Wszystkim szukającym dobra —
macie je w sobie.
Kilka słów na „dzień dobry” i „dobry wieczór”
Kiedy 26 listopada 2021 roku oddawałam w Wasze ręce kilka opowiadań świątecznych nie spodziewałam się, że w tym roku wrócę z literackim kalendarzem adwentowym.
Opowiedziane przeze mnie historie przyjęliście z otwartymi sercami i ogromną wrażliwością, dlatego w tym roku postanowiłam rozszerzyć zbiór i podarować Wam kalendarz adwentowy złożony z dwudziestu czterech opowiadań pełnych ciepła, miłości, refleksji — i mam nadzieję — magii świąt.
Czytajcie jedno dziennie, a w wigilijny wieczór przytulcie najbliższych i przekażcie im ogrom czułości jaki starałam się w nich zawrzeć.
Jestem dumna i szczęśliwa, że mogę być częścią Waszych świąt. Dziękuję za literackie zaufanie jakim nieustannie mnie obdarzacie.
Na podstawie jednego z opowiadań napisałam powieść „W tę grudniową noc”. Poznajecie historię Iwony i Roberta, a trud i czas poświęcony na napisanie książki wraca do mnie ogromem dobra i wsparcia.
Dziękuję za każde dobre słowo, gratulacje, recenzje. Dziękuję za współtworzenie tego cudu jakim jest pisanie dla Was.
Jeśli którakolwiek historia mocniej zapadnie Wam w pamięć napiszcie do mnie. W wyszukiwarkę Facebooka wystarczy wpisać: Dea.
W wyszukiwarkę Instagrama: @dorotadea.
Piszę dla Was. Jestem tam dla Was. Odpowiem na każde pytanie.
Tymczasem zostawiam Was z bohaterami dwudziestu czterech opowiadań. Weźcie w dłonie kubek kawy, herbaty. Otwórzcie serca. Niech dzieje się magia.
Wasza Dea
1. Dlaczego
W całym mieszkaniu pachnie wanilią, goździkami i mandarynkami. Siedzisz w fotelu, pijesz gorące kakao. Błogi spokój otula Cię jak najbardziej miękki koc. Nucisz świąteczne piosenki. Nagle słyszysz: „a ciasto na pierniki przygotowałaś? I z czego się tak cieszysz? Znów zjedzie się cała rodzina, będziemy musieli dzielić się z nimi opłatkiem, a wiesz, że tego nie lubię. I po co to wszystko? Święta, święta i po świętach?”
Nagle choinka nie błyszczy już tak pięknie. Zrobiło się zimno. Przypomina Ci się, że nie umyłaś okien, że jutro budzik zadzwoni o 5:15. Za oknem szaro i deszczowo. Grudniowy śnieg nie przykrył prozy codzienności. Wstajesz z westchnieniem, kakao smakuje gorzko.
Zastanawiasz się, dlaczego odbieramy sobie radość tego najpiękniejszego miesiąca w roku. Dlaczego zapominamy, że w świętach nie chodzi o to, by mieszkanie było najczystsze, na stole stało dwanaście najpyszniejszych potraw, a pod choinką leżały najdroższe prezenty, bo przecież ciocia Bożena musi wiedzieć, że nas stać.
Nie chodzi o to, by święta „odbębnić, ‘bo tak wypada’, a o to, by je przeżyć. Siąść do wigilijnej kolacji możne nie w idealnie czystym domu, ale za to z uśmiechem dla każdego. Przełamać się opłatkiem w milczeniu, ale z życzliwością.
Dlaczego zapominamy o tym, że w ostatnich tygodniach starego roku codziennie dzieją się cuda? Wiecznie zmęczony mąż pakuje z żoną prezenty i zauważa, że wciąż uśmiecha się tak pięknie jak piętnaście lat temu, gdy się w niej zakochał. Dorastająca córka tym razem nie marudzi i zdobi pierniki z młodszym bratem, który nie jest jednak aż tak denerwujący. Kurier wnosi ciężkie pudła na górę i nie narzeka, że nie ma obowiązku rozmieniania zapłaty na drobne. Wiecznie niezadowolona sąsiadka mówi Ci „dzień dobry” z uśmiechem. Małe cuda, których często nawet nie zauważamy.
