E-book
14.7
drukowana A5
45.84
Cztery Światy 2055

Bezpłatny fragment - Cztery Światy 2055


5
Objętość:
185 str.
ISBN:
978-83-8384-762-7
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 45.84

Rozdział 1
Nowy Rok 2055

***

Zejścia pod powierzchnię do Republiki Podziemi znajdują się na terenie tego co zostało z Hiszpanii. Kilka nowszych wejść do tajemniczego świata pod powierzchnią ziemi jest na północy Afryki. To enklawa jakiejkolwiek wolności. Reszta planety jest władana przez Cesarza Chin. Są jeszcze oni: elita finansowa i zarządcy rzeczywistości mieszkający na Księżycu, otoczeni najnowszymi technologiami i sztuczną inteligencją. Jest też czwarty świat… jednak jego istnienie to najgłębsza tajemnica nawet wśród elity księżycowej…

JAKUB DROGOWSKY

***

1 stycznia 2055 roku Kuba obudził się w łóżku swojego autorskiego projektu. Materacem były powiązane ze sobą worki wypełnione trocinami. Poduszkę stanowiły stare ubrania, przykryty był zwykłym kocem. Jego tymczasowe legowisko znajdowało się w starym, zapomnianym bunkrze gdzieś pod terytorium dawnej Hiszpanii. Sklepienie widoczne bezpośrednio nad głową Jakuba przypominało halę wzmocnioną metalową konstrukcją podobną do sufitów hipermarketów z końca XX wieku. Kuba z sentymentem wracał pamięcią do wspomnień z młodości przebudzając się na lekkim kacu. Ponad tym bunkrem był już tylko złom i gruz wymieszany z wszelkiego rodzaju glebami, tworząc warstwę między 2 a 4 km. Nikt normalny się tak wysoko nie zapuszczał… dlatego to przypuszczenia. Jakub był teraz około 140 metrów nad poziomem morza a jednak czujnik Geigera wskazywał niezmienienie 0.00. Ciężko było precyzyjnie określić jak gruba jest warstwa skotłowanego gruzu, złomu i nasypu ziemnego, ważne, że na głowę nie kapało. Chociaż obawiał się trudniejszego przywitania Nowego Roku. Nie mógł sobie na razie nic przypomnieć na temat ilości wypitego alkoholu w noc Sylwestrową…. Natomiast pamiętał że ma ze sobą ponad 600 denarów różnych nominałów, 16 sztabek złota 10g, a także 9 sztabek platyny 5g i jakieś papiery wartościowe na okaziciela. Trochę mu się kojarzyły z używanymi kiedyś zwykłymi papierowymi pieniędzmi… Jednak te dzisiejsze miały wartość tylko do czasu aż żyła osoba upoważniona do wypłaty depozytu lub tak jak w tym wypadku gwarancję wypłaty depozytu ubezpiecza i zapewnia Rockefeller Foundation, więc mógł być spokojny że nawet za trzy kolejne katastrofy globalne dalej będzie można wypłacić depozyt. Rockefellerowie dominowali w finansach od ponad 150 lat niezmiennie. Miał w sakiewce nie małą fortunę. Połączył w głowie kilka pasujących elementów z wczorajszej sylwestrowej układanki. Musi to zdeponować w jednym ze swoich skarbców a dokładnie w takim miejscu, że tylko on będzie w stanie to odnaleźć. Teraz zrozumiał dlaczego właśnie tu się obudził. Był w trakcie podróży. Ostatnia rata z wczorajszego utargu zmierzała wraz z nim do sejfu w jednym z najbezpieczniejszych skarbców, czyli takim o którym wiedział tylko Kuba i odnalezienie drogi do niego nie tylko graniczy z cudem, ale jest fizycznie nie wykonalne dla kogoś innego niż Jakub Drogowsky.

Tutaj nie kursowały żadne pojazdy komunikacyjne. Ma rower ukryty na szlaku, jednak to spory dystans i może nie zdążyć na obiad do swojej kryjówki, ale to nieważne. Ostatnio ma coraz mniejszy apetyt. Może to dlatego, że ma prawie 87 lat…


***

W miarę coraz bardziej żwawej wędrówki Jakubowi wracała klarowność umysłu. Wczoraj dobił rekordowych kontraktów na destylat. W ciągu godziny trzech hurtowników złożyło dodatkowe ekstra zamówienie na bimber. Z powodu wzmożonego popytu, brali każdą dostępną ilość. Jakub wysprzedał wczoraj zapasy samogonu, które w jego mniemaniu miały nigdy się nie skończyć… Wysprzedał je do zera…. Łącznie do 31 grudnia 2054 roku rozeszło się ponad 15 tysięcy litrów alkoholu własnego destylatu …. Jego magazyny i bimbrownie świeciły teraz pustkami. Nie był nawet ustawiony zacier ani poczęte żadne przygotowania do produkcji samogonu. Wiedział, że musi uruchomić dwie bimbrownie jak najszybciej, ale z początkiem roku zbiegło się wiele czasochłonnych okoliczności i jeszcze nie miał kiedy się tym zająć. Zatrudnienie pracowników w jego biznesie raziło by w jego dumę równie mocno jak zapłacenie choćby złamanego grosza podatków od swoich zysków. Musi wszystko zrobić sam bo ma być zrobione dobrze. Rozpoczęcie produkcji bimbru to już kwestia kilku dni.

Na 8 stycznia jest umówiony na operację przeszczepu wątroby. Przed tą pamiętną datą muszą ruszyć bimbrownie. Został tydzień. W sumie dobrze stoję z terminami — pomyślał.


***

Gdyby nie latarka na baterie ładowana ruchem ręki to nic by nie wymacał w tych ciemnościach podziemnych. Szedł teraz po ogromnej belce podtrzymującej niegdyś strop a teraz stanowiącej most nad rozpadliskiem podziemnym. Przystanął na krawędzi, prawie 2 metry nad ziemią i zeskoczył na wapienne klepisko. Były to obrzeża podziemnego traktu wiodącego pomiędzy dwoma podziemnymi siedliskami ludzi zwanymi przez nich samych dystryktami. Kiedyś znajdowała się tu spora smołownia. Jednak kiedy zapotrzebowanie na smołę spadło do minimum właściciel chciał wyłudzić odszkodowanie i wysadził część smołowni. Ponieważ śledztwo wykazało, że to sam właściciel zorganizował wybuch, więc dalsze działanie smołowni było przesądzone. Jakub miał przed sobą brudną, metalową beczkę, wkopaną pomiędzy ruinami starej smołowni. Wyglądała na ciężką i mocno zasmołowaną. Mogłaby dziwić lekkość z jaką ją podniósł nie naruszając niczego wokół. Pod beczką była warstwa sproszkowanego wapna. Przegarnął nogą kilka razy i ukazał mu się sznurek. Po jego pociągnięciu wraz z pozostałą warstwą wapna wzniosły się do góry małe, drewniane, kwadratowe drzwiczki, które opadając na bok odsłoniły wejście do ciemnego pomieszczenia. Wszystko w normie. Nikt mnie nie widział jak kolejny raz skręcałem z głównej nitki na tereny prywatne tej starej smołowni. Ocenił, że nikt tu nie zaglądał od jego poprzedniej wizyty.

Kubie przyzwyczaił się wzrok do panującej w dolnym pomieszczeniu ciemności. Wyglądało ono jak przypadkowa konstrukcja powstała przy zawaleniu budynku, ponieważ otwór uchylonych drzwiczek mógł ledwo zmieścić jednego w miarę szczupłego mężczyznę. Po zajrzeniu do wlotu zionęła tam dziura głęboka na 2,5 metra. Ktoś kto odkryłby przypadkowo to miejsce i z niepohamowanej ciekawości chciałby je zwiedzić mógłby mieć kłopot z rozpoczęciem eksploracji z powodu braku dogodnego dostępu do wnętrza otworu. Nie było nawet równej powierzchni do wylądowania po oddaniu skoku 2,5 metra w dół… Wystrój groty, do której można było trafić to zupełny bezład połamanych szaf, stolików, krzeseł, blaszanych narzędzi, mniejszych i większych beczek, tkanin wyglądających jak firanki albo pościel i wielu innych przedmiotów w różnym stopniu uszkodzonych… Tylko Jakub wiedział, że trzeba było podejść do otworu tak żeby włożyć praktycznie całą rękę pod spód we wlot i wymacać sznurkowaną drabinkę, zwolnić ją z haczyka tak by opadając swobodnie utworzyła zejście w dół do tajemniczego pomieszczenia.

Kuba po zwolnieniu drabinki z haczyków zszedł na kilka pierwszych stopni i zamknął za sobą klapkę tak na wszelki wypadek. Lepiej dmuchać na zimne. Jego latarka na ręce oświetlała ten pozorny nieład, którego Kuba nie widywał często, ale jednak znał na pamięć ze szczegółami. Zszedł na sam koniec drabinki, rozejrzał się i postawił nogę na połamanym oparciu fotela leżącego na dwóch materacach z wystającymi sprężynami. Kolejny krok na szuflady wystające z biurka walające się na starych kurtkach przywalonych z drugiej strony otwartą, połamaną szafą dwu-skrzydłową. Jeszcze kilka kroków po specyfice gruntów równie ciekawych jak poprzednie i była ubikacja. Od razu rzucał się w oczy pojedynczy pisuar wystający z sufitu. Ściana wejściowa na której kiedyś były drzwi prowadzące do pomieszczenia była całkowicie zwalona. Po przeciwległej stronie dwa równo wymierzone kikuty które były kiedyś sedesem. Śmierdziało tam kałem i moczem tak odrzucająco, że nikt normalny nie zostałby chwili w takim pomieszczeniu. Tylko Jakub wiedział, że te ruiny z poprzestawianymi ścianami kryją jeszcze dużo więcej tajemnic.

Kuba znał wiele tajemnic. Tak się składa, że tajemnice zapomnianej, opuszczonej smolarni znał tak dobrze jak nikt inny. Wyjął rękawiczki z tylnej kieszeni spodni. Nałożył lateksy na swoje dłonie, podszedł do ściany i zbliżył się do jednego z dwóch wystających kikutów pozostałych po muszlach klozetowych. Włożył rękę wewnątrz rury, gdzie była ukryta wajcha. Drugą ręką całość przepchnął do przodu robiąc duży krok na przód i otwierając przejście do kolejnego pomieszczenia za ścianą. Całość śmierdzącej furtki została za Jakubem wisząc na zawiasach a on stał teraz przed szafą pancerną i wkładał kluczyk do jednej ze skrytek.

Zostawił całość kosztowności jakie miał ze sobą w pięciu skrzynkach depozytowych i przeliczył, że zostały mu dwie wolne skrytki depozytowe spośród 50 dostępnych w tym miejscu. Oznaczało to potrzebę zapieczętowania tego skarbca. Zamknął wszystkie skrytki i przykrył szafę grubą, zieloną plandeką zawiązując ją za sejfem na mocny węzeł, który następnie przywalił połamanymi meblami. Wyszedł z klitki z szafą pancerną ustawiając za sobą stłuczoną muszlę klozetową na ścianie w takiej pozycji, że tylko osoba znająca mechanizm ukryty za sedesem mogłaby znowu otworzyć śmierdzące przejście. Wszedł na górę po sznurkowanej drabince i zaczepił ją znowu na haczyk pod otworem. Ponownie przykrył właz drewnianą klapką i nałożył starą beczkę wyglądającą jakby leżała tu nieruszona przez dziesiątki lat. Nikt już nie mógł nawet podejrzewać jakie przejścia były pod beczką… Jakub miał wiele skarbców w różnych miejscach… Dokładnie gdzie i ile wiedział tylko on, ale gwarantuje, że znał ich stan dokładnie co do sztabki. Te wszystkie skarbce i kosztowności nie były mu potrzebne… Został mu taki nawyk zbieractwa z czasów młodości. Kiedyś zakopywał w lasach a teraz żył pod ziemią, jak cała reszta ocalałego społeczeństwa, więc musiał wybierać bardziej nie konwencjonalne kryjówki.


