E-book
9.45
drukowana A5
19.05
Coś o mnie i… o TOBIE

Bezpłatny fragment - Coś o mnie i… o TOBIE

Objętość:
42 str.
ISBN:
978-83-8414-974-4
E-book
za 9.45
drukowana A5
za 19.05

Dziwnie jest zaczynać książkę. Jakie będzie najlepsze pierwsze słowo, pierwsze zdanie.. Jaką myślą zachęcić i wprowadzić w ciąg dalszy. Ogólnie to chcę Wam opowiedzieć o moim życiu z Bogiem. Nie chcę używać słowa „relacja” bo mam z nim złe skojarzenie. Na szczęście są synonimy. U mnie najbardziej pasuje określenie przyjaźni. Może też być układ, związek, dziedziczenie.. Bo Bóg jest dla mnie szefem, ojcem, tatą, okrutnikiem, dręczycielem.. Można? Można nazwać Boga okrutnikiem. Gdy dopuszcza trudne doświadczenia i dusza wlecze się po nizinach z braku sił i potrzebuje wykrzyczeć swój żal i pytanie czy nie da się inaczej..  Może i by się dało, ale wybrał krzyż. I wypominać Mu mogę tylko do momentu, gdy w tej dyskusji powie, że On pierwszy go wziął. I zaniósł na Golgotę. Wtedy milknę. Dał przykład. Mogę naśladować albo odejść.

Nie wiem ile zdołam napisać i sama jestem ciekawa co to z tego wyjdzie. Myśli mam dużo, ale zwykle gdy próbuję ubrać je w słowa to wszystko jakoś tak inaczej wygląda. Jeśli pomieszam wątki, a prawdopodobnie pomieszam, to już teraz przepraszam. Ale też nie chodzi mi o to, by chronologicznie przedstawić wspomnienia, a o to, by przekazać Wam przesłanie z nich wypływające, jakie ja w nich znalazłam. I jak je znalazłam.

Tytuł oczywiście odnosi się do Boga. I jedyne co sobie czasem wypominam, to to, że nie umiem Go nazywać „Panem Bogiem”. Z jednej strony to brzmi dla mnie jak poziom dzieci w przedszkolu, podstawówce.. Ale z drugiej strony to mam też obawę, że nie uznaję Go jako swojego Pana. Dziwne to jest bo w praktyce uznaję Jego władzę nade mną, pytam, słucham, jestem posłuszna, choć w różnym stopniu. Ale zwykle czuję ile mam wolności w wyborze. Jeśli coś mnie przynagla i zmusza to miłość, pragnienie okazania Mu wdzięczności za otrzymane dobra. Czasem mówię komuś „z Panem Bogiem”, by uczyć szacunku dla Stwórcy. No ale dla mnie najbardziej jest ojcem. Tutaj „Pan” nie pasuje.

Pierwsza ciekawostka jaką chcę Wam powiedzieć jest taka: Kościół naucza prawd, które często brzmią tak wzniośle jakby były nie z tego świata. Niedostępne, nie dla zwykłych, prostych ludzi. A właśnie ostatnio dostrzegłam wielokrotnie, że doświadczyłam w bardzo prosty sposób tego, o czym Kościół mówi górnolotnie. Choćby i słowo „mistyk”. Że to ktoś nadzwyczajny, modli się dużo godzin na klęczkach, nie ma żadnych grzechów, na nikogo źle nie spojrzy, nic złego nie powie, ma bardzo głębokie życie duchowe i.. nudne, bo fizycznie to tylko klęczy i patrzy w stronę Boga. Tylko się modli. Może on sam się nie nudzi, bo jest wypełniony Bożą miłością, ale ten stan to tylko dla „wyjątkowych”, czyli… nie dla mnie. Ale.. nawet z ambony kiedyś usłyszałam, że wszyscy jesteśmy mistykami, bo każda myśl zwrócona do Boga już jest mistyką. Potem gdzieś wyczytałam, że jest mistycyzm zwykły, taki dla wszystkich i jest drugi, głębszy. Ale myślenie, że jest tylko dla wyjątkowych jest, moim zdaniem, nie do końca właściwe. Powiedziałabym, że jest dla wybranych, których Bóg na to przeznaczył, że zrezygnują ze zwykłego życia rodzinnego, zawodowego itd. i uniosą ciężar doświadczeń duchowych, krytyki z zewnątrz i wymagań, bo zawsze są w tym stanie wymagania: być lepszym dla bliźnich, przekazać coś od Boga ludziom. Tak więc można zazdrościć świętym łask nadzwyczajnych typu wizje, stygmaty, lewitacje, bilokacje, czytanie w myślach itd., ale trzeba wiedzieć, że Bóg nie daje tego dla rozrywki. Osoba tym doświadczona ma w „pakiecie” ciężki krzyż do dźwigania. Zawsze łaska idzie w parze z krzyżem. Jeśli jest pocieszenie to przyjdzie i strapienie. Jeśli jest strapienie to na pewno przyjdzie pocieszenie. O. Pio wstydził się swoich stygmatów. Wielkim upokorzeniem dla niego były i prosił o uwolnienie z nich. Walki z diabłem miał okrutne, bolesne. Dla zwykłego człowieka takie coś jest niezwykłe ale jego przecież fizycznie bolało, a naturalnie wszyscy uciekamy od bólu. W dodatku kiedy trzeba coś przekazać ludziom to przecież nie ma gwarancji, a nawet większej nadziei, że uwierzą. Jezusowi nikt by nie uwierzył, gdyby cudów nie czynił. Coś za coś. A Bóg i tak jest cierpliwy i daje te cuda, bo zależy Mu żebyśmy uwierzyli. Wie, jak nas stworzył — wzrokowców. Nie zobaczą, nie uwierzą. S. Faustyna doznawała od współsióstr wiele przykrości, bo jej nie wierzyły i były zazdrosne. Nie wierzyły, że ma takie łaski od Jezusa, nie wierzyły, że jest chora. Nie wszystkie, ale wystarczająco ich było. Czasem wystarczy jedna..

