E-book
15.75
drukowana A5
35.51
Bóg Śmierci Wymierzenie Kary

Bezpłatny fragment - Bóg Śmierci Wymierzenie Kary

3


Objętość:
101 str.
ISBN:
978-83-8414-243-1
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 35.51

32. Rozmowa z Barbarzyńcą

— Lili, to jeszcze nie koniec. Przygotuj się na walkę z nimi… Cholera, tego mi było trzeba. Ledwo wydostałem się spod opieki Orafa, a już czekają na mnie jeszcze gorsze chwile…

[Boska Kara] będzie zadawać obrażenia co dziesięć minut aż do twojej śmierci. Obecna ilość obrażeń wynosi: [50]!

Chłopak zignorował wiadomość, ponieważ borykał się z poważniejszymi problemami. Bezduszni Potępieni wstali, a Galgart i Lili z przerażeniem obserwowali te mroczne zjawy, które wstrząsnęły nimi do głębi, powodując, że krew w ich żyłach na moment zamarła. Chłopak zaczął usilnie opracowywać plan działania; wiedział, że istnieje tylko jedna skuteczna broń przeciwko tym przerażającym przeciwnikom. Potępieni obawiali się jedynie jednego żywiołu — ognia.

W ich drużynie była wróżka, obdarzona potężną mocą magii ognia. To ona miała odegrać kluczową rolę w walce z tymi potworami. Na razie mógł jedynie służyć za przynętę, by te groźne istoty nie zdecydowały się zaatakować chowańca.

Zgodnie z opowieścią, którą w dzieciństwie opowiadała mi mama, musimy przetrwać do brzasku. Gdy tylko na niebie pojawią się pierwsze promienie słońca, one znikną… — chłopak przywołał te słowa w pamięci.

Chłopak nie zdawał sobie sprawy, że był śledzony przez potężniejszą istotę. Stworzenie już od dłuższego czasu podążało za nim, pozostając w cieniu. W ten sposób spełniało obietnicę złożoną swojej mistrzyni w dniu jej śmierci. Sylphia unosiła się wysoko w chmurach, z uwagą przyglądając się działaniom Galgarta. Była zawsze gotowa, by wkroczyć do akcji, gdyby życie młodego panicza znalazłoby się w niebezpieczeństwie.

— Mistrzu, co powinniśmy zrobić? — zapytała Lili, gromadząc energię w dłoniach.

— Musimy stawić czoła zagrożeniu do świtu — odpowiedział Galgart, mocno chwytając trzonek topora i uważnie obserwując zbliżające się potwory.

Galgart nie zamierzał ujawniać swojego prawdziwego zamysłu, ponieważ był pewien, że dziewczyna nigdy nie zgodziłaby się na to, by to on pełnił funkcję wabika. Zrobił krok do przodu i głośno zawołał, w ten sposób przyciągając uwagę wszystkich potworów, które natychmiast ruszyły w jego stronę z wściekłością.

Zamachnął się toporem, skupiając całą swoją energię na ostrzu. Gdy cięcie przechodziło przez powietrze, uwolnił manę, co wywołało potężną falę uderzeniową, na krótki moment odpychając przeciwników. Nie miał innego wyboru, jak tylko skorzystać z oleju, który przygotował razem z Orafem. Spojrzał na Lili, a ta, wyczuwając jego myśli, sięgnęła do [Magicznej Torby] i wyjęła fiolkę wypełnioną czarnym płynem. Rzuciła buteleczką w stronę chłopaka, który, nie zastanawiając się ani chwili, szybko odkorkował ją, mimo że nie przepadał za zapachem tej mikstury. Całą jej zawartość wylał na ostrze. Potem uniósł topór w górę, dając wróżce sygnał, aby podpaliła płyn.

[Ognisty Pocisk] rozświetlił ostrze, przekształcając je w broń zdolną zadawać poważne obrażenia potworom. Te wstrzymały się na chwilę, wycofując się w obawie przed płomieniami. Galgart był jednak niezadowolony z tego obrotu spraw; wolałby, aby to one zaatakowały. Krzyknął z całych sił, starając się zmusić ich do podjęcia jakiejkolwiek decyzji.

Wokół Bezdusznych Potępionych zaczęła gromadzić się mroczna energia, która z czasem przybrała formę potężnego wiru. Galgart miał przeczucie, że nadchodzą poważne kłopoty, w tym czasie Lili skoncentrowała się na rozpraszaniu energii zgromadzonej w swoich dłoniach. Nie chciała bowiem przypadkiem wzmocnić działania ich czaru.

Gdy potwory zgromadziły wystarczającą ilość ciemnej energii, wystrzeliły w kierunku Galgarta swoją potężną umiejętność. Chłopak, w ostatniej chwili, zdążył podnieść tarczę Arana i osłonił się przed nadchodzącym czarem. Mimo wszystko poczuł uderzenie wiru powietrza na własnej skórze. Musiał znieść ból i jednocześnie chronić Lili przed zdolnościami swoich przeciwników. Jego wszystkie mięśnie były wystawione na próbę, a on powoli został zepchnięty do tyłu.

— Nie poddam się wam! — zawołał Galgart, pragnąc wzmocnić swoją determinację.

Z wielkim wysiłkiem postawił krok do przodu, stawiając czoła potężnemu napływowi powietrza. Lili z głębokim szacunkiem obserwowała Galgarta, który bronił nie tylko jej, ale także tej dziewczyny. Tarcza, trzymana przez chłopaka, rozrywała moc Potępionych na dwie części, znacznie osłabiając działanie wiru.

Wróżka znalazła się w trudnej sytuacji, która wydawała się bez wyjścia. Nigdy nie zamierzała wplątywać się w takie sprawy, a obecność Amelii zawsze ją irytowała. Jednak zawirowania losu zmusiły dziewczynę do działania, a kontakt z tym przeklętym problemem stał się nieunikniony. Skupiła się z całą uwagą i rozpoczęła przekazywanie swoich myśli do Królowej Szczurów.

Amelio, słyszysz mnie? Jeśli tak, przybądź na pomoc Mistrzowi… Stoimy w obliczu poważnych kłopotów…

„Rozumiem sytuację, ale muszę zmierzyć się również z własnymi problemami, Lili.” — odpowiedziała Amelia.

Królowa Szczurów toczyła właśnie zaciętą walkę z tuzinem goblinów. O zmierzchu, te niezwykłe istoty wyszły ze swojej jaskini i zaatakowały ją całą hordą. Gdyby nie wsparcie jej wiernych sługusów, dawno już przegrałaby z taką ilością wrogów. Nie mogła zignorować prośby swojej towarzyszki, dlatego zdecydowała się skorzystać z najpotężniejszego sprzymierzeńca, który został pozostawiony przy Mistrzu w celu zapewnienia mu ochrony.

