E-book
31.5 22
drukowana A5
44.44
CHULIGANKA
30%zniżka

Bezpłatny fragment - CHULIGANKA


Objętość:
61 str.
ISBN:
978-83-8431-469-2
E-book
za 31.5 22
drukowana A5
za 44.44

Chuliganka mieszkała tam, gdzie nikt normalny by nie wytrzymał na ostatnim piętrze bloku w mieszkaniu z balkonem tak krzywym, że kwiatki same się zsuwały do sąsiadki.

Ale jej to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie uważała, że krzywy balkon to najlepsza zjeżdżalnia na świecie.


Miała włosy zawsze rozczochrane, bo szczotka przed nią uciekała. Serio. Nikt nie wiedział, gdzie się chowa, ale zawsze znikała, kiedy tylko Chuliganka wołała: „Czas się uczesać!”.

Nosiła skarpetki nie do pary, bo jak twierdziła „jedna skarpetka się nudzi, a we dwójkę mają weselej”.


Sąsiedzi mówili, że jest niemożliwa. Nauczyciele mówili, że nie do opanowania. A ona mówiła jedno:

– Ja? Ja jestem całkiem zwyczajna. To świat wokół mnie jest dziwny!


I tak właśnie wyglądało życie Chuliganki: codziennie nowa przygoda, codziennie nowy kłopot… i codziennie nowy powód do śmiechu. W szkole Chuliganka zawsze miała własne zasady.

Na przykład: „Matematyka jest fajna tylko wtedy, gdy liczby da się zjeść”. Dlatego na tablicy zamiast przykładów pisała: „2 pączki + 2 pączki = 4 pączki”. A potem dodawała: „i jeszcze jeden dla mnie, bo się przecież należy”.


Pani od matematyki próbowała udawać powagę, ale kiedy Chuliganka zaczęła rysować na tablicy pączki z lukrem, cała klasa ryknęła śmiechem.


Na lekcji polskiego też nie było lepiej. Zadanie było proste: „Napisz opowiadanie o zwierzęciu domowym”.

Dzieci pisały o psach, kotach, chomikach. A Chuliganka napisała o… krowie, która mieszka na balkonie.


– Na balkonie? – zapytała zdziwiona nauczycielka.

– A co? – odparła Chuliganka poważnie. – Balkon jest krzywy, to krowa się nie nudzi. Zjeżdża sobie w dół jak na zjeżdżalni. I mleko od razu leci prosto do garnka na dole. Oszczędność czasu i wody!


Klasa płakała ze śmiechu. Nawet pani dyrektor, która przyszła sprawdzić porządek musiała wyjść na korytarz, żeby nikt nie widział, że też się śmieje.


A Chuliganka?

Ona tylko wzruszyła ramionami i powiedziała:

— No przecież to normalne życie. To wy wszyscy jesteście dziwni, że tego nie rozumiecie. Po lekcjach Chuliganka wybiegła na podwórko.

Nie miała czasu wracać do domu, bo życie na podwórku toczyło się szybciej niż wiadomości w telewizji.


Chłopaki grali w piłkę, dziewczyny skakały w gumę, a ona… próbowała jednocześnie robić jedno i drugie. Najpierw wskoczyła między skaczące dziewczyny z piłką pod pachą. Krzyczały: „Nie psuj gry!”, ale już było za późno, bo piłka poleciała prosto na trzepak, odbiła się i trafiła w otwarte okno sąsiadki.


Okno zamknęło się z hukiem piłka została w środku, a z mieszkania dało się słyszeć krzyk papugi:

– Złodziej! Złodziej!


Chuliganka wzdrygnęła się, ale tylko na chwilę. Wzięła kij od szczotki, zrobiła z niego „specjalistyczny sprzęt ratunkowy” i próbowała wyciągnąć piłkę przez okno.

Papuga krzyczała coraz głośniej:

– Złodziej! Policja! Oddaj piłkę!


