E-book
14.7
drukowana A5
42.74
drukowana A5
Kolorowa
65.15
Clausura-Kronika Templariusza

Bezpłatny fragment - Clausura-Kronika Templariusza

Objętość:
163 str.
ISBN:
978-83-8324-082-4
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 42.74
drukowana A5
Kolorowa
za 65.15
Rycerz Templariuszy po walce

Nous sommes unis dans le saint lien de l'amour dans la cathédrale Notre-Dame de Paris

Książka została opracowana historycznie po części w oparciu o źródła historyczne z francuskiej Wikipedii okresu średniowiecza i wypraw krzyżowych, autor.

Czasami nawet samemu trzeba podołać w walce

Źródła. Oxford Wielka Historia Świata. Średniowiecze. Bizancjum Wyprawy krzyżowe. T. 18. Poznań: Polskie Media Amer.Com, 2007, s. 206. ISBN 978-83-7425-698-8.Marion Melville, Dzieje templariuszy, Warszawa: Instytut wydawniczy PAX, 1991. M. Haag, Templars. History and Myth. From Solomon’s Temple to the Freemasons, s. 232. Adriano Forgione: Templariusze: płomień niewinności. Michael Frassetto: Heretic lives: medieval heresy from Bogomil and the Cathars to Wyclif and Hus. London: 2007. ISBN 978-1-86197-744-1.Sean Martin: The Cathars: the Most Successful Heresy of the Middle Ages.. Chichester: 2005. ISBN 978-1-4337-0276-1. Effie Poulakou-Rebelakou. The Endura of The Cathars Heresy: Medieval Concept of Ritual Euthanasia or Suicide?. „Journal of Religion and Health”, 2016. DOI: 10.1007/s10943-015-0021-x. ISSN 0022-4197.Malcolm Barber: The Cathars: Dualist heretics in Languedoc in the High Middle Ages. New York: 2017. ISBN 978-1-351-22396-6. OCLC 1005354269.

Walka toczy się wszędzie a zawsze na pierwszej linii my Templariusze
Zakon walki o wiarę

Nowicjat

I tu także moja umiłowana Barbara wedle mistrza pędzla Michaela Lortiniac
Przed odjazdem do zakonu moje czułe pożegnanie z żoną Barbarą
Ulice Paryża w drodze do Templum

Kiedy w roku 1216, podjeżdżałem z wolna na swoim ciężkim koniu bojowym odziany w zbroję rycerską, pod same mury będącej jeszcze w budowie wysokiej na pięć pięter fortecy zwanej w Paryżu Templum i mojego przyszłego zakonu Templariuszy, położonego w centrum Paryża a niemal w samym sercu dzielnicy Le Marais, jeszcze nie wiedziałem tak dokładnie z czym mam się zmierzyć w zakonie. W tym też czasie panował w naszym królestwie franków król Ludwik VIII Lew, a był to ojciec Ludwika IX, w niedalekiej przyszłości świętego kościoła rzymskokatolickiego. Wówczas też we Francji pełnej burz oraz niepokojów społecznych dochodziło do takich potwornych sprzeniewierzeń wobec kościoła i wiary chrześcijańskiej że w końcu powołano do zwalczania sekty katarów czy odrażających lucyferian oraz sekty brata Dulcyniana świętą inkwizycję. Ale o tym opowiem nieco później, tymczasem tu w Paryskiej duchocie ciasnych uliczek, za mną człapały leniwie z wolna 3 konieczne mi konie zapasowe wraz z moimi dwoma giermkami Cluodem i Barnabą oraz z drabiniastym wozem wypełnionym moimi wszelkimi dobrami zabranymi z własnego domu. Bowiem jak widziałem już wcześniej to każdy przyszły Templariusz musiał mieć własny dobytek, giermka lub nawet dwóch do posługi, którzy i tak w końcu zostawali zakonnymi Servientami. Jak każdy rycerz zakonu musiałem też posiadać trzy swoje własne wierzchowce, a wnosiłem je do zakonu jako pewien rodzaj wiana, z tym że żaden z moich jak i innych koni nie powinien być udekorowany, co zawsze miało symbolizować ubóstwo właściciela, i czwartego konia musiał mieć mój giermek. a w moim wypadku obaj giermkowie dobre konie także mieli ze sobą. Uzbrojenie bojowe Templariusza stanowiła pełna kolczuga z drucianym czepcem do ochrony głowy, nagolenicę, lekki żelazny hełm przypominający kapelusz, cylindryczny hełm bojowy, okrywający całą głowę, z otworami umożliwiającymi patrzenie i swobodne oddychanie.

