E-book
15.75
drukowana A5
32.48
Cienie słońca

Bezpłatny fragment - Cienie słońca


Objętość:
81 str.
ISBN:
978-83-8414-504-3
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 32.48

PROLOG

„Ostatnia Kolacja Światła”

[Opis świata]

W roku 2200 Układ Słoneczny tętnił życiem, jakiego wcześniejsze epoki nie potrafiły sobie wyobrazić.

Ziemianie stąpali już nie tylko po własnej planecie, ale i po skałach Marsa, burzliwych równinach Wenus, zimnych pustkowiach Księżyca oraz nowo odkrytej planecie — Aurelii — zakwitłej życiem między orbitą Ziemi a Marsem.

Wielkie mocarstwa podzieliły przestrzeń gwiezdną między siebie:

Eurazja — zimne serce polityki i żądzy władzy,

Państwo Obu Ameryk — dynamiczne, nieujarzmione,

Australia — potęga technologiczna,

Oceania — bastion kultury i sztuki,

Afryka — odrodzona w świetle nowych technologii.

A obok nich: Republika Księżycowa, Nowy Mars, Nowa Wenus i Aurelia. Oraz inne małe planety. Nie liczyły się one jednak politycznie

Nad tym wszystkim czuwał Słoneczny Senat — dziewięćdziesiąt głosów, które miały chronić pokój.

Lecz pokój jest tylko cieniem rzucanym przez ostrze wojny.

W mroku wzrastała siła, której nikt nie mógł zatrzymać: Krandu — wojownicy czarnej magii, żołnierze terroru.

Za nimi stała potężna Eurazja, szukająca sposobu na zburzenie demokracji i ustanowienie tyranii.

W obronie starego świata stała tylko Komanda — rycerze Senatu, władający żywiołami ognia i wody.

Ich miecze lśniły światłem wolności.

Na ich czele stał Mistrz Jabuna, istota o ludzkiej twarzy i zwierzęczej naturze, najwierniejszy obrońca Senatu.

I wtedy wszystko się zaczęło.

[Kolacja]

W bogatym domu na Oceanii, na jednej z pływających wysp w kształcie srebrnych lotosów, Senatorka Torena szykowała ostatnią kolację.

Jej córka, Liza, siedziała przy długim stole, bawiąc się szklaną kulką, która zmieniała kolory pod dotykiem.

— Mamo, czy wszyscy będą dziś? — spytała dziewczynka, ledwie trzynastoletnia, o oczach jaśniejszych od zorzy nad Księżycem.

— Tak, moja gwiazdo — odparła Torena z uśmiechem, układając włosy w koronę splecionych wstążek. — Nawet Ponetron i jego nowy uczeń. Ma na imię Kai.

Właśnie wtedy rozległ się dźwięk dzwonka u drzwi.

Strażnik wprowadził Ponetrona — wysokiego, siwego wojownika o oczach zmęczonych tysiącem bitew — oraz jego ucznia.

Kai był niewysoki, z nieokiełznanym płomieniem w spojrzeniu.

Miał na sobie ciemny uniform Komandy, a przy pasie szablę, jeszcze nieużywaną.

Ich oczy spotkały się — oczy Kaia i Lizy — na moment, który zdawał się zatrzymać czas.

Chwila niewinna, czysta jak pierwszy oddech wiosny.

Rozmowy podczas kolacji były pełne śmiechu, opowieści o podróżach międzyplanetarnych, o pięknie aureliańskich oceanów i marsjańskich świtów.

Tylko w oczach Ponetroana czaił się cień.

On wiedział.

Czuł w kościach zbliżające się zło.

[Zamach]

Kilka godzin później, gdy Kai i Ponetron opuścili dom Toreny, a Liza zasnęła w pokoju pełnym sztucznych gwiazd, ciszę przeciął syk.

Nie był to dźwięk wiatru.

To był oddech śmierci.

Trzech mężczyzn w czarnych pancerzach, z maskami w kształcie zdeformowanych twarzy, wkroczyło do willi.

W ich rękach lśniły szable utkane z czystej, czarnej magii.

— Dla Imperatora! — syknął jeden z nich.

Pierwszy strażnik padł bez krzyku.

Torena, dzierżąc skromny pistolet energetyczny, rzuciła się do obrony, ale czarna magia wypełniła powietrze.

Jej ciosy były jak krople deszczu spadające na stal.

Liza, przebudzona krzykiem, wyszła na korytarz.

