E-book
4.41
drukowana A5
39.99
Boli mnie niebo

Bezpłatny fragment - Boli mnie niebo

Objętość:
218 str.
ISBN:
978-83-8273-664-9
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 39.99

Mój strach się nie liczy

Odchodzę

wraz z jutrzejszym ciernistym porankiem.

Gasnę, tonąc we łzach,

które już nie niosą światła.

Próbuję uciec za granicę człowieczeństwa,

poza łańcuchy nienawiści,

która zbiera oklaski

na pożegnanie.


Mój lęk staje się wejściem

do piekła, wznoszonego od dwóch tysięcy lat.

Wieje krwawiący wiatr,

porywając ochłapy nadziei,

zamykając drzwi i okna.

Płonę, moje ciało staje się

prochem, który rozwiewa oddech

skalanego krwią nieba.


Dokąd uciec, skoro wszystkie drogi

kończą się wraz ze zmierzchem?

Jak oddychać, kiedy odebrano nam powietrze?

Szukam łzy,

która zaprowadzi mnie

ku ciszy, ku pragnieniu,

aby powróciła wiosna.


Płaczę, choć wiem,

że mój strach się nie liczy.

Ostatni bastion nadziei

Moje serce zgubiło

dalszą drogę.

Moje sumienie przesiąka łzami

tych, którzy nie zasłużyli.

Boję się, że czas biegnie wstecz.

Obawiam się, że ostatni oddech

nie należy do mnie.


Próbuję wymacać światło, ale mrok

wlewa się do płuc.

Boże, spójrz w dół, na nas

dławiących się własnym potępieniem.

Panie, jeśli wróciłeś,

pozwól mi iść dalej, pozwól zamknąć

za sobą drzwi.


Zbyt kocham życie, aby oddać je

bez słowa milczenia.

Kolejne łzy wsiąkają w moje serce,

krzyk jest cichszy od szeptu.

Panie, czy kiedyś zwrócisz

nam te przelane łzy?

Nie chcę stanąć w kolejce do śmierci.


Czy naprawdę jesteśmy sami?

Czy jesteś głuchoniemy?

Dziś modlitwa nie jest tabliczką mnożenia,

a ostatnim tchnieniem.


Dokąd odejść, skoro obalono

ostatni bastion nadziei?

Jest nadzieja

Jest nadzieja.

Jest nadzieja w Bożych łzach.

Widać światło w Jego oczach.

Wierzę, że powrócą czasy, kiedy życie

kochało człowieka.


Teraz…

Szkarłatne niebo

wali się nam na głowy.

Jałowa ziemia wchłania łzy i krew.

Chciałabym zakwitnąć

wraz z wiosną, ale zło atakuje

moje wydrążone serce.


Panie, póki tu jesteś,

zrzuć nam kilka świetlistych łez.

Boże, podziel się z nami

wiarą w Twoją obecność.

Widzę, jak drżysz, jak patrzysz

na Swoje zniszczone arcydzieło.

Nie chcę umierać, gdy świat jest

tak piękny, gdy życie obiecuje tak wiele.

Nie chcę gasnąć

przedwcześnie, nie chcę padać na kolana.


Ojcze, nie pozwól, aby nienawiść

codziennie odbierała nam życie.

Ciebie prosimy o krztynę świeżego chleba,

o haust świeżego powietrza.


Wierzę, nadejdą czasy,

kiedy wręczymy sobie nawzajem serca,

kiedy ból przepadnie

wraz z kłamstwem.

Powrócą chwile, kiedy niebo należało

do nas, kiedy słońce tuliło naszą nadzieję.


Upadnie na ziemię ostatnia krwawa łza,

ostatnia niedokończona ballada.

Powróci światło,

które zaprowadzi nas

do swej krynicy…

Wbrew światłu

Krew, zamiast dawać życie,

jest świadectwem zła

obecnego w gnijącym sercu

ostatniego człowieka.

Cisza, zamiast koić do snu

zmęczone myśli, przynosi krzyk

cichszy od szeptu straconych.


Cierpienie staje się piętnem tych,

którzy zbyt pochopnie uwierzyli

w kłamstwo.

Pada deszcz, płyną łzy,

nie ma różnicy między nocą a dniem,

między życiem a śmiercią.


Zło wstrząsa wschodzącym porankiem,

nie pozwalając narodzić się słońcu,

narodzić się nadziei.

Nasze dusze płyną z prądem

zastraszonych łez, twoje sumienie syci się

bolesną krwią tych, co uwierzyli.


Zamykam drzwi, ale śmierć

ma swój własny klucz.

Panie, spójrz, jak pod Tobą płonie

Twój świat, jak umieramy

wbrew światłu, wbrew samotności.

Pokonać ciszę

Sprzedałeś nadzieję diabłu.

