E-book
157.5
drukowana A5
135.92
Cienie Prawdy

Bezpłatny fragment - Cienie Prawdy


Objętość:
120 str.
ISBN:
978-83-8384-991-1
E-book
za 157.5
drukowana A5
za 135.92

CIENIE PRAWDY

PROLOG:

Cisza wypełniała wnętrze galerii, przerywana jedynie szmerem deszczu uderzającego o wysokie okna. Emilia stała wpatrzona w obraz, którego tajemnicę próbowała rozwikłać od miesięcy. Kobieta na płótnie miała spojrzenie zimne jak stal i usta wygięte w lekki, niemal kpiący uśmiech. W jej oczach kryła się obietnica — albo ostrzeżenie — którego Emilia nie potrafiła zrozumieć.

„Ona cię wciąga, prawda?” — głęboki głos wyrwał ją z zamyślenia.

Odwróciła się gwałtownie i napotkała spojrzenie mężczyzny, który pojawił się znikąd. Był wysoki, jego ciemne włosy zdawały się pochłaniać światło, a spojrzenie było równie przenikliwe, co groźne. Przypominał kogoś, kto nie prosi, lecz żąda.

„Kim pan jest?” — zapytała, próbując zapanować nad drżącym głosem.

Mężczyzna zrobił krok bliżej, jego ruchy były płynne i pełne pewności siebie. „Właścicielem tego miejsca. I, jak się domyślam, twojej nowej obsesji.”

Spojrzała ponownie na obraz, czując, jak chłód przeszywa ją na wskroś. Coś w obecności tego człowieka przypominało jej płótno — coś mrocznego, a jednocześnie przyciągającego jak ogień.

„Nie rozumiem…” — zaczęła, ale on jej przerwał.

„Rozumiesz więcej, niż myślisz. A jeśli zostaniesz tutaj dłużej, możesz odkryć prawdę, którą inni woleliby ukryć. Ale pamiętaj, panno Wysocka…” — nachylił się, a jego głos stał się szeptem — „sekrety mają swoją cenę. Nie każda jest warta zapłaty.”

Zanim zdążyła odpowiedzieć, odwrócił się i zniknął w ciemnym korytarzu. Emilia wzięła głęboki oddech, próbując zrozumieć, dlaczego jego obecność przyprawiła ją o gęsią skórkę.

Obraz zdawał się patrzeć na nią z większą intensywnością. Poczuła, że wkracza w świat, z którego może już nigdy nie wyjść cało.

ROZDZIAŁ 1

Światło poranka leniwie przedzierało się przez ciężkie zasłony w pokoju hotelowym. Emilia Wysocka odrzuciła kołdrę i z ociąganiem zwlekła się z łóżka. Spojrzała na stojący na biurku stos książek i notatek. Od tygodnia przesiadywała w tym małym miasteczku, zdeterminowana, by odkryć historię tajemniczego obrazu, o którym słyszała jeszcze na studiach.

Zerknęła na zegarek — dziewiąta. Jeśli się pospieszy, zdąży dotrzeć do rezydencji Aleksandra Zamorskiego, zanim skończą się jej nerwy. Ten mężczyzna już pierwszego dnia zrobił na niej piorunujące wrażenie. Jego władczość była irytująca, ale nie sposób było jej zignorować.

— —

Rezydencja Zamorskiego była dokładnie taka, jak ją sobie wyobrażała — ogromna, ciemna, otoczona starymi drzewami, które zdawały się chować jej mury przed światem. Drzwi otworzyła jej starsza kobieta o siwych włosach upiętych w ciasny kok.

— Pan Zamorski czeka na panią w bibliotece — powiedziała bez wstępu, po czym wskazała korytarz.

Emilia przeszła przez wysoki hol, gdzie każde jej kroki odbijały się echem. W końcu znalazła się w bibliotece. Aleksander stał przy oknie, z rękami założonymi na plecach.

Był ubrany w ciemny garnitur, jakby szykował się na formalne spotkanie, ale jego postawa zdradzała kogoś, kto nigdy nie czuje się nieswojo we własnym otoczeniu. Jego twarz była ostra, z wyraźnie zarysowaną szczęką, a oczy — szare, niemal srebrne — wpatrywały się w nią z mieszaniną chłodu i fascynacji.

— Panno Wysocka — przywitał ją niskim, spokojnym głosem. — Jak mniemam, nie przyszła pani tu z wizytą towarzyską.

Emilia odetchnęła głęboko, starając się opanować. — Nie. Chcę wiedzieć więcej o obrazie.

Aleksander uniósł brew, a kącik jego ust zadrgał. — Obraz, który podobno fascynuje panią do tego stopnia, że zamieszkała pani w naszym zapomnianym przez Boga miasteczku?

— Obraz, który, według moich badań, może być jednym z najstarszych przykładów symbolizmu w polskiej sztuce — odparła z determinacją.

Mężczyzna obrócił się w jej stronę, jego sylwetka rzucała długi cień na podłogę. Podszedł bliżej, aż poczuła delikatny zapach jego perfum — drzewny, intensywny, niemal hipnotyzujący.

— Czy wie pani, że niektórzy twierdzą, że ten obraz jest przeklęty? — zapytał, pochylając się lekko w jej stronę.

— Nie wierzę w przekleństwa — odparła, starając się brzmieć pewnie.

Aleksander uśmiechnął się, ale w jego uśmiechu kryło się coś niepokojącego. — To dobrze, bo inaczej pewnie już by się pani bała.

