Cicha noc
— Dziadku, daleko jeszcze? — spytała Lea.
Była już trochę zmęczona. Szli ponad godzinę, a leśny dukt przykryty był grubą warstwą śniegu.
— Jeszcze kilka minut. Za wzniesieniem będzie rzeka. Przejdziemy przez mostek i zobaczymy drewniany dom.
— On się jakoś dziwnie nazywa, ale zapomniałam.
— Leśniczówka. Ten dom nazywa się leśniczówka — odpowiedział dziadek.
— Jakoś dziwnie — powiedziała Lea. — Las, rozumiem, ale leśniczówka? Czy to dom dla lasu?
— Nie — uśmiechnął się dziadek. — Leśniczówka, czyli dom leśniczego. To człowiek, który dba o las. Dba o drzewa i mieszkające w lesie zwierzęta.
— Nigdy nie widziałam leśniczego. Jak on wygląda? — spytała Lea.
— Jak każdy inny człowiek, tylko po lesie chodzi ubrany na zielono.
— Śmiesznie — uśmiechnęła się Lea. — To tak, jakby chciał być podobny do trawy albo mchu.
— Masz rację — powiedział dziadek — Leśniczy nie chce, żeby wszyscy od razu go widzieli.
— A to, co chcesz mi pokazać? Też zapomniałam jak się nazywa.
— Szczęście. Chcę ci pokazać szczęście. Dziś będzie je najlepiej widać.
— Przypomnij mi jeszcze, kim jest Szczęście?
— To trudno wytłumaczyć, bo szczęście nie jest kimś. Szczęście jest czymś… czymś… ulotnym. Jak poranna mgła. Jest, a za chwilę znika, by znów kiedyś się pojawić. Chociaż, jak na ciebie patrzę, to wiem, że czasem szczęście może być kimś. Ty jesteś moim szczęściem. I na szczęście nie rozpływasz się jak mgła — uśmiechnął się dziadek.
— Nic z tego nie rozumiem.
— Zrozumiesz, jak zobaczysz.
Zbliżali się do rzeki, która leniwie wiła się wśród zasypanych śniegiem łąk. Przeszli przez mostek i w oddali zobaczyli dom.
— Teraz musimy być cicho — powiedział dziadek. — Nie chcę, żeby usłyszały nas psy. Mogłyby nas przegonić.
— Nie boję się psów — odpowiedziała Lea. — Widziałam je często, jak biegały po łące. Nie są to chyba najmądrzejsze stworzenia, skoro bawią się rzucanymi przez ludzi patykami.
— Taka zabawa sprawia im po prostu radość. Takie już są.
Dziadek nagle przystanął i zaczął nasłuchiwać. Z domu dobiegały melodyjnie płynące w stronę lasu głosy:
„Cicha noc, święta noc…”
— Słyszysz? — zapytał szeptem dziadek.
„Pokój niesie ludziom wszem…”
— Tak. Bardzo miłe dźwięki. Co to takiego? — spytała Lea.
— To się nazywa kolęda. Ludzie mają dziś święto, więc śpiewają.
„Nad dzieciątka snem. Nad dzieciątka snem…”
Byli już bardzo blisko domu. Zaczęli poruszać się wolniej i delikatniej, żeby nie hałasować i nie dać się przegonić psom pilnującym obejścia. Stanęli na niewielkim wzniesieniu na wprost okien. Widać było wyraźnie kolorowe światełka na choince i duży stół, wokół którego siedzieli ludzie. Dorośli i dzieci. Wszyscy byli uśmiechnięci. W tym domu działo się coś ważnego.
— Popatrz — powiedział cicho dziadek. — Tak wygląda szczęście.
Lea nie wierzyła własnym oczom. Pierwszy raz widziała coś równie pięknego. Kolorowe światełka na drzewku, świece na stole i radosne twarze ludzi śpiewających kolędę. Zamyśliła się, słuchając śpiewu.
— Już chyba rozumiem, co to jest szczęście — powiedziała cicho.
Usiadła na śniegu i z wielkim zainteresowaniem wpatrywała się w rozświetlone wnętrze domu.
— Dziadku, a czy to prawda, że ludzie są naszymi najlepszymi przyjaciółmi?
Dziadek spojrzał w wielkie i piękne oczy Lei.
— Prawda — odpowiedział po chwili. — Ludzie o tym mówią, gdy chcą podkreślić, jak bardzo jesteśmy im bliscy. Homo homini lupus. Człowiek człowiekowi wilkiem.
Ludzkim głosem
Pewnie wiele razy słyszeliście o tym, że w Wigilię zwierzęta mówią ludzkim głosem. Czy to jest prawda? Nie wiem. Nie sprawdzałem. Moje psy, koty i chomiki zawsze w Wigilię szły wcześniej spać, a do lasu miałem daleko. Gdybym się tam wybrał nie zdążyłbym nigdy na wigilijną wieczerzę. Postanowiłem jednak zapytać znajomego leśniczego, jak to jest naprawdę. Leśniczy uśmiechnął się, podkręcił wąsa i zaczął opowiadać. Posłuchajcie.