I niezależnie od tego czy wierzysz w to, że dwa tysiące lat temu narodziło się Dziecko, które zmieniło losy świata, stajesz się taki jak On by tego chciał. Dobry.
Co z tego, że tylko na kilka dni? Cuda nie trwają przecież wiecznie.
2. Wspomnienia
Na stole leży otwarta książka, której nie zdążył przeczytać. W szafie nadal unosi się zapach Jej perfum. W kuchni stoi Jego ulubiony kubek, którego nigdy nie przestawisz. Prawie każdy stracił kogoś, kogo kocha. Celowo pisze kocha, nie ‘kochał’, bo są rodzaje miłości nieznające czasu przeszłego.
Ci, którzy tego nie przeżyli to prawdziwi szczęściarze. I nagle żałujemy każdego ‘nie mam teraz czasu, ‘tato! Jak Ty nic nie rozumiesz, nie wiem, po co Ci to mówię’, ‘mamo daj spokój’ i ‘babciu przyjdę jutro, bo dziś nie mam czasu’.
A jutro nie czeka na Nas niecierpliwie jak ubezpieczyciel na kolejną ratę. Nagle kogoś po prostu nie ma. Zatapiamy się w smutku. Często za późno dociera do nas, że czas z bliskimi nie jest walutą, z której możemy korzystać, kiedy chcemy, bo zawsze zostaje na życiowym koncie.
Zostają zdjęcia. Zimne kawy. Nieprzeczytane książki. A czas nie leczy ran. To bzdura. Czas uczy jak z nimi żyć. Nie zapomnisz. Do końca życia będziesz uśmiechał się, gdy poczujesz na obcym płaszczu mijanym na ulicy zapach jej perfum. Ale to od Ciebie zależy, jaki to będzie uśmiech. Pełen ciepła i wdzięczności za wspólnie spędzony czas, czy gorzki i smutny jak Ty i nadchodzące święta, podczas których pustka aż boli, utrudnia oddychanie. I nienawidzisz świąt, bo wtedy nie ma jej jeszcze bardziej niż zwykle. Nie tylko ona odeszła. Życie w Tobie umarło. Smutek zamyka Ci oczy tak bardzo, że nie zauważasz, że nadal masz, dla kogo żyć. Dla mamy, która straciła córkę, babci ciągle wyglądającej przez okno i czekającej aż jej kochana wnusia wróci ze sklepu. Nie tylko Ty straciłeś żonę czy tatę. On był czyimś mężem, synem, dziadkiem. Nie tylko Ty musisz radzić sobie ze smutkiem.
Są osoby, które nie mają naprawdę nikogo, a smutek dzielony na dwoje może zmienić się w nieśmiały uśmiech.
Też tęsknie. W święta szczególnie. Zawsze, jako pierwszą śpiewam ‘Lulajże Jezuniu’. Ulubioną kolędę Dziadka. Zawsze przy tym płacze. Śpiewam dla Niego. Dla wszystkich, którzy odeszli, a później siadam do stołu z uśmiechem, bo smutek nie może skutkować amnezją. Nie mogę zapomnieć o tych, którzy zostali. Śpiewam kolędy z autentyczną, radością, bo nie celebruje smutku. Nie skupiam się na tym, co straciłam. Doceniam to, co mam, bo widzę wokół tych, których kocham. I wiem, że nadal mogę obdarowywać ich najcenniejszym prezentem. Cudem obecności. Codziennie. Nie tylko od święta.
I wiem, że Dziadek byłby dumny, że umiem okiełznać smutek, że śmieje się naprawdę szczerze. Zawsze powtarzał, ‘nie płacz, kiedyś przecież znów się spotkamy. Wystarczy tylko poczekać, ja cię zawsze rozpoznam’. Więc czekam i piszę.
3. Jarmark świąteczny
Od samego rana nuciła świąteczne piosenki. Wiedział, że nie może się doczekać jarmarku świątecznego. Nigdy na takim nie była. Postanowił, że zrobi wszystko, żeby ich pierwsze wspólne święta były najpiękniejsze.
Przechodziła obok stoisk z buzią otwartą z zachwytu. Jej entuzjazm był zaraźliwy. Sprzedawcy uśmiechali się do niej słysząc, jakie wszystko jest cudowne, śliczne, fantastyczne i niesamowite. Uwielbiał w niej to, że potrafiła się cieszyć niepozornymi drobnostkami jak małe dziecko. Wziął ją za rękę i pomyślał, że to właśnie magia świąt.