Katedra Notre Dame w Paryżu


Ludzie Paryża na ulicach

Nasz hełm wzmocniony był dwoma żelaznymi sztabkami w kształcie krzyża. Dopełnieniem do tego rynsztunku bojowego były mocne buty i tunika którą miałem dopiero otrzymać. Każdy Templariusz uzbrojony był zawsze w prosty, długi obosieczny miecz znaczony symbolem zakonu z krzyżem, drewnianą trójkątną tarczę wzmocnioną blachą, także z takim samym czerwonym krzyżem na niej, kopię z drzewa jesionu, stalowy mocny topór wojenny i krótki sztylet jako puginał zwany też wśród rycerzy mizerykordią. Na naszym zakonnym uzbrojeniu i odzieży obowiązkowo znajdował się zawsze czerwony krzyż Templariuszy, jako zakonny znak rozpoznawczy. Uzbrojenie, ubiór i konie w całym komplecie było dostarczane zależnie od potrzeby wprawdzie przez sam zakon, będąc jednak cały czas własnością zgromadzenia. Rycerz czy brat zakonny winni byli starannie dbać o swój rynsztunek, a w żadnym wypadku nie wolno było go sprzedawać, wypożyczać czy modyfikować, chyba że tylko za pozwoleniem któregoś z naszych wysokich przełożonych. Miałem wprawdzie własne wyposażenie ale i to musiałem przekazać na rzecz zakonu. Bracia służebni najczęściej walczyli pieszo, jednak w bezpośrednim ataku na wroga zawsze stawali w drugim szeregu szarży. Mogli niestety posiadać tylko jednego konia. Byli uzbrojeni wprawdzie tylko nieco trochę gorzej niż rycerze zakonni. Jednak i na nich również spoczywał trudny obowiązek wojskowy. Uczestniczyli wraz ze swoimi rycerzami w każdej nadarzającej się walce, zarówno jako piechota, jak i jazda. Servienci zakonni uzbrojeni byli w miecze i długie dzidy zakończone zakrzywionymi ostrzami. a Ich obowiązkiem było zawsze być blisko tuż za swoim rycerzem, zawsze wspierać go w walce, dostarczać mu wedle potrzeby nowej broni i świeżych koni. Musiałem sobie przypomnieć uprzednio zasady i strukturę zakonu a wyglądała ona tak. Na czele Zakonu stał wielki mistrz, którego większością głosów wybierało kolegium złożone z trzynastu elektorów, ośmiu rycerzy, czterech serwientów i jednego kapelana. Jako w sumie mnisi prowadziliśmy swoje spokojne i pobożne życie według benedyktyńskiej zasady Ora et labora, czyli Módl się i pracuj. Przypomniałem też sobie jakie zasady i zajęcia miał nasz zakon, mnichów i rycerzy, jednak obowiązek pracy w polu czy w skryptoriach zamieniliśmy na nakaz treningów i walki w obronie chrześcijaństwa i walki z Islamem. Główny posiłek jadaliśmy zawsze w refektarzu, w południe, później wieczorem zasiadano do wieczerzy. Na ogół posilaliśmy się dwa, czasem trzy razy dziennie, w okresie postu jadano w naszym zakonie jednak skromnie tylko raz dziennie. Najpierw do osobnego stołu zasiadał nasz komandor i rycerze, później przy drugim stole zaczynali posiłek serwienci i giermkowie.

