E-book
29.4
drukowana A5
62.78
Cheerleaderka

Bezpłatny fragment - Cheerleaderka

Objętość:
230 str.
ISBN:
978-83-8324-544-7
E-book
za 29.4
drukowana A5
za 62.78

Rozdział 1

Wzięłam pierwszą lepszą szczotkę z wiklinowego koszyczka, który leżał na jednej z drewnianych półeczek w moim wielkim i przestronnym mieszkaniu, urządzonym w nowoczesnym i minimalistycznym stylu. Przeczesałam swoje suche, zniszczone i złamane włosy farbowane na kolor blond co miesiąc farbą kupioną po przecenie w jednej z ulubionych drogerii. Mimo, że powinnam była coś z nimi zrobić, jakoś mi się do tego nie spieszyło. Na przykład mogłam wybrać się na keratynową terapię, jakże modną w tym sezonie jesienno-zimowym. Albo skorzystać chociaż z porad fryzjerki, która zaleciłaby mi odpowiednie kosmetyki. Ewentualnie sama mogłabym poczytać coś na ich temat w internecie. Nie ważne. Po prostu nie miałam zwyczajnie na to czasu. Chociaż śliczne, lśniące, gładkie i połyskujące włosy są z pewnością atrybutem każdej kobietki, obojętnie w jakim jest wieku. Psiknęłam olejek na swoje włosy, które w dotyku przypominały istne siano. Kosmetyk z dodatkiem olejka rycynowego połączonego jeszcze z czterema innymi substancjami tego typu — olejku ze słodkich migdałów, kokosowego, arganowego i jojoba mimo, że na krótko działały, to chociaż na chwilę moja fryzura wyglądała zwyczajnie dobrze. Popsikałam kosmetyk na całe włosy, rozprowadzając go delikatnie szczotką po całej głowie. Patrzyłam się prosto w ogromne, łazienkowe lustro. Moja czupryna pod wpływem cudotwórczego kosmetyku robiła się pomału zdrowsza, ładniejsza, bardziej połyskliwa. Popatrzyłam na zegarek. Dochodziła godzina 9 rano. Miałam wakacje między klasą drugą liceum a trzecią. Mogłam więc przez te dwa miesiące słodko leniuchować i robić, co tylko mi się żywnie podobało. Był początek lipca. Słońce od dwóch tygodni bardzo mocno grzało, powodując lokalną gdzieniegdzie suszę. Ale ja cieszyłam się z takiej pogody. Uwielbiałam, jak na zewnątrz było upalnie, wręcz kochałam taką pogodę. W ogóle to cieszyłam się jeszcze w czerwcu z nadchodzących wakacji. Moi rodzice przebywali obecnie za granicą. Tata pracował we Francji od wielu, wielu lat, praktycznie odkąd pamiętam. Rzadko przyjeżdżał do nas, do Polski, jedynie na święta Wielkanocne na wiosnę na dwa tygodnie, na wakacjach na tydzień i na grudniowe święta Bożego Narodzenia, na cały wtedy miesiąc. Zajmował się inżynierią, nadzorował plany budowy różnych obiektów. Moja mama nie wytrzymywała takiej rozłąki i zawsze na wakacjach wyjeżdżała do mojego taty. Przy okazji zwiedzała piękny Paryż i okoliczne miejscowości. Jest naprawdę przepięknie. Byłam tam kilka, może nawet kilkanaście razy, co roku na wakacjach. W tym roku nie pojechałam. Dlaczego? Postanowiłam, że te wakacje prawie pierwszy raz spędzę w swoim własnym domu. Jakoś nie chciało mi się wsiadać w samolot i lecieć kilka godzin do serca tego kraju, a dokładniej do jego stolicy. Chciałam prawie pierwszy raz w życiu spędzić wakacje w swoim własnym domu. Mimo tego, że mogę się cholernie nudzić i nie znaleźć dla siebie zajęcia. Poza tym, w przyszłym roku zdaje maturę. Jako prymuska i wzorowa uczennica, 8 liceum w Tarnobrzegach, chciałam może poczytać kilka lektur, które obowiązywać będą na maturze. Nie ważne. Bo tak. Wyszłam z można powiedzieć, że luksusowej łazienki. Moi rodzice byli bogaci. Mój tata, który ma na imię Przemek, a dokładnie nazywa się Przemek Kownacki zarabia w przeliczeniu na naszą, polską walutę jakieś kilkanaście tysięcy zł miesięcznie. Moja mama też nie należy do najbiedniejszych. Pracuje jako kosmetyczka w jednym z bardziej renomowanych gabinetów medycyny estetycznej. Jest po kosmetycznych studiach i uwielbia swoją pracę. Zawsze ma mnóstwo klientek, ale też i czasem klientów. Panowie, którzy się do niej zgłaszają zwykle zmagają się albo z widoczną siwizną, albo z nadmiernym wypadaniem włosów. Chcą w końcu dobrze zakamuflować swoje wszystkie mankamenty. Moja mama — Beata Kownacka, a dokładniej Basia, bo tak ją nazywam i do niej się zwracam, skończyła studia nie tak dawno temu. Do tej pory była bibliotekarką. Kosmetyka zawsze była jej wielką i ogromną pasją. Po studiach, mając smykałkę do interesów postanowiła otworzyć własny salon kosmetyczny, jednocześnie gabinet medycyny estetycznej. Ludzie nie tylko przychodzili tam zrobić sobie paznokcie, ale też pozbyć się większych mankamentów. Na przykład starsze panie przychodziły do mamy, a dokładniej do gabinetu Kownacka — Centrum Kosmetyki, które znajdowało się w niedaleko naszej małej wsi, w większym miasteczku. Moja mama zatrudniła w niej kilka innych kosmetyczek po studiach. Młodych, może bez dłuższego doświadczenia, ale za to bardzo zdolnych. Sama ja kilka lat temu nie miałam pojęcia jeszcze, czym jest mezoterapia, albo mikrodermabrazja. Laser frakcyjny, albo karboksyterapia. Te wszystkie pojęcia znam dzisiaj na pamięć. Moja mama czasami opowiada o swojej pracy, o klientkach, jakie przeszły metamorfozy i tak dalej. To bardzo wciągające i interesujące historie. Ale nie ważne. Po długim ogarnięciu się w łazience, a dokładniej umyciu twarzy specjalnym płynem do twarzy o limonkowej barwie, w środku z małymi drobinkami, o zapachu orzeźwiającego ogórka i awokado, nałożyłam na twarz maseczkę z algami, która idealnie nawilżyła oraz odświeżyła moją cerę. Po drodze, znając moje szczęście albo też nieszczęście, zadzwonił do drzwi listonosz. Musiałam wyjść w takiej zielonkawej maseczce i podpisać polecony list do mojej mamy, którego nawet nie zamierzałam otwierać. Wspomnę jej o nim podczas naszej następnej rozmowy. Jak będzie chciała, to go otworze. Kiedy po 15 minutach zmyłam z siebie dobroczynną maseczkę z całej twarzy oraz okolic dekoltu, śmiejąc się do siebie i przypominając sobie minę naszego pana listonosza Wiesia, który na mój widok zląkł się tak, jakby co najmniej widział UFO. Po dokładnym oczyszczeniu twarzy oraz ogarnięciu niesfornych kudłów, na których znajdowały się widoczne ciemne, wręcz czarne odrosty, wklepałam tylko w siebie krem nawilżający do mojej super suchej cery, nałożyłam na siebie delikatny makijaż, wykorzystując, to co miałam pod ręką, w swojej łazienkowej i tak samo wielkiej kosmetyczce. A były w niej pudry transparentne, podkłady, fluidy, tusz do rzęs, róż do policzków, rozmaite paletki do malowania powiem oczu, korektory zakrywające drobne mankamenty na twarzy, na przykład przebarwienia, albo trądzik, do tego spray utrwalający makijaż, szminka różowa i czerwona, oraz czarna kredka do oczu. Nie wiem, czy wymieniłam wszystko. Może dziewczynki w moim wieku nie powinny się tak bardzo malować. Ja nie wykorzystuje od razu oczywiście wszystkiego. Raz pomaluję szminką usta, raz zrobię sobie sztuczne rumieńce, z kolei raz podkreślę oczy mocniejszym cieniem, albo kredką. To wszystko. No i oczywiście nie rozstaję się ze swoim ulubionym korektorem, kochanej marki, którą uwielbiam i uważam, że produkuje najlepsze korektory, idealne pod moją skórę, z drobnymi mankamentami, jeszcze tak nie widocznymi. Po wyjściu z łazienki i zgaszeniu światła (w łazience zawsze było ciemno, bo zwyczajnie nie było w niej okien), przebrałam się, to znaczy zdjęłam jasno-różową, bawełnianą piżamkę i ubrałam się w żółtą albo piaskową — jak kto woli króciutką sukienkę ledwo zakrywającą moje uda. Pomalowałam usta na czerwono i byłam gotowa, żeby robić, to znaczy nagrywać kolejny swój filmik. Tak — byłam prawdziwą vlogerką od kilku już ładnych lat. Mam swój kanał na YouTube, na który wrzucam cały czas, kiedy tylko mogę swoje filmiki o mnie, o moim trybie życia, o tym co jem, gdzie idę, z kim się spotykam, o czym myślę, co udało mi się ostatnio kupić oraz odpowiadam co kilka tygodni, parę razy w miesiącu na pytania, które zadają mi moi widzowie, którzy zasubskrybowali mnie i śledzą mnie w internecie. Mam też założony Instagram, na którym mam ponad jeden tysiąc obserwatorów. Do tego jestem także blogerką i wrzucam różne wpisy do internetu odnośnie zdrowego stylu życia. Mimo, że nie mam zbyt dużych kwalifikacji oraz nie mam odpowiedniej wiedzy, bo w końcu skończyłam jak na razie tylko drugą klasę liceum — żadnych studiów — to i tak bardzo się tym interesuję i pasjonuję. Moją misją, w każdej chwili, w której mogę tylko nagrywać, pisać oraz dodawać zdjęcia i wpisy na Twittera i Facebooka, a także filmiki na Tik Toka, czyli na wszystkie media społecznościowe, jest promowanie siebie, zdrowia i zachęcanie innych, wszystkich moich widzów, obojętnie, czy byłyby to dzieci, młodzież albo dorośli, do zrobienia coś ze swoim życiem. Wzięłam głęboki oddech, złapałam to znaczy chwyciłam za swój aparat cyfrowy, ustawiłam obiektyw w odpowiedniej odległości, na górnej szafce kuchennej, sprawdzając jednocześnie, czy dobrze mnie widać, włączyłam drogi sprzęt — moja najdroższa do tej pory inwestycja, która kosztowała mnie nieco ponad 2 tysiące zł i zaczęłam nagrywać. Oczywiście każdy taki filmik, oprócz tego, że nagrywam, to przerabiam w specjalnym do tego programie, tak, by wszystkim moim widzom miło się go oglądało, by był w miarę spójny. Usuwam, to znaczy wycinam błędy, łącze ze sobą kadry, dodaję muzykę w tle, a także czasem jakieś dodatkowe efekty. Dzisiaj postanowiłam, że zaproszę swoich widzów do obejrzenia tego, co pichcę na śniadanie, lunch, obiad oraz kolację. Filmik ten nagrywam na prośbę mojego widza, niejakiej KasiSK3, która dodała wpis kilka dni temu, to znaczy komentarz, w którym napisała, że bardzo chciałaby poznać moją codzienną, wakacyjną dietę.

„Witajcie kochani” — Zaczęłam- „W dzisiejszym filmiku chciałabym, żebyście poznali, co jem na śniadanie, lunch, obiad i kolację na prośbę mojej fanki — niejakiej KasiSK3. Z tego miejsca pozdrawiam cię Kasiu serdecznie. Wpadłaś można powiedzieć, że na genialny plan z tym moim jadłospisem. Dodam, że są to bardzo zdrowe posiłki, które każdy przygotuje w kilka minut. Dodam do tego, że wszystkie produkty kupiłam w jednym supermarkecie. Nie będą więc to jakieś wyszukane potrawy. Są to bardzo łatwe przepisy, a każdy zajmuje nie więcej niż 15 minut. No dobrze, bez zbędnego, większego przedłużania — zaczynajmy!”

Upewniłam się, że moja kamera nagrywa. W trakcie wykonywania pierwszego posiłku, zgromadziłam na jednym stole w naszej przestronnej kuchni wszystkie składniki, które będą mi potrzebne na wykonanie pysznego, smacznego śniadania. Miałam w planach, by cały moment, w którym to robię, potem na komputerze nieco przyspieszyć. Po tym, jak mleko roślinne, płatki owsiane, daktyle jeszcze nie otworzone w małej paczce, kiwi i dwa banany oraz orzechy włoskie znalazły się na stole, zabrałam się do robienia z tego wszystkiego smacznej, energetycznej owsianki, która stanowiła istną bombę witaminową. Pomyślałam, że nie będę mówić podczas nagrywania tego, jak robię śniadanie, a w tle wrzucę jakąś chwytliwą muzykę. Najpierw odmierzyłam odpowiednią ilość mleka, wlewając tym razem mleko kokosowe do przeźroczystej szklanki, mierzącej dokładnie 250 ml. Przelałam w miarę szybko mleko do białego garnuszka, wsypałam do niego około 5 większych, to znaczy kopiatych łyżek błyskawicznych płatków owsianych i włączyłam kuchenkę indukcyjną. Mleko pomału się gotowało, od czasu do czasu mieszałam moje płatki owsiane, sprawdzając, czy się czasem nie przypalają, a mleko nie kipi. W miarę sprawnie i szybko w osobnej, czerwonej, w białe drobne serduszka z wygrawerowanym, słodkim napisem „kocham cię Pola” misce połączyłam łyżką, wcześniej, chwile temu skrojone do niej owoce, które sobie przygotowałam i obrałam ze skórki. Do tego pokroiłam na drewnianej desce daktyle na pół oraz orzechy włoskie na drobno. Kiedy owsianka się ugotowała, czyli można powiedzieć, że była gotowa, przelałam ją, ubierając wcześniej ciemnozielone grube rękawice kuchenne do naczynia, które dostałam od mojego byłego chłopaka, jeszcze jak chodziłam do szkoły podstawowej. Wracam z wielkim sentymentem do tamtego okresu, kiedy byliśmy oboje w sobie zakochani. Niestety on miał większe ambicje niż ja. Był ode mnie dwa lata starszy i wybrał się na prestiżowy uniwersytet na studia, za granicę, a dokładniej do Wielkiej Brytanii, gdzie miał swoją rodzinę. Musieliśmy się rozstać. On nie miał dla mnie czasu. Poza tym irytowało go to, że nagrywam filmiki. Skype jeszcze wtedy, oraz inne widzenie siebie i długie rozmowy przez kamerki nie wystarczyły. Brakowało nam swojej obecności, pocałunków, śmiechów i chichów, rozmów w żywe oczy, jak to się mówi. Musieliśmy się w końcu rozstać. Każde z nas poszło w swoją stronę. A ja często robię sobie właśnie śniadania ze swoją miską, którą łatwo stłuc, więc obchodzę się z nią bardzo delikatnie i ostrożnie. Pomieszałam cały swój gorący posiłek łyżką, z którego wychodziła jeszcze para i odczekałam chwilę, aż moje śniadanko wystygnie. Pomyślałam, że będzie idealnie wyglądało oczywiście do kamery, jak zjem go na swoim balkonie, na którym znajdowała się wiklinowa huśtawka dla jednej osoby. Ustawiłam kamerę na parapecie okna i idealnie nagrała mnie, jak objadam się przed chwilą przygotowaną przez siebie owsianką. Kiedy skończyłam ją jeść, po kilku — no może 10 minutach wyłączyłam kamerę. Pomyślałam, że wszystko, całe przygotowania śniadaniowe wspaniale się nagrały. Ze względu na to, że miałam spotkać się ze swoją przyjaciółką, dzisiaj o 12:00, pomyślałam, że już teraz zmontuję to, co udało mi się do tej pory, dzisiaj nagrać. Jeśli z koleżanką spotkanie trochę się przedłuży, nie będę miała na to czasu. A obiecałam już swoim widzom w ostatnim filmiku, że dzisiaj jeszcze wieczorem ukaże się wszystko, to co jem dzisiejszego dnia. Usiadłam przed komputerem, zgrałam filmik podłączając aparat kablem USB i zaczęłam go skracać, dawać w tle muzykę, przyspieszać i odpowiednio coś zwalniać, jednym słowem przygotowywałam swój film, do tego, by później, dzisiaj wieczorem puścić go jeszcze na swój kanał.

