E-book
4.73
drukowana A5
45.1
drukowana A5
Kolorowa
68.68
Bólem pisane

Bezpłatny fragment - Bólem pisane

Objętość:
201 str.
ISBN:
978-83-8324-795-3
E-book
za 4.73
drukowana A5
za 45.1
drukowana A5
Kolorowa
za 68.68

Przyszłam na świat 01.12.1956 roku w mieście Chojnów, na Dolnym Śląsku, gdzie mieszkam do chwili obecnej. Zawsze miałam wrażliwą duszę i pociąg do muzyki, tańca, książki i poezji, lecz nie dane mi było wcześniej realizować się w tym co lubię. Dobry Bóg wsparł, dając mi siłę po przeżytych traumach, by podnieść się z kolan, oczyścić serce i duszę z bólu. Włożył pióro w dłoń dając dar pisania. Większość moich wierszy jest bólem pisane, stąd tytuł tomiku.
Wcześniej moja poezja zaistniała w trzech antologiach: ASTRUM — Zanim zabierze nas wiatr, Seria „Czas na debiut” 20 — SERCA NATCHNIONE, Wydawnictwo KryWaj ALEJĄ SŁÓW — Kolorem duszy pisania.
„Bólem pisane” to pierwszy mój tomik, za co sercem dziękuję po stokroć kobiecie o wielkim sercu, Agnieszce Anecie Dyszak.