Templariusze przed Templum w Paryżu

Spożywanie posiłku rozpoczynaliśmy po błogosławieństwie udzielonym przez naszego kapelana. Templariusze jedli w ciszy, wsłuchując się w czytane na zmianę przez jednego z braci oczywiście piśmiennego o czym wspomniałem nieco też później, słowa Pisma Świętego. Początkowo nasza zakonna reguła nakazywała, by dwóch rycerzy jadło na zmianę, jedną łyżką i z jednej miski, by jeden kontrolował drugiego w umiarkowaniu podczas posiłku. Później jednak na szczęście odstąpiono od tej zasady i kiedy ja wstępowałem w szeregi Templariuszy odstąpiono od tej zasady, dając każdemu bratu osobistą miskę, łyżkę, puchar codzienny używany też od święta. Potrawy przynosili z naszej kuchni słudzy, napełniali również pucharki winem lub wodą. Nasza zróżnicowana dieta, podobnie jak inne posiłki dla innych zakonów, nastawiona była na wartości odżywcze niezbędne do utrzymywania doskonałej sprawności fizycznej. Potrawy, choć nie były wyszukane smakowo, gdyż nigdy nie używano drogich przypraw, muszę przyznać były jednak zawsze świeże i całkiem pożywne. Trzy razy w tygodniu podawano nam jak pamiętam potrawy mięsne, a rycerze w niedzielę zjadali nawet i dwa posiłki z mięsa. W poniedziałki, środy i piątki serwowano nam dania z warzyw, pieczywa, nabiału i ryb. Rycerze byli lepiej karmieni niż słudzy, gdyż otrzymywali aż trzy dania, natomiast ci drudzy tylko dwa, co uważałem za nieco krzywdzące. Komandor dostawał nawet trzy porcje. Nasi bracia stanowczo jednak unikali obżarstwa, celowo pozostawiając część żywności na stole, gdyż później rozdawano ją biednym zawsze czekającym za murami Templum. Jednak w odróżnieniu od innych zakonów u nas nie poszczono i nie umartwiano się zbyt często, ponieważ jako Templariusze musieliśmy mieć zawsze siłę do walki i pracy. Przestrzegaliśmy jednak nakazanych postów w czasie Adwentu i Wielkiego Postu. Ale też w Zakonie Świątyni nie zakazywano picia pokrzepiającego wina, choć z drugiej strony surowo przestrzegano przed pijaństwem. Nic dziwnego, gdyż na zachodzie Europy i w Palestynie był to ulubiony napój rycerstwa. We Francji powstało nawet krzywdzące nas przysłowie. Pić jak Templariusz czy też mawiano czasem jest ktoś pijany jak Templariusz.

Paryż z Sekwaną i swoją zabudową

Rzeczywistość w naszym zakonie była jednak zupełnie inna, gdyż jak podaje Reguła katalońska, grzech pijaństwa karano niezwykle surowo. Jeśli jakiś nasz brat zwykł pić tak wiele, że jest pijakiem, a nie chce się poprawić, należy go ukarać jako winnego. Mistrz może powiedzieć do takiego brata podczas obrad kapituły. Szlachetny bracie, jesteś pijakiem i nie chcesz się poprawić? Posłuchaj nas i wybierz z tych dwu rzeczy tę, która ci odpowiada, albo poproś o zwolnienie z zakonu i idź zasłużyć na zbawienie do innego klasztoru, albo przestań pić raz na zawsze. Jeśli brat wybierze opuszczenie domu, należy mu dać jego kartę jako zwolnienie. Jeśli obieca zaprzestać zupełnie pić wino, mistrz za zgodą braci nie odprawi go. Lecz jeśli będzie pił nadal, straci nasz dom.

Nasz wielki mistrz Gerard de Rideford.