Sprzedałeś miliony straconych serc,

pustych spojrzeń

w stronę cieni.


Jak możesz patrzeć, jak twoje sny

płyną wraz z prądem purpurowej rzeki?

Jak możesz spokojnie spać,

gdy zło wydziera niewinnym to,

co im pozostało?

Jak spoglądasz w lustro, patrzysz

prosto w twarz nienawiści?


A wystarczyłoby pokonać ciszę,

pokonać lęk i niepokój,

aby dla wszystkich wystarczyło miejsca.

Spójrz, jak podobni tobie

tracą kolejne łzy, jak tracą niewinne życie.


Zanim wstanie nowe słońce, odejdź

wraz z ogniem, który zapłonął

z twojej ręki.

Odejdź tam, skąd wzięło się twoje zło,

twoja trędowata dusza.


Obudź się z obłąkańczego snu,

spójrz Bogu w twarz, pozwól narodzić się

przyszłości.

Boże arcydzieło

Panie, dlaczego niszczymy

Twoje arcydzieło, wzniesione

Twoją wszechwładną dłonią?

Boże, dlaczego wydzieramy sobie

nawzajem serca, żeby udowodnić,

do kogo należy świat?


Ślepe łzy drążą policzki,

Ziemia wciąż obraca się

w wyśnionym kierunku.

Padł rozkaz, aby umierać nadaremno.


Stwórco, zanim rozsypie się Twój tron,

zanim runiesz na ziemię,

pobłogosław nasz ostatni sen,

wręcz spokój i nadzieję, które uśmierzą

rzeczywistość.

Spróbujmy uwierzyć w niebo,

spróbujmy zaufać Bogu, że to wszystko

ma jakiś wyższy sens.


Teraz wiemy, jak łatwo jest

stracić to, co dotąd było nasze.

Teraz wiemy, jak żyć, szepcząc

własne modlitwy, patrząc prosto w oczy

diabłu.


Nie przestaniemy wierzyć,

że kamienista jest droga do Twojego Królestwa,

że odnajdziemy wolność tam,

dokąd powoli zmierzamy.

Wstęp do apokalipsy

Moje serce usiłuje bić

pomimo ciężaru płonącego nieba.

Moje serce usiłuje kochać

pomimo lęku i przepłaconych łez.


Nie dam wydrzeć sobie powietrza,

nie dam odebrać jutrzejszego snu.

Boże, pobłogosław to milczenie,

pobłogosław krzyk; nie wiemy, jak odszukać drogę

do Twojej samotności.


Chciałabym wierzyć w przyszłość,

tak jak wierzy się w Ciebie.

Stoję na krańcu prawdy, nie potrafię

się odwrócić, krople deszczu drążą

moje zmarszczki.


Odbierz mi, Ojcze, te łzy, a w zamian

podaruj choć kromkę Swego ciała,

kielich Twojej krwi, które nasycą

mój strach, moją niewiarę.

Chciałabym milczeć, chciałabym posłusznie

odmawiać różaniec, lecz horyzont łka

purpurowymi łzami,

lecz zapada noc, która nie zna świtu.


Panie, otwórz dla nas bramę

Swojego serca, zaproś nas do raju,

w którym na nas niecierpliwie czekasz.

Obiecaj, że wyschną nasze łzy,

że nadzieja ocuci życie,

że cierpienie stanie się odległym wyrokiem.


Przygarnij nas, bowiem jesteśmy

bezradni i ubodzy.

Oswój nasze dusze, oswój nasze

zalęknione łzy.

Jeszcze jeden podryg duszy

Nie chcę umierać pomimo

przelanych ślepych łez,

nie chcę porzucać niedokończonego słowa.


Nie chcę umierać, gdy patrzę

na twoje sczerniałe serce,

gdy widzę cierń

w opustoszałym sumieniu.


Nie chcę umierać, gdy światło gaśnie

w krwawiącym cieniu.


Jest przed nami wiara,

która niesie jeszcze jeden podryg duszy,

jaka płonie na stosie

obłąkanych zwycięzców.


Podnoszę z błota porzuconą miłość,

której tak blisko dziś do piekła.

Czuję woń lęku zagubionych,

czuję zapach milczenia, które krzewi się

w naszych zaryglowanych ustach.


Panie, zapłacz choć raz

nad zmarnowanym światem,

zapłacz w intencji światła,

które wciąż walczy o ciepło.

Boże, chciałabym odnaleźć ciszę

pośród czarnego wiatru,

odszukać źródło, które obmyje

ich dłonie.

Zakazany pokój

Panie, zaopiekuj się

moim strachem.

Przygarnij kamienne łzy.


Dlaczego musimy zapłakać, aby zrozumieć,

jak wiele mieliśmy?

