E-book
15.75
drukowana A5
36.96
Bóg Śmierci Narodziny

Bezpłatny fragment - Bóg Śmierci Narodziny

1


Objętość:
122 str.
ISBN:
978-83-8369-866-3
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 36.96

1. Śmierć

Miasto powoli wracało do życia, na ulicach po nocnej ciszy znów zrobiło się głośno. Promienie słoneczne z trudem przebijały się przez grubą warstwę smogu, który mimo wczesnych godzin porannych unosił się już wysoko nad apartamentowcami. Ludzkość od trzystu lat zmagała się z konsekwencjami nadużywania planety, którą sami zniszczyli.

Młody mężczyzna o imieniu Artur mieszkał w kamienicy w centrum miasta i wiódł proste życie.

Artur obudził się, gdy w jego głowie rozległ się alarm przypominający syrenę przeciwpożarową. Szybko i swobodnie usiadł na brzegu łóżka, ponieważ nie chciał spóźnić się na swój pierwszy dzień w nowej pracy. Rękawem koszuli nocnej przetarł zaspane oczy. Następnie sięgnął do szafy i chwycił swój telefon, który wciąż głośno brzęczał. Przesunął palcem po ekranie i wyłączył irytujący dźwięk. Nie chciał obudzić sąsiadów, a zwłaszcza właściciela i nastoletniej córki mężczyzny, którzy mieszkali obok jego mieszkania.

Zdjął koszulę nocną, odsłaniając mięśnie, które zbudował przez lata. Podszedł bliżej do szafy i otworzył jej drzwi, w środku wisiały na wieszakach ubrania, które przygotował sobie poprzedniego dnia. Włożył szare spodnie i zieloną koszulę, a na koniec buty.

Następnie wszedł do małej łazienki. Ochlapał swoją zaspaną twarz lodowatą wodą, ponieważ od miesięcy spóźniał się z opłatami za gaz. Wytarł twarz ręcznikiem i spojrzała w lustro. W swoim odbiciu ujrzał zmęczone, czarne oczy, w których w ostatnich latach nagromadził się smutek i wielki żal z powodu okrutnego losu. Młody człowiek nie okazywał tego codziennie, ale każdego dnia cierpiał. Cały ból starał się ukryć za uśmiechem, którym obdarzał każdą napotkaną na swojej drodze osobę. To była tylko maska, którą założył na twarz, aby zatuszować prawdę przed innymi. Próbował zakopać ją głęboko w swoim sercu. Prawda, która zniszczyła go od środka, pozostawiła w jego duszy bolesne i nieodwracalne blizny. Od najmłodszych lat chłopiec czuł, że nie pasuje do społeczeństwa. Do systemu, który opuścił go na samym początku jego życia.

Wziął szczoteczkę do zębów i nałożył na nią pastę. Starannie umył zęby. Wypluł zawartość ust i wyraził swoją opinię:

— Moje życie jest takie żałosne… — Fragmenty wspomnień z dzieciństwa przeleciały mu przed oczami.

Życie nigdy nie było dla niego łaskawe. Od początku musiał zmagać się z trudnościami. Został porzucony u drzwi klasztoru, gdy był zaledwie noworodkiem. Wszystko, co miał przy sobie, to fioletowy koc z wyhaftowanym imieniem i małą notatkę wyjaśniającą, że nie mogą się nim zaopiekować. Jego biologicznych rodziców nigdy nie odnaleziono, ale trafił pod opiekę bezdzietnej pary. Adopcyjni rodzice wyrzucili go, kiedy odkryto, że przybrana matka zaszła w ciążę. Potem było jeszcze gorzej. Opiekunowie zmieniali się jak w kalejdoskopie. W zasadzie każda adopcja kończyła się tak samo, odrzuceniem i większym bólem prowadzącym do samotności. Ostatni rok do pełnoletności spędził w sierocińcu.

Kiedy skończył osiemnaście lat, opuścił sierociniec i zaczął żyć samodzielnie. Za pieniądze, które otrzymał od rządu, udało mu się jedynie wynająć skromne mieszkanie i musiał pracować, aby przeżyć. Minęły dwa lata. Czas dorastania chłopca był bardzo trudny, bo czasami musiał harować w kilku firmach, żeby zarobić na jedzenie i rachunki.

Odgarnął swoje czarne włosy, odsuwając na bok niepokojące myśli. Wziął głęboki oddech i opuścił łazienkę z poczuciem rezygnacji. W kuchni przygotował sobie skromne śniadanie, które zapakował do plastikowego pojemnika. Gotowy do pracy wyszedł z mieszkania. Na schodach zastał właściciela, który jak zwykle przypomniał mu o zbliżającym się czynszu. Chłopak uśmiechnął się niezręcznie i odpowiedział mężczyźnie:

— Mam jeszcze czas i zapewniam, że uda mi się zebrać pieniądze…

— Tato, przestań się z niego nabijać, kiedy wreszcie zrozumiesz… — usłyszał głos dziewczyny.

Młoda 17-letnia dziewczyna o długich złotych włosach stała w drzwiach i surowo patrzyła na ojca. Młody człowiek uśmiechnął się do niej szczerze i podziękował za życzliwość, którą zawsze mu okazywała. Na twarzy Anieli pojawił się czerwony rumieniec, a jej serce zaczęło bić szybciej. Naprawdę lubiła Artura, ale była nieśmiałą osobą i nigdy nie mogła mu powiedzieć o swoich uczuciach.

— Anielo, idź się szykować do szkoły. Żadnych amorów, to zły kandydat dla ciebie — szepnął pan kamienicy, zrobił to, żeby chłopak nie usłyszał jego ostatnich słów.

— Już to zrobiłam, ojcze. Zawstydzasz mnie… — odpowiedziała i chciała wrócić do mieszkania, ale zatrzymała się na chwilę. Zwróciła się do młodzieńca i dodał głośno: — Miłego dnia Arturze…

— Miłego dnia w szkole, Anielo — rzekł młodzieniec i zbiegł po schodach na parter.

Po wyjściu z budynku udał się chodnikiem w stronę placu budowy, na którym tego dnia miał rozpocząć pracę. Uzgodnił z kierownikiem zmiany, że stawi się o siódmej, dlatego nerwowo zerknął na zegarek. Na pokonanie dwóch kilometrów miał tylko piętnaście minut, więc się spieszył. W pewnym momencie usłyszał jednak krzyk, który wyrwał go z wymuszonego rytmu:

— Złodziej! Ratunku… Proszę, zostaw moją torebkę, bandyto! — kobieta krzyczała i szarpała się z mężczyzną.

Młody człowiek zatrzymał się i rozejrzał dookoła, zastanawiając się, skąd dobiegał ten straszny dźwięk. Nie było mu trudno znaleźć całe wydarzenie. Po drugiej stronie ulicy kobieta walczyła z zamaskowanym mężczyzną.

Chociaż wokół było wielu ludzi, nikt nie odważył się jej pomóc, zwłaszcza po tym, jak mężczyzna wyjął nóż z rękawa. Przestraszona dziewczyna, widząc wyciągnięte ostrze, po prostu puściła pasek torebki. Złodziej odwrócił się na pięcie i zaczął biec chodnikiem. Biegnąc, wsunął łup pod czarną bluzę i naciągnął kaptur na głowę. Biała plastikowa maska zakrywała jego twarz.

Artur spojrzał na uciekającego złodzieja. Zareagował impulsywnie i nie miał pojęcia, dlaczego coś w środku go do tego skłoniło. Bez wahania poszedł szukać złoczyńcy. Przebiegł przez ulicę. Oczywiście wywołało to spore zamieszanie w ruchu, bo cudem nikt go nie potrącił. Kilku mężczyzn w pojazdach musiało nawet zahamować w ostatniej chwili i wygłaszało o nim pogardliwe uwagi:

Debilu!

Głupku! Patrz, gdzie idziesz!

Chcesz zginąć?! Pajacu!

Zignorował kierowane pod jego adresem obelgi. Nie miał chwili do stracenia. Pobiegł jak najszybciej za złodziejem, pilnując go, by przez przypadek nie stracił złoczyńcy z oczu.

Przechodnie widząc rabusia z nożem w dłoni. Odsunęli się na bok, aby uniknąć przypadkowego uderzenia ostrym przedmiotem.

Biegnij… Biegnij… Biegnij… — Usłyszał w głowie głos nakłaniający go do działania. Nie miał czasu zastanawiać się, do kogo należy, a gdyby miał, mógłby się na chwilę zatrzymać, zamiast szaleńczo biec ku swojemu przeznaczeniu.