Teresa Siniak-Żywiecka

korkociąg

zdawało się być miło

i nagle prysł czar

pozory sztuczna grzeczność

nadal nie łapię tego

co poróżniło aż tak

co zniszczyło relacje cudowne

wcześniej żyliśmy w oddali ale przyjaźnie

choć nie wszyscy


krew z krwi w żyłach płynie

a znów buzuje

jak kwaśne sfermentowane wino

a i ból drąży w sercu

jakby chciał korek wyrwać z zatkanej rany

niczym korkociąg

z wina starej daty

by serce wykrwawiło na amen


w lament już nie wpadnę

no bo i po co

dość zostało łez wylanych

morze czerwone przybrało

bo lata krwawe płynęły

a wciąż zachodzę w głowę

dlaczego tak źle się dzieje

i za co to spotyka

zbuntowane uparta jak muły

nigdy nie przestałam kochać

a zrozumieć przebić się

przez mur tajemnic nie potrafię


a na walkę z wiatrakami brak sił

i szkoda czasu

po cóż rwać włosy z głowy

ten życia etap został w przeszłości

choć wciąż tak bardzo boli

i przykro źle

takie zachowanie odświeża jedynie

stare traumy

i na nic pozorne pojednanie


życie zbyt kruche

a i ku schyłkowi się chyli

kiedyś zapłaczą

ale co z tego

jak już nie będzie pnia żywego

aby swą winorośl przytulić

i powiedzieć szczęścia wy moje

duma rozpiera że

wydany owoc zdrowy

a robak jakiś drąży podjada

dlaczego

pióro szczęścia

coś się kończy

coś zaczyna

powiadają że

prawdziwa pewna

jedynie śmierć

więc pnę się gdym żywa

po drabinie radości

niczym bluszcz

przysłaniajac smutną przeszłość

pragnę nowego życia

niechaj się

rozrasta kwiat szczęścia

hulaj duszo

moja

bo większego

piekła nie ma

aniżeli tu

na ziemskim

padole płaczu

Pan dał dar

w rękę wkładając pióro

więc pisz

raduj serca ludzkie

i swoje poezją

obietnica

obietnice relikwią

trzymane głęboko w sercu

a okazały się


na wodzie pisane palcem


sielanką w trwodze

głucho ciemno

obietnice solą w oku


możliwe że

umrę jako Kleopatra klęsk szukać daremne

karma

smutne że

człowiek się

staje przezroczysty

i niezauważalne

jego potrzeby serca

błąka się

życiem samotnie

odrzucony przez stado

jak czarna owca

by przetrwać

w śród obcych

szuka pokarmu

dla duszy jakim jest

miłość szacunek akceptacja

smutek

świat tak piękny

i życie ma tyle uroków w sobie

a mnie przepełnia smutek samotności

nie żeby zazdrościła przeciwnie

raduje mnie innych szczęście lecz czasem

czuję się jak piąte koło u wozu

rozmawiając ze szczęściarzami

i smutek jak gwóźdź tępy wbija się w głowę

pokora

czym wdzięczna

o tak

bez dwu zdań

za pokorę

która przezwyciężyła pychę

za drugą szansę

by żyć

za dzieci wnuki prawnuka

sercu najdroższe

za to co mam

choć to nie miliony

za wiarę

odzyskaną w siebie

za spojrzenie

inne na życie świat

za wielkie serca

ludzi spotykanych

na drodze życia

za zdrowie

w miarę dobre

za dar Boży

pisania

motyl

pachnę wiosną

pachnę ciszą

a wyglądam zjawiskowo

kolorowo me skrzydła maluje natura

lekko lata w mini zwinny

na szpileczkach motyl barwny

nie jednego też zaskoczy charakterem


co niektórzy powiadają tak czy siak

owad

z poczwarki przeobrażony

i żywot już krótki

by świat zawojować

wypuszczając złe emocje w eter

a motyl lata

i zachwyca nie bacząc na nic zwinny barwny

a niech tam plotkują zazdrośnicy

jeśli urok czar

i powab motyli kole w oko załóż na nos ciemne okulary

nie patrz skoro razi


ale nie krytykuj nie osadzaj

życia ni wyglądu

nic komu do tego skąd w motylu tyle wigoru

i jak żyje

bo motylem trzeba się

urodzić

serca dylematy

zapomniałam jego oczy

zapomniałam jak całuje

i numeru telefonu zapomniałam

też adresu zapomniałam

aby same nie poniosły nogi

a tu serce ciągle jęczy zwariowane

i funduje częstoskurcze

jak przez chwilę wspomnę czasy dawne

wali wówczas jak szalone