Dlaczego musimy odejść,

aby odrodzić się z szeptem na ustach?


Boże, słyszę, że wciąż tu jesteś.

Błagam, uratuj mnie

przed moimi braćmi.

Uratuj mnie przed tymi, którzy zapomnieli,

że kiedyś też byli ludźmi.


Pozwól, aby ci, którym za mało miejsca,

odnaleźli poblask życia

w swoich mętnych oczach.

Zamiast nadziei widać wszędzie zagubione łzy,

łzy, w których im nie do twarzy.


Nie chcę odejść, chociaż czarne jest niebo

nad naszymi głowami, choć rzeki unoszą

życiodajną krew, choć miłość

z niczym się nie kojarzy.


Spróbujmy jeszcze raz nauczyć się

człowieczeństwa.

Spróbujmy odbudować

skradzioną rzeczywistość.

Niech zakazany pokój zrodzi się

z popiołów.

Bezsensowna noc

Niech nienawiść nie zamyka ci oczu.

Niech nie pochłania cię

bezsensowna noc.

Zmiłuj się nad tymi, którzy mogą tylko

przed tobą uciekać.


Dziś tak bardzo boli mnie dusza,

ugodzona pięścią

martwego serca.

Zbliża się kolejny zmierzch, mrok

pochłania tych, którzy uwierzyli

w zbyt wiele.


Boże, u Twoich stóp płynie wartko

strumień niewinnych łez;

dlaczego nie umiesz powstrzymać

jego prądu?

Dlaczego zaciskasz wargi i widzisz tylko to,

co jest widoczne?


Wczoraj wieczorem skonała

ostatnia czarna gwiazda, dziś rano

wzeszło tłoczone rakiem słońce.


Panie, my chcemy

tylko żyć.

Chcemy zobaczyć, co się jutro wydarzy.

Pragniemy ujrzeć coś jeszcze

niż przetrawioną nienawiść,

coś jeszcze niż wypatroszone serce.


Będę wierzyć w Ciebie, Panie, dopóki

wystarczy mi łez, dopóki światło

rzuca swój cień na moje jutrzejsze sny.


Nie gaś złudzeń, nie ograbiaj z gwiazd

naszego ostatniego nieba.

Zielone oczy nadziei

Nie umiem spojrzeć

w zielone oczy nadziei,

tak żeby doświadczyć pełni jutrzejszego dnia.

Nie jestem w stanie

zaufać ciszy, kiedy krzyk rozdziera usta.


Zanim ustalimy nową przyszłość,

zanim zadecydujemy, kiedy nastąpi

kolejny dzień,

upadnijmy na serca,

wymówmy imię nieznanego.


Boję się wyjrzeć zza ściany,

którą wznosiłam

od samego początku.

Boję się pogodzić z wiecznością,

która chyli się ku końcowi.


A kiedy wrócimy, ze światłem w dłoniach,

z miłością w myślach,

odrodzi się w nas lepsza przeszłość;

wspomnienia, które nie znają kresu.


A gdy Bóg odwróci twarz,

gdy ból stanie się piętnem

najsilniejszych, udowodnimy, że życie

jest po naszej stronie.


Pokażemy, że nienawiść

dotyczy najbiedniejszych.

Ukojenie dla niewinnych

Próbuję uciec

przed cieniem mojego serca.

Próbuję odszukać wśród popiołów

krztyny pocieszenia.

Ciemnoskóra noc czai się za rogiem,

świt płonie

we własnej krwi.


Spróbujmy zaufać łzom,

spróbujmy udowodnić złu,

że jest bezradne i ubogie.

Wierzę w jutrzejszy czas,

wierzę w pokutę, która wyzwoli nas

od ciężaru nieba.


Boże, wybacz, że zatraciliśmy się

w chciwości i frustracji,

że nie żałujemy chwil, kiedy byliśmy

jeszcze ludźmi.

Ucieka przed nami światło,

miłość od dawna czeka na rozdrożu.


Wielokrotnie chcieliśmy obalić

przyszłość, ale pomyliły się nam

słowa modlitwy.

Znów karmimy zło z ręki,

karmimy chlebem i winem.


Panie, pomóż nam wierzyć,

że świat nie błaga o litość;

że nasz los ma swoje uroczyste zakończenie.

Dziś pozostaje nam

tylko sprzedać łzy, zaczekać na wspomnienia,

które przyniosą ukojenie

dla niewinnych.

Nieoswojone myśli

Boli mnie spojrzenie, które zna

moje zakazane myśli.

Boli szept zagłuszający

tętent serca.

Boli mnie dotyk, co rozdziera

czule nagą skórę.

Boli mnie świadomość, że twoje życie

nie należy do mnie…


Chciałabym zobaczyć

po raz ostatni,

jak twoje serce odprowadza mnie

do okna.

