Dla wszystkich tych,
którzy kiedykolwiek stracili coś,
co dawało im ogromne szczęście.
Nigdy się nie poddawajcie,
a znowu odnajdziecie swoje światełko w mroku.
Tym razem będzie znacznie silniejsze.
Tak samo jak Wy.
Opowieść
Ciepły blask popołudniowego słońca oświetlał kampus uniwersytetu, kiedy Dawid siedział przy kawiarnianym stoliku i wpatrywał się w swój szkicownik. Architektura była dla niego czymś więcej niż tylko kierunkiem studiów — była jego pasją, obsesją, językiem, w którym najlepiej potrafił mówić o świecie. Rysował smukłe linie futurystycznych budynków, zastanawiając się, czy kiedykolwiek będzie miał okazję zobaczyć na żywo cuda architektoniczne, które widział tylko w książkach i na ekranie komputera.
— Dawid, serio, musisz to zrobić! — powiedziała jego przyjaciółka, Bucza, wyrywając go z zamyślenia. Była jak żywy wulkan — energiczna, odważna, zawsze gotowa pchnąć go w stronę przygody. — Wymiana międzynarodowa to szansa życia. Dubaj, stary! Najbardziej futurystyczne miasto świata! Wieżowce, które przecinają niebo, luksus, kultura, zupełnie inny świat.
— Nie wiem, Bucza… — mruknął. — To trochę nie dla mnie. Nie jestem typem, który pakuje się w nieznane miejsca, żeby zwiedzać. Poza tym… Dubaj? To nie dla zwykłego studenta…
— Właśnie dlatego, że nie jesteś zwykły, powinieneś tam polecieć — odparła ze śmiechem. — Daj się ponieść. Tam spotkasz ludzi, którzy mogą zmienić twoje życie.
Jej słowa wciąż dźwięczały mu w głowie, gdy kilka tygodni później dostał telefon z uczelni — zaraz po świętach wylatuje. Nim się obejrzał, nadszedł czas i już stał na lotnisku z biletem w ręku. Miał wrażenie, że ten wyjazd to początek czegoś wielkiego, czegoś, co odmieni go na zawsze. Nie wiedział jeszcze, że luksus, którego zakosztuje, będzie miał także drugie oblicze — niebezpieczne, namiętne i niepokojąco uzależniające.
Lot do Dubaju trwał dłużej, niż planowano. Gdy w końcu wysiadł z samolotu, uderzyły go gorący, suchy wiatr oraz zapach miasta — mieszanka egzotycznych przypraw, kadzidła i czystej, sterylnej nowoczesności. Miasto lśniło niczym złoty klejnot w pustynnym krajobrazie. W drodze do hotelu, gdy siedział w klimatyzowanej taksówce, chłonął widoki: wieżowce o nierealnych kształtach, szklane fasady, które odbijały światło jak tafle lodu.
— To jest niesamowite… — szepnął sam do siebie.
Wieczorem odbyło się przyjęcie powitalne dla uczestników wymiany. Ogromny taras hotelu tonął w ciepłym świetle lampionów, a w tle rozciągała się panorama Dubaju z Burj Khalifa wyrastającym jak strzała w niebo. Dawid czuł się nieco zagubiony wśród elegancko ubranych ludzi… I właśnie wtedy dostrzegł go Ari.
Ten mężczyzna był jednym ze sponsorów programu wymiany, człowiekiem, którego nie dało się nie zauważyć. Wysoki, o wyrazistych rysach i ciemnych, przenikliwych oczach, wyglądał jak ktoś, kto ma wszystko pod kontrolą. Gdy ich spojrzenia się spotkały, Dawid poczuł, jakby ziemia na moment przestała istnieć. Ari podszedł do niego z uśmiechem — pewnym siebie, ale nie aroganckim.
— Ty musisz być Dawid — powiedział niskim, melodyjnym głosem. — Słyszałem o tobie. Architekt, prawda? Uwielbiam ludzi z wizją.
— Tak… To znaczy, staram się — odpowiedział onieśmielony chłopak.
— W takim razie musimy porozmawiać. — Ari uśmiechnął się szerzej. — Pokażę ci Dubaj taki, jakiego nie zobaczysz w przewodnikach.
