E-book
13.65
drukowana A5
31.33
Brudny Czyściec

Bezpłatny fragment - Brudny Czyściec


Objętość:
82 str.
ISBN:
978-83-8273-979-4
E-book
za 13.65
drukowana A5
za 31.33

Cześć. Masz w rękach książkę, która właściwie nie jest nikomu do niczego potrzebna. Zupełnie jak większość wiedzy szkolnej i tego, co nas otacza, ale o tym później. Oto mój brudny czyściec. Pozdrawiam. Wojciech.

Pamiętam zapach jej potu nawet.

Innych nie pamiętam twarzy.

Imion nawet.

Z zachowania lubiłem wszystko prawie.

Trochę mniej jak czułem się pomijany.

Wyznałem jej miłość prawie.

Może faktycznie tak powiedziałem.

Ten wątek w mojej głowie, jakoś rozmazany.

Bo prawie wszystko jej powiedziałem.

Niektórych słów mogłem jej faktycznie darować.

Nie ma co tłumaczyć, że byłem pijany i rozchwiany.

Nic dziwnego, że finalnie postanowiła mi nie darować.

Ile warte dziś są moje słowa? Czasem o tym myślę.

Czemu tak bardzo czuję się przegrany?

Zadaję pytania sobie i tak tylko sobie myślę.

Czy kiedyś przyjdzie lepszy czas

I faktycznie ją spotkam?

Czy ten czas jak każdy zostanie mi odebrany?

Nie oglądam się nawet,

Bo jej odbicia w lustrze nie spotkam.

Spotkałem kilka bardzo dobrych kobiet.

Kobiety dobroduszne mówią,

Że jestem nieszczęśliwie zakochany.

Mogą mieć rację, ale ja nie słucham innych kobiet.

Chociaż wysłuchuję każdej.

Nie oczekuję, że z moim myśleniem będę zrozumiany.

Bo ja nie chcę każdej.

Paru z nich, wcześniej coś ukradłem

Czasem pod pretekstem, bo byłem rozchwiany.

Faktycznie ukradłem.

Czyściec jako miejsce, gdzie kochamy,

Ale nikt nie kocha nas samych.

Nawet my.

Poli mnie w środku

Człowiek bez stada.

Jednoosobowa armia.

Ja.

Poliamoryczność życia mnie

Zachwyca?

Nie.

Zastanawia bardziej.

Słowa mojej matki a wcześniej babki

Brzmiały:

Jeśli kochasz dwóch mężczyzn,

To nie kochasz żadnego.

Myślę o tym czasem.

Bo byłem tym pierwszym,

Tak jak byłem tym drugim.

Czy byłem kochany?

Nie wiem.

Choć słyszałem, że jestem.

Miły.

Co do uczuć.

Cóż…

Czuć niepewność w moim głosie.

Piśmie i na twarzy.

Mam straszny problem,

Żeby to zauważyć.

Odbieram świat jako pozory.

I nie chce mi się wychodzić.

Do ludzi.

Te pozory tworzyć.

Poważna lista błahych spraw,

Których nie chce mi się robić.

Przykładowo uginać,

Dla przykładu lub bo tak wypada.

Z własnej woli i miłości.

Inaczej nigdy.

Pókim żyw wymagam płatności za krzywdy.

Bo ja też płaciłem.

Płacę codziennie by być mniej radioaktywnym.

W każdym razie życie zatacza koło w każdym wyrazie.

Moje.

Bo dla innych to tylko smutne historie

Albo pisane w gniewie.

Najlepsze gnioty pisane na kolanie.

Piszę, czym żyję.

Autentycznie pierdolę wydźwięk.

Dlatego jest autentycznie.

Nie chcę, by ktoś bił mi brawa.

Mierzi mnie hałas.

Ratuje mnie spokój.

Zapominałem, kiedy ostatni raz krzyczałem.

To przecież takie niepotrzebne.

Dzisiaj umiem wszystko na spokojnie powiedzieć.

Kosztowało mnie to finansowo niewiele.

Jest na receptę.

Płacę tylko trzydzieści procent.

Żartuję.

Te na sen są sto procent płatne.

Choć przy terapii blednie.

Raz w życiu przydał mi się NFZ.

Postronni mówią, że pielęgnuję depresje

Albo nie daj boże, obudowuję się cwaniactwem.

Ja tylko przelewam myśli na kartkę.

Zwierzam się obcym w notatce.

Bo tak łatwiej.

To tylko forma terapii.

W której długo będę.

Chciałbym wierzyć w poliamoryczność,

Ale ja nigdy taki nie będę.

