E-book
15.75
drukowana A5
55.73
drukowana A5
Kolorowa
80.28
Bojarzy międzyrzeccy

Bezpłatny fragment - Bojarzy międzyrzeccy

Przedmową opatrzył Kamil Jędruchniewicz

Objętość:
265 str.
ISBN:
978-83-8369-357-6
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 55.73
drukowana A5
Kolorowa
za 80.28

PRZEDMOWA

I Wstęp

Po raz pierwszy książka Bojarzy Międzyrzeccy ks. Adolfa Pleszczyńskiego została wydana w roku 1892. Kolejnego wydania doczekała się dopiero w roku 2003. Jednak i od tego wznowienia minęło już sporo czasu, a zdobycie egzemplarza tej tak istotnej dla miłośników historii regionu pozycji stało się naprawdę niełatwą sztuką. Sam przekonałem się o tym, zajmując się tematami, w których Bojarzy Międzyrzeccy byli pozycją fundamentalną. Wtedy też zrodziła się we mnie myśl o konieczności podjęcia się jej wznowienia… Tylko że tego rodzaju plany mają to do siebie, że do ich realizacji potrzeba po pierwsze grona ludzi, a po drugie, po trzecie i po czwarte: pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy. Moim pomysłem, na to, żeby pozyskać te cztery składowe sukcesu, było założenie zbiórki na portalu crowdfundingowym, a następnie informowanie o projekcie wszystkimi możliwymi sposobami. Jak pewnie się domyślasz, Drogi Czytelniku, sam fakt, że trzymasz teraz tę książkę w swoich rękach, jest najlepszym dowodem na to, że się udało i moja koncepcja okazała się słuszna… z tym tylko, że nie do końca. Po czasie wyszło bowiem na to, że pieniędzy nie trzeba tak dużo, jak to pierwotnie zakładałem, skoro do wsparcia tej inicjatywy znalazło się aż tylu Ludzi, Ludzi, Ludzi.

Tak więc już na pierwszych stronach książki chciałbym wyrazić wdzięczność wszystkim tym, bez których nie byłoby stron kolejnych.

Po pierwsze bardzo dziękuję patronom, którzy wpłacili na wydanie tej książki. W szczególności Paniom Emilii BieńkoAleksandrze Trzpil oraz Panom Łukaszowi Oksejukowi, Mateuszowi Oksejukowi, Karolowi Stepulakowi, Januszowi CzerwińskiemuWojciechowi Męczyńskiemu. Dziękuję nie tylko za wpłaty, ale i za zaufanie.

Dziękuję Panu drowi Andrzejowi Szabaciukowi, który wspomógł wydanie tej książki nie tylko finansowo, ale też swoją wiedzą. Jego wskazówki były dużą pomocą przy tworzeniu wstępu.

Jestem też bardzo wdzięczny za wsparcie w wydaniu tej książki osobom pracującym w Urzędzie Miasta Międzyrzec Podlaski. Nikogo nie trzeba tam było przekonywać o znaczeniu książek ks. Pleszczyńskiego dla miasta Międzyrzec i regionu. Gdy dotarła do nich informacja o planach wznowienia książki, sami zaoferowali pomoc. Dziękuję.

Kończąc podziękowania, chciałbym jeszcze wyrazić swoją wdzięczność wszystkim tym, których nie wymieniłem imiennie, a którzy wsparli wydanie książki na wiele innych sposobów. Wasze zaangażowanie było niezmiernie cenne i istotne dla powodzenia całego projektu.

Już na koniec wstępu, chciałbym jeszcze wyjaśnić, dlaczego zdecydowałem się na uzupełnienie książki ks. Adolfa Pleszczyńskiego swoim własnym tekstem. Otóż Bojarzy Międzyrzeccy powstali 130 lat temu, w zupełnie innych czasach i warunkach społeczno-politycznych. W związku z tym wydało mi się konieczne dodanie do książki kilku informacji, które uzupełnią jej treści i ułatwią odbiór. Za konieczny punkt nowej publikacji, oprócz opisania kontekstu historycznego i politycznego czasów, w jakich rodziła się książka, uznałem również przedstawienie na dalszych stronach przedmowy osoby autora — ks. Adolfa Pleszczyńskiego. Ta postać jest niezwykle ważna dla historii naszego regionu, warta upamiętnienia i regularnego przypominania o jej życiu i dokonaniach. Ksiądz Pleszczyński spisał historię naszych ziem i przodków, a my, wspominając o nim, możemy mieć nadzieję, że zasłużymy na to, iż ktoś będzie chciał też kiedyś wspomnieć nasze pokolenie. W ten sposób kontynuujemy cykl pamięci i szacunku wobec tych, którzy byli przed nami. Ufam, że szacunek dla przeszłości to także inwestycja w przyszłość, którą można budować na solidnych fundamentach naszego dziedzictwa.

II Życie ks. Adolfa Pleszczyńskiego

Późniejszy ksiądz proboszcz Adolf Pleszczyński urodził się w roku 1841 w miejscowości Żelizna, leżącej dwadzieścia kilometrów od Międzyrzeca Podlaskiego. Jego rodzicami byli Tomasz i Franciszka Pleszczyńscy.

Uczęszczał do szkoły w Białej Podlaskiej. W roku 1859 wstąpił do seminarium duchownego w Janowie Podlaskim. Po trzech latach uzyskał stypendium i przeniósł się do Akademii Duchownej w Warszawie. Ukończył naukę w roku 1866, uzyskując licencjat z teologii, a 29 listopada tegoż roku w Janowie Podlaskim przyjął święcenia kapłańskie. Sakramentu udzielił mu biskup podlaski Beniamin Szymański, który później zachował księdza Pleszczyńskiego przy sobie jako wikariusza w katedrze janowskiej.


Kiedy diecezja podlaska została zlikwidowana, Pleszczyński przez kilka miesięcy był wikariuszem w Jabłonnie, by w roku 1868 objąć funkcję proboszcza w Kożuchówku. Miał wtedy zaledwie 27 lat.

Po ośmiu latach, 22 maja 1876 roku, dostaje nominację do parafii św. Mikołaja w Międzyrzecu Podlaskim. Miejsca szczególnie istotnego w kontekście książki, do której ten tekst jest przedmową. Nie tylko dlatego, że Międzyrzec jest centralnym punktem, wokół którego rozsiane są miejscowości będące tematem książki, ale również z tego powodu, że w nim owa książka była spisana.

W związku z intensywną akcją rusyfikacyjną prowadzoną w tym czasie przez carską Rosję praca duszpasterska na terenie międzyrzeckiej parafii nie należała do najłatwiejszych. Za pomoc udzielaną unitom ks. Pleszczyński był pod ciągłą obserwacją carskiej policji. Tym tematem zajmiemy się jednak szerzej w kolejnym rozdziale.

