11. Opętany
Luis był zaskoczony słowami Arcykapłana.
— Nie zatrzymuj mnie! Chciał skrzywdzić mojego syna! Zasługuje na śmierć za ten czyn. Możesz być pewien, że mu tego nie wybaczę! — krzyknął gniewnie Luis.
— Kochanie nie rób tego — powiedziała mama, chwytając mężczyznę za koszulę, odciągając go od strażnika siedzącego na podłodze — Tylko jeszcze bardziej straszysz naszego synka…
— Masz rację, zabierz go stąd. Nie pozwól mu widzieć więcej rozlewu krwi — skomentował Luis.
Posoka z ostrza spadła na podłogę, gdy Louis machnął delikatnie nadgarstkiem. Wsunął miecz do skórzanej pochwy i przykucnął obok więźnia. Złapał mężczyznę za włosy i pomógł mu wstać. Galgart dostrzegł grymas bólu na twarzy strażnika, lecz podniósł się bez większego oporu.
W tym samym czasie Lisa wzięła syna na ręce i wybiegła z pokoju. Chłopak czuł jej ciepło i otaczający go zapach fiołków. Kobieta była przestraszona.
Nie rób tego, nie odsuwaj się od drzwi, proszę… Cholera, zrobiła to… — skarżył się w myślach chłopiec — Szkoda, że nie mogę zobaczyć, jak zakończy się ta scena, i pragnę, żeby zabili tego drania. Z drugiej strony rozumiem ich troskę o mnie, nie chcieli, żebym oglądała sceny przemocy. Jednak właśnie byłem świadkiem morderstwa, a co najgorsze, próbowali mnie zabić! Chcę wiedzieć, kto za tym stoi! Muszę poznać jego tożsamość…
Lisa oparła się plecami o ścianę, po czym osunęła się do pozycji siedzącej. Chłopak słyszał, jak jej serce bije szybciej. Bał się o niego…
— Mamusia nie odda cię nikomu, synu — szepnęła mu do ucha drżącym głosem.
Wiem o tym, mamo… — chciał jej odpowiedzieć. Podniósł rękę i delikatnie dotknął policzka matki.
— [Struga Światła] — Arcykapłan donośnym głosem wypowiedział zaklęcie.
Na szczęście słyszę głosy, może uda mi się coś wywnioskować z ich rozmowy. — Galgart był szczęśliwy, ale już w następnej chwili zdał sobie sprawę, że klecha zachował się pochopnie. — Czy arcykapłan oszalał i uleczył ranę tego strażnika? Czy on całkowicie postradał zmysły?
— Opatrzyłem twoje rany, teraz możesz ujawnić swoje grzechy, sługo.
— Nie mogę! Nic nie zdradzę… Będę milczeć… — odparł strażnik głosem pełnym bólu — Auć, to boli… ty pierdolo… ny sa… dysto!
— Zacznij mówić, bo przestanę się powstrzymywać…
— Luisie, przestań! Pamiętaj, że nadal jesteś w [Świątyni]! — krzyknął Arcykapłan i po chwili dodał — On sam za chwilę wszystko wyjawi… [Szept Prawda]!
Arcykapłan zebrał energię w lewej ręce i dotknął palcem czoła walczącego strażnika. Korian nie byłby w stanie narysować runy bez szybkiej reakcji Luisa, który mocniej zacisnął dłoń na jego ramieniu. Zaznaczył skórę złoczyńcy symbolem przypominającym elipsę.
— Przeklęty zdrajca… Idź do piekła i oddaj mu cześć, Arcykapłanie!
— Mów szybko prawdę, człowieku, póki jeszcze jestem dobry i nie będę sprawiał ci cierpienia… — rozkazał Korian i skierował wzrok na mężczyznę.
— Bogowie kazali mi zabić to dziecko — kontynuował strażnik, twarz mu drżała i wykrzywiała się, dolna szczęka poruszała się nienaturalnie, a źrenice natychmiast zrobiły się czarne — Pamiętam tylko ich rozkazy!
— Dlaczego chcieli jego śmierci?! Niemożliwe… O czym ty mówisz, nieszczęśniku? Kto dał ci taki rozkaz? — zaczął pytać Luis, nie mogąc uwierzyć słowom strażnika. Dlaczego bogowie chcieli śmierci jego syna?
— Dziecko nie może żyć! Zabij go! Zabij go! Zabić! Słyszałem takie szepty w mojej głowie! — krzyknął w odpowiedzi strażnik. Mężczyzna próbował uwolnić się z uścisku Louis. Czarna mgła zebrała się wokół jego odciętego ramienia, tworząc kształt kończyny.
Łaaarrrrrrrrrrr! — Do uszu Galgarta dotarło wycie wściekłego zwierzęcia. Chłopak zadrżał ze strachu i rozszerzył oczy, patrząc na podobnie sparaliżowaną twarz Lisy. Potem wtulił się w pierś matki, a ona przytuliła go mocniej. Serce biło jej z napięcia, chociaż nie chciała tego okazywać, ale dźwięk dochodzący zza ścian przeraził ją do głębi.
— Luis, uciekaj od niego! — krzyknął Arcykapłan, gdy zauważył proces przemiany wartownika. Jego zaufany człowiek zaczął na ich oczach zamieniać się w potwora. Korian widział już coś podobnego, więc chciał ostrzec Luisa, który nie miał pojęcia o opętaniu. — On jest tylko pionkiem!
Pionkiem? — powtórzył w myślach Galgart — Nie rozumiem… Czy był przez kogoś kontrolowany? Może jest pod wpływem jakiegoś zaklęcia? Czy to w ogóle jest możliwe?
— Od tej bestii nie dowiemy się już niczego pożytecznego! — wrzasnął w odpowiedzi Luis — Nie możesz mu w żaden sposób pomóc! Przynajmniej pozwól mi skrócić jego agonię…
Tata chciał go teraz zabić? — zastanawiał się chłopiec — Dlaczego chciał dokonać tak drastycznego czynu, skoro właśnie zgodził się na prośbę matki, aby go nie zabijać i nie rozlewać więcej krwi w świątyni? Czy sytuacja aż tak się zmieniła?
Galgart poczuł, jak za ścianą zbiera się mroczna siła. Dreszcze przebiegły po plecach chłopca. Instynkt podpowiadał mu, że jakiekolwiek jest źródło tej energii, nie należy ona do świata żywych istot, a jego bliscy byli w niebezpieczeństwie.
Mamo, uciekaj! — chciał krzyknąć.
Chłopiec usłyszał hałas dochodzący z gabinetu arcykapłana. To było tak, jakby coś ciężkiego uderzyło w drzwi z drugiej strony. Nawet Galgart zauważył pęknięcie w bramie. Potem nastąpił kolejny huk i deski pękły na pół, tworząc dziurę. Lisa przezwyciężyła strach i wstała, po czym spojrzała przez otwór w ścianie. Galgart zobaczył postać otoczoną czarnymi płomieniami. Strażnik, a raczej to, co z niego zostało, stało na środku pomieszczenia. To naprawdę nie było już ludzkie. Jego twarz była wykrzywiona pod dziwnym kątem, a z ust nieustannie wypływała gęsta piana. Z pyska wystawały ostre zęby przypominające zęby tygrysa szablozębnego. Palce zakończone były ostrymi pazurami. Całe ubranie mężczyzny zostało zerwane z jego ciała i obecnie leżało obok prawej nogi potwora. Pochylił się do przodu i chodził na czworakach. Na jego skórze pojawiła się gruba warstwa szarego futra. W czarnych oczach można było zobaczyć szaleństwo. Człowiekowi brakowało racjonalnego myślenia. Kierowany instynktem myśliwego i wolą swego stwórcy, był gotowy zabić każdego, kto stanie mu na drodze. Nie mógł sobie pozwolić na niepowodzenie misji wyznaczonej przez bogów. Celem było odebranie życia temu dziecku.
Wzrok Galgarta na chwilę spotkał się z jego, a chłopak zrozumiał jedno: z nim niewielu miało szansę na zwycięstwo.
Musimy uciekać, mamo… Inaczej zginiemy… — chciał powiedzieć mamie, ale nie mógł nawet krzyczeć. Bestia ogarnęła go swoją ciemną aurą. Czuł bijące od niego mordercze pożądanie.