I coraz mniej czuję więzi.

Jestem sobą i tylko sobą.

Jednocześnie.

Różne formy

To zupełnie inni ludzie.

To co do nich czuje,

To przeniesienie.

Na ten moment nie jestem w stanie ich polubić.

Nic mi nie zrobili.

Nie znam ich nawet.

Każdy z nich to chuj

I to w dodatku głupi.

Każdy były, obecny, przyszły, zakręcony obok.

Eskalacja jest taka,

Że nie lubię wszystkich uważanych za ładnych.

Ja wiem, że to głupie i bezsensu.

Jednak rodzą negatywne emocje,

W moim chłopięcym sercu.

Czuje lęk, że są lepsi.

Muszę być lepszy.

Jestem.

Jestem?

Nie wiem.

Biegnę.

Na każde zawołanie.

Bo boję się że z nimi pójdzie.

Jestem wszędzie.

Kompatybilny.

Schowam się nawet w lodówce.

Nie opuszczaj mnie proszę.

Ja wiem że to żałosne.

Lecz proszę.

Zmienię spodnie, świat i co chcesz.

Tylko proszę.

Strach co?

Jestem jak koliber.

Muszę coś robić,

Bo inaczej upadnę.

A bardzo się tego boję.

Toksyczne związki tak bliskie mojemu sercu,

Że nie jestem w stanie rozumować poprawnie.

Chcę rozjeżdżać panów z brzuszkiem.

Usłyszeć wybuch i mój śmiech.

Wybuch nie?

Płacz i śmiech jednocześnie.

Czyste życie.

To po kim tęsknicie,

To nie są ludzie,

To tylko wspomnienie.

Rzeczywistość przybiera różne formy.

Niestety w moich oczach,

To tylko przeniesienie.

Emocji, które czuje.

Ciagle się uczę.

Mam nadzieje, że zrozumiesz.

Nie umiem słuchać o innych mężczyznach.

Mam nadzieję, że to czujesz.

Corpus christi.

Wiem jak, ciężko jest zapomnieć.

Dlatego sam nie zapominam.

O tym, co było.

O tym, co jest, czasem nie pamiętam.

Jestem najgorszy.

Przez depresje źle wymawiałem szczęście.

Jednak pamiętam szczęście.

Te proste.

Chwile.

Nie po kresce czy butelce.

Widoczne przez widok.

Całkowicie namacalne.

Przytulenie potrafiło mnie unieść

Na nadchodzące tygodnie.

Ponad ziemie.

Ponad mnie.

Zająłbym się nią do końca dni.

Moich.

Bo umrę tragicznie.

Dobrze to wiem.

Zanim przyjdzie dzień ten.

Spędzać z nią noce wszystkie.

Pisać wiersze o jej pięknie.

Zrobić z tego karierę

Bym nie musiał wychodzić, kiedy tego nie chce.

Zrobić jedzenie, pranie i ją dwa razy na kanapie.

Małostkowe, proste i wulgarne.

Wiem.

Taki też jestem.

Wiesz.

Bo znasz mnie.

Umiem dać szczęście.

Nawet jak to tylko jakiś serial na netflixie.

Nawet jeśli wszystko w koło to brednie.

Nawet jeśli wszystko jest niepewne.

To ja jestem.

Pełen niedopowiedzeń,

Których nie muszę mówić.

Bo wiesz, co chce powiedzieć.

Za mnie.

Jestem synem dzieci z rodzin alkoholowych.

W domu też każde wspomnienie było płynne.

Staram się nie żyć tym wyznacznikiem.

Każde z nas zasługuje na szczęście.

Wewnętrzne.

Przy sobie.

Oddałbym każdy organ.

Jeśli są jakieś ci potrzebne.

Dobre rzeczy też idą w parze.

Nie tylko nieszczęście.

Dam każdy orgazm.

Bo niczego nie studiowałem

Tak jak czasu sam na sam

Z twoim ciałem.

To trochę monotonne.

Bo już chyba o tym napisałem.

Może pomyślałem tylko.

Znowu wszystko mi się plącze.

Czas jako zjawisko jest fascynujący.

Nie mam go,

A konsekwentnie przelatuje mi przez palce.

Aktualne dni bez ciebie są.

I to chyba jest najgorsze.

Są rutynowe.

Zbyt powtarzalne.

Co, jeśli to rutyna mnie zabije?

A podobno zabija związek.

Nigdy nie miałem cię za rutynę.

Chociaż faktycznie mieliśmy siebie tylko chwilę.

Jak już mówiłem, jestem synem.

Szanse są marne, ale powróciłem.

