Od autora
Zastanawialiście się kiedyś jak to jest że są ludzie, którzy mają oddanych przyjaciół a inni nie?. A może też to że żyjesz z kimś 28 lat i trzymasz z nim sztamę. Cuda przyjaźni to totalnie nietypowa książka. Jest to opowieść o przyjaźni w małżeństwie, przyjaźniach męsko-damskich i damsko męskich. Tych prawdziwych nie osób które są z tobą kilka lat i nagle znikają. Bo to nie jest przyjaciel tylko zwykła szuja. Pośrednio ta dialogowa książka pokazująca przykłady wielkich przyjaźni i poświęceń została zainspirowana rozmowa z moją Ciocią którą swoją drogą bardzo kocham. Podczas dyskusji i takiej szczerej rozmowy doszliśmy oboje do wniosku że to jest bardzo piękne. Każdy z nas potrzebuje przyjaciela. Taka jest prawda. Bez przyjaźni to jesteśmy nikim. Ciocia i Wujek byli pośrednią inspiracją więc co było bezpośrednią?. Tutaj jest kilka przyczyn i wydarzeń. Zacznijmy od tego że cholernie cenie sobie moich ludzi i przyjaciół. Zajebiście ich sobie cenie bo tylko oni mi zostali. Tak zostali mi jedynie oni i cieszę się, że ze mną są. Jedni odchodzą inni przychodzą. Tak jest po prostu zawsze i tak było. Dlatego chcąc odpowiedzieć na to nurtujące mnie pytanie postanowiłem zasięgnąć porady moich ludzi. Tak moich kochanych ludzi. Facetów i kobiet, którzy się zgodzili wziąć udział w tej książce. Wszystkich was kocham chociaż może za rzadko to mówię. Ale jednak potrafię was kochać. Całym serduszkiem i sobą. Wracając do sedna to nie będzie łatwa odpowiedź. Spróbuje jednak rozprawić się z tym i z całą resztą pytań które się pewnie pojawią. Ale dobra tutaj będą przykłady żywych przyjaźni, które wywiązały się między moimi ludźmi. Będzie to naprawdę mam nadzieje ładna książka, która pokaże że takie przyjaźnie istnieją naprawdę. Tak więc do dzieła. Zacznijmy od przykładu mojego kolegi, który będzie jako pierwszy. Zrobiliśmy losowanie i tak wypadło po prostu na niego. Tak więc lecim kochani.
Rozdział 1
Wodny świat
Delfin: Ach ten szef i te jego szalone pomysły. To całkiem zabawne, że zaczyna się akurat ode mnie. Ale w porządku skoro zaczyna się ode mnie to ja zacznę. Skoro to książka o przyjaźni to zacznę od pewnej sytuacji, która miała miejsce. Tak to taka typowa sytuacja w barze. Piwko i stary dobry kumpel. Ten z męskiego grona, któremu najbardziej ufałem. Jako, że z zawodu jestem gliną muszę liczyć na swojego kumpla. Nazywamy u nas na komisariacie Klingą zabrał mnie po pracy do baru. Potrzebował ze mną pogadać. W jakiej sprawie jeszcze wtedy nie wiedziałem. Jako, że bardzo go lubiłem poszedłem z nim. Wiadomo siedliśmy, zamówiliśmy piwo i patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Jak mówiłem szef mnie wziął pierwszy i miło mnie zaskoczył. Mógłby to być wilk albo Huragan, ale nie mi to nie wadzi. Zacząłem rozmyślać o moich dziewczynach. Tak moich dziewczynach nie przesłyszeliście się wcale. Klinga jak to usłyszał prawie wypluł piwo. Bardzo dobrze bo właśnie tego dotyczyło jego pytanie. Zapytał mnie po prostu tylko jak to się zaczęło, że tyle lat mam przyjaciółkę?. Chciał pewnie posłuchać o Natce czyli też głównej personie tego rozdziału. Znałem go na pewno miał taki zamiar. Dobrze posłucha, ale najpierw chciałem dopić chociaż jedno piwo.
Natka: Delfiny to bardzo sympatyczne stworzenia. Takie z którymi można się nawet pobawić i powygłupiać się. Fakty są takie, że prawie wcale nie atakują swoich panów. One są po prostu urocze i słodkie. Czyli tak samo jak Delfin. Wiecie skąd ta ksywa?. Właśnie od tego. Kiedyś obserwowałam prawdziwego delfina w oceanarium w wodzie. Był tak słodki, że ludzie prawie płakali. Dotykałam go i jego pyszczka. Zamknęłam na chwilę oczy i znowu zauważyłam tego delfinka. Był z innym delfinem i bawił się piłeczką. Bardzo uroczy widok. Ciężko wyzbyć się go z pamięci. Dlatego ksywa delfin nie wzięła się znikąd. Ach ten mój przyjaciel Delfin. Pewnie chce opowiedzieć jak to się naprawdę zaczęło. Dam mu jego pięć minut sławy i niech on zacznie. Swoją drogą ten jego szef wymyśla słodkie tytuły. Cuda przyjaźni to brzmi tak uroczo, że bym sama na to nie wpadła. Wracając jednak pora, żeby Delfin zaczął jak się zaczęła przyjaźń ze mną która trwa do dnia dzisiejszego. Śmiało mordeczko proszę bardzo.
