E-book
22.05
drukowana A5
45.1
Czas na Reiki

Bezpłatny fragment - Czas na Reiki

Objętość:
233 str.
ISBN:
978-83-8221-972-2
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 45.1

Dla wszystkich moich Uczniów

z wdzięcznością

za zaufanie i przyjęcie z moich dłoni cudu Reiki.

Dla wszystkich moich Nauczycieli

z wdzięcznością

za błogosławieństwo Reiki.

Wprowadzenie

Nigdy wcześniej nie planowałam pisania książki o Reiki, bo jest sporo publikacji na ten temat. Jednak z biegiem czasu odkryłam, jak wiele mitów i sporów krąży wokół tej energii. Opierając się na swoim trzydziestoletnim doświadczeniu zdecydowałam się wyjaśnić kilka najtrudniejszych aspektów i podzielić swoją własną praktyką. Tym bardziej, że to, co chcę przekazać, jest w pewien sposób unikalne, chociaż praktycy Reiki często między sobą o tym rozmawiają. Uchylam tutaj rąbka mistycznej wiedzy i pokazuję jak cudownie ta energia prowadzi człowieka duchową ścieżką.

Reiki jest przepiękną wielopoziomowo działającą energią, znaną najczęściej jako forma bioenergoterapii. Przynosi ulgę w wielu dolegliwościach, uzdrawia pozornie nieuleczalne choroby, pozwala ludziom dotykać cudu. To wspaniałe, móc doświadczać jej dobrodziejstwa. Jednak moja książka nie jest podręcznikiem z układami rąk i instrukcjami wykonywania zabiegów. Nie znajdziecie tutaj podstaw chińskiej medycyny oraz opisów czakr. Nie ma też omówienia działania znaków. Taką wiedzą dzielę się na kursach Reiki. Ta książka nie ma na celu zastąpić szkolenia. Zresztą tego typu książek o Reiki jest mnóstwo. Moja jest inna…

Zwracam w niej uwagę na zmiany zachodzące na świecie w obecnym czasie. Widzę wyraźną zbieżność pomiędzy energetycznym wzrostem Ziemi, a działaniem Reiki. Uważam, że nieprzypadkowo metoda ta została odkryta na nowo przez Mikao Usui na początku XX wieku. Do chwili obecnej stała się popularna na całym świecie, a praktycy tej pięknej sztuki znajdują się na wszystkich kontynentach i zapewne we wszystkich krajach. Wzrost wibracji naszej planety wiąże się z silnym oczyszczaniem, a to niesie ze sobą mnóstwo trudnych doświadczeń. Epidemie, kataklizmy, pożary i susze. Reiki pozwala nam przetrwać. Reiki pomaga nam wznosić swoje wibracje i dostrajać się do Ziemi. A wreszcie — Reiki jest najlepszą znaną mi metodą uzdrawiania sytuacji, problemów, łagodzenia skutków suszy czy epidemii. Jest najpiękniejszym darem, jaki otrzymaliśmy na ten niełatwy czas od Najwyższego Źródła.

Sama również korzystam z dobrodziejstwa uzdrawiania ciała z pomocą Reiki. Dotykiem dłoni w ciągu 30 sekund usuwam sobie rozmaite bóle. Trudno nie doceniać takiego daru. Jednak od dawna czuję, że procesy zachodzące w naszych tkankach są tylko potwierdzeniem czegoś o wiele większego i ważniejszego. Podobnie jak fakt, że praktykujący buddysta unosi się w powietrzu. Oświeceni lamowie zdają się zaprzeczać prawom grawitacji i zarządzać pogodą, ale jednocześnie wiedzą doskonale, że to tylko drobny dowód wielkich i ważnych procesów zachodzących w ich umyśle i duszy. Potwierdzenie ich wewnętrznej mocy.

Reiki pozwala nam dotykać tej mocy. Pozwala wchodzić głębiej w istotę własnej boskości i prowadzi z największą mądrością duchowymi ścieżkami. Jeśli poprosimy — pozwoli nam ominąć wszelkie duchowe pułapki. Jawi się jako najlepszy, bezstronny przewodnik na drodze wewnętrznego wzrastania. Przewodnik prosto z Najwyższego Źródła. Jest to wspaniałe narzędzie dla kogoś, kogo interesuje rozwój i zmiany zachodzące na Ziemi. Można zatem właśnie po to zaprzyjaźnić się z Reiki: aby być duchowo prowadzonym. Można i po to, by robić uzdrawiające zabiegi. A można korzystać z jednego i drugiego. Nie ma tu ograniczeń.

Nie jestem i nie byłam bioterapeutką, pomimo tego udało mi się pomóc wielu osobom i przyczynić do uzdrowienia setek przypadków. Przyczynić — ponieważ to nie ja uzdrawiam, tylko ta inteligentna energia. Opowiadam tu o tym, jak wielka jest moc tej potężnej siły i próbuję pokazać, że jest ona dostępna dla każdego. Nie tylko dla zawodowych uzdrowicieli, ale dla każdego, kto z odwagą wchodzi w zmieniający się duchowo świat. Wystarczy chcieć, a złote światło Reiki wypełnia nasze dłonie i prostuje nasze życiowe ścieżki.

To książka przede wszystkim dla praktyków tej pięknej sztuki, głównie dla moich wspaniałych uczniów. Dopowiadam w niej i powtarzam sporo informacji przydatnych do czerpania z mocy Reiki na co dzień. Odkrywam tu bardzo głęboki aspekt duchowy pracy z energią i piszę o tym wszystkim, co jest najczęściej całkowicie pomijane lub zaznaczane jednym krótkim rozdziałem w większości książek o Reiki. Dla mnie praca z energią to wspaniała duchowa ścieżka, a uzdrawianie ciała i rozmaitych dolegliwości jest tylko efektem dodatkowym.

Zaangażowani, wieloletni praktycy Reiki odnajdą tu potwierdzenie swoich doświadczeń. Świeżo upieczeni adepci — odpowiedzi na wiele pytań, które pojawiają się wraz z nowymi przypadkami. Natomiast ci, którzy nie są zainicjowani w Reiki, znajdą tu dla siebie podstawowe informacje o tym czym jest praca z energią, jakie przynosi korzyści, dlaczego warto mieć Reiki i jak bardzo wzbogaca ona nasze życie emocjonalne i duchowe.

Być może największym walorem tej książki są przekazy z Kronik Akaszy, którymi starałam się zilustrować swoją opowieść o pracy z energią. To coś unikalnego, czego nie znajdziemy w innych podręcznikach do Reiki. Moi Mistrzowie chętnie opowiadają mi o mocy tej metody, a robią to z poziomu mądrości nieodstępnej dla człowieka. Właśnie dlatego zdecydowałam się napisać tę książkę, aby pokazać Wam, że Reiki to coś więcej niż czakry, meridiany i przykładanie dłoni.

Moja droga

W większości znanych mi lektur, autor szeroko opisuje swoje życie, które doprowadziło go tego ważnego punktu. Punktu, w którym powstaje jego książka. A ja chyba wcześniej o tym nie pisałam, chociaż wydałam już sześć książek. Tymczasem sens i skuteczność Reiki jest potwierdzona przede wszystkim moim własnym doświadczeniem. Moja opowieść powstaje wyłącznie po to, aby pokazać Wam cudowną metodę uzdrawiającą życie. Dlatego piszę tu historię o moim zdrowiu i o tym, jak w praktyce działa ta piękna energia.

Urodziłam się z chorobą serca, która od dziecka nie pozwalała mi na żaden większy wysiłek. Przechodziłam rozmaite badania, bywałam w szpitalu, brałam jakieś zastrzyki. Ponadto nie uprawiałam też sportów i nie biegałam za dużo, moi rodzice bardzo tego pilnowali. Jednak poza tym czułam się zupełnie normalnie. Jako nastolatka z radością chodziłam po górach i radziłam sobie zupełnie nieźle. Pierwsze trudności z sercem pojawiły się, kiedy zaszłam w ciążę. Musiałam rodzić przez cięcie cesarskie. Kolejna ciąża nasiliła problemy. Kilka razy trafiłam na pogotowie i do szpitala. Moje serce słabło. Po urodzeniu drugiej córeczki było mi coraz trudniej funkcjonować. Kardiolog orzekł, że wymagana jest natychmiastowa operacja. Jeśli się na nią nie zdecyduję, nie przeżyję.

A ja nie chciałam poddawać się operacji. Cieszyłam się macierzyństwem, karmiłam mojego maluszka piersią i nie chciałam rezygnować z tej radości. Bałam się. Podobnie jak Hawayo Takata — o istnieniu której wówczas nie miałam pojęcia — nie chciałam operacji. Wierzyłam, że można inaczej. Kiedy kardiolog naciskał na mnie, aby ustalić datę zabiegu, wykręcałam się żartując, że czekam na cud. Usłyszałam wtedy, że cudu nie będzie. Ale ja wróciłam do domu i udawałam, że jestem zdrowa.

Chorobom serca towarzyszą lęki. Nie musiałam przechodzić depresji, by mocno się we mnie zakotwiczyły. Każdy, kto miał do czynienia z lękami, wie doskonale, jak bardzo potrafią obrzydzić życie i umęczyć człowieka. Prawdę mówiąc to z powodu silnych ataków paniki trafiłam kilka razy na pogotowie, ale każdy lekarz skupiał się na mojej wadzie serca i ciśnieniu, które było tak niskie, jakbym miała umrzeć. Całkiem przypadkowo ktoś wreszcie podał mi słabą tabletkę na uspokojenie i wszystkie dramatyczne objawy ustąpiły, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Od tamtej pory moja lekarka przepisywała mi leki wyciszające, dzięki którym mogłam żyć w miarę normalnie. Musiałam jednak brać je codziennie, aby budzić się bez bólu.

Wkrótce potem, moja koleżanka poprosiła mnie, żebym poszła z nią do jakiegoś bioterapeuty, którego adres dostała od swojej mamy. Od kilku lat bezskutecznie starali się z mężem o dziecko, a ów terapeuta podobno uzdrawiał wszystkie choroby. Nie chciała iść sama. Zgodziłam się bez wahania, bo wcale nie czułam się dobrze. Serce dokuczało mi coraz bardziej. Pomyślałam, że być może ten uzdrowiciel będzie umiał mi pomóc. Na pewno była to dla mnie lepsza perspektywa niż stół operacyjny. Nie miałam przecież nic do stracenia.

W ten sposób pierwszy raz doświadczyłam Reiki. Bioenergoterapeuta, do którego poszłyśmy z koleżanką, okazał się bardzo miły i jeszcze bardziej skuteczny. Moja koleżanka niebawem zaszła w ciążę, a ja po zrobionym przez niego zabiegu całkowicie wyzdrowiałam. Zapewne fizycznie nie było to takie jednoznaczne, ale po wyjściu z gabinetu czułam się jak nowo narodzona. Odstawiłam też tabletki uspokajające, bo budziłam się radosna i szczęśliwa. Zapomniałam całkiem, co to jest lęk. Tak działa Reiki.

Tu też zaczyna się moja prawdziwa reikowa ścieżka. Bioterapeuta, z którym później bardzo się zaprzyjaźniłam, polecił mi podczas tego pierwszego spotkania udział w seminarium Reiki, które we Wrocławiu prowadził Mistrz Jan Peterko. Dostałam ulotkę z dokładnymi informacjami, gdzie odbywa się to spotkanie i czym w ogóle jest sztuka Reiki. Zupełnie nie miałam pojęcia, o co chodzi, ale czułam się tak cudownie uzdrowiona, że zdecydowałam się skorzystać. Zgodnie z ulotką mogłam po tym kursie przykładać też ręce innym i ich uzdrawiać. Jakież to było fascynujące!

Z perspektywy czasu mogę dodać pewną magiczną ciekawostkę. Otóż mój bioterapeuta nie rozdawał żadnych ulotek. Miał tylko jedną, swoją. Mojej koleżance nic takiego nie zaproponował. Dużo później, kiedy się zaprzyjaźniliśmy, dowiedziałam się, że zobaczył to w mojej przyszłości, w moim życiu — bycie Mistrzynią Reiki, ogromne ukochanie Reiki. Był po trosze jasnowidzem i dzięki temu jedną ulotką mógł zmienić całe moje życie w niesamowity sposób.

Kilka dni po mojej wizycie u bioterapeuty odwiedził nas znajomy, kolega mojego męża, Wiesiek. Zobaczył tę ulotkę i zaciekawił go opis metody Reiki. Zaproponował, że wybierze się ze mną na to seminarium. Dołączyła do nas jeszcze moja sąsiadka, również zaintrygowana informacjami o kursie tajemniczej metody o japońskiej nazwie. We troje uczestniczyliśmy w pięknym szkoleniu, które fantastycznie poprowadził Mistrz Jan Peterko. Do legendy przeszła historia Wieśka, która cudownie pokazuje, jaką moc ma energia Reiki i jak wspaniale podnosi nam energię, oczyszczając emocje.

Na kurs dotarliśmy zupełnie nie przygotowani finansowo, ponieważ na ulotce nikt nie podał ceny szkolenia. Obie z koleżanką zapłaciłyśmy tylko koszty organizacyjne i ustaliłyśmy z prowadzącym, że właściwą opłatę wniesiemy następnego dnia. Natomiast Wiesiek poprosił Mistrza o pozwolenie na darmowe skorzystanie z kursu. Udowadniał, że nie ma tyle pieniędzy, ponieważ ma na utrzymaniu żonę i dzieci, a jednocześnie bardzo chce nauczyć się pracy z energią. Mistrz Peterko zgodził się na to.

Seminarium trwało dwa dni. Drugiego dnia Wiesiek przyszedł na szkolenie pierwszy. Przyniósł nie tylko pełną opłatę za kurs, ale też kilka kilogramów wspaniałych jabłek dla wszystkich czterdziestu uczestników szkolenia. Zrobił to z radością i chęcią, a nie z powodu jakiegoś poczucia, że tak trzeba. Pieniądze fizycznie zawsze gdzieś są. Wiesiek wykorzystał pewną kwotę odłożoną na urlop i stwierdził, że Reiki jest cenniejsza niż wszystkie wakacje świata. Cała ta opowieść jest częścią naszej wrocławskiej legendy Reiki. Opowiadam ją, bo czuję jej sens w sobie bardzo mocno. Dla mnie to szkolenie było najpiękniejszym darem od wszechświata.

Na zrobienie opłaty za szkolenie wykorzystałam pieniądze przeznaczone na inny cel i nigdy przenigdy, ani przez moment tego nie żałowałam. Inwestycja w Reiki to najlepiej wydane pieniądze w moim życiu. Za doprawdy niewielką kwotę otrzymałam boską moc uzdrawiania siebie i innych, otworzyłam nowy magiczny rozdział swojego życia i weszłam z nowymi umiejętnościami w duchowy rozwój. To dzięki Reiki zaczęłam widzieć niewidzialne, odczuwać to, o czym ludzie nie mają pojęcia i jednym dotknięciem likwidować u siebie rozmaite dolegliwości. Bardzo szybko zrobiłam drugi stopień i rozkochałam się w Reiki, czyniąc z niej najważniejszą ścieżkę mojego życia. Marzyłam o tym, by zostać Mistrzynią i móc inicjować innych.

Przez najbliższe kilkanaście lat byłam naprawdę zdrowa. Moje serce sprawowało się idealnie. Kiedy pozwoliłam sobie na kontrolną wizytę u sympatycznego kardiologa, wprawiłam go w osłupienie. Wada serca była co prawda widoczna na badaniach, ale nie była duża. A moje samopoczucie było naprawdę doskonałe. Kiedy odpowiadałam na te wszystkie pytania, czy męczę się wchodząc po schodach, czy mnie boli w klatce piersiowej — cały czas się uśmiechałam i zapewniałam lekarza, że wszystko jest idealnie. Nie chciałam mu mówić o tym, że robię Reiki. Chciałam usłyszeć prawdę o swoim zdrowiu. Pozostawiłam kardiologa w przyjemnym zdziwieniu, że cuda jednak istnieją.

W tym czasie mój brat poważnie chorował. Często robiłam mu pełne zabiegi i chociaż wykonywałam wówczas mnóstwo terapii rozmaitym innym osobom, to właśnie mój brat nauczył mnie najwięcej. Praktyka czyni mistrza, a ja wtedy właśnie dorastałam do mistrzostwa. Nie znając niemal zupełnie szczegółów chińskiej medycyny ani anatomii, wyprowadzałam mojego brata na prostą, kiedy już, już chciał przejść na inną stronę bytu. Moje dwa stopnie Reiki i podstawowa wiedza otrzymana od nauczyciela wystarczała mi absolutnie. Pamiętajcie o tym proszę, kiedy ktoś zechce Was przekonać, że do zrobienia Reiki musicie znać przebieg meridianów albo jakieś tajemnicze punkty na ciele, czy korelacje między czakrami. Nic nie musicie. Doszłam do takiej perfekcji, że umiałam określić poziom cukru we krwi u mojego brata trzymając go przez chwilę za stopy. Reiki otwiera w nas takie niesamowite zdolności, o jakich nam się nawet nie śniło.

Ciekawym doświadczeniem było kolejne uzdrowienie mojego brata w momencie wielkiego kryzysu. To był wieczór, kiedy lekarze zalecili mojej mamie, aby pożegnała się z synem. Powiedzieli, że może nie przeżyć nocy. Pracowałam z Reiki na odległość chyba niecałą godzinę. Może trochę dłużej. Nazajutrz dowiedziałam się, że mój brat czuje się znakomicie, zjadł ze smakiem śniadanie i szykuje się do wypisu ze szpitala. Można doświadczać cudu? Można. W życiu reikowca to chleb powszedni.