Kupili stroik świąteczny, choinkę z szyszek, kryształowego aniołka i bombki z brokatem. Mówiła, że nie może się doczekać, kiedy zacznie stroić mieszkanie. Powiedziała, że muszą kupić mandarynki, żeby w powietrzu unosił się zapach świąt. Przechodzili obok stoiska z choinkami. Przypomniało Mu się jak kiedyś wspominała, że marzyła o żywym drzewku, jednak sprzedawca już pakował swoje rzeczy, a ich stan konta uwidaczniał, że wydali dziś o wiele za dużo.
Wrócili do domu. Nadal podziwiała ręcznie malowaną bransoletkę z podkową na szczęście. Powtarzała, że to najpiękniejsza pamiątka z Ich pierwszego, małżeńskiego, bożonarodzeniowego jarmarku.
„Zaraz wrócę!” — krzyknął z korytarza.
Podbiegł do stoiska.
— Dzień dobry, wiem, że już koniec jarmarku i że się pan pakuje, ale mogę kupić choinkę, te mniejszą?
— Nie mam siatki ochronnej — odpowiedział szybko.
— To wezmę bez. Za ile?
— 130 zł. Sprzedawca zauważył, że mężczyzna zawahał się.
— Wezmę — powiedział po chwili podając gotówkę.
— Wie pan, co? Ja i tak już jadę do domu. Spieszę się i nie mam jak panu zapakować drzewka. Umówimy się na 100 zł dobra? To już ostatnie takie małe i nie ma siatki. A tak sprzedam i będzie z głowy. Nie będę musiał znów przewozić. A ma pan wiadro?
— Wiadro? — spytał zdezorientowany.
— Do drzewka. Jest żywe, musi w czymś stać — sprzedawca uśmiechnął się życzliwie — Proszę poczekać.
Sprzedawca wróciła za kilka minut z wielkim wiadrem, kilkoma cegłami i ziemią.
— Tu jest już wszystko przygotowane. Ułożyłem ziemię i cegły, proszę tylko zamocować drzewko tak, żeby stało stabilnie. Da pan sobie radę?
— Tak. Ile za cegły i ziemię?
— Niech pan je weźmie i wraca do żony. Wesołych świąt.
— Dziękuje bardzo — odpowiedział zmieszany.
Oniemiała, kiedy postawił przed nią piękne, zielone drzewko.
— Ale… jak to? Przecież jarmark już się skończył… — powiedziała z przejęciem.
— Niespodzianka. Wiem, że bardzo chciałaś mieć żywą choinkę. Więc wróciłem, a pan był tak dobry, że przygotował wszystko, żeby umocować drzewko.
Spojrzała na Niego zaszklonymi oczami. Podbiegła i przytuliła Go z całych sił.
— Naprawdę mamy w domu żywą choinkę. Spełniłeś moje marzenie z dzieciństwa.
— Nie płacz księżniczko — przytulił ją — przecież obiecałem ci wspaniałe święta.
— Gdybym mogła wyszłabym za Ciebie jeszcze raz — usłyszał.
*Dedykowane Mężowi. Bo Święta to dobroć, to miłość między Nami. To podzielenie się opłatkiem tylko we dwoje po rodzinnych Wigiliach. To przytulenie, gdy słucham ukochanej kolędy Dziadka i tęsknię. To zapach kawy przywiezionej rano zanim wstanę. To ulubione ciastko podane z uśmiechem. Bo Święta to patrzenie na opadający znienacka śnieg, którego miało nie być.
Białe płatki za chwilę znikną. Wspomnienia zostaną na zawsze.
I już zawsze będę czuła ciepło na sercu myśląc o tym, że najlepsze Święta to Ty ❤
4. Czas
— Mamo, mamo zobacz jak ładnie pada deszcz! I widać tęczę! I żaby skaczą.
— Kochanie, zmokniemy.
— To, co, no chodź, będzie super.
_________________________________________
— Tato pada śnieg! Chodź sprawdzimy czy pierwszy płatek jest słodki!
— I tak zaraz stopnieje.
— Oj tato chodź. Będzie fajnie.
__________________________________________
— Mamo, a ubierzemy już choinkę?
— Zdążymy jutro.
