Oświadczenia zawarte w tym przewodniku reprezentują profesjonalne opinie autorki, która dedykowała tej pracy ponad 50 lat swojego życia.
Celem tego przewodnika nie jest stawianie jakiejkolwiek diagnozy czy zalecenia leczenia konkretnej choroby. Jest on zapisem wieloletnich poszukiwań Autorki na polu nauki i praktyki, dla zrozumienia funkcjonowania własnego organizmu oraz innych osób, w tym wielu lekarzy, pragnących ratować siebie i członków własnej rodziny. Ta informacja jest przeznaczona wyłącznie dla celów edukacyjnych, a każda osoba jest zobligowana do współpracy z licencjonowanym specjalistą opieki zdrowotnej.
Niech będzie dla ciebie światłem
w ciemnych miejscach,
gdy zgasną wszystkie inne światła.
J.R.R. Tolkien
Aby wyzdrowieć,
trzeba najpierw zachorować.
Edward Stachura
PRZEDMOWA
Jak już pisałam we wcześniejszych książkach, nie byłoby ich, podobnie jak i tej — kolejnej — dotyczącej chorób autoimmunologicznych.
Temat chorób autoimmunologicznych stał się moją idea fix, gdyż cierpiąc na różne dolegliwości od najwcześniejszego dzieciństwa, a następnie będąc naukowcem z pasji, musiałam nieustannie poszukiwać odpowiedzi na nękające mnie samą problemy zdrowotne, nie „zaopiekowane” właściwie przez dziesiątki lat w klasycznym leczeniu symptomów. To redukcjonistyczne podejście usuwania z pola widzenia objawu nie pozwalało mi bowiem na odnalezienie drogi prowadzącej do pierwszej przyczyny, a następnie powrotu do zdrowia. Objaw bowiem tkwił we mnie, transformując w kolejne nowe formy i choroby, diagnozowane na ich podstawie, nigdy nie pozwalając mi osiągnąć poziomu zdrowia.
Jako immunolog z wykształcenia oraz diagnosta kliniczny, uświadomiłam sobie, że biochemiczne parametry są obrazem skutku, znajdowanego w ciele, ale nigdy nie sięgają przyczyny.
Szczęśliwie, moje życie tak się układało, że dostawałam od niego „prezenty” w postaci ludzi, kursów, ukierunkowania na to, co mnie najbardziej interesowało — mój sens, tego, co robię — skąd przyszłam i dokąd zmierzam. I tak moje traumatyczne doświadczenia wczesnego dzieciństwa stale wracały jako fundament, na którym zbudowana byłam ja i jakość mojego zdrowia/życia. Tak więc „przyszły” do mnie sympozja Towarzystwa Edukacji Psychosomatycznej, potem Polska i Światowa Akademia Medycyny im. Alberta Schweitzera i medycyna zintegrowana, wreszcie pobyt w Klinice zintegrowanej medycyny (IMC). To były zresztą kierunki moich poszukiwań — syntezy, psychosyntezy. Głównym celem była bowiem stale przyczyna choroby i odkodowanie dróg, jakim rozeszła się ona, a właściwie jej konsekwencje po całym organizmie, wywołując ogólnoustrojowe skutki.
Psychosynteza pojawiła się w połowie mojego życia, gdy ustawia się na nowo swoje priorytety, znajduje misję i cel swojego istnienia. Właśnie wtedy zaczęłam zbierać wszystko razem w jedną, spójną całość, pisać książki, m.in. o podejściu psychosomatycznym do chorób, rozumiejąc coraz bardziej, że stres (który przeżywałam przez lata od najwcześniejszego dzieciństwa) był stymulatorem autodestrukcji. Gdy dopadła mnie fibromialgia, otworzyła mi nową perspektywę — całościowego pomagania sobie. Leczenie klasyczne nie miało, oprócz sterydów i leków psychotropowych, żadnej propozycji, która w moim odczuciu, prowadziłaby do zmiany jakości mojego życia i zdrowia.
Gdy z sukcesem opanowałam bóle, stosując zarówno techniki psychosyntezy, systematycznie powtarzaną rehabilitację (mając na nią wpływ i regulując ją według własnych potrzeb) i suplementację, wiedziałam już, że moja droga jest właściwa i zupełnie odstaje od klasycznego podejścia.
I wtedy wróciła do mnie immunologia, ale w głębszym wydaniu — jako immunologia duszy. Spotkałam też w Oxfordzie twórczynię tego wspaniale pasującego do mnie pojęcia — pediatrę i psychiatrę, dr Ursulę Anderson, leczącą traumatycznie poharatane dzieci. Te dzieci na przestrzeni lat były często zamykane w ośrodkach resocjalizacyjnych z powodu niewłaściwych zachowań, czy wreszcie szpitalach psychiatrycznych, zamiast przyjrzenia się wzorcom wychowawczym i traumom ich dziecięcej duszy.
W tym czasie przychodziły już do mnie informacje ze świata, dotyczące całościowego podejścia w medycynie funkcjonalnej i liczne webinary na temat np. choroby Hashimoto, alergii, cukrzycy, „złamanego” mózgu czy wyczerpania nadnerczy.
Wszystko to było napełniające mnie wiedzą i nadzieją, wypełniając lukę w tym, czego zabrakło przez lata mojego życia w klasycznym podejściu w leczeniu.
Kiedyś na jednej z telekonferencji usłyszałam, że choroby autoimmunologiczne przechodzą jedne w drugą w miarę upływu czasu i niewłaściwego podejścia do ich leczenia, co stawało się normą. Wtedy właśnie cieszyłam się już parę lat sukcesem wyzdrowienia z fibromialgii, niemniej coraz bardziej odczuwałam objawy nasilających się alergii „na wszystko”. Wtedy też napisałam pierwszą książkę o tej tematyce p.t. Choroby autoimmunologiczne a ciało-umysł-dusza. Co mają wspólnego?, gdzie porównałam objawy fibromialgii z alergiami i innymi chorobami autoimmunologicznymi. Już wtedy wiedziałam, że fibromialgia — jej objawy — to ciąg skutkowy przyczyny — choroby autoimmunologicznej, która atakuje wszystko, a więc to, co już wiedziałam dawno, od czasu napisania książki p.t. Psychosomatyczne, emocjonalne i duchowe aspekty chorób ze stresu. Trauma, a potem cała reszta okoliczności życia wywołuje destrukcję na najwyższych poziomach organizacji organizmu — jego „centrum dowodzenia”. Potem są już tylko skutki… mniejsze lub większe, a zatrucie środowiska, przetwarzana żywność, niewłaściwy styl życia i wzorce pokoleniowe myślenia i emocjonalnego reagowania na stres dokładają się do całości.
Mamy więc pełnoobjawowy zespół choroby systemowej, metabolicznej, zespół toksyczny, gdzie stres, toksyny.. są prowokatorami skutków.
Oddaję w ręce Czytelnika tę kolejną książkę, która służy, jak wszystkie poprzednie EDUKACJI, aby po latach i przez kolejne długie lata życia nie trzeba było terapii przewlekłej, postępującej i bez efektu.
W tej książce zawarłam następną odsłonę chorób autoimmunologicznych, tym razem już w kontekście całości i odwracania skutków. Osiągnęłam to dzięki podejściu, które poznawałam ostatnio dzięki lekarzom endokrynologom medycyny funkcjonalnej, którzy pokazali mi np. ścieżkę powiązania fibromialgii i chorób tarczycy czy nadnerczy, jako części układanki dla chorób autoimmunologicznych.
Książka nie jest przepisem leczniczym. Jest poszerzaniem świadomości zwykłego Czytelnika o sobie, życiu i wszystkich czynnikach, które powinny być znane każdemu, a które mają zasadniczy wpływ na zdrowie i jakość całego życia. Jeśli nie jesteśmy — jako dorośli — tego świadomi, sami dokonujemy niewłaściwych wyborów, a z tego powodu cierpimy przez kolejne lata życia na choroby z autoimmunoagresji. To nasz osobisty, indywidualny wybór i tylko my sami poniesiemy za niego konsekwencje. Nikt bowiem nie może za nas tego wyboru dokonać.
Musimy być zdrowi — to imperatyw kategoryczny. Nie możemy się też zgodzić na to, co nam się mówi, że lek zlikwiduje chorobę, a tymczasem mamy go brać do końca życia. Niestety, jeśli likwiduje, to tylko objaw i do tego tymczasowo, a on powraca po kilku godzinach i musimy powtarzać ten proceder przez lata bez efektu, wywołując „choroby jatrogenne” — z powodu przewlekłego brania leków lub niewłaściwej procedury, nie biorącej pod uwagę indywidualizacji chorowania.
Nie powinien to być temat tabu, a problem wyboru każdej świadomej osoby, jaki efekt chce osiągnąć — zdrowie czy przetrwanie, zresztą nie dbając sama o siebie, a powierzając najcenniejszy swój dar — własne zdrowie i życie w obce ręce.
Tego powinno się uczyć dzieci — świadomego wyboru jakości życia i dbania o zdrowie od najmłodszego wieku poprzez swój wkład, a nie leczenia objawu, gdy on zaistnieje. To powinna być też sfera medycyny przyszłości, która dba o zdrowie każdej osoby na przestrzeni jej życia i edukuje „jak być zdrowym”. Nie może być ona jedynie „karetką pogotowia” i usuwać na chwilę objaw czegoś, co już zaistniało w ciele, jest potem „hodowane” na przyszłe diagnozy — choroby, często pokoleniowe.