— Może pan przestanie rzucać zagadki i powie mi wprost, co pan o tym wie? — Emilia uniosła podbródek.

Mężczyzna spojrzał na nią z uznaniem. — To nie takie proste. Ale jeśli naprawdę chce pani poznać prawdę, radzę uważać. Nie wszystko jest takie, jakie się wydaje, a ludzie potrafią być bardziej niebezpieczni niż obrazy.

Przez chwilę oboje milczeli, mierząc się wzrokiem.

— Czy mogę go zobaczyć? — zapytała w końcu Emilia.

Aleksander zmrużył oczy, jakby próbował odczytać jej intencje. Po chwili skinął głową. — Niech pani idzie za mną.

— —

Obraz wisiał w ciemnym pokoju na końcu korytarza. Był większy, niż Emilia się spodziewała, a jego intensywne kolory zdawały się wyblakłe, jakby czas celowo próbował zatrzeć jego historię.

Aleksander stanął obok niej. — To jest „Cień Pragnienia”. Należał do mojej rodziny przez pokolenia. Ale każdy, kto próbował go zgłębić, płacił za to wysoką cenę.

Emilia spojrzała na niego, a potem znów na obraz. Kobieta na płótnie wydawała się poruszać, jakby śledziła ich spojrzeniem.

— Nie wierzę w klątwy — powtórzyła, choć jej głos zabrzmiał mniej pewnie.

Aleksander nachylił się do jej ucha. — W takim razie, panno Wysocka, niech pani udowodni, że ma rację.

W pokoju zapadła cisza, przerywana tylko dźwiękiem ich oddechów. Emilia nie wiedziała, co bardziej ją przeraża — tajemniczy obraz, czy sam Aleksander Zamorski.

ROZDZIAŁ 2

Wieczór zapadł nad rezydencją Zamorskiego szybciej, niż Emilia się spodziewała. Po obejrzeniu obrazu czuła, że jej serce bije szybciej, ale nie była pewna, czy to efekt fascynacji sztuką, czy niepokój wywołany obecnością Aleksandra. Mężczyzna miał w sobie coś, co przyprawiało ją o dreszcze — zarówno te przyjemne, jak i te zwiastujące niebezpieczeństwo.

Siedziała w salonie, gdzie Aleksander zaproponował herbatę. Pokój był przestronny, ale przytłaczający — ciemne meble, ciężkie zasłony i kominek, w którym płonął ogień. Atmosfera była gęsta, a ciszę przerywało tylko tykanie zegara.

Aleksander wszedł do salonu z filiżanką herbaty. Postawił ją przed Emilią, siadając w fotelu naprzeciwko.

— Wygląda na to, że obraz zrobił na pani większe wrażenie, niż chciałaby pani przyznać — odezwał się z nutą ironii w głosie.

Emilia spojrzała na niego uważnie. — Jest intrygujący, to prawda. Ale nie jestem pewna, czy wierzę w tę całą aurę grozy, którą pan wokół niego tworzy.

Aleksander uniósł brew, jakby jej słowa go rozbawiły. — Ludzie mają tendencję do bagatelizowania rzeczy, których nie rozumieją. Proszę uważać, by nie popełnić tego błędu.

Emilia zignorowała jego uwagę i przeszła do sedna. — Co dokładnie wydarzyło się w pana rodzinie? Mówił pan, że obraz ma związek z jakąś tragedią.

Na moment zobaczyła cień w jego spojrzeniu, jakby wspomnienia, które starał się ukryć, wypłynęły na powierzchnię.

— Historia jest długa i bolesna. Nie wiem, czy jest sens, by ją pani opowiadać — powiedział, odwracając wzrok w stronę ognia.

— Ale jeśli obraz jest kluczem do tej historii, to chyba powinien pan zacząć od początku — naciskała, nie odpuszczając.

Mężczyzna przez chwilę milczał, a potem podjął decyzję. Wstał i podszedł do półki z książkami. Wyciągnął jeden z tomów, który okazał się ukrytą skrytką. Z wnętrza wyjął stary, skórzany dziennik i wrócił z nim do fotela.

— Ten dziennik należał do mojej prababki, Heleny Zamorskiej. Była modelką, która pozowała do tego obrazu. Zakochała się w malarzu, co zapoczątkowało serię zdarzeń, które zniszczyły naszą rodzinę.

Emilia nachyliła się w stronę Aleksandra. — Co się stało?

Aleksander otworzył dziennik na jednej z pożółkłych stron. — Malarz, Kazimierz Wyszyński, był genialny, ale też obsesyjny. Helena stała się jego muzą, ale kiedy odkrył, że nie jest w stanie zdobyć jej serca, jego miłość zmieniła się w nienawiść. Namalował ten obraz jako przekleństwo — miało to być jego ostateczne dzieło, które będzie wiecznie wiązać Helenę z jego światem.

Emilia wstrzymała oddech. — To brzmi jak legenda, a nie rzeczywistość.

— To rzeczywistość, panno Wysocka. Helena zniknęła w tajemniczych okolicznościach krótko po ukończeniu obrazu. A od tamtego czasu każdy, kto próbował go sprzedać lub zniszczyć, kończył tragicznie — powiedział chłodno Aleksander.

Cisza między nimi była ciężka, przerywana jedynie trzaskiem ognia.

— I pan chce mi powiedzieć, że wierzy w tę historię? — zapytała z niedowierzaniem.

Aleksander spojrzał na nią ostro. — Nie interesuje mnie, w co pani wierzy. Fakty są takie, że obraz jest tutaj, a ja mam obowiązek chronić go przed tymi, którzy nie rozumieją jego znaczenia.