Jestem jak zawsze.

Gdzie człowiek nie może,

Tam ja dotrę.

Jestem uparty,

Ale kto, by nie był na moim miejscu.

Nikt nie był.

Ja jestem.

Wiesz, co jest najlepsze w tym, że jestem najgorszy?

Rozkwit.

I ty.

Każde moje osiągniecie, blednie przy tobie.

Wszystko blednie przy pięknie.

Wszystko to nic przy kobiecie.

Na co nam świat. Przestań.

To tylko zbiór ludzi kłóci się, o to, co u góry.

A to tylko słońce, gwiazdy i chmury.

Czasem lepiej zamknąć oczy.

Dać ponieść się fantazji.

Jest Boże ciało.

A ja tylko ciebie chcę czcić.

Resta to kłamstwa.

I to nie jest moja wiara.

19.06.22

Pamiętam, jak łapałem, równowagę chodząc.

A to przecież robi się głową.

Kończyny wydają się bezsensowne.

W miarę odkrywania siebie w głowie.

No bo przecież gdzie lądują

Wszystkie dreszcze wędrujące po ciele?

W głowie.

Bo przecież wszystko, co się w koło dzieje,

To już tylko wspomnienie.

Im się dłużej zastanowię,

To wszystko jest bezsensowne.

Ulotne i płytkie.

Życie jako choroba przekazywana genetycznie.

Zamiast przyznać mi racje.

Czekają, aż zamilknę.

A ja odkryłem, że nie muszę mówić.

Nie muszę słuchać i się kłócić.

Umiem tworzyć i nie chcę już łez dusić.

Myślę o apokalipsie, stojąc przy papierosie.

Otoczenie i tak przypomina czyściec,

Choć jest brudniej, jak tak sobie pomyśle.

Chyba jest czerwiec.

Albo jakiś inny miesiąc przed lipcem.

Co jest z dniami, których nie znam?

Czy to na pewno nie jest dzień ten sam?

Chyba to wszystko się zapętla.

Ile udźwigną drzewa?

Ile węzłów ma pętla?

Nie wiem. Nie sprawdzam.

Atmosfera jest średnia,

Ale nie zmierzam do wyjścia.

Ubolewam, ale to nie znaczy, że się poddam.

Zaduma jest mi dużo bliższa niż duma.

I to nie znaczy, że przegrywam.

Chociaż świat jako gra planszowa

Już mi się nie podoba.

To nie znaczy, że nie wygrywam.

Jako pionek dotarłem już raz na drugi koniec planszy

I mógłbym być każdym.

A marzy mi się jedynie królowa.

Bym już nie musiał być każdym.

Innym. Jednorazowym. Wymiennym?

Pomijam już poglądy.

Większa część ludzkości przecież pogląd ma zwiewny.

Większe umrze pierwsze,

Chociaż jest silniejsze.

Przerost mięśniowy jako osobny rodzaj choroby.

Śmieją się ze mnie, bo im nie zazdroszczę.

Taki odruch ludzki.

Mnie obrzydzają idealne sylwetki.

Brzydzą ich myśli.

Ich i mnie.

Ludzie są ohydni.

Większość nie myśli.

Szkoda, że prawda leży po stronie większości.

A nie rzeczywistości.

Ziemia planeta ludzi,

Choć na tle zwierząt jesteśmy najgorsi.

Nie odpalałem telewizora od półtora miesiąca.

Nie wiem, czy działa.

Mógłbym włączyć.

Sprawdzić.

Pooglądać małych ludzi.

Starczy mi ich jednak na ulicy.

Zawsze ktoś krzyczy, jak argument leży.

Pazerny traci.

Mądry milczy.

Ja chce tylko trafić w serce.

Tak by mogło mnie na nowo dostrzec.

Chociaż jestem chłopcem.

Chociaż nigdy nie dorosnę.

Myślę o przeprowadzce.

Poważnie.

Mógłbym znaleźć się w Alicante.

Obrać Olsztyn jako cel.

W końcu zostałem honorowym Warmianinem.

Co mnie ciągnie do miasta z dolnego śląska?

Skoro szansa, na którą liczę,

Nie do końca jest zależna ode mnie.

To niby tylko kobieta, z którą przyszło mi się rozstać.

Dlaczego jest tak ważna?

Dlaczego zajmuje tyle miejsca w wierszach,

Myślach i pragnieniach?

Nie umiem wyrzucić jej z wnętrza.

Nie umiem nikogo innego zapamiętać.

Pogoda jest słoneczna.

Kierunek świata to plaża.

Ja ciągła praca od półtora miesiąca.