WPROWADZENIE
Oddaję w ręce Czytelnika kolejną książkę dedykowaną chorobom autoimmunologicznym, gdyż temat ten jest wyjątkowo ważny dla społecznej świadomości, ale także obecnej opieki zdrowotnej. Choroby te bowiem są często diagnozowane, zarówno w Polsce, jak i w różnych krajach świata, przypisując konkretnemu pacjentowi jednostkę chorobową, jednocześnie informując go o zaliczeniu jej do chorób immunologicznych.
Temat chorób autoimmunologicznych jest też punktem zainteresowania naukowców w sferze medycyny, ale i lekarzy praktyków, którzy sami, bądź członkowie ich rodzin stają się często ofiarami tych problemów. Z tego też powodu ci lekarze-praktycy są zainteresowani osobiście skutecznymi rozwiązaniami, które często znacznie odbiegają od tego, co dotychczas stosowano w mono-terapiach pojedynczych jednostek chorobowych, zaliczanych zresztą do chorób autoimmunologicznych.
W świecie, w którym funkcjonujemy z reguły mało dbamy o ciało, ale też psychikę i sferę duchową. Żyjemy niczym automaty, zaprogramowane na podążanie w pośpiechu coraz dalej i szybciej. Trzymamy też w gotowości ciało do wykonywania stawianych często przez ten świat wyzwań. Wielu z nas poświęca odpoczynek, aby dążyć do kolejnych celów. Kładziemy się coraz później spać, aby jeszcze coś zdążyć zrobić, a potem potrzebujemy odreagować ten pośpiech przez bezmyślne oglądanie filmu, czy surfowanie w Internecie. Kiedy ciało daje oznaki zmęczenia, ogłuszamy je kolejną kawą czy napojami energetycznymi, aby dalej być wydolnym.
Rezultaty nie dają na siebie zbyt długo czekać. Coraz więcej osób zgłasza się do lekarzy różnych specjalności ze zmęczeniem, zaburzeniami hormonalnymi, przewlekłymi bólami głowy, zaburzeniami zasypiania i snu, aż wreszcie bólami w różnych częściach ciała i problemami zapalnymi. One towarzyszą jedne drugim, nie są pojedyncze, choć często lekarz przerywa opowiadanie pacjenta o objawach, skupiając się na jednym z nich. Nie pozwala to wprowadzić problemu „całości”, ograniczając się tylko do „części”, tego co odczuwa pacjent „dzisiaj”.
Choroby autoimmunologiczne dotykają ponad 250 milionów ludzi na całym świecie, a wiele innych cierpi na różne przewlekłe stany zapalne, których etiologia nie jest badana, ani rozpoznawana. Z reguły pomoc ogranicza się do likwidowania objawu, podczas gdy przyczyna, istniejąca często od lat, drąży nadal w ciele.
Żyjemy w świecie wszechobecnej chemii w powietrzu, ziemi i wodzie. Otaczamy się przedmiotami i użytkujemy produkty, które po latach okazują się toksyczne, a nawet rakotwórcze.
Choroby autoimmunologiczne dotykają najbardziej istotnego układu w organizmie, którego zadaniem jest obrona przed obcymi substancjami, a który w efekcie okazuje się niewydolny, ślepy, rozregulowany.
Musimy, jako całe społeczeństwo uświadomić sobie skutki w czym i jak żyjemy, obejmujące poszczególne układy organizmu, w tym pokarmowy, nerwowy, krążenia, oddechowy, gospodarki hormonalnej czy rozrodczy. Gdy sięgniemy dalej, zobaczymy także choroby degeneracyjne i ich konsekwencje na całość funkcjonowania. Musimy sami także zacząć coś z tym robić, jeśli chcemy żyć i naprawdę przetrwać!
Kolejnym, wyjątkowo ważnym aspektem jest coraz częściej dostrzegana i mało doceniana populacja osób nadwrażliwych na smog elektromagnetyczny. Mimo, że nauka, a raczej przedstawiciele przemysłu elektronicznego zaprzeczają szkodliwości sprzętu na zdrowie ludzi, to coraz więcej grup naukowców, ale i lekarzy zwraca uwagę na zdrowotne skutki i pojawianie się różnych chorób u „osób wrażliwych”.
Trzecim i wyjątkowo ważnym aspektem przyczynowo-skutkowym jest przewlekły stres, w którym żyje większość populacji, w tym także dzieci. Nie dość, że sferze psychiki nie dedykowano żadnej edukacji, to przyglądając się głębiej problemom wielu pacjentów można zauważyć w wywiadach z nimi zwracanie uwagi na stres, trwający latami, ale i jego korzenie. Otóż, zarówno w moim życiu borykałam się z różnymi dolegliwościami, nieefektywnie leczonymi środkami farmakologicznymi, podobnie jak i moi klienci, trafiający do mnie — jako psychosyntetyka — z fibromialgia i chorobami autoimmunologicznymi, wszyscy zostali „zbudowani” na fundamentach traumatycznych doświadczeń dzieciństwa: agresji fizycznej, psychicznej czy seksualnej dla dorosłego życia. Jako psychosyntetyk, przyglądam się dokładnie efektom psychoenergetycznym tych wydarzeń, wiążąc je ściśle z energią negatywnych emocji: zablokowanej złości, smutku, żalu, wściekłości itp., które mają siłę sprawczą niszczenia struktur komórkowych, siłą rażenia trudną często do identyfikacji. Mówi się np.: złość piękności szkodzi, czy: żółć mnie zalewa. Bywa, że trwa to całe lata, a konsekwencje dla wprawnego oka diagnosty i immunologa, którymi także jestem — są wyjątkowo widoczne i łatwe do pozbierania w jedną całość.
Zarówno stres, jak i traumatyczne doświadczenia dzieciństwa są wyjątkowo silnym destruktorem i negatywnym stymulatorem układu immunologicznego. Ciało ma możliwości adaptacyjne do pewnych granic, które przekroczone, rozregulowują jego metabolizm.
Łącząc więc zaledwie te trzy powody, oddziałujące na subtelne struktury organizmu człowieka, mamy ewidentny obraz chorób układowych, niszczących nie tylko jeden układ, ale całość struktur, będących fundamentem działania organizmu w sferze duchowej, psychicznej i fizycznej.
Tym właśnie sferom powinno być dedykowane przywracanie zdrowia, zamiast obecnie stosowanego farmakologicznego (fizycznego) usuwania objawu lub objawów.
1. Choroby autoimmunologiczne — dlaczego ich rozpoznanie jest tak istotne właśnie teraz?
Choroby autoimmunologiczne wysuwają się we współczesnych czasach na jedno z pierwszych miejsc wśród chorób cywilizacyjnych. Coraz częściej nazywa się je epidemicznymi, gdyż dotykają coraz szerszej populacji. Choroby autoimmunologiczne są chorobami przewlekłymi, narastającymi latami, a stąd odwrócenie ich — a jest to możliwe — wymaga także czasu.
Wielu lekarzy medycyny funkcjonalnej czy zintegrowanej w Stanach Zjednoczonych, jak i w coraz liczniejszych krajach świata, uważa, że istnieje nie tylko 80 chorób autoimmunologicznych, a co najmniej 200, do których zalicza się m.in. nowotwory, choroby metaboliczne jak cukrzyca, reumatoidalne zapalenie stawów, celiakię, przeciekające jelita, alergie, astmę, choroby degeneracyjne takie jak chorobę Alzheimera i Parkinsona.
Przeglądając powyższy zestaw wymienionych jednostek chorobowych, daje się z łatwością zauważyć, że mimo, że zaliczone są tu jednostki z różnych specjalności medycyny, różniące się zasadniczo objawami, łączy wszystko przyczyna, a raczej kompleks przyczynowy, który jest wspólny dla wielu z nich. Efektem z reguły jest przewlekły stan zapalny.
Choroba autoimmunologiczna odnosi się więc do procesu zapalnego obecnego w tkankach, który powoduje objawy. Niemniej proces zapalny nie jest przyczyną i należy odkryć zasadniczy powód czy powody prowokujące zapalenia, bo inaczej będziemy eliminować zapalenie całe lata, bez efektu, bo ono będzie przenosić się gdzie indziej i prowokować kolejne, prowadząc do przewlekłych infekcji. Stan zapalny tworzy bowiem podatny grunt dla przewlekłych infekcji. W układzie immunologicznym istnieje bowiem ognisko lub ogniska zapalne zarówno lokalne jak i ogólne.
Stan zapalny jest więc objawem, będącym odpowiedzią ciała, które jest atakowane przez jakąś nierozpoznaną przyczynę. Dopóki nie usunie się jej źródła, stan zapalny będzie się przewlekał, prowadząc do chorób degeneracyjnych, powodując efekt błędnego koła. Stan zapalny otwiera bowiem wrota dla kolejnej infekcji. Nie jest przy tym ważne, jaką etykietą określono chorobę autoimmunologiczną, gdyż dotyczy ona tego samego: przewlekłych stanów zapalnych. Niezbędnym jest więc przekroczyć ten zaklęty krąg i zacząć oczyszczać organizm.