Na szczęście sąsiadka wróciła akurat z zakupami. Zamiast się zdenerwować popatrzyła na Chuligankę pokręciła głową i powiedziała:

— Ty to masz przygody. A tej papudze to by się przydało trochę poczucia humoru.Chuliganka złapała piłkę podziękowała i pobiegła dalej. Bo przecież dzień dopiero się zaczynał. Po przygodzie z papugą Chuliganka nawet nie pomyślała o tym, żeby iść spokojnie do domu. Ona nigdy nie chodziła spokojnie. Jej nogi zawsze biegły szybciej niż głowa zdążyła pomyśleć: „Zatrzymaj się!”.


Na podwórku była już nowa zabawa. Ktoś przyniósł stare pudełko po lodówce i zrobił z niego rakietę kosmiczną. Dzieci ustawiły pudełko na środku trawnika i zaczęły się kłócić, kto będzie astronautą.

Chuliganka nie miała zamiaru się kłócić. Po prostu wskoczyła do środka i krzyknęła:

– Startujemy! Trzy, dwa, jeden!


Rakieta od razu się rozpadła, bo przecież była tylko z kartonu. Ale Chuliganka wybiegła z niej, wymachując rękami, i zaczęła udawać kosmitę. Mówiła dziwnym głosem:

– Jestem z planety Pączkolandia! Przybywam, żeby wam zjeść wszystkie słodycze!


Dzieci zapiszczały, ktoś upuścił lizaka, ktoś inny paczkę chipsów, a Chuliganka zgarnęła wszystko i zaczęła uciekać, udając, że to jej kosmiczny łup.

– Oddaj! – krzyczały dzieci.

– Nie ma mowy! – odpowiadała. – W kosmosie nie ma reklamacji!


Oczywiście zaraz wszystko oddała, ale śmiechu było tyle, że nawet najpoważniejsza sąsiadka uśmiechnęła się spod okna.


Chuliganka miała jeden talent: gdzie się pojawiła, tam zawsze działo się coś dziwnego. Wieczorem mama wysłała ją do sklepu po mleko. Zadanie niby proste, ale dla Chuliganki każda droga była przygodą.

Najpierw zatrzymała się przy kałuży. Postanowiła sprawdzić, ile kamieni zmieści się w środku, zanim woda się wyleje. Zmarnowała na to pół godziny i dwa wiadra kamieni. Potem spotkała kota z sąsiedztwa i próbowała nauczyć go chodzić na dwóch łapach. A w końcu… zapomniała, po co w ogóle wyszła z domu.


Do sklepu dotarła dopiero wtedy, kiedy ekspedientka już gasiła światło.

– Zamknięte! – powiedziała kobieta.

– Ale ja tylko po mleko! – jęknęła Chuliganka.

– Mleka już nie ma. Została tylko śmietana.

– To poproszę śmietanę. Zawsze można rozcieńczyć wodą i udawać, że to mleko – odparła poważnie.


Ekspedientka spojrzała na nią i zaczęła się śmiać. W końcu dała jej butelkę śmietany „na zeszyt”.

Chuliganka wróciła dumna.

– Mleko mam! – zawołała od progu.

– To nie mleko, tylko śmietana – westchnęła mama.

— Ale mleko woli być gęste! — odpowiedziała rezolutnie Chuliganka.Następnego dnia w szkole była lekcja plastyki. Dzieci malowały farbami wiosnę. Jedni rysowali kwiatki, inni słońce, jeszcze inni drzewka.

Chuliganka narysowała… wielkiego słonia w kaloszach.


– Co to ma wspólnego z wiosną? – spytała nauczycielka.

– Wszystko! – odparła Chuliganka. – Bo wiosną jest dużo kałuż, a kto jak nie słoń potrzebuje największych kaloszy na świecie?


Klasa znowu ryknęła śmiechem, a nauczycielka tylko westchnęła:

– Ty chyba kiedyś zostaniesz artystką.

— Już jestem — poprawiła ją Chuliganka. — Ale dopiero w wersji demo!