Delfin: No dobrze pewnie więc skoro ja mam zacząć. Szefie dziękuje że jesteś. Mentorze, ojcze i dobry kumplu. Fajnie szefie, że jesteś. Moja przyjaźń z Nat zaczęła się dosyć nietypowo jak na przyjaźń. Pijąc z klingą to piwo musiałem się cofnąć ponad 20 lat do tyłu. To dopiero było coś co nie. Jednak wypady na piwo zawsze mi dawały satysfakcję. Wyjść sobie gdzieś do baru i po prostu pogadać. Zamknąłem oczy i zacząłem się cofać. Ujrzałem moje własne podwórko i okno mojego domu. Moi rodzice robili coś w kuchni. Poczułem zapach karkówki. Cały czas miałem zamknięte oczy i nie chciałem ich otwierać. Nasza przyjaźń zaczęła się od wodnego szaleństwa i pamiętam to bardzo dokładnie. Od zawsze lubiłem pływać. Mając kilka lat mój tata uczył mnie tego. Nie, że zmuszał. Po prostu sam chciałem bo miałem do tego dryf. Kiedyś moi rodzice, którzy zabrali mnie nad jezioro twierdzili, że zachowuje się jak rekin. Wiercę się i uciekam tacie prosto do wody. Mama miała na to pogląd że jestem jak mały Delfin, który dryfuje i chce się nauczyć pływać. To do mnie przylgnęło i zostało do tej pory. Trzymając się tego wątku moja przyszłą przyjaciółkę poznałem w auqaparku. Miałem 14 lat i naprawdę czułem się jak Delfin. To był jakiś tam aquapark pod Warszawą, albo i w Warszawie. Bardzo chciałem tam pojechać ze względu na to, że to były wakacje i miałem bardzo dobre stopnie. Podekscytowany całym wyjazdem po prostu musiałem coś wymyślić. Klasyka czasów nastoletnich, ale akurat nie o to mi chodziło. Chciałem po prostu zostać nie dwie godziny w środku a ponad 3. Bo akurat miałem taki kaprys. A że to miało mnie na zawsze odmienić to szef nie wspomniał. Ale owszem tak było. Pora na to, żeby Nat coś teraz powiedziała. Szanuje tą rudą osobę, która kocham jak siostrę.
Natka: Owszem jestem cała ruda. Mam tak od urodzenia, ale owszem mam prawdziwe rude włosy. Nie farbowane a prawdziwe. Cudownie prawda, ale to akurat prawda. Delfinek ma rację, ale ja się tego nie wstydzę wcale. Tego dnia kiedy poznałam Delfina nie mieliśmy z rodzicami żadnych planów. Na spontanie chciałam wybrać miejsce gdzie pójdziemy. Miałam takie prawo. Moi rodzice nie byli rozczenioni, ale sami mieli na to ochotę. Odpoczywali na urlopie i chcieli sprawić radochę córce. Też miałam wtedy tylko 14 lat czyli tyle samo co mój kumpel. Był wybór miedzy lunaparkiem, aqparkiem a jakimś zamkiem. Po dyskusji wypadło na to, że idziemy do Aquaparku. To była bardzo dobra decyzja. Tak dobra że moi rodzice nawet nie wiedzieli co się stanie w środku tego wodnego parku.
Delfin: Tak więc w skrócie nie pamiętam kto kogo pierwszy zagadał. To było chyba przeznaczenie, które się pojawiło nagle. Ona od razu przykuła moją uwagę. No co byłem tylko facetem a wszyscy tam byli ubrani w stroje kąpielowe. Owszem to nic zboczonego bo spojrzałem oczywiście w górę i w jej oczy. Bawiłem się wtedy sam i zasięgałem masażu w saunie. Podeszła chwilę później i się najpierw na mnie spojrzała. Od na zwykłego kolesia i obcego do tego. O boże jak bardzo chciałem z nią gdzieś wtedy iść.
Natka: Spojrzałam mu w oczy i owszem chciałam się przysiąść. Co z tego, że byłam ubrana w jednoczęściowy strój kąpielowy, ale to był basen. Usiadłam obok a że z natury jestem gagatek (trochę mniejszy niż szef) ale jednak zaczęłam rozmowę. Chciałam porozmawiać i to była szczera prawda. Udało się chociaż ten chłopak był naprawdę nieśmiały. Wyglądał na takiego, który nigdy nie gadał z dziewczyną. Oj no to nic strasznego. Sama zaproponowałam mu zjazd ze zjeżdżalni. Chciałam, żeby tam ze mną poszedł. Chyba dopiero powoli otwierał się przede mną. Uśmiechał się więc jego lęk powoli znikał. Miała być po prostu fajna zabawa nic więcej.
Delfin: O ja cię chrzanie ona do mnie zagadała. Taka była mniej więcej moja reakcja na to, że ona zaczęła ze mną gadać. Oczywiście że się zgodziłem bo nie miałem nic do stracenia. Musiałem zwyciężyć nieśmiałość i zacząłem dukać ledwo, ale zacząłem. Przy takiej ładnej dziewczynie ciężko było cokolwiek powiedzieć. To była przyjaźń od pierwszej gadki, że tak to ujmę. Zjechaliśmy po zjeżdżalni i to nie jeden raz. Bawiliśmy się świetnie, ale nie mogłem na tym poprzestać. To nie mogło tak po prostu uciec. Przeznaczenie kurna ja to tak odbierałem. Mogłem długo to pamiętać a pamiętałem i owszem. Z tym nie można wygrać dlatego poprosiłem ją o numer telefonu. Naprawdę może by się zlękła, ale gdyby teraz mi uciekła moglibyśmy się nigdy wiecęj nie spotkać. Musiałem to zrobić i zrobiłem ale nie z impetem. To jest zajebiste po prostu zajebiste.