Innym razem, kiedy mój brat leżał przez dwa miesiące w szpitalu, bywałam u niego codziennie i robiłam mu zabiegi. Brat leżał w pięcioosobowej sali. Nikogo poza nim nie dotykałam, ale widziałam unoszącą się wszędzie złotą energię. Dla tych, którzy nie widzą takich rzeczy, dopowiem, że Reiki w pomieszczeniu może wyglądać jak stare złoto, zawisające pod sufitem błyszczącymi chmurami przypominającymi złocone wzorzyste koronki. W czasie inicjacji natomiast energia najczęściej dokłada do złota tęczowe pasma. Kiedy robię zabiegi, to pod powiekami widzę również tęczowe i złote spływające fale.

Któregoś dnia pielęgniarka opiekująca się moim bratem powiedziała do mnie: „Nie wiem, co pani tam czaruje, ale proszę to robić, bo odkąd pani przychodzi do brata, wszyscy na tej sali szybko zdrowieją i wychodzą do domu”. Rzeczywiście, dzisiaj wiem, że z energii korzystają także osoby, które znajdują się w pobliżu przekazującego Reiki, a sama energia lubi wypełniać pomieszczenia, w których często są robione zabiegi. To się wyraźnie czuje, kiedy wchodzimy do gabinetu, w którym ktoś robi Reiki. Powietrze jest tam kryształowo rześkie, choćby pokój nie był wietrzony od roku. Miękka ciepła energia otula każdego, kto wchodzi do takiego pomieszczenia.

Ale uwaga — dotyczy to tylko czystego Reiki. Terapeuci pracują z różnymi metodami. Niczego nie krytykuję, ale w wielu gabinetach i miejscach uzdrawiania czułam się fatalnie. Nie lubię też bywać na targach uzdrawiania wypełnionych stoiskami, gdzie za cienką zasłonką lub nawet bez — wróżą wróżki, a terapeuci wykonują zabiegi rozmaitymi metodami. Energia jest tam ciężka i brudna. Błyskawicznie robi mi się duszno, więc jeśli nie muszę — nie chodzę w takie miejsca.

Znajomość Reiki uwrażliwiła mnie na energię. Widzę, jak miejsca przesiąkają radością, lekkością, światłem, ale i trudnymi emocjami, problemami czy cierpieniem. Kiedy po drugim stopniu Reiki wróciłam do domu, zobaczyłam, jak z jego ścian wypływa szara maź. Mieszkałam wówczas w starym, zagrzybionym, powojennym budynku. Bardzo szybko się stamtąd wyprowadziłam, ponieważ zobaczyć coś takiego, to nie to samo, co poczytać o negatywnym wpływie wilgotnych ścian. Widzenie lub odczuwanie energii bywa trudne, ale jest też czasem przydatne. Warto czasem widzieć więcej, aby nie przebywać w miejscu, które jest wypełnione czymś niekorzystnym dla nas.

We Wrocławiu istniała dosyć długo grupa praktyków Reiki skupiona wokół jednego z nauczycieli, ucznia Jana Peterko, mogliśmy więc dzielić się doświadczeniami. Takie rozmowy wzbogacają niebagatelnie nasz odbiór energii, ponieważ umacniają nas w tym, co czujemy, a nasze osobiste obserwacje otrzymują potwierdzenie. Wierzę, że te wszystkie spotkania były bardzo ważnym elementem wzrastania każdego, kto w nich uczestniczył, chociaż oczywiście nasze ścieżki okazały się finalnie bardzo różne. Stamtąd jednak wynieśliśmy bardzo dużo konkretnej wiedzy.

Reiki działa fenomenalnie. Działa zawsze. Jednak nie każdy zdrowieje, ponieważ choroba jest dla nas lekcją. Pokazuje nam obszary w duszy, które wymagają uzdrowienia. To psychika jest matrycą, ciało ją tylko kopiuje. Jeśli wnętrze jest naprawdę szczęśliwe, ciało funkcjonuje idealnie. Jeśli cierpimy z powodu rozmaitych kompleksów czy doświadczeń, zaczynamy chorować. Zaletą Reiki jest to, że działa wielopłaszczyznowo i na poziomie drugiego stopnia pomaga nam uzdrawiać rozmaite urazy, żale, pretensje, jeśli tylko damy na to przyzwolenie. Nie zawsze dajemy.

Gdyby moje życie było pianką z ptasiego mleczka, byłabym niezmiennie zdrowa do dzisiaj. Reiki zasilała mnie wystarczająco, abym spokojnie cieszyła się każdym dniem. Jednak przyszłam tu na Ziemię z paskudnymi karmicznymi lekcjami. Zbankrutowaliśmy z mężem. Straciliśmy wszystkie pieniądze. Straciliśmy mieszkanie. Mój związek zaczął się sypać, pomimo moich starań i mojej niegasnącej miłości. Przeszłam przez piekło, do którego nie chcę wracać nawet w opowieściach. Przeżyłam i przetrwałam wyłącznie dzięki Reiki. I dzięki wszystkim moim reikowym przyjaciołom, którzy w tym trudnym czasie wspierali mnie energią.

W tamtym okresie nikt nie nauczył mnie najważniejszego: miłości do siebie. Całymi dniami pracowałam z energią, wybaczałam w kółko pewnej złej osobie, która nas niszczyła i nękała, powtarzałam afirmacje bogactwa i dziwiłam się, że nic się nie zmienia i nie uzdrawia. I chociaż to książka o Reiki, a nie o psychologii, to chcę w tym miejscu wyraźnie przypomnieć wszystkim: najważniejsze jest kochanie samego siebie. Cała reszta to tylko dekoracje. Nie wiedziałam tego. Byłam coraz bardziej nieszczęśliwa. Czułam się coraz gorzej. I miałam świadomość, że każdy zabieg Reiki pomaga mi tylko trochę wydostać się na powierzchnię, abym zaczerpnęła powietrza i całkiem nie zatonęła. Tak postrzegałam swoje życie. Reiki ratowało mnie, a ja uparcie zanurzałam się pod powierzchnią i ginęłam.

Prawda oczywiście jest głębsza. W tym czasie pobierałam bezcenne nauki i rozwijałam się wewnętrznie. Odbyłam między innymi praktyki buddyjskie z oświeconym nauczycielem, które bardzo mocno ustawiły mnie we właściwej energii i nauczyły rzeczy najtrudniejszej: akceptacji. Dostałam też dodatkowy prezent w postaci wzmocnionego odbioru i odczuwania rzeczywistości. Nauczyłam się uwalniać od rozmaitych cierpień i odzyskiwać spokój z pomocą buddyjskiej praktyki. I prawdopodobnie całe moje materialne doświadczenie też by stało się pozytywne, gdyby nie blokada w miłości do siebie. Innymi słowy: duchowo szybowałam w górę, w życiu doczesnym nic się nie zmieniało na lepsze. Nie cierpiałam, ale doświadczałam biedy, a moje ciało stawało się coraz słabsze.

Wtedy Reiki zaprowadziło mnie na ścieżkę Prosperity. Dokładnie i dosłownie — Reiki, ponieważ to poznany na szkoleniach Reiki znajomy zaprosił mnie na pierwszy taki kurs. Pamiętam też, że zorganizował go w naszej grupie zaprzyjaźnionych reikowców. Jak wspomniałam wcześniej — spotykaliśmy się we Wrocławiu systematycznie i byliśmy bardzo ze sobą związani sympatią. Mieliśmy też miłe miejsce do warsztatów udostępniane przez jedną z pań rozkochanych w Reiki. Czasem oprócz Reiki, organizowano tam właśnie inne zajęcia, na przykład kurs Dotyku Dla Zdrowia albo Brain Gym czy właśnie Prosperitę.

To nauka Prosperity uzupełniła brakujący kawałek i wyprowadziła mnie na prostą, poprzez podniesienie poczucia wartości. Kiedy pokochałam siebie mocniej, życie zaczęło się układać, a w związku zaczęłam doświadczać najpiękniejszych uczuć, jakie można sobie wyobrazić. To trwa do dzisiaj. Jedyny obszar, z którym nie mogłam sobie nadal poradzić, to moje ciało, które stawiało opór, chociaż wejście w miłość bezwarunkową na pewno zatrzymało pogłębianie się choroby.

Kiedy poprosiłam Siły Wyższe o podpowiedź, pojawiła się sugestia zrobienia trzeciego stopnia Reiki. Poszłam za tym głosem i z rąk Mistrza Arkadiusza Lisieckiego otrzymałam odpowiednią inicjację. Od tamtej pory jestem Mistrzem Nauczycielem. Spełniłam swoje wielkie marzenie, o którym na długi czas musiałam zapomnieć. Dla mnie to przede wszystkim był skok kwantowy w duchowym rozwoju. Reiki działa na wielu poziomach. Opisuję tu głównie historię swojego zdrowia, ale ta piękna energia cały czas wznosiła mnie duchowo i wyciszała emocjonalnie. Odkąd stałam się Mistrzem, zaczęłam inaczej reagować na życiowe problemy. Stale zadawałam sobie pytanie: ”jak zachowałby się Mistrz?”. Byłam też bardziej zrównoważona, pogodna i szczęśliwa.

Ale zaczęłam też każdego dnia robić sobie zabieg w intencji uzdrowienia serca. Wiedziałam, że cuda istnieją, wiedziałam, że Reiki zawsze pomaga, zatem cudu oczekiwałam. Tymczasem uzdrowienie pojawiło się w sposób dość prozaiczny — moje serce niemal z dnia na dzień odmówiło mi posłuszeństwa. Musiałam poddać się operacji, która finalnie pozwala mi całkiem nieźle funkcjonować. Wiem, że to energia Reiki oddała mnie w ręce wspaniałego kardiochirurga, który nie tylko uratował mi życie, ale też zwrócił mi względną normalność tego życia. Czasem tak właśnie działa Reiki — prowadzi we właściwą stronę we właściwym czasie. Cud działania Reiki może zamanifestować się przez kontakt z dobrym lekarzem albo przez skuteczny lek czy znaczącą operację. Dlatego pamiętajcie, by nigdy nie rezygnować z tradycyjnej medycyny.

Nie czuję się rozczarowana, że jednak musiałam poddać się takiemu zabiegowi. Przede wszystkim te dwadzieścia lat zmieniło w medycynie bardzo dużo. Gdybym posłuchała lekarza w młodości, cierpiałabym i prawdopodobnie przeszłabym nawet kilka operacji. Medycyna nie była wówczas gotowa na to, by mi skutecznie pomóc. Ale cały czas się rozwija, dlatego kiedy wreszcie trafiłam na stół mądrego kardiochirurga, dostałam prawdziwą pomoc i gwarancję, że moje serce wytrzyma jeszcze bardzo długo. Jestem ogromnie wdzięczna Reiki za te wszystkie lata życia w zdrowiu i dobrym samopoczuciu. Otrzymałam od Reiki dwadzieścia lat na pracę nad sobą. To dużo.

Od czasu operacji minęło wiele czasu. Jednak dla tej historii ważny jest jeszcze jeden element. Moja przyjaciółka zobaczyła w moim energetycznym sercu drzazgę. Ślad z innego wcielenia. Po operacji przez trzy miesiące pracowałam z uzdrowieniem tego aspektu — głównie pracowałam z energią i Fioletowym Płomieniem. Rozświetlałam serce, wybaczałam sobie i innym, wypełniałam tę czakrę energią Reiki. I zrobiłam to skutecznie, ponieważ drzazga zniknęła. To ważne, aby usuwać energetyczne i emocjonalne wzorce choroby, ponieważ nasze fizyczne ciało tylko odzwierciedla te subtelne matryce.

W 2019 roku skończyłam kurs Konsultanta Kronik Akaszy. To kolejne fenomenalne narzędzie, z którego korzystam niemal codziennie i które bardzo pomaga mi w rozwoju i uzdrawianiu siebie na wszystkich poziomach. Teraz łączę Reiki z Akaszą i efekty przechodzą moje najśmielsze oczekiwania, potwierdzając jednocześnie, że podniesienie wibracji ma wpływ na moc i skuteczność energetycznego przekazu. W mojej rzeczywistości Reiki jest wzmacniana zatem przede wszystkim duchowością, a nie wiedzą o chińskiej medycynie czy specyficznych układach dłoni bądź gestach. Praca z Reiki może być bowiem oddawana w pewien sposób Wyższej Sile. Jako metoda na wskroś duchowa działa w mocy powierzenia i oddania prowadzenia. To chyba najwyższy dostępny człowiekowi rodzaj działania. Tak to widzę i tak pracuję. To moja droga.

Jestem dzisiaj szczęśliwą, kochaną i spełnioną kobietą. Poukładałam wiele swoich spraw i odnajduję mnóstwo satysfakcji z pracy z Reiki. To nie tylko przyjemność i błogość. To także inspiracja i zachwyt. To także niegasnące fale bezwarunkowej miłości. To skuteczność i ukojenie. Jestem ogromnie wdzięczna Reiki za te wszystkie lata zdrowia i dobrego samopoczucia, za codzienną pomoc i za każde nawet najdrobniejsze uzdrowienie.

Czym jest Reiki?

Dla tych, którzy nie są zainicjowani w Reiki i nie wiedzą, czym jest ta piękna energia, którą tak bardzo się zachwycam, kilka ogólnych informacji na temat metody. Reiki z definicji to japoński system uzdrawiania oparty na przekazywaniu energii. Energia Ki oznacza uniwersalną moc życia. Słowo to jest podobne znaczeniowo do słów: Prana, Mana, Baraka, Telesma, Chi… Uosabia wszechogarniającą siłę wszechświata, która zasila i ożywia wszystkie istnienia. Jest energią twórczą, budującą, wypełniająca Światłem, napełniającą radością, otwierającą na duchowy wymiar naszego życia. Reiki nie może nikogo skrzywdzić ani zranić, jest bowiem bezwarunkową miłością i niesie tylko Dobro.


Aby móc udzielać zabiegów Reiki, najpierw trzeba poddać się inicjacjom, które uruchamiają w człowieku umiejętność pobierania, gospodarowania i przekazywania energii. Taka umiejętność jest niezwykle trudna do samodzielnego wypracowania. Wymaga wielu lat skomplikowanej praktyki i pracy nad sobą. Metoda opracowana na początku XX wieku przez Mikao Usui jest dla nas niezwykle cenna, ponieważ umożliwia uzyskanie tej umiejętności w przeciągu bardzo krótkiego czasu. Jedna inicjacja trwa kilka minut. Wyjaśniam od razu, że inicjacja jest specyficznym rodzajem zabiegu Reiki i polega na uruchomieniu przepływu energii. Nie wymaga żadnych specjalnych przygotowań, poza rzecz jasna szczerą chęcią otwarcia się na nowe możliwości. Jest też zdecydowanie przyjemnym doświadczeniem.

Każdy z nas rodzi się z wpisaną w kod DNA umiejętnością samo uzdrawiania. Jest zatem Reiki częścią nas i naszym genetycznym dziedzictwem. Kiedy poddajemy się inicjacji, nie dostajemy czegoś obcego. Nazwa — brzmiące egzotycznie słowo — została nadana przez Japończyka Mikao Usui, który ponownie odkrył drzemiące od zawsze w człowieku moce samo uzdrawiania i przekazywania energii. Jest to coś bardzo ludzkiego, to nasza wewnętrzna siła. Inicjacja Reiki jest zapaleniem światła w pomieszczeniu, w którym od zawsze istniała elektryczna instalacja. Kiedy poddajemy się wtajemniczeniom Reiki, uruchamiamy swoją własną wspaniałą moc, polegającą na umiejętności pobierania, przyswajania i przekazywania energii. Dzięki procesowi inicjacji z naszych dłoni płynie uzdrawiająca siła, która wszystko czego dotkniemy, wypełnia absolutnie cudownym, boskim Światłem. Ta umiejętność czerpania z Najwyższego Źródła pozostaje w nas na zawsze


Nie ma specjalnych wymagań do pracy z Reiki, każdy może czerpać z jej dobrodziejstwa po przejściu inicjacji. Zapewne są ludzie, którzy od dziecka mieli jakieś w tym kierunku zdolności, ale wśród adeptów Reiki znajduje się też mnóstwo osób, które nigdy o tym nie myślały, nigdy nic takiego nie czuły i nawet nie wierzyły w żadne energie. Ja też do nich należę. Byłam sceptyczką, która uznawała tylko to, co można zważyć i zmierzyć. Uważałam, że wszystko można naukowo wyjaśnić, a duchy są tylko zwidami i grą światła.

Kiedy po raz pierwszy poczułam na sobie działanie Reiki, otworzyłam ze zdziwienia buzię i z niedowierzania śmiałam się przez wiele godzin. Niewiarygodne poczucie szczęścia, jakie mnie wypełniło na długi czas, sprawiło, że moje postrzeganie świata musiało się zmienić. Wówczas trudno mi było zrozumieć, jak się dzieje to, co tak wyraźnie czuję. Dzisiaj widzę inne wymiary i nie tylko rozumiem, ale z radością stosuję to, co innym może wydać się magiczne.

Wbrew pozorom, nadal towarzyszy mi logika, ponieważ dopiero zaakceptowanie nowego holistycznego podejścia do świata daje dostęp do prawdziwego wglądu, który wszystko tłumaczy. Wszechświat jest w harmonii. A człowiek jest czymś więcej niż tylko fizycznym ciałem. Całe istnienie przenikają wielobarwne pasma energii, która może działać w rozmaity sposób. Mądrością jest pełne zaufania korzystanie z tego, co nas rozświetla, uzdrawia i wznosi. Reiki jest taką właśnie siłą.

Co ważne: możemy działać energią niezależnie od swojego stanu zdrowia, zmęczenia czy nastroju, ponieważ w trakcie przekazu Reiki nie wyczerpuje nas, lecz „doładowuje” i wypełnia najpierw nas, a dopiero potem za pośrednictwem dłoni przepływa do ciała potrzebującej osoby. Zatem jest czymś, co uzdrawia najpierw uzdrowiciela. To istotne, bo dzięki temu nie musimy się obawiać, że robiąc zabieg oddajemy swoją energię albo „zarażamy” się chorobą od przyjmującego.

