E-book
14.7
drukowana A5
39.25
Coś o człowieku, czyli umieranie na wiele

Bezpłatny fragment - Coś o człowieku, czyli umieranie na wiele

Tomik II


5
Objętość:
85 str.
ISBN:
978-83-8324-041-1
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 39.25

Bajka, bajeczka

Nie chcę paryskich dziś uroków

i kamieniczek sercem tkanych!

Nowego Jorku nie chce blichtru

i w jasyr złotu dusz oddanych!


Dziś leśną, wąską dróżką kroczę,

obłoki widzę białe,

mchem porośnięte miejsca ciche,

pajęcze płachty poszarzałe.


Gałązki, które leżą wieki,

to czas je poukładał!

I wiatr, i deszcz, poranna rosa,

obrazkom piękne kształty nadał!


Tu dinozaury śpią w poszyciu,

tam drzemią dwie jaszczurki!

Jedna bez nogi, druga krzywa,

obrazek do powtórki!


Grzyby się płaszczą w mokrej trawie,

przed chłodem trzony chronią.

A kapeluszy czarne żuki,

przed intruzami bronią!


Bajeczka, bajka dla dzieciątek,

zabierzmy je do lasu!

Niech je uwiedzie blask natury,

bo może zbraknąć czasu!

Bezszelestne wiersze

Gdzie popłynęły wiersze utkane,

przez nocne, senne mroki?

Na jakiej z planet się zatrzymały,

chronionej przez obłoki?


Przez mgłę pamiętam, jak wypływały,

spadały na posłanie.

Literki, słowa i zdania całe,

już światu na oddanie…


Chciałem zatrzymać je w klatce złotej,

nawet ze srebra nie była!

Dlatego w marnym, jutrzenki blasku,

myśl nocna rankiem nie ożyła!


Płyną w przestworzach miliony wierszy,

nigdy nie napisanych.

Słyszą je tylko smutni poeci,

aktorzy niemi, ról nie zagranych!

Coś o człowieku

Nasz świat się staje pośmiewiskiem,

pogorzeliskiem ludzkich spraw.

Wielkim, żałosnych widowiskiem,

gdzie klakier żyje z tanich braw!


Niebieska przestrzeń nie wystarczy,

w którą kierujesz chciwie wzrok.

Kto winą zatem nas obarczy,

za ludzki, nierozważny krok?


Z braterstwa przecież wilki słyną,

dlaczego więc przypowieść brzmi,

że człowiek, człowiekowi wilkiem,

po kres przeżytych w stadzie dni?


Oglądasz stale się za siebie,

choć tylko przyszłość wartość ma.

Tajemnych znaków szukasz w niebie,

z głupotą w parze wiara twa!


Nic się nie rodzi bez powodu

po śmierci również życie trwa.

I wielkość odczuwania głodu,

mizerne tylko skutki da!


Braterstwo, wielką tajemnicą,

której nie pojmie żaden z nas,

bo jak matczyna to spódnica,

którą z dzieciństwa tylko znasz.


Potem już tylko złe decyzje,

by lepszym od innego być.

Wirują w głowie chore wizje,

by kosztem innych, lepiej żyć!

Czas życia

Nie uciekajcie myśli moje,

tak wiele dzieje się dokoła,

zło triumfuje, dobro znika,

a świat o sprawiedliwość woła.


Gdy ujrzę w górze blask księżyca,

wielkość tej rzeczy lśni i kusi,

więc wszystko czym się dziś zachwycę,

mój rozum do myślenia zmusi.


Za kość, wilk śmiercią wilka karze.

Mówimy: Dzika ich natura.

Mądry, człowiecze pożądanie,

mierzy gibkością mózgu szczura!


Idziemy zgodnie ku przepaści,

brak wyobraźni żyć pozwala.

Raz wśród chichotu, raz wśród waśni,

gdy skrzenie złota nas zniewala.


Te wieczne hasła o wyższości,

dobrego, które zło zwycięża!