Pragnienie, żeby przekonać się osobiście,

ile warta jest moja dusza,

należy do ukrytych marzeń,

ukrytych na dnie światłolubnego serca.


Oswój moje myśli, oswój słowa,

które boję się ci zadedykować.

Cóż, pora odłożyć życzenia

do szuflady, tam, gdzie nie sięga

obrazoburcze światło,

śmiercionośne powietrze.


Zanim powitasz mnie

na pożegnanie,

zanim pozwolisz dalej iść,

niech ta obojętność stanie się

prawdziwym cudem.

Zdradzają mnie sny

Kończy się

jeszcze jeden dzień.

Słońce opuszcza moje niebo.

Dzisiejszego wieczora chcę zapomnieć.

Nocą zdradzają mnie sny, dedykowane

ciszy bez zbędnych słów.


Chciałam odnaleźć uśmiech, a dostałam

tylko czerstwe łzy i pokorny strach.

Nie znam myśli, które mogłyby ukarać

wypożyczoną rzeczywistość,

jutro bez prawa wstępu.


Znikają łzy, jedna po drugiej,

melancholia zajmuje kolejne wspomnienia.

Jestem w pobliżu zmierzchu, nienazwany czas

nie patrzy mi w oczy;

czy powrócisz, gdy usłyszysz tętent

przyszłości? Czy odnajdziesz drogę

do piekła, jedynego schronienia?


Upadam, ale trzymam się kurczowo

wykrzyczanych modlitw.

Chciałabym, aby jutro było tak banalne

jak wczoraj.

Chciałabym, żebyś nauczył mnie bólu.


Panie, opuść swój tron

i zawołaj moje serce.

Zawołaj niepokój i strach przed tym,

co ludzkie. Opuściły mnie myśli,

opuściła wiara w człowieczeństwo.


Mogę jedynie patrzeć

w twarze tych, którzy przedwcześnie

poszli spać.

Pobocze czyśćca

Biegnę, choć parkiet jest śliski i miękki.

Oszukane wspomnienia szukają

oznak przyszłości.

Boję się ciszy, która mogłaby zakwitnąć

na łzach zaginionych.


Proszę, wstań, zanim udławisz się

świeżą, jeszcze ciepłą nadzieją.

Po słowach został wielokropek,

wciąż szukam pytań dla odpowiedzi.

Schowana pod powiekami, nasycona

śnieżnobiałym powietrzem,

przechodzę w niebyt

na twoich kolanach, tobie powierzam

ostateczną myśl.


Zanim umrą nasze sny, zanim Boga

rozboli głowa, udajmy się na przechadzkę

poboczem czyśćca.

Wiem, że zapoznasz mnie z ciszą,

z najdonośniejszym szeptem;

zanim czas smętnie zwiesi wskazówki,

ostatnia czarna gwiazda

stoczy się do stóp.


Póki trwa w nas cień,

światło nie zgaśnie.

Urodziłam się w niewłaściwym śnie,

nie takiego świata się spodziewałam.

Jestem zmęczona

ustawicznym marzeniem,

pragnę jedynie, aby życie mnie oswoiło.


Pogubiłam się pośród

niedokończonych poranków, pogubiłam

na drodze do zbawienia.

Zmyślone serce

Czy ktoś widział mój uśmiech?

Pozostały mi tylko życiodajne łzy.

Pozostały tylko nostalgiczne sny

o tym, co nigdy nie miało miejsca.


Tak pusto, tak tęskno jest

żywić strach o własne jutro.

Wiem, że czaisz się w pobliżu, ale

nie znam słów, którymi mogłabym cię powitać.

Zanim miną się nasze pociągi,

zanim cisza napotka milczenie,

skosztuj mojej duszy, skosztuj wspomnień,

które nigdy nie nadejdą.


Kiedy powróciła wiosna,

niosąc światło i wolność, uwierzyłam

w nieznane; uwierzyłam w ból,

który daje życie.

Nadzieja? Dawno jej nie widziałam.

Dawno nie słyszałam

twojego szeptu prosto w serce.

Choć doskwierają mi

niedokończone pragnienia, pragnę,

byś zapalił zapałkę wśród kleistej ciemności.

W tym ulotnym blasku

pragnę dostrzec to, za czym tęskniłam od lat.


Od lat brakowało mi ciszy,

która zagłuszyłaby staccato

zmyślonego serca.

Tańczy w nas życie

Cisza, pusto.

Zgasły ostatnie usta,

zamilkł ostatni szept

o nadzieję.

Nie ma człowieka, który oszukałby

nasze łzy.


Wciąż tańczy w nas życie,

wciąż podryguje wiara,

że wszystko ma chwalebny epilog.

Przeglądam się w lustrze,

pamiątce po twoim istnieniu,

widzę tylko

kilka utraconych łez,

oczy bez cienia obietnicy.