Zobaczyła matkę… walczącą na śmierć i życie.

— Mamo!!! — krzyknęła.

Torena odwróciła się. I to wystarczyło.

Jeden z Krandu przebił ją na wylot czarnym ostrzem.

Jej oczy, pełne bólu, odnalazły oczy córki.

W ostatniej chwili uśmiechnęła się, jakby chciała powiedzieć: „Bądź silna.”

Torena upadła.

A świat Lizy rozpadł się na milion kawałków.

[Narodziny Senatorki]

Kilka dni później, w sali Senatu, obok pustych krzeseł, trzynastoletnia dziewczyna włożyła szaty senatora.

Jej dłonie drżały.

W jej sercu kipiała rozpacz.

Ale w oczach miała coś, czego nie dostrzegali nawet najstarsi senatorzy:

żar przysięgi.

Płomień nieugaszonej nadziei.

I choć miała zaledwie trzynaście lat — poprzysięgła sobie, że nigdy nie pozwoli, by świat, o który walczyła jej matka, został pochłonięty przez ciemność.

[Zakończenie Prologu]

W cieniu, w ukrytej sali Eurazji, trójka żołnierzy Krandu klękała przed swoim panem — Kra Bulgiem.

Ich czarne miecze ociekały krwią.

— Pierwszy krok uczyniony — powiedział Kra Bulg. — Teraz czas na upadek całego Senatu.

Wśród gwiazd cisza zadrżała.

Bo wojna miała właśnie się rozpocząć.

AKT I

„Dziewięć lat później: Kai i Liza”

[Scena 1 — Powrót Komandy, rok 2209]

Dziewięć lat minęło od tamtej nocy, która zapaliła płomień wojny.

Dziewięć lat, w których Słoneczny Senat chwiał się pod ciosami ukrytego wroga.

Wśród ruin nadziei, wśród zdrad i zamachów, Komanda trwała.

Choć zmęczona, choć okaleczona — była ostatnią linią obrony.

Mistrz Jabuna, którego długie uszy łopotały na wietrze jak chorągwie, obserwował salę treningową.

Pod jego czujnym okiem Kai, teraz dziewiętnastoletni wojownik, wirował z szablą w ręku.

Płomienie ognia tańczyły wokół niego — jego żywioł, jego dar.

Ciosy były szybkie, pełne furii, ale w oczach Kaia tlił się smutek.

Smutek niespełnionego marzenia.

Bo choć walczył dla Senatu, jego serce było gdzie indziej.

W myślach ciągle powracała twarz dziewczyny, którą poznał tamtej tragicznej nocy — Lizy.

[Scena 2 — Sala Senatu]

W wielkiej sali Słonecznego Senatu, pod kopułą z kryształu, zebrała się rada.

Krzesła, które kiedyś były pełne mądrych głów, teraz świeciły pustkami.

Na jednym z nich, ubrana w purpurowe szaty senatora, siedziała Liza.

Miała teraz dwadzieścia jeden lat.

Jej oczy były twarde jak diamenty.

Jej głos, kiedy przemawiała, miał w sobie pewność i siłę, której nie spodziewano się po młodej kobiecie.

— Demokracja nie jest słabością — mówiła. — Demokracja jest siłą, bo każdy głos, każda nadzieja jest w niej słyszana!

Nie wszyscy klaskali.

Niektórzy senatorzy — nowo powołani, zmanipulowani przez Eurazję — patrzyli na nią z ukrytą nienawiścią.

Ale Liza się nie bała.

Dla mamy, powtarzała sobie. Dla wszystkich, którzy zginęli.

[Scena 3 — Spotkanie Kaia i Lizy]

Po sesji Senatu, w jednej z bocznych galerii, gdzie światło gwiazd filtrowało się przez ogromne okna, Liza odetchnęła głęboko.

I wtedy go zobaczyła.

Kai stał oparty o kolumnę, szablę przypiętą do pasa.

Był wyższy niż go zapamiętała.

Jego twarz stała się poważna, bardziej męska, ale w oczach nadal był tamten ogień.

— Liza… — powiedział cicho.

Ona odwróciła się gwałtownie, jakby wyrwana ze snu.

— Kai…? — szepnęła, zanim zdążyła ukryć wzruszenie.

Zbliżył się do niej.

Przez chwilę stali w milczeniu, patrząc na siebie, czując ciężar lat, które ich rozdzieliły.