Choroby autoimmunologiczne mogą zaistnieć nawet, gdy nie ma ewidentnych objawów, które są im przypisywane lub są one niespecyficzne np. zaczerwienienie skóry. Ich różnorodność jest niezliczona. Szczególnie dotyczy to dzieci, którym podaje się nagminnie antybiotyki, gdy ich układ odpornościowy nie jest jeszcze w pełni dojrzały. Tymczasem odporność nabywa przez walkę, a więc przechorowanie. Medycy kilku już pokoleń muszą za to wziąć odpowiedzialność — za nagminne podawanie dzieciom antybiotyków na zwykłe przeziębienia. Sama znam to z autopsji, gdy „wierząc” jeszcze w klasyczną medycynę i jej moc leczenia, poddawałam tym procedurom własne dzieci. Szczęśliwie dla nich i dla mnie, zareagowały już na początku alergią i musiałam oprzeć się na własnej wiedzy i mądrości pokoleń, aby przetrwać ich przechorowania bez aplikowania im leków.
Podawanie antybiotyków wywołuje blokowanie naturalnych zdolności organizmu do walki z patogenami, co jest zadaniem układu odpornościowego, a on wie sam z siebie jak to się robi. Ponadto, stosując leki, leczy się jeden objaw czy narząd, podczas, gdy problem dotyczy całego ciała. Musimy z powrotem przemyśleć sposoby leczenia i zacząć powracać do równowagi, a więc homeostazy.
Niezbędnym jest ponadto zrozumieć stan zapalny, gdyż on może wpływać na funkcjonowanie układu odpornościowego, a zatem także wszystkich struktur organizmu, w tym jego żywotność (witalność). Dotyczy to więc także wydajności energetycznej mitochondriów w komórkach. Mitochondria wytwarzają energię w wyniku przemian metabolicznych w organizmie, niezbędną do wykonywania codziennych zadań. Zapalenie to reakcja układu odpornościowego na intruza (bakterie, wirusy, toksyny, pasożyty, grzyby itp.), który wtargnął do organizmu, a ten stara się go zneutralizować w miarę szybko, mobilizując niezbędne własne zasoby. Objawia się to gorączką, zaczerwienieniem, często obrzękiem. Gdy układ zwalczy infekcję, przechodzi w stan spoczynku, odnowy i gotowości do kolejnej walki.
Niestety od dziesiątków lat żyjemy w środowisku pełnym toksycznych substancji, w tym obecnych w powietrzu, wodzie, glebie, a więc i w żywności. Te związki prowokują przewlekłe stany zapalne, gdyż układ odpornościowy musi być w nieustannej „gotowości bojowej”, nie mogąc się zregenerować. Ten fakt pogarsza także sytuacja, że same toksyny zmieniają struktury i funkcje organizmu, a jednym z przykładów jest wyczerpywanie lub blokowanie wytwarzania energii przez mitochondria, czym jeszcze bardziej narażają organizm na ryzyko jakiejkolwiek infekcji, także innej choroby.
Zapalenie, wynikłe z powodów obecności toksyn, jest więc prawie zawsze czynnikiem chronicznym i prowokuje pojawienie się takich problemów jak:
— choroby serca, wątroby, trzustki (cukrzyca) czy choroby neurodegeneracyjne
— stany zapalne przewodu pokarmowego: zespół jelita drażliwego, przeciekające jelita. celiakia, zespół SIBO
— reumatoidalne zapalenie stawów
— wytwarzanie przeciwciał przeciw własnym tkankom, np. przeciwciał przeciwtarczycowych w chorobie Hashimoto, czy przeciw niektórym enzymom, takim jak peroksydaza tarczycowa czy tyreoglobulina, normalnie stymulujące produkcję hormonów tarczycy
— problemy behawioralne
— nowotwory
Przewlekłe zapalenia są jedną z najbardziej groźnych plag we współczesnym społeczeństwie. Stale mała jest jednak społeczna świadomość skutków w krótko i długoterminowej perspektywie na jakość życia poszczególnych jednostek. Mimo, iż ludzie zmieniają nieco tryb życia, więcej się ruszają, niemniej zrozumienie tego, czym oddychają i co spożywają nie zawsze ma odbicie w ich diecie. Dotyczy to szczególnie przetwarzanej żywności, jakości wody (nagminne picie wody z plastikowych butelek) czy produktów spożywczych pakowanych w plastikowe opakowania, podobnie jak fast-foodów czy nadmiernych ilości węglowodanów, często jako substytutów normalnego posiłku.
Stały pośpiech i trwający latami stres to czynniki zależne od samych siebie i stylu życia. Właśnie tego rodzaju oddziaływania mogą zwiększać stan zapalny. Następstwem jest powolne pogarszanie się stanu zdrowia, które prowadzi także do chorób autoimmunologicznych.
Zapalenie może również obejmować reakcję np. na substancje obecne w otoczeniu jak pyłki traw czy drzew, kurz, roztocza, różne elementy pokarmu. Gdy organizm jest w ciągłej mobilizacji, może okazać się niewydolny, poprzez nieustanną stymulację ze wszystkich stron, powodując uszkadzanie jego struktur i niszczenie tkanek, a nawet całych układów. Dochodzi więc np. do uszkodzeń wyściółki jelit, naczyń krwionośnych, płuc, stawów czy skóry itp.
W chorobach autoimmunologicznych rozróżnia się przewlekłe stany zapalne i autoimmunizacją. Dotyczy to sposobu uszkadzania struktur organizmu. W przewlekłych stanach zapalnych następuje uszkodzenie tkanek, jako pośredni efekt procesu zapalnego. Podczas autoimmunizacji dochodzi do uszkodzenia tkanek jako bezpośredni efekt procesu zapalnego. Niemniej, niezależnie od drogi zaistnienia destrukcji, problem wiąże się ściśle z układem odpornościowym.
Setki, a nawet tysiące opisanych w literaturze przypadków, a przede wszystkim liczne wywiady z pacjentami, uświadamiają coraz częściej, że klasyczne podejście w medycynie, oparte na likwidowaniu objawów stało się nieskuteczne, dodatkowo obciążając pacjenta kolejnymi problemami, jakim jest np. zatrucie organizmu substancjami chemicznymi, zawartymi w lekach, nasilającymi nie tylko dotychczas istniejące symptomy, ale prowokując następne, w różnych narządach i układach, wywołując alergie, ale i choroby układowe.
Współcześnie lekarze medycyny funkcjonalnej zdają sobie sprawę, że ścisła współpraca lekarz-pacjent, a przede wszystkim istnienie wspólnot, w postaci grup wsparcia, oraz głębokie wywiady polegające na zbieraniu szczegółowych informacji na temat stylu życia, warunków, w tym otoczenia, w którym pacjent żyje (środowisko miejskie, przemysłowe), ale i ludzkie (rodzina i miejsce pracy) mają fundamentalny wpływ na powstawanie konkretnych objawów, które są u każdej osoby inne, narastając latami. Są to więc wieloletnie skutki istniejących w trakcie życia warunków środowiska rodzinnego, wychowania, edukacji, wpływów tego, czym oddycha, karmi się, a przede wszystkim tego, co i jak przeżywa na poziomie emocjonalnym, nawyków, przekonań, sposobu myślenia i reagowania na stres i sytuacje trudne.
Mamy więc do czynienia z kompleksowym wpływem warunków życia na wyposażenie genetyczne każdej osoby. Epigenetyka — bujnie rozwijająca się nauka ostatnich lat — uświadamia lekarzom medycyny funkcjonalnej czy zintegrowanej, że na geny wpływa środowisko, a tym otoczeniem są nie tylko wpływy tego, czym oddychamy, co jemy i pijemy, ale także czym się otaczamy, w czym żyjemy (mieszkania, domy, ich wyposażenie, np. chore budynki), czego używamy (włączając w to kosmetyki, sztuczną odzież, ale także telefony komórkowe i laptopy wi-fi czy blue-tooth, wywołujące promieniowanie szkodliwe w dłuższej perspektywie na zdrowie). Dotyczy to także wpływów psychologicznych rodziny (rozpoczynając od okresu prenatalnego), a następnie wychowania i kształcenia. Coraz częściej uświadamia się bowiem, że dzieci emocjonalnie czy seksualnie wykorzystane wykształcają po latach takie choroby autoimmunologiczne jak alergia, astma, reumatoidalne zapalenie stawów, cukrzycę, toczeń rumieniowy czy fibromialgię, a także nowotwory.
Jesteśmy już więc w innym miejscu medycyny, która musi zająć się przyczynami, jeśli ma być efektywna i zachować swój autorytet, stawać się także edukacją pacjentów. Mamy już bowiem tysiące dowodów na to, że choroba dzieje się w konkretnej osobie, z konkretną historią pokoleniową, żyjącą w konkretnych warunkach, na różnych poziomach jej funkcjonowania (fizyczno-biologicznym, mentalnym, emocjonalnym i duchowym).
Niedawno powstało pojęcie medycyny mitochondrialnej, które uświadamia, że wszystkie procesy metaboliczne, dziejące się w mitochondriach, przekształcających energię w materię i odwrotnie, są procesami decydującymi o jakości życia i zdrowia, także ujawniania się chorób.
Psychogenealogia i psychoenergetyka uświadamia także, że przekazy pokoleniowe i energia słów, ma wpływ na reakcje emocjonalne, podatność na stres, powstawanie traum psychicznych, często przekazywanych na kolejne generacje. Dotyczy to także formy i treści diagnozy, która może być „wyrokiem” dla pacjenta, ponieważ słowo może leczyć, ranić, ale też zabijać. Nie jest tajemnicą, że chorzy na nowotwory po usłyszeniu diagnozy i prognozy, umierają w przewidzianym terminie, a ci, którzy nie przyjęli „wyroku” — zdrowieją.
