E-book
23.63
drukowana A5
41.43
Cienie istnienia

Bezpłatny fragment - Cienie istnienia


Objętość:
239 str.
ISBN:
978-83-8221-539-7
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 41.43

Książkę dedykuję Tej, która pomogła wstać z kolan. Dzięki której wstaje każdego dnia i walczę na nowo. Dla Ciebie moja kochana perełko.

Rozdział 1

Gdy nadejdzie zmierzch

Od niepamiętnych czasów niewielkie miasteczko Aragona było spokojne i bezpieczne. Wyglądało ono niczym bajkowy raj. Otoczone było górami i lasami. W środku lasu był strumyk z szarymi, dużymi kamieniami, po których biegali młodzi magowie rządni zabawy. Jednak miasteczko nie świeciło zwykłym światłem, lecz magią, gdyż osiedlali się tutaj głównie Loanie i Luumurdzi. Loanie byli czarnoksiężnikami z pokolenia na pokolenie, Luumurdzi zaś byli nazywani tak, ponieważ były to osoby nie w pełni potrafiące władać magią, dlatego, że w ich rodzinie pojawiał się człowiek. Aragona składała się głównie z zamków i dworków, gdyż w dawnych czasach osiedlali się tutaj rycerze i szlachta — mniejszych i większych rozrzuconych wzdłuż rzeki, do której wpadał leśny strumyk. W Aragonie życie płynęło spokojnie i bez żadnych zmartwień, jednak…

Wszystko zmieniło się wtedy, gdy przeprowadził się tutaj ród Draconis. W skład rodziny wchodzili Ragavan Azazel Draconis, który pracował w jednym z departamentów Resursy, jego żona Selene Anastasis Velanis oraz ich dzieci — Azazel Eredin Draconis, który był synem Ragavaine z pierwszego małżeństwa i ich mała córeczka Arabelle Lilith Velanis Draconis.

Pewnego dnia mieszkańcy zobaczyli jak Ragavan ubrany w czarną pelerynę biegnie szybko w stronę domu, a za nim podąża kilku policjantów ubranych w fioletowe mundury z symbolem nietoperza na sercu. Wbiegł do domu i spojrzał na żonę. Ta wiedziała co ma robić. Kochała, lubiła lub może akceptowała swego męża mimo jego wielu wad jak: wrogość do Luumurdów, surowość, brak litości czy bezwzględność i życie z nim. Wiedziała, że nie prowadził uczciwych interesów i wiedziała, że kiedyś będzie musiał za to zapłacić. Kiedy strażnicy wbiegli do domu mężczyzna z założonymi rękami czekał na nich. Został aresztowany i wysłany do więzienia dla najgorszych czarnoksiężników — Tenebrarum, którego nikt żywy nie opuścił.


Minęło kilka lat, a dokładnie pięć. Arabelle miała już dziesięć lat, a Azazel dwadzieścia pięć. Wtedy to tez dowiedzieli się, że ich ojciec uciekł. Nie wiadomo jakim cudem przedarł się przez pilnie chronione mury więzienia i przepłynął przez wody, które go otaczały z każdej strony. Azazel dowiedział się od matki, gdzie przybywa Ragavan i udał się tam. Jednak został świadkiem strasznego wydarzenia. Strażnicy prowadzili jego ojca, a jeden z nich trzymał w ręce broń. Z daleka widać było, że był to sztylet lub miecz. Nagle Ragavan wyrwał się i zaczął uciekać.

— Farmigo! — usłyszeli krzyk i zobaczyli jak jakiś czarnoksiężnik z bronią w ręku celuje do uciekiniera i trafia go w serce.

Azazel jęknął, a strażnicy podbiegli do Farmigo i Ragavaine. Czarnoksiężnik miotał się i przeklinał tego, który go zranił. Strzelec podbiegł do zbiega i pochylił się. Jednak ten złapał go i zaczął dusić, ale policjant miał na tyle zdrowy rozsądek, że wyjął z kieszeni mały nóż i znów wbił go w ciało, lecz trafił w serce Draconisa.

— Severdan nic ci nie jest? — pytano, a Azazelowi dźwięczało w uszach tylko jedno” Farmigo Severdan”.

— Nie zadziera się z rodem Draconis. — szepnął i spojrzał na ciało ojca.

Z czasem jednak Selene również opuściła swoje dzieci i pozostawiła je samych sobie. Azazel nigdy nie zapomniał miny Severdana i przysiągł za nim zemstę. Po pierwsze za odebranie ojca, a po drugie za złamanie życia Selene, jego przyrodniej siostrze Arabelle i sobie.

Nikt w całym środowisku czarnoksiężników czystej i pół-krwi nie miał takiego poważania jak Azazel Draconis. Był to szanowany członek tej społeczności odkąd jego moc wzrosła do takiego stopnia. Zajął w Resursie miejsce ojca i zdobywał nowych zwolenników. Nikt nie mógł się z nim równać. Niektórzy bali się go, inni woleli być pod jego rozkazami, a inni udawali, że nie widzą jego występków.

Azazel na początku swojej kariery wykonywał posłusznie rozkazy Severdana, jednak w głowie miał całkiem inny plan, który realizował małymi kroczkami. Był postawnym i silnym czarnoksiężnikiem nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Jego czarne, zimne oczy i takie same włosy sprawiały, że wyglądał na surowego, nie znającego litości i bezwzględnego. I taki też był. Nigdy nikogo nie kochał, a jedyne czego pragnął to bogactwo i pozycja.


Azazel wyszedł z gmachu Resursy trzaskając mocno wyjściowymi drzwiami. Był bardzo zły, ponieważ znowu Severdan sprzeciwił mu się. Do przegłosowania zwolnienia potrzeba było głosów całej Rady, a ten znowu miał coś przeciwko. Azazel rozmyślał co może z nim zrobić, ale nic uczciwego nie przyszło mu do głowy. Pałał rządzą władzy i zemsty za krzywdy jakich doświadczył jego ojciec i nie mógł pozwolić, by zawsze krzyżowano mu plany. Nagle usłyszał za plecami głos przyjaciela, którego chciał dzisiaj awansować na Ministra Bezpieczeństwa, ale przez obecnego upartego wroga w postaci Farmigo, nie udało się to.

— Azazel zaczekaj.

— A to Ty Abram. A gdzie Azrael?

— Z twoją siostrą.

— No tak. Tego można było się domyślić. — uśmiechnął się Draconis. — Jeszcze trochę i zostaniemy rodziną. Ale dobrze, że Cię widzę. Jednak mam złą wiadomość. Dzisiaj znowu wniosek odrzucono.

— Farmigo Severdan?

— Tak. Jednak zdecydowałem, że musimy się go pozbyć raz na zawsze. Nie może nam wchodzić w paradę.

— Wyrzucisz go?

— Rada może zacząć zadawać pytania. Poza tym nie chcę się na razie narażać Cepheusowi. A ja chcę się go pozbyć raz na zawsze. Trzeba go usunąć i to trwale, by nigdy nie powrócił, a kiedy wstąpię do Rady jako jej przewodniczący nikt się nam nie sprzeciwi. Prawo zawsze będzie stało po mojej stronie.

— Chcesz go zabić?

— Już wystarczająco długo powstrzymuję się przed przejęciem Resursy. Muszę przede mną drżeć. Mój plan nie może być ciągle odkładany. Czas zacząć działać przyjacielu. Czas, by Loanowie odzyskali należne im miejsce w społeczeństwie. — powiedział to dumnie, dobitnie i z uśmiechem na ustach, a Abram — jak zawsze — zgodził się z tym.

Abram Lacerto był przyjacielem Azazela od kilku już lat. Był bardzo surowy, niesprawiedliwy i wymagający. Długie, ciemne włosy przysłaniały mu bladą twarz, lecz nie zakrywały ciemnych, zielonych, zimnych oczu. Nie było bardziej przekupnego czarnoksiężnika niż właśnie Abram, jednak, co do Azazela potrafił zachować się jak wierny pies. Draconis chciał przejąć Resursę, wprowadzić swoje zasady i prawo i otoczyć się Ministrami zupełnie mu oddanymi, a takim był Abram. Czarnoksiężnik uśmiechnął się i zatarł dłonie. Wiedział, co się niedługo stanie z Farmigo i reszcie mu podobnych. Od najmłodszych lat śnił swój sen i teraz mógł go powoli zacząć wprowadzać w życie.

Oboje spokojnym krokiem ruszyli do zamku Draconisa, który znajdował się na północy Aragony pod samym lasem.


Tymczasem Azrael i przyrodnia siostra złego do szpiku kości Azazela wrócili ze spaceru. Azrael nie był tak zły jak jego koledzy. Poznał Azazela w szkole i jakoś tak wyszło, że zaprzyjaźnili się. Potem poznał Arabelle i zupełnie się zmienił. Dziewczyna na początku nie chciała mieć z nim jakiś bliższych kontaktów, gdyż myślała, że jest on taki jak jej brat — okrutny, zimny i nieczuły, ale on był zupełnie inny.

Arabelle Lilith Velanis Draconis był przyrodnią, młodszą siostrą Azazela, jednak nie chciała by wszyscy o tym wiedzieli. Nie była do niego podobna i z wyglądu i z charakteru. Miała długie czarne włosy i brązowe oczy. Była niewysoka, ale szczupła i zawsze chodziła w butach na wysokich obcasach. Miała ładny uśmiech i ten właśnie uśmiech tak oczarował Azraela. Z natury była miła, dobra i uśmiechnięta, jednak jej brat skutecznie zatuszował te cechy, a na ich miejsce wszczepił nowe: złość, surowość, nienawiść i zemstę. Ubierała się zawsze w czarne sukienki ozdabiane koronkami. Włosy upinała bardzo rzadko. Przeważnie miała rozpuszczone, które kręciły się jej na wszystkie strony. Chodziła z gracją odpowiednią do czarownicy na jej stanowisku.

