E-book
7.88
drukowana A5
Kolorowa
40.1
Cisza stroi instrumenty

Bezpłatny fragment - Cisza stroi instrumenty


5
Objętość:
63 str.
ISBN:
978-83-8414-953-9
E-book
za 7.88
drukowana A5
Kolorowa
za 40.1

Wstęp

Cisza stroi instrumenty „Bo są dźwięki, które rodzą się w dłoniach — zanim zabrzmi nuta.”


Nie wszystkie wiersze powstają z intencji zapisania. Czasem przychodzą nieproszonym rytmem — w czasie zajęć, podczas praktyk, w ciszy sali przedszkolnej, w pauzie, której nikt nie zauważył poza dzieckiem. Nie mają początku ani końca. Są chwilą, która zostaje.


Teksty w tym tomiku to nie zapiski z nauki, choć powstawały w czasie, gdy uczyłam się więcej niż wcześniej — o sobie, o dzieciach, o dźwiękach, które nie mają jeszcze imion. Przyszły w przestrzeniach codziennych: między schematem a intuicją, teorią a spojrzeniem dziecka, które nie powiedziało nic — a i tak zostało usłyszane.


Nie opowiadają historii. Budują akord złożony z praktyki, refleksji, poruszeń. Stroją się powoli — jak dzieciństwo, które nie musi być równe, by było pełne. Jak głos nauczyciela, który milczy z uważnością. Jak rodzic, który nie pyta — ale nuci.


Podział na części nie jest konstrukcją. To krajobraz. Od ciała, które reaguje ruchem, przez duszę słyszącą dźwięk jeszcze nienazwany, aż po relacje — te pierwsze, najdelikatniejsze, które uczą bycia razem bez słów. Każda część ma swój rezonans. Każdy wiersz ma swoje tło — choć nie zawsze je ujawnia.


Nie oczekuję odpowiedzi. Ani interpretacji. Jeśli czytelnik poczuje w którymś z tekstów coś znajomego — z dzieciństwa, z sali, z wewnętrznego tonu — to znaczy, że wiersz zagrał. A jeśli zostanie cisza — być może to ona właśnie jest najpełniejszym dźwiękiem.


Magdalena Parekh

Wrocław, lato 2025

Ucho jak okno

Nie patrz — słuchaj.

Świat nie wchodzi przez źrenicę,

lecz przez ślimaka,

który nosi w sobie labirynt światła.


Ucho to okno,

które nie otwiera się na widok,

lecz na obecność.


Dziecko nie rozumie słów.

Ale wie,

kiedy drży cisza między nimi.


Zanim język zbuduje mur —

słuch już widzi,

że ściana oddycha.


Nie uczymy się słuchać —

my tylko zapominamy,

że słuchanie było pierwszym alfabetem.


Audiacja to nie teoria.

To zaklęcie

oddechu matki,

szelestu kołyski,

tętnicy emocji w głosie ojca.


Każde dziecko nosi w sobie akustyczne wspomnienie

miłości —

lub jej braku.


Nauczyciel, który to słyszy,

nie poprawia tonacji.

On podchodzi i siada obok.


Bo ucho jest jak okno w domu,

w którym długo nikt nie mówił,

ale ktoś zostawił otwarte firanki.


Wystarczy wiatr.


I wszystko zaczyna grać.

Gdy cisza staje się matką dźwięku”

Jeszcze nie było nic —

tylko miękka, prenatalna ciemność,

w której serce matki

uczyło audiacji bez języka.


Nie znało nut,

ale znało rytm.

Było tam — pod skórą —

zanim rozwinęły się dłonie.


Percepcja nie zaczyna się w uchu,

lecz w niezgodzie między ciszą

a pierwszym szmerem,

który człowiek musi oswoić.


Tam zaczyna się muzyka —

nie w sali prób,

lecz w zderzeniu oddechu i potrzeby —

w momencie, gdy głos

staje się mostem nad samotnością.