raz za razem jakby wojna wybuchła

bombarduje wprost

wrzeszczy

chcę z powrotem do niej

ale złotko pytam

po co

ona bywa samolubna

i nie chciała obdarować nas kochaniem

przecież serce moje wiesz doskonale że

miłość ością nam w gardle stanęła

po cóż znowu tyle zawirowań rozczarowań

możliwości inne mamy kochać

a z nieszczęśliwą było ze sto nocy złotko

przepłakanych nieprzespanych

bij radośnie ciesz się życiem

i wesoło śpiewaj

żeś wolne

zrozum proszę moje złotko że

świat piękny

i bez dodatkowych problemów szansa że

dłużej pożyjemy

bo prawdziwa miłość chyba zamieszkała

gdzieś w lesie

dylematów biedna miała setki

i nawiała gdzieś

bo rzadko kiedy ją widać

na przełaj

najprościej

na przełaj pójść życiem

by było wesoło

nie bacząc na nic

a ciągle się cofam

we wspomnienia z nostalgią

gdy towarzyszyło mi szczęście

choć miłość karmą bogów

to nie chcę się karmić

resztkami z pańskiego stołu

projektanci

to my życia budowniczy

tworzymy świat

nas ludzi otaczający

krocząc życiem

trwamy przy marzeniach

nie zawsze przyjaźni

prowadząc walkę z wiatrakami

serca na potrzeby innych zamknięte

a los stawia schody

i rosną bariery niezgody

które złamać potrafią

i konstrukcję metalową

a wystarczyłoby

odrobinę pokory aby w dobrej kondycji

utrzymać mosty porozumień

międzyludzkich

bez zgody mojej

los drogi poplątał

bez zgody mojej

wdzierają się choroby

bez zgody mojej


i wkracza starość nieubłagalnie

bez zgody mojej


tyle złego się dzieje

bez zgody mojej

uciekło lat tyle młodych

bez zgody mojej


życie powala na kolana

bez zgody mojej

czyż już przepadło wszystko

bez zgody mojej


czyż nic z tego o czym marzę pragnę

znaczenia nie ma większego

i przyjdzie przejść życie samej a potem

i bez zgody mojej

dania umrę

nie rozumiem swej drogi

na bakier z rozsądkiem

choć zwariowane

me życie

to je kocham

wieczorem

i z rana

mimo że

czasem rzuca

w szpony huśtawki

emocjonalnej

i nastrojem huśtając

aż zemdli

a na dokładkę

wsadza

na karuzelę

choć wie

o lęku wysokości

i klaustrofobii

ach życie życie

tyś jedno

więc szalej

do woli

skoro nie wolno mi

to komu

jak nie tobie

ale proszę

co nieco zważaj

i pozwól się

sobą nacieszyć

kolczasty dylemat

niby mały epizod

i oby tylko

a wyrwany z pamięci brutalnie

w bólach niczym dziecko na skrobance

z łona matki

gdzie ukryty od lat niepamiętnych

wyszedł jak robak

co drążył układ nerwowy skrywany

jak wstyd największy

a wypuszczony na światło dzienne

pod wpływem hipnozy

spowodował szok

choć winą nie byłam

dzięki temu rozpoczął się powrót

do tak zwanej normalności

od razu lżej na duszy

choć teraz marzę by zapomnieć o

zamierzchłej historii z przeszłości

wybaczyłam

i po co wraca niczym bumerang

i strach spojrzeć w lustro

gdzie za plecami postać stała lata chichocząc

nikt ci nie uwierzy

jam niewinny twego dramatu

próby wyznania bolącej tajemnicy

uznawano za fantazję

a demon rósł w siłę spijając wszelką radość

i ranił niczym drut kolczasty

okradając z wiary w siebie samoakceptacji

los trudnym traktem życia prowadził

walcząc ze sprzecznymi emocjami

miłość w nienawiść zmieniona

radość w żal smutek

i żyć trza było z ciężkim bagażem

uf jak dziś lekko

tak bardzo bym chciała zaufać komuś

i pokochać raz jeszcze

potęga

miłości

cudowne uczucie

i potęga niewyobrażalna

szczególnie ta bezwarunkowa

względem dzieci na dobre i złe

bliźniaczy płomień

lecz bywa niestety

i udręką

kiedy połączy nić niewidzialna

szczęścia radości ale też troski lęku

o bliską osobę

nieważna odległość jaka dzieli

intuicyjnie wyczuwasz

choć nie wiesz co się przydarzy

dobro czy zło

kochanej osobie

aż boli

z reguły dwa do trzech dni nim się

zadzieje wyjaśni co?

