Przyszłam na świat 01.12.1956 roku w mieście Chojnów, na Dolnym Śląsku, gdzie mieszkam do chwili obecnej. Zawsze miałam wrażliwą duszę i pociąg do muzyki, tańca, książki i poezji, lecz nie dane mi było wcześniej realizować się w tym co lubię. Dobry Bóg wsparł, dając mi siłę po przeżytych traumach, by podnieść się z kolan, oczyścić serce i duszę z bólu. Włożył pióro w dłoń dając dar pisania. Większość moich wierszy jest bólem pisane, stąd tytuł tomiku.
Wcześniej moja poezja zaistniała w trzech antologiach: ASTRUM — Zanim zabierze nas wiatr, Seria „Czas na debiut” 20 — SERCA NATCHNIONE, Wydawnictwo KryWaj ALEJĄ SŁÓW — Kolorem duszy pisania.
„Bólem pisane” to pierwszy mój tomik, za co sercem dziękuję po stokroć kobiecie o wielkim sercu, Agnieszce Anecie Dyszak.
Teresa Siniak-Żywiecka
korkociąg
zdawało się być miło
i nagle prysł czar
pozory sztuczna grzeczność
nadal nie łapię tego
co poróżniło aż tak
co zniszczyło relacje cudowne
wcześniej żyliśmy w oddali ale przyjaźnie
choć nie wszyscy
krew z krwi w żyłach płynie
a znów buzuje
jak kwaśne sfermentowane wino
a i ból drąży w sercu
jakby chciał korek wyrwać z zatkanej rany
niczym korkociąg
z wina starej daty
by serce wykrwawiło na amen
w lament już nie wpadnę
no bo i po co
dość zostało łez wylanych
morze czerwone przybrało
bo lata krwawe płynęły
a wciąż zachodzę w głowę
dlaczego tak źle się dzieje
i za co to spotyka
zbuntowane uparta jak muły
nigdy nie przestałam kochać
a zrozumieć przebić się
przez mur tajemnic nie potrafię
a na walkę z wiatrakami brak sił
i szkoda czasu
po cóż rwać włosy z głowy
ten życia etap został w przeszłości
choć wciąż tak bardzo boli
i przykro źle
takie zachowanie odświeża jedynie
stare traumy
i na nic pozorne pojednanie
życie zbyt kruche
a i ku schyłkowi się chyli
kiedyś zapłaczą
ale co z tego
jak już nie będzie pnia żywego
aby swą winorośl przytulić
i powiedzieć szczęścia wy moje
duma rozpiera że
wydany owoc zdrowy
a robak jakiś drąży podjada
dlaczego
pióro szczęścia
coś się kończy
coś zaczyna
powiadają że
prawdziwa pewna
jedynie śmierć
więc pnę się gdym żywa
po drabinie radości
niczym bluszcz
przysłaniajac smutną przeszłość
pragnę nowego życia
niechaj się
rozrasta kwiat szczęścia
hulaj duszo
moja
bo większego
piekła nie ma
aniżeli tu
na ziemskim
padole płaczu
Pan dał dar
w rękę wkładając pióro
więc pisz
raduj serca ludzkie
i swoje poezją
obietnica
obietnice relikwią
trzymane głęboko w sercu
a okazały się
na wodzie pisane palcem
sielanką w trwodze
głucho ciemno
obietnice solą w oku
możliwe że
umrę jako Kleopatra klęsk szukać daremne
karma
smutne że
człowiek się
staje przezroczysty
i niezauważalne
jego potrzeby serca
błąka się
życiem samotnie
odrzucony przez stado
jak czarna owca
by przetrwać
w śród obcych
szuka pokarmu
dla duszy jakim jest
miłość szacunek akceptacja
smutek
świat tak piękny
i życie ma tyle uroków w sobie
a mnie przepełnia smutek samotności
nie żeby zazdrościła przeciwnie
raduje mnie innych szczęście lecz czasem
czuję się jak piąte koło u wozu
rozmawiając ze szczęściarzami
i smutek jak gwóźdź tępy wbija się w głowę
pokora
czym wdzięczna
o tak
bez dwu zdań
za pokorę
która przezwyciężyła pychę
za drugą szansę
by żyć
za dzieci wnuki prawnuka
sercu najdroższe
za to co mam
choć to nie miliony
za wiarę
odzyskaną w siebie
za spojrzenie
inne na życie świat
za wielkie serca
ludzi spotykanych
na drodze życia
za zdrowie
w miarę dobre
za dar Boży
pisania