Pomimo trudności w zarządzaniu parafią, jakie wynikały z wrogiego stosunku władz carskich, udało się księdzu Pleszczyńskiemu przeprowadzić prace zmieniające oblicze świątyni. Jednym z jego pierwszych przedsięwzięć na tym polu było przykrycie starej posadzki nową, marmurową, w biało-czarnych barwach. W roku 1884 wstawiono organy, zastępując wcześniejsze, już zbytnio wysłużone. Odnowiono uszkodzony obraz Matki Boskiej Różańcowej, a także przyozdobiono świątynię nowymi malunkami św. Antoniego, św. Józefa z Dzieciątkiem na ręku i Adoracji Serca Najświętszego Sakramentu.

Ksiądz proboszcz Pleszczyński nałożył też na siebie trud podjęcia pracy naukowej. W czasie swojej bytności w Międzyrzecu studiował dzieje parafii, a także historię i obyczajowość tworzących ją parafian. W tym okresie napisał nie tylko Dzieje Bojarów, ale również wydany później Opis historyczno-statystyczny parafii międzyrzeckiej.

W wyniku niedostosowywania się do nakazów carskiej władzy, za pomoc unitom przez carską policję określany był mianem fanatyka. W roku 1890 ks. Pleszczyński zostaje usunięty z parafii św. Mikołaja. Z wilczym biletem i nakazem przeniesienia na wieś, i to w takie strony, w których nie ma unitów, opuszcza Międzyrzec. Biskup lubelski, posłuszny nakazom władzy świeckiej, osadza go w Żeliszewie, a stamtąd w roku 1896 przenosi do Maciejowic.

W swojej ostatniej parafii równie aktywnie jak wcześniej działa na rzecz lokalnej społeczności, angażując się w różnego rodzaju inicjatywy. Taką laurkę z jego działalności w Maciejowicach wystawia mu na pięćdziesięciolecie kapłaństwa autor artykułu w jednej z gazet: „był i jest dobrodziejem, opiekunem i nauczycielem społecznym swoich parafian. Uczy ich rządności, założył dla nich szkoły. Kasę oszczędności, ogrody, ozdobił ich kościół, wybudował dla nich szpital, sprowadziwszy do niego siostry miłosierdzia. Szlachetnego serca, podniosłej duszy, znawca ludzi, nie tylko szczerze nabożny, ale także rozumny i oświecony, umie przemawiać do swoich parafian słowem przekonywującym”.

Warto zwrócić uwagę, że wszystkie obowiązki w pracy duchownej, społecznej i naukowej autor Bojarów… wykonywał pomimo ciągłych problemów ze zdrowiem. Jeszcze przed objęciem pierwszego probostwa pisze do swojego ówczesnego zwierzchnika ks. Kazimierza Sosnowskiego z prośbą o czas i fundusze na kurację w związku z „chorobą piersiową”, jak dawniej określano gruźlicę. Na zły stan zdrowia skarży się też po usunięciu z parafii w Międzyrzecu, a także rok później pisząc z Żeliszewa. Prosi wtedy swojego zwierzchnika o przeniesienie na parafię, na której będzie miał oparcie w wikariuszu, ponieważ, jak twierdził, samemu było mu coraz trudniej wykonywać swoje obowiązki. W roku 1922, u schyłku życia, kiedy jego stan jeszcze się pogorszył, pisze z prośbą o zezwolenie na odprawianie mszy w pozycji siedzącej.

Ksiądz Adolf Pleszczyński umiera w Maciejowicach 14 lutego 1925 roku, w wieku 83 lat. O tym, jak ważną był postacią dla wielu sobie współczesnych, niech zaświadczy to, w jaki sposób go żegnano.

„Dnia 14 lutego bieżącego roku w historycznych Maciejowicach nad Wisłą zmarł jeden z najczcigodniejszych i najzasłużeńszych kapłanów naszych, długoletni proboszcz tamtejszy, kanonik katedry Lubelskiej i prałat Jego Świętobliwości, Ksiądz Adolf Pleszczyński. […] Zgasł w aureoli świętości, otoczony wielką czcią i szacunkiem wszystkich. […]

Dnia 17 b.m. odbył się pogrzeb. W przeddzień już od południa poczęły napływać rzesze parafian, pragnących wziąć udział w przeniesieniu z plebani do miejscowego kościoła zwłok swego ukochanego pasterza. […]

Obszerna świątynia maciejowicka okazała się teraz za szczupła, by móc pomieścić wszystkich uczestników tych żałobnych uroczystości, w których krom ludu wiernego, inteligencji miejscowej i okolicznych kapłanów wzięli udział reprezentanci kapituł katedralnych: warszawskiej, podlaskiej i lubelskiej. […]

Spoczął snem wiecznym człowiek niepospolity, świętobliwy kapłan, niezmordowany pracownik, jeden z najlepiej zasłużonych w Ojczyźnie, pozostawiając po sobie głęboki żal i niezatartą pamięć”.

Proboszcz Pleszczyński pozostawił po sobie nie tylko dobre wspomnienia wśród współczesnych, ale również ogromny dorobek potomnym.

Jest autorem żywotów świętych: Błogosławionego Jana Vianneya, proboszcza Ars, św. Wincentego, św. Stanisława Kostki, św. Franciszka Salezego. Wydał również: Ideał kapłana, Przewodnik dla gotujących się do godnego przyjęcia Świętego Sakramentu Bierzmowania, Katechizm, Dziejowy żywot Jezusa Chrystusa Zbawiciela świata w pytaniach i odpowiedziach wyłożony, Wykład litanii loretańskiej zastosowany do nabożeństwa majowego.

Oprócz wyżej wymienionych dzieł o wyraźnie religijnym charakterze jest też autorem wspomnianych już książek historyczno-etnograficznych o dziejach Miedzyrzeca. Tą tematyką zajmował się też zresztą w krótszych artykułach, w latach 1887–1893 kilkakrotnie publikując na łamach czasopisma „Wisła”.

Na temat szkoły, w której przygotowywał się do stanu duchownego, napisał Dzieje Akademii Duchownej Rzymsko-Katolickiej Warszawskiej. Ze źródeł urzędowych i ze wspomnień jej wychowanków zebrane. Parał się również tłumaczeniem. Przełożył z francuskiego i wydał Duch świętego Franciszka Salezego, Krótkie rozmyślania różańcoweO mszy świętej.

Warto też zwrócić uwagę na typowo publicystyczną działalność księdza Pleszczyńskiego. Jest on autorem wielu artykułów, które miały charakter nie tylko duszpasterski, ale również podejmowały bieżące regionalne tematy, którymi — jak wynikałoby z samego jego życiorysu — był żywo zainteresowany. Całe życie, poza krótkim okresem warszawskiego seminarium, spędził na terenie Południowego Podlasia i ziemi łukowskiej. Doskonale znał sprawy tego regionu i całym swoim dorobkiem zaświadczył, jak bardzo to miejsce jest mu drogie.

ks. Adolf Pleszczyński

III Tło historyczne pominięte w Bojarach. Kwestia unicka

W roku 1876 ksiądz Adolf Pleszczyński obejmuje parafię pod wezwaniem św. Mikołaja w Międzyrzecu Podlaskim. Stawał przed niełatwym wyzwaniem. Wobec mieszkającej w okolicach Miedzyrzeca ludności pochodzenia rusińskiego carska Rosja stosowała represje, w wyniku których nie mogli już wyznawać swojej wiary w sposób tak nieskrępowany jak wcześniej. Ksiądz proboszcz Pleszczyński miał się stać dla tych unitów wsparciem w ich oporze.