jakby płomień palił niepokój rozdziera

serce duszę

nazywam to chandrą

tęsknota

serce

na dłoni

drży jak osika

samotnie

pytając czasu

kiedy spotkają się

bliskie dusze

lecz on odmawia

wskazania godziny

czy dnia

odmawiam

w kolorze blue

przyszła nostalgia

nie proszona

po co nie wiem

po prostu wpadła

zmartwiła bo

czyżby chciała rozjątrzyć zadrę

ból tęsknota ofiarą

oby znów słotą częstować nie chciała sprawić

by płynął łzawy potok

bo ja się nie zgadzam

nich stoi za płotem minionych zdarzeń

bo idę dalej dumnie

łagodna z uśmiechem na ustach

realizować marzenia

i cieszę się każdym danym mi dniem

gdyż żyję tu i teraz

i odmawiam odłożenia życia na potem

martwy bieg

w poczekalni zdarzeń

utknęło życie

mozolnie wychodząc naprzeciw oczekiwaniom

tkwię ospała

z tym co mam w ofercie

niczym śpiąca królewna

licząc na energii dzwon przebudzenia

by wyruszyć dalszym pięknym

traktem życia z nadzieją w sercu

na pozytywne zmiany

jak ta

martwa cisza

jak ta

rozjątrza żal

brak motywacji

trzy w tył

krok w przód

ratunkiem

magia

słów miłości

start ¿

i falstart

tak trudno wystartować

by utrzymać tępo

i nie stanęło w miejscu życie

wszak w pocie czoła

sumiennie zaliczone przedbiegi

kiedy cel został wyznaczony

utrzymać się

na powierzchni

niech los w przyszłość

niesie bez mistrzostw bieg życia

zwyczajny w miarę spokojny

by mimo tak poniesionej skali wytrwać

zaliczyć jak trzeba poprzeczkę ale

i zebrać drobne nagrody

by móc zresetować

życiowe porażki

ona i dzień

muskana dusza

szczerością nocy

uderza miłość paląca

odwiedzający cień dotyka

spragnieni kochania wtuleni


a nadchodzi świt

i więdnie kwiat kobiecości

czekając kolejnego spotkania

zraszany samotnością dnia co pochłania

nadzieję na szczęście w ramionach

wdech i wydech

zakipiało w głowie

na widok ciebie nie możliwe

wiedziałam już wtedy że

nie jesteś mi obcy

lecz nie myślę że

staniesz raz jeszcze kiedyś

na mojej drodze

choć ufam że

nic się nie dzieje bez przyczyny

i wciąż grzebiesz

w mej głowie

wiedziałeś więcej o mnie

niż ja sama

w stanie byłam przysposobić

jak odbić się od samotności

by wzlecieć w końcu

tam gdzie podąża moje przeznaczenie

łzy miłości

„ROZSTANIE JEST NASZYM LOSEM

A SPOTKANIE NADZIEJĄ”

