwie Miłości i Tolerancji osiem lat. Nie mam partnera, nie mam pracy, nie mam samochodu. Moim marzeniem jest móc przytulić się do kogokolwiek. Jestem taki samotny. Czasami idę do lasu przytulić się do drzewa. Wykrzykuję w lesie swoją samotność.
— Twoja historia mnie urzekła, powiedziała Kasia łamiącym się od wzruszenia głosem. Nosisz w sobie taki wielki smutek, łzy napłynęły jej do oczu. Sople lodu stopniały. Chodź, przytulę cię.
— Nie możesz! bronił się Tristan. Jestem gejem. Proszę, nie dotykaj mnie!
— W porządku. Przejdźmy do następnego pytania, zaczęła Jabłonowska. W którą stronę przewróci się hot dog położony na stole?
— To zależy czy jestem głodny, proszę pani. Jak jestem, hot dog odwróci się w moją stronę.
— Jesteś wyjątkowo inteligentny chłopcze, zachwyciła się Jabłonowska, z jej oczu bił blask. Czy wolałbyś walczyć z jedną kaczką wielkości konia, czy z dziesięcioma końmi wielkości kaczek?
— Nie interesuję się polityką, proszę pani. Jestem wegetarianinem.
— Rekruterce odpiął się zalotnie górny guziczek bluzki. Co byś zrobił, gdybyś znalazł pingwina w zamrażarce?
— Ja nie mam lodówki, załkał Tristan.
— Mam dla ciebie dobrą wiadomość, Tristanie. Pani hr-owiec wstała od biurka. Kocim krokiem, kręcąc zalotnie biodrami, zbliżyła się do Tristana.
— Proszę mnie nie dotykać, krzyknął w panice chłopak i przyjął pozycję embrionalną.
— Nie dotknę cię Tristan. Chcę ci tylko pogratulować. Dostałeś pracę w Amazing Company. Będziesz mógł kupić lodówkę.
— Poproszę lusterko. Chciałbym sobie pogratulować.
— Doskonalę cię, rozumiem mój kochany. Ja także lubię patrzeć na siebie, kiedy wygrywam.
Tristan wyszedł uradowany z pokoju. Recepcjonistka zapięła guzik, poprawiła włosy i zawołała następnego kandydata. Gosia weszła do pokoju zestresowana. Zauważyła w pokoju sztywno siedzącą blondynkę. Pani Kasia nie raczyła się podnieść na przywitanie. Była zajęta piłowaniem paznokci.
— Skoro tu już jesteś to podnieść ten papierek z podłogi, rozkazała rekruterka. Gosia schyliła się niemrawo, żeby podnieść papierek od cukierka.
Rekruterka zaatakowała ją znienacka.
— Jak rozwiązywałbyś problemy, gdybyś pochodziła z Marsa?
— Ja jestem kobietą. Pochodzę z Wenus. Nie wiem, co się dzieje na Marsie.
— To źle, że nie wiesz, co się dzieje na Marsie, Pani Kasia pogardliwie wydęła usta. Czy wierzysz w siłę wyższą?
— Wierzę w Boga.
— Tak. Tylko jakimś cudem możesz dostać tę pracę, prychnęła jak kotka hr-owiec. Jak jesteś taka mądra, to powiedz, dlaczego studzienki ściekowe są okrągłe?
— Mam cukierki z LSD może w ten sposób uda nam się przełamać lody? Zaproponowała Gosia.
— Mogłaś od tego zacząć, selekcjonerka podniosła kąciki ust w nieśmiałym uśmiechu. Nie masz pojęcia, jak tego potrzebuję! Codziennie muszę rozmawiać z różnymi dziwnymi ludźmi. Nie możesz sobie nawet wyobrazić, co ja wtedy czuję! Kaśka jestem.
— Gosia, miło mi. Kobiety delektowały się w ciszy cukierkami. Pokój zamienił się w zieloną łąkę, pełną kwiatów. Na łące rosło drzewo.
Drzewo odezwało się do Katarzyny.
— Jesteś naprawdę spoko, ale nie rozumiem, dlaczego chcesz uchodzić za zimną sukę. Przysłuchiwałem się waszej rozmowie i mogłabyś być milsza dla Gosi.
— Gosia jestem moją najlepszą przyjaciółką, szepnęła selekcjonerka. Znam ją od 15 minut, ale czuję, że nasze dusze znają się całą wieczność. Kocham Gosie.