Nikt nawet nie próbował zatrzymać przestępcy. Prawdziwi tchórze! W sytuacjach krytycznych ludzie zawsze pokazali swoje prawdziwe oblicze. Minął dwóch policjantów, którzy również ustąpili mu pierwszeństwa…

Czy to naprawdę byli stróże prawa? — zaczął się zastanawiać w myślach — To dobrze, nie jestem taki jak oni, nie odpuszczam zła tak łatwo…

Przez tygodnie Artur zastanawiał się, dlaczego wciąż żyje na tym świecie, w którym teraz panuje bezprawie. Powszechne były akty przemocy. Często czytał artykuły w gazetach o morderstwach, gwałtach, kradzieżach.

Każdy powód, o którym pomyślał, przybliżał go do jedynej prawdziwej odpowiedzi na pytanie, dlaczego przeżył, a mianowicie tego, że nienawidził niesprawiedliwości na tej planecie. Postanowił walczyć nawet z taką sytuacją, ale strach przed działaniem poza prawem zawsze przezwyciężał jego sprawiedliwość, w końcu Artur pozostał biernym obserwatorem. Teraz to się zmieniło, nie chciał już być tylko świadkiem.

W duchu dziękował przechodniom, którzy się rozdzielali, bo to dało mu wolną drogę i pozwoliło rozwinąć swoją prawdziwą szybkość. Miał okazję wykorzystać nabytą przez lata sprawność fizyczną. Dobrze, że ćwiczył codziennie. Ten szczur kanalizacyjny nie miał szans, bo był najszybszym biegaczem w całym kraju. W czasach szkolnych wygrywał wszystkie zawody, w których brał udział.

Nie przegram z takim przestępcą. Z łatwością go pokonam i wykażę się odwagą, zwłaszcza teraz, gdy jestem zdeterminowany do walki z przestępczością w tym kraju — ożywił się na tę myśl.

Uciekający mężczyzna nagle skręcił w boczną uliczkę. Chłopak zrobił to samo i znalazł się w najgorszym możliwym miejscu w okolicy. Powitała go najstraszniejsza dzielnica miasta. Nawet policja nigdy się tu nie zapuszczała.

— Nie powinieneś za mną iść! — syknął gniewnie złoczyńca. — Teraz musisz umrzeć, biedactwo…

Złodziej roześmiał się głośno i odwrócił twarz. Jego ubranie było zniszczone, podarta bluza i spodnie, które nie dodawały mu żadnego stylu. Młodzieniec na rękach jego przeciwnika widział brud i palce zakończone brzydkimi, żółtymi paznokciami. Łotr sięgnął po kaptur i zdjął go z głowy. Plastikowa maska zakrywała całą jego twarz, z wyjątkiem żółtego cienia pod okiem. Miał szklaną protezę w lewym oczodole. Gęste, tłuste czarne włosy opadały niedbale na jego ramiona. Artur zauważył, że mężczyzna posiadał zmarszczki pod powiekami. Wyglądał jak przysłowiowy szczur kanalizacyjny.

Żal mi go… Musiał mieć ciężkie życie. Tak myślę teraz i mnie też nie było łatwo… Wychowałem się w domu dziecka… — Artur pamiętał wszystkie nieszczęśliwe lata, które przeżył, ale nigdy nikogo nie skrzywdził. Nawet do głowy by mu nie przyszło, żeby kogoś urazić.

A on obrał sobie najłatwiejszą drogę. Ten drań okradł innego człowieka i naprawdę mu tego nie wybaczę… — spojrzał na swojego przeciwnika i zdał sobie sprawę, że mógłby stać się takim człowiekiem, gdyby wybrał inną drogę.

Przestępca zaatakował chłopca z ostrzem. W jego oczach było tylko szaleństwo. Zamachnął się nożem, młodzieniec zdołał w ostatniej chwili odskoczyć, ale sztylet przeciął jego zieloną koszulę i zostawił płytką ranę na lewym boku. Po chwili na ubraniu pojawiła się plama.

Auć, to boli… O nie, bardzo ją lubiłem… Bądź przeklęty… — skomentował w myślach, odsuwając się od przeciwnika i łapiąc za krwawiącą szramę. — Dobrze, że tylko powierzchowna.

— Nieźle dzieciaku… — wyszeptał bandyta, widząc, jak młodzieniec robi unik. — Jakie imię mam wyryć na twoim ciele?

— Mam na imię Artur… — odpowiedział krótko.

Był naprawdę niebezpieczny. Młodzieniec musiał spróbować jakoś go obezwładnić, ale najtrudniej będzie nie odnieść obrażeń od noża wroga. Przestępca wykonał proste pchnięcie. Artur chwycił go za nadgarstek i spróbował wykręcić ramię, ale nie mógł tego zrobić, bo okazał się dużo silniejszy od niego i wyrwał mu rękę z uścisku. Wróg odskoczył, zwiększając odległość między nimi.

— Gruby, gdzie jesteś, kiedy cię potrzebuję?! — krzyknął na całe gardło.

Czarny charakter wielkości zapaśnika sumo wyszedł zza mężczyzny z wnętrza budynku. Ważył co najmniej dwieście kilogramów. Ubrany był w podartą, zniszczoną, brudną koszulę i sztruksowe spodnie. Nie miał butów. Brodaty osobnik zwrócił swoje niebieskie oczy na Artura. Młodzieniec dostrzegł bliznę między włosami na lewym policzku.

Nie ma jak zapraszanie partnerów. Artur wszedł do wielkiego bagna. Przełknął ślinę i spojrzał przez ramię. Chciał uciec z tego miejsca, ale wiedział, że nie będzie to takie proste.

Byłem głupcem, podążając za tym durniem aż do tego miejsca. Mogłem spróbować interweniować wcześniej. Teraz muszę walczyć z tymi bandytami… — zadeklarował, zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa.

— Szczurku, nie wiesz, jak traktować szczeniaka? Ile ona ma dwadzieścia lat? — zapytał grubas swego towarzysza i zaczął się głośno śmiać.

— Zrób to sam! W przeciwnym razie nie dostaniesz swojej części łupu. — odpowiedział ze złością, machając kobiecą torebką — Dziewczyna wyglądała na bardzo bogatą.

Szczur sięgnął do jej torebki i wyciągnął portfel pełen banknotów.

— Widzisz, ile tu jest pieniędzy? — Pomachał banknotami przed oczami, a potem głośno przeliczył pieniądze. — Sto, dwieście, trzysta, czterysta… Dawno nie mieliśmy takiego szczęścia…

— Dobra, dobra, zrobię to teraz. — Grubas pochylił się do przodu i ruszył w stronę młodzieńca.

Czy on myślał, że może mnie pokonać tak szalonym atakiem? — zapytał w myślach młodzieniec. Artur nie musiał nawet bardzo się starać, aby uniknąć jego ataku. Zsunął się z drogi, a jego przeciwnik uderzył głową o ścianę budynku za nim. Artur obserwował powolny upadek mężczyzny z uśmiechem na twarzy.

Może trochę nabije sobie rozumu? — pomyślał Artur, był uradowany widokiem nieprzytomnego łotra. — Przynajmniej jeden z głowy…

Artur odwrócił się od leżącego napastnika i skierował wzrok na złodzieja damskich torebek. Widząc nieprzytomnego towarzysza, szaleniec uderzył chłopca, machając na oślep ostrzem.

Artur nie miał możliwości przewidzenia jego ruchów, gdyż wróg zaatakował go w pełnym szale. Nagle poczuł ból w żołądku. Przeciwnik naciskał na niego z całej siły. Ostrze wbijało się coraz głębiej w jego ciało. Młodzieniec jedną ręką złapał Szczura za nadgarstek, a drugą uderzył go w twarz. Plastikowa maska pękła i podzieliła się na dwie części, spadając na drogę u ich stóp.

Cios złamał mu nos, który krwawił i zalał jego wykrzywioną bólem twarz. Artur spojrzał w dół i zobaczył wystającą rękojeść noża. Jego koszula była poplamiona czerwoną cieczą. Zdał sobie sprawę, że nie przeżyje bez pomocy specjalistów. Rękami próbował zatamować upływ krwi.

Artur musiał uciekać, bo chciał przeżyć! Zrozumiał, że postąpił głupio i naraził się na niebezpieczeństwo z powodu torebki nieznanej kobiety.

Ruszaj się! Idź — krzyczał w głębi duszy. Jego prawa noga odmówiła mu posłuszeństwa. Oparł się o chropowatą ścianę budynku. Kończyny dolne natychmiast zmieniły się w elastyczną galaretę. Zsunął się po nierównej powierzchni do pozycji siedzącej. Spojrzał na ranę… Obficie krwawiła…

Dłońmi ściskał ranę, próbując zatamować krwawienie.