***

Żył sam w tych post nuklearnych czasach. Jego jedyna córka zginęła w wypadku samochodowym jak miała 23 lata i zostawiła 2 letniego Janka — wnuka Jakuba na wychowanie jego tacie. Jakub robił co mógł żeby jemu zostawiono prawa do wychowania małego Jasia. Sąd rozważał oddanie dziecka na wychowanie dziadkowi, ale przez fakt braku oficjalnego źródła dochodu i z powodu adnotacji lekarz Martyny Pieczykoń z 1998 roku o rzekomym uzależnieniu od alkoholu przez Jakuba Drogowskyego dziecko zostało pod opieką ojca, który pomimo częściowej niestabilności emocjonalnej miał stałe zatrudnienie od wielu lat a dziecko wykazywało przywiązanie do taty jak orzekł Sąd. Po wybuchu wojny nuklearnej jakikolwiek kontakt z Jankiem i jego tatą zanikł, więc można było powiedzieć, że Jakub był sam na świecie. Jego żona to zła kobieta była. Odeszła wkrótce po śmierci ich jedynego dziecka… Oficjalnie twierdziła, że ją to przerosło, prawda była inna, ale to nie ważne. Nie ma jej już w życiu Jakuba od tylu lat, że nawet nie przemyka mu przez myśli cień jej wspomnień. Jakub żyje teraźniejszością i twardo stąpa na nogach.


***

Chciał przed 18:00 być w Wielogrociskach a dotrzeć tam mógł tylko transporterem pod sufitowym, który kursował co godzinę.

Dochodziła 14:00 kiedy Kuba dotarł do swojej kryjówki w Jamie bibelotów. Nie był jeszcze głodny, ale teraz był czas na jedzenie…

Jama bibelotów to coś w rodzaju targu. Są stoiska na stałe wykupione, na własność wyrzeźbione w kamiennej ścianie jaskini lub wcementowywane w dodatkowej konstrukcji wzmocnionej belkami pod sufitem. Każdy może tutaj oferować dowolny towar na sprzedaż. Całe targowisko urządzono w korytarzach dawnych tajnych stowarzyszeń, jakieś 50—80 metrów pod powierzchnią pierwotnego lądu i kilka kilometrów pod powierzchnią obecnego gruntu. Byli pod wschodnią Hiszpanią, która jest przykryta przez pyły wieloskładnikowych, radioaktywnych chmur opadowych z terenów Francji, w którą trafiło szacunkowo 450 pocisków atomowych w czasie krótszym niż miesiąc… Tereny Francji obecnie bardziej przypominają morze francuskie gęsto pokryte wysepkami a obok na terenie Hiszpanii i Portugalii utworzyły się góry, czyli mieszanina tego co zmiotło z Francji.. Drogowsky nie był pewny czy zima atomowa się już skończyła, ale przypuszczał, że wchodziła w ostatnią fazę. Jakub bardzo rzadko wychodził na powierzchnie ponieważ ryzyko eksponowania się na wysokie promieniowanie jest ogromne. Według rachuby Jakuba minęło 25 lat od wojny atomowej. Według różnych źródeł bazujących na odmiennych danych całkowita liczba wybuchów nuklearnych to około 26 tysięcy bomb atomowych zrzuconych między 23.09.2029 roku a 17.01.2030 r. Ostatnie trzy tygodnie pociski jądrowe odpalane były tylko z łodzi podwodnych i samolotów, ponieważ nie istniały już żadne bazy lądowe…. Ziemie, na które nie spadły żadne bomby to część Hiszpanii, Afryka, Australia i Chiny. Natomiast reszta świata praktycznie przestała istnieć. Na obszar Polski, Ukrainy, Rosji i okolic tych rejonów spadło ok 9 tysięcy pocisków nuklearnych ogromnej mocy. Życie straciło z całą pewnością 80% ludzkości całej planety. Dokładnymi danymi nikt nie dysponuje. Przeżyli tylko ludzie w bunkrach, schronach atomowych, na okrętach podwodnych, na statkach, stacjach kosmicznych, w schronach górskich i głęboko w tunelach i podziemiach. Ludzie masowo schodząc do podziemi odkryli, że w wielu krajach tunele są dużo bardziej rozbudowane niż oficjalnie. Okazało się, że pomiędzy wieloma krajami europejskimi biegły podziemne korytarze. Prawdopodobnie początki tym podziemnym tunelom dali królowie i książęta podróżując nimi w ukryciu przed plebsem. Następnie bogaci kupcy drążyli te tunele żeby unikać szlaków pełnych zbójców czekających aby napadać na karawany. Ostatecznie tajne stowarzyszenia jak masoneria czy illuminati rozbudowali sieci tuneli do swoich potrzeb. Ukryte przejścia i korytarze podziemne po wojnie atomowej bardzo szybko stały się podstawowym światem życia dla ludzi. Rozwój technologii pozwalał na swobodną egzystencję w takich warunkach. Jak również uprawa roślin pod lampami nie stanowiła problemu. Takie pojęcie o obecnej sytuacji ma Kuba. Jest on dosyć dobrze obeznany ze światem.

Jakub zrobił sobie jedzenie z konserw na butli z gazem ziemnym. Na swoim stoisku, wynajętym i opłaconym na najbliższe 2 lata do przodu. Prowadził sklep z alkoholem i hurtownie bimbru. Właśnie tu często uzgadniał odbiór większej partii towaru. Potrzebował takiego miejsca.

Tutaj tydzień temu przyszedł przedstawiciel z ForeverLifeMedic z propozycją przyspieszenia terminu przeszczepu wątroby na 8 stycznia. Jakub zgodził się bo już co raz częściej dawała o sobie znać w bardzo nie przyjemny sposób. W jego wieku z takim trybem życia leczenie wątroby mijało się z celem. Tylko przeszczep ma realny sens dla zdrowia w wieku 87 lat. Ponieważ zabieg jest już opłacony od 2053 roku zrządzenie losu skierowało go na realizację operacji już za 7 dni. Jakub był lekko poddenerwowany.


***

Transporty podsufitowe rzadko się spóźniały. Jakub stał na wydzielonym peronie w korytarzu głównym. Podziemne korytarze (przynajmniej w głównych nitkach) zazwyczaj są podzielone na strefy ruchu pieszego i strefę ruchu szybszego (rowery, hulajnogi, rolki itp.) oraz co jakiś czas są perony transportów podsufitowych, umiejscowione zazwyczaj na obrzeżach dystryktów lub innych jaskiń mieszkalnych albo w pobliżu ledowych upraw roślin czy hodowli drobiu. Na całej długości korytarza na suficie są tory podtrzymujące wózki transportowe. Tory zjeżdżają ze stropu w wydzielonych peronach tak by można było wsiąść i wysiąść z wózków, które po chwili znowu mkną nad głowami. Były nieco podobne do tych spotykanych w luna parkach w XX wieku, jednak solidnie obudowane metalowymi klatkami, ustawione w sznurku, tworzyły całkiem długi pociąg. Transport do Dystrykt 17, czyli do Wielogrocisk spóźniał się już ponad 10 min a to prawdziwa rzadkość. Na trasie musiało mieć miejsce jakieś zdarzenie niepożądane… Oprócz Kuby na peronie czekało jeszcze kilkadziesiąt osób. Peron przy Jamie bibelotów był ruchliwym miejscem ze względu na bliskość targowiska.

W końcu Jakub doczekał się na swój transport. Przejazd podsufitówką nie należał do szczególnie komfortowych. Szczelne zapięcie regulowanych pasów i założenie słuchawek wygłuszających dostępnych przy każdym siedzeniu pomagało znieść podróż. Poruszająca się kolejka podsufitowa wydawała wiele hałasu pomimo że była zasilana prądem płynącym w szynach. Tory były w wielu miejscach nierówne lub wyszczerbione co przekładało się na hałaśliwe turkotanie metalowych kółeczek, których spora ilość w całej kolejce powodowała spotęgowany hałas. W długich korytarzach hałas ten niósł się głośnym echem…

W końcu głos w słuchawkach wygłuszających dał znać, że zatrzymujemy się na peronie przy 17 dystrykcie na 5 minut. Tyle czasu zazwyczaj wystarczyło na wymianę pasażerów. Jakub odpiął pasy bezpieczeństwa i zdjął słuchawki by za chwilę być już na peronie przy Wielogrociskach. Zmierzał w stronę Bimbrowni. Miał w głowie pełen obraz działań, którym się odda w najbliższych godzinach. Był podekscytowany. Lubił swoje zajęcie, czuł się spełniony.

ALBERT I ANDRZEJ MOSIO

***

Albert i Andrzej Mosio są braćmi bliźniakami. Nie znali świata przed wojną atomową. Urodzili się w świecie podziemnym. Mieszkają w dystrykcie 16 z którego prowadzi najwięcej konwencjonalnych dróg na powierzchnię Ziemi. Drogi konwencjonalne to takie, przez które przechodzimy etapami. Jeśli poruszamy się spod Ziemi na powierzchnię otrzymamy specjalne ubranie ochronne z czipem do lokalizacji oraz dostaniemy detektor Geigera, szklane fiolki z płynem lugola v 4.039 i spray do odkażania. Są to gadżety awaryjne, ponieważ kiedy wracamy z powierzchni do świata podziemnego jesteśmy kierowani na specjalne pomieszczenia gdzie odkaża się każdy centymetr naszego ciała i ubrania i ekwipunku, który mamy ze sobą. Jednak nie każdy może sobie ot tak wyjść na spacer po napromieniowanej powierzchni Ziemi.

Dystrykt 16 zamieszkują głównie wojskowi oraz inne służby porządkowe. Albert i Andrzej należą do dywizji powietrznej zajmującej się odkażaniem terenów południowej Hiszpanii i północnej Afryki. Ponieważ spadające pociski atomowe ominęły Afrykę teraz jest to najlepiej rokujący teren położony najbliżej baz świata podziemnego… Codziennie Albert i Andrzej wyjeżdżają na powierzchnię do bazy wojskowej z lotniskiem, z którego wylatują dwoma myśliwcami z ładunkiem odkażających substancji, które następnie rozpryskują nad terenami południowej Hiszpanii i północnej Afryki. W samolotach mają system komunikacji radiowej, więc jak zwykle prowadzą ze sobą pogawędkę:

— Wczoraj jak wracaliśmy do bazy znowu je widziałem. — zaczął Albert.

— Dlaczego nic nie mówiłeś wcześniej?

— Dopiero sobie o tym przypomniałem. Już się tak do nich przyzwyczaiłem, że zdążyłem zapomnieć zanim wczoraj wylądowaliśmy.

— To naprawdę musisz często je widywać. — skwitował Andrzej

— Codziennie — Albert mówił o świetlistych kulach. Czasem lewitowały jakby utrzymując stałą pozycję na niebie a czasem chwilę po zauważeniu nabierały olbrzymiej prędkości i znikały w ułamku sekundy. Andrzej był mniej spostrzegawczy, ale kilka razy też je widział. Nazywali je świetlistymi kulami bo to określenie najlepiej pasowało, ale tak naprawdę nie mieli pojęcia co to było…

— Mówię Ci, że to aniołowie przylatują płakać nad Ziemią… — zagadnął Albert

— Prędzej kosmici. — odparł Andrzej

— Gdyby to byli kosmici to już dawno by rządzili naszą planetą. Opanowali by ten chaos i zaprowadzili tutaj swoje rządy.

— Może właśnie się do tego szykują? Obserwują i planują atak dlatego tak często ich widujesz?

Albert chwilę milczał. Wziął głęboki wdech i powiedział:

— Jeśli to kosmici to nie planują ataku, mają na pewno wiele innych planet nie napromieniowanych radioaktywnie. Jeśli to kosmici to oni pokazują nas jak atrakcję turystyczną… Ja i tak myślę, że to aniołowie.