— Pola? — Odebrałam telefon od swojej przyjaciółki Nadii, która nagle zadzwoniła do mnie, trochę mnie zaskakując. Spojrzałam mimochodem na zegarek w swojej sypialni, w której siedziałam na laptopie, przerabiając i montując swój film, który ma być dzisiaj gotowy. Dochodziła godzina 9:00. Ja już byłam po śniadanku i miałam po takiej owsiance mnóstwo energii, by dalej działać. W jednej chwili pomyślałam sobie, że może moja najlepsza przyjaciółka z liceum chce przełożyć dzisiejsze spotkanie. Na szczęście, myliłam się.

— Tak, słucham? Nie mów, że chcesz przełożyć spotkanie?

— Absolutnie nie. W zasadzie, to mogłybyśmy się spotkać godzinę wcześniej, czyli o 11. Co tym na to? Miałybyśmy więcej czasu dla siebie tak poza tym

— Jasne, yyyaa.. trochę mnie tym zaskoczyłaś, ale postaram się przyjechać o 11. Miejsce się nie zmienia? Studnia przy restauracji Eliksir Młodości?

— Tak kochanie

— W takim razie, do 11

— Dokładnie tak, skarbie

Mieszkałam na wsi, można powiedzieć też, że na przedmieściach Tarnobrzegów. Było to takie średniej wielkości miasteczko, z kilkunastoma blokami i ośrodkami kultury, kościołami, także kilkoma zabytkami, siłownią, basenem, kilkunastoma szkołami, sklepami, centrami handlowymi, galeriami, parkami. Tarnobrzegi zamieszkiwało kilkanaście tysięcy ludzi. Było to miasteczko skierowane po środkowej części Polski, na południu. Do Tarnobrzegów miałam jakieś 10, no może 15 minut przy korkach drogi autem. Autobusów, do Tarnobrzegów było mnóstwo. Jeździły, co 10 minut, więc kiedy nie zdążyłam na jeden — zawsze mogłam wybrać się na kolejny i tak przeważne mało kiedy się spóźniałam na spotkanie, do szkoły, czy jeszcze na coś innego, o z góry zaplanowanym czasie. Spojrzałam jeszcze raz na zegar, minęło już 10 minut. Obliczyłam sobie, że wyjść z domu, na przystanek muszę o około 10:30. Autobus MPK zatrzymywał się tuż koło mojego domu, na przystanku o godzinie 10:35. Czasem jechał nieco wcześniej, dlatego też zawsze wyczekiwałam na niego jakieś 5—4, może nawet 3 minutki wcześniej. Kiedy skończyłam przerabiać swój poranny film, w komputerze nagle nie wiem właściwie jak, pojawiła się reklama obozu dla cheerleaderek. Tak, to takie super seksowne dziewczynki, ubrane zwykle w kuse kostiumy, machające pomponami na wszystkie strony. Byłam w swoim liceum cheerleaderką. I może, wydawałoby się, że takie wygibasy do muzyki techno jest bardzo proste i łatwe, to mimo wszystko wyskoki, szpagaty i piruety wymagają nie lada kondycji, nie mówiąc już o tym, że trzeba być nieźle rozciągniętym, by to wszystko wyglądało naprawdę dobrze. Kliknęłam zaciekawiona i zainteresowana reklamą. Otworzyła się od razu i przeglądarka, ze stroną obozu dla cheerleaderek. Miałam jeszcze trochę czasu, około godzinki, by zapoznać się z całą ofertą wycieczki. Jak się dowiedziałam, obóz odbywał się nad morzem, w Gdańsku, w maleńkiej wsi, gdzie było dosłownie 10 minut drogi pieszo do plaży i prawdziwego, Bałtyckiego Morza. W jednej chwili pomyślałam, że to coś dla mnie. Kochałam wodę, mimo, że nie umiałam pływać, uwielbiałam się kąpać, szczególnie w upały. Miałam kupionych kilka kostiumów kąpielowych, w które idealnie wchodziłam. Byłam szczupła, ale zapracowałam sobie na to. Częste treningi w trakcie trwania szkoły, sprawiły, że miałam naprawdę wyćwiczone ciałko. Mimo tego, że pani instruktorka zrobiła nam na wakacjach przerwę od ćwiczeń, to ja bardzo o siebie szczególnie latem dbałam, by ładnie prezentować się w krótkich szortach, sukienkach czy spódnicy mini. Ćwiczyłam, biegałam, odpalałam filmiki na YouTube, chodziłam na siłownię. Jak przeczytałam, na stronie internetowej obozu cheerleaderek, niestety nie było on darmowy. Trzeba było wpłacić 2 tysiące zł. Termin zapisów upływał za dwa tygodnie. Obóz planowany był odbyć się od 1 do 14 sierpnia. Pomyślałam sobie, że mama na pewno mi nie da od tak z dnia na dzień pieniędzy, że muszę sobie na obóz zarobić. Tylko jak? Bardzo chciałam gdzieś pojechać, coś przeżyć. Moja mama nie pochwala moich tańców, i nigdy nie pochwalała. Byłam wręcz bardziej niż pewna, że nie da mi pieniędzy. Muszę więc pójść na te dwa tygodnie do jakiejś pracy. Ale kto do jasnej cholery zatrudni 17-latkę? W jednym momencie pomyślałam sobie, o mojej przyjaciółce, Nadii, która kiedyś jeszcze wspomniała, że jej tata szuka rąk do pracy. Prowadzi olbrzymi sad, w którym trzeba zrywać jabłka, truskawki, gruszki i czereśnie. Jest producentem zdrowych soków bez konserwantów. Kiedy Nadka mówiła o tym, jakieś dwa tygodnie temu z tego co pamiętam, pomyślałam sobie w jednej chwili, że to nie dla mnie. Z resztą, chciałam mieć prawdziwe wakacje i cieszyć się jeszcze młodością, kiedy jeszcze się w życiu napracuję. To wspaniale, że się z nią dzisiaj spotykam. Na pewno oferta pracy jej taty jeszcze nie zniknęła. Na pewno jej tato szuka jeszcze rąk do pracy. A ja jestem bardzo chętna, Tylko, czy zarobię w ciągu tych dwóch tygodni te cholerne 2 tysiące? Jeśli będę pracować po 12 godzin dziennie i będę sumiennym pracownikiem, przede wszystkim szybkim, może uda się liczyć na to, że zarobię nieco więcej pieniędzy? Nie ważne. Czytałam ogłoszenie dalej. Trzeba było nagrać filmik z przedstawieniem się oraz zaprezentowaniem swoich umiejętności tanecznych. Trzeba było jednym słowem coś zatańczyć. Pomyślałam, że jest to bardzo proste i że złapałam bakcyla. Na co dzień robię o sobie filmiki, więc powiedzenie kilku słów o sobie będzie dziecinnie wręcz proste, podobnie jak zatańczenie, czyli przygotowanie układu tanecznego, który ma trwać do minuty. Do tego, jak dalej czytałam, trzeba było przygotować pisemnie swoją historię, szczególnie o rozpoczęciu przygody z tańcem. To także było dla mnie proste jak pestka. Miałam dobre oceny z polskiego. W ogóle byłam bardzo dobra w szkole, więc napisanie czegoś takiego budziło we mnie ogromny entuzjazm. No dobrze, odetchnęłam trochę. Mam dwa tygodnie na zgłoszenie się na ten obóz, na który bardzo mnie ciągnęło, po znalezieniu a raczej po trafieniu na tę reklamę. Dziękowałam Bogu, że na nią trafiłam. Nie wierzyłam w przypadki, więc jeśli znalazłam coś takiego, tak musiało być. Pojadę tam i koniec. I nic nie powiem rodzicom. Podrobię ich podpis. Nikt się w końcu nie dowie, że oszukuję. Tymczasem zostałam w tej piaskowej, bawełnianej sukience. Zrobiłam tylko bardziej wyrazistszy makijaż, ułożyłam swoje blond włosy, które rodzice pozwolili mi całe szczęście i o dziwo zafarbować, mimo, że nie byłam jeszcze pełnoletnia. Nawet nie wiem, jak zleciała ostatnia godzina. Wybiegłam prawie z domu, w tym samym czasie, w którym prawie, że nadjechał autobus. Wsiadłam, usiadłam na jednym z wolnych miejsc, których było bardzo mało i jechałam. Na drodze o tej porze, bo były wakacje i było przed południem nie było kompletnie korków, w porównaniu do porannej pory, gdzie zawsze trzeba stać w nich jakieś 15 minut, szczególnie kiedy jest szkoła. Kiedy wysiadłam w centrum naszego miasteczka, i szłam w kierunku studni, a dokładniej parku, w którym zaraz obok znajdowała się restauracja pod ciekawą i oryginalną nazwą Eliksir Młodości, zaczepił mnie w pewnym momencie pewien żebrak. Dałam mu całą piątkę i pozwoliłam, tym samym, by się ode mnie odczepił. Na widok pieniądza bardzo się ucieszył. Może był głodny. Miałam nadzieję, że w końcu kupi sobie za zebrane pieniądze ciepły posiłek, mimo, że były wakacje.

— Nadka?

— Pola? — Obie znalazłyśmy się w olbrzymim parku. Nadka siedziała na jednej z drewnianych ławek. Kiedy zawołałam do niej, ona odwróciła się o 180 stopni głową i rozpoznając mnie i mój miękki głos, wstała i razem się przytuliłyśmy

— To gdzie idziemy? — Zaczęłam

— Eliksir Młodości? — Obie porozumiewawczo się do siebie uśmiechnęłyśmy

— No to Eliksir Młodości. Nie chce mi się daleko chodzić. Mam okres i boli mnie brzuch

— Jasne rozumiem — Nagle ja pomyślałam o swoim okresie i o tym, że na obozie całe szczęście będzie już po nim. Okres zwykle zaczynał się u mnie pod koniec miesiąca. To był fart, że nie pierwszego, ani drugiego ani trzeciego sierpnia, gdzie rozpoczynał się obóz.

— Muszę ci coś powiedzieć — Zaczęłam nieco tajemniczo. Poczułam, że Nadia zauważyła moje podekscytowanie i sama była ciekawa, o co chodzi. Siedziałyśmy w restauracji i zamówiłyśmy po kubeczku lodów pod nazwą w menu borówkowy sorbet, na bazie owoców, żeby nie przytyć

— No dobrze, zamieniam się w słuch w takim razie — Nadka poprawiła swoje okulary, bez których ledwo widziała. Oparła głowę o ręce i czekała na to, co za chwilę jej powiem

— Nie uwierzysz. Znalazłam ofertę w internecie i to całkowicie przez przypadek z obozem dla cheerleaderek, który startuje 1 sierpnia. To dwutygodniowy turnus, blisko niedaleko Morza Bałtyckiego

— Ykhm… — Nadka zakrztusiła się nagle lodami, które między czasie przyniósł nam kelner na srebrnej, metalowej tacy i życzył nam smacznego — Obóz cheerleaderek? Wiem, że uwielbiasz tańczyć, ale.. jedziesz tam sama? O ile zrozumiałam, z tego co mi powiedziałaś?

— Tak, sama. Co z tego. Chcę coś przeżyć, mieć niezapomniane, wspaniałe wakacje. Nie uśmiecha mi się spędzić ich w całości w domu

— A co na to twoi rodzice? Przecież nie pochwalają u ciebie tańców? Z tego, co mi opowiadałaś? I musisz ukrywać się z treningami i okłamywać ich, że spotykasz się ze mną, w czasie, gdy tańczysz? To znaczy tańczycie, z zespołem?

— Mojej mamy nie ma, jest teraz u taty, we Francji. Pojechała tam na dwa miesiące. Wróci więc pod koniec sierpnia. O niczym się kompletnie nie dowie

— Na pewno chcesz ją oszukiwać? Czy to rozsądne? Poza tym, jak zdobędziesz zgodę? Jesteś nieletnia, na pewno…

— Zgodę podrobię, to znaczy podrobię podpis, ale jest jeden mały problem, a raczej kłopot, który stoi na mojej drodze

— Jaki? — Nadka patrzyła się na mnie jak na wariatkę. Jak na kogoś, kto totalnie zwariował

— Nie mam na to kompletnie pieniędzy

— Ja ci nie pożyczę, jeśli chodzi o mnie

— Wiem, ale… ale pamiętam jak kilka tygodni temu mówiłaś, że szukasz kogoś chętnego do pracy w sadzie twojego ojca? Czy ta oferta jest nadal aktualna?