— A ja mam obowiązek poznać prawdę, bo to moja praca — odpowiedziała z determinacją Emilia.

Aleksander uśmiechnął się lekko, ale w jego uśmiechu była nuta wyzwania. — W takim razie życzę powodzenia. Ale ostrzegam — prawda rzadko bywa piękna.

— —

Nocą Emilia nie mogła zasnąć. Słowa Aleksandra wciąż brzmiały w jej głowie. Dziennik Heleny, obraz, tragiczne historie — to wszystko wydawało się zbyt nierealne, by było prawdziwe.

Leżąc w łóżku, spojrzała na mały notatnik, w którym zapisała swoje wrażenia. Była zdeterminowana, by odkryć prawdę, ale z każdym krokiem czuła, że wkracza na coraz bardziej niebezpieczny grunt.

Gdzieś w oddali usłyszała odgłos skrzypiących desek, jakby ktoś przechadzał się po korytarzu jej pensjonatu. Serce jej przyspieszyło. Wstała i uchyliła drzwi, spoglądając w ciemność.

Nikogo tam nie było, ale w powietrzu czuła coś dziwnego — jakby chłód, który nie miał nic wspólnego z pogodą.

Wracając do łóżka, poczuła, jak jej dłoń drży. Czy to obraz wpływał na jej wyobraźnię? A może historia, którą opowiedział Aleksander, była czymś więcej niż tylko legendą?

Przed snem wzięła głęboki oddech i zdecydowała: jutro wróci do rezydencji. Prawda nie mogła ukrywać się wiecznie.

ROZDZIAŁ 3

Poranek w rezydencji Aleksandra Zamorskiego był mroczny i ponury, zupełnie jak jego właściciel. Emilia, ubrana w prostą sukienkę w kolorze granatu, ponownie przekroczyła próg tego miejsca, które zdawało się przytłaczać swoją historią. Tym razem była gotowa na wszystko — a przynajmniej tak sobie wmawiała.

Aleksander czekał na nią w bibliotece, jakby wiedział, że wróci. Stał przy kominku, trzymając w dłoni kryształową szklankę z bursztynowym płynem.

— Jakie miłe zaskoczenie — rzucił, nie odwracając się w jej stronę.

— Nie jestem tutaj dla pana przyjemności — odparła Emilia, podchodząc bliżej.

W końcu obrócił głowę, a jego oczy błysnęły z mieszaniną ciekawości i rozbawienia. — Oczywiście, że nie. Przyszła pani po odpowiedzi.

— Chcę zobaczyć dziennik Heleny jeszcze raz — oznajmiła, prostując plecy.

Aleksander uniósł brew, jakby chciał ocenić jej determinację. — A co, jeśli pani powiem, że nie mam obowiązku dzielić się z panią rodzinnymi tajemnicami?

— A co, jeśli ja powiem, że nie odejdę, dopóki nie dowiem się wszystkiego? — odpowiedziała ostro Emilia, krzyżując ręce na piersi.

Aleksander zaśmiał się cicho, jego głęboki głos wypełnił pomieszczenie. — Uparta i odważna. To cechy, które mogą pani pomóc… albo zgubić.

Podszedł do biurka, otworzył jedną z szuflad i wyciągnął dziennik. Położył go na blacie, ale zamiast go podać, oparł się o krawędź biurka i patrzył na nią badawczo.

— Proszę. Ale zanim zacznie pani czytać, chcę zadać jedno pytanie.

Emilia spojrzała na niego ostrożnie. — Jakie?

— Dlaczego to robi pani naprawdę? To tylko praca, czy jest coś więcej? — Jego spojrzenie było przenikliwe, jakby próbował zajrzeć w głąb jej duszy.

Zaskoczona pytaniem, Emilia przez chwilę milczała. — Praca — odpowiedziała w końcu, choć sama nie była pewna, czy to cała prawda.

Aleksander skinął głową, ale na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, jakby znał odpowiedź, zanim jeszcze ją usłyszał.

— W takim razie proszę czytać — powiedział, odsuwając się.

Emilia otworzyła dziennik, a jej palce delikatnie przesuwały się po pożółkłych stronach. Pismo Heleny było staranne, ale pełne emocji — jakby każda litera miała znaczenie.

„Kazimierz mnie przeraża. Jego oczy płoną, gdy na mnie patrzy, jakby chciał mnie pochłonąć. Nie mogę jednak przestać pozować. Jest coś w jego sztuce, co mnie zniewala, choć wiem, że to, co robimy, prowadzi mnie na skraj przepaści…”

Emilia podniosła wzrok na Aleksandra. — Helena pisała, że się go bała, ale jednocześnie coś ją przy nim trzymało. Czy to była miłość, czy coś innego?

Aleksander wzruszył ramionami. — Miłość, obsesja — granica między nimi bywa cienka.

— Co się z nią stało? — zapytała bezpośrednio.

— Jak już wspominałem, zniknęła. Nie wiadomo, czy uciekła, czy… — przerwał, jakby nie chciał dokończyć zdania.

— Czy została zamordowana? — Emilia dokończyła za niego, a jej głos był cichy, jakby sama bała się tego, co mówi.

Aleksander spojrzał na nią poważnie. — To jedna z teorii. Ale nie ma dowodów. Obraz był ostatnią rzeczą, którą po niej pozostawiono.

Zapadła cisza. Emilia czuła, że coś w tej historii nie pasuje, jakby brakowało kluczowego elementu układanki.