— Rozejrzyj się czy świat nie jest piękny? Zapytało drzewo.
— Świat jest taki piękny, przytaknęła Kasia. Jabłonowska wygięła się w łuk i cicho jęknęła z rozkoszy, jej ciało drżało. Rekruterka odwróciła się do kandydatki i powiedziała:
— Gosiu jesteś spoko. Możesz pracować w Amazing Company. Po wo-dze-nia, wysylabizowała rekruterka i zaczęła tańczyć wokół drzewa. Gosia wyszła szczęśliwa.
Rozdział III
Trzeci dzień eksperymentu Knajpa „Pod odwróconym krzyżem”.
Przyjaciele spotkali się w knajpie „Pod odwróconym krzyżem”. Gości lokalu powitał zapach zatęchłej piwnicy. Tristan i Gosia krzyknęli z podziwu na widok mrocznego wystroju knajpy. Wnętrze lokalu przypominało pruskie bunkry z XIX wieku. Z głośników sączyła się piosenka 666, zespołu Cradle of Fifth.
— Czuję się jak u siebie w Toruniu, westchnął Tristan.
— Ja też jestem z Torunia, zaszczebiotała radośnie Gosia. Stoły przypominały płyty nagrobkowe. Za barem stał barman z nagim torsem z głową kozła. Na ich widok uśmiech zagościł na jego twarzy.
— Witajcie w mrocznych progach „Pod odwróconym krzyżem”.
— Muszę się natychmiast czegoś napić! Krzyknęła Gosia, której wciąż nie opuszczały emocje po rozmowie kwalifikacyjnej.
— Mamy w menu sok, wyciskany ze świeżych myszek. Dziś jest promocja przy zakupie soku, możesz uczestniczyć w rytuale krwi menstruacyjnej!
— Na czym to polega? Zapytał podniecony Tristan.
— Do napoju ukochanego dodajemy kilka kropel krwi, wyjaśnił barman.
— I co? I co? Tristan poczerwieniał aż po uszy z podniecenia.
— Osoba, która napije się krwi menstruacyjnej, zakochuje się w tobie bez pamięci. Podaj ukochanej osobie napój w ciemnym kolorze, żeby nie zauważyła koloru krwi, doradził barman-kozioł.
— Komercja, wykrzywiła się zdegustowana Gosia.
— Czy podanie komuś krwi może uzależnić, aż do poziomu niewolnictwa? Chciał wiedzieć Tristan.
— Podzielę się z wami moim doświadczeniem, powiedział kozioł-barman. Jestem gejem. Zastosowałem ten sposób. Sam nie wiem, czy to działanie rytuału, ale mój chłopak, pomimo ze wiele razy chciał odejść, nie potrafił tego zrobić. Powiedział mi, że nie miał nigdy czegoś takiego z żadnym chłopakiem. Odchodził, a potem tęsknił i musiał wracać, stał się uzależniony od mojej miłości. Za długo nie może wytrzymać beze mnie. Pomimo że, wiele nas dzieli, nie odchodzi, a jak już to wraca. Nie wiem, czy to działanie rytuału, czy siła uczucia, barman zadumał się nad swoim losem.
— Zapewniam cię, gdyby dowiedział się, czym go poczęstowałeś. Oj na pewno by odszedł, wysyczała jadowicie Gosia.
— Nie bądź taką zimną suką! Krzyknął piskliwym głosem Tristan.
— Jestem zimną suką i co mi zrobisz?
— Czy można dostać probówkę krwi na wynos z instrukcją rytuału? zapytał Tristan.
— Najpierw musisz zamówić krew ze świeżej myszy, przypomniał mu barman-kozioł.
— Dwa razy krew ze świeżych myszek, złożyła zamówienie Gosia. Przy stoliku obok grupa masonów w czerwonych habitach odprawiała obrzędy ku czci bóstwa Lada. Stali w kole wokół nagrobka-stolika. Recytowali coś po łacinie i kiwali się w prawo w lewo z przodu i z tyłu. W środku koła kopulowała się, para. Kobieta wiła się w szale rozkoszy i jęczała. Mężczyzna galopował coraz szybciej. Nagrobek-stolik skrzypiał głośno. Tristan i Gosia przyglądali się rytuałowi w skupieniu i ciszy. Ciszę przerwała Gosia.
