E-book
26.46
drukowana A5
50.27
Cienie miłości Tom 2

Bezpłatny fragment - Cienie miłości Tom 2


4.9
Objętość:
291 str.
ISBN:
978-83-8245-296-9
E-book
za 26.46
drukowana A5
za 50.27

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione.

Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także

kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami

firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do

prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.


Redakcja i korekta: Zespół Ridero.

Zdjęcie na okładce wykorzystano za zgodą Shutterstock.

Patrycja Zdanowska — urodzona 12 lutego 1993 roku w Łodzi. Mama i żona. Z zamiłowania do czytania książek przeszła do ich pisania. W wolnym czasie uwielbia oglądać horrory i aktywnie spędzać go w gronie najbliższych. Jest uparta i kreatywna — jak każdy zodiakalny wodnik. Swoją pierwszą debiutancką powieść pt. Cienie przeszłości wydała w październiku 2020 roku. Cienie miłości to druga część romansu mafijnego.

Rozdział pierwszy

— Klaro, powiedz, jak ci tam jest? Radzisz sobie? — zapytała Matylda podczas naszej rozmowy za pośrednictwem komunikatora.

— Nawet nie sądziłam, że tak szybko odnajdę się na tej farmie. Wybacz, jeśli mnie słabo widzisz, ale mam tu słaby zasięg.

— Wiem, wspominałaś mi już wcześniej w wiadomościach, jakie to odludzie. Naprawdę myślisz, że Nicolas zostawi cię w spokoju?

— Minęły cztery miesiące. Jak na razie mnie nie znalazł. Może nawet nie zamierza szukać.

— Serio w to wierzysz? A jak ty się czujesz? Jest mi naprawdę przykro, że nie mogłam wtedy być przy tobie.

— Dobrze. Zaczynam się już z tym oswajać.

— Cieszy mnie to. Powiedz, czy coś potrzebujesz?

— Nie, państwo Tomsonowie bardzo mnie wspierają. Mieszkam na ranczu w domku gościnnym. Staram się im pomagać na tyle, na ile pozwalają mi praca oraz studia. Malarstwo nie wydaje mi się już takim łatwym kierunkiem jak kilka lat temu, gdy chciałam na niego aplikować.

— Poradzisz sobie. Nie znam silniejszej kobiety od ciebie. Kiedy będę mogła do ciebie przylecieć? Okropnie za tobą tęsknię, zołzo!

— Jeszcze musimy się wstrzymać. Sama wiesz dlaczego. Jak tylko sobie tutaj wszystko zorganizuję, pomyślimy o tym, dobrze?

— Mną się nie przejmuj. Myśl o sobie i przede wszystkim dbaj o siebie. Pamiętasz, co mówił lekarz?

— Pamiętam. Nie musisz mi przypominać.

— Mam nadzieję. Kochana, muszę kończyć. Jedziemy zaraz z Łukaszem do jego siostry. Trzymaj się. Ściskam mocno.

— Ja też — powiedziałam i rozłączyłam się.

Wszystko przez te ostatnie miesiące stanęło w moim życiu na głowie. Wciąż zastanawiam się, jakie podjąć decyzje. Czy wyjawić kiedyś Nicolasowi prawdę? A może lepiej zostawić to i trzymać się od niego z daleka? Jedno wiem na pewno — pomimo tego wszystkiego, co zaszło między nami, nadal go kocham. Przebaczenie nie przyjdzie na pstryknięcie palcami, ale im więcej czasu upływa, tym mniej go obwiniam. Czy powinnam to robić? Przecież tak naprawdę i on był dzieckiem… Dzieckiem, które tak samo jak ja straciło kogoś bliskiego. Bijąc się z myślami, usłyszałam pukanie do drzwi. Wyjrzałam przez okno, aby zobaczyć, kto to. Przed drzwiami stał jeden z synów państwa Tomsonów. Podeszłam w jego kierunku. Wychylając się zza drzwi, zapytałam:

— Czy coś się stało, Jacob?

— Nie, wszystko w porządku, tak tylko pomyślałem, że teraz przydadzą ci się witaminy, więc…

— Zerwałeś dla mnie jabłka? — Uśmiechnęłam się. — Bardzo dziękuję, to miłe z twojej strony. Wejdziesz?

— Nie, nie. Mam od groma pracy na ranczu.

— Może potrzebujesz pomocy?

— Ty odpoczywaj, ja się wszystkim zajmę. Gdy mama wróci z miasta, na pewno do ciebie zajrzy.

— Naprawdę jestem wdzięczna twoim rodzicom, że mogę u was mieszkać.

— Daj spokój, każdy by tak postąpił w tej sytuacji.

— W sumie to dzięki tobie. To ty im o mnie powiedziałeś, że poszukuję miejsca, w którym mogłabym zamieszkać.

— Dobrze ci z oczu patrzy, Klaro, więc nie dziw się.

— Zawsze pomagasz kobietom w opałach?

— Tylko tobie. — Rumieniąc się, odszedł bez słowa.

Jacob to naprawdę dobry i pomocny mężczyzna. Dlaczego więc skazuję swoje serce na wieczne męki? Rozważając to wszystko, wracam myślami do chwil spędzonych z Nicolasem. Ciekawe, czy mnie szuka, a może zwyczajnie przeszedł już nad tym wszystkim do porządku dziennego? Te ostatnie miesiące bez niego uświadomiły mi, jak bardzo za nim tęsknię, a jednocześnie chciałabym się przed nim skryć najdalej, jak to możliwe. Najdziwniejsze jest to, że wcale go nie nienawidzę. Czy powinnam? Sama już nie wiem. Gdy emocje opadły, zupełnie inaczej teraz na to wszystko patrzę. Fakt, jego rodzina pozbawiła moich rodziców życia, ale to był pościg zupełnie za kimś innym… A może nie patrzę na to obiektywnie z powodu uczuć? Bez względu na wszystko muszę trochę bardziej zatroszczyć się teraz o siebie. Lekarz wyraził się jasno. Postanowiłam iść na studia, ale czy powinnam? Za chwilę i tak będę musiała z czegoś zrezygnować, bo zwyczajnie zabraknie mi czasu. Jak by to powiedział Nico: „Głowa do góry, mała. Jestem pewien, że sobie poradzisz”. A może powinnam się z nim skontaktować? Tyle pytań i zero jednoznacznych odpowiedzi. Siadając przed płótnem, przypominam sobie wszystkie szczegóły jego twarzy. Malowanie jest dużo łatwiejsze niż cała reszta pozostawiona za mną.


Nicolas

Mówi się, że jeśli kogoś naprawdę kochasz, to będziesz wiedział, kiedy pozwolić mu odejść. Ja tak zrobiłem. Pozwoliwszy jej odejść, zrozumiałem, jak wielki popełniłem błąd. Od miesięcy nie mam o niej wieści. Ta niewiedza jest przytłaczająca… Odnajdę ją, bez względu na cenę, jaką przyjdzie mi zapłacić. Odzyskam, przywożąc Klarę w rodzinne strony. Siedząc nad papierami w swojej posiadłości, wyczekuję informacji od detektywów. Ukrywa się przede mną. Gdzie może się znajdować, no gdzie? Żadna kobieta nie jest w stanie jej zastąpić. Kiedy bywam w domu rodzinnym, widzę jej krzątający się po sypialni cień. Nigdy nie przypuszczałem, że miłość może być tak cierpka. Usłyszawszy pukanie do drzwi, wstałem, podchodząc do przeszklonych drzwi.

— Cemre? Co ty tutaj robisz? — Nie czekając na zaproszenie, zdenerwowana weszła do środka.

— Może lepiej usiądź, bo to, co za chwilę ci powiem, zmieni wszystko.

— Nie rozumiem… Uspokój się i przejdź do sedna sprawy.

— Od miesięcy próbujesz odnaleźć Klarę, Nico. Jak do tej pory twoi ludzie jej nie znaleźli. Wiem, gdzie ona jest. — Usłyszawszy to, spojrzałem na nią, nerwowo przeczesując włosy.

— Ty, wiesz? Jakim cudem? Skąd? Kontaktowała się z tobą?

— Nie opowiadaj głupot. Przypuszczam, że przez to, co między wami zaszło, jestem ostatnią osobą, do której chciałaby się odezwać, i… Szczerze? Wcale jej się nie dziwię.

— Jeśli naprawdę wiesz… Cemre, powiedz mi natychmiast — warknąłem z przejęcia. Nie mając żadnych wieści o Klarze od miesięcy, mimo poszukiwań, odchodziłem od zmysłów.

— Z tego, co ustaliłam, przebywa w Teksasie. Mieszka u pewnych farmerów. Poszła na studia.

— Jesteś pewna, że to ona?

— Jestem, Nico. Widziałam ją. W tych zebranych materiałach masz jej zdjęcia, które udało mi się zdobyć.

— Moja siostrzyczka detektywem. Kto by pomyślał… Nie trzymaj mnie w niepewności i pokaż mi je. — Wyciągnąłem rękę.

— Nicolas… To nie wszystko… Ona… zmieniła się i nie wiem, jak to ci przekazać. Nie jest sama…

— Co masz na myśli, mówiąc, że zmieniła się? Ma kogoś? Mów, bo zaraz osiwieję. Spotyka się z kimś?

— Tu nie chodzi o innego mężczyznę, bracie. Ona jest…

— No wykrztuś to w końcu! — krzyknąłem.

— Jest w ciąży. Wygląda na to, że będziesz ojcem.

Nie słyszałem już nic więcej, co mówi moja siostra, gdyż intensywnie przetwarzałem tę informację. Rozpinając guzik od koszuli, zapytałem:

— Jesteś pewna? Klara… Ona nosi moje dziecko. Muszę się z nią zobaczyć… — mamrotałem niczym w transie.

— Nicolas! Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie. Ona ci nie ufa. Ukrywa się przed tobą. Jak myślisz, co zrobi, gdy znikąd się pojawisz? Nie możesz i nie masz prawa po raz kolejny niszczyć jej życia.

— Co ty, do cholery, do mnie mówisz? Tu nie chodzi tylko teraz o nią! Nosi moje dziecko. Mam prawo przy niej być.

— W normalnych okolicznościach zgodziłabym się z tobą, jednak rozstaliście się w kiepskich nastrojach. Ona pewnie się ciebie boi i chce chronić dziecko.

— Co ty pieprzysz? Przed czym chronić? Jestem jego ojcem! I nie skrzywdziłbym jej ani mojego syna.

— Syna? Mniejsza o to. Nie przed tobą, ale przed tym całym syfem… Przed naszym pochodzeniem. Sam dobrze wiesz, ile razy w dzieciństwie marzyłeś, by urodzić się w normalnej rodzinie.

— Cemre… To była inna sytuacja. Nie jestem naszym ojcem, poza tym nie uważasz, że mam prawo uczestniczyć w życiu tego dziecka?

— Nie do mnie powinieneś skierować to pytanie. Jedyne, o co cię proszę, to żebyś działał z wyczuciem. Tu już nie chodzi tylko o was. — Położyła kopertę na stoliku.

— Masz rację. Ma prawo nie chcieć mnie znać. Odzyskam ją, Cemre. Odzyskam i sprowadzę tutaj. Obiecuję.

— Wiem, że zrobisz wszystko, co w twojej mocy, by ponownie ci zaufała.

Podeszła do mnie, przytuliła, po czym skierowała się w stronę wyjścia.

— Dziękuję, siostra — rzuciłem za nią.

— Podziękujesz, gdy zobaczę was razem, szczęśliwych. — Otworzyła drzwi, znikając po chwili.

Nadal byłem oszołomiony tymi wszystkimi informacjami. Kto by pomyślał, że nawet Cemre zaangażuje się w poszukiwania? Przez ten cały czas przecież widziała, co się ze mną działo. Zdążyłem już przesiąknąć tym cierpieniem, bólem i frustracją po tym, gdy Klara odeszła. Przecież nie miałem prawa jej zatrzymywać… Wyraziła się jasno i konkretnie. A ja… tak bardzo za nią tęsknię. Podniosłem kopertę i wyjąłem z jej wnętrza kilka zdjęć. Drżały mi ręce, gdy na nie spojrzałem. Przedstawiały moją kobietę w różnych sytuacjach życia codziennego. Od razu rzucił mi się w oczy jej zaokrąglony brzuszek. To wszystko jest prawdą — będę ojcem. Wpatrując się w fotografię, aż usiadłem z wrażenia. Tak bardzo mnie nienawidzi, że chciała sama wychowywać nasze dziecko? Jakim zwyrodnialcem jestem w jej oczach, że nie chce, bym uczestniczył w jego życiu? Po chwili wyciągnąłem telefon i napisałem pośpiesznie wiadomość do Mateo, aby poinformował kapitana o gotowości do lotu. Muszę to wszystko zaplanować wcześniej, by jej nie przestraszyć. Nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych, wrócicie do mnie, przysięgam.