Nadszedł czas przewartościowania wiedzy i konieczność tworzenia szerszej wizji medycyny w obliczu nowej, rysującej się rzeczywistości, która będzie zarówno nauką jak i sztuką uzdrawiania (przywracania zdrowia) pacjenta na wielu jego poziomach funkcjonowania. Tego rodzaju nauka i sztuka ma obejmować współpracę specjalistów różnych dziedzin, mających wiedzę i praktykę pracy z człowiekiem, w tym zarówno fizykoterapeutów, osteopatów, masażystów różnych metod, terapeutów pracy z ciałem (polarity, terapii czaszkowo-krzyżowej, rolfingu i wielu innych), specjalistów wychowania fizycznego, trenerów personalnych, dietetyków, psychologów, coachów zdrowia, well-being, życia, rodziny, wychowania, osobowych i transpersonalnych (duchowego rozwoju) i wielu innych. Zaczniemy wtedy powoli powracać do jedności nie tylko człowieka, ale i świata, regenerować i rewitalizować to, co przez setki lat popsuto, (także dzięki nauce, w wyniku złego zrozumienia natury), przywracając porządek w jednostce i świecie.
Najpierw jednak należy rozpocząć od detoksykacji człowieka, przywracania jego natury, zatruwanej przez lata substancjami chemicznymi z powietrza, wody, gleby i żywności, a następnie także oczyszczając Ziemię i systemy przyrody. Musimy także dokonać detoksykacji sposobu myślenia i emocjonalnego reagowania, które przez wieki dokonały katastrofalnego spustoszenia w zdrowiu i dobrostanie indywidualnej osoby, jej rodziny, którą zbudował na wadliwych wzorcach wymuszania posłuszeństwa dziecka, zamiast wspierania jego rozwoju. Jest to niezbędne dla odkodowania zaistniałych wzorców myślenia, nawyków i przekonań, które, nie oglądane, są następnie kodowane, a więc zapisane w pamięci na kolejne pokolenia. Te katastrofalne skutki w dzieciach odbijają się chociażby w statystykach chorób. Na przykład blisko 52 % amerykańskich dzieci jest pod opieką lekarzy i bierze leki. Jest to widoczne także w corocznych bilansach samobójstw wśród dzieci i młodzieży, prowadzonych chociażby przez Ministerstwo Edukacji w Polsce, czy agresji i przemocy w szkołach, liczby ośrodków resocjalizacyjnych, jak też nieletnich pacjentów szpitali i poradni psychiatrycznych, jak też statystyk policyjnych rozbojów i zabójstw wśród nieletnich.
Do zmiany są więc całe systemy wychowania, czy edukacji na wszystkich jej poziomach kształcenia, dla przygotowania do takiego zawodu, który służy ludziom i przyrodzie, zamiast je niszczyć, co dzieje się obecnie omal każdego dnia. Jest to także r-ewolucja we wszystkich systemach codziennego życia — dla dedykowania ich służeniu życiu i zdrowiu, zamiast ich niszczenia i destrukcji.
Ta szeroka wizja przybliża nas więc z powrotem do człowieka, jego chorób z autoagresji, gdyż, niczym kamień puszczony na wodę, wytwarza on, poprzez własne działania, kręgi wpływu. W taki sposób człowiek, który został w jakiś sposób zaatakowany, przekształca ten atak w autoagresję, ale i atakując innych i otoczenie. To jest obecnie podstawowe zadanie edukacyjne lekarzy, pedagogów, psychologów — samowychowania (samo-edukacji), którzy najpierw potrzebują zacząć od samo-edukacji dla odkodowania własnych problemów, aby zacząć zmieniać otoczenie. Wiele ze środowisk medycyny funkcjonalnej wywodzi się właśnie z tych „doświadczonych” przez życie osób, które na sobie i własnych rodzinach wypraktykowały najpierw to, co nie działa, aby znaleźć rozwiązania w sposobach, które okazały się dla nich skuteczne. Dzięki temu, dokształcając się nieustannie, osoby te zaczęły rozumieć przyczyny chorób autoimmunologicznych jako odstępstwa od „natury”, harmonii, a więc homeostazy na wielu poziomach, nie tylko fizycznym. Ta natura musi zostać przywrócona w wielu sferach funkcjonowania człowieka. Zamiast oddawać lekarzom moc do mono-leczenia objawu, a stąd skutku, musimy nieustannie edukować się o sobie, aby odkryć powody swoich problemów zdrowotnych i zacząć je właściwie uzdrawiać.
2. Szersze spojrzenie na spektrum objawów i sposoby dotychczasowego ich eliminowania
Postawienie diagnozy w chorobach autoimmunologicznych w dotychczas stosowanym leczeniu jest z reguły wyjątkowo złożoną łamigłówką. Wiąże się zwykle z podejściem eliminacyjnym, a stąd różnicującym. Często jest to omalże niczym zadanie matematyczne z jedną niewiadomą, aby posunąć się dalej, do wyróżnienia jednej choroby przed drugą. Tego rodzaju techniki myślenia, oparte na eliminacji, niewiele dają, gdyż nie ma takiego samego człowieka, a stąd każdy choruje inaczej, nawet jak przypisze mu się zbliżone objawy. Ponadto nie ma czegoś takiego jak jeden objaw, z tej podstawowej przyczyny, że organizm człowieka jest złożony z dziesiątków różnych układów, i choroba, a szczególnie autoimmunologiczna oddziałuje na każdy z nich w wieloraki sposób. Niestety, jest to stale relikt epok i starego paradygmatu w nauce człowieka-maszyny, któremu popsuł się jakiś element, który wymaga naprawy.
Tymczasem człowiek, to skomplikowany żywy organizm, wielowymiarowy i wielopoziomowy, którego nie można zredukować do jednej części, przykręcając mu jedną śrubkę, czy wymieniając jeden element.
Eliminacja jakiegoś objawu to droga donikąd, gdyż gubi z pola widzenia całego człowieka, nie tylko jego fizyczność, ale jego specyficzne cechy przeżywania życia, także chorowania, włączając całą jego historię. Tymczasem współczesnym specjalistom zależy właśnie na odróżnieniu fibromilagii od polimialgii, choć w sposobie obecnego leczenia objawów podejście do poszczególnej jednostki chorobowej niewiele zmieni. Zamiast więc zbierać wszystkie objawy w jakąś całość dla zrozumienia mechanizmu rozprzestrzeniania się choroby, oni różnicują, eliminując 1—2 objawy, aby diagnoza była bardziej specyficzna, choć do niczego nieprzydatna.
Tymczasem choroba autoimmunologiczna jest zespołem wielorakich objawów, wynikających z wielu układów i narządów i należałoby odnieść się do całości funkcjonowania organizmu, biorąc wszystko razem, a nie traktując pojedynczy objaw jako całość. Odniesienie do większej części pozwoli na przywracanie całości funkcjonowania organizmu, zamiast eliminować jeden objaw. Jeśli bowiem całość jest sumą części, to „zasłonięcie” jednej z nich (eliminacja jednego objawu) może tylko dać przeciwny wynik, a mianowicie wyłonienie się innego, często będącego „pod spodem”, który został „zasłonięty” przez ten pierwszy. A wtedy może okazać się, że należy zacząć diagnostykę od początku, ponieważ ujawniony kolejny objaw może nadawać się do innego specjalisty, a pacjent zaczyna biegać od lekarza do lekarza, a żaden z nich nie potrafi pozbierać go w jedną całość siebie.
Tymczasem problem nie nadaje się do jednego, wąskiego specjalisty czy sub-specjalności, a wręcz przeciwnie, do takiego, który widzi całość, rozumie cały organizm, jego prawidłowy metabolizm nie tylko na poziomie biochemii, a raczej umie dokonywać syntez od szczegółu do ogółu.
Dotychczasowa medycyna wykształciła specjalności i subdyscypliny. Obecnie, ze względu na wielość czynników sprzyjających powstawaniu chorób, a w tym autoimmunologicznych, potrzeba specjalistów lub zespołu, będącego ze sobą w kontakcie na bieżąco, który pozbiera człowieka razem, włączając też jego otoczenie, rodzinę, przekonania, pokoleniowe wzorce itp.
Kolejnym przykładem leczenia objawowego, które nie zdaje egzaminu życia i staje się wyjątkowo nieskuteczne, a nawet szkodliwe dla pacjenta immunologicznego jest leczenie objawów chociażby wyżej wspomnianej fibromialgii, a więc bólu. Jako zespół bólowy, zmieniający się każdego dnia, często także w ciągu jednego dnia, stosowanie środków przeciwbólowych czy wręcz psychotropowych mija się z celem, a więc szkodzi. Jedne i drugie mogą przytępiać świadomość i tak istniejącej „mgły mózgowej”, nie eliminując bólu, który nawet, gdy jest przytłumiony, powraca, niczym bumerang. Tymczasem pacjent, wyjątkowo wrażliwy na ból (tzw. nadczułość bólowa), sięga, przy jego powracaniu po kolejny lek przeciwbólowy — już na własną rękę, czym wzmaga zatrucie całego organizmu, wcześniej pełnego różnych innych toksyn chemicznych. Tak naprawdę taki pacjent nadaje się do detoksykacji, gdyż inaczej pogorszy objawy wielonarządowe, nigdy nie eliminując pierwotnego wzorca choroby.