Ari dotrzymał słowa. W następnych dniach zabierał Dawida w miejsca, do których zwykły turysta nie miał wstępu — prywatne tarasy z widokiem na miasto, luksusowe rezydencje na sztucznych wyspach, restauracje, gdzie serwowano potrawy wyglądające jak dzieła sztuki. Każde spotkanie z Arim wprowadzało Dawida w inny świat — świat złota, szkła i sekretów.
Pewnego wieczoru, gdy jechali do jednej z willi Ariego położonej na obrzeżach miasta, Dawid poczuł dziwne napięcie. Szejk milczał, ale od czasu do czasu rzucał w lusterku intensywne spojrzenie.
— Wiesz, Dawid — zaczął Ari — w tym mieście nic nie jest takie, jakie się wydaje. Luksus ma swoją cenę. Czasami… — Uśmiechnął się lekko. — Chciałbym zabrać cię do swojego domu, byś poznał moją rodzinę. — Szejk spojrzał na chłopca, który się zaczerwienił, ale po chwili wyraził zgodę.
Z samego rana, gdy tylko słońce pojawiło się na niebie, pod wejściem akademika i hotelu, w którym przebywał Dawid, pojawiła się czarna, luksusowa limuzyna.
— Jesteś gotowy na podróż? — zapytał Ari, wysiadając z auta.
— Tak, możemy jechać.
Po kilku godzinach spędzonych na jeździe i rozmowach Dawid zauważył, że dawno skończyła się jakakolwiek zabudowa, a za oknami rozciąga się tylko pustynia. Znudzony zapytał, czy długo jeszcze będą tak jechać. Szejk nie zdążył nic odpowiedzieć, gdy samochodu stanął. Dawid, ucieszony końcem podroży, szybko wyszedł z auta i ukazało mu się… prywatne lotnisko. Był zszokowany. Ari wytłumaczył mu, że będzie szybciej, gdy dalej polecą jego prywatnym helikopterem.
Gdy wylądowali, było już ciemno. Noc okazała się ciepła i gęsta od zapachów egzotycznych kwiatów. Gdy kolejny samochód Ariego zatrzymał się przed bramą jego willi, Dawid poczuł lekki dreszcz niepewności. Nigdy wcześniej nie widział takiego miejsca — ogromna posiadłość wznosiła się na prywatnej wyspie, otoczona ogrodami, które zdawały się oazą pośród pustynnego świata Dubaju.
— Wejdź — powiedział Ari spokojnie, otwierając drzwi. — Chcę ci coś pokazać.
Dawid przekroczył próg i od razu owiał go chłód klimatyzacji połączony z delikatnym aromatem perfum — intensywnego, słodko-drzewnego zapachu, który zdawał się wypełniać każdy zakątek domu. Wnętrze willi było jak połączenie nowoczesności i arabskiego przepychu: złote ornamenty mieszały się ze szklanymi powierzchniami, a pod nogami rozpościerał się miękki, biały dywan.
— To jest… niesamowite — wyszeptał Dawid, rozglądając się po wnętrzu.
— Chcę, żebyś czuł się tutaj jak u siebie — odparł Ari, podchodząc bliżej. — Dubaj to miejsce, w którym wszystko jest możliwe. Ale tylko wtedy, gdy masz kogoś, kto otworzy ci odpowiednie drzwi.
Dawid poczuł, jak jego serce przyspiesza, gdy Ari zatrzymał się tuż przed nim. Ich wzrok się spotkał. W oczach szejka było coś hipnotyzującego — pewność siebie, moc, ale też niewypowiedziane pragnienie. Ari wyciągnął rękę, delikatnie dotykając jego ramienia, a potem palcami przesunął wzdłuż linii szyi.
— Jesteś wyjątkowy, Dawidzie — powiedział cicho. — Masz w sobie coś, czego dawno nie widziałem.
Dawid chciał coś odpowiedzieć, ale jego głos ugrzązł w gardle. Zamiast tego poczuł, jak dłoń Ariego przesuwa się niżej, muskając jego dłoń, jakby chciał sprawdzić, czy pozwoli mu na więcej. Chłopak nie cofnął się — wręcz przeciwnie, czuł, że tonie w tym spojrzeniu, w tym zaproszeniu.