— No wiem, ale jak ubierzemy dziś to będziemy się nią dłużej cieszyć i zapalimy wszystkie lampki. O mamo albo obejrzymy film o tym zielonym stworku, którego serce się zmienia i lubi święta?
— Tata z tobą obejrzy, dobrze?
— Tata mówi, że nie ma czasu, bo musi coś napisać na jutro do pracy.
— Tata nigdy nie ma czasu — odpowiedziała cicho, oburzona.
— Co robisz Kacperku? Rysujesz? — zapytała podchodząc do stolika kilka minut później.
— Piszę list do Mikołaja. Rysowany, bo nie umiem jeszcze ładnie pisać literek.
— I co narysowałeś?
— Jak układam z wami klocki i jak gram z tatą w piłkę.
— Czyli nie chcesz już samochodu tylko klocki, tak?
— Nie mamo. Jak spotkasz Mikołaja to powiedz mu, że tamten list może wyrzucić. I piłki też nie chce. Powiedz mu, niech przyniesie tacie czas.
— Czas? — spytała zdziwiona.
— Żeby mógł się z nami bawić. Bo stale mówi, że nie ma czasu i jesteś o to zła. To niech Mikołaj da mu czas. Babcia mówi, że święta to czas dla rodziny. A rodzina to ty i tata i ja i kto jeszcze?
— Rodzina to wszyscy ci, których kochamy — powiedziała wzruszona.
— To wiesz mamo, muszę jeszcze dorysować babcie i dziadka.
Małe dzieci wierzą w skarb na drugim końcu tęczy, w pierwszy słodki płatek śniegu. Wszystko im się podoba. Pluszowy miś z przeceny, babki z piasku, pusta puszka po kawie, która dorosłych tylko irytuje, szczególnie o 5:00 rano. Wszystko je zachwyca — gdy deszcz pada, bo ładnie szumi, że znów jest sobota i mamusia upiekła ich ulubione ciasto. To nic, że piecze je, co tydzień. Za to ją kochają. Za znów. Za codzienność, którą mogą się cieszyć.
Dzieci poznają świat pełne zachwytu, a kiedy dorosną stają się zdobywcami. Mają smartfony, domy, samochody, pracę, rodzinę, niestety bywa, że właśnie w tej kolejności. I w trakcie tego zdobywania często zapominają jak to jest się zachwycać. Nie cieszą się na widok deszczu, bo szaro i zimno. Wróżka Zębuszka zmieniła się w znienawidzonego dentystę. Mają konsolę, gry i mnóstwo innych rzeczy, o których kiedyś mogli tylko pomarzyć, a nie potrafią się nimi cieszyć. Wciąż odliczają dni do weekendu, urlopu, emerytury. Nie korzystają z tego, co pomiędzy stale odliczając czas do kolejnego dnia w nudnej pracy, w której kawa się nie kończy, ale znów jest taka sama. A co później? Stale na coś czekali, a gdy ten czas nadszedł siedzą smutni przed telewizorem. Tak bardzo zatracili się w odliczaniu, że zapomnieli, na co czekali. Na spokojną, poranną kawę, na odwiedziny sąsiadki, na poczytanie gazety w ogrodzie. Powtarzają „ciągle to samo, czym tu się cieszyć”? Mówią, że nie na taką przyszłość czekali. A na jaką?
Przestań odliczać dni do soboty, czy wakacji. Ciesz się tym, że chociaż za oknem szaro i zimno u Ciebie w mieszkaniu jest ciepło i przytulnie. Nie każdy ma ten komfort. Jutro odsłoń żaluzje, wpuść słońce do mieszkania. Wyłącz telewizor. Idź do parku. Poczytaj. Porozmawiaj z sąsiadką, która jest tak samotna, że nie pamięta już zapachu pierników kupionych dla gości. Ona nie ma naprawdę nikogo, a Ty narzekasz, że wnuki przyjeżdżają tylko w Twoje urodziny i Dzień Babci, że córka zawsze dzwoni „tylko na chwilę”.
I nie chodzi o to, żeby pocieszać się cudzym nieszczęściem, bo zawsze znajdzie się ktoś w gorszej sytuacji.
Chodzi o to, by nie gubić tej dziecinnej radości, by nie pozwolić zestarzeć się duszy, bo staniemy się samotni i zgorzkniali. Niech to małe dziecko w nas cieszy się świętami mimo upływu lat.