motyl
pachnę wiosną
pachnę ciszą
a wyglądam zjawiskowo
kolorowo me skrzydła maluje natura
lekko lata w mini zwinny
na szpileczkach motyl barwny
nie jednego też zaskoczy charakterem
co niektórzy powiadają tak czy siak
owad
z poczwarki przeobrażony
i żywot już krótki
by świat zawojować
wypuszczając złe emocje w eter
a motyl lata
i zachwyca nie bacząc na nic zwinny barwny
a niech tam plotkują zazdrośnicy
jeśli urok czar
i powab motyli kole w oko załóż na nos ciemne okulary
nie patrz skoro razi
ale nie krytykuj nie osadzaj
życia ni wyglądu
nic komu do tego skąd w motylu tyle wigoru
i jak żyje
bo motylem trzeba się
urodzić
serca dylematy
zapomniałam jego oczy
zapomniałam jak całuje
i numeru telefonu zapomniałam
też adresu zapomniałam
aby same nie poniosły nogi
a tu serce ciągle jęczy zwariowane
i funduje częstoskurcze
jak przez chwilę wspomnę czasy dawne
wali wówczas jak szalone
raz za razem jakby wojna wybuchła
bombarduje wprost
wrzeszczy
chcę z powrotem do niej
ale złotko pytam
po co
ona bywa samolubna
i nie chciała obdarować nas kochaniem
przecież serce moje wiesz doskonale że
miłość ością nam w gardle stanęła
po cóż znowu tyle zawirowań rozczarowań
możliwości inne mamy kochać
a z nieszczęśliwą było ze sto nocy złotko
przepłakanych nieprzespanych
bij radośnie ciesz się życiem
i wesoło śpiewaj
żeś wolne
zrozum proszę moje złotko że
świat piękny
i bez dodatkowych problemów szansa że
dłużej pożyjemy
bo prawdziwa miłość chyba zamieszkała
gdzieś w lesie
dylematów biedna miała setki
i nawiała gdzieś
bo rzadko kiedy ją widać
na przełaj
najprościej
na przełaj pójść życiem
by było wesoło
nie bacząc na nic
a ciągle się cofam
we wspomnienia z nostalgią
gdy towarzyszyło mi szczęście
choć miłość karmą bogów
to nie chcę się karmić
resztkami z pańskiego stołu
projektanci
to my życia budowniczy
tworzymy świat
nas ludzi otaczający
krocząc życiem
trwamy przy marzeniach
nie zawsze przyjaźni
prowadząc walkę z wiatrakami
serca na potrzeby innych zamknięte
a los stawia schody
i rosną bariery niezgody
które złamać potrafią
i konstrukcję metalową
a wystarczyłoby
odrobinę pokory aby w dobrej kondycji
utrzymać mosty porozumień
międzyludzkich
bez zgody mojej
los drogi poplątał
bez zgody mojej
wdzierają się choroby
bez zgody mojej
i wkracza starość nieubłagalnie
bez zgody mojej
tyle złego się dzieje
bez zgody mojej
uciekło lat tyle młodych
bez zgody mojej
życie powala na kolana
bez zgody mojej
czyż już przepadło wszystko
bez zgody mojej
czyż nic z tego o czym marzę pragnę
znaczenia nie ma większego
i przyjdzie przejść życie samej a potem
i bez zgody mojej
dania umrę
nie rozumiem swej drogi
na bakier z rozsądkiem
choć zwariowane
me życie
to je kocham
wieczorem
i z rana
mimo że
czasem rzuca
w szpony huśtawki
emocjonalnej
i nastrojem huśtając
aż zemdli
a na dokładkę
wsadza
na karuzelę
choć wie
o lęku wysokości
i klaustrofobii
ach życie życie
tyś jedno
więc szalej
do woli
skoro nie wolno mi
to komu
jak nie tobie
ale proszę
co nieco zważaj
i pozwól się
sobą nacieszyć
kolczasty dylemat
niby mały epizod
i oby tylko
a wyrwany z pamięci brutalnie
w bólach niczym dziecko na skrobance
z łona matki
gdzie ukryty od lat niepamiętnych
wyszedł jak robak
co drążył układ nerwowy skrywany
jak wstyd największy
a wypuszczony na światło dzienne
pod wpływem hipnozy
spowodował szok
choć winą nie byłam
dzięki temu rozpoczął się powrót
do tak zwanej normalności
od razu lżej na duszy