Krew… Krew… Krew… Nie mogę w to uwierzyć… Nie chcę, żeby to się tak skończyło! — Artur krzyczał w swojej głowie. Pragnął żyć.

Czuł, jak ostrze wbija się coraz głębiej w jego żołądek, uszkadzając wnętrzności. Całe ciało Artura oblał zimny pot.

Moje wygnanie dobiegło końca… Artur ujrzał postać w czarnym płaszczu stojącą po lewej stronie, otoczoną ciemną aurą.

Czy Ponury Żniwiarz przyszedł po mnie? Czy już mam halucynacje? — młodzieniec poddał się śmierci i odważnie podniósł do niego zakrwawioną rękę, mając nadzieję na zbawienie.

Nie pomogę ci, ponieważ wraz z twoją śmiercią ja będę mógł wrócić do mojego prawdziwego świata… — odpowiedział telepatycznie mężczyzna.

Mógł tylko próbować uciec… Powoli zaczął się czołgać. Zostawił plamę krwi na chodniku. W oddali usłyszał zbliżające się kroki. Ktoś podniósł go lekko za koszulę. Przez zamglone oczy widział zakrwawioną twarz złodzieja.

— Ty pieprzony śmieciu… Złamałeś mi nos. Myślisz, że jesteś cholernym bohaterem! Za kogo Ty się masz?! Myślałeś, że możesz mnie pokonać? — powiedział rozwścieczony mężczyzna, uderzając Artura. Zrobił to jeszcze trzy razy. Młodzieniec nie wydał żadnego dźwięku, więc Szczur musiał być niezadowolony, bo zatrzymał się na trzecim ciosie.

Złodziej chwycił za rękojeść noża i wyrwał ostrze z ciała umierającego młodzieńca. Spowodowało to silne krwawienie z jamy brzusznej. Z szaleństwem w oczach uniósł ostrze.

— Zdychaj! — wrzasnął i dźgnął Artura w pierś. Kiedy zobaczył ból na twarzy młodzieńca, zaczął się z tego śmiać — Zdychaj! Zdychaj! Zdychaj! Zdychaj śmieciu… Mahahaaaaaaa!

Przestań, to boli! Wszystko boli! Nie chcę umierać! Czy to mój koniec? — Chłopak zaczął w myślach błagać o litość.

Zgiń, zgiń, zgiń! Nie mogłem cię dotknąć… Teraz mogę… szepnął mężczyzna w czarnym płaszczu. Potem pochylił się nad ciałem Artura. Położył kościstą rękę na ramieniu i dodał  To najlepszy dowód na to, że odzyskuję dawne siły…

Kim jesteś? — zadał pytanie młodzieniec.

Bogiem… — odparł i zaczął się głośno śmiać.

Jeśli naprawdę jesteś bogiem, uratuj mnie…

Ze wszystkich ran płynęło dużo krwi. Czuł, jak powoli uchodzi z niego życie. Umierał w ciszy…

Szczur wstał i wziął zamach. Kopnął go prosto w twarz. Artur nie dał mu tej satysfakcji. Nie krzyczał, nie prosił o litość… Upadł na asfalt w kałuży własnej krwi. Nie było dla niego innej pomocy.

— Masz za swoje — syknął Szczurek na pożegnanie.

— Ty też! — krzyknął zakapturzony mężczyzna, który nazwał siebie wcześniej bogiem.

Przestępca obejrzał się przez ramię. Zobaczył stojącą za nim czarną postać i zaczął się wycofywać, ale ściana domu powstrzymała go przed ucieczką. Mężczyzna w kapturze podszedł do niego, chwycił go za ramiona kościstymi dłońmi i uderzył głową w podbródek Szczurka.

— Auć — syknął z bólu i wypluł złamany ząb na chodnik.

— Niezły… Krzyczący człowieczek… Najbardziej kocham ten moment — powiedział bóg, oblizując usta językiem. Widząc tę scenę, Artur zdał sobie sprawę, że chciał spowodować ogromne cierpienie i zrobił to z czystą radością.

— Pierdolony Sadysto! Zostaw mnie w spokoju!

— Zaczynasz mnie irytować! Nienawidzę momentu, kiedy zabawka przestaje mnie interesować…

Osoba ubrana w czarny płaszcz złapała Szczurka obiema rękami za szyję. Potem zaczął go dusić z całej siły. Twarz mężczyzny zrobiła się całkowicie sina. W powietrzu rozległ się tępy trzask… Kręgi pękły, a głowa opadła słabo na ramiona. Bóg upuścił ciało, które nagle wylądowało na asfalcie.

Następnie podszedł do nieprzytomnego Grubasa. Złapała go za nadgarstki i po kilku sekundach Artur zobaczył coś niewytłumaczalnego przez zamglone oczy. Grubas wyraźnie się postarzał. Po chwili z ciała pozostał tylko suchy proszek.

— Czas wracać do Ansseloonu… — powiedział, podchodząc do leżącego Artura. Pochylił się i zanurzył kościsty palec we krwi.

Tajemnicza postać ruszyła w stronę budynku. Zatrzymała się tuż przy drzwiach, z których wyszedł Grubas. Osobnik ściągnął kaptur z głowy, zanim oczy Artura się zamknęły, młody człowiek zobaczył dziwny tatuaż na jego lewym policzku. Znamię w kształcie topora lśniło złociście… Mężczyzna krwią Artura narysował serię symboli na drzwiach budynku. Pismo przypominało starożytne egipskie hieroglify, a dokładniej, były to magiczne runy, których Artur nigdy nie mógł poznać. Znaki zaczęły się obracać, a na ich miejscu pojawiło się lustro. Po drugiej stronie kryształowej powierzchni widać było zieloną łąkę. W oddali Artur zobaczył ciemny, ponury las, z którego wyszedł dziwny stwór. Wyglądał trochę niezręcznie, ponieważ chodził na czterech krótkich nogach. Miał też parę rąk trzymających włócznię i tarczę. Stwór podskoczył rytmicznie i zaczął zbliżać się do magicznego portalu. Artur miał okazję lepiej się przyjrzeć bestii. Całe ciało potwora było pokryte czarnymi łuskami. Gadzie oczy spojrzały na mężczyznę po drugiej stronie lustra. Po chwili stwór opadł na oba kolana i upuścił broń. Potem skłonił głowę i powiedział:

— Witaj mój panie… Twój wierny sługa przybył, aby dalej ci służyć…

— Niestety moje wygnanie trwało długo, ale nie masz się czym martwić, bo wracam… Zbieraj armię, sługo… — powiedział ten, który wcześniej przedstawił się jako bóg.

Nie do wiary! Czy to była magia? Magia, o której czytałem w książkach lub słyszałem w opowieściach ludowych? — rozmyślał Artur — Z innego świata? Może to tylko moja podświadomość? Ostatni widok przed śmiercią… Może mój rozum mnie oszukuje, w głębi duszy chciałem wierzyć, że coś jest po śmierci. Nigdy nie byłem bardzo religijny…

Mężczyzna wszedł do magicznego lustra, jakby nic się nie stało i zniknął z pola widzenia Artura. Po chwili magiczny portal się zamknął.

— Keeh — Arthur jęknął z bólu i przewrócił się na plecy. Chciał znowu zobaczyć niebo.

Kurwa… Czy śmierć musi tak bardzo boleć? — pomyślał, patrząc na kłęby dymu. Zobaczył minę sąsiadki, była w szoku — Czy ona płacze z powodu mojej śmierci? Dlaczego mam tę wizję przed śmiercią? Aniela zawsze okazywała mi dużo życzliwości. Już nigdy jej nie zobaczę…

Przed oczami zaczęły mu wirować czerwone kropki, a wśród nich zobaczył napis podobny do komunikatu systemowego gier RPG, w które grał jako dziecko:

OSTRZEŻENIE! WARUNKI SPEŁNIONE! TWÓJ UMYSŁ ZOSTANIE PRZENIESIONY ZA TRZY SEKUNDY!

TRZY!

DWA!

JEDEN!

JESTEŚ JUŻ MARTWY!

Zamknął oczy… Jego życie na ziemi dobiegło końca…

W sercu młodej dziewczyny pozostała tylko pustka. Aniela załamała się, gdy ojciec powiedział jej, że Artur został zabity. Po pogrzebie zamknęła się w swoim pokoju i przez kilka dni nie wychodziła, odmawiając jedzenia i picia. Była głęboko zraniona utratą chłopaka, którego kochała, a to bolało jeszcze bardziej, ponieważ nigdy nie wyznała mu swoich uczuć i nigdy więcej nie mogła tego zrobić.