Azrael Narcisio Vanadan miał również ciemne włosy, cudowne, wesołe oczy koloru brązowego i dosyć często się uśmiechał. Gdy był przy niej wyglądał na szczęśliwego i zadowolonego z życia, ale gdy tylko jej nie było stawał się smutny, nieszczęśliwy i ranił wszystkich dookoła swoją oschłością i surowością. Był kilka centymetrów wyższy niż Arabelle i szczupły. Jednak to nie cechy fizyczne na początku znajomości Arabelle z Azraelem przeszkadzały Azazelowi, ale wiek. Arabelle była młoda i zaledwie skończyła magiczne nauki. Miała dwadzieścia lat, a Azrael już dawno zapomniał, co to znaczy chodzić do szkoły. Różnica pomiędzy nim, a jego dziewczyną wynosiła piętnaście lat.

Weszli do domu i usiedli obok siebie. Dziewczyna była trochę zmęczona takim długim chodzeniem, że od razu przytuliła się do Azraela i zamknęła oczy. Chłopak uśmiechnął się i pogładził ją po policzku.

— Kocham Cię.

— Ja Ciebie też. — szepnęła i uśmiechnęła się lekko. — Ale nie rób tego, co będzie kazał ci zrobić Azazel. Z tego będą kłopoty, a ja nie chce odwiedzać Cię w więzieniu.

— Nie będziesz. — powiedział, ale nagle drzwi otworzył się i wszedł Abram, który razem z przyjacielem dotarli do dworku na północy.

— Azazel Cię wzywa. — oznajmił, a Arabelle spojrzała na ukochanego smutnym wzrokiem. — Natychmiast.

— Przepraszam. — zwrócił się do dziewczyny, a potem spojrzał na kolegę. — Już idę.

Chłopak szybkim krokiem udał się do pokoju Azazela. Narada musiała być naprawdę krótka, bo wrócił po chwili i zabrał ze sobą Arabelle. Gdy wysłuchała słów brata była zaskoczona. Azazel był zły, ale nie myślała, że będzie on w stanie kogoś zabić. Wiedziała, że jako czarnoksiężnik czystej krwi był również obdarzony pewną mocą.

— Liczę na Ciebie Arabelle. — usłyszała jego głoś przepełniony radością. — Wiesz, że jesteś najdroższą mi osobą. Nie zawiedź mnie siostro.

Azazel miał też plan, że wszyscy którzy należeli i należeć będą do jego sojuszniczej armii muszą nosić pewien znak. Sygnet na palcu i wisiorek. Był to pozwijany wąż, a otaczał go następujący napis: „” wierni i oddani w imię sprawiedliwości „”. Jednak nie było żadnej sprawiedliwości. Azazel robił wszystko, by podporządkować sobie świat magów i wytępić tych, który bratają się z ludźmi. Uważał, że to hańbi jego rasę i nie może tak dalej być. Uważał, że jest jedynym, który może to powstrzymać. Jako czarnoksiężnik czystej krwi nosił szlachecki tytuł hrabiego, ale druidów uważał za niegodnych czegokolwiek. Druidzi nie używali magii, gdyż nie mieli żadnej mocy, potrafili tylko przygotowywać napary i leczyć ziołami i takie właśnie osoby były najczęściej nazywane Luumurdami.

W pokoju siedziało dużo osób, niektóre Arabelle znała osobiście, inne tylko z widzenia. Byli to tylko ci z nieskalanym drzewem genealogicznym, którzy nazwali swoją rasę Loanami — czystymi. Natomiast tych, którzy urodzili się w wyniku połączenia czarnoksiężnika z człowiekiem nazywano Luumurdami lub druidami — brudnymi, niegodnymi, nie posiadającymi specjalnej siły i tytułów.

— Dobrze. — odpowiedziała z ciężkim sercem i wyciągnęła rękę do brata.

Ten uśmiechnął się i włożył jej na palec sygnet. Wyglądał jak zwykła pieczęć, ale atrament miał jakimś dziwny dodatek, który wdzierał się w skórę i zostawiał po sobie pamiątkę. Spojrzała na Azraela, a ten pogładził jej zaczerwienioną lekko rękę. Spuścił wzrok na ziemię i nie mówił nic. Lecz widać było, że był ogromnie zafascynowany słowami Azazela. Arabelle spojrzała na sygnet na palcu i pomyślała: „” Przecież to twój brat. Nie możesz się go wypierać „”. Nie wiedziała jednak, że tego co zrobiła będzie bardzo żałować. Nie była świadoma, że właśnie w tym momencie sama wydała na siebie wyrok.

— A teraz niech każdy z was spełni swoje przeznaczenie. — powiedział wesołym tonem, a jego sprzymierzeńcy ruszyli, by dokonać krwawych łowów.

Tego dnia wysłannicy Azazela robili co chcieli. Mieli określone zadanie — wytępić wszystkich, którzy byli z linii Luumurdów. Świat czarnoksiężników miał stać się czysty i wolny od jakiejkolwiek skazy.

Azazel, Arabelle i Azrael udali się do domu Farmigo Severdana, starszego czarodzieja. Dziewczyna słyszała głos Ministra, jego żony i śmiejących się dzieci. Czuła, że nie powinna tego robić jednak nie mogła zdradzić ukochanego i brata. Byli dla niej tacy dobrzy, ufali jej. Nie mogła być inna, a przecież to Luumurdzi z nim na czele zabili jej ojca i zabrali dzieciństwo. Nagle drzwi otworzyły się, a Arabelle weszła pierwsza. Za nią wkroczyli Azrael i Azazel. Kobieta krzyknęła do dzieci, żeby uciekały na górę jednak wystarczył tylko jeden ruch Draconisa, jedno słowo i było po wszystkich. Ten uśmiechnął się i skierował wzrok na wstrząśniętą kobietę. Szturchnął Azraela, a ten złapał ja i przycisnął do ściany.

— Mogliście się nie mieszać do naszych spraw. — szepnął. — Amiss…

Kobieta złapała się ostatkiem sił za serce i poczuła, że przepełnia je niemiłosierny ból, ale potem nastał błogi spokój. „Amiss” było jednym z najgorszych zaklęć śmiertelnych. Nie tylko miało za zadanie uśmiercić ofiarę, ale i przed tym zadać jej potworny ból. Azrael puścił ją i spojrzał na Severdana.

— Trzeba było akceptować moje wnioski. — zaczął Azazel krążąc wokół leżącego na podłodze, zrozpaczonego śmiercią żony i dzieci Farmigo, jednak nie mógł nic zrobić, gdyż Arabelle trzymała nad nim kontrolę.

Jedną rękę miała nad jego głową, a drugą nad sercem. Znała każde jego uczucie, każdą myśl. Jednak on nie potrafił wyzwolić się z tej mocy. Dziewczyna wykorzystywała silne zaklęcie tak jak i jej ukochany. Czarownice i magowie — bardzo źli — znali dużo zaklęć przysparzających cierpienia, bólu, smutku i podobnych uczuć, lecz były najgorsze jak właśnie Amiss, Lenta Patium i Imperium. Pierwsze zabijało bardzo boleśnie, drugie przysparzało niemiłosiernego cierpienia, a trzecie pozwalało kontrolować ofiarę katując ją bardzo mocno.

— Aaa… za… zel… — szeptał Severdan niczym opętany.

— Teraz już na to za późno. Zawsze byłeś przeciwko mnie. Zawsze musiałeś pokrzyżować mi plany, ale ja się nie poddaje i zawsze wygrywam. Pamiętasz jak zabiłeś mojego ojca? — zapytał, a dygoczący z bólu mężczyzna pokiwał głową. — Nie myślałeś wtedy o tym, że on też ma dzieci i że pewnego dnia dzieci pomszczą go. Nie byłeś świadomy jaką klątwę na siebie nałożyłeś.

— Ale… — szepnął, a Arabelle rozluźniła uścisk. — Ale ja tego nie chciałem. On uciekł z więzienia… Musiałem…

— Na darmo się tłumaczysz. Ja tam wtedy byłem i widziałem wszystko.”” Farmigo nic ci się nie stało? „” — zapytał z ironią w głosie. — A Ty odpowiedziałeś, że nie i uśmiechnąłeś się. Byłeś taki radosny, że go zabiłeś. — zakończył ostro i spojrzał na siostrę. — Arabelle wiesz co robić.

— Arabelle przecież Ty taka nie jesteś. — szepnął patrząc jej w oczy. — Nie jesteś zła… Nie pozwól zniszczyć sobie życia moją śmiercią. Nie jesteś mordercą.

— Nie wiesz jaka jestem. — dodała po chwili. — Zraniłeś mojego brata, matkę, gdy odebrałeś jej ukochanego, zepsułeś mi dzieciństwo. Teraz prosisz o wybaczenie i przekonujesz mnie, że nie powinnam Cię zabijać.

— Nigdy nie jest za późno na wybaczenie i proszenie o nie.

— Teraz akurat jest.

— Arabelle, ale ja prze…

— Amiss. — padło z jej ust, a po chwili Farmigo Severdan zamilkł i był już martwy.

Azrael podszedł do niej, wziął ją za rękę i wyszli. Azazel słysząc krzyki i piski przerażonych Luumurdów uśmiechnął się zadowolony.


Następnego wieczora świat przewrócił się do góry nogami. Aragona spłynęła krwią. Z cichego, spokojnego miasteczka, gdzie żyło się dobrze stało się najgorszym miejscem na świecie.

Azazel był nareszcie nazywany przez wszystkich potężnym. Znano jego moc, nie tylko czarów ale też moc jaką wywierał na innych by mu służyli. Kłaniano mu się, a Luumurdzi uciekali, gdzie tylko mogli. Nie było nikogo, kto potrafiłby go powstrzymać. Nikogo. Coraz to nowe informacje na temat śmierci Luumurdów obiegały miasteczka, gdzie mieszkali. Ten uważany za zaginionego, inny znaleziony martwy, a jeszcze inny podobno gdzieś uciekł. Jednak Azazel czuł, że nie jest tak jak chciał. Czuł, że zbyt wielu jeszcze nie czuje przed nim szacunku. Miał plan, by wprowadzić prawo wyjątkowe tylko dla Loan.

Tego samego dnia udał się do Resursy. Szybko zwołał Radę. Razem z nim był też Abram, którego kandydaturę odrzucano kilka razy. Ministrowie siedzieli przestraszeni tym, co się działo w nocy. Tylu druidów i tyle czarownic straciło życie. Azazel nie akceptował nawet tych, którzy majac czystą krew i magiczną moc bratali się ze zwykłymi śmiertelnikami.

