E-book
7.88
drukowana A5
15.97
Czarodziej Dragon

Bezpłatny fragment - Czarodziej Dragon


Objętość:
30 str.
ISBN:
978-83-8273-019-7
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 15.97

Wiara

Czasy były ciężkie. Czarnoksiężnik bez pracy. Kto by pomyślał. — westchnął Dragon. Popatrzył przez okno na zewnątrz. Na dole karczmy znajdowało się skrzyżowanie ulic. Jedna prowadziła do centrum miasteczka. Tam był plac, na którym od pewnego czasu regularnie wieszano podejrzanych o czary. Czarnoksiężnik zadrżał na samą myśl. W drugą stronę droga wiodła do głównej bramy a dalej na rubieże Biathlonu.

Wiem, ale żeby je przeżyć, musisz najpierw się stąd wydostać — odezwał się piskliwy głos z drugiego końca ciemnego obskurnego pokoju. Dwa stare sienniki i połamany stół dopełniały piękna tego przybytku. Ale takie były czasy. Pokój był jednocześnie schronieniem przed wszędobylską Strażą. Zapłacili za niego słono w złocie. Ale ostatniego tygodnia książę kazał sprawdzać dom po domu…

Tak, tylko że śmierdzę magią na kilometr. To cud że jeszcze nie wiszę — odezwał się młodzieniec, ubrany w czarną opończę. Chociaż jego ubranie było znoszone, miejscami potargane, widać było że należy do lepszej sfery. Ciekawski wzrok, orli nos i arystokratyczny wygląd mówiły same za siebie. Dragon urodził się daleko stąd, w stolicy kraju zwanego Rohan, pełnego magii. Z czasem podobnie jak wielu mu podobnych postanowił zdobyć małą fortunę, służąc na różnych dworach i wyświadczając przysługi. Na tym świecie nie brakowało ciemnej magii, smoków, straszliwy opii, które zjadały żywcem swoje ofiary, oraz innych stworzeń, których nie sposób było potraktować zwykłym orężem. Oba światy, magiczny i zwykły, żyły ze sobą i obok siebie. Jednak ostatnio coś się popsuło. A to jeden czarnoksiężnik zawładnał duszą swojego chlebodawcy i próbował narzucić swoje rządy, a to inny szpiegował na korzyść innego państwa. Z biegiem czasu ludzie zaczęli się irytować, potem czara się przelała. Nastąpiło to, kiedy jeden z czarnoksiężników, szczególnie podły typ, chciał zniewolić piękną córkę jednego z lokalnych włodarzy. Mariaże z bogatymi czarnoksiężnikami nie były aż tak niezwykłe, ale nigdy nie posługiwano się w tym celu przemocą. Inna sprawa, że ten plugawy typ był brzydki jak noc i słynął ze swojego zdeprawowanego wyglądu. Kiedyś parał się także czarną magią i ta z jakiegoś dziwnego powodu pozostawiła na nim trwały, widoczny ślad, w postaci pooranej bruzdami twarzy. Mimo że miał zaledwie kilka lat więcej niż Dragon, wyglądał jak stuletni starzec i to nie ten z piękną białą brodą i dostojnym image. Ostatecznie udało mu się uciec przed zemstą bojara ale ten nie omieszkał wówczas zwrócić swojego gniewu wobec wszystkich, którzy mieli cokolwiek wspólnego z magią nawet z nazwy. W ten sposób na stos posłano już kilkanaście osób, a będzie ich na pewno więcej. Dragon trafił tutaj przypadkiem, mieli zanocować i jechać dalej. Niestety bram i murów miasteczka pilnowali zbrojni oraz specjalnie trenowani druidzi, którzy co prawda nie posiadali wiele magicznej mocy ale potrafili takową wyczuć na kilometr. Wówczas coś zaświtało w głowie Dragona.

A gdybyśmy tak przekupili straże? Albo druidów? W końcu nikt nie jest idealny — rzucił.

Nie. Nie tym razem. Bojar powiedział że za głowę każdego czarnoksiężnika płaci czystym złotem w wadze klienta — piskliwy głos zarechotał — radzę przytyć to będziesz bardziej jeszcze pożądany. Piskliwy głos należał do Hymura, gnoma, który jak wielu jemu podobnych parał się różnymi zajęciami. Gnomy były znane ze swojej siły fizycznej. Były niewielkie ale silne i zwinne. Często wynajmowano je kiedy zabrakło chętnych do wojaczki albo z innych, mniej dostojnych powodów. Hymur przyłączył się do Dragona kilka miesięcy temu. Po prostu spotkali się w ciemnym zaułku dużego miasta. Czarnoksiężnik potrzebował kogoś, kto przypilnuje jego dobytku no i jakoś tak wyszło. Ale gnom był strasznie złośliwy i chociaż nie miał w tym złych zamiarów, miał tendencje do koloryzowania wszystkiego a zwłaszcza do czarnowidztwa. Pod tym względem stanowił przeciwieństwo Dragona, który wierzył że mimo wszystko zawsze się coś uda.


Myślisz że jak tu będziemy siedzieć i się gapić to wpadnie nam jakiś wspaniały pomysł do głowy — rzucił zirytowany Dragon.

