E-book
15.75
drukowana A5
35.66
drukowana A5
Kolorowa
60.35
Cześć, jestem Tośka

Bezpłatny fragment - Cześć, jestem Tośka

i w sumie nie wiem, o co mi chodzi


5
Objętość:
166 str.
ISBN:
978-83-8324-639-0
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 35.66
drukowana A5
Kolorowa
za 60.35

Cześć, jestem Tośka

i w sumie nie wiem, o co mi chodzi


Antonina to żeńskie imię pochodzenia łacińskiego. Wywodzi się od słowa Antonius, które oznacza „należącego do rodu Antoniuszów”. Kojarzyło się ono z określeniami takimi jak doskonałość czy piękno.


GDYBYŚ SIĘ WTEDY TAK NIE UŚMIECHAŁ


Kwiecień

Wybacz. Nie zdarza mi się pisać listów, nie wiem, jak się je zaczyna. Ale muszę to z siebie wyrzucić, po prostu muszę. Kiedy Cię pierwszy raz zobaczyłam, sprawiałeś wrażenie tak szczęśliwej osoby, że aż miło było na Ciebie patrzeć. Tańczyłeś. Całą noc. Nie wiem, skąd miałeś na to tyle siły. Zmieniały się piosenki i Twoje partnerki. Ciągle ktoś podchodził, chwytał za rękę, a Ty ten dotyk odwzajemniałeś. Też tak chciałam, ale zabrakło mi odwagi albo po prostu byłam za mało wstawiona. Patrzyłam w Twoją stronę co pewien czas i starałam się złapać Twój wzrok lub uśmiech. Miałam nadzieję, że zauważysz. Nie zauważyłeś.

I tak Ci już zostało. Ja wciąż patrzę, wciąż mam nadzieję i wciąż jestem dla Ciebie tylko kolejną osobą w tłumie.

Szczerze mówiąc, zdziwiłam się, że przyjąłeś tej nocy moje zaproszenie na Facebooku. Tak, tylko na tyle było mnie wtedy stać — albo aż na tyle. Zresztą, to nie ja kliknęłam ten magiczny przycisk, tylko Olga. Opowiem Ci kiedyś o niej. Jest naszą największą fanką. Polubilibyście się.

Piątki należały do nas. Ty — na scenie, ja — zawsze w ostatnim rzędzie. Jak to jest możliwe, że nie zwróciłeś uwagi na dziewczynę, która pojawiała się na każdym Twoim występie przez całe trzy miesiące? Jakby Ci to powiedzieć… pochodzimy z dwóch różnych światów. Kiedyś chciałabym należeć do tego, w którym Ty się obecnie znajdujesz, ale wiem, że wszystko przyjdzie z czasem i muszę być cierpliwa. Lubię patrzeć na Ciebie i na wszystko, co Cię otacza. Kiedy wychodzisz na scenę, nastaje cisza. Nie musisz nic mówić, a moje ciało i tak pokrywa się gęsią skórką. Czy odważę się kiedyś usiąść w pierwszym rzędzie? Być może. Jednak nie nastąpi to w tym sezonie. Piszę ten list daleko od miasta, które pokazało mi, czym jest prawdziwa sztuka, pozwoliło zasmakować artyzmu, dało możliwości spędzania czasu z niebiańskim duszami, wielokrotnie unosiło ponad chmury, kłamało i mówiło prawdę, kochało i płakało razem ze mną, było szczęśliwe, smutne, pełne trosk i pragnące miłości. Obiecuję, że jak tylko skończę trasę, pojawię się na Twoim występie. Proszę, poczekaj z karierą gwiazdy albo przynajmniej od czasu do czasu zaglądaj do Piwnicy — to miejsce bez Ciebie nie będzie miało tyle wdzięku i uroku.

Maj

Widziałam na Instagramie, że miałeś dzisiaj premierę swojego nowego programu w Katowicach. Gratuluję, na pewno wyszło dobrze. Rozwijasz się. Cudownie. Ludzie Cię kochają. I nie przejmuj się, że pod postami na Facebooku masz góra trzy lajki. Spokojnie, kiedyś będą liczone w tysiącach.

Gdybym tam była, usiadłabym tym razem w pierwszym rzędzie. Ukłon. Brawa. Grupka Twoich znajomych wbiegłaby na scenę z gratulacjami, a Paweł zapewne krzyknąłby najgłośniej jak tylko potrafi: „Dobrze było, mordo”. Patrzyłabym na to, potem włożyłabym swoją kurtkę i wyszła. Ale nie sama, bo miałbyś tego dnia taki piękny uśmiech, że pozwoliłabym go sobie ze sobą zabrać — mam nadzieję, że nie miałbyś nic przeciwko. Tej nocy byłabym tak jakoś dziwnie szczęśliwa, tak inaczej niż zwykle. Zasnęłabym z nim. Z Twoim uśmiechem. Zabrałabym go do krainy moich snów. A kiedy rano bym się obudziła, już by go nie było. Zrobiłoby mi się strasznie smutno i przykro.

Przepraszam, czy mógłbyś mi go pożyczyć na jeszcze jedną noc?

Maj

Graliśmy dzisiaj w Łodzi, w takim małym, zabawnym przedszkolu u sióstr zakonnych. Niezwykle zdyscyplinowane dzieciaczki. To było pierwsze przedstawienie bez żadnego płaczu w trakcie i bez krzyku, aż dziwnie.

Tak właściwie nie wydarzyło się dzisiaj nic nadzwyczajnego, ale chcę Ci opisać mój dzień, więc poświęć, proszę, na przeczytanie tego chwilę albo dwie.

Rano nie potrafiłam się obudzić, wstawałam chyba z godzinę. Po pracy poszłam zjeść pierogi. Dokładnie osiem. Każdy był inny. Najbardziej smakowały mi te ze szpinakiem i fetą. Bardzo lubię szpinak, mogłabym się żywić tylko nim. Zapłaciłam za tę porcję siedemnaście złotych. Później poszłam na kawę. Cappuccino na stacji benzynowej — cztery pięćdziesiąt! Nie smakowało wybitnie, ale było dobre. Może kiedyś pójdziemy na kawę? W Krakowie jest przecież tyle pięknych kawiarni. A przepraszam, nie zapytałam… Lubisz? Bo ja kocham. Pewnie zapytasz, jaką piję najczęściej. Rozpuszczalną z Tchibo, ma taki delikatny smak… Biorę mój największy kubek, sypię dwie łyżeczki kawy, dwie łyżeczki cukru i dodaję odrobinę mleka. Gdybyś mnie kiedyś zaprosił do siebie, to będziesz wiedział. Spokojnie, jeżeli nie będziesz miał mleka i cukru, to nic takiego. Nie musi być również Tchibo. Może być Woseba. Bo wiesz, o co chodzi w kawie? Nieważne: z cukrem czy bez, czarna czy biała. Najważniejsze jest to, w jakim towarzystwie ją pijesz. Jeżeli towarzystwo okaże się odpowiednie, twoje kubki smakowe czują kawę zrobioną przez najlepszego baristę na świecie. A ja przecież będą ją piła z Tobą. No tak, przecież mógłbyś akurat wtedy nie mieć kawy. Nic się nie dzieję. Możesz wtedy nalać do kubków wody, może być nawet z kranu. Usiądziemy naprzeciwko siebie i będziemy udawać, że pijemy ją w Paryżu. W restauracji z widokiem na wieżę Eiffla. Widziałam kiedyś taką scenę w filmie. Co prawda bohaterowie jedli wtedy kolację, ale nic nie szkodzi, my będziemy pić kawę.

Przepraszam, miałam opowiedzieć Ci mój dzień, ale… Przypomniała mi się jeszcze jedna scena z tego filmu. Kiedy już wypijemy kawę, pójdziemy na spacer, staniemy pod Wieżą i tam pocałujesz mnie po raz pierwszy. Możemy też przejść z pokoju do kuchni, żeby odłożyć kubki. Nie liczy się miejsce, liczysz się Ty i nasz pierwszy pocałunek. Pewnie zapytasz, o co chodzi z Francją, dlaczego właśnie ona. Nie wiem, nie odpowiem Ci. Mam takie małe marzenie, żeby tam kiedyś pojechać albo polecieć. Nigdy jeszcze nie latałam samolotem. Boję się, ale przecież z Tobą bym się nie bała. Możemy tam być tylko godzinkę i wracać. Co Ty na to?

Kontynuując opowieści z mojego fascynującego dnia…

Miałam sobie dzisiaj zrobić detoks. Nie poszło mi aż tak źle, jeśli pominąć pierogi. Miały chyba z tysiąc kalorii. Na śniadanie zjadłam jogurt naturalny (sto dwadzieścia kalorii) z musli jabłkowym (dwieście osiem kalorii). Na kolację — jogurt z ziarnami zbóż (sto trzydzieści kalorii) i pięć wafli ryżowych musli (dwieście kalorii). Dwie kawy z cukrem i mlekiem. Ile wyszło? Około dwóch tysięcy kalorii. Chyba nie tak dużo. Miałam zamiar zjeść tylko tysiąc pięćset, ale pierogi pokrzyżowały moje plany.

Strasznie mi ciepło. Jest dziewiąta wieczorem. Zanim wyszłam, założyłam sweter. Myślałam, że jest chłodniej, ale pomyliłam się. Zresztą — ja często się mylę.

Maj

Dzisiaj jest jakość dziwnie. Wypiłam kawę i poszłam spać. Pewnie to dla Ciebie dość niezrozumiałe, bo przecież kofeina powinna pobudzać, a nie usypiać. Ale ja tak mam. Lubię spać i dużo śpię. Zauważyłam, że ostatnimi czasy jakoś tak więcej. Spokojnie mogłabym sobie to wpisać w profil randkowy jako hobby.