Właśnie dlatego Reiki jest metodą bezpieczną i dostępną dla każdego. Nie wymaga skomplikowanych szkoleń, ponieważ jakkolwiek jej używamy, nie możemy skrzywdzić ani siebie ani nikogo innego. Jej największą zaletą jest prostota, dzięki której z jej dobrodziejstwa mogą czerpać także osoby niewykształcone, ale też i takie, które całą swoją uwagę poświęcają zupełnie innym tematom. Reiki może być również stosowana wyłącznie dla siebie, jako uzupełnienie klasycznej medycyny, jako wzmocnienie i ważny element wewnętrznego wzrastania. Nie jest zastrzeżona dla terapeutów. Każdy ma prawo sobie pomagać, a dzięki bezpieczeństwu i prostocie to właśnie Reiki jest moim zdaniem na pierwszym miejscu wśród wszystkich metod samo uzdrawiania.

Jasną sprawą jest, że zawodowy uzdrowiciel będzie pracował w najbardziej efektywny sposób, wykorzystując wiedzę o meridianach, czakrach, strzepywaniu, oczyszczeniu. Być może doda do Reiki kryształy, muzykoterapię, aromaterapię, elementy akupresury. Można. Ponieważ Reiki jest spójne z każdą inną metodą. To jej kolejna zaleta: Reiki nie wchodzi w energetyczny konflikt z niczym. Dlaczego? Ponieważ wszyscy od zawsze korzystamy z energii Ki. Jest dla nas czymś naturalnym. ReiKi to zwiększony pobór tej dobrze znanej energii. Jest jak nauka głębszego oddychania tym samym powietrzem, z którego zawsze korzystaliśmy. Po inicjacji Reiki można robić to wszystko, co robiliśmy przed.

Reiki sama w sobie natychmiast po uruchomieniu przepływu podnosi nasz poziom energetyczny, a co za tym idzie także nastrój. Jest prostą i łatwą metodą pozytywnego myślenia i optymistycznego funkcjonowania. Działa zatem również w obszarze psychologicznym, ponieważ zapobiega depresjom i chandrom. Wystarczy krótki zabieg, a świat staje się dobrym radosnym miejscem, w którym chce się żyć. Praktycy Reiki depresji nie miewają, ponieważ codzienny zabieg Reiki nie dopuszcza do takiego stanu.

Reiki prowadzi. Można wejść „w przepływ” i poprosić o przewodnictwo lub pomoc w rozwiązaniu sprawy. W magiczny sposób okoliczności poukładają się w najlepszą dla nas opcję. Wystarczy zaufać, powierzyć się i pójść za głosem swojego serca. Poczujemy wyraźnie, że kiedy podążamy w energii Reiki, ścieżki prostują się pod naszymi stopami. Nie potrzebujemy żadnych amuletów i żadnych talizmanów — mając Reiki, mamy wszystko. Po drugim stopniu, kiedy osiągamy biegłość w zakrzywianiu czasu i przestrzeni, dostajemy do rąk czarodziejską różdżkę, która spełni wszystkie nasze marzenia, o ile są zgodne z drogą naszej duszy. Możemy programować to, co dla nas ważne. Możemy prosić o podpowiedź, jak żyć, jak pracować, jak rozwiązywać kłopoty relacjach.

Ostatni element, na który chciałam zwrócić uwagę wszystkim, którzy nie wiedzą jeszcze, czym jest Reiki i czy jest bezpieczna, to fakt, że Reiki nie jest religią. Nie jest wyznaniem. Jest dostępna dla każdego niezależnie od tego, w co wierzy, czy chodzi do kościoła, czy jest ateistą. Internet jest pełen sprzecznych informacji. Z niektórych ambon księża grzmią, że Reiki jest zagrożeniem dla wiary… Nie jest. Jest jak jazda na rowerze. Nie ma nic wspólnego z żadną religią. Jest metodą uzdrawiania.

Niesie w sobie natomiast aspekt duchowy, ponieważ Reiki działa nie tylko na poziomie ciała fizycznego. Działa na ludzkie emocje wyciszając je. Działa na duchowość pogłębiając ją. To oznacza, że jeśli ktoś chodzi do kościoła i głęboko wierzy w Boga, to po inicjacji Reiki będzie wierzył jeszcze bardziej. Poczuje Boski dotyk na swoim ramieniu. Pozna twarz Boga w snach. Otworzy się na cuda wszechświata i zrozumie, jak wielowarstwowe jest nasze istnienie.

Pierwszy stopień Reiki

W mojej linii są trzy stopnie Reiki. Pierwszy wprowadza w Reiki. Pozwala nam poznać i doświadczyć magii tej pięknej energii. Zainicjowanie sprawia, że zaczynamy odczuwać przepływ. Jest to bardzo indywidualne — możemy odczuwać ciepło, pulsowanie, wzruszenie, uniesienie, zachwyt, błogość, mrowienie w różnych częściach ciała. Zaczynamy inaczej postrzegać świat. Na poziomie wzroku pojawiają się światła i kolory, o których wcześniej nie mieliśmy nawet pojęcia. Na poziomie słuchu — dźwięki stają się bardziej wyostrzone. Na poziomie dotyku — odczuwamy nawet miękkość lub szorstkość powietrza. Wyczuwamy rozmaite temperatury, nawet kiedy wkładamy rękę do lodówki — rozpoznajemy miejsca cieplejsze i chłodniejsze. W ten sposób rozpoznajemy zmysłami to, co dotąd było poza nimi.

Najwięcej jednak dzieje się w kwestii odbioru intuicyjnego, ponieważ po zainicjowaniu na pierwszy stopień, poszerzają się nasze ciała subtelne. Możemy zacząć widzieć aurę, otrzymywać obrazy i przesłania lub po prostu wiedzieć, co się wydarzy za chwilę. Nasz rozwój przyspiesza. Na drodze stają nam kolejni nauczyciele, pojawiają się rozwojowe książki i szkolenia. Zaczynamy być prowadzeni w stronę rozpoznawania swojej boskiej natury. To wszystko jest indywidualne. Każdy człowiek może doświadczać tego, co wymieniłam lub całkiem czegoś innego. Można również początkowo nie odczuwać nic nadzwyczajnego, poza ciepłem i mrowieniem. Każdy jest inny i na każdego ogromna dawka energii zadziała inaczej. Ważne, by otworzyć się bez oczekiwań i przyjmować to, co przychodzi.

Reiki niesie tylko dobro. Poza tym jednak żyjemy zgodnie ze swoimi programami i planem duszy, więc w naturalny sposób będziemy też doświadczać rozmaitych rzeczy. Także tych trudnych i nieprzyjemnych. Istotną rzeczą jest moim zdaniem, aby o tym nie zapominać. Zdarza się czasem, że w krótkim czasie po zainicjowaniu wydarza się coś — ktoś traci pracę albo jest okradany, albo się rozwodzi i zaczyna obwiniać o to energię. Kojarzy sobie fakty po swojemu i myśli, że to właśnie dlatego, że przyjął dostrojenia. Nic bardziej mylnego.

Pewne poważne doświadczenia są wpisane w nasz program duszy i dzieją się niezależnie od tego, czy mamy Reiki czy nie. Ludzie bez inicjacji także tracą pracę, są okradani i zdradzani. W moim odczuciu posiadanie Reiki daje nam większe możliwości poradzenia sobie z trudnym zdarzeniem i szybkie wyjście z impasu. Ale przede wszystkim — po dostrojeniu doświadczamy także wielu sukcesów i radości. Znam osoby, które po inicjacji dostały wreszcie upragnione mieszkanie, zdobyły sławę, wydały książkę, spotkały wielką miłość. Jest ich w moim doświadczeniu o wiele więcej niż tych, które poniosły klęski. Myślę jednak, że życie po prostu nadal się toczy zgodnie ze swoim planem. Natomiast Reiki daje nam możliwości szybkiego pokonywania kryzysów i uzdrawiania wszystkich problemów. Daje nam też więcej dobrej energii, która ułatwia pozytywne myślenie i przyciąganie pomyślności.

Pierwszy stopień to otwarcie drzwi do życia w innym wysoko wibracyjnym wymiarze. Tylko od nas zależy, czy będziemy wchodzić w przepływ i korzystać z tego daru, czy po pierwszych zachwytach włożymy dyplom do szuflady i zapomnimy o naszej wewnętrznej mocy. Technicznie stosujemy energię wszędzie tam, gdzie możemy przyłożyć dłonie lub wziąć coś w ręce. Robiąc zabiegi uzdrawiamy siebie, swoich bliskich, swoje koty, psy i świnki morskie, swoje kwiatki doniczkowe. Możemy z pomocą Reiki oczyszczać z negatywnej energii przedmioty i napełniać miłością prezenty, listy, kubki z wodą lub herbatą.

Dodam też ważną informację — po pierwszym stopniu możemy w każdej chwili wejść w przepływ i być w kontakcie z tą piękną energią. Oznacza to, że możemy wypełniać się Reiki i prosić o prowadzenie, o pomoc, o oczyszczenie, o wyciszenie. O wszystko, czego pragniemy. Nie wiedziałam tego, kiedy zrobiłam Jedynkę. Myślałam, że to energia, którą trzeba kierować do ciała i którą można uzdrawiać ciało tylko znając dokładnie przebieg meridianów i pilnując układów dłoni. Dopiero lata praktyki otworzyły mnie na niesamowitą wiedzę o tym, że Reiki jest energią inteligentną. Jest przedłużeniem Najwyższego Źródła i łącząc się z nią, wypełniając nią, przyjmuję w prosty sposób część mojej boskiej natury i mocy. Dzięki temu mogę wszystko, na co jestem wibracyjnie gotowa.

Według systemu, w którym pracuję, pełne otwarcie na energię Reiki, czyli uzyskanie „pierwszego stopnia” wymaga czterech wtajemniczeń. Ta informacja jest istotna, ponieważ jest wyznacznikiem określającym przynależność do określonego systemu. Są różne linie — w niektórych jest tylko jedna inicjacja wprowadzająca, a w innych aż dwanaście. Nie próbuję oceniać, czy któraś linia jest lepsza. Jednak to zróżnicowanie wymaga od nas pewnej uważności. Jeśli w moim systemie, ktoś przyjmie tylko dwie lub trzy inicjacje, to nie otrzyma zdolności pracy z Reiki, ponieważ początkowo odczuwany przepływ po kilku dniach wygaśnie. Czwarte dostrojenie jest tym domykającym i pieczętującym zdolność przekazywania na stałe. A przecież w innym systemie być może nawet jedna inicjacja to zapewnia… Jeśli nie zwracamy na to uwagi i wydaje nam się, że to bez znaczenia, możemy doświadczyć potem rozczarowania, kiedy energia przestanie płynąć. I nie fantazjuję w tym miejscu, ponieważ znam osoby, które przyjęły od kogoś w mojej linii dwie inicjacje, bo nie miały czasu, by uczestniczyć w drugiej części szkolenia. Uważały, że tak jest w porządku, a potem miały żal do nauczyciela, że nie czują energii.

Drugi stopień Reiki

Drugi stopień tworzy pomost w czasie i przestrzeni. Pozwala nam przekazywać energię na odległość. Możemy robić uzdrawiające zabiegi znajomym z innych miast i krajów. Możemy energetyzować tygrysa w klatce i chorego leżącego w odizolowanym od ludzi pomieszczeniu. Możemy wysyłać energię w przeszłość, uzdrawiać traumy, możemy niwelować karmę. Mamy też umiejętność zaklinania przyszłości w sposób dogodny dla nas, poprzez wysłanie energii na sytuację, która dopiero się wydarzy.

Drugi stopień to też opcje naprawiania rozmaitych problemów. Pozwala nam on uzdrawiać relacje i usuwać przyczyny chorób. Pomaga w przekodowaniu niekorzystnych wzorców, przyciąganiu pomyślności i finansowego dostatku. Reiki działa w obszarach dotyczących związku, miłości, w obszarze nałogów i konfliktów, w obszarze nauki i otwartości na zmiany i w wielu innych sytuacjach, w których nie możemy sobie poradzić. Wachlarz możliwości jest nieskończony. To prawdziwa czarodziejska różdżka, ograniczona wyłącznie programem duszy i naszymi wewnętrznymi blokadami.


Drugi stopień jest otwarciem człowieka na duchowy wymiar świata, ponieważ energia pracuje między innymi w obszarze Trzeciego Oka uwrażliwiając adepta na dostrzeganie niedostrzegalnego. Na ile rozwinie się postrzeganie pozazmysłowe, zależy jak zawsze od tej osoby, która jest inicjowana. Jest to z jednej strony kwestia pewnej gotowości, a z drugiej też uwolnienia od rozmaitych lęków. Ale rzecz nie tylko w strachu. Czasem to przecież także świadomy wybór. Znam wiele osób, które pracują z Reiki wyłącznie na poziomie uzdrawiania ciała i nie są zupełnie zainteresowane duchowymi aspektami pracy z energią. Warto jednak chociaż ogólnie wiedzieć, że to właśnie drugi stopień otwiera nas na zupełnie nowe możliwości postrzegania świata i naszego w nim miejsca. W tym punkcie może zacząć się cudowna ścieżka wzrastania, jeśli wcześniej nie zdążyliśmy na nią trafić.


Na Dwójce uczymy się znaków, dzięki którym można przekazywać energię na odległość i wzmacniać przepływ. Znaki nie są żadną magią ani okultyzmem. Są japońskimi kanjin. Myślę, że każdy Japończyk potrafi je bez problemu odczytać tak, jak my czytamy wyrazy spisane naszym łacińskim alfabetem. To ważne, by wiedzieć, że nie ma w Reiki czarnoksięskich sztuczek i tajemniczych elementów. Praca z Reiki jest prosta i czysta. Klarowność jest jedną z jej największych zalet.

Dodam też, że znaki są łatwe do nauki, ponieważ inicjacja na drugi stopień pozwala je szybko przyswoić. Nie należy więc się martwić, że okażą się zbyt trudne do zapamiętania. Jest to natomiast ogromnie ważne, aby ich w żaden sposób nie przekręcać. Jeśli ktoś długo nie korzysta z Reiki i po latach chce wrócić do pracy z energią, powinien sięgnąć do źródła i sprawdzić dokładnie kształt i nazwę każdego znaku. Bardzo tu łatwo o pomyłkę i wprowadzenie bzdur do obiegu.

Reiki przez większość czasu była przekazem wyłącznie ustnym. Istniała też ważna zasada, aby znaków nikomu nie udostępniać, miały być tajemnicą. W dobie internetu to oczywiście nie jest możliwe. Ukazały się też setki książek, w których ujawniono te znaki. Ma to swoją dobrą stronę — można zweryfikować poprawność znaku, którego się nie pamięta. Natomiast podkreślam, że sama znajomość znaków nie jest nikomu do niczego potrzebna. Nie można aktywować znaku nie mając inicjacji. Dla osób spoza Reiki znaki są tylko rysunkami pozbawionymi mocy.


Jednym z najważniejszych pytań, jakie zadają ludzie jest: „ile czasu musi minąć od pierwszego stopnia, aby móc zrobić drugi?”. Oburzą się na mnie wszyscy nauczyciele, kiedy powiem, że dokładnie tyle, ile uczeń zechce i nie ma to większego znaczenia. Moim zdaniem pierwszy i drugi stopień stanowią całość. Po Jedynce zawsze czujemy pewien niedosyt, ponieważ nie możemy przekazywać energii na odległość ani pomagać sobie w życiowych problemach. A przecież Reiki daje takie możliwości i to jest jej największa zaleta. Jeśli ktoś czuje, że naprawdę jest gotowy, teoretycznie może zrobić dwa stopnie od razu. W ten sposób zainicjowano wiele osób, kiedy jedynymi nauczycielami Reiki byli przyjezdni Mistrzowie. Także mój nauczyciel otrzymał wszystkie trzy stopnie w przeciągu trzech dni, ponieważ inicjująca go Brigitte Muller była w Polsce bardzo krótko. Zatem naprawdę jest to możliwe.

Kiedy ja robiłam Jedynkę, odstęp czasowy miedzy pierwszym a drugim stopniem wynosił trzy miesiące. Taka była zasada. Warto jednak wiedzieć, dlaczego i po co istnieją reguły, zanim zaczniemy je bezmyślnie powielać. W owym czasie zasada ta chroniła przed zbyt mocnym szokiem energetycznym i zbyt mocnym oczyszczaniem. W latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku dwa stopnie zrobione jeden po drugim mogły wywołać gorączkę, rozwolnienie, a także inne dolegliwości. Nic śmiertelnego, ale nieprzyjemne. Warto było zatem dać sobie przestrzeń, aby spokojnie przyzwyczaić się do wysokiej wibracji. Zasada taki właśnie miała sens. Jeśli jednak chcemy się na nią powołać dzisiaj, to ten sens znika. W ciągu ostatnich trzydziestu lat Ziemia wykonała skok kwantowy. Ludzkość podniosła ogromnie wibrację. Reiki jest wszędzie lub niemal wszędzie. Nie potrzebujemy się przyzwyczajać, ponieważ nasze wibracje są dużo wyższe niż kiedyś. Czuję to bardzo wyraźnie, dlatego nie powielam trzymiesięcznej zasady czekania na drugi stopień.

