E-book
28.35 19
drukowana A5
43.43
Cud wigilijnej nocy
30%zniżka

Bezpłatny fragment - Cud wigilijnej nocy


Objętość:
74 str.
ISBN:
978-83-8431-580-4
E-book
za 28.35 19
drukowana A5
za 43.43

Świat przykryty śniegiem wygląda inaczej. Nocą biel odbija każdy promień, a zwykłe ulice stają się drogami prowadzącymi nie wiadomo dokąd. W takie noce łatwo uwierzyć, że w świecie jest coś więcej niż tylko codzienność, praca i zmęczenie. Wystarczy spojrzeć w niebo i pozwolić sobie na chwilę ciszy.


W małym miasteczku, gdzie wszyscy szykowali się do Świąt, mieszkało rodzeństwo – Zosia i Kuba. Dziewczynka miała dziesięć lat, chłopiec dwanaście. Oboje od kilku dni czuli, że magia, którą pamiętali z wcześniejszych Wigilii, gdzieś zniknęła. W domu stała choinka, ale nieubrana. Bombki i lampki leżały w kartonach, jakby nikt nie miał ochoty ich wyjąć. Mama wracała późno z pracy, tata milczał coraz częściej, a świąteczne rozmowy brzmiały tylko jak echo sprzed lat.


Zosia siedziała przy oknie i wpatrywała się w ciemne niebo. – Święta bez radości to nie są prawdziwe Święta – szepnęła. – Co z tego, że będzie barszcz i opłatek, jeśli nikt nie ma w oczach blasku?


Kuba wzruszył ramionami. – Może tak już musi być. Dorośli mają swoje sprawy.


Ale zanim zdążył dokończyć, niebo przecięła smuga światła. Jasna i niezwykła, spadała powoli, jakby szukała miejsca, w którym mogłaby odpocząć. Rodzeństwo wybiegło na dwór. Mróz szczypał ich w policzki, śnieg skrzypiał pod butami, lecz oni biegli nie czując zimna.


Smuga zniknęła za drzewami w parku. Kiedy dotarli na polanę, zobaczyli ją – małą gwiazdkę, leżącą w śniegu. Nie większą od jabłka, ale świecącą tak jasno, że rozświetlała całe drzewa wokół.


Zosia uklękła i wyciągnęła ręce. Gwiazdka była ciepła, lekka jak płatek śniegu, a jednak wypełniała serce niezwykłym spokojem. W tej samej chwili dzieci usłyszały w głowach cichy szept:


– Pomóżcie mi wrócić… Zanim wybije północ wigilijna.


Kuba spojrzał na siostrę szeroko otwartymi oczami. – Słyszałaś?

– Tak – odparła Zosia. – To gwiazda mówi do nas.


Światło pulsowało w jej dłoniach. Nie było w nim strachu, raczej prośba o zrozumienie. Dzieci wiedziały jedno — tej nocy nie mogą wrócić do domu. Muszą podążyć za światłem, które spadło z nieba.

Gwiazda rozświetlała polanę tak, że śnieg wyglądał jak tysiące rozsypanych kryształów. Zosia trzymała ją delikatnie, jakby bała się, że zgaśnie. Kuba stał obok, nie odrywając wzroku od jej blasku.


– I co teraz? – zapytał szeptem.


Gwiazdka odpowiedziała tak, jak potrafiła: jej światło zadrżało i skierowało się ku drodze prowadzącej do miasteczka.


– Ona chce, żebyśmy za nią poszli – powiedziała Zosia. – Prowadzi nas.


Kuba westchnął, ale skinął głową. Wiedział, że nie ma odwrotu. W ich sercach narastało dziwne poczucie, że ta noc nie jest zwyczajna i że właśnie oni zostali wybrani, by nieść gwiazdę.


Przeszli przez park, gdzie drzewa wyglądały jak olbrzymy w białych płaszczach, a potem znaleźli się przy rynku. Był niemal pusty. Stragany pozamykane, światełka przygaszone. Ale w samym centrum stała ogromna choinka. Powinna błyszczeć tysiącem lampek, a tymczasem ciemniała, jakby ktoś wyciągnął z niej całą radość.