Pani Delfin(żona Delfina):Teraz ja chce coś powiedzieć. Jak ktoś słusznie zwrócił uwagę szef pisząc to chce coś pokazać prawda. Ale jest też tego drugie dno. Ukryte pod powierzchnią atutów książek szefa. Każda ma coś przekazać, ale ta szczególnie. Jest o przyjaźniach, ale trzeba powiedzieć jak to wygląda z mojej strony. Natko przyjaźnisz się z moim mężem 21 lat. Powinnam przysłowiowo mówiąc dać ci w mordę, ale nie zrobię tego. Nigdy nie dostrzegłam w waszym zachowaniu nic co wykracza poza przyjaźń. Bo tutaj w naszym rozdziale też będą takie przykłady. Natko poznałaś mojego męża na wskroś. Trochę dzięki tobie się poznaliśmy i mam nadzieje że to pamiętasz. To też będzie opowiedziane. Wcale nie chciałaś mi go ukraść. Widziałam to na własne oczy Natko. Twoje oczy lśnią a sny są niezbadane. To ty mi go podarowałaś. Wpuściłam cię do naszego życia. domu i do naszych dzieci. Mam do ciebie ogromny szacunek i tego nie zmieni nic. Chce ci powiedzieć, że bardzo ci dziękuje. A szefowi, że tworzy tą książkę. Dziękuje ci Natko za wszystko. Jesteśmy Wodnym Światem, który sami stworzyliśmy. Proszę opowiadajcie to dalej. Ja się pojawiłam i pojawiać się będę. Delfin nie płacz. Będziemy płakać we troje.
Delfin: Nie było łatwo zdobyć ten numer. Trzeba się było o to postarać. Na szczęście się udało. Miałem już na szczęście wtedy telefon więc nie było z tym problemu. Najpierw zdzwoniliśmy do siebie codziennie ponieważ mieszkaliśmy w innych miastach i to było bardzo trudne, żeby się spotkać. Musieliśmy po prostu pogadać i bardzo dobrze się poznać. Moja małżonka owszem ma rację. Wpuściła natkę do naszego świata, ale było warto. Te rozmowy były oderwaniem od rzeczywistości, która była szara. W przeliczeniu naszej potrafiły trwać 280 minut z przerwami. Tak bardzo Nat zaczęła wchodzić w moje życie. Szkoła potem pójście do akademii policyjnej. To zajęło mi trochę czasu, ale udało się. Jednak gdyby nie Nat nie było by mojej żony. Tak to moja przyjaciółka zrobiła coś dla mnie. Wielką rzecz, której przenigdy nie zapomnę. Bo takiego czegoś nie da się zapomnieć.
Natka: To prawda co mówi Delfin. To będzie pierwsza nasza sytuacja która umocniła w głównej mierze naszą przyjaźń. Tak znalazłam mu żonę i wcale się tego nie wypieram. To było dawno temu, ale to fakt to będzie zapamiętane na bardzo długo. Może nawet na dłużej niż trwa nasza przyjaźń. Owszem Delfin był fajnym kumplem, ale czuł się bardzo samotnie. Miał mnie, ale potrzebował czegoś jeszcze. Co z tego do licha, że miał spluwę w szafie skoro strzelał ślepymi strzałami miłości. Musiałam to zmienić i zrobiłam to. Z wielką odwagą, ale i czymś co można nazwać brawurą. Brawurowa akcja, ale bardzo ważna w tym jak to opowiadamy. Tak więc działo się to mniej więcej kiedy była nasza pierwsza rocznica przyjaźni. Niedawno większość z nas to obchodziła. Niesamowite i małe wydarzenia, które potrafią nas budować. Wracając jednak do wątku wiedziałam, że muszę mu pomóc. Stany depresyjne delfina pogłębiały się. Z powodu tego, że czuł się mało atrakcyjny. Nie mogłam na to patrzeć. Do jasnej cholery taki super koleś a jest sam. Wpadłam wtedy na pomysł, który dzisiaj by się wydawał idiotyczny, ale jeszcze nie wtedy. Postanowiłam znaleźć mu żonę na portalu randkowym. Wiecie czego chciałam. Jego cholernego szczęścia. Tylko tego chciałam po prostu. Jednak jak się potem okaże trafiłam raz na milion.
Delfin: Taka sytuacja naprawdę miała miejsce. Wcale nie jest wymyślona jak to czasem szef tworzy w swoich książkach. Tym razem mówimy prawdę i tylko prawdę. Owszem byłem w takiej sytuacji. A to że ktoś chciał mnie wtedy przyjąć mogę uznać za cholerny cud. Było potwornie zimno a mój stan coraz bardziej się pogarszał. Siedziałem wtedy na ławce i płakałem. Tak ryczałem jak bóbr i nie mogłem przestać. Głównie płakałem nad swoim losem. To były bardzo gorzkie łzy. Ale musiałem płakać bo miałem wszystko a tak naprawdę nie miałem nic. Jednak przyszli mi z pomocą. Niczym rycerze na białym koniu. Tomek (Wilk) i Wiki (żona Huragana) oraz Nat zorganizowali mi sesję terapeutyczną.
Natka: To była oczywiście tylko przykrywka. Z ogromnym trudem ukrywaliśmy to z Wiki. A mało brakowało a by się wszystko wydało. Na to nikt nie mógł pozwolić. Nawet gość nazywany Wilkiem. On też mu pomógł. Zabierał go na piwo i do przyjaciół. Jednak cały plan wypalił. Na swoją „sesję terapeutyczną” Delfin przyszedł o czasie. Nawet jeszcze nie wiedział co go czeka.