Myślę, że cała wzniosłość tych doświadczeń polega na tym, że służą ratowaniu dusz. To jest ich główny cel i jest to cel najwyższej wagi. Wszystko na świecie wokół tego się kręci, by doprowadzić dusze do Boga — dzieci do Ojca.

Drugą trudnością w pojęciu tego typu spraw jest zanik życia duchowego u ludzi. Bo te łaski są duchowe. Jeśli ktoś żyje tylko tym co doczesne, materialne, fizyczne, to nie doświadczy i nie pojmie tego, co jest duchowe.

Bóg jako ojciec jest mi znany od wielu lat. Owszem, sam mnie tego nauczył, ale może też po to, żebym opowiedziała Wam o „owocach”, a wtedy i Wy się nauczycie. U mnie poznawanie religii zaczęło się w podstawówce, gdy zaczęłam chodzić na majówki. Były pod figurą na mojej ulicy. Wtedy chyba chodziłam sama. Jak niedawno zdarzyło mi się być u rodziców w maju to szłyśmy razem z mamą. Kontakt z Maryją od początku mam.. „formalny”. Zmienili się księża i zaczęli odprawiać nabożeństwa w kościele, więc zaczęłam chodzić na majówki do kościoła. Po tamtym maju zostałam na czerwcowe, a potem już na stałe. Na zdziwione pytanie mamy „A co Ty do kościoła znowu idziesz? Majówki już się skończyły” odpowiedziałam „ale Msze są nadal”. O tej rozmowie myślałam wcześniej, bo obawiałam się tego pytania i rozmyślałam co odpowiedzieć. I tak odpowiedziałam jak się przygotowałam. W kościele nie było nic szczególnego. Chyba tylko cisza i spokój. Stałam na końcu, nikt się nie czepiał.

Gdzieś to w pamiętnikach zapisałam, ale już nie pamiętam gdzie. Moje pierwsze spotkanie z Bogiem i pierwsze od Niego słowa. Wtedy to było „WOW..! Bóg do mnie mówi?!:O” a jednocześnie „trzeba zrobić, co kazał..”.

Wracam do swojej osoby. Przychodzą mi wspomnienia jaka byłam w dzieciństwie. I jestem często zadziwiona. Nie byłam wcale taka nieśmiała jak o sobie do niedawna myślałam. Wciąż mam takie myśli, że byłam nieśmiała, zawstydzona, skromna.. Ale było wiele takich wydarzeń, w których wykazałam odwagę, a nawet pokazałam swój „czarny charakter”. Już chociażby to, że w podstawówce podkradałam pieniądze koleżankom z klasy. Raz spróbowałam ukraść parę gum w sklepie. Pan nas wpuścił i wyszedł wylać resztki z kubka, ale wrócił szybciej niż myślałam i widział jak sięgnęłam do pudełka z gumami. Bardzo się na mnie wydarł. I ciekawa rzecz: dopiero pisząc to, czyli wiele lat później, przyszło mi do głowy, że jak dla dzieciaka to facet był bardzo ostry. Niestety nie wyleczyłam się mimo, że nie tylko on mnie przyłapał. Ale tak jest w życiu duchowym: raz otwartych drzwi już zawsze trzeba pilnować. Przeklinać zaczęłam w gimnazjum. I pamiętam jak koleżanka mi pogratulowała „postępów”, a ja pomyślałam z żalem, że wolałabym w drugą stronę te postępy robić. Na szczęście „przyjaźń” z wulgaryzmami mnie nie opanowała. Nawet powiem, że długie lata w ogóle nie przeklęłam. Dopiero od paru lat czasem mi się zdarzy w myślach.

