Chciałbym podziękować za zaufanie i wsparcie poprzez zakup tomiku. Szczególne podziękowania kieruję do mojej przyjaciółki Victorii bez której ten tomik pewnie by nie powstał
Marcin Celegrat
Powitanie
Oczaruję Was talentem
Przeżywania strasznych cierpień.
Szczęście jest medykamentem,
Lecz posiałem gdzieś receptę.
Proszę smutki, proszę bierzcie!
Weźcie sobie mnie całego.
Jestem tylko śmiesznym zlepkiem,
Co zostało ze dawnego.
Lustro wciąż mnie oszukuje,
Widzę różne w nim osoby.
Coraz częściej myślę o tym
„Jesteś słaby, a nie chory”.
Mówię dużo, to ryzyko.
Strach mi ściska mocno gardziel,
Zachowajcie te wersety
I po śmierci pamiętajcie.
Cisza
Mówię mało, albo wcale.
Zapytany jak się czuję,
Zwykle suszę smuto zęby
Niemo mówiąc „egzystuję”.
Świat jest szary, szczęścia nie ma.
Każdy oddech tylko męczy.
Spójrz przez moje okulary,
Doświadcz czarno białej tęczy.
Po co są te garści leków?
Desperacja chce mi wmówić,
Że po małej stercie chemii
Można owy świat polubić.
Wybacz, jeśli Cię zasmucam.
Powinienem przestać pisać.
Chodź i pozbaw mnie oddechu,
Niech zapadnie wieczna cisza.
Cień
Całuję chłodna lufę,
Delikatnie gładzę naboje.
Spragniony jestem ofiar,
Muszę robić swoje.
Pieniądze mnie nie kręcą,
Mógłbym robić to za darmo.
Jestem płatnym mordercą,
Ubieram się na czarno.
Przyciemnione szkła,
Cienkie rękawiczki.
Skradam się pod cieniem nocy
Królestwem mym uliczki.
Nie myślę, nie planuję
Mój instynkt to robi za mnie,
Omijam ochronę
Znajdą Cię z podciętym gardłem.
Nie wyznaję żadnych bogów,
Rozmawiam tylko ze śmiercią.
Mam ręce krwią splamione
Teraz i na wieczność.
Wizyta
I znowu się spotykamy.
Nawet się nie starasz
Udawać zaskoczenia.
Twój pusty wzrok mówi:
„Znowu tu jesteś”
A mnie dręczy poczucie,
Że nic się nie zmienia.
Robisz mi drinka,
Częstujesz obiadem.
Z zainteresowaniem
Słuchasz mych opowieści.
Samotność doprawdy
Straszną jest trwogą
Gdy szukając uwagi
Przychodzisz do śmierci.
Nie uważasz, że to dziwne
Gdy przy Tobie płaczę.
I całkiem często
Mówisz jak Ci przykro.
O tym jak bardzo
Chciałabyś mnie zabrać,
Gdyby nie te łańcuchy
Które nie pozwalają mi zniknąć.
Zabraniasz mi przestać
Być odpowiedzialnym,
„Marcin nie liczy się
tylko to co Ty chcesz.
Jeśli kiedykolwiek zatęsknisz,
Kogo będziesz obwiniał,
Jeśli nie mnie?”
A gdy bezradny
Pytam co robić,
Uśmiechasz się
I przytulasz mnie lekko.
„Żyj jak najdłużej
nim do mnie przyjdziesz,
moje kochane słoneczko”.
Blood
Krwiste łzy mi lecą z oczu,
Powodując krwawe poty.
Krew uderza mi do mózgu,
Przez co gadam te głupoty.
Krwotok z nosa plami bluzę,
Usta lśnią krwistą czerwienią.
Krew mi leci także z uszu,
Od Twojego zawodzenia.
Dłonie krwią mam poplamione,
Nie pomaga szorowanie.
Zamiast mydła, czerwień płynie
Napuszczonej krwi mam w wannie.
Co tak krwawi zapytacie?
Skąd tej krwi litrów setki?
To me serce moi mili,
Puszcza kroplę kiedy cierpi.
Żarcik
Poszedłem do kardiologa,
Ze strasznym bólem serca.
A on zaczął mi gadać,
Że jak nie ta to następna.
Próbowałem mu przerwać,
Lecz on gadał i gadał.
Nabieram przekonania,
Że ten świat oszalał.
Spytałem kiedy skończy,
Odparł, że nie prędko.
Więc poszedłem do rodzinnego,
By uleczył mnie receptą.
Wchodzę pewny siebie,
A tam ciastka i kawa.
Prosto z mostu wali,
Bym o byłej opowiadał.
Zacząłem uciekać,
Udał im się kawał.
Doszedłem do domu,
I zszedłem na zawał.
Przekleństwo
Jestem najszlachetniejszym z ludzi,