Nagle do biblioteki weszła starsza kobieta, którą Emilia widziała wcześniej — gospodyni Aleksandra. Wyglądała na zdenerwowaną.

— Panie Aleksandrze, ktoś próbuje dostać się do piwnicy — powiedziała, nie kryjąc obawy w głosie.

Aleksander od razu spoważniał. — Kto?

— Nie wiem, ale słyszałam hałasy.

Emilia spojrzała na niego pytająco. — Co jest w piwnicy?

Aleksander odwrócił się do niej, a jego oczy zdawały się mroczniejsze niż zwykle. — Pani tu zostaje.

— Nie ma mowy. Idę z panem — oznajmiła, stając przy nim.

— To nie jest miejsce dla pani, panno Wysocka — ostrzegł, ale widząc jej zdeterminowaną minę, westchnął z rezygnacją. — Dobrze, ale niech pani trzyma się blisko mnie.

Ruszyli razem w stronę piwnicy. Kiedy zeszli na dół po skrzypiących schodach, Aleksander zapalił lampę naftową. W powietrzu unosił się zapach wilgoci i kurzu.

Drzwi do piwnicy były lekko uchylone. Aleksander otworzył je z impetem, a ich oczom ukazała się ciemna przestrzeń pełna skrzyń i starych mebli.

— Ktokolwiek tu był, już go nie ma — powiedział cicho Aleksander, rozglądając się wokół.

Emilia podeszła bliżej i spojrzała na jedną ze skrzyń, na której widniał rysunek przypominający symbol z obrazu.

— Co to jest? — zapytała, wskazując na symbol.

Aleksander spojrzał na nią, a jego twarz była napięta. — To znak, który Kazimierz używał w swoich pracach. Ale nie wiem, co oznacza.

Emilia poczuła dreszcz przebiegający jej po plecach. W tym momencie wiedziała jedno — historia obrazu była znacznie bardziej mroczna, niż mogła przypuszczać.

ROZDZIAŁ 4

Emilia stała przy oknie swojego pokoju w pensjonacie, patrząc na ciemne chmury zbierające się nad rezydencją Aleksandra Zamorskiego. Cały dzień myślała o piwnicy, o tajemniczym symbolu i o Aleksandrze. Jego obecność była jak magnes — niepokojąca, ale nieodparcie pociągająca.

Postanowiła. Nie mogła dłużej tkwić w tej niepewności. Założyła płaszcz i wyruszyła do rezydencji, mimo że zapadał już zmrok.

— —

Kiedy dotarła na miejsce, Aleksander czekał na nią w salonie, jakby wiedział, że przyjdzie. Był ubrany w prostą, czarną koszulę, rozpiętą przy kołnierzu, i ciemne spodnie. Stał przy kominku, w dłoni trzymając kieliszek wina.

— Kolejna niespodziewana wizyta — rzucił, a w jego głosie słychać było ciepło, które rzadko od niego wyczuwała.

— Nie miałam wyboru. Muszę wiedzieć więcej — odpowiedziała, zdejmując płaszcz.

Podszedł bliżej, jego sylwetka była niemal przytłaczająca w blasku ognia. — Myślałem, że już wszystko pani powiedziałem.

— Nie wszystko — powiedziała cicho. — Jest coś, co pan ukrywa.

Aleksander przez chwilę patrzył na nią bez słowa, a potem wskazał na sofę obok kominka. — Usiądź.

Emilia zajęła miejsce, a Aleksander usiadł obok niej, bliżej, niż się spodziewała. W powietrzu unosił się delikatny zapach jego perfum, drzewny i intensywny.

— Dlaczego to dla pani takie ważne? — zapytał, patrząc jej prosto w oczy.

— Nie chodzi tylko o obraz. Chodzi o to, co wokół niego — o pana rodzinę, o Helenę, o… pana — odpowiedziała, a jej głos zadrżał na ostatnich słowach.

Aleksander uśmiechnął się lekko, ale było w tym uśmiechu coś smutnego. — A co takiego interesuje panią we mnie?

Emilia odwróciła wzrok, czując, że jej serce zaczyna bić szybciej. — Jest pan inny, niż myślałam. Czasem mam wrażenie, że za tą całą władczością i chłodem kryje się ktoś, kto też się boi.

Aleksander milczał przez chwilę, a potem pochylił się lekko w jej stronę. — Może pani ma rację. Ale nie jestem pewien, czy to coś zmienia.

— Może zmienia — szepnęła, spoglądając na niego.

Ich spojrzenia spotkały się, a w tym momencie cała atmosfera w pokoju zdawała się zgęstnieć. Aleksander powoli uniósł dłoń i delikatnie odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy.

— Emilia… — powiedział, a jego głos był cichy i pełen emocji, których do tej pory u niego nie słyszała.

— Tak? — odpowiedziała niemal bezgłośnie, z trudem łapiąc oddech.

— Powinnaś stąd wyjechać — powiedział nagle, jego głos był twardy, choć spojrzenie pełne konfliktu.

— Nie mogę. Nie chcę — odpowiedziała stanowczo.

Aleksander przygryzł wargę, jakby walczył ze sobą. — Nie wiesz, w co się wplątałaś.

— Może wiem więcej, niż pan myśli — odpowiedziała, patrząc mu prosto w oczy.

Ich twarze były teraz tak blisko, że czuła jego ciepły oddech. Serce biło jej jak oszalałe, ale nie mogła się cofnąć.