Zanim jednak jeszcze przejdziemy do wydarzeń z terenu samej Międzyrzecczyzny, warto nadać tematowi szerszy historyczny kontekst. Tak, żeby pokazać, jak bardzo różniło się probostwo w Międzyrzecu Podlaskim w czasach, kiedy obejmował je autor Bojarów…, od tego, jakim widzimy je dzisiaj.

W końcu XIX wieku obszar Miedzyrzecczyzny, wraz z centralnym miastem Miedzyrzecem, nie był tak jednolity ludnościowo jak obecnie. Z Międzyrzeca, na którego to obszarze stoi kościół parafialny św. Mikołaja, wcale nie pochodziła największa liczba parafian. Miasto zdominowane było przez ludność żydowską. Chrześcijanie zamieszkiwali przede wszystkim okoliczne wsie. Dzielili się oni jednak na chwalących Boga w dwóch obrządkach. Różnice te spowodowane były czynnikami mającymi swoje powody jeszcze w średniowieczu. Wtedy to bowiem zaczęła się intensywniejsza kolonizacja obszarów całego Podlasia, zarówno przez książąt ruskich, jak i przez polskich władców. Międzyrzec dzielił się na dwa miasta: należący do Wielkiego Księstwa Litewskiego Stary Międzyrzec i do Korony — Nowy Międzyrzec. Obie części rozdzielała rzeka Krzna. Parafia św. Mikołaja znajdowała się w starej części miasta. Te informację znajdziemy już w pierwszym rozdziale książki, do której przedmowę Państwo czytają.

Dlaczego więc piszę o tym w tym miejscu?

Otóż wydaje się, że warto zwrócić baczniejszą uwagę na rzeczy, których w pracach ks. Pleszczyńskiego zabrakło. Tematy, których nie można było poruszyć bez obaw o narażenie się carskiemu cenzorowi. Warto bliżej przyjrzeć się kwestii unickiej; również dlatego, że dzięki temu zobaczymy tło, w jakim powstawali Bojarzy Międzyrzeccy.

Wróćmy więc jeszcze na chwilę do roku 1596 i unii brzeskiej, żeby potem przejść do kwestii dalekosiężnych skutków, jakie ona przyniosła.

Główne powody, za sprawą których doszło do unii brzeskiej, można uznać za raczej polityczne. Ze strony Zygmunta III Wazy unia miała na celu zerwanie z podległością biskupów prawosławnych z terenów Rzeczpospolitej wobec patriarchy konstantynopolitańskiego i jednocześnie skupienie większości jego poddanych w jednym Kościele. Zwolennicy unii po stronie prawosławnej liczyli z kolei na dopuszczenie biskupów grekokatolickich, na podobnych prawach jak katolickich, do reprezentowania swoich interesów w senacie, w konsekwencji czego mieli nadzieje na większe wpływy polityczne.

Sprawom unii w Brześciu poświęcona jest dosyć rozległa literatura i nie jest to miejsce, żeby szerzej zajmować się tym zagadnieniem. Dla naszych rozważań istotne jest to, że w XIX wieku unia miała już swoje daleko idące skutki także dla terenu Międzyrzecczyzny. Ludność unicka pochodzenia rusińskiego w tym czasie była już w znacznym stopniu zlatynizowana pod względem doktryny religijnej. Co prawda obrządek ich nabożeństw w dalszym ciągu był wschodni, ale uznawali oni nad sobą rzymskie zwierzchnictwo. Przyjęli też wiele form nabożeństw nieobecnych w Kościołach wschodnich (odprawianie drogi krzyżowej, różańca, godzinek, gorzkich żalów, śpiewania kolęd, obecność ławek i organów w świątyni). Po kilku wiekach Unii byli oni już tak daleko od Kościołów wschodnich, że przyjmowanie sakramentów od prawosławnych kapłanów uznali za niewłaściwe.

O ile za czasów I Rzeczpospolitej stopniowa latynizacja unitów odpowiadała Koronie, o tyle po rozbiorach, kiedy unici stali się poddanymi cara, władza, której zaczęli podlegać, uznała kierunek ich ewolucji religijnej za niepożądany. Za rządów carycy Katarzyny II zdecydowano, że ludność unicka ma zostać zrusyfikowana jako pierwsza i zaczęto podejmować w tym kierunku kolejne kroki.

Kierunek działań, którego w tym względzie będą trzymać się carskie władze aż do początków XX wieku, można streścić w następujących punktach:

• oddzielenie unii od Kościoła łacińskiego,

• usunięcie z obrządków rytuałów łacińskich,

• przekształcenie seminariów unickich na wzór prawosławny,

• zlikwidowanie na terenach unii klasztorów bazyliańskich,

• przymuszenie duchowieństwa do zachowania podległości wobec hierarchii kościelnej i postanowień władzy.

I tak kolejno: ukaz carski z roku 1836 przymuszał do wychowania w prawosławiu dzieci z małżeństw mieszanych. W roku 1839 zlikwidowano unię na terenie Cesarstwa Rosyjskiego. Zaś z roku 1847 pochodzi zarządzenie cara Mikołaja zakazujące porzucania prawosławia.

Jednak wszystkie powyżej wymienione działania były wymierzone przede wszystkim w mieszkańców terenów włączonych do Rosji po trzecim rozbiorze. Nie natrafiły też na tamtych obszarach na bardziej zdecydowany opór. Wyższa hierarchia unicka, na czele z oddanym Rosji biskupem Józefem Siemaszką, podporządkowała się zarządzeniom. Ludność, wśród której na tamtych ziemiach było dosyć dużo dyzunitów, w większości nie opierała się carskim rozporządzeniom. Ci zaś, którzy stawiali opór, zostali zmuszeni do uległości srogimi karami.

Kolejnym krokiem kontynuującym ten kierunek polityki miało być rozszerzenie podobnych działań również na tereny Podlasia i wschodnią Lubelszczyznę, a ich intensywność wzmogła się po upadku powstania styczniowego. Represje, jakie w tym okresie zaczęły być stosowane na tych terenach na ludności unickiej, wynikają z faktu, że carska władza, zresztą nie bez przyczyny, wiązała przynależność do wyznania unickiego z przywiązaniem do polskości. Tak więc działania przeciwko unitom były też formą represji za próbę odbudowania niepodległej Polski.