2. Bóg Śmierci

— Możesz już otworzyć oczy [Użytkowniku] — usłyszał w głowie męski głos.

Chłopak ledwie uniósł powieki. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczył nad sobą, był śnieżnobiały sufit pokoju.

Czy to był szpital? Czy jeszcze żyłem? Czy to było w ogóle możliwe? — Dręczyły go pytania.

Zaczął badać otoczenie. Zdał sobie sprawę, że leży na czymś twardym, poczuł pod palcami szorstką, zimną powierzchnię. Powoli przesunął rękę w lewo, a napotkana faktura przypomniała mu szorstki kamień.

Może to szpitalne łóżko? — zastanowił się w myślach. Młody człowiek chciał, aby wszystko okazało się złym snem.

Przesunął głowę w prawo i zobaczył białą ścianę. Chciał dotknąć ją opuszkami palców, ale powstrzymał go dźwięk.

— Skończyłeś się bawić dzieciaku?

Odwrócił twarz w stronę, z której wydawało mu się, że dochodzą dźwięki. Na końcu pokoju zobaczył duży, ozdobny tron, oparty plecami o białą ścianę. Podłokietniki zakończone były rzeźbionymi ludzkimi czaszkami, które wydzielały mroczną aurę. W lewym rogu pokoju znajdował się kamienny kominek z płonącymi kłodami. Artur spojrzał na postać siedzącą na tronie. Patrzył na niego mężczyzna w czarnej zbroi, prawdopodobnie ten, który właśnie kazał mu otworzyć oczy.

— Wybrałem cię na mojego [Sługę] — kontynuował rycerz, trzymając rękojeść miecza. Wycelował ostrze w zdziwionego młodzieńca. Artur natychmiast poczuł dreszcz przebiegający mu po plecach i rosnący strach. Wystarczyło jedno spojrzenie, by wiedział, że nie ma z nim szans.

Co ja teraz myślę, nie będę z nim walczył… — pomyślał chłopak.

Dotknął dłonią dolnej części brzucha. Pod palcami wyczuł kilka blizn na skórze. Udało mu się nawet włożyć kciuk w jedną z ran.

Jednak nie mogłem tego przeżyć. Czy to tutaj idą ludzie po śmierci? Co to w ogóle jest za miejsce? — zaczął myśleć. — Czy są to zaświaty? Czy zostanę osądzony i potępiony za moje grzechy?

— Dzieciaku, powtarzam raz jeszcze, że wybrałem cię na mojego [Sługę]… Powstań i bądź moim [Sługą]!

Artur był zdezorientowany słowami wypowiedzianymi przez nieznajomego. Nie zrozumiał całej sceny i nie uzyskał żadnych informacji. Nadal nie do końca pogodził się ze swoją śmiercią.

— Wybrałem cię spośród miliona ludzi. Nie masz wyboru, dziecko! — Zamachnął się mieczem i ze stali wystrzeliła czarna mgła.

Nadal nie rozumiem, o co mu chodzi? Czy chce, żebym był jego [Sługą]? Dlaczego powinienem to zrobić? Służenie komuś byłoby koszmarem. — Do Artura zaczęły wracać wspomnienia z ostatnich chwil jego życia — W końcu ostatnią rzeczą, jaką pamiętam, jest to, że chory psychopata wbija mi nóż w klatkę piersiową i… i… i ja też go widziałem… boga… a przynajmniej tak się przedstawiał, bo bardziej przypominał Ponurego Żniwiarza…

Chłopak chwycił się dłońmi za czoło, głowę przeszywał mu ból, nigdy wcześniej czegoś takiego nie czuł. Wyglądało to tak, jakby coś rozerwało mu czaszkę od środka. Chciał, żeby ból jak najszybciej się skończył, ale nie było to takie proste. Zamknął oczy i próbował się uspokoić.

— Czy on mnie tu przysłał? — W jego głowie pojawiło się pytanie.

— Chłopcze, o czym teraz myślisz? — odparł nieznajomy.

Czy on czyta mi w myślach? nie odpowiem mu. Chcę tylko wiedzieć, co to za miejsce… — Artur zastanawiał się w głębi duszy. Ból ustąpił i mógł ponownie otworzyć oczy. Spojrzał na siedzącego rycerza.

— Jesteś teraz w moim zamku… — odpowiedziała mężczyzna, dodając po chwili — Czy nie byłoby prościej, gdybyś zadawał mi pytania osobiście?

Jednak potrafi czytać w myślach… — zauważył Artur.

— Czy to są zaświaty? — odważył się zapytać, przełykając ślinę.

— Żadne zaświaty… Trafiłeś do innego świata… — odparł mężczyzna i się roześmiał. — A ja mam twoją duszę.

Inny świat? Czy to było w ogóle możliwe? — chłopak zaczął rozmyślać o swoim losie — Czy ja się odrodziłem? Brzmiało to jak jedna z historii, które czytałem w sierocińcu tak dawno temu. To była całkiem interesująca opowieść, ale nie pamiętam teraz nazwy… To nieważne… Chodziło o bohatera, który został wezwany do innego świata… Jak się nazywał? Kurczę, mnie też to spotkało. Trudno… Muszę się ruszyć…

Próbując wstać, stwierdził, że jego ciało porusza się z łatwością.

Dziwne, czy ja nie mam żadnych obrażeń? — Spojrzał na klatkę piersiową i zobaczył, że była całkowicie przezroczysta. Ręką zakrył oczy, które również były przezroczyste. Mógł z łatwością podążać za rycerzem na tronie. Przestraszony tym faktem zeskoczył z kamiennego piedestału i dopiero teraz zobaczył, że leżał na własnym ciele.

Zupełnie nie rozumiał tej chorej sytuacji. Dlaczego widział siebie? Czy to może być jego najgorszy koszmar? Tak, bardzo się przestraszył… Pewnie dlatego, że zobaczył martwe, zimne ciało. Chłopak zaczął się wycofywać ze strachu, próbując uciec od rzeczywistości.

Nie, nie, nie… to nie może być prawda… — szeptał w głowie — Czy ja żyję? Co tu się dzieje?

— Uspokój się, dziecko, bo inaczej zerwiesz więź — szepnął mężczyzna miękkim głosem, próbując jakoś wpłynąć na psychikę chłopca. Biała nić została przymocowana do nóg Artura, prowadząc do jego obecnej formy. — Mówię ci, żebyś się uspokoił, ona się niebezpiecznie trzęsie… Wiem, że się boisz, ale spróbuj się uspokoić…

[Nić Życia] chłopaka zadrżała z powodu jego strachu. Artur bał się końca istnienia i całym sercem chciał żyć.

— Co się stanie, gdy pęknie…? — przerwał mu pytaniem, a w jego oczach pojawił się jeszcze większy strach.

— Umrzesz… — odpowiedział krótko mężczyzna — i nie mogę ci na to pozwolić…

Nić łącząca jego ciało i duszę zaczęła wibrować jeszcze bardziej. Jak miał się uspokoić po usłyszeniu czegoś takiego? Nigdy nie chciał zniknąć. Musiał spróbować zapanować nad tym połączeniem…

Uspokój swój umysł… Uspokój się — powtarzał w myślach — jestem martwy i teraz jestem tylko [Duchem]. Nie mogę już tego kontrolować. Po prostu muszę zaakceptować ten fakt.

— Świetnie dzieciaku — powiedział mężczyzna, gdy nić się zatrzymała — a teraz możemy przejść do sedna sprawy…

Zadowolony z pochwały, spojrzał na siedzącego mężczyznę. Na głowie zauważył średniej długości czarne włosy. Rycerz miał niebieskie oczy. Na szyi nosił okrągły złoty medalion, który przyciągał uwagę, ponieważ były na nim wygrawerowane słowa: „Moje serce”.

Kim on jest naprawdę? Nadal mi nie odpowiedział… Może to Żniwiarz? Czy on oceni moje czyny? Czy będę osądzany? — Artur chciał zapytać mężczyznę.

— Słuchaj, kiedy do ciebie mówię! — krzyknął rycerz, wstając z tronu i robiąc krok w stronę chłopaka. Miał ponad dwa metry wzrostu. Artur poczuł wokół niego ciemną aurę, która zaczęła wypełniać całe pomieszczenie. Białe ściany za jednym zamachem stały się czarne. Ogień w kominku zgasł, a w pokoju zrobiło się nagle zimno.