Jak wiara, rzecz to do dyskusji,

bo kim jest biedak bez oręża?


A czas? To kwestia wyobraźni.

Coś się wypiętrza, coś zapada.

Nie w każdym kraju Himalaje-

wieczności echo do nas gada!


Na oczach mych umierał motyl,

skrzydlaty tancerz pastelowy.

Choć w blasku słońca kończył życie,

świat nie był taki kolorowy.


Bo piękno wiecznie trwać nie może,

zbyt wielkiej łaski chce od życia.

Im cudniej zalśni nam natura,

tym mniej ma czasu do przeżycia.


Godziny życia dla motyla,

dlatego czas mu się nie dłuży.

Na przekór światu, kona tańcząc,

sięgając kresu swej podróży!

Czar księżyca

Przestrzenie ducha pięknie czujesz.

Gdy marsz ku niebu trwa o chłodzie,

to w biegu stają dni przebrzmiałe,

do bram młodości twym pochodzie.


To pełnia zniewoliła myśli,

gdy głusza do wymarszu woła,

pędzisz myślami w świat zmyślony,

nikt już zatrzymać cię nie zdoła.


Bo cisza z nieba, cisza z blasku,

i chłód gdy pęd po nozdrzach bije.

Jak nieprzytomna w przytomności,

film wielobarwny myśl twa wije.


Tam gdzie się srebrna sosna płoży,

gdzie wolniej płyną życia soki,

gdzie fladra trwoży młode wilki,

tam twoje bezszelestne kroki.


Świat cały w ciszy, świat bez wojny,

stoi przed tobą zadumany.

Aż wkraczasz w jakiś stan upojny,

przez ludzi jeszcze nienazwany.

Jesienna cisza

Jak cicho jesień się panoszy,

gdy słońce jasne blask rozsiewa.

Smolistej szczapy słodki zapach,

pomiędzy martwe płynie drzewa.


Kolory w ciszy są piękniejsze,

słońce z nich ogień wydobywa.

Wśród purpur, żółci, srebrzystości,

życie po gęstwach dogorywa.


Tęcza złocona wzrok mój wabi,

i dywan liści tkwi w spokoju.

Bo wiatr, hulaka, dziś nie skory,

niszczycielskiego zacząć boju!


Cisza i cisza, potem cisza,

pochłaniam obraz martwej roli.

Wyryte skiby gdzieś przepadły,

i w czerni ziemia równo stoi.


Ptaki melodii zapomniały,

leniwie gdzieś przeleci sroka.

Skrzekliwa, wredna i kłótliwa…

za chwilę świat utonie w mrokach.

Kto rano wstaje…

Gdy poranne wstają zorze,

kwitnie zamęt na ugorze.

Rozgniewana banda sójek,

przysposabia się do bójek!


Zaraz na arenę wkroczy,

wrona, co się z nimi droczy.

O kawałek dyni sprawa,

zaraz zacznie się zabawa.


Na owocach bzu czarnego,

heca kwitnie na całego.

Tam dwa kosy rozzłoszczone,

atakują siwą wronę!


Głosy ptasie sroka słyszy,

której obcy nakaz ciszy.

Do rejwachu się przyłącza,

depcząc żwawo trawy kłącza.


Wróble gdzieś się pochowały,

sprowokować się nie dały.

Nie ta liga, mądry powie,

któż by darmo brał po dziobie?


Dwa gołębie na kasztanie,

zamiast lecieć na śniadanie,

bez żenady się całują,

wierność sobie obiecują!


Świat się kocha, bije, kłóci!

Cóż! To wszystko się odwróci.

Gdy zabraknie zieloności,

tańczyć będą nagie kości!

Jesienny zamęt

Gdy słońce zerka na chłodną ziemię

a ptaki z żalu przestały grać,

ku zachodowi podąża życie,

na co innego je dzisiaj stać?


Gdy świat się pokrył cmentarną barwą,

odwrotu w nicość zaczął się bieg.

Zamęt zabójczy serce ogarnął,

jakby go mroźny przysypał śnieg.