***

Mylił się jeden i drugi. Są to pojazdy elity ludzkości. Liczyli się od dawna z możliwym scenariuszem wojny atomowej i od dłuższego czasu przenosili część swoich aktywów na ciemną stronę księżyca. Wszystkie patenty, które nigdy nie doczekały się realizacji i były skrzętnie ukrywane przed ludzkością teraz służą owej elicie na księżycu a dokładnie po jego ciemnej stronie, nie widocznej nigdy z powierzchni ziemi. W roku 2055 mają na księżycu już kilka sporej wielkości miasteczek pod szklanymi kopułami, dzięki czemu można tam generować atmosferę. Sztuczna inteligencja połączona z wielką ilością elektroniki opartej na nanoprzewodnikach kreuje grawitację zbliżoną do ziemskiej oraz mieszankę gazów, których skład jest identyczny jak powietrza na Ziemi. Elita Księżycowa dysponuje pojazdami napędzanymi magnetycznie i anty-grawitacyjnie oraz kilkudziesięcioma teleportami. Każdy teleport jest portalem wejście-wyjście tzn. jedno wejście prowadziło tylko do jednego konkretnego wyjścia. Teleporty działają oczywiście w dwie strony, zupełnie jak drzwi tylko na ogromne odległości. Elita ma pełną władzę nad tym co dzieje się na Ziemi oraz pod ziemią… Realnie rządzą planetą. Są wśród nich właściciele kopalń, które jeszcze działają w niektórych miejscach z uwagi na to, że ich zasadnicza część była pod ziemią i oparły się zniszczeniom wojny atomowej. Inni handlują bronią, która jest potrzebna ludzkości w dalszym ciągu. Część z nich zajmuje się wytwarzaniem leków i kieruje przemysłem farmaceutycznym, którego wiodącą odnogą stała się transplantologia. Opanowali do perfekcji metody klonowania ludzi jak również poszczególnych organów. Jednak z uwagi na powszechne wykorzystywanie klonowanych ludzi jako niewolników, bardzo często taki sługa kiedy staje się nie wygodny kończy jako dawca organów. Wśród elity księżycowej nie brakuje bankierów, właścicieli przemysłu ciężkiego, wszelkiego rodzaju producentów żywności zarówno tradycyjnej jak i nowoczesnych proszków witaminowo-mineralnych o różnych smakach, właścicieli upraw roślin i innych biznesmenów wszelkiej maści czy nawet baronów narkotykowych. Wiodą oni pozornie doskonały żywot otaczając się interaktywnymi gadżetami, sztuczną inteligencją a w razie zachcianki kaskami VR w tunelu aerodynamicznym. Mają wszystko… tak się im przynajmniej wydaje.


***

Albert i Andrzej po zrzuceniu ładunku odkażającego byli w drodze powrotnej do bazy lotniczej.

— Patrz na północy-zachód lekko powyżej poziomu chmur — tym razem wyjątkowo Andrzej zobaczył świetlistą kulę jako pierwszy.

— Widziałem, ale przyspieszyła momentalnie! — Albert podekscytowany prawie zmienił kierunek lotu.

— To nie wyglądało jak Anioł — powiedział Andrzej

— Myślisz, że to kosmoludki? — zapytał prześmiewczo Albert

— Kosmitki! — rzucił z przekąsem Andrzej — Czają się na Twoją cnotę — dokończył ze śmiechem.

— Jakieś wstydliwe bo uciekają jak tylko na nie spojrzysz. — zaśmiał się Albert

Po lądowaniu na lotnisku tradycyjnie przywitali ich chińscy żołnierze. Oznajmili im za pomocą ręcznego translatora mowy, że promieniowanie dziś jest lekko podwyższone, ale ich kombinezony, w których latali powinny im zapewnić całkowitą ochronę. Samolot został w hangarze a bracia podążali do specjalnego pomieszczenia dwu strefowego. Przeszli przez grube, podwójne szklane drzwi, które zamknęły się za nimi z dźwiękiem gumy ocierającej się o gumę. Przed nimi były podobne drzwi a wokoło ściany i żadnych okien ani innych otworów. Z sufitu wysunęła się platforma z kolejnymi chińskimi żołnierzami ubranymi w kombinezony ochronne, wyposażonymi w sprzęt podobny do gaśnicy. Spryskali ich solidną dawką substancji odkażającej wyglądającej tutaj zupełnie jak para wodna. Zmierzyli czujnikami Geigera i pozwolili pójść do następnego pomieszczenia żeby przebrać się w normalne ubrania. Chińska eskorta towarzyszyła im przez cały czas aż do zjazdu w dół windą atomową.

Chiny wygrały wojnę atomową bo w niej nie uczestniczyły. Natomiast USA, Europa, Rosja i Indie zarzuciła się nawzajem bombami atomowymi. Oberwało się także części Ameryki Południowej, Azji mniejszej i Bliskiemu Wschodowi. Podsumowując została tylko Afryka, Chiny i Australia, kawałek Hiszpanii i mała część Ameryki Południowej. Ogromna liczba ludzi z tych ocalałych miejsc zginęła w ciągu kilku tygodni z powodu chorób po promiennych. Część ocalała w schronach albo zeszła do podziemi. Zapanowała zima post-atomowa — mitologiczny Ragnarok. Chiny były dobrze przygotowane na taki scenariusz i władze wojskowe bardzo szybko dostosowały się do warunków post-atomowej rzeczywistości. Spora część populacji przetrwała w bunkrach i podziemiach. Skutecznie odkażali swoje terytorium, mieli jakąś technologię, która filtrowała powietrze i niwelowała promieniowanie na ogromnych obszarach. Zajęli Australię i teraz panują w mniejszym lub większym stopniu nad wszystkim co dzieje się na terenach Afryki, Hiszpanii i Ameryki Południowej. Można powiedzieć, że powierzchnia globu jest chińską rzeczywistością. Oficjalnie podziemie jest międzynarodowe. Podzielone na dystrykty ze swoimi przedstawicielami tworzącymi rząd.

LUDWIK VON DERLEIAR

***

Ludwik doskonale pamiętał czasy przed zejściem ludzi do podziemi. Nie używał pojęcia wojna atomowa jako momentu końca starej ery. Spodziewał się tego co nastąpiło w 2029 roku. Był odpowiedzialny za koordynację działań atomowych paktu Północnoatlantyckiego. Chociaż oficjalnie był tylko politykiem, nie noszącym żadnych stopni wojskowych. Był zwierzchnikiem a nie decydentem. Był czysty cokolwiek postanowił. Był bardzo ważną personą w miesiącach wojny atomowej pomimo że miał wtedy tylko 45 lat. Wiedział, że po wojnie będzie miał zapewnione miejsce w nowym rządzie w jakiejkolwiek formie będzie występował. Przez całą wojnę atomową poruszał się pancernym rządowym samolotem tankowanym co 12h przez dwa samoloty-cysterny. Był nieuchwytnym celem pomimo ogromu chaosu jaki zapanował przez 3 miesiące wojny. Razem z nim byli obecni inni politycy Unii Europejskiej doskonale zdający sobie sprawę, że sprzedali swoje kraje za dostatnie życie w luksusie. Podobne dwa samoloty były obsadzone politykami i decydentami z USA. Obiecano im, że wszystko zostanie odbudowane pod powierzchnią ziemi i po części obietnica ta została spełniona. Razem z nimi byli oczywiście obecni przedstawiciele elity, która w 2055 roku dostatnio żyje na księżycu. Oni wydawali im polecenia.

Ludwik był w Parlamencie Dystryktów od samego początku i cały czas pozostaje jednym z 66 elektorów. Oficjalnie w podziemiach jest 31 dystryktów, każdy ma swoich 2 przedstawicieli. Dodatkowo jest 4 elektorów finansowych wystawianych przez Radę kruszców i nominałów. Są to właściciele kopalń, mennicy, papierów wartościowych i całego świata finansów z modnymi ostatnio czipami płatniczymi włącznie. Ludwik jest jednym z tych 4 elektorów od początku istnienia świata podziemnego. Tych czterech elektorów ma tak ogromny wpływ na głosowania, że może przekonać innych 40 do swoich racji.


***

Dziś już 2 styczeń. Pomimo, że Ludwik raczej stroni od alkoholi, jednak w tego Sylwestra wypił nieco więcej. Nie do końca jest przekonany czym było to spowodowane. Może zbliżającym się, poniedziałkowym głosowaniem w Parlamencie Dystryktów nad ustanowieniem obowiązku posiadania wszczepionego czipa identyfikacyjno-płatniczego. Być może głosowaniem nad zniesieniem minimalnego wieku współżycia seksualnego. Jakkolwiek drugi temat wywoływał w nim obrzydzenie ponieważ sam miał dwie córki to ten pierwszy temat wywoływał w nim wewnętrzne sprzeczności. Z jednej strony wiedział, że jego mocodawcy oczekują pełnej aprobaty tego zarządzenia i sam był odpowiedzialny za korumpowanie 10 innych elektorów z 5 dystryktów żeby poparli projekt bez zastrzeżeń. Jednak miał osobiste przekonanie, że wywoła to zamieszki wśród ludzi, którzy ciągle funkcjonują poza systemem. Wiedział, że oficjalnie to niewielki odsetek, jednak tak naprawdę mogła to być nawet połowa żyjącej obecnie populacji. Bał się zwyczajnie bo wiedział więcej niż inni, wiedział nieproporcjonalnie więcej niż się można spodziewać nawet po kimś takim jak on. Znał wszystkie plany elity bankierskiej od samych fundamentów po dach… Wiedział, że poprzednio liczyli się z tym, że wybuchnie wojna atomowa kiedy będą dalej forsować swoje pomysły i… Wybuchła wojna atomowa, na co byli przygotowani. Teraz też liczą się z możliwymi rozruchami i zamieszkami a nawet z możliwością utracenia całkowicie władzy nad podziemnym światem w skutek rebelii… Wiedzą może nie aż tak doskonale, że poza 31 oficjalnymi dystryktami istnieją potężnej długości korytarze i niezliczone dzikie nory. Wiedzą, że w obrębie dystryktów są ukryte przejścia do całych osiedli podziemnych. Mają siatkę swoich szpiegów w podziemiu podziemia, czyli w czarnej strefie nieoficjalnych miejsc pod ziemią. Wiedzą o tych miejscach bardzo dużo bo stoją na samym szczycie grup handlujących narkotykami i nielegalnego rynku broni oraz organów do przeszczepu. Jednak to nie cały ogląd populacji żyjącej poza systemem.


***

2 stycznia 2055 roku Ludwik von Derleiar odpoczywał w swoim jakuzzi popijając sok pomidorowy. Układał sobie w głowie plan najbliższego tygodnia: jutro jeszcze odpoczywam bo będzie niedziela a pojutrze obrady Parlamentu Dystryktów i ważne głosowania. Chciałby żeby rada pomimo wszystko odrzuciła obowiązkowy czip no i to zniesienie minimalnego wieku inicjacji seksualnej… Uważał, że obecna granica 14 lat jest i tak zbyt niskim pułapem jednak było bardzo wielu zwolenników całkowitego braku dolnej granicy wieku do współżycia… Wracał myślami do czasów kiedy jego córki miały po 14 lat. Przeszły go ciarki, skierował swoje myśli na ustawę o obowiązkowym czipie wszczepionym w ciało. Bał się, że straci to wszystko co ma jeśli wybuchnie rewolta. Wiedział jak to się może potoczyć: kiedy upadną oficjalne rządy podziemne wkroczą tutaj Chińczycy z powierzchni i przejmą wszystko niejako zaprowadzając porządek i wyzwalając ludzi od bezprawia i rebelii. Wiedział, że jego mocodawcy dogadają się z Chińczykami w kwestii podziemi tak jak dogadują się obecnie w ich rządach naziemnych. Wiedział również, że w chińskim systemie rządowym nie będzie dla niego miejsca. Może pozwolą mu żyć, jeśli wcześniej nie pozbawią go życia rewolucjoniści… Pierwszy raz od bardzo dawna zaczął obawiać się o swój dorobek, o życie własne i swojej rodziny. Siedząc w jakuzzi, popijając sok pomidorowy podjął decyzję, która nie tylko może uratować jego, ale cały obecny porządek panujący w podziemiach. Podjął decyzję, że musi jeszcze dziś spotkać się z jednym z dwóch elektorów z dystryktu 18, których przekupił solidną ilością diamentów. Jeżeli oni nie pojawią się na obradach parlamentu to projekt obowiązkowego czipa zostanie odrzucony przewagą jednego głosu. Według jego wiedzy gdyby byli obecni wszyscy elektorowie to przegłosowano by czip proporcją za 34 do 32 przeciw. Wie, że jeden z elektorów z dystryktu 17 nie pojawi się na głosowaniu, więc jeśli nie pojawi się dodatkowo dwóch z dystryktu 18 stracą trzy głosy aprobujące czipa. Głosowanie powinno zakończyć się wtedy wynikiem 31 za czipem i 32 przeciwko, trzech elektorów nieobecnych z powodów zdrowotnych. Da mu to czas, w prawdzie tylko przedłużając nieuniknione, ale są różne możliwości. Decyzja została podjęta, jeszcze dziś musi umówić spotkanie.

