E-book
23.63
drukowana A5
38.4
drukowana A5
Kolorowa
57.92
Ciemną nocą przez świat

Bezpłatny fragment - Ciemną nocą przez świat


Objętość:
79 str.
ISBN:
978-83-8369-069-8
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 38.4
drukowana A5
Kolorowa
za 57.92

Gdzieś daleko stąd…

...być może poza granicami ludzkiej jaźni, znalazła się ona. Młoda kobieta u kresu swych sił, Miriam. Przez wiele lat kroczyła krętymi drogami, zmagając się z burzami w swym życiu, które prowadziły ją, niczym latarnia nadmorska statki wpływające do portu. W poczuciu osamotnienia i straty, niekochana, odepchnięcia przez rodzinę, przyjaciół, a przede wszystkim przez własnego ojca tułała się po granicach jaźni, szukając odpocznienia. Szukała odkupienia, a może poczucia, że to, co wyrzuciło ją w odmęty wygnania, było jedynie wmówionym jej poczuciem winy. Tego wszystkiego jednak miała się dopiero dowiedzieć…

Życie bez taty

Nieznajomy

Droga zaszła mgłą tak gęstą, że nic nie było widać. Zgubiła drogę w tym świecie pełnym dziwów. Po kilku kolejnych krokach poczuła, jak oddech grzęźnie jej w gardle. Tak gęstym powietrzem nie szło oddychać. Zamknęła oczy i szła na oślep pewna tylko tego, że chce znaleźć drogę powrotną do domu.

Gdy je otworzyła, ujrzała tajemniczą alejkę, od której biła jakaś nieznana siła. Wydawało się, że widzi tam ludzi, cienie osób przypominające tych, których nosiła w sercu. Powietrze nabierało swoistej wilgoci. Wilgoci, jaka panuje na mokradłach.

Mgła zagęszczała się bardziej, a z niej wyłoniły się witryny małych kawiarenek i kwiaciarni. Klimat był nieco mroczny i by przypadkiem nikt nie pomyślał inaczej, nastała głucha cisza, w której słychać było własne myśli. Myśli osoby, siedzącej za witryną otwartej w tym czasie kawiarni. Przyświecały jej tylko dwie waniliowe świeczki, rozpraszające niejako mrok, niczym słaba nadzieja, która trzyma człowieka przy życiu. Tego człowieka, który miał odmienić los Miriam, choć ona jeszcze o tym nie wiedziała.

Migające światełka przyciągnęły uwagę kobiety. Zmęczona i ledwo trzymająca się na nogach ruszyła w stronę witryny, wabiącej niebiańską mocą. Gdy złapała za żeliwną klamkę, przywitał ją mały, złoty dzwoneczek. W środku panowała pustka, gęsta i odpychająca, choć na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się w porządku. Kilka kroków od drzwi stał mosiężny, dębowy stół, a tuż za nim siedział mężczyzna w złotym kapeluszu i piórem pawia wciśniętym za ucho. Palił cygaro, a gdy wypuszczał dym, z jego ust wychodziły kłębiące się strugi wodospadu, płynące w górę, a po nich wspinały się uskrzydlone konie. Ten widok zaciekawił ją, mimo, że rozsądek podpowiadał, by uciekała i poszukała schronienia gdzie indziej. Bez słowa przysiadła się, nie spuszczając z oczu kopcącego pokazu dziwnej sztuki.

— Jesteś wreszcie.

Mężczyzna o niskim i lekko ochrypłym głosie zdawał się na nią czekać już dłuższy czas.

— Co to znaczy? My się chyba nie znamy…

Człowiek w złotym kapeluszu uśmiechnął się, wiedząc coś, czego nie wiedziała ta biedna, znużona podróżą dusza. Wyciągnął z ust cygaro i strzepnął popiół na zniszczoną od pracy dłoń. Miriam przyglądała się ze zdziwieniem, a jej zaciekawienie rosło.

— Napijesz się? — zapytał, kompletnie nie okazując emocji.

— A co pan mi zaproponuje? — Rzuciła podejrzliwe spojrzenie.

— Whisky, bimber, denaturat… — wymieniał.