Delfin: To co się stało tego dnia zapamiętałem na zawsze. Sesja terapeutyczna akurat. Blef jakich mało, ale jednak dałem się namówić na pójście tam. To było ekscytujące, ale to co ujrzałem przeszło moje oczekiwania. Powinienem zabić za to Nat, ale mi przeszło. Potem zacząłem jej dziękować a było za co. W miejscu gdzie się zjawiłem stała przede mną kobieta. Na moje szczęście wcale nie czułem się skrępowany.
Pani Delfin (żona delfina):Tak to byłam ja. Owszem Delfin został umówiony na randkę w ciemno. Rzecz jasna ze mną. Dostał niespodziankę życia i to dosłownie. Miała być randka w ciemno a wyszło małżeństwo. Nasze ukochane, które przetrwało wszystkie próby, trudy i znoje. Delfin mimo, że gadatliwy nie był w końcu po chwili zawieszenia przemówił. Ja to tak odebrałam. Może i wtedy nie miałam racji ale jednak. Zwyczajnie zaczął ze mną rozmawiać. Tak po prostu. Nagle jego nieśmiałość zamieniła się w ogromną zaletę. Wspominam to wręcz zajebiście. Naszą pierwszą rozmowę. Uwierzcie albo nie ja bym wtedy tą jego Natkę przytuliła jak siostrę. Bo wszystko się zgadzało. Wcale nie waliła w balona jaki jest delfin. Wręcz przeciwnie. Mówiła szczerą prawdę która okazała się prawdziwa. Nieśmiały, ale wyglądający na ciepłą osobę. Jego niebieskie oczy jakby świeciły. Zauważyłam to, ale potem faktycznie zaczął ze mną gadać. Początkowo nieśmiały i pewnie zakłopotany zaczął ze mną rozmawiać. Najpierw na bardzo luźne rzeczy. To mi imponowało i było słodkie. Oczywiście na swój sposób. Nie każdy by tak potrafił. Lecz jeszcze wtedy nie zobaczyłam w Natce osoby, ale to było na dobrej drodze. Ona sama potrafiła okazać mi szacunek podczas drugiej sytuacji która miała miejsce. Tutaj już na pewno ja będę jedynie gdzieś w środku opowieści.
Delfin: Przyjaźń kwitła tak samo jak miłość. Tak jak teraz u szefa mimo, że czasami są między nimi kwasy. Jak w każdym związku no nie. Ale druga sytuacja jak to mówi moja żona też pokazała inne oblicze przyjaźni. Prawdziwe i pośród kwiatów. Bo co usłyszałem tego dnia gdy spotkałem się z Nat na piwie rozbiło mnie na amen. Prawie wywaliłem się wtedy z fotela, ale ktoś by się dziwił.
Natka: Druga sytuacja czyli ta która umocniła naszą przyjaźń jeszcze bardziej. Jeszcze nie najbardziej, ale już wtedy naprawdę bardzo. Było już wtedy po naszej rocznicy przyjaźni. 10 swoją drogą, ale wtedy musiałam mu powiedzieć coś bardzo ważnego. Siedzieliśmy w barze przy piwku i gadaliśmy jak za dawnych lat. Było cholernie miło i bardzo uroczo. To była nasza ulubiona knajpa i znaliśmy ją bardzo dobrze. Oboje ją lubiliśmy. Za jedzenie i browary które tam serwowali. Na przykład kaczka była wyborna. Zajebista bym powiedziała. W każdym razie to co chce tutaj powiedzieć jest dla mnie niezwykle ważne. Potrzebowałam świadka do mojego ślubu. Niby kobieta powinna mieć kobietę. Lecz ja nie miałam aż takiej przyjaciółki, żeby jej to powierzyć. Potrzebowałam więc kogoś bardzo zaufanego. Wiadomo laska powinna mieć laskę, ale musiałam tym razem zrobić wyjątek. Kiedy więc już piliśmy tego browara musiałam mu to powiedzieć.
Delfin: Myślałem że dosłownie śnię. Miałem się zaraz obudzić i ponownie otworzyć oczy. Ścięło mnie z nóg gdy to usłyszałem. Jakiś koleś z tyłu aż musiał mnie podtrzymać na krześle. To jakim zaufaniem mnie obdarzyła Natka w tym momencie to jest piękne. Oczywiście że się zgodziłem bo co miałem zrobić. Innej odpowiedzi by nie było jak tylko Tak. Takiego czegoś się nie odmawia. Musiałem się jednak dobrze to tego przyszykować. Dlatego dyskretnie poprosiłem żonę o pomoc.
Pani delfin(żona Delfina):Spryciarz z niego ale nie mogłam go wcale przejrzeć. Nagle potrzebował i chciał kupić dwa garnitury, buty i muchę. O co tu do ciężkiej chodziło. Za tym na pewno się coś kryło, ale dobrze. Poszłam z nim do sklepu i oczywiście coś wybraliśmy. Musieliśmy w końcu obiecałam mu pomóc. Nawet w sklepie zachowywał się bardzo tajemniczo. Przecież mógł mi powiedzieć całą prawdę. Nawet tą najbardziej wstydliwą. Widziałam że bardzo mocno się wahał. Czego się bał? Jeśli to chodziło o jego przyjaciółkę to mógł mi na luzie powiedzieć. Delfin wyglądał w tym jak bóg. Mimo lekkiej nadwagi bardzo mi się podobał. Skradł mi serce na pierwszym spotkaniu i dalej go bardzo mocno kochałam. A może chciał zabrać mnie na randkę.
Delfin: Tak owszem chciałem ją też zabrać na randkę. Te garnitury były mi potrzebne owszem. Miałem jej powiedzieć prawdę, ale nie wiedziałem jak zareaguje. Ale nie było innego wyjścia. W naszej ulubionej kawiarni ułożyłem jej rękę w sztamę na stole. Mój szef mnie tego nauczył tak jak i nas wszystkich. Pocałowałem jej dłonie a potem ją i chciałem podziękować już za trzy lata małżeństwa. W końcu wziąłem łyk kawy mówiąc tak naprawdę po co tak naprawdę poszedłem po garnitur.