Klara

Malując portret Nicolasa, poczułam, jak mały człowiek rozpycha się wewnątrz mnie. Odłożyłam pędzel i uśmiechnęłam się. Dotykając dłonią mojego brzucha, zaczęłam mówić:

— Też brakuje ci taty, co? Ciekawi mnie strasznie, czy jesteś dziewczynką, a może rezolutnym chłopcem? Tak skutecznie nie chcesz się pokazać podczas badań, że nie wiem, jakie ubranka kupić. Nadal nic dla ciebie nie mam, więc obiecaj, że będziesz sobie spokojnie siedział aż do czterdziestego tygodnia. Lekarze nie mają racji, donoszę cię do końca. Kto by chciał z własnej woli wcześniej opuszczać tak bezpieczną przystań, co? — Masowałam miejsce, w którym przed chwilą poczułam ruch. — Lubisz głos mamy, maleństwo? Zastanawiam się cały czas nad tym, jaka byłaby reakcja Nicolasa, gdyby odkrył, że zostaniemy rodzicami. Cieszyłby się? A może wręcz przeciwnie… Zamiast skupiać się na tym, co jest tu i teraz, rozmyślam o mężczyźnie, którego nie ma już w moim życiu. Nie chcę, by moje dziecko wychowywało się w takim środowisku i aby miało ręce splamione krwią, czasami zupełnie niewinnych osób. Głupia byłam, myśląc, że mogę cokolwiek zmienić. Tyle razy groziło mi niebezpieczeństwo, choć sądziłam, że jestem najbezpieczniejszą kobietą na ziemi przy facecie, który skradł moje serce. Tak bardzo się myliłam w wielu kwestiach, ale ciebie… ciebie ochronię, za wszelką cenę.

Odeszłam od sztalugi, umyłam dłonie i wzięłam jedno z jabłek, które podarował mi Jacob. Może mi się tylko wydaje, ale mam wrażenie, jakby chodziło mu o coś więcej niż tylko przyjaźń. A może ja zwyczajnie to wszystko wyolbrzymiam i tak naprawdę to tylko przyjacielski gest?


Nicolas

Nalewając sobie whisky do kryształowej szklanki, czułem na sobie wzrok kompana mojej dzisiejszej podróży. Milczał tak samo jak ja. Bo co miałby mi powiedzieć w takiej sytuacji? Pewnie jeszcze nie otrząsnął się z informacji, które mu zdążyłem przekazać podczas tego lotu. Zastanawiam się nad tym, jak zbliżyć się do niej, nie wywołując przy tym dodatkowego stresu. Muszę dobrze to wszystko zaplanować. Uczucia w tym momencie biorą górę nad zdrowym rozsądkiem, ale jednego jestem pewien: nie dopuszczę do tego, by nie uczestniczyć w życiu tego dziecka. Klaro, naprawdę chciałaś pozbawić mnie takiego daru, jakim jest rodzicielstwo? Z zadumy wyrwał mnie głos Mateo:

— Nicolas, czy ty słyszałeś, o co przed chwilą cię zapytałem?

Nie chcąc kłamać, odpowiedziałem krótko:

— Nie.

— Tak też właśnie myślałem. Powiedz mi, co zamierzasz? Wtargniesz tak po raz drugi do jej życia?

— Nie od razu. Najpierw ją trochę poobserwujemy, zorientuję się w sytuacji. Nie chcę narażać jej na niepotrzebny stres.

— Niepotrzebny stres? Zdajesz sobie sprawę z tego, że na stres naraziłeś ją w momencie pojawienia się w jej życiu? Teraz, po kilku miesiącach, ponownie zburzysz jej stabilizację, którą zapewne próbowała osiągnąć po waszym romansie.

— Wiem o tym, ale jakie mam inne wyjście? Mam udawać, że o niczym nie wiem? Będę ojcem! I choć może nie jestem do tego przygotowany, to chcę w tym uczestniczyć.

— A co, jeśli jej do siebie nie przekonasz? Odbierzesz jej dziecko?

— Nie zakładaj z góry tak czarnego scenariusza. Nie wiem, nie zastanawiałem się nad tym, ale na pewno nie zamierzam jej już niczego więcej odbierać.

— Musisz być przygotowany na wszystko. Minęło sporo czasu i ona też mogła się zmienić. Może nie być już tą samą Klarą, którą znasz.

— Odzyskam ją i stworzymy pełną rodzinę dla naszego syna.

— Syna?

— Mam przeczucie, że to chłopiec, chociaż z dziewczynki też będę się cieszył.

— Ale cię wzięło. Obyś się nie rozczarował tylko.

— Co masz na myśli?

— Nie, nic. Wynajmę jakiś dom w okolicy, aby nie wzbudzać sensacji w tej małej mieścinie. Musimy działać incognito.

— Wiem. Nie może się dowiedzieć, jeszcze nie teraz, że ją odnalazłem.

— Obawiasz się spotkania po takim czasie?

— Nie. Wiem, że mnie kocha tak samo jak ja ją. Jakoś prędzej czy później dojdziemy do porozumienia.

— Naprawdę zazdroszczę ci tego optymizmu.

— A jak sytuacja z Terrazzino?

— Coś planują, ale nie udało nam się jeszcze dowiedzieć co. W każdym razie twój ojciec kazał uzbroić więcej osób.

— I dobrze. Spodziewam się, że będą chcieli zacząć realizować zemstę. Wylizali rany, to będą atakować z każdej możliwej strony.

— Źle zrobiłeś, wypuszczając Lucasa.

— Cóż… czasu nie cofnę. Było, minęło. Najważniejsze, by nie dowiedzieli się o Klarze i dziecku, bo wtedy za wszelką cenę będą chcieli mi ją odebrać.

Pokiwał głową.

Wyjąłem telefon, gdzie miałem nasze wspólne zdjęcie, które zrobiliśmy sobie z Klarą podczas pobytu w moich rodzinnych stronach. Wpatrując się tak po raz tysięczny w nasze uśmiechnięte twarze, uświadamiałem sobie coraz bardziej to, że ona nie jest tylko moją miłością, ale i przeznaczeniem. Od niego nie ucieknę. Nie jestem tym, kim chciałaby, bym był, ale kocham ją niczym szaleniec walący co chwilę głową w ścianę. Tyle przeszła, a ja zniszczyłem ją do końca. Czy jej serce będzie potrafiło mi wybaczyć, nauczyć się mnie na nowo? Chociaż na chwilę chciałbym przestać czuć się winny. Tak bardzo pragnę usłyszeć, że zapomina o złych rzeczach, że jest dla nas jeszcze nadzieja. Odkładając telefon, ułożyłem się wygodnie, zamykając oczy i modląc się, by ta podróż dobiegła końca.


Klara

— Jak ty się czujesz, dziecinko? Jesteś taka blada. Dziecko, czy ty w ogóle coś jesz? — zapytała mnie pani Tomson, która przypomina mi trochę moją nadopiekuńczą babcię.

— Dobrze, nie licząc tego, że staję się coraz większa. — Uśmiechnęłam się do niej promiennie.

— Takie uroki ciążowego cyklu. Zobaczysz, po wszystkim jeszcze zatęsknisz za tym. Ja jak nosiłam Toma, to też nie mogłam się doczekać rozwiązania, a z Jacobem chciałam, by ten stan trwał jak najdłużej. Wspomnisz moje słowa. — Przytuliła mnie, zapewne wyczuwając u mnie przygnębienie.

Moje pojawienie się w ich domu zaburzyło ich dotychczasowy styl życia, ale nigdy nie słyszałam, by im to przeszkadzało. Od początku są dla mnie bardzo dobrzy. Czuję się z nimi swobodnie, jakby byli moją rodziną. Na tę chwilę są nią. Obudziwszy się z tych rozmyślań, odpowiedziałam:

— Cieszę się, że niebawem na świecie pojawi się moje dziecko, ale jednocześnie jestem taka przerażona. — Uniosłam głowę, wpatrując się w jej zmęczoną twarz.

— Wszystko będzie dobrze, zaufaj sobie, kochana. Ja wiem, że teraz wydaje ci się to wręcz nierealne, ale wszystko z czasem nabierze znowu jasnych barw. Myślałaś nad imieniem?

— Jeszcze nie.

— Posłuchaj… Nie martw się niczym. Możesz zostać u nas tak długo, jak chcesz. Ja się nawet z tego cieszę, że jesteś z nami. Mam kogoś, z kim mogę porozmawiać. Czy ty wiesz, jak czuje się kobieta wśród trzech mężczyzn? — Na jej twarzy dostrzegłam unoszące się kąciki ust.

— Dziękuję, jesteście dla mnie tacy dobrzy, jednak będę musiała prędzej czy później zacząć rozwiązywać swoje problemy. Nie mogę całe życie uciekać.

— Bardzo słuszna decyzja. Nie wiem, co ten facet ci zrobił, ale jest ojcem twojego dziecka, może warto by było rozważyć przynajmniej poinformowanie go o tym, że zostanie tatą?

— On… nie jest zwykłym mężczyzną. Obawiam się, że nasze dziecko mogłoby skończyć tak jak on…

— Oj dziecko, dziecko. Sprawy damsko-męskie nigdy nie należą do prostych, ale warto przebaczać i próbować dążyć do normalności we dwoje. Przecież widzę, że ty nadal darzysz go ogromnym uczuciem.

— To wszystko nie jest takie proste.

— Dziecko… Jak pożyjesz tyle, co ja, zrozumiesz, że nic w życiu nie jest proste i o wiele w nim trzeba zawalczyć, zwłaszcza jeżeli w grę wchodzi stworzenie rodziny. Ale ostateczna decyzja należy do ciebie i zrobisz tak, jak będziesz uważała. — Wstała, po czym skierowała kroki w stronę wyjścia. — Obiad będzie za dwie godziny. Jacob po ciebie przyjdzie.

— Pojawię się wcześniej, to pomogę pani przy zastawie.

— Odpoczywaj, a ja się wszystkim zajmę. — Przeszła przez drzwi, zatrzaskując je za sobą.

A ja? Znowu zostałam z ziarnem niepewności zasianym przez naszą rozmowę. Przecież nie mogłam im zdradzić, kim tak naprawdę jest ojciec mojego dziecka, a nie chcąc kłamać, wolałam o nim nie mówić nic. Miliony razy chwytałam za telefon, wpisując jego numer… Za każdym razem jednak coś mnie powstrzymywało. Może powinno zostać tak, jak jest? Pora pomyśleć o sobie i tym małym człowieczku i o nikim więcej.


Nicolas

— Nicolasie, dolecieliśmy. — Otworzyłem zaspane oczy, wpatrując się w stojącego nade mną Mateo.

— I dobrze, bo ta podróż nie należała do udanych. Ciągnęła się w nieskończoność.

A może po prostu tak mi się wydaje, bo chciałbym być jak najbliżej niej? — pomyślałem.

— Podczas gdy ty spałeś, ja organizowałem nam dom. Nie są to jakieś luksusy, ale…

— Ale nie będziemy aż tak rzucać się w oczy. Przynajmniej do czasu, gdy nie zaczniemy bywać w miasteczku. Przypuszczam, że nowi są tematem numer jeden w tych stronach. Zawsze jakaś odskocznia od nudnego, wiejskiego życia.

— No właśnie tak. Powiem szczerze, że to jest straszne odludzie. Mało kto zagląda w te strony.

— Dlatego nie mogłem jej odszukać. Nikt by nawet nie pomyślał o tym, że może być właśnie tutaj.

— Nikt oprócz twojej siostry. Powiem ci, że robi to na mnie wrażenie.

— Na tobie wszystko robi ogromne wrażenie, co jest z nią związane. Podkochujesz się w niej od wielu lat — zacząłem drwić.

— Dobra, skończmy ten temat. Przecież wiem, że nie mam u niej szans.

— Skąd możesz o tym wiedzieć, skoro nigdy nawet nie zapytałeś jej, czy by z tobą gdzieś wyszła?

— Cemre ma dominującą osobowość. Obawiam się, że przez to nigdy nie odważę się na taki ruch.

— Twój wybór. Wiesz, że jak coś, to sam mogę jej coś szepnąć.

— Wiesz co… Siedź tu i śmiej się ze mnie dalej, a ja jadę rozgościć się w naszym nowym domu. — Spojrzał na mnie zmieszany i podenerwowany tym, że mógłbym wyjawić mojej siostrze jego pilnie strzeżoną tajemnicę.

— Już się tak nie denerwuj. Czasami trzeba pomóc szczęściu. A wy dwoje…

— Błagam, nie kończ! I ruszajmy, jeśli mamy zobaczyć ten dom za dnia.

— No dobrze, nie bulwersuj się, bo ci żyłka pęknie, ale wiesz, ty i Cemre… Zdecydowanie bylibyście śmieszną parą.

— Dziękuję ci bardzo, przyjacielu. — Drwiąc z jego wyrazu twarzy i nadąsania, choć przez chwilę mogłem zapomnieć o swoich troskach.

Wychodząc z samolotu, prawie przewróciłem się ze śmiechu, który opanował mój umysł. Wyobraźnia zdecydowanie płatała mi figle na myśl o tej dwójce — dorosłych ludzi, a błądzących jak dzieci we mgle. Przecież od dawna wiem, że i moja siostra ma na niego oko, jednak obiecałem przez te wszystkie lata milczeć, ale dużej normalnie nie wytrzymam i w końcu nadejdzie dzień, w którym któremuś z nich zdradzę prawdę.


Klara

— Dziecinko, powiedz, co zamierzasz? Za parę miesięcy urodzisz i praca w sklepie z pamiątkami nie będzie możliwa, do tego wszystkiego jeszcze studiujesz. Z czegoś będziesz musiała zrezygnować, chyba że… — Rozkładając sztućce na stole, usłyszałam zatroskany głos pani Mery.

— Ma pani rację, będę musiała zapewne zrezygnować z nauki. Praca będzie mi potrzebna.