Jak przekroczyłam 20 lat dopiero mi powoli „weszły” do głowy daty urodzin rodziców i rodzeństwa. I uświadomiłam sobie, że każdy w jakieś wspomnienie. Poza Żansią. Tata 15 sierpnia, mama 1 czerwca, brat 22 października, siostra 30 sierpnia. A ja 14 lutego. I coś chyba jeszcze ważniejszego. Wypominałam rodzinie ( w myślach), że nikogo nie interesuję, nie obchodzę, a ja sama do nich nie wychodziłam, nie próbowałam poznać. Teraz to widzę jak próbuję kupić prezent dla każdego na święta. Materialistyczne podejście każe nie marnować pieniędzy, no ale weź traf kiedy nie znasz celu….

Pierwsze rozmowy z Bogiem to pisanie pamiętnika. Teraz tak to widzę. Wtedy po prostu zapisywałam w zeszycie co się u mnie dzieje. Pisałam wiersze. To były moje rozmowy z jakimś przyjacielem, którego miałam w głowie. Poziom dziecięcy. Z wierszy był pożytek. W technikum, z pomocą „cioci” (Pani, z którą byłam bardzo daleko, ale jednak spokrewniona), wygrałam w tomaszowskim konkursie poetyckim chyba 3 miejsce. I książkę „Jane Eyre”. I chyba wtedy rodzice się dowiedzieli, że piszę wiersze. Głupio mi było jak mama mi wypomniała, że sąsiad jej gratulował, a ona nic nie wiedziała. Że od sąsiada się dowiedziała, że jej dziecko wiersze pisze. To przykład jaki miałam kontakt z rodzicami.. Nie umiałam im o sobie mówić. Jak naturalne było dla mnie pisanie tak abstrakcyjne było porozmawiać z kimś z rodziny. Wstydziłam się poprosić o pomoc, coś opowiedzieć.. Jak mama pytała o oceny to się przyznawałam do tych lepszych. Dwóje „wychodziły” na wywiadówce. Nie wiem za kogo mnie mieli. Ja uczyć się nie lubiłam. Do dziś nie znoszę. Na siłę i pod presją namów mamy zdobyłam licencjat i magistra. I dzięki temu, że dało się ściągać. Tak, jeśli się dało to zdobywałam różne rzeczy nielegalnie. Dlatego lepiej, żeby mnie tam nie było niż mam przegrać z pokusą.

Nie pamiętam kiedy ten przyjaciel w głowie przybrał formę Boga. Tak to przeszło naturalnie jak cały rozwój ludzki. Powoli, niepostrzeżenie, bez Twojego większego wpływu.. Myślę, że jedyne co ja zrobiłam to to, że przyjęłam tę łaskę. Może dlatego właśnie do mnie przyszedł. Bo Go wpuściłam bez problemu. Wszedł jak do siebie. Dziwne, że mu moje graty i rupiecie nie przeszkadzały.. Jakby mówił „poradzimy sobie z tym, grunt, że jest jeszcze miejsce dla Mnie”. Tak, moi drodzy, Bóg jest dla mnie bardziej naturalny niż większość ludzi. Tzn. łatwiej mi do Niego się odezwać. Czasem się zastanawiam i paru znajomych mi to wypominało, że niedobrze być takim aspołecznym. Że powinnam wyjść do ludzi. Ale może On mnie właśnie do tego wybrał, żebym miała czas dla Niego, bo większość ludzi jest zajęta sobą. Dla urozmaicenia dał mi możliwość rozmów z aniołami. Nie tak dosłownie, ale umiem sobie ich wyobrazić. Czasem pokazują mi się sami z siebie. I mnie to nie straszy. Dla mnie to naturalne. Nie raz oddychałam z ulgą, czując samotność względem ludzi, że „rodzinka przyszła.. nie jestem sama.. J”. No cóż, czuję w aniołach swoją rodzinę. I bardzo się zastanawiam jak to będzie w niebie. To jest tak niesamowity znak zapytania, że ojeju.