Poczuł ukłucie w okolicy mostka, to serce dawało o sobie znać. Już niedługo wymieni je na nowe. Jest zapisany na 7 stycznia do ForeverLifeMedic, gdzie ma zostać przeprowadzona operacja przeszczepu serca. Będzie to jego drugi taki przeszczep. Poprzedni był przeprowadzony prawie równo 2 lata temu. Jest to sprawdzone na tyle, że przeszczepione organy mają okres bez awaryjnego działania do 3 lat, dlatego w standardzie gwarancją objęte są 2 lata po przeszczepie. Ludwik ma wykupiony pakiet „full exclusive premium pro” dlatego w dniu operacji wyznaczany jest kolejny termin zazwyczaj w przeciągu 2 lat na wymianę na nowy narząd. Sytuacja powtarza się co 2 lata, więc ma on świadomość konieczności wymiany serca cyklicznie. Nie stresuje się tym faktem. W firmie ForeverLifeMedic nie występują błędy lekarskie. Dysponują sprzętem, wiedzą i zasobem ludzkim najwyższych lotów. W zasadzie nie było jeszcze żadnego działania gwarancyjnego u jakiegokolwiek z pacjentów.

Miał jeszcze jeden ważny punkt w swoim planie na ten tydzień. Chciał zobaczyć swoją kolekcję skuterów i motocykli elektrycznych. Czasem ich używał jednak niezwykle rzadko, ponieważ poruszanie się takim sprzętem po trasach ruchu szybszego pomiędzy dystryktami wiązało się z pewnym ryzykiem. Był to środek lokomocji bardzo ekskluzywny a co za tym idzie przyciągający uwagę zazdrosnych i niekoniecznie uczciwych ludzi. Zwyczajnie bał się, że zostanie napadnięty i pozbawiony jednego ze swoich okazów kolekcjonerskich albo w najgorszym wypadku straci życie w wyniku czyjejś zachłanności i chęci uniknięcia konsekwencji. Niestety miał świadomość, że bandyctwo czające się w dzikich norach nie ma najmniejszych skrupułów.


***

— Von Derleiar przy telefonie. Witam w nowym roku szanownego elektora. Oby nam się układało i cele nasze były realizowane. Musimy się spotkać jeszcze dziś.

— Czy coś się stało? — padło pytanie w słuchawce.

— Nic wielkiego, jednak sytuacja wymaga osobistej rozmowy. — Ludwik spokojnie odpowiedział.

— Czy miejsce w Knajpie u naszego wspólnego znajomego będzie w porządku? — kolejne pytanie po drugiej stronie słuchawki.

— Tak. Spotkajmy się tam za 2 godziny. — rzeczowo odparł Ludwik

— Ależ…. Za 2 godziny? (chwila ciszy) … Oczywiście, już się szykuję do podróży.

— Do zobaczenia — rzucił Ludwik i się rozłączył.

Von Derleiar wiedział, że to on rozdaje karty, jak zwykle. Lokal, w którym się umówili znajdował się w najniższym piętrze starego bunkru atomowego. Oczywiście został wyremontowany i poszerzony o dodatkowe sale. Najważniejsze było to, że Knajpa jest zlokalizowana na obrzeżu dystryktu 15 zwanego Willowym, w którym mieszkał Ludwik. Dystrykt 18, z którego elektorem się umówił był sąsiednim dystryktem. Co godzinę kursował transport podsufitowy, więc dwie godziny były w zupełności wystarczającym czasem na dotarcie do lokalu.

Ludwik postanowił się przespacerować, ponieważ piechotą dzieliło go tylko 20 minut drogi do lokalu. Wyszedł odpowiednio wcześniej żeby mieć pewność, że będzie pierwszy na miejscu.

W Knajpie — bo tak nazywało się to miejsce, przywitano go serdecznie ponieważ był tam dobrze znany i często zostawiał solidne napiwki. Zamówił dwie szklanki soku pomarańczowego, dwie lasagne ze szpinakiem i nachos serowe z sosem barbecue na przystawkę. Uprzedził kelnera, że chce żeby był w gotowości z podaniem zamówienia dokładnie wtedy kiedy dosiądzie się ktoś do jego stolika. Kelner bez zdziwienia przyjął całe zlecenie i oddalił się kłaniając się nisko.

Elektor z dystryktu 18 przybył nieco wcześniej niż spodziewał się tego Ludwik. Nie chciał się spóźnić, tak jak przypuszczał czuł do niego ogromny respekt. Von Derleiar przywitał się z gościem po czym prawie od razu kelner przyniósł im po szklance soku pomarańczowego i zostały im podane na stolik nachos serowe i sos barbecue. Kelner oznajmił, że lasagne będzie gotowa za 3 minuty. Ludwik skinięciem głowy podziękował obsłudze i zwrócił się w stronę elektora:

— Zaprosiłem Cię na obiad bo wiem, że lubisz lasagne ze szpinakiem tak samo jak ja.

— Dziękuję, to dla mnie zaszczyt — odpowiedział elektor 18 dystryktu.

Kiedy kelner oddalił się na odległość, uniemożliwiającą usłyszenie o czym rozmawiali, Ludwik przeszedł do konkretów:

— Dobrze byłoby gdybyś w poniedziałek jednak nie pojawił się w Parlamencie Dystryktów.

— Nie pojawił się? — ze zdziwieniem odparł elektor

— Tak. Dziś zaraz po naszym obiedzie pojedziesz do lekarza, który wprowadzi do systemu zaświadczenie, że jesteś ciężko chory i nie możesz opuszczać swojego łóżka przez najbliższy tydzień.

— Ale… — elektor nie zdążył nic więcej powiedzieć bo Ludwik kontynuował:

— Oczywiście nasza umowa pozostaje bez zmian, wprowadzamy do niej tylko mały aneks. — mówiąc to podał swojemu rozmówcy papier wartościowy na okaziciela opiewający na kwotę 5000 denarów w Fundacji Rockefellera.

— Chcę żebyś był nieobecny 4. stycznia i mam nadzieję, że nie będziesz miał problemów żeby przekonać swojego kolegę z dystryktu do takich samych kroków — mówiąc to wręczył mu dyskretnie kolejny czek w Fundacji Rockefellera na 5000 denarów i kontynuował:

— To w ramach premii. Nie muszę dodawać, że tej rozmowy nigdy nie było?

— Oczywiście Sir, zrozumiałem całą sytuację doskonale. — potwierdził elektor

W tym momencie podszedł do nich kelner i podał im gorącą lasagne. Podziękowali i czekając aż nieco ostygnie chrupali nachos maczając każdego w sosie barbecue. Podczas jedzenia lasagne ze szpinakiem rozmawiali o tym jak spędzili Sylwestra i Nowy Rok. Ludwik nie opowiadał wszystkiego ze szczegółami tylko ogólnikowo wspomniał, że był na bankiecie finansjery organizowanym wspólnie z przemysłem elektrowniczym. Sala balowa i bankietowa była urządzona z przepychem prawdziwie królewskim. Elektor też w skrócie opowiedział jak bawił się na balu Sylwestrowym zarządu dystryktu 18. Wymienili jeszcze kilka zdań o swoim życiu prywatnym i jak tylko skończyli jeść Ludwik wstał od stołu zostawiając monetę 10 denarową na stoliku. Za zamówiony przez nich posiłek należało się 4 denary i 50 szylingów. Była to kwota wystarczająca żeby się wyżywić jednej osobie prawie przez tydzień, kupując od rolników albo na straganach. Pożegnał się z elektorem w kilku słowach i wyszedł z Knajpy powolnym krokiem.

Kierował się w stronę swojej posiadłości, chciał jeszcze dziś spędzić trochę czasu ze swoją kolekcją motoryzacji elektrycznej. Miał do niej ogromny sentyment, chociaż praktycznie wcale się nie przemieszczał przy użyciu swoich motorów elektrycznych a miał ich blisko 50 sztuk.


***

Jakub Drogowsky obudził się bladym świtem 4 stycznia ’55r. Chociaż ciężko mówić o bladym świcie kiedy jest się pod ziemią, jednak Kuba czuł takie rzeczy w kościach. Jego nieomylne przeczucie podpowiadało mu, że jest godzina 5:30. Zegarków miał w prawdzie bardzo dużo, ale rzadko kiedy jakiś nosił. Zawsze sobie powtarzał, że szczęśliwi czasu nie liczą. Mieszkał w dystrykcie 17 zwanym Wielogrociska ze względu na budowę mieszkań w tym rejonie, które przypominały groty wyżłobione w terenie wapiennym i piaskowcowym. To był oficjalny powód tej nazwy, jednak bardziej chodziło o liczne „dzikie groty” zamieszkiwane przez nie rejestrowanych w systemie ludzi. Było ich w tym rejonie wyjątkowo dużo, możliwe że właśnie ze względu na teren łatwy w żłobieniu groty.

Jakub wiedział, że dziś czeka go kolejny pracowity dzień. Przedwczoraj nastawił pierwszą partię zacieru z ziemniaków, które wcześniej kupił od swojego stałego dostawcy. Wczoraj wyparzył cały sprzęt do destylacji i starannie wyczyścił wszystkie zbiorniki na samogon. Wymył dokładnie butelki litrowe i pięciolitrowe bo w takich pojemnościach magazynował a następnie sprzedawał swój produkt. Zaczął nawet pierwszą destylację z jakiegoś starego, zapomnianego zacieru, który przypomniał o swoim istnieniu niesamowicie intensywnym smrodem. Destylat natomiast wyszedł z niego pachnący jak zwykle silną wonią alkoholu. Jednak to była tylko kropla w morzu potrzeb. Dziś miał w planie odwiedzić swoje dwie uprawy kartofli, ponieważ zbliżał się ich czas wykopków. Ogólnie z tego co pamiętał to miał pięć plantacji ziemniaków, w tym jedną na powierzchni ziemi. Jednak ta w pełni naturalnie rosnąca pod Słońcem uprawa dopiero miała zaczynać kiełkować, więc jeszcze nie nadszedł na nią czas. Jedna uprawa będzie gotowa do wykopków w przyszłym miesiącu, kolejna w kwietniu no i te dwie, które powinny już być gotowe w tym momencie.

Musiał wspiąć się nieco wyżej aby dotrzeć do swoich upraw. Po drodze miał w planie sprawdzić czy wszystko w porządku z elektrownią jego własnej konstrukcji, która zasilała lampy oświetlające jego kartofliska. Tak, więc dokładnie zamknął od środka drzwi do swojej groty. Przejście do jego upraw znajdowało się nie gdzie indziej tylko w jego mieszkaniu. Wspiął się na stołek i pociągnął z całej siły żyrandol, który odchylając się odsłonił dźwignię od klapy w suficie. Kuba pociągnął za nią a to spowodowało uchylenie klapy za którą były stopnie drabiny prowadzącej kilka metrów do góry. Wszedł na drabinę zatrzaskując za sobą klapę na wszelki wypadek. Drabina prowadziła do całkowicie dzikiej jaskini nieznanej nikomu poza Jakubem. Była to bardzo niska jaskinia tak, że Kuba musiał poruszać się w niej na czworaka. Można by pomyśleć, że to jakiś szyb wentylacyjny, ale był to korytarz wymyty przez podziemną rzekę, która już tędy nie płynęła. Takie stare koryto rzeki podziemnej. Musiał przejść tą niewygodną drogą kilkanaście metrów aż jaskinia zaczęła się powiększać na tyle że mógł stanąć wyprostowany. Jak zwykle miał ze sobą latarkę na baterię ładowaną przez ruch ręki. Oświetlił dookoła siebie miejsce, w którym się znalazł. Wszystko wyglądało tak jak ostatnio. Wapienne ściany i sufit z piaskowca, przecinany co jakiś czas warstwami czerwonej gliny. Słyszał w oddali szum wody. Skierował się w tym właśnie kierunku. Dotarł szybko do źródeł wodnych, które wypływały ze ściany wapiennej. To właśnie na ich podstawie skonstruował swoje turbiny prądotwórcze. Było ich kilkanaście a napędzał je spadek wody, która nieustannie spływała z wapiennych ścian do małego podziemnego zbiornika wodnego. Ta konstrukcja w zupełności wystarczyła na zasilenie lamp ledowych, którymi oświetlał swoje pobliskie uprawy kartofli. Sprawdził czy żadna z turbin nie uległa jakiejś awarii, obejrzał podłączone do nich akumulatory czy nie wyciekał z nich jakiś płyn albo żel. Po wszystkich koniecznych przeglądach i stwierdzeniu braku usterek przeszedł nieco dalej gdzie już widać było fioletowo-czerwoną łunę lamp ledowych. Ziemniaki cieszyły go swoim widokiem, brak stonki dodatkowo napawał go radością, chociaż skąd wzięła by się stonka pod ziemią? Jednak były to powody do radości. Lubił rozpoczynać pracę z radością a pracy miał naprawdę sporo. Jeśli zdąży dziś wykopać wszystkie ziemniaki będzie jeszcze bardziej zadowolony.