— Tak sobie pomyślałam, że gdybyś chciała z nami zostać, to mogłabym parę godzin dziennie pilnować maleństwa. A ty w tym czasie na spokojnie zajęłabyś się swoimi sprawami, nie rezygnując z niczego. W sklepie i tak pracujesz na pół etatu, a myślę, że jeśli dobrze to rozegrasz, to Bill też bardzo chętnie cię wesprze. Rozmawiałam z nim, jest bardzo zadowolony z twojej obecności w sklepie.

Odwróciłam się i spojrzałam w jej stronę. Poczułam, jak po policzkach spływają mi najprawdziwsze łzy.

— Jesteście dla mnie tacy dobrzy. Jak ja wam się odwdzięczę?

— Wniosłaś w nasze życie wiele pozytywnej energii. Bardzo byśmy wszyscy chcieli, abyś tutaj została. Jesteś dla mnie jak córka, której nie było mi dane mieć. — W tej jednej chwili obie już płakałyśmy. Podeszłam do niej i z wielką sympatią ją przytuliłam.

— A co tu się wyprawia? — Do kuchni niczym jeden mąż wparowali Tom i Jacob. –Przytulanki beze mnie? — Jacob doskoczył do nas i bardzo mocno nas objął. Tom trzymał się z boku, obserwując całą sytuację. Nie był wylewny. Dwa lata temu w wypadku stracił żonę i od tego czasu stał się odludkiem — z tego, co wywnioskowałam po rozmowie z Billem w sklepie.

— Oj, synu! No już, siadaj do stołu. Zobacz, jak Klara pięknie go udekorowała.

— Proszę nie przesadzać, to tylko trochę żywych kwiatów i poskładane serwetki przy sztućcach.

— Uwierz mi, że dla mamy to wiele znaczy. Od lat nikt tak nie przystrajał stołu do posiłku.

Zauważyłam, że Tom się obruszył. Aby nie czuł się już tak niekomfortowo, błyskawicznie zmieniłam temat.

— A wiecie, że podobno Bill jest bardzo zadowolony z mojej pracy u niego?

— Nie mogło być inaczej. Jesteś kreatywna, pomysłowa, przyciągasz do siebie ludzi jak magnes.

— No ciebie, Jacob, w szczególności, co? — zapytał drwiąco Tom.

— Ej, to już cios poniżej pasa! — krzyknął w jego stronę, ukradkiem zerkając na mnie.

— Oj, chłopcy, przestańcie. Dorośli mężczyźni, a jak dzieci. Gdzie jest wasz ojciec? Pierwsze danie wystygnie.

— Pójdę po niego — odezwał się Tom, po czym wstał i wyszedł przez kuchenne wyjście na ganek.

— Widziałem, że tłumik ci się prawie przy aucie urwał. Naprawię go wieczorem, a do pracy cię podrzucę. — Jacob badawczo patrzył na mnie, czekając na jakąś reakcję z mojej strony.

— Nie musisz. Naprawdę nie chcę być dla was problemem.

— Nie jesteś! — odpowiedzieli jednocześnie matka z synem, niczym jeden mąż.

— Ale…

— I nie ma żadnego „ale”, kochaniutka. Jacob zawiezie cię, a wieczorem odbierze. Bądź spokojna.

Już nic więcej się nie odzywając, pokiwałam głową na znak zgody. Nie chciałam wprowadzać większego zamieszania. Drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wszedł jako pierwszy starszy, siwowłosy mężczyzna, a za nim Tom. Był kopią swojego ojca, za to Jacob wdał się w matkę. Obaj byli bardzo przystojni i umięśnieni. Zdecydowanie praca na roli przysłużyła się ich kondycji.

Po co komu siłownia, skoro wystarczy wiejskie życie, by dobrze wyglądać? — pomyślałam. Obaj o jasnoniebieskich oczach. Jednak na tym byłby koniec podobieństw. Mają zupełnie inne charaktery, są jak ogień i woda, jednak zawsze stoją za sobą murem, jeśli wymaga tego sytuacja.

— Dobrze, że już jesteście. Umyjcie dłonie i siadajcie do obiadu, bo całkiem wystygnie. — Starsza kobieta nalała zupy na talerze i ostrożnie postawiła je na stole. Po chwili sama zajęła miejsce obok mnie, oczekując na męża i syna. W ich domu panowało wiele zasad. Jedną z nich było to, iż każdy posiłek spożywają wspólnie, a śniadania, obiady czy kolacje zawsze rozpoczyna najstarszy członek rodziny. Z początku wydawało mi się to dziwne, jednak po pewnym czasie zrozumiałam, że wspólne przebywanie podczas posiłków ich do siebie zbliża. Chciałabym kiedyś móc usiąść tak ze swoją rodziną, jednak od dłuższego czasu już przestałam się łudzić, że tak się kiedykolwiek stanie.

Gdy już wszyscy zasiedliśmy do spożywania posiłku, miałam wrażenie, że Jacob nie może oderwać ode mnie wzroku. Czułam, jak moje policzki przybierają kolor dojrzałych malin. Spuściłam wzrok, udając, że pochłania mnie w całości jedzenie zupy. Zastanawiałam się, czy powinnam z nim porozmawiać o tym? A jeśli wyolbrzymiam całą sytuację i to wszystko mi się wydaje? Postanowiłam, że na razie będę obserwowała rozwój wydarzeń, a jeśli zajdzie potrzeba, wtedy ewentualnie ostudzę jego zapał. Przebywając w ich towarzystwie, naprawdę mogę zaznać rodzinnej atmosfery. Czuję się bezpiecznie, a każdy potencjalny problem wydaje się łatwy do rozwiązania. Do tej pory tego w moim życiu brakowało, ale przy nich wydobywam z siebie siłę, która pozwala mi na stawienie czoła moim demonom, które prędzej czy później wypełzną z mroku.


Nicolas

— Daleko jeszcze ten dom? O której zaczyna pracę w tym sklepiku?

— O nie, Nico. Obiecałeś, że będziemy trzymać się na uboczu, aby ludzie nie gadali o nas w mieście. Po co ci to?

— Muszę ją zobaczyć, chociaż przez ułamek sekundy. Zaparkujesz przed sklepem, przecież nie zauważy nas.

— I tyle by było z naszych ustaleń.

— Zachowujesz się tak, jakbyś mnie znał raptem pięć minut, Mateo.

— Ooo… Znam cię praktycznie całe życie i aż dziwne, że łudziłem się, że tym razem postąpisz inaczej. Jednak rozumiem. Kochasz ją, nie widziałeś jej od miesięcy. Sam bym tak postąpił.

— Nie jej, a ich! Czyli mój przyjaciel mnie nie potępia? Dobrze wiedzieć. — Parsknąłem pod nosem, zaciskając w dłoni łańcuszek, który oddała mi tamtej feralnej nocy.

Gdyby tylko można było cofnąć czas… Podjąłbym wiele innych decyzji, włączając w to mój sekret względem Klary. No ale nie mogę, a ja w gruncie rzeczy nie jestem typem mężczyzny, który siedzi i płacze nad rozlanym mlekiem. Wolę działać niż biadolić. Świadome decyzje są częścią mojej osobowości, bez względu na wynikające z tego konsekwencje.

— To co w końcu robimy? Jeśli chcesz ją zobaczyć, to proponuję najpierw poczynić obserwacje pod sklepem. Za pół godziny Klara będzie zaczynała zmianę. A później sugeruję wizytę w naszym tymczasowym lokum.

— Świetnie! W międzyczasie zamów nam coś do jedzenia.

— Lepiej wysłać Kemala po zakupy. Zamawianie jedzenia przez obcych może za bardzo się rzucić w oczy.

— Masz rację. To który z was gotuje?

— Żartujesz, mam rację?

— Czy wyglądam, jakbym żartował? Ja nigdy niczego nie ugotowałem, no oprócz wody w czajniku.

— Wiem. Ja jakąś jajecznicę mogę usmażyć. Co do reszty… to wątpię, że chciałbyś tego spróbować.

— No cóż, wygląda na to, że będzie trzeba kupić gotowe dania w sklepie do podgrzania. Przynajmniej do czasu, aż nie porozmawiam z Klarą.

— Zastanawiałeś się nad tym, co jej powiesz, gdy dojdzie do konfrontacji między wami?

— Jeśli oczekujesz szczerej odpowiedzi, to nie mam pojęcia na ten moment. Mam tylko nadzieję, że choć trochę mniej mnie nienawidzi. — Wypowiadając to zdanie, miałem przed oczami nasze ostatnie spotkanie i to, co mogłem wyczytać wtedy z jej twarzy. Wspomnienia tamtej nocy powodują u mnie palpitacje serca. Tak bardzo starałem się jej nie skrzywdzić, zatrzymać przy sobie. Bojąc się, kompletnie przestałem myśleć o szczerości, która dla niej jest wszystkim. Mam tyle sekretów, tyle przelanej krwi na dłoniach i mimo to była przy mnie, zanim Paola zdradziła jej okoliczności śmierci rodziców. Jestem wściekły, ale wyłącznie na siebie. Nawet ojciec radził mi, abym powiedział jej o nocy sprzed dwudziestu lat. W jednym miał rację — związku nie zbuduje się na kłamstwach. Prawda prędzej czy później wyjdzie, niszcząc wszystko po drodze.

— Jesteś podekscytowany tym, że ją ujrzysz, co?

— Wydaje ci się. — Pomyślałem, że zna mnie jak nikt inny, ale nie zamierzam okazywać swoich słabości. A ona jest jedyną moją słabością.

— Mnie nie oszukasz, ale niech ci będzie. — Uśmiechał się pod nosem.

— Myślisz, że ona przez ten cały czas myślała tak intensywnie o mnie, jak ja o niej?

— Nie wiem, ale jednego jestem pewien. Ona naprawdę darzyła cię uczuciem, a zważając na okoliczności i fakt, że nosi twoje dziecko, to… raczej nie zapomniała.

— Taki ze mnie twardziel, sam przecież wiesz, a przy niej jestem całkowicie bezbronny. Ta podatność nie jest dobra, Mateo, w naszym świecie. W imię zemsty jestem przez to łatwym celem. Dlatego jak najdłużej każdy z naszych wrogów musi myśleć, że jej już nie ma w moim życiu.

— Dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę. Jednak długo nie ukryjesz tego, że nosi twoje dziecko. Stanie się łatwym celem i przynętą.

— Wiem. Dlatego tak zależy mi, by ją stąd zabrać. Przez cały czas będzie miała ze sobą ochronę.

— Nicolas, ona najbezpieczniejsza jest z dala od ciebie, tak jak w ciągu tych ostatnich miesięcy.

— Myślisz, że o tym nie wiem? Jednak nie potrafię bez niej żyć. A teraz mam dodatkową motywację do odzyskania jej.

— Dziecko.

— Właśnie tak. Terrazzino nie śpi. Będzie się mścić. Wojna wisi w powietrzu. Wiem, że ją z nimi wygram, ale wiem też, że będą chcieli odebrać mi to, co kocham. Zwłaszcza Paola. Dlatego tak ważne jest teraz, abyśmy jak najszybciej zabrali stąd kobietę, którą kocham.

Spoglądam na widok za oknem i dostrzegam piękne, majestatyczne puste przestrzenie, niekończącą się drogę, a po obu jej stronach rozciągające się bezdroża, prerie i dziką naturę. Co jakiś czas mijamy bramy wjazdowe na ranczo i samotnie stojące stacje benzynowe. W tym stanie zdecydowanie czuć niesamowitą atmosferę. Ludzie żyją tutaj tak, jakby czas się zatrzymał. Nic dziwnego, że wybrała właśnie to miejsce. Teksas oznacza tyle, co „przyjaciele”, „sprzymierzeńcy”. Szukała bezpiecznej oazy spokoju i serdecznych ludzi. Tutaj zapewne to odnalazła. Dojechaliśmy właśnie do miasteczka o nazwie Star in the sky, a właściwie Estrella en el cielo — po hiszpańsku. Z zamyślenia wyrwał mnie głos mojego kompana:

— To tutaj. Nazwa tego miasteczka całkiem adekwatna do sytuacji. „Gwiazda na niebie”. Ciekawe, kto wymyśla takie teksty? — roześmiał się Mateo, a ja, nie mogąc myśleć już o niczym innym, czekałem w napięciu na moment, w którym będę mógł na własne oczy przekonać się o wszystkich poznanych w ostatnim czasie newsach. W miasteczku panował spokój, tak jak przypuszczałem. Mało kogo można było dostrzec na ulicy. Jedynie sklepikarze od czasu do czasu przechadzali się przed swoim dobytkiem.

Zatrzymaliśmy się przed jednym z wielu domków handlowych, bo tak przynajmniej one wyglądają, to całe miasteczko wygląda tak przytulnie, że sam mógłbym tutaj na dłużej się zaszyć. Czekałem w napięciu na to, by kobieta, której oddałem całego siebie, pojawiła się. Aż wreszcie to nastąpiło! Już żaden z nas nic nie mówił, obserwując wszystko w milczeniu.


Klara

Z rancza do miasteczka dzieliło nas raptem jakieś piętnaście minut podróży autem. Zapinając szelki od obszernych ogrodniczek, myślałam o kolejnej wizycie u lekarza. Czy tym razem poznam płeć istotki noszonej pod sercem? Wiadomość o ciąży spadła na mnie nieoczekiwanie.