Pani Delfin: Ale to był gest z jej strony. Natka była świadkową na naszym ślubie. Tego się nie spodziewałam, ale wybuchłam płaczem. Dowód wdzięczności, którego nikt nie zapomni. Oczywiście przycisnęłam rękę Delfina i spojrzałam mu prosto w oczy. Był moim ziomem jak i mężem. Przyjaźń w naszym małżeństwie kwitła tak samo jak miłość. Zgodziłam się na to bez żadnego wahania. Zbliżyłam się do Delfina i przetarłam mu łzy. Cały był oblany łzami. Jego psiapsi znaczyła dla niego tyle samo co ja. Oczywiście ja więcej ale jednak. Sama postanowiłam pójść jeszcze do sklepu kupić jakąś sukienkę, żebym jakoś przy nim wyglądać. Wstaliśmy więc i poszliśmy.
Natka: Mój ślub był zajebisty. Ale to jak rozwinęła się moja przyjaźń z Tajfunem czyli moim mężem dowiecie się kiedy wejdą do gry laski. Najpierw są faceci więc niech tak będzie. Tak chciał szef i proszę bardzo. Powiem tylko tyle, że po części to zasługa Pani Delfin. Dziękuje kochana. Bardzo się ucieszyłam, że Delfin się zgodził. Pokazał w ten sposób jak mu zależy na mnie. To się pokrywało z okrągłą rocznicą przyjaźni o której będzie za chwilę. 20 lat kochani. Normalnie wszyscy byli szczęśliwi jak bobry. Jednak pracowaliśmy nad naszą relacją. Na dobre i złe przez trudy i znoje. Jednak wychowani podobnie jak szef, że nie wywala się do śmietnika a naprawia się gdy coś się wali na łeb daliśmy radę. Nasze nawet rodzinne domy przyłączyły się do imprezy. Moi rodzice, rodzice Delfina, rodzice Pani Delfin i wszyscy nasi znajomi. Starzy i nowi, ale chcieli wziąć udział w tym naprawdę niepowtarzalnym wydarzeniu. Nawet nie wiedzieliśmy kiedy to zleciało. Aż strach pomyśleć co by było gdybym mu wtedy nie dała tego numeru.
Delfin: Sam ucieszyłem się na tą wieść. Boże że to już ten dzień. 20 lat przyjaźni i trzymania sztamy z Natką a z drugiej strony 23 lata małżeństwa z Panią delfin. Dosłownie tuż za rogiem. Natka ma rację bo kiedyś nawet dzieciaki były tak wychowane. Teraz to jest lans, komóreczki i zmienianie lasek. U nas tak wcale nie było. Trwałe przyjaźnie i jedna miłość. Jesteśmy cholernie dumni, że wyrastaliśmy w takich przekonaniach. Impreza była totalnie urocza. Najpierw przybicie sztamy z Nat a potem całus z żonką. Świętowanie na całego wraz z naszymi rodzicami i rodzinami. Nie ma co gadać bo tak naprawdę to zostanie w naszej głowie. To już był ostatni, ale najważniejszy przykład jak można ułożyć sobie życie no nie. Ma być po prostu krótko, ale na temat. Nat jesteś moją siostrą. Ostoją i podpalaczką serc, która zawsze mnie wspiera. Po prostu trzeba powiedzieć dziękuje ale i coś jeszcze. KOCHAM CIĘ NATKO.
Natka: Delfinie nie opiszemy tutaj wszystkich sytuacji ponieważ trzeba było zrobić z tego całą powieść. Zwłaszcza że są jeszcze inne przykłady nie tylko nasz. Po prostu chce ci powiedzieć, że jesteś kochanym kumplem, którego pamiętam jeszcze jako nieśmiałą osobę. Trochę podobnie jak będzie u szefa, ale inaczej. Powiem całemu światu, że mi na tobie zależy. Staramy się o tą przyjaźń nadal tworząc nieprzeciętą linię. Jak kochać to tylko prawdziwych przyjaciół. Wybacz mi Tajfun, ale powiem to. Nie będę się powstrzymywała bo przecież każdy to wie. Delfin dziękuje że jesteś. KOCHAM CIĘ DELFINIE.
Pani Delfin: Kochanie my też się rozwinęliśmy. Jako przyjaciele i małżeństwo. Pomagałeś mi i nadal pomagasz w codziennym życiu. Powierzam ci swoje sekrety i dzielę się swoją opinią. Tak samo jak wypije z tobą piwo i obejrzę mecz. Mój dzielny glina. Ten dobry glina, który prowadzi mnie za rękę w ciemnych pokrzywach. Delfin kiedy patrzę w twoje oczy widzę przyjaciela, kochanka i jedynego faceta. Mogę iść z tobą do miejsca, które pachnie trawą i różami. Dziękuje i bardzo cieszę się, że cię poznałam. Mogę być twoją BFF i twoją małżonką. Z dumą noszę tą obrączkę i wszystkie miana jakie mi nadasz. Kotku jesteś tak samo dobrym kumplem dla naszej córki. Jedynej córki jaką mamy. Powiem to bezwstydnie. KOCHAM CIĘ MISIU.