W roku 1864 ukaz carski w ramach represji popowstaniowych likwiduje niektóre zakony na terenie Królestwa Polskiego. W wyniku tego zostaje zlikwidowany również klasztor reformatów w Białej Podlaskiej. Silniejszym naciskom poddano też unickiego biskupa chełmskiego Jana Kalińskiego. Za opór przeciwko upodabnianiu liturgii unickiej do prawosławnej i niegodzenie się na głoszenie kazań w języku rosyjskim, w roku 1866 wywieziono go z Chełma — najpierw do Warszawy, a później do Wiatki, gdzie zmarł. Na jego miejsce jako administratora władze carskie ustanowiły posłusznego im ks. Józefa Wójcickiego.

Nowy administrator w kolejnych kierowanych do duchowieństwa unickiego pismach nakazuje zmiany zmierzające do ujednolicenia Kościoła greckokatolickiego z Kościołem prawosławnym. Wszelki opór w realizowaniu tej polityki miał być łamany brutalną wojskową siłą. Rozpoczął się czas bardzo intensywnych represji wobec unitów z terenów Podlasia i Chełmszczyzny.

Represje nie ominęły Międzyrzeca. Na jego terenie znajdowały się dwie parafie unickie, św. Mikołaja (tzw. Staromiejska) i św. św. Piotra i Pawła (tzw. Nowomiejska), obie wyjątkowo duże. Przynajmniej na koniec XVIII wieku każda z nich liczbą parafian znacznie przekraczała średnią w brzeskiej części diecezji włodzimiersko-brzeskiej.

W roku 1864 parafianie obu unickich parafii zapłacili kontrybucje za śpiewy po polsku, a trzy lata później za obronę organów. W roku 1873 wyszedł okólnik konsystorza chełmskiego, który dał duchowieństwu unickiemu czas do końca roku na dobrowolne przyjęcie prawosławia. Prawdopodobnie z tymi wzmożonymi restrykcjami można wiązać aresztowanie i wywiezienie księdza Andrzeja Horoszewicza, ostatniego księdza obrządku unickiego w Międzyrzecu. Na jego miejsce, po ponad roku niefunkcjonowania parafii, sprowadzono księdza Szulakiewicza. Żeby go godnie przyjąć, burmistrz Międzyrzeca zwołał unickich parafian i nakazał im przywitanie nowego pasterza chlebem i solą. Nie spotkało się to z dobrym odbiorem. Zebrani odmówili oddania kluczy do kościoła i rozeszli się do domów.


Takie zachowanie ludności spowodowało reakcję władzy. Wysłane wojsko wymusiło oddanie kluczy. Żołnierze zostali rozlokowani w mieście i strzegli kościoła, nie pozwalając na dostęp do niego żadnemu z parafian.

Ksiądz Szulakiewicz, widząc zdecydowaną postawę ludności, znalazł się pomiędzy młotem a kowadłem. Z jednej strony władza carska nakazywała mu prowadzenie nabożeństw w języku rosyjskim, z drugiej — jego parafianie powiedzieli mu, że jeżeli nie będzie mówił po polsku, jak jego poprzednik, to oni nie będą uczęszczać na nabożeństwa. Wyjechał. Opisane wydarzenia miały miejsce w Międzyrzecu w dniach 17–18 stycznia 1874 roku. Warto w tym miejscu przypomnieć, że w tym samym czasie doszło do męczeństwa unitów w Drelowie, a kilka dni później, 24 stycznia, z powodu podobnego nieposłuszeństwa wobec władzy zaborczej zamordowano unitów pratulińskich.

29 stycznia po raz kolejny zebrano unitów w jednym miejscu i dano im do wyboru: albo podpiszą dokument, w którym zgodzą się na przyjęcie księdza, albo czeka ich kara chłosty. Mężczyzna otrzyma pięćdziesiąt nahajek, kobieta dwadzieścia pięć, a dziecko dziesięć. Unici trwali w swym oporze i nie podpisali.

Po kilku miesiącach przyjechał do Międzyrzeca prawosławny duchowny Kirowicz, który miał bardziej bezwzględne niż poprzednik stanowisko wobec unitów. Jego parafianie, przeciwstawiając się mu, przestali uczęszczać do kościoła. Naczelnik powiatu radzyńskiego Kotow, który miał już na sumieniu masakrę w Drelowie, postanowił zdusić bunt w wypracowany wcześniej sposób. Sprowadzono do Międzyrzeca kolejne oddziały wojska i rozlokowano żołnierzy w mieście i po okolicznych wsiach, w których mieszkała ludność pochodzenia rusińskiego. Żołnierze oprócz tego, że przejadali majątki gospodarzy, u których kwaterowali, to także znęcali się nad nimi, w ten sposób starając się złamać ich opór. Zapędzali do niepotrzebnej pracy na mrozie, bili i przymuszali do podpisania dokumentów przejścia na prawosławie.

Żeby ukazać, jak bardzo tragiczny był to czas dla całej Międzyrzecczyzny, warto przypomnieć jeszcze, że w roku 1873 wybuchła w tym regionie epidemia cholery, zbierająca śmiertelne żniwo. Z kolei w latach 1872, 1873 i 1875 wybuchały w Międzyrzecu pożary, zostawiając wielu ludzi bez dachu nad głową.

Do takiego to właśnie miasta, wyniszczonego zarazą, ogniem i carskimi represjami, 22 maja roku Pańskiego 1876 na probostwo w parafii rzymskokatolickiej pod wezwaniem św. Mikołaja dostaje nominację ksiądz Adolf Pleszczyński.

IV Pleszczyński a unici

Podobne działania jak wobec duchownych unickich zostały też wymierzone w księży katolickich. Ks. Pleszczyńskiego w pewien sposób dotknęły one już na początku kariery duchownej.

W roku 1867 zlikwidowana bowiem została diecezja podlaska z siedzibą w Janowie. Tym samym ks. Pleszczyński przestał być wikariuszem w tamtejszej katedrze. Biskupa Benjamina Szymańskiego, ordynariusza diecezji, z rąk którego ks. Pleszczyński otrzymywał sakrament kapłaństwa, wywieziono do Łomży.

Księża katoliccy zostali poddani ściślejszej kontroli, często zmieniano im probostwa lub nie wydawano zgody na naznaczenie w miejscach wybranych przez władze duchowne. Stwarzano też różnego rodzaju biurokratyczne utrudnienia, na przykład wstrzymując remonty kościołów. Zakazano im również udzielania jakichkolwiek posług religijnych unitom.

Kiedy ks. Pleszczyński przyjeżdżał do Międzyrzeca, z pewnością musiał być świadom tego, jak trudne podejmował wyzwanie. Jeszcze w tym samym roku do poprzednich zakazów doszły kolejne. Zabroniono księżom nauczać katechizmu w szkołach, zakazano śpiewać Królowo Korony Polskiej, nie dopuszczano do wstępu unitów na cmentarze, zakazano też odbierania przysięgi sądowej w języku polskim. Warto w tym miejscu zauważyć, że charakter wymienionych restrykcji uderzał nie tylko w swobodę wyznawania religii, ale miał też na celu wyplenienie polskości.

