E-book
9.45
drukowana A5
25.52
Chwile ulotne

Bezpłatny fragment - Chwile ulotne

wiersze miłością i życiem pisane


4.7
Objętość:
126 str.
ISBN:
978-83-8324-493-8
E-book
za 9.45
drukowana A5
za 25.52

Mojej córce Oldze 
— miłości mojego życia

Chwile ulotne

jestem tu tylko wędrowcem

przez chwilę

którą tak pięknie można nazywać

chwilę co pędzi

zaczekać nie chce

nikt jej nie może zatrzymać


tą chwilą poranek

witany przez ptaki

rzepakowe pola

wyzłacane majem

łąki przyodziane

w kąkole i maki


słońce zawieszone

o zmierzchu nad lasem

chmury pędzone

w cztery świata strony

zachwyt

który wprawia serca

w mocne bicie


chwile ulotne i nienasycone

zwyczajnie nazwane

życiem

Uroki natury

Wiosna

Promieniem słońca uśmiecha się z rana,

skąpana w srebrnych kroplach rosy,

po nocnych szaleństwach wiosennym wiatrem

wyczesuje potargane włosy.


Lekko zaspana budzi nadzieję na nowe, na lepsze —

słodkim trelem ptasim,

szczęściem w pąkach wzbiera, świat barwami maluje,

choć aurą grymasi.


Typowa kobieta o zmiennych nastrojach,

co urodą wabi i zapachem kusi,

bo wszystko co żywe, a choćby na krótko,

w miłosne pary połączyć się musi.


Kwieciem obsypana, ciepłem rozmarzona,

w objęciach muzyki rozbrzmiewa radosna,

pełna pragnień, zmysłów, westchnień…

Ach, ta Wiosna!

Wiosenna burza

Wieczornym niebem targa

odwieczna kochanków wojna,

spada na ziemię ulewnym deszczem,

zazdrością strojna.


W szale wściekłości połamie drzewa,

dachy pozrywa,

wichrem skowycze, grzmotami straszy,

ciszę rozrywa!


Noże błyskawic tną niebo czarne

aż po sam strach.

Pełna niewiary, pełna niemocy,

nocy skrzywiona twarz.


I nagle cisza. I już po burzy,

skowronka słychać śpiew.

Zapach miłości, tkliwej czułości

przegnał wieczorny gniew.


I kochankowie też pojednani,

znów zapanował ład —

wtuleni w siebie, tęczą na niebie

uszczęśliwiają świat!

Pracowity dzień

Błękitem nieba dzień się obudził,

w porannej rosie umył zaspaną twarz,

dzwonkiem skowronka ptaki pobudził,

zaczął malować świat.


Splatał warkocze z promieni słońca,

wyczesał liście w koronach drzew —

psotom, zabawom nie było końca,

perlisty niósł się śmiech.


Płynie radosna dźwięków muzyka

po horyzontu kres

i gdzie się niebo z ziemią styka,

w ciszę zamienia się.


Z wiatrem pod rękę dzień nasz pracował

godzin dwadzieścia i dwie,

teraz zmęczony buja w obłokach,

do snu układa się.

Lato

żarem się z nieba na ziemię wylewa

lato…

ziarenkami piasku biega o brzasku

po plaży…

w letnim bukiecie zapachów tysiące

budzą pragnienia…

ulotne, lekkie, zmysłowe,

z nutą rozmarzenia…

promieniem światła w zieloności lasu

maluje obrazy…

w cichości tworzenia,

pięknem światłocienia,

bez skazy…

śpiewa muzyką, która gdzieś znika

w porannej mgle

i w której mocy sny letniej nocy

kryją się…

do czerwoności rozgrzane słońce

topi co wieczór

na horyzoncie życia…

Jesień

w koronkach pajęczyn schwytane chwile

pełne nostalgii i melancholii

zmiennych nastrojów

ostatnich uniesień

bo to już

jesień


mgłami się kładzie na wrzosowiskach

fioletem czaruje i bawi

wrześniowym słońcem jeszcze rozpieszcza

zanim jesiennej szarudze zostawi


letnie przygody

nocne szaleństwa

rozbrzmiewające śmiechem

na skrzydłach ptaków w nieznane zaniesie

jak zwykle

jesień


siwy dym ognisk nad polem się snuje

i każdy ranek srebrzystoszary

czas bez pośpiechu leniwie popłynie

bezlistną jesienią

ku zimie

Jabłoń

Wiosną okryta różowym kwieciem,

tysiące owadów do siebie wabiła,

nad brzemiennością skutków tych flirtów

czy wtedy myślała? czy o nich śniła?


Ubrana frywolnie w listeczki nowe,

z których soczysta zieleń kapała,

wianek, jak dziewczę niewinne, młode,

na swoją głowę przywdziała.


Stała tak dumnie jeszcze piękniejsza,

gdy kwiaty różowe już opadały,

a na ich miejscu pęcznieć zaczęły,

sokiem wzbierając, rajskie specjały.