Taki miecz miałem i ja otrzymać od zakonu

Te powyższe słowa ukazywały mnie samemu przykład jednego z wielu wykroczeń i surowej kary stosowanej w Templum. Dyscyplina w zakonie przypomina zawsze skrzyżowanie klasztornego rygoru z musztrą elitarnej wojskowej formacji. Jako Templariusze musieliśmy zwracać się do siebie zawsze grzecznie i spokojnie, a każde polecenie wydawano, w imię Boże. Zabronione były w ogóle jakiś gry hazardowe, czy turnieje rycerskie i polowania. Wszelkie winy wyznawaliśmy podczas cotygodniowych kapituł zbierających się w kaplicy. Nasi bracia sami wyznawali i opisywali swoje wykroczenia, prosząc o przebaczenie, a czasem wspólnota sama wskazywała grzechy. Do najcięższych przewinień należało złamanie tajemnicy kapituły czy wyjawienie jej osobom spoza wspólnoty, symonia przy przyjmowaniu do zakonu lub awansie w hierarchii, zabójstwo chrześcijanina, sodomia, bunt wobec przełożonych i rozkazów, tchórzostwo na polu bitwy, herezja, zdrada o której też wspominam to choćby przejście na stronę muzułmańską, czy też jakikolwiek rabunek. Za rabunek uznawano nie tylko narażenie naszego zgromadzenia na uszczerbek finansowy, ale także zatajenie faktu bycia w małżeństwie, zatem i ja musiałem ujawnić iż posiadam własną żonę którą tymczasowo opuściłem, lub też bycia w stanie kapłańskim czy na skutek poważnej choroby przed przystąpieniem do zakonu Templariuszy, ponadto nie wolno nam było pozwolić sobie na wymknięcie się nocą z domu, czy też ukryć jakichś przedmiotów podczas inspekcji, przebywanie poza komandorią bez zezwolenia dłużej niż dwie noce, opuszczanie siedziby w gniewie i zabranie ze sobą cudzej odzieży oraz ekwipunku, a także kradzież jakiejś rzeczy brata lub własności wspólnoty. A ohydny grzech sodomii, o który tak ostro i fałszywie oskarżano później Templariuszy, był przestępstwem traktowanym ze szczególną surowością. Delikwentów takich degradowano, pozbawiano szat, zakuwano w kajdany i zamykano w lochach na długie lata. Surowo traktowane były też wprawdzie kontakty seksualne z kobietami. Dlatego u nas Templariuszy, w odróżnieniu od zakonu niemieckiego Krzyżaków, nie zdarzały się nigdy przypadki jakiś gwałtów. Muszę też dodać że dopiero po powrocie z zakonu mogłem sobie pozwolić na zakosztowanie cielesnej słodyczy mojej własnej żony Barbary, ale do tego czasu była jeszcze długa długa droga. Nasi sędziowie po przyznaniu się do winy lub wysłuchaniu wyjaśnień podejrzanego brata dopiero orzekali o jakiejś winie, wymiarze kary lub pokucie. Winny mógł zostać pozbawiony domu, czyli wyrzucony raz na zawsze ze wspólnoty, pozbawiony płaszcza, czyli zdegradowany, poddany haniebnej niewolniczej pracy lub pokucie, która polegała na publicznej chłoście, życiu, o chlebie i wodzie oraz spożywaniu posiłków na podłodze, z nadzieją na łaskawość komandora, ja jednak nie słyszałem nigdy o jakiśkolwiek zdradach czy odstępstwach od zasad zakonnych. Każdy z nas mógł podzielić się z takim resztkami ze swojego posiłku.

Templariusze w drodze na modlitwę

Nigdy jednak nie okaleczono ani nie skazywano na śmierć braci, którzy gdzieś tam zbłądzili. Jadąc do paryskiego Templum już wiedziałem że moim jak i każdego Templariusza przeznaczeniem, nawet tego służącego na miejscu tu w Europie, była bezwzględna obrona Ziemi Świętej i mieszkających tam chrześcijan przed saraceńskimi wojownikami i rabusiami. Z naszych europejskich komandorii nieustanie dopływały do Syrii i Palestyny okręty zakonu, wiozące dla będących w ziemi świętej zaopatrzenie, broń, pieniądze oraz setki naszych zbrojnych rycerzy mających wspomóc to niezwykle trudne zadanie. Dzień i noc zbrojni rycerze naszego zakonu patrolowali potężne mury obronne zamków oraz niebezpieczne drogi, wypatrując wszelkich nieprzyjaciół. Wiedzieliśmy jak jeden mąż że w razie dostania się do muzułmańskiej niewoli, nasi rycerze będą mieli do wyboru tylko śmierć lub przyjęcie islamu i marne życie w okowach. Bardzo rzadko zdarzały się wobec tego przypadki zdrady, jednak ja nigdy o nich nie słyszałem. Nawet gdyby do niewoli dostali się mistrzowie zakonu, woleli spędzić w niej lata, niż rozkazać braciom wypłacić jakiś okup dla wroga. Ta żelazna dyscyplina i niezłomna zbroja wiary oraz nasze znakomite wyszkolenie sprawiały, że podczas kampanii wojennych my Templariusze mobilizowaliśmy zawsze niezwykle bitne wojska składające się z około 500 braci rycerzy, kilku tysięcy serwientów i naszych najemnych turkopolów. Marsz naszych wojsk zakonnych, podążających we wzorowym szyku za rozkazami mistrza i marszałka, poprzedzony był zwiadem, który prowadził dowódca turkopolów.