Ari uśmiechnął się lekko i odwrócił, wskazując na panoramiczne okno ukazujące tętniące nocne życie miasta.
— Chodź — powiedział. — Chcę ci coś pokazać.
Przeszli do salonu, gdzie przy oknie stał stolik z przygotowanymi dwoma kieliszkami i butelką szampana. Za szybą rozpościerała się sceneria niczym z filmu — Dubaj nocą, migoczący tysiącami świateł, z Burj Khalifa dominującym nad horyzontem. Ari nalał złocistego trunku i podał Dawidowi kieliszek.
— Za nowych przyjaciół… i za to, co jeszcze przed nami — powiedział, stukając się z nim delikatnie.
Szampan był lekko słodki, a ciepły dotyk palców Ariego na jego dłoni sprawił, że Dawid poczuł gorąco, które nie miało nic wspólnego z klimatem pustyni.
— Czy kiedykolwiek ktoś pokazał ci, jak piękne może być życie? — zapytał Ari, nie odrywając wzroku od chłopaka. — Nie chodzi tylko o pieniądze, ale o… momenty, które zapadają w pamięć.
Dawid milczał, ale wiedział, że w tej chwili zaczyna się coś, co trudno będzie zatrzymać. W pomieszczeniu panowała cisza, przerywana jedynie odległym szumem miasta. Ari odstawił kieliszek i podszedł bliżej. Jego dłoń delikatnie musnęła policzek Dawida, a potem zatrzymała się na jego szyi.
— Chcę, żebyś dziś poczuł, że jesteś ważny — szepnął, a jego usta znalazły się niebezpiecznie blisko twarzy gościa.
Serce Dawida biło jak szalone. Nie wiedział, czy to strach, czy ekscytacja, ale gdy Ari w końcu zbliżył się i ich wargi spotkały się w krótkim, ale intensywnym pocałunku, chłopak nie cofnął się ani o krok. Pocałunek był ciepły, zdecydowany, pełen obietnic.
— To dopiero początek — powiedział szejk, odsuwając się o kilka centymetrów. — Mam ci tyle do pokazania.
W kolejnych dniach Ari stał się nieodłącznym towarzyszem młodego architekta. Zabierał Dawida w miejsca, o których zwykli turyści mogli tylko pomarzyć: prywatne galerie sztuki w najwyższych wieżowcach, restauracje na dachach drapaczy chmur, oazy ukryte w pustyni, do których docierali luksusowym SUV-em, jadąc przez fale piasku, gdzie horyzont zlewał się ze złotą pustynią.
Z każdym dniem Dawid czuł, że między nimi rośnie zaufanie. Ari nie traktował go jak kogoś obcego — rozmawiali o marzeniach, o życiu, o architekturze. Dawid opowiadał o swoich projektach, a Ari z zainteresowaniem słuchał, czasem udzielając rad.
— Wiesz, co w tobie widzę? — zapytał pewnego wieczoru, gdy siedzieli na dachu jednego z luksusowych hoteli. — Pasję, która czeka, żeby ją obudzić.
Dawid uśmiechnął się lekko.
— Może Dubaj mnie zmieni.
— Dubaj zmienia każdego — odparł Ari, patrząc w rozświetlone niebo. — Ale w twoim przypadku… może to być początek czegoś wielkiego.
Dni w mieście mijały szybko, a każdy z nich był pełen odkryć. Dawid uczestniczył w warsztatach organizowanych w ramach wymiany — wykłady prowadzone przez światowej sławy specjalistów dawały wgląd w przyszłość urbanistyki. Burj Khalifa, Muzeum Przyszłości, projekty sztucznych wysp — wszystko to wydawało się wyjęte z filmu.
Ari często towarzyszył mu w tych naukowych przygodach, choć nie musiał.
— Dubaj to miasto, które nie zna granic — mówił, stojąc z Dawidem na tarasie widokowym Burj Khalifa. — Każdy budynek to manifest — udowadniamy, że niemożliwe jest możliwe.