– Patrz – powiedziała Zosia, wskazując na gałęzie. – To nie jest normalne.


Gwiazdka zabłysła mocniej i nagle wszystkie ozdoby drgnęły. Bombki rozjarzyły się od środka, lampki zapłonęły jedna po drugiej, aż cała choinka rozbłysła tak, że rynek rozświetlił się jak za dnia.


Drzwi domów otworzyły się i ludzie zaczęli wychodzić na zewnątrz. Najpierw nieśmiało, potem coraz więcej. Ktoś zaczął nucić kolędę, ktoś inny podał sąsiadowi rękę. Kłótnie i pośpiech, które jeszcze przed chwilą wisiały w powietrzu, rozpłynęły się w ciepłym świetle.


– To cud… – szepnęła kobieta, stojąc z małym dzieckiem na rękach.


– Nie cud – poprawił ją starszy mężczyzna. – To tylko przypomnienie, że Święta są dla ludzi, a nie dla pustych ulic.


Zosia i Kuba stali z boku, trzymając gwiazdkę, która świeciła spokojnym, ciepłym blaskiem. Nie musieli nic mówić. Wiedzieli, że właśnie wydarzyło się coś ważnego.


Kiedy ludzie zaczęli śpiewać głośniej, gwiazdka znów drgnęła i poprowadziła ich dalej. Tym razem w stronę rzeki, gdzie śnieg leżał nietknięty, a cisza była jeszcze głębsza.


– Czuję, że to dopiero początek – powiedziała Zosia.

Kuba przytaknął. — A ja czuję, że nie będzie łatwo.

Rzeka była niemal zamarznięta, a jej powierzchnia lśniła jak ogromne lustro. Śnieg leżał na brzegach, a pojedyncze kryształki lodu unosiły się wraz z nurtem. Zosia i Kuba szli w ciszy, słysząc tylko własne oddechy i ciche pulsowanie gwiazdy, którą dziewczynka trzymała przy sercu.


– Dlaczego ona prowadzi nas właśnie tutaj? – zastanawiał się Kuba, rozglądając się po pustym brzegu.


Zosia nie zdążyła odpowiedzieć, bo w tym samym momencie światło gwiazdy odbiło się od tafli lodu. Zadrżało i rozszerzyło się, tworząc na powierzchni obrazy. Najpierw niejasne, jakby malowane mgłą, a potem coraz wyraźniejsze.


Dzieci zobaczyły scenę sprzed kilku lat. Ich własną rodzinę – mamę, tatę, siebie samych. Stali razem na tym samym brzegu rzeki, trzymali się za ręce i rzucali kamyki na wodę, śmiejąc się do łez. Było lato, słońce odbijało się w wodzie, a ich twarze pełne były radości.


– To… my – wyszeptała Zosia, łzy napłynęły jej do oczu. – Pamiętasz ten dzień?


Kuba skinął głową. – Tak. To było zanim wszystko się zmieniło. Zanim tata zaczął się zamykać w sobie, a mama wracać tak późno.


Obraz powoli zniknął, a na jego miejscu pojawiła się inna scena. Tym razem była Wigilia. Stół nakryty białym obrusem, dwanaście potraw, choinka pełna światełek. Mama śpiewała kolędę, tata grał na gitarze, a oni dwoje tańczyli wokół choinki, śmiejąc się i śpiewając.


– Dlaczego gwiazda pokazuje nam to wszystko? – zapytał Kuba, ocierając oczy rękawem. – Przecież to już minęło.


Zosia spojrzała na pulsujące światło. – Może po to, żebyśmy pamiętali, że to wciąż jest w nas. To nie zniknęło.


Gwiazda zabłysła mocniej, jakby potwierdzała jej słowa. Blask otulił ich ciepłem, które przypominało uścisk ramion najbliższej osoby.


Kuba odetchnął głęboko. – Jeśli to ma wrócić, musimy w to uwierzyć.


Zosia uśmiechnęła się przez łzy. – I może musimy pomóc mamie i tacie znów to poczuć.