Nie mam czasu na nic.

Bolą mnie plecy.

Boli bark mnie, bolą ręce i nogi.

Czy rzeczywiście wszystko jest ważne i opłacalne?

Przesuwam po mapie palcem

A i tak pójdę za sercem.

Nie wiem, co się stanie.

Moje ciało jest zmęczone,

Ale myśli są czyste.

Muszę zmienić lokalizację.

Rzeczywiście zmienić piekło na czyściec.

Nawet jak to tylko inne miejsce w mojej głowie.

Specjalnie

Przecież mógłbyś.

Robisz to celowo.

Nie jesteś brzydki.

Rozgarnięty w miarę.

Majętny pół średnio.

Jeśli chodzi o rozwagę,

To nawet.

Świat, to plaża.

Mógłbyś pływać wśród kochanek.

Rozbieraj się.

Pokaż tatuaże.

Wyciągnij pałę.

Banalnie proste.

Robiłeś tak przecież nie raz.

Dlaczego nie teraz?

Nie mów, że wiek.

Przecież to tylko liczba.

A twoja krzywa umysłowa przechodzi wachania.

No przechodzi.

I co mam im wszystkim kurwa powiedzieć?

Że nie wiem?

Że nie przechodzi?

Że leżę na podłodze, w ubraniu

I wpatruje się w dal przez ściany.

Nie mogę wstać i cisną mi się łzy do oczu.

Oczywiście że chciałbym mieć zajęte dni.

Gdzie główne zajęcia, to ja i ty,

Ale nie wiem kim jesteś dzisiaj.

Nie wiem kim jesteśmy my.

Dlaczego nie ma nas,

Choć moglibyśmy być.

A znam wszystkie odpowiedzi.

Celowo nie odpisuje na wiadomości,

Od miesięcy kurwa.

Nie wiem jaki jest dzień

Kiedy się polepszy?

Kiedy wrócą sny?

Może to wszystko mi się śni?

Boję się otrzymania ran,

Więc sam się ranię.

Rozumiesz?

Raczej nie.

Dlaczego tak leżę?

Dlaczego nie wstaję?

Dlaczego nie rucham?

Bo boję się kurwa.

Rzygam tym wszystkim,

I sam siebie brzydzę.

Brodzę w plwocinach swoich myśli.

A ktoś jeszcze ma czelność stwierdzić,

Że jestem mało autentyczny.

Że nudny kurwa.

Że mało rozrywkowy.

Małomiasteczkowy smutny chłopiec.

I po chuj ci taki ja?

Zawsze byłem zostawiany.

Milion osób w tą czy w tą nie robi mi różnicy.

Wartościowe są trzy osoby,

A reszta to statystyki.

Przecież to tylko liczby.

Ależ oczywiście, że macie racje wszyscy.

Kucharze, to kurwiarze i alkoholicy.

To nic, że nie piję.

Uprawiam seks raz na dwa lata.

Przecież to tylko liczby.

Miarodajne są statystyki.

Mam teraz chodzić?

Łazić i tłumaczyć?

Tak jak dlaczego, jak i ile teraz dostaję na rękę?

Czym mam się puszyć teraz?

Kiedyś nawet twarz chciałem mieć inną.

Tak jak wtedy gdy leżałem z jedną,

A chciałem z inną.

Zostało myśli za dużo i teraz jest pusto.

Zostawcie też tatuaże.

Proszę.

To tylko martwi mężczyźni.

Staram się zwalczyć ten mechanizm,

Który odgórnie ich wszystkich nienawidzi.

Moje losy na tej planecie,

Są sporne.

I pewnie nie raz za siebie dostanę w mordę.

Dzisiaj proszę.

Zostawcie mnie.

Chcę tylko poleżeć sam na podłodze.

Abonent czasowo niedostępny

Ile to już?

Kłamię sam siebie, że trzy lata.

Tak naprawdę, to wszystkie.

Odtrąciłem wszystko

Z zarysem na poważnie.

Przecież znasz mnie.

Jeśli ktoś rzeczywiście miałby być Piotrusiem panem,

To ja bym nim był.

W dzisiejszych czasach.

Adaptację zrobiłby Netflix

I dobrze.

Zrobią zamiankę.

Nie chciałbym być kojarzony z Piotrem.

Wojtuś pan.

Chociaż nie jestem fanem zdrobnień.

Chłopiec jest pasującym słowem.

A powodów jest wiele.

Raz, bo nigdy nie czułem się mężczyzną.

Dwa, bo miałem złe wzorce,

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 13.65
drukowana A5
za 31.33