Chłopak słuchał z fascynacją, jak mentor opowiada o procesach inwestycyjnych, o tym, jak rodzą się pomysły na największe wieżowce. Było w nim coś, co motywowało Dawida do sięgania wyżej.
Kilka dni później Ari zaskoczył Dawida propozycją:
— Chodź, pokażę ci coś, czego nie zobaczysz w żadnym przewodniku.
Wieczorem wsiedli do luksusowego SUV-a i ruszyli w głąb pustyni. Gdy miasto zniknęło w oddali, wokół pozostały tylko piasek i nocne niebo usiane gwiazdami. Ari zatrzymał samochód w miejscu, gdzie nie było widać żadnych świateł.
— Spójrz w górę. Widzisz? To jest Dubaj sprzed wieków. Pustynia i gwiazdy. Wszystko inne to iluzja, którą stworzyliśmy.
Usiedli na ciepłym piasku. Ari rozłożył koc i przyniósł termos z aromatyczną arabską kawą. Rozmawiali godzinami — o marzeniach Dawida, o jego rodzinie, o tym, jak wyglądało życie Ariego, zanim stał się jednym z najbogatszych ludzi w Emiratach.
Ta noc sprawiła, że Dawid poczuł się jak bogacz, który może wszystko.
Kolejny weekend spędzili na jachcie Ariego. Tym razem nie byli sami — na pokładzie znajdowała się kilkuosobowa załoga i dwóch przyjaciół szejka, również bogatych inwestorów. Dawid czuł się zawstydzony i trochę się wycofał, ale Ari zadbał, aby nikt go nie ignorował.
— To jest Dawid, przyszły wielki architekt — powiedział z dumą.
Reszta wieczoru minęła na rozmowach o przyszłości miast, o futurystycznej architekturze i technologii. Dawid był w szoku — Ari traktował go jak równego sobie partnera do rozmowy, nie jak zwykłego studenta.
Z każdym kolejnym dniem chłopak czuł, że Ari staje się kimś więcej niż przewodnikiem. Był przyjacielem, mentorem i kimś, kto rozumiał go lepiej niż ktokolwiek inny.
Pewnego wieczoru, siedząc na tarasie Ariego, Dawid powiedział:
— Nigdy wcześniej nie czułem się tak… wolny. Jakby świat nagle się otworzył.
Ari uśmiechnął się lekko.
— To dlatego, że masz w sobie odwagę. I wiesz, że możesz ufać mi w stu procentach.
Dawid spojrzał na niego i skinął głową. Wiedział, że te słowa były prawdziwe. W Dubaju znalazł coś, czego nie oczekiwał — przyjaźń, która mogła zmienić całe jego życie.
Kilka dni po wspólnym rejsie Ari niespodziewanie zaproponował Dawidowi:
— Chcę, żebyś zobaczył mój prawdziwy świat, Dawidzie. Nie tylko Dubaj, ale coś więcej. Wybierzemy się na małą wycieczkę.
Dawid uniósł brwi.
— Wycieczkę? Dokąd?
— Na moją wyspę ale tym razem do białego domu, w którym poznasz kolejną moją rodzinę, a także będziesz mógł stać się częścią projektu, który organizuję. Takiego, którego nie zobaczysz w przewodnikach. — Uśmiech Ariego był tajemniczy, ale jego ton pełen pewności. — Będzie wyjątkowo. Obiecuję, że ci się spodoba.
Dawid, choć trochę niepewny, zgodził się.
— Świetnie, nie ma na co czekać, zaraz wyruszamy. To miejsce, w którym można naprawdę poczuć wolność — powiedział Ari, mijając kolejne wydmy. — Kiedyś spędzałem tam całe dnie, marząc… Oczywiście zanim stałem się tym, kim jestem.
Po czterech godzinach jazdy zatrzymali się. Dawid rozejrzał się i zapytał:
— To… to jest ten biały dom? — Patrzył na ogromną posiadłość, całą białą, ogrodzoną murem i obstawioną strażą.
Ari skinął głową.
— Witaj w miejscu, które stworzyłem dla siebie i dla tych, którym ufam.