ANGELA GUBERTT

***

— Kiedy rozpoczęła się wojna atomowa? — zapytała swoich uczniów Angelika

— 23 września 2029 roku — odpowiedziała 11 latka w pierwszej ławce.

— Bardzo dobrze. Wiesz ile trwała? — dopytała nauczycielka.

— Trwała 3 miesiące i 3 tygodnie — z dumą w głosie odpowiedziała uczennica.

— Tak. Za datę jej zakończenia przyjmuje się 17 stycznia 2030 roku — doprecyzowała Angelika i kontynuowała:

— Kto rozpoczął wojnę?

— Polska! — krzyknął ktoś z głębi sali, po czym słychać było kilka krótkich śmiechów.

— Nie jest to prawidłowa odpowiedź, chociaż blisko, blisko…. — sprostowała Angelika.

— Ukraina. — powiedziała 11 latka z pierwszej ławki.

— Tak jest. Za datę rozpoczęcia wojny atomowej uznaje się 23 września 2029 roku kiedy ukraińska armia wystrzeliła 13 pocisków z głowicami atomowymi w kierunku Moskwy. 12 z nich zostało strącone przez obronę przeciw rakietową Kremla, jednak jeden pocisk atomowy trafił w cel niszcząc pół Moskwy. Nie wiadomo skąd Ukraińcy mieli broń atomową oraz kiedy nabyli zdolności jej przenoszenia i wystrzelenia. Oficjalnie po 1993 roku nigdy już nie mieli do dyspozycji arsenału jądrowego…


***

Angelika Gubertt jest nauczycielką historii w szkole elementarnej w dystrykcie 11. Ten obszar słynie z uczelni na najwyższym poziomie, szkół zawodowych kształcących najlepszych fachowców oraz właśnie szkoły elementarnej im. Alberta Einsteina, której dyrektorem jest Sandra Gubertt — wdowa po kanclerzu Niemiec i matka Angeliki Gubertt.

Angela miała 14 lat kiedy wybuchła wojna atomowa, razem z matką były jednymi z pierwszych, które znalazły schronienie w bunkrach ze względu na to, że były rodziną obecnie rządzącego Kanclerza Niemiec. Niestety w krótkim czasie Niemcy zostały zasypane pociskami atomowymi i śmierć poniósł mąż Sandry — ówczesny kanclerz Niemiec a ona z córką zostały uwięzione w bunkrze ponieważ wyjście na powierzchnie zostało zawalone. Po kilku dniach okazało się, że bunkier ma tajne przejście prowadzące do rozległych korytarzy pod Europą…


***

Tematem dzisiejszej lekcji historii była wojna atomowa, jej okoliczności i przebieg.

— Czy ktoś potrafi wymienić w kolejności chronologicznej wydarzenia po 2022 roku?

Zgłosiła się tylko uczennica w pierwszej ławce.

— Proszę bardzo — udzieliła głosu Angelika.

— W 2022 roku Rosja najechała zbrojnie tereny Ukrainy, w ciągu tego roku Unia Europejska zaczęła wspierać Ukrainę i nakładać sankcje finansowe na Rosję. — zaczęła 11 latka.

— Bardzo dobrze, kontynuuj — pochwaliła ją Angela.

— Wojna była bardzo wyczerpująca dla obu stron i gdyby nie pomoc Unii Europejskiej i USA na pewno Ukraina nie dałaby rady tak długo się bronić. W 2026 roku Rosja zajęła większą część terytorium Ukrainy a stolica została przeniesiona do Lwowa. Podpisano rozejm, który ustalał granice między Rosją a Ukrainą mniej więcej w połowie państwa Ukraińskiego z roku 2022.

— Brawo. Powiesz nam co było dalej? — zapytała nauczycielka kiedy dziecko na chwilę umilkło.

— Tak, w 2026 roku na świecie było bardzo wiele konfliktów, między innymi w Izraelu i Palestynie.

— Skupmy się na konflikcie Rosji z Ukrainą — przerwała jej Angelika.

— Tak, więc zawieszenie broni trwało, pomimo drobnych incydentów na granicy aż do 2029 roku kiedy Ukraina wystrzeliła 13 bomb atomowych w kierunku Rosji, z których jedna dosięgła celu w Moskwie. W odpowiedzi Rosja wystrzeliła ponad 130 pocisków atomowych z lądu, powietrza oraz z morza na całe pozostałe terytorium Ukrainy. W jeden dzień państwo ukraińskie przestało istnieć, jednak ogromna część ludności Ukrainy już dawno wyemigrowała na terytorium Polski i innych krajów Unii Europejskiej. Nie wiadomo skąd Ukraińcy mieli broń atomową także na terytorium Polski. Kilka dni po zniszczeniu państwa Ukraińskiego zostało wystrzelonych kolejne 13 rakiet atomowych w kierunku Rosji przez bojowników ukraińskich właśnie z terytorium Polski. Rosja potraktowała to jako wypowiedzenie wojny przez jedno z państw NATO i odpowiedziała ostrzałem nuklearnym w Warszawę i inne większe miasta Polski. Jedna z bomb atomowych spadła na terytorium Czech i jedna na granicy Polsko-Niemieckiej.

— Jestem pod wrażeniem, dziś dostajesz 5 z wiedzy na temat wojny atomowej i jej okoliczności — przerwała jej Angelika bo szczerze nie spodziewała się, że któreś z dzieci będzie miało taką wiedzę przed tym jak ona sama omówi dokładnie to zagadnienie.

— Resztę tematu przedstawię już osobiście żeby mieć pewność, że wszystko dobrze zrozumiecie — kontynuowała nauczycielka.

— NATO nie mogło pozostać bierne wobec ataku Rosji na Polskę, Czechy i Niemcy. Stany Zjednoczone Ameryki, czyli USA rozpoczęło regularny ostrzał terenu Rosji pociskami atomowymi.

Od 3 października 2029 roku codziennie wystrzelano od 50 do 300 pocisków jądrowych w kierunku Rosji. Do tego ostrzału włączyły się Niemcy, Francja i Wielka Brytania, które także użyły swojego arsenału nuklearnego przeciw Rosji. Niestety Rosja miała zgromadzone w swoich arsenałach ogromne ilości broni atomowej, znacznie przekraczające oficjalne dane. Dodatkowo dysponowała możliwością wystrzału rakiet z głowicami jądrowymi nie tylko z 60 miejsc na ziemi, które NATO planowało zniszczyć w pierwszej kolejności. Rosjanie mieli ponad 650 samolotów zdolnych do przenoszenia broni nuklearnej, 1100 łodzi podwodnych uzbrojonych w broń atomową i dodatkowo 350 mobilnych konstrukcji do miotania pocisków jądrowych oraz stację kosmiczną, z której także mogli wystrzelić pociski. Użyli całego swojego potencjału nuklearnego do zasypania bombami USA i Europy. Dodatkowym czynnikiem, który zaważył na klęsce USA było obudzenie się superwulkanu pod Parkiem Yellowstone. Prawdopodobnie w wyniku wstrząsów po wybuchach atomowych w jego okolicy. Pomimo to USA i sojusznicy z Europy prawie całkowicie zniszczyli terytorium Rosji. Jednak Rosjanie w ostatnich tygodniach wojny korzystali z zasobów swoich sojuszników byłego bloku radzieckiego i podległych sobie marionetkowych rządów. Włączyli do konfliktu Iran i Indie, które także zostały zupełnie zniszczone. Do wojny nie przyłączyły się tylko Chiny, których większość terytorium przetrwało. Ostatni pocisk atomowy został wystrzelony z rosyjskiego okrętu podwodnego 17 stycznia 2030 roku w teren bazy morskiej pozbawiony już obrony przeciwrakietowej marynarki wojennej USA. Łącznie od 23.09.2029 roku do 17.01.2030 r. wystrzelono ponad 26 tysięcy głowic atomowych, które zniszczyły większość współczesnej cywilizacji…


***

To była ostatnia lekcja w dniu dzisiejszym prowadzona przez Angelikę. Zbliżał się wieczór 4 stycznia 2055 roku. Angela mieszkała wspólnie z mamą nieopodal szkoły im. Alberta Einsteina. Szkoła była prawie cała kuta w skale, ponieważ ten teren był bardzo skalisty. Natomiast ich mieszkanie było w połowie wykute w tym samym bloku skalnym a w drugiej części wydzielone betonowymi płytami. Przed mieszkaniem mieli peron transportu podsufitowego ze względu na bliską lokalizację szkoły. Oddzielała go od ich podwórka druciana siatka przyczepiona do podłoża biegnąca aż do sklepienia pod sufitem tunelu. Angela wracając do domu przyglądała się rodzicom dzieci, którzy już czekali na peronie transportu podsufitowego aż ich pociechy opuszczą szkołę. Sama nie miała dzieci, chociaż czasem budził się w niej instynkt macierzyński jednak rozsądek zwyciężał. To nie były według niej czasy na potomstwo, uważała gatunek ludzki za upadły. Po za tym nie widziała żadnego kandydata na ojca jej dzieci. Miała kilku adoratorów, jednak żaden nie spełniał wszystkich jej oczekiwań. Była bardzo atrakcyjną kobietą mimo skończonych 40 lat. Miała doskonałą figurę, lśniące czarne włosy, piękne niebieskie oczy i twarz ponad przeciętnej urody. Nic dziwnego, że kilka tygodni temu zainteresował się nią ten polityk Von Derleiar. W prawdzie miał już swoje lata, nie wiedziała dokładnie ile, ale mimo to było w nim coś niesamowicie pociągającego. Może to jego styl, który ociekał niebywałym dostojeństwem a może to jego kultura osobista i ten chłód w głosie, sama nie wiedziała co ją do niego tak mocno ciągnęło. Sam do niej pierwszy zagadnął na bankiecie kuratorium oświaty szkolnej. Był tam gościem honorowym a jednak zwrócił na nią uwagę. Była ciekawa czy ma żonę, może jest wdowcem. Nie było to dla niej aż tak istotne, był bardzo wpływową personą a w dodatku zasiadał w Parlamencie Dystryktów. To wszystko sprawiało, że na myśl o zbliżającym się spotkaniu z nim czuła silną ekscytację. Zaprosił ją do Knajpy w dystrykcie willowym nr 15/31. Nigdy nie była w tym lokalu, ale cieszył się on dobrą renomą. To już jutro miała się z nim spotkać, cały wieczór o nim myślała. Ta myśl nie dawała jej spać na co go stać, w końcu jednak usnęła.


***

Dziś już 5 stycznia. Angela Gubertt wcześniej skończyła pracę w szkole i zaraz po powrocie do domu wskoczyła do wanny. Użyła najlepszych kosmetyków jakie miała, perfum na specjalne okazje i zrobiła sobie lekki makijaż podkreślający jej subtelną urodę. Ubrała turkusową sukienkę dokładnie przylegającą do jej ciała żeby podkreślić swoją figurę. Była coraz bardziej poddenerwowana w miarę zbliżającego się momentu spotkania z Ludwikiem. Sama nie wiedziała na co liczy, ale pragnęła zaprzyjaźnić się z nim. Chciała zrobić na nim jak najlepsze wrażenie. Po namyśle doszła do wniosku, że sam podszedł do niej na bankiecie, więc pierwsze wrażenie ma już za sobą. Musiało go coś przyciągnąć. Na bankiecie było mnóstwo innych ludzi a teraz będą tylko we dwójkę. Rozmawiali ze sobą tylko kilkanaście minut a teraz będą mieli dla siebie więcej czasu. Była podekscytowana a jednocześnie lekko przerażona. Przecież to ważny elektor, podobno bardzo bogata i wpływowa osoba. Jadąc w wagoniku transportem podsufitowym czuła się trochę jak nastolatka przed pierwszą randką, ale starała się opanować i nie dawać po sobie poznać zdenerwowania.