Obrazy zniknęły, a rzeka wróciła do swego spokojnego, zimowego rytmu. Gwiazdka jednak nadal świeciła jasno i prowadziła ich dalej, jakby chciała pokazać, że prawdziwa podróż dopiero się zaczyna. Droga od rzeki prowadziła ich ku mostowi, a potem na mały placyk, gdzie zazwyczaj w ciągu dnia było gwarno od turystów i przechodniów. Teraz panowała tam cisza. Zza rogu dochodził jednak dźwięk skrzypiec — cichy, urywany, pełen smutku.


Na ławce siedział mężczyzna z instrumentem przytulonym do ramienia. Grał, ale nikt go nie słuchał. Nuty ginęły w pustce, jakby sam grał tylko po to, by nie słyszeć ciszy we własnym sercu.


Zosia zatrzymała się i spojrzała na Kubę. – Słyszysz?


– Słyszę. Ale to nie brzmi jak muzyka. To brzmi jak płacz – odpowiedział.


Gwiazdka zadrżała w dłoniach Zosi i rozbłysła. Jej światło spłynęło na skrzypce. Struny zadrgały inaczej – dźwięk stał się czysty, pełen ciepła.


Mężczyzna uniósł głowę zdziwiony. Spojrzał na instrument, a potem na dzieci. – Jak to możliwe? – wyszeptał. – Od dawna gram tylko dla siebie. Nikt się nie zatrzymuje, nikt nie słucha. A teraz… to brzmi tak, jak kiedyś, gdy moja matka mówiła, że muzyka może leczyć serca.


Zosia podeszła bliżej. – Może nie przestała. Może to pan zapomniał, że ona naprawdę ma moc.


Skrzypek spojrzał w gwiazdkę i nagle w jego oczach pojawił się blask, którego nie było widać od dawna. Uniósł smyczek i zaczął grać inaczej – nie smutno, nie dla siebie, lecz z radością. Melodia rozbrzmiała na cały placyk, a echo niosło ją dalej, ponad dachy i drzewa.


Ludzie, którzy wracali z pracy lub zakupów, zatrzymywali się, odwracali głowy. Jedni przystawali tylko na chwilę, inni zostawali dłużej. Ktoś zaczął nucić, ktoś inny się uśmiechnął.


– To cud – wyszeptała starsza kobieta, przystając obok. – Takiej muzyki nie słyszałam od lat.


Mężczyzna uśmiechnął się do dzieci, a w jego oczach błyszczały łzy. – Dziękuję. Myślałem, że już nigdy nie zagram tak, by ktoś mnie usłyszał. Ale przypomnieliście mi, że muzyka potrzebuje nie tylko grającego, ale i serc, które potrafią ją przyjąć.


Zosia i Kuba nic nie odpowiedzieli. Wystarczyło, że gwiazdka świeciła jaśniej, jakby z dumą, że kolejny raz jej blask dotknął ludzkiego serca.


Gdy dzieci ruszyły dalej, muzyka wciąż płynęła za nimi — nie smutna, ale pełna nadziei. Po odejściu od muzyka dzieci kierowały się w stronę starego mostu. Gwiazdka prowadziła je coraz dalej od centrum, jakby wiedziała, że ktoś jeszcze potrzebuje jej blasku. Z każdym krokiem jednak światło stawało się słabsze.


– Zosia… zobacz, ona gaśnie – zauważył Kuba, zatrzymując się.


Gwiazda nie gasła całkiem, ale jej blask nie był już tak mocny jak wcześniej. Świeciła ciepło, lecz delikatniej, jakby oddała część siebie temu, kogo spotkali.


– Może… może to normalne – odpowiedziała dziewczynka, choć w jej głosie brzmiała obawa. – Może tak ma być.


Nim zdążyli porozmawiać więcej, usłyszeli coś z oddali. Najpierw krzyk, potem płacz. Pobiegli w stronę dźwięku i zobaczyli małą dziewczynkę stojącą przy wielkim drzewie. Była sama, skulona w kurtce, a jej twarz była zalana łzami.


– Zgubiłam się – szlochała. – Mama poszła dalej, a ja nie wiem, gdzie iść.


Zosia uklękła obok niej. – Nie bój się, pomożemy ci. Jak masz na imię?