Z cienia Galgarta wyłoniła się mała myszka, która z niesamowitą zwinnością przebiegła między nogami młodzieńca, kierując się w stronę wirującego powietrza. Gdy przekroczyła linię starcia, jej sylwetka nagle urosła do olbrzymich rozmiarów. Jednym machnięciem łapy wywołała falę uderzeniową, skutecznie neutralizując mroczne zaklęcie Bezdusznych Potępionych.

— Dziękuję, Amelio — szepnęła Lili, jednocześnie miotając [Ogniste Pociski] w stronę przeciwników.

Wróżka wykorzystała nadarzającą się okazję, zadając potężne obrażenia. Galgart dostrzegł, jak jeden z Bezdusznych Potępionych rozmył się w powietrzu. Ciemna poświata ruszyła w stronę olbrzymiej myszy, atakując ją za pomocą dziwnego rodzaju magii. Wydawało się, że zyskał kontrolę nad tym stworzeniem, przenikając do jego wnętrza.

Potwór z impetem wymierzył cios w kierunku Galgarta, który zręcznie odbił atak swoim ognistym toporem. Krew na chwilę zastygła w żyłach młodzieńca; nie chciał zaszkodzić swojemu sojusznikowi, lecz w tej chwili nie miał innego wyjścia. Był zmuszony bronić się przed agresją wymierzoną w jego osobę. Przyparty do muru, czuł się już wyczerpany, zwłaszcza po poprzedniej walce z bandytami.

[Boska Kara] będzie zadawać obrażenia co dziesięć minut aż do twojej śmierci. Obecna ilość obrażeń wynosi: [50]! — ponownie pojawił się komunikat, który Galgart całkowicie zignorował.

Pozostali nie mieli zamiaru stać z boku, jak bierni obserwatorzy — postanowili działać. Zgromadzili ogromną ilość energii, pragnąc wykorzystać swoją niezwykłą, wspólną zdolność. Nazywała się ona [Kulą Materii] i była zaawansowaną umiejętnością, której opanowanie udało się tylko nielicznym magom. One jednak posługiwały się nią z niezwykłą łatwością. Galgarta przeszedł dreszcz na plecach, zdając sobie sprawę, że jeśli ta magia ich trafi, nie mają szans na przetrwanie.

Mistrzu, miej na uwadze, że ta magia jest niebezpieczna. Jej moc jest nadzwyczaj silna, a jeśli ją poczujesz, może przynieść ci ból, którego nie zdołasz znieść. To zaklęcie ma potencjał, by cię zabić… — odezwała się w końcu Talia, wpatrując się w działania przeciwników, wcześniej pozostając w milczeniu. Uczucie złości wobec Galgarta za przerwanie jej rozrywki tliło się w jej sercu.

Zdaję sobie z tego sprawę, jednak nie zamierzam zginąć — odpowiedział Galgart, czując nadciągające niebezpieczeństwo. Chłopak nie miał żadnej magii obronnej, która mogłaby mu pomóc zmierzyć się z potęgą jego wrogów.

Bezduszni Potępieni uwolnili w powietrzu potężną moc. Z każdą chwilą [Kula Materii] zbliżała się do drużyny Galgarta, a chłopakowi z przerażenia oczy niemal wyszły z orbit. Po raz pierwszy w swoim życiu odczuł tak intensywny strach, jakiego wcześniej nigdy nie doświadczył.

Lili usiłowała rzucić [Ognistą Barierę], lecz nie zdążyła wykonać zaklęcia w odpowiednim momencie. Głęboko w sobie odczuwała wyrzuty sumienia, że nie była w stanie wesprzeć swojego Mistrza w tej walce. Nie miała nawet sekundy, by przenieść ich w bezpieczne miejsce, ponieważ wszystko działo się w zatrważającym tempie. Potwory poruszały się w doskonałej synchronizacji, zarówno walcząc, jak i współpracując ze sobą nawzajem. Funkcjonowały niczym jeden, zgrany organizm.

Ktoś musi nimi sterować — stwierdził Galgart, unosząc broń i precyzyjnie uderzając w kontrolowaną mysz, by nakierować ją w stronę lotu zaklęcia przeciwników. — Przykro mi, Amelio, ale nie widzę innego rozwiązania niż poświęcenie twojego dziecka…

Gdy czar otoczył stworzenie, ledwie zdążyło pisnąć z bólu, a już w następnej chwili zostało unicestwione przez [Kulę Materii]. Zaklęcie nieco straciło na sile, lecz nadal pędziło w stronę młodzieńca, który odwrócił się i próbował uciekać, mimo że zdawał sobie sprawę, iż jego wysiłek był skazany na niepowodzenie.

W chwili, gdy Galgarta niemal dosięgnęła potężna umiejętność wrogów, Sylphia podjęła decyzję, aby zrzucić maskę tajemnicy. Uznając, że nadszedł czas, by ujawnić prawdę o swoim milczącym wsparciu od momentu utraty swojej pani, postanowiła wypełnić ostatnią wolę zmarłej Mistrzyni. Zniżając lot, smoczyca wydała głośny ryk, a potężny ogień wydobywający się z jej paszczy uderzył w zaklęcie. Jego żar był tak intensywny, że spalił umiejętności Bezdusznych Potępionych, jednocześnie pochłaniając płomieniami ich przeciwników.

Galgart odwrócił się, gdy nagle poczuł ciepło na plecach oraz usłyszał przeraźliwy krzyk potępieńców. Z zaciekawieniem w oczach obserwował rozwijającą się scenę, Bezduszni Potępieni zostali pochłonięci smoczym oddechem i w jednej chwili zniknęli bez śladu. Wkrótce jego uwagę przyciągnął smok, który powoli opadał na leśną polanę.

Młodzieniec nie mógł dostrzec w tej postaci swojej niegdyś bliskiej przyjaciółki ani ukochanego chowańca babci. Sylphia zaistniała jako dorosły smok, a jej imponująca sylwetka wyróżniała się potężnymi mięśniami. Ostro zakończone pazury nadawały jej majestatyczny wygląd, a skóra, pokryta twardymi łuskami, stała się praktycznie odporna na wszelkie rodzaje magii oraz większość ataków fizycznych.