Gordon powiedziałby: audiacja.

Gardner — inteligencja muzyczna.

Orff — ciało jako instrument.


Ale dziecko po prostu uderza dłonią o podłogę —

i świat odpowiada.


Gdy nauczyciel słyszy to echo,

zaczyna stroić nie fortepian,

lecz zaufanie.


I wtedy

cisza przestaje być brakiem —

a staje się matką dźwięku.


Bo każde dziecko

gra najpierw sobą —

a dopiero potem nutą.

Melodia, której jeszcze nie ma

Nie wszystko, co gra,

musi brzmieć.


Są dzieci,

które noszą w sobie symfonię

zamkniętą w mięśniach dłoni,

w milczeniu między zdaniami,

w spojrzeniu, które nie szuka,

lecz przeczuwa.


Zanim pojawi się dźwięk,

ciało stroi się w ciszy.


Potencjał to nie brak.

To głęboka obecność

w przyszłym czasie.


Zdolność nie krzyczy,

nie podnosi ręki,

nie śpiewa najgłośniej.


Czasem ukrywa się w lęku,

w plączących się nogach,

w dłoniach, które nie chcą grać,

bo czują za dużo.


Każda melodia ma swoje światło —

ale nie każda widziała jeszcze świt.


Niektóre talenty rodzą się podskórnie,

jak dźwięk zapisany w ścięgnie,

który potrzebuje nauczyciela —

nie dyrygenta, lecz światłoczułego świadka.


I czasu,

który nie pogania,

tylko słucha

tego, czego jeszcze nie słychać.

Kołysanka w cieniu brzuszka

Tam, gdzie nie sięga wzrok,

świadomość śpi otulona dźwiękiem.


Serce matki — pierwszy metronom.

Kręgosłup — struna,

która przekazuje drżenie śpiewu.


Nie ma melodii.

Jest fala.

Fale nie uczą — fale formują.


Dziecko nie wie,

że słucha.

Ale zapamiętuje kadencję ukojenia.


Kołysanka?

To nie piosenka.

To fizyka relacji,

zakodowana w błonach płodowych.


Potem będzie cisza.


Ale ciało rozpozna ją

po rytmie tego, co było muzyką,

zanim nazwano ją muzyką.

Dźwięk nieśmiałości

Nie wypowiedziało słowa,

ale but przesunął się po podłodze

w rytmie,

którego nikt nie zaplanował.


Dźwięk nie był głośny.

Ale był szczery.


Dziecko zaciągnęło emocję

przez piętę.


Nie spojrzało w oczy,

ale tamburyn drgnął w dłoni,

jakby wiedział,

że teraz trzeba mówić

czymś innym niż głosem.


Nieśmiałość to nie brak —

to język o innym alfabecie.


Czasem dźwięk jest ukłonem.

Czasem błaganiem.

Czasem tylko pytaniem:

„czy jestem bezpieczny?”


Nauczyciel, który nie oczekuje słowa,

słyszy wszystko.

Pierwszy rytm — pierwszy bunt

Nim padnie „nie”,

ciało już krzyczy.


Rączka nie zgadza się pierwsza.

Noga tupie protest,

zanim myśl uformuje sprzeciw.


Dwulatek gra sobą —

w takcie niezrozumienia.


Rytm nie zawsze jest radością.

Bywa manifestem.


Serce przyspiesza,

jak bęben w marszu bez celu.


Nie umie mówić „mam prawo”,

ale całe jego ciało

staje się instrumentem

godności.


Ruch to pierwsza partytura.

Bunt to pierwszy takt

autonomii.


Kiedy nauczyciel usłyszy w tym muzykę,

przestaje wychowywać —

a zaczyna towarzyszyć.


Bo każda niezgoda

ma swój metrum.

I każda emocja

szuka tylko tego,

kto nie zagłuszy jej pauzy.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.88
drukowana A5
Kolorowa
za 40.1