Ludność unicka nie chciała respektować wymierzonych w nią zakazów, a wsparcia w swoim sprzeciwie szukała u księży katolickich. To do nich wierni uniccy udawali się po sakramenty, uznając te udzielane przez duchownych prawosławnych nie tylko za nieważne, lecz wręcz za profanację.


Ksiądz Pleszczyński był w tym okresie kilkukrotnie karany przez carskie władze za wspieranie unitów. W roku 1881 był oskarżony o spowiadanie, w 1882 ukarany karą pieniężną za spowiedź i udzielenie komunii świętej, a w 1886 ponownie ukarany za udzielenie swojemu wikariuszowi zgody na podobne „przewinienie”. Przez swoje działania zapracował sobie na taką oto cenzurkę od carskiej policji: „jako kapłan jest fanatykiem i takie samo uczucie stara się wszczepić u swych parafian. Ludność oddaje się tego rodzaju wskazówkom całą duszą, szczególnie w sprawie wzmocnienia katolicyzmu wśród byłych unitów”.

Wymieniłem tu tylko przypadki udokumentowane w aktach sądowych. Można jednak domniemywać, że było też wiele takich działań, na których ks. Pleszczyński nie został przyłapany. Pośrednio dowodzi tego świadectwo jednej z unitek, która w taki oto sposób opisuje autora Bojarów…: „Mieliśmy w parafii polskiej dobrego księdza proboszcza, ks. Adolfa Pleszczyńskiego, bardzo wielki kaznodziej był — i już im się naprzykszyło pilnować, kiedy kilka lat tak trwało, puścili nas do kościoła i my słuchali kazań i nauk”.

Chwilowa odwilż, o której wspomina anonimowa autorka powyższych słów, nie trwała długo. Później jedno z podstawowych pytań, jakie mieli zadawać carscy policjanci unitom, dotyczyło tego, czy ich działania nie wynikają z nauk ks. Pleszczyńskiego. Funkcjonariusze starali się w ten sposób wykazać kontakt między unitami a ks. Pleszczyńskim i stosownie za to karać.

Ksiądz proboszcz Pleszczyński był również zaangażowany w misje prowadzone wśród unitów przez innych kapłanów. Wiemy, że gdzieś na przełomie lat 1885–1886 udzielał wsparcia ks. Marcelemu Sikorskiemu, który w tym czasie spotykał się z unitami na terenie Międzyrzecczyzny.

Międzyrzec Podlaski. Na pierwszym planie domy na palach, budowane na podmokłych terenach rozlewiska rzeki Krzny. W tle kościół pod wezwaniem św. Mikołaja.

Proces skutkujący usunięciem księdza Pleszczyńskiego z parafii także miał związek z jego wsparciem dla unitów, chociaż w tym przypadku nie chodziło już bezpośrednio o kwestię wiary. Proboszcz podczas procesów sądowych miał obowiązek odbierania od świadków przysięgi w języku rosyjskim. W czasie wydarzeń skutkujących jego usunięciem z parafii św. Mikołaja miał uchybić tym zarządzeniom. W korespondencji ze swoim zwierzchnikiem biskupem Jaczewskim, opisując całą sytuację, jako powód swojego zachowania podaje dążenie do tego, by przysięga była uznana za ważną przez osoby ślubujące. Nie wszyscy, którzy mieli tamtego dnia zeznawać, znali język rosyjski, a przysięga wypowiedziana w języku im obcym zostałaby przez nich uznana za niewiążącą. W związku z tym ks. Pleszczyński, jak relacjonuje, zwrócił się do komisji z pytaniem, czy może odebrać ją po polsku. Komisja wyraziła zgodę skinieniem głowy. Po pewnym czasie od procesu za to działanie złożono na księdza proboszcza skargę, w konsekwencji której został usunięty z parafii.

Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na to, że w tamtym momencie proboszcz parafii św. Mikołaja był już postrzegany przez carską administrację jako wrogi ich rusyfikacyjnej polityce. Z powodu takiej oceny jego osoby wraz z usunięciem z międzyrzeckiej parafii władze rosyjskie nie zgadzały się na przydzielenie go do jakiejkolwiek parafii, na której terenie zamieszkiwałaby również ludność unicka.

V Kościół unicki, a narodowość polska

Kwestia narodowości mas ludowych aż do XIX wieku była tematem rozumianym w inny sposób, niż jest do tego przyzwyczajony człowiek współczesny. Chłopi nie byli obywatelami państwa, ale poddanymi któregoś z władców. Chłop z podlaskiej wsi w XVIII wieku zapytany o narodowość, zapewne odpowiedziałby: „Ja tutejszy”.

Przełomowe zmiany w samoświadomości mas ludowych na ziemiach polskich zapoczątkowało powstanie kościuszkowskie. Wojskowe władze insurekcyjne doszły do przekonania, że bez pozyskania obojętnego wcześniej politycznie chłopa, nie będą w stanie sprostać przeważającej sile armii rosyjskiej. To wtedy tworzono słynne chłopskie oddziały kosynierów. Żeby pozyskać do nich rekruta, stanowiono prawa, na czele z uniwersałem połanieckim, dające chłopom trochę więcej swobody. Chociaż ostatecznie podjęte działania nie przyniosły w pełni oczekiwanych skutków, to jednak wyznaczały pewien trend, którego nie dało się już zatrzymać.

Do podobnych zmian dochodziło w tym czasie w całej Europie. W XIX wieku zaczęły się kształtować narody, które już w swojej dojrzalszej formie mieliśmy oglądać w wieku XX. Nawet państwo tak zapóźnione pod względem stosunków polityczno-społecznych w porównaniu do europejskich sąsiadów jak Rosja, z władcą skupiającym w swoich rękach władzę absolutną, musiało się liczyć z kierunkiem zachodzących przemian. W związku z tym carat podjął się próby „przebudzenia” mieszkańców wsi, a w pierwszym rzędzie unitów, już nie dla Polski, lecz na rzecz Rosji.

Tak postawiony cel chciano osiągnąć zarówno przez ukazy uwłaszczeniowe, dające chłopstwu ziemię, jak i przez brutalne represje mające siłą przymusić ludność do wyznawania prawosławia. W samych założeniach mogłoby się wydawać, że plan ten miał solidne logiczne podstawy. Unici przecież, oprócz tego, że wciąż w dużej mierze zachowywali liturgię prawosławną, mieli w dodatku rusińskie pochodzenie. Stanowiło to przesłanki dla przekonania, że carskiej administracji konsekwentną polityką uda się przekształcić unitów w „prawdziwych” Rosjan.

Wspominam o tym, ponieważ warto zwrócić uwagę, że opór unitów wobec rozporządzeń carskiej administracji był nie tylko walką o wolność religijną, ale również stanowił przejaw stawania w kontrze do procesów rusyfikacyjnych. W czasach, o których mówimy, panowało powszechne przekonanie, że katolik to Polak, a prawosławny to Rosjanin. W tym kontekście w trwaniu unitów przy swojej wierze należałoby widzieć także znak rodzącej się polskiej tożsamości narodowej.