Aleksander zrobił coś, czego się nie spodziewała — nachylił się i złożył delikatny, niemal nieśmiały pocałunek na jej ustach. Był czuły, ale pełen napięcia, jakby bał się przekroczyć granicę, którą sam sobie wyznaczył.

Emilia odpowiedziała na pocałunek, czując, jak w jej wnętrzu rozkwita coś, czego nie potrafiła opisać słowami.

Kiedy ich usta się rozdzieliły, Aleksander spojrzał na nią z intensywnością, która przyprawiła ją o dreszcze. — Nie powinienem tego robić.

— Ale zrobił pan — odpowiedziała cicho, a w jej głosie słychać było wyzwanie.

Aleksander wstał, jakby chciał zdystansować się od tego, co właśnie się wydarzyło. — Muszę chronić cię przed tym miejscem, przed tą historią… przed sobą.

— Może nie chcę być chroniona — powiedziała, patrząc na niego z determinacją.

Aleksander odwrócił się do niej, a w jego oczach zobaczyła mieszaninę bólu i nadziei. — Jesteś zbyt odważna, Emilia. Ale właśnie to mnie do ciebie przyciąga.

Przez chwilę oboje stali w ciszy, jakby żadne z nich nie wiedziało, co powiedzieć dalej.

W końcu Emilia podeszła do niego i położyła dłoń na jego ramieniu. — Nie mogę stąd wyjechać. Nie teraz. Nie, kiedy czuję, że między nami jest coś, czego nie rozumiem, ale czego nie mogę zignorować.

Aleksander spojrzał na nią z taką intensywnością, że poczuła, jak jej serce niemal przestaje bić. — Jeśli zostaniesz, wszystko się zmieni. Nic nie będzie już takie samo.

— Może tego właśnie chcę — odpowiedziała, a jej głos był pewny.

Aleksander westchnął, a potem przyciągnął ją do siebie, obejmując ramionami. — To będzie najniebezpieczniejsza decyzja w twoim życiu, Emilia.

— Ale najważniejsza — odpowiedziała, wtulając się w jego ciepło, mimo że w głębi serca czuła, że to dopiero początek czegoś, co może ją pochłonąć całkowicie.

ROZDZIAŁ 5

Noc w rezydencji Zamorskiego była wyjątkowo cicha. Emilia siedziała w swojej sypialni, próbując poukładać w głowie wszystko, co wydarzyło się tego dnia. Pocałunek Aleksandra nie był czymś, czego się spodziewała, ale nie mogła zaprzeczyć, że jej serce wciąż biło szybciej na samą myśl o nim.

Nie była pewna, czy to uczucie było prawdziwe, czy tylko wynikiem napięcia, jakie zapanowało między nimi w związku z tajemnicami obrazu. Jedno jednak wiedziała — musiała dowiedzieć się więcej, niezależnie od konsekwencji.

Zdecydowała się zejść na dół, do biblioteki. Czuła, że tam kryje się coś więcej, coś, co Aleksander jej nie powiedział.

— —

Biblioteka była pogrążona w półmroku, a jedynym źródłem światła była lampa naftowa stojąca na biurku. Emilia zapaliła ją i zaczęła przeszukiwać regały. Jej palce przesuwały się po grzbietach książek, aż natrafiły na starą, skórzaną księgę, której wcześniej nie zauważyła. Wyciągnęła ją i otworzyła na pierwszej stronie.

„Helena Zamorska — Pamiętnik z lat 1897—1901”.

Jej serce zabiło szybciej. To musiało być to, czego szukała. Usiadła na fotelu i zaczęła czytać.

„Kazimierz mówi, że moje oczy są jak okna do duszy. Ale kiedy patrzę w jego oczy, widzę coś, czego nie rozumiem. Jest w nim ciemność, która mnie przeraża, ale jednocześnie fascynuje…”

Emilia zanurzyła się w lekturze, coraz bardziej pochłonięta emocjami Heleny. W pewnym momencie poczuła, że ktoś stoi za nią.

Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła Aleksandra, który stał w drzwiach biblioteki, z rękami splecionymi na piersi.

— Nie mogłaś spać? — zapytał, choć w jego głosie nie było złości, tylko coś, co brzmiało jak rozbawienie.

— Nie mogłam przestać myśleć o tym wszystkim — odpowiedziała, wskazując na pamiętnik. — Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?

Aleksander podszedł bliżej, a jego twarz była napięta. — Bo nie chciałem, żebyś zagłębiała się w tę historię. Ona nie jest dla ciebie.

— To już nie jest twoja decyzja — powiedziała stanowczo. — Helena pisała o Kazimierzu w sposób, który przypomina twoje ostrzeżenia. Ale wciąż nie wiem, dlaczego obraz jest tak ważny.

Aleksander usiadł naprzeciwko niej, jego spojrzenie było ciężkie. — Obraz jest więcej niż tylko dziełem sztuki. To pułapka. Kazimierz użył czegoś więcej niż farb i płótna.

Emilia spojrzała na niego zszokowana. — Co masz na myśli?

— Mówią, że włożył w ten obraz swoją duszę. Że to jego zemsta na Helenie za to, że go odrzuciła. Każdy, kto próbował go zniszczyć lub sprzedać, spotkał tragiczny koniec — powiedział cicho.

Emilia nie mogła uwierzyć w to, co słyszała. — Brzmi to jak legenda, Aleksandrze. Ale widzę, że naprawdę w to wierzysz.

Aleksander pochylił się bliżej niej, jego głos był niski i pełen napięcia. — Widziałem, co ten obraz robi z ludźmi. Nie musisz mi wierzyć, ale proszę, zaufaj mi.