— Przepraszam, że nie przychodziłem wcześniej — powiedział Kai. — Trenowałem… walczyłem… Ale ani na chwilę o tobie nie zapomniałem.

Liza poczuła, jak coś pęka w jej sercu.

Chciała powiedzieć coś lekkiego, zażartować, odwrócić uwagę.

Ale słowa ugrzęzły jej w gardle.

— Ja też… — wydusiła w końcu. — Tęskniłam.

Między nimi była przestrzeń.

Krótka.

Łamliwa.

I wtedy Kai zrobił krok do przodu.

Ich dłonie dotknęły się — ledwo, jak muśnięcie wiatru.

Ale to wystarczyło, by cały świat przestał istnieć na moment.

[Scena 4 — Cienie nad Senatem]

Tymczasem, w podziemiach pod starą dzielnicą Eurazji, Kra Bulg spoglądał w ekran, na którym widniała sala Senatu.

Obok niego klęczeli nowi senatorowie — marionetki ubrane w purpurowe szaty.

— Czas kończyć teatr — powiedział cicho Kra Bulg.

— Czas, by Słońce zgasło… i narodziło się Imperium.

Za jego plecami czekali żołnierze Krandu.

Trzech nieśmiertelnych wojowników.

Czarna Magia, Cień i Krwawe Ostrze.

Przygotowywali się do następnego zamachu.

[Scena 5 — Przysięga Kaia]

W tej samej nocy, Kai i Liza spotkali się jeszcze raz, na tarasie, pod gwiazdami.

Siedzieli blisko siebie.

Kai wyjął z kieszeni mały wisiorek — zrobiony z kryształu Aurelii, który kiedyś zdobył na jednej z misji.

— Chciałbym, żebyś go miała — powiedział, zawieszając go na szyi Lizy. — Na znak, że będę cię chronił. Zawsze.

Liza zamknęła oczy.

Przez moment wydawało się, że zaraz się rozpłacze.

Ale tylko chwyciła jego dłoń.

— Ja też cię będę chronić — szepnęła.

A w ich sercach zapłonęło nowe światło.

Światło, które miało rozbłysnąć najjaśniej w najczarniejszych czasach.

[Zakończenie Aktu I]

Nad Układem Słonecznym, nad aureliańskimi lasami, marsjańskimi pustyniami i księżycowymi kopułami, wisiało milczące, nieuchronne zagrożenie.

Wojna o duszę światów miała się rozpocząć.

A miłość Kaia i Lizy miała zostać wystawiona na próbę większą, niż mogli sobie wyobrazić.

AKT II

„Zamach na Senat i polowanie na Krandu”

[Scena 1 — Czerwony Alarm]

Zegar nad wejściem do sali Senatu wybijał północ.

Kopuła nad miastem błyszczała od czerwonych świateł.

Syreny rozdzierały ciszę.

Wszyscy wiedzieli, co to oznaczało.

Kolejny zamach.

Kai, wyrwany ze snu, wbiegł na główny plac Senatu razem z Ponetronem.

Mistrz Jabuna podążał tuż za nimi, jego zwierzęce ciało poruszało się z niesamowitą szybkością.

— Brama Wschodnia! — ryknął Ponetron. — Tam są!

I rzeczywiście.

Trzech żołnierzy Krandu — Cień, Krwawe Ostrze i Czarna Magia — stało przy wejściu, odgradzając senatorów, którzy próbowali uciec.

Niewidzialne szpony ich czarnej mocy oplatały budynek.

Kai z zaciśniętą pięścią dobył szabli.

Ogień buchnął w jego dłoniach.

Nie było czasu na strach.

[Scena 2 — Pojedynek przy Bramie Wschodniej]

Ponetron pierwszy zaatakował.

Jego szabla błysnęła światłem wody, tworząc wirujące ostrza wokół jego ciała.

Kai rzucił się na Cienia, który zdawał się być cieniem samego siebie — niewidzialnym i nieuchwytnym.

Ciosy szabli spotykały się w powietrzu z trzaskiem iskier.

Powietrze wokół rozgrzewało się do białości.

Kai walczył z furią, z determinacją.

Walczył nie tylko za siebie.

Walczył za Lizę.

Krzyki i wybuchy wstrząsały placem.

Ale Krandu byli zbyt dobrze przygotowani.

Zamach zakończył się masakrą.

Siedmiu senatorów padło martwych, ich purpurowe szaty nasiąknięte krwią.