W kropelce rosy ukryję żale,

niech wyparują z poranną mgła.

I w las wyruszę na wieczne bale,

patrząc, by minąć ścieżynkę złą!


Uśmiech przykleję do dzikiej róży,

która na chłodzie, resztkami sił,

radości oka ludzkiego służy,

by ten w oparach nadziei żył!


Nasycę oczy zieleni barwą,

chcąc się przed ciszą zbielałą skryć!

Odeprę z mocą, jakąś myśl marną,

by choć do wiosny, szczęśliwym być!

Preludium

Daleko do świtu, ledwie mrok zapada,

szpak skryty w gałęziach, szczerze się rozgadał.

Jego ton uroczy i łatwość mówienia,

na bajkowe chwile, rzeczywistość zmienia.

Przez życie podążam, choć nadzieje nowe,

w mowie słodkiej szpaków, finały gotowe.

Kolory życia

Srebrną gałązką ustrzelony-

dziś wszystko we śnie srebrem lśni-

podążam w gęstwę jak natchniony,

by zapamiętać srebrne dni.


Na inne barwy przyjdzie pora,

złotem przystroją martwy czas.

Czy złotem jest, czy zwykłą czernią,

to co zostało jeszcze w nas?


Nie wiesz co kryje błękit nieba,

pod niebem tylko spędzasz czas.

Lecz gdy przychodzi mrok po ciebie,

za kilka chwil odpowiedź znasz!

Krysi

Powiało wiosną mówisz dziewczyno

i kwiatów bukiet rzucasz przed siebie.

Żółty tulipan otwiera oczy,

wiosennie gaworzy do Ciebie.


Powiało wiosną, znasz to natchnienie.

Choć najdroższego już pożegnałaś,

w pamięci trzymasz z nim pierwszy spacer,

kiedy na zawsze serce mu dałaś.


Tak Twoją wiosnę widzi poeta,

tak czyta marnie myśli nieswoje.

To przecież wiosna, nasz czas miłości

a kocha się ludzi dwoje!

Nagi sad

Jak jabłoń, która owoc gubi,

pazerna jej pomaga dłoń,

nagością rzadko kto się chlubi,

bo nagość, to ostatnia broń!


Dni nasze zawsze policzone,

ostatni nabój w lufie tkwi.

Szarość rozterki się zaczyna,

choć pocisk kusząc, pięknie lśni.


Jabłka co spadły, opisują,

wstydliwe, lub szalone dni.

Wspomnienia zwykle pokazują,

jaka melodia w sercu brzmi!


Nic nie zwycięża praw natury,

choć zawsze można zgasić czas.

Nie sprawdzą się najmniejsze bzdury,

gdy wola życia walczy w nas!

Spojrzenie z tarasu

Dla czytających moje wiersze, tęskniących za pierwszą miłością…

O mamie, dziewczynie, chłopaku

Niepokoje

Już zmierzcha, niebo jeszcze widać,

a szarość siecze kwiatów biel.

W jej toni niknie mała kępa,

gdzie szyszką spływa dziki chmiel.


Nie wierzę w spadające gwiazdy,

nie wróci przemierzony czas.

Co kiedyś głowę mą zdobiło,

straciło swój młodzieńczy blask.


Na progu nocy bywam czasem,

wpatrzony w niebo, które trwa.

Przede mną wszystkie niepokoje,

wciąż toczy się o miłość gra.


Na rozgwieżdżone potem niebo,

raz jeszcze spojrzę, choć trwa lęk.

Coś szepnę o powrocie chwili,

gdy Twego głosu płynął dźwięk!


Spotkania bliskie, czy dalekie,

mogą się zdarzyć, czemu nie!

Lecz nie od smugi to zależy,

czy wiatru, który nocą dmie!


Dziś, tylko płyną urojenia,

gdy rozbudzone myśli drżą,

bo kolor włosów się nie zmienia,

a oczy wciąż w błękitach tkwią!