Płaszcz i miecz Templariusza


Nasz rycerz ze spuszczoną przyłbicą


Chorągiew bojowa zwana Baussant

O każdym posunięciu czy to wsiadaniu i zsiadaniu z konia, szarży czy odwrocie decydował bezpośredni rozkaz mistrza lub marszałka. Chorąży niosący nasz czarno biały proporzec, machając drzewcem, dawał zawsze znaki do ataku lub odwrotu, a także decydował, gdzie się zatrzymać na odpoczynek. Również obozowisko rozbijaliśmy według ściśle określonego planu. W centrum rozstawialiśmy namiot z kaplicą, tuż obok namiotu marszałka i mistrza zakonu kantynę, gdzie jadano, oraz namioty komandorów. Bracia spali w swoich mniejszych namiotach rozbitych na obrzeżach obozu, czasem umacnianego za pomocą rowów i pali. Czujne warty wypatrywały nieprzyjaciół, a w razie alarmu bracia będący najbliżej zagrożenia zawsze ruszali w bój, podczas gdy reszta biegła do kaplicy, by otrzymać rozkazy. Muszę dodać rzecz bardzo ważną w mojej kronice. A taką że podczas każdej bitwy my Templariusze z niezwykłą sprawnością stawaliśmy w szyku bojowym, czekając tylko na rozkazy mistrza lub zastępującego zwierzchnika marszałka. W pierwszej linii stawał najczęściej mistrz, przy nim marszałek i chorąży, a za nimi bracia rycerze ustawieni, w tak zwany płot zawsze było to kilka ścisłych linii lub, w klin o którym też później napiszę czyli ścięty trójkąt. W razie utraty chorągwi na naszych tyłach rozwijano zapasowy proporzec sygnalizacyjny broniony przez pięciu rycerzy. Z tyłu każde natarcie osłaniali bracia serwienci dowodzeni przez dowódcę turkopolów. Wspominam że gdy szliśmy w bój, płynie nad nami dwukolorowy sztandar zwany baucant jako szachownica. W ordynku, bez wrzawy, zawsze pierwsi rwą się do starcia z większym animuszem niż inni rycerze, my zawsze jesteśmy pierwsi na placu boju, ostatni zeń schodzą, a nasi rycerze zawsze walczą posłuszni komendom mistrza. Kiedy ocenimy, że warto stoczyć walkę i kiedy trębacz da nam znak, Naprzód, wówczas pobożnie intonujemy nasz psalm Dawidowy. Nie nam, Panie, nie nam, lecz w imię Twoje daj nam chwałę, opuszczamy kopie i szarżujemy na wroga. Jak jeden mąż siejemy spustoszenie w szeregach wroga, nigdy się nie poddajemy i albo do cna zniszczymy przeciwnika, albo sami giniemy.