Maj

Tęsknie za Piwnicą. A może bardziej za Tobą. Za kolejką po piwo, za Olgą, opowiadającą każdorazowo swój nowy plan na życie. Za kawą. Twoim skupieniem przed występem, za radością po. Za tym zmieszaniem na Twojej twarzy, kiedy widownia reagowała nie tak, jak przewidywałeś.

Cały tydzień spędzamy na Podlasiu. Głównie gramy w Białymstoku i okolicznych wsiach. Rafał twierdzi, że z występu na występ idzie mi coraz lepiej. Muszę tylko popracować nad dykcją. Aż dziwne. Z tym akurat nigdy nie miałam problemu. Stres już został opanowany, bo przy pierwszym przedstawieniu było kiepsko. Dostałam gorączki i zamiast zagrać godzinę, skróciliśmy występ do pół. Głównie dzięki mnie, bo zapomniałam połowy kwestii… Dobrze, że Rafał potrafił się w tym połapać i ratował sytuację, kiedy trzeba.

Powiem Ci, że na początku bałam się pojechać w trasę z trzema chłopakami, ale jest okej. W sumie bardzo się o mnie troszczą. Traktują mnie jak taką swoją młodszą siostrę. Zdają sobie sprawę, że nie mam wykształcenia aktorskiego i całe moje doświadczenie opiera się na różnych kółkach teatralnych, więc nie naciskają. Kamil powiedział, że mam miesiąc na rozegranie się, a potem zadecydują, czy chcą mnie dalej w zespole. Oczywiście przy tym głośno się roześmiał i mnie przytulił.

Trudno mi się wypowiedzieć, czy to lubię czy nie, ale cieszę się, że mogę zarabiać na życie, łącząc swoje dwie pasje: miłość do grania i do dzieciaków. W którą stronę pójdę w życiu… Tego jeszcze nie wiem, mam nadzieję, że ten rok przyniesie mi odpowiedź.

Słyszałeś o takim miasteczku jak Tykocin? Mamy tam nocleg u takich starszych ludzi. Prowadzą agroturystykę. Zakochałam się w tym miejscu, chociaż to dopiero początek mojej podróży po Polsce. Ale tak sobie myślę, że chciałabym tutaj kiedyś zamieszkać, tak na chwilę przynajmniej. Podobno często gramy w tych rejonach, więc jest szansa, że w ciągu tego sezonu wrócimy tutaj jeszcze ze trzy razy.

Wieczorami chodzimy do Karczmy Żydowskiej. Zawsze zamawiamy cztery różne dania i dzielimy się nimi, tak żeby każdy mógł popróbować wszystkiego. Słuchamy żydowskiej muzyki i oglądamy obrazy wiszące na ścianach.

Znajduje się tu taki most. Piękny. Lubię patrzeć na mosty. To właśnie przez ten most trzeba przejechać, aby dostać się do miasteczka. Jest potężny. Chodzę tam po kolacji i patrzę w niebo. Z jego perspektywy wydaje się jakieś takie… magiczne.

Mam stałą trasę z chłopakami. Jedzonko, chwila w kościółku, co by podziękować za dobry dzień, spacer wokół miasteczka i potem ja idę na most, a oni na piwo. Kiedy wracam, zachodzę po nich do knajpy i w dobrych humorach kończymy kolejny dzień.

Fajne jest to moje życie. Mam nadzieję, że u Ciebie też wszystko w porządku.


Maj

Powiem Ci, że jestem dość zdziwiona naszą trasą. Myślałam, że będziemy w pobliskich województwach, a tu proszę — rzucają nas z Podlasia na Śląsk. Z Gliwic jest nasz kierowca, więc pierwszą nockę spędziliśmy u niego — w tej miejscowości graliśmy przyjezdnego dnia trzy przedstawienia. Ma przemiłą mamę. Przyjechaliśmy do jego rodzinnego domu dość późno, a Pani Krysia przywitała nas suto zastawionym stołem. Domowe jedzenie to jest to, czego brakowało mi przez ostatni miesiąc. O ile Maciek nie godo po Śląsku, to jego rodzice śląnsko godka mają w jednym paluszku.

Właśnie, a tak przy okazji: zdradzę Ci jedną ważną informację o mnie. Do Krakowa przyjechałam właśnie ze Śląska, z takiej malutkiej wioseczki, gdzie mówi się, że psy dupami szczekają, co nie do końca jest prawdą, ale faktycznie mamy trzy ulice na krzyż i jeden sklep, który zamyka się o czternastej. Aczkolwiek pomimo wszystko zawsze chętnie wracam w tamte strony i jestem dumna z tego, że w moim domu tak cudownie nadal pielęgnuje się gwarę śląską, niedzielny obiad standardowo nie może być bez rolady, modryj kapusty i klusek. I zawsze, ale to zawsze na niedzielę piekło się kołocz. Ale dobra, o moim domu i wioseczce opowiem Ci następnym razem, na razie wróćmy do Gliwic i domu Maćka.

Wiesz co mnie najbardziej urzekło w tej miejscowości? Tylko proszę, nie śmiej się. Mają tam cudowną lodziarnię z przepysznymi lodami rzemieślniczymi. Nigdy w życiu nie jadłam smaczniejszych, a uwierz mi, trochę zdążyłam już ich pochłonąć. Pani Krysia opowiedziała nam całą historię powstania tej budki, a potem przeszła do opowieści o mieście. Niestety nie mieliśmy okazji pospacerować po uliczkach, o których mówiła i które skrywały wiele tajemnic. Jutro będziemy już w innej miejscowości. Jednak nic straconego, mamy zaproszenie na kolejną wizytę, jeżeli nawet nie w trasie, to tak po prostu. Tata Maćka jest górnikiem, a mama prowadzi zakład fryzjerski, on sam jak mówi pojechał szukać szczęścia gdzie indziej, bo tutaj nie widział dla siebie perspektyw. Czy znalazł spełnienie? Trudno stwierdzić. Nie do końca umiem go rozgryźć. W sumie z nim spędzam najmniej czasu, bo zazwyczaj na naszych występach śpi w samochodzie. Podobno miał kiedyś jakąś dziewczynę w Gliwicach, wielka miłość i te sprawy, mieli się już nawet hajtać, strasznie był w niej zakochany, ale pewnego dnia tak po prostu sobie zniknęła i urwał się z nią kontakt. Odcięła się od wszystkich. Po pół roku założyła profil na Instagramie, zaczęła tam wrzucać zdjęcia ze swoich podróży, ale nigdy więcej nie spotkała się z Maćkiem, nie wyjaśniła mu, co takiego się wydarzyło, on też w końcu odpuścił, gdy nie odpisała na jego setną wiadomość.

Dziwnie tak, prawda? Żyjesz sobie, twoje życie — powiedzmy — układa się dobrze, przyjmujesz oświadczyny i zaczynasz planować wspólną przyszłość, a pewnego dnia budzisz się i stwierdzasz: nie, nie jestem szczęśliwa. Pakujesz plecak i uciekasz, nie zostawiając po sobie nic. Żadnej wiadomości. Zmieniasz kartę w telefonie, przez pół roku twoja rodzina i znajomi zastanawiają się, czy w ogóle żyjesz, szuka cię policja. Zmieniasz kolor włosów, styl ubioru, stajesz się kimś, kim zawsze chciałaś być, ale nigdy nie miałaś na to odwagi. A przy okazji okazujesz się okropną egoistką i wcale cię to nie rusza, bo robisz to, co zawsze chciałaś. Twoje sumienie i dotychczasowe emocje, uczucia resetują się. Po pół roku pojawiasz w social mediach, tak jakby nigdy nic się nie stało, ale nadal nie chcesz mieć nic wspólnego ze swoim dawnym życiem. Nie oceniam, nie chcę. Może ta dziewczyna przeszła jakąś traumę. Podobno nie miała łatwego dzieciństwa, była wychowywana przez siostry zakonne. Jak twierdziła Pani Krysia — ona nigdy nie zaznała miłości, dopiero Maciek nauczył ją tego uczucia. Chłopakowi przedziurawiło się serce, i to mocno. Cichy, spokojny, zamknięty w sobie, małomówny, ale przy tym bardzo pomocny i bije od niego jakaś taka pozytywna energia. A może ten urok to to, że jest Ślązakiem? Kto wie. Kamil mówi, że on potrzebuje czasu i ta podróż po Polsce ma mu w pewien sposób w tym pomóc. Gliwice stały się jego klątwą i choć ma wspaniały dom i rodzinę, nie wraca tam za często.

Wypiliśmy winko, pooglądaliśmy zdjęcia z jego młodości i zmęczeni dniem, zasnęliśmy w mgnieniu oka.

A dziś? Dziś jest nowy dzień, świeci słońce, gramy w Zabrzu, Katowicach i Bieruniu Nowym, a nocujemy w moich włościach. Jejku, aż trochę jestem przerażona. Mam dość sporą rodzinę i jeszcze wszyscy praktycznie mieszkamy obok siebie, z sąsiadami też płot w płot, więc nooo, Tośka z trzema mężczyznami na wiosce będzie sporym wydarzeniem.