— Nie rozumiem, o czym mówisz — odpowiedział chłopak i spojrzał na zbliżającego się mężczyznę.

— Będziesz moim [Sługą] — powiedział rycerz, wymachując bronią, a ostrze rozbłysło czerwonym płomieniem podczas cięcia.

Dlaczego mam mu pomóc? Kim on jest naprawdę? Jak on to zrobił? — głowa Artura była pełna pytań bez odpowiedzi.

— Ostatni raz to powiem! Od dziś będziesz moim [Sługą]

— Mógłbyś to powtórzyć jeszcze raz? — chłopak wtrącił się w zdanie, zrobił to z czystej ciekawości, bo chciał zobaczyć, czy uda mu się wytrącić mężczyznę z równowagi.

— Nie denerwuj mnie [Użytkowniku]! — zawołał gniewnie rycerz. Następnie wsunął ostrze do pochwy. Cała jego zbroja zaczęła się palić.

— [Użytkowniku]? — powtórzył pytającym głosem.

— Tak! Wybrałem cię na [Sługę] nie bez powodu — kontynuował rycerz, uspokajając się nieco. Zbroja wróciła do swojej pierwotnej postaci. Ciemność w pokoju również zaczęła się rozpraszać, a wzrok Artura powędrował z powrotem na białe ściany i migoczący kominek.

— Dobrze, dobrze! Najpierw powinieneś się przedstawić, a potem powiedzieć, że chcesz, abym był twoim [Sługą]

— Jestem [Bogiem Śmierci], a ty będziesz moim [Wysłannikiem] w świecie Ansseloon — odpowiedział rycerz z szerokim uśmiechem na twarzy.

— Mam zostać twoim [Sługą]? Trzeba przyznać, że jest to bardzo atrakcyjna propozycja. Czy mogę zapytać, co się ze mną stanie, jeśli odmówię? — zapytał Artur, ale domyślił się odpowiedzi.

— Proste, zostaniesz usunięty. Jaka jest Twoja decyzja?

— Nie masz dla mnie żadnej innej propozycji — Spojrzał na milczącego mężczyznę i chłopak zdał sobie sprawę, że nie ma innego wyboru.– Postanawiam ci służyć…

Chłopak nie miał zamiaru zostać wymazany. Wolał służbę nawet u samej Śmierci! Chciał po prostu żyć…

— Teraz odrodzę cię w magicznym świecie. Skontaktuję się z tobą, gdy dorośniesz. Możesz zniknąć mi z oczu…

— Dorosnę! — Artur krzyczał. — Tego nie było w umowie.

Chłopiec upadł na kolana. Nić łącząca go z jego ciałem nagle pękła. Widział hieroglify toczące się po podłodze. Chwilę później pojawiło się magiczne lustro i bez ostrzeżenia pochłonęło go do portalu.

Podczas teleportacji bolała go głowa. Próbował zamknąć oczy… Nie mógł… Przed oczami przeleciały mu obrazy z dzieciństwa.

***

[Bóg Śmierci] przez chwilę patrzył na zamknięty portal za chłopcem. Następnie powoli podszedł do tronu, w ostatniej chwili opierając rękę na poręczy. Był osłabiony, ponieważ poświęcił dużo energii na wciągnięcie duszy Artura do swojego zamku. Wybrał go na [Wysłannika] i wysłał do świata Ansseloon. Nie miał innego wyjścia…

— Teraz już nie będziemy uciekać… Czas zakończyć tę wojnę. Widziałaś go? — zapytał [Bóg Śmierci] kobietę, która wyszła z czarnej mgły na środku pokoju. Wcześniej potajemnie obserwował ich rozmowę.

— Tak, widziałam… Niestety on też z nim wrócił, Mistrzu… — oznajmiła kobieta w czarnej tunice. Jej twarz była schowana pod kapturem.

— Jestem tego świadomy. Jeszcze nie wykonał żadnego ruchu… Vernar nigdy nie działa w pośpiechu, więc musimy przygotować się do walki z nim, a ten chłopak będzie naszą bronią… — [Bóg Śmierci] odpowiedział, jak usiadł zmęczony na tronie. Oddychał spokojnie, w głębi duszy czuł, że sprawy powoli toczą się po ich myśli. W końcu wybrał swojego [Wysłannika] i musiał uwierzyć w tego młodego człowieka.

— Mistrzu, czy jesteś tego pewien… Sprawiasz mu dużo bólu, a on na to nie zasługuje, bo…

— Zamknij się… nie mam wyboru… zrozum mnie, po prostu nie… — zaczął szeptać do siebie i zamknął oczy. Machnął ręką i kazał jej zniknąć z pola widzenia.

Kobieta wróciła w czarną mgłę i po chwili zniknęła. [Bóg Śmierci] został sam, pogrążony w myślach. Sięgnął po medalion lewą ręką i ścisnął go mocno. W ten sposób klejnot przywołał bolesne wspomnienia, które utrzymywały teraz go przy życiu. Człowiek żył tylko zemstą.

Początkowo wizja przeniosła go do najszczęśliwszych lat, a jego oczom ukazała się uśmiechnięta twarz ukochanej. Przeżyli razem wiele szczęśliwych chwil, zanim okrutny los postanowił z niego zadrwić i pozbawić ostatniego promyka nadziei.

Wojna o przeklętą przepowiednię Nefertiti, że dziecko z jej łona przyniesie zniszczenie całemu światu. Przestraszeni tymi słowami inni bogowie odwrócili się od niego plecami i zażądali niemożliwego. Kiedy stanowczo odmówił wykonania ich okrutnego rozkazu. Jego dawni przyjaciele, uznając, że nie pozostawił im innego wyboru, pomaszerowali swoimi armiami na jego zwolenników. Rozpoczęło się prawdziwe zabijanie, które pochłonęło wiele niewinnych istnień ludzkich. To wszystko przez pijackie słowa.

Potem w myślach ujrzał kobietę, którą kochał najbardziej, umierającą w kałuży krwi. To był ostatni raz, kiedy ją widział. Umarła w jego ramionach, a on zdążył tylko pocałować już zimne usta swojej żony, zanim jej ciało stopiło się, pozostawiając pustkę w jego sercu. Obiecał, że nie spocznie, dopóki nie zabije wszystkich dręczycieli. Nigdy nie pogodził się ze stratą swojej bratniej duszy.

Wrócił do rzeczywistości ze łzami w oczach. Szybko wytarł je dłonią. Od dawna nie miał tak mokrych policzków. Otworzył oczy i wypuścił medalion z ręki.

— Zabijemy ich wszystkich… Zasługują tylko na śmierć — powiedział, siadając wygodnie na tronie — Moja zemsta dopełni się za kilka lat. Kiedy mój [Wysłannik] dorośnie.

3. Nie wierzę

Otworzył oczy i spostrzegł, że znajduję się w małym, białym pokoju. Czy to był szpital? Czy on nadal żył? Czuł ból, to może jednak zdołali go uratować.

Starał się zmusić rękę do ruchu, ale nie widział rezultatu. Próbował zrobić to samo nogą, ale również bezskutecznie.

Nie chcę być sparaliżowany! — Krzyczał w myślach, przeklinając sytuację, w której się znalazł. Kiedy odzyskał panowanie nad sobą, zaczął prosić tylko o jedno — Proszę, tylko nie to… Proszę, nie spędzę reszty życia na wózku inwalidzkim.

Miał nadzieję, że przynajmniej nadal potrafił mówić. Po chwili wahania i walki z samym sobą, w końcu zdecydował się spróbować:

EEeeeEEEeeeeeEEE — usłyszał bełkot ze swoich strun głosowych. Nie rozumiał tego, ale jedno było pewne, tylko dziecko może tak płakać.

Czy umarłem i odrodziłem się w innym świecie? Wiem, że to trochę szalone, bo nie wierzyłem w reinkarnację. — Próbował sobie to wszystko poukładać w głowie. Sytuacja stała się dla niego zbyt ciężka, a w jego małym serduszku narastał niepokój. — Nigdy w życiu nie myślałem, że urodzę się po raz drugi. Jak więc nazwał ten świat? Nie pamiętam teraz… Mówił o nim też ten inny bóg. Jeśli się nie mylę, nazwał go wtedy Ansseloon? Nie panuję nad tą sytuacją, ale zdecydowanie nie zamierzam zmarnować drugiej szansy… Od tej chwili żyję pełnią życia…

Artur wziął głęboki oddech i zamknął na chwilę oczy. Chciał uspokoić swój niespokojny umysł, choćby na chwilę. Dla pewności spróbował jeszcze raz coś powiedzieć:

Łeeeełłłeeeeeee — Bez wątpienia był to dźwięk płaczu niemowlaka, a on naprawdę się odrodził. Jego umysł był zamknięty w ciele dziecka, które nie mogło nawet mówić. Artur poczuł się oszukany.

