E-book
4.41
drukowana A5
13.37
Czucie

Bezpłatny fragment - Czucie

Wiersze biało-czarne


Objętość:
61 str.
ISBN:
978-83-8155-270-7
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 13.37

Wstęp

Właśnie masz przed sobą część mojej duszy.

Twoją decyzją jest to, co z nią zrobisz i co z niej wyniesiesz.

To będzie twoje.

Moja będzie jedynie satysfakcja,

jeśli choć jeden z napisanych przeze mnie wierszy,

odciśnie ślad na twoim sercu.

Z otwartym umysłem

przechodząc przez moje myśli,

spróbuj odnaleźć swoje własne.


Aleksandra Rogala

„Taki jest potrzask. Ani co wziąć stąd

Ani z czym dobiec na koniec:

Strych mój i powrót,

Zguba i miłość,

Której zabić nie umiem

Ani obronić."


Kazimierz Wierzyński „Kufer”

Atrapa

Wszystko czego dziś mi trzeba

Pary dłoni niczyich

Jakichś skroni przy twarzy

Byle jakich ust

Czyiś dwoje oczu

Jakiejś koszuli

Jakiejkolwiek nadziei

By stworzyć twoją atrapę

Byleby żyć


Byle co

Gdzie

Jak

Kto


Byleby tylko kochać

Nic nie warte

Bylejakości

W imię popapranej miłości

Bóg tak chce

Patrzyła na mnie ozięble

Kąciki ust jej zadrżały

Oczy poprzewracane

Rzewnymi zalały się łzami


Dość płaczu

Dość żalu

Dość nienawiści do Ciebie

Przebacz mi jak ja tobie

Już nie wrócimy do siebie


Oszczędź mi swoich czułości

Już minął piekielny ich głód

A jeśli zapytasz czemu


Odpowiem


Deus vult

Broń

Spotkałem ją kiedyś


Chociaż rozumiała życie

Skórę miała tak delikatną

Jak gdyby nigdy nie doznała cierpienia


Wierzyła w to

W co inni nie wierzyli

Mówiła że miłość

To jej największa broń

Którą zwalczy całe to zło


I chociaż świat był przeciwko niej

Ciągle chciała zbawiać ludzi słowem


Odeszła


Czas mija


A zmartwychwstania jeszcze nie było

Burza

Nocami bardzo chce się płakać

Lecz często brakuje łez

Wszystkie zużyte już dawno

Wsiąknęły w pościel


Gniewu już nie widać

A smutku nie słychać


Tylko żal

Czasami przechodzi po ciele

Wzdłuż lewego ramienia

Do końców palców

Przeskakuje na brzuch

Biegnie mostkiem

I nagle przebija skórę

Ściska serce i gardło

Ucieka ustami


Z wielkiej burzy mały deszcz

Najwyżej trzy łezki

Deszcz

Na wielkim pustkowiu

Wielka susza


Niedopowiedzenia powodują odwodnienie


Serce

Popękana ziemia


I ja

Ze szklanką wody

Która paruje w upale


Przewracając ziarenka piasku

Czekam na deszcz

Dotyk

Halinie Poświatowskiej

za kradzież jej myśli

Bezwstydnie rozchylam ramiona

Byś złożył na piersi swą głowę

Dłońmi upajam swą duszę

Ustami sycę mą mowę


I nie mów że dotyk

Płoszy spokój

Bo kwitnę wielobarwnym ogrodem

Wśród kropel deszczu czułości

Budzę się ciepłym wschodem

Szczelnie zamkniętym motylem

Jestem w mydlanej bańce

Polecę na lekkim wietrze

Zabłysnę

Rozetlę się

Zgasnę

Z miłości

Dwa słońca

W twoje oczy wpatrzona

Jak w dwa ostatnie słońca wszechświata

Co rozpalają duszę i trawią lęk


Przy tobie nie boję się niczego

Śmierci ani tym bardziej życia


Jednym słowem odebrałeś nocy mrok

A dzień obdarowałeś pogodnym niebem

I zleżały kurz zleciał z moich rąk

Gdy zaczęłam wyciągać je ku tobie


Uwierzyłam w coś czego nie widać

Ani dłonią niepewną dotknąć nie można


Uwierzyłam


Choć wszyscy już zwątpili

Dziewięć żyć

W całym tym stadzie

Tylko ona była kotem


Futro miała miękkie

A pazury ostre

Uwielbiała spać w ciepłych miejscach

Dlatego tuliła mnie w nocy

Nie miała własnych dróg

Bo cały ten świat nie był jej

Nie przywiązywała się do niczego

Odchodziła od złych ludzi

Oczy miała takie

Że potrafiła zatrzymać biegnące życie

Spoglądała groźnie jak tygrys

I nieczęsto kochała


Miała dziewięć żyć


I to właśnie mi

Oddała każde z nich

Galaktyka

I nagle wszystko wybuchło

Wydzieliła się energia nieporównywalnie większa

Od energii atomowej

Nieporozumieniem było błądzenie w czasoprzestrzeni

Gdzie i czas i przestrzeń były pojęciami względnymi

Bezwzględne było jedynie moje wariactwo

Zdarzyło mi się kiedyś wpaść w twoją atmosferę

Przyznam że odnalazłem się tam jak nigdzie indziej

Od tej pory krążę wokół Ciebie pilnując swojej orbity

Oddalony o setki kilometrów od twojego wnętrza

Mimo wszystko czuję emitujące ciepło

I chyba już tak zostanie

Kiedyś to wszystko nas pochłonie

Pozostanie jedynie wielka czarna dziura

Bólu żalu i niespełnienia

Póki co będziemy przez lata świetlne krążyć

Ja twój księżyc wokół Ciebie

I my razem

Jedna galaktyka wędrująca wokół słońca

Nazywanego miłością

Herbata

Herbata w kubku zimna

Jak twoje ręce drżące

I jak serce moje

Od chłodu martwe


Myśli w słowa

Ubierać już nie będę

Bo takie nagie

Są bardziej przystępne

I pojąć je łatwiej


I chociaż mówiłam że nie odejdę


Odchodzę


Bo już nikt nie woła

Nikt nie ma mnie w pamięci

I wracać nie ma już do kogo

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 13.37