Pamiętam dzień, w którym spojrzałam na test, a na nim pojawiły się dwie grube kreski. Byłam załamana po romansie z Nicolasem, a ta informacja wcale nie polepszyła mojej sytuacji. O ciąży powiedziałam jedynie kilku zaufanym osobom, w tym Matyldzie. To ona naciskała na wizytę u lekarza. Udałam się na drugi dzień na prywatną wizytę. Usłyszałam jedynie: „gratuluję, będzie pani mamą”, a ja zastanawiałam się nad tym, co dalej. Co się stanie, jeśli któregoś dnia w Sopocie spotkam miłość mojego życia? Pracowałam jeszcze chwilę w restauracji, odkładając każdą zaoszczędzoną złotówkę. Jednak któregoś dnia w pracy poczułam silny ból w podbrzuszu. Później wszystko pamiętam jak przez mgłę. Karetka, szpital i słowa lekarzy, że muszę o siebie zadbać, bo inaczej stracę dziecko. Nie chciałam i nie mogłam dłużej tam zostać. Dlatego postanowiłam, że wrócę w rodzinne strony, jednak los bywa przewrotny. Okazało się po tygodniu, że dostałam się na moje upragnione studia, jednak wiązało się to ze zmianą całego dotychczasowego życia. To nie było dwieście kilometrów, a ponad dziewięć tysięcy, bo tyle dzieliło mnie od tego stanu w Ameryce. Ludzie tutaj podają wszystkie odległości w milach. Jakim cudem się dostałam? Nie wiem, jednak pomyślałam sobie w tamtej chwili, że to dobra opcja, by już nigdy więcej nie wpaść na ojca mojego dziecka. Im dłużej tutaj przebywam, tym częściej zastanawiam się, czy podjęłam słuszną decyzję.

Zakładając buty, słyszę głos Jacoba, że musimy już jechać i żebym się pospieszyła. Biorę portfel, wkładam go do torby i wychodzę z mojego tymczasowego domu. Przed drzwiami widzę, że czeka już na mnie najlepszy facet, jakiego miałam okazję poznać. Naprawdę on i jego rodzina bardzo mnie wspierają.

— Daj tę torbę, zaniosę ją — mówi.

— Spokojnie, jest praktycznie pusta. Dam radę. — Uśmiecham się do niego z lekko wymuszonym wyrazem twarzy. Bywają chwile, że czuję się przy nim jakoś nieswojo. Z czego to wynika, nie wiem. Może zwyczajnie jestem przewrażliwiona.

— Tak sobie pomyślałem, że po pracy moglibyśmy skoczyć do naszego miasteczkowego kina. Wprawdzie nie grają tutaj nowości, ale na pewno znajdziemy coś dla siebie. Oczywiście jeśli chcesz i będziesz miała ciut siły.

— Z przyjemnością. — Czując, że jestem mu coś winna, zgodziłam się, choć szczerze mówiąc, wolałabym w tym czasie skończyć portret Nico. Zostało jeszcze sporo pracy, a zaliczenie tuż-tuż.

Otworzył po mojej stronie drzwi furgonetki, bym wsiadła. Zajmując miejsce po stronie pasażera, przypomniałam sobie podobną sytuację, tyle że z udziałem kogoś innego. Jacob usiadł obok mnie z drugiej strony i ruszyliśmy drogą w stronę miasta. Nie będąc skłonna do rozmów, odwróciłam twarz w stronę przebijających się promieni słońca i udawałam, że odpoczywam. Nie naciskał. I tak podróż upływała nam w milczeniu. Zasnęłam, nie wiedząc nawet kiedy. Sen w ostatnim czasie jest dla mnie lekarstwem na wszystko. Często w nich widuję Nicolasa wyciągającego w moją stronę rękę. Widzę jego zatroskaną twarz, te piękne piwne oczy i pełne słodkości usta. Tak je właśnie zapamiętałam. Usta dające tyle rozkoszy. Słyszę z oddali czyjś głos, nienależący do mężczyzny, na którego patrzę.

— Klaro, dojechaliśmy. Obudź się. — Usłyszałam i z niechęcią otworzyłam oczy. Zobaczyłam przed sobą twarz Jacoba, nie Nico.

— Przepraszam, musiałam przysnąć — odpowiedziałam, odsuwając się od niego.

— Nic się nie stało. Coś chyba miłego ci się śniło, bo tak się uśmiechałaś — stwierdził, nie odrywając ode mnie wzroku. Czułam, jak moje policzki płoną.

Aby zmienić temat, zapytałam:

— To widzimy się za cztery godziny?

Spojrzał na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami.

— Oczywiście, tylko nie wiem, czy dziś dłużej nie pracuję, więc jak coś, to napiszę. Poczekaj, zaraz ci pomogę.

Pospiesznie wysiadł, by po chwili otworzyć drzwi po mojej stronie. Dostrzegłam w nim jakąś zmianę, której nie potrafiłam zidentyfikować. Podałam mu rękę, a on, chwytając mnie w talii, uniósł i postawił obok auta. Zamarłam na moment. Biła od niego jakaś pewność. Coś się zmieniło.

— Dziękuję, ale nie musiałeś.

— Musiałem — odpowiedział, gładząc mnie po ramieniu. — Przyjadę za parę godzin. Uważaj na siebie.

Pochylił się i pocałował mnie w policzek. Miałam wrażenie, że oblał się perfumami całej drogerii.

Odwróciłam się i skierowałam w stronę wejścia, przez cały czas czując na sobie czyjś wzrok. Z jakimś dziwnym niepokojem w sercu zniknęłam za drzwiami.


Nicolas

— Patrz, ktoś podjeżdża pod sklep.

— Chyba nie sądzisz, że to Klara przyjechała tą rozklekotaną furgonetką? — oznajmiłem, pewien swego.

— Zaraz się przekonamy — odpowiedział Mateo.

Czekaliśmy dłuższą chwilę, aż z samochodu wysiadł postawny mężczyzna. Pędem wręcz obszedł auto, otwierając drzwi po stronie pasażera. Zobaczyłem, jak unosi kobietę o blond włosach i stawia ją na chodniku. Pomyślałem sobie, że to jakaś zakochana para, aż mnie zaczęło mdlić na ich widok. Nie dostrzegłem od razu twarzy kobiety. Dopiero po chwili rozpoznałem moją Klarę. Poczułem, jak puls mi przyspiesza, a pięść zaciska się na znak buzującej we mnie złości. Miałem ochotę wysiąść i dać w pysk facetowi, który śmiał się do niej zbliżyć.

— Nicolasie, tylko spokojnie. — Mój przyjaciel przytrzymał mnie za ramię, bo wiedział, co zamierzam zrobić.

— Mam być spokojny? Czy ty to widzisz? On ją dotyka!

Dostrzegłem, jak coś do niej mówi, po czym pochyla się i całuje ją. Nie wytrzymałem. Chwyciłem za klamkę, jednak drzwi ani drgnęły.

— Do cholery! Mateo, wypuść mnie z tego przeklętego auta! — Sapałem w tym szale, niczym rozwścieczony czerwoną płachtą byk.

— Nie pozwolę ci teraz do niej tam podejść, rozumiesz? Musisz opanować się. Kiedy ty się wściekałeś, ja obserwowałem ulicę po drugiej stronie. Ktoś robi im zdjęcia z ukrycia.

Uspokoiłem się na chwilę, słuchając tego, co mówi Mateo. Spojrzałem na drugą stronę. Rzeczywiście ktoś z auta pstrykał im fotki. Obróciłem ponownie głowę w stronę sklepiku, w momencie gdy akurat wchodziła do budynku. Zdenerwowany chciałem jechać za człowiekiem, który był bliżej z nią niż ja. Pohamowałem gniew, myśląc szybko i racjonalnie.

— Jedź za tym niebieskim autem. Dowiemy się, do czego i komu potrzebne są zdjęcia Klary.

Kiedy ruszaliśmy, spojrzałem jeszcze raz na stare drewniane drzwi, po czym wyjąłem telefon, aby wybrać numer Kemala. Nie chcąc rzucać się w oczy, przyleciałem tylko w towarzystwie Mateo, natomiast Kemal miał do nas dołączyć niebawem.

Po dłuższej chwili oczekiwania w końcu odebrał.

— Tak, szefie?

— Doleciałeś już? Jeśli tak, to twoim kolejnym zadaniem jest obserwacja Klary. Chcę wiedzieć o każdym, nawet najmniejszym szczególe. Rozumiesz? — Mój szorstki głos odbił się echem po wnętrzu naszego pojazdu. Kątem oka dostrzegłem spojrzenie Mateo i widziałem, jak bardzo martwi go ta cała sytuacja, do której sam doprowadziłem.

— Przyjąłem.

— Kemal, jeśli coś się stanie, to wyciągnę wobec ciebie konsekwencje. To bardzo ważna misja, nie zawiedź mnie.

— Czy kiedykolwiek szefa zawiodłem? Będę miał na nią oko za dnia i w nocy.

— Jesteśmy w kontakcie. Lokalizację domu znasz. Informuj mnie na bieżąco. — Urywając połączenie, odezwałem się: — Patrz, skręca. Zaraz opuścimy miasto. Myślisz, że to informator Terrazzino?

— Nie wiem. Jeśli tak, w takim razie obserwują dziewczynę od dawna, a to oznacza, że wiedzieli o wszystkim przed nami.

— Cholera jasna! Przez tyle miesięcy sądziłem, że będąc z dala ode mnie, pozostaje bezpieczna, a tu się okazuje, że mój wróg jest o krok przed nami.

— Zastanawiające jest, że do tej pory nie wykonali żadnego ruchu, jeśli oczywiście rzeczywiście to oni. Wrogów nam nie brakuje.

— Za chwilę się o tym przekonamy.

Trzymając dystans, wjechaliśmy na piaszczystą drogę. Przed nami rozciągał się jedynie pustynny krajobraz, a słońce paliło nawet przez zamknięte szyby. Wynalazkiem życia jest klimatyzacja, bez niej pływalibyśmy w zapachu swoich feromonów.

— Nicolasie, widzisz ten zarys przed nami?

— Widzę.

Na horyzoncie, między niebem a ziemią, dostrzegliśmy stary rozpadający się budynek. Był wysoki o nietypowych kształtach. Pomalowany na czerwono, przypominał stodołę bądź stajnię. Ten rejon miał zupełnie inne konstrukcję niż te, które mogliśmy spotkać w innych częściach świata. Mateo zgasił silnik i trzymał się z tyłu w odpowiedniej odległości, by nieznajomy nas nie dostrzegł. Resztę trasy pokonaliśmy na własnych nogach. Auto, którym przyjechał mężczyzna, stało zaparkowane tuż przed wysokimi drzwiami budynku. Musieliśmy być bezszelestni, bo każdy najmniejszy błąd mógł zdradzić naszą obecność. Zobaczyliśmy dostawioną drabinę do okna na górnej kondygnacji. Dałem znak kompanowi, by wszedł po niej, a ja, obchodząc budynek, wślizgnąłem się do środka przez tylne wejście.

Rozdział drugi

Klara

Wyjmując z pudeł kolejną dostawę ozdób, zastanawiałam się nad tym, po co Bill tyle tego zamawia, skoro i tak praktycznie żadnej nowej twarzy w miasteczku nie widać. Przyjezdni raczej unikają tego miejsca, gdyż znajduje się ono praktycznie na pustkowiu. Mało który śmiałek zapuszcza się w te strony. Ich strata, gdyż w barze „W złocistym garze” podają najlepsze steki, jakie kiedykolwiek jadłam. Z tego właśnie słyną. Stek w panierce, tacos, burrito czy nachos, mimo meksykańskich korzeni, podbijają serca miejscowych. Gdy przyjechałam do tej mieściny, poczułam, jakby czas się zatrzymał. Nikt tutaj nie goni za pieniędzmi, władzą, a ludzie są pomocni i życzliwi, choć z początku było mi trudno zdobyć ich zaufanie. To niewielka lokalna społeczność, która potrzebuje czasu, by móc się do kogoś nowego przekonać. Z rozmyślań wyrwał mnie głos przystojnego jak na swój wiek mężczyzny. Kruczoczarne włosy, pokryte lekką siwizną i ciemne oczy — tak właśnie prezentował się właściciel tego dobytku.

— Klaro, gdy skończysz, przyjdź, proszę, do mojego biura. Chciałbym z tobą porozmawiać.

— Oczywiście. Przyjdę za dziesięć minut.

Skinął głową, po czym zostałam w pomieszczeniu sama. Czy chce mnie zwolnić? Robię się coraz większa, może myśli, że i tak porzucę tę pracę za jakiś czas. Nie mogę sobie teraz pozwolić na bezrobocie. Muszę go jakoś przekonać, abym została, choć pani Mery mówiła, że jest ze mnie zadowolony. Sama już nie wiem, co myśleć. Zamiast zadręczać się, trzeba szybko skończyć i poznać powód, dla którego mnie wzywa. Tyle zawdzięczam tym wszystkim ludziom. Są mi bliżsi w tych ciężkich chwilach niż rodzina i przyjaciele. Wpakowałam się w to wszystko na własne życzenie, teraz pozostaje mi stawić temu czoła. Po rozpakowaniu ostatniego przedmiotu chwyciłam duże pudło i przechodząc przez tylne drzwi, wyszłam na niewielkie podwórko, gdzie znajdował się kontener na śmieci. Wyrzucając odpad, poczułam w kieszeni wibrację mojego telefonu. Wyciągnęłam go, widząc na wyświetlaczu jedną nieprzeczytaną wiadomość. Przesuwając palcem po ekranie, spojrzałam na jej treść. To od Jacoba. „Jestem zaszczycony, że zgodziłaś się pójść ze mną na seans do naszego niewielkiego kina. Zobaczysz, będziemy się świetnie bawić, zapominając o wszystkich troskach. Uważaj tam na siebie”.