— Dawno z nikim nie spędziłam tak ciekawego dnia, zwierzyła się Torunianka. Mój chłopak jest muzułmaninem. Jestem z nim od 4 lat. Przez cztery lata byliśmy razem na mieście tylko 3 razy. To było tylko kino. Nic mu nie pasuje. Kocham go, ale jestem nieszczęśliwa w tym związku. Boję się go zostawić, bo się przyzwyczaiłam.
— Jesteś imprezowiczką co? Bardziej stwierdził, niż zapytał chłopak.
— Nie jestem typem imprezowiczki, wiecznie chcącej wychodzić. Telewizja też jest ok, ale nie codziennie.
— A ja mógłbym z domu w ogóle nie wychodzić. Kiedyś siedziałem miesiąc zamknięty w ciemnej szafie. Zostaw chłopaka w spokoju i nie męcz go!
— Tristan czy możemy się razem spotykać?
— Nie ma problemu, ale jestem gejem. Pamiętaj o tym. Zgadnij, jak nazywają się czciciele Lada?, Tristan zachichotał pod nosem.
— No jak? Smętna dotąd Torunianka ożywiła się trochę.
— LADACZNICA! Wielkie łabska barmana-kozła złapały ich za kołnierze i zostali brutalnie wyrzuceni z ciepłego lokalu. Na pożegnanie obydwoje dostali bolesnego kopniaka w tyłek. Tristan wylądował w kałuży a Torunianka, obok w błocie.
— Ty i twoje suchary, mruknęła Gosia.
— Patologia nie ma poczucia humoru, zapiszczał chłopak.
— Do zobaczenia Tristan, kobieta podała rękę na pożegnanie.
— Nie opuszczaj mnie. Jestem taki samotny. Nie rozmawiałem z nikim od ośmiu lat. Płaczesz czasem? Zapytał chłopak.
— Tak dziś rano płakałam, przyznała się Gosia. Samotność mnie zabija. Mam czasem takiego doła, że chce mi się wyć.
— Ja błąkam się bez celu po ulicach miasta i nagrywam live na YouTube. Uwielbiam wypłakiwać się obcym ludziom przed kamerką. Przez całe życie szukam tego jedynego, ale się nie udało. Czuję się jakbym, miał jakiś defekt. Nikt mnie nie chce. Spróbujmy się zaprzyjaźnić. Proszę, zaproponował Tristan. Z jego oczu bił bezgraniczny smutek.
— Nagrajmy kilka livów razem, zaproponowała kobieta.
— Myślę, że to może być początek pięknej przyjaźni, uśmiechnęł sięTristan.
— To chodź. Pokażę ci miasto, Gosia odwzajemniła uśmiech.
Rozdział IV
Czwarty dzień eksperymentu. Chip wujka googoo.
Gosia i Tristan spotkali się w alternatywnej rzeczywistości na dworcu tunelu czasoprzestrzennego, Wolverton-Milton Keynes. Przyjaciele ognistą kulą wyruszyli w podróż do Amazing Company w Ridmoond na pierwszy dzień treningu. Gosia żyła w strefie iluzji Wolverton. Mieszkała 350 lat świetlnych od dworca. Jej chłopak podwiózł ją wypasionym spodkiem, z czarnymi skórzanymi siedzeniami. Maszyna osiągała prędkość 350 lat świetlnych w ciągu pięciu minut.
— Muszę coś ci powiedzieć w sekrecie, wyszeptała Gosia Tristanowi na ucho. Podejrzewam, że mój chłopak muzułmanin też jest gejem. Para przyjaciół zbliżyła się do automatu na peronie, aby kupić bilet na ognistą kulę. Po dziesięciu minutach wielka kula ognia wturlała się do tunelu. Drzwi otworzyły się automatyczne i przyjaciele weszli do środka. Gosia skrzywiła się, ponieważ usiadła blisko fauna, który śmierdział starym capem.
— Na kręćmy o tym film na You Tube, zaproponował jej Tristian.
— Mam lepszy pomysł na zarobienie kasy. Zróbmy zbiórkę pieniędzy na livie! Wykrzyknęła radośnie Gosia.
— Włącz kamerę!
— Jak się zorientowałaś, że twój chłopak jest gejem? Tristan mówił do kamery
— Zauważyłam, że ogląda, filmiki bacha bazi. Ludzie na chacie szaleli.