— Tak, aktualna, ale.. ile potrzebujesz pieniędzy?

— Mogę pracować nawet po 12 godzin dziennie. Potrzebuję 2 tysięcy

— Hm.. zapytam się go, czy jeszcze kogoś szuka — Nadka wyciągnęła z kieszeni telefon komórkowy. Wystukała na klawiaturze numer do swojego ojca. Przy mnie konsultowali to, czy mogę przyjść i się zatrudnić. Tymczasem jak kończyłam jeść pyszne i orzeźwiające lody, które były delikatnie kwaśne. Na zewnątrz było upalnie, z resztą — w ogóle było upalnie, nawet w środku, wewnątrz Eliksiru Młodości. Kiedy Nadka skończyła rozmowę, dodała

— Jesteś zatrudniona

— Naprawdę?

— Tak, w końcu ma się od czego ma się przyjaciół

— Dziękuję. Nawet nie wiesz jak bardzo zależy mi na tym, by pojechać na ten obóz

— Nie ma sprawy. Zarobisz w ciągu tych dwóch tygodni te dwa tysiące. Tylko będziesz musiała faktycznie pracować dwanaście godzin dziennie

— Nie wiem, jak się mam odwdzięczyć

— Nie musisz. Mój ojciec bardzo się ucieszył, jak dowiedział się, że będzie miał dodatkowego pracownika. W końcu wiesz, wszyscy na wakacjach biorą urlopy, a rąk do pracy potrzeba szczególnie w tym sezonie letnim, który się rozpoczął pod koniec czerwca

— Jeszcze raz ci dziękuję. I obiecuję, będę dobrym pracownikiem — Nadka się tylko uśmiechnęła. Dojadłyśmy lody. Zrobiłam kilka zdjęć mojemu sorbetowi, jeszcze przed jego zjedzeniem. Dodałam zdjęcie na Instagrama. Moja przyjaciółka Nadka nie bardzo chciała, żeby być w kadrze i by robić jej zdjęcia. Rozstałyśmy się. Moja szkolna przyjaciółka dała mi namiary do swojego taty, a dokładniej do jego firmy i powiedziała, że zadzwoni do mnie dzisiaj po południu, żeby się dogadać i pogadać o szczegółach. Wróciłam do domu i byłam szczęśliwa jak nigdy. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Otworzyłam jeszcze raz stronę internetową obozu. Uśmiechnęłam się i pomyślałam, że zrobię wszystko, by tylko wyjechać na ten obóz. Do końca dnia, tak jak obiecałam niejakiej internautce Kasi, że zrobię filmik i dzisiaj go jeszcze wrzucę na swój kanał. Na obiad zjadłam sałatkę z ciecierzycą, sałatą zieloną w paczce, pomidorkami koktajlowymi przekrojonymi na pół oraz dwoma kromkami grzanek upieczonych w tosterze. Na podwieczorek zrobiłam filmik, jak robię fit dietetyczne gofry na bazie ciemnej mąki, z bitą śmietaną o niższych kaloriach oraz z dżemem wiśniowym bez cukru. Na kolację zjadłam zupę krem z batatów, czyli słodkich ziemniaków, które w smaku łudząco przypominały ziemniaki połączone z gotowaną na miękko marchewką w wodzie. Między czasie, o 16 zadzwonił do mnie tata Nadki, niejaki pan Jacek. Ustaliliśmy szczegóły mojej pracy i.. od jutra mogłam zaczynać. Powiedział, żebym przyjechała na wieś, do Marchewek. Wiem, ta nazwa była naprawdę bardzo ciekawa. Słyszałam o niej wielokrotnie. Wystarczyło, że przeszłam na drugą stronę ulicy i wsiadła w ten sam autobus, który prowadził mnie do miasteczka, tylko, że tym razem jechałam w drugą stronę. Marchewki to była malutka wieś. Ale właśnie ona słynęła z tych olbrzymich sadów, które w posiadaniu miał tata Nadki, pan Jacek. Umówiłam się z nim, że jeden z pracowników, będzie czekał na mnie już jutro, czyli we wtorek na ostatnim przystanku 13-tki i zaprowadzi mnie do tych sadów. Będę pracowała po 12 godzin z małą, półgodzinną przerwą. W ciągu dwóch tygodni, oprócz oczywiście niedziel, uda mi się zarobić 2 tysiące. Nie widziałam lepszego wyjścia dla siebie. W końcu nie miałam pojęcia jak inaczej mogłabym zdobyć tę cholerną kasę. Oferta taty mojej przyjaciółki była trafiona w dziesiątkę.

Rozdział 2

Rano obudził mnie punktualnie o 6:00 budzik. Wiedziałam dobrze, że nie mogę sobie poleniuchować i muszę wstawać. Wczoraj wieczorem dodałam zmontowany filmik z moimi wszystkimi poniedziałkowymi posiłkami. Mam małą misję, by inspirować inne dziewczyny, ale też oczywiście czemu nie chłopaków do prowadzenia zdrowego stylu życia. Do jedzenia i wykonywania samodzielnie w domu zdrowszych posiłków, do zmuszenia się w końcu, by wstać z kanapy, czy fotela i z przed telewizora czy laptopa albo komórki i zrobić coś dla siebie, czyli trochę poćwiczyć. Mój kanał, tik tok, Instagram, strona i grupa na Facebooku brzmiały „Pola lubi zdrowe życie”. Na Facebooku stworzyłam nie tylko swoją stronę reklamową, na której dodaję zdjęcia i przepisy zdrowych posiłków, ale też swoją codzienność, co robię w ciągu dnia, jak ćwiczę. Na tym samym portalu prowadzę też grupę dla moich fanek, aby mogły się dzielić tym, co dzięki mnie udało im się zrobić w kierunku zdrowego stylu życia. Zdjęcia metamorfoz sylwetek są postami, które lubię, kocham, a wręcz uwielbiam najbardziej. To takie motywujące, kiedy dzięki twoim wysiłkom i staraniom możesz komuś pomóc schudnąć, zaciągnąć na siłownię, albo sprawić, żeby wyszedł na spacer albo pobiegać, podobnie jak ja. Ostatnio, na wczorajszym filmiku, który dodałam przed północą, dodałam, że na dwa tygodnie prawdopodobnie nie będę nagrywała filmików. Wiem, że moja mama od czasu do czasu je ogląda. Jeśli dowiedziałaby się z nich, że pracuję, na pewno by do mnie zadzwoniła, zapytałaby się, na co chcę uskładać pieniądze. Jeśli poznałaby prawdę, nie chcę nawet myśleć, co by się stało. Dlatego też chciałam być bardzo ostrożna we wrzucaniu treści na swoje portale. A to, że robię sobie wakacyjną przerwę od social mediów na pewno zrozumie. Ewentualnie zadzwoni, zapyta się co robi. A ja jej odpowiem, że chcę się oderwać od tego wszystkiego, że chcę odpocząć, bo w końcu mam wakacje, a słodkie dwutygodniowe „lenistwo” w końcu mi się jak najbardziej należy. Wyciszyłam budzik, który miał zadzwonić jeszcze za 5 minut. Niestety tworząc wczorajsze filmiki, przez które zasnęłam po północy, kompletnie się nie wyspałam. Jednak myśl, że muszę wstać, by zarobić na ten obóz cheerleaderek dodała mi takiej motywacji, że w końcu zwaliłam się z łóżka. Miałam dokładnie 40 minut do przyjazdu autobusu. Praca zaczynała się w Marchewkach punktualnie o 7:00. Dojazd do miejsca docelowego plus krótki spacer na ogromne sady zajmuje razem dokładnie 20 minut. Wszystko było już idealnie zaplanowane. Nadka napisała mi dzisiaj smsa, że czasem będzie pracować razem ze mną. Ona też chcę sobie na coś zarobić, chociaż nie jestem dobrze pewna na co. Kiedyś mówiła o tym, że chce mieć aparat ortodontyczny. Nie chcę być niemiła czy coś, ale na jej miejscu pomyślałabym sobie o wyprostowaniu zębów tak samo. Ubrałam się na dzisiejsze zbieranie owoców w wygodne, elastyczne ogrodniczki, biały T-shirt i sweter. Spięłam włosy w niechlujny kok, ubrałam na siebie sweter, bo ranki, taki jak ten bywały zimne. Wsiadłam do autobusu, który przyjechał punktualnie o 6:40, wcześniej jedząc w domu jeszcze zdrowe śniadanie, w postaci jajek ugotowanych na twardo razem z warzywną sałatką i dwoma tostami upieczonymi w tosterze posmarowanymi drobiną ketchupu. Jechałam w autobusie i myślałam sobie o tych intensywnych dwóch tygodniach, od dzisiaj czy wtorku do soboty nie tej, co będzie, ale tej za niespełna dwa tygodnie. Czy poradzę sobie i przepracuję te 11 godzin dziennie — z małą przerwą na lunch albo obiad, który będę miała zapewniony już tam, na miejscu? Czy będzie mi ciężko, a może z łatwością będę zrywała owoce? To była niewątpliwie moja pierwsza taka praca, w której zarobię najprawdopodobniej tak dużo pieniędzy. Zapłacę te cholerne 2 tysiące zł, zgłoszę się, przejdę ich „casting” i zakwalifikuję się do obozu. Przeżyję niezapomnianą przygodę i to jeszcze nad morzem, polskim, Bałtyckim Morzem, na którym jeszcze nigdy nie byłam. Miałam wspaniały plan, że dostanę się tam pociągiem. Nie lubiłam latać samolotami. Ta odległość od ziemi maszyny przyprawiał mnie zawsze o szybsze bicie serca, wysokie ciśnienie i problemy z oddychaniem i przede wszystkim ogromny, ale to ogromny lęk wysokości. Byliśmy w któreś wakacje z mamą we Francji, odwiedzić tatę. Oprócz olbrzymiej traumy, której nabawiłam się w samolocie i w locie powrotnym pamiętam tylko, że jest to bardzo piękny kraj. I nie żałuję tamtego wyjazdu, ale wiem doskonale, że samolot nie jest dla mnie. Pociąg jest z pewnością najlepszą opcją. W busie zmęczyłabym się kilkunastogodzinną jazdą. A w pociągu jest i wygodnie, i przy szczęściu, że nic cię nie okradnie można nawet pospać, rozłożyć się wygodnie i na chwilkę zdrzemnąć.

— To ty, Pola? — Mężczyzna w średnim wieku, prawdopodobnie pracownik zakładu odezwał się w moim kierunku, kiedy wysiadłam z autobusu i porozglądałam się po okolicy w poszukiwaniu kogoś, kto miał po mnie przyjść na ostatni bądź pierwszy przystanek — jak kto woli wsi pod nazwą Marchewki. Czy może aktualnie jest tutaj gdzieś ukryta plantacja marchewek — Tak miałam się odezwać do chłopaka ubranego w roboczy kombinezon, żeby rozładować napięcie i czymś zagłuszyć niezręczną ciszę, która się nagle między nami utworzyła. Zadałam więc chłopakowi kilka pytań, po tym, jak oznajmiłam gościowi, że to ja. Chłopak był bardzo nieśmiały. Pomyślałam, że przyjdzie mi z nim pracować, więc tak czy tak będziemy na siebie skazani. Pomyślałam także, że wykorzystam to, że możemy sobie na luzie pogadać i przy okazji podpytam, jak się tutaj pracuje.

— A ty w zasadzie jak masz na imię?

— Ja? Jestem Przemek — Podaliśmy sobie ręce, delikatnie oboje dysząc

— Może zwolnimy to tempo?

— Niestety pracę zaczynamy punktualnie. Musimy zdążyć zacząć zrywać owoce na czas. Szef nie jest zadowolony, kiedy ktoś się spóźnia, tak jak wychodzi za wcześnie

— Pan Jacek?

— Tak, pan Jacek. Właściwie, skąd się tutaj znalazłaś? Jesteś młoda i pracujesz. Pewnie potrzebujesz kasy? Niewiele jest tutaj młodziaków, takich jak ty. Niech zgadnę, ile masz lat? 17?

— Brawo — Spuściłam głowę w dół

— Każdy jej dzisiaj potrzebuje, takie są czasy. Nawet młodzież taka jak ty

— Dokładnie tak jest

— A czym się na co dzień interesujesz? — Chłopak, to znaczy Przemek nieco się rozkręcił i nawet sam zadawał pytania, tak od siebie

— Ja? Bloguję i vloguję. Prowadzę kotna na różnych mediach społecznościowych

— To z ciebie taka gwiazda jest?

— Ha, ha. Ja bym tak tego nie nazwała. Gwiazda kojarzy mi się z kimś znanym

— To nie jesteś znana?

— Mam co prawda tysiąc obserwatorów na Instagramie

— O proszę, i nie gwiazda z ciebie?

— Nie ważne, pogadajmy o pracy

— Słucham cię księżniczko

— Jak się tutaj pracuje? Trzeba się wyrabiać? Jakie jest tempo pracy?

— Bardzo dobrze. Firma pana Jacka jest bardzo dobrze rozpoznawalna na rynku soków. To marka Nasze Soki, która wiedzie od lat prym wśród innych produktów tego typu. Panuje tutaj miła atmosfera, ale wiesz, trzeba się trochę uwijać z robotą. Nie ma stania, rozglądania się, gwiazdorzenia. Wiesz o co mi chodzi. Jest praca i trzeba ją wykonać. Tyle.

Właśnie doszliśmy do ogromnego sadu, który miał kilka hektarów powierzchni, z tego co powiedział pan Jacek, z którym się spotkałam, jeszcze przed pracą. Podaliśmy sobie ręce i to nic, że na czarno, zaczęłam pracę. Na początku było ciężko. Trzeba było zbierać truskawki, potem jabłka, na koniec porzeczki. Sad pana Jacka jest naprawdę ogromny. Jak się zdążyłam zapytać producenta markowych sków, pracuje tutaj około 20 pracowników. Ojciec mojej koleżanki powiedział, że uda mi się w ciągu tych dwóch intensywnych tygodni uzbierać pieniądze, czyli 2 tysiące zł. Pozostało mi nic, tylko pracować. Słońce na szczęście przez te dwa tygodnie nie grzało tak mocno. Nie było upałów, ani deszczów. Po prostu na całe szczęście, była pogoda idealna. Po trzech dniach takiej pracy, wparowała do nas, to znaczy do mnie Nadka

— I jak ci idzie? — Pierwsze co, zapytała się mnie, kiedy od razu poznałam jej cichy głos, odwracając się, w jej kierunku

— Nadka? No wreszcie jesteś. Mam nadzieję, że dotrzymasz mi tutaj chociaż na chwilę towarzystwa?