— Mistrzu, nie zbliżaj się do tego smoka. Nie wiem, jakie ma wobec nas zamiary — szepnęła Lili, cofając się o krok. — Najlepiej byłoby się wycofać…

— Lili, gdyby on rzeczywiście chciał nas zabić, na pewno zrobiłby to już przed chwilą — odpowiedział Galgart z uśmiechem na twarzy. Coś niewytłumaczalnego przyciągało go do tego mitycznego stworzenia. Czuł w sercu dziwną więź, której nie potrafił opisać słowami.

Galgart rozpoznał ją dopiero wtedy, gdy spojrzał głęboko w jej oczy. Wspomnienia zaczęły powracać. Z ufnością wyciągnął dłoń w kierunku smoka, który zbliżył swój pysk, obwąchując zakrwawioną rękę wnuka Mistrzyni. Po chwili chłopak przypomniał sobie jej imię i odważył się je wykrztusić na głos:

— Sylphio, co tak długo robiłaś? — zapytał Galgart.

— Wypełniałam ostatni rozkaz Mistrzyni, młody paniczu. Chroniłam cię z ukrycia… — odpowiedziała Sylphia, zaskakując Galgarta tą informacją.

— Mistrzu, czy znasz tego smoka? — zapytała Lili, podchodząc nieco bliżej.

— To nie jest on, lecz ona, a ma na imię Sylphia. Była chowańcem mojej babci, nim niestety została zabita przez Gobliny… — odpowiedział krótko Galgart.

— Bardzo się cieszę, że o mnie pamiętasz, młody paniczu… Miło mi cię poznać, wróżko Lili — szepnęła Sylphia, lekko pochylając głowę.

Smoczyca rozpostarła swoje potężne skrzydła, skutecznie zasłaniając blask księżyca i rzucając mroczny cień na Galgarta. Lili odetchnęła z ulgą, gdy dowiedziała się, że Sylphia była dawną znajomą Mistrza. Wróżka zaczęła rozważać słowa, które mówiły, że chroniła go z ukrycia. Przecież dotąd nigdy się nie ujawniła, a Lili nie miała okazji, by ją dostrzec — może jej kamuflaż był naprawdę tak doskonały?

Smoki były istotami dość płochliwymi, rzadko wchodzącymi w interakcje z ludźmi. Lili uświadomiła sobie, że babcia Galgarta musiała być niezwykle potężną Poszukiwaczką Przygód, skoro potrafiła oswoić tak majestatyczną istotę.

Młodzieniec dopiero teraz zaczął się zastanawiać, w jaki sposób Sylphia trafiła pod opiekę jego babci. Osoba, która znała tę historię, była już dawno nieobecna. Adrianna, podczas jednej ze swoich misji, natrafiła na jaskinię, w której odkryła niezwykłe jajo. Postanowiła je zatrzymać, a gdy z jaja wykluło się smoczątko, zaopiekowała się nim najlepiej, jak potrafiła. Z biegiem czasu, gdy kobieta zyskała zaufanie stworzenia, stało się ono jej wiernym chowańcem, towarzysząc Adriannie przez całe życie. Nawet po jej śmierci spełniała ostatnią prośbę, chroniąc młodego panicza i obserwując go z ukrycia. Każdego dnia borykała się z wewnętrznymi przemyśleniami, zastanawiając się, czy nadeszła już chwila, by ujawnić swoją obecność. Ostatecznie podjęła tę decyzję w chwili zagrożenia, gdy młody panicz mógł stracić życie z rąk obrzydliwych stworzeń. Przestała się wahać i z determinacją wypełniła ostatni rozkaz Adrianny, eliminując wszystkich Bezdusznych Potępionych. Teraz gdy walka dobiegła końca, zastała ją niepewność, co dalej robić. Gdy kurtyna opadła, nie mogła dłużej chronić Galgarta, skrywając się w cieniu. Musiała zdać się na los i czekać, czy młodzieniec zechce przyjąć ją do swojej drużyny.

Galgart spojrzał na Sylphię, a Lili poczuła, jak atmosfera wokół nich staje się gęstsza. Wróżka zrozumiała, że wkrótce wydarzy się coś niezwykle istotnego. Wyczuła to w sercu smoka, które wciąż poszukiwało nowego mistrza. Chłopak wahał się z podjęciem decyzji. Czuł, jakby jakaś niewidzialna dłoń wyciągała się ku niemu z pomocą. To uczucie nasiliło się, gdy Amelia przysięgła mu wierność, stając się jego wiernym chowańcem. Teraz, w tej chwili, Galgart znalazł się twarzą w twarz ze smokiem, gotowym mu służyć. Wszystko wydawało się starannie zaplanowane, jakby ta niewidzialna osoba dobrała mu wszystkich towarzyszy i pokierowała jego losem.

Sylphię darzył sympatią, dlatego postanowił miło spędzać z nią czas jako jej towarzysz. Choć odczuwał pewien dyskomfort, będąc marionetką w czyichś rękach, nie chciał ryzykować utraty tak potężnego sprzymierzeńca. Wyciągnął prawą rękę ku smokowi, który skłonił swoją głowę, delikatnie muskając wewnętrzną stronę jego dłoni. Na skórze poczuł pieczenie, a po chwili na jej powierzchni ukazała się blizna w kształcie smoka, lśniąca złotym blaskiem.

Kontrakt został zawarty!

Sylphia zostaje twoim [Chowańcem]!

W ten sposób Galgart zdobył nowego sprzymierzeńca. Chwycił się za piekącą dłoń, próbując złagodzić ból, który promieniował przez całe jego ciało. W tym samym momencie przeszył go ostry ból w klatce piersiowej i ponownie pojawił się notyfikacja:

[Boska Kara] będzie zadawać obrażenia co dziesięć minut aż do twojej śmierci. Obecna ilość obrażeń wynosi: [250]!

Po przeczytaniu treści komunikatu Galgart poczuł, jak ciemność powoli owijała jego zmysły. Dłonie stały się dla niego nieznośnie ciężkie, a nogi przestały go słuchać. Atmosfera wokół gęstniała, a mrok wypełniał całe jego ciało. W końcu stracił przytomność i osunął się na popioły spalonej ziemi.

Przestraszona Lili próbowała złapać go, zanim jego twarz uderzyła o ziemię. Jednak Sylphia była szybsza; chwyciła młodzieńca w swoją potężną dłoń i delikatnie położyła go na trawie.

Wróżka delikatnie uderzyła młodzieńca w policzek, próbując ocenić jego stan i przywrócić mu przytomność, jednak jej starania okazały się bezowocne. Przyzwała [Magiczną Torbę] i wyciągnęła z jej wnętrza dwie mikstury. Odkorkowała buteleczki, a następnie zaczęła wlewać ich zawartość do ust młodzieńca.