Kobieta dotknęła swych brązowych włosów i rzuciła mu lekki uśmiech, nie znajdowała w tych propozycjach niczego dla siebie. Rozłożyła dłonie na lśniącym blacie stołu i przyglądała się mu, jakby coś w nim widziała. Nie było tam jednak nic poza odbiciem waniliowych świeczek. Słuchała mężczyzny coraz bardziej znużona, gdy padło jedno słowo, sprawiające, że jej oczy zabłysły.

— Kawa, woda, sok…

— Co? Niech pan powtórzy.

— Sok.

— Nie, to wcześniej, wcześniej.

Brew mężczyzny powędrowała wraz z jego uśmiechem do góry.

— Kawa.

— Tak!

Miriam poderwała się z krzesła i poczęła rozglądać się dookoła w poszukiwaniu upragnionego napoju. Pan w kapeluszu bez słowa, wskazaniem ręki, dał jej znak, by znów usiadła. Zrobiła to nieco niepewnie, ale posłusznie.

Na polecenie wyciągnęła prawą dłoń i otwarła ją, a wtedy z ust mężczyzny poleciał kolejny, cygarowy buch. Jego kolor zmieniał się w trakcie lotu z siwo-szarego na mleczny, karmelowy, brązowy. Każda smuga wyglądała inaczej, zmieniała swój kształt i strukturę do momentu, gdy dotknęła jej dłoni. Dym ukształtował się w filiżankę, a z wirującego wodospadu zaczęła spływać życiodajna, pachnąca kawa.

Ten widok zaszokował Miriam i przez moment nie wiedziała, czy ma napić się kawy o niepewnym pochodzeniu, czy zostawić ten niezwykły prezent.

— Proszę. — Mężczyzna dotknął jej dłoni. — Pij, nic ci się nie stanie. To bezpieczne.

— Na pewno? — Uniosła brew w zwątpieniu.

— Tak. Długo na ciebie czekałem. Miałbym cię teraz otruć?

Przysunęła naczynie do siebie, lecz nie napiła się, wciąż nie wiedząc, czemu ten tajemniczy człowiek na nią czekał. Wydawało się, że czyta jej w myślach, a szafirowe oczy, kompletnie nie pasujące do jego postaci, przenikały kobietę na wskroś. Po ciele przechodziły dreszcze, a ciało otulał chłód, który brał się nie wiadomo skąd.

— Długo na ciebie czekałem, nawet nie wiesz jak długo. Całe dwadzieścia sześć lat.

To zdanie ją zmroziło, przecież dokładnie tyle miała. Zaczęła się bać. Z cygara opadł kolejny okruch popiołu, a dym zaczął kierować się w jej stronę. W głowie powstawało coraz więcej pytań, lecz żadne nie było w stanie przejść jej przez gardło z powodu duszącego smogu.

— Pij! — powiedział raz jeszcze mężczyzna. — Pij, jeśli tego nie zrobisz, nie dowiesz się, nie poznasz odpowiedzi.

Miriam przełknęła ciężko ślinę, w końcu chciała dowiedzieć się, czemu jej życie stanęło w tym miejscu, lecz bała się podjąć decyzję bez możliwości odwrotu. Biła się z przytłaczającymi w tym momencie myślami. Odczuwała ogromny lęk przed radykalną zmianą w życiu, ponieważ zawsze coś mogło pójść nie tak.

— Pij! — Podniósł głos.

Opór kobiety frustrował go, był tu dla niej, lecz nie miała do niego zaufania. Zawsze blisko niej, a jednak nie potrafi go rozpoznać. Zacisnął pięść, zgniatając przy tym i tak gasnące cygaro. Czasu było coraz mniej, musiał coś zrobić, by weszła z nim w inny świat, by dała się wciągnąć w wir wydarzeń, niosących ocalenie. Nic nie mógł jej powiedzieć, a to nie ułatwiało sprawy.

Patrzył na przerażoną minę, nogi, coraz bardziej odsuwające się na bok krzesła, by nagle poderwać się i uciec. Brązowe oczy szukały wyjścia, świdrując niepewnie na boki. Ułożył dłonie gładko na stole i zdjął złoty kapelusz, spod którego wylały się długie blond włosy. Wprawiły ją w jeszcze większe zmieszanie niż szafirowe oczy.

— Kim jesteś?