Neonu pada białe światło,

niby rentgena podła moc.

W nim trupio blada, wciąż przepiękna,

twarz odchodząca cicho w noc…

Nocne krajobrazy

Gdy świt przychodzi niespodzianie

i wstawać czas, by żyć od nowa,

łyk czarnej kawy cię ożywi,

pogodniej myśleć zacznie głowa.


Wieczornym, nocnym, czarnym zmorom,

z brzaskiem nie w głowie jest spotkanie.

W szufladzie kartki zapisane,

na wieczne w mroku spoczywanie.


Inne wymiary miały ściany,

i lampka ciepła już nie daje.

Banalny krąg szarego stołu…

żona śniadanie już podaje…


Nie ma już cienia nad lusterkiem,

światło straciło tajemnicę.

Sufit nie zmienia się już w otchłań,

ten płytek rząd, to nie ulice!

Kolejny dzień

W pośpiechu chłonę mocną kawę,

przywołać pragnę dobrą myśl.

Czas z życiem zacząć znów zabawę,

by wygrać, nawet głazy gryźć!

Odnaleziona gdzieś nadzieja,

zaczyna nowym rytmem bić.

I z każdym łykiem czarnej kawy,

zachciewa się od nowa żyć.

Choć puste pola wyobraźni,

w głębinach drzemią, nie chcą wstać.

Skąpać się muszę w ich przyjaźni,

by sobie szansę trwania dać!


Kolejny dymek z papierosa,

nerwowo w ustach gilza drży.

Szukam pomocy aż w niebiosach,

chcąc zniszczyć nocne, dziwne sny!

Co to jest życie siostrzyczko?

— Zapomniałem-mówią jej oczy.

— Kochasz mnie? -Kocham -odpowiada.

A co to jest miłość siostrzyczko?

— Zapomniałam-mówią jej oczy.

Dotknięcie dłonią czyni uśmiech.

Ciche słowa wygasza drżenie.

Bezradne słowo parzy.

Wyciągnieta ręka znajduje jeszcze ciepło.

— Co mówisz kochanie?

— Zapomniałaś?

— Nie płacz!

Obsesja

Kiedy w popiołach swoich marzeń,

miłości skrawek ujrzysz mały,

na chwilę coś podrażni serce,

jak cząstka rozłupanej skały.


Nie znajdziesz w zgliszczach blasku złota,

ono się w ołów przemieniało,

tak jak ulatnia się tęsknota,

jak coś, co tylko się zdawało!


Marzysz, by ujrzeć toń Bajkału,

tam czyste wody, jak twe myśli,

bo nie chcesz zranić dusz wspaniałych,

gdy wielka miłość ci się przyśni!


W popiele swoich cichych wspomnień,

odnajdziesz łany bujnych włosów.

I woń poczujesz tajemniczą,

usłyszysz tembr drżącego głosu.


W popiół zamienia się, co żywe

i kona pamięć na ugorze.

Lecz pęta się po skrawkach myśli,

to piękno, jak poranne zorze!

Ognisko czasu

Na powale białej, na zwycięskiej bieli,

rozpalmy ognisko pośród cichych drzew.

Niech iskry zagrają na skoczną melodię,

niech się melancholii niesie śnieżny dech!


Tańczą wśród pustkowia tajemnicze cienie,

strzelają polana na pożogi zew!

Jeszcze tylko chwila, jeszcze jeden kielich,

a rozerwie niebo rozpasany śpiew!


Rozpalone twarze, pożądaniem żywe,

a oczy błyszczące ślące iskry w dal.

Stanął czas na moment, bo my wiecznie młodzi…

przebudzenie nagłe, w sercu wielki żal!

Pełną piersią

Ten chłód co płynie z pól owianych,

ten rześki, smaczny kawał świata!

Ożywia zmysły, śle wspomnienia,

osiada na zmarniałych kwiatach!


Ta drżąca trawa pobielała,

co czeka na promienie słońca,

ten krzak odarty już z listowia,

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 39.25