– Hania – odpowiedziała dziewczynka.


Kuba spojrzał wokół. Drogi krzyżowały się tu w różne strony, a ślady na śniegu mieszały się ze sobą. Nie było jasne, którędy poszła matka Hani.


– To jak mamy ją znaleźć? – spytał z niepokojem.


Zosia przytuliła gwiazdkę do piersi. – Pokaż nam, proszę – wyszeptała.


Światło zabłysło mocniej, ale potem przygasło, jakby gwiazdce zabrakło sił. Mimo to jej blask rozciągnął się w jedną stronę, wyznaczając ścieżkę przez zasypany śniegiem trakt.


– Tam! – krzyknęła Zosia.


Pobiegli razem, a Hania trzymała ją kurczowo za rękę. Po kilku minutach zobaczyli kobietę, która biegła w ich stronę z twarzą zalaną łzami.


– Haniu! – wołała, a gdy tylko zobaczyła córkę, przytuliła ją mocno. – Myślałam, że cię straciłam…


Dziewczynka wtuliła się w mamę, a obie płakały, tym razem ze szczęścia.


Zosia i Kuba stali obok, uśmiechając się cicho. Ale Zosia zauważyła coś, co zmroziło jej serce. Gwiazdka w jej dłoniach świeciła coraz słabiej. Jej puls był wolniejszy, jakby zmęczony.


– Kuba… – wyszeptała. – Ona naprawdę oddaje siebie za każdym razem. Jeśli tak dalej pójdzie…


Chłopiec spojrzał poważnie. – To co, jeśli nie starczy jej siły, żeby wrócić do nieba?


Nie odpowiedzieli sobie od razu. Wiedzieli, że ta podróż nie będzie tylko przygodą. To była odpowiedzialność.Gdy Hania z mamą odeszły w stronę swojego domu, na ścieżce znów zapanowała cisza. Zosia ściskała gwiazdkę, jakby chciała ją ogrzać własnym sercem. Światło nie zgasło, ale drżało, ledwie pulsując, jakby potrzebowało odpoczynku.


– Zosia… – odezwał się Kuba po chwili. – Co, jeśli my robimy coś złego?


Dziewczynka spojrzała na niego zaskoczona. – Złego?


– Tak. Ona oddaje z siebie coraz więcej. Każde spotkanie sprawia, że jest słabsza. A co, jeśli w końcu nie będzie miała siły, żeby wrócić do nieba? – Głos mu zadrżał. – A jeśli przez nas zgaśnie na zawsze?


Zosia poczuła, że w jej gardle rośnie ciężka gula. Sama też o tym myślała, ale bała się to powiedzieć.


– Może właśnie tak trzeba – odpowiedziała cicho. – Może magia polega na tym, żeby dawać z siebie innym, nawet jeśli przez to stajesz się słabszy.


– Ale wtedy… kto pomoże jej? – spytał Kuba. – Gwiazda daje wszystkim, ale kto daje gwieździe?


Milczeli chwilę, idąc dalej przez zasypane ulice. Noc była piękna, ale cięższa niż wcześniej.


Zosia przytuliła gwiazdkę do serca. – Może my. Może po to właśnie nas wybrała.


Kuba spojrzał na nią poważnie. – A jeśli to oznacza, że będziemy musieli coś poświęcić? Coś naprawdę ważnego?


Dziewczynka nie odpowiedziała. Wiedziała, że brat ma rację. Gwiazdka nie spadła na ziemię bez powodu. Ich droga nie była zwykłą wędrówką. To była próba, która wymagała odwagi i serca. Ścieżka prowadziła coraz dalej od rynku, aż w końcu dzieci znalazły się w części miasteczka, do której rzadko zaglądały. Stare kamienice z odrapanymi ścianami wyglądały ponuro. W oknach nie było lampek, na drzwiach nie wisiały wieńce. Ani jednej choinki, ani jednego świątecznego znaku. Jakby Święta po prostu tu nie istniały.


– Zosia… tu jest inaczej – szepnął Kuba, trzymając się blisko siostry. – Jakby ktoś zgasił całą radość.