— To nie twoja rzecz.

— Powiedz! — naciskała.

— Dowiesz się, jeśli napijesz się kawy.

Uśmiechnął się w sposób na tyle ciepły, że powoli zaczęła przesuwać palce w stronę ucha filiżanki. Delikatnie je muskała i ostrożnie złapała za naczynie. Podniosła w stronę ust, a do jej nozdrzy począł dochodzić niezwykle intensywny, nieziemski zapach. Przymknęła oczy, a w jej głowie pojawiła się ciemność, lecz inna niż ta, którą widzi każdy pod powiekami. Coś się w niej kryło i dawało błogi spokój.

Po chwili począł rozchodzić się z niej blask, czuła, że nie powstaje w jej wyobraźni, lecz emituje go człowiek, siedzący przed nią. Gdy jednak otworzyła znów oczy, był taki sam. Jego twarz nie promieniała, nie biła od niego żadna jasność. Nieokreślony, a zarazem fascynujący i piękny, czysta zagadka. Postawiła filiżankę, czekała na jakiś znak, coś w niej, co powie, że może czuć się bezpiecznie.

— Muszę iść.

Mężczyzna spojrzał tak smutno, jakby żal mu się zrobiło dziewczyny. Od decyzji, jaką podejmie, będzie zależało jej życie. A ona bała się zrobić jakikolwiek krok. Wiedział, przez co musi przejść, by się odrodzić.

— Dokąd?

— To nie ma znaczenia.

— A co ma?

Szukała czegoś, czego mogłaby się chwycić w tym dziwnym spotkaniu. Wzbudzał w niej takie zaintrygowanie, że coraz mniej chciała uciekać, a coraz bardziej dowiedzieć się czegoś więcej o nim.

— To, że tu jesteś, to ma ogromne znaczenie.

— Naprawdę? Dlaczego?

Uśmiechnął się, widząc, w jaką grę próbuje go wciągnąć. Dotknął jej dłoni i w tym momencie przez jej ciało niczym prąd przeszło zadziwiające ciepło. Ciepło, którego zapragnęła więcej, ciepło tak niebiańskie, tak nieokreślone i cudowne, można przyrównać tylko do wiecznego spokoju, będącego zbyt daleko od ludzi takich, jak ona. Ludzi bez życia, ludzi zmęczonych życiem, bez poczucia sensu i chęci istnienia.

— Zaufaj mi.

To zdanie wstrząsnęło nią, nie pamiętała, co to znaczy ufać, a jednak z każdą chwilą skłaniała się ku tej niedorzecznej idei. Im dłużej patrzył jej w oczy, tym bardziej jego spojrzenie przeszywało głębie jej jestestwa, o którym istnieniu dawno zapomniała. Dalej nie wiedziała, kim jest ani co to wszystko oznacza, ale pojawiła się ta nieokreślona pewność. Pewność, że jeśli skoczy w dół, to nie spadnie.

Kiwnęła lekko głową, nie spuszczając z niego wzroku. Nie mogła go oderwać od tych ślepi, wytwarzających niezwykłą energię. Uniosła filiżankę po raz kolejny i złapała mały, gorący i jakże pyszny łyk. Płyn spłynął po języku, wlał się do gardła i niczym wodospad zleciał w dół. Zamknęła oczy, a ciało zalał niesamowity dreszcz. Poczuła wzmacniającą ją energię, siłę do życia. Trzymała splecione ręce wokół filiżanki z mocną kawą, a jej zapach zmieszany z wanilią dodawał ulgi, oddychanie nie było aż tak bolesne, jak wcześniej. Złapała kolejny łyk, by poczuć przypływ brakującej siły.

— Dobrze, teraz mogę już iść.

— Nie. — Złapała go za rękę.

— Nie martw się, jeszcze tu przyjdę, ale teraz czas cię uleczyć. Chcę, byś wyszła stąd odmieniona, zdrowa.

— Nie jestem chora.

Była zdziwiona tym, co mówił, nie rozumiała, ale chyba nie musiała.

— Już czas.

Uśmiechnął się jeszcze raz, odwrócił i zniknął. Zupełnie rozpłynął się we mgle. Została tam sama, ale nie miało to trwać długo. To niepozorne miejsce było czymś więcej niż deptakiem pełnym lokali z kawą i kwiatami. Skrywało tajemnicę, która tej nocy miała pomóc Miriam przejść przez życie, odzyskać to, co straciła.