Maj

Idę uliczką, spoglądam w lewą stronę i moje myśli wracają do dzieciństwa. Wtedy wszystko było takie… łatwe. Beztrosko biegaliśmy po tym — teraz dopiero co obsianym — polu kukurydzy. Kolby był tak wysokie, że ledwo odnajdywaliśmy sami siebie. Naturalny labirynt. Choć jestem jedynaczką, to spokojnie mogę powiedzieć, że moje kuzynostwo zza płotu pełniło funkcję rodzeństwa. Paweł i Szymek — bliźniaki od cioci Kasi — są w moim wieku i tak naprawdę większość dzieciństwa spędziłam na zabawie z nimi. Tworzyliśmy znany w całej wsi Gang Jarzębiny. Czemu akurat taka nazwa? Nie pytaj, też chciałabym wiedzieć. To były wakacje. Mieliśmy po osiem lat, zbudowaliśmy sobie domek w polu kukurydzy. Leżeliśmy na ziemi, patrzyliśmy na chmury zmieniające położenie, i wtedy Szymek wpadł na pomysł, że musimy się jakoś nazywać i brzmieć groźnie. Popatrzył na obłoki i stwierdził, że od dzisiaj jesteśmy Gangiem Jarzębiny, a my — jako że gdzieś w pewnym sensie czuliśmy wobec niego respekt — przytaknęliśmy. Jak chłopacy poszli do liceum do innego miasta niż ja, nasz gang powoli zaczął się rozpadać. Znaleźli sobie dziewczyny i zapomnieli o mnie. Wtedy bardziej skumplowałam się z Milką, choć wcześniej bawiłam się z nią z przymusu pod naciskami mamy. Milka to kolejne dziecko cioci Kasi, najmłodsza z ferajny, w sumie ciocia urodziła piątkę dzieci.

Pole kukurydzy. To tutaj płakałam, bałam się, opowiadałam o swoich największych rozterkach. Byłam szczęśliwa i smutna. Kochałam to miejsce. Teraz, kiedy przechodziłam obok niego razem z Rafałem, Kamilem i Maćkiem, czułam wewnętrzną potrzebę zabrania ich na sam środek tej połaci ziemi, położenia się na wilgotnej glebie i popatrzenia z nimi w chmury. Nie mogłam tego zrobić, bo to przecież miejsce zarezerwowane dla innych osób. I choć nie rozumiałam w tamtym momencie swoich uczuć, dlaczego z nowo poznanymi osobami chcę podzielić ten skrawek wszechświata, teraz, gdy siedzę i to piszę, wiem, że po prostu chciałam zapełnić w moim sercu pustkę i tęsknotę za czasem spędzanym z kuzynostwem. Każdy poszedł w swoją stronę, dorośliśmy. Uciekliśmy stąd. Czy wyobrażam sobie tu wrócić? Czy oni kiedyś tu wrócą, żeby założyć dom? Paweł studiuje z dziewczyną w Warszawie, a Szymek wybrał uczelnię w Paryżu. Zawsze był z nas najmądrzejszy.

Na mój przyjazd najbardziej ucieszył się Astor, stara psinka, która jest z nami, odkąd pamiętam. Ledwo chodzący, ślepy i tracący węch, nadal z radością wita mnie po każdej dłuższej nieobecności w domu.

Mama przygotowała dla nas prawdziwy niedzielny śląski obiad. Pomimo tego, że był środek tygodnia, miło było zjeść go w takim gronie. Babcia przepytała chłopaków z całego ich życiorysu, po czym zaproponowała pokazanie kurnika. Nie do końca mieli chęci na tę wycieczkę, ale z grzeczności poszli. Nawet pozbierali jajka!

Maj

Myślisz, że kiedyś będę zdolna kochać? Nie wiem jakie to uczucie, ale bardzo chciałabym je poznać. Chciałabym mieć męża, który będzie na mnie patrzył z miłością i pożądaniem każdego dnia, aż do późnej starości. Chciałabym też tak potrafić patrzeć na kogoś. Chciałabym, abyśmy razem wybudowali sobie dom. Od podstaw, fundamentów. Chciałabym móc mu podawać cegły, żeby nakładał na nie cement i kładł jedną na drugą. Uczyłby mnie obsługiwać betoniarkę, wiertarkę, śrubokręt i kosiarkę. Sadzilibyśmy razem tuje, siedzieli godzinami nad planem ogrodu. Byłaby altanka, potężny grill, hamak i miniplac zabaw dla naszych dzieci.

W domu znalazłby się duży salon, w którym przyjmowalibyśmy gości. Piwnicę wypełniłabym przetworami, które robiłabym z rozkoszą. Byłoby czuć w tym domu miłość i czas spędzany wspólnie i radośnie.

Dlaczego tak trudno jest się otworzyć na drugą osobę? Zaufać. Oddać w jej opiekę. Czy do tego trzeba odpowiedniej dojrzałości, czy ona przychodzi z wiekiem? A co, jeśli nigdy się nie pojawi? A może po prostu potrzebujemy czasu i najpierw musimy uporać się sami ze sobą? Swoimi myślami, miłością do siebie, żeby móc pokochać kogoś innego i móc dać się kochać? To zbyt skomplikowane. Przynajmniej jak na mój dwudziesty rok życia. Ale myślę, że warto.

Czasem patrzę sobie przez okno na gwiazdy i mam nadzieję, że ktoś w tym samym czasie patrzy na tę samą gwiazdę co ja i tak po cichu sobie myślę, że kiedyś się spotkamy. Zupełnie przypadkiem. Pewnego dnia będziemy już patrzeć na nią z jednego, wspólnego okna. Naszego okna.

Znalazłeś już osobę, z którą będziesz spoglądał na gwiazdy? Na gwiazdy z Waszego wspólnego okna?

Czerwiec

Wróciłam na weekend do Krakowa, myślałam, że może spotkam Cię w Piwnicy. Poszłyśmy z Olgą na jedno piwo, skończyło się na trzech i pięciu szotach. Czekałyśmy na wschód słońca. Poszłyśmy go szukać nad Wisłą, ale kto by się spodziewał, że wschód słońca nie jest z tej samej strony co zachód. Lepiej nie wnikać w nasz tok rozumowania i zmysł geograficzny. Wspaniale było wracać do domu przez krakowskie ulice budzące się do życia. To była ciepła noc i ciepły poranek — choć niewyspane, to szczęśliwe, wspominałyśmy miniony wieczór. Poczekałyśmy na otwarcie Lajkonika, wzięłyśmy kawę na wynos i bajgla serowego. Siedząc na ławeczce przy pomniku Adasia, oddałyśmy się jednej z naszych ulubionych czynności. Uwielbiamy obserwować ludzi, patrzeć na nich i tworzyć na podstawie ich wyglądu, zachowania, sposobu bycia przeróżne historie. Czasem same siebie zadziwiamy, jak daleko ponoszą nas wodze fantazji. Ludzie są zabawni, inspirujący, każdy człowiek jest w pewien sposób magiczny, a my choć przez chwilę czujemy się jak władczynie ich losu, pisząc im ich czasem bardzo prawdopodobne historie, czasem dość zabawne, a czasem wręcz tragiczne.

Pan Kazimierz. Wysoki, szczupły, mający około pięćdziesięciu lat menager restauracji Anioły. Pali papierosa przed wejściem do pracy. W ręku trzyma brązową teczkę, wygląda na nową. Ubrany w czarny garnitur. Nie wydaje się biedny. Musi dobrze zarabiać. Ma pogodną twarz, uśmiecha się do młodej dziewczyny przechodzącej obok niego. Jednak gdy obserwujemy go dłużej, ten z pozoru miły, sympatyczny i cieszący się życiem człowiek sprawia wrażenie totalnej emocjonalnej ruiny. To trzeci papieros w przeciągu pięciu minut. Przy drugim zaczęły mu niepokojąco drgać ręce, przy trzecim zadzwonił telefon. Zdenerwowany, rzucił papierosa pod nogi, wykrzyczał parę nieprzyjemnych słów do telefonu, zamknął oczy, wziął głęboki wdech i z uśmiechem na twarzy wszedł do restauracji o jakże zacnej nazwie Anioły. Pewnie dzwonił komornik, ściga go za długi żony. Jego żona Monika, szczupła blondynka o zbyt dużym zamiłowaniu do alkoholu i przegrywania pieniędzy w kasynie, rujnuje ich rodzinę. Ale Pan Kazimierz ją kocha, sam nie wie dlaczego, i stara się naprawiać błędy żony.

Ala pędzi do pracy, otwiera kawiarnię. Nie lubi ludzi, jest introwertykiem, ale jakoś musi zarobić na studia prawnicze, dlatego z zaciśniętym zębami wstaje co rano i z uśmiechem na twarzy wita kolejnego gbura wpadającego po kawę i ciacho. Ubrana w różową, zwiewną sukienkę, po południu widzi się z chłopakiem i tylko ta myśl motywuje ją, by jakoś przetrwać te osiem godzin mordęgi za ladą.

Skończyła się nocna zmiana, bar zamknięty, wysprzątany. Kalina z rozmazanym makijażem i włosami, które nie widziały szamponu przez ostatni tydzień, przemierza krakowski rynek. Zmęczona, idzie powoli, dzwoni telefon. Przysiada na ławce, zaczyna płakać. Ktoś umarł, na pewno, albo nie, dobra, powiedzmy, że chłopak ją rzucił. Przez telefon, tak po prostu. A ona go bardzo kochała. Płacze coraz bardziej, roztrzęsiona, wraca do baru, z którego dopiero co wyszła. Spotyka kolegę, który od dawna jest w niej zakochany, a widząc, w jakim jest stanie, przytula ją. Bierze za rękę i odchodzą. Jej serce krwawi, jego się raduje. Szansa dla niego.