Dawid poczuł dziwną mieszankę emocji — podziw, ale też lekkie napięcie. Coś w sposobie, w jaki Ari to powiedział, brzmiało… jak zapowiedź czegoś więcej.
Kiedy Dawid wszedł do posiadłości, oniemiał. Wnętrze przypominało pałac — marmurowe podłogi, kryształowe żyrandole i wielkie, panoramiczne okna, przez które widać było basen w kształcie półksiężyca. Zapach świeżych kwiatów, które stały w każdej sali, pobudzały wyobraźnię.
— To miejsce jest jak z filmu… — wyszeptał Dawid.
— Witaj w moim świecie — odpowiedział Ari z uśmiechem. — Tu wszystko jest dla ciebie. Chcę, żebyś poczuł, jak wygląda życie bez ograniczeń.
Pierwsze popołudnie spędzili w ogrodzie. Ari oprowadzał Dawida po ogromnych terenach — były tam prywatne pole golfowe, boisko do tenisa, a nawet luksusowy pawilon spa, w którym czekali masażyści.
Nazajutrz gospodarz zorganizował dzień relaksu.
— Dziś zero myślenia o nauce czy architekturze. Dzisiaj żyjemy — powiedział.
Dawid najpierw spróbował masażu w spa, gdzie pod wpływem aromatycznych olejków całkowicie się odprężył. Później, przy basenie, Ari zamówił egzotyczne koktajle, a ich rozmowa zeszła na marzenia i plany na przyszłość.
— Co chcesz zbudować, Dawid? — zapytał Ari, patrząc na niego spod przymrużonych powiek.
— Może… coś, co sprawi, że będę zapamiętany. Tak jak te budynki tutaj.
Szejk się uśmiechnął.
— W takim razie musisz poznać życie w pełnym wymiarze.
Kolejnego dnia Ari zaprowadził Dawida na swoje prywatne pole golfowe. Było perfekcyjnie utrzymane, z widokiem na pustynię i wschodzące słońce.
— Golf to nie tylko gra. To nauka cierpliwości i precyzji — cech, które przydadzą ci się w architekturze. — Mentor podał gościowi kij.
Początki Dawida były nieco niezdarne, ale Ari z cierpliwością pokazywał mu każdy ruch. Czasem ich dłonie stykały się, gdy nauczyciel poprawiał jego chwyt — te momenty były dziwnie intensywne, jakby pomiędzy nimi rosło napięcie.
Wieczorem Ari zaproponował coś zupełnie innego: wspólną rozgrywkę na jego ogromnym ekranie w prywatnej sali gier.
— Chodź, czasem trzeba być dzieckiem, nawet jeśli ma się imperium — powiedział, wręczając Dawidowi pada.
Grali w wyścigi samochodowe, śmiejąc się i rywalizując. Dawid czuł, że z każdym kolejnym dniem coraz bardziej ufa Ariemu.
— Nie spodziewałem się, że szejk potrafi grać w gry komputerowe — zażartował Dawid.
— Nie jestem tylko szejkiem. Jestem facetem, który lubi wygrywać. — Ari uśmiechnął się szeroko.
Ostatniego dnia ich pobytu w białym domu Ari przygotował coś specjalnego — przejażdżki quadami po pustyni. Chłopak po raz pierwszy czuł wiatr uderzający w twarz, gdy sunęli przez fale piasku. To było ekscytujące, pełne adrenaliny.
Po powrocie czekała na nich kolacja przy basenie — świeże owoce morza, orientalne przyprawy i delikatna muzyka w tle.
— Jak się czujesz po tych kilku dniach? — zapytał Ari.
— Jakbym żył w innym świecie. Nie wiem, czy wrócę taki sam. — Dawid spojrzał na niego, czując coś, czego nie potrafił nazwać.
Szejk, wpatrując się głęboko w oczy Dawida i uśmiechając się, powiedział:
— Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę, jest w twoim pokoju. Odpocznij sobie. Wieczorem organizujemy przyjęcie, na które jesteś zaproszony. Zadbałem o twój strój wyjściowy, a na razie wybacz, muszę pilnie porozmawiać z moimi kolegami z zarządu.