— Dlaczego on wygląda tak źle? — zapytała, rzucając smokowi oskarżycielskie spojrzenie.

— Nie patrz na mnie w ten sposób, to nie moja wina… — odpowiedziała Sylphia, kładąc się obok Galgarta. — To musi być efekt klątwy rzuconej przez tego opętanego obrońcę.

— Dlaczego te mikstury nie działają? — Lili rzuciła pustą butelkę na ziemię i już sięgała po kolejną, gotowa użyć jej na młodzieńcu, gdy zatrzymała ją Sylphia.

— Nie pomogą mu w ten sposób. Prawdopodobnie został przeklęty przez bogów…

— Nie pozwolę mu zginąć! — krzyknęła Lili, wtulając się w klatkę piersiową chłopaka. Łzy spływały jej po policzkach.

— Mamy tylko jedną szansę. To będzie bardzo bolesne… — wtrąciła Sylphia, skupiając energię wokół swojej łapy.

Wróżka uniosła się w powietrzu, delikatnie osuszając mokre policzki dłonią. W milczeniu obserwowała, jak smoczyca zbliżyła swoją łapę do brzucha młodzieńca. Nagle wprowadziła manę do ciała Galgarta, a on, ogarnięty bólem, zgiął się wpół, a na jego twarzy malował się wyraz cierpienia.

Sylphia postanowiła zaryzykować i złamać smocze prawo, które surowo zabraniało takich praktyk. Jako magiczne istoty, smoki miały w sobie niezwykłą energię, a teraz smoczyca zdecydowała się podzielić swoją życiową mocą z człowiekiem. Nie mogła przewidzieć skutków swojego działania, ale nie wahała się, pragnąc uratować młodego panicza. Była gotowa ponieść konsekwencje swojego czynu, jeśli tylko zostanie wykryta. Zamknęła oczy, koncentrując się na wszczepionej energii, którą zaczęła rozpraszać po całym ciele Galgarta w poszukiwaniu nieprawidłowości. Już po chwili natrafiła na źródło klątwy. Musiała się bardzo mocno skupić, aby skutecznie zniszczyć obcą materię. Zaklęcie rzucone przez przeciwnika było niezwykle potężne.

Galgart doświadczał niewyobrażalnego cierpienia z każdą sekundą, gdy Sylphia usiłowała zdjąć klątwę. Ból, który go ogarniał, był nie do opisania, a chłopak wciąż pozostawał nieprzytomny. Lili, pełna troski, mocno przytuliła się do jego ciała. Wróżka nie mogła znieść widoku, który dosłownie łamał jej serce. Od dawna go kochała, ale lęk przed jego reakcją na tę informację wstrzymywał ją od wyjawienia uczuć. Wolała milczeć, choć milczenie to sprawiało jej ogromny ból.

***

Galgart znalazł się w jasnym pomieszczeniu, gdzie na tronie siedział [Bóg Śmierci]. Zaskoczony, spojrzał w jego stronę, a następnie wstał na równe nogi i ruszył ku niemu szybkim krokiem. Chwycił go za przedramię, pomagając mu wstać z klęczek.

— Sługo, ponownie zjawiłeś się w moim zamku bez zaproszenia — rzekł, wpatrując się intensywnie w oczy młodzieńca. — Zastanawia mnie, jak to się dzieje.

— Nie wiem… — odpowiedział, zaczynając również głęboko się nad tym zastanawiać.

— Dobrze, nieważne… Czuję, że już poznałeś Talię — powiedział, a Galgart jedynie skinął głową na potwierdzenie. — Co sądzisz o mojej starej przyjaciółce?

— Ona jest twoją przyjaciółką?! — powtórzył zaskoczony tym odkryciem.

[Bóg Śmierci] zaśmiał się, wyciągając dłoń ku pierścieniowi na palcu Galagarta. Z wnętrza czaszki wydobyła się czarna mgła, która powoli opadła na podłogę, a następnie zaczęła krążyć w zmysłowym tańcu. W miarę jak unosiła się ku górze, przybierała kształt kobiecej sylwetki.

Młodzieniec dostrzegł młodą kobietę, mającą zaledwie dwadzieścia kilka lat, o lśniących czarnych włosach. Jej smukła sylwetka była doskonale podkreślona obcisłą, czerwoną sukienką, która harmonijnie akcentowała jej kształty. W głębokim dekolcie sukienki ujrzał aksamitnie gładką skórę, co sprawiło, że nie mógł oderwać wzroku od jej uroczej twarzy. Zmysłowe usta, jakby zapraszające do namiętnego pocałunku, wzbudziły w nim nagłe ukłucie w sercu. Kiedy powoli otworzyła powieki, ukazała mu jedno oko o intensywnej, krwistoczerwonej tęczówce, natomiast drugie mieniło się złotym blaskiem.

— Witam, Mistrzu, dawno się nie widzieliśmy — powiedziała, pochylając głowę w kierunku młodzieńca.

— Talia! — wykrzyknął Galgart, zaskoczony. Tak naprawdę wyglądała! W jego wyobrażeniach czaił się potwór, który z pasją zabijał i żywił się świeżą krwią swoich ofiar. A teraz, przed nim stała piękna kobieta. Kobieta, w której z łatwością mógłby się zakochać. Jej urok sprawił, że jego serce zaczęło bić szybciej.

— Tak, Mistrzu… Jestem do Twojej dyspozycji… — zapewniła Galgarta, wyrażając swoją lojalność.

— Kim naprawdę jesteś? — zapytał nagle, przerywając jej wypowiedź, mając nadzieję, że uzyska bardziej konkretną odpowiedź.

— Ona nie odpowie na to pytanie! — wrzasnął oburzony [Bóg Śmierci], zirytowany samym pomysłem poruszania tej kwestii.

— To ty mi powiedz — szepnął, zwracając się w stronę mężczyzny.

— To moja prawa ręka, moja najbliższa przyjaciółka. Pomoże ci w wykonaniu zadania, a resztę informacji na razie zatrzymam dla siebie — odpowiedział, jakby to, co mówił, było niepodważalne. Następnie wyciągnął miecz z pochwy, a ostrze zalśniło jak ogień. Chciał przestraszyć Galgarta i wymusić na nim absolutne posłuszeństwo.

Chcę wiedzieć to teraz! Nie rozumiem, dlaczego uczynił z tego taką tajemnicę… — chłopak zaczął zastanawiać się, dlaczego informacje o Talii były tak ściśle ukrywane.