I tak skomplikowałam opis, wynikający jednak z dotychczasowego podejścia, aby od teraz zacząć go prostować i powracać do harmonii, która jest prostsza niż by się wydawało. Wymaga ona całościowego oglądu — a na to potrzeba czasu i dedykacji uwagi.
3. Spójrz głębiej: pilna potrzeba nowej świadomości na temat przyczyn chorób autoimmunologicznych
Choroby autoimmunologiczne to zespół chorób o wielonarządowych objawach, ujawniających skutki w różnych, często odległych od siebie przestrzeniach ciała, takich jak skóra, płuca, tarczyca, wątroba, nadnercza, nerki czy jelita. Mogą dotyczyć całych układów: nerwowego, pokarmowego, tkanki łącznej, skóry, a także odpornościowego. Wszystkie narządy i układy są bowiem ze sobą ściśle powiązane i niewydolność któregoś z nich może mieć katastrofalne skutki dla całego ciała.
Jeśli przyjrzymy się diecie wielu osób, to zauważymy, że poszczególne jej składowe są pełne różnego rodzaju konserwantów, a one — jako substancje obce — niszczą florę jelitową. Na to nakłada się przewlekły stres, a ten oddziałuje na nadnercza, a wyczerpując je pozbawia tarczycę kortyzolu, który jest niezbędny do regulacji jej funkcji. Pojawia się więc efekt błędnego koła: braki T3 i T4, dysfunkcjonalny mikrobiom w jelitach (niedobory serotoniny) napędza zaburzenia emocjonalne, co powoduje dysfunkcje układu odpornościowego i wszechobecne stany zapalne, które prowokują insulinooporność, a ta rozregulowanie gospodarki węglowodanowej i włączanie w ten zamknięty obieg kolejnych narządów jak wątroba czy wreszcie mózg.
Wątroba jest niezbędna do detoksykacji organizmu, a więc usuwania szkodliwych substancji lub ich transformacji. Gdy wątroba jest nadmiernie przeciążona toksynami pochodzącymi z pożywienia, leków, używek czy zanieczyszczeń środowiskowych lub stresu, może zmniejszać metabolizm w kierunku przetrwania. Pojawia się więc nadwaga, zmęczenie i niski poziom energii, problemy skórne, zmienność nastrojów i depresja.
Jeśli osoba żyje w ciągłym stresie i pośpiechu, jej odżywianie staje się nieświadome tego, co je, pełne przetworzonych produktów, szkodliwych dla zdrowia, a wątroba nie jest w stanie oczyścić z nich organizmu.
Tarczyca i jej niedoczynność staje się też często głównym powodem spowolnienia metabolizmu i niskiego poziomu energii. Bierze ona bowiem udział w kontrolowaniu temperatury ciała i gospodarce tłuszczowej. Ponieważ hormony tarczycy T3 i T4 kontrolują metabolizm komórkowy w całym organizmie, gdy dochodzi do ich niedoboru lub wahania ich funkcji, to nie posyła ona właściwego sygnału do osi PPN (podwzgórze, przysadka, nadnercza) i funkcja metaboliczna organizmu spowalnia.
Jedną z przyczyn stanów zapalnych są nierozpoznane alergie i nietolerancje pokarmowe (wywołujące nawracające biegunki, przeciekające jelito czy zapalenie jelita grubego). Mogą dotyczyć one także układu oddechowego (astma, przewlekły nieżyt nosa, nawracające zapalenie płuc), czy skóry (atopowe zapalenie skóry, pokrzywka, obrzęk naczynioruchowy).
Kolejnym etapem, wynikającym ze stanów zapalnych i przewlekłego stresu, jak też niewłaściwego odżywiania i niedoboru snu jest oddziaływanie na nadnercza. Pojawia się reakcja lawinowa, która zaczyna niszczyć nie tylko jelita, ale i tarczycę oraz nadnercza.
Nadnercza odgrywają ważną rolę w reakcji stresowej. Kortyzol, produkowany przez nadnercza, wpływa na receptory tarczycy, czyniąc je bardziej wrażliwymi na własne hormony. Gdy poziom kortyzolu, na skutek zmęczenia nadnerczy, obniża się, normalne przekazywanie sygnałów tarczycy jest zakłócone, a to prowadzi do niedoczynności tarczycy. Tymczasem wysoki poziom kortyzolu zmniejsza konwersję tyroksyny (T4) do trójodotyroniny (T3) i zwiększa poziom odwrotnego hormonu tarczycy (rT3 — to nieaktywny biologicznie hormon tarczycy, który powstaje na drodze odjodowania tyroksyny T4) — co w efekcie prowadzi do niedoczynności tarczycy, gdyż blokuje ona receptory dla T3. Ten proces wywołuje spadek syntezy trójjodotyroniny i rozwoju zespołu niskiej trójjodotyroniny. Jest ona zaliczana do zespołów pozatarczycowych.
W korze nadnerczy wytwarzane są: glikokortykosteroidy (w tym kortyzol, odpowiadający za regulację metabolizmu), mineralokortykosteroidy (w tym aldosteron) oraz androgeny. W rdzeniu nadnerczy wytwarzane są natomiast: katecholaminy, adrenalina i noradrenalina.
Trzy gruczoły wydzielania wewnętrznego: przysadka, podwzgórze i nadnercza, tworzą razem tak zwaną oś PPN (ang. HPA). Działają one poprzez synergię:
— Podwzgórze (umiejscowione w mózgu) odbiera sygnał stresu i aktywuje wydzielanie kortykotropiny.
— Kortykotropina aktywuje przysadkę mózgową, która uwalnia adrenokortykotropinę (ACTH)
— ACTH przesyła sygnał do nadnerczy, które wydzielają glikokortykosteroidy. One z kolei uaktywniają układ nerwowy, krążenia i immunologiczny.
Zaburzenia któregoś z elementów osi PPN powodują rozregulowanie systemu obronnego organizmu. Z tego powodu przewlekły stres może prowadzić do zmęczenia i wypalenia, a więc wyczerpania możliwości nadnerczy do wydzielania substancji regulujących reakcje stresowe i immunologiczne, powodować zaburzenia hormonalne i efekt błędnego koła.
Wypalenie nadnerczy jest stanem, w którym poprzez oś PPN gruczoł ten nie aktywuje wystarczających ilości hormonów: kortyzolu, adrenaliny lub ACTH. Może ono się przerodzić w poważniejszą niewydolność nadnerczy, określaną jako chorobę Addisona.
Uważa się że do wypalenia nadnerczy dochodzi, gdy ich zaburzenie funkcji obniża się o 10%. Poziom powyżej określa się klinicznie ich niedoczynnością czy chorobą Addisona.
Przyglądając się temu obrazowi głębiej, nie sposób nie dojść do wniosku, że choroby wynikłe ze stresu czy zaburzające jakąś jedną funkcję, tak naprawdę mają wpływ na ich wiele. Stają się więc chorobami układowymi, systemowymi, włączając całe przestrzenie ciała w obraz choroby, a do tego mają korelacje z innymi przestrzeniami, ukazując je równolegle lub z opóźnieniem.
Organizm działa niczym naczynia połączone i zaburzenie jednego z nich przesyła impuls do kolejnego i następnego. Z tego też powodu diagnostyka chorób współczesnych trwa często miesiącami, a nawet latami, lub podejmowana jest kolejna diagnoza, w miarę upływu czasu i pogłębiania się procesu. Często uchodzi uwadze, że jest to ten sam proces, gdyż dotyczy całego organizmu jednego człowieka. Objawy, jak wspomniałam, mogą być bardziej lub mniej uwidocznione w innych przestrzeniach, co czyni różnicowanie trudniejszym, zamiast je ułatwiać.
Hormony, a tym samym także wszystkie narządy ludzkiego ciała nie pracują w izolacji, a są połączone w jeden spójny system, mający wpływ szczególnie na układ odpornościowy i odwrotnie. Nierównowaga hormonalna może więc wywołać uśpioną chorobę autoimmunologiczną.
Kobiety są narażone na choroby autoimmunologiczne znacznie bardziej niż mężczyźni, z powodu powinowactwa ich hormonów i rytmów biologicznych w tym procesie.
Tak więc choroba autoimmunologiczna nie jest to choroba jednolita, z jednym objawem, który można usunąć pojedynczo, czy ograniczona do jednej przestrzeni, którą można spacyfikować, aby się nią zająć. Nie jest więc możliwa mono-terapia, co zwykle dzieje się dotychczas, nawet, jeśli dotyczy to jednego hormonu, np. glikokortykoidów czy hormonów tarczycy.
Gospodarka hormonalna jednej przestrzeni ciała np. nadnerczy czy tarczycy nie jest niezależna, a współzależna, często holarchiczna, a więc wielopoziomowa, a stąd nie sposób wyrwać z kontekstu jeden poziom i oddziaływać jedynie na niego, podczas, gdy choruje całość organizmu.
Wiele lat temu, gdy sama trafiłam do endokrynologa, mając jednak po latach pracy naukowej w immunologii, diagnostyce, ale i w psychologii szerszy obraz moich dolegliwości zdrowotnych, on jedynie skupił się na tarczycy, którą uważał za podejrzaną. Badania w tym kierunku (jednak niepełne w tym czasie) nie wykazały nic konkretnego, niemniej dostałam receptę na Euthyrox. Gdy zapytałam, czy może warto zająć się też nadnerczami, gdyż od dzieciństwa, po licznych traumach byłam wyjątkowo podatna na stres, który towarzyszył mi przewlekle, co sugerowałoby tzw. zmęczenie nadnerczy, on odpowiedział, że nie interesują go nadnercza, gdyż się nimi nie zajmuje. To uświadomiło mi wyraźnie redukcjonistyczne spojrzenie, skupione jedynie na jednej części, odnosząc tę perspektywę do całości, a stąd tenże specjalista uważał, że problem leży jedynie w tarczycy, a nie w całości funkcjonowania mojego organizmu.