I choć Komanda odparła atak, wiedzieli, że to był tylko początek.

[Scena 3 — Nocne spotkanie Kaia i Lizy]

Tego samego wieczora Kai odnalazł Lizę w jej prywatnych ogrodach.

Siedziała na marmurowej ławce, skulona, z łzami w oczach.

— Znowu przegraliśmy — wyszeptała, kiedy Kai podszedł.

Uklęknął przed nią.

— Nie. Nadal żyjesz. Nadal walczysz. To już jest zwycięstwo.

Dotknął jej dłoni, delikatnie.

Liza nie cofnęła się.

— Boję się… — przyznała cicho. — Boję się, że stracę wszystkich, których kocham.

Kai pochylił się i dotknął czołem jej dłoni.

— Nie pozwolę cię stracić. Nigdy.

Ich oczy się spotkały.

I w tej chwili wszystko, cały świat, zniknęło.

Tylko oni.

[Scena 4 — Wyprawa Komandy]

Następnego dnia mistrz Jabuna wezwał wszystkich.

— Musimy zakończyć to teraz — oznajmił. — Znamy kryjówkę Krandu. Ukryli się w jaskiniach pod górą Zendaris w Eurazji.

Komanda, w okrojonym składzie, wyruszyła natychmiast.

Kai, Ponetron, jeszcze dwóch innych wojowników — czterech przeciwko trzem mistrzom Krandu.

Podróż statkiem przez przestrzeń trwała kilka godzin.

Kai siedział w kabinie, patrząc w ciemność kosmosu.

[Scena 5 — Bitwa pod górą Zendaris]

Jaskinie Zendarisu były głębokie, mroczne.

Powietrze pachniało siarką i krwią.

Kiedy weszli do środka, Krandu czekali.

Walka wybuchła natychmiast.

Szable Komandy rozświetliły ciemność.

Woda i ogień walczyły z czarną magią.

Kai i Ponetron współpracowali jak jedno ciało.

Cios za ciosem, unik za unikiem.

W końcu, po morderczym starciu, udało im się pokonać jednego z Krandu — Krwawe Ostrze padł na ziemię, jego ciało zniknęło w kłębach czarnej mgły.

Ale zwycięstwo miało swoją cenę.

Ponetron został ciężko ranny.

Kai, trzymając go w ramionach, krzyknął:

— Wytrzymaj, mistrzu!

Ale Ponetron tylko uśmiechnął się słabo.

— Wciąż masz swoją misję… i ją wypełnisz…

— Chronić Lizę.

— Zawsze.

[Zakończenie Aktu II]

Ziemia Eurazji zatrzęsła się pod nimi.

Kai i reszta Komandy musieli się wycofać.

Zabili jednego z Krandu.

Ale dwóch pozostało.

I gdzieś tam, w ciemności, Kra Bulg szykował się do ostatecznego ataku.

Miłość Kaia i Lizy rosła w cieniu śmierci.

A przeznaczenie nie zamierzało oszczędzić nikogo.

AKT III

„Spisek w sercu Senatu”

[Scena 1 — Tajne Zebranie Komandy]

Sala była ciemna.

Tylko jedna lampa świeciła nad stołem.

Mistrz Jabuna, Ponetron, Kai i ostatni wierni komandosi zebrali się na tajnym spotkaniu.

— Dostaliśmy nowe informacje — zaczął Jabuna.

Jego długie uszy lekko drżały.

— W samym Senacie działają zdrajcy. Ludzie Krandu.

Wszyscy zamarli.

— Kto? — zapytał Kai z zaciśniętą szczęką.

Ponetron wstał i rozwinął hologram.

Ukazały się trzy sylwetki: senator Vols z Wenus, senatora Grego z Australii oraz tajemnicza postać z ukrytymi danymi.

— Vols i Grego już są skorumpowani. Ale kto jest trzecim, jeszcze nie wiemy.

— Musimy ich zatrzymać — powiedział Kai.

— I ochronić Lizę — dodał mistrz Jabuna. — Ona jest teraz symbolem nadziei.

Wszyscy skinęli głowami.

[Scena 2 — Spotkanie z tajemniczą agentką]

Kai przemierzał korytarze Senatu, czujny i skupiony.

Nagle usłyszał cichy szept:

— Kai… Kai…

Odwrócił się.

Z mroku wyłoniła się dziewczyna — wysoka, o czarnych włosach i oczach jak nocne niebo.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 32.48