— Jeśli nie chcesz mówić, to nie rób tego… Sam sobie z tym poradzę… — Odpowiedział z irytacją. Po chwili milczenia dodał: — Mam jeszcze jedno pytanie. Wyjaśnij mi w końcu, do czego jestem ci potrzebny…

Zapanowała krótka, niezręczna cisza, podczas której [Bóg Śmierci] zbierał myśli, zastanawiając się, jak najlepiej odpowiedzieć na postawione pytanie. Po chwili głęboko odetchnął, a następnie zwrócił się do swojego Wysłannika tonem nieco zaskoczonym, jakby nie mógł uwierzyć, że młodzieniec jeszcze nie odkrył odpowiedzi samodzielnie.

— Jeszcze się nie domyśliłeś? — zauważył [Bóg Śmierci], zniechęcony, wsuwając ostrze z powrotem do futerału. — Przecież jesteś bardzo spostrzegawczym dzieckiem.

— Mistrz, nie rozumie? — Talia, zrezygnowana, pochyliła jeszcze bardziej głowę.

— Chcesz, żebym walczył z innymi [Wysłannikami]?

— Nie tylko… — rozpoczął [Bóg Śmierci], ale przerwał mu zaskoczony głos jego sługi.

— Czy mówisz mi, że mam stanąć w szranki z innymi bogami? — przerwał mu, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał od swojego patrona.

— Trafne spostrzeżenie, mój Sługo.

Muszę walczyć z bogami? Ostatecznie właśnie tego ode mnie chciał. Czyż to nie było szaleństwo? Jak mogę stać się na tyle silny, by móc przeciwstawić się Stwórcom?! — chłopak pogrążył się w myślach, z trwogą rozważając swój los.

— Zabijmy ich wszystkich! — zawołał z entuzjazmem [Bóg Śmierci].

— Mwahahaha… Niech zacznie się zabawa — odparła Talia, przekształcając się w czarną mgłę i powracając do pierścienia.

— Znikaj, [Sługo] — wyszeptał, machając lekko dłonią.

Galgart poczuł narastający ból głowy, co skłoniło go do zamknięcia oczu na chwilę. Kiedy je otworzył, znalazł się w lesie, gdzie półmrok powoli ustępował miejsca blaskowi nadchodzącego świtu. Na jego klatce piersiowej spokojnie spała Lili. Delikatnie uniósł dłoń i pogłaskał ją po policzku. Dziewczyna obudziła się, a w jej oczach błyszczały łzy. Spojrzała na niego z wyraźnym niepokojem w spojrzeniu.

— Proszę, nie zostawiaj mnie — powiedziała, a w jej głosie słychać było łkanie.

— Nie zostawię cię, nie martw się o to — odpowiedział, unosząc się do siedzącej pozycji. — Gdzie jest Sylphia?

— Smoczyca poczuła głód i postanowiła wyruszyć na polowanie — odpowiedziała Wróżka.

Lili chwyciła go za dłoń i mocno uścisnęła. Galgart był zdezorientowany, nie wiedząc, co takiego się dzieje i dlaczego dziewczyna zachowuje się w ten sposób.

Chłopak delikatnie rozmasował sobie skroń, czując, jak ból głowy narastał z każdą chwilą. W tle Talia nuciła melodię swojej piosenki, a pulsujący dyskomfort w jego czaszce zdawał się tylko nasilać.

„Jeść, jeść smaczną krew… Pyszna jest…”

Przestań krzyczeć… Zaraz cię nakarmię, ale najpierw muszę porozmawiać z nim… — pomyślał, usiłując uspokoić kobietę uwięzioną w pierścieniu.

— Lili, sprawdź stan dziewczyny — polecił Galgart.

Wróżka uniosła się w powietrze i skierowała swój lot w stronę leżącej nieprzytomnej dziewczyny. Ostrożnie podniosła jej głowę, układając ją w swoich ramionach. Następnie przywołała [Magiczną Torbę]. Przeszukała jej wnętrze, aż w końcu wyjęła małą buteleczkę z czerwoną substancją, zaczęła wlewać jej zawartość do ust dziewczyny.

Czyli ona nadal żyje. To wspaniała wiadomość… Czas na rozmowę z [Barbarzyńcą] — pomyślał, kierując się w stronę drzew, gdzie leżał nieprzytomny mężczyzna. — Ciekawe, czy zdołam się z nim skomunikować? W końcu wbiłem mu topór w czaszkę…

„Mistrzu, pragnę zjeść jego duszę… Nie ma czasu na rozmowę…” — wtrąciła się Talia, przerywając milczenie.

Galgart podszedł bliżej do mężczyzny opierającego się o pień drzewa. Przyjrzał się jego statystykom, a szczególnie zwrócił uwagę na jego stan zdrowia.

PŻ: 50/230

PM: 10/60

Galgart zauważył, że mężczyzna miał już tylko pięćdziesiąt punktów życia. Wyglądał na niemal całkowicie martwego. Młodzieniec przykucnął przy jego boku, wsuwając dłoń w ranę pod mostkiem i kierując się w górę. Z brutalną determinacją rozrywał wszystkie tkanki, które napotykał na swojej drodze.

Zadane Obrażenia: [20]!

Barbarzyńca otworzył oczy, a silny ból sprawił, że zęby zgrzytnęły mu z wysiłku. Nie mógł się ruszyć; każdy najmniejszy ruch był dla niego nie do zniesienia — był całkowicie sparaliżowany od szyi w dół. W miarę upływu czasu chłopak zaczynał coraz bardziej niepokoić się myślą, że mógł uszkodzić jego mózg.

To zadziwiające, że mimo wszystko wciąż żył… Galgart uśmiechał się na myśl o możliwości, które wciąż przed nim były — ta perspektywa napełniała go radością, gdy rozmyślał o kontynuacji tortur. W osobowości chłopaka zaszła ogromna przemiana. Stawał się coraz bardziej sadystyczny.

„Mistrzu, nie ma sensu. Po prostu zjedzmy jego duszę…”

Nie, Talio, musisz jeszcze poczekać — oznajmił, kierując dłonią na serce mężczyzny. Czuł, jak między palcami pulsuje jucha przeciwnika.

— Teraz powiedz mi całą prawdę! — syknął Galgart przez zaciśnięte zęby.

W oczach Barbarzyńcy dostrzegł zbierające się łzy. Nie odpowiedział, tylko wydał z siebie stłumiony jęk, będący wyrazem ogromnego bólu, jaki sprawiał mu młodzieniec.

— Nie denerwuj mnie! — krzyknął, wsuwając dłoń jeszcze głębiej. Z każdą chwilą, gdy zagłębiał się w ciało przeciwnika, krew stawała się coraz cieplejsza, aż w końcu koniuszek jego palca napotkał bijące serce.