Nie wiedząc, co odpisać, poczułam dziwne ukłucie w sercu, jakbym właśnie dopuszczała się zdrady. Dziewczyno, uspokój się. Przecież jesteś singielką, wprawdzie w pakiecie z dzieckiem w brzuchu, ale jednak singielką i nie powinnaś tak się czuć. To dlaczego jestem taka niespokojna, jakbym robiła coś złego? Przestań się zadręczać i lepiej udaj się na spotkanie z szefem — skarciłam samą siebie w myślach, kierując kroki w stronę drzwi. Przekraczając próg tego miejsca, miałam czasami wrażenie, jakbym znalazła się w innej epoce. Drewniana lada, dużo półek i ogromna ilość przeróżnych pamiątek czy ozdób na każdą okazję, do tego witryna sklepowa pomalowana na zielony kolor, a w niej ogromnych rozmiarów okno z kotarą i ten klimatyczny zapach antycznego sklepu — to wszystko robiło na mnie ogromne wrażenie.

Pamiętam dzień, w którym pierwszy raz znalazłam się w tym miejscu. Przyszłam z panią Mery po odbiór starego zegara z kukułką. To właśnie dzięki niej otrzymałam tę posadę. Przeszedłszy do strefy socjalnej, przyłożyłam dłoń do futryny od drzwi do biura Billa i zapukałam w nią. Zobaczyłam uniesioną nad biurkiem głowę szefa szperającego w stercie dokumentów.

— Wejdź, proszę. Usiądź. — Wskazał dłonią krzesło naprzeciwko. Poczułam suchość w ustach.

— Tak, ja wiem… Jestem w ciąży, co sprawia, że możesz sądzić, że za chwilę ucieknę na zwolnienie, ale zapewniam…

— Klaro, poczekaj. Może ja najpierw zacznę mówić? — przerwał mi. — Z początku, jak sama wiesz, byłem sceptycznie nastawiony do twojej obecności tutaj. Twierdziłem, że ze wszystkim sam sobie świetnie radzę, choć z czasem prawda okazała się zupełnie inna. Dzięki temu, że cię zatrudniłem, mam więcej czasu dla rodziny, a sklep dużo lepiej prosperuje, bo świadomie podpowiadasz klientom. Nawet jeśli przychodzą po jedną rzecz, ty i tak sprzedasz coś jeszcze. Masz smykałkę do biznesu. Dlatego chciałbym, abyś została na stałe, zajmując się również częściowo dokumentacją biurową. Jak widzisz, przez lata nawarstwiło się tego troszkę, a dobrze byłoby to jakoś posegregować. Oczywiście dostaniesz również dodatek do pensji oraz jednorazową premię za zasługi. Co ty na to? — Nalał do szklanki wody i podał mi ją.

— Ja, ja… Nie wiem, co powiedzieć. — Biorąc łyk wody, spojrzałam w oczy szefowi i cichutko wyszeptałam: — Dziękuję.

— Widzę, że moja oferta cię zaskoczyła.

— To prawda. Idąc tutaj, układałam sobie w głowie to, jakimi argumentami będę cię w stanie przekonać, abyś mnie nie zwalniał.

— Zwolnić? Ciebie? Jesteś najlepszym pracownikiem, jakiego kiedykolwiek miałem.

— Ale jestem w ciąży i…

— I co? Ciąża to nie choroba, a ja mam krótszą nogę i z tego powodu mam nie tańczyć, bo utykam? No, Klaro, więcej wiary w siebie. A teraz zmykaj, bo mamy kolejną osobę zainteresowaną naszym asortymentem.

Wstałam i zaczęłam podążać w stronę głównej części sklepu. Nadal byłam oszołomiona tym, co przed chwilą zaszło, jednak w głębi duszy cieszyłam się z takiego obrotu sprawy i z tego, że wszystko wraca na właściwe tory.


Nicolas

Kiedy znalazłem się w pomieszczeniu, dostrzegłem mężczyznę obróconego tyłem, notującego coś przy drewnianym stole. Widząc u góry Mateo, zacząłem bardzo cicho podchodzić. Nie zauważając patyka leżącego przede mną, wszedłem na niego stopą, łamiąc go przy tym. Szczupły mężczyzna gwałtownie odwrócił się w moją stronę. Wpadając w panikę, zaczął uciekać w stronę frontowych drzwi. Mateo, schodząc z drabiny, skoczył wprost na niego, przyciskając go do twarzą do ziemi.

— Niezły refleks, stary — odpowiedziałem i w tej chwili miałem dla niego naprawdę spore uznanie.

— Jesteś od teraz moim dłużnikiem.– rzekł.

Podszedłem do niego i pomogłem mu wstać, jednocześnie trzymając za ramię naszego uciekiniera.

— Kim ty jesteś, co? — Spojrzałem na nieznajomego. Nawet nie drgnął, a jego twarz pozostawała tak samo niezmienna jak chwilę temu.

— Chyba nasz przyjaciel zapomniał zabrać języka — skomentował Mateo.

— A może doznał amnezji na nasz widok? — dodałem, unosząc demonicznie kąciki ust. — Zatem, przyjacielu, skąd się tu wziąłeś? I czemu fotografowałeś w mieście tę dziewczynę?

— Nie wiem, o czym mówicie, panowie — odezwał się w końcu nieznajomy.

— Patrzcie go, jednak potrafi mówić. Nie powiesz nam nic po dobroci? Twoja strata. — Zdjąłem swoją granatową marynarkę, podwijając rękawy koszuli.

Mateo przywiązał go do belki znajdującej się nieopodal stołu, a ja w tym czasie zacząłem przeszukiwać rzeczy należące do mężczyzny.

— Tu nic nie ma. Oprócz jedzenia i butelki z wodą.

— A aparat?

— Pewnie zostawił w samochodzie. Później go zabierzemy.

Ujrzawszy w rogu beczkę, podszedłem do niej, chwytając w dłoń obcążki.

— Twój brak odpowiedzi bardzo mi się nie spodobał. — Odwróciłem się w stronę chłopaka, kręcąc głową. — Powiedz, ilu was jest?

— Ja… Jestem tutaj sam.

— Nieładnie tak kłamać, gdy grzecznie pytamy. — Obszedłem go, chwytając jego dłoń. Po chwili wyrwałem mu paznokieć.

— Aaaa!!!

— Ponowię pytanie. Ilu was jest i dlaczego robiłeś tej dziewczynie zdjęcia?

— Nic nie powiem.

— Naprawdę? Bo ja sądzę, że za chwilę wyśpiewasz nam wszystko. — Nie zważając na możliwą reakcję, wyrwałem mu kolejny paznokieć. — Cholera! A tak nie chciałem się ubrudzić, a teraz będę musiał umyć dłonie.

— I… ona… — Zaczął szlochać niczym małe dziecko.

— Hej, hej przyjacielu, nie mdlejemy, tylko mówimy.

Mateo podał mi butelkę z wodą. Odkręciłem ją i wylałem jej zawartość na głowę naszego więźnia.

— Mów do mnie! — ponowiłem rozkaz.

— Proszę, nie zabijaj mnie. Kazano mi.

— Kto? Po co? Ile czasu już prowadzisz obserwację?

— Nnn...nie wiem, naprawdę.

— Oj wiesz, aż za dobrze. Skoro to nie robi na tobie wrażenia, to może pozbawimy cię czegoś znacznie cenniejszego? Co o tym sądzisz, Mateo?

— Sam się o to prosi. — Podszedł do niego i ściągnął mu spodnie.

— Boże! Co wy chcecie zrobić?

— To, co konieczne, skoro współpraca nie wchodzi w grę.

— To taka podpucha, wy mnie tylko straszycie.

— Czy sądzisz, że należę do ludzi, którzy rzucają słowa na wiatr? Dalej, ściągnij z niego gacie! — warknąłem.

Mateo bez słowa podszedł i wykonał polecenie. A ja, wyciągając nóż, podszedłem z nim bardzo blisko do przyrodzenia naszego więźnia.

— Proszę, błagam… Jeśli masz w sobie trochę człowieczeństwa, nie rób tego.

— Jeśli chodzi o sprawy zawodowe czy bezpieczeństwo moich najbliższych, to wiedz, że nie znam takiego pojęcia.

— Dobrze, powiem wszystko, tylko nie pozbawiaj mnie męskości. Jestem naprawdę tutaj sam.

— Na czyje polecenie?

— Nie wiem, nie przedstawiła się. Rozmawiałem z nią tylko kilka razy przez telefon. Zapłaciła z góry.

— Za co ci zapłaciła?

— Miałem zbierać informacje o tamtej kobiecie spod sklepu.

— Jak długo tutaj jesteś?

— Od tygodnia, ale nie zdążyłem się z nią jeszcze skontaktować. Miałem zadzwonić pod wskazany numer, gdy zdobędę informację.

— Gdzie masz telefon?

— Już mam, Nico. Był w kieszeni — powiedział Mateo.

— Wskaż mi numer, pod który miałeś zadzwonić.

— Pierwszy od góry. Przysięgam, nic więcej nie wiem.

— Wiesz co? Kto przystaje z moim wrogiem, kończy tak samo jak on.

Wziąłem foliowy worek, znajdujący się pod stołem, oraz długą linę. Zarzuciłem ją na belkę od stropu, a drugi koniec przywiązałem do nóg skrępowanego mężczyzny.

— Powiedz mi, jak masz na imię?

— Alfonso. — Przełknął głośno ślinę.

— Widzisz, Alfonso, sprawa wygląda następująco… My nie zostawiamy świadków, a tym bardziej śladów. Jest mi naprawdę bardzo przykro, że zostałeś wmieszany w sytuację bez szczęśliwego zakończenia dla ciebie, ale wiedz, że bardzo nam pomogłeś. Masz żonę, Alfredo?

— Alfonso. Tak, mam rodzinę. Niedawno urodziła mi się córka. Proszę, wypuść mnie.

— Wiedz, że zabezpieczymy ją na przyszłość. Nie zabraknie twojej rodzinie pieniędzy na życie. A teraz niestety jesteśmy zmuszeni się pożegnać. Przyjąłeś zlecenie od niewłaściwej osoby, za co zapłacisz najwyższą cenę.

Zarzuciłem worek na praktycznie całego mężczyznę, dając znak kompanowi, by zaczął podciągać go na linie. Mężczyzna, krzycząc, rzucał się na wszystkie strony niczym źrebię idące na rzeź. W naszym świecie nie ma miejsca na sentymenty, a brutalność czy śmierć jest czymś naturalnym. Podszedłem bliżej mężczyzny, dając upust swojej złości, może nawet bezsilności. Raz po raz uderzałem pięściami worek z ludzkim mięsem w środku. Dopiero gdy mężczyzna przestał się ruszać, a całe wnętrze było wypełnione krwią, przestałem znęcać się nad ciałem. Przypomniałem sobie moment, w którym pierwszy raz zabiłem. Miałem zaledwie dziesięć lat, jednak dla mojego ojca był to tylko kolejny test. Nie czułem się dumny. Długo miewałem później w nocy koszmary, ale z biegiem czasu przestałem odczuwać cokolwiek. Na ten moment zabijanie jest tylko kolejnym z zadań do wykonania. Mówią, że piekło jest tutaj na ziemi, zatem jestem jego panem i władcą.

— Przykra sprawa, że musiał tak skończyć — skwitował Mateo.

— Tak jak powiedziałem, zabezpieczymy jego rodzinę. Zajmij się tym.

— Co ty taki empatyczny się stałeś?

— Może dlatego, że sam będę ojcem.

— Po trupach do celu.

— Ten akurat był niepotrzebny. Facet przyjął niewłaściwe zlecenie.

— Myślisz o tej samej osobie, co ja?

— Tak. Upewnimy się, gdy zadzwonię pod wskazany numer.

— Rozstaliście się z Klarą, a ona nadal pod wami kopie.

— Jest zawistna i nieszczęśliwa. Chcę się mścić.

— Czy to rozsądnie ją prowokować?

— Skoro chce się pobawić, to się zabawimy, jednak na moich zasadach. Nikt nie będzie stanowić zagrożenia dla Klary. Ty i Kemal macie zrobić wszystko, aby była bezpieczna do czasu, aż się nie ujawnię.

— Jak długo chcesz to ciągnąć?

— Tyle, ile trzeba. Dowiem się wszystkiego na temat tego bawidamka. Jest zauroczony moją kobietą.

— Pamiętaj, że Klara go lubi i tak naprawdę nie wiesz, co ich łączy.

— Nic ich nie łączy — warknąłem. Wrócimy do tego jeszcze. Teraz zajmij się ciałem. Zakop gdzieś za stodołą, a ja zmyję krew i zabiorę z jego auta aparat.

Każdy z nas zajął się swoją robotą. Oblewając ręce wodą, zastanawiałem się nad tym, co teraz robi dziewczyna, która zmieniła całe moje życie. Czy łączy ją coś z tym mężczyzną, który ją przywiózł? Mając mętlik w głowie, patrzyłem, jak bezbarwna ciecz oczyszcza z krwi moje dłonie.