Czerwiec

Lubię przyjaźń z Olgą, bo jest taka, wiesz, bez zbędnych oczekiwań. Jest ode mnie starsza o trzy lata, przyjechała na studia do Krakowa, więc zna już to miasto o wiele lepiej niż ja. Mam wrażenie, że odnalazłam w niej moją bratnią duszę. Jest pokręcona, zwariowana i zupełnie inna niż ja, ale dzięki temu nasza znajomość stała się ciekawa. Czasem się gubię w jej życiu i planach, ale ona sama chyba trochę też. Przenosząc się do Krakowa, nie do końca wiedziałam, co chcę robić w tym mieście. Z jednej strony chciałam rozwijać się aktorsko, z drugiej — mocno pociągał mnie zawód wychowawcy w przedszkolu. Nie złożyłam papierów na studia po maturze, stwierdziłam, że dam sobie rok na odnalezienie siebie. Olga mi trochę w tym pomaga. Z jednej strony jest moim głosem rozsądku, z drugiej mówi, że błędy trzeba popełniać, bo na nich najlepiej człowiek się uczy. Poznałyśmy się w kawiarni, w której ona nadal pracuje, a ja psychicznie wytrzymałam tam tylko dwa miesiące. Potem miałam różne przygody, aż w końcu trafił się teatr. Generalnie przez ostatni rok zmieniałam pracę średnio co dwa, trzy miesiące — mam nadzieję, że w teatrze wytrzymam jednak dłużej. Gdy zaczęłam wyjeżdżać, przeniosłam się do Olgi, wynajmuje kawalerkę, a ja do Krakowa — z tego, co mówili przy rozmowie rekrutacyjnej — raczej za często nie będę zjeżdżać, więc bez sensu było trzymać pokój i płacić za niego pieniądze.

Kiedy spędzam czas z Olgą, życie mija niewiarygodnie szybko. Możemy rozmawiać bez końca. Nie potrzebujemy pisać ze sobą codziennie na Messengerze, nie spowiadamy się sobie z każdej sekundy życia, po prostu możemy na siebie liczyć, kiedy tego potrzebujemy. Czasem odnoszę wrażenie, że na taką przyjaźń warto czekać całe życie. Przyjaźń bez wielkich oczekiwań, taka po prostu, bez kawy co drugi dzień, bez pisania sobie „dzień dobry” i „dobranoc”, bez wysyłania zdjęć z każdej imprezy. Wiemy o sobie dużo, ale też dajemy sobie te sferę bezpiecznej przestrzeni, by nie zjadać drugiej osoby sobą.

Czerwiec

Weekend w Krakowie szybko minął. Może trochę za szybko. Cały tydzień spędzamy w Poznaniu. Zobaczymy, czym zaskoczy nas to miasto. Kamil strasznie cieszył się na granie w Poznaniu, jest w nim zakochany. Stwierdził, że codziennie po pracy będzie nam organizował wycieczki i oprowadzi nas po wszystkich suuuupermiejscach, które według niego są suuuuper i to nie może być tak, że przyjedziemy i tego nie zobaczymy, bo nam tego nie daruje.

Czerwiec

Wiesz, czym nas przywitał Poznań? Dzikami. Tak. Dzikami. Kamil zabrał nas do lasu, gdzie musieliśmy uciekać przed tą zwierzyną. Tak właśnie wyglądają według niego supermiejsca w Poznaniu. Bez komentarza.


Lipiec

Cześć.

Dzisiaj trochę moich przemyśleń, takich po prostu, dawno nie było.

Od kiedy wyprowadziłam się do dużego miasta, coraz częściej tęsknie za wsią, za zielenią, za spokojem. Dziwne, bo zawsze chciałam do tego „wielkiego świata”.

Moje powroty do domu stają się coraz rzadsze, ale też i coraz piękniejsze. Droga z przystanku autobusowego zawsze się dłużyła, ma jakiś kilometr, ale jak dla mnie miała dziesięć. Wracałam zmęczona ze szkoły i wkurzałam się na ten dystans. Teraz, gdy przyjeżdżam, chcę iść jak najdłużej. Chcę chłonąć każdy centymetr tej drogi, chcę nią oddychać. Jest otulona drzewami. Kiedyś wracałam nią w okropną mgłę — strasznie się bałam, miałam wrażenie, że znajduję się w horrorze, z którego nie wyjdę żywa. To właśnie na tej drodze widać, jak zmieniają się pory roku i jak mijają lata. Drzewa skrywają wiele tajemnic, a jest ich tu od groma.

Zawsze ciągnęło mnie do drzew. Lata lecą, a ja nadal lubię po nich chodzić, lubię z nich spadać, na nich siedzieć, patrzeć na nie, być z nimi, czerpać od nich energię.

W miejscowości, w której się wychowałam, mam kilka swoich ulubionych drzew. Zawsze gdy przechodzę obok nich, czuję uderzenie szczęścia, ale i tęsknoty. Jest takie jedno miejsce, gdzie wszyscy się spotykaliśmy, żeby się pobawić. Rósł tam — jak mówi moja babcia — „od zawsze”. Grubas. Ogromny. To było drzewo naszej ulicy, niestety musieli je wyciąć. Do dziś nie wiem dlaczego. Wszystkie dzieci były wtedy w szkole, a ja chorowałam od tygodnia i siedziałam w domu. Kiedy nadszedł ten dzień, stałam w oknie, płakałam i czułam, jak wycinają część mojej duszy. Zresztą podobnie było, gdy wujek wyciął czereśnię, która rosła przy moim balkonie.

Lubisz drzewa?

Myślę, że tak. Co Ty na to, żebyśmy się wybrali do lasu? To mógłby być piękny dzień. Możesz wybrać las, chociaż bardzo bym chciała, żebyś pojechał ze mną do „mojego” lasu, pokazałabym Ci w nim ulubione drzewa.

Chyba trochę za Tobą tęsknię.

Tęsknię za oczekiwaniem na możliwość zobaczenia Ciebie.

Sierpień

Hej! Ho!

Muszę Ci się czymś pochwalić. Już prawie umiem szpagat! Co prawda tylko na jedną stronę, ale to nie ważne. Ważne, że jest postęp. I wiesz, co jeszcze potrafię? Mostek z góry — szok, co nie? No też się tego po sobie nie spodziewałam.

Mam Ci tyle do opowiedzenia, aż nie wiem, od czego zacząć. Minęło tak wiele czasu od mojego ostatniego listu. Pewnie zapytasz, czemu nie pisałam. Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, dużo się działo. Okazało się, że sezon wakacyjny dla teatrzyków jest dość intensywny — albo przynajmniej jest dla naszego. Coraz bardziej zaprzyjaźniam się z chłopakami i nie uciekam już od nich tak często, jeśli wiesz, co mam na myśli. Staram się spędzać z nimi jak najwięcej czasu także po pracy. Robią ciekawe rzeczy, a ja chcę w tym brać udział, a nie uciekać myślami do tego, czego nie mam. Rafał stwierdził, że koniecznie musi znaleźć mi chłopaka. Pewnej nocy upiliśmy się. Dzwoniliśmy na kamerce do jego kumpli i mnie z nimi poznawał. Nie, nikt ciekawy się nie znalazł, poza tym są dużo starsi ode mnie.

Trochę mam wrażenie, że się przy nich rozpijam, ale tylko trochę, bo jednak mój kobiecy organizm nie jest w stanie przyswoić tyle alkoholu, co ich organizmy, na szczęście mam jeszcze w sobie tyle przyzwoitości, że wiem, kiedy powiedzieć „stop”, żeby następnego dnia nie umierać.

A ten szpagat i ten mostek z góry to — tak w ramach wytłumaczenia — Kamil stwierdził, że musimy poszerzać swoje umiejętności ruchowe, bo się zasiedzimy w tym samochodzie, i co dzień organizuje nam dwudziestominutowe zajęcia ze stretchingu. Skubany, jest dobry, na pewno wcześniej już się rozciągał. Ma o wiele większe zakresy niż my, ale oczywiście twierdzi, że wszyscy startujemy z tej samej pozycji.

Sierpień

Śniłeś mi się dzisiaj. Całą noc.

To niesamowite, jak duży wpływ miał ten sen na mój dzisiejszy poranek. Trzy raz przełączałam budzik, po zamknięciu oczu historia toczyła się dalej. Zazwyczaj gdy coś mnie rozbudziło z pięknego snu, nie potrafiłam ponownie zasnąć i żyć w nim jak wcześniej. Tym razem było inaczej. Za każdym razem wracałeś. Niestety nie pamiętam fabuły tak dokładnie, jakbym chciała, z każdą kolejną minutą mam też coraz bardziej rozmyty obraz. Pomimo tego moje serce czuje radość, twarz promienieje, a poranna kawa smakuje jak z włoskiej kawiarni.

W tym śnie wyglądało jakbyśmy się znali od kliku lat i widywali dość często, bo mieliśmy wspólnych znajomych. Wyjścia do klubów, pubów, domówki. Zawsze Ty i ja. Oczywiście ja dla Ciebie byłam powietrzem, a nasza znajomość ograniczała się do powiedzenia sobie „cześć”. Nie wiem, co działo się między nami wcześniej, opiszę Ci to, co widziałam.