W tym miejscu należy wspomnieć, że prawosławie również z powodów kulturowych było postrzegane jako mniej atrakcyjne, traktujące wiernych dużo bardziej przedmiotowo niż katolicyzm tamtych czasów. W przekazie carskiej administracji car był przedłużeniem boskiej władzy nad światem. Nie można było podważać żadnego z jego rozkazów. Bardzo obrazowo opisuje tę rzeczywistość fragment z prawosławnego katechizmu, który pozwolę sobie tutaj przytoczyć za Czesławem Miazgą: „Winni jesteśmy czcić i kochać Cesarza, okazywać mu wszelkie posłuszeństwo, wszelką życzliwość i modlić się Zań do Boga. Ojczyznę naszą Rosję należy kochać i dobrze jej życzyć i dla niej usługi swe poświęcić według tego, jak przypisuje prawo i wola cesarza. Wyraźnie obowiązki te podaje religia nasza w Ewangeliach i innych księgach Pisma Świętego. Wszelka władza, a najpierw monarsza, jest od Boga ustanowiona, byłoby tędy ciężkim grzechem uchybić tej czci i wierności, bo wyraźnie Pismo Święte mówi, że kto sprzeciwia się zwierzchności, sprzeciwia się boskiemu postanowieniu, ściąga na siebie wieczne potępienie”. Takie stawianie sprawy dla chłopów przyzwyczajonych z czasów dawnej Rzeczpospolitej do innego postrzegania świata nie mogło być zbyt atrakcyjne. Tym łatwiej można było się poczuć Polakiem, gdy polskość wiązała się z większą osobistą wolnością myśli i wiary. Może się więc wydawać, że opór unitów wobec znoszenia unii był także sprzeciwem wobec wpisywania ich w inny, bardziej azjatycki krąg kulturowy.

Zdaję sobie sprawę z tego, że ta dosyć duża ilość miejsca poświęcona unitom może rodzić w czytelniku pytanie: „Ale jak to wszystko się ma do treści książki pod tytułem Bojarzy Międzyrzeccy?”. W tym miejscu dochodzimy już jednak do podsumowania.

Biorąc pod uwagę wszystkie powyżej opisane kwestie, warto, jak sądzę, jeszcze raz spojrzeć na tę książkę, zadając sobie pytania, jakie mogły być główne powody jej powstania oraz o czym nie mógł napisać autor, mimo że było to istotnym wątkiem w temacie, który poruszał.

Wydaje się, że patrząc przez pryzmat opisanych czasów, samo podjęcie tematu historii regionu i tworzących jego charakter ludzi było wyrazem kontestacji władzy zaborcy. Można to traktować jako kolejną formę oporu obraną przez księdza Pleszczyńskiego wobec rusyfikacji. Tym bardziej że Bojarzy Międzyrzeccy według pierwotnych założeń autora mieli ukazać się w jednym wspólnym zbiorze z tekstem Opisu historyczno-statystycznego. Na to jednak nie zgodziła się carska cenzura. Jak pisze ks. Pleszczyński w swoim wstępie do Opisu… wydanego w końcu w roku 1911, „Rękopis złożony cenzurze, został wstrzymany jedynie dla tego, że zajmował się z bliska jednym z tych kawałków ziemi naszej, która obecnie zakwalifikowana została do wcielenia przed innemi w projektowaną gubernię Chełmską. Zaledwie udało się wówczas z pracy tej ocalić część etnograficzną, i to w połowie tylko odnoszącą się do Mazurów, gdy druga połowa, dotycząca miejscowych Rusinów, dopiero w tej książce znalazła pomieszczenie”.

Pierwotne założenia były więc takie, żeby opisać w jednej pracy nie tylko historię i obyczajowość Mazurów, lecz także od wieków sąsiadujących z nimi Rusinów oraz dzieje miasta Międzyrzec Podlaski, wokół którego orbitowały te mniejsze miejscowości.

Z perspektywy opisanego wcześniej tła historycznego łatwo zrozumieć, jak bardzo praca ks. Pleszczyńskiego była niewygodna dla carskiej administracji. Pierwsza i druga część książki, opisując historię Międzyrzecczyzny od czasu swojego ukształtowania do czasów współczesnych autorowi, przez sam dobór tematu musi mówić też o miejscu tych ziem w dziejach Rzeczpospolitej. Zaś dalsza treść — zebrane w książce klechdy, przyśpiewki, dotknięcie zagadnień dotyczących tutejszej gwary — musiała mieć wpływ na budowanie regionalnej tożsamości. Nawet pomimo tego, że większa część ludzi, o których pisał ks. Pleszczyński, była niepiśmienna, to przecież ci mniej liczni posiadający umiejętność czytania mogli się dzielić z innymi ze skarbca zdobytych w książce informacji. Sam autorytet, jakim cieszył się ks. Pleszczyński wśród swoich parafian, z powodu zarówno sprawowanego urzędu, jak i zalet swojej osoby, zapewniał spisanym przez niego słowom jeszcze większą siłę przekazu. Warto więc zadać pytanie, czy jednym z czynników kierujących ks. Pleszczyńskim przy powstawaniu pracy nie było podjęcie, poprzez opowiedzenie historii dziejów miasta i okolic, poprzez opisanie cech charakteryzujących tutejszą ludność, jeszcze jednej formy oporu wobec rusyfikacji. Tej kwestii oczywiście nie rozstrzygniemy. Możemy jedynie domyślać się odpowiedzi.

Kończąc już temat kwestii unickiej, korzystnie będzie wspomnieć, jakie skutki przyniosły carskie represje. O tym, jak bardzo okazały się one odwrotne od zamierzonych celów, przyszło się przekonać w roku 1905, kiedy wszedł w życie tzw. Ukaz Tolerancyjny. Na jego mocy odstąpienie od prawosławia miało nie nieść już za sobą żadnych prześladowań.

Reakcja była natychmiastowa. Na całym Podlasiu unici zaczęli się masowo przepisywać do kościołów katolickich. Do samego kościoła św. Mikołaj przystąpiło ponad cztery tysiące osób, a do tego doszły jeszcze osoby, które masowo przyjmowały chrzest w kilku kolejnych latach. Nie da się chyba w bardziej dobitny sposób ukazać, jaki był stosunek mieszkańców Miedzyrzecczyzny do prawosławia i rusyfikacji.

Ważną cegiełkę do tego, że odbyło się to wszystko w ten, a nie inny sposób, zarówno przez swoją działalność duszpasterską, jak i oświatową, dołożył ksiądz proboszcz Adolf Pleszczyński.

VI O naukowych walorach „Bojarów Międzyrzeckich”

W wyniku już wcześniej wspomnianego zwiększającego się znaczenia mieszkańców wsi w życiu społecznym narodu zrodziło się większe zainteresowanie życiem ludu także wśród badaczy. Zaczęto żywiej interesować się ludowymi pieśniami, rokiem obrzędowym, gwarą, duchowością, strojem czy rękodziełem. Z czasem wszystkie wymienione kwestie stały się też przedmiotem licznych prac naukowych.