Galgart oczami szukał ojca. Po chwili zauważył mężczyznę leżącego pod ścianą. Był nieprzytomny. Spojrzał w dół i zobaczył Arcykapłana w kałuży krwi rozlewającej się po jego ciele. Klatka piersiowa Koriana została rozerwana. Przez ogromny otwór chłopiec mógł zobaczyć jego wnętrze. Flaki wypłynęły na zewnątrz, a do nosa Galgarta uderzył zapach spalonego mięsa. Odwrócił wzrok z obrzydzeniem. Widząc ten okropny widok, Lisa zakryła usta dłonią, żeby przestać krzyczeć. Potem powoli zaczęła się wycofywać.
Najwyższemu kapłanowi prawdopodobnie nie można było już pomóc — stwierdził Galgart i kontynuował w myślach — Tak naprawdę wybór pomiędzy nim a ojcem był oczywisty. Luis miał moc pokonania bestii. Muszę jakoś uratować go, ale nie mam wpływu na rozwój tej sytuacji. W tym momencie mogę tylko krzyknąć z przerażenia:
ŁEEEEEEEEEŁEEEEE!
Może w ten sposób zwrócę na siebie uwagę innych i uratują mojego ojca — pomyślała, nie powstrzymując ani na chwilę krzyków.
Lisa zobaczyła męża i chciała pobiec do leżącego Luisa, jednak widząc zainteresowanie potwora nią, pobiegła do wyjścia ze świątyni.
On chce mnie! Mamo, biegnij tak szybko, jak potrafisz — namawiał ją w myślach chłopiec.
Stwór podążył za nimi. Całe jego ciało było otoczone czarnym płomieniem. To nie było normalne! Galgart zobaczył wiadomość nad głową potwora:
Opętany!
Mamo, biegnij szybko! Nie może nas złapać! Nie chcę tu umierać. Chcę żyć i cieszyć się życiem… — przed jego oczami pojawiła się wizja rychłej śmierci z ręki stwora. Zaczął modlić się do [Boga Śmierci] o zbawienie, ale nie otrzymał żadnego wsparcia. Musiał polegać na Lisie, aby uniknąć tego potwora.
Stwór wybiegł z gabinetu niczym średni kamień, oddając bojowy strzał z katapulty. Był zbyt szybki i łatwo pokonywał dzielącą ich odległość. Widząc wściekłą bestię, wyznawcy zaczęli uciekać ze świątyni, krzycząc ze strachu:
„Bogowie ratujcie!”
Jeśli porównać prędkość Lisy z szybkością tej bestii, to matka z nim nie wygra… Ona nie ma szans… — Galgart zrozumiał tę prawdę i już zaczął żegnać się ze swoim życiem. — Już nie żyjemy…
Kapłani klęczący przed posągami wstali. Zwrócili się do biegnącego stwora i zaczęli rzucać zaklęcie:
— [Złoty Pył]!
Nad głową stworzenia pojawiła się świecąca chmura. Opadający pył spowolnił atakującego potwora. Strażnicy stacjonujący w [Świątyni] również zaatakowali bestię uniesionymi włóczniami. Pięć ostrych grotów włóczni dotarło do celu i przebiło ciało [Opętanego] na wylot. Pomimo wielu ran stworzenie nie padło martwe na podłogę. Nie poddawał się, nie mógł przegrać, walczył z całych sił, aby odnieść sukces. Odpychał przeciwników i machał przednimi kończynami, próbując dosięgnąć najbliższego strażnika. Chciał wstrząsnąć ich linią obrony. Wszyscy zgromadzeni wokół niego musieli na chwilę zakryć uszy ze względu na użycie umiejętności [Skowyt]. W tym krótkim czasie efekt [Spowolnienia] powoli zanikał i mógł się swobodnie poruszać. W końcu chwycił wystającą z jego ciała broń. Wyrywał włócznie ze swoich szram, które na oczach walczących z nim mężczyzn zaczęły goić się w zastraszającym tempie. Cały proces regeneracji trwał dosłownie sekundę. Rany zniknęły, zastąpione nową tkanką i nie pozostały żadne blizny.
Kiedy strażnicy zobaczyli przywrócenie jego nadprzyrodzonego ciała, przez chwilę zwątpili w swoje zwycięstwo nad tą bestią. Na ich twarzach malował się strach, gdy stworzenie zaatakowało najbliższego z pełną prędkością i jednym zamachem wyrwało wnętrzności biednemu żołnierzowi. Strażnik nie miał nawet czasu krzyknąć, upadł na podłogę, a jego wnętrzności i krew spłynęły po umierającym ciele. Chwilę później zginął w czarnych płomieniach, które pochłonęły jego zwłoki.
Galgart rozejrzał się po scenie i zdał sobie sprawę, że ten dziwny ogień był niezwykle niebezpieczny i zniszczy wszystko na swojej drodze. Wypalił nawet dziury w kamiennych płytach, na których stał potwór. Cała ścieżka, którą podążał, była naznaczona tymi czarnymi płomieniami.
Cóż za niszczycielska moc — pomyślał chłopiec. — Te płomienie są ekscytujące, nie zgasną, gdyby udało się je okiełznać i wykorzystać w kontrolowany sposób podczas walki z wrogami… byłbym…
Lisa zatrzymała się przy wyjściu. Zwróciła się w kierunku walczących i obserwowała rozwój sytuacji. Do środka wbiegło kilku strażników. Łucznicy wyciągnęli strzały i wystrzelili pierwsze pociski w stronę potwora. Niestety, chybili celu. Ich dowódca krzyknął:
— Dzieci, nie możecie stać w miejscu, wszyscy powinniście atakować! — jego głos przywrócił strażnikom rozsądek i zgodnie z rozkazem zaczęli mocniej napierać na potwora. Kapłani ponownie rzucili spowalniające zaklęcie. Następnie wystrzelono włócznie, które z łatwością osiągnęły cel, a bestia została znowu przebita. Obawiali się konfrontacji, więc rzucili broń w potwora. Z każdą mijającą chwilą liczba grotów strzał osadzonych w ciele stworzenia rosła.
— Cholerne robaki!!! Jestem wykonawcą woli bożej… Będziecie przeklęci! — syknął potwór i upadł na kolana w rosnącej kałuży krwi. Rany okazały się śmiertelne, a po chwili mężczyzna upadł na kamienną podłogę i zmarł. Metamorfoza wraz ze śmiercią wróciła do stanu pierwotnego. Nie leżał tam stwór, tylko normalny człowiek.
Galgart w chwili grozy dostrzegł owocną współpracę kapłanów i strażników. Razem udało im się go zatrzymać. Myślał, że tylko jego ojciec ma szansę w walce z tą bestią. Co do tego się mylił…
Dobrze, że w świątyni było wielu wyszkolonych ludzi… — westchnął cicho chłopiec. Teraz był spokojny o swoje życie.
Zdziwił się ich zachowaniem, że nikt nie zbliżył się do mężczyzn, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście nie żyje. Po bitwie po prostu odetchnęli, a niektórzy od razu wrócili do swoich obowiązków.
Luis opuścił gabinet Arcykapłana, trzymając się za lewy bok. Chłopiec zobaczył skórę rozdartą przez potwora. Tata ruszył wzdłuż ściany i zaznaczył ją dłonią na czerwono.
On dość mocno krwawi… — stwierdził Galgart, obserwując jego powolne ruchy. — Ledwo może stać…
— Luis! — krzyknęła Lisa głosem pełnym strachu. Natychmiast ruszyła w jego stronę. Jednak zatrzymała się w połowie drogi. Czuła, jak ciemna aura próbuje ją kontrolować.