Nie, ale tutaj przynajmniej jesteśmy względnie bezpieczni. No chyba że właściciel szynku postanowi sobie dorobić na boku — gnom spochmurniał. Nie uśmiechało mu się dzielić losu czarnoksiężnika. Gdyby był człowiekiem dawno już by poszedł do bojara i wydał kompana. Ale z gnomami było inaczej. Raczej nie spodziewał się dobrego obrotu spraw.

Wiem, wiem, sprzedałbyś mnie za pajdę chleba i kufel piwa, ale — rzucił ze złością Dragon — ale w końcu ty także możesz stracić łeb. Więc zacznij myśleć. Moim zdaniem powinniśmy w nocy obejść mury i sprawdzić, czy na pewno wszystko jest tak dokładnie strzeżone. Z pewnością nie. Strażników jest tu ograniczona liczba a w nocy ludzie są mniej czujni.

Może to i pomysł — rzucił gnom, robiąc się cały czerwony — nie myślałem Panie aby cię wydać w ręce bojarów. Zresztą nie uniósłbym tego całego złota — rozmarzył się.

Tak, zamiast złota dostałbyś mieczem w plecy. Znasz tego bojara. Nie słynie z dobrej marki. Ostatniego przyjaciela jakiego miał kazać wbić na pal i przejął jego dobra. Tak się załatwia tutaj sprawy. To obrzeża imperium, a nawet dalej. Tutaj rządzi dzikie prawo — rzucił Drago.

Imperium to było ogromne państwo, rozciągające się przez dwa kontynenty. Cała planeta była dość spora, ale większość jej miejsca zajmowała woda. Kontynenty były dwa. Kiedyś istniało tutaj wiele królestw, było wiele wojen, ktoś kogoś przyłączył, przekupił, powiesił i zrobiło się większe imperium. Ponieważ tak duże państwo nie miało na tej planecie naturalnych wrogów, kwitło w najlepsze. Ale na jego rubieżach funkcjonowały jeszcze pojedyncze królestwa i bojarstwa, obejmujące raptem po kilkadziesiąt, czasem kilkaset wiosek. W imperium służyło ostre prawo. Czarnoksiężnicy podlegali tam surowym zasadom. To jeden z powodów, dla których wielu z nich preferowało zbuntowane prowincje.

Ostatnio słyszałem, że na wschodzie zbuntowane królestwa planują atak — rzucił gnom.

Zaciekawiony Dragon spojrzał na niego — a to niby skąd?

My gnomy znamy wiele rzeczy. Wieść płynie szybko — odpowiedział wymijająco gnom.

Dragon zastanowił się. Ten skubaniec coś wie. A nic nie powiedział. Rozmawiał z kimś, o czym on nie miał pojęcia. Do diabła z magią której nie można użyć. W mig wycisnąłby z niego wszystko. Gnom popatrzył na niego z półgębkiem uśmiechu, jakby czytając mu w myślach.

To przypadkowe informacje, podsłyszałem — usprawiedliwił się.

Tymczasem zmierzchało już, plac przed karczmą stopniowo się wyludnił. Bardzo rzadko przemykał tu i ówdzie zabłąkany przechodzień, spieszący do swojego domu. Po jakimś czasie przez plac przeszła straż. Pięciu chłopa uzbrojonych po zęby, między nimi ubrany na niebiesko druid. Wydawało mu się że popatrzył w jego stronę ale podążyli dalej. Dragon zastanowił się. Był pewien że obcy go zobaczył. Dlaczego nie wskazał karczmy? Czyżby druidzi wcale nie byli na usługach bojara? W normalnych czasach ta rasa parała się głównie zbieraniem ziół i doradzaniem w sprawach medycyny. Wychodziło im to całkiem nieźle, więc nikt nie wnikał specjalnie w ich życie. Pochodzili z lasu. Ale wielu nie wiedziało, że ojczyzną druidów jest Alzoacja, ogromny niezmierzony ciąg lasów i gór na dalekim południu. Tam żyją ich rodziny, sąsiedzi i krewni. Wśród tychże co jakiś czas rodzą się dzieci mające magiczne moce. Wtedy są specjalnie trenowane do roli druida i wyruszają w świat. Co jakiś czas druidzi w podzięce wysyłają swoim bliskim rozmaite dobra, kupione lub otrzymane za swoją pracę. Sami mają niewiele, mieszkają w prostych chatach w lesie lub na drzewach, budując prymitywne posłania w konarach drzew. Dziwny to lud, ale otoczony jakimś rodzajem szacunku. Nigdy jednak nie słyszał aby druidzi pomagali w łapaniu innych magicznych istot. Normalny człowiek nie był w stanie odróżnić najpotężniejszego maga od zwykłego wieśniaka. Chyba że ten zdradził się swoimi mocami. Nikt jak dotąd nie prowadził specjalnych działań przeciwko tym, którzy posiadają magię. Panowała cicha umowa i każdy trzymał się swojego biznesu.


Zrobiło się już całkiem ciemno, na ulicy ani żywej duszy. Wyłazimy — zakomenderował czarnoksiężnik.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 15.97