Gwiazdka zadrżała w jej dłoniach, ale nie rozjaśniła od razu ulicy tak jak wcześniej. Jej światło było słabe, przygaszone, jakby nawet ona czuła ciężar tego miejsca.


Zatrzymali się przed małym domem, z którego dobiegały podniesione głosy. Przez uchylone okno słychać było kłótnię – ostre słowa, trzask tłuczonego talerza.


– Oni się kłócą… – powiedziała Zosia, a w jej oczach pojawił się smutek. – W Wigilię ludzie powinni być razem, a nie krzyczeć na siebie.


– I co mamy zrobić? – zapytał Kuba. – Gwiazdka jest słaba. Może tu już nie pomoże.


Zosia przytuliła ją do serca i zamknęła oczy. – Proszę… jeśli możesz, pokaż im coś, co ich zmieni.


Światło rozbłysło, tym razem nie na zewnątrz, ale wewnątrz domu. Dzieci nie widziały szczegółów, ale wiedziały, że gwiazdka działa inaczej niż dotąd. W ich głowach pojawiły się obrazy: rodzina, ta sama, która się kłóciła, nagle widziała siebie przy jednym stole sprzed lat. Śmiech, śpiew kolęd, zapach piernika. Pamięć o tym, jak było kiedyś, zanim gniew i zmęczenie wypełniły ich serca.


Kłótnia ucichła. Słychać było tylko ciszę, a potem stłumiony płacz. Po chwili drzwi otworzyły się i wyszła z nich kobieta, ocierając łzy. Spojrzała na dzieci i na gwiazdkę, choć nie wiedziała, czym jest ten blask.


– Dziękuję – wyszeptała, jakby rozmawiała nie z nimi, lecz z czymś większym. – Prawie zapomniałam, czym są Święta.


Zosia uśmiechnęła się ciepło. – Teraz już pani nie zapomni.


Kobieta skinęła głową i wróciła do domu. Z wnętrza dobiegał już inny dźwięk – cichy, ale pełen nadziei. Słychać było, jak ktoś zapala świecę i stawia ją na stole.


Gwiazdka rozbłysła jaśniej, ale potem jej światło znów przygasło. Było jasne, że każdy cud coś ją kosztuje.


Kuba spojrzał na siostrę z powagą. – Zosia… ja zaczynam się bać. Jeśli tak dalej pójdzie, ona zgaśnie zanim wybije północ.


Dziewczynka mocno objęła gwiazdkę w dłoniach. — Nie zgaśnie — powiedziała. — Bo my jej na to nie pozwolimy.Dzieci ruszyły dalej, powoli, jakby bały się, że każdy krok może osłabić gwiazdkę jeszcze bardziej. Ulice pustoszały, aż dotarły do starej szkoły, stojącej na uboczu. Budynek był ciemny, tylko w jednym oknie na parterze tliło się nikłe światło.


– To dziwne – zauważył Kuba. – Przecież szkoła powinna być zamknięta.


Zosia spojrzała na gwiazdkę, która delikatnie rozświetliła im drogę właśnie w tym kierunku. – Chyba musimy tam zajrzeć.


Ostrożnie podeszli do drzwi i weszli do środka. Korytarze były ciche, pachniało kredą i kurzem. Jedno z drzwi do sali lekcyjnej uchylone. Dzieci zajrzały i zobaczyły starszego mężczyznę siedzącego przy pianinie. Klawisze brzmiały sucho, melodia rwała się co chwilę.


– To pan od muzyki – szepnął Kuba. – Pamiętasz, jak prowadził jasełka, kiedy byliśmy młodsi?


Zosia przytaknęła. Kiedyś cała szkoła rozbrzmiewała kolędami. Teraz mężczyzna grał sam, a w jego oczach było zmęczenie.


– Po co ja to robię… – mruknął pod nosem. – Nikt już nie śpiewa, dzieci nie chcą, rodzice nie mają czasu. Święta przestały być świętami.


Zosia poczuła, jak serce ściska jej się z bólu. Ścisnęła gwiazdkę i zrobiła krok naprzód. – Proszę pana – odezwała się cicho. – Święta nie zniknęły. Trzeba je tylko obudzić.


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 28.35 19
drukowana A5
za 43.43