5. Odwaga
— Ciekawe, z kim przyjdzie w tym roku…
— Na pewno z kimś innym. Trzeci bankiet firmowy, a ona z trzema różnymi facetami. Widziałaś? Znowu pomalowała włosy. Pewnie już kogoś ma, albo rusza na łowy.
Przechodziła koło palarni i domyśliła się, że znów rozmawiają o Izabeli. Nowej — tak ją nazywały, chociaż pracowała z nimi już trzy lata. Bardzo ładna. Małomówna. Zawsze dobrze ubrana, umalowana. Od początku była obiektem zainteresowania nie tylko mężczyzn. Dziewczyny nie próbując jej poznać zastanawiały się skąd ma pieniądze na kosmetyczki i fryzjerki. Była obowiązkowym punktem codziennych plotek.
Nie będę tego słuchać — pomyślała — szczerze mówiąc mam już tego dość. Dorosłe kobiety, a zachowują się jak dzieci. Skoro nowa tak je interesuje niech zapytają wprost, a nie obmawiają za plecami.
Już miała otworzyć drzwi do biura, gdy przyszła jej do głowy pewna myśl. Co roku w adwent postanawia sobie, że będzie pracować nad jedną cechą swojego charakteru. Kilka dni temu obiecała sobie, że będzie bardziej zdecydowanie wyrażać swoje zdanie. Może to dobra okazja? Wiele razy chciała im zwrócić na to uwagę, jednak nigdy nie miała odwagi. Nie umiała krytykować ani mówić niemiłych rzeczy. Z drugiej strony to nie jej sprawa. Są dorosłe i mogą mówić, co chcą. Pomyślała jednak, że jeśli teraz się nie odezwie to już nigdy tego nie zrobi. Podeszła do nich.
— Dominika, ty palisz, od kiedy?
— Nie palę, przyszłam pogadać… — zaczęła z wahaniem.
— O naszej Lady Izabeli? Też się zastanawiasz, kogo usidli w tym roku?
— Nie. Zastanawiałam się czy znałyście ją wcześniej — zaczęła niepewnie.
— Poznałyśmy ją jak zaczęła u nas pracować, czyli wtedy, kiedy ty.
— A co wam zrobiła, że jej tak nie lubicie? — spytała szybko bojąc się, że zaraz się rozmyśli.
— Nie lubimy? — wydawały się autentycznie zdziwione.
— Tak mi się wydaje — wzięła głęboki oddech — Co rano przechodzę obok palarni i jeszcze nie słyszałam, żebyście mówiły o niej coś dobrego. Skoro jej nie lubicie to pomyślałam, że musiała jakoś wam „podpaść”, a jeśli nic wam nie zrobiła, to, czemu ciągle ją krytykujecie?
— Domi, a ciebie, co napadało? Obrońca uciśnionych? Czyżbyście się zaprzyjaźniły? — zapytały z przekąsem.
— Nie. Nie znam jej, chociaż pracuje u nas tak długo. Nie przyjaźnimy się. Niewiele wiem na jej temat, więc się nie wypowiadam. A wy ciągle to samo. Że wiecznie umalowana, że ma zrobione włosy i paznokcie. Jak o siebie dba to jest próżna i pusta. Jakby się nie malowała to mówiłybyście, że o siebie nie dba. Co z tego, że co roku przychodzi na wigilię firmową z innym facetem? Obie macie mężów, więc co was to obchodzi? Zazdrościcie jej? Może nie ma nikogo…
— No tak — przerwały jej — teraz jeszcze rzuć nam łzawą historyjkę, że nie ma męża, jest samotna i czas wypełnia wizytami u kosmetyczki, albo, że jest śmiertelnie chora, więc korzysta z życia — prychnęły.
— Czyli jakby była poważnie chora to byście jej współczuły, a jak po prostu cieszy się życiem to macie prawo ją obgadywać? Chciałybyście, żebym ja mówiła tak o was za waszymi plecami?
Patrzyły na nią zdumione. Odważna przemowa Dominiki tak je zaskoczyła, że nie wiedziały, co odpowiedzieć. Było im najzwyczajniej w świecie głupio.
— Wiecie, co? Zróbcie sobie adwentowo — świąteczny prezent. Jeśli nie umiecie mówić o innych dobrze, to przynajmniej postarajcie się nie mówić źle. Do świąt. Zobaczycie, że będzie wam lepiej.
