E-book
8.82
drukowana A5
28.42
Chowane po kieszeniach

Bezpłatny fragment - Chowane po kieszeniach


5
Objętość:
136 str.
ISBN:
978-83-8369-405-4
E-book
za 8.82
drukowana A5
za 28.42

Zamknij oczy i patrz

wypuściłeś  mnie z rąk

było tyle ważniejszych spraw

spadasz teraz zbyt lekki jesteś

spakowane szczęście zagubiło się

podczas lotu to nic


miłość nie mieści się w walizce

w pustych sercach ani słowach

tam łatwo ukryć strach

spróbuj odłożyć na półkę

źle zapisane strony


w bibliotece uczuć nie jest ciasno

przy upadku złamałeś skrzydło

to nic jesteś w tym miejscu

jeszcze mnie nie widzisz

zamknij oczy i wtedy patrz

Najlepiej w filiżance smakuje nadzieja

róża trzymana w dłoniach

wbija swoją delikatność

w opuszki palców

onieśmielenie miesza się

z czerwienią

kolce przecinają

subtelne oczekiwanie

na wskroś zostać

na jeden łyk ciepłej

jeszcze kawy

najlepiej w filiżance

smakują ziarenka goryczy

odejść po gładko

wydeptanych kamieniach

wyznaczyć drogę nie wiem

mam jeszcze te róże

i myśli niesplecione

poproszę o kawę najlepiej

w filiżance smakuje

nadzieja nawet gorzka

Ociemniałość

ślepcy mogą patrzeć

prosto w słońce

śmiać się w twarz

nie tulić wzroku

po sobie

jak z dzieckiem

bawić się wyobraźnią

nie  wiem czy muszą

iść po naszkicowanych

śladach

w tej gęstej mgle

wszyscy są równi

w ciemnych okularach

siebie odnaleźć w gęstwinie

trudniej

zdjąć okulary

Zwierciadło

przechadzam się

w czterech ścianach

według prostej

nawet przestałem się garbić

szukam symetrii

lewa  strona prawa

gdzie jest oś niezgody kość

zwierciadełko powie


przestańcie krzyczeć

nie słychać sprzedawcy luster

małym drukiem skrobie

siedem lat za pobicie

i nieszczęście pokoleń

Niewinne pytania

Co to za brat

Któremu w dłoni kwiat

Więdnie?


Uczucie to jakie

Którego znakiem

Chłód?


Jaki to przyjaciel

Wszyscy go znacie

Jeśli nieszczery?


Czemuż przyjaźni więzy

W obliczu nędzy

Puściły?


Kto nie chce oprócz chleba

Stawiać pod skrawkiem nieba

Niewinne pytania?


Nie pytasz? Nie pytaj

Podobnie nie dotykaj

Niewinności

W ramiona cudze

odlatujesz

jaskółko moja

do innych ramion


nasze drzewo

nie przetrwało

chłodnych spojrzeń


wspominaj

tylko wolności

rozpostarte skrzydła


krople rosy

otulające

spragnione słowa


nie pamiętaj

drogi powrotnej

ponad swoje siły


klucze ptaków

układają się

ponad dachami gniazd


trzepotu skrzydeł

nie słyszą

jak serce uderza o skałę

nie słyszą

Zastał nas zwykły dzień

nie czuję

ciepłych słów

na moim biegunie

poza horyzont

wzrokiem nie sięgam

jak po owoc

nie dotykam

ziemi niczyjej

obiecanej garści kamieni

nie rzucam na wiatr

słów niepotrzebnych

jak dzwon

kiedy pytają komu on bije

uderza własne serce


ocieram się o nadzieję

jak kot łasy na pieszczoty

wyginam grzbiet

do słońca

chwytam cień

pod ramię wyprowadzam

niepokoje

na spacer razem z parasolem

Rozmowa bez pośpiechu

Dokąd idziesz?

W przeciwną stronę.

Dlaczego?

Napić się ze źródła.

Pragniesz?

Niekoniecznie kropel wody.

Co widzisz?

Dziś nie ma białych chmur.

Będziesz sam?

Nie, od morza biegnie sztorm.

Nie boisz się?

Trzymam wiatr za rękę.

Ty o nic nie zapytasz?

Nie.

Nie jesteś ciekawy?