Pewnego dnia cała klasa jechała na wycieczkę do muzeum.

Dzieci marudziły, że będzie nudno, ale nie Chuliganka.

– W muzeach żyją duchy! – ogłosiła. – A ja zamierzam złapać jednego do słoika.


W autobusie zamiast siedzieć spokojnie, chodziła między rzędami i sprawdzała, kto ile ma kanapek.

– To badanie naukowe – tłumaczyła. – Kiedyś napiszę książkę: „Kanapki polskich wycieczek”.


Kiedy dotarli na miejsce, pani przewodnik zaczęła pokazywać stare naczynia i miecze.

– To dzban sprzed trzystu lat – mówiła poważnie.

– A można w nim ugotować rosół? – spytała Chuliganka. – Bo wygląda na bardzo pojemny.


Klasa ryknęła śmiechem. Pani przewodnik zrobiła minę, jakby połknęła cytrynę, ale nawet ona nie wytrzymała, gdy Chuliganka założyła na głowę hełm i zaczęła mówić grubym głosem:

– Jestem Król Kalafior Pierwszy, władca wszystkich warzyw!


Wycieczka skończyła się tym, że Chuliganka została wyrzucona z sali na pięć minut „dla uspokojenia”. Wyszła na korytarz, usiadła na ławce i po chwili zaczęła opowiadać dzieciom z innej klasy, że widziała ducha króla, który miał na głowie koronę z marchewek. Wszyscy jej uwierzyli.

Po tej przygodzie nadszedł czas na jeszcze większe wydarzenie — festyn osiedlowy.

Na placu przed blokiem ustawiono stragany, karuzelę i scenę. Była wata cukrowa, kiełbaski i konkurs talentów.


Oczywiście Chuliganka zgłosiła się pierwsza. Wpisała na kartce: „Pokaz specjalny – jeszcze nie wiem jaki”.

– Musisz podać nazwę występu – upomniała ją organizatorka.

– Proszę wpisać: „Niespodzianka”. – uśmiechnęła się Chuliganka. – Najlepsze atrakcje są niespodziewane.


Kiedy nadeszła jej kolej, wyszła na scenę z ogromnym workiem. Publiczność patrzyła zdziwiona.

– Drodzy państwo – zaczęła poważnym tonem – dziś pokażę wam sztukę najwyższą, czyli… żonglerkę przypadkiem!


I zaczęła wyciągać z worka różne rzeczy: jabłko, but, piłeczkę, pluszowego misia, a nawet rondel z kuchni mamy. Wszystko podrzucała do góry, a publiczność piszczała ze śmiechu. W końcu rondel spadł na głowę burmistrza, który siedział w pierwszym rzędzie.


Na szczęście burmistrz miał poczucie humoru. Wstał, założył rondel jak kapelusz i krzyknął:

– Ogłaszam Chuligankę największym talentem naszego miasta!


Wieczorem, kiedy festyn się skończył, Chuliganka usiadła na murku przed blokiem i westchnęła.

– To był udany dzień – powiedziała do kota sąsiadki, który przyszedł się przytulić. – Tylko szkoda, że jutro już nic ciekawego się nie wydarzy.

W szkole z Chuliganką nigdy nie było nudno.

Na przerwach zamiast siedzieć spokojnie i jeść kanapkę, ona organizowała „olimpiadę szkolną”. Raz było to skakanie przez plecaki, raz wyścigi w przeciąganiu krzeseł, a innym razem zawody w bieganiu na rękach.


Nauczyciele nie byli zachwyceni. Woźna szczególnie.

– Ile razy mam powtarzać, że korytarz to nie stadion?! – krzyczała, machając mopem.

– Ale przecież czysto – broniła się Chuliganka. – Jak biegamy, to kurz się sam podnosi i wciąga w płuca. To taki naturalny odkurzacz!


Cała klasa ryknęła śmiechem, a woźna przewróciła oczami.


Najwięcej zabawy było jednak na podwórku. To było jej królestwo.