— Zawsze miałyśmy cię za miłą dziewczynę… — wykrztusiły w końcu.
— A czy byłam niemiła? — odpowiedziała natychmiast czując satysfakcje z tego, że odważyła się powiedzieć głośno to, co myśli.
— No nie… — zawahały się — ale nie sądziłyśmy, że powiesz nam takie rzeczy prosto w oczy, bo zawsze taka… niepozorna jesteś…
— Ja też się tego nie spodziewałam — uśmiechnęła się — ale wiecie, co? Lubię was, a kobietom z klasą nie przystoi źle mówić o innej kobiecie. Idziemy do biura?
6. Pani Krysia
Ten rok nie mógł być gorszy — pomyślała. Odwołali zabiegi, a plecy bolą coraz mocniej. Nie ma śniegu. Za to ciągle pada deszcz. Kolana i ciśnienie dają o sobie znać. Zamknęli klub seniora i siedzę w domu sama jak pustelnik. I co najgorsze Sylwia i Tomek nie przylecą w tym roku na Święta. Nie zobaczę małej Tosi. Po raz pierwszy nie będę witać nowego roku z radością i nadzieją tylko cieszyć się, że stary minął.
— Nie mogło być gorzej — westchnęła i schyliła się po klucze. Wypadły z torebki, bo oczywiście żarówka na klatce schodowej znowu się przepaliła…
Podnosząc je zauważyła małe pudełeczko z podpisem „dla Pani Krysi”. Otworzyła i poczuła zapach pysznych pierników. „Zapraszamy na Wigilię do nas” — przeczytała. I tak nie pójdę — pomyślała — po co mi to? Natalia i Bartek są bardzo mili. Mówią ‘dzień dobry’, pytają jak się czuje. Kilka razy byłam u nich na kawie, ale nie chcę siedzieć w Wigilię przy stole, patrzeć na ich szczęście i psuć wszystkim humor swoim złym nastrojem.
„Proszę, proszę, tylko na chwilę, proszę!” — mała Hania spojrzała na nią swoimi niebieskimi oczkami pełnymi radości. Jest prawie w wieku Tosi — pomyślała i poczuła, że nie ma siły jej odmówić.
Poszła i początkowo czuła się bardzo źle, chociaż wszyscy byli dla niej przemili. Pyszne jedzenie, piękna choinka, mieszkanie przystrojone lampkami. Była wdzięczna za zaproszenie, jednak nie potrafiła przestać myśleć o Sylwii Tomku i Tosi.
Nagle podszedł do niej Bartek.
— Mamy dla Pani niespodziankę — powiedział z uśmiechem.
— Ale… ja wam nic nie kupiłam.
— My też niczego nie kupiliśmy, proszę zaczekać.
Wrócił za chwilę z czymś, co wyglądało jak większy telefon. Podświetlił ekran. Na początku widziała tylko trzy kropki, które kręciły się w kółko.
— Proszę nacisnąć tutaj, zieloną słuchawkę.
Położyła palec na zielonym znaczku i nagle zobaczyła Sylwię i Tomka z malutką Tosią na kolanach.
— Wesołych świąt, mamo — usłyszała.
— Ale jak to? — wydukała zdziwiona.
— Natalia i Bartek zadzwonili do nas i zaproponowali, że zaproszą cię na Wigilię, żebyśmy mogli porozmawiać. Baliśmy się, że niespodzianka się nie uda, bo Natalia wspominała, że nie chciałaś przyjść. Wiem, że mogłabym zadzwonić, ale dzięki temu przynajmniej się widzimy…
Malutka Tosia wysyłała jej w tym czasie mnóstwo buziaków.
— Mamo, a dlaczego pani Krysia płacze? Bo nie dostała prezentu? — zapytała Hania przytulając się do mamy.
— Dostałam najpiękniejszy prezent kochanie — powiedziała cicho.
* Bądźmy dla siebie prezentem. Bądźmy dla siebie dobrzy. Tak łatwo o cud życzliwości.
7. Pinezki
Siedziała w ulubionym musztardowym fotelu i myślała jak wiele się zmieniło w ciągu tego roku. Dwanaście miesięcy, a dla świata, dla niej cała wieczność.