Ich spojrzenia spotkały się, a w ciszy, która zapadła, Emilia poczuła, że serce zaczyna jej szybciej bić.

— Dlaczego mi to wszystko mówisz teraz? — zapytała cicho.

Aleksander się zawahał, jakby walczył z własnymi myślami. — Bo jesteś jedyną osobą, której… której nie chcę stracić.

Emilia poczuła, jak ciepło rozlewa się w jej sercu, ale jednocześnie czuła, że między nimi wciąż stoi coś niewypowiedzianego.

— Aleksandrze, musisz mi powiedzieć wszystko. Nie mogę działać po omacku — nalegała.

Aleksander westchnął ciężko, ale w końcu kiwnął głową. — Jutro pokażę ci coś, co może zmienić wszystko, co myślisz o tej historii. Ale musisz być gotowa.

Emilia spojrzała na niego z determinacją. — Jestem gotowa.

Aleksander wstał i spojrzał na nią z czymś, co przypominało czułość. — W takim razie odpocznij. Jutro będzie długi dzień.

Kiedy zniknął za drzwiami, Emilia wzięła głęboki oddech. Miała przeczucie, że to, co zobaczy jutro, zmieni nie tylko jej zdanie o obrazie, ale także o Aleksandrze. Nie mogła jednak wiedzieć, jak głęboko się w to wszystko wplącze — ani jak blisko stanie się Aleksandra.

ROZDZIAŁ 6

Świt nadszedł zbyt szybko, przynosząc ze sobą gęstą mgłę, która spowiła rezydencję Zamorskiego niczym tajemniczy welon. Emilia z trudem powstrzymywała nerwy, zerkając na zegarek. Aleksander obiecał jej, że o poranku pokaże jej coś, co miało rozwiać wszystkie wątpliwości. Nie wiedziała, czego się spodziewać, ale czuła, że to będzie kluczowy moment.

Stojąc w holu, usłyszała ciche kroki. Aleksander pojawił się w drzwiach, ubrany w długi, ciemny płaszcz. Jego twarz była poważna, a oczy wydawały się jeszcze bardziej tajemnicze niż zwykle.

— Jesteś gotowa? — zapytał, spoglądając na nią uważnie.

— Tak — odpowiedziała, prostując plecy.

Bez słowa skinął głową i poprowadził ją przez korytarz, którego ściany ozdobione były portretami przodków. W końcu dotarli do drzwi, których Emilia wcześniej nie zauważyła. Były masywne, z żelaznymi okuciami.

— Co jest za nimi? — zapytała, czując narastające napięcie.

Aleksander sięgnął po klucz, który wyciągnął z kieszeni. — Coś, co pokaże ci prawdę o mojej rodzinie i o obrazie. Ale uprzedzam — możesz tego nie unieść.

Emilia spojrzała mu prosto w oczy. — Jestem gotowa.

Aleksander otworzył drzwi, a ich oczom ukazało się wąskie, kręte zejście w dół. Zapach wilgoci uderzył w jej nozdrza, gdy zaczęli schodzić.

— —

Piwnica była zupełnie inna niż reszta rezydencji. Była to przestrzeń, która wydawała się bardziej starożytna niż dom powyżej. Ściany pokryte były wilgotnym mchem, a podłogę tworzyły nierówne, kamienne płyty. Na środku stał stary, drewniany stół, a na nim coś przykrytego płótnem.

— Co to jest? — zapytała Emilia, wskazując na stół.

Aleksander zbliżył się i powoli uniósł płótno, ukazując obraz, który wyglądał dokładnie tak, jak ten na strychu, z wyjątkiem jednego szczegółu — postać Heleny na płótnie miała otwarte oczy.

Emilia zamarła, czując, jak po plecach przebiega jej dreszcz. — To… to niemożliwe. Przecież obraz na strychu miał zamknięte oczy.

Aleksander skinął głową. — I to jest właśnie sekret tego dzieła. Obraz się zmienia.

— Ale jak? — zapytała, cofając się o krok.

Aleksander westchnął ciężko. — To nie jest zwykłe płótno, Emilia. Kazimierz stworzył je z obsesji. Wierzył, że Helena jest jego muzą, jego natchnieniem. Kiedy go odrzuciła, poprzysiągł, że nigdy nie będzie wolna.

— To brzmi jak szaleństwo — powiedziała, ale jej głos był cichy, jakby część niej wierzyła w każde słowo Aleksandra.

— Może i tak — przyznał. — Ale widziałem na własne oczy, jak ludzie tracili rozum, patrząc na ten obraz zbyt długo.

Emilia spojrzała ponownie na płótno. Postać Heleny zdawała się niemal żywa. Miała wrażenie, że oczy na obrazie śledzą każdy jej ruch.

— To dlatego tak bardzo chciałeś mnie od niego trzymać z dala — powiedziała cicho.

— Tak — przyznał Aleksander. — Ale ty nie dajesz się powstrzymać, prawda?

Emilia spojrzała na niego z determinacją. — Jeśli to, co mówisz, jest prawdą, to musimy to zrozumieć. Może to jedyny sposób, żeby przerwać to, co Kazimierz zrobił.

Aleksander uśmiechnął się smutno. — Z każdym dniem coraz bardziej przypominasz Helenę.

Jego słowa zaskoczyły ją. — Co masz na myśli?

— Była odważna, uparcie szukała prawdy, niezależnie od tego, jak wiele mogła przez to stracić — wyjaśnił, a jego głos był cichy. — Ale to właśnie doprowadziło ją do zguby.