Być może to jest klucz do świata duchowego: porozmawiaj ze sobą wewnątrz. Będzie podobnie jak wtedy, gdy rozmawiasz z Jezusem po przyjęciu Go do serca w Komunii Świętej. A resztę On już sam zrobi. Ja myślałam, że jestem nieśmiała, ale to było (i jest) coś innego. Na przykład nie odzywam się na nie swoje tematy, tzn. takie, które mnie nie interesują. Jeśli wiem co robić to się zgłaszam. Jak tata ziemski pyta mnie o pracę, to trudno mi odpowiedzieć, bo jak się przyznać, że nie chce mi się pracować. Chociaż on to wie, bo kiedyś powiedział, że jemu też się nie chce wstawać do roboty i użerać z ludźmi. Ale trzeba. Jeszcze te dwa lata musi wytrzymać. Jak mnie pytają o mieszkanie, żebym szukała czegoś własnego, wróciła do rodziców.. to też nie umiem odpowiedzieć, bo nie mogę się przyznać do tego, co mnie tutaj trzyma. A mam tu pewne sprawy, które trzymają mnie w mieście i na tym osiedlu. Czasem, jak jestem bardzo zmęczona, to się zastanawiam czy aby na pewno, czy nie wmawiam sobie, czy nie powinnam jednak wyjechać.. Na razie jednak nie wyjechałam. A kiedy w sercu pojawia się zazdrość, że ludzie jeżdżą, zwiedzają, doświadczają, zakładają rodziny.. to Jezus mówi: „ale Ja Ciebie wybrałem dla Siebie”. O pielgrzymkach mi mówi, że On jest taki sam tutaj i tam. Nie chodzi o miejsce, ale o wiarę. A jak są jakieś święta i tłumy w kościele to sobie uświadamiam i przypominam, że ja się w tłumie męczę. Godzina to dla mnie dużo. Poszłam na pielgrzymkę do Wąwolnicy — jeden dzień, ale z nikim nie gadałam. Po prostu szłam, żeby dojść. Rozmawiałam z Bogiem w drodze. Moje życie duchowe mi wystarczy. Czasem czuję się dziwna, ale rzadko staję w takich sytuacjach. A gdy później pytam siebie dlaczego byłam dziwna to stwierdzam, że to nie jest „mój świat”. Introwertyzm czasem jest trudny, ale też jest niezbędny do „ochrony danych”. Jak masz w sercu coś, czego nie wolno powierzać pierwszej lepszej osobie. Zdarza się, że wdam się w takie luźne rozmowy z jakimiś osobami i nawet jest fajnie, ale jednak czegoś mi brakuje i jakaś głodna z tego wychodzę. A z aniołami odpoczywam, bo czuję, że oni mnie rozumieją.

Sedno sprawy, by przyjąć świat duchowy jako prawdziwy, to wiara. Wiara prosta: jest, bo jest. Ja byłam w szoku, gdy Bóg się do mnie odezwał, ale wiedziałam też, że On wszystko może. Odezwał się, bo może. W sumie fajnie. Ludzie nie chcą takich doświadczeń przyjąć, bo „jak to? Ja? Z Bogiem mam rozmawiać? Ale jak? I o czym?” Ale jak kupujesz towar w sklepie to nie pytasz skąd przyjechał, kto go zrobił, dlaczego taka cena.. Nie wykłócasz się o informacje. Bo? Bo wystarczy, że jest dobry, że Ci smakuje. I że Cię na niego stać. A Bóg jest pyszny i zawsze Cię będzie na Niego stać, choćbyś był człowieku bezrobotny. Nie rozkminiaj jak to możliwe, tylko przyjmij to tak jak jest. Pomyśl o tym, że tego chcesz. Ludzie głodni dla jedzenia są zdolni kraść, dla zysku kłamać, a żeby nakarmić swój głód duchowy udają, że wszystkie środki są dozwolone i zapominają o wstydzie. Ty zaś idź do Boga mimo swoich grzechów. Nie masz przestać się ich wstydzić, ale nie możesz bać się przyznać do nich przed Ojcem. Ileż to razy niemal krzyczałam: „ale Boże, jak możesz się do mnie odzywać?!? Ja taka podła..”. A On niezmiennie mnie zadziwia, że nadal się odzywa. Nie żeby Mu było obojętne, że głupoty robię, że upadam, że mam w sercu zachłanność na posiadanie, zazdrość i gniewu mnóstwo. Ale dopóki nie chcę być taka i staram się cokolwiek z tym zrobić, to On jest przy mnie. Grzech od Boga oddala, ale żal za grzechy mocno do Niego przyciska. Przytula.