Zadane Obrażenia: [10]!

Otrzymane Obrażenia: [10]!

— Przeeeessstań, to booooli! — wykrzyknął Loren. Młodzieniec ledwie mógł go zrozumieć. — Pierdooooolony Potwooorze!

— Mów a przestanę…

Nic nie odpowiedział. Taki cios w głowę mógł mu uszkodzić mózg. Chłopak, zirytowany, pragnął dowiedzieć się, dlaczego napadli tę dziewczynę. W przypływie złości chwycił serce barbarzyńcy i zaczął mocno ściskać. Z oczu mężczyzny popłynęły łzy, a jego policzki nabrały intensywnego, czerwonego koloru.

Zadane Obrażenia: [10]!

Chłopak na chwilę poluzował uścisk, czując przy tym ogromną satysfakcję z zadawania bólu swojemu przeciwnikowi. Nie chciał, aby jego „zabawka” zbyt szybko odpadła, bowiem zamierzał zadać mu jeszcze więcej cierpienia.

— Pierdolony! — wykrzyknął, chwytając chłopaka za przedramię i próbując je wydobyć ze swojego ciała.

— Powiedz mi, kto was wysłał?! — usiłował dowiedzieć się, kto stoi za zleceniem.

— Nieeeee wieeem — odpowiedział Loren z grymasem na twarzy.

— Wierzę ci… — stwierdził Galgart, wyciągając przedramię z rany przeciwnika. — I niepotrzebnie cię męczę… Czekaj, co ja mówię? Przecież mam powód, żeby to robić?!

Pieczęć na [Boskiej Karze] została złamana, a pozostały efekt będzie zadawał ci obrażenia aż do śmierci.

Otrzymane obrażenia: [150]!

Zlekceważył pojawiający się komunikat i ponownie wsunął dłoń w ranę przeciwnika. Chwycił bijące serce i mocniej je ścisnął.

— Nie zasługujesz na życie! — krzyknął mu do ucha. — Tylko na śmierć i to w dodatku z mojej ręki…

Wyciągnął ramię z jego ciała, trzymając w dłoni pulsujący organ. Z całych sił zacisnął pięść, miażdżąc przy tym jeszcze bijące serce.

Zadałeś Krytyczne Obrażenia!

Zdobyto Doświadczenie: [100]!

Dusza została pożarta!

Otrzymane Obrażenia: [250]!

Otrzymane Obrażenia: [380]!

Oczy Barbarzyńcy zgasły, a jego oddech nagle zamarł w piersi. Tymczasem pierścień, niczym głodny drapieżnik, wciągał każdą kroplę krwi. Galgart, ogarnięty dezorientacją, podniósł się, a wówczas ciemność zdawała się go otoczyć. Nie mógł pojąć, co właściwie się dzieje… Rzucił okiem na swoje statystyki:

PŻ: 200 z 1020

PM: 400 z 915

Dlaczego tracę [PŻ]? — Galgart zaczął się nad tym zastanawiać, a po chwilowym namyśle uświadomił sobie, że to właśnie atak Arana nałożył na niego [Boską Klątwę].

Takie było potężne oddziaływanie [Klątwy] w tym świecie! Ten przeklęty Aran, nawet po swojej śmierci, próbował mnie zabić. — W jego głowie zaczęło się niebezpiecznie kręcić. Zatoczył się wokół własnej osi i upadł twarzą na ziemię. Dłońmi zakrył usta, a następnie wypluł krew, zmieszaną z rozcieńczoną śliną. W oddali usłyszał przerażony głos Lili, jakby dochodził do niego przez grube ściany.

— Galgart! Mistrzuuuuu… — zawołała, podfruwając w jego stronę. Uklękła przy jego boku i podała mu buteleczkę z czerwonym płynem. Powoli, zaczęła wlewać ciecz do jego ust. Z trudem przełknął zawartość, na chwilę tracąc świadomość.

33. Khlaris

Kiedy ponownie otworzył oczy, ujrzał lądowanie Sylphii. Podmuch wiatru, który wzbudzały smocze skrzydła, przyniósł mu delikatne ukojenie. Natychmiast poczuł, jak minęło osłabienie wywołane klątwą. Miał wrażenie, że napełnia go nowa energia witalna i rzeczywiście, było w tym wiele prawdy, ponieważ smoki potrafiły uwalniać ogromne pokłady many, która dla sojuszników miała właściwości lecznicze, natomiast dla wrogów okazywała się śmiertelna.

— Udało mi się zdążyć… — wydusiła Sylphia, delikatnie osiadając na ziemi i składając skrzydła. — Lili, mówiłam ci, żeby Mistrz nie przemęczał się; wielokrotnie tłumaczyłam tę sprawę. Nie jestem w stanie usunąć klątwy, mogłam jedynie zabezpieczyć ją pieczęcią. Byłam nieobecna tylko przez chwilę, a Mistrz już zdążył ją naruszyć…

— Bardzo przepraszam — powiedziała Lili, uwalniając dłoń Galgarta. On, zaskoczony, usiadł i skierował wzrok w stronę Sylphii. Liczył na to, że wyjaśni mu, dlaczego nie była w stanie całkowicie zlikwidować klątwy.

— Mistrz nie ma zamiaru wyjaśnić, co było tak istotne, że przewyższało własne zdrowie i życie… — Sylphia nie mogła ukryć swojego oburzenia jego lekkomyślnością.

— Musiałem dokończyć swoje sprawy, nie lubię odkładać nic na później — odpowiedział, wskazując palcem na leżące ciało.

Smoczyca złagodniała i ułożyła się obok Galgarta, który zamknął oczy, pragnąc skosztować chwili wytchnienia. Oparł głowę o jej bok; mimo że twarde i szorstkie łuski były nieprzyjemne w dotyku, to ciepło bijące z jej ciała sprawiało, że dyskomfort powoli znikał.

Lili odetchnęła z ulgą, gdy pojawiła się Sylphia. To właśnie smoczyca uratowała Mistrza podczas ich ostatniej przygody, więc wróżka postanowiła pozostawić chłopaka pod opieką Sylphii. Szukając zajęcia, zaczęła przeszukiwać ciała poległych, co umożliwiło jej zebranie pozostawionego ekwipunku. Wiedziała, że w momencie śmierci właściciela [Magiczna Torba] zawsze pojawiała się po pewnym czasie obok ciała. Istniała jednak możliwość skrócenia tego czasu oczekiwania, wydobywając [Magiczne Rdzenie], choć takie praktyki były surowo zakazane przez panującą religię. W tej sytuacji Lili nie miała żadnych wątpliwości, ponieważ martwi byli bandytami, a na podstawie tego, jak Galgart potraktował ostatniego mężczyznę, jednoznacznie wskazywał, że jej Mistrz nie miał szacunku dla żadnego z uznawanych bogów.