choć teraz marzę by zapomnieć o
zamierzchłej historii z przeszłości
wybaczyłam
i po co wraca niczym bumerang
i strach spojrzeć w lustro
gdzie za plecami postać stała lata chichocząc
nikt ci nie uwierzy
jam niewinny twego dramatu
próby wyznania bolącej tajemnicy
uznawano za fantazję
a demon rósł w siłę spijając wszelką radość
i ranił niczym drut kolczasty
okradając z wiary w siebie samoakceptacji
los trudnym traktem życia prowadził
walcząc ze sprzecznymi emocjami
miłość w nienawiść zmieniona
radość w żal smutek
i żyć trza było z ciężkim bagażem
uf jak dziś lekko
tak bardzo bym chciała zaufać komuś
i pokochać raz jeszcze
potęga
miłości
cudowne uczucie
i potęga niewyobrażalna
szczególnie ta bezwarunkowa
względem dzieci na dobre i złe
bliźniaczy płomień
lecz bywa niestety
i udręką
kiedy połączy nić niewidzialna
szczęścia radości ale też troski lęku
o bliską osobę
nieważna odległość jaka dzieli
intuicyjnie wyczuwasz
choć nie wiesz co się przydarzy
dobro czy zło
kochanej osobie
aż boli
z reguły dwa do trzech dni nim się
zadzieje wyjaśni co?
jakby płomień palił niepokój rozdziera
serce duszę
nazywam to chandrą
tęsknota
serce
na dłoni
drży jak osika
samotnie
pytając czasu
kiedy spotkają się
bliskie dusze
lecz on odmawia
wskazania godziny
czy dnia
odmawiam
w kolorze blue
przyszła nostalgia
nie proszona
po co nie wiem
po prostu wpadła
zmartwiła bo
czyżby chciała rozjątrzyć zadrę
ból tęsknota ofiarą
oby znów słotą częstować nie chciała sprawić
by płynął łzawy potok
bo ja się nie zgadzam
nich stoi za płotem minionych zdarzeń
bo idę dalej dumnie
łagodna z uśmiechem na ustach
realizować marzenia
i cieszę się każdym danym mi dniem
gdyż żyję tu i teraz
i odmawiam odłożenia życia na potem
martwy bieg
w poczekalni zdarzeń
utknęło życie
mozolnie wychodząc naprzeciw oczekiwaniom
tkwię ospała
z tym co mam w ofercie
niczym śpiąca królewna
licząc na energii dzwon przebudzenia
by wyruszyć dalszym pięknym
traktem życia z nadzieją w sercu
na pozytywne zmiany
jak ta
martwa cisza
jak ta
rozjątrza żal
brak motywacji
trzy w tył
krok w przód
ratunkiem
magia
słów miłości
start ¿
i falstart
tak trudno wystartować
by utrzymać tępo
i nie stanęło w miejscu życie
wszak w pocie czoła
sumiennie zaliczone przedbiegi
kiedy cel został wyznaczony
utrzymać się
na powierzchni
niech los w przyszłość
niesie bez mistrzostw bieg życia
zwyczajny w miarę spokojny
by mimo tak poniesionej skali wytrwać
zaliczyć jak trzeba poprzeczkę ale
i zebrać drobne nagrody
by móc zresetować
życiowe porażki
ona i dzień
muskana dusza
szczerością nocy
uderza miłość paląca
odwiedzający cień dotyka
spragnieni kochania wtuleni
a nadchodzi świt
i więdnie kwiat kobiecości
czekając kolejnego spotkania
zraszany samotnością dnia co pochłania
nadzieję na szczęście w ramionach
wdech i wydech
zakipiało w głowie
na widok ciebie nie możliwe
wiedziałam już wtedy że
nie jesteś mi obcy
lecz nie myślę że
staniesz raz jeszcze kiedyś
na mojej drodze
choć ufam że
nic się nie dzieje bez przyczyny
i wciąż grzebiesz
w mej głowie
wiedziałeś więcej o mnie
niż ja sama
w stanie byłam przysposobić
jak odbić się od samotności
by wzlecieć w końcu
tam gdzie podąża moje przeznaczenie
łzy miłości
„ROZSTANIE JEST NASZYM LOSEM
A SPOTKANIE NADZIEJĄ”
Jan Paweł II
bez miłości życie marne
brak czułości dotyku pocałunku bliskości
zwykłego przytulania nie służy nikomu
marne życie bez miłości
i obecności drugiej połowy serca