Lata wcześniej moje problemy skupione były na bólach kości (ujawniły się po porodzie), co leczono uzupełnianiem wapnia. Tymczasem, jako diagnosta laboratoryjny, uważałam, że wapń to za mało, gdyż gospodarka wapniowo-fosforanowa organizmu odnosi się także do magnezu i jego relacji do wapnia, fosforu, podobnie jak kalcytoniny i witaminy D3. Ale o tym nie było mowy, ani badań. Niebawem ujawniły się drżenia mięśni (tężyczka), ale też arytmia, drętwienie mięśni i bóle mięśniowe, jak też piasek i kamień w kielichu nerki.
Wszystko to pokazuje, że mono-terapia nie sprzyja absolutnie wyzdrowieniu pacjenta, a może wręcz wpędzić go w kolejne problemy zdrowotne, nie wiązane jedne z drugimi, nie obserwowane przez jednego lekarza i nie układane w pewną całość. Dodatkowo warunki życia i wzorce emocjonalnego reagowania na stres (podłoże traumatycznych doświadczeń dzieciństwa) oraz diagnozowany wcześniej zespół złego wchłaniania, stąd problemy w dobraniu odpowiedniej diety, muszą być absolutnie brane pod uwagę i kontrolowane jednocześnie.
Nawet najlepszy lek (podobno wtedy takim lekiem na nadmierne wydzielanie kwasu solnego w żołądku były pochodne ranitydyny, a tymczasem obecnie została ona wycofana na skutek zawartości nitrozoamin, związków rakotwórczych) absolutnie nie pomoże, a jak widać, może wręcz dodatkowo zaszkodzić na lata życia. Ponadto osoba żyjąca w przewlekłym stresie prowokuje każdego dnia, omal z każdym wydarzeniem, ale i posiłkiem, którego właściwie nie trawi, kolejne objawy i stany zapalne. A przy tym diagnoza może być błędna, gdyż zamiast problemów z nadkwaśnością treści, mogła być po prostu niedokwasota i dysbakterioza, a to zupełnie inny problem i leczenie.
Od lat jestem pionierką psychosyntezy w Polsce, stąd zwracają się do mnie osoby z różnymi, przewlekłymi problemami zdrowotnymi, które przeczuwają, że po latach nieefektywnego leczenia, jest jednak coś więcej w ich chorowaniu, co warto obejrzeć poza podstawowymi objawami, które są brane pod uwagę w stosowanej mono-terapii. Z racji mojej długoletniej drogi od chorób do zdrowia, pasji naukowca-badacza-odkrywcy i praktyka na sobie tego, co działa, a co nie jest skuteczne, a wręcz szkodzi (bazując na własnej wrażliwości i alergiach na wszystko co w środowisku) moje podejście jest odmienne. Nie zajmuję się chorobami sensu stricte, a bardziej szukaniem zdrowia w osobie i cofaniem się do tego, co zdrowe, aby łączyć to ze stanem obecnym i odkodować program (wzorzec), który prowokuje chorobę. Pracujemy więc w sferze psychiki, na wzorcach osobowych, rodzinnych, pokoleniowych, nad nauczeniem się „zarządzania sobą”, swoim stanem psychicznym w trakcie trzech miesięcy wspólnej wędrówki po meandrach psyche.
W tym miejscu przywołam jeden z przykładów zaledwie drugiego z serii 13 spotkań z klientką ze zdiagnozowanym reumatoidalnym zapaleniem stawów i toczniem, określonym jako borderlaine — pomiędzy. Nie ma więc jednej diagnozy, jest „stojąca w rozkroku”. To mi nie przeszkadza, a wręcz pomaga w zauważeniu tego, co jest szerzej i głębiej, co powoduje wielość objawów i jak może osoba pomóc sobie poprzez ogląd tego, co się w niej dzieje i co zostało zaimplantowane w niej na skutek wzorców z dzieciństwa.
Prowadzę zwykle pierwsze spotkanie, niezależnie od kolejnych jako 1—2 godzinny wieloaspektowy wywiad, włącznie z przypominaniem sobie sytuacji z autopsji lub opowiadań o warunkach porodu, ale i relacji rodzinnych między matką a ojcem. Ten pierwszy pogłębiony wywiad pokazuje wyraźnie przyczyny problemów zdrowotnych w perspektywie krótszej i dłuższej, co osoba zaczyna sama dostrzegać, gdy spojrzy na linię własnego życia. I tak np. sytuacja porodu i zakręcenie pępowiny wokół szyjki dziecka dało nie tylko fizyczne, ale przede wszystkim psychiczne efekty w różnych stresujących sytuacjach. Jeśli było ono następnie wzmocnione przez komunikaty rodzica lub rodziców odrzucenia dziecka, mamy „jak w banku” choroby autoimmunologiczne, związane nie tylko z płucami, układem krążenia, ale przede wszystkim z przewodem pokarmowym, włączając w to układ immunologiczny. Tłumaczyłam to już kilkakrotnie w innych książkach i powrócę do tego w kolejnych rozdziałach.
Taka osoba, zduszona pępowiną wykształciła przez lata problemy nie tylko emocjonalne, ale i fizycznego ciała. Dla psychosyntetyka, ale i immunologa, jest to ewidentny proces przyczynowo-skutkowy konkretnych problemów psychicznych (uraz psychiczny i fizyczny jego efekt w postaci duszenia się), a w efekcie trauma psychiczna (strach zarówno przy porodzie, a następnie trauma w wyniku oddanie dziecka przez rodziców dziadkom).
Sposób wychowania, szczególnie tzw. „zimny wychów” i stosowanie presji na dziecko, aby się nie bało (zamykanie dziecka na wiele godzin w ciemnym pomieszczeniu bez okien), to wyjątkowo brutalny i bezduszny sposób dorosłych na stworzenie lub wręcz pogłębienie już istniejącej np. traumy porodowej i fundament dla chorób autoimmunologicznych. Rozpoczyna się agresja względem siebie, na skutek zaparcia się siebie, swoich emocji, zduszenie ich, aby nie wydobyły się na zewnątrz i tego konsekwencje na życie w postaci licznych emanacji chorób. To będzie istniało dopóty, dopóki osoba nie trafi do psychologa, aby je skutecznie wyzwolić i uzdrowić dzieciństwo.
Wspomniana klientka, po sugestii zaopiekowania się skrzywdzonym dzieckiem w niej samej — poprzez głaskanie ciała — już po kilku dniach takiego „eksperymentu” zauważyła znaczne ograniczenie dotychczasowych objawów i to nie tylko na skórze, ale także obrzęków.
Akceptacja siebie jest fundamentem, na którym każda osoba wyrasta, niczym z nasienia drzewo. Głaskanie ciała, jako substytut miłości rodzicielskiej, którego nigdy nie doświadczyła od rodziców (najprostszy sposób pokochania siebie), to przywracanie siebie, swojego status quo. Gdy tego zabrakło w dzieciństwie, osoba ma problemy w relacjach intymnych, wykształca też alergie i rumień oraz obrzęki.
Świadomemu lekarzowi, całościowo traktującemu pacjenta powinno to dać do myślenia, że przewlekle pobierane leki nie zdziałały tyle, ile dotyk, akceptujący własne ciało i to w postaci automasażu z intencją, wyrażaną w myślach i emocjach, że może dostarczyć swojemu ciału coś ważnego dla siebie, czego nigdy nie dostała.
Problem więc i jego rozwiązanie są znacznie prostsze i leżą znacznie głębiej niż dotychczas głoszono klientce, i że prosta technika „zaopiekowania się sobą” daje znacznie większy efekt niż ponad rok brane kortykosteroidy. Gdyby medycyna przyjęła od wielu lat podejście całościowe, chociażby jedynie psychosomatyczne do przyczyn zaistnienia chorób, rozpoczęła by szybko proces zmiany w skuteczności leczenia. Ona tymczasem zawile tłumaczy choroby teoretycznymi przemianami biochemicznymi, które, jeśli nawet są teorią, a nie hipotezą, są jedynie skutkiem, a nie przyczyną. Ta ostatnia leży bowiem znacznie głębiej, w historii każdego człowieka i na innym poziomie funkcjonowania, włączając urodzenie, a nawet wcześniejszy okres przedurodzeniowy, a potem wszelkie przeżycia dzieciństwa i otoczenie, którego doświadcza na wszystkich poziomach siebie.
Już wiele lat temu Albert Einstein powiedział, że nie możemy rozwiązać problemu, wychodząc od skutków — a stąd z tego samego poziomu, na którym się ujawnił. Musimy sięgnąć głębiej, a może wyżej, aby zrozumieć energetykę, informację, która kryje się pod tym skutkiem, czy wreszcie duchowy aspekt choroby, o który tak zabiegał Profesor medycyny Julian Aleksandrowicz dziesiątki lat temu.