— No właśnie po to tutaj przyszłam, moja droga przyjaciółko. Ile już zebrałaś w sumie truskawek? Jeszcze są borówki do zerwania z tych trzech olbrzymich krzaków. Pomogę ci. Może uda mi się zebrać pieniądze na nowego laptopa? Tamten już dawno się zepsuł, a ja nie mam pieniędzy, żeby kupić sobie nowy

— W takim razie zapraszam cię do wspólnego zrywania owoców. Będzie mi bardzo miło, jeśli zostaniesz tutaj ze mną chociaż jeszcze kilka godzin?

— Jasne — Nadka ubrana na sportowo, podobnie jak ja, żeby było nam wygodnie z czapkami z daszkiem, żeby się chociaż trochę chronić przed słońcem, zaczęłyśmy zbierać owoce z pobliskich krzaków, drzewek, drzew. Oczywiście cały czas ze sobą gadałyśmy. Dzięki temu praca do godziny 19, jakoś nam się nie dłużyła, a wręcz odwrotnie — bardzo szybko upływała.

— Mówisz, że chcesz wybrać się na ten obóz? Może poznasz tam sobie kogoś?

— Myślisz o chłopaku?

— Tak?

— Nie sądzę. To obóz dla dziewczyn. Najprawdopodobniej będą tam same laski

— I ty

— Twierdzisz, że ja nie jestem laską?

— Czy ja tak powiedziałam? — Po chwilki ciszy, Nadka kontynuowała — Wiesz już, co tam będziecie robić na tym obozie? Cholera, mimo, że nie jestem cheerleaderką zazdroszczę ci tego wyjazdu i to cholernie. Ja pewnie resztę wakacji spędzę jak zwykle w ogrodzie swojego ojca

— Nie mów tak

— Ale taka jest prawda

— To może.. może jeszcze przed moim wyjazdem na obóz zorganizujemy imprezę, jakiej jeszcze nigdy nie było?

— Co masz na myśli?

— Zaprosimy naszych znajomych z liceum do mojego domu. Zorganizujemy prowiant i w ogóle będzie śmiesznie. Co ty na to, żeby być organizatorką imprezy razem ze mną?

— To naprawdę dobry pomysł. Może kogoś poznam wreszcie? Poza tym już dawno byłam na jakiejkolwiek parapetówce. Taka impreza dobrze zrobi nam obu. Tylko.. co jeśli twoi rodzice się o tym dowiedzą?

— Spokojnie, nie dowiedzą się. Już raz robiłam taką imprezę

— Pamiętam, to było chyba.. zakończenie podstawówki?

— Dokładnie tak

— Pamiętasz Olka? Który przyniósł wino od babci?

— Pamiętam, mieliśmy po.. 15 lat. Byliśmy jeszcze dzieciakami

— Dobrze, że twoi sąsiedzi nie zadzwonili na policje

— Pamiętasz przecież jak pani Wiesia z domu obok zapukała do naszych drzwi, że jeśli nie skręcimy muzyki, zadzwoni po odpowiednie służby?

— Haha, była 23, pamiętam. W końcu miała do tego powód. A my byliśmy upici tym winem. Olek przyniósł kilka butelek. Wszyscy byli upici

— Jakby to widziała twoja mama…

— Dobrze, że była w tym czasie we Francji z twoim tatą

— Dobrze, że pani Wiesia nie pisnęła nic moim rodzicom

— Pamiętasz? Trzeba było ją przekupywać sokami prosto z ogrodu mojego taty

— I udało się

— Mimo, że mój tata kręcił nosem, to tak, udało się.

Rozdział 3

Przez ostatnie dwa tygodnie całe szczęście udało mi się zebrać całe, okrągłe 2 tysiące zł. Po prostu zasłużyłam sobie na ten wyjątkowy wyjazd. Weszłam czym prędzej, po otrzymaniu gotówki do rąk, bo nie miałam jeszcze założonego konta, na stronę internetową organizatora obozu. Dzisiaj, dokładnie dziś do północy upływał czas do tego, by zapłacić całą zaliczkę, czyli 2 tysiące, podać w specjalnym formularzu swoje dane razem z połączonym podrobionym przeze mnie podpisem moich obojgu rodziców, co nie było oczywiście takie łatwe. Udało mi się wypełnić cały formularz, łącznie z zamieszczonym krótkim filmem o sobie, swoją historią, włączając w to, to, jak zaczęłam i jak rozwijałam swoją przygodę z tańcem w ciągu całego życia. Do tego w swoim pokoju nagrałam krótki układ w pełnym, cheerleaderkowym stroju razem z pomponami, który w między czasie wymyśliłam, pracując jeszcze przy zbiorach owoców. Niemalże natychmiast po zgłoszeniu się na obóz, przez formularz internetowy, dostałam odpowiedź, że zostałam przyjęta, zanim jeszcze wpłaciłam na konto pieniądze. Po otrzymaniu informacji, że jadę nad morze — tak, na piękne Morze Bałtyckie, na którym jeszcze nigdy jakimś cudem nie byłam. Chcę w końcu przeżyć prawdopodobnie najlepszą przygodę życia i po to dokładnie tam jadę. Jestem cheerleaderką jeszcze od podstawówki, kiedy to pani Aurelia Baca, o ile dobrze pamiętam założyła nasz cheerleaderkowy, pomponiarski zespół. Występowałyśmy wielokrotnie — to na meczach piłki nożnej, siatkówki, albo piłki ręcznej, na konkursach i przeglądach, na festynach i dożynkach, po prostu w całych Tarnobrzegach nasz zespół był dobrze znany. Do tej pory zdobyłyśmy kilkanaście medali, kilkadziesiąt nagród. Nasz zespół się od tamtej, podstawówkowej pory utrzymał. Prawie ten sam skład tańczy dziś po różnych organizowanych przez miasteczko, albo gdzieś dalej eventach, imprezach, z tym, że w ciągu tych przeszło 6 latach zmieniała się kilkakrotnie nasza pani instruktorka. Pani Aurelia, mimo, że była bardzo dobrą instruktorką tańca, wyjechała za granicę robić karierę jako tancerka baletowa o ile mnie pamięć nie myli do Rzymu. Kolejną panią choreograf, od mojej 6 klasy podstawówki, do 8 była pani Joanna Konieczna. Ona dawała nam zawsze mocny wycisk i nie było u niej żadnych wymówek, kiedy kogoś coś bolało, albo miał drobną, chwilową kontuzję. Pani Asia była bezwzględna. Nikt u niej nie mógł wymigać się z treningu. Całe szczęście, że tak nas wychowała i tak nas nauczyła tak pięknie tańczyć, tak mocno się rozciągać i gimnastykować na wszystkie strony, bo dziś śmiało możemy powiedzieć, że jesteśmy wszystkie, cała nasza ósemka tancerkami wysokich lotów i to także dosłownie. Kiedy dostałam maila z odpowiedzią zwrotną, że jadę na obóz, i że się dostałam, niemalże posiadałam się ze szczęścia. Cały dzień chodziłam radosna i nie potrafiłam przestać tańczyć chodząc po domu, między kuchnią, salonem a tarasem. Śpiewałam sobie coś pod nosem, mimo, że kompletnie nie potrafiłam śpiewać i śmiałam się ze wszystkiego. Nic, nawet najgorsza wiadomość wtedy nie pogorszyłaby mi wspaniałego humoru, który dopisywał mi cały dzień. Nawet założyłam ulubioną, różową sukienkę w kwiatki do kolan i pomalowałam policzki na mocny róż. Do mojej karnacji, róż pasował najlepiej. Pomyślałam w jednej chwili, że zadzwonię do mojej przyjaciółki, Nadki i obwieszczę jej tę wspaniałą nowinę. Przy okazji, kiedy zdzwoniłyśmy się umówiłyśmy się dzisiaj na to, że w ramach wakacji, wybierzemy się na basen otwarty na świeżym powietrzu w Tarnobrzegach, a raczej pod Tarnobrzegami. Basen znajdował się na ulicy Miodowej 13, dokładnie 2 kilometry od centrum naszego miasteczka. Na basen dotrzeć można było jedynie piechotą. Żaden autobus się tam nie zatrzymywał, niestety. Ja jak głupia ubrałam na siebie, jeszcze w domu biały strój kąpielowy w zielone kwiatki, a na to lekką, zwiewną sukienkę we wszystkich możliwych kolorach, w drobne kwiatuszki, na nogi niewygodne klapki, które co raz spadały mi ze stóp. Pomyślałam w końcu, że przejdę się na bosaka. W tym samym czasie, kiedy szłyśmy już jakieś 10 minut, zatrzymało się koło nas auto. Zza odsuwanego okna, wychyliła się głowa mężczyzny i to przystojnego mężczyzny.

— Podrzucić was gdzieś, aniołeczki? — Zaczął nieznajomy i śmiał się patrząc się odważnie prosto w nasze twarze, był wyjątkowo radosny. Może nie miał aktualnie dziewczyny, albo rozstał się z kimś parę miesięcy temu — naprawdę nie wiem — może jego dziewczyna siedzi w domu i nie wie o jego wybrykach. Albo właśnie do niej jedzie, zmierza?

— Właściwie to chcemy pojechać na basen..

— Nie ma żadnego problemu kochaneczki. Właśnie jadę w tamtym kierunku, wsiadajcie — Chłopak mrugnął do nas porozumiewawczo a my tylko pisnęłyśmy z radości i bez chwili zastanowienia wsiadłyśmy do czerwonego mercedesa. Kiedy byłyśmy na miejscu — chłopak zatrzymał się pod samym obiektem, z trzema basenami o różnej głębokości, w których kąpało się mnóstwo ludzi i siedziało na ręcznikach plażowych i opalało się, albo jadło lody z pobliskiej budki z waflem. Spojrzałyśmy na siebie razem z Nadką, wysiadłyśmy z auta i podziękowałyśmy radośnie chłopakowi, któremu nawet nie wiemy jak było na imię. Otworzyłyśmy bramkę wstępu, wrzucając do automatu symboliczne 5 zł. Na placu koło basenów kilka osób grało w siatkówkę plażową. Nogi mi się rwały do tego, żeby powygłupiać się i potańczyć cheerleaderkowe ruchy. Tak naprawdę to, tylko mi się chciało tańczyć. Nie zrobiłam żadnych głupstw. Nie poszłam i nie zaczęłam machać rękami na wszystkie strony i podskakiwać. Jestem zdrowa psychicznie — oczywiście z tym wszystkim, z tymi tańcami sobie trochę żartuję. Usadowiłyśmy się zaraz pod drzewem, w cieniu. Akurat, kiedy przyszłyśmy, miejsce zrobiła nam jedna rodzina z małymi dziećmi, a raczej dwojgiem urwisów, którzy chcieli za wszelką cenę tutaj jeszcze zostać, a ich rodzice siłą ciągli i darli, by zapakować je do auta. Wrzaski i krzyki na nic nie pomogły. Rodzice odjechali, a my usadowiłyśmy się i rozłożyłyśmy się w najlepsze na trawie, a dokładniej na kocu z myszką miki, który trzymałam w swojej szafie na takie okazje jak ta, jeszcze od dziecka, a właściwie od dzieciństwa.

— Co powiesz? Ale jest błogo. Potrzebowałam tego — Zaczęłam do Nadki, leżąc i nie otwierając oczu, gdyż słońce przechodziło przez promienie drzewa i od czasu do czasu nas obie raziło

— Chcesz wskoczyć na basen? Idź, popilnuję ci rzeczy

— Nie chcę, chcę tak sobie leżeć w tym cieniu. Jest cudownie. Wybrałyśmy idealną miejscówkę do tego, by się tutaj rozłożyć. Słońce nie spiecze nas tak bardzo, jak innych. Drzewko idealnie chroni nas przed rażącymi promieniami. Moja skóra całe szczęście nie będzie czerwona, szczególnie kiedy pojadę na ten obóz, na który nie mogę się już doczekać- — - Wiem. Jak mówisz o obozie momentalnie robisz się straszenie podekscytowana. Co jak co, ale ja też nie chcę się opalić na czerwono, ale mam ochotę trochę popływać, no, to znaczy pokąpać się w basenie. Idziemy razem? Czy masz zamiar się tutaj wylegiwać? — Moja kochana przyjaciółka z liceum, Nadka wstała z ziemi, a dokładniej z plażowego kocyka i ruszyła w kierunku jednego z basenów. Obejrzałam się za nią. W tym różowym, jednoczęściowym, wykrojonym na brzuchu stroju kąpielowym wyglądała naprawdę obłędnie. Spojrzałam do tyłu na innych ludzi, a szczególnie na przystojnych chłopaków, którzy wodzili wzrokiem za moją koleżanką i nie mogli się przestać gapić. Zaśmiałam się sama głośno do siebie. Czyżby moja przyjaciółka Nadka spodobała się wszystkim facetom? Owszem, była ładna, a nawet piękna. Miała niebieskie jak ocean oczy, jasno-brązowe, krótkie do odległości ramion włosy, które spinała w niezdarny kok kilkoma wsuwkami i gumką. Nie była za wysoka, mierzyła coś nieco ponad metr 60 cm. Nie miała wcale jakoś super wysportowanego ciałka. Nie spędzała godzin na ćwiczeniach i nie lubiła jakoś specjalnie w szkole wychowania fizycznego. Po prostu była szczuplutka, mimo, że bardzo lubiła sobie pojeść. Przyciągała wzrok chłopaków, bo była taka.. można powiedzieć, że naturalnie ładna. Pomyślałam sobie w jednej chwili, że jeszcze kogoś sobie tutaj dzisiaj pozna. A intuicja mnie jak zwykle nigdy nie zawodziła. Obejrzałam się jeszcze jeden raz, kierując swój wzrok w kierunku basenów. Nadka gdzieś tam sobie pływała, a przede mną jakaś grupka ludzi zaczęła grać na wypełnionej piaskiem plaży w siatkówkę. Pomyślałam, że przyłączę się do gry. Lubiłam, a wręcz uwielbiałam sport, szczególnie taniec, ale w siatkówkę także lubiłam sobie od czasu do czasu pograć. Wstałam, otrzepałam się i ruszyłam w kierunku młodzieży, może trochę starszej ode mnie, z pytaniem, czy mogę się przyłączyć do gry. Całą 5-osobowa grupka zgodziła się od razu chętnie. Szczerze to ostatnio grałam w siatkówkę jeszcze w szkole, jakiś miesiąc temu, w czerwcu. Gra bardzo dobrze mi szła i w szkole i teraz, tutaj, na basenie. W ogóle byłam dobra ze sportu, jak przystało na cheerleaderkę. Miałam umięśniony brzuch i uda. W końcu w kusym stroju, w których występowałam razem z innymi dziewczynami, trzymając w rękach mosiężne pompony musiałam się jakoś dobrze prezentować. Po kilkunastu — no może 20 minutach udanej gry, kiedy nasza drużyna, znajdująca się po jednej stronie siatki najczęściej wygrywała, spojrzałam w bok, na nasze zostawione rzeczy razem z Nadką. Nagle zauważyłam moją przyjaciółkę w towarzystwie chłopaka. Dziewczyna śmiała się i uśmiechała w najlepsze, kiedy gołym okiem widać było, że podoba się chłopakowi. Usiedli sobie oboje na naszym plażowym kocu i rozmawiali. Wreszcie spotkałyśmy się z Nadką wzrokiem i pomachałyśmy do siebie. Dziewczyna widziałam, że poczuła wyraźną ulgę. Pewnie bała się, że gdzieś zniknęłam i przepadłam zostawiając telefon przy naszym całym ekwipunku. Oboje oglądali nasze siatkówkowe zmagania. Obserwowałam ich od czasu do czasu. Zauważyłam, że gadają też o mnie. Oboje gapili się chwilkę na mnie i coś sobie tam opowiadali. Ale nie obchodziło mnie to, o czym gadają, a raczej to, że się w ogóle zeszli. Wiedziałam, że z Nadki jest kokietka, ale nie miałam pojęcia, że aż taka! Że w ciągu dosłownie kilkunastu minut znajdzie sobie kogoś na tym basenie, możliwe, że nawet miłość swojego życia. Nadka uśmiechała się słodko i widać, że chłopak mocno się jej spodobał. Nie chciałam im przeszkadzać w rozmowie, a byłam już trochę zmęczona grą. Pomyślałam, że opuszczę grupkę graczy i wybiorę się do budki z lodami, która znajdowała się kilkanaście metrów od naszego miejsca, w którym miałyśmy nasze rzeczy z moją przyjaciółką. Musiałam wziąć portfel, a nie chciałam przeszkadzać za bardzo parze, która się dopiero co poznawała. Trudno. Przyszłam do naszego miejsca, gdzie były nasze rzeczy.