Jednak zalecam moim uczniom odstęp czasowy, przyjmując jako minimum 21—28 dni umownego „oczyszczania”. To przestrzeń czasowa dla adepta, w której oswaja on się z energią, a jego ciało — a także podświadomość — uczy się pracować z Reiki. Warto dać sobie ten komfort i smakować wrażenia związane z nowymi wibracjami. To piękny czas. Pojawiają się nowe kolory, dźwięki, zmysły się wyostrzają, intuicja rozwija, smaki zmieniają. Nie warto żyć w pośpiechu i tracić z oczu takiego doświadczenia. Kiedy damy sobie odstęp czasowy, możemy dwukrotnie cieszyć się zmianami zachodzącymi w naszym odbiorze świata. Możemy również dwa razy celebrować wejście na wyższy poziom energetyczny. Każde świętowanie jest dobre. Każda przyjemność może być smakowana z uwagą. Zatem warto niespiesznie stawiać kroki.

Jest to też czas, w którym można przyjrzeć się sobie i swoim odczuciom. Być może doświadczanie pracy z Reiki okaże się dla kogoś rozczarowaniem? Jeśli odczeka parę tygodni, nabierze pewności, czy ta piękna energia jest rzeczywiście dla niego i czy chce rozwijać się dalej w tym kierunku. Właśnie dlatego zalecam zrobić odstęp czasowy i poczekać minimum miesiąc, zanim zdecydujemy się na kolejne dostrojenie. Jednak nie widzę przeciwwskazań, jeśli ktoś chce przyjechać do mnie na weekend i zrobić jednocześnie obydwa stopnie. Wybór zawsze należy do ucznia.

Trzeci stopień Reiki

W mojej linii trzeci stopień jest stopniem nauczycielskim i pozwala na inicjowanie kolejnych adeptów tej pięknej metody. W niektórych liniach są dwa stopnie mistrzowskie. Jeden pozwala na pracę z wyższym poziomem Reiki tylko dla siebie. Drugi daje uprawnienia do wprowadzania innych na ścieżkę Reiki. Spotkałam się też z takim podziałem, w którym trzeci stopień pozwala inicjować na Jedynkę i Dwójkę, a czwarty daje uprawnienia do szkolenia kolejnych mistrzów. To wszystko jest umowne i zależy od linii przekazu. Każda wersja jest moim zdaniem właściwa i ma swoje zalety.

Większość wyszkolonych przeze mnie nauczycieli deklarowała na kursie, że chce wyższy poziom Reiki dla siebie i dla własnego rozwoju. Wyłącznie. Wierzyli w to, co mówią, ale ja się tylko uśmiechałam. Wiem, że Reiki genialnie prowadzi człowieka i prędzej czy później każdy z moich uczniów-nauczycieli inicjował kolejne osoby. Nawet jeśli nie planujemy nauczania innych, zwykle ktoś do nas trafia i chce dostać inicjację właśnie od nas. Nie ma tu przypadkowości. Dlatego dobrze, że w mojej linii jest taka właśnie opcja — wszystkie uprawnienia w jednym.

Kiedy można zrobić trzeci stopień? Kiedy umie się pracować z Reiki na tyle, by móc pokazać to innym i nauczyć ludzi, jak działa energia. Reiki jest łatwa, intuicyjna, bezpieczna. Nie wymaga znajomości anatomii ani chińskiej medycyny. Jednak moim zdaniem potrzebne jest tu trochę doświadczenia, aby móc wytłumaczyć pewne kwestie. Takie doświadczenie nabywamy nie tylko wtedy, kiedy przyjmujemy klientów w terapeutycznym gabinecie. Czasem wystarczy przewlekle chora osoba w rodzinie i setki zabiegów wykonanych przy jej łóżku. W rozwijaniu reikowej mądrości pomagają grupy miłośników pracy z energią, w których wymieniamy się doświadczeniami, a także setki zabiegów wykonanych na odległość. Myślę, że jeśli ktoś naprawdę lubi Reiki i codziennie wchodzi w przepływ, to po kilku miesiącach czy po roku ma zasób odpowiedniego doświadczenia.

Inicjowanie na Mistrza zwykle budzi tysiące wątpliwości. Zawsze zadajemy sobie pytanie, czy kandydat na pewno jest odpowiednio przygotowany. Czasem: czy w ogóle nadaje się na nauczyciela… Myślę, że każdy z nas na swój sposób wie, komu powinien odmówić, jeśli pojawi się taka sytuacja. Natomiast uważam, że po trzeci stopień przychodzą wyłącznie osoby, które naprawdę kochają Reiki, które wykonały setki zabiegów i zawodowo poświęcają swój czas pomaganiu innym. Często są to osoby, które już pracują z energią i Reiki tylko pomaga im oczyścić, uregulować, zharmonizować swoje energetyczne funkcjonowanie w roli terapeuty. Wierzę też, że Reiki prowadzi do mnie uczniów i nie spotykam przypadkowych osób.

Przyznaję, że odbieram ludzi bardzo pozytywnie i nie borykam się z takim problemem. Kiedy jednak mam wątpliwości, myślę o tym, że jeśli odmówię trzeciego stopnia z lęku przed odpowiedzialnością, ta osoba pójdzie do kogoś innego, kto nie nauczy jej tak dobrze jak ja. Cóż… wiem, jak to zabrzmiało, ale jestem bardzo dobrym nauczycielem. Wiem to od moich uczniów i nie tylko od nich. Mam pojęcie, na co zwrócić uwagę i jak wytłumaczyć adeptowi sposoby pracy nad sobą, aby był naprawdę odpowiedzialnym i mądrym Mistrzem. Co zrobi potem z tą wiedzą, zależy oczywiście od niego. Ale zawsze i wszędzie każdy człowiek ma wolną wolę. Nauczyciel tylko uczy. Nie może nic zrobić za nikogo. Każde nauczanie jest obarczone takim ryzykiem, że uczeń sobie nie poradzi w praktyce. Myślę jednak, że to zdarza się bardzo rzadko, a żaden z moich uczniów nigdy nikomu krzywdy nie zrobił.

Istnieje powiedzenie, że uczeń pojawia się wtedy, kiedy mistrz jest gotowy. To działa w obie strony… Ufam zatem, że nie ma przypadków i że osoba, która prosi o trzeci stopień, jest na to gotowa. Inaczej nie znalazłaby drogi do mnie ani wystarczających pieniędzy na takie szkolenie. Tu próg finansowy jest nieco wyższy, żeby taka decyzja była w pełni przemyślana przez kandydata. Poza tym zgodnie z naturą wszechświata mój uczeń będzie zawsze nieco do mnie podobny. Jeśli ja zasłużyłam na stopień mistrza, to adept, który mnie o to prosi, raczej też jest na to gotowy. Potrzebuje tylko mojej pomocy i poprowadzenia do mistrzostwa.

Niezależnie od tego, kto ubiega się o mistrzowską inicjację, warto przyjrzeć się tej osobie i zadać sobie pytanie jakim jest człowiekiem. Dla mnie wystarczy jeśli ma dobre serce — wbrew pozorom to bardzo dużo… Poza tym oczekuję uczciwości, zainteresowania duchowym rozwojem i minimalnej bodaj otwartości, by taki człowiek umiał przekazać wiedzę innym. Nie stawiam zbyt wysoko poprzeczki, to nie musi być zaawansowany terapeuta ani matematyczny geniusz. Nie zakładam, że inicjować na mistrza można tylko oświeconych. Po trzeci stopień może przyjść do mnie każdy. To moje zadanie nauczyć kandydata wszystkiego, co mistrz powinien wiedzieć. Na tym przecież polega moja rola. Jest to piękne zadanie, ponieważ wtedy poznaję własne możliwości i umiejętności, kiedy mój uczeń mnie przerośnie.

Po co komu Reiki?

Ludzie uczą się Reiki z kilku powodów i każdy z nich jest równie dobry. Pierwszy i chyba najczęściej spotykany to problemy ze zdrowiem swoim lub kogoś bliskiego. Praca z energią jest coraz bardziej popularna i kiedy szukamy dla siebie jakiejś pomocy czy terapii alternatywnej, zwykle trafiamy na wzmiankę o Reiki. Metoda ta ma dobre notowania, jeśli chodzi o skuteczność. Nic zatem dziwnego, że jest znana przede wszystkim jako „rodzaj bioenergoterapii”.

Ludzie uczą się samodzielnej pracy z energią, by móc codziennie robić uzdrawiające zabiegi przewlekle choremu dziecku, partnerowi czy rodzicowi. Często także chcą pomóc sobie, kiedy sposoby proponowane przez medycynę wydają się niewystarczające. Z reguły nie ma tu rozczarowania. Nawet jeśli choroba jest ciężka i nie doświadczamy wyzdrowienia, to Reiki przynosi ulgę i łagodzi objawy.

W historiach opowiadanych przez praktyków Reiki jest też mnóstwo spektakularnych uzdrowień z chorób traktowanych jako nieuleczalne. Myślę, że to dodatkowo zachęca do pracy z energią, dając nadzieję na jakiś cud w sytuacji, gdy wszystkie inne metody zostały już wykorzystane. Oczywiście bywa różnie, a uzdrowienie jest uwarunkowane wieloma czynnikami, np. psychosomatyką, ale tych pozytywnych przypadków jest tak dużo, że warto spróbować. Tym bardziej, że praca z Reiki jest przyjemna, bezbolesna, a jeśli robimy sobie zabiegi sami, to też nic nas nie kosztuje. W takim przypadku niewielka inwestycja w inicjacje pierwszego czy drugiego stopnia jest naprawdę opłacalna.

Reiki zwiększa częstotliwość na wszystkich poziomach, taka jest jej główna rola. Uzdrowienie ciała następuje niejako w wyniku rozpuszczenia blokad energetycznych, które poddają się wysokim wibracjom. Nie na wszystkie blokady Reiki działa tak spektakularnie, ale jest kilka sytuacji, w których procent uzdrowienia jest bardzo wysoki.

Należy do nich na przykład trudność z zajściem w ciążę — przy całkowitym zdrowiu fizycznym. Lekarze zalecają wtedy uwolnienie stresu, spokojne odczekanie i próbowanie. Od strony energetycznej często wyczuwamy blokadę emocjonalną w subtelnych ciałach pary pragnącej dziecka. I tutaj zauważam efekt bardzo szybko. We wszystkich znanych mi przypadkach praca z energią rozwiązała taki problem. W zasadzie nie pamiętam sytuacji, w której ktoś starał się o dziecko i ono nie pojawiło się po zabiegach energetycznych. Okazuje się, że Reiki rozpuszcza wszystkie przeszkody. Czasem już po jednej sesji bądź cyklu sesji kobieta zachodzi w upragnioną ciążę.


Drugi powód, dla którego ludzie decydują się na inicjacje to własne dobre doświadczenie. Ktoś, komu zrobiono kiedyś zabieg, wie doskonale, jak pięknie działa ta energia. Przyznaję, że to uczucie trudno ubrać w słowa, ponieważ określenie „przyjemność” byłaby tutaj tylko namiastką prawdziwego odbioru przepływu Reiki. Jest to tak cudowne doznanie, że chce się poczuć to ponownie. Jest to trochę jak dotknięcie Nieba. Jest bardzo błogim uczuciem. Ludzie chcą tego doświadczać kolejny raz, czując przy tym, że to nie tylko czysta rozkosz, ale również uzdrowienie.

Czy Reiki zatem uzależnia? Cóż, żartobliwie rzecz ujmując może się tak wydawać. Ale energia nie uzależnia, lecz pozwala nam doświadczyć stanu wysokich wibracji. Można to uzyskać na wiele sposobów, np. w czasie medytacji czy jakiejś duchowej praktyki, poprzez wejście w Kroniki Akaszy czy wykonywanie ćwiczeń z Koherencji Serca. Zatem nie jest to uzależnienie od energii, tylko od wysokiego poziomu częstotliwości, który zbliża nas do naszej prawdziwej boskiej natury. Potwierdzeniem będzie tutaj fakt, że osoby, które już wcześniej praktykowały jogę czy medytację nie zachłystują się energetycznym „hajem” tak mocno, jak ludzie, którzy przyszli na Reiki prosto z ulicy. Aczkolwiek warto pamiętać, że obecnie energia Ziemi jest dużo wyższa niż niegdyś, zatem dzisiaj rzadko kiedy odczuwa się tak silnie przepływ energii przez ciało. Jesteśmy oswojeni z energetyką.


Trzeci powód to ścieżka duchowa i potrzeba podniesienia wibracji. Temat, który dla mnie jest tak bardzo istotny, bywa również zauważany przez innych praktyków, którzy dzielą się swoim doświadczeniem. Praca z energią jest wspaniałą metodą, która pomaga, chroni i prowadzi na ścieżce wewnętrznego wzrastania. Obrazowo opisałabym to jako rozświetlanie ciał subtelnych. Im wyższe nasze wibracje, tym bliżej nam do naszej prawdziwej boskiej natury. Dotykamy jej i coraz mocniej pragniemy urzeczywistnić to, Kim W Istocie Jesteśmy. Oczywiście jest wiele sposobów na duchową praktykę, ale Reiki ma ten walor, że nas prowadzi jak najlepszy Opiekun. Możemy się powierzać temu prowadzeniu, robić zabiegi na sytuację i wówczas trafiamy na najlepsze szkolenia, wykłady, spotkania, a w nasze ręce wpadają najbardziej niesamowite książki i materiały rozwojowe.

Rzecz jasna wysokie wibracje wymywają z nas też wszystkie „brudy”, które domagają się uzdrowienia i poprzez to wprowadzają nas w niekomfortowy stan „oczyszczania”, ale podobnie działa każda inna duchowa praktyka, trudno więc traktować to jako coś złego czy charakterystycznego dla Reiki. Poza tym rozwój polega właśnie na usuwaniu tego wszystkiego, co nam nie służy, w pewien sposób zatem „oczyszczanie” jest nieodłączną częścią życia. Nie można chcieć być czystym i nigdy nie myć rąk — to się po prostu nam nie uda. Zaletą Reiki jest natomiast to, czego nie ma nigdzie indziej, na żadnej innej duchowej ścieżce: poprzez zabiegi na sytuację możemy łagodzić skutki oczyszczania i przechodzić wszystkie procesy maksymalnie komfortowo.

Prostota Reiki przyciąga rzesze zainteresowanych rozwojem, ponieważ metoda ta nie wymaga umiejętności medytacji, wizualizacji czy czegokolwiek innego. Wystarczy konsekwentnie codziennie przykładać ręce, być jak najczęściej w przepływie i… dzieje się. Rośniemy. Na tyle, na ile sobie pozwolimy, ponieważ Reiki niczego za nas nie załatwia, tylko ułatwia. Warto o tym wiedzieć, że Reiki oświetla nam fantastycznie drogę, ale nie poniesie nas na plecach, musimy podnieść się z wygodnego fotela i poruszać nóżkami stawiając kroki.

Na szkolenia Reiki trafiają również osoby, które zmagają się z jakimś pojedynczym problemem i usłyszały, że Reiki czyni cuda. Rzeczywiście — widziałam, jak po inicjacji Reiki kobieta otrzymała wreszcie upragnione mieszkanie, na które czekała kilka lat. Widziałam, jak ktoś poznał miłość swojego życia, a ktoś inny zdobył świetnie płatną pracę. Takie rzeczy się czasem dzieją, jako efekt mocnego energetycznego skoku. Na szkolenia trafiają więc czasem ludzie, którzy mają marzenia i wypróbowali już wszystko. To też poszukiwanie uzdrowienia, które czasem się dzieje od razu.


Wreszcie — Reiki jest metodą niezbędną lub przynajmniej bardzo pomocną tym wszystkim, którzy pracują w gabinecie z rozmaitymi terapiami. Reiki wspiera masaże, chroni podczas bioterapii, pomaga w każdej pracy z klientem. Wszędzie tam, gdzie pracujemy z energią i klienci spontanicznie podbierają naszą własną, Reiki jest dobrym zabezpieczeniem. Wystarczy wejść w przepływ i osoba, która obok nas potrzebuje energii, podłącza się do Reiki, które przez nas spływa do niej. Dzieje się to bezdotykowo.

Warto wiedzieć, że dla praktyka Reiki nie istnieją żadne energetyczne wampiry, właśnie dlatego, że wchodząc w przepływ, odcina przypadkowego biorcę od swojej energii i podłącza do Reiki. Im więcej taka osoba pobierze sobie energii Reiki, tym więcej napłynie do nas, będziemy dzięki temu mocno doładowani. To fantastyczna cecha Reiki.

Reiki nie jest dla każdego

Absurdalny tytuł rozdziału albowiem ta piękna energia w swej istocie jest dla każdej czującej istoty, dla każdego człowieka, zwierzęcia, kwiatka. Niesie tylko dobro, uzdrawia, podnosi wibracje, jest całkiem bezpieczna, więc właściwie każdy powinien z niej korzystać. Tak jak każdy chce i lubi korzystać ze świeżego powietrza. Gdybym teraz zaproponowała wycieczkę w piękne miejsce na jakiejś polanie pod pachnącym sosnowym lasem, gdzie można podziwiać cieszące serce widoki i głęboko oddychać świeżym powietrzem, każdy z pewnością tego by zapragnął.

A jednak Reiki nie każdy chce. Znam wiele osób, które wręcz boją się Reiki i wolą trzymać się od tej wspaniałej metody z daleka. Trochę tak, jak niektórzy starzy i przesądni ludzie, którzy nigdy nie wietrzą domów. Kiedy tłumaczymy im, że jest duszno i wilgoć niszczy ściany, kiedy zachęcamy, by otworzyli okna, to oni krzyczą, że nie wolno tego robić, bo przeciąg ich zabije. Boją się otwierania okien, jakby sam diabeł miał przez to okno wpaść i posiekać ich na kawałki.