Nie wierzę! Dlaczego akurat niemowlę? Czy nie mógłby przejąć ciała dorosłego? — chciał zapytać [Boga Śmierci], ale z jego gardła wydobył się szloch, który zamienił się w płacz dziecka.

Łeeeełłłeeeeeee! Łeeeełłłeeeeeee! Łeeeełłłeeeeeee!

— Mój kochany synek już się obudził, zaraz do ciebie przyjdę, ale niestety musisz jeszcze chwilę poleżeć grzecznie w łóżku — chłopiec usłyszał kobiecy głos delikatnie dochodzący do jego uszu zza ściany.

Kim była ta kobieta? Czy to może być moja matka? — Artur pomyślał sobie. Miał nadzieję, że osoba, którą usłyszał, była jego rodzicielką. Bardzo tego chciał — nie pamiętam momentu, w którym przyszedłem na ten świat. Zastanawiam się, kiedy się urodziłem. Och, słyszę zbliżające się kroki.

Spojrzał, skąd dobiegały dźwięki. Zobaczył piękną kobietę, która wzięła go w ramiona, a potem podniosła. Trzymała krótki list. Chłopiec chciał przeczytać zawartość, ale nie mógł, bo pierwszy raz spotkał się z takim pismem. Znaki wyglądały jak starożytne hieroglify. Dobrze, że po chwili postanowiła przeczytać na głos treść:

Ukochano Liso,

Kochana, dawno nie pisałem do Ciebie listu. Przepraszam za mój błąd, jestem pewien, że bardzo się o mnie martwiłaś, więc z całego serca przepraszam Liso. Tęsknię za tobą, tęsknię za domem i nie mogę się doczekać dnia, kiedy będę mógł trzymać cię w ramionach i mocno przytulić. Chcę po raz pierwszy zobaczyć naszego syna…

Wojna trwa już zbyt długo… Chciałbym zakończyć ten cały konflikt, ale przed nami jeszcze długa droga… Nasz Mistrz popełnił błąd, wysyłając nas… Rebelianci schronili się w ostatnim zamku… Po kilku dniach będziemy gotowi do ataku na twierdzę. Niech to będzie ostatnia bitwa, jaką musimy stoczyć, bo mam dość niepotrzebnego rozlewu krwi.

Mam nadzieję, że oboje jesteście zdrowi.

Kocham Cię całym sercem, Twój Luis.

P.S. Mam nadzieję, że ty też mnie kochasz…

— Mój mały Galgarcik — uśmiechnęła się szeroko, miała taki promienny uśmiech na krwistoczerwonych ustach. Kobieta posiadała złote, długie włosy i niebieskie, przenikliwe oczy. Ubrana była w szarą sukienkę na ramiączkach. Posiadała jasnobrązową skórę, która była bardzo miękka w dotyku.

Kim ona jest Czy to może być moja matka? — Myślał dalej, wpatrując się w kobietę.

— Mama jest z tobą, Galgart… — wyszeptała.

Jego podejrzenia potwierdziły się, kobieta była jego matką.

Mam mamę, jak mnie nazwała? Galgart?… Będę musiał przyzwyczaić się do tego imienia. Ok, mam mamę, w liście jest napisane, że ma na imię Lisa, to jej pasuje — w poprzednim życiu dorastał w sierocińcu i zawsze brakowało mu matczynej miłości. Kobieta przytuliła go do piersi, Artur poczuł, jak dziwne ciepło w jego sercu zaczyna wypełniać całe ciało. W tym momencie narodziła się między nimi silna więź.

Teraz mam mamę, która bardzo mnie kocha! — Chciał wykrzyczeć to przesłanie całemu światu.

Zrobił się głodny:

Buruuuuuruuuuuubuuurrrr — kobieta usłyszała dziwny dźwięk z jego żołądka.

Jakby czytając w myślach, Lisa opuściła lewy bok sukienki i odsłoniła nagą klatkę piersiową. Chłopak nie zauważył jej damskiej bielizny. Ogólnie rzecz biorąc, ubrania były bardzo proste i przypominały mu średniowieczne stroje.

— Dziecko jest takie głodne — mówiła łagodnie do syna. — Pij, smacznego… Wyrośniesz na silnego mężczyznę jak twój ojciec…

To trochę krępujące! — stwierdził — Przecież w poprzednim życiu byłem dwudziestoletnim młodym mężczyzną, który został zamknięty w ciele dziecka. Nie wiem, jak to zrobić… Dziwne, nie mam odruchu ssania… Może jednak spróbuję…

Zniecierpliwiona kobieta sama włożyła mu sutek do ust. Po chwili Artur zmusił się do wyssania mleka, które kapało mu z jej piersi.

Pyszne, pyszne… Naprawdę mniam, mniam… — delektował się każdym łykiem matczynego daru, posiłek bardzo mu smakował.

Podczas posiłku zrobił się senny. Po chwili zasnął w jej ramionach, przy uchu czuł bicie serca matki. Z pełnym brzuchem mógł z łatwością zatonąć w krainie Morfeusza.

***

Miał dziwny sen. Leżał w swoim łóżku, a wspomnienia z poprzedniego życia migały mu nad głową na dużym płaskim ekranie. Jego poczynania obserwował w milczeniu aż do tragicznej śmierci. Nigdy się z nikim nie spotykał, nigdy nie miał dziewczyny ani nawet nikogo nie całował. Doszedł do wniosku, że zdobył tylko kilka głupich nagród, które ostatecznie były bezwartościowe, ponieważ jego szybkość i umiejętności go nie uratowały.

Dlaczego teraz to oglądam? W końcu to była przeszłość… Liczy się tu i teraz… Los dał mi drugą szansę… Na pewno jej nie zmarnuję… — powiedział w końcu i spojrzał na przewijające się wspomnienia na ekranie. — Idź stąd! Znikaj! Stary Artur odszedł, nazywam się Galgart! Żyję tym życiem w stu procentach…

Ekran przed nim zaczął przygasać. Swoim krzykiem chłopiec pogodził się ze swoim losem i porzucił dawnego siebie, dawnego Artura. Wybrał życie jako Galgart [Wysłannik] wybrany przez [Boga Śmierci], chociaż nie wiedział, co to znaczy. Dlatego potrzebował wiedzy o świecie, w którym się odrodził… Musiał się szybko uczyć, bo wrogowie rzadko śpią i nie miał pojęcia, ile nieszczęść czeka go w życiu.

Spał teraz twardo w drewnianym łóżku, które przygotował dla niego ojciec, zanim wyruszył na wojnę.

***

Na początku lipca. Terytoria Północne Wielkiego Księstwa Vangrad, posiadłość [Skalna Twierdza]. Było piękne popołudnie, gdy na podwórku zatrzymał się wierzchowiec z bardzo ważnym listem. Mężczyzna zeskoczył z konia i spojrzał na służących. Czekał, aż ktoś przyjdzie i przywita go z szacunkiem, na który, jak twierdził, zasługiwał.

Ostatnio hrabia Leopard każdą wolną chwilę spędzał w swoim gabinecie, czasem nawet późno w nocy. Przejrzał stare dokumenty, aby znaleźć rozwiązanie swoich problemów, które wisiały nad nim i jego rodziną. Chciał chronić ziemię odziedziczoną po ojcu, aby nie została przejęta przez wierzycieli, u których jego staruszek wziął pożyczkę na krótko przed śmiercią. Sytuacja była dość skomplikowana, gdyż jeden z nich okazał się doradcą Wielkiego Księcia Jarema.

Markiz Larys zakochał się w [Skalnej Twierdzy] od pierwszej chwili spędzonej w hrabstwie i od tamtej pory za wszelką cenę starał się zdobyć ich włości. Hrabia zaczął podejrzewać, że za tym wszystkim stoi spisek. Nie bez powodu książę Jarem cztery razy w roku podnosił podatek. Leopard czuł, że w ten sposób powoli okradają go z całego majątku, a teraz przejmują jego ojcowiznę jako spłatę pożyczki.

— Hrabio przybył posłaniec od Wielkiego Księcia — rzekł służący, wchodząc do gabinetu.

— Ponownie? — Leopord warknął i wstał. Na jego twarzy malowało się zdziwienie, bo tydzień temu u progu swojego domu przyjął posłańca księcia.