Galgart spojrzał w dół i zobaczył dłoń strażnika obejmującą kostkę Lisy. Natychmiast wróciła do niego niepewność i strach o swój los. Zerknął na twarz matki…
Nie wyglądało to dobrze. — stwierdził, widząc jej czarne oczy. Uświadomił sobie, że ciemna siła próbuje kontrolować ciało Lisy. Bała się tego, ale matka ze wszystkich sił walczyła o utrzymanie własnej jaźni. Niewidzialny wróg był potężny, bo z każdą sekundą zyskiwał coraz większą przewagę. — Wkrótce mroczna siła przejmie jej ciało. Nie pozwól mu na to… Nie chcę stracić mamy…
— Zostaw moją rodzinę w spokoju — Luis rzucił się na pomoc. Ostrze przecięło powietrze. Galgart nawet nie zauważył ataku. Odcięta głowa potoczyła się po podłodze kilka łokci od ciała. Z bezgłowego tułowia wytrysnęła fontanna krwi.
Pewnie już nie żyje! Czy to prawda? — zaczął się zastanawiać. — Czy można żyć na tym świecie bez głowy?
Od nikogo nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Chłopiec spojrzał na mamę, która uśmiechnęła się do niego, a następnie pogłaskała go po policzku. Nie czuł wokół niej ciemnej aury. Kobieta wróciła do normy. Przytuliła syna mocno do piersi.
Nie wiem, jak bym przeżył, gdyby to coś nią zawładnęło… — pomyślał, patrząc matce w oczy. Na jej ustach pojawił się krótki uśmiech, gdyż bardzo martwiła się o swojego męża.
Luis stracił za dużo krwi. Osłabiony upadł na kolana. W tym samym momencie miecz wypadł mu z dłoni. Zemdlał na oczach rodziny. Jego żona, widząc, jaki zły był jego stan, podeszła do niego i położyła syna obok niego na kamiennej podłodze. Następnie przytuliła półprzytomnego mężczyznę do piersi. Lewą ręką przesunęła po krwawiącej ranie. Popłynęły łzy. Wiedziała, że jeśli nie udzieli mu pierwszej pomocy, może nie przeżyć. Bardzo bała się o życie ukochanego. Galgart był równie zaniepokojony. Spojrzał z lękiem na ojca, który osunął się na podłogę. Mężczyzna był nieprzytomny, gdy Lisa zaczęła powtarzać zaklęcie:
— [Małe Leczenie], [Małe Leczenie], [Małe Leczenie], [Małe Leczenie], [Małe Leczenie] — stale korzystała ze swoich mocy uzdrawiania. Z każdą chwilą była coraz bardziej zmęczona i można było zobaczyć rozpacz na jej twarzy, ponieważ nie mogła uleczyć rany Luisa.
Ciało Luisa nie odpowiedziało na jej zaklęcie. Było za dużo krwi. Posoka zebrała się w dużą kałużę. Z każdą kroplą juchy mężczyzna tracił swój naturalny kolor skóry. Umierał powoli…
Nie mogę tego oglądać! Nikt nie chciał pomóc mojej mamie! Było tu wielu kapłanów! Muszą znać potężniejszą magię. Prawda? — zarzucał duchownym bierność, gdy ktoś potrzebował pomocy. — Dlaczego się nie ruszyli? Ratuj mojego ojca… On tak bardzo krwawi, a ja nie potrafię mu pomóc. Nie chcę jego stracić… na
— Proszę Cię o pomoc… Ratuj go… — szepnęła mama zwracając się do przechodzącego kapłana — Nie mam już sił… i
12. Król
— Uzdrów go! — krzyknął mężczyzna.
Galgart spojrzał w stronę, skąd dochodził dziwny i nieznany dźwięk. Zobaczył grupę strażników wbiegających do [Świątyni]. Mężczyźni ubrani w czerwone mundury zaskoczyli kapłanów, gdy tak szybko przybyli na miejsce zbrodni. Duchowni rozpoznali herb wszyty w płaszcze. Pojawiła się osobista straż króla. Żołnierze bardzo precyzyjnie utworzyli dwie linie, po czym rozdzielili się na boki. Ostatecznie obrócili się twarzami do siebie, a środkiem przeszedł dostojnik. Mężczyzna, który przybył, stanął nad leżącym Luisem.
Kątem oka chłopiec dostrzegł na głowie koronę ozdobioną wieloma drogimi kamieniami. Przykuły uwagę Galgarta, ponieważ nigdy wcześniej nie widział takich klejnotów. Szczególnie spodobał mu się krwistoczerwony rubin umieszczony pośrodku insygniów monarchy.
Czy król pojawił się osobiście? — zaczął się zastanawiać, przyglądając się mężczyźnie bliżej.
Miał trudności z patrzeniem na niego, ponieważ jego widoczność była ograniczona przez jego położenie. Zobaczył czarne włosy i przyciętą brodę. Miał bladą twarz, która kontrastowała z kolorem włosów. Patrzył na nieprzytomnego Luisa spuchniętymi oczami, prawie nie odrywając wzroku. Spojrzenie przypominało drapieżnika czekającego na odpowiedni moment, aby przypuścić decydujący atak. Na jego ustach pojawił się uśmiech, który wywołał dreszcze na plecach chłopca. Wewnętrzny głos szepnął mu, że królowi nie można ufać. Galgart był przerażony, widząc jego obsesyjne zainteresowanie ojcem. Chłopiec zaczął nawet zastanawiać, dlaczego się tak zachował. Intuicja podpowiadała mu tylko jedno rozwiązanie — musiało to mieć ukryty motyw.
Galgart się w tym nie mylił, król bowiem widział w tej całej sytuacji swoją wielką szansę. Szansa na zmniejszenie roli Kościoła w hierarchii państwowej. Naprawdę miał nadzieję, że [Opętany] wyrządził wiele szkód w tak krótkim czasie. Dlatego w drodze do [Świątyni] drżał z podniecenia. Ledwie mógł się powstrzymać, gdy przekroczył próg boskiego sanktuarium. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby stwierdzić, że całe zdarzenie dobiegło końca. Zdziwił się, że nic się nie stało, i był z tego powodu bardzo niezadowolony. Jego nastrój poprawił się, gdy zobaczył leżącego mężczyznę i klęczącą przed nim kobietę. Rozpoznał twarz Luisa, mimo że widział go tylko raz na koronacji. Był wówczas emisariuszem wielkiej potęgi militarnej [Zakonu Róży]. Miał wielką szansę zdobyć przychylność tak wpływowego człowieka. Nie mógł przepuścić takiej okazji. To prawda, że król słyszał o nim plotki. Pierwsza plotka głosiła, że osiadł w stolicy [Galii], lecz nikt tego nie potwierdził. Wspomniano także, że zakochał się w kobiecie pochodzącej z biednej rodziny i dla niej porzucił swoje dotychczasowe życie. Króla to jednak nie obchodziło, bo widział w Luisie nadzieję na głębszą relację z [Tchirintem]. Dlatego patrzył na nieprzytomnego mężczyznę z wielką żądzą w oczach.
Chcę więcej wpływów i on mi je da, gdy wyzdrowieje i usłyszy, że zawdzięcza mi życie… — pomyślał król, uśmiechając się do siebie.
Galgartowi udało się odwrócić twarzą do stojącego monarchy i ponownie przyjrzeć mu się uważnie. Pod peleryną zauważył złoty napierśnik z nieznanym herbem. Na polu tarczy znajdował się emblemat. Swoim kształtem przypominała czarną różę otoczoną szmaragdowymi płomieniami.
Wzrok króla skierowany był na matkę, która starała się utrzymać przy życiu ukochanego. Był pełen podziwu dla jej determinacji. Pomimo słabych wyników, leczyła Luisa. Zmarnowała swoją energię życiową, aby uzdrowić osobę, którą kochała najbardziej. Warto było naśladować tę postawę. Władca uśmiechnął się do niej szeroko.
— Uzdrów go! — król powtórzył rozkaz, wskazując na kapłanów i dodał: — Działajcie szybko!
— Król nam przebaczy, nie wiemy, czy nam się uda, bo ta rana jest nieczysta — odpowiedział jeden z kapłanów.