Podobnie rzecz ma się z Reiki. Na próżno tłumaczyć, że Reiki to samo Dobro. Na próżno opowiadać o wszystkich spektakularnych uzdrowieniach. Są ludzie, którzy uważają, że skoro to jest coś, co nazywa się tak dziwnie, to nie wiadomo, co się za tym słowem kryje. Inni zwracają także uwagę na fakt, że ksiądz w kościele nie chwali Reiki i nie zachęca do stosowania tej metody, a więc lepiej trzymać się od niej z daleka. O stosunku kościoła do metody piszę w innym rozdziale. Ale chcę podkreślić, że powody mogą być różne. Znam osoby, które nie bywają w kościele, nie są katolikami, a Reiki nie chcą nawet znać.

Oczywistą rzeczą jest, że każdy ma prawo do własnych poglądów, własnych lęków i własnych wyborów. Nie ma znaczenia, czy nasłuchał się gdzieś dziwnych rzeczy, czy tak po prostu mu się podoba. Każdy tu na Ziemi ma własny program rozwoju i podejmuje decyzje najczęściej zgodnie z tym programem, aby dotrzeć dokładnie tam, gdzie życzy sobie jego dusza. Ten program wymaga czasem rozmaitych chorób i problemów, bo dolegliwości i kłopoty to najwięksi nauczyciele człowieka. Jasne jest dla mnie, że nie każdemu pisana droga z Reiki.

Mam też własny ogląd tematu, w którym widzę, jak wiele Reiki upraszcza, załatwia, uzdrawia, upiększa, łagodzi. Jak by na to nie patrzeć, to droga na skróty. Droga bardzo przyjemna. Nie każdy na nią zasłużył, poprzez rozmaite karmiczne uwarunkowania. Ale mogę to też wyjaśnić dokładniej i bardziej sympatycznie — bo zasługujemy dokładnie na to, w co wierzymy. Zasługiwanie nie jest karą jakiejś Siły Wyższej. To nasze własne uwarunkowanie. Jeśli ktoś uważa, że jest grzesznym człowiekiem, to na pewno nie da sobie prawa do lekkości, błogości i uzdrowienia, jakie daje energia Reiki. Jego podświadomość wyraźnie mu powie: Reiki to przyjemność, na którą nie zasłużyłeś.

Tak czy owak niezależnie od przyczyn — w pełni akceptuję to, że nie każdy chce Reiki. Mam wśród znajomych takie osoby, które mnie lubią i szanują moje Reiki. Bywa nawet, że proszą mnie: „poczaruj tam trochę dla mnie, bo…” A jednak same nie chcą inicjacji. Nie czują się gotowe, nie mają pewności, może niosą w sobie jakieś lęki z innych wcieleń? Wierzą i ufają, że Reiki jest dobre. Czasem troszkę uszczkną tej pięknej energii i smakują ją na końcu języka zastanawiając się, na ile mogą sobie pozwolić. I odkładają temat „na później”. A w rzeczywistości „na nigdy”. I to też jest w harmonii. Taka ma być ich droga.


Czasem można również spotkać ludzi wrogo nastawionych do Reiki, szafujących całą masą z palca wyssanych argumentów, jakie to złe. Każdy ma prawo do swoich poglądów i z przykrością powiem, że są teorie, które bardziej mnie w życiu uwierają, niż czyjaś niechęć do Reiki. Na przykład rasizm. Albo faszyzm. Albo szowinizm. Kiedy spotykam ludzi o takich poglądach, chciałabym mieć czarodziejski młoteczek, którym mogłabym stukać ich w głowy tak długo, aż takie podejście wypadnie im przez uszy. Ale nie mogę. Nie przez brak młoteczka, ale przez szacunek dla samostanowienia. Nie mam prawa żądać, by każdy miał mój ogląd świata i myślał jak ja.

Wracając do oponentów Reiki — po prostu nie daję im uwagi. Niech sobie głoszą swoje przekonania, a ja głoszę swoje. Powtarzanie po kimś jego błędnych słów i wykazywanie, że nie myśli prawidłowo jest niewłaściwe. Są przecież ludzie, którzy uważają, że Ziemia jest płaska. Mają do tego prawo. Ja uważam, że Ziemia jest okrągła i to, co mogę zrobić, to głośno powiedzieć o tym, w co ja wierzę. Ewentualnie mogę opowiedzieć, dlaczego tak myślę i przedstawić swoje dowody.

Podobnie wygląda sytuacja z wiedzą o Aniołach. Nie każdy je widzi, a jeśli nie widzi, to może zaprzeczać ich istnieniu. Spotkałam się nawet z przekonaniem, że to złe istoty, które szkodzą ludziom. Nie mam wpływu na ludzkie myślenie i wiem, że takie teorie pojawiają się właśnie po to, by uczyć nas akceptacji, tolerancji i prawa do samostanowienie. Ale pojawiają się też po to, by weryfikować naszą własną wiarę. Bo jeśli ktoś głośno i przekonująco krzyczy, to tylko kwestia czasu, byśmy zwątpili. Ja nie wątpię — ani w Reiki, ani w Anioły. Czuję, widzę i wiem. Uważam, że jestem ogromną szczęściarą, że dane mi nie tylko poszerzone widzenie i odczuwanie, ale przede wszystkim, że mam ogromną wiarę w siebie i upór, który pozwala mi świadomie trzymać się tego, co wybieram.


Inaczej jest w przypadku dobrych i wartościowych informacji. Jeśli ktoś opowiada o swoich sukcesach w Reiki, o spektakularnym uzdrowieniu i zmianie życia na lepsze, to ja to z radością podaję dalej. Dzielę się tym zadowoleniem i przedstawiam dowody, że Reiki działa dokładnie tak, jak tego uczę. Każdy dowód, każde potwierdzenie jest ważne. Pięknych historii nigdy za wiele. A każda taka opowieść wzmacnia naszą wiarę w energię, która przecież jest dla wielu niewidzialna. Ja ją widzę, ale inni niekoniecznie. Myślę, że dobre historie wzmacniające nasze pozytywne przekonanie o Reiki wspierają naszą pracę z energią. Podobnie jak cudowne opowieści o spotkaniu z Aniołami i o ich potężnych świetlistym wsparciu.

Rzecz nie leży wyłącznie w naszym otwartym nastawieniu. Jest coś więcej. Energia płynie za myślą. Oznacza to, że jeśli wierzymy w dobre działanie Reiki, to otwieramy przepływ i pozwalamy, by Reiki niosła mnóstwo tego dobra. Jeśli wątpimy, to przepływ zamykamy. To ważne, ponieważ wyjaśnia, dlaczego nie wolno na siłę robić Reiki komuś, kto sobie tego nie życzy. Osoba, która nie chce Reiki, bo na przykład boi się, że to coś negatywnego, stworzy w swoim ciele myślą blokadę. Jeśli przyłożymy jej dłonie, to i ta osoba poczuje i my poczujemy fizyczny ból. Ten ból — jak łatwo się domyślić — zostanie wykorzystany jako argument przeciw energii, na zasadzie: „mówiłam, że to jest złe, teraz przez to całe Reiki mnie boli!”.


Tutaj chcę przede wszystkim zwrócić uwagę na ogromnie ważny aspekt pracy z Reiki. Otóż, jeśli ktoś nie chce Reiki, to mu Reiki nie robimy. Nigdy i pod żadnym pozorem. Jeśli nie ma gotowości i owartości na Reiki, to cała praca idzie na marne. Ciało takiej osoby zostanie zablokowane, więc energia i tak nie dotrze do komórek potrzebujących uzdrowienia, a ponadto — jak uzasadniłam wcześniej — możemy dodatkowo narazić drugiego człowieka na dyskomfort. I chociaż ów dyskomfort szybko minie, jak zabierzemy ręce, to jednak zaistnieje z naszej przyczyny. Nie mamy do tego prawa. A logicznie rzecz biorąc to też strata czasu. Trzeba zaakceptować, że Reiki nie jest dla każdego.

Można o Reiki opowiadać i tłumaczyć jej działanie tym, którzy tego chcą słuchać. Można pokazywać i dzielić się własnym doświadczeniem. Ale tam, gdzie jest opór i lęk nie warto tracić czasu. Jest to nie tylko mądrością akceptacji, ale i szacunkiem dla drugiego człowieka i jego wyborów. Nawet jeśli te wybory prowadzą do cierpienia, a w konsekwencji do śmierci. To zawsze decyzja duszy.

Nie namawiam nikogo. Uprzedzam też wszystkich reikowców, by nigdy nie namawiać do Reiki. Nie wolno. Właśnie dlatego, że to energia niesamowicie silna i na wskroś duchowa. To energia prowadzi człowieka, a nie odwrotnie, więc póki nie ma gotowości, nie powinno się tej energii dotykać. Kiedy pojawia się gotowość, jest natychmiast ciekawość i chęć, by doświadczać. Chęć silniejsza niż wszystkie lęki i silniejsza niż jakakolwiek wiara w to, czy to prawda czy plotka.

Tradycja

Historia Reiki ma wiele wersji, zmienianych i upiększanych zależnie od tego, kto ją opowiada. Tymczasem ta najbliższa prawdy jest moim zdaniem najciekawsza. Nauczyciele Reiki Frank Arjava Peter, Walter Lubeck i William Rand zadali sobie trud, by pojechać do Japonii i odszukać ślady Mikao Usui. Dzięki ich publikacjom możemy poznać wiele faktów z życia japońskiego uzdrowiciela.

Kiedy uczyłam się Reiki, przekazano mi wersję, która wówczas powszechnie krążyła po Europie i którą zapewne odnajdziecie w wielu podręcznikach energoterapii. Według niej Mikao Usui miał być chrześcijańskim duchownym i uczonym lekarzem, który podróżował po świecie, szukając odpowiedzi na pytanie zadane przez uczniów: jak uzdrawiał Jezus? Twierdzenie, jakoby Usui był chrześcijaninem wynikało chyba z faktu, że gałąź zachodnia Reiki trafiła do USA tuż przed II Wojną Światową, kiedy to japońska kultura i religia nie była tam mile widziana. Ale ta fantazja otwierała na Reiki wielu ludzi związanych z chrześcijańskim systemem wiary. W niektórych krajach nauczycielami Reiki byli wyłącznie księża katoliccy i zakonnice.

Tymczasem Mikao Usui był buddystą w linii Tendai. Urodził się 15 sierpnia 1865 roku w miasteczku Yago w rejonie Kyoto, w rodzinie należącej do potomków samurajów, mocno oddanej tradycji. Mikao odebrał staranne wykształcenie w buddyjskiej szkole. Miał wspaniałe osiągnięcia w rozmaitych sztukach walki, w tym w walce na miecze samurajskie. Potem uczył się też zachodniej medycyny, teologii i filozofii. Podobno płynnie posługiwał się językami obcymi. Zamieszkał w Kyoto, tam założył rodzinę i wraz z żoną Sadako Suzuki wychowywał syna i córkę.

Współczesna historia Reiki zaczyna się od momentu, kiedy w 1888 w Kyoto zapanowała epidemia cholery. Mikao Usui zachorował i zapadł w śpiączkę. Doświadczył przeżyć z pogranicza śmierci, w czasie których otrzymał informacje o metodzie uzdrawiania dotykiem. Być może otrzymał też wskazówki, że ma tę metodę odnaleźć, ponieważ to ważne w nadchodzących czasach. Według niektórych przekazów ukazał mu się Budda Amitabha. Znamy dzisiaj wiele takich przypadków, kiedy doświadczenie bliskie śmierci pozwala Wniebowstąpionym Mistrzom, Duchowym Nauczycielom czy innym Wyższym Energiom dotrzeć do umysłu człowieka i całkowicie zmienić jego życie.

Kiedy Usui wyzdrowiał, rozpoczął poszukiwania pomimo protestów ze strony rodziny, z którą zresztą wszedł z tego powodu w silny konflikt. Uwielbiany i podziwiany przez swoich późniejszych uczniów i ich następców, wśród swoich bliskich nie cieszył się szacunkiem. Niektóre źródła podają, że rodzina wręcz zerwała z nim wszelkie kontakty i do dzisiaj nie chcą nawet wymawiać jego imienia. Głównie dlatego, że zmienił w tym czasie wyznanie i rozpoczął nauki w linii Shingon. Dla Europejczyka to może być niezrozumiałe, skoro jedno i drugie to buddyzm. Jednak w Japonii dla tradycyjnej rodziny o samurajskich korzeniach to było ogromnie istotne.

Zbierając do celów badawczych starożytne teksty, trafił między innymi na „Tantrę Olśniewającego Blasku (The Tantra of the Lightning Flash), co było jednym z najważniejszych odkryć na drodze do opracowania systemu Reiki. Według niektórych przekazów w 1914 roku udał się na górę Kurama, aby pościć i w odosobnieniu praktykować medytację. Po 21 dniach w błyskach oślepiającego światła zobaczył tajemnicze symbole. Doświadczył przepływu strumienia energii Reiki i otrzymał dar uzdrawiania, a także odpowiedź na nurtujące go od lat pytania dotyczące niesienia chorym pomocy. Jego dłonie stały się gorące i mógł przekazywać energię.

Ponieważ praktykowałam buddyzm, wiem, że istnieje coś takiego jak autoinicjacja. W efekcie wytrwałej, prawidłowo przeprowadzonej praktyki, adept doświadcza energetycznego urzeczywistnienia tego, nad czym praktykuje. Nie potrzebuje do tego nikogo z zewnątrz. Dlatego też oficjalnie uważa się, że można samemu przejść taki proces, jak inicjacja Reiki. Jednak pozostaje to w sferze czystej teorii, ponieważ praktyka medytacyjna prowadząca do samo zainicjowania wymaga odpowiednich umiejętności. Sześć lat w głuszy leśnej i jedzenie korzonków — jak twierdzą niektórzy nauczyciele — to może być za mało. Autoinicjacja wymaga o wiele więcej. Mikao Usui był buddyjskim mnichem, który od czwartego roku życia wykonywał rozmaite związane z tą religią ćwiczenia. Niektóre źródła podają, że przed finalną 21-dniową medytacją na górze Kurama praktykował przez trzy lata, aby osiągnąć cel. Warto o tym pamiętać, że choć Mikao Usui doświadczył samo zainicjowania, to pracował na to wiele lat, jeśli nie całe życie. Zwykły człowiek, który nie jest zaawansowanym w praktykach buddystą, potrzebuje do inicjacji nauczyciela.


Usui wypróbował uzdrawianie najpierw na sobie i swoich znajomych. Ponieważ efekty były zadowalające, postanowił przekazać swoją metodę innym. Według niektórych źródeł uzdrawiał początkowo bezdomnych i żebraków wiedząc, że to oni najbardziej potrzebują pomocy, bo nie stać ich na lekarza. Przekaz głosi, że kiedy wędrując po kraju wrócił w to samo miejsce, odnalazł uprzednio uzdrowionych znowu chorymi. Wówczas zrozumiał, że zdrowie jest zależne także od sposobu myślenia. To zaowocowało wprowadzeniem do Reiki Pięciu Zasad Cesarza Meiji, o których piszę w dalszej części książki.

Usui opracował system, będący kompilacją medycyny chińskiej, nauk buddyjskich oraz wiedzy uzyskanej z innych źródeł, np. sztuk walki. Otworzył miejsce, które można nazwać umownie gabinetem czy przychodnią Reiki i uzdrawiał w nim chorych. Zaczął również uczyć swojej metody innych i inicjować w Reiki. W kwietniu 1922 założył Stowarzyszenie Metody Uzdrawiania Usui (po jap. Usui Reiki Ryoho Gakkai), w którym sam był pierwszym przewodniczącym. Jego następcą został Juzaburo Ushida. Stowarzyszenie to istnieje i działa po dziś dzień.

W tym samym czasie otworzył klinikę w Harajuku — Aoyama w Tokio. Wkrótce jego klinika stała się zbyt mała aby pomieścić wszystkich chętnych, więc Mikao Usui założył w lutym 1925 roku nową klinikę w Nakano pod Tokio. Ponieważ jego sława stawała się coraz większa, podróżował po całej Japonii i uczył Reiki kolejnych adeptów. Inicjował też kolejnych nauczycieli.

Podczas swojego pobytu w Fukuyama, 9 marca 1926 roku, Mikao Usui zmarł na wylew. Miał 62 lata. Został pochowany na cmentarzu przy świątyni Saihoji w Toyotoma (Tokio). Jego uczniowie postawili w tym miejscu pomnik, który głosi między innymi, że Usui wyszkolił ponad 2000 uczniów w Reiki.

Reiki zachodnie

Jednym z wyszkolonych przez Usui nauczycieli był emerytowany chirurg wojskowy Chujiro Hayashi. Założył on własną klinikę i szkołę pod nazwą Hayashi ReiKi Kenkyu Kai. Jego metody uzdrawiania i nauczania były oparte na Usui Reiki Ryoho, lecz Hayashi wprowadził pewne zmiany. Prawdopodobnie kładł większy nacisk na zastosowanie symboli i sformalizował procedury inicjacyjne. Jego techniki były bardziej intuicyjne, bardziej oparte na rytuale i ceremonii. To on pierwszy uprościł znacząco całą mocno rozbudowana metodę opracowaną przez Mikao Usui.

Historia zachodniej gałęzi Reiki zaczyna się od Hawayo Takaty, schorowanej wdowy, która samotnie wychowywała dwie córeczki. Mieszkała na Hawajach, a do Japonii przyjechała, by powiadomić rodziców o śmierci siostry. To prawdopodobnie rodzice nakłonili ją, by udała się do szpitala i poddała leczeniu. Istnieją też przekazy samej Takaty, która opowiadała o tym, że przez cały ten czas była prowadzona przez Najwyższe Źródło, a pomysł wyjazdu do Japonii i podjęcia leczenia pojawił się w czasie żarliwej modlitwy w kościele.