Rozdział 2
Chłonę jak Gąbka
Gąbka: Chce ci pokazać ile dla mnie znaczysz i jaka jesteś. Tak chce to ujrzeć i dojrzeć. Znaczysz dla mnie więcej niż wszystkie diamenty i złota świata. Oto początek czegoś co będzie trwało. Tego zdania nie powiedział szef tylko ja gąbka. Tak jego kumpel, który zacznie cały ten rozdział. Zacznę jednak go dość nietypowo. Od siebie więc od przykładu osoby, która najbardziej się tego bała. Szef nie zacznie opowiadać jak spotkać kumpelę życia. O tym owszem będzie później ale najpierw zacznę ja. Zacznijmy z zupełnie innej beczki. Nasz szef ma wielkie jaja. Nie dlatego że jego główną domeną jest wrażliwość. To też, ale nie tylko. Gdyby nie nasz szef nasze przyjaźnie były by marnym piaskiem na skale. Bo to on nauczył nas wszystkiego. Tak ten chudy patyk, który potrafił naprawić zwady u nas w paczce. Nie będę uważał słowa gang ponieważ szefowa czyli jego laska tego bardzo nie lubi. Ale do rzeczy. Od zawsze panowała u nas w paczce zasada że słuchamy się swojego szefa. Dosłownie i we wszystkim. Czasami szef pierdolił głupoty, ale potrafił i mówić z sensem. Mówił bardzo z sensem. Większość gadek szefa stanowiła podwaliny do wszystkiego. Śmiejecie się pewnie z tego co teraz mówię. Błąd na amen. Zanim pojawi się tutaj ktoś kto powinien też chcemy się wypowiedzieć. Mamy prawo bo też mamy przyjaźnie z kobietami, które trwają latami. To jest naprawdę zajebiste wręcz obłędne. Szef wszystkiego nas nauczył. Zaczynając od tego jak się traktuje laski do miłości i przyjaźni. Dalej ktoś chce się brechtać. To proszę bardzo, ale moją przyjaciółkę Dianę poznałem zupełnie przypadkiem. Zupełnie jakby jakaś siła wyższa chciała żebym z nią pogadał. Znam ją dłużej niż własną żonę. 19 lat a niedługo 20. Jednak ostatnia sytuacja uświadomiła mi jak bardzo ją kocham. Tak kocham bo czego mam się wstydzić co nie. Poznana przez los laska dała mi drugie życie. Poznałem ją zanim do mojego życia wkroczyła moja żona Milena. Z którą swoją drogą jest mi zajebiście a jestem z nią 17 lat po ślubie. Diana wyglądała jak żywa wersja Kruka. Damska zwłaszcza ze swoimi włosami. Szatynka z długimi nogami i bardzo miłym głosem. Piękność, ale nie dałem się ponieść. Dałem się uwieść ale nie Dianie tylko Milenie. Dwie panie startowały do mnie i tak było. Jednak dzięki naukom szefa wybrałem mądrze. Nie chciałem dać się poznać jako podrywacz. Szef nauczył nas że tylko jedna przyjaźń na 1000 ma szansę jeśli jest prawdziwa. Tak samo jak miłość. Ja miałem wtedy kilkanaście lat tak samo jak szef. Ostatnio wspominaliśmy to z Mileną. Wiecie jak mnie zdobyła?. Nie ciałem a swoim zachowaniem. Byłem wtedy tak rozdarty, ale jednak szedłem w stronę Mileny. Mojej Mileny, którą zacząłem kochać a Dianę lubić. Jednak nasza damska wersja Kruka powiedziała mi wtedy co o tym wszystkim sądzi. Po prostu mnie przytuliła i odpuściła. Poznała swojego obecnego męża z którym była 17 lat. Wtedy zaatakowała Milena i zdobyła hurtem moje serce. Na początku bardzo się nie lubiły. Jak to każda pani myśli. Diana nie była niczyim wrogiem. Po prostu była ze mną i obok mnie. Będzie puenta całej mojej gadki, ale jeszcze nie. Podziwiałem Dianę i w jaki sposób mnie traktuje. Od zawsze traktowała mnie jak brata. Takiego starszego którego nigdy nie miała. Boże ja tu mogę bardzo długo gadać ale chłopacy też chcą wtrącić swoje trzy grosze. Dlatego niedługo będę już kończyć ale jeszcze nie. Chce powiedzieć na swoim przykładzie że takie coś naprawdę istnieje. Nie jest to rozdmuchany mit, który można sobie gdzieś sprzedać. Nie i koniec. Przeżyłem w łóżku z żoną rozkosz a z Dianą wypad na piwo. Urodziły mi się dzieci a Diana stała się ich ukochaną ciocią. Można kurwa oczywiście że tak. Nasze wypady na piwo i w góry stały się codziennością. Dzieci szalały na punkcie mojej siostry bo tak mówiliśmy do siebie. Dosłownie jak brat i siostra. Bez ściemy i naprawdę. Musiałem to zrobić mimo, że tam obok byli inni lekarze. Stałem na sali operacyjnej i patrzyłem ci w twoje zamknięte oczy. Mimo że Milena stała za drzwiami nie mogłem się powstrzymać. Pewnie każdy inny by pomyślał kolego naprawdę ale nie moi koledzy. Wszyscy stali wtedy obok mnie. Patrzeli jak na świra, ale ja byłem świrem. Świrem, który kochał ta laskę która leżała na tym łóżku. Wykonałem cały zapłakany tylko kilka gestów. Najpierw pocałowałem ją w czoło, następnie wziąłem i ścisnąłem jej rękę w sztamę. Na końcu pocałowałem w policzek i rozpłakałem się. Nigdy nie widziałem Diany w takim stanie pod rurkami. Co miałem nie płakać bo to niemęskie. Błąd i to ogromny. Moja żona stała za drzwiami i nawet na mnie spojrzała. Moja puenta jest po prostu taka. Traktuj innych z szacunkiem i pamiętaj że zawsze będę przy tobie. KOCHAM CIĘ DIANO.