Wieczorem w posiadłości odbywała się jedna z największych imprez, jakie Dawid dotąd widział. Byli tam wpływowi ludzie — bogaci inwestorzy, celebryci i przyjaciele szejków. Wszędzie rozbrzmiewała muzyka, stoły uginały się od egzotycznych potraw, a kelnerzy podawali kieliszki wypełnione najlepszym alkoholem.
Dawid początkowo czuł się onieśmielony, ale Ari podszedł do niego z uśmiechem.
— Baw się, Dawidzie. To wieczór, w którym musisz zapomnieć o wszystkim.
Po kolejnym kieliszku wina i kolejnym toaście świat zaczął wirować. Rozmowy stawały się głośniejsze, śmiech bardziej sztuczny, a twarze ludzi — obce i niepokojące.
W pewnym momencie Dawid poczuł, że Ari zniknął. Chłopak został sam wśród tłumu nieznajomych. Chciał odnaleźć przyjaciela, ale nogi okazały się ciężkie, a myśli zamglone od alkoholu.
Znalazł się w cichszym korytarzu, gdzie spotkał mężczyznę o ciemnych, przenikliwych oczach. Był to Admin — jeden z najbliższych współpracowników Ariego, o którym Dawid niewiele wiedział.
— Dawid, prawda? Ari wiele o tobie mówił. — Jego głos był niski i zimny. — Chodź, odpoczniesz. Za dużo wypiłeś.
Nie protestował. Zmęczenie i alkohol sprawiły, że nie miał siły, by myśleć jasno. Admin zaprowadził go do jednego z pokoi gościnnych. Gdy tylko drzwi się zamknęły, głos Admina, dotychczas miły, zaczął stawać się coraz bardziej natarczywy, a uścisk dłoni — zbyt silny. Chłopak miał poczucie, że coś jest nie tak.
— Przestań… nie… — próbował coś powiedzieć, wykrzyczeć, lecz świat wirował, a alkohol odbierał mu siły. Po chwili czuł, jak mężczyzna go obmacuje i ściąga z niego ciuchy. Próbował się bronić. Admin był silniejszy. Gdy Dawid nie chciał się z nim całować, uderzył go, trzymając za włosy.
— Na kolana, suko, bierz do ryja — powiedział, po czym zaczął pluć na odurzonego chłopaka, a po chwili penis Admina wylądował w ustach młodzieńca, aż ten się zadławił. Szejk nie przestawał. W pewnym momencie podniósł swoją ofiarę, rzucił na łóżko, rozrywając jej przy tym bokserki, napluł w odbyt i rżnął bez opamiętania. Gdy tylko Dawid chciał się wyrywać czy uciec, Admin stawał się jeszcze bardziej agresywny. Trzymając go za włosy, napierał coraz mocniej. W pewnym momencie odwrócił chłopaka, tak że znowu był na kolanach, i kila razy wsadził mu penisa w gardło, mówiąc:
— Bierz go, suko.
Mocno przytrzymywał głowę młodzieniaszka, by się dławił penisem, a po kilkunastu minutach chłopak poczuł w ustach ciepło, jakby połknął kisiel. Po tym wszystkim szejk wyszedł z pokoju.
Dawid obudził się w tym samym pomieszczeniu z bólem, jakiego nigdy nie doznał. Jego ubrania były zniszczone, bielizna — podarta, wszędzie widniały ślady krwi. Poczuł chłód, który nie był tylko fizyczny.
— Co się stało…? — wyszeptał do siebie, myśląc, że to zły sen, i patrząc na swoje dłonie.
Wyszedł z pokoju. W korytarzu panowała cisza, jakby nic się nie wydarzyło. Ari siedział w salonie, rozmawiając z gośćmi, uśmiechnięty i beztroski. Młody architekt chciał coś powiedzieć, ale gardło ściskał mu strachem.
— Dawid, wszystko w porządku? Wyglądasz… inaczej — zapytał Ari.
Dawid tylko kiwnął głową. Nie miał odwagi powiedzieć mu prawdy, ale w jego środku coś pękło. Czuł, że za tym luksusem kryje się coś mrocznego i niebezpiecznego.