Jan Paweł II


bez miłości życie marne

brak czułości dotyku pocałunku bliskości

zwykłego przytulania nie służy nikomu


marne życie bez miłości

i obecności drugiej połowy serca

gdy rutyna dnia obejmuje łzami

smutkiem istnienie


bez miłości życie marne

kiedy brak człowieka bliskiego

bez wsparcia w potrzebie

czy to w zdrowiu czy chorobie


marne życie bez miłości

większego szczęścia nie ma jak kochać

i czuć się kochaną

smak goryczy

czarny chleb

i kawa czarna

nie popsuje smaku tak

jak samotność

w pojedynkę żyć źle

szczególnie że

wie się iż

z tej maki chleba nie będzie

serce roni gorzką łzę żalu

bo tuli się nie kochając

i nadal wygląda miłości

duszy oknem płochliwie

obolałe zranione

jak w niewoli ptak

zamknięty w klatce

niewdzięczność

zdradą cuchnie

trupim jadem gnijąc powoli

boleśnie umiera miłość

tkając czarne welony ze złudzeń

i nadchodzi duchowa śmierć

wbijając serce w żałobę

czarna fala

mała czarna z rana

wpadając swym aromatem w nozdrza ożywia

niczym morska bryza

łyk kawy jak burza o burty żył uderza

stawiając do pionu życia żagiel

spienione bałwany fal z mleka z dozą cukru

na osłodę czyhających trudów

dnia

wyrównuje kurs

pięta achillesa

zaufać lata było moją piętą Achillesa

w tej kwestii czeku in blanko

nie wystawiam

a jedynie kredyt zaufania

on winien procentować

kłamstwo zdrada serce kaleczy

zalewa je krew

i zawiedzione zaufanie gaśnie

niczym zapałka

która ponownie nie odpali

i choć wiedziałam że

danie zaufania w ciemno to wielki błąd

diabeł podkusił

i zaufałam miłości

teraz w głowie krzyczy pytanie

jak życiem iść dalej

skoro się wkradło kłamstwo

buzuje krew gorąca

a w ułamku sekundy zamarza

kiedy słyszę zaufaj mi proszę

wiem zawiodłem

ale wszystko naprawię

i niczym zjawa się słaniałam na nogach

nim krew do mózgu wróci

niepojęte zjawisko paraliżuje blokując

wiarę w drugiego człowieka

i pokładane nadzieje we wspólną drogę

pewnie już na dobre zostanę

niewiernym Tomaszem

życiowy ring

ścigam się wciąż z losem

raz on raz ja wygrywam rundę

ale wciąż się zastanawiam

dlaczego

i po co od nowa podstępnie

w ring wciąga


a życie robi za arbitra

i ze spokojem odlicza

gdy na deski powali los

jakby chciał się pochwalić osiągnięciami


nie rozumiem czemuż aż tak bardzo

lubi boksować

nie powiem ni słowa złego

dobry zawodnik z niego

lecz jeszcze brakuje ciut

jakim jest Bóg

samotna matka

trudne wiodłam życie

z trójką dzieci lata

bez własnego dachu nad głową

tłukąc się po sublokatorkach piętrzyły się

problemy wciąż

choć pracowita byłam to

wysiłek mój zdawał się

bezskuteczny

ale nie poddałam się

walczyłam z losu przeciwnościami

gdyż w grę wchodziła pociech mych przyszłość

i dumna jestem że

mimo wszystko poradziłam sobie

dzieci wyrosły w świat poszły

niechaj szczęście i zdrowie im sprzyja

dziś sama osiadając na laurach

nic mnie nie goni

niekoniecznie zadowolona bo

choć ciągle miałam pod górę niczym Syzyf

bezcelowe było ręce załamywać

wiecznie zmęczona lecz czułam że

żyje

stan zobojętnienia

wciąż uczę się bycia

sam na sam z życiem słuchając

co dzieje we mnie się

i zastanawiam się

jak wytrenować emocje

by utrzymać dystans do życia

chyba czas przestać marzyć

o tym co poza zasięgiem

chcąc żyć po prostu żyć

teraz i tu

w miarę spokojnie bezpiecznie

nim przyjdzie śmierć mimo że

kocham życie nad życie

to nie wiem czy uda się

osiągnąć stan zobojętnienia

aby przestało boleć życie

strachu oczy

przed laty

w moje życie z butami

nie pytając o zgodę wlazł strach

ledwo co udało mi się

paskudę uśpić zdławić słowami

pozytywnymi

z ust ludzi przyjaznych mi