Diana: Trzeba to najpierw na spokojnie uporządkować. Zaczniemy tym razem od końca i cofniemy się do samego początku. Nazywam się Diana i jestem przyjaciółką Gąbki. Kiedy jego szef powiedział, że będzie coś pisać prawie zbladłam. Mam nadzieje, że wszyscy zdają sobie sprawę, że to nie jest wymyślone. Wszystkie te nasze historie i to co się dzieje jest oparte na faktach. Po pierwsze cieszę się, że jestem jego przyjaciółką. To jest bardzo zaszczytne nosić takie miano. Tutaj mają być sytuacje które mają pokazać siłę przyjaźni. Dlatego zaczniemy od końca. Słyszałam tylko głos Gąbki, który mnie operował. Płakał i praktycznie ledwo co dawał radę mówić. Byłam wtedy pod narkozą, ale wszystkie nasze wspomnienia wracały. Wrażliwość Gąbki przy jego kumplach, którzy się wcale z niego nie śmiali poruszyła wszystkich. Byłam uśpiona, ale wszystko czułam i słyszałam. Tak pocałował mnie w czoło, złapał za rękę i powiedział, że mnie kocha. Tak słyszałam też Milenę, która na wszystko patrzyła zza szyby. Jednak w moim odczuciu ten gest wiele pokazał. Gąbka mnie szanuje ceni mnie i moje zdanie. Pierwsze co po gadce z żoną to jest telefonik do Diany. Czyli w skrócie do mnie. Teraz jednak usłyszycie co Gąbka oprócz tego co tu padło zrobił dalej. Bo to jest dopiero słodkie. Kumplu wypowiedz się coś odwalił proszę bardzo.
Gąbka: Szczerze nic takiego właśnie nie odwaliłem. Po prostu gdy Milena zobaczyła mnie w takim stanie chciała pomóc. Pozwoliłem jej wejść na salę, ale już w odpowiednim stroju. Przebrała się szybko w dyżurce i przyszła prosto do mnie. Musiałem wtulić się w jej ramię. Tego też nie mogłem się wstydzić co nie?. A potem musieliśmy ratować moją przyjaciółkę.
Milenka(żona Gąbki):Oddaj życie za swoich prawdziwych przyjaciół a oni zrobią to samo dla ciebie. Wtrącam tutaj cytat szefa nie bez powodu. Wszyscy w tamtym momencie byliśmy odpowiedzialni za Dianę. Dlaczego więc zaczynamy ten rozdział od końca. Bo Diana naprawdę potrzebowała pomocy.. Wiedziałam, że on ją kocha jak siostrę i musiałam z tym żyć. W kóńcu jak się przekonacie udało mi się. Teraz to ja złapałam Dianę za rękę i zrobiłam sztamę z naszych dłoni. Tak żona tego który cię kocha Diano. Bardzo chcieliśmy ci pomóc i uratować.
Diana: Cofałam się w głąb swojego umysłu. Bardzo tego potrzebowałam żeby przypomnieć sobie jak go poznałam. Tak nikogo innego jak Gąbkę. Tego który teraz mnie operował. To wspomnienie nie mogło jednak do mnie dojść. Starało się ale jakoś nie mogło. Dalej byłam pod narkozą i musiałam się po prostu trzymać. Czułem jednak pod skórą, że któreś z nas zacznie to opowiadać. Byłam twarda, ale nie na to.
Gąbka: W końcu sobie przypomniałem ale trochę to zajęło. Musiałem oczyścić umysł i ulec wyobraźni. W końcu nasza przygoda nadal trwa no nie. Zaczęło się 20 lat temu w kinie. Jak Delfin miał na basenie to ja w kinie. Wtedy jeszcze można było trafić na fajne filmy. Miałem to szczęście że chodziliśmy do jednej szkoły. Jedyny problem był taki, że trochę bałem się jej. Dlaczego mówię że poznałem ją przypadkiem bo to był czysty przypadek. To musiało się stać i taka była prawda. Po prostu pewnego dnia nasze klasy spotkały się na jednej lekcji. Ogromny przypadek, ale jednak. Po prostu gość od Polskiego nagle zachorował. Co mu się stało pewnie grypa tak mówiła druga pani od Polskiego. Trzeba się było nami zaopiekować.
Diana: Owszem, ale jeszcze wtedy nie gadaliśmy. Po prostu nasze klasy nie do końca się lubiły. Potrafiliśmy bym powiedziała nawet ze sobą walczyć. Na w-fie albo na boisku do nogi. Byliśmy tylko dziećmi, ale akurat musiało chyba tak być. Pani od polskiego posadziła mnie obok niego. Podobno był lepszy z chemii, ale i polskiego. Mieliśmy wtedy po 12 lat ale jeszcze wtedy się nie przyjaźniliśmy. Bo to tego było jeszcze bardzo daleko. Dopiero co koło niego siadłam z obowiązku i miałam to w nosie. Kurde no taki gość w okularach to tego mądry. Trochę kujon, ale co poradzić no nie. Na razie jeszcze nic nie wiedziałam, żeby z nim rozmawiać.
Gąbka: Musiało trochę minąć zanim otworzyliśmy do siebie usta. Tak udało się tak szczerze dopiero po 2 latach. Przez ten czas wiadomo starałem się ale nic z tego. Była harda i uparta, ale i całkiem urocza. Ten taki dziewczęcy urok, który pozwala paniom ocenić sytuację. Miałem naprawdę nadzieje, że mnie chociaż zauważy. Aż w końcu się udało.