Panie, który patrzysz nam w twarz

bez mrugnięcia okiem,

uratuj nasze skradzione sny,

powitaj ból, który miał przynieść

zamarznięty oddech,

pierwszy letni śnieg.


Póki nadążam za swoimi krokami,

póki słońce daje również ciepło,

wierzę, że obudzę się obok

twojego uśmiechu, obok światła,

które rzuca uśmierzający cień

na senne serce.


Wierzę, że powstanie we mnie noc,

co da gwiazdy moim marzeniom,

z czcią podniesie ostatnią kruszynę

wolności.

Uwięziona wolność

Uwięziłam w swoich dłoniach wolność,

uwięziłam ból, który próbował

zerwać się z łańcucha.

Moje ciało przegląda się

w popękanym lustrze sumienia,

łzy wsiąkają w jałową ziemię,

która dziś nie wyda plonu.


W moim sercu zalągł się lęk,

że utracę to, czego nie mam.

W milczeniu marzeń czuję, że dogorywa

krzyk, który jeszcze do niedawna

był w sobie zatracony.

Odwracam się, lecz ktoś

skrzętnie pozbierał moje ślady;

ktoś pieczołowicie posegregował myśli.


Boże, pomóż mi

postawić pierwszy krok

po stronie tej nieznanej chwili,

pomóż zaufać, choć nic nie pozostało

po nadziei.

Znów patrzę w lustro, lecz nie poznaję

człowieka, który mnie śledzi,

który pali za mną mosty.


Panie, daj nam schronienie w Twoim raju,

daj wiosnę tym, którzy zapomnieli,

jak należy śnić, jak należy iść

przed siebie,

w zaprzepaszczoną noc.

Błogosławione łzy

Jak zaspokoić ból, żeby ciemność

wróciła do piekieł?

Jak zniszczyć ciszę, żeby lęk rozświetlił

stracone dni?


Próbuję wspiąć się na wyżyny

sumienia, lecz wiem, że martwe

są twoje wyrzuty.

Ufam, że powrócą czasy, kiedy

człowiek dostał na pamiątkę własny sen.

Łkam, lecz rozumiem, że moje łzy

odrodziły się z niepamięci.

Moje błaganie o litość nie ma początku

ani końca, strwożone niebo

u Twoich stóp zanosi się milczeniem.


Nie chcę iść naprzód, dopóki nie pozbieram

wszystkich swoich śladów,

śladów po człowieczeństwie.

I tylko świat, zapatrzony w siebie,

z uśmiechem kręci się

wokół własnej osi.


Tylko świat oddycha

naszym powietrzem.

Choć spóźniłam się na życie, pragnę spotkać cię

w moim marzeniu, w moim śnie

o przyszłości, która nie należy

do rzeczywistości.


Pobłogosław, Panie, nasze myśli.

Pobłogosław łzy, bowiem nie mamy

nic więcej.

Bezpieczny sen

Zasypiam w twoim bezpiecznym śnie.

Odchodzę na drugą stronę nadziei.

Za bardzo boję się światła, by zaufać

cieniom. Kłujące łzy ranią

sumienia niewinnych.


Chciałabym ujrzeć świat

w twoich dłoniach, w ciepłolubnym sercu,

lecz ból nakazuje iść

przeciwną drogą.

Ukrywam przed ludźmi

moje wspomnienia, walczę o przeszłość,

która zaczęła się liczyć.

Wojna pochłania moje myśli, sny i marzenia,

ale wciąż widzę światło, które rzeźbi

w marmurze zatracone jutro.


Zanim umrze ostatni człowiek, pokaż mi

ciszę, która nasyci zmysły, która udowodni,

że Bóg słyszy wykrzyczane modlitwy.

Zanim moje serce upuści

ostatnie tchnienie, wróć do mnie

wraz z minioną nocą, wróć z balladą,

którą nuci twoje serce.


Patrzę, widzę,

że dziś ból nie zna granic, że milczenie

wydobywa z nas ostatnie słowo.

Zamknijmy drzwi i okna,

ale otwórzmy serca, by do środka wpadło

nieco światła, świeżego powietrza.


Wiem, że odnajdę czasy, gdy człowiek

wiedział, jak żyć.

Te same łzy

Zapomniałam, która prawda jest

moim powołaniem.

Zapomniałam, dlaczego

brudna, znoszona dusza

rości sobie prawo

do własnej nienawiści.


Bolą mnie twoje łzy, wsiąkające

w cienką skórę nadziei.

Pożycz mi odrobinę serca, pożycz

kawałek wiary, która pozwoli mi zasnąć

wbrew zbrukanym przykazaniom.


Skuta własnymi pragnieniami, uwięziona

w klatce świata, szukam uparcie

twoich snów, twoich niedokończonych

poematów.