— Witam was przyjaciele.

— Azazel… A gdzie jest Fermigo? — zapytał jeden z nich.

— Nie żyje. Zginął razem ze swoją żoną i dziećmi. Ale nie czas na głupoty. Składam wniosek, abym to ja zajął jego miejsce Ministra Głównego. — mówił pewnym tonem. — Jeżeli ktoś z was się z tym nie zgadza może odejść z posady. — zakończył i rozejrzał się, ale żaden Minister nie drgnął nawet z miejsca. — Widzę, że wiecie czym grozi sprzeciwienie mi się. — powiedział i zaśmiał okrutnie.

Nagle Azazel spostrzegł, że jeden z Ministrów, a mianowicie Ivano Seransa drży ze strachu. Uśmiechnął się i wyciągnął palec w jego stronę.

— Dlaczego widzę taki strach w twoich oczach Ivano?

— Zdaje ci się… panie… — dodał, a niektórzy Ministrowie spojrzeli na niego zaskoczeni, bo nikt jeszcze nie zaczął mówić do Draconisa „” panie „”.

— Wiem, że jesteś z linii Luumurdów. Drżysz z obawy o rodzinę, dlatego mam dla Ciebie propozycję, a wy ją przegłosujecie. Odejdziesz z Resursy, wyjawisz wszystkie tajemnice Abramowi, a w zamian za to możesz być spokojny o rodzinę i życie. Jeżeli nie, skończysz jak Fermigo. Wybór należy do Ciebie.

Ten nie czekając długo wstał i przy wszystkich zrzekł się swojego stanowiska i zaproponował jako następcę Abrama, a Rada w mgnieniu oka zaakceptowała to. Potem udał się na pogawędkę z następcą, a następnego dnia zniknął z życia Aragony.


I kiedy Azazel tworzył świat o jakim zawsze marzył, jego przyrodnia siostra siedziała w swoim pokoju i czekała na chłopaka. Kiedy drzwi się otworzyły była pewna, że to on, jednak spotkała ją niespodzianka. Był to jej ojciec chrzestny — czarnoksiężnik z linii Luumurdów, co oznaczało, że jedno z jego rodziców było człowiekiem lub tylko druidem, o którym jednak nikt z otoczenia jej brata nie miał pojęcia. Jego twarz wyglądała potwornie. Oczy miał podpuchnięte, ubrania podarte i zakrwawione ręce. Dziewczyna spojrzała na niego nieco przerażona.

— Co ci się stało Aramir?

Aramir Silvan Auriga był znajomym jej matki, a raczej dobrym przyjacielem i należał do linii tych, którzy teraz mieli bardzo ciężkie życie. Dziewczyna miała z nim dobry kontakt. Był to czarnoksiężnik samotny. Nie miał żony i dzieci, a wszystko co miał chciał oddać ukochanej chrzestnej córce. Prowadził własną bibliotekę w oddalonej o kilkadziesiąt mil Fronterze. Miał czarne włosy i brązowe oczy. Był niewysoki, ale szczupły i przystojny. Arabelle lubiła go nie pozwoliłaby go skrzywdzić za żadne skarby świata. Jednak jej brat o tym nie wiedział. Jej matka — Selene — zawsze powtarzała jej, że ma ogromne szczęście mając Aramira za ojca chrzestnego. Selene okłamała Ragavaine, gdy poprosiła Aramira, by został ojcem chrzestnym jej córki. Powiedziała mu, że jest on Loanem, a naprawdę był Luumurdem. Jednak był pierwsza miłością Selene i po jej zamążpójściu stał się tylko jej najlepszym przyjacielem. Jego matka pochodziła z Hiszpanii, a dokładniej z Saragossy i była tylko zwykłą druidką nie posiadającą żadnej mocy. Jego ojciec był Amerykaninem i czystej krwi czarnoksiężnikiem, lecz stracił głowę dla tej dziewczyny. Azazel nigdy go nie poznał i nie widział. I lepiej, że tak właśnie się stało.

— Co się stało? — zapytała ponownie dziewczyna.

— Azazel wydał prawo, iż każdy kto jest Luumurdem ma udać się na spis. Ja nie poszedłem i jeden z nich złapał mnie, ale jakoś się im wymknąłem i uciekłem. — podszedł do niej i złapał ją za rękę, a jego oczom ukazał się sygnet. — Arabelle coś Ty zrobiła…

— Nie mam wyboru. On i tak zbyt wiele ode mnie żąda. Albo powiem tak i robić, co mi każe, albo mogę zacząć uciekać jak wy.

— Dziecko nie tak powinno wyglądać twoje życie.

— Aramir, co ja mogę zrobić? On jest silny, silniejszy niż ja.

— Pomóż mi, a ja postaram się pomóc Tobie.

— Oczywiście. Nawet nie musisz o to prosić Nie dam Cię skrzywdzić. Chodź. — powiedziała i zaprowadziła go do innego pokoju.

Miała chwilę czasu, by zobaczyć ilu strażników wysłanych przez Azazela stało pod ich domem, ale na szczęście nie było żadnego. Gdy jej ojciec chrzestny przebrał się, ta podała mu czarny płaszcz.

— Muszą uwierzyć, że to nie Ty.

Wzięła go pod rękę i wyszła. Kiedy mijali jakieś straże ta uśmiechała się do nich, a z racji, że była siostrą samego Azazela Draconisa nikt nie śmiał jej zatrzymać. Kiedy doszli do pociągu, który miał odjechać do Frontery dziewczyna przytuliła się do ojca chrzestnego i szepnęła :

— Niedługo się zobaczymy.

— Oby kiedyś się to skończyło.

— Skończy się.

— Dziękuję ci Arabelle. Jesteś cudowną córką chrzestną. Szkoda, że twoja matka nie widzi Cię teraz. Taka silna, mądra, czasami błądzisz, ale w końcu znajdziesz własna drogę. — powiedziawszy to wsiadł do pociągu, a dziewczyna wróciła do domu.

Kiedy otworzyła drzwi do swojego pokoju zobaczyła tam czekającego chłopaka. Na stole leżał bukiet kwiatów, a obok niego karteczka i małe pudełeczko. Dziewczyna uśmiechnęła się.

— Mam dla Ciebie prezent. Otwórz je. — powiedział i podał jej pudełeczko.

— A co to takiego? — zapytała z uśmiechem na twarzy.

— Wyjdziesz za mnie?

Arabelle zamilkła na moment. Nie wiedziała, że Azrael chce się jej oświadczyć i przez chwilę przez myśl jej przebiegło, że nie jest na to gotowa, ale gdy otworzyła pudełeczko i zobaczyła przepiękny pierścionek z czarnym szmaragdem i potem spojrzała na niego zestresowanego chłopaka, nie miała żadnych oporów. Podeszła do niego i pocałowała.

— Tak.

— Jedno słowo, a tyle radości. — odpowiedział.

— Musimy tylko ustalić termin.

— Dla mnie może być dzisiaj. — odrzekł i przytulił ją mocno.

— A może tylko mieszasz mi w głowie takimi słodkimi słówkami? — zapytała z przekorą.

— Jak możesz tak myśleć? Obiecuję ci, że nigdy nie przestanę Cię kochać, a choćbym miał czekać na Ciebie setki lat — poczekam. Jesteś jedyną, tą jedyną. A już niedługo staniesz się panią Vanadan.

Dziewczyna uśmiechnęła się, ale zaraz przypomniała sobie o sygnetach jakie widniały na palcach każdego z nich. Gdy Azazel straci potęgę i władzę pierwsze co się stanie to Rada ześle ich do tego potwornego więzienia Tenebrarum. Jak będzie wyglądać ich życie? Teraz razem, a potem całe lata osobno? Nie…

— A co z tym? — wskazała na sygnet, który wtopił się w jej palec i żadne zaklęcie nie było w stanie go zdjąć.

— Tym się nie zamartwiaj. Azazel jest przecież potęgą. Nikt go nie obali. Zaufaj mi.

— No dobrze.


Lecz z każdym następnym dniem Azazel zdobywał wielu nowych sojuszników, a miasteczka, w których mieszkali Luumurdzi pustoszały. Ich miejsca zajmowali Loanowie. Jednak Arabelle nie uczestniczyła już w żadnej zbrodni. Nie chciała się do tego mieszać. Z dnia na dzień czuła coraz to większe wyrzuty sumienia — nie tak wychowała ją mama i nie tego uczył ją chrzestny ojciec. Brat chciał ustanowić ją jedną z Ministrów, ale ta nie była zainteresowana. Coraz to bardziej bała się o narzeczonego, który oczarowany pozycją Draconisa robił wszystko, by tylko mu się przypodobać.

Pewnego dnia Draconis zwołał wszystkich swoich przyjaciół. Zasiadali oni przy wielkim stole i każdy wysłuchiwał jakie zadanie go czeka, czyli kogo trzeba zabić i co planuje dalej Azazel. Azrael jako narzeczony Arabelle i najbliższy przyjaciel wielkiego przywódcy siedział po jego prawej stronie. Lewe miejsce zajmowała Arabelle. Jednak teraz spóźniała się trochę. Nagle usłyszeli na schodach stukot obcasów jej butów, a dziewczyna weszła do sali spokojnym krokiem i przeprosiła za spóźnienie. Usiadła na miejscu. Nagle na stół opadło ciało pewnego pracownika Departamentu Sprawiedliwości, który nie zdołał uciec przed Loanami. Był to dosyć bliski przyjaciel jej ojca chrzestnego, który pomógł mu założyć bibliotekę. Arabelle zrobiła się blada i poczuła, że łzy napływają jej do oczu. Jednak w porę się powstrzymała.

— Jak wszyscy widzicie mamy tutaj przedstawiciela tej hańbiącej naszą rasę gałęzi. Luumurd. Zdążył wywieść żonę i dziecko, ale to zadanie już komuś przydzieliłem. — zakończył i kiwnął głową na jakieś siedzącego daleko Loana.

— Błagam…

— Tylko tyle potraficie! — krzyknął jeden z zebranych.

— Chcieliście mieć prawa na równi z nami, ale na szczęście są tacy jak ja. — dodał z dumą Azazel. — Zaprowadzę porządek na tym świecie. Jednak dalej nie chcesz zdradzić mi tajemnicy. Zapytam jeszcze raz. Gdzie i kto z Loanów znajduje się w więzieniu Tenebrarum?