Klara

Ta praca może nie jest jakoś bardzo wymagająca, ale na pewno daje poczucie bezpieczeństwa i komfort psychiczny. Te kilka godzin sprawia, że czuję się zwyczajnie szczęśliwa.

Dzień chylił się pomału ku końcowi. Zliczając dzisiejszy stan kasy, zapisywałam wszystko na kartce dla Billa. Zaufał mi i nie zamierzam go zawieść. Nie słysząc dzwoneczka przymocowanego u drzwi, dopiero po chwili zauważyłam sylwetkę chłopaka, któremu obiecałam filmowy seans. Wpatrywał się we mnie intensywnie, w dłoni trzymając bukiet, zapewne dzikich kwiatów. Zarumieniłam się, udając, że kończę notować.

— Ooo… już jesteś? Musisz chwilkę poczekać. Zaniosę kasetkę do biura szefa, zamknę sklep i możemy się zbierać.

— Nie przejmuj się. Jestem chwilę przed czasem. Wolę być wcześniej niż pozwolić ci czekać.

Odchrząknęłam, czując pieczenie w ustach. Wzięłam w dłonie kartkę, pudełko i ruszyłam w stronę zaplecza. Czułam się zmieszana, a jednocześnie schlebiała mi jego troska. Tylko czy czasem takie gesty nie wychodzą poza linię przyjaźni? Przestań, głupia! On zwyczajnie jest miły. Przecież wie, że twoje obecne życie kręci się między pracą, wizytami w przychodni a nauką. Zwyczajnie chcę, byś trochę się oderwała od tego wszystkiego. A jeśli jednak bagatelizuję sygnały i on patrzy na mnie jak na kogoś więcej? Do tej pory nie myślałam o wiązaniu się z kimś innym niż Nico. Klara, przestań to wszystko rozkładać na czynniki pierwsze, bierz sweter i chociaż na chwilę zapomnij o problemach. Karcąc się w duchu, włożyłam małą skrzyneczkę do szuflady biurka, po czym pewnym krokiem ruszyłam w stronę czekającego na mnie Jacoba.

— Proszę, to dla ciebie. — Wyciągnął dłoń z bukietem, podając mi go.

— Nie musiałeś. Czuję się nieswojo, kiedy jestem obdarowywana prezentami.

— To tylko kwiaty, a nie pierścionek zaręczynowy.

Słysząc to, z wrażenia wypadły mi z dłoni klucze.

— Ale ze mnie niezdara.

— Ale za to jaka słodka!

Będąc z Nico, nigdy nie usłyszałam z jego ust takich słów. Nigdy też nie był przy mnie zbyt wylewny, oprócz chwil uniesień. Jeden jedyny raz, że mnie kocha, usłyszałam od niego w momencie, gdy poznałam prawdę. Może sądził, że to mnie zatrzyma? Byłam tak rozczarowana, że nie potrafiłam mu wybaczyć.

— Klaro, czy ty mnie w ogóle słuchasz? — Z moich wspomnień wyrwało mnie głośniej wypowiedziane przez niego zdanie.

— Przepraszam, zamyśliłam się.

— Mam nadzieję, że twoją piękną główkę zaprząta seans w moim towarzystwie. — Uśmiechnął się do mnie, zabierając z mych rąk klucz i wkładając go w zamek.

— Przecież sama mogłam…

— Stalibyśmy tutaj aż do zamknięcia kina, bo ewidentnie myślami błądzisz gdzieś daleko. — Oddając mi po chwili klucz, wziął mnie delikatnie za rękę.

— Jacob, ja…

— Nie musisz nic mówić, Klaro, ja wszystko wiem i rozumiem. Nie skupiaj się tak na tym, co przed chwilą zrobiłem, spróbuj chociaż na chwilę wyluzować, dobrze? Skinęłam głową.

— Mam dziwne wrażenie, jakby ktoś nas obserwował.

— Nikogo tutaj nie ma. Zresztą jesteś przy mnie bezpieczna. Załóż sweter, chłodno się robi.

Podałam mu do potrzymania kwiaty i posłusznie zaczęłam zakładać okrycie. Nie chciałam się rozchorować, przecież teraz muszę troszczyć się o nas dwoje. Przejechałam dłonią po brzuchu, co nie umknęło uwadze mojemu… No właśnie, kim on dla mnie jest? Po chwili zaczęliśmy iść wzdłuż ulicy, zostawiając za sobą auto. Prowizoryczne kino mieściło się nieopodal sklepiku, w którym pracowałam. To śmieszne, jak w tak małym miasteczku może się znajdować tyle budynków. Zupełnie nie przypomina ono miejsc, w których bywałam przed przeprowadzką. Ma w sobie jakąś magię.

— Klaro, zobacz. Tam widać na niebie spadającą gwiazdę.

— Ale śmieszne, przestań się wygłupiać.

— No weź. Jesteś kreatywna, wyobraź sobie, że ją widzisz.

— Ale po co?

— Bo cię o to proszę?

— No dobrze, niech ci będzie. No widzę, jak leci…

— Wczuj się bardziej.

— Chyba nie potrafię bardziej. — Zaczęłam chichotać.

— Właśnie teraz widzę, że w końcu się rozluźniłaś. Dobra, teraz stop! Zamknij oczy i pomyśl życzenie.

— Nie no… nie mówisz poważnie.

— Powaga to moje drugie ja. Zamknij, proszę.

— Pierwszy i ostatni raz daję się na coś takiego namówić. — Uśmiechając się, zamknęłam powieki. Od razu przypomniała mi się Hiszpania, fontanna i… Pośpiesznie otworzyłam oczy, nie chcąc dłużej tego ciągnąć. — Chodźmy już. Sprawdziłeś, co dzisiaj grają?

— Nie umiesz się bawić. — Machnął ręką. — Tak. Mamy do wyboru romans, chyba mafijny, Cienie przeszłości, albo…

— O nie… żadnych romansów.

— Zatem zostaje nam horror Umrzesz, zanim się obudzisz.

— Matko, co za tytuł. Dobrze, wybieram horror, prowadź. Ale tak na marginesie, nie wydaje mi się, że ten romans jest aż tak stary.

— Bo nie jest. Wyjątkowo mają jedną nowość. Horror ma już swoje lata, ale takie są najlepsze. Jak widzisz, idziemy z duchem czasu.

— Ta, zauważyłam, wręcz galopujecie.

Zatrzymaliśmy się przed drewnianym budynkiem z podwójnymi drzwiami. Wisiały na nich plakaty dzisiejszych „nowości”. Na jednym z nich widniała roznegliżowana kobieta, a nad nią postać przystojnego mężczyzny gotowego na romantyczne uniesienie. Czytając opis, pomyślałam, że może nawet kiedyś skuszę się na tę pozycję, skoro jest na podstawie książki. Cienie przeszłości — warto zapamiętać ten tytuł. Natomiast drugi plakat przedstawiał film, na który padł nasz dzisiejszy wybór.

— Wiesz, może nie usnę na tym cudzie.

— Nie martw się, nie pozwolę ci na to.

Objął mnie ramieniem, wprowadzając do środka. Dopiero teraz poczułam, jak brakuje mi mężczyzny. Myślami byłam przy ojcu mojego dziecka i wyobrażałam sobie, że to on mnie tak obejmuje podczas seansu. Jednak nurtowało mnie zasadnicze pytanie, czy w jego świecie jest przestrzeń na zwyczajne spędzanie czasu? Czy byłby w stanie godzić „normalne” życie ze swoją mroczną stroną? Powinnam o nim zapomnieć i cieszyć się chwilą, tak jak radzi mężczyzna stojący obok mnie. Jednak nie potrafię, a może nie chcę. W sumie to gdyby Nico teraz nas zobaczył, zapewne wpadłby w furię. Znam jego podejście do posiadania czegoś lub kogoś na wyłączność. Może nawet skrzywdziłby niewinnych, a tego bym zdecydowanie nie chciała. Na szczęście każde z nas żyje swoim życiem, a on na pewno mnie tu nie odnajdzie. Mam taką nadzieję, bo nie wiem, co bym zrobiła i co zrobiłby on, gdyby ujrzał mnie — nie dość, że w ciąży, to jeszcze u boku innego mężczyzny.

— Czekaj, kupię bilety i zaraz do ciebie wracam. Masz ochotę na popcorn?

— W sumie czemu nie? Chętnie coś przekąszę. — Posłałam mu pełne wdzięczności spojrzenie.

— To daj mi minutkę, no może dwie. Nigdzie nie odchodź.

Cofając się, prawie wpadł na stojący plakat jakiegoś kolesia nie z tej epoki. Rozbawiło mnie to. Puścił do mnie oko, po czym podszedł do kobiety siedzącej za dziwną ladą oddzieloną szybą. To miejsce naprawdę stanęło w miejscu lata temu. Skwitowałam, myśląc intensywnie. Usiadłam na ławce, cierpliwe czekając, aż usłyszałam dźwięk sygnalizujący nową wiadomość. „Hej, pączku z nadzieniem. Co się nie odzywasz? Żyjesz tam?” To wiadomość od Matyldy. Ona to ma wyczucie czasu. Szybko zaczęłam dobierać palcami odpowiednie litery, by utworzyć zdania.

— Tak, żyję. Jestem z Jacobem w kinie. Odezwę się, gdy wrócimy.

— Uuuu, masz branie, nawet jak jesteś wielorybem. Zazdroszczę, stara.

— Nie pieprz jak potłuczona. Masz swojego Łukasza, to się go trzymaj. To ja mogę tobie zazdrościć.

— Że niby Łukasza? A bierz go sobie.

— Za bardzo jest wpatrzony w ciebie, zołzo.

— No, spróbowałby nie! Dobra, odezwij się po randce.

— To nie randka?

— A mój mąż to smerf. Tylko bez seksów tam. Przynajmniej drugi raz nie zaciążysz.

— Lecz się, kobieto… ale tak, wiem, za późno już.

Zdążyłam wysłać wiadomość, a Jacob stał nade mną.

— Od dawna tak stoisz?

— Wystarczająco długo, by dostrzec, jak marszczysz nosek podczas pisania wiadomości. To co, idziemy?

— Chętnie. Bo już zaczynałam się bać, że biletów dla nas zabrakło.

— Śmiej się, śmiej.

— Czekaj chwilę!

Wydawało mi się, że widziałam znajomą postać tam w rogu za kotarą. Podeszłam szybko do miejsca, gdzie mignęła mi twarz, której zdecydowanie nie chciałabym widzieć. Tu nikogo nie ma. Pewnie ci się przywidziało. Tak, to bardzo możliwe — pomyślałam. Wzięłam popcorn od Jacoba i skierowaliśmy kroki w stronę sali numer jeden. Przekroczyłam próg i zamarłam.

— Jacob? Czy my będziemy ten film oglądali z rzutnika na ścianie?

— Zapomniałem ci powiedzieć. U nas właśnie tak oglądamy filmy.

— Wasze miasteczko jest jakby z innej epoki, wiesz o tym?

— Za to je kocham i zobaczysz, ty też je pokochasz.

— Lubię to miasteczko, a teraz już cicho, oglądajmy ten horror.


Nicolas

Godziny upływały tutaj bardzo szybko. Już praktycznie zapomniałem o sytuacji sprzed kilku godzin, gdyby nie telefon i aparat naszego denata, który zabraliśmy. Nasz tymczasowy dom nie jest apartamentem, ale w sam raz nada się na kryjówkę i, co najważniejsze, jest na uboczu. Nieprędko ktoś zorientuje się, że miasteczko ma nowych lokatorów. Gdyby wyremontować ten drewniany dom, powstałaby z niego całkiem niezła posiadłość. Nie sądziłem, że zapach starego drewna i mnóstwo kurzu tak kojąco będzie na mnie wpływał.

Nawet mi się tutaj podoba. Jestem przekonany, że Klarę też by urzekł. Ciekawe, co ona teraz robi i czemu Kemal jeszcze nie wrócił? Mam nadzieję, że ten gość od furgonetki trzyma się z dala od niej, bo jeśli mnie wkurzy ich relacja, to rozerwę go na strzępy. Nigdy bym nie pomyślał, że kiedykolwiek będę o kogoś aż tak zazdrosny. Dlaczego to wszystko musiało się tak skomplikować? Sięgnąłem po leżący obok mnie aparat. Włączyłem go i po chwili na cyfrowym wyświetlaczu ujrzałem pierwsze ze zdjęć. Przedstawiało tego palanta przystawiającego się do kobiety, która niezaprzeczalnie pod sercem nosiła moje dziecko. Cały tydzień obserwacji i mnóstwo zdjęć z różnych lokalizacji. Muszę być na sto procent pewien osoby, która za tym wszystkim stoi. Po co jej informacje na temat Klary, skoro doskonale zapewne wie, że się rozstaliśmy po bankiecie? Zdawała sobie sprawę z tego, jak moja ukochana zareaguje i że odejdzie, nie pozostawiając złudzeń po odkryciu prawdy. Obwiniam Paole ale najbardziej samego siebie. Kłamstwa zaprowadziły mnie w ślepą uliczkę, z której nie potrafiłem się wydostać. Ciskając aparatem w stronę rogu sofy, podniosłem telefon należący do Alfonsa. Pierwszy raz poznałem imię swojej ofiary. Nie zasłużył na śmierć, jednak nie miałem wyboru, chcąc chronić to, co kocham. Wybrałem numer wskazany przez mężczyznę, oczekując na połączenie. Po dłuższej chwili oczekiwania usłyszałem dobrze znany mi głos.