— Wpuść mnie, kmieciu! — krzyknął strażnik, wchodząc bez pozwolenia do pokoju. Wyjął list z torby, po czym podszedł do drewnianego sekretarzyka i położył pergamin na stosie papierów.

— Gustawie, podaj gościowi drinka i nie stój pod drzwiami — powiedział Leopard i wziął do ręki zapieczętowany list. Sługa wybiegł z gabinetu.

— Hrabio, nie będę robił problemów… — odparł żołdak. — Nie mam zamiaru długo siedzieć w tej zapyziałej dziurze… Muszę szybko wracać na południe…

Leopard złamał pieczęć i zaczął czytać zawartość. Jego twarz zrobiła się całkowicie czerwona. Nie mógł uwierzyć w wiadomość. Wielki Książę postanowił czterokrotnie zwiększyć podatek. Hrabia, jako właściciel ziemski, miał obowiązek pobierania opłat. Po dwukrotnym przeczytaniu listu odłożył go na ladę. Spojrzał na niebieskookiego strażnika.

— Może jednak skusisz się na łyczek, Gustaw robi świetną herbatę… Radzę nie odmawiać! — krzyknął na całe gardło. Wstał i zrzucił ręką wszystkie papiery na kamienną podłogę. Podszedł do stojaka, na którym wisiał jego miecz. Wyjął ostrze ze skórzanej pochwy. Odwrócił się do zdezorientowanego posłańca, którego twarz pobladła ze strachu.

— Hrabio, co masz zamiar uczynić? — zapytał się Gustaw, wchodząc do gabinetu.

— Zabiję tego Sukinsyna! — odparł Leopord, robiąc krok w stronę gwardzisty — Ośmielił się znieważyć mój dom!

— Kmieciu! Radzę ci się uspokoić! Jeśli stanie mi się krzywda, zostanie to uznane, jako zdradę! — posłaniec mówił z trudem, wycofując się do drzwi.

Leopord wziął zamach… Posłaniec potknął się o wystający próg i upadł tyłem na podłogę. Hrabia poszedł za nim i wyrzucił go za drzwi.

— Popamiętasz mnie! — wrzasnął gwardzista, wskakując na konia.

— Czekam na to, draniu! — Hrabia syknął i zatrzasnął za sobą drzwi.

— Jeszcze tutaj wrócę…

Hrabia oparł się o ścianę i wypuścił miecz z ręki. Od dłuższego czasu nie miał okazji użyć rodzinnej broni, więc poczuł ciężar w dłoni. Złapał się za siwe włosy. Potem rękawem otarł spocone czoło.

Cała adrenalina spłynęła z niego, zrobił to pod wpływem impulsu. Nie miał wyboru, musiał to uczynić. Przynajmniej to próbował uzasadnić. Wiedział, że jego poddani nie udźwigną takiego ciężaru. Nawet on sam nie posiadał na tyle dużego budżetu, aby co kwartał płacić taką kwotę.

Hrabia spojrzał na twarze swoich bliskich, którzy przybiegli zobaczyć, co dzieje się na korytarzu. Leopard zobaczył łzy w ich oczach. Uściskał córkę i żonę, nie mógł na to pozwolić, żeby je stracić.

— Tato, co teraz robimy? — zapytała dziewczyna o złotych włosach i zielonych oczach. Miała na sobie prostą srebrną sukienkę.

— Musicie uciekać — powiedział Leopard.

— Nigdzie się nie wybieram, mężu — szepnęła mu do ucha żona — Obiecałam ci na dobre i złe czasy. Wyślemy Wiktorię do moich rodziców.

— Gustawie, przygotuj powóz! Zabierzesz naszą córkę! — rozkazał, gdy zobaczył służącego. — Tymczasem przygotowujemy się do wojny…

Gustaw wziął dziewczynę za rękę i poprowadził tylnymi drzwiami. Za gospodarstwem znalazł stajennego, któremu kazał zaprzęgnąć do powozu najsilniejszego konia. Tymczasem kucharz przygotowywał jedzenie na podróż. Kiedy wszystko było gotowe, wyruszyli w daleką wędrówkę do dziadków młodej panienki.

Wieczorem hrabia Leopard wysłał swoich poddanych do okolicznych wiosek, wzywając wszystkich mężczyzn, którzy jeszcze mogli nosić broń, pod jego sztandar. Przygotowywał się na zemstę księcia Jarema. Wiedział, że nad jego hrabstwem wiszą ciemne chmury.

***

Kilka dni później… Północne regiony Wielkiego Księstwa Vangrad powoli stawały się poligonem dla nowych rekrutów. Hrabia Leopard był gotowy do odparcia armii księcia Jarema. Ochotnicy przybywali do [Skalnej Twierdzy] nawet z dalekich zakątków.

Leopard przedstawił pokrótce treść listu monarchy do zebranych poddanych. Byli oburzeni tymi wiadomościami i wszyscy jednogłośnie zgodzili się wzniecić bunt przeciwko tyranii.

Po tygodniu przygotowań wyruszyli do najbliższej fortecy, gdzie armia Jarema miała dość duży garnizon, dokładnie czterystu wojowników. Rebelianci zaatakowali o świcie i zdołali całkowicie zaskoczyć śpiących żołnierzy broniących murów.

Po przebiciu się przez mury obronne rebelianci nie napotkali oporu i z łatwością zdobyli [Wrzosową Twierdzę]. To był wielki sukces. Tego dnia późniejsze pokolenia nazwały [Bezkrwawą Bitwą]. Podczas buntu tylko raz zdarzyło się, że nie przelano w bratobójczych starciach ani kropli krwi.

Po zdobyciu [Wrzosowej Twierdzy] udali się do pobliskiego miasta [Versil], gdzie do pospolitego ruszenia dołączyło pięć tysięcy ochotników. Armia Leoparda nie zatrzymała się ani na chwilę, lecz skierowała się na kolejne fortyfikacji.

***

Ostatnie dni lipca. Północne regiony Wielkiego Księstwa Vangrad. W księstwie wybuchł bunt z powodu rosnących podatków, które wielki książę Jarem III zaczął bez powodu nakładać na swoich poddanych. Przynajmniej to było głównym powodem rebelii. Prawdziwy hrabia utrzymywał w tajemnicy, ponieważ nie mógł powiedzieć, że jego córka została wybrana na konkubinę starego markiza Larysa.

Armia dowodzona przez hrabiego Leoparda zdobyła prawie wszystkie północne zamki, znacznie osłabiając pozycję księcia w tych rejonach.

Inni hrabiowie, którzy posiadali ziemię w północnej części Wielkiego Księstwa Vangradu, poparli tę sprawę i przyłączyli się do ich armii w rewolucji. W ten sposób Armia Północna otrzymała nowych ochotników, których było już prawie piętnaście tysięcy. Rzeka [Jawor] stała się wówczas granicą dzielącą księstwo. Mieszkający tam ludzie jednogłośnie ogłosili niepodległość i wyznaczyli Leoparda na swojego władcę, który został królem. Nowo utworzone państwo nazwano Królestwem Vangrad.

***

Początek sierpnia. Na południowym brzegu rzeki [Jawor] terytorium Wielkiego Księstwa Vangrad.

Po zabezpieczeniu pozycji większość armii Leoparda przekroczyła rzekę i zaatakowała twierdzę [Orlego Gniazdo]. Oblężenie trwało tylko dwa dni i zakończyło się zwycięstwem powstańców.

Młody człowiek odpowiedzialny za obronę, dowódca Harold, był siostrzeńcem księcia Jarema, zupełnie nie był w stanie poprowadzić swoich żołnierzy i tym samym przegrali bitwę. Widząc, jak armia Leoparda szturmuje bramę, młodzieniec porzucił swoich podwładnych i zaczął uciekać z pola bitwy, ale szybko został schwytany i zakuty w kajdany. Leopard w ten sposób zyskał dość ważną kartę przetargową, ponieważ Harold był ulubieńcem Jarema i jedynym jego żyjącym krewnym.

Wieść o schwytaniu Harolda szybko dotarła do księcia. Rozwścieczony władca postanowił napisać list do mistrza [Zakonu Róży], który był jego dłużnikiem od młodości. W wiadomości zagroził, że wyjawi tajemnicę, jeśli Rosal odmówi mu pomocy.

***

Wyspa Ingark była siedzibą [Zakonu Róży]. Mistrz bractwa nerwowo chwycił list. Groźba ujawnienia tajemnicy przeraziła mężczyznę. Rosal miał zbyt wiele do stracenia, więc postanowił wysłać swoje wojska. Sześć tysięcy rycerzy zostało teleportowanych na plac przed [Wzgórzem Baby Jagi], wśród nich Luis [Obrońca Królestw], który od początku podejrzewał spisek.