— Ja… ja nie mogę…

— Daję ci ostatnią szansę. Jeżeli nie powiesz zginiesz, więc dobrze to przemyśl.

— Ale… ale gdy powiem to… to puścisz mnie?

— Więc mów.

— Jest tam kilku, ale teraz Tenebrarum przepełnione jest Luumurdami. — wyrzucił z siebie ostatkiem sił.

— Skoro tak. — szepnął i już miał go uśmiercić, gdy zobaczył, że Azrael patrzy na Arabelle, a ta siedzi nieco przerażona i jakoś dziwnie się zachowuje.

Dziewczyna spojrzała na ledwo żyjącego czarnoksiężnika i przypomniała sobie go, gdy jeszcze odwiedzał ją razem z Aramirem. Był zawsze taki radosny, a teraz… Jednak ten do tej pory jej nie widział. Przewrócił się na drugi bok i utkwił swój wzrok na niej.

— Arabelle nawet Ty… — spojrzał na jej palec z sygnetem.

— Takie czasy. — odparła twardo czując na sobie przeszywający wzrok brata.

Ten, gdy usłyszał taka odpowiedź uśmiechnął się i położył jej swoją dłoń na ramieniu. Był z niej taki dumny. Wiedział, że gdyby on wpadł w tarapaty to ona mu pomoże, że go zawsze uratuje.

— Arabelle… Proszę…

Azazel uśmiechnął się jeszcze raz i spojrzał na błagającego Luumurda. Czuł do niego wielkie obrzydzenie jak i reszta zebranych. Wszyscy z wyjątkiem właśnie Arabelle. Azrael wyczuł, że dziewczyna nie chce nikogo zabijać.

— Siostro zrób temu Luumurdowi przysługę i naszej rasie.

Ta kiwnęła głową, ale z całego serca nie chciała zabijać tego biednego Ewana. Azrael widział ten niepokój w jej oczach, dlatego postanowił zainterweniować.

— Azazel pozwól mi to zrobić.

— Nie! Arabelle musi udowodnić, że ma twarde serce i że nie da się jej złamać błaganiem i łzami.

— To twoja siostra. — szepnął Azrael.

— Więc nie będzie miała z tym żadnych trudności. — odparł i spojrzał na Arabelle.

Dziewczyna spojrzała na resztę zebranych. Jedni patrzyli na nią, inni czekali na ten moment, a jeszcze inni uśmiechali się. Ta spojrzała na ukochanego, jednak nawet się nie uśmiechnęła. Podniosła powoli rękę i skierowała ją na serce Ellena. Zacisnęła zęby i zebrała w sobie całą odwagę jaką miała. Spojrzała ostatni raz na mężczyznę i szepnęła :

— Amiss… — spuściła wzrok i nie patrzyła na niego.

Po chwili krzyk ucichł. Nie było już nic. Nastała cisza. Poplecznicy Azazela zaśmiali się i jeden po drugim zaczęli pluć na ciało. Dziewczyna wstała i wyszła. Azrael wybiegł za nią. Wiedział, że ona nie nadaje się do zabijania, a Azazel chcąc mieć pewność, że siostra w zupełności go popiera kazał robić jej takie potworne rzeczy.

— Arabelle ja z nim pogadam.

— Nie.

— Czemu nie chciałaś go zabić? To Luumurd. Sama mówiłaś, że Loanowie zasługują na więcej.

— Może, ale ja… Wiesz kto to był? — zapytała smutno patrząc na niego, a on pokiwał przecząco głową. — To był najbliższy przyjaciel mojego ojca chrzestnego. Jak ja mam mu teraz spojrzeć w oczy, co?

— Kochanie, ale skoro twój ojciec chrzestny przyjaźni się z Luumurdami to znaczy, że… — przerwał i przytulił ją. — To znaczy, że jest jednym z nich.

— Tak, ale Azazel nie może się o tym dowiedzieć.

— Oczywiście, obiecuję, że nic mu nie powiem.

Nikt tak jak Azrael nie potrafił pocieszyć Arabelle. Dziewczyna wiedziała, że jeżeli nikt nic nie zrobi to rasa Luumurdów upadnie i zginie, a tego przecież nie chciała większość loańskiego społeczeństwa. Czarownica przypomniała sobie szept ojca chrzestnego i poczuła, że po jej policzkach płyną łzy.

— Czemu płaczesz?

— Aramir… on mi ufał… ja tak dalej nie chcę.

— Obiecuję ci, że od dzisiaj nie będziesz nikogo zabijać.

— Ty też?

— Ja też. — oparł szybko. — A jeżeli będziesz chciała możemy wycofać się z tej wojny. To nie my ją zaczęliśmy i nie jest dla nas. Chodź. — powiedział i wziąwszy ją za rękę odeszli sprzed niegdyś domu Arabelle, gdzie teraz odbywały się spotkania Loan.

Nagle usłyszeli za nimi wołanie. Odwrócili głowy i zobaczyli, że od jakiegoś czasu Abram podąża za nimi. Zaczekali, by ich dogonił. Chcieli wiedzieć z jakiego powodu ten pościg.

— Azazel ma dla was zadanie.

— Jakie? — zapytał Azrael.

— Musicie zabić kilku uciekinierów. Nasi zwiadowcy ich złapali.

— A Azazel nie może tego zrobić? — zapytała i nagle poczuła zimną dłoń na swoim ramieniu i ostre paznokcie, które wbijały się mocno w jej ciało, a gdy się odwróciła zobaczyła swojego brata.

— Nie mogę, bo wy od tego jesteście.

— Nie będę nikogo zabijać! — Arabelle podniosła głos, a jej brat stał chwilę w ciszy.

— W takim razie… — szepnął po chwili namysłu i wyciągnął rękę w kierunku Azraela. — Ami… — zaczął, ale przerwał szybko, gdyż Arabelle zasłoniła swoim ciałem ukochanego.

Abram stał zaskoczony, a Azrael spojrzał zdenerwowany na przyjaciela. Nie wiedział, że ten potrafiłby własną siostrę wydać na poświęcenie. Arabelle powoli otworzyła oczy i zobaczyła uśmiechającego się Azazela. Poczuła w sobie wielką złość, jednak miała już plan.

— Więc tylko na tyle nas cenisz? Potrzebujesz nas do wykonywania poleceń, jak psy.

— Źle to pojmujesz. Ale nikt nie może mi powiedzieć” nie”, a zwłaszcza Ty. Jesteś moją siostrą i jak sama pamiętasz słowa matki” rodzina jest najważniejsza”. I ostrzegam, że jeszcze jedno nie, a twój kochanek zginie. — szepnął jej prosto do ucha.

Nic już nie odpowiedziawszy wzięła narzeczonego za rękę i odeszli w stronę budynku, gdzie przetrzymywani byli Luumurdzi.

Weszli oboje do budynku a ich oczom ukazał się straszny widok. Kilkudziesięciu niewinnych czarnoksiężników przetrzymywanych było tutaj. Arabelle weszła do jednego z pomieszczeń. Zobaczyła tam młodego chłopaka, który musiał wypić truciznę, by jego ukochana bądź siostra wyszła na wolność. Z każdym łykiem ta przybliżała się do wyjścia, a on do śmierci.

— Pij! — krzyczał mu nad uchem jeden z strażników, któremu — jak dobrze było widać — bardzo ta „zabawa” się podobała.

Arabelle nie chciała na to patrzeć. Biedna dziewczyna płakała, a jej brat lub ukochany popełniał na jej oczach samobójstwo. Dziewczyna spojrzała na Azraela, który zainteresował się już jedną ze spraw i weszła do tego pokoju.

— Wyjdź! — rozkazała strażnikowi, który szybko opuścił pokój.

Spojrzała na chłopaka i do jego kielicha. Kiwnęła drugiemu strażnikowi, by przyprowadził tutaj dziewczynę. Kiedy weszli i jego wyprosiła. Luumurdzi siedzieli cicho i nawet nie drgnęli. Arabelle czując wyrzuty sumienia wiedziała, że gdy im pomoże chociaż trochę odkupi swoje winy. Wzięła kielich i wylała truciznę. Szepnęła coś nad naczyniem, a ono napełniło się i podała je chłopakowi.

— To zwykły sok. Przypomina truciznę, ale nie jest nią. — oznajmiła. — Pij.

— Nie ufam Ci.

— Wybieraj. Albo śmierć albo ja.

Chłopak nie mając większego wyjścia wypił wszystko i oblizał wargi. Czuł obawy, ale za wiele nie miał do stracenia.

— Dlaczego pomagasz?

— Teraz wezmę was gdzieś, ale nie radze uciekać. Chyba, że chcecie spotkać się z Amissem.

— Oczywiście. — odpowiedzieli razem, a Arabelle wyprowadziła ich z pokoju.

Nadal denerwowali się, a kiedy przechodzili koło strażników o mało co nie zepsuli planu czarownicy. Jeden z nich zatrzymał Arabelle i zapytał, gdzie idą. Ta odpowiedziała, że ma ochotę wykorzystać Amissa i ci dwoje świetnie się do tego nadają.

Tuż za obozem, za pół mili, były wzgórza, gdzie często wyprowadzano więźniów. Kiedy tam dotarli dziewczyna rozejrzała się wokoło. Pusto.

— Jak masz na imię? — zapytała dziewczynę.

— Katherine.

— A Ty? — spojrzała na chłopaka.

— Hadar.

— Więc teraz posłuchajcie mnie uważnie. Uciekniecie tą drogą i biegnijcie prosto. Dotrzecie do starej chatki, gdzie mieszka ktoś kto… Ona wam pomoże. W przypadku, gdyby złapał was ktoś z Loan nie możecie powiedzieć, że ktoś was wypuścił. Rozumiecie? — oboje kiwnęli głowami. — Obiecujecie, tak? — znów to samo. — W takim razie jestem zmuszona wam zaufać.

Oboje ruszyli szybko, gdy nagle chłopak wrócił się i szepnął do niej :

— Dziękujemy hrabino Arabelle.