Trudno jest pogodzić się

z samotnością, gdy ronimy te same łzy,

gdy nasze usta rozrywa wspólny szept

o pomoc.


Zatrzasnęłam bramy

do mojego świata, otworzyłam oczy,

rozejrzałam się…

Boże, pozwól,

abym nie była sama.

Dopuść, żeby zagubiona krew

przyniosła światło tym, którzy wciąż ufają

w lepszą stronę człowieczeństwa,

w miłość bez pytań.


Mojemu sercu dokuczają

zaginione pragnienia, życzenia spisane

w liście pożegnalnym,

którego nie wyślę.


Śmierć zalęgła się w kącie

pustej łzy.

Niby ostatnie życzenie

Marzę, aby moja nadzieja odeszła

w twoich objęciach.

Marzę, aby mój smutek stał się

twoim uśmiechem.

Marzę, żeby mój szept obudził cię

z fałszywego snu…


Marzę…

Lecz czy cisza spełni się

niby ostatnie życzenie?

Czy miraż jutrzejszego poranka

nie zginie wraz z pierwszą łzą?


Rozumiem każde twoje słowo,

każdą myśl, które niosą mi

deszczowy spokój i serdeczną samotność.

Mój pierworodny lęk

umyka przed zmierzchem,

gdzie czają się martwe łzy

i zniszczona historia,

gdzie życie usiłuje pokonać to, co jeszcze

nienazwane.

Gaśnie ostatni krzyk, od nagiego nieba

odpadła czerwona gwiazda;

dlaczego aż tyle kosztuje nas prolog?

Niech ta deszczowa noc zmiesza się

z naszymi łzami, niech biała droga powiedzie

na skraj nienawiści,

na krawędź światła.


A kiedy już upuszczę ostatnią łzę

krwi, przyjdź do mnie

i uwierz, że gdzieś tutaj zgubiła się

miłość.

Boli mnie niebo

Mój żal nie pasuje

do tutejszej rzeczywistości.

Mój smutek nie współgra

z milczeniem serc.


Zaczekam, zanim przeminie

ostatni oddech świtu,

zanim Bóg uchyli okno nieba.

Wiem, że pragnę jedynie szczęścia;

to od wczoraj towar deficytowy.

Krzyżują się kolejne łzy,

pod językiem kona słowo

pożegnania.


Masz w sobie tę wieczność,

ten bezbrzeżny spokój,

które pozwolą mi spokojnie zasnąć.

Najwyraźniej nie zasłużyłam

na szept, nie zasłużyłam na pierwszy

letni deszcz.


Sypią się myśli; już nie chcę

ich oswajać, nie próbuję obłaskawić.

Pochylam z pokorą głowę,

pochylam duszę,

która wciąż tu gdzieś jest.


Boli mnie niebo, boli mnie ziemia;

czy nostalgia sprawi,

że przynajmniej na chwilę poznam

smak popiołu?

Moje serce nie potrafi bić,

gdy widzi Boga na jego złotym tronie,

wzniesionym na bólu

zawiedzionych.


Nadzieja znów dogorywa, już nie patrzy

mi w oczy. Błagam, dotknij

moich zmysłów, podziel się litością

wobec tych, którzy nie wierzą

w bezczas, którzy uciekają

przed krwawiącym światłem…

Boże, póki mnie słyszysz

Niedokończona noc potoczy się echem

po sumieniach tych, którzy nie potrafią

umrzeć.


Choć wzejdzie świt,

słońce nie obnaży swojego drugiego oblicza,

nie udowodni, że potrafi dawać ciepło.

Dziś mogę jedynie czekać

na oswojony ból, na strach,

przed którym nie warto umierać.


Od pogrążonego w żałobie nieba

odpadają czerwone gwiazdy,

mój anioł stróż zapomniał

przyjść do pracy.


Istnieją takie słowa, których nie wypowiedzą

żadne usta, nawet te rozdarte

pobożnym szeptem.

Istnieją takie myśli, które nie trafią

do żadnej głowy, które przepadną

wraz z nadzieją.


Boże, póki mnie słyszysz,

zrzuć nam z nieba parę bochenków chleba,

parę delikatnych sumień.

A kiedy nowy dzień przepłoszy

ostatni trwożliwy sen, kiedy miłość

złoży pisemną skargę,

zło wróci tam, skąd przyszło — nie będzie w nas

tej samej ciszy, nie będzie opustoszałego raju,

przeludnionego piekła.


Panie, spójrz w oczy tym,

którzy utracili jedyny oddech,

jedyną pokutę, pewność, że wszyscy kiedyś

staniemy się rzeczywistością.

Wspomnienie życia

Nie potrafię żyć

według kłamstwa.