W tym samym czasie ostatni wojownik ze skrzypieniem zamknął bramy [Świątyni]. Budynek był właściwie odcięty od świata. Pozostał niewielki oddział gwardii królewskiej, którego zadaniem było odprawienie przybywających wiernych. Wyjaśnili wszystkim, że król tymczasowo zarezerwował świątynię bożą. Reszta armii przeszukuje miasto w poszukiwaniu świadków tego, co stało się z [Opętanym]. Król martwił się plotkami, więc wydał dużo złota, aby zdusić tę wiadomość w zarodku. Nie potrzebował zamieszania, jakie ogarnęłoby jego kraj, gdyby obywatele dowiedzieli się, że ich władca miał szansę zakończyć sprawę na czas, jednak celowo zwlekał z opuszczeniem zamku. Liczył w ten sposób na zniszczenie fundamentów kościoła, ale jego marzenie się nie spełniło. Musiał zatem skutecznie uciszyć wszelkie plotki, które mogłyby doprowadzić do jego tożsamości.
Wszyscy świadkowie, którzy nie złożyli [Wiecznej Przysięgi], zostali wtrąceni do więzienia i tam gnili aż do śmierci. [Wieczna Przysięga] była zaawansowanym tajnym zaklęciem ochronnym, które chroniło najwyższe tajemnice, ponieważ zabijało każdego, kto nie przestrzegał warunków paktu.
Król spojrzał na stojącego kapłana. Klecha spuścił głowę pod przenikliwym spojrzeniem.
— Chcesz mi powiedzieć, że nie możesz ocalić [Obrońcy Królestw]!? — syknął wściekle na odpowiedź mężczyzny — Chcesz mnie rozzłościć! Kapłanie, rusz się…
— Wygląda na potężną klątwę — dodał kolejny sługa boży, gdy pozostali zwrócili się do posągów, aby się modlić.
— Nie obchodzi mnie, czy to przekleństwo. Twoim cholernym zadaniem jest go postawić na nogi. Chcę z nim szybko porozmawiać. Jeśli umrze, będziesz mu towarzyszyć w zaświatach — powiedział bardzo swobodnie i lekko się uśmiechnął. Kapłani przestraszyli się jego słów i pospiesznie zaczęli opatrywać ranę Luisa.
Galgart zdał sobie sprawę, że życie ludzkie nic dla niego nie znaczy. Prawdopodobnie już wielokrotnie skazywał przestępców na śmierć. Musiał być przyzwyczajony do obierania tego daru. Król patrzył na niego przez chwilę. Wystarczyło jedno spojrzenie na niego, żeby przestraszyć chłopca. To był naprawdę okropny człowiek! Emanowała od niego ciemna, złowieszcza aura.
Mam nadzieję, że nie jest wobec nas wrogi — błagał w myślach Galgart.
Król podszedł bliżej do martwego strażnika. Pochylił się nad ciałem. Dzięki temu chłopiec mógł lepiej widzieć. Mężczyzna wyróżniał się wysokim wzrostem i dobrze zbudowaną sylwetką. Jego skóra była opalona. W młodzieńczych latach na pewno był przystojny. Teraz można było zobaczyć upływ czasu. Bo na brodzie pojawiły się już pierwsze siwe włosy. Miał wiele zmarszczek pod oczami i na czole. Czarnymi jak smoła tęczówkami spoglądał na trupa. Krew nie zrobiła na nim wrażenia.
— Pozbądźcie się tego trupa! Spalić! Nikt nie może nagłaśniać tych wydarzeń! Zrozumiano?! — wykrzyczał rozkaz. Podszedł do Lisy i wyciągnął do niej prawą rękę. Oczekiwał, że pocałuje go w pierścień królewski. — Zrób to, a ja się tobą zaopiekuję. Nikt nie skrzywdzi Ciebie ani Twojego syna.
Mamo, nie rób tego! Nie wspomniał nic o Luisie. Nie podoba mi się to rozwiązanie… — zauważył Galgart, patrząc na mężczyznę.
— Wasza Wysokość mi wybaczy, ale w obietnicy nie wspomniała o moim mężu… — odpowiedziała spokojnie Lisa. Nie miała zamiaru pośpiesznie całować pierścienia.
Doskonała decyzja, mamo… On najwyraźniej coś ukrywa… — chłopak zaczął się śmiać w myślach. — A jak się teraz masz? Opuszczony?
— Nie martw się… O Luisie zadecyduję, kiedy z nim porozmawiam i poznam wszystkie fakty w tej sprawie… — powiedział król.
— W takim razie czekam na decyzję ukochanego… — szepnęła matka i zwróciła wzrok na męża. Delikatnie pogładziła jego policzek.
— Król mi przebaczy… — Galgart usłyszał za sobą kobiecy głos. Zafascynowany piękną barwą, spojrzał na niewiastę klęczącą przed władcą.
Była cudowną młodą kobietą — to zdanie doskonale opisuje to, co Galgart mógł powiedzieć o wyglądzie dziewczyny w lśniącej zbroi… Gdyby w poprzednim życiu ją spotkał, prawdopodobnie zakochałby się w niej do szaleństwa.
Dobra, nie powinnem o takich rzeczach myśleć, w końcu jestem jeszcze dzieckiem na tym świecie — Galgart zrozumiał smutną prawdę.
— Słucham cię Ariello — odparł król. W jego oczach widać było niezadowolenie, gdy Lisa odrzuciła jego propozycję. Odwrócił się do nich plecami.
Więc masz na imię Ariella? — Galgart spojrzał na młodą kobietę o śnieżnobiałych włosach. Był niskiego wzrostu, ale mimo to nosiła zbroję płytową. Płaszcz na plecach miał wyhaftowany herb rodzinny z czerwonym smokiem otoczonym niebieskim pierścieniem. — Zapamiętam twoje imię!
— Co zrobimy z ciałem Arcykapłana? — zapytała słodkim głosem, podnosząc głowę i gładząc białe, niespokojne loki opadające na jej zielone oczy. Na kobiecych policzkach pojawił się rumieniec. Emanowała wielkim ciepłem. Galgart tego nie rozumiał, ale polubił ją od pierwszego wejrzenia.
Chcę ją spotkać za dwadzieścia lat. Teraz myślę, że jest ode mnie starsza… — chłopak nadal był z tego p0óowodu niezadowolony. Nie wiedział, że ich losy w niedalekiej przyszłości splotą się ze sobą i w walce z Ariellą będzie musiał wielokrotnie krzyżować miecze.
— Złóż jego ciało do trumny i zabezpiecz tak, aby nikt nie mógł jej otworzyć. Następnie udaj się do kaplicy zamkowej. Jutro odbędzie się jego szybki pochówek — odpowiedział król bezbarwnym głosem, bez emocji.
Czy Arcykapłan nie był jego przyjacielem? Jeśli dobrze pamiętam, wspólnie nakazali aresztowanie mojej matki. Jedno jest pewne, współpracowali ze sobą… Cała ta sytuacja staje się coraz gorsza i naprawdę tu śmierdzi. Wyczuwam tu wielki skandal… — Galgart zaczął zastanawiać się nad poczynaniami króla i doszedł do jednego wniosku — Zaczynam naprawdę nienawidzić tego wszystkiego, zwłaszcza osoby w koronie.
— Zrozumiałam twoje rozkazy, panie… — Ariella wstała i odwróciła się od króla. Szybko wskazała na dwóch strażników, którzy bez słowa poszli za nią i pospiesznie opuścili [Świątynię].
Dlaczego król chciał to ukryć? Bardzo się spieszył… — zdziwił się zachowaniem monarchy — jakby miał coś do ukrycia. Nie rozumiem! Nie wiem wystarczająco dużo o tym świecie. Trudno mi się do tego przyznać, ale muszę zacząć się uczyć… Nawet ponowne spotkanie [Boga Śmierci] nie dało odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Postanowiono… Sam się przekonam, przyrzekł sobie — Śledź moją aktywność.
Gdy Galgart się zastanawiał, strażnicy wynieśli ciała strażników ze świątyni tylnym wyjściem, aby nie wzbudzić podejrzeń. Kapłani przestali rzucać zaklęcia na ranę Luisa. Udało się zatamować krwawienie, jednak nadal nie odzyskał przytomności.
— Zabierzcie go do [Lecznicy]! — wydał polecenie król.
— Czy mogę iść z moim mężem? — zapytała mama.
Oczywiście, mamo, jesteś jego żoną — wyraził swoje myśli Galgart.