Z lekkim zniechęceniem, ale jednocześnie z wyraźną determinacją, zabrała się do rozpruwania zwłok [Nożem Myśliwskim]. Wiedziała, że tylko w ten sposób ma szansę zdobyć [Magiczny Rdzeń]. Oczywiście, nie mogło zabraknąć również umiejętności [Skórowania].

Po chwili grzebania w zimnych wnętrznościach wyjęła mały odłamek przypominający kamień, a w tej samej chwili przed jej oczami ukazała się [Magiczna Torba]. Dziewczyna, z lekką niepewnością, postanowiła sięgnąć po przedmiot, który unosił się w powietrzu. Strach odbijał się w jej oczach, gdyż często można było natknąć się na różnorodne pułapki. Na szczęście, w tym przypadku nic złego się nie wydarzyło.

Zajrzała do wnętrza i natknęła się na kilka mikstur oraz różne przedmioty. Nie miała czasu na dokładne przeglądanie całej zawartości, więc szybko zamknęła torbę, wrzucając do niego [Magiczny Rdzeń]. Zebrała energię w dłoni i wypowiedziała zaklęcie, które błyskawicznie spaliło szczątki mężczyzny. Ogień bezlitośnie strawił ciało, pozostawiając po sobie jedynie szary proszek, który rozsypał się po spalonej ziemi. Zabierając się za kolejne zwłoki, skoncentrowała się na swym zadaniu.

Sprawnie poradziła sobie z resztą zwłok przeciwników, dzięki czemu jej drużyna zdobyła sześć [Magicznych Rdzeni], cztery [Magiczne Torby], kilka mikstur oraz wiele cennych surowców. Dzięki decyzji o wyeliminowaniu bandytów powoli zaczęli zdobywać bogactwo. Wróżka doskonale znała wartość pieniądza; wielokrotnie obserwowała, jak Oraf gromadził swoje skarby. Pragnęła, aby jej Mistrzowi nigdy nie zabrakło środków na życie, dlatego postanowiła zadbać o jego finanse.

W tym samym czasie Galgart relaksował się, zastanawiając się nad ostatnimi wydarzeniami. Klątwa osłabła, a pieczęć została odnowiona dzięki Sylphii. W jego umyśle kłębiły się pytania, które pragnął zadać smoczycy.

Po pierwsze, zastanawia mnie, dlaczego nie zdołała zdjąć klątwy. Czy mogła być ona tak potężna, że nawet smok nie był w stanie jej unieważnić? Po drugie, w jaki sposób odkryła, że pieczęć została naruszona i przybyła mi z pomocą? Czy nałożyła na mnie jakąś barierę, która mnie kontroluje? A po trzecie… — Lili przerwała chłopakowi, odrywając go od jego myśli.

— Mistrzu, czy śpisz? — zapytała, a chłopak otworzył oczy, napotykając jej uśmiech. — Powinniśmy wyruszać…

— Masz rację, Lili — dodała Sylphia, podnosząc się z ziemi, co spowodowało, że Galgart z impetem wylądował głową w trawie.

— Jeszcze chwilę muszę odpocząć — rzekł Galgart sprawdzając swoje statystyki:

Doświadczenie: 505 z 600

PŻ: 890 z 1020

PM: 900 z 915

Mobilność: 240

Atak Fizyczny: 95

Atak Magiczny: 85

Fizyczna Obrona: 80

Magiczna Obrona: 80

PŻ Regeneracja: 0

MP Regeneracja: 0

Jego [PŻ] i [PM] niemalże osiągnęły swoje maksymalne wartości. W [Statusie] zaintrygowały go punkty przydzielenia i ich przeznaczenie.

DOSTĘPNE PUNKTY DO PRZYDZIELENIA: 60

Wujek nigdy o nich nie wspominał, a także w książkach, które chłopak miał okazję przeczytać w dzieciństwie, nie znalazł żadnej wzmianki na ten temat.

Mądrość została uaktywniona!

OSTRZEŻENIE! SYSTEM WYJAŚNI CI PRAWA OBOWIĄZUJĄCE W ŚWIECIE MAGICZNYM ZA TRZY SEKUNDY!

TRZY!

DWA!

JEDEN!

Oooo, [Mądrość] na pewno wyjaśni mi tę sprawę. To świetnie! — skomentował z radością.

Z każdym podniesieniem poziomu, każda istota otrzymuje dodatkowe punkty do przydziału w [UKRYTE STATYSTYKI]. Ilość przyznanych punktów jest ustalana przez SYSTEM, jednak to użytkownik ma pełną swobodę w wyborze, w które statystyki chciałby zainwestować.

Czy to wszystko, co chciałaś mi powiedzieć? — zaśmiał się chłopak, gdy zobaczył ten komunikat. — Może mogłabyś mi wyjaśnić, czym właściwie są te [Ukryte Statystyki]?

Czy chciałbyś zobaczyć Ukryte Statystyki?

Tak/Nie

Oczywiście odpowiedź brzmiała TAK! Po chwili przed jego oczami pojawił się zbiór danych, które częściowo były dla niego trudne do zrozumienia:

~~*~~Ukryte Statystyki~~*~~

Ciało: 0

Medytacja: 0

Siła: 0

Magia: 0

Tarcza: 0

Bariera: 0

Witalność: 0

Inteligencja: 0

Mógł się domyślać ich zastosowań, jednak najszybszym sposobem na uzyskanie informacji była sprawdzenie za pomocą [Ekspertyzy]:

[Ciało] — zwiększa liczbę posiadanych [PŻ].

[Siła] — zwiększa atak fizyczny użytkownika.

[Tarcza] — zwiększa fizyczną obronę użytkownika.

[Witalność] — podnosi regenerację [PŻ].

[Inteligencja] — zwiększa liczbę posiadanych [PM].

[Magia] — zwiększa atak magiczny użytkownika.

[Bariera] — zwiększa magiczną obronę użytkownika.

[Medytacja] — podnosi regenerację [PM].

Galgart dokładnie zapoznał się ze wszystkimi dostępnymi informacjami. W jego statusie zauważył wyraźny brak regeneracji zarówno [PŻ], jak i [PM]. Najrozsądniejszym krokiem na początku wydawało się zainwestowanie w statystyki [Witalności] oraz [Medytacji], gdyż to one odpowiadały za poprawę regeneracji.