Emilia położyła dłoń na jego ramieniu. — Aleksandrze, nie jestem Heleną. To, co się wydarzyło wtedy, nie musi się powtórzyć.

Spojrzał na nią z mieszanką bólu i nadziei w oczach. — Ale czy jesteśmy w stanie zmienić przeznaczenie?

Nie odpowiedziała, bo w tej chwili coś przerwało ich rozmowę. Z korytarza dobiegł dziwny dźwięk, jakby coś się przesunęło. Aleksander odwrócił się gwałtownie, jego twarz przybrała wyraz czujności.

— Ktoś tu jest — powiedział cicho.

Zanim zdążyli cokolwiek zrobić, światło lampy naftowej zgasło, a piwnica pogrążyła się w ciemnościach.

— Aleksandrze… — wyszeptała Emilia, chwytając go za rękę.

— Jestem tutaj — odpowiedział, ściskając jej dłoń.

Ich oddechy były jedynym dźwiękiem w ciszy. A potem usłyszeli to — cichy, przeciągły śmiech, który zdawał się dochodzić z każdego zakątka piwnicy.

ROZDZIAŁ 7

Ciemność w piwnicy była niemal namacalna. Emilia czuła, jak dłonie Aleksandra zaciskają się na jej dłoni, a jego obecność była jedyną rzeczą, która trzymała ją w ryzach.

— To… to był śmiech? — zapytała szeptem, starając się zachować spokój, choć serce waliło jej jak oszalałe.

Aleksander milczał przez chwilę, jakby nasłuchiwał. — Tak — powiedział cicho. — I to nie jest dobry znak.

— Co to może być? — spytała, próbując dostrzec cokolwiek w ciemnościach.

Aleksander sięgnął do kieszeni i wyciągnął zapałki. Drżącymi rękami zapalił jedną z nich, a blade światło rozświetliło przestrzeń wokół nich.

— Musimy stąd wyjść — powiedział stanowczo, wskazując na korytarz prowadzący z powrotem na górę.

Ale zanim zrobili choćby krok, drzwi za nimi zatrzasnęły się z hukiem. Zapałka zgasła, a ciemność ponownie ich otoczyła.

— Aleksandrze… — zaczęła Emilia, ale jej głos zadrżał, gdy zobaczyła, że oczy Heleny na obrazie zaczęły świecić bladym, złowieszczym światłem.

Aleksander spojrzał na obraz, a jego twarz stężała. — To się już kiedyś wydarzyło.

— Co masz na myśli? — zapytała, przerażona, ale nie odrywając wzroku od obrazu.

— To właśnie tak Kazimierz stracił zmysły. Obraz… on żyje.

Emilia poczuła, jak zimny dreszcz przebiega jej po plecach. — To niemożliwe… obrazy nie żyją.

Aleksander spojrzał na nią z desperacją. — Ten tak. I zrobi wszystko, żeby nas tu zatrzymać.

W tym momencie usłyszeli kolejny dźwięk — kroki. Zbliżały się powoli, echem odbijając się od kamiennych ścian. Emilia cofnęła się o krok, zderzając się z Aleksandrem.

— Ktoś tu jest — wyszeptała.

Aleksander wyciągnął z kieszeni coś, co wyglądało na starą, ozdobną rękojeść. Przekręcił ją, a ostrze wysunęło się z cichym szumem.

— Trzymaj się blisko mnie — powiedział, jego głos był twardy, jak stal w jego dłoni.

Kroki zatrzymały się, a w ciemności rozbrzmiał niski, chrapliwy głos.

— Aleksandrze… nie sądziłem, że będziesz tak głupi, by tu wrócić.

Emilia zamarła. Głos był dziwnie znajomy, jakby słyszała go wcześniej, ale nie potrafiła go zidentyfikować.

— Kim jesteś? — zapytała, starając się, by jej głos brzmiał pewnie.

Śmiech ponownie rozbrzmiał, tym razem bliżej. — Jestem tym, co zostało po Kazimierzu. Tym, co nie chciało odejść.

— Duch? — wyszeptała Emilia, czując, jak zimny pot spływa jej po karku.

— Możesz tak to nazwać — odpowiedział głos. — Ale to nie ma znaczenia. Ty, dziewczyno, nie powinnaś była tu przychodzić.

Aleksander zrobił krok naprzód, unosząc ostrze. — Jeśli myślisz, że pozwolę ci ją skrzywdzić, to się mylisz.

Ciemność zawirowała, a przed nimi ukazała się zjawa — mężczyzna o ostrych rysach twarzy, ubrany w staroświecki garnitur. Jego oczy płonęły tym samym światłem, co oczy na obrazie.

— Nie jestem tu, by skrzywdzić ją — powiedział Kazimierz, spoglądając na Emilię z dziwnym zainteresowaniem. — Ona przypomina mi Helenę. Jest równie piękna i równie nierozważna.

Emilia poczuła, jak gniew zastępuje strach. — Nie jestem Heleną! I nie pozwolę, byś mnie porównał do kogoś, kto był tylko twoją obsesją!

Kazimierz uśmiechnął się, ale jego uśmiech był zimny. — Odwaga. Ciekawe. Ale zobaczymy, jak długo to potrwa.

Zjawa zniknęła tak nagle, jak się pojawiła, a drzwi za nimi otworzyły się z hukiem. Aleksander szybko złapał Emilię za rękę.

— Chodź! — powiedział, ciągnąc ją w stronę wyjścia.