Gdyby przedstawiciele medycyny w Polsce, tak jak to już się dzieje w medycynie funkcjonalnej w wielu krajach, przyjęli do wiadomości, że zredukowane spojrzenie, jedynie do fizycznego poziomu, nie jest w stanie wyleczyć pacjenta (do czego medycyna jest najbardziej predysponowana), likwidując objaw jakiejś choroby. Ona musi zacząć od zgłębiania przyczyn, a tym samym doprowadzić do wyzdrowienia (powrotu do zdrowia). Zamiast więc utrzymywania pacjenta przez lata w chorobie, a nawet coraz liczniejszych, transformujących chorobach, przedstawiciele zawodów medycznych mogliby zacząć tworzyć zespoły interdyscyplinarne z rożnych sfer i poziomów. Wtedy dopiero medycyna stała by się sztuką łączącą całość człowieka, jego i siebie edukację (samo-edukacją), tworząc wspólnotę samouczącą się, rozwiązując wiele problemów zdrowia nie tylko człowieka, ale rozumiejąc systemy, w tym przyrody i całościową potrzebę dobrostanu.
4. Co znaczy integralne podejście w diagnozowaniu i leczeniu chorób autoimmunologicznych?
Poprzednie rozdziały miały na celu wyjaśnienie, że choroby autoimmunologiczne to cały kompleks nie tylko skutków ale i przyczyn, które je mogą sprowokować.
Przyszedł więc czas na przyglądanie się dokładniej przyczynom, które wywołały ewidentne skutki, i temu, dlaczego one nie ustępują po długotrwałym leczeniu farmakologicznym fizycznego efektu przyczyn. To leczenie — usuwania skutku (objawu) — kontynuowane jest przez lata, a efekt jest widzialny tylko krótkotrwale, zasłaniając objaw, usuwając go na kilka godzin z pola widzenia, a więc odczuwania, ale także przesuwając go głębiej, aby dalej siał spustoszenie wokół.
Stany Zjednoczone, jako wielomilionowy naród, złożony z licznych narodowości, będący przez lata w czołówce krajów o wysokim standardzie życia i postępu technologicznego, stały się też kolebką pierwszych społecznych ruchów Wellness, obejmujących zarówno lekarzy, jak i zwykłych obywateli. Ruchy te rozpoczęły się w latach 70-tych XX wieku na Uniwersytecie w Wisconsin. Wcześniej Stany stały się też kolebką tzw. Ruchu Rozwoju Potencjału Ludzkiego, a potem innych grup i stowarzyszeń takich jak medycyny energetycznej i wibracyjnej, wprowadzającej odkrycia fizyki kwantowej do interpretacji stosowanych w leczeniu czy uzdrawianiu metod, jak też psychologii transpersonalnej czy integralnej, czy wreszcie medycyny funkcjonalnej czy integracyjnej. Z racji swojej różnorodności i otwartości na innych, wiele środowisk, w tym medycznych i psychologicznych przyjmowało do swojej świadomości wiele elementów z innych kultur, w tym zarówno własnych (Indianie), jak i Wschodu, interpretując je w aspekcie kwantowego podejścia nowej fizyki, a więc materii i energii. Wielu naukowców, jak np. dr Candance Perth dedykowała wiele lat swoich badań naukowych emocjom, podobnie też inni lekarze jak dr C. J. Schneider, J. L. Ochman, Ch. Page, N. Schealy, B.L. Seaward, L. Thornson, J. Borysenko, D. WeissmanJ. Quinn, E. Green, P. Russell, B. Siegel czy setki innych. Wszystko to miało na celu poszerzyć wachlarz możliwości we własnych zawodach, ze względu na coraz liczniejszą plagę chorób cywilizacyjnych i brak efektywności w leczeniu, obserwowanej szczególnie we własnej rodziny. Z drugiej strony, wspomniany wyżej postęp technologiczny, ale i podążająca za nim konsumpcja, przetwórstwo żywności, jak też zatrucie środowiska środkami ochrony roślin, przyczyniły się do tego, że dawał się coraz bardziej zauważyć znaczący przyrost pacjentów z chorobami cywilizacyjnymi, w tym: cukrzycą, jak również chorób degeneracyjnych.
Ten obraz społeczeństwa uświadomił, że styl życia Amerykanów z reguły znacznie odbiega od innych nacji, wywołując np. plagę otyłości dotykającej omalże co 5-tą osobę w populacji. Równocześnie zauważono narastający problem chorób degeneracyjnych, nazwanych nawet w 2019 roku epidemicznymi, zaliczając do nich chorobę Alzheimera i Parkinsona.
W Stanach Zjednoczonych zaobserwowano również narastanie przestępczości wśród nieletnich, co zaowocowało powstawaniem nie tylko oddziałów psychiatrycznych dla dzieci i młodzieży (to dzieje się obecnie także w Polsce, gdzie wręcz zgłasza się niedobór miejsc i konieczność umieszczania pacjentów na korytarzach lub nie przyjmowanie kolejnych, na skutek nie zakończonej terapii poprzednich, często powracających). Dotyczy to także wzrostu otwierania ośrodków wychowawczych i resocjalizacyjnych. Jednocześnie statystyki dotyczące ordynowania różnych leków wśród dzieci i młodzieży odnotowują ich znaczący, blisko 52% przyrost w stosunku do całej populacji. Dotyczy to także leków psychiatrycznych, takich jak Ritalin. Istniejąca procedura nakazująca psychiatrom podawanie tego leku młodym ludziom w przypadku ADHD wywołało wśród nich samych protesty, gdyż zauważyli oni, że lek, gdy przestaje działać, powoduje reakcje feedbacku, a stąd podwojoną reaktywność i agresję u młodego pacjenta. Ponadto zauważono, że oddziały psychiatryczne albo stosują leki psychiatryczne ubezwłasnowolniające pacjenta, lub wręcz metody pacyfikacji jego zachowania drogą siłową przez przygotowany do tego i wzywany w sytuacjach konieczności personel ochrony lub wreszcie policję.
Kolejnym szokiem dla lekarzy nowego podejścia stał się fakt, że u młodych pacjentów zaczęto coraz częściej diagnozować fibromialgię, a jednym z zastosowanych sposobów leczenia stało się zamykanie tych młodych ludzi w szpitalach psychiatrycznych, stosując wobec nich drastyczne metody. Dotyczyło to nie tylko zresztą Stanów Zjednoczonych, ale i Wielkiej Brytanii. Jedna z młodych pacjentek ujawniła metody terapii i nazwę ośrodka, nagrywając film na YouTube, który po kilku dniach zdjęto. Pokazał on jednak światu, jakimi środkami może posłużyć się personel, zamiast leczyć przyczyny.
Takich przykładów można mnożyć, wyciągając je także z dostępnej, wszechobecnej bazy Internetu.
Nie chodzi jednak o to, aby przywoływać negatywne, bezduszne przykłady duszenia objawów, jednocześnie deprecjonując godność indywidualnego człowieka. Chodzi o to, że wzrasta nie tylko świadomość pacjentów, ale i samych lekarzy, którzy zaczynają korzystać z interdyscyplinarnej wiedzy, ale i dociekają głębiej do przyczyn. Nie są to już bowiem jakieś przypadki „obcych” im ludzi, jako pacjentów, którzy do nich trafiają, ale są to ich własne przypadki lub najbliższej rodziny, które obligują ich do poszukiwania alternatywnych dróg, aby najmniej szkodzić, znając efekty dotychczasowego sposobu leczenia na własnych pacjentach.
Jest takie powiedzenie: ”lekarzu — lecz się sam”, które wyraźnie wskazuje kierunek poszukiwań i źródło wiedzy i mądrości. Tym źródłem staje się samo życie, osobiste przykłady, ale i protest przeciw coraz bardziej agresywnej diagnostyce, za którą nie podąża efektywna terapia dla odwrócenia skutków.
Wszystko to wymusza integralne podejście w medycynie, wychodzące od tych, którzy najbardziej tego potrzebują, bo doświadczyli tego na sobie i braku efektów dotychczasowych procedur i farmakoterapii. Oni zauważyli to, co nie działa, jak też zaczęli poszukiwać tego, co działa i nie szkodzi.
5. Czego nie wiemy o pacjencie, a czego możemy nauczyć się wzajemnie?
Każda osoba to indywidualna historia. Z jednej strony fascynuje, ponieważ odkrywa przed innymi, jakimi różnorodnymi drogami podąża życie, a z drugiej — dramatyczna.
Ze względu na swoją wrażliwość, nabytą we wczesnym dzieciństwie, jestem w stanie odróżnić osoby, które żyją pod maskami, ale nie takimi, jak widzieliśmy je w trakcie epidemii. Oni zakładają je, aby ukryć pod nimi to wszystko, co wydarzyło się w ich życiu, uważając, że gdy je założą, zakryją całą zawartość dramatu.