Nie ma mnie w sieci. Płynę…

Rozlewa się złoty uśmiech słońca

zamykam złość na klucz

za drzwiami

zostawiam

ciężkie powieki

nieprzespane noce

rozsypuję korale

z których ułożyłem naszyjnik

zbyt wcześnie


otwieram okno

z widokiem na świt

rozlewa się złoty uśmiech słońca

wypełnia opustoszałe kielichy

po brzegi

płynę rozbijam białe bałwany

w morskiej pianie

chcę tańczyć

Kto jeszcze przekroczy Rubikon

nie pragnę złotych spojrzeń


na diamenty uwięzłe w dłoniach

nieotwarte prezenty

słowa bez znaczenia

nie czekam


kiedy usta przytulimy do ust

nie zaciskaj warg


tak trudno narysować Eden od nowa

Byle nie zasnąć

nie obawiam się nocy

bezsennych

gwiazd pochowanych

po przestworzach

jak po szufladach starych fotografii

bardziej słów mrocznych

rozsypanych nad brzegiem morza

pożegnanie wówczas

przybiera kolor szkarłatny

smakuje ciszą

pajęczyną utkaną

w oczekiwaniu na ofiarę

Jeśli jutro kłamie Wysoki Sądzie

przez zamknięte myśli

powieki spoglądają

zachłannie

zazdrośnie

widzą tylko aksamit


skrępowane ciało

ubiera się w złote kajdanki

znajomy głos

w lustrze

kłamie w żywe oczy


nie przegląda się

smakuje każde słowo

w obcym towarzystwie

łatwiej rysować pejzaż

zwierciadło nakryć purpurą


to nic że lustrzane odbicie

kłamie we własnej sprawie

Wysoki Sądzie

ma milion polubień

i płaszcz z wilczej skóry

Cisza

pragnę dotknąć

w  ramionach poczuć kiedy

jesteś nieuchwytna


niepokoi mnie zgiełk myśli ubranych

w białe kołnierzyki

i szkarłat litery


nie słyszę cię

pląsasz  wokół wiem że jesteś

w zmiennym nastroju


trącasz  mnie ramieniem

czuję ten cień za plecami

nie chowaj się

W obcej skórze

moja nagość otwiera się

na dotyk

za progiem zaskakuje mnie

jej delikatność

co jeszcze

kryje się za drzwiami

szkicuję

w wyobraźni budzi się

pragnienie

na spierzchłe usta osiada mgła

błądzą słowa

zanurzone w atramencie

szkicują portret

zobaczę miłość

może wystarczy

by zasnąć

we własnych ramionach

Na koniec społeczeństwa

Tą samą zazdrość

ubieramy

w miliony kreacji.

Wizualizujemy.

Czy jeszcze

przeżywamy

według swoich

szeptów?


Codziennie

w pracy

na chodniku

w galerii

krzyżuje się

lojalność.

Na stosie

kłamstw.

W lustrze

w komputerze

w zanadrzu.


W garderobie

zalega

stary płaszcz.

Idealny.

Jeszcze wczoraj.

Wystawię

na aukcję

znoszone buty

żyrandol

wiarę

nadzieję

miłość.

Jutro.

Za bezcen.

List do Ciebie albo nie czytaj

już nie mrużę oczu

w słoneczny dzień

przyjaciół nie szukam

w cieniu zastygłych

wspomnień wyrytych

w marmurze słów

że nie wszytek umrę


tak blisko do ziemi

z dachu świata

jeden krok wstecz

otwiera przestrzeń

zmienia horyzont

na wyciągnięcie dłoni

wróć do pierwszej nadziei


poszukaj miłości jak rześkiej wody

na dzień dobry jestem

cały Twój reszty nie trzeba


podpisano

Życie

Tylko jak dogonić czas

i tak siedzisz

samotnie

na przystanku

na ławeczce

w parku


wszechobecny

pośpiech

nie pozwala

zatrzymać się

zapytać

o czym myślisz


nie spieszysz się

chociaż jesteś

nieubłagany


jak Cię dogonić

kiedy siedzisz

samotnie

na przystanku

na ławeczce

w parku

Niemiłość

własne niebo

pachnie

kroplami deszczu

niebieskie oczy

chowa za chmurami


zaprasza na spacer

z głową w obłokach

grząska ścieżka

oczywiście

pobrudzi kalosze


słowa podniesie

z ziemi

nieurodzajne

jabłka Adama

które smakowały Ewie


tęczę pastelami

odwrotnie do światła

twarz z cienia

naszkicuje

niech ta miłość nie zgaśnie

I to w zasadzie wszystko

nie ma już nic do powiedzenia

podleję jeszcze kaktusy

wyprowadzę psa

dalej niż wspomnienia

przeproszę sąsiadów

za spektakle jednego aktora

nakarmię rybki nadzieją

na błękit oceanu

widziany z akwarium

to chyba wszystko

pamiętaj zapłacić za śmieci

i podatek od miłości

Jeszcze o miłości

nie smak

tylko dotyk

warg

najdłużej

trzyma

w objęciach


niedokończony

Po niewczasie

jedna róża

herbaciana

nawet

bez kolców

nie wygładzi

wierzchołków

gór

nie poprowadzi

strumienia

do źródła

już nie

zawróci słów

zastygły

w uszach

w sercu

zamilkły


bryza

tylko

zabłądziła

jak zwykle

Zakrzyczenie

krzyk zastyga wewnątrz

rozsiada się wygodnie

nieproszony gość

nie pozwala smakować

prowadzić rozmów

o wczorajszej pogodzie

nagłówkach z gazet

zgubionych okularach


rozdziera zasłony za którymi

chowają się wyszeptane cienie

silnymi ramionami chwyta

za serce zabrania poczuć

rytm następnych słów

tak bardzo chce opowiedzieć

o słonecznych dłoniach i ciszy

tylko ten krzyk zastyga wewnątrz

Jesień życia

Nie spieszy się wygrzewa w słońcu


A to zdejmie buty i pląsa boso

Albo w kaloszach chowa się w zaroślach


Czasem obrazi się i mgłą okryje skroń

Lubi tez płakać wielkimi kroplami


Maluje uśmiechy na złoty kolor

Wspomnienia wyprowadza na spacer


Jak ulubionego psa. Okruszkami karmi

Nieoderwane jeszcze kartki z kalendarza


A przed zmrokiem dopije herbatę

Weźmie leki na spokojny sen. Zamknie oczy


Już taka jest Pani Jesień

Niemoc

przekleństwo

upuszczone z powiek

ze strachu

braku sił

sięga dna


jak ziarno

w ziemi

wzbiera w sobie

kiełkuje

pierwiastek zła


słowa

zatrzymać łatwiej

niż słońce

na orbicie krążyć

wraz z ciszą


nie wypuść

z wnętrza

wzburzonych myśli

lepiej dryfować

wśród leniwych fal

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 8.82
drukowana A5
za 28.42