Ta zaskoczona tym, że oboje ja znali tylko się uśmiechnęła i kiwnęła im ręką, by biegli i nie zatrzymywali się dopóki nie zobaczą starej chatki. Kiedy wracała zaczepił ją jeden ze strażników.

— A gdzie ciała?

— Idź i sobie zobacz. — odpowiedziała.

Bała się, że strażnik zacznie drążyć temat, ale ten udał się do miejsca, gdzie niby zginęła młoda para. Rozejrzał się, ale nic tam nie było.

— Uciekli! — krzyknął, a ta uśmiechnęła się.

— Jaka szkoda, że z nikim się tą wiadomością nie podzielisz. — rzekła i wyciągnęła rękę. — Amiss!

— Ty… — szepnął ostatkiem sił i zamknął oczy.

Czarownica odetchnęła i ruszyła w stronę obozu, by odszukać ukochanego i zadać mu poważne pytanie. Miała już dosyć ciągłego strachu o niego i siebie i potęgi Azazela. Krzywdził zbyt wielu i ktoś musiał to zakończyć. Nie wiedziała, że z chwilą wypuszczenia na wolność Katherine i Hadara zrobiła pierwszy krok ku obaleniu brata. Gdy zobaczyła Azraela podeszła do niego i przytuliła się. Ten uśmiechnął się do niej i złapał za rękę.

— Chodź do domu. — szepnęła.

— A Azazel?

— Chodźmy do naszego domu. Do Ciebie. Ja już nie mam domu.

— Dobrze, tak. — odpowiedział oddał strażnikowi dokumenty i odszedł razem z narzeczoną. — Ale nie przestrasz się tego, co zobaczysz.

W drodze do domu na południe Aragony, czarownica mało mówiła. Cały czas tylko przytulała się do chłopaka, co z jednej strony go cieszyło, a z drugiej wpychało w podejrzenia. Kłaniali im się liczni Loanowie z racji tego, że jedno z nich było jak brat dla ich władcy, a drugie było jego siostrą. Wszyscy mówili, że Arabelle Draconis jest surowa i nikogo nie wypuści. Jednak tak naprawdę mówili o jej bracie. Ona działała pod jego wpływem. Teraz zaczynała żałować, że ma znak na ręce, ale nic nie mogła na to poradzić. Nikt z sojuszników Azazela nie używał Amissa — z wyjątkiem Arabelle i Azraela — dzięki czemu byli od razu rozpoznawani.

Kiedy dotarli na miejsce oczom Arabelle ukazał się przepiękny dom. Otaczały go tylko i wyłącznie drzewa, w sąsiedztwie nie znajdował się żaden dworek lub zamek. Był ogromny, a mieszkał tutaj tylko Azrael. Miał dużo dużych okien, przez które można było podziwiać piękny ogród. Wnętrze było raczej w zimnych kolorach, ale pojawiała się zieleń — dosyć jasna i fiolet, jednak meble, firany i zasłony były czarne lub czarno-białe.

Przedpokój był przestronny, a tuz za nim znajdowała się jadalnia. Z niej zaś wychodziło się na taras na tyłach domu i znów podziwiało ogród. Drzewa niemal każdego rodzaju i kwiaty miały swoje miejsca. Na jednej z grządek rosły maczki kalifornijskie — ulubione kwiaty Arabelle. W sypialni stało duże łóżko z baldachimem, który nieco podarty zwisał bezwładnie, i garderoba, gdzie trzymał swoje szaty i peleryny. Tuż za rogiem była ogromna biblioteka. Arabelle pomyślała, że jej ojciec chrzestny byłby zachwycony.

— Tu jest cudownie.

— Mama to tak ułożyła.

— Nie podejrzewałam Cię o taką wrażliwość. Ale czemu nigdy wcześniej mnie tutaj nie zabrałeś?

— Wiesz… Jako przyjaciel kogoś takiego jak Azazel muszę być twardym. — wytłumaczył. — A nie za często ostatnio tutaj bywam.

— Nie tylko Tobie Draconis zatruwa życie. Ale musze się Ciebie o coś zapytać.

— Tak? — zapytał zaskoczony.

— Gdybyś miał wybór to czy zrobiłbyś to samo? To znaczy czy jeszcze raz powtórzyłbyś to, co zrobiliśmy? — zapytała i spojrzała mu prosto w oczy. — Chciałbyś być prawą ręką Azazela? Czy może wycofałbyś się z tej wojny i poszedł za głosem serca?

Zapadła chwila ciszy. Chłopak nic się nie odzywał. Kochał bardzo Arabelle, ale przecież Azazel… Wybór był trudny. Czarnoksiężnik przygryzł wargę.

— Jeżeli wiedziałbym, że mam odejść z tobą to tak. W przeciwnym razie nie.

— Kochany jesteś…

— Chodź tutaj do mnie. — powiedział i wyciągnął ku niej ręce.

Dziewczyna podeszła i usiadła mu na kolanach. Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się. Patrzył na nią tak spokojnie, a jednocześnie tak bardzo ja kochał. Wiedział, że bez niej nic nie byłoby takie same, a ta cała wojna nie miałaby sensu. Odkąd pamiętał robił wszystko, by Arabelle zwróciła na niego uwagę. W szkole nie miał żadnej dziewczyny. Na studiach też. Gdy pewnego razu wrócił po szkole z Azazelem do jego domu, ona siedziała i czytała książkę. Spojrzał na nią i nie od razu się zakochał. Jednak, gdy pierwszy raz z nią porozmawiał zaczął coś czuć. Wiedział, że to ta jedyna. Ale on był kilkanaście lat starszy. Do tej pory brzmiały mu w głowie słowa Azazela “ Wiesz, że moja siostra wyjdzie za mąż za kogoś mojego pokroju, Ty byłbyś idealny, gdybyś był trochę młodszy “. Plusem dla Azraela było to, że był najbliższym przyjacielem brata Arabelle i wszędzie mógł z nim pójść, a gdzie szedł Azazel tam i pojawiała się Arabelle. Oboje dobrze pamiętali jak wydały się uczucia czarnoksiężnika. Którejś nocy wypił za dużo rumu niż powinien podczas gdy Azazel i Abram byli w Resursie, a Arabelle czekała na brata w domu. Przyszedł wtedy do niej i powiedział :

— Dlaczego mi to robisz?

— Co takiego? — odpowiedziała i zaprowadziła go na kanapę.

— Ono i tak już ledwo bije, a Ty je zabierasz. Cały czas tylko myślę o tym, co zrobić by Cię spotkać. Ale Azazel uważa, że nie nadaję się dla Ciebie, bo jestem za stary, a przecież piętnaście lat to nie tak dużo, prawda? — zapytał i spojrzał na nią. — Dzień w dzień chodzę i patrzę za Tobą. Czemu nie mogę Cię mieć… — mruknął pod nosem.

— Ale to nie Azazel decyduje z kim się spotykam. — odparła i uśmiechnęła się.

— Czemu się śmiejesz?

— Bo nie zdajesz sobie sprawy z tego, co mówisz.

Następnego ranka, gdy Azrael obudził się u siebie w domu i przypomniał, co wygadywał przy Arabelle było mu głupio. Trochę bolała go głowa. Ale wiedział, że musi iść do Azazela, bo ten prosił go o to wczoraj nim poszedł się upić. Ubrał się i rozmyślając udał do domu hrabstwa Draconis. Kiedy zobaczył Arabelle zaczerwienił się, a ona uśmiechnęła. Oboje pamiętali jak podeszła do niego i wzięła za rękę oznajmiając, że musi z nim porozmawiać.

— Ja przepraszam za to, co powiedziałem.. Nie wiem, co we mnie wstąpiło… to znaczy wiem, ale…

— Nie musisz się wstydzić. — powiedziała, a on pocałował ja i przytulił. — Yyy chodziło mi o to, że nie musisz się wstydzić mnie teraz. — oznajmiła zaskoczona.

— Przepraszam. — wyjąkał, ale nadal ja przytulał.

Jednak wtedy też znowu zaczęli się całować i tak to od tamtego pamiętnego wieczora i poranku aż do dziś są parą.

Dziewczyna przytuliła się do niego i zamknęła oczy. Nie wróciła na noc do domu, bo nie chciała oglądać Azazela i wysłuchiwać jego chorych spostrzeżeń na temat Luumurdów i Loan.

Rankiem dopiero postanowiła pokazać się bratu. Azrael poszedł z nią, by ja odprowadzić. Kiedy byli już blisko zamku Draconis nagle jakimś młodszy chłopak niż Azrael podszedł do nich i zatrzymał Arabelle.

— Elle nie poznajesz? — zapytał i przytulił ją, a w narzeczonym dziewczyny zawrzało.

— Essero! — krzyknęła i zaśmiała się. — Trzeci rok studiów. Siedziałeś za mną i cały czas mi przeszkadzałeś.

— Raczej chyba chciałaś powiedzieć podrywałem.

— Ale nigdy nie zaprosiłeś mnie na randkę.

— A zgodziłabyś się? Może teraz gdzieś wyjdziemy? — zaproponował, a Arabelle spojrzała na Azraela.

— Ah nie przedstawiłam was sobie. To jest Essero Cortiner. — zwróciła się do ukochanego. — Mój kolega ze szkoły. A to jest — spojrzała na kolegę. — Mój narzeczony Azrael Vanadan.

— Miło mi.

— Mnie też. — warknął Vanadan.

— To kiedy będzie wasz ślub?

— Musimy ustalić datę, ale obiecuję, że będziesz zaproszony.

— No bo w przeciwnym wypadku to bym się na Ciebie obraził. Miło było Cię spotkać słońce. Musimy się kiedyś wybrać na spacer i powspominać dawne czasy.

— Z przyjemnością.

— Trzymam za słowo. Cześć. — pocałował Arabelle w usta, co ją zaskoczyło, a potem spojrzał na Azraela i wyciągnął do niego rękę. — Cześć. — jednak chłopak nie zrobił tego samego.

Gdy Essero oddalił się na bezpieczną odległość Azrael puścił rękę dziewczyny. Nawet na nią nie spojrzał, ale nieco przyspieszył kroku. Arabelle wiedziała o co mu chodzi, ale przecież rozmowa z kolegą to nic złego.

— O co ci chodzi?

— O nic. — burknął.

— Przecież widzę.