Życie w iluzji

Jej oczom ukazał się inny stolik, jasny, lekki, z sosnowego drzewa, gdzieniegdzie pokryty żywicą. Tuż za nim siedziała kobieta, staruszka u progu swych sił. Wyciągając pomarszczoną szarą dłoń, zaprosiła Miriam, by przysiadła się do niej. Chrypiała przy tym niczym stara ropucha.

Miała przy sobie dwie filiżanki i dzbanek z cudownie pachnącą kawą, która aż prosiła się o wypicie. Gdy tylko Miriam dosiadła się i wyciągnęła rękę, nagle poczuła dziwny zapach. Coś pomiędzy stęchlizną a zgnilizną. Cofnęła dłoń i podziękowała życzliwie. Starowinka patrzyła podejrzliwie, lekko stukała palcami o stół i piła swój napar ze smakiem. Z każdym łykiem skóra starowinki nabierała blasku, a zmarszczki znikały. W przeciągu kilku chwil odmłodniała, głos stał się słodszy, a spojrzenie cieplejsze. Miriam patrzyła na podejrzaną postać przed sobą, wskazującą cały czas na pełną filiżankę, którą ona odrzuciła.

— Spójrz, popatrz tylko na mnie. To takie proste. Wystarczy łyk i zaraz będziesz mogła odpocząć. Będziesz mogła cieszyć się chwilą. Ludzie cię pokochają. — kokietowała poezyjnie.

Miriam uśmiechnęła się i wskazała na swój napój. Wzięła łyk, a przez jej głowę przeszedł błysk. Przymknęła oczy, a potem mocno je rozwarła w zaskoczeniu. Chcąc szybko sprawdzić cudowną myśl, która przyszła jej do głowy, wlała odrobinę swojej kawy do filiżanki nieznajomej. Napój zaczął wrzeć, dosłownie gotował się bez ognia, a z filiżanki zaczęła ulewać się zielona maź, spływała niczym szlam.

— Podziękuję.

Odpowiedź młodej kobiety nie spodobała się odmienionej staruszce. Poderwała się z krzesła i kościstymi paluchami zakończonymi pazurami, próbowała złapać Miriam, rozerwać ją, pociąć twarz, zniszczyć, lecz nie mogła jej dosięgnąć. Wydawała z siebie piski i wrzaski, niczym wiedźma w przebraniu, ale nie mogła jej dostać.

Kobieta spokojnie patrzyła na wściekłą postać przed sobą. Nie bała się, dostrzegła chroniącą barierę. Niejako pole magnetyczne oddzielające ją od tego dziwu. Wiedźma nie mogła sięgnąć dalej niż do połowy stołu, choć bardzo chciała. Waliła pięściami o stół i rwała się do przodu na zmianę.

— Pij!

Wrzeszczała, rozkazując, by ta przyjęła zabójczą truciznę. Nie wiadomo czemu, zupełnie jakby nie zauważyła, że ta już wie, co jest w filiżance. Wiedźma szamotała się tak przez dłuższą chwilę, aż dała za wygraną. Rzekomo uspokojona próbowała być miła dla Miriam i zachęcić do spróbowania pysznej kawy, jednak ta pozostała nieugięta.

— To trucizna! — powiedziała Miriam.

Stwierdzenie to uderzyło wiedźmę, która powoli znów stawała się pomarszczoną starowinką. Jej oczy rozszerzyły się ze złości i zdziwienia, a usta lekko otwarły. Próbowała to ukryć. Patrzyła w innym kierunku i zasłaniała usta, lecz bezskutecznie. Otarła niezgrabnie usta, a z nich ulał się szlam, taki jak z filiżanki. Plama na jej twarzy i dłoni nie chciała dać się wytrzeć, ale mimo to próbowała to zrobić.

Miriam patrzyła na wiedźmę z coraz większym współczuciem. Widziała, że sama się niszczy, chowa za czymś, co nie istnieje, co jest tylko iluzją. Obserwowała ją, drżące wargi i dłonie, które nie chciały współpracować ze swoją właścicielką.