W boju nie ma litrości


W modlitwie zawsze skupienie

I jako ostatni nasi rycerze wracają z bitwy, idą za pochodem, doglądając wszystkich innych i broniąc ich. Ale gdy któryś z nich zwróci się plecami do wroga lub nie okaże należytego męstwa lub podniesie oręż na chrześcijanina, poniesie surową karę. Brat, który złamie linię, traci płaszcz i musi przez rok jeść z ziemi jak pies. Dezercja u nas jest zawsze haniebnym występkiem i groziło za nią wygnanie z zakonu. Tylko w uzasadnionych, nielicznych, przypadkach my Templariusze mogliśmy się wycofać z pola bitwy. Gdy jakiś rycerz zakonny odniósł poważne rany, mógł za zgodą marszałka, dopiero wycofać się na tyły. Rycerze mieli zawsze obowiązek szarżowania na wroga nawet po utracie broni. Zawrócić mogli jedynie praktycznie nieuzbrojeni nasi słudzy. Gdyby nasz dwubarwny sztandar upadł, Templariusze musieli kierować się pod sztandar szpitalników lub inną chorągiew krzyżowców. Za siłą i sukcesami Templariuszy stały nie tylko męstwo, wiara i nastawione na współdziałanie wyszkolenie bojowe. Jak pamiętam zawsze dużą rolę odgrywało również umiejętne dowodzenie przez zwierzchników zakonu, choć zdarzyły się również klęski, jak ta jeszcze w 1187 roku nieopodal źródła Cresson, kiedy to fatalna decyzja naszego wielkiego mistrza Gerarda de Rideford podjęta o szarży zbyt słabymi liczebnie siłami na przeważające armie muzułmańskie doprowadziła do sromotnej klęski. Jednak po każdej porażce, a nawet śmierci w boju mistrza, zakon nasz się zawsze podnosił i był gotów dalej prowadzić swój dalszy śmiertelny bój w obronie chrześcijaństwa.

Paryż zatłoczony pełen zawsze gawiedzi
Przed zakonem zawsze Chrystus

Wielkim mistrzem Templariuszy mógł zostać wyłącznie brat po złożonych ślubach zakonnych. W sprawach ważnych wielki mistrz podejmował decyzje radząc się kapituły, w której skład wchodzili, seneszal, marszałek, szatny, komandor Królestwa Jerozolimskiego, Komandor Grodu Jeruzalem, komandor Akki, komandor Trypolisu i komandor Antiochii. Zastępcą wielkiego mistrza był seneszal, odpowiedzialny za zaopatrzenie i gospodarkę zakonu. Nad jego namiotem w obozie powiewała zawsze baussant czyli srebrzysto-biała chorągiew zakonu. Na samym czele hierarchii wojskowej stał marszałek, który dowodził hufcami w czasie wojny i był odpowiedzialny za dyscyplinę zakonników. Podczas bitwy marszałek osobiście dzierżył sztandar, najważniejszy znak dla walczących rycerzy. A Komandor Królestwa Jerozolimskiego był też skarbnikiem zakonu. Komandor Grodu Jeruzalem odpowiadał za bezpieczeństwo szlaków pielgrzymkowych prowadzących nad rzekę Jordan. Komandor Jeruzalem i jego dziesięciu rycerzy miało przywilej i obowiązek strzec relikwii Świętego Krzyża, który niestety straciliśmy podczas bitwy pod Hattin. Komandorzy, przy pomocy własnych marszałków i szatnych sukienników, zarządzali swoimi prowincjami zakonnymi. Podlegali im kasztelani i komandorzy poszczególnych domów zakonnych. W Europie zakon Templariuszy dzielił się na 13 prowincji, jak Francja, Anglia ze Szkocją i Irlandią, Flandria, Poitou, Akwitania, Owernia, Prowansja, Sycylia, Apulia, Portugalia, Katalonia, Aragonia i Węgry. Na czele każdej prowincji stał mistrz. Najważniejszymi prowincjami, które posiadały status równy prowincjom wschodnim, jak i te we Francji były prowincje hiszpańskie, w których również walczono z niewiernymi. Pozostałe europejskie prowincje, baliwaty i komandorie pełniły zazwyczaj funkcje gospodarcze i finansowe. Każdy klasztor jako komandoria miał od dawna i ma do dzisiejszego dnia, swoją własną kapitułę zwykłą, zbierającą się raz w tygodniu, i kapitułę generalną, która służyła jako instancja odwoławcza.