gdy rutyna dnia obejmuje łzami
smutkiem istnienie
bez miłości życie marne
kiedy brak człowieka bliskiego
bez wsparcia w potrzebie
czy to w zdrowiu czy chorobie
marne życie bez miłości
większego szczęścia nie ma jak kochać
i czuć się kochaną
smak goryczy
czarny chleb
i kawa czarna
nie popsuje smaku tak
jak samotność
w pojedynkę żyć źle
szczególnie że
wie się iż
z tej maki chleba nie będzie
serce roni gorzką łzę żalu
bo tuli się nie kochając
i nadal wygląda miłości
duszy oknem płochliwie
obolałe zranione
jak w niewoli ptak
zamknięty w klatce
niewdzięczność
zdradą cuchnie
trupim jadem gnijąc powoli
boleśnie umiera miłość
tkając czarne welony ze złudzeń
i nadchodzi duchowa śmierć
wbijając serce w żałobę
czarna fala
mała czarna z rana
wpadając swym aromatem w nozdrza ożywia
niczym morska bryza
łyk kawy jak burza o burty żył uderza
stawiając do pionu życia żagiel
spienione bałwany fal z mleka z dozą cukru
na osłodę czyhających trudów
dnia
wyrównuje kurs
pięta achillesa
zaufać lata było moją piętą Achillesa
w tej kwestii czeku in blanko
nie wystawiam
a jedynie kredyt zaufania
on winien procentować
kłamstwo zdrada serce kaleczy
zalewa je krew
i zawiedzione zaufanie gaśnie
niczym zapałka
która ponownie nie odpali
i choć wiedziałam że
danie zaufania w ciemno to wielki błąd
diabeł podkusił
i zaufałam miłości
teraz w głowie krzyczy pytanie
jak życiem iść dalej
skoro się wkradło kłamstwo
buzuje krew gorąca
a w ułamku sekundy zamarza
kiedy słyszę zaufaj mi proszę
wiem zawiodłem
ale wszystko naprawię
i niczym zjawa się słaniałam na nogach
nim krew do mózgu wróci
niepojęte zjawisko paraliżuje blokując
wiarę w drugiego człowieka
i pokładane nadzieje we wspólną drogę
pewnie już na dobre zostanę
niewiernym Tomaszem
życiowy ring
ścigam się wciąż z losem
raz on raz ja wygrywam rundę
ale wciąż się zastanawiam
dlaczego
i po co od nowa podstępnie
w ring wciąga
a życie robi za arbitra
i ze spokojem odlicza
gdy na deski powali los
jakby chciał się pochwalić osiągnięciami
nie rozumiem czemuż aż tak bardzo
lubi boksować
nie powiem ni słowa złego
dobry zawodnik z niego
lecz jeszcze brakuje ciut
jakim jest Bóg
samotna matka
trudne wiodłam życie
z trójką dzieci lata
bez własnego dachu nad głową
tłukąc się po sublokatorkach piętrzyły się
problemy wciąż
choć pracowita byłam to
wysiłek mój zdawał się
bezskuteczny
ale nie poddałam się
walczyłam z losu przeciwnościami
gdyż w grę wchodziła pociech mych przyszłość
i dumna jestem że
mimo wszystko poradziłam sobie
dzieci wyrosły w świat poszły
niechaj szczęście i zdrowie im sprzyja
dziś sama osiadając na laurach
nic mnie nie goni
niekoniecznie zadowolona bo
choć ciągle miałam pod górę niczym Syzyf
bezcelowe było ręce załamywać
wiecznie zmęczona lecz czułam że
żyje
stan zobojętnienia
wciąż uczę się bycia
sam na sam z życiem słuchając
co dzieje we mnie się
i zastanawiam się
jak wytrenować emocje
by utrzymać dystans do życia
chyba czas przestać marzyć
o tym co poza zasięgiem
chcąc żyć po prostu żyć
teraz i tu
w miarę spokojnie bezpiecznie
nim przyjdzie śmierć mimo że
kocham życie nad życie
to nie wiem czy uda się
osiągnąć stan zobojętnienia
aby przestało boleć życie
strachu oczy
przed laty
w moje życie z butami
nie pytając o zgodę wlazł strach
ledwo co udało mi się
paskudę uśpić zdławić słowami
pozytywnymi
z ust ludzi przyjaznych mi
zagasić jak ogień wodą to wraca szaleje
chce władać mym ciałem umysłem