Stojąc przed wejściem do lokalu „Knajpa” wzięła dwa głębokie oddechy i weszła lekkim krokiem do środka. Lokal był urządzony na wzór włoskiej restauracji z początku XXI wieku. W dzieciństwie była w podobnym miejscu. Kamienna marmurowa podłoga, białe ściany ze złoceniami a na nich kilka obrazów, duże lustro ze złotą ramą i posąg greckiego herosa w kącie sali. Sufit był dosyć nisko, dlatego nie było żyrandoli tylko lampy złotego koloru wystające ze ścian. Po paru krokach zobaczyła Ludwika. Siedział przy jednym z kilku stolików nakrytych dla dwóch osób. Długi czerwony obrus prawie do samej podłogi, na stole zapalona świeca i mały bukiecik kwiatków, prawdopodobnie sztucznych, chociaż doskonale imitujących żywe rośliny. Ludwik był ubrany w czarny smoking ze złotą muszką i białą koszulę obszywaną złotą nicią. W mankietach koszuli miał złote spinki, które od razu rzuciły jej się w oczy kiedy wstał żeby odsunąć jej krzesło i zaprosić ją do stołu. Elegancją i kolorystyką wpasowywał się w otoczenie, wyglądał jak integralna część tego lokalu. Przywitała go i podziękowała za odsunięcie krzesła, zachował się jak dżentelmen i na pewno nim był. Po chwili przy ich stoliku zjawił się kelner i z uśmiechem wręczył im kartę dań po czym oddalił się mówiąc, aby przywołać go gestem jak będzie mógł przyjąć zamówienie.

Angela podziękowała Ludwikowi za zaproszenie, czuła się jeszcze nieco skrępowana.

Ludwik zapewnił ją, że teraz jest jego gościem. Dodał, że chciałby aby czuła się swobodnie i nie przejmowała niczym a na pewno nie rachunkiem bo on za wszystko zapłaci.

— Napijesz się wina? — zapytał Von Derleiar — Mają tu doskonałe roczniki, niektóre pamiętają jeszcze poprzednią erę — kontynuował.

— Tak, chętnie a które polecasz? — odpowiedziała.

— Giacomo Conterno Monfortino rocznik 2015 — bez zastanowienia odparł Ludwik, tak jakby miał to już wcześniej zaplanowane.

To mój rocznik, pomyślała, ale nie miała zamiaru tego mówić. Powiedziała tylko:

— Tak, to poproszę. Zdam się na Twój gust.

Zerknęła jednak w menu i zrobiła wielkie oczy. Miała nadzieję, że tego nie dostrzegł. Lampka tego wina kosztowała 190 denarów.

— Bardzo dobrze. To wino ma już 40 lat, jego aromat jest niepowtarzalny. Na co masz ochotę do jedzenia?

Angelika wertowała menu od dłuższego czasu, ale nie mogła się jeszcze na nic zdecydować, dlatego zapytała:

— A Ty?

— Ja dziś zjem udko z królika w pure marchewkowym i salata mista — powiedział.

— To ja poproszę to samo. — Angelika nie patrzyła już w kartę dań tylko w jego szmaragdowe oczy. Przez chwilę gdzieś odleciała myślami.

— Co na deser? Może szarlotkę z gałką lodów czekoladowych? — zapytał.

— Tak. — tylko tyle zdołała z siebie wydobyć.

Ludwik wezwał obsługę gestem ręki i złożył zamówienie. Kelner oznajmił, że wino poda za chwilkę, natomiast na królika trzeba będzie poczekać nie dłużej niż 15 minut. W lokalu było dziś sporo osób, czas oczekiwania wydawał się Angeli bardzo krótki. Miała wrażenie, że są tutaj priorytetowymi gośćmi i ich zamówienie jest realizowane poza kolejnością, nie myliła się.

— Wyglądasz olśniewająco — powiedział Ludwik kiedy kelner oddalił się.

— Dziękuję, Ty również — odpowiedziała Angela

— Nie zrozum mnie źle, ale mam wrażenie, że nie spełniasz się do końca w swojej pracy — Ludwik ze spokojem i taktem powiedział to zdanie a Angela poczuła ciarki biegnące od szyi po całym kręgosłupie.

— Co masz na myśli? — zapytała układając dłonie pod swoją brodą.

— Powinnaś być aktorką albo jakąś modelką. — odrzekł spokojnie.

W tym momencie kelner postawił przed nimi kieliszki i opierając butelkę o swoją rękę wyłożoną biała chusteczką nalał do nich wina. Po czym skłonił się nisko i oddalił się. Angelika wiedziała, że kieliszków nie napełnia się nawet do połowy, ale tutaj było maksymalnie 100 ml wina, które kosztowało 190 denarów za kieliszek. Była to kwota, którą nie jeden zarabiał w 2 tygodnie albo nawet w miesiąc ciężko pracując. Zmoczyła lekko usta, idąc śladem Ludwika. Ciężko było mu nie przyznać racji, wino smakowało obłędnie. Nutka słodyczy mieszała się z leciutką cierpkością i wielokwiatowym bukietem smaków.

— Smakuje Ci? — zapytał Von Derleiar.

— Jest wyśmienite — bez cienia przekłamania odpowiedziała.

— Piłem je wielokrotnie, ale nigdy nie smakowało mi tak doskonale jak dziś w Twoim towarzystwie. — Ludwik potrafił komplementować.

Angelika czuła, że się rumieni, miała nadzieję że było to niewidoczne pod jej makijażem.

— Jesteś naprawdę czarujący — powiedziała po chwili.

Nie wiedziała, ile ma dokładnie lat. Była pewna, że jest od niej dużo starszy, ale czuła się coraz lepiej w jego towarzystwie. Kiedy kelner podał im królika w pure marchewkowym, wino już chyba zaczęło działać rozluźniająco bo z uśmiechem zażartowała:

— Królik nie zdążył zjeść marchewki zanim sam będzie zjedzony.

Zaśmiał się cicho i życzył jej smacznego. Rozmowa stawała się coraz bardziej naturalnie spontaniczna. Kiedy kończyli jeść królika zaczęła opowiadać mu swoje wspomnienia z dzieciństwa jak miała 12 lat i tata zabrał ją do restauracji podobnej do tej, w której teraz siedzą. Tylko nie była zlokalizowana pod ziemią w starym bunkrze. Następnie podano im deser. Rozmawiało im się coraz

lepiej aż Ludwik zaproponował:

— Jestem właścicielem hotelu w pobliżu. Może masz ochotę spędzić ze mną jeszcze trochę czasu?

— Co będziemy robić? — z szerokim uśmiechem zapytała.

— Mam tam kręgielnie, basen, SPA, sale taneczną. Myślę, że coś wybierzemy. — odpowiedział.

Angela zgodziła się, więc poprosił kelnera o rachunek. Zostawił na stoliku 5 platynowych monet 100 denarowych i wyszli z lokalu. Hotel był oddalony od Knajpy o jakieś 10 minut spacerem. Tego wieczoru spędzili ze sobą jeszcze dużo czasu. Angela została z nim w hotelu do rana bo przekonał ją, że nie ma sensu żeby tłukła się po nocach. Z samego rana odwiózł ją jednym ze swoich motorów elektrycznych pod samą szkołę im. Alberta Einsteina. Miała jeszcze 20 minut do rozpoczęcia pierwszej godziny lekcyjnej.

— Dziękuję za wspaniały czas. — powiedziała i przytulając, ucałowała go w policzek tak że nikt poza nimi tego nie dostrzegł.

— To ja dziękuję za wspaniałe towarzystwo. — uśmiechnął się szeroko i odjechał swoim motorem.

Angela tego dnia w pracy nie mogła już się skupić na niczym. Cały czas myślała o Ludwiku i o tym co wydarzyło się tej nocy.

Rozdział 2
Ciemna strona księżyca

LEONARDO MORGAN

***

6 stycznia na księżycu dawało się odczuć lekkie poruszenie. Nie ucichły jeszcze echa wrzawy jaka zapanowała dwa dni temu po wiadomości, że Parlament Dystryktów odrzucił projekt obowiązkowego czipa identyfikacyjno-płatniczego dla mieszkańców podziemia. Początkowo cała złość skupiła się na Ludwiku Von Derleiar. Brano pod uwagę jego nie wywiązanie się z powierzonej misji przekupienia odpowiedniej ilości elektorów. Dopiero po dokładnym przeanalizowaniu składu głosujących wyciągnięto wnioski, że Ludwik poprawnie wykonał swoje zadanie. To choroba przeszkodziła trzem elektorom pojawić się na głosowaniu. Choroba nie przypadkowa tylko dokładnie im znana. Sami zlecili wyhodowanie tego wirusa żeby zarabiać na lekach i szczepionkach. Po raz kolejny ugodziło ich własne ostrze.


***

Leonardo Morgan leżał na swoim materacu poduszkowym z zimnym żelowym kompresem na czole. Materac ten lekko unosił się w powietrzu i był sterowany małym joystickiem pod jego dłonią. Jego posiadłość zbudowana była z pancernego szkła, które według polecenia właściciela mogła zmienić barwę poczynając od całkowicie przeźroczystego aż do wszystkich kolorów tęczy. Dziś ściany były czarne jak węgiel. Odzwierciedlało to jego humor i samopoczucie.

— Następne głosowanie w przyszłym roku — powiedział do jednej z matek jego dzieci.

— Przecież macie władzę nad całym światem podziemnym a Chińczycy już są zaczipowani na powierzchni, nie rozumiem skąd tyle nerwów. — szczerze powiedziała Adela.

— Czy ty nic nie rozumiesz? Oni tam drążą tunele w głąb ziemi i niedługo dokopią się do samego diabła. Tracimy nad nimi kontrolę. — podniósł głos Leonardo

— Mój drogi, tutaj niedaleko Ciebie są poważniejsze sprawy nad którymi tracisz kontrolę. — chłodno odparła.

Leonardo nacisnął joystick i momentalnie jego lewitujący materac przybliżył się do Adeli tak, że dotykał teraz jej kolan. Kazał jej uklęknąć, żeby ich oczy były mniej więcej na takim samym poziomie i spokojnie zapytał:

— O czym mówisz kobieto?

— O Twoim synu Gabrielu, jest coraz bardziej wściekły na was za to jak pokierowaliście historią na Ziemi. — wycedziła spokojnie, chociaż dało się wyczuć nerwy w jej drżącym głosie.

— Przecież on się urodził w świecie księżycowym, nie może pamiętać starego świata. — odrzekł

— Zna stary świat z filmów, gier i symulacji. Bardzo przeżywa, że musimy teraz mieszkać na tym niegościnnym globie. Wolałby żyć na Ziemi przed katastrofą atomową.

— Zapominasz, że to nie my doprowadziliśmy do wojny atomowej, tylko nie kontrolowani przez nikogo rebelianci — znowu podniósł głos. — Jeśli tym pół-ludkom żyjącym w podziemiu pozwolimy na dalsze swobody zrobią coś podobnego. — dokończył nieco spokojniej.

— Mieliście nie ograniczone możliwości przed 29 rokiem. Mogliście rozbroić świat z głowic atomowych, mogliście powstrzymać konflikty zamiast je nakręcać i zarabiać na zbrojeniach, mogliście…. — nie dokończyła bo Leonardo wstał z materaca i rzucił w nią swoim okładem żelowym, który miał na głowie. Po czym zaczął na nią krzyczeć:

— Masz wychować mojego syna żeby mnie szanował tak jak ja szanuje swojego ojca i dziadka. Ma czuć respekt do całej familii i dążyć do realizacji naszych celów bez mrugnięcia okiem. Nie po to pozwalam Ci żyć żebym musiał wysłuchiwać tych wszystkich bredni. Czy Ty myślisz, że nie mam stu innych na Twoje miejsce? — zamilkł na moment. Adela też milczała, nie odważyła się wstać z kolan. Po krótkiej chwili Leonardo kontynuował już spokojniej:

— Wytłumaczysz mu, że robiliśmy wszystko żeby nie doszło do wydarzeń z 2029 roku. Opowiesz mu ze szczegółami jak rękami amerykańskich żołnierzy walczyliśmy z terroryzmem na całym świecie żeby uniknąć najgorszego scenariusza, który niestety się wydarzył. Powiesz mu, że tata jutro go odwiedzi. Dziś czuję się okropnie. Teraz wstań i idź do niego, nie chcę Cię już dłużej oglądać.

Adela bez słowa wstała z kolan, ubrała się i wyszła pozdrawiając go serdecznie na pożegnanie. Zdawała sobie sprawę, że poza nią miał jeszcze dwie kobiety, z którymi miał dziecko. Był to modny model „życia rodzinnego” u elity księżycowej: jedna kobieta — jedno dziecko. Była nie jako piastunką i opiekunką jego dziecka. Nie mieszkali razem, ale często ich odwiedzał. Mógł się zjawić u nich kiedy chciał, jednak ona z dzieckiem musiała wcześniej zapowiedzieć i uzgodnić wizytę w jego posiadłości. Ona mieszkała w domku trzy izbowym plus łazienka. W jednym pomieszczeniu była kuchnia, w drugim pokój dzienny i jej sypialnia a w trzecim pokój Gabriela, który miał 17 lat. Przyjęło się w świecie elity księżycowej, że pełnoletność osiąga się w wieku 21 lat. Do tego momentu Adela wychowywała go i miała dbać o jego rozwój i edukację.