— NIE! — odpowiedział król krótko i stanowczo. Po chwili głębszego namysłu i drapiąc się po brodzie, dodał — Zdenerwujecie tylko lekarzy. Opiekuj się swoim synem. Jeśli jego stan się zmieni, moi podwładni natychmiast Cię o tym poinformują…
Jakim prawem nam zabronił? — oburzył się Galgart — W sumie może jego sprzeciw miał sens, przecież [Lecznica], to nie było miejsce dla kobiety z małym dzieckiem.
Przynieśli nosze, położyli na niej ojca i wyprowadzili go ze [Świątyni]. Lisa wzięła syna na ręce i poszła za strażnikami niosącymi Luisa. Przy drzwiach minęli Ariellę, która wróciła ze strażnikami, nieśli w rękach trumnę. Serce chłopca zabiło szybciej. Ona również na niego spojrzała, a na jej czerwonych ustach pojawił się nieśmiały uśmiech. Galgart czuł unoszący się wokół piękny zapach perfum, rozpalający jego zmysły. Jeszcze bardziej chciał ją spotkać, gdy już dorośnie. Ta chwila była ulotna i opuściła go, gdy Lisa wyszła z budynku.
***
Król siedział samotnie na krześle, jego poddani strzegli wejścia do prywatnej kaplicy w obrębie murów zamku. Mieli rozkaz nie wpuszczać nikogo. Władca z uśmiechem na twarzy patrzył na leżącą w kącie trumnę. Poczuł krew unoszącą się w powietrzu. Był w pełni świadomy tego, co działo się z ciałem Najwyższego Kapłana. Już to widział.
Rozdarte ciało Koriana wróciło do pierwotnego stanu. Narządy, które bestia usunęła podczas bitwy, w cudowny sposób odrosły. Na piersi nie było śladu ostrych pazurów. Mężczyzna powoli odzyskiwał siły. Otworzył oczy i zobaczył, że znajduje się w ciasnej dębowej skrzyni.
Wilhelmie, ty draniu, znowu to zrobiłeś?! — złościł się na swojego przyjaciela z dzieciństwa.
— Otwórz tę przeklętą trumnę! Doskonale zdajesz sobie sprawę, że ja wciąż żyję! Otwieraj, jeśli nie chcesz mnie zdenerwować… — powiedział Korian, uderzając trzy razy w twarde deski. W rezultacie bolała go ręka, więc przestał dawać upust swojej frustracji.
Wilhelm podszedł do trumny i delikatnie pogłaskał jej brzeg. Jego myśli powróciły do chwili, gdy po raz pierwszy doświadczył mocy swojego przyjaciela. Do zdarzenia doszło, gdy oboje mieli po dziesięć lat…
Bawili się w królewskim ogrodzie, wspinając się na stare jabłonie. Korian poślizgnął się i spadł z drzewa. Chłopiec niefortunnie upadł, uderzył głową o wystającą skałę i złamał kark. Młody książę ze łzami w oczach uklęknął obok przyjaciela, ale ten nie dawał żadnych oznak życia. Kiedy Wilhelm zaczął płakać, jego przyjaciel wziął głęboki oddech i przemówił do niego:
— Nie musisz ryczeć jak dziecko!
— Korian? Czy ty żyjesz? — zapytał zaskoczony książę, mocno ściskając przyjaciela.
— Czy to się powtórzyło? Wróciłem do życia… Wilhelm, muszę ci zdradzić mój sekret… — szepnął w odpowiedzi Korian.
Słowa, które do niego powiedział, utkwiły mu w pamięci. Od tego dnia Wilhelm zazdrościł przyjacielowi tej zdolności. Moce Koriana pozwoliły mu powrócić do życia po śmierci. Kiedy został królem, Wilhelm chciał mieć tę samą umiejętność, co jego przyjaciel. Kiedy wstąpił na tron, jego królestwo zostało ogarnięte przedłużającą się wojną rozpoczętą przez jego ojca. W tym darze widział zbawienie i nawet zażądał, aby Korian wyjawił tajemnicę [Nieśmiertelności], lecz jego przyjaciel nie mógł mu udzielić odpowiedzi. Jednak w głębi duszy król miał nadzieję i oczekiwał, że jego towarzysz w końcu wyjawi prawdę. Byłby wtedy niezwyciężonym wojownikiem i nie martwiłby się, że zginie w bitwie.
Korian jednak od dzieciństwa uważał ten dar za przekleństwo i nienawidził siebie coraz bardziej za każdym razem, gdy po śmierci wracał do swojego ciała. [Nieśmiertelność], którą odziedziczył po ojcu i musiał przekazać dziedzicowi. Nie chciał tego robić, więc został kapłanem. Pragną, żeby ta klątwa skończyła się na nim i aby nikt inny nie cierpiał w ten sposób. Spodziewał się powolnej śmierci ze starości. W każdej modlitwie prosił bogów, aby wcześniej odebrali mu tę zdolność, lecz oni milczeli, a on odczuwał ciągły ból. Każdego dnia bardzo cierpiał. Nie wiedział, że ulga była już blisko. Ktoś inny okradnie go z tego daru…
— Wilhelm wypuść mnie! — krzyknął Korian głosem pełnym rozpaczy. Arcykapłan nie lubił ciasnych pomieszczeń. Król doskonale zdawał sobie sprawę z jego strachu i dlatego to zrobił. Chciał poznać sekret i nie miał zamiaru powstrzymywać swoich postępów. Był zdolny do najgorszego zła. Nawet przyjaciele przestali go interesować…
— Wiesz, co musisz zrobić… Daj mi odpowiedź, a uwolnię cię z tej trumny. Nie musisz się martwić, tym razem poczyniłem pewne przygotowania. Haha — król zaczął się śmiać.
— Wypuść mnie albo nie będę się powstrzymywał… — Korian próbował uwolnić swoją magiczną moc, ale jego najpotężniejsze zaklęcie zostało zanegowane. — Łajdaku wypuść mnie!
— Po ostatnim razie zamawiałem tę trumnę specjalnie dla Ciebie… Możesz być szczęśliwy, że bardzo dbam o Twoją wygodę… Jest ona w całości wykonana z [Elfiego Cisu]… — wyjaśnił król Arcykapłanowi z uśmiechem na twarzy.
Wilhelm chwycił przegrodę wykonaną w trumnie na jego prośbę i zsunął ją w dół. Widział, że twarz przyjaciela była pełna łez. Przez chwilę było mu go żal i nawet chciał wypuścić mężczyznę z sarkofagu, lecz w końcu udało mu się powstrzymać odruch człowieczeństwa. Zamknął zasuwkę i powiedział:
— Wystarczy wyjawić, prawdę i zdradzić swój sekret…
— Cholera, a ty mówisz o tym samym! Nie mogę przekazać ci tej mocy! Nie potrafię… Tylko mój następca odziedziczy tę klątwę… Nie rozumiesz!!! — odpowiedział Arcykapłan i z całej siły uderzył w deski. Wiedział, że nie może zniszczyć skrzyni z [Elfiego Cisu] za pomocą magii, ale znał też jego słabość. To drzewo było podatne na ataki fizyczne.
— Nie złość się tak przyjacielu… Nie puszczę cię na wolność… Śpij! — William dotknął ręką trumny i aktywował tajną umiejętność magicznego urządzenia [Sen]. Zaklęcie z łatwością usypiało Arcykapłana. Król, odchodząc od przyjaciela, dodał: — Niech ci się przyśni najgorszy koszmar…
13. Status
Lisa po raz ostatni spojrzała na męża ze smutną miną. Okazało się, że [Lecznica] znajdowała się po przeciwnej stronie ulicy od [Świątyni]. Był to skromny budynek z małymi kwadratowymi oknami.
Drzwi otworzyły się szeroko. Niski, krępy mężczyzna przywitał strażników przy drzwiach. Spojrzał na leżącego Luisa. Galgart dostrzegł uśmiech na jego niebieskich ustach. Opuchnięte oczy wskazywały jedynie na ogólne zmęczenie.
Nienawidziłem tego coraz bardziej. Cała ta sytuacja jest bardzo dziwna — chłopak zaczął się zastanawiać — naprawdę tu śmierdzi i to nie moja mokra pielucha… Czy wszystko było ukartowane? Po pierwsze, król przybył zbyt szybko. Po usłyszeniu o śmierci arcykapłana nie widziałem smutku w jego oczach, a myślałem, że są przyjaciółmi.