Miałam ostatnio ciężki okres w życiu, wszystko mnie wkurzało, nic mi nie wychodziło i to wyjście było dla mnie takim odetchnięciem. W końcu po tygodniu namówiła mnie na to moja przyjaciółka. Wiedziała, że mi się podobasz, a ja oczywiście nie chciałam iść, bo wiedziałam, że będziesz, a każda kolejna okazja, przy której musiałam na Ciebie patrzeć, sprawiała, że moje serce umierało. Znajoma zapewniała mnie jednak, że Cię nie będzie, bo wyjechałeś do innego miasta i wracasz za trzy dni. Sralalala. Kogo ujrzałam, wchodząc do pubu U Kacpra? Oczywiście — Ciebie. I w tym momencie, łagodnie mówiąc, zepsułeś mi wieczór po całości, bo znowu musiałam patrzeć na Twoją uśmiechniętą twarz, na to, jak podrywasz inne dziewczyny i jak świetnie się przy tym wszystkim bawisz. Byłam zmęczona, wkurzona, niewsypana. Upiłam się w trybie natychmiastowym. Nie miałam ochoty dłużej przebywać w tym towarzystwie, pożegnałam się z Izą i wyszłam. Przed wejściem, kiedy zapalałam papierosa, zaczepił mnie jakiś szemrany pan. Waliło od niego wódką i zgniłym jabłkiem.

— A pan to już chyba musi iść do domu.

Pojawiłeś się Ty. Cóż to? Czyżby mój wybawiciel? Tylko że w tym momencie wydawałeś się zbędny — pan był bardzo miły, kulturalny, a na zapach można było przymknąć jedną dziurkę od nosa.

Popatrzyłam na Ciebie z irytacją.

— Gdzie masz jakąś kurtkę, nie jest Ci zimno? Przeziębisz się.

Nie wierzyłam własnym uszom: czy Ty mówisz do mnie, czy do tej ściany obok mnie?

— Przejdziemy się?

Uhuhuhu, kolega chyba dzisiaj przesadził z alkoholem.

— No chodź.

Aż z wrażenia musiałam odpalić kolejnego szluga. W milczeniu przeszliśmy kilka metrów.

— Może papierosa? — Nie mogłam już wytrzymać tej ciszy.

— Nie, dziękuję, nie palę.

— Wiem.

— Ooo, coś jeszcze o mnie wiesz?

— Nie.

Cisza.

— A nie, przepraszam. Jest coś, co zawsze Ci chciałam powiedzieć, a jako że nie miałam odwagi, to nigdy nie powiedziałam… A skoro już mamy takie piękne, sprzyjające warunki, a ja jestem w stanie… praktycznie można by rzec, że nie w stanie… to Ci to powiem. Jesteś gotowy? Nooo, to uwaga, bo mówię. Słuchasz mnie? I tak mnie to nie obchodzi, ale przynajmniej to z siebie wyrzucę.

Na moim „monologu” staliśmy naprzeciwko siebie, patrząc sobie w oczy, ja wyrzucałam z siebie te wszystkie słowa, a Ty mnie pocałowałeś, tak po prostu, chwyciłeś moją głowę i pocałowałeś.

— Jesteś dupkiem. — Chyba nie do końca przemyślałam, co mówię.

Zaczęłam płakać, a Ty mnie przytuliłeś.

— Czy mogę zostać Twoim osobistym dupkiem?

Pocałowałeś mnie w czoło i powiedziałeś: „przepraszam”.

Czułam się, jakby ktoś wrzucił mnie w komedię romantyczną. Chciałabym tak czuć się częściej, ale nie w śnie, tak naprawdę, no wiesz, tak w życiu, w realnym świecie, i może nie do końca z Tobą, tylko z kimś, po prostu…

Sierpień

Byłam wczoraj na imprezie i muszę się z Tobą podzielić moimi spostrzeżeniami, bo emocje, które gotują się we mnie, potrzebują papieru. W pubie z karaoke w Gdańsku poznałam mężczyznę, który po pół godzinie wgapiania się we mnie w końcu podszedł. Oczywiście nie przeszkadzało mu to, że byłam w towarzystwie trzech panów. Nawet miło nam się rozmawiało, ale do momentu. W pewnej chwili nachylił się i wyszeptał mi do ucha: „Chciałbym z tobą spędzić tę noc, chciałbym, żebyś się przy mnie obudziła, chciałbym z tobą zjeść śniadanie i wypić kawę”. No kurde, znaliśmy się jakąś godzinę! Okej, wiem, takie są prawa imprez, poznajemy się, spędzamy razem noc, a następnego dnia każdy idzie w swoją stronę. Tylko że nie rozumiem, dlaczego nikt nie chcę spędzić ze mną nocy bez pójścia do łóżka, nie chce spotkać się następnego dnia na spacer, kolejnego — na kawę, pójść do teatru, do kina. Dlaczego? I nie wymyślam teraz, bo moim koleżankom tak się zdarza — poznają kogoś na imprezie, wymieniają się numerami telefonów, a później umawiają na spotkanie, randkę czy jak kto to sobie nazywa. Co ja robię źle? Czy ja nadaję się tylko do…! Do zaliczenia!? Czy ja naprawdę wyglądam na osobę, która nie jest godna poświęcenia uwagi i poznania? Spędziliśmy ten wieczór razem, wśród grupki jego i moich znajomych, a gdy się rozstawaliśmy, powiedział, że powinnam z tego korzystać, korzystać z mojego uroku, bo mogę mieć kogo tylko zechcę. Serio? Korzystać? Koleś, z czym do ludzi. Mam spać, z kim popadnie? I nabawić się przy okazji jakiegoś syfu? Błagam. Ale to przecież ja jestem głupia, bo chciałabym zacząć znajomość od kina, teatru, a nie od łóżka.

Sierpień

Byłeś ostatnio w kawiarni, w której pracuje Olga. Zamówiłeś cappuccino na mleku sojowym z posypką czekoladową. Olga mówiła, że wyglądałeś na szczęśliwego, czyżby szykował się jakiś nowy projekt?

Wrzesień

To już prawie pół roku, od kiedy jesteśmy w trasie, ale ten czas leci, masakra. Słyszałam, że dostałeś rolę w serialu, gratulacje! Trochę się dziwię — Ty jako aktor? Widać jednak mało o Tobie wiem. Myślałam, że jednak mimo wszystko chcesz się rozwijać jako stand-uper, ale jeśli dostałeś dobrą ofertę, to w sumie czemu nie spróbować? Trochę Ci zazdroszczę. W teatrze jest fajnie, ale to jednak nie to, albo ja się szybko nudzę. Rafał i Kamil mieli już styczność z telewizją, jakieś małe role w filmach i reklamach. Powiedzieli, że mi pomogą ze stworzeniem portfolio i trochę wprowadzą w świat castingów. Sezon i tak muszę skończyć, więc zgłoszenia będę mogła wysyłać dopiero za trzy miesiące, ale i tak fajnie, że się zaoferowali. Nie wiem, czy się nadaję przed kamerę, ale chciałabym spróbować. Chłopcy mówią, że zrobiłam ogromne postępy w swoim aktorstwie przez te pół roku, więc może jest dla mnie nadzieja?

Październik

Zdecydowanie za późno odkryłam Mazury. Odkryłam — za dużo powiedziane. Po prostu nigdy nie było mi po drodze, żeby tutaj przyjechać. W końcu ze Śląska to jednak kawał drogi. Przez miesiąc zwiedziliśmy parę ładnych miejscowości. Chyba zaprzyjaźniłam się z Kamilem. To taka dziwna relacja. Bardzo dużo ze sobą rozmawiamy, zaczęliśmy też razem biegać. Mądry z niego chłopak, ale strasznie poturbowany przez życie. Jakby wisiało nad nim jakieś fatum, szczególnie pod względem związków. Nie chcę wchodzić w szczegóły, bo to nawet nie wypada, ale został zdradzony trzy razy, gdzie z jedną dziewczyną byli już narzeczeństwem. Jak później zaufać nowo poznanej osobie, jeśli człowiek ma taki bagaż doświadczeń? Podejrzliwość i ostrożność wydaje się czymś naturalnym. Jednak ta druga osoba może czuć się zbyt mocno kontrolowana i mogą ją wkurzać niektóre z zachowań świadczące o dużym zainteresowaniu jej życiem. Nie mówię, że w związku dobrze jest mieć tajemnice, ale wydaje mi się, że jak się ma swoją drugą połówkę, nie można odcinać się od innych ludzi, czyli w przypadku kobiet od swoich męskich przyjaciół, a w przypadku mężczyzn — od swoich damskich znajomości. Trzeba sobie ufać, a Kamil ma z tym duży problem. Musi to sobie przepracować albo trafić na osobę, z którą to przepracuje. Nie rozumiem wielu ludzkich zachować w związkach. Po co z kimś być i tę osobę zdradzać? Dla wygody? Ale co to za wygoda, jak cały czas musisz się ukrywać i kombinować? A później i tak to wszystko wyjdzie na jaw. Ludzie niepotrzebnie komplikują swoje relacje. Gdyby nie pierwsza, druga i trzecia, która go oszukiwała, może dawno trafiłby już na inną dziewczynę, z którą zbudowałby silny, szczęśliwy związek oparty na prawdzie i miłości. Z drugiej strony nigdy nie wiesz, na kogo trafisz, zawsze mogło być gorzej, czy coś. Z trzeciej strony… W sumie to można by tak gdybać i gdybać. Gdy żegnaliśmy się z Mazurami, Kamil wziął mnie w jedno miejsce w Lutrach. Długi pomost, a na jego końcu ustawiona ławka z miejscem dla dwóch osób. Poszliśmy tam obejrzeć zachód słońca. Powiedział, że gdy przyjechał do tej miejscowości pierwszy raz, spacerując po okolicy, trafił na to miejsce i też był zachód słońca, a na ławce siedziało przytulone starsze małżeństwo. Przychodzili tam codziennie przez ich dwutygodniowy pobyt, zawsze na zachód słońca, z termosem i dwoma kubkami, popijali zieloną herbatę i patrzyli na rozlewające się słońce na tafli wody. Wyglądali na takich szczęśliwych. Kamil też by tak kiedyś chciał. Mieć swoją ławeczkę, gdzie będzie sobie siadał z ukochaną wieczorami i obserwował świat. Jak na razie nikogo nie był na tyle pewny, by móc nadać jakiemukolwiek miejscu taką ważność, jaką ci państwo nadali tej ławce, temu pomostowi i temu skrawkowi świata. Ale chciałby…

Listopad

Jejku, w końcu mogę zebrać myśli. Pojechaliśmy na tydzień do Warszawy, cztery spektakle dziennie na dużych scenach, a do tego co wieczór impreza. Ja się nie nadaję do takiego szybkiego tempa, a i tak to ja zawsze pierwsza szłam spać. Mieszkaliśmy u wspólnych znajomych Rafała i Kamila, w trzypokojowym mieszkaniu urzędowaliśmy przez tydzień w siódemkę.