Niektórzy z tych badaczy, starając się ustalić, jak wyglądała słowiańska mitologia, kiedy nie odnajdywali odpowiedzi w źródłach pisanych, próbowali je odnaleźć w ludowych przekazach. Celem innych było zobrazowanie, jak wygląda kultura ludowa poszczególnych regionów. Oprócz najsłynniejszego z nich Oskara Kolberga (1814–1890), którego monumentalne dzieło Lud, jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i taniec jest prawdziwą encyklopedią wiedzy o polskiej kulturze ludowej XIX wieku, było też wielu innych z mniej obecnie znanymi nazwiskami. Kazimierz Władysław Wójcicki (1807–1879) i Lucjan Siemieński (1807–1877) ze swoimi zbiorami ludowych podań. Etnografowie Łukasz Gołębiowski (1773–1849) Zygmunt Gloger (1845–1910), Stanisław Chełchowski (1866–1907) i jeszcze wielu innych.

1. Artykuł na pięćdziesięciolecie kapłaństwa. Świat, 9września 1916, nr. 37. 2. Artykuł po śmierci ks. Pleszczyńskiego, Głos Lubelski, 27 luty 1925, nr. 58. 3. Nekrolog. Wiadomości Diecezjalne Lubelskie, 1925, nr. 3.

Z czasem poczęły powstawać specjalistyczne pisma naukowe zajmujące się tym tematem. Jednym z pierwszych było powołane do życia w roku 1887 czasopismo „Wisła”. Przez ponad dekadę pod redakcją Jana Karłowicza (1836–1903), wybitnego etnografa, zgromadziło wokół siebie grono badaczy zajmujących się tematyką szeroko rozumianej kultury ludowej. Do tego grona można też zaliczyć ks. Adolfa Pleszczyńskiego.

Swoje pierwsze artykuły proboszcz międzyrzeckiej parafii publikował na łamach „Wisły” już w latach 1887 i 1889. Z czasem tam też wydano Bojarów Międzyrzeckich. Tym samym ks. Pleszczyński dołączył do dosyć elitarnego grona badaczy, a jego dzieła można wymieniać w jednym szeregu z innymi, które dały podstawy nowożytnej etnografii. Zajmując się obyczajowością, gwarą i kulturą chłopstwa, międzyrzecki proboszcz dokonywał czegoś jak na swoje czasy odkrywczego.

O wartości dzieła ks. Pleszczyńskiego świadczy jednak przede wszystkim to, jak bardzo jego treść jest odporna na upływ czasu. Od wydania książki minęło już sto trzydzieści lat, a dla osób zajmujących się dziejami regionu pozostaje ona w dalszym ciągu fundamentalnym opracowaniem.

Często mówi się o ludziach i rzeczach, że ich wartość potrafimy dostrzec naprawdę dopiero wtedy, kiedy ich zabraknie. Wyobraźmy więc sobie, o ileż uboższa byłaby nasza wiedza o dziewiętnastowiecznych mieszkańcach wsi bojarskich, gdyby ta książka nigdy nie powstała. Sam ks. Pleszczyński zaznacza, że pewne sprawy, które opisuje, przyglądając się im na bieżąco, mają już charakter schyłkowy. Na jego oczach zaczynają zanikać stroje ludowe: „ubiór dawniejszych bojarów, obecnie coraz bardziej zanikający”, „Co do kobiet, to te z nich, które jeszcze trzymają się starego obyczaju…”. On widział i opisywał jeszcze świat, w którym na pierwszy rzut oka można było poznać, kto jest katolikiem, kto unitą, a kto Żydem. Słyszał gwarę, której my możemy jedynie dosłyszeć dalekie echa w mowie naszych dziadków. Na co dzień spotykał się z zabobonami naszych pradziadów, które obecnie mogą się nam wydawać tak obce, jakby przybyły do nas z odległego kontynentu. Gdyby nie jego przekaz poświadczający o tych wszystkich sprawach, moglibyśmy już na zawsze utracić wiedzę o losach naszych przodków. Jest to skarb trudny do przecenienia dla dziedzictwa regionu.

Kamil Jędruchniewicz

Bibliografia

• Cabaj Jarosław, Unici Podlascy wobec ukazu tolerancyjnego z 30 kwietnia 1905 roku, „Rocznik Bialskopodlaski” t. 4, 1996, s. 155–168.

• Geresz Józef, Międzyrzec Podlaski dzieje miasta i okolic, Międzyrzec Podlaski 1995.

• Idem, Z dziejów kościoła św. Mikołaja w Międzyrzecu Podlaskim, Międzyrzec 1997.

• Idem, Unitów podlaskich droga do świętości, Siedlce 1991.

• Lewandowski Jan, Problemy Unii i neounici na Podlasiu w XIX i XX w., „Rocznik Bialskopodlaski” t. 7, 1999, s. 215–244.

• Miazga Czesław, Chłopi na Południowym Podlasiu, Międzyrzec Podlaski 2008.

• Michaluk Dorota, Dobra Międzyrzeckie do Końca XVIII w. Stan badań, „Białostocczyzna” t. 1, 1997, s.110–116.

• Miś Wincenty, Ks. Adolf Pleszczyński kanonik gremialny Dyecezyj Lubelskiej proboszcz w Maciejowicach, Warszawa 1916.

• Stopniak Franciszek, Materiały do biografii Adolfa Pleszczyńskiego — historyka Międzyrzecczyzny, „Rocznik Międzyrzecki” t. 2, 1970, s. 152–160.


• Idem, Stosunki Kościelno-Wyznaniowe w Parafii Międzyrzec i Sąsiednich w latach 1885–1914, „Rocznik Międzyrzecki” t. 1, 1969, s. 83–101.

• Pleszczyński Adolf, Opis historyczno-statystyczny parafii międzyrzeckiej, Międzyrzec Podlaski 2000.

• Wrzyszcz Andrzej, Zmiany Granic Administracyjnych na terenie Międzyrzecczyzny w latach 1912–1915, „Rocznik Międzyrzecki” t. 20–22, 1988–1990, s. 220–233.