zagasić jak ogień wodą to wraca szaleje

chce władać mym ciałem umysłem

oplatając pajęczą siecią demon podstępny

przerażona kurczę się

do rozmiarów małej dziewczynki

niczym calineczka

pragnąc wtulić się

w ramiona ukochanej osoby

pragnąca zrozumienia zwykłej troski wołam

nic z tego strachu

stawiając sprzeciw tym razem to ty

masz się wycofać

wynocha z mojego życia


samo życie

myślałam że

pokochać

rady nigdy już nie dam

po rozpadzie rodziny smutki walił drzwiami

i oknami przez lata

silna zaradna pracowita

od podstaw nowy budowałam dom

w którym miała być zawsze iskra miłości

zrozumienia zaufania

gdy niespodziewanie zjawiła się

kolejna miłość

spadając jak grom z jasnego nieba

niestety jak szybko zjawiła się

tak mocno zraniła

kochałam prawdziwie żarliwie

i chyba to był błąd

zbyt szybko z uczuciami obnażać się

straciłam grunt pod nogami

kiedy po cudownej upojnej nocy powiedział

ale wiesz że

to był tylko seks

bo nie wiem czy kiedy kolwiek pokocham

gdyż wciąż kocham zmarłą żonę

nie chce cię zranić

ale zranił boleśnie

bo pozwolił się zakochać udając że

pojęcia nie ma o tym

a ślepiec by zauważył na swoje

usprawiedliwiając się

dodał ty zasługujesz na wszystko

co najlepsze w życiu

drań pomyślałam zabawił się

i wycofał tchórz

po co komplikować sobie życie

i miłość została uznana za fatum

teraz wisi na haku wdychając bezradnie

zaoferował przyjaźń dudniło w głowie

bo miałam zasadę że

przyjaciele nie sypiają ze sobą

ale przyjęłam propozycję

aby powoli się otrząsnąć

spróbować odkochać

lecz nie przetrwała i ona

gdyż los pisał swoją dalszą historię

i okazało się że

kochaś kłamca wstrętny po prostu

lubi skakać

z kwiatka na kwiatek

niczym konik polny

ona i dzień

muskana dusza

szczerością nocy

uderza miłość paląca

odwiedzający cień dotyka

spragnieni kochania wtuleni


a nadchodzi świt

i więdnie kwiat kobiecości

czekając kolejnego spotkania

zraszany samotnością dnia co pochłania

nadzieję na szczęście w ramionach

wdech i wydech

zakipiało w głowie

na widok ciebie nie możliwe

wiedziałam już wtedy że

nie jesteś mi obcy

lecz nie myślę że

staniesz raz jeszcze kiedyś

na mojej drodze

choć ufam że

nic się nie dzieje bez przyczyny

i wciąż grzebiesz

w mej głowie

wiedziałeś więcej o mnie

niż ja sama

w stanie byłam przysposobić

jak odbić się od samotności

by wzlecieć w końcu

tam gdzie podąża moje przeznaczenie

niewdzięczność

zdradą cuchnie

trupim jadem gnijąc powoli

boleśnie umiera miłość

tkając czarne welony ze złudzeń

i nadchodzi duchowa śmierć

wbijając serce w żałobę

życiowy ring

ścigam się wciąż z losem

raz on raz ja wygrywam rundę

ale wciąż się zastanawiam

dlaczego

i po co od nowa podstępnie

w ring wciąga


a życie robi za arbitra

i ze spokojem odlicza

gdy na deski powali los

jakby chciał się pochwalić osiągnięciami


nie rozumiem czemuż aż tak bardzo

lubi boksować

nie powiem ni słowa złego

dobry zawodnik z niego

lecz jeszcze brakuje ciut

jakim jest Bóg

kolekcjoner

od łezki do łezki

kolekcjoner serc krąży

dziś internet media społecznościowe

i łatwiejszy dostęp

myśli sobie pacan jeden z drugim

zwieść naiwne zbłąkane samotne owieczki

hej pachniesz mi z daleka oszustwem

i zbyt cienki bolek

by zwieść mydląc oczy pięknymi słówkami

inteligentną kobietę

w pogoni

życia czas płynie spokojną rzeką

a chciał by jak górski potok

płynąć wartko w pogoni za przygodą

w stronę oceanu odnaleźć raz jeszcze

szczęśliwe wyspy

kiedyś w pogodzie czy sztormie

opłynął morza wzdłuż i szerz

nie omijając niczego


osiadł na mieliźnie

choć wie że

wiek to tylko cyfra gdy w duszy wciąż młody