***

Dom Leonarda był w pełni obsługiwany przez sztuczną inteligencję. Sam się sprzątał a wszelkie odpady były spalane na bieżąco i wykorzystywane do ogrzewania. Miał zautomatyzowaną kuchnię, działającą podobnie jak drukarka 3D. Wystarczyło raz na jakiś czas uzupełnić chłodziarko-zamrażarkę o zapas ulubionego mięsa, warzyw, owoców, serów czy czegokolwiek. Następnie na wyświetlaczu wybierał danie na jakie miał ochotę i mógł nadać mu dowolny kształt. Automatyczna kuchnia dosłownie drukowała je swoimi ruchomymi ramionami pobierając składniki z chłodziarki. Oczywiście finalnie wszystko było podgrzane i doprawione. Mógł używać alternatywnej opcji, gdzie powstawało dowolne jedzenie z pojemników z białkiem, cukrami, węglowodanami i minerałami. Wspaniały smak oczywiście był zwieńczeniem dzieła tej maszyny kucharskiej.

Miał w domu specjalne pomieszczenie, gdzie był do jego dyspozycji projektor wyświetlający hologramową rzeczywistość. Siedząc na fotelu, który podobnie jak jego materac, mógł się unosić i dowolnie poruszać za pomocą joysticka miał możliwość wyświetlenia sobie dowolnych hologramów i podziwiania ich z każdej strony. Miał też sporą kolekcję filmów realizowanych techniką 5D tak, że były wyświetlane jak hologramy z odczuwalnymi zapachami, które pojawiały się podczas animacji, czy też innymi efektami specjalnymi. Na niższym poziomie miał basen, saunę, jacuzzi, salę kina tradycyjnego 3D, tor gokartów elektrycznych, kręgielnie, stoły bilardowe, mały bar z salą taneczną i przed domem małe pole golfowe. Miał do dyspozycji mini poduszkowiec dwu osobowy do przemieszczania się po terenie księżyca. Oprócz tego był w posiadaniu dwóch pojazdów z napędem anty grawitacyjnym nowszej generacji, których prędkość maksymalna była zbliżona do połowy prędkości światła. Używał ich do podróży na Ziemię, ale czasem wybierał się w odległe zakątki Układu Słonecznego.


***

Dziś najchętniej poleciał by daleko poza Układ Słoneczny i wrócił najlepiej w przyszłym roku, ale ze względu na obchody święta mędrców musiał być na miejscu. Święto mędrców odchodzili rok rocznie 6 stycznia. Jest to uroczystość wychwalająca „ojców założycieli” świata księżycowego. Zawsze jest ich 13 mężczyzn, najstarszych z elity księżycowej. Wśród nich jest dziadek Leonardo, który ma obecnie 114 lata — Isaac. Nie jest on najstarszym członkiem Rady Mędrców. Najbardziej wiekowy Rockefeller ma 121 lat. Znają liczne sekrety długowieczności. Używają terapii wodorowej, odmładzają swoje tkanki, preparują wyciągi z szyszynki, regularnie przeszczepiają sobie organy wewnętrzne. Mają w swoim organizmie nano-boty, które na bieżąco monitorują ich stan zdrowia oraz mogą w razie potrzeby wytwarzać impulsy elektro-magnetyczne podtrzymujące przy życiu aż do czasu udzielenia pomocy. Techniki te nie są zarezerwowanie tylko dla Rady Mędrców. Są w powszechnym użyciu przez ich męskich potomków. Kobiety są wśród elity księżycowej traktowane jak przedmioty ożywione. Mają swoje konkretne zadania i obowiązki, ale nie podejmują decyzji i nie mogą wchodzić do rządu. Bardzo wiele służących im kobiet to klony albo specjalnie hodowane od zarodka organizmy o określonych cechach pożądanych przez ich twórcę. Jedynie kobiety, z którymi mają potomstwo są to naturalnie urodzone niewiasty obdarzane jakimkolwiek szacunkiem.


***

Leonardo miał miejsce szczególne podczas obchodów święta mędrców. Siedział w najniższych rzędach loży honorowej wśród swoich braci. Obok nich siedzieli pozostali wnukowie Rady Mędrców. Wyżej zasiadali ich ojcowie, czyli dzieci Rady a na samej górze ponad nimi siedziało 13 mędrców, będących rządem elity księżycowej, czyli Rada Mędrców. Cała reszta społeczności zajmowała miejsca przed nimi na jednym poziomie. Kobiety, które były matkami ich dzieci miały miejsce nieco na uboczu, tak aby mieć możliwość podziwiania całej uroczystości.

Znajdowali się wszyscy w ogromnej sali zbudowanej na podstawie okręgu, zwieńczonej kulistym sklepieniem z nowoczesnych materiałów pozyskanych z powierzchni księżyca. Sala była oczywiście obsługiwana przez sztuczną inteligencję. Automatycznie generowano tutaj temperaturę i filtrowano powietrze żeby nawet przez moment nie odczuwać duszności.

Obchody rozpoczęły się wyświetleniem pięknej iluminacji na sklepieniu sali. Przedstawiono wyobrażenie wielkiego wybuchu i rozprzestrzeniania się materii we wszechświecie. Na suficie wyświetlono projekcję formowania się gwiazd i planet. Widz miał wrażenie, że bierze udział w początkach wszechświata w trybie przyspieszonym. Następnie był czas przemówień członków Rady. Każdy z Mędrców po kolei zabierał głos, oczywiście był doskonale słyszalny w całej sali.

Po przemowach wychwalających poprzedników, którzy doprowadzili całą społeczność elity do tego miejsca, w którym się znajdują przyszedł czas na przypomnienie, że tylko dzięki lojalności i zaufaniu do Rady Mędrców możemy żyć w takim rozwiniętym świecie. Kolejni członkowie Rady przypominali całej społeczności, że muszą bezgranicznie im ufać i nie podważać żadnej ich decyzji dla wspólnego dobra. Podkreślali wielokrotnie, że możliwość życia w tym świecie pozbawionym wysiłku, zbędnej pracy i wszelkiego niedostatku jest wynikiem ich wieloletnich zabiegań. Gratulowali sobie sukcesu przyjęcia obowiązkowego czipa przez chińską społeczność naziemną. Na końcu wszyscy zgodnie nazwali się panami życia i śmierci każdej cywilizacji, zarówno tej ziemskiej jak i podziemnej. Na koniec zapowiedzieli ogromny progres, który ma być dokonany w tym roku tak abyśmy stali się w pełni jak bogowie już za rok o tej samej porze. Zapewniono, że status każdego mieszkańca księżyca w przyszłym roku będzie jeszcze dostojniejszy a niespodzianka jaką szykują dla całej społeczności to olbrzymi skok w przyszłość. Tylko nie liczni wiedzieli co mają na myśli, reszta była przekonana, że chodzi o zaczipowanie pozostałej podziemnej społeczności.

Po skończonych przemowach nadszedł czas świętowania.

— Aby zacząć świętować trzeba najpierw pozbyć się tego co nie święte. — grzmiał głos Isaaca Morgan pełniącego rolę Najwyższego Kapłana.

W miejscu pomiędzy dolnymi rzędami loży honorowej a pozostałą częścią społeczności z podłogi wysunął się niewielki stół przypominający kamienny ołtarz. Powierzchnie miał lekko pochyłą tak, że jego płaszczyzna była lepiej widoczna od strony większości zgromadzonych. Dodatkowo jego obraz został wyświetlony na suficie, tak że każdy doskonale go widział. Wprowadzono kobietę, związaną grubymi sznurami na całym ciele, która miała zakneblowane usta.

— Ta istota to zdrajca! — krzyczał Isaac — Zdrada to największy z przejawów nie świętości. Musimy pozbyć się zdrajcy, zanim rozpoczniemy świętowanie.

Kobietę przywiązano do ołtarza. Isaac zszedł ze swojego miejsca pod sam kamienny stół. Wyciągnął zakrzywiony nóż ze swojego zanadrza i wbił kobiecie w mostek żebrowy. Krew popłynęła z jej ust tak samo intensywnie jak z klatki piersiowej. Isaac wsadził dłoń w otwór, który przed chwilą wyciął i wyciągnął z niej jeszcze bijące serce, unosząc je wysoko nad głowę.

— Serce zdrajcy! To w sercu rodzi się chęć zdrady. Los każdego zdrajcy jest podobny. Oczyściliśmy naszą społeczność z plugawego pomiotu. — grzmiał dumnie głos Isaaca.

Przed ołtarzem rozszerzyła się podłoga gdzie były widoczne mielące koła obrotowe. Isaac cisnął serce prosto do otworu. Zostało momentalnie zmiażdżone przez obracające się metalowe żerdzie. Po chwili przeciął więzy którymi przywiązane było ciało kobiety do ołtarza. Zsunęło się ono do otworu i w chwilę zostało zmielone. Po tym wszystkim szczelina w podłodze zamknęła się i kamienny stół również schował się w podłożu.

— Nie była godna aby skończyć jako dawca organów bo była zdrajcą. Żadna część zdrajcy nie będzie żyła w innej osobie! Każdy zdrajca skończy podobnie. — Podsumował swój rytuał Isaac.

Wszyscy zgodnie potwierdzili jego słowa oklaskami na stojąco. Kiedy uczestnicy jeszcze byli w pozycji stojącej schowały się w podłodze ich siedzenia. Cała sala wypełniła się kolorowymi światłami i laserami. Równocześnie zaczęła grać muzyka. Rozpoczął się najbardziej wyczekiwany moment obchodów dzisiejszego święta. Wszyscy zaczęli tańczyć w rytm muzyki. Zabawa miała trwać do ostatniego, czyli ile starczyło sił. Pod ścianami sali wyrosły jak z podziemi stoiska z wszelkiego rodzaju alkoholem i wszystkimi narkotykami. Z drugiej strony sali stoły zapełniły się najróżniejszym jedzeniem i napojami bezalkoholowymi. Były tu chyba wszystkie owoce jakie można sobie wyobrazić a także zupełnie nowe odmiany nie znane jeszcze w tamtym roku. Krzyżówki genetyczne mango z bananem, podobno najsłodszy i najwykwintniejszy smak jaki można spotkać. Wszelkiego rodzaju mięsa uformowane przez roboto-kucharzy w najwymyślniejsze kształty oraz wiele nowoczesnyh form białkowo-witaminowych o przeróżnych smakach.

Wszyscy bawili się jak co roku przez kilka dni i nocy a najwytrwalsi jeszcze dłużej. Przez cały styczeń grano tutaj muzykę imprezową, więc można było robić przerwy i powracać w to miejsce.

PAULO COTTAGE

***

— 6 stycznia, dokładnie 2055 lat temu przybyli trzej mędrcy żeby oddać pokłon nowo narodzonemu dziecięciu. Tym dziecięciem był Jezus, największy prorok w historii ludzkości, obok Mahometa, Buddy i Mojżesza. — Paulo kończył swoją homilię z okazji Święta Trzech Króli. Wewnętrznie nie do końca zgadzał się z tym co mówi. Według jego pojmowania wiary Jezus był w pełni Bogiem. Jednak w obecnych czasach panowała jedna synkretyczna religia łącząca Judaizm, Islam, Buddyzm i Chrześcijaństwo. Stawiała ona na równi ich proroków a ponad nimi był tylko Jedyny Bóg.

Paulo miał do powiedzenia jeszcze kilka zdań na koniec:

— Wtedy oni umierali tak jak my dziś. Natomiast dzisiaj oni żyją a my dalej umieramy. To nie jest tak, że oni umarli bo oni żyją a to właśnie my umieramy każdego dnia…

Ceremonia dobiegała końca.

Jakub Drogowsky gdzieś na skraju olbrzymiej groty słuchając tych słów nie do końca orientował się o co chodzi kapłanowi. Miał wrażenie, że to wpływ połączenia wszystkich religii zaburzył sens wiary jaki pamiętał. Pozostał mu sentyment do dawnych czasów dlatego odwiedzał regularnie to miejsce, ale musiał już wracać do swoich obowiązków.

Świątynia zwana Panteon znajdowała się w dystrykcie 9 zlokalizowanym pod powierzchnią gdzie kiedyś były Włochy. Niegdyś stanowiły ją katakumby, gdzie od wielu wieków grzebano zmarłych. Jednak kilka lat temu została poszerzona i wydrążona o wiele niżej co stanowczo ją powiększyło. W tym momencie zajmowała obszar porównywalny do średniowiecznych katedr.