W dodatku byłam tam jedyną dziewczyną. Ci znajomi to jakaś banda chlejusów. No przez siedem dni w tygodniu coś żłopali, ileż można? Ja jak się napiłam trochę wódki w poniedziałek, to kolejnego alko chwyciłam się w czwartek, a ci nie, dzień w dzień, wódka, piwo i lecą w zabawę. Dobrze, że mimo wszystko Maciek miał jakiś umiar, bo chyba do tych domów kultury jeździlibyśmy metrem. Jednego dnia Rafał był na takim kacu, że porąbały mu się zabawy w przedstawieniach i było trzeba na szybko jakoś z tego wybrnąć. Ostatni raz takie coś, takie stresy — to nie jest dla mnie. Ale żeby nie było, były też plusy naszego pobytu w Warszawie. Chłopcy zabrali mnie na dwa castingi, ludzie dobrze ich znali w tych agencjach, więc nie dość, że weszliśmy bez kolejki, to nawet nie miałam czasu się zestresować, bo tak wszystkich wokół bajerowali, że nie mogłam przestać się śmiać. Pojeździłam sobie też metrem. Nagraliśmy taki powiedzmy teledysk z tego wyjazdu. Ma fajny klimat. Co prawda na większości scen jesteśmy pod wpływem alkoholu, ale potrzeby artystyczne zostały zaspokojone.

Tak się trochę zastanawiałam, czy nadawałabym się do życia w tym wielkim mieście. Z jednej strony mocno intryguje mnie Warszawa, z drugiej natomiast jest w niej za dużo szybkiego tempa. Jakoś tak ci ludzie ciągle gdzieś biegną, jest ich dużo, ciągłe przepychanki, gwar. Chyba by mnie to przytłoczyło na dłuższą metę.

A jaki kolejny kierunek? Kaszuby! Nigdy nie byłam, więc się megajaram.

Listopad

Pada deszcz, ziemia jest wilgotna, w powietrzu czuć pierwsze oznaki zimy. Leżę pod świeżo wypraną pościelą i wiem, że ten wieczór spędzę właśnie tak. Pogoda daje mi przyzwolenie na wieczorne leniuchowanie. Jest przyjemnie i błogo. Dawno nie mieliśmy dnia, gdzie praca kończyła się o piętnastej, a my później nie byliśmy umówieni z jakimiś znajomymi chłopaków. Może poczytam książkę, może posłucham muzyki albo po prostu sobie poleżę. Bez niepotrzebnych myśli z tyłu głowy.

Grudzień

To były intensywne dwa tygodnie, graliśmy codziennie po sześć przedstawień. Mikołajki, święta, wiadomo. Odwiedziliśmy wiele małych wiosek. Fajnie było oglądać uśmiechy na twarzach tych dzieciaków, przyczynić się choć trochę do ich radości. A nasz kierowca, jak się okazało, potrafi nie tylko świetnie prowadzić samochód, ale jest także niezastąpionym Świętym Mikołajem. Dzieciaki tak do niego lgnęły, że to aż nieprawdopodobne. Oprócz przedstawień i rozdawania prezentów w wielu miejscach organizowaliśmy też gry i zabawy. W jednej miejscowości załapaliśmy się na obiad, w drugiej — na kolację, już nie wspomnę, że po każdym przedstawieniu dostawaliśmy torbę pełną ciasta albo cukierków. I jak tu trzymać linię? No nie da się, jak świat oferuje tyle pyszności.

Na święta i na sylwestra jadę na Śląsk, tradycyjnie, rodzinnie, ale ja tak lubię. Stęskniłam się już za wszystkimi. Jakoś tak w trasie cały czas brakuje czasu, żeby zadzwonić do domu. Wiem, że powinnam, ale wiem też, że taka przygoda z wyjazdami już się nigdy nie powtórzy i chcę czerpać z tego czasu jak najwięcej. Pozwiedzać te miejscowości, gdzie się zatrzymujemy.

Z chłopakami też mam dobry kontakt, aż jestem w szoku, bo przecież codziennie spędzamy ze sobą praktycznie całe dnie i jeszcze się nie pozabijaliśmy, a wręcz przeciwnie, mogłabym powiedzieć, że się zaprzyjaźniliśmy.

Wiadomo, tęsknię za domem, za Olgą, za Krakowem, ale to nie jest tak silna tęsknota, żeby przerwać to, co jest tu i teraz. Aczkolwiek faktycznie trochę odpoczynku mi się przyda, nam się przyda.


Styczeń

Dzień dobry w nowym roku. Lepszym roku, być może. Wchodzę w niego z megapozytywną energią. Nie żeby w tamtym była zła, ale wiesz, różnie to bywało. Chciałabym się też trochę przypilnować, jeśli chodzi o jedzenie, bo grudzień to był jeden wielki miesiąc rozpusty. Najpierw te wszystkie cuksy w pracy, potem dwa tygodnie na Śląsku i człowiek do Krakowa wrócił o dwa rozmiary większy.

Dostałam propozycję zagrania w paradokumencie, trochę taka wieśniacka rola, sama produkcja nie jest najwyższych lotów, ale pogadałam o tym z Rafałem i Kamilem, doradzili mi, żebym to przyjęła, żeby zobaczyć, jaka panuje atmosfera na planach i czy faktycznie polubię się z kamerą. Na szczęście udało się to połączyć z przedstawieniami w teatrzyku. Nagrywaliśmy od piątku po południu do niedzielnego wieczoru we Wrocławiu, a akurat ten tydzień z grupą stacjonowaliśmy w Świdnicy, kolejny — w Kielcach, więc powiedzmy, że było po drodze. Chłopcy jako mój największy fan club odstawili mnie kulturalnie w piątek na plan, a sami poszli się zabawić w okolicznych wrocławskich klubach. Do tego stopnia zabalowali, że nasz kierowca Maciek złapał zapalenie płuc i musiał wziąć L4.

Na planie było nawet fajnie. Grałam główną rolę, więc wszyscy cały czas wokół mnie skakali. Grałam Ninę — narkomankę, dziewczynę wychowaną praktycznie na ulicy. Ojciec pijak gwałcił ją, matka też pijaczka. Patologia w istnej postaci. Ale paradokumenty lubią takie klimaty.

Trochę się stresowałam, że moja gra nie spodoba się reżyserowi, że się nie dogadamy. Nie wiem, no wiesz, takie głupie myśli. Wiem, że widział mój filmik castingowy, ale wiadomo — to tylko dwie minuty, co w ogóle można stwierdzić po dwóch minutach i paru zdjęciach? Wbrew moim obawom bardzo sobie przypadliśmy do gustu. Na początku trudno było mi go wyczuć, bo nie dawał mi żadnych uwag. Potem, jak jedliśmy obiad w przerwie, powiedział, że jak nic nie mówi, to znaczy, że jest dobrze, a jak widać, zrozumiałam postać idealnie, więc nie będzie mi się wtrącał w jej interpretację, aczkolwiek po przeczytaniu scenariusza miał na Ninę trochę inny pomysł, jednak moja wersja przypadła mu do gustu.

Ekipa generalnie okazała się mała, na planie był kierownik, taki w sumie ogarniacz od wszystkiego, reżyser, operator i jego pomocnik, dziewczyna od makijażu, strojów, charakteryzacji i klapsów. Zdecydowanie tutaj sprawdziły się słowa Rafała, że paradokumenty są dobrym rozdziewiczaczem aktorskim, jeśli chodzi o telewizję. Mało ludzi, więc i stres mniejszy. A im więcej ludzi od takiej ogólnej roboty, to mniej komfortowo i bardziej niepewnie.

Z operatorem złapałam jakiś taki fajny klimacik żartu. Było intensywnie, ale i zabawnie. Podobało mi się.

Luty

Na szczęście Maciek już do nas wrócił po tym swoim L4. Nie było go całe trzy tygodnie. Trzy tygodnie koszmaru. Dali nam jakiegoś młodego kolesia, który miał się za nie wiadomo co i cały czas mi dogryzał. No myślałam, że go już w pewnym momencie uszkodzę. Pięć dni wytrzymałam, ale jak usłyszałam, że na weekend nie zjeżdżamy do Krakowa, tylko zostajemy w Zielonej Górze, to szybki telefon do szefa i albo go zdejmuje i zamienia na kogoś innego, albo ja od poniedziałku nie gram. Jak widać podziałało, trochę się uspokoił, ale nie na długo. Rafał mówił, że mam odpuścić, bo widocznie typ ma taki styl bycia, za to Kamil cały czas stawał w mojej obronie i były wieczne kłótnie. Generalnie wydaje mi się, że mam dość duże poczucie humoru i dystans do siebie, ale do czasu. Wiesz, cały czas dogryzał mi, że a tutaj jakieś boczki mi odstają, a tutaj co mam taki duży tyłek, a włosy takie ulizane, a że czemu w dresie cały czas jeżdżę. No kurde, sorry, ale kim ty koleś jesteś? Jeszcze w sumie trochę puściłam mimo uszu, ale jak zaczął komentować przy stole, ile i czego jem, to naprawdę! No bez przesady, ja mu w talerz nie zaglądam. A już tak obiektywnie patrząc, to wcale źle nie wyglądam, bo ubrania noszę w rozmiarze M. Potem jeszcze oczywiście zaczął się dowalać do mojej gry aktorskiej, gdzie on miał o tym tyle pojęcia, co pan jeżdżący na śmieciarce. Potrafił nam tak zepsuć klimat tych trzech tygodni, że zaczęłam doceniać towarzystwo Maćka jak nigdy. Może i czasem się spóźniał, może i za szybko jeździł, był małomówny i skryty. Ale już wolę pracować z taką osobą, niż z typem z nadętym ego. To jest niesamowite, jak łatwo zepsuć atmosferę w pracy. Jeden człowiek, a odechciewa ci się wszystkiego.