Tylko jak miał to zrealizować? — zaczął zastanawiać się chłopak.

Czy chcesz użyć punktów?

34. Obóz bandytów

— Prawdopodobnie został pojmany — powiedział, wpatrując się w jej oczy z wyrazem politowania. Dostrzegł w nich głęboką rozpacz. — Słyszałem, że Zleceniodawczyni bardzo zależy na twoim bracie, dlatego zapewne nic mu nie zrobili. Nie masz się czym martwić…

— Pojmany! — wrzasnęła, chwytając go za dłoń. — Proszę, pomóż mi go uwolnić!

— Przykro mi, nie mam na to czasu — odpowiedział, próbując się wyrwać, ale ona trzymała jego rękę z całych sił. Spojrzał na Lili, która skinęła głową, dając mu znak, że dobrze postępuje, odmawiając dziewczynie pomocy.

— Błagam cię, daj mi swoją siłę. Sama nie dam rady go uwolnić — wyznała, a z jej oczu zaczęły płynąć strumienie łez.

Khlaris wzbudziła w nim żal przez swoją bezradność. Od zawsze nie mógł znieść widoku płaczących dziewcząt, które działały na niego wzruszająco. Kiedy na nią patrzył, miał pewność, że nie zdoła jej odmówić. Drugim powodem, dla którego postanowił jej pomóc, była jego głęboka nienawiść do złoczyńców. Może wynikało to z własnych traumatycznych doświadczeń, gdy sam padł ofiarą bandyty…

Zrozumiał, co musi zrobić. Czuł, że ci ludzie nie zasługują na życie. Postanowił ich po prostu zabić.

„Tak, Mistrzu, zróbmy to…” — Talia podsycała jego nienawiść do banitów.

— Mogłeś mnie wcale nie ratować! — wykrzyknęła w przypływie rozpaczy, wypuszczając chłopaka z uścisku.

Schowała głowę między kolana i zaczęła głośno szlochać. Bez Ignisa jej życie straciło sens… Dlatego postanowiła sięgnąć po wszelkie dostępne środki, nawet stosując podstęp, aby osiągnąć swój cel. Tego widoku nie mógł znieść, ale obawiał się reakcji swoich towarzyszek.

— Ta decyzja nie należy tylko do mnie, ale nie martw się, postaram się pomóc w uratowaniu twojego brata — powiedział po chwili milczenia, delikatnie kładąc rękę na jej ramieniu.

— Czy Mistrz naprawdę jest gotów zaryzykować dla obcej osoby? — zapytała Lili, wpatrując się w niego pełna emocji. — Obiecał mi to, Mistrz!

— Lili, wiesz, że nie mogę jej zostawić samej… — przekonywał ją, nie mając większych trudności. Dobrze znała jego charakter i była świadoma, że nie miała szans, by odwieść Galgarta od podjętej decyzji, bo był niezwykle uparty.

— Rozumiem — odpowiedziała ze smutkiem w głosie, czując ból w sercu z powodu tego, że chłopak nie doceniał złożonej obietnicy. To raniło ją głęboko.

***

W międzyczasie Amelia nieustannie toczyła walkę z goblinami. Jej szczurza rodzina z każdym momentem stawała się coraz potężniejsza, zdobywając nowe umiejętności i poziomy podczas eliminacji wrogów. Sprawiła prawdziwą rzeź — wokół niej walały się ciała pokonanych przeciwników. Powoli zaczynała zbliżać się do jaskini, w której kryły się potwory.

Trudności w walce z goblinami narastały z każdą chwilą. Wkrótce na horyzoncie pojawili się strażnicy gniazda, doświadczeni i doskonale wyszkoleni wojownicy. Dziewczyna musiała zatem z całych sił unikać ich ciosów. W jej sercu tlił się również głęboki ból spowodowany utratą najsilniejszego potomka, który został pozostawiony pod opieką Mistrza dla jego bezpieczeństwa.

Musiało wydarzyć się coś naprawdę strasznego… — pomyślała Amelia, decydując się na wycofanie z pola walki. — Inaczej Mistrz by mi odpowiedział…

Amelia nie miała pojęcia, że chłopak był całkowicie zaabsorbowany rozmową z Sylphią, a później z Khlaris. Dziewczyna dała swoim dzieciom znak do odwrotu, nie zapominając o zabraniu ciał poległych. Rodzina szczurów szybko wycofała się z pola bitwy, ciągnąc za sobą truchła zabitych goblinów. Ich zwłoki nie mogły zostać zmarnowane, ponieważ staną się pożywieniem dla kolejnego pokolenia szczurów.

Gobliny przez długi czas goniły swoich przeciwników, jednak nie były w stanie ich dogonić. Amelia otwierała magiczny portal do ich krainy, co znacznie ułatwiało im ucieczkę. Wszystkie napotkane ciała były wrzucane do portalu, a dziewczyna pędziła w kierunku miejsc, gdzie leżało najwięcej zwłok. Biegła na sam początek krwawej ścieżki, ryzykując swoją wolność, ponieważ chciała wypróbować jedną ze swoich nowych zdolności.

Po morderczym biegu w końcu dotarła do początku swojej ścieżki, w miejsce, gdzie wszystko się zaczęło. To tam spoczywało najwięcej ciał Goblinów, które zaatakowały ją w grupie. Udało jej się nawet zgubić pościg — przynajmniej tak to wyglądało, gdyż dowódca podjął decyzję o odwrocie. Postanowił darować życie sprawczyni, która odebrała życie niemal połowie jego pobratymców. Nie mógł sobie pozwolić na dalsze osłabianie swojego ludu w tej nierównej walce.

Amelia odetchnęła z ulgą, gdy uświadomiła sobie, że nikt już jej nie ścigał. To uczucie spokoju dodało jej odwagi, by w końcu przystąpić do realizacji swojego planu. Podniosła dłoń ku górze, aktywowała swoją nadprzyrodzoną zdolność. Wokół ciał poległych zaczęły pojawiać się szare kręgi, które z każdą chwilą emitowały coraz jaśniejsze światło. W krótkim czasie po martwych Goblinach nie pozostał żaden ślad; wszystkie zostały wchłonięte przez portale i przeniesione do domeny Królowej Szczurów.

Amelia była w lekkim szoku, odkrywając, jak wielki zasięg miała jej zdolność. Nie spodziewała się, że będą działać w tak zaskakujący sposób, a zbieranie znacznej ilości jedzenia dla jej dzieci stało się wygodne i przyjemne. W mgnieniu oka ogarnęła ją chęć, by wypróbować swoje umiejętności w praktyce na żywej istocie.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 35.51