BOJARZY MIĘDZYRZECCY
Studium etnograficzne
Ks. Adolf Pleszczyński

Słowo wstępne

Cała górna część powiatu Radzyńskiego, przerżnięta błotnistą rzeką Krzną, na przestrzeni 546 wiorst kwa­drat., otoczona powiatami: na północ Konstantyno­wskim, na wschód Bialskim, na zachód Łukowskim i w części Siedleckim, nazywa się Międzyrzeczyzną i stanowi własność Jędrzeja hr. Potockiego. W skład Międzyrzeczyzny, która, dzięki stałemu władaniu jej przez magnackie rody, od 500 lat nie uszczupliła swych granic, wchodzą, oprócz m. Międzyrzeca, 18 folwarków i 8 awulsów. Nadto, w chwili uwłaszczenia w roku 1864, do dóbr międzyrzeckich należały 52 wsie, z tych 38 wsi pańszczyźnianych, 3 czynszowych i 11 bojarskich. Wsie pańszczyźniane i 3 czynszowe zajmują część północno-wschodnią Międzyrzeczyzny, zamieszkałe są przez ludność ruską, wsie zaś bojarskie, z 2-a pańszczyźnianemi, zajmują stronę południowo zachodnią i zaludnione są Mazurami, wyznania rzym.-katolickiego. Wsie bojarskie są następujące: 1. Rzeczyca, 2. Wygnanka, 3. Jelnica, 4. Przychody, 5. Strzakły, 6. Misie, 7. Pościsze, 8. Krzymoszyce, 9. Kożuszki, 10. Łuniew, 11. Łuby. Mieszkań­cy tych wsi uprzywilejowanych, do roku 1864 we wszy­stkich urzędowych dokumentach Bojarami nazywani i dotąd sami i przez sąsiadów tak się tytułujący, stanowią pewną całość etnograficzną, której poznanie wzięliśmy za przedmiot pracy niniejszej.

Skan mapy parafii św. Mikołaja w Międzyrzecu Podlaskim z pierwszego wydania.

BOJARZY 
MIĘDZYRZECCY. Cokolwiek z ich przeszłości i doby obecnej. Ubiór; wsie, domy; gospodarstwo; pożywienie; przemysł domowy

Bojarzy międzyrzeccy środkują pomiędzy drobną szlachtą a włościanami. Do szlachty należą oni pocho­dzeniem i prawem dziedzictwa ziemi; do włościan należą równie pochodzeniem, gdyż większość nosi włościańskie nazwiska, ale bardziej poziomem wykształcenia, stro­jem, obyczajem i mową, wspólnemi z ludem mazowie­ckim. Z przechowanych na miejscu dokumentów piśmiennych możemy dość dokładnie wykazać gienezę bojarów międzyrzeckich. W XIV wieku cała przestrzeń, stanowiąca dobra międzyrzeckie, jak wskazuje nadanie z roku 1390 Władysława Jagiełły Abrahamowi Cham­cowi, była prawie pustą, gdyż jedynie istniały tu wsie: MiędzyrzeceStołpno. Pustki te, niewątpliwie powstałe po ostatecznem wyparciu stąd w r. 1264 przez Bole­sława Wstydliwego Jadźwingów, trzeba było na nowo zaludnić. Zajął się tem około r. 1442 trzeci ze znanych dziedziców Międzyrzeczyzny, Jan Nasutowicz, starosta Brzeski. Do zamierzonego celu kroczył on dwojaką dro­gą: przymusowej i wolnej kolonizacji. Do pierwszej użyci zostali niewolni włościanie z dóbr litewskich starosty; do drugiej służyła mu drobna szlachta i kmiecie, napływa­jący z sąsiedniego Mazowsza. Niewolni osadnicy mieli uprawiać rolę pańską, czyli robić pańszczyznę, wolni zaś, zwani bojarami, mieli obowiązek w czasie potrzeby stawać zbrojno obok dziedzica. Tego rodzaju urządzenia były u nas, na pograniczach, powszechnemi. Na podob­nym prawie sąsiedni dziedzice Biały, Jllinicze, osadzili drobną szlachtę we wsi Sokule, dziś należącej do dóbr Międzyrzeckich. Tam wszakże nazwa bojarów była nie­znaną, a przywilej, nadający ziemię za obowiązek stawa­nia zbrojno na koniu, nazwano prawem pokoniowskim. Dla lepszego rozjaśnienia rzeczy, przytaczamy w całej rozciągłości jeden z trzech dokumentów, na mocy któ­rego powstała wieś bojarska Pościsze. Oto jego brzmie­nie w dosłownym tłumaczeniu z języka łacińskiego: „Ku wiecznej pamięci. My, Nasutha, dziedzic międzyrzecki, czynimy wiadomym wszystkim i każdemu komu wie­dzieć należy. Jako rozważywszy pilnie i mając na uwadze ciągłe i wierne służby przezornego, szlachetnego Stanisława z Międzyrzeca, naszego współobywatela, ja­kie nam wiernie oddawał i na przyszłość tym pilniej z wszelką wiernością nam i naszym następcom oddawać będzie powinien, jemu i Jego prawym następcom dajemy i zapisujemy wiecznie na dziedzictwo przestrzeń, nazwaną Podporzecze, położoną około wielkiej rzeki (Krzny) w okręgu naszym międzyrzeckim, wynoszącą włók dziesięć. Nadto wyżej wzmiankowanemu Stanisła­wowi, inaczej Pościszowi, dozwalamy pobudować na tejże rzece młyn, jeżeli on tam być może. Które to dzie­dzictwo, ze wszystkiemi użytkami, przypływami, odpły­wami, bagnami, jeziorami, wodami, borami, krzakami, zaroślami, domami, pustemi polami, łąkami, ścieżkami, drogami i tychże dróg wyjściami, oraz wszelkiemi użyt­kami, nic dla siebie nie ekscypując, wyjąwszy barcie (exceptis meleficiis alias barcie). Wreszcie wspomnionemu Stanisławowi dajemy swobodę przez lat 10, po upływie których obowiązany będzie nieść nam i naszym następcom chętne usługi, wraz ze swymi prawemi na­stępcami, stawiać się na własnym koniu, z kuszą (cum balista), na każdą wyprawę wojenną, gdy sam pan w osobie swej na nią wyjedzie. Które to dziedzictwo szla­chetny Stanisław, inaczej Pościsz, mieć i posiadać bę­dzie spokojnie, jak równie jego sukcesorowie i może takowe zamieniać, darować lub sprzedawać wedle swej korzyści, jak mu się to lepszym zdawać będzie. Równie rzeczony Stanisław Pościsz ma osadzać ludzi t.j. kmiot­ków, o ile to będzie mógł zrobić, dając im prawo niemie­ckie, które magdeburskim się zowie. Sam zaś rzeczony szlachcic nie będzie przed nikim odpowiadał (sądownie), tylko przed swoim panem i to wtedy, kiedy przez pismo osobiście pozwany będzie, a pan go nie inaczej, tylko prawem polskim sądzić powinien. Gdy zaś wezwanym zostanie na ślad dla ścigania przestępców, nie ma on przebiegać.


Żeby zaś to wieki przetrwało, pieczęć nasza na niniejszem zawieszoną zostaje. Działo się i dano w ponie­działek, w oktawę św. Marcina, chwalebnego biskupa i wyznawcy, roku 1442, w obecności świadków szlachty najpierw: Stanisława z Ostrzesiówki, Jakóba z Łazów, Rafaela z Biernat, Benedykta z Raczyn, Jana z Kars, Mikołaja z Sadykrza, Piotra Wójta z Międzyrzeca, Bartłomieja Konsula z tegoż miejsca.”

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 55.73
drukowana A5
Kolorowa
za 80.28