Luis słyszał wcześniej pogłoski o Jaremie III i uciskanych poddanych. Gdy w Księstwie Vangrad wybuchła rebelia, młody dowódca próbował zmusić Wielkiego Mistrza do poparcia Leoparda. Zachowanie Rosala w rozmowie z nim w przeddzień jego wyjazdu przekonało go, że [Zakon Róży] popełnił błąd.

— Mistrzu — powiedział Luis bez pukania, wchodząc do gabinetu owalnego.

— Luis, przyszedłeś tu bez mojego pozwolenia! — krzyknął Rosal, wstając z wygodnego fotela i patrząc na dowódcę.

— Mistrzu, posłuchaj mnie. Jeśli wyruszymy, popełnimy wielki błąd…

— Zamknij się i wyjdź! — Rosal wskazał na drzwi.

— Nie wyjdę! Nie mogę pozwolić na taką niesprawiedliwość!

— Nie proszę o pozwolenie — skomentowała Rosal i dodała po chwili — Oraf, możesz już wejść.

Do gabinetu wszedł młody mężczyzna ubrany w zielone szaty. Skłonił się Mistrzowi. Kiedy podniósł głowę, spojrzał głęboko w oczy Luisa. Serce młodego dowódcy biło szybciej, był przyjacielem Orafa i rozumiał, że on też cierpi z tego samego powodu, bo Księstwo Vangradu było jego ojczyzną.

— Luis możesz już wyjść! — oznajmił Rosal, następnie usiadł na fotelu. — Oraf a ty możesz zdać raport…

Luis opuścił biuro wściekły, zatrzaskując za sobą drzwi. Młody wódz całym sercem wspierał lud walczący z władcą, ale nie mógł powstrzymać wydanego przez wielkiego mistrza rozkazu. Zbiegł po schodach, zatrzymując się dopiero na parterze. Zbliżył się do parapetu i wyjrzał przez otwarte okno. Wziął głęboki oddech i łzy spłynęły mu po policzkach na kamienną podłogę. Po chwili dołączył do niego Oraf i położył dłoń na jego ramieniu.

— Luis… — powiedział Oraf, zmuszając przyjaciela do odwrócenia się w jego stronę.

— Oraf, co o tym myślisz? — zapytał Luis zmartwionym głosem.

— To trudne, ale przysiągłem, że będę wykonywał rozkazy — powiedział Oraf z dumą, choć głos mu się załamał.

— To nie jest właściwy wybór — wyszeptał Luis, ocierając łzy rękawem. — Mistrz ma zły osąd…

— Wiem, Luis, ale nie mamy wyboru. Możemy jedynie ograniczyć liczbę ofiar.

— Zróbmy coś innego, Oraf… — tymi słowami Luis zakończył rozmowę i uśmiechnął się do przyjaciela.

— Przyjacielu, co planujesz?

Następnego ranka Luis i Oraf wyruszyli na wojnę ze swoimi podwładnymi.

***

We wrześniu. Na południowym brzegu rzeki [Jawor] terytorium Wielkiego Księstwa Vangrad.

Po zdobyciu [Orlego Gniazda], Król Leopard kontynuował swoją ekspansję w Wielkim Księstwie Vangrad, docierając aż do [Wzgórza Baby Jagi]. Po drodze żołnierze siłą zajęli zamki, które nie otwierały dobrowolnie ich bram. Następnie splądrowali okoliczne wsie i miasteczka. Wiele południowych hrabstw złożyło hołd lenny królowi Leopardowi. Powoli Królestwo Vangrad rozszerzało swoje granice.

Leopard zyskał nawet poparcie cesarza Augusta IV, który rządził Rodią, ale pojawienie się żołnierzy [Zakonu Róży] z Tchiryntu na polu bitwy pod [Wzgórzem Baby Jagi] przeważyło szalę na korzyść księcia Jarema. Od tego czasu rebelianci przegrali wszystkie bitwy i ostatecznie zostali zmuszeni do odwrotu. Armia Jarema siłą odbierała ziemię, przesuwając się mozolnie na północ kraju.

W tym roku zima przyszła wcześniej niż oczekiwano. Padał gęsty śnieg i szlaki zniknęły pod tą grubą warstwą. Marsz armii Jarema był niemożliwy, więc książę postanowił zatrzymać swoje wojsko w odzyskanym [Orlim Gnieździe] po pierwszych mrozach. Żołnierze umierali z głodu, a bez [Zakonu Róży] niewielu przeżyłoby do pierwszych roztopów.

Gdy zima ustąpiła, wojska Jarema wraz z zakonnikami przeprawili się przez rzekę [Jawor]. Hrabiowie daleko na północy postanowili poddać się i oddać hołd lenny, błagając o litość i przebaczenie.

Pozostała tylko garstka rebeliantów, którzy schronili się w ostatnim bastionie [Skalnej Twierdzy]. Wśród nich był król Leopard, który jako pierwszy przeciwstawił się tyranii wielkiego księcia Jarema III.

Przed rozpoczęciem ataku Jarem wysłał do wojowników swojego posłańca z obietnicą:

— Dziś nadszedł dzień zapłaty Kmiocie — odezwał się goniec — Nasz władca ma wielkie serce i obiecał, że jeśli zostawicie broń przed wieczorem, daruje wam życie.

Jednak król Leopard odesłał posłańca. Kiedy jeździec powrócił do księcia Jarema, rozpoczął się atak. Katapulty wyrzucały w powietrze ogromne głazy. Kamienne kule poleciały i uderzyły w [Magiczną Barierę], która chroniła [Skalną Twierdzę]. Niestety powłoka niszczała z każdym odbitym kamieniem i powoli zaczęła się kruszyć.

— Nie przestawać! — krzyknął dowódca, widząc okazję do przebicia się przez obronę.

W końcu głaz przebił się przez [Magiczną Barierę] i uderzył w kamienny mur. Napastnicy zobaczyli, jak brama zaczyna opadać, a tam stał Leopard z opuszczonym mieczem i wbitą w ziemię białą flagą.

— Luisie i Orafie, dziękujemy za waszą służbę — zwrócił się do nich Jarem — Możecie wrócić ze swoimi podwładnymi do [Zakonu Róży]. Luis zgłoś mistrzowi, że zakończyłeś swoją misję. Powiedz też Rosalowi, że nie wyjawię światu naszej tajemnicy…

Armia Jarema ruszyła w kierunku zamku…

Po kilku minutach Jarem dotarł do bramy na czele armii. Zatrzymał na chwilę konia i spojrzał arogancko na mężczyznę przed nim. Ściągnął wodze i rumak powoli wstał. Kopyta konia uderzyły w czoło Leoparda. Król Północy zachwiał się i upadł na ziemię.

— Atak! — krzyknął książę do swoich podwładnych. — Zabić ich wszystkich… Skuj go — wskazał leżącego Leoparda i zakończył z uśmiechem — Będzie deserem…

Dwóch żołdaków podbiegło do leżącego mężczyzny i założyło mu kajdany na nadgarstki. Inni zaatakowali rebeliantów i doszło między nimi do krwawej bitwy.

***

Oraf odwrócił się, klasnął w dłonie i otworzył [Magiczny Portal]. Po chwili z trawy wystawały dwa filary, między którymi rozciągała się srebrna osłona. Po drugiej stronie lustra Luis zobaczył znajomy obraz [Tchirynt]. Zakonnicy zaczęli przechodzić przez powstałą bramę.

Luis spojrzał przez ramię i zobaczył Jarema jadącego na białym koniu. Wierzgający rumak kopnął Leoparda w głowę i upadł na drewniany pomost. Wojownicy podążający za księciem złapali go i zakuli w łańcuchy, gdy był jeszcze oszołomiony.

„Luis, masz zamiar się temu przyglądać?” — zapytała się telepatycznie Elwira.

Nie… — odparł krótko.

Luis poczuł złość, gdy strażnicy rzucili się do walki i zaczęli zabijać rebeliantów. Krzyki umierających docierały do jego uszu pomimo odległości. Młody dowódca spiął konia ostrogami w kierunku zamku. Po chwili dołączył do niego Oraf i zapytał:

— Luis, co chcesz robić? Czy popełnisz zdradę? — Oraf skomentował swój ruch.

— Mam dość! — szepnął z niepokojem. — Do tej pory wykonywałem wszystkie polecenia Rosala, ponieważ groził mojej rodzinie.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 36.96