Kiedy inni grali w piłkę, Chuliganka wymyślała zasady, których nikt nie rozumiał. Zamiast strzelać gole, kazała liczyć punkty za przewroty w trawie, śmieszne miny i kopnięcia w powietrze.


– Ale kto wygrał? – pytali chłopcy po meczu.

– No przecież wiadomo – odpowiadała poważnie. – Wygrała zabawa!


Czasami siedziała z koleżankami na trzepaku i udawała, że to statek piracki. Kto spadł, ten „wpadał do oceanu pełnego rekinów”. A ona zawsze była kapitanem, bo twierdziła, że tylko kapitan potrafi rozkazywać rekinom, żeby grzecznie czekały w kolejce na kolację.


Pewnego dnia na osiedlu zjawiła się nowa atrakcja – ogromna kałuża po deszczu.

Dla dorosłych to była tragedia: „Nie przejdzie się! Błoto wszędzie!”. Ale dla dzieci – raj.


– To będzie jezioro Chuliganki! – ogłosiła dumnie. – A ja jestem ratownikiem wodnym. Kto chce, może popłynąć moim statkiem!


Jej „statkiem” była stara deska, znaleziona pod śmietnikiem. Każdy, kto się na nią wdrapał, dostawał od Chuliganki plastikową łyżkę zamiast wiosła. Pływali po kałuży, pryskając na wszystkie strony.


Kiedy woźna zobaczyła, co się dzieje, złapała się za głowę.

– Natychmiast z tej wody! Przeziębicie się!

– Ale my trenujemy do regat! – tłumaczyła Chuliganka. – A zdrowie jest w ruchu!


I wcale nie kłamała – bo śmiechu było tyle, że nikomu nawet katar nie groził.


Innym razem Chuliganka wpadła na pomysł założenia „sklepu podwórkowego”.

Na kartonie napisała flamastrem: „SUPER SKLEP U CHULIGANKI” i postawiła go przy trzepaku. Sprzedawała tam „towary” znalezione na osiedlu: guzik, kawałek sznurka, stary kapsel i wyjątkowo brzydki kamień, który nazwała „magicznym”.


– Ile kosztuje? – pytał mały Adaś, wskazując na kamień.

– Dwa listki i pół cukierka – odpowiadała poważnie.


I tak handlowali, aż zjawiła się mama Adasia i zawołała:

– Co to za sklep?

– Normalny – odparła Chuliganka. – Tylko ceny są inne niż w Biedronce.


Wieczorami osiedle cichło, ale nie z Chuliganką. Wtedy zaczynała się „nocna straż”.

Razem z kilkoma kolegami udawali, że pilnują bloków przed złodziejami. Chowali się za krzakami, robili notatki w zeszycie i meldowali sąsiadom, kto o której wrócił do domu.


– A wy co tu robicie?! – zdziwił się pan z trzeciego piętra, kiedy zobaczył ich w krzakach.

– Tajna akcja – odpowiedziała Chuliganka. – Pilnujemy osiedla przed bandytami.

– A nie lepiej iść spać? – spytał pan.

– Sen jest dla nudziarzy! – krzyknęła.


Tak wyglądało codzienne życie Chuliganki. Śmiech, zamieszanie i mnóstwo psot.

Ale każdy wiedział, że przy niej nawet najzwyklejszy dzień zamienia się w przygodę.


A prawdziwe przygody dopiero czekały — bo już zbliżały się wakacje. A Chuliganka miała jechać nad morze. Wakacje! To słowo brzmiało dla Chuliganki jak dzwonki rowerowe, fajerwerki i tort urodzinowy naraz.

— Wreszcie wolność! — krzyczała, wybiegając z klatki schodowej z plecakiem większym od siebie. — Żegnajcie lekcje, żegnajcie korytarze, żegnaj woźna z mopem! Jadę podbijać świat!


Mama tylko przewróciła oczami.

– Ty jedziesz nad morze, nie podbijać świat.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 31.5 22
drukowana A5
za 44.44