Nie potrafię umierać, kiedy wszyscy wokół

potrzebują serca.

Nie potrafię się uśmiechać,

gdy łykasz kwaśne łzy prawdy.

Nie potrafię się smucić, skoro wszyscy

idziemy prosto do nieba.


Chciałabym odejść, zniknąć

bez prawa powrotu, tak, żeby nie odnalazło mnie

zło, nie odszukała chciwość.

Chciałabym tak po prostu zobaczyć

ciszę, która więzi zatracony w sobie krzyk,

podszytą zwątpieniem modlitwę.


Dziś jestem sama, sama przeciwko życiu,

przeciwko Bogu; jedyne, co mam,

to twoje miękkie, ciepłe ślady

na napiętej skórze.

Choć miłość nie wierzy łzom

w tych czasach, pewnego dnia słońce

wzejdzie ostatecznie; nie będzie już nocy,

nie będzie żalu i wstydu przed tym,

co nieuniknione, co gaśnie

wraz z jutrzejszym bólem.


Kiedy ostatnia łza wsiąknie

w opustoszałe serce, a cierpienie stanie się rajem,

podnieśmy głazy głów,

podnieśmy z klęczek niebo.

Bowiem tam, gdzie szerzy się śmierć,

gdzie boimy się brata,

wkrótce rozkwitną śnieżnobiałe sny,

wspomnienie życia, które nie należy już

do nikogo.

Jedyny plon

Nie chcę wierzyć

w zabronione imiona.

Nie chcę wierzyć

w ciszę, która zbiera swój jedyny plon.


Sprzedałam jedyne marzenie;

marzenie o tym, żeby móc żyć

bez zabronionych zmysłów.

Spętane wiatrem słowa gasną

pośród ciężarnych chmur,

pustka staje się jedynym skarbem.


Wciąż uważam, gdzie zostawiam

pieczęć serca, dokąd zmierza popielata noc.

Chciałabym ujrzeć cię

w moim lustrze, lecz nie widzę nic,

co mogłoby być twoim sumieniem,

zabronionym snem.


Moje serce znów przegrało wojnę

z nienawiścią; dusza utonęła

w strugach deszczu.

Dlaczego muszę cierpieć,

żeby ubrać słowa w myśli?

Dlaczego mam wołać o pomoc,

skoro przekrzykuje mnie milczenie?


Tak bardzo się boję, że tłamsi nas

ten sam sen, ten sam zmyślony zmierzch;

czy to prawda, że warto

tu pozostać?


Nie wiem, w czyim sercu szukać

schronienia, w czyich myślach odnaleźć

równowagę.

Teraz, gdy zgasła ostatnia ballada,

schowajmy się

w swoich kołyskach, pośród marzeń,

które udusiła rozstrzygająca godzina.


Proszę, naucz mój świat

wiary w niezaprzeczalne.

Naucz mnie iść tak, żeby nie żałować drogi,

żeby nie zostawiać za sobą łez.

Gdy zabraknie słów

Uwierzyłam, że człowiek to nie tylko

niedokończona nadzieja.

Zaufałam, że miłość nie jest skazana

na potępienie.


Błahe są łzy tych, którzy widzą

wyłącznie to, co chcą.

Odradza się we mnie marzenie,

żeby napotkać jutro rozgwieżdżone niebo,

żeby wzbić się ponad wzgórza

wzniesione dłonią straceńca.


Ciemność nie wykorzysta naszych snów,

poranek rozświetli najgłębsze cienie.

Pękają łzy, smutek staje się przyrzeczeniem,

że odszukam drogę

między milczeniem a pokutą.


Otrzyjmy ze słów nasze sumienia,

pozwólmy ciszy odzyskać prawo

do głosu.

Twoje myśli sprawiają,

że odjeżdża kolejny pociąg;

pociąg, który wykolei się

przed ostateczną stacją.


Znów słyszę tętent twojego serca,

znów słyszę subtelny powiew duszy;

czy to pora zamknąć oczy?

Czy to czas, aby oddzielić łzy od deszczu?

Unikam wspomnień, które nie mogą

dać przyszłości.

Unikam życia, życia skazanego na dożywocie.


I dopóki nie zalęgnie się w nas

człekokształtny czas,

dopóki nie doczekam się epilogu,

będę czuła na skórze twoją ostatnią winę;

twoje proroctwo, które odwróci twarz,

gdy zabraknie słów

zatraconych w świecie.

Nie gaś słońca

Nie gaś ostatniego słońca

na tym zwyrodniałym niebie.

Nie rozrzucaj cieni tam,

gdzie życie toczy walkę

z obrazoburczą nadzieją.


Wiem, powróci taka przyszłość,

kiedy będziemy mieli jedno serce,

jedną łzę; powrócą czasy,

kiedy człowiek zawsze miał przy sobie

uśmiech, a w zanadrzu parę białych

smutków.