— Cześć — Zaczęłam pierwsza — Ja tylko chciałam yy..aa.. zabrać portfel. Nie chcę wam przeszkadzać, już zaraz mnie nie będzie

— Ej, co ty, nie przeszkadzasz nam. Idziesz na lody?

— Bingo, kochanie

— Ja też zjadłabym lody. A tak w ogóle, to przedstawcie się. To jest Sebastian

— Pola — Podaliśmy sobie ręce z chłopakiem w samych kąpielówkach, w trochę niezręcznej sytuacji — No to wspaniale, cieszę się, że się poznaliśmy

— Sebastian mieszka niedaleko stąd, ale niestety — na północ, a nie na południe od Tarnobrzegów, tak jak my z Polą

— Rozumiem — Chciałam stamtąd najlepiej uciec, bo znalazłam się w bardzo niezręcznej sytuacji. Nie miałam pojęcia, czy dotrzymywać im towarzystwa, czy wyjść się trochę pokąpać na basen, w końcu zjeść te cholerne lody, czy z powrotem dołączyć do grupki osób, grających w siatkówkę plażową — Ja chyba muszę iść do toalety — Wycedziłam pierwsze lepsze zdanie, które przyszło mi na myśl — Zabieram portfel i już mnie nie ma

— Ej, Pola. Na co ci portfel? — Nadka była kompletnie zdezorientowana moim zachowaniem

— Potem zjem lody, albo frytki. Jeszcze nie wiem. No, gadajcie sobie dalej. Nie chcę wam przeszkadzać

— Pola, no co ty? — Nadka także była zdezorientowana. W końcu opuściłam miejsce pod drzewem, gdzie oboje zakochańcy ze sobą gadali i się poznawali. A ja tymczasem poszłam faktycznie najpierw do toalety. Była potworna kolejka. Musiałam odczekać jakieś 10 minut, żeby w ogóle z niej skorzystać. Potem pomyślałam sobie, że wybiorę się na frytki, potem zjem lody, potem pójdę się pokąpać, a potem pójdę jeszcze raz pograć w siatkę. Przy najmniej taki był tego wszystkiego plan. Nie miałam pojęcia, kiedy Nadka będzie chciała wracać do domu. Nie umówiłyśmy się, ani nie obgadałyśmy tego. No trudno. Najpierw, tak jak planowałam wcześniej zamówiłam sobie w jednej budce, oddalonej od toalet o kilka metrów zamówiłam porządną porcję frytek. Kiedy stałam w kolejce, ustawił się za mną jakiś mężczyzna, któremu źle patrzyłam z oczu. Chłopak gadał coś do siebie, nie patrzył się nikomu w oczy. Czy ja zawsze muszę mieć takie szczęście, a raczej nieszczęście spotykać takich ludzi na swojej drodze? Chłopak zaczepił mnie, kiedy stałam odwrócona do niego tyłem, w kolejce

— Przepraszam panią, czy Pani czasem nie zasponsoruje mi tych frytek?

— Nie mam pieniędzy, mam tylko pieniądze na swoją porcję frytek. Nie będę nikomu nic sponsorować — Oburzyłam się i powiedziałam to stanowczym głosem, tak, żeby raz na zawsze biedak albo kto inny się ode mnie odczepił raz na zawsze. Chłopak liczył widać, że od kogoś skubnie pieniądze na jedzenie. Ode mnie nie dostanie ani grosza, niestety. Kiedy zamówiłam frytki, usiadłam na piasku, blisko basenów i pomyślałam, że zjem je obserwując przy okazji ludzi kąpiących się w wodzie. Było mnóstwo przystojnych chłopaków. Nie dziwiłam się, że Nadka sobie kogoś tutaj znajdzie. Nie wiedziałam tylko, jak wybrnąć z te głupiej sytuacji? Mam wracać do naszego punktu pod drzewem, gdzie się ulokowałyśmy? A może poczekać jeszcze parę godzin, minut? Iść po porcję lodów, czy wskoczyć do basenu i mimo, że nie umiem pływać, trochę się pokąpać? W końcu zrobiłam tak jak pomyślałam. Poszłam po lody. W kolejce, obejrzałam się za siebie. Nadka? Bez swojej miłości? Czyżby chłopak już poszedł do domu? A może moja przyjaciółka przyszła sama, zamawiając mrożone słodkości nie tylko sobie, ale też Sebastianowi?

— Nadka, kochanie i jak tam? Opowiedz mi wszystko, zanim wrócisz do swojego kolegi

— On już sobie poszedł

— Serio? — Nie wiedziałam czy cieszyć się, czy smucić — Ale zostawił swój numer..??

— Tak, zostawił

— To czemu jesteś smutna?

— Bo chciałam spędzić z nim dłużej czas. Powiedział, że tak umówił się z kolegą, że go zabierze do domu, punkt 13-ta. Myślisz, że to prawda? Czy zwyczajnie mnie oszukał? Bo może jednak mu się nie podobam?

— Słońce, jeśli zostawił swój numer to musisz się mu podobać

— Serio?

— Absolutnie jestem tego całkowicie pewna

— No dobrze

— Jakie chce pani lody? — Młoda dziewczyna sprawiła, że się ocknęłam — Aaa… niech będą czekoladowe — Kobietka ubrana w krótki, biały, obcisły top i czarne leginsy podarowała mi jedną gałkę lodów. Poczekałam na Nadkę i razem spacerkiem powędrowałyśmy do naszego punktu postoju, gdzie w dużej torbie znajdowały się ręczniki, na piasku rozłożony był koc plażowy, gdzie miałyśmy telefony, ubrania, w których przyjechałyśmy.

— Opowiadaj, jaki on jest? — Usadowiłyśmy się na naszym kocu pod drzewem, upewniając się, że nikt nas nie okradł

— Kto? Sebastian?

— A kto inny?

— Zakochałam się w nim jednym słowem

— On też wyglądał, jakbyś się jemu bardzo, ale to bardzo podobała

— Naprawdę?

— Tak, moja droga siostro

— Co tak patrzysz?

— No, chcę usłyszeć coś więcej

— Nie ma co gadać. Na razie się dopiero co poznaliśmy

— No dobrze, jak będziesz chciała to mi powiesz

— Ojejku, Sebastian jest super facetem. Ale więcej ci nie powiem. Dopiero jak się bliżej poznamy — Nadka skończyła jeść lody i wytarła się serwetką, którą dostała, to znaczy ja też w jednym zestawie z mrożoną słodkością

— No dobra, o więcej nie pytam — Nadka odetchnęła z ulgą. Nie chciałam naciskać i się głupio wypytywać. W końcu wyczułam, że jest to sprawa delikatna i świeża. W ogóle Nadka była taką osobą, która za bardzo nie lubiła opowiadać o sobie, a tym bardziej już o chłopaku, w którym jest zakochana i to z wzajemnością.

Tamtego dnia, a raczej popołudnia weszłyśmy — Nadka jeszcze raz, ja pierwszy tego dnia do wody. Wybrałyśmy basen numer dwa, czyli ten ze średnią głębokością. Woda sięgała mi prawie do brody, ale nie panikowałam. Nadka próbowała mnie nauczyć pływać. Niestety mimo tego, że spędziłyśmy w wodzie jakieś pół godziny, nie poznałam tego kunsztu. To nic. Może to nie jest dla mnie, albo po prostu kiedyś się jeszcze tego nauczę. W końcu wyszłyśmy z wody. Obie byłyśmy już trochę tym wszystkim zmęczone. Sprawdziłam komórkę. Dochodziła godzina jakimś cudem 15. Pomyślałyśmy obie, że najwyższy czas się stąd zwijać. Wysuszyłyśmy się porządnie ręcznikami, ubrałyśmy na strój kąpielowy, bo kolejki do toalety były bardziej niż ogromne, nasze normalne ubrania do wyjścia. Założyłyśmy buty, zwinęłyśmy koc, spakowałyśmy wszystko do dwóch toreb i ruszyłyśmy w kierunku wyjścia. Pani, która siedziała przy wejściu na basen, a raczej jego wyjściu — jak zwał tak zwał, przepuściła nas od razu. Tak naprawdę dopiero teraz schodziły się na basen ludzie, a szczególnie dorośli ze swoimi dziećmi. Może rodzice kończyli pracę o 15? I dlatego o tej porze było mnóstwo ludzi? W każdym razem cieszyłam się, że stamtąd poszłyśmy już. Może się powtarzam, ale obie byłyśmy już przemęczone. To był długi, wspaniały dzień, szczególnie wspaniały dla mojej koleżanki Nadki, która poznała sobie tam faceta, miałam cichą nadzieję, że na długo, nawet na całe życie.

Tamtego dnia, kiedy wybrałyśmy się z Nadką na basen, nie nagrywałam, to znaczy nie robiłam filmów o moim życiu. Po prostu obie chciałyśmy, aby ten dzień był tylko nasz i byśmy wspaniale się bawiły bez widzów. I tak się też stało.

Rozdział 4

Postanowiłam sobie, że nie będę marnowała wakacji na nic nie robieniu. Postanowiłam także i moim widzom, że nie będą się nudzić podczas oglądania moich montowanych filmów. Na początek, kolejnego dnia, a był to wtorek, chciałam nakręcić filmik o mnie, czyli w ciągu trwania vloga, odpowiedzieć na 50 pytań zadanych przez moich fanów, w komentarzach zamieszczonych na bieżąco, także na Facebooku, w postach na moim fun page’u, czy na Instagramie. Zebrałam wszystkie pytania, które zadawali mi moi widzowie oraz moi obserwatorzy w ciągu kilku ostatnich miesięcy, by mnie lepiej poznać. Nie miałam czasu na to, by nakręcić taki film w ostatnich miesiącach. Szkoła, lektury, egzaminy, zawody cheerleaderek i kompletny brak czasu związany z tymi wszystkimi obowiązkami zwyczajnie nie pozwalał, by przysiąść się do tego. Teraz — na wakacjach był na to najlepszy czas. Nie ukrywam, że do obozu cheerleaderek, który miał się rozpocząć 1 sierpnia i miał trwać do 14 sierpnia trochę, a nawet bardzo mi się dłużyło i jednocześnie nudziło. Postanowiłam sobie, że w końcu nakręcę ten film, który miałam w planach nakręcić od wieków. Pomalowałam się ładnie, by pięknie prezentować się przed kamerą, ubrałam w się w T-shirt z jakimś chwytliwym napisem i w spodenkach, siedząc przed kamerą w swojej sypialni, na jednej z miększych i większych poduszek z różową, mięciutką poszewką włączyłam kamerę, jednocześnie miałam na kartce wypisane wszystkie pytania, na które planowałam odpowiedzieć, mieszcząc się w jednej godzinie. W końcu pytań było sporo, a ja i tak musiałam się z odpowiadaniem na nie bardzo sprężać i spieszyć. Przywitałam się do swojej kamery i zaczęłam — najpierw czytać pytanie, potem na nie odpowiadać, kompletnie nie przygotowując się na odpowiedź wcześniej.

1. Czy masz chłopaka?

Miałam chłopaka dawno temu, jeszcze w podstawówce, w ostatniej klasie. Mimo, że od naszego rozstania upłynęło kilka lat, dla mnie jest to wieczność. Nie byłam i czuję, że nadal nie jestem gotowa do tego, by związać się z kimś na dłużej niż rok. Oczywiście w moim życiu pojawiało się wielu chłopaków, z którymi coś tam kręciłam. Ale były to krótkie znajomości. Nie mogę narzekać na brak powodzenia. Ale… zawsze coś było nie tak. Nie dogadywaliśmy się, coś mnie w nich wkurzało, albo ja wkurzałam innych. Na razie czekam na swojego księcia z bajki i wierzę, ze kiedyś w końcu nadejdzie ten dzień i poznam kogoś, kto będzie mi pasował w stu procentach. Myślę, że wyczerpałam ten temat. Przechodzę do kolejnego.