Tylko ćwiczenia dawały nam siłę


Przed szeregiem zakonników zapytanie Wielkiego Mistrza
W kościele na modlitwie wszyscy zawsze
Po przyjęciu w szeregi zakonu Gloria

Musiałem dokładnie znać i ja jako przyszły Templariusz przecież i to dokładnie strukturę zakonu Templariuszy. W swojej drodze do Paryża zatem w myśli przypominałem sobie szybko jak to jest i jak się co w zakonie nazywa. Członkowie Zakonu dzielili się jak pamiętam na cztery grupy, braci rycerzy, nazywanych z łaciny fratres milities, braci służebnych serwientów fratres servientes armigerii, kapelanów fratres capellani, oraz służby i rzemieślników jak servients famuli et officii. W zakonie mogli również służyć rycerze na pewien określony czas, po którym wracali do życia świeckiego, oraz fratres conjugati jak i ja bracia żonaci. Rycerze odbywający czasową służbę w zakonie i bracia żonaci nie mogli nosić białych habitów, lecz, podobnie jak bracia serwienci, brązowe lub czarne płaszcze. Wicemarszałek, chorąży, brat kucharz klasztoru, kowal klasztoru, komandor portu w Akce rekrutowali się spośród braci służebnych. Jeszcze po prawdzie nie wiedziałem z czym i z kim mam spędzić niemal wszystkie moje pozostałe mi dni życia i lata. Byłem jakby pełen obaw, o to co się ze mną stanie dalej, przy tym wszystkim kołatał się we mnie jakiś dziwny niepokój w sercu, ale z wolna przechodził z tego nieznośnego drżenia, przy czym powoli zamieniał się w stal okutą pewnością, że tu właśnie a nie gdzie indziej zmierzam, po raz pierwszy i już chyba na zawsze. Paryż był jak zawsze pełen zaduchu z śmierdzących odchodów i, pachniał kwaśnym piwskiem czy tanim winem z licznie położonych przy gęsto położonych uliczkach karczm i wyszynków, a przy tym był pełen wylewanych na brukowane ulice pomyj, przez karczmarzy czy niefrasobliwe gospodynie domowe, oraz od wieków pełen żebraków nawet albo można powiedzieć szczególnie pod samą katedrą Notre Dame. Chciałem się zatrzymać na chwilę w jednej z okolicznych oberży, Pod krzywą latarnią we francuskim języku, to Sous la courbe de la lanterne, tak jak pisało na dużym ręcznie malowanym i krzywym szyldzie, jednak nieznośny smród jakieś padliny jaki się roztaczał dokoła niej, zniechęcił mnie całkowicie i pojechaliśmy wolno wprost do samego Templum. Nasza paryska komandoria zwana przez nas i paryżan Templum, została ukończona przez naszych braci dopiero w 1240 roku, i była położona nieopodal samej katedry Notre Dame, a prace nad Templum zakończono już za panowania króla Ludwika IX Świętego.