Zostawiam za sobą wszystko,

co dotąd było błahostką;

zamykam posłusznie oczy, aby schwytać

ostatnie spojrzenie na spalony świat,

na milczenie, które wczoraj należało

do nas obojga.


Usiłuję pokonać w sobie znamię,

jakie pozostało mi po człowieczeństwie.

Być może odnajdę życie,

w którym znajdzie się odrobina miejsca

dla utraconej pamięci.

Ukrywam w kąciku ust uśmiech

z poprzedniej epoki, ukrywam pod powieką

zieloną łzę, co jest pamiątką

po zbyt krótkim dzieciństwie.


A ci, którzy wymagają od Boga

zbyt wiele, zasną

na wszelki wypadek.

Zasną i obudzą się za tysiąc lat,

kiedy świat będzie głuchoniemym wspomnieniem

wieczności.


A teraz… zwróć szczęście tym,

dzięki którym choć raz się uśmiechnąłeś.

Podziel się melancholią z sercami,

które nie mają już sił, które już nie pamiętają,

którędy iść.


Odrodzi się w nas wiara,

która odnajdzie właściwy czas,

właściwe człowieczeństwo.

Gdy uwierzyłam w piekło

Dopiero gdy uwierzyłam w piekło,

świat stał się pomyłką.

Kiedy szczęście stało się marzeniem

wywyższonych, odeszłam pośpiesznie,

wbrew bogobojnemu uśmiechowi

słońca.


Czasem chciałabym przepaść bez wieści,

ale musiałabym pozostawić po sobie

parę ziarenek łez — tak, żebyś wiedział,

gdzie spoczywa mój strach.

W moim bezludnym sercu

ukryło się kilka marzeń,

z którymi tak trudno się rozstać,

o jakich tak łatwo zapomnieć.


W moich rychłych wspomnieniach

zalęgła się wiara, że niedaleko stąd

do czyśćca, że niedaleko do źródła

najczystszych snów.

Swoje pragnienia pozostaw miłości;

jeśli istnieje, pomoże ci

porzucić nienawiść, porzucić plany

na odległą przeszłość.


Płyną w nieznane kolejne łzy, kolejny krzyk

milknie bez echa.

Panie, dopóki istniejesz,

zostaw mi smutny uśmiech

na pocieszenie w dobie ukrzyżowanej prawdy;

zostaw mi parę podrygów sumienia

na znak, że człowiek jest niedaleko.


Obiecaj, że nie wyrzekniesz się

zdradzonego nieba, że nie pożegnasz mnie

tak, jakbyś widział mnie

po raz pierwszy.


Zamyka się za mną pewna epoka,

wstęp do rzeczywistości,

która cierpi na deficyt

ciepłych, słonecznych dni.


I kiedy dobiegnie końca

ostatnia sekunda, kiedy wieczność zacznie się

od początku, staniemy na znak,

że ból nie daje cienia,

że świat nie jest skazany na dożywocie.

Szczelina w sercu

Nie na taki dzień czekałeś.

Nie takiej nocy się spodziewałeś.

Znów błąkasz się

od drzwi do okna, twoje ciało przestaje

przypominać skafander.


Odchodzę

wraz z ostatnim tchnieniem poranka,

z twoją gwiazdą za pazuchą,

z szeptem zamiast modlitw.

Twoja melancholia z wiekiem staje się

piękniejsza; cierpienie nie może odnaleźć

drogi do gwiazd.


Przez szczelinę w sercu

wpada do środka zakazany wiatr,

co niesie strach zamiast łez,

światło zamiast cieni.


A kiedy powróci odległa przeszłość,

kiedy obudzę się w świecie pokoju i wolności,

wyschnie ostatnia łza,

zgaśnie ostatnia noc.

Dlaczego zamiast serc

podajemy sobie noże?

Dlaczego każde cierpienie można oswoić?


Bezpłodne serce mimo wszystko

wydaje piękne kwiaty, które stają się

słodkimi, lecz trującymi owocami.

I zanim odejdę

na drugą stronę świata,

Bóg pochyli głowę

na błogosławieństwo;

ciało na zawsze pozostanie chlebem,

a krew — winem.


Słowa na zawsze pozostaną modlitwą,

a pokora — szczęściem.

Nic już nie będzie nam przeszkadzało,

by uwierzyć w nieznane.

Prawo do szczęśliwych wspomnień

Umiera we mnie

ostatnia noc.

Odchodzi bez śladu ostateczna łza.

Znika cały świat, całe niebo,

któremu ktoś wykradł nadzieję,

odebrał prawo

do szczęśliwych wspomnień.


Moje ciało idzie naprzód, ale dusza

łka, rzucona na kamieniste dno,

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 39.99