Dla osób, które spędziły większość swojego życia, przyglądając się chorobom i dramatom ludzkim, taka postawa pokazuje iluzję, którą dana osoba pragnie stworzyć, nie żyjąc swoją prawdą. Z drugiej strony osoby, które do mnie trafiają, są gotowe opowiedzieć każdy szczegół o sobie, nie bacząc na ograniczony często do godziny czas spotkania, bywa, że przyspieszają mówienie, aby opowiedzieć jak najwięcej i nie uronić żadnej sytuacji, nawet intymnej. Często taka opowieść wiąże się z bardzo bolesnymi wydarzeniami, wywołującymi wzburzone emocje, a nawet towarzyszyć temu może przeciągły płacz czy spazmy. Dzięki temu odkrywają, że coś w nich jest „pod spodem”, co boli, cierpi, jest pełne złości, gniewu, czy wręcz wściekłości. Takie otwarcie po raz pierwszy zamkniętej przez lata, głęboko wepchniętej do wewnątrz sfery przeżyć, przynosi często protest i bezsilność, że sytuacje, które się ukazały, były częścią jej własnej historii, która już się dokonała, przynosząc, zamiast radości i spełnienia w życiu ogrom bólu i cierpienia. Rodzi się bunt przeciw rodzicom, nauczycielom czy duchownym — oprawcom, krzywdzicielom, którzy dokonali spustoszenia w nich samych, do granic ich prawdziwego jestestwa, podeptawszy ich godność i zdrowie na tak wiele lat życia. Społeczny przekaz, że dzieci są „owocem” miłości i spełnienia małżeństwa, nabiera wtedy wręcz tragikomicznego, ironicznego wyrazu. Jak można coś takiego opowiadać, gdy osoba stała się ofiarą pomyłki niedopasowania, seksualnego przyciągania czy wydarzenia jednej nocy z długoletnimi konsekwencjami na życie.
Jest to także brak właściwej edukacji przyszłych rodziców, którzy są często uczeni przez siostry zakonne, które nigdy nie doświadczyły, co znaczy rodzicielstwo. Potrzeba do tego dorosłych rodziców, którzy wychowali swoje dzieci i wiedzą, co się sprawdziło, a co nie działa i rani. Inaczej rodzice nie wiedzą co czynią, powołując na świat dzieci, nie potrafiąc z nimi postępować, wychowując na wyczucie albo według własnych wzorców z rodzinnego domu, które poczyniły szkody w nich samych, niestety nie weryfikowane w swoim życiu i nie wiązane z konsekwencjami w zdrowiu, także fizycznym. Nie byli też uczeni psychologii dziecka dla jego harmonijnego, zdrowego rozwoju.
Otwarta rana — jak każda rana fizyczna — boli. Musi się zabliźnić. Ogląd siebie, swoich odczuć, jest pokazaniem sobie siebie bez masek, w sytuacji, gdy już nic przed sobą nie można ukryć. Jest to chwila prawdy, a jednocześnie najważniejsza chwila w życiu — rozpoczęcia procesu własnego zdrowienia, gdy nikt i nic odtąd nie może zakłócić własnej harmonii. Odtąd „ja” — źródło własnej tożsamości zna siebie „do spodu” i to ono już teraz decyduje o tym, czy pozwoli sobie krzywdzić siebie więcej — także żyjąc „cudzym”, narzuconym siłą presji programem „nie wolno” czy „zabraniam”.
Psychika człowieka ma to do siebie, że zablokowana energia jest destrukcyjna — niszczy struktury wewnątrz-komórkowe, całe komórki i wywołuje zmiany zapalne i degeneracyjne. Energii nie można zablokować, a stąd zdusić. To czynią z reguły nieświadomi wychowawcy, blokując ekspresję siebie — dziecka — i wyrażanie tego, co czuje. Nazywają to „wychowaniem”, a tak naprawdę ociosywaniem sfery psyche dziecka, ranieniem do spodu jego godności, jako człowieka. To potężna, destrukcyjna energia, działająca, niczym laser. Ta właśnie energia zatrzymana wewnątrz ciała jest źródłem autodestrukcji, niezależnie od tego czy zrobili to czynem — fizyczne bicie — czy psychiczną presją (musztrą) lub seksualnym wykorzystaniem. Wszystko to przynosi podobne skutki — autodestrukcję. Energia tego wydarzenia — smutek, strach, żal, złość, niezgoda, bezsilność — musi być dostrzeżona i wykorzystana przez jej transformację w procesie psychologicznym dla własnego dobra, bo to jest część życiowej energii, zamknięta w traumie.. Ta transformacja odbywa się przez działanie dla dobra siebie i innych.
Otwarcie jest zwykle transformujące osobę. Po chwili buntu, osoba zaczyna rozumieć, że może się wyzwolić od noszenia danego wzorca energii, który jest destrukcyjny dla niej, a jednocześnie wywołujący poczucie bezsilności i niezgody, że została poraniona przez najbliższych sobie ludzi, którzy ją powołali na świat, nie rozumiejąc, że ranią.
Transformacja wyzwala w osobie zablokowaną moc życia, działania, zmiany, własnego sprawstwa. Człowiek przestaje być zależny od czyichś nastrojów, przekonań, racji. Staje się wolny od… i wolny do…
Wyjątkowym efektem tego otwarcia jest potrzeba uwolnienia noszonego w ciele bagażu ofiary i winy, że ktoś kiedyś, coś tej osobie zrobił. Konsekwencją jest potrzeba wybaczenia, a efektywne dokonanie tego głębokiego procesu uwolnienia pozwala człowiekowi poczuć lekkość w ciele, jakby mógł zacząć latać.
Jest to błogosławieństwo dla choroby autoimmunologicznej, gdyż zostaje eliminowany element skutku (uwolnienie blokady energii), ale i przyczyna (zatrzymanie energii emocji w ciele). Nieustanne zatrzymanie energii w ciele: złości, żalu, wściekłości do osoby (rodzica czy nauczyciela, także duchownego) uwalnia ją od zasadniczego źródła zasilania choroby. Osoba musi jednak poszukać dalej konsekwencji ich długofalowych skutków: destrukcji układów, przemian metabolicznych, które na skutek niszczącej energii nie otrzymały właściwego odżywiania, czy wreszcie eliminacji szkodliwych substancji. „Uszkodzone” bowiem komórki przez destrukcyjną energię emocji czynią je podatnymi na inne szkodliwe substancje np. metale ciężkie.
Emocje w przypadkach autodestrukcji rozregulowują układ immunologiczny, czyniąc go „ślepym” na to, co swoje i to, co obce. Tym samym, np. gliadyna wbudowuje się w komórki tarczycy ze względu na swoje powinowactwo do tyroksyny, a metale ciężkie czy inne toksyczne substancje, np. sztuczne estrogeny — w trzustkę. Podobnie dzieje się w przypadku hormonów narządów rozrodczych. O tym pisałam w innej książce.
Organizm wymaga więc oczyszczenia z całej chemii z powietrza, gleby, wody, ale też z leków, zmodyfikowanych białek żywności czy tzw. polepszaczy. Jednocześnie potrzebuje on naturalnych substancji odżywczych, niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania, dla powrotu do normalnego stanu, do prawdziwej natury. Ta prawdziwa natura dotyczy też emocjonalnego i mentalnego detoksu. Bez tych trzech procesów, przebiegających równolegle, osoba nie jest w stanie powrócić do zdrowia, bo nie zostało w niej znalezione źródło i kolejne konsekwencje destrukcji.
Wiele lat temu, gdy usiłowałam u lekarza-internisty opowiedzieć w kilku słowach problemy mojego dzieciństwa, aby spojrzał szerzej na ich związki z chorobą, on przerwał natychmiast moje opowiadanie, odsyłając mnie z tym do psychiatry. Sam niczego nie chciał słuchać i leczyć „po swojemu”, niezależnie, nie biorąc pod uwagę uwarunkowań tego, co wydarza się w ciele z tamtego, dawnego powodu. A tymczasem to on powinien mieć wiedzę na temat psychiki człowieka i konsekwencji traum i znać podstawowe sposoby radzenia sobie z emocjami, a nie wymuszać na pacjencie branie chemicznych leków latami, które wzmacniają skutek, nie lecząc przyczyny.
Proces detoksu fizycznego ciała i emocjonalnych doświadczeń przeszłości nie będzie więc efektywny, jeśli lekarz prowadzący nie będzie słuchał pacjenta i odkrywał, niczym łuski cebuli, źródeł problemu, zlokalizowanych w jego historii i nie odniesie się do niej kompleksowo. Poszczególne etapy i znajdowanie pojedynczej przyczyny w fizycznej przestrzeni nie jest pełnym obrazem choroby i drogą do wyzdrowienia pacjenta. Zrozumienie współzależności poszczególnych procesów w sferze horyzontalnej (otoczenia), ale i wertykalnej (rozwoju osoby) dozwoli na znalezienie odpowiedzi na powstawanie i uzdrawianie chorób człowieka na etapie jego ewolucji.
Ułatwienia życia w postaci technologii stały się bronią obosieczną i wymagają nie tylko przemyślenia życia, ale i leczenia ponownie, aby zrównoważyć i nie czynić szkody większej niż pożytek. Przemyśleń wymagają bowiem wszystkie sfery życia: rolnictwo, polityka, ekonomia, jak i technologie i ich wszechstronne użytkowanie, ale też edukacja na wszystkich szczeblach kształcenia, a przede wszystkim wprowadzenie edukacji do świadomego rodzicielstwa i wychowania, aby „po pierwsze — nie szkodzić”.
6. Dramat naszych czasów: przenoszone traumy psychiczne a układ immunologiczny i tego konsekwencje w chorobach autoimmunologicznych
Coraz częściej mówi się o traumatycznych doświadczeniach czy stresie jako jednych z istotnych elementów przyczyniających się do powstawania chorób. Coraz więcej jest także prac naukowych, obrazujących jak głęboko sięgają korzenie dysfunkcji w różnych sferach życia człowieka, które mają swoje konsekwencje w zdrowiu i chorobach, w tym zaliczanych do autoimmunologicznych.