„Zboczeniec”, skomentował xxll123.
„Rzuć go”, skomentowała ptysia159.
„Jesteście siebie warci”, odezwał się john_beka
— Co to jest?? Zainteresował się Tristan.
— To mali chłopcy, którzy tańczą w przebraniu kobiet. Mój ukochany powiedział mi, że to nie jego filmy. Tylko znalazł je na Fujzbuku jakiegoś znajomego, wyjaśniła Torunianka.
„Popierasz pedofilów”, skomentowała megi758
— Coś jeszcze? Dopytywał przyjaciel.
— On nie jest o mnie zazdrosny i interesuje go moda. „Dziewczyno odkochaj się”, doradzał jej Król11.
— Widzisz, jak facet zna się na modzie to jeszcze nie powód, że jest gejem, pocieszał ją Tristan.
— Czy możemy wyłączyć kamerę? Czuję się osaczona.
„Wariatka”, skomentował KLO258.
„Nie lej wody”. „Dlaczego myślisz, że twój chłopak to gej”? zainteresował John1972
— Kiedyś zauważyłam, że siedzi z innym lokatorem Pakistańczykiem w jednej malutkiej łazience. Tłumaczył się później, że kolega golił mu plecy. Kiedyś wróciłam do pracy po nocnej zmianie trochę wcześniej do domu, bo kolega mnie podwiózł samochodem. Nakryłam mojego chłopaka jak siedział półnagi na podłodze koło kanapy, na której leżał nagi mężczyzna. To wyglądało bardzo dziwnie. Jakbym przerwała im bara, bara. Tłumaczył się potem, że nie było miejsca do siedzenia, a jego koledze było gorąco. Co ty o tym sądzisz?
„Myślę, że Twój chłopak może być gejem. Sam jestem gejem. Kiedy miałem szesnaście lat, byłem bardzo niedojrzały i młody. Miałem dziewczynę, byliśmy ze sobą prawie dwa lata. Na twoim miejscu poważnie bym się zastanowił i spróbowałbym z nim porozmawiać. Najprawdopodobniej poczuje się wtedy zagrożony i wszystkiemu zaprzeczy. Będzie się też pewnie starał za wszelką cenę udowodnić, że nie jest gejem. Oczywiście nie znam twojego chłopaka i nie mogę stwierdzić na 100%, że jest gejem, ale na podstawie twojego opisu i własnych doświadczeń myślę, że jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że gejem jest”, odpowiedział jej Jan Paulus na czacie.
— Mogę się do ciebie przytulić? zapytała Gosia kolegę.
— Jeśli dostaniemy dwieście polubień pod naszym filmem. To jest decyzja naszych widzów Gosiu, odpowiedział jej Tristan.
Ognista kula zatrzymał się na stacji Ridgmoond. Przyjaciele wysiedli. Z pomocą GPS i ludzi na czacie doszli pokrętną drogą do olbrzymiego budynku przypominającego wielki spodek kosmiczny. To było Centrum Dystrybucji, Amazing Company. Tristian nie wyłączył kamery. Przyjaciele zostali wpuszczeni do środka. Koło recepcji zebrała się grupa adeptów czekających na trening. Pani szkoleniowiec spóźniła się dziesięć minut.
— Witam wszystkich zebranych. Nazywam się Jean Barrow, przedstawiła się kobieta. Zanim rozpoczniemy dzisiejsze spotkanie, wszyscy tu obecni muszą wyrazić zgodę na wszczepienie implantu wujek googoo bezpośrednio do mózgu. Amazing Company zależy na bezpieczeństwie naszych pracowników. Chip wujka googoo będzie rozwiązywał problemy i trudności w waszym życiu. Przedtem proszę o podpisanie dokumentu o niewnoszeniu roszczeń w przypadku skutków ubocznych tej operacji.
— Jakich skutków ubocznych? Zapytała mała czarnowłosa Rumunka z orlim nosem.
— Nic takiego. Po prostu możesz poczuć się kiedyś smutno i wyskoczyć przez okno, wyjaśniła jej Barrow.
— Ja nie chce wyskoczyć przez okno, zapewniała ją mała Rumunka z orlim nosem.
— Ja nie twierdzę, że implant wujka googoo przyczyni się do twojego samobójstwo, ale możesz czuć się kiedyś smutna. Każdy ma myśli samobójcze. Musisz po prostu podpisać, że nie winisz za to chipa wujka googoo, tłumaczyła jej Jean.