Pomocą w przyjmowaniu tego w jaki sposób Bóg do mnie przychodzi i działa w moim życiu jest zmęczenie. Najpierw walczę, buntuję się, pytam i denerwuję brakiem odpowiedzi, a jak się zmęczę walką to odpuszczam — „skoro tak chcesz to już niech tak będzie”. A gdy poczuję Jego miłość to i złość przechodzi. Ciekawość w sercu zostaje, bo to chyba do śmierci będzie ciekawić jak to wszystko jest możliwe. Nawet pytanie jak Bóg powstał. Ale walka z wiatrakami.. nudzi się.

Kontakt z aniołem stróżem. Jest piękny. Jeśli go prosisz o pomoc i jesteś na nią otwarty to ją dostaniesz. A jeśli będziesz słuchał rad to i wiernym Ci będzie wsparciem. Ileż to razy już słyszałam jego porady. No nie zawsze słuchałam, czasem myślałam „ee nieee.. niemożliwe”. A za chwilę okazywało się dokładnie tak. Niestety nie widziałam go. A chciałabym. Chciałabym widzieć anioły wyraźniej, ale nie mam tego. No tak, inni nie wierzą, że to możliwe, a ja się wręcz proszę o ten prezent. Ale myślę, że jeśli Bóg daje pragnienie to ma w planie spełnienie go. I to też może być droga. Jeśli odważysz się chcieć i uwierzysz, że takie rzeczy się dzieją to dostaniesz. Oczywiście nic na siłę. Nie każdemu dane jest to czy tamto. Ale do przyjaźni z Bogiem wszyscy jesteśmy zaproszeni. Każdego stworzył jako swoje dziecko i z każdym chciałby rozmawiać. Żeby pójść do nieba najpierw przydałoby się poznać Gospodarza.

Wprawdzie nie utrzymuję żadnych szczególnych kontaktów, ale jednak kogoś tam znam i czasem się widujemy choćby przypadkiem. I to jest cenna sprawa, bo jak ktoś czymś denerwuje to bardzo warto to „rozgryźć” bo „mówi” mi coś ważnego o mnie. Jakoś w ciągu miesiąca, może dłużej, uświadomiłam sobie jak bardzo denerwujące jest moje czepianie się słówek. Oj bardzo. A że moja potrzeba to było raczej takie wygłupianie się i trochę udowodnienie jaka (że jednak) jestem mądra, to w sumie zysk bardzo nieproporcjonalny do strat (zdenerwowanie u wszystkich, którzy mnie słyszeli). A o tyle fajna ta cecha, że nad nią czuję jakąś kontrolę. Gorzej z dziecinnością. Jak nie umiem przyjąć „na klatę”, dojrzale to „ubieram” w żart, bawię się. I tu jest gorzej, bo wychodzi, że naprawdę jestem niedojrzała i muszę się bardzo „wziąć w garść”, żeby przyjąć ciężar bólu..

O bólu jest taka myśl z mojego doświadczenia: kiedy trwa to się wydaje, że wieki mijają, że nigdy się nie skończy, że tylko ja tak cierpię, że litości nade mną nikt nie ma… Wszystko w najwyższym stopniowaniu. Albo, gdy jestem bardzo głodna lub spragniona. Usychałam, szłam właściwie snując się na nogach, miałam już prawie fatamorganę jeziora jak na pustyni mimo, że szłam ulicą w mieście.. i w myślach tylko „wody…!”. I marzenie o litrach źródlanki. Docieram do butelki, wypijam kilka łyków i po chwili stwierdzam „i o co było tyle krzyku?”. Cały ból, zmęczenie i desperacja mija tak szybko jakby zdarzył się dawno temu. Tzn. może to zajmować nawet kilka minut, ale wydaje się być takie proste, tak łatwe to wyjście z kryzysu, że w głowie pojawia się wielki znak zapytania „O co było tyle krzyku?”.