oplatając pajęczą siecią demon podstępny
przerażona kurczę się
do rozmiarów małej dziewczynki
niczym calineczka
pragnąc wtulić się
w ramiona ukochanej osoby
pragnąca zrozumienia zwykłej troski wołam
nic z tego strachu
stawiając sprzeciw tym razem to ty
masz się wycofać
wynocha z mojego życia
samo życie
myślałam że
pokochać
rady nigdy już nie dam
po rozpadzie rodziny smutki walił drzwiami
i oknami przez lata
silna zaradna pracowita
od podstaw nowy budowałam dom
w którym miała być zawsze iskra miłości
zrozumienia zaufania
gdy niespodziewanie zjawiła się
kolejna miłość
spadając jak grom z jasnego nieba
niestety jak szybko zjawiła się
tak mocno zraniła
kochałam prawdziwie żarliwie
i chyba to był błąd
zbyt szybko z uczuciami obnażać się
straciłam grunt pod nogami
kiedy po cudownej upojnej nocy powiedział
ale wiesz że
to był tylko seks
bo nie wiem czy kiedy kolwiek pokocham
gdyż wciąż kocham zmarłą żonę
nie chce cię zranić
ale zranił boleśnie
bo pozwolił się zakochać udając że
pojęcia nie ma o tym
a ślepiec by zauważył na swoje
usprawiedliwiając się
dodał ty zasługujesz na wszystko
co najlepsze w życiu
drań pomyślałam zabawił się
i wycofał tchórz
po co komplikować sobie życie
i miłość została uznana za fatum
teraz wisi na haku wdychając bezradnie
zaoferował przyjaźń dudniło w głowie
bo miałam zasadę że
przyjaciele nie sypiają ze sobą
ale przyjęłam propozycję
aby powoli się otrząsnąć
spróbować odkochać
lecz nie przetrwała i ona
gdyż los pisał swoją dalszą historię
i okazało się że
kochaś kłamca wstrętny po prostu
lubi skakać
z kwiatka na kwiatek
niczym konik polny
ona i dzień
muskana dusza
szczerością nocy
uderza miłość paląca
odwiedzający cień dotyka
spragnieni kochania wtuleni
a nadchodzi świt
i więdnie kwiat kobiecości
czekając kolejnego spotkania
zraszany samotnością dnia co pochłania
nadzieję na szczęście w ramionach
wdech i wydech
zakipiało w głowie
na widok ciebie nie możliwe
wiedziałam już wtedy że
nie jesteś mi obcy
lecz nie myślę że
staniesz raz jeszcze kiedyś
na mojej drodze
choć ufam że
nic się nie dzieje bez przyczyny
i wciąż grzebiesz
w mej głowie
wiedziałeś więcej o mnie
niż ja sama
w stanie byłam przysposobić
jak odbić się od samotności
by wzlecieć w końcu
tam gdzie podąża moje przeznaczenie
niewdzięczność
zdradą cuchnie
trupim jadem gnijąc powoli
boleśnie umiera miłość
tkając czarne welony ze złudzeń
i nadchodzi duchowa śmierć
wbijając serce w żałobę
życiowy ring
ścigam się wciąż z losem
raz on raz ja wygrywam rundę
ale wciąż się zastanawiam
dlaczego
i po co od nowa podstępnie
w ring wciąga
a życie robi za arbitra
i ze spokojem odlicza
gdy na deski powali los
jakby chciał się pochwalić osiągnięciami
nie rozumiem czemuż aż tak bardzo
lubi boksować
nie powiem ni słowa złego
dobry zawodnik z niego
lecz jeszcze brakuje ciut
jakim jest Bóg
kolekcjoner
od łezki do łezki
kolekcjoner serc krąży
dziś internet media społecznościowe
i łatwiejszy dostęp
myśli sobie pacan jeden z drugim
zwieść naiwne zbłąkane samotne owieczki
hej pachniesz mi z daleka oszustwem
i zbyt cienki bolek
by zwieść mydląc oczy pięknymi słówkami
inteligentną kobietę
w pogoni
życia czas płynie spokojną rzeką
a chciał by jak górski potok
płynąć wartko w pogoni za przygodą
w stronę oceanu odnaleźć raz jeszcze
szczęśliwe wyspy
kiedyś w pogodzie czy sztormie
opłynął morza wzdłuż i szerz
nie omijając niczego
osiadł na mieliźnie
choć wie że
wiek to tylko cyfra gdy w duszy wciąż młody