Diana: Oj no mam coś na swoją obronę. Po prostu zaciekawił mnie, ale mi samej było ciężko. Jak miałam zagadać takiego trochę kujona. No w porządku w końcu nadarzyła się okazja, ale to było właśnie pierwsze łamanie lodów. Jedno wyjście z klasą miało wszystko zmienić. Dosłownie i w przenośni. Nie czułam nic, ale dalej to widziałam. Stawało się coraz wyraźniejsze i proste w odbiorze. Tak to było to Kino gdzie zaczęliśmy w końcu gadać.
Gąbka: Nawet nie pamiętam jego nazwy. Szczerze mówiąc nie chce pamiętać bo to było już cholernie dawno. Jednak nie to jest kluczem w naszej historii. Nawet też ledwo pamiętam na co poszliśmy, ale zagadała do mnie. W końcu otworzyła do mnie usta. O mój boże no nie. Okazało się, że wiele nas łączy. Nie jest to krucza laska ze złego towarzystwa. Ale fakt miała bardzo krucze włosy jak Dawniej Kruk. Czarne i gęste zawsze spięte z tyłu. Nie była wcale leserką a bardzo poukładaną laską. Po prostu się do niej uśmiechnąłem na znak, że jest dobrze.
Diana: Jak mogłam być taką debilką. Może mi to ktoś powiedzieć. Gąbka mnie urzekł jak zaczął ze mną gadać. Musiałam puknąć się w łeb, żeby to w końcu dostrzec. Jasne spory bywają u każdego, ale szczerze kłóciliśmy się tak naprawdę z Gąbka może z trzy razy. Nasza przyjaźń powoli wyrastała z ziemi i pięła się ku górze. Aż do drugiej sytuacji która tutaj będzie. Tak była wojna o faceta między laskami, ale od początku.
Milenka: Musiało oczywiście trochę minąć zanim i ja poznałam osławionego wówczas przez kilka osób Gąbkę. Nie wiedziałam też do końca jaki był. Diany czyli jego przyjaciółki też nie znałam. Jedynie ze słyszenia, ale damską wersję Kruka miałam dopiero poznać. Niestety też byłam uparta i bardzo dobrze to pamiętam. Zostałam tak i wychowana i miałam taki charakter. Przysłowie szefa miało się jednak sprawdzić i to bardzo mocno. Gdy w końcu ujrzałam Gąbkę jeszcze wtedy nastoletniego bo miał chyba z 19 albo 20 lat zamarłam. Normalnie miałam jego odbicie przed oczami. Bardzo mocno pragnęłam go zdobyć. Jednak zauważyłam obok niego chodzącą przeszkodę. Jego przyjaciółkę z którą bardzo się zżył.
Diana: Tak i to jest niestety prawda. Nawalałam się z Milenką o serce Gąbki. Makijaż, strój i która jest dla niego lepsza. Taka kobieca gra, ale na początku ja też kochałam Gąbkę. Ale jak faceta. Na pewno miał tego dość widziałam to. Niestety na tle tej wojny dochodziło między nami do sporów. Pierwszy raz od lat. Pamiętam jednak to, że kiedy zdołałam się wyżyć w klubie bokserskim na treningu to ostudziło emocje. Nie chciałam kłótni a on po prostu musiał wybrać mądrze. Tak dojrzale i każdy jego wybór mogłam zaakceptować. Bez względu na cenę.
Gąbka: Miałem ogromny dylemat moralny. Milenka swoim zachowaniem kruszyła mój mur, ale Dianę znałem od dziecka. Co wybrać, ale tak żeby nikogo nie krzywdzić. Moja przyszła żona nawet nie chciała mnie zdobyć inaczej niż prawilnie. Po prostu chciała się ze mną zaprzyjaźnić i pokazać jaka jest naprawdę. Diana jednak odpuściła walkę o mnie i chciała ze mną porozmawiać. Mieliśmy się spotkać w restauracji w której oboje lubiliśmy jeść. Milenka w tym czasie pokazała swoją prawdziwą naturę i zdobyła mnie. Nie wiedziała, że od dawna się z niej kocham. Bo ja też może nie od razu ale się zakochałem. Nie dałem tego po sobie poznać, ale zakochałem się. Postanowiłem jednak pogadać z Dianą bojąc się co chce mi powiedzieć. Nie mogłem jednak uciec jak tchórz przed tak trudną rozmową.
Diana: Potrzebowałam się naprawdę wyżalić i pogadać z nim. Ale wcale nie w negatywnym tego słowa znaczeniu. Wcale nie chciałam go ranić ani mówić mu złych rzeczy. Musiałam powiedzieć mu po prostu bardzo ważną rzecz. Tak ważną, że to wymagało rozmowy w cztery oczy. Przestałam walczyć Z Milenką, ale miałam naprawdę ważny powód. Dlatego i między innymi z tego powodu zaprosiłam Gąbkę na piwo. Wzięłam już tylko głęboki oddech i czekałam w środku na niego.
Milenka(Mili): Coś musiało być na rzeczy. Widziałam ją na mieście z jakimś facetem, którego obejmowała, Może dlatego przestała już ze mną walczyć o Gąbkę. Gąbka jednak zakochał się we mnie i widziałam to. Coś musiało być powodem i to na pewno był facet. Bo jaki był inny nie było na pewno. Jednak czułam, że powinnam zrobić coś jeszcze. Spotkać się sama z Dianą i ją przeprosić. Przeprosić i dodatkowo podać jej dłoń. Za cały ten rant na nią, jazdę i momentami wyzwiska. Nie tędy droga i to nie leży w naszej naturze. Zwłaszcza mojej a jestem łagodna. Chciałam się jednak na to przygotować.