2. Od kiedy tańczysz?

Tańczę odkąd pamiętam. Jako mała dziewczynka kochałam przebierać się w różne stroje siostry mojej najlepszej przyjaciółki wtedy, która później razem z rodziną przeprowadziła się do innego większego miasta i niestety nie miałyśmy ze sobą więcej kontaktu, chyba, że po latach odnalazłyśmy się w mediach społecznościowych i piszemy do siebie do dziś od czasu do czasu. Razem jak małe 5-letnie dziewczynki tańczyłyśmy do piosenek, które grały wtedy w radiu, albo które nasza mama włączała nam z płyt CD. A tak profesjonalnie, pierwszy raz zapisałam się do zespołu zupełnie przypadkiem, jeszcze jak chodziłam do 3 klasy podstawówki. Pani nauczycielka powiedziała, że dziewczyny, które należą do zespołu nie muszą tamtego dnia pisać kartkówki. Zapisałam się, bo nie nauczyłam się wtedy, a że byłam prymuską, chciałam zdobywać jak największe oceny. I tak oto tańczę do dzisiaj w jednym i tym samym zespole, w jednym i tym samym składzie od podstawówki. Zajęcia odbywają się w naszej miejscowości, bardzo często. Pani instruktorka dała nam na wakacjach wolne od treningu. Tańczę w sumie już od przeszło 7 lat jeśli dobrze liczę. Kocham to najmocniej na świecie.

3. Jakie sporty lubisz uprawiać jeszcze?

Kocham oprócz oczywiście cheerleaderek grać w siatkówkę. Ostatnio nawet miałam wspaniałą okazję pograć chwilę w siatkę plażową, kiedy wybrałam się ze swoją przyjaciółką na basen, gdzie w wyznaczonych miejscach oprócz trawy i ziemi znajdował się zwykły piasek. Mogłam poczuć się, jakbym była nad prawdziwą, wodą, nad morzem, nad jeziorem. Baseny były podzielone na głębszy, wyłącznie dla osób, które portafią pływać, płytszy, tzw. brodzik dla wszystkich dzieciaków i średni, czyli taki w sam raz dla mnie. Nie należę do tych najwyższych osób, a wodę miałam po moją końcówkę brody. Dodam, że nie umiem pływać. Oprócz siatkówki na świeżym powietrzu, uwielbiam jeszcze jazdę na rowerze, jak jest ładna pogoda, jak są na przykład tak jak teraz — wakacje. Może nie umiem jeździć idealnie na łyżwach, ale lubię także, trzymając się z kimś za rękę pojeździć sobie zimą na lodowisku. Co jeszcze? Kocham też inne tańce, nie tylko same cheerleaderki. W ramach zajęć tańców z pomponami mamy także gimnastykę, jazz, lekcje z baletu od czasu do czasu, disco, taniec nowoczesny, czy hip-hop.

4. Jaki powinien być według ciebie idealny facet?

Nie mam jakiegoś jednego typu facetów, w których się kocham. Może się powtórzę po wielu dziewczynach, ale po prostu musi mieć „to coś”. Podobają mi się wysocy bruneci z brązowymi oczami, ale też wysortowanie, niscy blondyni z niebieskimi oczami. Poza tym dla mnie idealny kandydat na chłopaka musi o siebie dbać. Kocham się w takich elegancikach, którzy muszą mieć wokół siebie porządek i którzy lubią prostotę. Jeśli chodzi o cechy idealnego chłopaka, mój książę z bajki dobrze, jakby był opiekuńczy, tolerancyjny, by mnie kochał nawet bez makijażu, z rozczochranymi włosami. By robił kawę o poranku, czasem od czasu do czasu też coś ugotował, lubił wyjścia do restauracji, albo do kina czy teatru. Jakoś nie specjalnie podobają mi się informatycy. Wolałabym, żeby kochał kulturę i często czytał książki. Żebym mogła z nim oglądać jakie bądź filmy wieczorami. Może być ode mnie starszy tak do pięciu lat. Chciałabym też, żeby ubierał się modnie, miał swój niepowtarzalny styl i żeby pachniało od niego drogimi perfumami.

5. Czy masz, albo miałaś, lub planujesz mieć w domu jakiegoś zwierzaczka

Tak, jakiś czas temu miałam dwa koty — jeden Rudolf, a drugi z kolei nazywał się jak w tej bajce — Bonifacy. Niestety obydwa koty potrąciło autko w jednym czasie, gdy przechodziły przez ulicę. Niestety mieszkam zaraz koło drogi, gdzie jeżdżą auta i jest bardzo duży ruch, bo to przedmieścia większego miasteczka. Ciężko było te dwa koty chronić szczególnie przed wyjściem na drogę. Były bardzo energiczne i trzymałam ich w domu, ale czasem pozwoliłam im wychodzić na podwórko, puszczając je na trawę, by trochę sobie pobiegały. Rudolf był biało-rudym, ślicznym kotkiem, a kolei Bonifacy był szaro-biały w cętki. Do dzisiaj smutno mi jest z tego powodu, że ich już nie ma. Miałam je jakieś cztery lata, a zginęły pod kołami jakiegoś auta dokładnie rok temu. Do tej pory, mam ich zdjęcia w ramkach i trzymam w swoim pokoju na jednej z szafek. To mi naprawdę pomaga!

6. Jak idzie ci nauka w szkole? Jakie masz oceny? Który przedmiot lubisz najbardziej?

To tak. Mam dwa ulubione lekcje w szkole i wcale nie jest to wychowanie fizyczne! Uwielbiam języki, szczególnie język angielski, a także geografię. Uważam, że jeśli nie wyjdzie mi w przyszłości z tańcami, a bardzo chciałabym zostać zawodową tancerką, niekoniecznie cheerleaderką, ale też tańczyć inne style taneczne, to mogłabym spokojnie wybrać się na filologię angielską, albo na romanistykę, bo uczę się też przy okazji w szkole francuskiego. A może da się te dwa języki jakoś ze sobą połączyć i wybrać się oraz znaleźć taki kierunek studiów, na którym będzie możliwość nauki tych dwóch języków naraz, od razu. Bardzo bym się z tego cieszyła. Kiedyś zawsze chciałam też prowadzić pogodę przed telewizorem. Teraz już nie mam takich marzeń. Ale mimo wszystko wybrałam liceum o profilu językowo-geograficznym z rozszerzonymi językami angielskim i francuskim oraz zwiększonymi zagadnieniami z geografii. Lubię po prostu te lekcje zwłaszcza te rozszerzone. A uczę się dobrze. Lubię zaglądać do książek, mimo tego, że większość wolnego czasu spędzam na tańcach. Kiedy nie jestem bardzo zmęczona, wieczorami siadam do nauki nowych słówek albo innych lekcji. Zwykle uczę się po dwie — trzy godziny dziennie. Jakoś gospodaruję sobie czasem, by nie zaniedbywać szkoły i też nie zaniedbywać cheerleaderek.

7. Masz jakąś przyjaciółkę albo koleżankę?

Tak, mam kochaną Nadkę — moją najlepszą przyjaciółkę, z którą możemy razem koniec kraść. W trakcie nauki szkolnej, mimo, że moja koleżanka nie jest tancerką, kiedy nie mamy czasu — piszemy i dzwonimy do siebie. W weekendy spotykamy się i chodzimy do kina albo na miasto.

Traktowałyśmy się jak siostry, mimo, że obie nie miałyśmy rodzeństwa. I to nawet jak siostry bliźniaczki. Rozumiałyśmy się bez słów i zawsze się wspaniale dogadywałyśmy. Poznałyśmy się na początku liceum, kiedy trzeba było jakoś usiąść z nieznajomymi w jednej ławce. Jakoś tak poczułyśmy już od początku, że jesteśmy obie bratnimi duszami. I od początku, odkąd ja do niej podeszłam i się przywitałam, no i odkąd zaproponowałam, żebyśmy razem siedziały przyjaźnimy się do tej pory, czyli już dwa bite lata roku szkolnego. Obecnie jestem po drugiej klasie liceum i czeka przede mną klasa maturalna. Po niej matura, a co będzie dalej zobaczymy. Czy uda mi się w ogóle pozdawać wszystkie egzaminy i wybrać się dalej na studia?

8. Czy byłaś długo za granicą, gdzie dokładnie i jak odnajdywałaś się tam?

Byłam na pewno we Francji, u swojego taty, który jest inżynierem dokładnie raz, na całe wakacje. Leciałam wtedy pierwsze raz samolotem i bałam się strasznie olbrzymiego lęku wysokości. Na widok chmur za oknem i maciupkiej zielonej trawy robiło mi się słabo. Źle przeżyłam taką podróż i postanowiłam, że więcej nie będę latać. Chyba, że przestanę się bać, a ten dramat, który wydarzył się jakiś czas temu, kilka ładnych lat już się nigdy nie powtórzy. Poza tym odwiedziłam ciotkę ze strony mamy na Węgrzech, w Budapeszcie i byłam u niej razem z moją mamą jedne całe wakacje. Było nieziemsko i wszędzie gdzie byłam za granicą czułam się po prostu dobrze. Poza tym lubię bardzo, jak już mówiłam język francuski — w Paryżu odnajdywałam się wyśmienicie. Jeśli chodzi o Węgry, trochę mniej, bo nie wszyscy tam tak dobrze władali językiem angielskim, bo po węgiersku w ciągu tych dwóch miesięcy nauczyłam się zaledwie kilkunastu, no może kilkudziesięciu zdań. Lubię być za granicą, ale najbardziej jakoś lubię swój kraj, bo mam tutaj swoich przyjaciół, nie muszę męczyć się z językami, chociaż bardzo lubię się ich uczyć no i nie boję się, że się gdziekolwiek zgubię.

9. Jakie miałaś dzieciństwo?

Miałam beztroskie dzieciństwo. Co prawda nie mieszkam ani na wsi, gdzie mogłabym bawić się na dużej powierzchni z innymi dzieciakami — sąsiadami w swoim albo w podobnym wieku, ani nie mieszkam w mieście w bloku, gdzie mogłabym wychodzić i bawić się w piaskownicy, często odwiedzać pobliskie kino, bawić się, kąpiąc się w basenie dla małych dzieciaków, a trochę później organizować imprezy, ale mieszkam na przedmieściach dużych Tarnobrzegów, liczących coś ponad 16 tysięcy mieszkańców. Co prawda także nie mam dużego podwórka koło domu, w którym mogłabym biegać i skakać. Za to mogę szybko, bo w 10 minut dojechać do miasta, organizować głośne imprezy, na które mogłabym zapraszać moich kolegów i koleżanki z klasy, albo po prostu — znajome. A wracając do waszego pytania — kiedy byłam małym dzieckiem, mama zabierała mnie do kina na bajki, do teatru na spektakle przeznaczone dla dzieciaków, na wszystkie możliwe place zabaw, które były nieco dalej od naszego domu albo umiejscowione w pobliżu. Wychodziłam do parku, albo do parku trampolin. Do różnych miejsc, gdzie można było zjeść pyszne jedzenie, albo na urodziny, czy inne imprezy do moich koleżanek, mieszkających po sąsiedzku. W domu bawiłam się z dziewczynami w lalki, a z chłopakami grałam w piłkę w parku, na wielkim stadionie, albo w koszykówkę na specjalnym, betonowym placu. Z koleżankami przebierałyśmy się w księżniczki i już wtedy nagrywałyśmy filmiki, skacząc po łóżku do naszych ulubionych piosenek, ale na szczęście nikomu nie przesyłaliśmy ich i ich nie publikowałyśmy, mam tutaj na myśli internet. Co jeszcze robiłyśmy? Przychodziliśmy do siebie i graliśmy w planszówki, albo wspólnie oglądaliśmy bajki z czterema paczkami żelek, które od razu wszystkie zjadali chłopcy, nie zostawiając nam — dziewczynom ani jednego, małego kolorowego misia z galaretki. To chyba wszystko.

10. Czy przeprowadzałaś się, a może od zawsze mieszkasz w swoim aktualnym domu?

To bardzo dobre pytanie. Mieszkałam od zawsze, do urodzenia w tym domu, który wam teraz aktualnie obecnie pokazuję i z którego nagrywam. Jednak nie był on taki piękny od zawsze. Moi rodzice odziedziczyli go, to znaczy moja mama po zmarłej babci, która miała tylko nas. Moi rodzice odremontowali go i to bardzo odremontowali. Wszystko zostało wymienione, bo dom pierwotnie był ceglasty i to był zbudowany z samych czerwonych cegieł. Teraz nasz dom już dawno został otynkowany na biało. W środku też przeszedł wielki remont, kiedy byłam bardzo mała, praktycznie nie pamiętam tego, tylko wiem to z opowiadań rodziców. Trzeba było wymienić okna na szczelniejsze w całym piętrowym domu z poddaszem, na którym mam obecnie pokój. Trzeba było zmienić też podłogę, na panele w pokojach i płytkach w kuchni i łazience. Dach także był do wymiany, bo posiadał drobne dziury, przez które kiedy padał deszcz lała się woda. Wszystkie pokoje były pomalowane na nowe kolory. Trzeba było wymienić też wszystko, co znajdowało się w nich na nowsze. Mam na myśli tutaj meble, szafki, komody, żyrandole, łóżka, sofy, fotele i tak dalej. Teraz nasz domek ładnie prezentuje się wśród innych domów i wcale nie widać, że lata temu, bo kilkanaście na miejscu naszego obecnego domu znajdowała się jakaś rudera. I mówię to trochę z poczuciem humoru.

11. Jaki jest twój ulubiony kolor?

Moim ulubionym kolorem, możecie się śmiać, ale od zawsze, dokąd pamiętam jest różowy. Jakoś tak, jak byłam małym dzieckiem, byłam prawdziwą księżniczką. Wszystko musiałam mieć różowe. Nawet kolor pokoju, różowe stroje, różowe sukienki, różowe zasłony i różowe rolety. Różowy kubek do picia albo różowe poduszki. Mama miała ze mną nie lada urwanie głowy. Ale na szczęście ten okres minął, kiedy stałam się nastolatką. Zaczęłam nosić chętnie inne ubrania, w inne kolory, w inne wzory niż tylko te różowe. Jakoś przebrnęłam ten ciężki etap w życiu, kiedy wszystko dosłownie wszystko musiało być różowe.


12.. Czy kiedykolwiek zapaliłaś papierosa, albo napiłaś się alkoholu? Czy czekasz z tym dotąd, aż będziesz pełnoletnia?

Mam 17 lat, a dokładniej, już za jeden cały tydzień skończę 18. I planuję coś zorganizować i powinnam się z tego względu trochę pospieszyć. Z tego wszystkiego na śmierć zapomniałam o… o swojej 18-tce!