Miecz i tarcza naszą bronią


Miecz jak grom spala niewiernych krzyżowi

Twierdza paryska była chyba najbardziej znaną komandorią Templariuszy we wszystkich prowincjach europejskich, i była to bez wątpienia nasza najważniejsza paryska siedziba zakonu. Powstała zapewne nie bez udziału i intencji naszego pierwszego wielkiego mistrza Hugona de Payens i miała za zadanie reprezentować interesy Templariuszy we francuskiej stolicy. Komandoria paryska była od zawsze siedzibą mistrza prowincji francuskiej oraz skarbnika zakonnego i zarazem królewskiego. W obecnym XIII wieku, stała się prawdziwym centrum naszych usług bankowych. Było bowiem tak. Po upadku Ziemi Świętej i przybyciu do Paryża ostatniego wielkiego mistrza, komandoria paryska stała się de facto domem macierzystym zakonu Templariuszy. O dużej renomie tej placówki zakonnej świadczy fakt, że to właśnie tutaj król Filip August zdeponował swój skarbiec królewski, Ludwik Święty przyjmował swoich dostojnych gości, takich jak król Anglii Henryk a Filip IV Piękny kanalia i zabójca Templariuszy, szkoda że tu właśnie znalazł schronienie przed wzburzonym tłumem protestującym przeciwko psuciu pieniądza. Nasz paryski dom zakonny został nazwany na pamiątkę siedziby jeszcze w Jerozolimskiej Templum a sam projekt Paryskiej siedziby został prawdopodobnie założony podczas pobytu naszego mistrza Hugona de Paynes w Paryżu. Pierwszy nasz wielki mistrz odwiedził Paryż i namawiał wówczas króla i jego otoczenie na udzielenie poparcia dla nowo ustanowionego naszego zakonu. Początki tej paryskiej komandorii związane są bezpośrednio z Paganusem de Montdidier, mistrzem francuskich Templariuszy. Pierwsza wzmianka o komandorii paryskiej pochodzi już z 1147 roku, kiedy to odbyła się w Paryżu uroczysta kapituła naszego zakonu z udziałem papieża. A nasza siedziba została założona jak już wspomniałem, w północnej części miasta, na prawym brzegu Sekwany na terenach określanych jako Le Marais błota. To nasi Zakonnicy zmienili owe błota w kwitnące ogrody, a komandoria stanowiła prawdziwe miasto w mieście. W momencie aresztowania Templariuszy w 1307 roku, założenie obejmowało dwa kompleksy budynków. W obrębie murów Filipa Augusta mieściło się Stare Templum z kaplicą i donżonem, a poza murami Nowe Templum z potężnym donżonem i obszernymi budowlami konwentualnymi. Najstarszą budowlą naszej komandorii była kaplica pochodząca z połowy XII wieku, którą odwiedziłem na samym początku i po części była już gotowa. Posiadała od swojego powstania formę rotundy z obejściem i jest zamknięta po stronie wschodniej półkolistą apsydą. Wewnątrz sześć arkad kolumnowych wyznacza rdzeń i obejście. Ponad arkadami wznosi się sześciodzielne sklepienie, w którego lunetach znajdują się wąskie, półkoliście zamknięte okna. Obejście było nakryte sklepieniem krzyżowo żebrowym. Dekoracja świątyni jest bardzo skromna, stanowią ją wolutowe kapitele kolumn oraz czołganka na ich bazach. W połowie XII wieku wybudowaliśmy pierwotnie wolnostojącą dzwonnicę, usytuowaną obok świątyni po stronie wschodniej. Dzwonnica nasza posiada formę prostopadłościenną, nakryta jest piramidalnym dachem z wąskimi przyporami w narożnikach. Powyżej podbudowy znajdują się dwie kondygnacje. Kolejno na pierwszej kondygnacji w każdej z każdej strony znajdowało się duże, ostrołukowe okno, na drugiej po dwa mniejsze. Na początku XIII wieku, do okrągłej kaplicy, po jej wschodniej stronie własnymi siłami dobudowaliśmy prezbiterium. Dokumentem pozwalającym datować rozbudowę, jest bulla papieska Honoriusza III z 1217 roku, wzywająca wiernych do jałmużny na rzecz pokrycia kosztów niedawnego powiększenia paryskiego kościoła Templariuszy. Prezbiterium składało się z czterech kwadratowych przęseł, i było pierwotnie zamknięte od wschodu murem prostym lub apsydą. Wysokie, ostrołukowe okna powodowały silne nasłonecznienie tej partii świątyni. Ozdobę stanowiła przeładowana dekoracja rzeźbiarska wsporników sklepiennych. Kolejną realizacją związaną z kaplicą templariuszy to było dobudowanie około 1240 roku po stronie zachodniej narteksu i po wschodniej stronie prezbiterium półkolistej apsydy. Realizacje te zostały wzniesione w stylu współczesnemu mnie gotyku dworskiego, podobnie jak słynna Sainte Chapelle króla Ludwika świętego. Narteks poprzedzający wejście główne był stosunkowo wysoki, był nawet może wyższy od prezbiterium, z dwuspadowym dachem wznoszącym się ponad stożkowym dachem rotundy. Pierwsza kondygnacja znajduje się na poziomie obejścia, druga wznosi się aż do wysokości sklepienia kopuły rotundy.

Postawa bojowa Templariusza


Trudno jest umierać nam inaczej jak nie w walce
Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 42.74
drukowana A5
Kolorowa
za 65.15