— No, w końcu dzwonisz. Już myślałam, że zwiałeś z kasą. Powiedz, co ustaliłeś. Prześlij raport na mail. Halo, jesteś tam? — Milczałem przez chwilę, zastanawiając się nad tym, jak to rozegrać.

— Alfonso już się z tobą nie skontaktuje, ja natomiast jak najbardziej.

— Nicolas. O cholera! Miło cię słyszeć.

— Ciebie niekoniecznie, ale skoro już rozmawiamy… Zdradź mi, po co wynajęłaś tego faceta? Czemu interesuje cię Klara, skoro wiesz, że się rozstaliśmy, dzięki tobie?

— Skoro dowiedziałeś się, to zapewne twoi ludzie bądź nawet ty sam zająłeś się człowiekiem, którego wynajęłam, nie myliłam się… Nadal ci na tej wywłoce zależy, bo inaczej dałbyś spokój. Może nawet związałbyś się z kimś innym.

— Dlaczego nie zaczniesz żyć swoim życiem, tylko tak usilnie próbujesz mnie zniszczyć?

— A ja myślisz? Jesteś moją największą porażką, Nicolasie Lomeli. Zostawiłeś mnie dla tej szmaty! Zabiłeś mojego ojca! Okaleczyłeś mi brata!

— Sami jesteście sobie winni. Po co spiskowaliście za naszymi plecami? Twój ojciec chciał nas osłabić, a to on poniósł klęskę. Paola… to nie ma sensu. Naprawdę tego nie dostrzegasz?

— Chcesz wiedzieć, co widzę? Małego chłopca bojącego się o to, że straci swoją zabaweczkę bezpowrotnie. Ona nie chce cię znać, a ja zamierzam to wykorzystać. — Rozłączyła się, zostawiwszy mnie z wieloma pytaniami bez odpowiedzi i dziwnym niepokojem w sercu.

Nagle z mojej kieszeni zaczął dobiegać dźwięk dzwonka. Wyjąłem smartfon pospiesznie, dostrzegając, kto próbuje się ze mną skontaktować.

— Cemre, co jest?

— Ojciec nie czuje się najlepiej. Był u niego lekarz. Mówi, że powinien zrobić szczegółowe badania.

— Niech zgadnę… Padre nie chce się zastosować do zaleceń lekarza?

— Zgadłeś. Nie chcę, bracie, wyprzedzać faktów, ale wszystko wskazuje na to, że w najbliższej przyszłości będziesz musiał przejąć jego obowiązki.

— Całe życie mnie do tego przygotowywał. Nawet jeśli nie chcę i wolałbym żyć inaczej, to nie mam wyboru.

— Jesteś inny, Nico, zawsze byłeś. Nie walczyłbyś o władzę, nawet gdybyś musiał.

— Nie. Ponieważ ten świat niesie tylko śmierć i ból. Sama o tym wiesz.

— Wiem też, ile niesie korzyści.

— Znam cię, Cemre. Ty byś nie zrezygnowała, ja dla dobra i bezpieczeństwa swojej rodziny tak.

— No właśnie, o rodzinie wspominając… Jak idzie z Klarą?

— Kazałem ją obserwować. Wyobrażasz sobie, że pojawił się w jej życiu ktoś inny? Nie wiem, co ją z nim łączy, ale on zdecydowanie ma na nią ochotę. Widziałem ich…

— To nie znaczy, że ona myśli tak samo. Jeśli w ogóle jest świadoma tego, co się dzieje.

— Nie wiem, ale dowiem się. Przy okazji, Paola wynajęła detektywa, który miał dowiedzieć się wszystkiego o obecnym życiu Klary.

— Rozumiem, że ten „problem” już rozwiązałeś?

— A jak myślisz? Ten człowiek zginął, ponieważ przyjął zlecenie od nieodpowiedniej osoby. Kazałem Mateo zabezpieczyć jego rodzinę.

— Co ty taki sentymentalny robisz się na starość? Co do Paoli, zajmę się tym, a ty odzyskaj kobietę swoich marzeń i wasze dziecko. Muszę kończyć, porozmawiaj z ojcem, by zrobił badania. Do usłyszenia.

— Adiós.

Chowając telefon, rozmyślałem o tym, jak za kilka miesięcy może zmienić się moje życie, gdy przejmę władzę po ojcu. Czy uda mi się przekonać Klarę, która pochłonęła mnie bez reszty, by zamieszkała ze mną? Wielokrotnie widziałem w swoich kręgach, jak kobiety są siłą zmuszane do małżeństwa. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji w naszym przypadku. Porwania, zdrady, gwałty, biznes narkotykowy czy zabójstwa — to wszystko oferuje ten świat. Więc czemu miałaby dać mi jeszcze jedną szansę, wiedząc, jaki jestem? Przecież zasługuje na wszystko, co najlepsze, a ja zdecydowanie nie zaliczam się do tego. Każdy z naszej licznej rodziny czuje się niczym bóg wszechmogący, a ja… Ja czuję się przytłoczony tym, kim jestem zmuszony być. Mogę mieć wiele… Kobiety na zawołanie, narkotyki, pieniądze. Mogę być kimkolwiek zechcę, jednak rzeczywistość daleka jest od ideału.

— Bracie, jesteś tutaj? — Słyszę głos dobiegający z sąsiedniego pokoju.

— Jestem, Mateo.

— Muszę ci coś pokazać, to ważne.

Wstałem, kierując się w stronę kolejnego pomieszczenia. Wchodząc do niego, zauważyłem przy stole mojego przyjaciela piszącego coś na laptopie.

— To my mamy tutaj internet?

— Mobilny, ale tylko w tym miejscu się łączy. Praktycznie cały dom to czarna strefa.

— Co chciałeś mi pokazać?

— Spójrz. Przeglądając informacje, natrafiłem na to.

Zerknąłem na nagłówek. „Najbardziej wpływowa rodzina na Sycylii traci miliony! Kto za tym stoi?”

— Ciekawe… Nasze działania od wewnątrz przynoszą rezultaty. Będą zajęci szukaniem winnego, a nie rozmyślaniem nad kolejnymi ruchami, by nas pogrążyć. Miałeś dobry pomysł z tym posunięciem! — Poklepałem go po ramieniu. — Masz jakieś informacje od Kemala?

— Nie. Widocznie jeszcze ją obserwuje.

— Idę odpocząć. Poinformuj mnie, gdy wróci.

— W porządku, ja w tym czasie rozmieszczę zabezpieczenia po całym domu.

— Po co? Przecież nic nam tu nie zagraża.

— Znasz mnie. Wolę dmuchać na zimne. Jesteś naszym przywódcą i niejeden pragnie zająć twoje miejsce.

— Szkoda tylko, że ja aż tak tego nie pragnę.

— Nie zmienisz tego. Musisz przestać marzyć o innym życiu, zdecydowanie wtedy będzie ci łatwiej.

— Robiłem to, odkąd pamiętam… Jednak życie u boku Klary uświadomiło mi, jak zwyczajnie mogłoby ono wyglądać. Ona może mieć wybór, którego ja nie miałem.

— Co ty mówisz? Chcesz odpuścić?

— Muszę to wszystko przemyśleć. Uczucia to jedno, a zdrowy rozsądek drugie.

— Ale czasem mogą iść ze sobą w parze.

— Ale czyim kosztem? Nie chcę więcej jej krzywdzić.

— Ona cię kochała, Nicolasie. Wątpię, żeby się to zmieniło.

— Ale też mnie nienawidzi. Nie widziałeś jej tamtej nocy.

— Była rozdarta, zraniona. Czuła się oszukana. Każdy by tak zareagował.

— Minęły miesiące, a ona ani razu nie odezwała się, by poinformować mnie o dziecku. Nieważne… Daj mi znać albo Kemal niech przyjdzie wszystko mi opowiedzieć.

— Odpocznij… Sen jest lekarstwem na wszystko.

Zostawiłem go samego, po chwili wszedłem na piętro po starych, skrzypiących schodach do wcześniej przygotowanego pokoju i opadłem bezwładnie na łóżko. Mateo mówi, że sen jest lekarstwem na wszystko? To czemu, do cholery, od kilku miesięcy nie sypiam? Wyjmując z kieszeni fiolkę, zastanawiałem się nad tym, kiedy zaprzestanę brania leków nasennych otrzymanych przez lekarza tydzień po moim rozstaniu z Klarą. Resztkami sił usiadłem, sięgając po szklankę z wodą znajdującą się na drewnianej masywnej szafce. Wyjmując jedną pigułkę, włożyłem ją do ust, popijając sporą ilością płynu. Odstawiając szklankę, zgasiłem lampkę, rozkładając się wygodnie. Zamknąłem oczy, wyobrażając sobie, że wszystko wygląda teraz zupełnie inaczej…


Klara

— Ten horror okazał się bardziej komedią niż przerażającą ekranizacją. A czy ty czasem nie zachwalałeś go, kiedy tutaj wchodziliśmy? — Zaczęłam drwić, wstając ze swojego miejsca.

— Komedia może też być ciekawym horrorem. Obrócił się w moją stronę, sięgając po opakowanie po popcornie. Wszystko zależy od perspektywy.

— Nie będę się z tobą spierała, ale moje zdanie już znasz.

— O tak, potrafisz je przedstawić dobitnie.

— Czyżbym wyczuwała sarkazm w twoim głosie?

— To niemożliwe. — Patrząc na mnie z widocznie wypisanym uśmiechem na twarzy, zaprzeczał, obracając głową.

— Zdecydowanie ty preferujesz komedie — zaczęłam.

— A ty smutne i mroczne opowieści. Lubisz czuć dreszczyk emocji, co?

Gdyby tylko wiedział, jaki dreszczyk zafundował mi mój były… Jeśli w ogóle mogę tak o nim mówić!

— Lubię przede wszystkim czuć się bezpiecznie. — Wymownie popatrzyłam mu w oczy.

— Czasami zastanawiam się, co ten facet ci takiego zrobił, że postanowiłaś zmienić całe swoje życie. Aż taki jest zły?

— Nasza rozmowa schodzi na niebezpieczne tory, ale jeśli musisz wiedzieć, to jest bardziej skomplikowane, niż komukolwiek może się wydawać. I wybacz, ale nie chcę rozmawiać o Nico.

— Pierwszy raz, odkąd jesteś tutaj, słyszę, jak mówisz zapewne zdrobnienie jego imienia. Czy coś się zmieniło? Nadal go kochasz?

Jak mogę wyjawić przed nim, co czuję, skoro sama się w tym wszystkim gubię?

— Zawsze będzie częścią mojego życia. — Przesunęłam rękę po moim rosnącym brzuchu.

— Wiem i tego się obawiam.

— Co masz na myśli?

— Nieważne. Chodźmy, robi się późno i zapewne jesteś zmęczona.

Objął mnie w tali, prowadząc w stronę wyjścia. Nastała jakaś dziwna wyczuwalna cisza między nami.

— Poczekaj tutaj, a ja skoczę szybko po auto zaparkowane pod sklepem.

Skinęłam głową, opierając się o ścianę. Dni są tutaj bardzo upalne, za to noce stają się odrobinę chłodniejsze. Zapięłam szybko sweter, przyglądając się znajomym twarzom wychodzącym z namiastki kina. Pomyślałam, że szczęście mają wypisane na twarzach, czego nie da się powiedzieć o mnie. Słowa Jacoba dały mi teraz do myślenia i zdecydowanie po dzisiejszym wieczorze nie jestem dla niego tylko koleżanką. Tylko czy jestem pewna tego, czego ja chcę i potrzebuję? Nagle mignęła mi przed oczami znajoma postać wsiadająca do auta pozostawionego nieopodal. Boże, ja chyba tracę zmysły.

— Hej, Klaro, wsiadaj. Bo blokuję przejazd — krzyczał do mnie z samochodu Jacob, a ja czułam się niczym w transie.

— Już wsiadam.

Pospiesznie podeszłam, otwierając drzwi jego furgonetki. Po chwili, zapinając pas, ukradkiem dostrzegłam skupienie Jacoba. W powietrzu wyczuwałam wiele pytań, na które nie miałam ochoty odpowiadać. Znaliśmy się raptem kilka miesięcy, a miałam wrażenie, jakby chciał ze mną spędzić życie.

— Jacob?

— Co tam?

— Chyba powinniśmy porozmawiać.

Spojrzał na mnie.

— Tak, ale nie jesteś gotowa jeszcze na tę rozmowę. Gdy wrócimy, powinnaś odpocząć i przemyśleć sobie wszystko. Obiecuję, że jutro porozmawiamy. Nie stresuj się, proszę.

— Ale…

— Jutro, Klaro.

Pierwszy raz słyszałam taką powagę w jego głosie. Czy jutro będę musiała stawić temu wszystkiemu czoła? Co miał na myśli, mówiąc, że jutro porozmawiamy? W jednym miał rację. Jestem zmęczona, dlatego, nie zważając na otoczenie ani na niego, zamknęłam oczy, które i tak już wołały o sen.


Nicolas

Wybudziłem się, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Przecierając oczy, spojrzałem na zegarek, którego wskazówki wskazywały na dwudziestą trzecią trzydzieści.