Psychologia twierdzi, że jak ktoś Cię denerwuje tzn., że widzisz w nim swoje wady. Mnie wiele osób denerwuje. Tzn., że mam wiele wad…. Odsłuchałam na youtube nagrania z wywiadu z Marią Simmą. Rozmawiała z duszami czyśćcowymi. Dużo jej przekazały m.in. o tym jak powinno być w kościele i co im się nie podoba. Teraz mnie bardzo dużo rzeczy w kościele denerwuje. Własne zachowanie i nastawienie zmieniłam w sporym stopniu w przeciągu kilku tygodni. No cóż, bardzo do mnie trafił ten przekaz. Jeśli należę do Kościoła i widzę, że coś w nim jest nie tak jak trzeba to szukam rady. A jeśli ją znajduję to chciałabym wprowadzić w życie, żeby było lepiej. A jeśli nie ma odbioru to.. żal. Złość.

Mówiłam o pielgrzymkach i wycieczkach po świecie. Są też różne modlitwy, obrazki i wiele różnych formułek i ciągle do czegoś innego ktoś zachęca. I walczyłam nawet z poczuciem winy, że mnie do tego nie ciągnie, że jestem obojętna, że coś ze mną nie tak.. W końcu przypomniało mi się, że Maryja nie poszła do grobu zobaczyć czy Jezus zmartwychwstał. Ona czekała na Niego w domu. Wiedziała, że zmartwychwstanie i przyjdzie. Modlitw jest wiele i każda piękna, ale nie każda dla wszystkich. Do mnie trafiła Maria Simma, a np. do mojej koleżanki, której trochę opowiedziałam o przekazie dusz, wcale. Bo to moja droga, że mam się w kościele nie rozglądać na „znak pokoju” ale skupić na Tym, Który jest na ołtarzu. I ja mam klękać przyjmując Komunię Świętą. Tzn. wszyscy zmierzamy do pokory przed Bogiem, ale każdy swoją drogą.

Nie trzeba zazdrościć mistykom. Ja mam bliski kontakt z Bogiem, ale nie mam rodziny. Nie mam wsparcia męża ani radości z dzieci. Mam czas na gotowanie i mało prania i ciszę w domu. I sama na siebie zarabiam. I na szczęście mam dwie bratanice. Siostra wciąż jest singielką. Jeśli chcesz łask wielkich musisz się na krzyż gotować. Ja wiele razy prosiłam, a gdy przychodził to uciekałam. To, do czego każdy powinien dążyć, to by być jak najbliżej Boga. I jak w pracy podnosi się kompetencje, tak w życiu duchowym też się wzrasta i trzeba dbać o ten wzrost. Każdy ma swoją pełnię wyznaczoną i dobrze, żeby do niej dorósł. A jeśli wciąż i naprawdę zazdrościsz świętym którejś łaski nadzwyczajnej to kto wie, może to Cię przygotowuje na jej przyjęcie.

Moja modlitwa. Przede wszystkim i w centrum jest Msza święta. W moim przypadku dwie codziennie, bo mam ważne dwie intencje. Nie od zawsze dwie Msze i nie od początku te intencje co teraz. Dwie Msze na pewno zaczęły się w zakonie, ale nie pamiętam kiedy i jak dokładnie. Chyba że pojadę do rodziców to chodzę na jedną, bo na wsi więcej nie ma. Intencje, które mam obecnie zaczęły się jakoś kilka miesięcy temu. Jeśli ktoś nie wie, to jest to warunek, by iść na drugą Mszę: inna intencja od pierwszej. Jeden dzień — dwie Msze — dwie intencje. I trzeba być na całej Mszy, tej drugiej. Tego też dowiedziałam się w zakonie.

Ludzie mówią, że Bóg jest wszędzie, ale ja i tak najbardziej lubię widzieć Go w Hostii. W czasie przeistoczenia wpatruję się jak ksiądz trzyma patenę, odmawia modlitwę i próbuję dostrzec jakieś oznaki tego, że Bóg już wszedł do tego kawałka chleba. Że w kielichu coś zadrżało i wino krwią się stało. Ale nie widzę. Zostaje mi wyobraźnia i.. zadziwiam się. Bo wierzę, że to się stało. W drodze do Komunii czasem widzę kielicha wnętrze i sentymentalnie myślę, że to Jezuski małe. A po Komunii wczuwam się i budzę w sobie wiarę, że On JEST w moim sercu. Zdarza mi się widzieć lub czuć obecność aniołów. Ale rzadko rozumiem dlaczego ich widzę lub dlaczego tylko czuję. Oczywiście nie zawsze udaje mi się tak skupić. Bywa, że mam takie rozproszenia, że wstyd się przyznać..

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 9.45
drukowana A5
za 19.05