i nagle zdał sobie sprawę

z dryfowania zbyt długiego

choć własny pesel goni człowieka to

trzeba jeszcze poczuć wiatr w żaglach

coś przeżyć pozytywnego

nim nastanie czas zacumować w porcie

starych wraków na stałe

owocna debata

niewiarygodne ale

raz spotkał się diabeł z aniołem

debatując jak smutek przegnać

bo niby ludź

a jednak swój gdyż

diabeł w połowie zaś w drugiej anioł


więc uznali że

trzeba pomóc bratańcowi

psia krew przez duże F zaklął diabeł

do diaska co dzieje się

z tym losem

delikatnie anioł dodaje


czy zerwał współpracę z amorem

a może w robocie się obija

spojrzeli na siebie

i chórem wykrzyknęli

czyż nam może nie wiadomo że

jakiś deficyt narzucił ktoś

wyżej niż my postawiony


anioł podrapał się po piórach

i mówi

86czy ja może zbyt wiele wymagam

dla nieszczęśnika

nie raczej nie mój drogi odpowiada diabeł

merdając ogonem


tak myślę sobie że

jak żyć to na całego

i złapać za rogi życie

bo ileż śnić marzyć można jak on o wielkiej

o miłości

raczej losu to robota

i czas najwyższy


by łaskawie się

zjawiła w realnym życiu swojaka naszego

ta ognista prawdziwa ze szczerością

jaka w tobie mój aniele

i tak do rozpatrzenia została wysłana apelacja

do najwyższych władz w niebie

lunatycy

po ścieżkach życia

chadzają także lunatycy

bo zrezygnowało z nich szczęście dnia

o ile złapie przebudzonych

wpada na chwilę

oni są inni zaprzyjaźnieni z gwiazdami

i nocą chodzą we śnie błądząc

między marzeniami randkują z księżycem

choć paradoksalnie boją się

życia prawdziwego

trzyma ich strach kurczowo

paraliżując wiarę w szczęście

wolni jedynie szczęśliwi pod osłoną nocy

w snach lunatycy

nie dane mi…

był taki ktoś

z kim ścieżki splątał los

obudził nadzieję

podarował życiu sens

lecz nie na długo

gdyż przyszła wewnętrzna złość

mając krętactwa dość

i zrozumiały krzyk zagłuszył szept radości

co duszę przestraszył

pociemniało w głowie

i ego rozumu ni intuicji już nie słuchało

a przerażone oczy łzy uroniły

zraszając jaśniejące szczęściem lico

i serce na powrót zamknęło zamek

na siedem spustów

nie rozumiem dlaczego

nie dane na dłużej zostać

ze szczęściem na ty

dwunożne robale

czemóż to świat tak sparszywiał że

rozpełzły robale

wystarczająco już żyje źle się

a i historia zapisuje tony czynów podłych

bo z gnidy ludzkiej nawet wszy nie będzie

chociaż krew wypije pozostawiając smród

zgnilizny rządów swych nim kraj się podniesie

po cóż jeszcze jadem pluć

jeden na drugiego skoro robale tak

podłe gady żmije nie odpuszczają

lecz dusze ich spłoną w ogniu piekielnym

a narodu całego nie zdławią

cisza

cisza jak ta

nic dobrego nie wróży

życie w czterech ścianach

i na przekór to wbrew oczekiwanią ludzkim

i nie da się tak żyć

na dłuższą metę w zamknięciu

gdzie zdąża ten świat

który pochłania swym pięknem

aż strach się bać

serce po renowacji

gotwa oddać serce

miłości w całości

za kawałek nieba wspólnego

a spełnić trzeba

pięć małych próśb

zaledwie

***

a zostanę twoją na dobre i złe

wielbiąc do śmierci

nawet dłużej o ile gotowyś

podarować szczerą bezwarunkową miłość to chociażby

i przez całe wieki kochać

***

a me prośby to:

***

1- przytulaj chętnie ciepło

2 — całuj bez wstydu namiętnie

3 — mocno trzymaj mą dłoń

4 — i nie opuszczaj nigdy w potrzebie

5 — ale kochaj kochaj jak nigdy nikt wcześniej

***

tak tandem stwórzmy nierozłączny

a baldachim z rąk naszych niczym

schron dla miłości

i wówczas niech dzieje się co chce

a nam nie może być źle


wirująca łza

świat się zatrzymał

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 4.73
drukowana A5
za 45.1
drukowana A5
Kolorowa
za 68.68