Rosą poiła i słońcem grzała,

cicho kołysząc w ramionach do snu,

ptakom kazała śpiewać piosenki

do ostatniego tchu.


Wyrosły piękne, krągłe, rumiane,

pójdę nazbierać ich koszyk cały,

by się owoce wiosennej miłości,

broń Boże, nie zmarnowały!

Jesienna szaruga

zapowiada swe przyjście

dzwoniąc deszczem o szyby

jesienna szaruga


smutek wyszedł zza pieca

przygnębiony i senny

noc się staje zbyt długa


resztki światła przykryły

ołowiane chmury

bez niczyjej zgody


melancholia

spływa po szybach

w gęstych strugach wody


ogień

skacze w kominku

jakby serce ogrzać chciał


jakby na to

że powrócisz

wciąż nadzieję miał

Znów zima

bezszelestnie o zmroku zeszła na ziemię

najbielsza z pór roku

i w mroźnych ramionach świat cały trzyma…

królowa zima


zimnym wiatrem lasy smaga

nocą nad polami wyje

jeziora i stawy w szarych mgłach zasnute…

białym puchem wszystko okryje


szronem maluje na szybach kwiaty

mróz tęgi, który zimę pod rękę trzyma

czas przemarznięty zmienia śpiesznie daty…

dobrze, że czasu nikt nie zatrzyma


on też rozpocznie pogodowe szranki

choć wynik bitwy dawno przesądzony

wiosna niejednemu zawróci w głowie

i ferii barw nic też nie powstrzyma…


zanim powróci

znów zima

Życie moje

Jeszcze je widzę

jeszcze je widzę

stoją w pół drogi

z uśmiechem we mnie wpatrzone

iść dalej nie mogą

choć zwiewne i młode

to twarze ich lekko zamglone


wciąż wszystko cieszy

przyziemne rzeczy

czas który za szybko przemija

i pewnie sprawia

że smutek jakiś

kąciki ust mych spowija


tyleśmy razem w życiu przeżyły

siedzieć by można i opowiadać

albo do księgi tego co było

nowe wspomnienia dodawać


widzę je obie — miłość z młodością

hen tam w pół drogi

idąc mijają postać złowrogą

szpetnej urody


tej się spodziewam

lecz widzieć nie chcę

jeszcze nie teraz

jeszcze nie czas by

starość w mym piecu

palić zaczęła

Życie moje

Znowu pakuję me życie w walizki,

jak kruche szkło zawijam w papier wspomnienia,

duszą już targa twórczy niepokój,

czas przemijając, wiele zmienia…


Bo w życiu nic nie ma

ani na pewno, ani na zawsze,

z tym trzeba pogodzić się,

nie myśleć ze smutkiem,

nie patrzeć z nostalgią,

że nie dane znów było zakorzenić się…


Zamykam kolejny rozdział życia,

ostatnim spojrzeniem żegnam porzucone lata,

niektóre trudne, słone jak sól,

lecz większość słodkich jak cukrowa wata…


Część tego, co było, zabieram ze sobą,

z tyloma rzeczami nie umiem rozstać się,

lecz od przedmiotów ważniejsi są ludzie,

których ja kocham i którzy kochają mnie…


Kochaj mnie i ty, życie moje,

już nie doświadczaj,

tylko mądrze ucz,

bo stojąc u progu nowego,

w drzwiach mojego losu,

przekręcam kolejny klucz…

Nowy dom

Wystarczająco długo byłam w tej podróży

podnosząc kotwicę by znowu w nieznane

co lat kilkanaście od portu do portu

nie wiedząc ile czasu takiego jeszcze jest mi dane…


Za każdym razem z wielką nadzieją

że dość tych poszukiwań że to już pewnie po raz ostatni

tym razem zapuszczę korzenie na dobre

i z życia koczownika wyrwę się matni…


Znalazłam tę przystań i ten port ostatni

kotwicę zarzucam i na lądzie stoję

zmęczony podróżnik z walizką doświadczeń

odnalazł na ziemi w końcu miejsce swoje…

Z biegiem lat

pęd życia i chęć zawojowania

choćby połowy tego świata

zmalały

skurczyły się

do wielkości łebka od szpilki

do mikrokosmosu rodziny

która jest całym światem


sukienki, buty i fatałaszki

z zazdrością patrzą na nowy trend —

ubrana w dobry humor


zadziwiająco zredukowała się

ilość pomadek i kredek

do niezbędnego minimum —

błysku w oczach i promiennego uśmiechu


nadrzędną wartością

nie jest posiadać

lecz być —

zwłaszcza zdrowym


niezmienną pozostała miłość

do natury i życia

słabnącą niestety

wiara w ludzi


jedno z najważniejszych marzeń —

móc jeszcze wiele lat

z radością witać

każdy nowy dzień

Życie jest miłością

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 9.45
drukowana A5
za 25.52