Kiedy trafiła na stół operacyjny, bardzo nie chciała poddawać się zabiegowi, który nie dawał jej żadnej gwarancji wyzdrowienia, a jak każda operacja wiązał się z ryzykiem. Leżąc już na stole, kiedy instrumentariuszki przygotowywały ją do zabiegu, powtarzała ciągle, że czuje, że ta operacja wcale nie jest potrzebna. Słyszała wewnętrzny głos, który powtarzał jej w kółko, by tego nie robiła. Zapytała jedną z pielęgniarek, czy naprawdę nie ma innego sposobu, a ta odpowiedziała, że niedaleko szpitala jest klinika Reiki, w której leczą dotykiem. Hawayo Takata zerwała się ze stołu operacyjnego i udała we wskazane miejsce, w którym poznała Chujiro Hayashi i poddała systematycznym zabiegom Reiki.

Tak dokładne szczegóły tego wydarzenia znamy dzięki wnuczce Takaty — Phyllis Lei Furumoto, która przez wiele lat była przewodniczącą Reiki Alliance. Kilka razy była również w Polsce na zaproszenie polskich mistrzów i za każdym razem opowiadała to, co usłyszała od swojej babci.


Po 4 miesiącach pobytu w klinice doktora Hayashi, Hawayo Takata była zupełnie zdrowa. Zrobiło to na niej wielkie wrażenie i poprosiła dr Hayashi o nauczenie jej tej metody. Po jego żonie Takata była druga kobietą która otrzymała inicjacje Reiki. Pierwszy stopień otrzymała wiosną 1936r. Pracowała przy boku dra Hayashi przez rok i w 1937 roku otrzymała drugi stopień Reiki. Latem 1937r. powróciła na Hawaje i założyła pierwsza klinikę Reiki. Odniosła duże osiągnięcia w swojej działalności. Dr Hayashi systematycznie wzywał ją do Japonii, aby utrzymywała kontakt z pozostałymi praktykami Reiki oraz pracownikami kliniki.

Bardzo ciekawym faktem, prawdopodobnie celowo pomijanym przez przeciwników Zachodniego Reiki jest to, że Hawayo Takata otrzymała od swojego nauczyciela zaproszenie, by zamieszkać w jego domu. Dla Japończyków taki gest nie oznacza udzielenia gościny, lecz uczynienia z tej osoby uchideshi — ucznia wewnętrznego. Jest to wielki zaszczyt, oznaczający wyjątkowe zdolności i zasługi na poziomie pobierania nauk. Blisko współpracująca w tym czasie z Takatą osoba ujawniła, że Takata była szczególnie utalentowana i wykazywała niezwykłą biegłość w temacie, o jakiej nie słyszano w innych szkołach Reiki. Z wiadomego powodu te fakty są pomijane, by za wszelką cenę udowodnić niższość i bezwartościowość Zachodniego Reiki. Warto również dodać, że Hawayo Takata przez wiele miesięcy pracowała na stażu w klinice Chujiro Hayashi wykonując tam codziennie wiele zabiegów. Praktyka czyni mistrza — wiem o tym z własnego doświadczenia. I z niezmiennym szacunkiem myślę o tej wspaniałej kobiecie.

Od śmierci Chujiro Hayashi w 1940 roku Hawayo Takata nie miała kontaktu z organizacjami Reiki w Japonii. Rozpoczęła nauczanie metody w USA pod nazwą Usui Shiki Ryoho. Wprowadziła wiele zmian i uproszczeń, aby japoński sposób uzdrawiania stał się zrozumiały dla człowieka Zachodu. Linię zapoczątkowaną przez Takatę Japończycy nazywają Zachodnią Gałęzią Reiki i zarzucają jej ogromne różnice w stosunku do podstawowej linii opracowanej przez Mikao Usui. W zasadzie to właśnie Hawayo Takata zawdzięczamy, że Reiki wydostała się poza granice hermetycznie zamkniętej Japonii i dotarła do nas. Gdyby nie Takata, Reiki istniałaby wyłącznie tam, a my bylibyśmy pozbawieni tej pięknej mocy. Wszechświat jednak pilnował, aby praca z energią dotarła do różnych zakątków świata i wiem doskonale, że mogło to się stać jedynie w takiej uproszczonej formie. Każdego dnia wyrażam wdzięczność dla Hawayo Takaty, bo tylko dzięki niej żyję i doświadczam dobrodziejstwa Reiki.

Takata wyszkoliła setki osób i 22 nauczycieli, mogących inicjować kolejnych adeptów. Po jej śmierci 12 grudnia 1980 roku, jej wnuczka Phillis Lei Furumoto ogłosiła się „Wielkim Mistrzem” i „Spadkobierczynią Linii Przekazu”. Dwa lata później założyła organizację Reiki Alliance, która systematycznie zwołuje spotkania mistrzów w celu szkoleń i dbałości o czystość nauk. Większość mistrzów wyszkolonych przez Hawayo Takatę uznała Phyllis jako zwierzchnika. Ale niektórzy z mistrzów odsunęli się od niej i założyli własne szkoły oraz stowarzyszenia. W tym długotrwałe współpracownice Takaty: Barbara Weber Ray oraz Iris Ishikuro, rozżalone o to, że zostały pominięte przy sukcesji.

Nie ukrywam, że widzę w tym rozłamie zwykłą rywalizację i komercję. Ludzie są tylko ludźmi, a Reiki prowadzi, ale nie zapewnia nikomu świętości. Nikogo nie oceniam, jednak dostrzegam fakt, że w USA ceny zabiegów i szkoleń Reiki bywają bezzasadnie wysokie. Z jednej strony wymiana energetyczna jest dla mnie rzeczą oczywistą. Z drugiej — Reiki powinno być dostępne dla każdego. Jak chleb. Nie może więc kosztować tyle, ile kawior posypany złotem.

Z powodu niezgody wśród uczennic Takaty, pojawiła się mnogość form nauczania i praktykowania Reiki na Zachodzie. Jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać rozmaite dziwne „Reiki”: anielskie, tybetańskie, kundalini, seichim, Izis… będące kompilacją energii i czegoś jeszcze. Rozmaitych znaków, wizji, modlitw, dodatkowych inicjacji. Nie krytykuję tego, bo zapewne niektóre metody działają pozytywnie. Ale nie wszystko, co ma w nazwie Reiki, pochodzi od Mikao Usui, a tym samym nie do końca wiadomo, z czym mamy do czynienia. Warto o tym pamiętać.

Członkowie japońskiej linii Reiki twierdzą, że nauki stworzone przez panie, które nie uznały zwierzchnictwa wnuczki Takaty, nie mają już nic wspólnego z rdzennym Reiki. Podobno znaki, których używają ich uczniowie i uczniowie ich uczniów, nie przypominają w niczym japońskich kanji i czasem dochodzi nawet do śmiesznych sytuacji, kiedy ktoś naucza (w swoim mniemaniu) „Reiki” i rysuje kanji, które jest w Japonii zwykłym przekleństwem. Warto na to uważać, szczególnie jeśli nie znamy języka japońskiego. Nie wystarczy nazwać czegoś Reiki, aby automatycznie stało się Reiki.

Spór o Reiki

Japońscy spadkobiercy Mikao Usui zrzeszeni w Usui Reiki Ryoho Gakkai bardzo niechętnie traktują Zachodnie Reiki z kilku powodów. Po pierwsze podkreślają ogromne uproszczenia, jakie Takata wprowadziła do dosyć skomplikowanego systemu. W pewien sposób nasze Reiki różni się od tego, czego nauczał Mikao Usui, który połączył przekazywanie energii z chińską medycyną, elementami sztuk walki, ćwiczeniami oddechowymi i medytacjami. Wielu nauczycieli, którzy znają dobrze Reiki, wyraźnie dzieli Reiki na japońskie i zachodnie. I to jest moim zdaniem bardzo słuszne — to zupełnie dwie różne metody.

Jednak kluczowe dla mnie jest to, że Zachodnie Reiki przynosi efekty. To bezsporne. Pracuję z tą metodą 30 lat. Nie zachwycałabym się przez tyle lat urojeniami, z których też praktycznie nie można się w żaden sposób utrzymać. Wymiana energetyczna za Reiki to tylko dodatek do moich właściwych dochodów. Jednak ważniejsze jest, że oprócz mnie są w tej linii miliony ludzi na całym świecie. I podobnie jak ja opisują swoje pozytywne doświadczenia. Wszyscy mamy omamy? Oczywiście nie. Spór zatem nie dotyczy działania i skuteczności Reiki tylko raczej praw do metody i jej nauczania oraz czystości nauk Mikao Usui. Warto o tym pamiętać, kiedy przeczytamy w sieci pełen gniewu artykuł o tym, że Zachodnie Reiki nie działa. Oczywiście, że działa. Jest czymś innym niż japońskie Reiki, ale jest doskonałe.

Zwolennicy japońskiego Reiki uważają, że adepci linii zachodniej powinni nadrobić zaległości i przyjąć uzupełnienie nauk z rąk nauczycieli Reiki Gakkai. Nie zgadzam się z tym. Wytworzyły się dwie odrębne metody pracy z energią. Każda ma swoje plusy i minusy. Japońskie Reiki zawiera bardziej obszerną wiedzę, włącza medycynę chińską i pewne ćwiczenia, ale jest też oparte na przestarzałym feudalnym systemie, który nadal panuje w przesiąkniętej starymi tradycjami Japonii. Tymczasem Zachodnie Reiki jest proste, intuicyjne i dostępne dla każdego. Gdyby zapracowany człowiek Zachodu miał przed każdym zabiegiem medytować, wykonywać różne trudne ćwiczenia, dziewięćdziesiąt procent reikowców zrezygnowałoby z tego. A Reiki w sensie duchowym zostało odkryte na nowo po to, by jak najwięcej ludzi mogło z tego dobrodziejstwa korzystać i bez skomplikowanych praktyk skutecznie podnosić wibracje.

Wydaje mi się, że Japończycy są bardziej pracowici, cierpliwi i wytrwali, ale Reiki ma być dostępna dla wszystkich. W moim odczuciu jej największą zaletą jest prostota. Nie wymaga zaawansowanych treningów i przygotowań. Ileż to razy działamy błyskawicznie, kiedy coś się stanie. Ja po prostu pocieram dłonie, uziemiam się i proszę o Reiki. Działa. Pomaga. I niewykluczone, że na tym właśnie polega sens Reiki, a wszystkie procedury stosowane w Reiki Gakkai sa zbędnym dodatkiem. Ktoś jednak może chcieć tych dodatków i fascynować się starymi zasadami pracy z energią. Dlatego też uważam, że należy pozostawić te dwie metody jako odrębne różniące się linie. Każdy może wybrać to, co mu bardziej odpowiada.


W ślad za tym, co napisałam wyżej, idzie też roszczenie dotyczące nazwy. Pojawia się tu jednak prozaiczny problem braku informacji. W 1975 roku stworzona przez Chujiro Hayashi linia metody o nazwie Hayashi Reiki Kenkyu Kai wygasła wraz ze śmiercią jego żony Che Hayashi. Hawayo Takata nazwała więc swoją metodę Usui Reiki Ryoho, wierząc prawdopodobnie, że jest jedyną żyjącą spadkobierczynią tego przekazu. Japonia, jako zamknięta enklawa, nie informowała w żaden sposób świata o tym, że istnieje jakieś stowarzyszenie czy szkoła Reiki. Nauczyciele Reiki Gakkai nie opuszczali granic swojego kraju. Internet nie istniał. Konflikt wyszedł na jaw, kiedy po wielu latach uczniowie uczniów Takaty zawędrowali do Japonii i okazało się, że tam istnieją jakieś linie Reiki. Nie ma tu winnych powstałego zamieszania.

Na pewno nie byłoby sporu, gdyby Hawayo Takata nazwała swoje nauki: Takata Reiki lub Hayashi Reiki. Jednak tak się nie stało, przyjęto nazwę, która gdzieś w Japonii była już wcześniej używana i — co ważne — zastrzeżona dla członków określonego stowarzyszenia. Tymczasem Takata zainicjowała 22 nauczycieli, oni kolejnych i kolejnych. Zachodnie Reiki rozprzestrzeniało się po świecie w postępie geometrycznym. Trudno byłoby wielu milionom adeptów zachodniej linii wprowadzać teraz propozycję zmiany nazewnictwa. Tak czy owak ja również po ukończeniu szkolenia otrzymałam dyplom z napisem Reiki Usui Shiki Ryoho. Pracując konsekwentnie w tej linii przekazu, dbam o jego czystość tak, jak mnie nauczono i piszę na dyplomach to samo.

Nie znam dobrze japońskiej kultury. Wiem tyle, ile opowiedziała mi koleżanka, która mieszkała w Japonii kilkanaście lat. Resztę próbuję doczytać sama. Ale jest dla mnie oczywiste, że w tym społeczeństwie panuje wiele sztywnych zasad, będących spuścizną feudalnego ustroju i podziału na pewne kasty. Istnieje tam też ciągle żywa pewna tradycja, która z punktu widzenia duchowości jest raczej nie do przyjęcia. Ponadto w Japonii ten, kto chce robić Reiki musi należeć do stowarzyszenia. Rzecz nie w niewielkich składkach, ale w przymusie, formalizmie, podporządkowywaniu się innym, narzucaniu jednakowych zasad dla każdego. Nie krytykuję i nie oceniam, rozumiem tę inność, ale ma się ona średnio do wewnętrznego wzrastania, które mnie interesuje.

Moim zdaniem Reiki japońskie proponowane przez stowarzyszenie Gakkai nie znajdzie dużego zainteresowania w świecie, który zmierza do podnoszenia wibracji i duchowego rozwoju. Aby nie być gołosłowną, podam dwa przykłady. Dla Japończyków Hawayo Takata była nisei — czyli „gorszą” osobą, która nie jest czystą Japonką. Dlaczego, skoro jej rodzice również byli Japończykami? Otóż… urodziła się poza granicami Japonii. (sic!) Wśród przeciwników Zachodniego Reiki krążą hipotezy, że Takata nie otrzymała właściwych nauk, tylko cząstkowe i wypaczone, ponieważ była nisei. Traktowanie z wyższością innej osoby z powodu miejsca jej urodzenia jest moim zdaniem bliższe nazizmowi niż duchowości. Cóż — dla mnie każdy człowiek zasługuje na szacunek i nie dzielę ludzi na lepszych i gorszych z powodu narodowości, koloru skóry czy miejsca urodzenia. Nie ukrywam, że nie podoba mi się opisane wyżej podejście do tematu, uważam je za niewłaściwe.

Tymczasem z wiarygodnego źródła wiemy, że było inaczej niż plotkują w Gakkai — dla Chujiro Hayashi Takata była uchideshi. Jest to określenie specjalnego, ukochanego ucznia, którego mistrz dopuszcza do największych tajemnic nauczanej metody i traktuje jak członka rodziny. Takata była zatem kimś wyjątkowym i domniemywam, że była najlepszą uczennicą Chujiro Hayashi, z którą podzielił się najbardziej mistyczną wiedzą i całym swoim doświadczeniem.


Przeciwnicy linii zachodniej twierdzą, że dr Hayashi popełnił rytualne seppuku, aby nie uczestniczyć w zbiorowym zabijaniu ludzi na wojnie. Oceniają to krytycznie, nazywają tchórzostwem. Z przekazu Hawayo Takaty wiemy, że dr Hayashi posiadał głęboki wgląd. Widział przyszłość, wojnę światową, w tym zniszczenie Japonii, więc zalecał swojej ulubionej uczennicy, aby zaniosła Reiki na zachód, do Ameryki, która najmniej miała w tym koszmarze ucierpieć. Przeciwnicy linii zachodniej twierdzą, że sam rzekomo miał popełnić samobójstwo, by nie wcielono go do wojska. Trochę to nielogiczne, ponieważ był lekarzem i z całą pewnością nikt nie wysłałby go na pierwszą linię frontu. Teoria ta jest tak naciągana, że pęka, kiedy tylko o tym piszę…

Według wiedzy, którą mi przekazano, dr Hayashi odszedł z tego wymiaru świadomie. Niektórzy uważają, że odbyło się to w buddyjskiej medytacji. Wielu oświeconych buddyjskich nauczycieli dokonuje takiego procesu, świadczy on o zaawansowanym duchowym rozwoju. Phyllis Lei Furumoto opowiadała wielokrotnie historię usłyszaną od swojej babci — Hawayo Takaty, która była obecna przy umierającym nauczycielu. Z tej opowieści zapamiętałam najbardziej ostatnie życzenie Wielkiego Nauczyciela Reiki: poprosił o miseczkę truskawek i odszedł chwilę po ich zjedzeniu. Truskawki i seppuku? Widzę tu raczej człowieka świadomie umierającego w naturalny sposób.

Nie wiem ostatecznie, gdzie leży prawda. Jednak sprzeciw wobec wojny i zabijania innych jest oczywisty dla każdego, kto podąża duchową ścieżką. Jakkolwiek odszedł dr Hayashi, jego świadome popieranie pokoju budzi we ogromny podziw i szacunek. Jestem dumna, że należę do linii tego Wielkiego Nauczyciela. Linia Reiki hołdująca atawistycznym zasadom zabijania innych ludzi na wojnie jest dla mnie czymś obcym i nie do przyjęcia. Nie mogłabym od takich ludzi uczyć się niczego. Kieruję się w życiu bezwarunkową miłością do wszystkich czujących istot, a nie jakimś żołnierskim honorem. To nie ten wymiar.

Nie krytykuję tradycji samurajskiej, o której niewiele wiem, ale opowiadam się po stronie pokoju i bezwarunkowej miłości, które z tą tradycją zupełnie nie korespondują. Szczęśliwie dla mnie w linii nauczania pracy z energią znalazł się wspaniały człowiek o pacyfistycznych poglądach, który mógł w energetycznej harmonii dać początek pięknej pokojowej linii Reiki opartej na bezwarunkowej miłości, a nie na sztukach walki. Moim zdaniem to nowa Era Reiki i nowe Reiki dla ludzi, którzy odkładają miecz i wchodzą w piąty wymiar duchowego rozwoju z pełnym rozumieniem Jedności i Światła. Postrzegam temat odejścia doktora Hayashi wielopoziomowo i dostrzegam piękną drogę Reiki do tego punktu, w którym jesteśmy dzisiaj.