Luty

Pojechaliśmy pożegnać się z Tykocinem. Niestety jeszcze nie wiem, czy będę chciała podjąć współpracę z teatrem na kolejny sezon, a ten kończy się w kwietniu. W sumie mam jeszcze parę dni na podjęcie decyzji, bo jak coś, to muszą szukać nowej dziewczyny i dobrze, żeby zaczęła się już z początkiem marca uczyć scenariuszy. Z racji mojego niezdecydowania i trucia głowy chłopakom, że przecież Tykocin to tylko godzina drogi od miejscowości, w której aktualnie śpimy, pojechaliśmy pożegnać się z tym pięknym miasteczkiem. Owszem, mogłabym tam sobie kiedyś pojechać sama, w ogóle obiecałam Oldze, że tam kiedyś razem pojedziemy, ale nie dość, że jest to kawał drogi od Krakowa, to jeszcze inna sprawa, że ja chciałam się z tym miastem pożegnać z chłopakami i trochę chyba już z nimi. Nie do końca jeszcze wiem, co chciałabym robić po teatrzyku, na pewno grać, ale gdzie? Rafał w ostatnimi czasie poruszył niebo i ziemię, co sprawiło, że w przeciągu tych dwóch miesięcy byłam na piętnastu castingach. Może ktoś mnie zauważy, szczerze mówiąc, bardzo mocno w to wierzę. Mam takie wrażenie, że po tym paradokumencie z dnia na dzień coraz bardziej ciągnie mnie do telewizji, kamer i tej całej atmosfery panującej wokół. Wiem, że mogę się rozczarować. Ale czy w życiu zawsze wszystko jest pewne? Czasem warto zaryzykować.

A Tykocin… Piękny jak przy naszej ostatniej wizycie. Tradycyjnie odwiedziliśmy Karczmę Żydowską i najedliśmy się tak, że aż nas brzuchy rozbolały. Odwiedziliśmy nasze uliczki, zamek, muzeum, synagogę i na do widzenia zamówiliśmy na wynos ogromną liczbę pierogów z najlepszej Pierogarni Tykocińskiej.

Tak sobie myślę, że chciałabym tutaj z Tobą kiedyś przyjechać. Nie wiem, czy też tak masz, ale czasem lubisz kogoś bądź coś bez powodu, tak po prostu, i chciałbyś się tym kimś bądź czymś pochwalić całemu światu i pokazać innym, jaki to jesteś szczęśliwy, ale tak naprawdę szczęśliwy, nie na socialmediowy pokaz. Chciałabym sobie móc zrobić z Tobą tutaj zdjęcie i po jego zrobieniu nie szukać odpowiednich filtrów, żeby od razu opublikować na Instagramie, tylko być tu i teraz. Zrobić zdjęcie, schować telefon i czerpać z tego momentu jak najwięcej, bo kto wie, kiedy znów się taki przydarzy. Tak właściwie to się już nie przydarzy, możemy przyjechać w to samo miejsce, być ubrani w te same ubrania, ale to już nie będzie tak jak wtedy. Będziemy mieli inne doświadczenia życiowe za sobą, nasza relacja pogłębi się bądź też wręcz przeciwnie. Będziemy poniekąd innymi ludźmi i zupełnie inaczej patrzącymi na ten kościół, który stoi naprzeciwko ławki.

Luty

Właśnie złożyłam rezygnację z pracy na kolejny sezon. Rafał też odchodzi, już od miesiąca wiedział, ale się menda nie przyznał. Dostał stałą rolę w „M jak miłość”. Należy mu się, dobrze gra. Kamil i Maciek jak na razie zostają na posterunku. A co ja będę robić? Też chciałabym wiedzieć, chyba sobie trochę odpocznę. Odłożyłam parę groszy, więc wrócę na Śląsk na parę dni, później zajmę się szukaniem pracy w Krakowie albo w Warszawie. Muszę to jeszcze przemyśleć. Rafał przenosi się od czerwca do Warszawy, więc jak coś, to już bym tam miała kogoś znajomego, zawsze to łatwiej, ale nie wiem, czy jestem gotowa na życie w tym wielkie mieście. Muszę to przemyśleć. Dlatego też rodzinny domek będzie na to idealnym miejscem, a i mama się ucieszy, że posiedzę parę dni na tyłku.

A no tak, bym zapomniała. Gratuluję występu/udziału, nie wiem, jak to nawet nazwać, w „Zuroczeni”. Przynajmniej już teraz jestem na sto procent pewna, że pod względem matrymonialnym nie trafiam w Twoje gusta pod żadnym względem. Jakoś mnie to nawet nie dziwi. W ogóle ile oni Ci musieli zapłacić, żebyś zrobił z siebie takiego pajaca? Nie chcę Cię obrażać ani ujmować Twojej pracy, ale to było żenujące. Na pokaz, sztuczne i… ech, nawet nie warto tego komentować. Myślę, że czasem lepiej nie brać udziału w jakimś programie — a Ty stałeś się idealnym tego przykładem.

Tak się po obejrzeniu programu zaczęłam zastanawiać, kim Ty jesteś, albo raczej na kogo się kreujesz. Stand-uper, aktor, model, gwiazda social mediów, gwiazda telewizji? Co Ty chcesz osiągnąć? Twoja kariera nie idzie w dobrą stronę, chwytasz się wszystkiego i zaraz zobaczysz, dojdzie do tego, że będziesz znany z tego, że jesteś znany i potrafisz się ładnie uśmiechać na ściance, to nie jest dobra droga dla Ciebie.


Luty

Idzie wiosna. Kawa smakuje najlepiej o tej porze, na balkonie, pod kocem. Mam to szczęście, że Olga jest posiadaczką dużego balkonu, z którego jak tylko mogę, to korzystam. Chciałam pójść na Twój występ, ale znów się rozminęliśmy. Oddycham pełnym smogu krakowskim powietrzem i zastanawiam się, dlaczego ja cały czas na coś czekam. Nadal. Wciąż. Zauważyłam, że największe niebezpieczeństwo jest wtedy, kiedy zbyt długo zostaję sama. Idealnym przykładem jest weekend wolny od grania. To jest czas na regenerację i odpoczynek zarówno ciała, jak i umysłu, a ja tworzę w swojej głowie jakieś niepotrzebne scenariusze. Aktualnie jestem na etapie rozkminiania, czy aby na pewno dobrze zrobiłam, rezygnując z kolejnego sezonu. A co, jeśli nie znajdę pracy? Nie no, przecież w Krakowie jest dużo ofert. Ale czy ja chcę znowu pracować w kawiarni, na barze albo jako sprzątaczka? Nie mam zawodu, nie mam studiów, na rynku pracy jestem nikim. Boję się złożyć papiery do szkoły aktorskiej, chłopcy twierdzą, że psychicznie zostanę tam zniszczona i jeśli nie jestem pewna, w którą stronę chcę iść w życiu, to nie ma co sobie zdrowia marnować. Chciałabym, żeby te pytania i rozterki zniknęły, bo przecież zawsze się jakoś układa. Może jednak byłoby lepiej zapisać się na jakieś studia? Jakiekolwiek, żeby mieć jakiś papierek na przyszłość. Ale czy to ma sens, czy to nie będzie marnowanie czasu i pieniędzy? Nie wiem. Łyk kawy, już się trochę uspokajam. Drugi łyk kawy, zasypiam na balkonie. Już jest dobrze. Będzie dobrze.

Budzę się. Świat nadal taki piękny jak przed zaśnięciem. Jest dobrze, już jest dobrze.

Marzec

Jakoś dziwnie ucichły Twoje social media. Czyżby jakiś nowy, tajemniczy projekt? Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Brakuję mi trochę tej Twojej roześmianej buźki, dodaj jakiegoś posta, relację czy coś.

Marzec

Okej, jednak nie będzie odpoczynku, ale jakby nie patrzeć to dobrze. Słuchaj, nie uwierzysz, aleeeee (uwaga, tu sobie wiesz, wyobraź, że grają werble) dostałam rolę w serialu!!! Będę grać młodą dziewczynę, która postanawia po skończeniu liceum wstąpić do zakonu. Jest bardzo wierząca i pewna swoich zamiarów, ale w kolejnych odcinkach na jej drodze pojawia się chłopak, bardzo w niej zakochany, i postanawia wszelkimi sposobami zatrzymać ją przy sobie. Nie wiem, czy to nie będzie kolejny idiotyczny serial na polskim rynku, ale nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo się cieszę. Może to nie jakaś duża rola, ale przez to, że gram córkę głównej bohaterki, mam kontrakt na cały sezon. Nie znam jeszcze obsady, ale zapowiada się cudowna przygoda. Próbne zdjęcia startują w maju, więc idealnie — skończę sezon w teatrze i zacznę coś nowego, już się nie mogę doczekać!