Lisa odwróciła się na pięcie, ukrywając łzy pod powiekami. Ruszyła w stronę domu. Bardzo się spieszyła… W pewnym momencie zaczęła biec i zatrzymała się tuż przed bramą oddzielającą część handlową od mieszkalnej. Musiała, bo zebrała się tu grupa ludzi. Stanęła jako ostatnia w kolejce do przejścia. Zauważył ich szef straży, przepuścił i ponownie przeprosił za sprawianie kłopotów. Kobieta podziękowała mu i poszła do domu.
Przed wejściem zobaczyli stolarza przy pracy, prawie kończącego naprawę drzwi.
— Dzień dobry — przywitał się z uśmiechem mężczyzna.
— Witam — powiedziała mama, przekraczając próg domu. Lisa nie odwzajemniła uśmiechu. Martwiła się o męża.
Jestem pewny, że tata sobie z tym poradzi, mamo. Nie martw się o niego… Ojciec jest silny… — chłopiec chciał pocieszyć mamę, ale nie mógł mówić. Udało mu się jednak zachęcić ją w inny sposób, aby choć na chwilę poczuła się lepiej. Dotknął policzka Lisy i pogładził go z wielkim uśmiechem na twarzy.
— Za chwilę skończę… — odezwał się cieśla.
— Ile będzie się należało? — Lisa wtrąciła się w jego wypowiedź.
— Dziesięć srebrników — odpowiedział bez wahania cieśla.
— Za chwilę zapłacę, tylko wcześniej nakarmię synka i położę go spać…
Kobieta poszła do sypialni. Usiadła na łóżku i zdjęła sukienkę z ramienia. Włożyła sutek do ust syna, a on zaczął ssać mleko wypływające z jej piersi. Bardzo mu się to podobało i cieszył się każdym łykiem. Podczas posiłku zrobił się bardzo senny, więc mama położyła go na środku łóżka. Zasnął, nawet nie zdając sobie sprawy, w którym momencie.
Przyśnił mu się koszmar…
W tym śnie był już młodym mężczyzną. Do jego uszu docierały wszędzie odgłosy bitwy. Nad lasem unosiły się kłęby czarnego dymu. Ogień rozpalony przez wrogów rozprzestrzeniał się coraz głębiej w zieloną puszczę. Ktoś chwycił go za rękę. Uścisk był już słaby. Spojrzała w dół i zobaczył, że stoi nad ciałem mężczyzny. Człowiek umarł na jego oczach. Nie mógł go w żaden sposób rozpoznać, w tym momencie nie wiedział, czy jest przyjacielem, czy wrogiem, ponieważ twarz była zniekształcona.
Serce go bolało, gdy zobaczył, że ta osoba wyzionęła ducha. Poczuł się jego bliskim towarzyszem, choć nie znał tożsamości mężczyzny. Łzy popłynęły z oczu Galgarta, zanim przesunął się na bok biegnących przeciwników. Podniósł wysoko miecz i uderzył pierwszego człowieka. Przeciął odsłonięty kark wroga. Krew trysnęła prosto na jego twarz. Otarł obrzydliwie gorącą posokę z oblicza i skoczył na kolejnego wroga. Jednocześnie poczuł wstrząs między żebrami, wrogowie nie byli mu nic winni i zaczęli dźgać go bronią. Kiedy upadł na ziemię, krwawiąc, jego sen nagle się skończył i otworzył oczy.
Był cały spocony. Na czole wystąpił mu wielki pot, który spływał po policzkach. Serce chłopca biło bardzo szybko.
To sprawka przeklętego strażnika, ale on już nie żyje… Jest tak samo martwy, jak ten głupi arcykapłan i nikt inny nie zna mojego sekretu. A jeśli nie tylko oni wiedzą, że istnieję? Muszę się uspokoić, nie mogę wpaść w panikę — próbował wpłynąć na swoją psychikę — To był tylko koszmar i nigdy się nie spełni… Żyję i cieszę się życiem… Jestem jego [Wysłannikiem] i nie mogę okazywać strachu.
Udało mu się zapanować nad nerwami i postanowił ponownie zasnąć, aby odpocząć od wydarzeń w [Świątyni].
***
Galgart obudził się kilka godzin później, na zewnątrz było już ciemno. Matka leżała obok niego i cały czas trzymała go za rękę. W świetle świecy zobaczył, że poduszka była mokra od łez. Płakała przed zaśnięciem.
Chciałbym Cię pocieszyć, mamo… Może spróbuję ją przytulić? Powinno być łatwiej, bo mam już pięć miesięcy i mam lepszą koordynację ruchową… — postanowił spróbować. Ostrożnie podniósł głowę i podszedł do leżącej matki. Potem zaczął się na nią wspinać. Spróbował podciągnąć się na rękach i jednocześnie odepchnąć nogami miękkie podłoże. Niestety nie udało mu się utrzymać równowagi nad jej ciałem i upadł na twarz. Jego oblicze zapadło się w koc. Po chwili zaczął dyszeć. Musiał szybko się odwrócić, aby uniknąć uduszenia, ale nie mógł tego zrobić, ponieważ wspinaczka bardzo go zmęczyła. Jego ramiona były zbyt zmęczone, aby unieść ciało. Mógł jedynie lekko odwrócić głowę. — Powietrze… powoli tracę przytomność…
Chłopiec poczuł palce wsuwające się pod żebra. Lisa uratowała go w ostatniej chwili. Znowu mógł oddychać.
— Synku… chcesz spróbować usiąść… — Lisa położyła syna na plecach. Usiadła naprzeciwko niego i wyciągnęła ręce, chwytając jego małe piąstki. Z jej pomocą udało mu się usiąść. Siedział tam i z każdą chwilą zyskiwał coraz większą wprawę w tej sztuce.
— Kochanie, możesz to zrobić sam — szepnęła mama. Galgart zauważył, że wypuściła rękę z jego uścisku. Utrzymał się w pozycji siedzącej na łóżku.
Twoja [Mobilność] została zwiększona o: [10]!
Galgart był z tego powodu bardzo szczęśliwy. Podniesienie statystyki [Mobilność] o dziesięć punktów za jednym razem dowodziło tylko o tym, że wyprzedzał inne dzieci w rozwoju. Choć o tym nie wiedział, skoczył o kilka miesięcy przed rówieśnikami. Każdą wolną chwilę postanowił poświęcić na samokształcenie i doskonalenie nabytych umiejętności. Chciał jak najszybciej stanąć na nogi.
Kocham Cię, mamo, dziękuję za pomoc… Muszę szybko poznać ten świat… — chłopiec położył się na plecach i po chwili sam wstał. Był to jednak dla niego ogromny wysiłek, dlatego po chwili poczuł się słaby i ze zmęczenia powoli zamknął oczy. Matka pogłaskała go po policzku.
— Boję się, mój synku, z powodu twojego ojca. Nie mogę go stracić… — szepnęła Galgartowi do ucha. — Bardzo was kocham…
Czule pocałowała syna w czoło, po czym zdjęła koszulę nocną i przysunęła lewą pierś do jego ust. Podczas posiłku ponownie zasnął.
***
Od tamtego dnia minęły cztery miesiące. Rutyna wkradła się do ich życia rodzinnego. Lisa każdego ranka szła do [Lecznicy], chcąc dowiedzieć się czegoś o ukochanej osobie. Niestety, zawsze nie chcieli na nią patrzeć, bo przychodziła z synem na rękach. Lekarze wyjaśnili, że małe dziecko będzie tylko problemem.
Kobieta wróciła do domu ze smutnymi oczami. Potem przez kilka godzin nie odezwała się ani słowem.
Chłopakowi było przykro widzieć jej zmartwienie, gdyż Luis ani na chwilę nie odzyskał przytomności. Bardzo zaniepokoiło go także to, że nie udzielono informacji na temat jego stanu zdrowia.
Dla mnie to pachnie spiskiem… — mówił sobie, wracając z mamą do domu, ale nie mógł nic na to poradzić, musiał się z tym pogodzić.