— " Musimy się umówić, iść na spacer, podrywałem Cię, słońce”. Co on sobie myśli! — krzyknął, a przechodzący obok nich starszy pan rzucił mu zaniepokojone spojrzenie.

— Uspokój się!

— Nie! On się do Ciebie przystawiał, a Tobie to odpowiadało. A ja stałem obok. Pocałował Cię do cholery!

— Też mnie tez to zaskoczyło. Nie bądź zazdrosny.

— Zabije go..

— Przestań! Dla mnie jesteś Ty.

— Takie gadanie to wiesz… Widziałem jak na niego patrzysz. Po co ci taki stary i nudny hrabia jak ja!

— Azrael co Ty wymyślasz? Nie uważam, że jesteś stary i nudny. — spojrzała mu prosto w oczy. — Myślałeś, że ja nie mam znajomych? Że nigdy nie będę rozmawiać z innych chłopakiem niż Ty, Azazel i Abram? A może mam się i od nich odciąć, bo jesteś zazdrosny?

— Nie jestem o Ciebie zazdrosny. — warknął. — A poza tym to rób co chcesz! Taka przeszkoda jak ja jest zbędna! Jesteś wolna! Twój brat się ucieszy! — krzyknął i odwróciwszy się odszedł w stronę swojego domu.

Arabelle także zła poszła do siebie. Tego dnia nie widziała się z narzeczonym i wcale nie chciała. Przecież nie zrobiła nic złego, a to, że Essero pocałował ją nie było zaplanowane, bynajmniej przez nią. Nikogo nie kochała tak jak Azraela, a ten podejrzewał ją o takie rzeczy. Arabelle otworzyła okno i usiadła na parapecie. Spojrzała w gwiazdy, a łzy same zaczęły płynąć po jej policzkach. Zastanawiała się ile jeszcze musi wycierpieć i czy kiedyś jej los się odmieni, a Azrael zmieni swój charakter.

Tymczasem Abram poszedł w odwiedziny do Azraela, bo ostatnio rzadko się widzieli. Wszedł do domu i zobaczył, że siedział na tarasie z butelką rumu w ręce. Udał się tam i spojrzał na niego. Jego przyjaciel siedział nieco zły, nieco smutny, ale widać było, że coś go gryzło.

— Abram? — zapytał zaskoczony. — A Ty tutaj co robisz?

— Przyszedłem porozmawiać, ale widzę nie jesteś w stanie. — usiadł obok niego. — Co się stało?

— Ah ta moja żona. A właściwie to narzeczona, a teraz to już tylko znajoma, bo już pewnie do mnie nie wróci.

— Cos Ty znowu narobił? Przecież ona jest tą jedyną. Sam tak mówiłeś.

— Ah… — mruknął tylko i napił się.

— Azrael wszystko da się naprawić.

— Czasami nie wszystko. Ona znajdzie sobie kogoś młodszego, weselszego i…

— Nie poznaję Cię.

Azrael wzruszył ramionami.

— To co się stało?

— Wiesz wszystko było pięknie. Była u mnie całą noc, więc następnego ranka chciałem ją odprowadzić do domu. No i wtedy musiał się pojawił ten jej kolega. Jakiś Esser czy jakoś tak. Zaczął się do niej przymilać i wychwalać jaka to ona jest wspaniała i że koniecznie musi ja zaprosić na spacer, żeby powspominali dawne czasy.

— I to takie straszne? — zapytał z uśmiechem Abram, ale Azrael pokiwał głową.

— Nie. On ja pocałował w usta. W usta rozumiesz? — powiedział i znowu się napił. — I ja jej powiedziałem, że może robić teraz co chce i że jestem dla niej przeszkodą i że nie dziwie się, że tak się cieszy na widok młodszego Essmera czy jak mu tam skoro musi wytrzymywać z takim starym i nudnym czarnoksiężnikiem jak ja. — wyrzucił z siebie i rzucił butelką w dal.

Abram uśmiechnął się i poklepał go po plecach. Azrael był jego przyjacielem i żal mu go było, bo widać było, że bardzo cierpi.

— Kup jej jakiś prezent i przeproś. A takich strasznych rzeczy jej nie powiedziałeś.

— Powiedziałem.

Tej nocy Azrael nie zmrużył oka. Nad rankiem już nie miał siły na myślenie i jakoś tak oczy same mu się zamknęły.

Arabelle położyła się o normalnej porze i wstała, by móc posprzątać dom i wybrać się na samotny spacer. Azazel wyszedł do Resursy. Kiedy czarownica skończyła swoją pracę wyszła, a dom został pusty. Wyglądał tak niegroźne, a mieszkało w nim wielkie zło, którego czas panowania powoli dobiegał końca.

Azazel miał dziwne poczucie przyjaźni. Z jednej strony lubił Azraela, ale ciągle powtarzał mu, że jest niewystarczający dla jego siostry, wytykał błędy i czasem poniżał. Wiedział jednak, że taki ktoś jak on przyda mu się. Miał charyzm, status, czyste pochodzenie od pokoleń i wykonywał jego rozkazy bez żadnego sprzeciwu. Szkoda tylko, że hrabia nie potrafił tego dostrzec.


Katherine i Hadar podziękowali za schronienie starszej kobiecie i dostali się do domu. Jaka radość była na ich widok. Ale nie to było najważniejsze, a osoba, która im pomogła. Minister Ochrony — Tefros Larawag — chciał koniecznie wiedzieć kto pomógł jego ukochanym dzieciom. Katherine pobiegła do matki, a Hadar został z ojcem.

— Tato wygląda na to, że jest ktoś kto może pokonać Azazela.

— Co Ty opowiadasz? Ale kto wam pomógł? Jakiś Luumurd zapewne, tak?

— Nie.

— Opowiedz jak to z wami było.

— No więc poszliśmy do miasta, ale tam byli Loanie i nas złapali. Powiedzieli, że i tak mamy brudną krew i musimy coś dla nich zrobić. Zaprowadzili nas do takiego jakby obozu i ona się tam pojawiła. Wszyscy się jej kłaniali. Mówili o niej Amissa czy jakoś tak. — powiedziała, a Minister przyłożył rękę do ust, jednak nie przerywał synowi i słuchał dalej. — Ona weszła do naszego pokoju, truciznę jaka miałem wypić zamieniła na zwykły sok i powiedziała strażnikom, że idzie użyć zaklęcia Amiss. Zaprowadziła nas na wzgórza i powiedziała, że mamy krzyknąć, a potem biegnąć szybko aż do starej chaty, gdzie mieszka jej znajoma i która nam pomoże. Musieliśmy jej zaufać.

— To niesamowite… — szepnął.

— Kto to był? Bo podobno jest jakąś czarownicą i tylko ona używa Amissa.

— Tak… Stąd jej przezwisko. Ale po niej najmniej bym się spodziewał tego, że was wypuści. A był z nią ktoś?

— Tak. Jednak wydawało mi się, że go skądś kojarzę, ale… Strażnicy mówili coś hrabio Vanadan.

— Synu poznałeś wtedy hrabiego Azraela Vanadana — najbliższego przyjaciela samego Azazela.

— Wyglądał na takiego miłego… — szepnął zaskoczony chłopak. — A ta dziewczyna, którą nazywamy Amissą?

— To jego narzeczona czy żona. Nie wiem za bardzo. Nazywa się Arabelle Velanis Draconis i jest przyrodnia siostrą Azazela.

— Ale wypuściła nas. Może nie jest taka jak on.

— Może. Ale ja dosyć dobrze znam niejakiego Aramira Auriga. To Luumurd, ale i jej ojciec chrzestny. Gdybyśmy ją przekonali…

— A czy jej ojciec chrzestny jest tutaj? Czy uciekł jak reszta Luumurdów?

— Nikt go nie widział, ale doszły mnie słuchy, że Azazel nic nie wiedział o spokrewnieniu swojej siostry z Luumurdami. Jednak nic nie możemy zrobić. Szantażem nie wygramy. Arabelle i Azrael są nierozłączni. On jest przyjacielem Azazela, a ona jego siostrą i wielką zagadką.

— Tato spotkaj się z nią. To może być jakaś nadzieja.

Rozdział 2

Promień nadziei

Tymczasem Arabelle siedziała w ulubionym miejscu. Tam właśnie chodziła, by przemyśleć wszystko. Spojrzała na niebo. Było ciemno jak zwykle. Spojrzała przed siebie i smutno się uśmiechnęła. Nagle zobaczyła kilku Luumurdów, którzy kierowali się w jej stronę. Wstała i niepewnym krokiem ruszyła pomiędzy kamienie. Stanęła za jednym z nich. Gdy ci podeszli bliżej zobaczyła, że jednym z nich był chłopak, którego wypuściła, a drugim był prawdopodobnie jego ojciec. Kiedy podeszli jeszcze bliżej spostrzegła, że jest to minister Tefros Larawag. Bardzo dobrze wiedziała kim on jest, ale nie wiedziała kim był młody chłopak. Wyszła zza kamieni, a Hadar szturchnął ramieniem ojca.

— Nie spodziewałem się, że tutaj hrabinę spotkam.

— Wzajemnie. Czego chcecie?

— Pamięta mnie pani? Jestem Hadar. Dzięki pani uciekliśmy z siostrą.

— Ah tak, pamiętam.

— Jestem Tefros Larawag. — podał jej rękę i uśmiechnął się. — Dziękuję z całego serca za uratowanie dzieci. I właśnie w tej sprawie chciałbym z hrabiną porozmawiać.

— Jest pan świadomy z kim rozmawia? — dziewczyna niemal, że krzyknęła.

Była zła z powodu tego, co robił właśnie Tefros. Rozmawiał z nią jak równy z równym, a przecież ona była z rodu Draconis. Azazel wmówił jej, że jest ona lepsza niż inni Luumurdzi. Zabronił jakichkolwiek rozmów z pół-Loanami.

— Pani Amisso proszę się zgodzić porozmawiać z moim tatą.

— Pani Amisso? — zapytała zaskoczona z lekkim uśmiechem na ustach. — Kto nadał mi przezwisko” śmierć”?

— Jest tak pani nazywana przez Luumurdów. — wyjaśnił zaczerwieniony chłopak, a jego ojciec rzucił mu srogie spojrzenie i przeniósł wzrok na Arabelle, która zaśmiała się wesoło.