Biegli przez korytarz, słysząc za sobą odgłosy trzasków i śmiechu Kazimierza. W końcu dotarli na górę, a Aleksander zatrzasnął za nimi drzwi piwnicy, opierając się o nie ciężko.

— Co to było? — zapytała Emilia, starając się złapać oddech.

Aleksander spojrzał na nią, a jego twarz była blada. — To była prawda, o której ci mówiłem. Duch Kazimierza jest związany z tym obrazem, a teraz… teraz chce ciebie.

Emilia poczuła, jak ziemia osuwa się jej spod nóg. — Ale dlaczego?

— Bo przypominasz mu Helenę — powiedział Aleksander, kładąc dłonie na jej ramionach. — A Helena była jego obsesją.

Emilia spojrzała na niego, starając się zrozumieć ciężar jego słów. — Więc co teraz?

Aleksander zamilkł na chwilę, a potem powiedział stanowczo: — Teraz musimy znaleźć sposób, żeby raz na zawsze zniszczyć ten obraz. I to, co w nim tkwi.

ROZDZIAŁ 8

Noc otuliła rezydencję, przynosząc ze sobą ciszę, która wydawała się zbyt ciężka, zbyt pełna niedopowiedzeń. Emilia siedziała w swoim pokoju, patrząc na ogień tańczący w kominku. Jej myśli były chaotyczne, pełne obrazów z piwnicy, blasku oczu Kazimierza i słów Aleksandra.

„Teraz chce ciebie.”

To zdanie wciąż rozbrzmiewało w jej głowie. Ale czy Aleksander rzeczywiście chciał ją ochronić, czy tylko próbował ukryć własne sekrety? Było coś w jego spojrzeniu, coś, co sprawiało, że nie mogła przestać o nim myśleć.

Nagle do drzwi rozległo się ciche pukanie.

— Wejdź — powiedziała, odwracając głowę w stronę wejścia.

Drzwi otworzyły się powoli, a w progu stanął Aleksander. Jego twarz była napięta, ale w oczach malowała się troska.

— Mogę? — zapytał, wskazując na fotel obok niej.

— Oczywiście — odpowiedziała, robiąc miejsce.

Usiadł, przez chwilę milcząc. Wpatrywał się w płomienie, jakby próbował znaleźć w nich odpowiedzi na pytania, które go dręczyły.

— Emilia… — zaczął w końcu, jego głos był cichy. — Chciałem cię przeprosić.

— Za co? — zapytała, zaskoczona jego tonem.

Spojrzał na nią, a w jego oczach pojawiło się coś, czego wcześniej nie widziała — bezbronność. — Za to, że wciągnąłem cię w tę historię. Gdybym był mądrzejszy, nigdy nie pozwoliłbym ci wejść do tego domu.

Emilia pokręciła głową. — Nie mogłeś tego przewidzieć. Poza tym, to moja decyzja, że tu jestem.

— Ale ja czuję się odpowiedzialny — powiedział, przesuwając dłonią po włosach. — Chcę, żebyś wiedziała, że zrobię wszystko, żeby cię ochronić.

Patrzyła na niego przez chwilę, próbując zrozumieć, co kryło się za jego słowami. W końcu powiedziała: — Aleksandrze, dlaczego to robisz? Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy?

W jego oczach pojawiło się coś, co przypominało ból, ale jednocześnie czułość. — Bo nie jesteś dla mnie obojętna, Emilia. Od chwili, gdy cię zobaczyłem, wiedziałem, że jesteś kimś wyjątkowym.

Jej serce zaczęło bić szybciej. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi, ale teraz, kiedy słowa padły, wszystko wydawało się mieć więcej sensu — jego troska, jego determinacja.

— Aleksandrze… — zaczęła, ale nie wiedziała, jak dokończyć.

Podniósł dłoń i delikatnie dotknął jej policzka. Jego palce były ciepłe, a dotyk sprawił, że zamknęła oczy.

— Nie chcę cię stracić — powiedział cicho.

Emilia otworzyła oczy i spojrzała na niego. Jego twarz była tak blisko, że mogła poczuć ciepło jego oddechu.

— Nie stracisz mnie — odpowiedziała, zanim zdążyła się zastanowić.

Ich spojrzenia spotkały się, a między nimi zapanowała cisza, która była bardziej wymowna niż jakiekolwiek słowa. W końcu Aleksander pochylił się i ich usta spotkały się w delikatnym, ale pełnym emocji pocałunku.

Pocałunek był wszystkim, czego Emilia potrzebowała w tej chwili. Był obietnicą, że cokolwiek się stanie, nie będzie w tym sama. Jego dłonie przesunęły się na jej kark, a jej palce zanurzyły się w jego włosach.

Kiedy w końcu odsunęli się od siebie, ich oddechy były szybkie, a spojrzenia pełne niewypowiedzianych uczuć.

— Emilia… — wyszeptał Aleksander. — Obiecuję, że zrobię wszystko, żeby cię chronić, nawet jeśli miałbym poświęcić wszystko.

— A ja obiecuję, że nie pozwolę ci tego zrobić samemu — odpowiedziała, spoglądając na niego z determinacją.

Uśmiechnął się lekko, po raz pierwszy od dawna. — Jesteś bardziej odważna, niż kiedykolwiek sądziłem.

Tej nocy Emilia po raz pierwszy poczuła, że pomimo ciemności, która ich otaczała, była iskra światła, która mogła ich poprowadzić — i że Aleksander był jego częścią.

ROZDZIAŁ 9

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 157.5
drukowana A5
za 135.92