Lisa, przekraczając próg mieszkania, pochyliła się i wypuściła synka z ramion na podłogę. Pozwoliła mu się oddalić, a sama usiadła na krześle. Miała łzy w oczach.
W tym czasie Galgart nauczył się czołgać, a potem raczkować, co zwiększyło jego statystykę [Mobilności] o dwadzieścia sześć punktów. Znalazł miejsce w mieszkaniu, w którym często przebywał w wolnym czasie. To był jego pokój zabaw, gdzie codziennie przeglądał książki. Bardzo chciał nauczyć się czytać, ale nie potrafił rozszyfrować skomplikowanego pisma. Dla niego wyglądało, to jak starożytne hieroglify. Nie wiedział, że są to magiczne runy i że nauczenie się tego bajkowego języka zajmie mu wiele lat. Ucieszył się, że zamiast przeklętych szlaczków znalazł kilka książek z rysunkami.
Matka zauważyła jego zainteresowanie opowieściami i zaczęła czytać mu historie na dobranoc. Bardzo lubił legendarnego Wielkiego Mistrza Lucjusza. Ten bohater był fikcyjną postacią autora, ale chłopca to nie obchodziło. Uwielbiał przeżywać każdą przygodę mistrza miecza i magii. Zasmucił się, gdy siedmiotomowa powieść dobiegła końca i Lisa przeczytała mu ostatnią scenę, w której jego ulubiona postać została zabita przez najlepszego przyjaciela. Nawet chłopiec zalał się łzami…
Potem przyrzekł sobie, że nigdy w pełni nie zaufa nieznajomemu. W poprzednim życiu nigdy nie przebywał w towarzystwie ludzi, więc zamierzał unikać ich również na tym świecie. Chłopiec chciał podróżować sam. Nie wiedział, że [Bóg Śmierci] wybrał dla niego inną ścieżkę…
***
Galgart obudził się wraz z pierwszymi promieniami słońca. Mamy nie było, ale słyszał ją w kuchni. Przygotowała posiłek. Postanowił w pełni wykorzystać chwilową samotność. Podniósł ręce przed oczy. Nie widział pierścienia na palcu, choć czuł go na skórze. Zaczął skupiać uwagę na palcu serdecznym prawej ręki i po pięciu sekundach wpatrywania się w głowie usłyszał głos:
Czy chcesz użyć [Ekspertyzy] na celu?
Tak/Nie.
Zgodził się bez wahania i ujrzał przed swoimi oczami wyczerpujący komunikat:
~~*~~Przedmiot~~*~~
Nazwa: Pierścień Boga Śmierci!
Rodzaj: Pierścień.
Poziom: Mistyczny.
Opis: Jeden z atrybutów [Boga Śmierci].
~~*~~Statystyki~~*~~
Atak Fizyczny: Nieznany
Atak Magiczny: Nieznany
Fizyczna Obrona: Nieznana
Magiczna Obrona: Nieznana
PŻ Regeneracja: Nieznana
MP Regeneracja: Nieznana
Trwałość: Niezniszczalny
~~*~~Zdolności~~*~~
Umiejętności Aktywne: Nieznane
Umiejętności Pasywne: Nieznane
Umiejętności Specjalne: Nieznane
Wymagania: [Wysłannik].
Czytając zawartość okienka, które pojawiło się przed jego oczami, otrzymał wiele informacji na temat pierścienia. Dowiedział się, że przedmiot był niezniszczalny i posiadał poziom [Mistyczny]. Zakładał także, że świat opierał się na zasadach zaczerpniętych z gier RPG. Po prostu nie rozumiał, dlaczego wszystkie informacje zostały ukryte pod notyfikacją [Nieznane]?
Może poziom mojej umiejętności jest zbyt niski. — To była jedyna myśl, która przyszła Galgartowi do głowy. — Możliwe, że wraz z jej rozwojem wszystko się wyjaśni…
Czy chcesz użyć [Mądrości]?
Tak/Nie
Chłopiec prawie zapomniał, że również otrzymał tę zdolność od [Boga Śmierci].
Zastanawiam się, czy aktywacja tego coś mi wyjaśni? Koniecznie z niej skorzystam! — chłopiec skoncentrował się na odpowiedzi [Tak] i usłyszał w swojej głowie głos:
OSTRZEŻENIE! SYSTEM WYJAŚNI CI PRAWA OBOWIĄZUJĄCE W ŚWIECIE MAGICZNYM ZA TRZY SEKUNDY!
TRZY!
DWA!
JEDEN!
Po obliczeniu przed jego oczami błysnęła kolejna informacja:
Przedmioty stworzone w magicznym świecie mają właściwości określone przez SYSTEM. Użytkownik może sprawdzić poszczególne atrybuty za pomocą opcji [Ekspertyzy].
System? — zaczął zastanawiać się nad znaczeniem tej wiadomości. — Wszystko coraz bardziej przypomina mi grę.
Musiał na spokojnie analizować każdą informację, nie było czasu na wyciąganie pochopnych wniosków. Rozpoczynając swoją przygodę od pierwszego spotkania z [Bogiem Śmierci], jak dotąd niewiele dowiedział się o otaczającym go świecie.
Podczas ich drugiego, niespodziewanego spotkania, wszczepiono mu dwie zdolności: [Ekspertyzę] i [Mądrość], które miały ogromnie pomóc chłopcu w zrozumieniu praw rządzących tą planetą. Zatem na razie te zdolności były bezużyteczne w tym życiu, ponieważ miały tylko pierwszy poziom.
Dzięki [Ekspertyzie] otrzymał możliwość przetestowania dowolnego przedmiotu na tym świecie. [Mądrość] została wykorzystana do wyjaśnienia mu praw tej planety. Najbardziej przydatne zdolności Galgart otrzymał na początku swojego życia, o czym chłopiec nie wiedział. Umiejętności te były prawie niedostępne dla ogółu społeczeństwa. Choć chłopiec był bardzo wdzięczny za ten dar, wciąż nie wiedział, jak go w pełni wykorzystać.
Przecież [Bóg Śmierci] nie dałby mi niczego bez wartości. Czy mam rację? Na wyższym poziomie na pewno przydadzą się bardziej… Tymczasem muszę je sumiennie rozwijać, więc mam obowiązek za każdym razem z nich korzystać, aby w najbliższej przyszłości okazały się bardziej pomocne — postanowił chłopiec i dodał po chwili namysłu — Ciekawe, czy mają jakieś ukryte właściwości, o których obecnie nie mam pojęcia. Wierząc informacjom dostarczonym przez [Mądrość], [SYSTEM] zdefiniował właściwości każdego przedmiotu w momencie ich tworzenia. Nie rozumiem, co to jest [SYSTEM]?
[Mądrość] nie potrafi udzielić odpowiedzi!
Nie zrobiła tego lub nie mogła! — był zaskoczony odpowiedzią na swoje pytanie — Trudno, z czasem ta zagadka zostanie rozwiązana i będę wiedział, czym jest [SYSTEM]. Komunikat mówił, że mogę sprawdzić poszczególne wartości. Chociaż potrafię odgadnąć ich zastosowanie, nie zaszkodzi upewnić się, czy dobrze myślę.
Chłopiec podniósł prawą rękę na wysokość oczu i po obejrzeniu opisu [Pierścienia Boga Śmierci] usłyszał głos w swojej głowie:
Czy chcesz użyć podwójnej [Ekspertyzy] na celu?
TAK/NIE
Tak, absolutnie! — odpowiedział telepatycznie. Po chwili przed jego oczami pojawiło się więcej informacji. Zaczął je analizować, czując straszny ból głowy.
[Atak Fizyczny] — średnia wartość zadawanych obrażeń fizycznych przez użytkownika na celu.
[Atak Magiczny] — średnia wartość zadawanych obrażeń magicznych przez użytkownika na celu.
[Fizyczna Obrona] — średnia wartość obrażeń fizycznych, jakie może powstrzymać użytkownik w trakcie jednego ataku przeciwnika.
[Magiczna Obrona] — średnia wartość obrażeń magicznych, jakie może powstrzymać użytkownik w trakcie jednego ataku przeciwnika.
[PŻ Regeneracja] — wartość regeneracji [PŻ] na sekundę.