Wyłączyłam na chwilę kamerę. Pomyślałam, to znaczy przypomniałam sobie o tym, że za dokładny tydzień będę miała 18 lat. Niestety dobrze, że podrobiłam ten cholerny podpis. Zgłoszenia przyjmowane były kilka dni temu, nawet nie pamiętam kiedy. Mam małe urwanie głowy, bo nie dość, że jadę na obóz, to jeszcze przypomniałam sobie o tym, że mam urodziny. I to 18-te? Czy nikt mi aby nie szykuje niespodzianki? Na przykład moje kumpele z liceum, a szczególnie Nadka? Na chwilkę przerwałam nagrywanie. Powinnam wychodziłoby, za tydzień, czyli tydzień do obozu wystawić jakąś imprezę. Odetchnęłam głęboko. Pomyślałam o swojej mamie, o moich rodzicach. Moja mama na pewno po przyjeździe do domu, końcem sierpnia kupi mi coś drogiego we Francji. Albo wyśle pocztą. Albo zadzwoni, żeby złożyć życzenia. Albo chociaż przyśle cholerną kartkę. No nic. Pomyślałam, że część z moich wypowiedzi zwyczajnie wytnę. Że uda się nakręcić jeszcze ten cholerny filmik. Pomyślałam, w jednej chwili, że napiszę do swojej przyjaciółki, Nadki czy szykuje dla mnie jakiś prezent. Odpisała w jednej chwili.

— Hej, właściwie to… miałam ci nic nie mówić. Ale jeśli już pytasz? Planowałyśmy z kilkoma dziewczynami z twoich tańców, bo się z nimi zgadałam, dodatkowo jeszcze z kilkoma dziewczynami z liceum, że kupimy ci prezent i przyjedziemy z tortem 20 sierpnia, w twoje urodziny. Miała być niespodzianka, wszystkie dziewczyny na pewno mnie za to uduszą, że się wygadałam. Ale chciałam być z tobą szczera

— Wiesz co, skoro już coś zaplanowałyście, to wpadajcie. Tyle, tylko, że zaprosiłabym jeszcze kilka innych osób. W ogóle, to może zrobimy wydarzenie na Facebooku? Oczywiście tylko dostępne dla moich znajomych

— Wiesz co, to jest naprawdę wspaniały pomysł

— A tak poza tym. Odzywał się do ciebie Sebastian?

— Tak, gadamy od rana. Prawie cały czas. Dopiero teraz, a jest 11, przed chwilką skończyliśmy ze sobą rozmawiać

— No dobra. Cieszę się. Może z tej znajomości coś dobrego wyniknie

— Wiesz, nawet nie myślałam, że spotkam kogoś takiego i to na basenie jeszcze

— Gratuluję jeszcze raz. Muszę skończyć nagrywać mojego vloga. Masz jakieś plany na dzisiaj? Przyjedź do mnie po południu, po 15.

— Jasne. Nie mam

— Obmyślimy, jak będzie wyglądała moja 18-tka

— No dobra, w takim razie do zobaczenia. Muszę posprzątać trochę w domu

— A ja wracam do robienia vloga

Skończyłam pisać, to znaczy smsować z moją najlepszą przyjaciółką. Razem, po godzinie 15, kiedy do mnie przyjedzie omówimy wszystko co i jak będzie z imprezą. Tymczasem, wróciłam do nagrywania. Na czym to ja skończyłam? Kolejne pytanie.. ahh tak. Rozmawiałam o swoich urodzinach. Szczerze to byłam tak zagoniona, że kompletnie zapomniałam o tym, że będę kończyć 18 lat w tym miesiącu, w sierpniu. Ciągłe występy i próby cheerleaderek, a do tego teraz ten obóz, presja, żeby dobrze się uczyć, szczególnie do matury, sprawiła, że na śmierć o tym wszystkim zapomniałam. Moja przyjaciółka, Nadka swoje urodziny będzie miała za prawie jeden miesiące, po połowie, a dokładnie 16-tego września. Na pewno podobnie jak ja, będzie miała robioną jakąś imprezę.

Ustawiłam kamerę, włączyłam i nagrywałam dalej. Wyszukałam na kartce kolejne pytanie.

13. Czy chcesz mieć w przyszłości dzieci i założyć rodzinę?

Yy.. jasne. — Cały czas moją uwagę zajęła moja 18-tka, która zacznie się dokładnie za już jeden tydzień. Nie potrafiłam się skupić na mówieniu, na odpowiadaniu sensownie na wszystkich 50 razem pytań. Spojrzałam jeszcze raz na przygotowaną kartkę z wydrukowanymi pytaniami, nad którymi siedziałam pół nocy, żeby je wszystkie jakoś zebrać z różnych swoich portali społecznościowych. Skup się — Mówiłam do siebie w myślach — Pola, co jest z tobą? — Pomyślałam, że zaparzę sobie kawę, którą na co dzień piła zawsze rankiem i popołudniami moja kochana mama. Wyszłam z sypialni po drewnianych schodach, na dół do kuchni. Nastawiałam czajnik elektryczny, wlewając wcześniej do niego wodę z kranu i włączając go jednym przyciskiem. W czasie, kiedy woda się gotowała, wyjęłam z szafki ulubiony kubek w różowe smoki, kupiłam go, jeszcze jak byłam nastolatką, to znaczy takim trochę dzieckiem i zaczęłam poszukiwania puszki, do której była przesypana kawa. — Gdzie jesteś puszeczko? Zawsze tutaj… byłaś — Otworzyłam górną szafkę po prawej stronie — Jest — Zatriumfowałam. Nasypałam z zielonej, a bardziej eukaliptusowej puszki w liście dokładnie dwie płaskie łyżeczki kawy rozpuszczalnej, którą czasem, w razie potrzeby podbierałam mamie i chowałam dokładnie w tym samym miejscu, by nie widziała, że ktokolwiek ją ruszał. Mama co prawda nie zabraniała mi picia kawy, ale zawsze mówiła, że w moim wieku nie powinnam jej pić. Teraz kończę, za dokładny tydzień 18-tkę. Chyba mi już wolno pić kawę, palić papierosy i spożywać alkohol? Oczywiście żartuję. Wszystko z umiarem. Woda się zagotowała, a ja zalałam przygotowany kubek z kawą wrzącą wodą. Pomieszałam napój, wsypując do niego dwie łyżeczki cukru brązowego. Przyniosłam sobie jeszcze gorącą kawę do sypialni. Postawiłam ją na parapecie, obok mojej kamery, by od czasu do czasu, zwłaszcza kiedy nieco wystygnie, brać duże łyki i poczuć się tym samym lepiej. Bardziej i mocniej się koncentrować. Myśleć lepiej i przede wszystkim odpowiadać na pytania trochę dłużej, niż tylko tak, albo nie, albo ewentualnie nie wiem. Wzięłam przed ponownym włączeniem kamery dwa duże łyki kofeiny. Może teraz zdołam się jakoś skupić? Może nie zawiodę swoich widzów i uda mi się nakręcić ten cholerny filmik? W końcu w swoim ostatnim vlogu, w tym o gotowaniu, a dokładniej o tym, co jem w ciągu dnia, na końcu nagrywania obiecałam wszystkim, że za jakiś czas nagram filmik z odpowiedzią na wszystkie 50 pytań, które zebrałam we wszystkich mediach społecznościowych, które moi fani i widzowie mi zadawali. Wzięłam jeszcze głębszy oddech, otwarłam okno. W jednym momencie, pomyślałam, że zrobię montaż, i przeniosę się na werandę swojego domu z kartką z pytaniami, kawą i aparatem cyfrowym z funkcją kamery. Był to wspaniały pomysł. Wiał na dworze leciutki wiatr. Było bardzo ciepło, idealnie wręcz. Ustawiłam odpowiednio obiektyw, postawił na stole kawusię wzięłam do ręki kartkę i myśli jakoś same zaczęły mi przypływać do głowy. Może pod wpływem dotlenienia, a może jeszcze z innego względu. Na polu było przyjemnie, wspaniale. Szum pobliskich drzew i śpiew ptaszków odprężał, relaksował i powodował, że mój umysł lepiej pracował. Jeszcze raz powtórzyłam głośno pytanie, włączając kamerę.

— Czy chcesz mieć w przyszłości dzieci i założyć rodzinę?

— No pewnie, że chcę. Kocham i uwielbiam dzieci. Ale mam na razie dopiero 17 a właściwie 18 lat — Ugryzłam się w język — Przy okazji moich 18-tych urodzin. Organizuję konkurs — wiem, że to trochę egoistyczne, ale kto napisze najciekawsze życzenia dla mnie, mogą być pisane wierszem, ten dostanie ode mnie jakąś moją rzecz z mojego domu, którą wyślę najbardziej kreatywnemu widzowi. Ślijcie pod tym filmikiem życzenia, a ja wybiorę najlepszą, powiedzmy, że 5-tkę, która zgarnie ode mnie nagrody. Z kolei w następnym filmie postaram się rozstrzygnąć cały konkurs. A tymczasem wracam do odpowiedzi na wasze pytania. Marzy mi się ślub z księciem z bajki, a potem oczywiście gromadka dzieci. Kiedy? Jeszcze tego nie wiem. Ale wiem jedno na pewno, że jeszcze nie teraz. Chcę wybrać się na studia, chcę znaleźć dobrze płatną pracę zaraz po nich, a miłość i dziecko może oczywiście poczekać nawet do 30-tki. Nie jestem osobą, która będzie czekała na zrobienie sobie dzieciaka do 40-tki. Uważam jednak, że na wszystko przyjdzie czas. Mam na myśli imprezy, maturę, 18-tki teraz, studia — później, a dalej pracę i poznanie sobie jakiegoś faceta. Z niczym nie chcę się spieszyć. Ale w dalekiej przyszłości oczywiście nie wykluczam założenia rodziny.

14. Jakiej muzyki słuchasz na co dzień?

Uwielbiam słuchać wiele zespołów i nie mam jakiegoś jednego ulubionego gatunku muzycznego, czy ulubionego artysty. Po prostu mam tak, że słucham wielu utworów, które akurat wpadną mi w ucho. Lubię Ellę Davis, która nagrała całą chwytliwą, romantyczną płytę ze skrzypcami w tle, lubię też Gokob, który bardziej w swoich piosenkach nawiązuje do elektroniki, trochę disco i trochę techno. Kocham Magic Midnight, którzy wykonują muzykę bardziej jazzową. Teraz jeszcze mam w pamięci zespół Trzy Dwa Razy — to polscy wykonawcy, robiące obecnie furorę za granicą, szczególnie w Czechach i na Słowacji. To trochę słowiańskie rytmy, a na większości teledysków do ich piosenek występują dziewczyny ubrane w stroje ludowe. Jeśli miałabym podać najbardziej ulubiony gatunek muzyczny, to jest to jest to rock połączony z soulem. Tak, te dwa gatunki są mi najbardziej bliskie. A czy często słucham muzyki? Tej w radiu prawie cały czas. Tej w swoim odtwarzaczu w telefonie — jakieś dwie godzinki dziennie. Zakładam słuchawki i odpływam w jakąś inną krainę, do innego świata. Bez muzyki i to tej ulubionej nie wyobrażam sobie życia. Taka prawda.

15. Jakie są twoje największe marzenia?

Mam mnóstwo marzeń. Pamiętam nawet, że kiedyś na zajęciach w szkole z panią psycholog, trzeba było wypisać 10 swoich największych celów — marzeń, do których chce się dążyć. Nawet specjalnie dla widzów, przygotowałam sobie całą taką listę. I chciałabym ją teraz oficjalnie przeczytać:

1. Zdobyć mistrzostwo Polski podczas zawodów cheerleaderek

2. Pojechać do Wenecji (bardzo mi się podoba tamto miasteczko)

3. Oczywiście zdać maturę

4. Dostać się na filologię z językiem angielskim i francuskim

5. W dalekiej przyszłości założyć swój zespół cheerleaderek i uczyć i wymyślać kroki

6. Zorganizować dużą, wystawną 18-tkę

7. Pójść na prawko i zdać wszystkie egzaminy i jeździć autem po ulicy

8. Przeczytać 50 książek w ciągu roku (to takie małe wyzwanie, które sobie postanowiłyśmy z Nadką)

9. Wybrać się na prawdziwą sesję zdjęciową z profesjonalnym fotografem, może być w plenerze

10. Zatańczyć na dużej scenie, a dokładnie na dużym stadionie dla mistrzostw Polski w siatkówce

Mogę nawet skomentować tą moją listę, którą robiłam dokładnie rok temu, i która się nie bardzo od tamtego czasu zmieniła. Bardzo chciałabym tańczyć na stadionach, albo najlepiej zdobyć mistrzostwo Polski w tańcach z pomponami. Poza tym, kocham Wenecję i mam nawet w jednym pokoju obraz powieszony na ścianie przedstawiający właśnie to miasteczko, to miejsce. Jest tam tak romantycznie i chciałabym bardzo móc pojechać tam ze swoim chłopakiem. Pocałować się na tratwie i najlepiej jakby on, oświadczył mi się w takiej bardzo klimatycznej scenerii. Może się powtarzam, ale chciałabym też, żeby moja dalsza edukacja nie skończyła się na liceum. Chcę zdać obojętnie jak maturę i dostać się na wymarzone studia — filologię angielską i romanistykę w jednym. Umówiłyśmy się z moją przyjaciółką poza tym, że przeczytamy mnóstwo książek od nowego roku szkolnego. I będą to lektury, ale nie tylko — także nasze ulubione pozycje. Konkurs, kto przeczyta więcej zostaje zwieńczony końcem czerwca nowego roku. Już od momentu naszego małego zakładu, planuję, co by tutaj przeczytać. Na szczęście niedaleko mojej miejscowości znajduje się biblioteka. Mogę chodzić do niej nawet codziennie, byle tylko wygrać zakład. Co prawda, założyłyśmy się rok temu, ale temat jest bardzo świeży i aktualny. W tamtym roku zakład nam się nie udał, bo żadna z nas nie przeczytała tylu książek. Może w tym roku się uda? Może nie jestem modelką, ale chciałabym się także wybrać na profesjonalną sesję zdjęciową do jakiegoś fotografa. I może na sesję wpadnie także moja przyjaciółka, Nadka i razem zapozujemy? No dobrze. Aaaj, zostało jeszcze prawko. Planuję je zrobić, ale jak sobie jeszcze jakoś zarobię. Chyba, że mama w ramach 18-tych urodzin podaruje mi pieniądze na to. Nie mam pojęcia.

Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 12-ta. Ale się rozgadałam. Muszę się troszkę sprężać. Wypiłam kolejny łyk tym razem już trochę schłodzonej kawy i kontynuowałam nagrywanie.

16. Jeśli to byłby ostatni miesiąc swojego życia, to jak byś go spędziła?

Oojj, tego pytania bałam się chyba najbardziej, jak je przeczytałam na początku, kompletowania wszystkich pytań. Myślę, że zwiedziałabym cały świat i co dziennie byłabym w innym kraju, innej miejscowości, innym miasteczku. Oprócz zwiedzania stołowałabym się w najlepszych restauracjach na świecie, a wieczorem oglądałabym najbardziej kultowe filmy w objęciach swojego chłopaka. Jadłabym też wszystko, na co mam ochotę. Spróbowałabym międzyczasie wszystkich możliwych sportów i wybrałabym się na koncerty największych gwiazd, a potem bym się z nimi spotkała. Poszłabym na pokaz mody, pojechałabym gokartem, wybrałabym się na kręgle i zadzwoniła do mamy i taty, i powiedziałbym im, że bardzo ich kocham. Spróbowałabym jazdy na nartach, snowboardingu, łyżew jeszcze raz. Wybrałabym się na wycieczkę rowerową na kilkadziesiąt kilometrów. Pojechałabym na Morze Bałtyckie się pokąpać i w góry, pochodzić i może zdobyć jakiś szczyt. Obcałowałabym chłopaka przez kilka godzin i zobaczyłabym piramidy w Egipcie zupełnie na żywo. Przejechałabym się pustynią. I zobaczyłabym widowisko baletowe. Zatańczyłabym ze swoją drużyną na mundialu w przerwie. Kupiłabym prenumeratę najdroższych magazynów modowych. Na razie tylko, a raczej aż to przychodzi mi do głowy.

17. Co uwielbiasz jeść?

Hmm.. jeść? Kocham przede wszystkim ciągnącą się, gorącą pizzę z serem żółtym, na drugim miejscu będą chrupiące zapiekanki z grzybami, ketchupem, szczypiorkiem, ogórkami o kukurydzą. Trzecie miejsce to spaghetti z pikantnym, meksykańskim sosem. Dalej może na kolejnym miejscu będzie biała czekolada, a potem batoniki kinder bueno. Jeśli chodzi o to, co na co dzień jem, nie mam jakichś wyszukanych smaków. Zjem na obiad schabowego z surówką i ziemniakami, a potem na deser kilka ciastek Delicji. Ale czasem, jak w tej chwili, dbając o swoją sylwetkę, jako tancerka nie mogę sobie pozwolić na jedzenie samego niezdrowego jedzenia. Czasem, a nawet ostatnio często jestem na diecie. I nie mam zaburzeń — jem dużo, ale zdrowo. Z resztą sami widzieliście na poprzednich filmikach.

18. Twoja ulubiona bajka z dzieciństwa, to?

Absolutnie hitem numerem jeden dla mnie jest Shrek. Do dzisiaj go oglądam, od czasu do czasu. Uważam, że jest to najgenialniejsza bajka, jaka mogła powstać i to wszystkie części bardzo mi się tak podobają. A co oprócz tego? W dzieciństwie oglądałam wszystkie bajki — co tylko leci. Nie ważne, czy byłaby to myszka miki, czy kaczor Donald. A może Gumisie. Lubiłam je wszystkie i ciężko byłoby tutaj wybrać jakiegoś jednego zwycięzcę. Shreka oglądałam kilka lat później, po jego oficjalnej premierze. Uważam, że jest to najbardziej wartościowy, ale też interesujący film animowany zarówno dla dzieciaków, młodzieży i dorosłych.

19. Gdzie zabrałabyś swojego chłopaka na randkę, jeśli to ty miałabyś o tym decydować?

Ojj, muszę chwilę pomyśleć. Może byłaby to droga restauracja, albo kino? Nie mam jakiegoś takiego idealnego, wybranego miejsca na randkę. Uważam, że jeśli się kogoś kocha, to każde miejsce na spotkanie będzie dobre. No, może prawie każde. Najważniejsza jest w końcu ta osoba, z którą się człowiek spotyka. Nie istotna jest cała ta oprawka. Może to być koncert, a równie dobrze basen. Może to być też romantyczny spacer po parku, albo teatr. Kręgle, albo wspólne jeżdżenie na rowerze.

20. Lubisz czytać? Co ostatnio przeczytałaś i kiedy?

Jeśli chodzi o czytanie, nie jestem w tym jakąś pionierką. Po prostu przeczytam coś od czasu do czasu, co wjedzie mi w ręce. Do biblioteki chodzę maksimum dwa razy w miesiącu. Nie potrzebuję więcej, bo i tak na ogół mało czytam. Dziennie przeczytam coś czasem dwie godziny, czasem trzy, cztery albo ani jednej. Jeśli chodzi o to, jakie gatunki lubię, lubię historię, która w jakiś sposób mnie ujmie. Nie wszystkie książki oczywiście mi się podobają. I często mam tak, że ją już pożyczę, ale w połowie nie podoba mi się historia, albo mnie za bardzo nudzi. Wtedy zostawiam ją i oddaję. Nie ma co się z nią siłować i myśleć, że uda mi się ją dokończyć. Już wiem z doświadczenia, że jak coś mi nie podejdzie to wcale nie muszę jej czytać i się niepotrzebnie męczyć. A ostatnio, z tego co pamiętam przeczytałam książkę Joanny Radomskiej pt. „Chwila prawdy”. Jest to opowieść o małej dziewczynce, która zawsze miała marzenie, by tańczyć. Jej rodzice niestety nie pochwalali tego, a ona sama po kryjomu przed nimi chodziła na lekcje tańca. To bardzo ujmująca i przepiękna historia, przy której nie ukrywam, ze uroniłam nie jedną łzę.

21. Jakie są twoje ulubione filmy, jeśli chodzi o gatunek?

Lubię jak to baba komedie romantyczne. Często się przy nich wzruszam. Poza tym lubię może was to zdziwić, ale animacje, czyli bajki dla dzieci. Poza tym kocham filmy dokumentalne z ciekawą historią oraz biografie szczególnie artystów muzycznych. Lubię też oglądać seriale, na przykład modny ostatnio „Ta epoka”, albo „Romans stulecia”, który mimo, że te oba filmy mają po 3 sezony, po 12 odcinków, jak się ostatnio dowiedziałam, ich twórcy planują nagrać więcej. Jak dowiedziałam się o tym, bardzo, ale to bardzo się ucieszyłam. Nowe odcinki będzie można obejrzeć już końcem sierpnia. To moment, w którym przyjadę z obozu — Cholerka — Ugryzłam się w język. Miałam w końcu nikomu nie wspominać, o tym, że planuję wybrać się na obóz. Jeszcze film zobaczy moja mama? No nic. Trzeba będzie wyciąć i ten fragment.

22. Czy stosowałaś w swoim życiu jakąś dietę, albo stosujesz teraz?

Jak już wspominałam, obecnie jestem na zdrowej diecie. Jem wszystkie produkty, ale w tej zdrowszej, odchudzonej, niskokalorycznej wersji. Odchudzam się, od kilku już ładnych lat, jeszcze w końcowej klasie podstawówki, to była może 7 a może 8 klasa. Nigdy jednak nie miałam zaburzeń związanych z jedzeniem i całe szczęście. Widziałam, jak moje koleżanki z zespołu katowały się różnymi dietami, a potem na zmianę z głodu objadały się niemiłosiernie niezdrowymi fast foodami czy przekąskami z ogromną zawartością cukru i tłuszczu a do tego różnymi chemicznymi substancjami, które były nafaszerowane w te wszystkie ciasteczka, lody, lizaki, czekoladki, czy cukierki. Ja na szczęście takich problemów nie mam. A dieta i to przypominam, zdrowa i dobrze i zbilansowana towarzyszyła mi jakoś przez większość nastoletniego życia. A żeby utrzymać ładną sylwetkę, uwierzcie mi wystarczy zdrowo się odżywiać, czyli jeść owoce, warzywa, kasze, ryże, ciemne pieczywo, płatki owsiane, do tego chude mleko i chudy nabiał, ser feta, czy brązowy cukier.

22. Twoje ulubione śniadanie, obiad, deser i kolacja?

Moim ulubionym śniadaniem są naleśniki amerykańskie polane miodem z pokrojonymi bakaliami, na przykład daktylami, figami, czy też morelami suszonymi i rodzynkami. Na obiad, jak już wspominałam lubię jeść fast foody, na przykład tortillę, chlebek pita, albo kebaby. Mój wymarzony deser to kremówka, a na kolację lubię zjeść sałatkę zieloną z dodatkami i tostami zapiekanymi z serem żółtym w tosterze. Oczywiście to są moje ulubione posiłki, i w cale nie muszę się nimi każdego dnia objadać. Po prostu od czasu do czasu zaserwuję sobie coś bardziej kalorycznego. I nie mam wyrzutów sumienia później, że coś takiego zjadłam. Po prostu mam zdrowy stosunek z jedzeniem. Całe szczęście.

23. Czy jesteś od czegoś uzależniona?

Oczywiście, że tak. Jak każdy. Ale mówię z przymrużeniem oka. Jestem uzależniona od treningów tanecznych, od picia czerwonej herbaty, którą mogłabym wypijać litrami każdego dnia, bo po prostu kocham ten smak. Nie wyobrażam sobie życia, bez nagrywania dla was filmów, od seriali i filmów wieczorami, od swojego telefonu, od nauki. Nie mogę sobie teraz nic więcej przypomnieć, ale na pewno coś by się tutaj jeszcze znalazło. O, mam. Od kupowania ubrań i od kupowania lakierów do paznokci. Mam ich całą kolekcję, chyba z 30. Zawsze co dziennie rano gapię się w lustro i wyszukuję zmarszczki albo krostki. Co dziennie smaruję na ciało ten sam zawsze oliwkowy balsam do ciała i nie mogę się obejść bez kredki do oczu. Zawsze nie chcę mi się wstawać rano do szkoły w roku szkolnym. I jestem uzależniona w związku z tym od ociągania się rano i ustawiania budzika w taki sposób, by zadzwonił za następne 5 minut. Tak, jestem też kujonką i jestem uzależniona od wkuwania, ale to chyba na plus.


24 Jakbyś miała zaplanować swoje życie — jak byś je przeżyła?

Hmm.. na razie nie wiem za bardzo jak odpowiedzieć na to pytanie. Po prostu żyję z dnia na dzień, nie robię dalekosiężnych planów. W ogóle to tak naprawdę nic nie planuję. Nie znaczy to, że żyję jakoś chaotycznie i że moje życie wymyka się z pod kontroli, bo tak nie jest. Ale lubię wszystko robić spontanicznie. Zwykle, kiedy coś planuję to się nie udaje. Dlatego też najlepsze wypady gdzieś, wyjazdy, spotkania, imprezy, dyskoteki zdarzają się tak trochę z przypadku, bez jakiegoś dalekiego zaplanowania. Cieszę się, jeśli mnie rozumiecie i jeśli dobrze wam, moi drodzy widzowie to wyjaśniłam. Życie samo przynosi niespodzianki. I są one najlepsze tylko wtedy, gdy dzieją się mimochodem. I jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem. Nie ma w moim życiu żadnej rutyny, która wiem doskonale, że może często być szkodliwa. Warto być od czasu do czasu nieco zwariowanym, mieć głupie pomysły, sporą energię w życiu i przede wszystkim warto kochać ludzi i przebywać z nimi. Nie ma co planować życia, bo najczęściej to nie wyjdzie i nie ma co być zbytnio poważnie, a życia brać zbyt serio. Dobrze mieć do wszystkiego pewien dystans. No i oczywiście się dużo śmiać i bawić!

25. Czy żałujesz czegoś, czego nie zrobiłaś?

Jasne! Żałują, że nie byłam do tej pory na koncercie moich ulubionych artystów, którzy byli jakiś czas temu może nie w Tarnobrzegach, bo to za małe miasteczko, albo po prostu miejsce, ale byli jakieś dwie i pół godziny ode mnie drogi. A ja wtedy nie chciałam pojechać, bo miałam ważny egzamin w szkole i musiałam się do niego uczyć. Na pewno żałuję, że nie nauczyłam się do tej pory pływać, ale to jeszcze wszystko przede mną. Żałuję, że nie tańczę do małego dzieciaka, tylko od 9 roku życia. Dziś byłam istną gwiazdą. Byłabym bardziej rozciągnięta, może a raczej na pewno miałabym lepszą taneczną technikę, no i także byłabym obyta ze sceną, a nie za każdym razem mam lekki stres. Poza tym żałuję, że nie przyszłam na casting do roli Augustyny do spektaklu teatralnego w naszym miasteczku, bo byłam chora, przeziębiona. I także żałuję, że nie przyszłam na warsztaty taneczne z gwiazdą Miką Lubasik, bo zwyczajnie wtedy zaspałam, bo poprzedniego dnia włóczyłam się nocą z moją przyjaciółką Nadką po mieście do późna. Żałuję też, że nasz zespół nie wystartował w wojewódzkich mistrzostwach cheerleaders, bo panie, kiedy przyjechałyśmy na miejsce zapomniały zabrać naszych strojów i już było za późno, żeby po nie jechać, wiec niestety nie wystąpiłyśmy. Żałuję, że nie wybrałam się z obecnym, aktualnym przystojniakiem — kolegą z klasy, który zaprosił mnie do kina, bo był wtedy grubiutki, pulchniutki i wszyscy się z niego śmiali, ale to było jeszcze w podstawówce. I żałuję, że nie było mnie w szkole, kiedy przyjechała do nas gwiazdy siatkówki — cały zespół, który wygrał aktualne mistrzostwa Polski. No nic, tego jest bardzo dużo. Mogłabym wymieniać i wymieniać, ale niestety czas mnie nieco nagli. Zakończę to pytaniem, pytaniem do was — moi drodzy widzowie — dajcie znać i podzielcie się waszymi historiami. 10 najlepszych historii, dotyczące tego, czego żałujecie obiecuję, że przeczytam na głos. Obserwuje mnie na kanale YouTube ponad 50 tysięcy ludzi. Piszcie do mnie wiadomości na Instagramie, tak będzie najszybciej, czego żałujecie i wy w życiu. Na razie kończę takim miłym akcentem, odpowiedź na to 26 już pytanie.

26. Jakie są twoje zainteresowania — pasje?

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 29.4
drukowana A5
za 62.78