Niedawno zaczęła zauważać, że osobom w maseczkach uśmiechają się oczy, kiedy składa im świąteczne życzenia. Nagle makijaż przestał być ważny.
Przestoje i praca zdalna udowodniły, że nikt nie jest niezastąpiony, że jak nie przygotuje setnej prezentacji to świat się nie zawali.
Nigdy nie miała dla niego czasu. Zawsze praca, zakupy, spotkania ważne i ważniejsze. W czasie kwarantanny z przerażeniem odkryła, że już nie zna mężczyzny, któremu codziennie mówi niedbale: „dobranoc, śpij dobrze”. Nie wiedziała, które z nich się aż tak zmieniło. Drażnił ją tak, że zamykała drzwi sypialni. Spał na kanapie.
Siedziała przy oknie. Piła zimną kawę. Spojrzała na tablicę korkową, na której najczęściej zostawiała listę zakupów. Już od kilku miesięcy obiecywała sobie, że ją uporządkuje. Zdejmowała pocztówki, rachunki, notatki służbowe, Odpięła kolejną pinezkę i zobaczyła karteczkę z napisem: „dobrego dnia Maleństwo”. Nie pamięta, kiedy ostatnio tak do niej powiedział. Wyjmowała kolejne pinezki i odczytywała kolejne kartki: „udanego spotkania, wrócę dziś później”, ' „myślami z Tobą”, „dziś 27”. Jak mogła tego nie zauważyć? Pomyślała, że to niemożliwe, że wisiały tutaj tyle czasu. 27? Ich dzień. Kiedyś cieszyli się z każdej miesięcznicy. Wybiegła z płaczem z sypialni. Nie było go w domu. Była na niego zła. Dlaczego nic nie powiedział tylko zostawiał te głupie kartki? Dlaczego przestał z nią rozmawiać?
A może próbował tylko tego nie zauważyła?
Zastał ją płaczącą na kanapie w salonie z plikiem karteczek w ręku. Przytulił w milczeniu. Pozwolił się wypłakać. „Już dobrze Maleństwo, już dobrze” usłyszała kilka minut później.
Było jeszcze wiele trudnych dni, ale kwarantanna zmusiła ją do spędzania z nim czasu. Zaczęła słuchać. Odkryła jak wiele ciekawych filmów widział bez niej. Ile kaw wypił sam. Jego zaczynanie zdania od „no wiesz” nadal niemiłosiernie ją drażniło, ale z czasem zaczęła się uśmiechać, gdy to słyszała.
Minęło kilkanaście długich tygodni. Znów siedzi w fotelu. Czuję zapach kawy nalewanej do dwóch kubków. Patrzy na choinkę, którą ubierali razem pierwszy raz od nie pamięta, kiedy. Uśmiecha się do niego, gdy podaje jej kawę. Niedługo 27. Nie zapomni.
8. Przebaczenie
Znów śnił mu się ten sam koszmar. Szary, listopadowy wieczór. Jest zmęczony, ale cieszy się, że za kilka minut zobaczy żonę i córeczkę. Małgosia napisała smsa, że zrobiła jego ulubioną szarlotkę z jagodami, a Laura uparła się, że pójdzie spać później, bo najpierw zje ciasto z tatusiem i umyje ząbki jeszcze raz. Dawno nie czuł się tak szczęśliwy jak wtedy. Spojrzał na zawieszkę do samochodu, którą od nich dostał. „Pamiętaj, że masz, do kogo wracać. Wolimy poczekać, niż nie mieć, na kogo czekać.”
Nie mógł go zauważyć. Wyjechał zza zakrętu tak szybko, że nie miał czasu na reakcję. Uderzył w lewą stronę auta. Obaj stracili panowanie nad kierownicą. Gdy się ocknął na miejscu była karetka i straż pożarna. Nie widział, co się dzieje. Wylądował w rowie. Sanitariusze pomogli mu wydostać się z samochodu. Był w szoku. Jechał powoli, co prawdopodobnie uratowało mu życie. Zapytał, co z kierowcą, który w niego uderzył. Pokiwali przecząco głową.
Nie ma znaczenia, że policjanci stwierdzili, że denat nie dostosował prędkości do warunków na drodze. Jechał tak szybko, że siła uderzenia wgniotła ciało w samochód. Zginął na miejscu. Miał 20 lat. Jechał do dziewczyny. Spieszył się, bo nie chciał, żeby na niego czekała.