— Chciał pan ze mną porozmawiać, ale nie tutaj.

Dziewczyna dodała, żeby obaj szli kilkanaście kroków za nią, by nikt nie spostrzegł, że mają jakieś wspólne interesy. Kiedy doszli do domu Tefros myślała, że tam wejdą jednak Arabelle przeszła obojętnie obok niego i poszła dalej. Po niedługim czasie dotarli do starej opuszczonej chaty. Chata ta należała do ojca chrzestnego dziewczyny. Weszli do środka, a Arabelle zamknęła drzwi i podejrzanym wzrokiem spojrzała na ministra.

— Arabelle ja wiem, że jesteś jego siostrą. Robiłaś wiele złych rzeczy, o czym mówi twoje przezwisko. Może po tym co powiem umrę z twojej ręki, ale muszę próbować.

— Do czego pijesz? — zapytała i usiadła w starym fotelu.

— Obserwowałem Cię już od jakiegoś czasu. Nawet moi szpiedzy byli na Radach.

— Co? — Arabelle była niesamowicie zaskoczona.

— Wiem, że wcale nie chciałaś zabić przyjaciela swojego ojca chrzestnego. Ale pod jego wpływem robisz rzeczy, których nie chcesz. Jednak wypuściłaś moje dzieci, co świadczy o tym, że jesteś inna niż Azazel.

Dziewczyna słuchała tego w ciszy i czuła, że cała jej twardość powoli zaczyna pękać.

— To Azazel uczynił z Ciebie taką jaka teraz jesteś. On stworzył z Ciebie swoją prawą rękę taką sama jak on. Złą, okrutną, ale Ty masz Azraela. On sprawia, że nie wyzbyłaś się wszystkich uczuć jak twój brat. On też nie jest zły, ale Azazel ma nad wami za dużą władzę. Jego wpływy są zbyt silne, a wy nie potraficie się im oprzeć.

— I?

— I jeżeli chcesz ja pomogę ci się z nich wyzwolić.

— Musi pan wiedzieć.

— Mów mi Tefros. — przerwał jej, a ona uśmiechnęła się do niego.

— Amissa. Jak mnie nazywają.

— Wolę Arabelle. — uśmiechnął się. — Sprawimy, że to imię i Luumurdzi pokochają.

— Wątpię. Jednak jaki masz plan co do mnie, Azraela i Azazela?

— Jeżeli nie masz nic przeciwko wyzwolę Ciebie i Azraela, ale Azazel musi zapłacić za wszystko. Czy to nie on zabronił wam być razem?

— Dawniej tak, ale teraz… — przerwała, gdyż zdała sobie sprawę, że tylko dzięki pozwoleniu jej brata Azrael mógł wreszcie się jej oświadczyć, bo gdyby zrobił to wcześniej straciłby wszystko i zostałby zesłany do więzienia.

— Dlaczego tak długo wstrzymał się z oświadczynami? — zapytał ja i spojrzał prosto w oczy. — Bo gdyby zrobił to wcześniej, bez zgody Azazela, oboje wiemy co by się stało. Ale i jego można uratować. Jednak żeby tak się stało musisz obiecać, że nam pomożesz, a nie skażesz.

— Dobrze. Ja tez mam dosyć już jego tyrani. — wyrzuciła z siebie. — Ale Azrael musi zostać nietknięty.

— Oczywiście. Trzeba będzie sprowadzić twojego ojca chrzestnego.

— Jestem w stanie to zrobić.

— Nadal wykonuj polecenia Azazela i działaj z nami.

Tefros w pełni zaufał Arabelle. Wierzył, że jest ona odpowiednia osobą i jedyną, która może zniszczyć tyranię Azazela. Jednak ona była rozdarta pomiędzy miłością do Azraela, który był najlepszym przyjacielem Draconisa, a jednak mimo wszystko oddaniem bratu, który traktował ja jak najważniejszą osobę w swoim życiu.

Postanowiła jeszcze raz iść do swojego ulubionego miejsca i przemyśleć to wszystko. Skoro Azrael w zupełności odpuścił ich związek to ona nie miała wcale ochoty, by się mu narzucać. Usiadła na jednym z kamieni i zaczęła płakać. Rzewnie. Czuła ból za to, że zabijała. Miała przed oczami twarz najlepszego przyjaciela Aramira. Tyle razy słyszała o nim i jego heroicznych czynach, o sile, wytrwałości i walce, a ona to wszystko tak łatwo zniszczyła. Wystarczyło jedno słowo.

Nagle usłyszała czyjś głos :

— Nie zastałem Cię w domu, więc przyszedłem tutaj.

Odwróciła powoli głowę i zobaczyła Azraela. Podszedł do niej i usiadł obok. Dziewczyna otarła łzy i spuściła wzrok.

— Przepraszam Cię za te wszystkie niepotrzebne słowa. Ale poniosło mnie. Może głupio to zabrzmi, ale ja za bardzo Cię kocham, by nie być zazdrosnym. On wybił mnie ze stanu spokoju. Zrozum Arabelle… — szepnął i wyciągnął do niej swoja dłoń, a ona podała mu swoją, jednak nie patrzyła na niego.

— Rozumiem.

— Skarbie ja nie umiem bez Ciebie żyć.

Dziewczyna uśmiechnęła się i spojrzała na niego. Miała teraz ważniejszy problem i większe wyrzuty sumienia.

— Przytul mnie.

— Co się stało, że płaczesz?

— Ja ciągle mam przed oczami ich twarze. Słyszę słowa Azazela. Już nie chcę tak żyć. Dam ci teraz wybór. Albo ja i koniec z tym wszystkim albo on i dalej możesz zabijać, ale pewnego dnia staniesz przed wyborem, bo ja będę Cię tropić i nie pozwolę więcej na mordowanie Luumurdów.

— Jak możesz się mnie wogóle o to pytać? — szepnął i mocno ja przytulił. — Jasne, że wybieram Ciebie.

— Ufam ci i mam nadzieje, że mnie nie wydasz. Chcę obalić Azazela. — wyznała, a Azrael aż pobladł z zaskoczenia. — Jest jeszcze kilku Loan i Luumurdów, którzy tez są tego zdania. Tyrania Azazela musi się skończyć. Nie mówiłam ci tego, ale mój ojciec chrzestny jest Luumurdem. Pomogłam mu uciec i jeszcze takiej dwójce. Teraz wiem, że Azazel miał nade mną pełną kontrole i nad tobą też. Jednak ja się wyzwolę, a Ty?

— To mój przyjaciel, ale ja zawsze pójdę za tobą.

— Zabiorę Cię na spotkanie i powiesz wszystko co wiesz i co może obalić Azazela.

— Dobrze.

— Ale wiesz, że skończymy w Tenebrarum?

— W zamian za pomoc zostaniemy nietknięci.

— A co jeśli teraz tylko tak mówią, a potem zostawią nas samych sobie?

— Azrael znamy nie tylko Amissa, lecz wiele wiele silnych zakazanych zaklęć. Wystarczy nam, byśmy się mogli obronić.

— Tobie zaufam, a nie im.

Następnego dnia z samego ranka Arabelle niespodziewanie zniknęła. Azazel zajęty Resursą nie mógł pozwolić sobie na wyjazdy, dlatego też postanowił dać swojej siostrze trochę swobody, ale mimo wszystko niepokoił się, gdyż ta zawsze mówiła mu gdzie jest i co robi.

Również i Tefros nie pojawił się w Resursie. Kiedy Azazel wieczorem nie zastał Arabelle w domu wysłał Abrama do Azraela jednak i tam jej nie było. Ten chodził po całym domu zaniepokojony. Nagle Abram przyniósł mu list. Ten szybko go otworzył. Arabelle napisała, że wyjeżdża na dwa dni do swojego ojca chrzestnego, gdyż dowiedziała się od niego, że Luumurdzi coś knują. Wyjaśniła, że ona to wszystko załatwi, a on nie ma się o co martwić. To wystarczyło, by uśpić czujność Azazela.

Tymczasem dziewczyna wysiadła z dorożki przed miastem, gdyż kierowca bał się tam wjechać, mówiąc, że śmierć zebrała tam swoje żniwo i czeka na więcej Luumurdów. Poszła w stronę bramy wejściowej i rozejrzała się. Jej ojciec chrzestny zaszył się w mieście, aż tak, że niemal nikt nie wiedział, gdzie można go znaleźć. Arabelle weszła do jednego z hoteli. Pracował tam jej dawny znajomy.

— Hej Avor.

— Arabelle? — zapytał zaskoczony. — A co Ty tutaj robisz?

— Jestem tak przejazdem. Mam do Ciebie sprawę.

— Jaką?

— Szukam niejakiego Aramira Auriga.

— Chodź za mną. Jest tutaj akurat teraz.

Dziewczyna poszła za nim i rozejrzała czy nikt jej nie obserwuje. Kiedy doszli do pokoju numer 32 zostawił ją sama i odszedł do swoich obowiązków. Arabelle odetchnęła i zapukała. Usłyszała czyjeś kroki, a po chwili zobaczyła twarz ojca chrzestnego.

— Arabelle słoneczko, a co Ty tu robisz? — zapytał, uściskał ja i zamknął za nią drzwi.

— Szukałam Cię, co łatwe nie było. Ale nie czas na to. Mam mało czasu i nie jestem pewna czy mnie ktoś nie śledził. Znasz Tefrosa?

— Tak, jasne.

— On i ja chcemy obalić Azazela i przywrócić dawne obyczaje i prawo. Co Ty na to?

Mężczyzna pobladł. Nie wierzył w to co przed chwila usłyszał. Przecież Arabelle była do tej pory bardzo oddana Azazelowi. Był on jej jedyną rodziną jeśli chodzi o więzy krwi. Mimo to po chwili odezwał się wesołym tonem.

— Arabelle czy Ty tak na serio?

— Tak Aramir.

— Ale sami chyba nic nie zdziałamy.

— Ty znasz większość Luumurdów. Przedstawisz mi ich i razem opracujemy wszystko.

— Ale wiesz, że oni nie będą ci ufać? Dla nich jesteś siostrą Azazela i Amissą.

— Z czasem zaczną.