Marzec

Z początkiem kwietnia miała zastąpić mnie nowa dziewczyna, a Rafała — nowy chłopak, ale nie wyrobili się z nauką przedstawień, więc wzięliśmy jeszcze kilka grań na pierwsze dwa tygodnie kwietnia. Zawsze to dodatkowe pieniądze, a dwa tygodnie odpoczynku na wsi zupełnie mi wystarczą. Jeszcze nikomu w domu nic nie mówiłam o nowej pracy, ale poczekam te parę tygodni, powiem im osobiście. Zawsze to lepiej taką wiadomość przekazać na żywo niż przez telefon, tak mi się przynajmniej wydaje.

Korzystamy z tych ostatnich wspólnych tygodni razem, jak tylko możemy. Dużo śmiechu, rozmów, długich spacerów, pysznych obiadów. Coś się kończy, ale coś się też zaczyna. Z jednej strony jest mi przykro, że ta przygoda dobiega już końca, ale z drugiej strony wiem też, że gdybym została na kolejny sezon, to po prostu mogłabym się nudzić i szukać dziury w całym.

Będzie dobrze, musi być.

Kwiecień

Jest piękna pogoda, idealna do leżenia na kocu w ogródku. Odpoczywam, dużo śpię, czytam, rozmyślam, jeżdżę na rowerze, chodzę na długie spacery. Astor zdecydowanie będzie miał mnie dość po tych dwóch tygodniach. Mama się trochę zmartwiła na wieść o serialu, chyba do końca miała nadzieję, że znudzi mi się wielki świat i wrócę na wieś, pójdę pracować do fabryki i będę udawała, że jestem szczęśliwa. No tak to nie działa. Inni w domu się cieszą podobnie jak mama… Niestety, ale nie mogę być wszędzie, nie mogę być dla każdego. Nie każdy może być dla mnie. Ciekawe, co by na to wszystko powiedział tata, ale tego się raczej nie dowiemy.

Pożegnanie z chłopakami było huczne, oj, i to bardzo. Pojechaliśmy na dwa dni w góry. Będę za nimi tęsknić.

Maj

Nadal nie mogę uwierzyć w to, że pracuję dla największej stacji telewizyjnej w naszym kraju. To jest jak sen. Dostałam wczoraj scenariusz, za trzy dni mamy pierwsze próby, nie mogę się doczekać zapoznania z całą ekipą, a szczególnie poznania mojego partnera, z którym ma mnie coś łączyć. To jest tak ekscytujące, że od tygodnia chodzę roześmiana od ucha do ucha, a Olga ma już chyba dość mojej gadki o tym wszystkim. Tak coś myślę, że chyba na pewno…

Chłopcy odzywali się z trasy, przydzielili im dziewczynę koło trzydziestki, mówią, że jest spoko, ale tęsknią za mną. Podobno jest sztywna i nie rozumie ich wieśniackich tekstów. Jakoś mnie to nie dziwi. Za Rafała gra jakiś czterdziestolatek, jak na razie próbują się z nim dotrzeć.

Maj

Myślisz, że zagramy kiedyś w filmie, z którego będą nas znać nawet za sto lat? Nie mówię, że musimy zagrać w tym samym, ale no wiesz. Siedzę teraz w kawiarni, słucham Audrey Hepburn i poczułam takie pragnienie — pragnienie pozostania zapamiętaną. To nie musi być cykl filmów albo seriali czy sztuk teatralnych. To może być jedna rola, o której będą wszyscy mówić, o której będą pamiętać. Myślisz, że jesteśmy takimi ludźmi? Godnymi uwagi ludzkości? To niesamowite, jak aktorzy potrafią wcielić się w rolę i wszyscy ich za to kochają. Kogo chciałbyś zagrać? Ja chciałabym kiedyś mieć szansę być złodziejką, policjantką, księżniczką, zbuntowaną nastolatką. Zagrać w horrorze i w idiotycznej amerykańskiej komedii romantycznej. Wiem, wiem, dużo tego, ale co, poszaleć z marzeniami sobie można, nikt nam przecież tego nie zabroni.

Maj

Napisałam piosenkę albo wiersz. Trudno określić, co to jest, ale chciałam, żebyś to przeczytał.

„Proszę Pana, ja wysiadam”


Proszę Pana, ja wysiadam.

Ja tak dalej nie chcę bawić się.

Ten pociąg…

On nie dla mnie, to nie, nie kierunek ten.

Pan myśli, że ja Pana kocham,

że za Panem, to ja nie wiem gdzie.

Pan jest w błędzie, proszę Pana,

Pan w błędzie wielkim jest.

Ja czekałam. A Pan z nią, nie wiadomo gdzie.

Panu tak jest lepiej, proszę Pana, ja dla Pana nie liczę się.

Nie napiszemy swojej historii,

nie spędzimy godzin przy kawie,

rozmów długich nie będzie,

światła zgasną, a smutek pozostanie.

Nie pójdziemy razem do kina,

nie zobaczysz, jak się uśmiecham, jak płaczę i jak tęsknię,

jak co noc spoglądam w gwiazdy.

Proszę Pana, Pana nie będzie.

Proszę Pana, Pana tu nie ma.

A ja nie wiem, nie wiem czy ja chcę…

Proszę Pana, ja wysiadam.

Ja tak dalej nie chcę bawić się.

Proszę Pana, ja Pana kocham.

Czy Pan tego nie rozumie… nie…

Proszę Pana…

Proszę Pana…

Nawet napisałam do tego melodię. Napisałam. Nagrałam sobie na dyktafonie, jak to śpiewam. Brzmi całkiem nieźle. Jak doda się do tego odpowiednią interpretację, pauzy, westchnienia, to jest ładnie.


Maj

Mam jeszcze jeden. Wiersz, piosenkę — zwał, jak zwał.

Kupiłem Ci beczkę szczęścia.

Wypiłaś na Różanej.

Hej, dziewczę, chcesz łyka tej słodkiej kawy?

Spoglądam w niebo i widzę w nim Ciebie.

Gołębie wirują w tańcu nad wieżą Kościoła Mariackiego.

Pamiętasz ten dzień?

Wiatr owiewał nasze skąpo ubrane ciała,

a my nieporadnie rozmawialiśmy ze sobą

o gwiazdach blednących, gdy słońce wita dzień.

Miałaś czerwoną sukienkę, ja — zielone spodnie.

Jedno spotkanie, jeden uśmiech, jedno rozczarowanie.

Kupiłem Ci beczkę szczęścia.

Wypiłaś na Różanej.

Hej, dziewczę, chcesz łyka tej słodkiej kawy?

Twój oddech złamany.

Twój dotyk…

Hej, dziewczę, pójdziemy napić się słodkiej kawy?

Na Brackiej padał deszcz.

Na Różanej — bruk zalany moimi łzami.

Hej, dziewczę,

czarna na podwójnym espresso z syropem malinowym?

Kupiłem beczkę szczęścia.

Rozlałem na Różanej.

Hej, dziewczę, już nie chcę pić z Tobą słodkiej kawy.

Maj

No nie wierzę. Nie wierzę! Czy Ty musisz być wszędzie? No żeż. Ten plan to miał być MÓJ plan, nie NASZ — MÓJ!

Okej, może trochę za nerwowo reaguję, przecież zawsze marzyłam o poznaniu Ciebie, spędzaniu z Tobą czasu, zaprzyjaźnieniu się. Nawet nie o miłości, ale chciałam stworzyć z Tobą jakąkolwiek prawdziwą relację. Nie wiem, nie rozumiem siebie. Nagle gdy Cię poznaję, zamiast się cieszyć, jestem na siebie wkurzona. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że będziemy grać razem. Tak, marzyłam o tym, ale to co innego. Kiedy marzenia się spełniają, coś pęka w sercu, zazwyczaj pęka radość, która rozlewa się po całym ciele, ale u mnie pękło coś innego. Jesteś teraz tak blisko, jakbyś wiedział, co do Ciebie czuję albo co mi się wydaje, że czuję, a tak naprawdę czy ja coś do Ciebie czuję? Nawet nie potrafię zdefiniować, co to jest. Jednostronna przyjaźń? Wymyślony przyjaciel, do którego piszę z nadzieją, że w końcu mi odpisze, a nawet nie wysyłam tych głupich listów?

Przynajmniej dobrze, że nie grasz Karola, bo to już by była przesada. Z drugiej strony zastanawiam się, czemu dostałeś tę rolę, rolę Kamila? Zawsze grałeś typowych lalusi, bad boyów, a tu nagle miły, wrażliwy chłopak, który jest zakochany w siostrze swojego najlepszego kumpla? Przed Tobą duże wyzwanie aktorskie. Swoją drogą nie wiem, jak dalej potoczy się akcja, ale jak na razie nie mamy za dużo wspólnych scen i teraz nie wiem, czy to dobrze, czy źle. W każdym razie jesteś o wiele przystojniejszy niż Karol, dla którego mam zrezygnować z zakonu. Kto dobierał obsadę?! No chyba, że akcja później potoczy się tak, że to dla Ciebie zrezygnuję. Polskie seriale lubią takie pokręcone akcje. W tych trzynastu odcinkach pierwszego sezonu mam wrażenie, że nic wielkiego z moją postacią się nie dzieje. Liczę na to, że cały serial nie jest taki nudny jak moje sceny, bo raczej oklasków i drugiego sezonu bym się nie spodziewała.

Maj

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 35.66
drukowana A5
Kolorowa
za 60.35