i nagle zdał sobie sprawę
z dryfowania zbyt długiego
choć własny pesel goni człowieka to
trzeba jeszcze poczuć wiatr w żaglach
coś przeżyć pozytywnego
nim nastanie czas zacumować w porcie
starych wraków na stałe
owocna debata
niewiarygodne ale
raz spotkał się diabeł z aniołem
debatując jak smutek przegnać
bo niby ludź
a jednak swój gdyż
diabeł w połowie zaś w drugiej anioł
więc uznali że
trzeba pomóc bratańcowi
psia krew przez duże F zaklął diabeł
do diaska co dzieje się
z tym losem
delikatnie anioł dodaje
czy zerwał współpracę z amorem
a może w robocie się obija
spojrzeli na siebie
i chórem wykrzyknęli
czyż nam może nie wiadomo że
jakiś deficyt narzucił ktoś
wyżej niż my postawiony
anioł podrapał się po piórach
i mówi
86czy ja może zbyt wiele wymagam
dla nieszczęśnika
nie raczej nie mój drogi odpowiada diabeł
merdając ogonem
tak myślę sobie że
jak żyć to na całego
i złapać za rogi życie
bo ileż śnić marzyć można jak on o wielkiej
o miłości
raczej losu to robota
i czas najwyższy
by łaskawie się
zjawiła w realnym życiu swojaka naszego
ta ognista prawdziwa ze szczerością
jaka w tobie mój aniele
i tak do rozpatrzenia została wysłana apelacja
do najwyższych władz w niebie
lunatycy
po ścieżkach życia
chadzają także lunatycy
bo zrezygnowało z nich szczęście dnia
o ile złapie przebudzonych
wpada na chwilę
oni są inni zaprzyjaźnieni z gwiazdami
i nocą chodzą we śnie błądząc
między marzeniami randkują z księżycem
choć paradoksalnie boją się
życia prawdziwego
trzyma ich strach kurczowo
paraliżując wiarę w szczęście
wolni jedynie szczęśliwi pod osłoną nocy
w snach lunatycy
nie dane mi…
był taki ktoś
z kim ścieżki splątał los
obudził nadzieję
podarował życiu sens
lecz nie na długo
gdyż przyszła wewnętrzna złość
mając krętactwa dość
i zrozumiały krzyk zagłuszył szept radości
co duszę przestraszył
pociemniało w głowie
i ego rozumu ni intuicji już nie słuchało
a przerażone oczy łzy uroniły
zraszając jaśniejące szczęściem lico
i serce na powrót zamknęło zamek
na siedem spustów
nie rozumiem dlaczego
nie dane na dłużej zostać
ze szczęściem na ty
dwunożne robale
czemóż to świat tak sparszywiał że
rozpełzły robale
wystarczająco już żyje źle się
a i historia zapisuje tony czynów podłych
bo z gnidy ludzkiej nawet wszy nie będzie
chociaż krew wypije pozostawiając smród
zgnilizny rządów swych nim kraj się podniesie
po cóż jeszcze jadem pluć
jeden na drugiego skoro robale tak
podłe gady żmije nie odpuszczają
lecz dusze ich spłoną w ogniu piekielnym
a narodu całego nie zdławią
cisza
cisza jak ta
nic dobrego nie wróży
życie w czterech ścianach
i na przekór to wbrew oczekiwanią ludzkim
i nie da się tak żyć
na dłuższą metę w zamknięciu
gdzie zdąża ten świat
który pochłania swym pięknem
aż strach się bać
serce po renowacji
gotwa oddać serce
miłości w całości
za kawałek nieba wspólnego
a spełnić trzeba
pięć małych próśb
zaledwie
***
a zostanę twoją na dobre i złe
wielbiąc do śmierci
nawet dłużej o ile gotowyś
podarować szczerą bezwarunkową miłość to chociażby
i przez całe wieki kochać
***
a me prośby to:
***
1- przytulaj chętnie ciepło
2 — całuj bez wstydu namiętnie
3 — mocno trzymaj mą dłoń
4 — i nie opuszczaj nigdy w potrzebie
5 — ale kochaj kochaj jak nigdy nikt wcześniej
***
tak tandem stwórzmy nierozłączny
a baldachim z rąk naszych niczym
schron dla miłości
i wówczas niech dzieje się co chce
a nam nie może być źle
wirująca łza
świat się zatrzymał