— No tak, a Azrael?

— Wie tylko tyle, że mam dosyć wypełniania chorych poleceń Azazela. Nie będę już nikogo krzywdzić. Za dużo tego wszystkiego.

— No dobrze, więc chodźmy. — powiedział i wyszli z pokoju. — Ale skąd Ty znasz Tefrosa?

— Przez przypadek uratowałam jego dzieci. Odnalazł mnie i zaproponował ten plan.

Kiedy szli ulica Aramir tłumaczył swojej córce chrzestnej jak powinna się zachować i czego może się spodziewać. Szli właśnie do dwóch największych wrogów Azazela i jego rodziny i paczki — do której wliczała się Arabelle, Azrael i Abram. Aramir wiedział, że będzie bardzo trudno wytłumaczyć im obecność Arabelle i jej zmianę poglądów. Nie wszyscy przecież od razu w nią uwierzą, ale o tym na razie nie był w stanie myśleć. W końcu doszli do wielkiego szarego budynku. Zapukali do drzwi i wolnym krokiem wkroczyli do środka.

Na jednym z krzeseł siedział postawny mężczyzna przypominający Persa. Miał ciemną karnację, czarne włosy i szare oczy. Był to Cepheus Cortez — Sędzia Najwyższy. Nikt nie zwracał się do niego po imieniu tylko po nazwisku. Na widok Aramira uśmiechnął się jednak, gdy spostrzegł Arabelle wyciągnął zza płaszcza sztylet i skierował w jej stronę.

Dziewczyna popatrzyła na niego spokojnym wzrokiem, a Aramir zdołał szybko uspokoić.

— Cortez przedstawiam ci…

— Wiem kto to jest. — przerwał mu ostrym tonem. — A nie wiem dlaczego ją tu w ogóle przyprowadziłeś?!

— To nie jest tak jak myślisz. Cortez, Arabelle to nasza szansa. Posłuchaj jej teraz.

— Dobrze. — spojrzał na dziewczynę. — Niech pani usiądzie. — wskazał na inne krzesło.

— Mów mi Arabelle, a jeśli to będzie dla Ciebie zbyt trudne to mów Amissa.

— Mam nadzieję, że zmienię zdanie po tym co powiesz. Jednak po Twoich występkach najchętniej skazałbym Cie na Tenebrarum, ale nie mogę tego zrobić przyjacielowi. — kiwnął głową w kierunku Aramira. — Jednak wiedz, że nienawidzę Cie z całego serca, nie ważne komu pomogłaś, bo to były wybryki, ale nigdy nie zapomnimy Ci tego ile naszych zabiłaś. — syknął wściekle, a dziewczyna pobladła czując niesamowity strach. — I że na zawsze zostaniesz oznakowana, bo ten sygnet przeżarł się aż do twojej kości. Nigdy tego z siebie nie zdejmiesz i bardzo dobrze. Nasz świat zawsze będzie pamiętał.

— Jesteś Loanem.

— Pół Loanem, pół Luumurdem po ojcu. Zejdź mi z oczu!

Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że to, co powiedział Cortez było tym, co tak naprawdę myślą o niej Luumurdzi. Wiedziała, że będzie miała trudności i pierwszy raz poczuła, że jest zagrożona spędzeniem reszty życia w Tenebrarum.

— Kilka dni temu pomogłam uciec synowi i córce Tefrosa, który również Cię znał. Przyszedł do mnie i zaproponował sojusz przeciwko Azazelowi. Zgodziłam się, bo mam dosyć jego praw i mordów. Luumurdzi to rasa jak każda i zasługuje na takie samo traktowanie jak Loanie. Znam wszystkie słabe punkty Azazela i chcę go obalić.

— Własnego brata?

— Przyrodniego brata, który zmuszał mnie do zabijania Luumurdów grożąc, że jeśli tego nie zrobię to on zabije mojego narzeczonego. — powiedziała, a Cepheus przymrużył oczy ze zdziwienia. — Tak, ja też byłam szantażowana. Nie dawał mi wolnych wyborów, mojemu Azraelowi również.

Cortez milczał. Przez kilka minut nic się nie odzywał. Miał mieszane uczucia. Nie wiedział czy może ufać dziewczynie, ale chcąc nie chcąc musiał jej zaufać jeśli chciał obalić Draconisa. Była jedyną, która znała jego słabe strony i plany.

— No dobrze Arabelle. Zaufam ci. Jednak możemy go zniszczyć jeśli ma taka przewagę nad nami?

— Azazel nie ma prawdziwych sojuszników. Oczywiście jest kilku, którzy maja taki sam pogląd jak on, ale nikt z nich nie chce być zabójcą, a to narzuca im Azazel. Luumurdzi muszą się zjednoczyć i muszą wiedzieć, ze mają silnego przywódcę. Ja muszę pozostać w cieniu. Nikt nie może wiedzieć, że to głównie ja dążyłam do obalenia Azazela.

— Oczywiście. A co z twoim narzeczonym?

— Azrael nie wie, że tu jestem. Nigdy się nie dowie. Nie będzie po stronie Azazela, ale będzie w jego otoczeniu. Wycofa się z zabijania, ale nie przyłączy do nas. Zostaje obojętny. Ale nie możemy go skazać. Jeżeli on trafi do więzienia, osobiście dokończę to, co on zaczął, a moim pierwszym celem będzie osoba, która wydała na Azraela wyrok, zrozumiano?

— Jeżeli mam zaufać i jemu to niech wycofa się z tego wszystkiego. Niech przestanie zabijać, ale tak na poważnie. Niech nie podlega już rozkazom Azazela. Może się do nas nie przyłączać, ale ma się usunąć z jego najbliższego otoczenia. Niech będzie dalej. — powiedział poważnym tonem nie spuszczając z niej wzroku.

Dziewczyna nic się nie odzywała. Wiedziała, że mimo wszystko Azraelowi trudno będzie się wyzwolić spod wpływu Azazela. Przyjaźnili się od bardzo dawna, a teraz miał go zdradzić? Arabelle pokiwała głową i już miała coś powiedzieć, jednak po minie Cepheusa stwierdziła, że jej argumenty nie są wystarczające. Aramir spostrzegł to zakłopotanie i patrząc na przyjaciela uśmiechnął się.

— Cortez przecież wiesz, że to nie takie proste jest. On jest jego przyjacielem. Gdy zacznie się odsuwać, Draconis zacznie być podejrzliwy.

— Ale jest jej narzeczonym. Powiniem wybrać ukochaną. Niech zrobi to dla niej.

— A Ty byś mnie zdradził? — zapytał, a Cepheus pokiwał przecząco głową. — Więc wiesz w jakiej sytuacji jest Azrael. Nie wystarczy ci, że siostra Azazela jest po naszej stronie?

— No dobrze, ale niech się wycofa skrycie.

— Oczywiście. — odparła dziewczyna i po pożegnaniu się Aramira z Cortezem wyszli i udali się prosto na dworzec.

Tam pożegnali się, a czarownica wsiadła do czekającej już na nią dorożki i mając na przemyślenia dużo czasu zamknęła oczy. W jej głowie było teraz wiele myśli. Wiedziała też, że gdy wróci do domu będzie musiała udawać przed Azazelem oddaną siostrę godną zaufania. W drodze obmyśliła historyjkę, którą mu opowie i po sprawie.

Rankiem dotarła do zamku. Spojrzała na niego i westchnęła. Kiedyś był najlepszym miejscem na świecie, a dziś… przypominał jej złe chwile. Śmierć ojca, rozpacz Azazela i jego plany, aż wreszcie te Rady, na których wygłaszał mowy na temat wyczyszczenia całego świata z Luumurdów.

Otworzyła drzwi i zobaczyła siedzącego na fotelu ojca brata. Uśmiechnęła się i uściskała go. Nagle z drugiego pokoju wyszedł Abram i Azrael. Ten trzeci spojrzał na Arabelle poważnie i lekko się uśmiechnął. Sam już nie wiedział czy dobrze robią czy nie. Arabelle zdjęła płaszcz i powiesiła na haczyku na korytarzu, poprawiła suknię, która lekko się pogniotła. Azrael poszedł do niej, jednak nic się nie odzywał.

— Załatwiłaś, co miałaś załatwić? — zapytał Azazel.

— Tak, ale o nic nie musisz się martwić.

— Ale jedna rzecz mi się nie podoba.

— Jaka?

— Wyjechałaś przez pozwolenia, powiadomiłaś mnie, a raczej postawiłaś przed faktem dokonanym.

— Azazel ja nie jestem w jakiejś niewoli! — krzyknęła wściekła dziewczyna. — Nie będziesz mi już więcej mówił co mam robić. Zajmuję się każdym szczegółem, nie chcę Cię martwić, staram się zapewnić Ci bezpieczne życie, a Ty jeszcze mnie o takie rzeczy pytasz!

— No dobrze, w takim razie, masz wolną rękę. — syknął. — I nie mam się o co martwić, tak?

— Tak. Ty też. — odwróciła głowę w kierunku Azraela.

— A właśnie, że się martwię. O Ciebie. Tylko o Ciebie.

Arabelle uśmiechnęła się i spojrzała mu w oczy. Był taki zmartwiony. Nie martwił się o to, że zostanie zdrajcą, ale o nią. Ona była dla niego całym światem. Pierwszą miłością, ale ich przeznaczenia zostały już napisane i nic, nawet ich miłość nic nie mogła zmienić.

Oboje weszli do salonu trzymając się za ręce i usiedli obok siebie. Abram patrzył się w na nich i zastanawiał nad czymś. Azazel czekał na relacje siostry.

— Jednym słowem wszystko w porządku. — zakończyła, a Draconis uśmiechnął się. — Nikt nie jest w stanie Ci się sprzeciwić. Luumurdzi boją się wymawiać Twoje imię i szukają schronień w lasach i górach, gdzie niby będą bezpieczni.

— Taką miałem nadzieję. Azrael chodź z nami.

— Nie. — powiedział donośnym głosem, a Draconis odwrócił szybko głowę zaskoczony.

— Co takiego?

— Nie pójdę do domu tych Luumurdów. A wiem co chcecie zrobić.

— Sprzeciwiasz mi się?

— Nie sprzeciwiam, ale wycofuję z tych morderstw.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 41.43