— Co się stanie, jeśli tego nie podpisze, drążyła temat Rumunka.
— Nie dostaniesz pracy i ominie cię najpiękniejsze doświadczenie w twoim życiu. Czarnowłosa chciała jej coś odpowiedzieć, ale jej chłopak złapał ją za rękę i warknął:
— Zamknij się Sylvia i podpisuj. Dziewczyna skapitulowała i podpisała papiery. Pani trener zaprowadziła grupę na salę operacyjną, w której świeżynkom wszczepiano chip odpowiedzialny za ich bezpieczeństwo. Lekarz był miłym i uśmiechniętym staruszekiem. Ręce mu drżały ze starości. Robota szła sprawnie jak na linii produkcyjnej. Gosia nie czuła bólu. W głowie słyszała szum telewizora z odłączaną anteną.
— Auć! Co robisz konowale?! Wrzasnął rudy chłopak z wydatnym mięśniem piwnym na brzuchu..
— Jeśli chcesz tutaj pracować, musisz trochę pocierpieć, mruknął staruszek. Po godzinie operacja wszczepienie czarnego pajączka do mózgu nowym pracownikom dobiegła końca. Pacjenci wyszli z sali operacyjnej w różnym stanie. Jedni mieli zabandażowaną całą głowę, inni mieli zabandażowane tylko ucho, jeszcze inni kuleli. Jean Barrow zaprowadziła grupę do sali konferencyjnej.
— Jesteśmy w Amazing Company jedną wielką rodziną i jak każda rodzina mamy swój własny hymn. Proszę, złapmy się wszyscy za ręce i odśpiewajmy razem:
„Amazing Company rozpal mnie do pracy, spełnij to jedno z moich marzeń. Dziś chcę dla ciebie pracować cały czas. Weź mnie do pracy na cały czas. Należy do ciebie cały świat. Należy do nas cały świat. Dziś chcemy wszyscy należeć do ciebie na wieczny czas”.
Uczestnicy szkolenia złapali się za ręce i zaczęli się kołysać. Nie dostali kartek z tekstem. Tekst podpowiadał im czarny pająk zagnieżdżony w ich mózgach. Gosia nie miała ochoty śpiewać durnego hymnu, ale coś ją do tego zmuszało. Kiedy zaciskała usta, jakaś niewidzialna siła otwierała je wbrew jej woli.
— Jesteście wspaniali. Nigdy nie miałam lepszej grupy, krzyczała zachwycona Barrow. W nagrodę mam dla was niespodziankę.Trenerka klasnęła w dłonie. Światła zgasły. Rozpoczął się pokaz filmu. Szczęśliwi robotnicy pikowali i pakowali radośnie, chodzili tanecznym krokiem po magazynie. Kilku pracowników o śnieżnobiałych i równych zębach opowiadało o pracy w Amazing Company. Młoda dziewczyna o imieniu Kate podzieliła się swoją historią.
— Pracowałam w bardzo nudnej pracy. Całymi dniami siedziałam, przeglądałam papiery i piłam kawę. Czułam, że szef mnie nie docenia
i straciłam sens życia. Pewnego dnia moja najlepsza przyjaciółka opowiedziała mi o Amazing Company. My pracownicy tej firmy jesteśmy jedną wielką rodziną. Menadżerowie mają szacunek dla pracowników. Zrozumiałam, że takiej pracy szukałam przez całe życie. W Amazing Company nigdy nie czułam się samotna. Tutaj znalazłam prawdziwych przyjaciół. Na sali słychać było stłumione szlochy. Gosia łkała pod nosem. Tristan to było takie piękne, Nigdy w życiu nie czułam się taka potrzebna.
— Chciałbym znaleźć tutaj przyjaciela, zwierzył się Tristan. Będziemy mieć upusty cenowe na zakupy w Amazing Company. Powinnaś kupić sobie Collage w tabletkach za 60 quid. Wyglądasz bardzo staro. Coś zadźwięczało w głowie kobiety. W tyle głowy usłyszała szept:
— Tristan jest agentem konkurencji. Chce ci wcisnąć badziewny krem, po którym zestarzejesz się w expresowym tempie o dziesięć lat. Pamiętaj, kupuj kremy tylko na autoryzowanej stronie wujka googoo albo na stronie Amazing Company.