Jest też trzeci powód, dla którego zwolennicy japońskiego Reiki odcinają się od linii Takaty. To kwestie zawyżonych na Zachodzie opłat za inicjacje. W tym względzie całkowicie się zgadzam. Ceny nie mogą być horrendalnie wysokie, ponieważ Reiki ma być dostępne dla każdego. Wymiana energetyczna jest potrzebna, ale powinna być dostosowana do warunków panujących w danym kraju. Powinna być wynagrodzeniem za szkolenie, za usługę, jak ma to miejsce w każdym zawodzie. Jako nauczyciel Prosperity postrzegam ten temat zupełnie klarownie i sama ustalam swoje ceny na — jak sądzę — bardzo przyzwoitym i dostępnym dla każdego poziomie. Ale mogę to zrobić, ponieważ jestem niezależnym nauczycielem. Gdybym musiała w feudalny sposób opowiadać się przed kimś, prawdopodobnie musiałabym też stosować politykę cenową obowiązującą w całym stowarzyszeniu.

I ostatnia rzecz, która dzieli te dwie różne w istocie szkoły Reiki. To nazewnictwo osób praktykujących Reiki. Japończycy mają mnóstwo tytułów — jak dla mnie bardzo trudnych do spamiętania, więc nawet nie próbuję ich wymieniać. Inaczej nazywa się ktoś po pierwszym stopniu, inaczej ktoś po drugim… Do tego dochodzi mnóstwo skomplikowanych tytułów nauczycieli, w zależności od ich zaawansowania, ponieważ nauczycielskich stopni też jest tam kilka. Trudno jednak zalać cały świat japońską kulturą. W Zachodnim Reiki jest uczeń i nauczyciel. Nic więcej. I to jest proste i przejrzyste dla nas.

Największy problem stanowi oczywiście zachodnia nazwa Mistrz Reiki. Japońska linia nauczycieli nazywa sensei, a nazwa Mistrz i Wielki Mistrz jest tam zarezerwowana dla prezydentów stowarzyszenia Gakkai. Oznacza osoby wielce zasłużone. Rzecz w tym, że nasze słowo Mistrz jest tożsame z sensei. Od wieków w każdej dziedzinie rzemiosła był: uczeń, czeladnik i mistrz. Mamy więc Mistrza Szewca, Mistrza Ogrodnictwa, Mistrza Garncarstwa i mamy Mistrza Reiki. Bo to też rzemiosło. Słowo Mistrz oznacza kogoś, kto ma uprawnienia do nauczania innych. Nie oznacza ani guru, ani świętego. Rozbieżność w podejściu dwóch kultur.

Zabrakło tu dobrej woli, by zrozumieć drugą stronę. A wystarczyłby dobry tłumacz, który słowo master przetłumaczyłby jako sensei, prawda? Jest takie powiedzenie, że jeśli się chce psa uderzyć, to kamień się znajdzie. Tak postrzegam aferę wokół słowa „Master”, „Grand Master” lub po polsku „Mistrz”. Burza w szklance wody. Pisząc ten tekst staram się poznać i zrozumieć także drugą stronę, biorę pod uwagę odrębność i egzotykę tamtej kultury. Ale i na naszym podwórku spotykam nauczycieli Reiki, którzy stroszą się na dźwięk słowa „Mistrz”, ponieważ nie rozumieją, co ono oznacza. Uważają, że ktoś, kto podpisuje się tym słowem, uważa się za władcę świata, bóstwo i guru. To nie jest prawda. Ja jestem Mistrzem Reiki. Jestem tylko prostym człowiekiem i zwykłym nauczycielem niezwykłej metody.


Wracając do kwestii różnic pomiędzy liniami — moim zdaniem to dwie odrębne szkoły Reiki, których nie można próbować połączyć w jedno. Nie należy tutaj szukać kompromisu. Przede wszystkim dlatego, że świat idzie naprzód, wibracje Ziemi mocno się podniosły, a ludzie wzrastają duchowo. Z całym szacunkiem dla Mikao Usui, któremu zawdzięczamy odkrycie na nowo Reiki, to co było dobre na początku XX wieku, dzisiaj może być przestarzałe. Zachodnie Reiki nie jest przypadkowym odłamem ani pomyłką. Jest nowoczesną i — moim zdaniem — bardziej duchową wersją pierwotnej formy opracowanej przez Mikao Usui. Nie próbuję powiedzieć, że lepszą. Jest inną wersją. Każdy człowiek ma prawo wybrać, czy woli wersję tradycyjną czy duchową, ponieważ każda ma swoje zalety.

Pomimo że bogata w medytacje, ćwiczenia i praktyki japońska szkoła pracy z energią może jawić się jako ta, które daje większą skuteczność, to moim zdaniem istota leży zupełnie gdzie indziej. To, co wzmacnia działanie Reiki to miłość bezwarunkowa i sublimacja własnej wibracji. Zgadza się ze mną wielu praktyków Reiki, że przepływ energii jest silniejszy i efektywniejszy, kiedy wykonujemy zabieg w wysokiej częstotliwości. Uważam, że dla zwiększenia swojej skuteczności jako uzdrowiciela Reiki, należy podnosić własny poziom duchowy. Temu prawdopodobnie miały służyć wszystkie opracowane niegdyś przez twórcę metody zasady i medytacje.

Mikao Usui korzystał z tego, co znał — to oczywiste. Gdyby żył w dzisiejszych czasach, praca z Reiki wyglądałaby zapewne inaczej. Rzecz w tym, że ten sam efekt można uzyskać na wiele sposobów. Przez trzydzieści lat praktyki zgodnie z przekazanymi mi naukami, mogłam też wypróbować rozmaite formy medytacji i odkryłam własne metody podnoszenia wibracji. Są inne, niż w japońskiej szkole. Są moje. Ale ich efekt jest prawdopodobnie identyczny albo nawet o wiele lepszy. I nie jest to zarozumialstwo z mojej strony, lecz po prostu praktyka. Zmieniające się czasy wymagają całkiem nowego podejścia.

Śmiem twierdzić, że Chujiro Hayashi i Hawayo Takata mieli podobne doświadczenia, dlatego „wyrzucili” z praktyki Reiki elementy rodem ze sztuk walki i inne rzeczy, które wprowadził Mikao Usui, ale które okazały się niepotrzebne. Reiki jest energią inteligentną. Nie potrzebuje udziwnień i co ciekawe — nie potrzebuje książkowej wiedzy. Kiedy zaczynałam robić swoje pierwsze zabiegi, kupiłam sobie atlas anatomiczny, aby wiedzieć, gdzie przykładać ręce. Po paru latach poczułam, że to bez znaczenia. Zrozumiałam, że mam zaufać i pozwolić się prowadzić. Głęboko wierzę, że zmiany wprowadzone przez Hayashi i Takatę były efektem ich bliskiego związku z tą piękną energią.

Kluczowa jest tutaj oczywiście właśnie ta siła, którą Hawayo Takata pięknie nazywała „Boską Mocą” lub „Uniwersalną życiową energią”. Najważniejszym elementem jest przepływ tej energii. Nie ulega wątpliwości, że reaguje ona na nasze myśli, ale również na wibracje. Jeśli ktoś systematycznie medytuje, praktykuje i rozwija się duchowo, to osiąga również lepsze efekty w pracy z energią. Potwierdzają to moi reikowi znajomi. Zachodnie Reiki zdaje tutaj egzamin fenomenalnie. Tym bardziej, że uproszczona wersja Reiki czyni z niej metodę całkowicie poza religijną.

Reiki w Polsce

W Polsce, kraju na wskroś katolickim, buddyjsko shintoistyczna metoda pracy z energią nie cieszyłaby się zainteresowaniem. Stało się inaczej, ponieważ od samego początku była nauczana jako poza wyznaniowa metoda dostępna dla wszystkich. Wśród trzech pierwszych polskich Mistrzów Reiki znalazła się też siostra zakonna Mariusza (Jadwiga Bugaj). Rozpowszechniona przez Takatę historia o chrześcijańskim księdzu Usui sprawiła, że na zachodzie z Reiki pracowali także katolicy. Siostra Mariusza przez wiele lat z dobrym efektem szkoliła adeptów tej pięknej sztuki, dopóki kościelne władze jej tego nie zabroniły. Żyłam w tych czasach, miałam zaszczyt znać osobiście tę wspaniałą postać i widziałam, co się dzieje. Czytałam krytykujące Reiki publikacje pisane przez rozmaitych księży. W pewien sposób bardzo przeżywałam to wszystko, co się dzieje.

Rozumiem stanowisko kościoła, chociaż katoliczką nie jestem. Prawdopodobnie poszukując wiedzy o tym, czym jest Reiki, opierał się na informacji dotyczącej początków metody oraz japońskiej linii, gdzie znajdujemy sporo wpływów buddyjskich i shintoistycznych. Choćby dlatego metoda Reiki mogła się nie podobać kościołowi. Dostrzegali w niej mnóstwo powiązań z inną religią. Kościół jest w tym względzie bardzo jednoznaczny. Dla katolika jest tylko jedna prawdziwa wiara, wszystko inne to pogaństwo. A jeśli jakaś metoda wywodzi się z pogaństwa, to jest lucyferyczną pułapką zastawioną na człowieka. Oficjalnie kościół w naszym kraju nazywa Reiki — podobnie jak jogę czy Tai Chi — okultyzmem. Ukazało się mnóstwo publikacji na ten temat, do nich odsyłam zainteresowanych katolickimi argumentami przeciwko Reiki.

Natomiast warto o stanowisku kościoła wiedzieć. Nie tylko dlatego, że dla praktykujących katolików decyzja o zainicjowaniu w Reiki jest równoznaczna z grzechem i koniecznością wycofania się z korzystania z energii. Przede wszystkim dlatego, że Reiki jest piękną duchową ścieżką. Jeśli ktoś jest świadomy, to pracując z Reiki pogłębi swój związek z Bogiem. Natomiast koniecznie warto wiedzieć, że duchowość i religia to dwie zupełnie różne sprawy. W którymś momencie trzeba zrozumieć, że wzrost duchowy nie jest zastrzeżony tylko dla katolika. Buddyści czy Sufi, jak też ludzie nie należący do żadnego wyznania, także wzrastają duchowo. Kościół tego nie uznaje.

Wracając do tematu Reiki, chcę bardzo wyraźnie podkreślić, że Reiki jest dla każdego, niezależnie od wyznania. Pomimo że Mikao Usui był buddystą, sama metoda jest niereligijna. Odrzucanie jej jako czegoś okultystycznego to zwykłe uprzedzenia. To tak, jakby zakazać jazdy na rowerze mówiąc, że to grzech. Tymczasem wszyscy wiemy doskonale, że na rowerze może jeździć każdy, niezależnie od wiary, ponieważ ten środek lokomocji nie narusza żadnej religii. Reiki też nie narusza. Nie modlimy się do Reiki. Nie modlimy się do Mikao Usui. Do nikogo się nie modlimy. A jeśli chcemy, możemy modlić się do swojego Boga, jakkolwiek go nazywamy.


Historia siostry Mariuszy jest piękną opowieścią dla tych wszystkich, dla których wiara chrześcijańska jest ważna. Ponieważ zakonnica stale spotykała się z trudnościami ze strony kościoła, udała się na rozmowę do samego papieża. Był nim wówczas Jan Paweł II. Na prywatnej audiencji siostra opowiedziała ojcu świętemu, czym się zajmuje, na czym polega Reiki. Usłyszała wówczas od papieża słowa: „Skoro to, co robisz pomaga ludziom, rób to dalej”. Wróciła z Watykanu uszczęśliwiona, a ja miałam zaszczyt być bezpośrednim świadkiem jej relacji i jako świadek powtarzam to, co usłyszałam. Dla mnie to nie ma żadnego znaczenia, ponieważ nie chodzę do kościoła i nie potrzebuję niczyjego pozwolenia do robienia Reiki. Jednak po śmierci siostry Mariuszy wielu księży starało się zaprzeczyć tym słowom.

A ja zapewne nieprzypadkowo usłyszałam tę pełną radości relację. Po powrocie z Watykanu zwołano wielkie spotkanie reikowców we Wrocławiu. Zaproszono wszystkich, którym bliskie było Reiki, a więc także osoby, które nie były uczniami siostry Mariuszy. Szczególnymi gośćmi były dwie Mistrzynie Reiki Wanja Twan — uczennica Hawayo Takaty — oraz Injer Drog. Uczestniczył w tym pięknym spotkaniu także Mistrz Reiki ksiądz Maciej Wroński, który na zakończenie celebrował mszę dla uczestników. Woda święcona nie syczała, grom z nieba nie uderzył, nikt nie spłonął ogniem piekielnym. Dla katolików ta informacja może być istotna. Udowadnia bowiem, że praktyka Reiki nie koliduje z wiarą, a nauczaniem i inicjowaniem Reiki zajmują się również księża i zakonnice.

Oczywiście to moje zdanie. Kościół po dwudziestu kilku latach od tamtego wydarzenia nie zmienił stanowiska. Zmienili się papieże, przekonanie o okultystycznym charakterze Reiki zostało. Nic mi do tego. Robię swoje i jakoś mi się to całkiem nieźle udaje w kraju mocno zdominowanym przez kościół. Jednak ze smutkiem wspominam piękną postać Mistrzyni Siostry Mariuszy, której zawdzięczmy w Polsce tak wiele. Wśród moich reikowych przyjaciół jest wiele osób, które wywodzą się z linii tej mądrej zakonnicy. Dodam, że kluczowe jest tu określenie „w Polsce”, ponieważ w innych krajach ten problem praktycznie nie istnieje. W Kanadzie to głównie księża i siostry zakonne zajmują się praktyką i szkoleniami Reiki. Jest to więc wszystko zależne od miejsca na mapie świata.


Bardzo wyraźnie chcę tutaj podkreślić, że w tamtym czasie w Polsce nauczało jedynie trzech nauczycieli Reiki, którzy traktowali siebie wzajemnie z ogromnym szacunkiem. Byłam uczennicą Jana Peterko i wiem, w jaki piękny sposób mówił o pozostałych dwóch nauczycielach. Poznałam też siostrę Mariuszę, a moi przyjaciele ukończyli u niej kursy Reiki. W tamtych czasach sale szkoleniowe były przepełnione. Nikt nikomu nie podbierał uczniów. Życzyłabym sobie i całej ludzkości, aby dzisiaj nauczyciele traktowali siebie wzajemnie tak właśnie, jak te trzy osoby, które kładły podwaliny pod Reiki w Polsce. Hipoteza, jakoby siostrze szkodziła konkurencja jest z gruntu nieprawdziwa, ponieważ konkurencja nie istniała. Istniał za to kościół, z potężną machiną władzy, któremu nie w smak było, że zakonnica naucza pracy z energią.

Przez pewien czas bywałam na reikowych spotkaniach, gdzie wśród uczestników też były siostry zakonne. Znam również mistrzów Reiki, którzy pilnie chodzą do kościoła i bardzo harmonijnie łączą swoją głęboką wiarę z praktyką energetyczną. Jeden z mistrzów prowadził również rozmowy na ten temat z arcybiskupem w swoim miejscu zamieszkania, udowadniając, że Reiki w żaden sposób nie godzi w religię. Co prawda arcybiskup nie wydał żadnego pisma ani rozporządzenia na ten temat, ale w czasie rozmowy odnosił się przychylnie do pracy z energią.

Dla równowagi dodam też, że buddyjscy nauczyciele traktują pozytywnie metodę Reiki. Kiedy byłam na praktykach w Darnkowie, ktoś zapytał o Reiki oświeconego nauczyciela Czime Rigdzin Rinpocze. I padła odpowiedź, że to jest bardzo dobra rzecz, którą warto stosować. Mój oświecony nauczyciel był dla mnie największym życiowym autorytetem, więc dla mnie wszystko jest tutaj klarowne. Ale zauważam też, że wielką przewagą buddyzmu nad chrześcijaństwem jest szacunek do innych religii. Dalaj Lama bardzo wyraźnie podkreśla, że każda wiara jest dobra i każda może prowadzić do duchowego wzrastania. Katolicy tego nie rozumieją i uznają tylko to, co katolickie.

Reiki nie jest religią, choć to buddyjska samoinicjacja pozwala nam dzisiaj korzystać z jej dobrodziejstwa. Jednak dla mnie buddyzm to psychologia i energetyka bardziej niż religia. W pewien sposób Reiki jest jak sztuka głębokiego oddychania — może się tego nauczyć każdy bez uszczerbku dla wiary: katolik, buddysta, muzułmanin, hinduista czy bezwyznaniowy ateista. Uważam, że to jedna z wielkich zalet Reiki, która jednocześnie pokazuje, że najważniejsza jest sama energia, a nie rytuały, inwokacje czy ćwiczenia, które budzą tyle wątpliwości.

Myślę też, że to suwerenny wybór każdego człowieka, czy posłucha swojego serca, czy księdza, który sprzeciwia się Reiki, czy księdza, który sam praktykuje Reiki, czy kogoś jeszcze innego. Moim zadaniem jest tylko pokazać niejednoznaczność wszystkich ataków na Reiki. Gdyby bowiem była rzeczywiście czymś okultystycznym, to księża Mistrzowie Reiki chyba nie mogliby celebrować mszy? A papież Jan Paweł II jednoznacznie zabroniłby zakonnicy uprawiania okultyzmu, gdyby uznał, że tym jest Reiki. Nie mam co do tego wątpliwości. Ojciec święty nie kiwałby z pobłażaniem głową nad piekielnymi wynalazkami. Moim zdaniem, zarówno papież jak i biskup byli osobami na tyle światłymi, że doskonale wiedzieli to, co wiem ja — że Reiki pogłębia wiarę i w żaden sposób nie jest okultyzmem. Natomiast nie wydali żadnych pism na ten temat, ponieważ wiedzieli, że metoda budzić będzie kontrowersje wśród ortodoksyjnych chrześcijan. Nie chcieli sporu wewnątrz kościoła. Wschodnia metoda przykładania rąk nie była dla nich tego warta. Dla osób, które zdecydowanie weszły na duchową ścieżkę ta wiedza jest ważna.