— Wypij, proszę. — Wiedźma próbowała dalej. — Czy nie widziałaś mojej przemiany? Wypij, staniesz się piękna. Proszę, wypij, to ci pomoże. Wymaże brak pewności siebie, będziesz piękna.

Miriam usłyszała delikatny, kojący szept tuż za lewym uchem, a kosmyk jej włosów lekko się poruszył. Odwróciła się, ale nikogo nie dostrzegła. Zdezorientowana mrużyła oczy, a cichy głosik znów do niej przemówił i przynaglał do działania. Czuła, że może zaufać anielskiemu wiaterkowi.

Wzięła wdech i delikatnie dmuchnęła do wnętrza swojej filiżanki, a oddech, schodząc na dno naczynia, zamieniał się w gorącą wodę. Spojrzała do środka i zobaczyła siebie. Całkiem podobną do postaci przed nią. Zakłamaną, szukającą poklasku, samotną i bez poczucia wartości. Czy to naprawdę była ona? Nie pamiętała tych sytuacji, które jak w pokazie slajdów przeskakiwały jedna po drugiej.

Relacje z rodzeństwem, znajomymi, chłopakiem… Pamiętała to wszystko inaczej, widziała siebie w roli ofiary, odepchnięta przez społeczeństwo. Zamieszała palcem w filiżance, a ta przybrała kolor kawy. Upiła łyk i znów spojrzała do wnętrza. Zobaczyła, jak ucieka przed ludźmi, jak ich odpycha i blokuje do siebie dostęp. Tak jak wtedy, gdy zmieniła szkołę i miejsce zamieszkania. W szkole wiejskiej była poniżana za brak wysoko postawionych rodziców. W mieście została od razu zaproszona do grona znajomych i znalazła się w centrum zainteresowania, ale szybko się odcięła. Powtarzała ludziom, że wie, iż jej nie lubią i robią to z litości.

Wiedźma z ogromnym zdziwieniem przyglądała się kobiecie, przyjmującej do wnętrza siebie swoje rany i trudne doświadczenia. Piła łyk za łykiem, a jej twarz nabierała zdrowych i powabnych rumieńców, włosy nabrały objętości, a usta czerwieni. Oczy lśniły i stały się jeszcze bardziej brązowe, niemalże jak ziarnko kawy.

— To siedzi we mnie… — wyszeptała, a po jej policzku spłynęła łza.

Na twarzy wiedźmy pojawił się grymas, słowa kobiety niszczyły jej punkt widzenia. Jedyny i prawidłowy według niej. Zaciskała pięści i zęby, patrzyła na Miriam z wściekłością i zazdrością.

— Nie! Nie wolno ci tak mówić! — sapała. — To ich wina! Nie dostosowałaś się, więc cię odepchnęli!

Miriam dotknęła paskudnej, kościstej dłoni, a wiedźma w przerażeniu znieruchomiała.

— Też tak myślałam. — Zaśmiała się. — Teraz chcę się dowiedzieć, czemu tak się działo.

— Nie! Nie!

Wiedźma próbowała ją powstrzymać prośbami i groźbami, lecz Miriam nie słuchała. Przez myśl przeszły jej słowa nieznajomego o tym, że chce, by była zdrowa. Ponownie spojrzała w filiżankę, a tam przelatywały kolejne sytuacje, wyciskające coraz więcej łez. Mokra twarz nie zakrywała jednak radosnego zdumienia na twarzy dziewczyny. Złapała naczynie w rękę, przechyliła i wypiła do dna.

— Biorę to na klatę! — powiedziała.

— Nie! — wrzasnęła wiedźma po raz ostatni.

Wbiła szpony w stół i zastygła w bezruchu. Jej oddech ustał, a ciało rozpadło się niczym popiół na wietrze. Miriam wzięła laskę wanilii, która nagle się pojawiła i zrzuciła ją na prochy rozsypane na posadzce. Zaczęły się palić, a ich zapach zmienił się ze zgnilizny na zapach wanilii, dodający sił. Dym unosił się i tańczył jak satyr wokół stołu. A w koło zapadła cisza tylko na moment i tylko po to, by dodać jej sił.

Żyć swoim życiem

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 38.4
drukowana A5
Kolorowa
za 57.92