— Wejść! — krzyknąłem.

Zza drzwi wyłoniła się postać Kemala.

— Jestem, tak jak prosiłeś.

— Przejdźmy do rzeczy. Co ustaliłeś?

— Całe popołudnie spędziła w pracy. Wygląda na to, że w miasteczku każdy naprawdę ją lubi.

— Wcale mnie to nie dziwi, ale do sedna.

— Spędziła tam dzisiaj sześć godzin. Około dwudziestej podjechała stara furgonetka. Wysiadł z niej młody mężczyzna, czekaj, mam jego dane i adres zapisany w notesie. „Jacob Tomson, Pustynna 2021, farmer”.

— Pusto to on ma w głowie, robiąc podchody… — warknąłem. — Co dalej?

— Nie wiem, o czym rozmawiali w środku, ale chwilę im to zajęło, następnie zabrał Klarę do pobliskiego budynku przypominającego kino. Spędzili tam ponad dwie godziny, po czym opuścili budynek. Dla niego nie jest to tylko znajoma. Widać to na pierwszy rzut oka. Wydawało mi się, że ona natomiast czuła się niekomfortowo.

— Cholera jasna! Sięga po coś, co do niego nie należy! — wydarłem się, zrzucając z szafki szklankę w tym przypływie złości.

— Szefie, spokojnie. Odzyska ją pan.

— Wiem. — Zacisnąłem pięść. — Możesz odejść, zostaw mnie samego.

Skinął głową, wycofując się w stronę uchylonych drzwi. Pastuch chce ze mną zadzierać? Zatem zagramy i zobaczymy, którego z nas wybierze.

Już nie zasnę. Nie ma szans. Muszę porobić coś pożytecznego. Najlepszym rozwiązaniem, abym się wyładował, będzie wykonanie paru ćwiczeń. Boss zawsze musi być w formie. Zdjąłem podkoszulkę, pozostając w samych spodniach. Seria składająca się ze stu pięćdziesięciu pompek na początek… Wciągając powietrze do płuc, oparłem się rękoma o podłogę i zacząłem liczyć. „Jeden… cztery… osiem… piętnaście… trzydzieści… dziewięćdziesiąt trzy… sto dziesięć…” Na mojej rozpalonej skórze pojawiły się kropelki potu.

— Do kurwy! Czemu musiałeś się pojawić! — Zacząłem walić pięścią w podłogę tak mocno, że nawet nie dostrzegłem spływającej po moim nadgarstku krwi.

— Nicolas, wszystko w porządku? — W progu drzwi dostrzegłem stojącego Matea. O, cholera! Chłopie, coś ty sobie zrobił.

Beznamiętnie usiadłem na podłodze, czując przenikliwy ból i jednocześnie ulgę. Dając upust negatywnym emocjom, byłem gotów na konfrontację.

— To nic. Samochód jutro ma być do mojej dyspozycji.

— A gdzie ty się wybierasz? Mieliśmy działać po cichu.

— Nie będę bezczynnie siedział i patrzył, jak ten pachołek odbiera mi kobietę! Koniec z tym! Jutro wszystko się rozstrzygnie.

— Przemawia przez ciebie gniew i złość. Proszę, przemyśl to jeszcze.

— A ty byś czekał, gdyby to dotyczyło Cemre?! — Wiedziałem, że uderzam w jego czuły punkt.

— Jeśli chcesz wiedzieć, to nie, nie czekałbym.

— Więc przestań mnie pouczać!

— Spokojnie. Chodź, opatrzymy ci dłoń, a jutro wszystko na spokojnie zaplanujemy.

Tak, tak… — pomyślałem. Niech oni sobie planują, a ja wiem, co muszę zrobić. Wstałem i poszedłem za nim i zatrzasnąłem drzwi.

Rozdział trzeci

Klara

Boże, jak już późno, mam nadzieję, że jeszcze nie położyła się spać i czeka na kontakt z mojej strony. Zamykając pospiesznie drzwi, zaczęłam szukać dłonią włącznika od światła. Ściągając obuwie, wybrałam z listy ikonkę Matyldy i próbowałam połączyć się z nią przez komunikator. Już miałam przejechać palcem po czerwonym kółku z słuchawką, gdy pojawiła się na wyświetlaczu jej twarz z wyraźnie zaznaczonymi wypiekami na policzkach.

— Już myślałam, że dzisiaj nie zadzwonisz. — Dysząc, rzuciła w moją stronę.

— Też tak myślałam, ale potrzebuję się wygadać.

— Pewnie, czekaj, daj mi chwilę. Za minutkę wracam! — Po czym się rozłączyła.

Cała Matylda — zwariowana i nieprzewidywalna. Mam jakieś nieodparte wrażenie, że chyba jej w czymś przeszkodziłam. Wyjęłam z lodówki mleko i nalałam je sobie do szklanki. Przynosiło mi ukojenie w chwilach takich jak ta, gdy miewałam nieustającą zgagę. Upiłam łyk, a po chwili zobaczyłam, że oddzwania.

— Coś ty taka roztrzepana? Czyżbym wam, gołąbeczki, przeszkadzała?

— W sumie to nie. Już jesteśmy po. Zaczęła chichotać. Nie chcieliśmy nikomu mówić, ale tobie muszę. Staramy się o małego Madejskiego.

— To wspaniała wiadomość. Moje dziecko będzie miało towarzysza zabaw.

— Na razie jesteśmy na etapie dawania sobie wzajemnej rozkoszy. I chyba to najlepszy czas z tego całego starania.

— Stara, ciężko mi sobie wyobrazić ciebie jako matkę, ale na pewno będziesz świetna.

— No, ja myślę. A jak tam twoja randka?

— Mówiłam ci już… a zresztą może i miałaś rację. Czułam przez cały czas, jakby próbował się do mnie zbliżyć. Podczas filmu niby przypadkowe dotknięcia dłoni, po filmie rozmowa, która brzmiała co najmniej dziwnie.

— Podstawowe pytanie: jesteś nim zainteresowana? Tak czy nie? To bardzo proste.

— Jest świetny, ale…

— Ale ty nadal myślisz o Nicolasie. Sama sobie odpowiedziałaś. Więc przestań mydlić oczy temu biednemu chłopcowi, i w końcu zadzwoń do faceta, przez którego wylałaś morze łez.

— To nie jest takie proste.

— Owszem, jest. Wóz albo przewóz. Nie możesz związać się z kimś, jeśli nic to tej osoby nie czujesz i do tego myślisz o kimś innym. Bądź szczera z nim, a przede wszystkim ze sobą.

— Masz rację. Jutro mu powiem. Dzięki, Matyś. Bardzo mi pomogłaś. Porozmawiam z nim, a tymczasem uciekam się położyć, bo coś pobolewa mnie w podbrzuszu. Dobranoc.

— Dbaj o siebie. I staw temu czoła. Kolorowych.

Rozłączając się, rozmyślałam nad tym, co powiedziała. Miała rację, pora postawić sprawy jasno i odkryć karty. Rozbierając się, przeszłam przez swój malutki pokój wprost do łazienki. Szybka kąpiel i miękka poducha — o tym tylko byłam w stanie myśleć w tamtej chwili. Stojąc pod prysznicem, spłukiwałam z siebie zgiełk całego dnia. Patrzyłam na swoje zmieniające się ciało, które nie było już aż tak szczupłe. Zdecydowanie stałam się dużo pełniejsza. Przy moich problemach z nadciśnieniem i tarczycą, które wyszły przypadkowo podczas pierwszych badań kontrolnych, to cud, że udało mi się utrzymać tę ciążę. Za dosłownie tydzień znowu zobaczę maluszka u lekarza, jeśli tylko nie będzie odwracało się do mamy pupą. Uśmiechnęłam się. Byłam taka zagubiona, gdy dowiedziałam się o dziecku, a teraz nie wyobrażam sobie ani jednej chwili bez niego. W moim życiu nie ma miejsca dla jego taty, ale ono jest zwieńczeniem naszego romansu. Zakręcając kurek, chwyciłam za wiszący obok kabiny ręcznik i zaczęłam wycierać ciało. Przebrałam się w piżamę i po chwili położyłam się wygodnie na łóżku. Nie mam już siły na nic, marzę już tylko o śnie. Ziewnęłam, przekręcając się na lewy bok.

Noc bardzo szybko ustąpiła dniu. Przez kolorowe zasłony przebijały się promienie słońca. Kogut zaczął piać, zresztą jak każdego dnia. Dla mnie był lepszym budzikiem niż ten z urządzenia. Uchyliłam zaspane oczy. Chwytając dłonią poduszkę, przycisnęłam ją do ucha. Nie miałam ochoty dzisiaj wstawać. Czułam się dziwnie, a do tego zdawałam sobie sprawę z tego, jak ciężka rozmowa mnie czeka. Usłyszałam delikatne pukanie w szybę. Wstając, podeszłam do okna, otwierając je.

— Tak myślałem, że jeszcze śpisz. Jak się czujesz?

— Bywało lepiej. Przecież mogłeś tradycyjnie zapukać?

— Nie byłoby takiego efektu. — Puścił do mnie oko, a ja poczułam, jak ta cała sytuacja zaczyna mnie męczyć.

— A tobie jak się spało?

— Spokojnie, choć niewygodnie. Ubierz się i chodź na śniadanie. Czekamy na ciebie.

— Dobrze, przyjdę dosłownie za kilka minut.

Miałam już zamiar zabrać rękę z futryny okiennej, podczas gdy Jacob złapał mnie niespodziewanie za dłoń.

— Klaro… — Patrzył tak intensywnie w moje oczy, że z zakłopotania nie wiedziałam, jak się zachować. — Po śniadaniu chciałbym zabrać cię na spacer. Gdybyś nie była w ciąży, nauczyłbym cię jeździć konno, a tak to spacer po naszych włościach musi wystarczyć.

— Wiem, że musimy porozmawiać. Dobrze, po śniadaniu, a teraz wybacz, ale idę się ubrać. — Zabrałam rękę, zamykając w pośpiechu okno.

Wyciągnęłam z szafki znajdującej się naprzeciw łóżka ciążowe jeansy, top oraz luźniejszą zapinaną na guziki koszulę w kratę. Będąc w Polsce, uwielbiałam dobrze wyglądać, ale tutaj… Nie ma sensu zakładać najlepszej odzieży. Po pierwsze, nie jest odpowiednia na farmie, po drugie, tutaj nikt nie zwróciłby na to uwagi. Przebrałam się dosyć sprawnie, sięgając w łazience po pastę i szczoteczkę do zębów. Higiena osobista to podstawa. Porządnie wyszczotkowałam zęby, jakbym za chwilę miała zamiar się z kimś całować, a przecież wcale tak nie było. Upięłam włosy w niechlujnego koka na czubku głowy. Spoglądając w lustro, pomyślałam, że mam znacznie podkrążone oczy. Sięgnęłam po podkład, korektor, puder i eyeliner. Tyle powinno wystarczyć. Po chwili założyłam swoje ulubione trampki i wyszłam z domku gościnnego, by po chwili znaleźć się w przepięknie pachnącej kuchni państwa Tomsonów.


Nicolas

Siedząc w starym fotelu w swojej sypialni i popijając ulubioną szkocką, rozmyślałem, co powinienem zrobić. Moja wściekłość przesłaniała mi w tym momencie zdrowy rozsądek. Mateo i Kemal pewnie jeszcze smacznie śpią, zatem nie zważając na ich słowa z nocy, wstałem i założyłem czarne spodnie, śnieżnobiałą koszulę i moje eleganckie buty. Chwyciłem swój telefon leżący na łóżku, po cichu wymknąłem się z pomieszczenia i niczym nastolatek szukający wrażeń zszedłem po schodach. Na dole koło drzwi wejściowych leżały na dziwnym postumencie kluczyki od zapewne jednego z naszych dwóch aut. Ściskając je w dłoni, wyszedłem, zamykając za sobą drzwi. Niebo wydawało się być dzisiaj moim sojusznikiem zachęcającym do działania. Odpaliłem silnik i odjechałem po chwili sprzed domu. Jaki był ten adres? Kamienna? Nie, Pustynna 2021. Pospiesznie wklepałem w nawigację. „U celu będziesz za około trzydzieści minut” — usłyszałem, skręcając na piaszczystą drogę. Jasny gwint! To auto nie jest przystosowane do jeżdżenia po takich drogach. Jakoś dam radę, kierowca ze mnie całkiem niezły, w młodości nieraz się ścigałem. Nawet z takiego samochodu można wiele wycisnąć.


Klara

— Dziecinko, czy coś się stało? Bo jesteś jakaś nieobecna podczas tego posiłku. Zawsze tyle mówisz, a dzisiaj gaśniesz w oczach — odezwała się pani Mery.

— Wszystko w porządku. Chyba się nie wyspałam.

— Tak zauważyłam, że późno wróciliście. Jacob, między wami wszystko dobrze? Bo obydwoje wydajecie się jacyś spięci.

— Nic nam nie jest, mamo.

— Mery, kochanie daj już spokój dzieciakom. Nawet jeżeli coś się między nimi dzieje, to wyłącznie ich sprawa i powinni to wyjaśnić między sobą — wtrącił się stary pan Tomson.

— Dzięki, tato.

— Dziękuję. Śniadanie było przepyszne — powiedziałam po chwili.

— Kochanie, przecież ty praktycznie nic nie zjadłaś.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 26.46
drukowana A5
za 50.27