Zasady w Alliance Reiki

Alliance Reiki to amerykańskie stowarzyszenie reikowców założone przez Phyllis Lei Furumoto w 1982 roku, które pilnuje czystości przekazu w takiej formie, jaki został otrzymany od Takaty. Nikt nie ma obowiązku do niego należeć, ale warto kontaktować się z Mistrzami ze stowarzyszenia właśnie po to, by nie nauczać wadliwej lub niepełnej wiedzy. Phyllis Furumoto chętnie odpowiadała na zaproszenia z różnych krajów, a w spotkaniach z nią uczestniczyli wszyscy reikowcy, także ci, którzy nie są zrzeszeni w Alliance. Na tych spotkaniach zawsze był czas przeznaczony tylko dla mistrzów, którzy weryfikowali swoją wiedzę i sposób rysowania znaków. Po śmierci Phyllis Furumoto w 2019 roku głową stowarzyszenia został Johannes Reindl.

Nie należę do stowarzyszenia. Jestem niezależnym nauczycielem, który sam ustanawia zasady pracy i ceny swoich szkoleń. Jednak Alliance Reiki jest dla mnie ważne, ponieważ należał do niego mój nauczyciel. Dzięki temu otrzymałam wartościową, na bieżąco weryfikowaną wiedzę o metodzie. Sama również bardzo dbam o to, aby zachować te nauki w niezmienionej wersji i przekazywać w takim kształcie, w jakim sama je otrzymałam. Ogromnie doceniam czystość przekazu. Jest on szczególnie istotny, kiedy wiemy, że przez dłuższy czas Reiki było przekazem ustnym. Dzisiaj istnieją już podręczniki i skrypty, dzięki którym ważne informacje nie zostają wypaczane. Niegdyś było inaczej, ponieważ Hawayo Takata nie pozwalała robić notatek. Tym bardziej cenne jest to, że jej wnuczka Phyllis Lei Furumoto przyjeżdżała kilka razy do Polski, by weryfikować wiedzę nauczycieli, sprawdzać poprawność rysowanych znaków, odpowiadać na setki pytań.

Pracuję w linii: Mikao Usui — Chujiro Hayashi — Hawayo Takata — Phyllis Lei Furumoto. Metoda, którą stosuję i której uczę innych, nazywa się Usui Shiki Ryoho. Posiada cztery aspekty. Pierwszy z nich to praktyka uzdrawiania, która opiera się przede wszystkim na samoleczeniu, czyli przykładaniu sobie rąk. Ważne, by robić to systematycznie, ponieważ każdy zabieg oczyszcza nas i harmonizuje. Jest to praktyka wskazana nie tylko wówczas, kiedy chorujemy, ale również jako profilaktyka. Oprócz tego metoda opiera się na zabiegach Reiki, polegających na przykładaniu rąk innym osobom.

Drugi aspekt metody to rozwój osobisty. Temat zdecydowanie bardzo mi bliski, ponieważ tym właśnie zajmuję się na co dzień — nie tylko dla siebie, ale również dla innych. Zakłada on, że wzrastanie wewnętrzne jest otwarciem na zmiany i dokonywanie wyborów zgodnych ze ścieżką prawdy i autentyczności. Polega również na uzdrawianiu starych wzorców, które już nam nie służą. Prowadzi do wybaczania sobie i innym, podnoszenia poczucia wartości, szacunku dla życia, uczciwej pracy i pozytywnego myślenia. Skuteczność Reiki wymaga uzdrawiania wzorców odpowiedzialnych za rozmaite schorzenia. Bez tego nie ma efektów.

Trzeci aspekt to postrzeganie Reiki jako ścieżki duchowej. Zakłada, że praktyce uzdrawiania powinien towarzyszyć systematyczny wzrost poprzez starania każdego adepta. Może to być medytacja lub modlitwa. Może to być jakakolwiek inna praktyka, która ubogaca nasze wnętrze i pozwala nam skutecznie podnosić wibracje. Ważne niezmiernie i temu zresztą w większości poświęcam tę książkę. Uważam, że istnieje silna zależność pomiędzy duchowym rozwojem, a efektami przykładania rąk.

Czwarty aspekt dotyka mistycznego pojmowania ludzkiego istnienia i rozumienia poczucia wspólnoty. To też temat rzadko poruszany przez nauczycieli, którzy w swoich książkach ograniczają się do układów rąk i opisów działania czakr. Tymczasem wszystkich praktyków Reiki łączy ogromna więź, która w istocie otwiera nas na rozumienie, że wszyscy ludzie na całym świecie są Jednością. W moim postrzeganiu uważna praktyka Reiki jest za każdym razem mini-oświeceniem. Dotykamy najgłębszej prawdy istnienia, dotykamy boskości w sobie i innych. Trudno czasem ubrać to w słowa.

Te cztery ważne aspekty, które bardzo mocno dostrzegam w swojej praktyce, łączą się z dziewięcioma elementami, tworząc spójny system uzdrawiania i wewnętrznego wzrastania. Pierwszy element to przekaz ustny budowany poprzez osobiste relacje ucznia i nauczyciela. Drugi — to linia przekazu. Ważne, by dbać o ten przekaz i nie zmieniać go. Ponieważ istnieje wiele rozmaitych linii, to właśnie identyfikuje daną osobę jako praktyka Reiki.

Trzeci — to historia, którą już wcześniej opisałam. Przy czym oczywiście ważna jest nie biografia występujących tu osób, lecz to jak moc Reiki przejawia się poprzez ich życie i działanie. Czwarty element to tajemnice inicjacji. Jak wiadomo bez inicjacji nie można pracować z Reiki. Jest to jedyny i najważniejszy warunek, który musi być fizycznie dopełniony, aby człowiek mógł korzystać z dobrodziejstwa tej pięknej energii.

Piąty element to znaki Reiki, które oczywiście powinny być zgodne z pierwowzorem. Szósty to sposób przykładania rąk i uzdrawiania ciała. Znajdziemy tu układy bardziej i mniej formalne, bo jak wiadomo — Reiki popłynie jakkolwiek przyłożymy dłonie. Jednak ważne jest, by każdy adept Reiki znał podstawowy kształt zabiegu.

Siódmy — to zasady nauczania. Obejmują one określone punkty programu pierwszego, drugiego i trzeciego stopnia, precyzując, czego uczeń powinien dowiedzieć się w procesie nauczania. I chociaż każdy nauczyciel może dodać od siebie jeszcze inną wiedzę zgodnie z własnym doświadczeniem, to określona tu podstawa powinna pojawić się na każdym kursie. Ósmy element to wymiana energetyczna, o której piszę w osobnym rozdziale.

Całości metody dopełnia element dziewiąty — pięć zasad życia Mikao Usui, którym też poświęcam więcej miejsca w dalszej części tej książki. Te zasady są dla mnie psychologicznym rdzeniem całego Reiki. Uważam, że właśnie praktyczne stosowanie tych zasad w połączeniu z przykładaniem rąk przynosi zdrowie, zadowolenie i spełnienie. Jest prostą drogą do bycia szczęśliwym człowiekiem. Samo robienie zabiegów z pominięciem tych zasad efektów nie przynosi. Znałam wiele osób, które zainicjowane w Reiki korzystały z tej pięknej energii, ale jakoś niekoniecznie stosowały się do tych zasad i odeszły w młodym wieku na rozmaite choroby. Kłania się tutaj psychosomatyka, którą zabezpiecza w metodzie właśnie te pięć wskazań. Dzięki nim cały system staje się spójny, mądry i skuteczny.

Podsumowując — tak w skrócie wygląda moje Reiki. Tak żyję i pracuję. To stosuję, chociaż jak wspomniałam, nie należę do żadnego stowarzyszenia. Jednak przestrzegam tego, czego mnie nauczono, ponieważ widzę w tym głęboki sens. A czystość przekazu wymaga, aby stosować wszystkie te elementy i aspekty, ponieważ w innym wypadku już nie robimy Reiki, tylko coś zupełnie innego. Można dopowiedzieć coś ze swojego doświadczenia, ale nie wolno tu niczego zmieniać, jeśli chcemy praktykować Usui Shiki Ryoho. Widać też wyraźnie, że cały ten system jest spójny i pełny. Moim zdaniem niczego tu nie brakuje.

Ten skrócony opis, który oczywiście postaram się rozwinąć, pokazuje jak wielopoziomowa jest praca z energią. Myli się ten, kto ogranicza Reiki do bioenergoterapeutycznego zabiegu uzdrawiania ciała. Niesie ona w sobie niezwykłą moc i pozwala nam dotknąć i zrozumieć, czym jest prawdziwe oświecenie. Właśnie dlatego zdecydowałam się napisać o tym, co moim zdaniem jest w Reiki najważniejsze. Zapewniam — to nie układy dłoni. To nie meridiany. To nie punkty akupunkturowe na ciele. Zanim jednak przejdę do meritum, jeszcze słów kilka o uzdrawianiu.

Uzdrawianie

To nie jest podręcznik do uzdrawiania z instrukcjami przykładania rąk i stosowania elementów chińskiej medycyny. Nigdy nie byłam bioenergoterapeutką, a dobroczynne działanie Reiki postrzegam wielopoziomowo. Przede wszystkim poprzez pracę z emocjami i życiowymi problemami. Poprzez uzdrawianie niekorzystnych wzorców. Poprzez duchowy wzrost obdarzający nas umiejętnością bezwarunkowej miłości, która jest zdolna uzdrowić każdą komórkę naszego ciała. Moim zdaniem Reiki uczy nas naszej boskiej mocy. Jest wersją demo ludzkiego oświecenia, abyśmy zrozumieli i poczuli, do czego dążymy w swoim rozwoju.

Jednak Reiki bezsprzecznie działa jako terapia energetyczna, a przykładanie rąk przynosi często bardzo dobre efekty. Dlatego też wielu adeptów Reiki otwiera gabinety i skupia się na szczegółach uzdrawiania ciała. Niektórzy dodają Reiki do swojego wcześniejszego doświadczenia pracy z energią, co bardzo gorąco polecam. Reiki można łączyć z każdą metodą uzdrawiania, a jej ogromną zaletą jest nie tylko prostota i bezpieczeństwo wykonywania zabiegu, ale też fakt, że najpierw wypełnia ona i uzdrawia człowieka, który przekazuje Reiki, czyli terapeutę. To ochrona, która sprawia, że zajmując się terapią nie tracimy własnej energii.

Kiedy zaczynałam swoją przygodę z Reiki, w Polsce pomału popularne stawały się uzdrawiające spotkania z osobami o niezwykłych mocach. Nie chcę wymieniać nazwisk, ale pamiętam, że wielu spośród ówczesnych terapeutów musiało zrezygnować z praktyki lub umierało, ponieważ nie radzili sobie z utratą własnej energii, co było naturalną konsekwencją pracy z chorymi. Reiki jawiła mi się wówczas jako uniwersalne rozwiązanie problemu, ponieważ daje ona natychmiastowy dopływ energii w każdym miejscu, w jakim się znajdujemy. Z kolei wejście w przepływ Reiki w czasie wykonywania bioterapeutycznego zabiegu, chroni przed oddawaniem własnej energii. Dzisiaj ten problem nie istnieje. Powstały specjalistyczne szkoły i kursy, na których terapeuci nauczyli się, jak bezpiecznie pracować z energią. Większość z nich — a możliwe, że wszyscy — są zainicjowani w Reiki. Skończyło się oddawanie swojej energii.

Reiki jest dostępna dla każdego, a przepływ, który wyraźnie czujemy w dłoniach, otwiera nas na zupełnie nowe możliwości. Dlatego też ludzie, którzy nigdy wcześniej nie posiadali żadnych terapeutycznych zdolności, zaczęli otwierać gabinety i robić zabiegi. Coraz więcej osób doświadczało energii i spontanicznie zaczęło podnosić swoje wibracje, a ich ciała rozpoczynały żmudny proces powrotu do pełnej harmonii. To dobroczynne zjawisko, ponieważ Reiki sama w sobie jest uzdrowieniem. Im więcej ludzi jej doświadcza, tym lepiej.

Odkąd widzę więcej, dostrzegam ten proces, jako pełen harmonii plan wszechświata. Widzę, jak Reiki rozprzestrzenia się po świecie, by dotknąć jak najwięcej ludzkich istnień swoim światłem. Tak właśnie mogę to obrazowo opisać: widzę rzekę światła, która rozdziela się na miliony strumyczków, a każdy z nich przepływając przez ludzkie ciało, wydobywa je z mroku i podnosi do wysokich wibracji zmieniającej się obecnie Ziemi. Usuwanie przy okazji drobnych dolegliwości i poważnych chorób jest gratisem dla każdego, kto otworzy się na to Światło.

Według mojej wiedzy i mojego trzydziestoletniego doświadczenia Reiki nie wymaga żadnych skomplikowanych umiejętności. Wystarczy przyłożyć dłonie i dzieje się Dobro. Dlatego Zachodnie Reiki zostało tak mocno uproszczone, aby stało się dostępne dla ludzi, którzy nie umieją, nie mogą lub nie chcą uczyć się wcale niełatwej chińskiej medycyny czy skomplikowanych ćwiczeń oddechowych albo medytacji. Rzecz w tym, aby Reiki mogła dotrzeć do jak największej ilości istnień przed przemianą Ziemi. Właśnie dlatego płynie także z rąk reikowców, którzy w ogóle nie mają pojęcia co to jest meridian. Dzięki temu mnóstwo ludzi ma do niej dostęp.

Oczywiście pozytywnym zjawiskiem jest wzbogacenie zabiegu mądrością i wiedzą. Doceniam wszystkich specjalistów bioterapii, którzy dają mnóstwo swojego czasu i uwagi każdemu choremu. Szanuję profesjonalnych terapeutów i ich umiejętności łączenia Reiki z chińską medycyną na przykład, która wcale do łatwych nie należy. Dlatego rozumiem, że niektóre szkolenia Reiki przywiązują ogromne znaczenie do pozycji rąk, punktów akupunkturowych, ćwiczeń oddechowych. Jeśli ktoś chciałby otworzyć gabinet i robić innym zabiegi, to powinien takich właśnie szkoleń szukać i wzbogacać swoją wiedzę.

Reiki pięknie współpracuje z innymi metodami. Warto wiedzieć, że energia ki, której po prostu pobieramy więcej praktykując te metodę, pozwala nam robić to wszystko, co robilibyśmy nie mając Reiki. Można więc praktykować masaże, Polarity, Tai Chi, uzdrawianie praniczne i cokolwiek tylko chcemy. Oczywiście po ukończeniu odpowiednich szkoleń. Można zatem i warto rozszerzać wiedzę, nie ograniczając się wyłącznie do Reiki, aby być bardziej skutecznym w uwalnianiu ludzi od choroby i rozmaitych cierpień. Warto natomiast pamiętać, że praca z ciałem nie jest jedyną metodą uzdrawiania. Ja wybrałam inną drogę. Od wielu lat pracuję na poziomie subtelnym. Poprzez podejście psychologiczne i duchowe osiągam to, co inni poprzez pracę z energią. Jednak każdego dnia robię Reiki i z przyjemnością przykładam dłonie.

Reiki i medycyna

Pomimo że z punktu widzenia nauki Reiki nie jest terapią, uważam, że warto ją stosować jako uzupełnienie medycyny tradycyjnej. Reiki nie zastępuje lekarza! Ale można ją stosować jako dodatek. Co finalnie uzdrowi człowieka — nie ma znaczenia. Myślę, że właśnie dlatego nie ma stosownych badań naukowych, ponieważ żaden szanujący się reikowiec nie pozwala przyjmującym zabiegi, by odstawili przepisane lekarstwa. Kiedy dochodzi do wyzdrowienia, nie wiemy do końca, co pomogło: tabletki czy energia. Jednak jedno z drugim nie koliduje, warto więc wspierać medyczne zalecenia energetycznymi zabiegami.

Są jednak na rynku dostępne opracowania, w których praktycy Reiki opisują swoje badania dotyczące skuteczności pracy z energią. Autorami są lekarze, pielęgniarki, masażyści, fizjoterapeuci. Mogą z poziomu nauki uzasadnić, jak to się dzieje i dlaczego Reiki przynosi uzdrowienie. Specjalistyczna aparatura sprawia, że to tak magiczne dla mnie zjawisko, stało się widoczne, a jego efekty mierzalne. Zainteresowanych odsyłam do odpowiedniej lektury.

O skuteczności Reiki wie natomiast każdy praktyk, który sam przykłada sobie ręce w sytuacji, kiedy coś go boli. Po uruchomieniu przepływu energii znika ból, znikają mdłości czy zawroty głowy, wraca dobre samopoczucie — zanim skorzystamy z dobroczynnego działania tabletki. Zdarzają się przecież drobne dolegliwości, które nie wymagają lekarskiej interwencji. Ponadto pojawiają się sytuacje, w których lekarz nie obiecuje wyzdrowienia, a ono przychodzi razem z zabiegami Reiki. Każdy praktyk Reiki ma na swoim koncie co najmniej jeden taki spektakularny cud. Obserwujemy też przy pracy z energią prędki powrót do zdrowia, łagodniejszy przebieg choroby, szybsze zrastanie się kości i wiele innych zjawisk, których medycyna nie umie wytłumaczyć.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 45.1