Paulo Cottage jest proboszczem w tej parafii i zarządcą świątyni, która pełni rolę seminarium duchownego dla adeptów pragnących zostać w przyszłości kapłanami. Obecnie jest ich 7 osób i wiernie studiują zarówno filozofię antyczną jak Biblię, Torę i Koran. Nie jest to prosta nauka żeby połączyć to wszystko, ale istnieje wspólny kanon od 2034 roku. Wtedy to właśnie wszystkie religie, które zeszły się pod ziemią wypracowały porozumienie oparte głównie na religii chrześcijańskiej bo przedstawicieli jej było najwięcej. Wybrany został czarnoskóry papież. Chyba z tego względu, że księża afrykańscy stanowili bardzo liczną grupę.


***

Paulo w 2029 roku został kapłanem Kościoła Katolickiego. W momencie wybuchu wojny atomowej był kilka miesięcy po święceniach. Uratował go fakt, że w przeddzień wybuchu wojny wybrał się do Rzymu na pielgrzymkę dziękczynną i znalazł schronienie w podziemiach Watykanu. Spędził tam całą wojnę, razem z dostojnikami watykańskimi. Można powiedzieć, że miał dobry start w przyszłym świecie podziemi jako hierarcha kościelny. Siłą rzeczy poznał wiele sekretów watykańskich. Kiedy było już pewne, że na powierzchnię z powrotem nie wyjdą bo nie mieli do czego wracać, odsłonięte zostały tajniki podziemi Watykanu. Okazało się, że to nie tylko archiwum, ale mają jeszcze 17 pięter w dół i liczne korytarze pod rozległymi obszarami Rzymu i całych Włoch. Bardzo szybko spotkali się z innymi ludźmi ukrywającymi się przed katastrofą atomową. Paulo jako młody ksiądz poczuł misję kształtowania każdego człowieka w nowym świecie. Jednak pierwsze lata życia podziemnego były związane z ogromnym chaosem i wieloma trudnościami.


***

— Najważniejsze czy byłeś dla ludzi człowiekiem, czy byłeś drugiemu trucizną czy lekiem. Z tego będzie nas rozliczał Bóg. Miłość bliźniego to podstawa każdej filozofii i religii jaka powstała. — Paulo odpowiada na pytania swoich adeptów. Nie ma łatwego orzechu do zgryzienia jak mówi porzekadło. Chce ich wychować możliwie jak najbliżej swojej pierwotnej religii, jednak musi przestrzegać postanowień porozumienia religijnego. Wie, że wszystkie religie, które się połączyły wyznawały Jednego Boga. Pomimo wewnętrznego żalu, że tak się potoczyła historia ludzkości jest przekonany, że Stwórca chciał jednej religii. Stara się przekazać prawdę, że Bóg jest dobry a wszelkie zło, które nas spotyka na świecie jest wynikiem tego, że ludzie mają wolną wolę i mogą także wybrać źle. Bardzo często podkreśla, że nasz czas na ziemi to tylko chwila w porównaniu z wiecznością. O umarłych zwykle mawia, że dopiero teraz są prawdziwie żyjący. Natomiast każdego człowieka często nazywa umierającym bo jak słusznie twierdzi każdego dnia zbliża się do momentu śmierci. Nie jest łatwa jego nauka, ale przyciąga wielu inteligentnych ludzi. Po za tym nie stoi w sprzeczności z żadną religią składową.

Paulo Cottage często wspiera ludzi w trudnych sytuacjach życiowych a takich nie brakuje. Wie, że jest wiele „dzikich nor” w których z braku pożywienia dochodzi nawet do aktów kanibalizmu. Dlatego organizuje zbiórki dla potrzebujących i sam kupuje im jedzenie z własnych środków finansowych.

Ma też swoje hobby, któremu poświęca wolny czas. Bardzo lubi słuchać muzyki. Kiedyś głównie piosenek rockowych oraz rapu. Miał kilku swoich ulubionych wykonawców. Mieszkając w świecie podziemnym usłyszał o artyście o pseudonimie Aszur. Tworzy on muzykę jak to określa z gatunku rapendroll elektroniczny. Bardzo spodobało mu się takie połączenie rocka i rapu w nowoczesnej oprawie muzyki elektronicznej. Ma wykupiony bilet na koncert Aszura na 7 stycznia, czyli jutro.

DAVID ASZUR

***

To już dziś: 7 stycznia. David gra koncert, do którego bardzo długo się przygotowywał.

Czekał na tą chwilę żeby zagrać w Sali Operowej. Tak właśnie nazywano to miejsce ze względu na jego doskonałą akustykę. Kilka długich lat drążono w skale i pogłębiano to miejsce żeby nadać mu ostateczny kształt, który budzi podziw u każdego kto tutaj się znajdzie. Duża scena obudowana jest metalową konstrukcją a przed nią olbrzymia widownia wznosząca się ku górze jak w sali teatralnej z prawdziwego zdarzenia. Krzesła są ruchome i mają możliwość składania się. Na okoliczność koncertu zostały zupełnie wyniesione żeby zmieścić więcej ludzi, którzy i tak nie mieli zamiaru siedzieć. Sklepienie góruje wysoko nad głowami uczestników imprezy. Jest wzmocnione stalowymi belkami, do których podczepione są kolumny nagłaśniające. Ten wspaniały obiekt znajduje się w dystrykcie 12, w którym również zamieszkuje Aszur. Dotychczas najczęściej grał swoją muzykę „na ulicy”, czyli w korytarzach lub w mniejszych lokalach. Jego twórczość została doceniona przez władze dystryktu dlatego dziś ma możliwość wystąpić na dużej scenie.

— „Gramy nawet przed sobą samym

ze swymi prawdami się mijamy,

od własnych zasad robimy wyjątki

są takie piątki, że plewimy grządki”

— brzmiał refren jednego z utworów Aszura, cała sala powtarzała go razem z nim.

David żałował, że nie było możliwości zorganizować jego koncertu w piątek albo w sobotę. Chociaż dzięki temu, że grał w czwartek w godzinach popołudniowych mieli możliwość przyjść ludzie w każdym wieku także ze swoimi dziećmi. Sala Operowa była już zarezerwowana we wszystkie piątki i soboty do końca 55 roku a nie był jeszcze takim artystą żeby mógł kogoś wygryźć z terminu. Pomimo wszystko był zachwycony możliwością grania tutaj.

— ”Nie ma szans figura na bunt szachów

tani lans to bzdura warta funt kłaków

na tych komediach byłem w kinach kilku

śmiałem się przy innych scenach filmu

bez snucia wzoru poczucia humoru

innego toru, śmiesznego z pozoru…”

— rapował Aszur pod szybki bit drum&basowy. Publiczność była zachwycona jak on to wszystko rymował ze sobą. Koncert trwał już ponad godzinę i miał dobiegać końca, jednak ludzie nie chcieli mu dać zejść ze sceny i krzyczeli: jeszcze, jeszcze!

Organizatorzy wyznaczyli sztywne ramy godzin koncertu, ale David zdecydował, że zagra jeszcze jeden utwór na bis:

— „Patrzysz na mnie uwodzisz wzrokiem

mieszasz w głowie swoim krokiem,

zamawiasz jakbym był drinkiem,

chcesz zostawić na mnie szminkę…”

Wybrał ten utwór na koniec bo pod sceną było pełno kobiet, które z rękami uniesionymi w górę bujały się w rytm jego utworów. Kiedy skończył i schodził ze sceny otoczyły go ze wszystkich stron dziewczyny i prosiły o autograf. Oczywiście żadnej nie odmówił i każda dostała jego podpis jako pamiątkę z tego wydarzenia. Aszur był zachwycony, że wszystko doskonale się udało. Od lat marzył o zagraniu takiego koncertu.


***

Po powrocie do domu na Davida czekała jego 11 letnia córeczka Laura. Wychowywał ją samotnie ponieważ kiedy miała 2 latka jej matka gdzieś wyszła i nie wróciła do tej pory. Aszur początkowo myślał, że za coś się obraziła i czekał na nią aż wróci. Teraz po 9 latach już sam nie wiedział czy odeszła od niego bez słowa pożegnania czy stała się jej jakaś krzywda o której nie ma pojęcia. Ślad po niej zaginął…

Na czas koncertu zostawił dziś swoją córeczkę pod opieką przyjaciela, któremu zaoferował 10 denarów za 2 godziny opieki nad nią. Znali się od 11 lat, czyli od momentu narodzin Laury. Tylko jemu był w stanie zaufać na tyle żeby zostawić swoje dziecko same. Laura dobrze go znała i bardzo lubiła dlatego był odpowiednią osobą. Byli bliskimi przyjaciółmi i sam chętnie się zgodził zostać z jego dzieckiem. Pieniądze przyjął nie jako zapłatę, ale jak prezent bo i tak zeszło się trochę ponad 3 godziny. David chciał mu dać 15 denarów, ale ten stanowczo odmawiał, twierdząc że umawiali się na 10 i niech tak pozostanie a za te 5 niech coś kupi dla Laury od niego. Wyrażał tylko zadowolenie, że mógł pomóc Aszurowi kiedy ten realizował swoje marzenie grając koncert. Byli serdecznymi przyjaciółmi. Wypili jeszcze wspólnie herbatę i pożegnali się.

Dom Aszura stanowiły trzy pomieszczenia wydrążone w skale i jedno dobudowane przy wejściu. Miejsce gdzie był zlokalizowany miało bardzo szeroki korytarz z belkami stropowymi pod sklepieniem. Prawdopodobnie był tu kiedyś szyb kopalni, ale został stanowczo poszerzony i wzmocniony. W jednym z pomieszczeń jego domu podłoże stanowił czarnoziem. Uprawiał tutaj marchew, cebulę, paprykę i pomidory pod lampami ledowymi. Drugie pomieszczenie było pokojem sypialnym. Znajdowały się tutaj dwa łóżka: jedno dla niego a drugie dla Laury. Trzecie pomieszczenie było czymś w rodzaju pokoju dziennego z aneksem kuchennym. W dobudowanym pomieszczeniu od frontu miał swoje prowizoryczne studio nagrań. Całość była ogrodzona siatką z drutu, którą jednym przyciskiem mógł podpiąć pod prąd. David miał wygórowane poczucie prywatności i silną potrzebę zapewnienia bezpieczeństwa swojej córce. W domu miał pistolet na ostrą amunicję i karabinek pneumatyczny na śrut. Oczywiście broń była zabezpieczona, poza zasięgiem dziecka.


***

— Było wspaniale. Jestem oczarowana tym Aszurem. To jest prawdziwy artysta… — córka von Derleiar Sandra nie mogła skończyć komplementować koncertu z którego właśnie wróciła.

— Żebyś się nie zakochała — zażartował Ludwik.

— Chyba już za późno — odpowiedziała rozkosznym pół głosem.

— Nie rozśmieszaj mnie, przecież on mógłby być Twoim ojcem. — spoważniał jej tata.

— Czy musisz być taki małostkowy? On jest idealnym kandydatem na męża — rozmarzyła się Sandra.

— Nie wiem, ale ja za chwilę wychodzę do kliniki ForeverLifeMedic i jak wrócę nie chcę go tu zastać z Tobą. — odpowiedział

— Ciekawy pomysł. Zastanowię się jak go tutaj sprowadzić. Może to nie być łatwe. — Sandra wyraźnie była w dobrym humorze.

Ludwik pożegnał się z córką i wyszedł. Czekał już na niego skuter elektryczny wybrany wcześniej na tą okoliczność. Jechał na przeszczep serca. Był to jeden z momentów kiedy nie wyobrażał sobie podróżować inaczej. Myślał jak to mawiał „dalekowzrocznie”. Dla swojego zdrowia nie mógł sobie pozwolić na podróż powrotną z kliniki transportem podsufitowym. Nie chciał ryzykować pomimo, że czekało go pięć dni rekonwalescencji w apartamentach VIP należących do ForeverLifeMedic po tym jak zakończy się operacja. Po przybyciu na miejsce oddał swój skuter pod opiekę tamtejszej obsługi. Zapewniono go, że po tym jak odzyska pełnię sił będzie czekał na niego pod apartamentem z naładowanym do pełna akumulatorem. Był już wieczór, ale tak właśnie był umówiony. Operacja miała trwać całą noc. Nad ranem obudzi się z nowym sercem pod czujną opieką specjalistów.

NIEZNANY SPRAWCA

***

— Mam już dosyć — powiedział sam do siebie pod nosem. Nie wiedział która jest godzina, ale

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 45.84