[PM Regeneracja] — wartość regeneracji [PM] na sekundę.
[Trwałość] — wartość wytrzymałości przedmiotu.
[Umiejętności Aktywne] — zdolności zaklęte w przedmiocie. Można je aktywować w trakcie walki.
[Umiejętności Pasywne] — zdolności zaklęte w przedmiocie. Aktywne cały czas podczas noszenia przedmiotu.
[Umiejętności Specjalne] — specjalne zdolności zaklęte w przedmiocie.
Po przeczytaniu wszystkich dostępnych informacji ból głowy nasilił się i w krótkim czasie stał się prawie nie do zniesienia. Zmusił Galgarta do zamknięcia na chwilę oczu. Chłopak nie mylił się, większość terminów znał już, bo w poprzednim życiu grał w wiele gier RPG.
Bardzo ciekawe… Mam jedno pytanie: czy istoty żywe też mają atrybuty? — zaczął dociekać, gdy przed jego oczami pojawiła się wiadomość:
[Mądrość] została uaktywniona!
Już nie zadajesz pytań, tylko od razu udzielasz odpowiedzi? — zauważył podekscytowany Galgart.
OSTRZEŻENIE! SYSTEM WYJAŚNI CI PRAWA OBOWIĄZUJĄCE W ŚWIECIE MAGICZNYM ZA TRZY SEKUNDY!
TRZY!
DWA!
JEDEN!
No to wyjaw mi to… — chłopiec nie mógł doczekać się dalszych informacji.
Każde stworzenie w magicznym świecie ma cechy określone przez [SYSTEM]. Użytkownik może sprawdzić poszczególne wartości za pomocą opcji [Ekspertyzy].
Dzięki [Bogu Śmierci] za te umiejętności! Naprawdę każda istota?! Może ja też powinienem sprawdzić swoje dane? — chłopiec zobaczył nad głową notatkę:
GALGART
POZIOM: 1
Widział tę samą wiadomość nad [Bogiem Śmierci]. Wtedy jego [Ekspertyza] z łatwością została przez niego zablokowana.
[Ekspertyza] została uaktywniona!
~~*~~STATUS~~**~~
Imię: Galgart
Rasa: Człowiek
Zawód: —
Profesja: —
Poziom: 1
Pochodzenie: —
Klan: —
Ranga: —
Doświadczenie: 0/100
~~**~~ Statystyki~~**~~
PŻ: 10
PM: 25
Mobilność: 39
Atak Fizyczny: 0
Atak Magiczny: 0
Fizyczna Obrona: 5
Magiczna Obrona: 5
PŻ Regeneracja: 0
MP Regeneracja: 0
~~~**~~Tytuły~~**~~
Wysłannik,
~~**~~Umiejętności Pasywne~~~**~~
Brak
~~**~~Umiejętności Aktywne~~**~~
Mądrość [Poziom 1], Ekspertyza [Poziom 1]
~~**~~Umiejętności Specjalne~~**~~
Oczy Boga [Poziom 1]
~~**~~Punkty~~**~~
Dostępne: 10
Wykorzystane: 0
~~**~~Ekwipunek~~**~~
Pierścień Boga Śmierci
Teraz? Bez pytania? Być może zapamiętało moją poprzednią odpowiedź. Zatem [Ekspertyzę] mogę wykorzystać także do sprawdzania stworzeń — chłopiec był zaskoczony nowymi możliwościami.
Tak wyglądał jego [Status]. Posiadał tylko dziesięć [Punktów Życia] i dwadzieścia pięć [Punktów Many].
Nie wierzę w to! Najsłabszy potwór prawdopodobnie by mnie zabił! Z drugiej strony jestem przecież dzieckiem na poziomie pierwszym i może dlatego jestem taki słaby… — Galgart był zniesmaczony po przeczytaniu całej wiadomości, która przemknęła mu przed oczami. Niezadowolony chłopak zamknął oczy i próbował zasnąć.
Nie miał jeszcze kontaktu z innymi dziećmi i dlatego nie wiedział, że jego obecne statystyki są lepsze niż jego rówieśników.
14. Dlaczego?
Czas mijał… Dzień za dniem, miesiąc za miesiącem… Galgart rósł powoli, w drugim życiu miał już półtora roku. Ostatnio zrobił swój pierwszy krok, zwiększając swoją statystykę [Mobilności] o dziesięć punktów. Po kilku dniach treningu zaczął biegać po mieszkaniu. Galgart był dosłownie wszędzie. Lisa nie mogła za nim nadążyć. Był bardzo ciekawskim chłopcem. Zaglądał niemal w każdy kąt. Zauważał wiadomości unoszące się na różnych obiektach wokół niego i chciał je sprawdzić. Wyskakujące okienka przed jego oczami wyglądały jak informacje z gier RPG, w które grał w poprzednim życiu.
Chociaż przez większość czasu przebywał w pokoju z książkami, które regularnie przeglądał. Chciał nauczyć się czytać, ale matka nadal uważała go za dziecko i z tego powodu czasami złościł się na rodzicielkę. Potrafił powtórzyć prawie każde słowo, ale ukrywał to przed Lisą. Bał się o nią, że będzie tym zszokowana.
Galgart usiadł w łóżeczku. Usłyszał zbliżające się kroki. Złapał się za szczebelki i uniósł swoje ciało do pozycji stojącej. Patrzył, jak podchodzi do niego matka w towarzystwie młodej kobiety.
— Nie śpisz, mój skarbie — powiedziała mama, kiedy weszła do sypialni. Galgart zauważył stojącą za nią kobietę.
— Urosłeś od naszego ostatniego spotkania, chłopcze — powiedziała chłopcu cichym głosem nieznana mu niewiasta.
— Kochanie, dzisiaj zostajesz na chwilę z ciocią… — oznajmiła mama i wzięła go na ręce. Następnie podała syna siostrze, która stała w drzwiach — W międzyczasie odwiedzę ojca w [Lecznicy]. Mam nadzieję, że dzisiaj w końcu pozwolą mi się z nim zobaczyć.
Lisa pocałowała syna na pożegnanie w policzek i pospiesznie wyszła z domu. Na jej ustach gościł szeroki uśmiech.
Chłopiec był szczęśliwy, że w końcu zobaczył radość na twarzy swojej mamy. Z drugiej strony czuł się trochę nieswojo w towarzystwie kobiety, którą właśnie poznał. Nie ufając obcym osobom, postanowił sprawdzić za pomocą [Ekspertyzy]. Był bardzo ostrożny ze względu na traumę, przez którą przeszedł w [Świątyni].
Choć mama przedstawiła mi ją jako ciotkę, nie miałabym nic przeciwko sprawdzeniu jej danych za pomocą [Ekspertyzy] — chłopiec uważał, że w tej sprawie taka ostrożność jest konieczna.
[Ekspertyza] została uaktywniona!
Zrobił to tylko po to, żeby się upewnić, że nie była wobec niego wrogo nastawiona. Nie chciał, żeby ciotka wiedziała, że może skorzystać z tej zdolności, więc starał się zachować szczególną ostrożność. Chociaż bardzo bał się wykrycia przez kobietę to i tak nie mógł odpuścić.
Spójrzmy na niej [Status] — powiedział sam do siebie, kiedy przed jego oczami mignął komunikat o posiadanych statystykach kobiety.
~~**~~STATUS~~**~~
Imię: Adrianna
Rasa: Człowiek
Zawód: Akuszerka
Profesja: —
Poziom: 10
Pochodzenie: Wieśniaczka
Klan: —
Ranga: —
Doświadczenie: 550/1000
~~Statystyki~~**~~
PŻ: 100
PM: 50
Umiejętność nie ukazała mu wszystkich statystyk kobiety. [Ekspertyza] na pierwszym poziomie miała swoje ograniczenia w sprawdzaniu innych istot. Z każdym wyższym poziomem zabezpieczenia były powoli ściągane z tej zdolności. Chłopiec był zdziwiony, że nie zdołał odczytać wszystkich statystyk swojej cioci, tylko otrzymał podstawowe informacje. Przynajmniej miał pewność, że nie była jego wrogiem i mógł oddychać spokojnie, analizując resztę informacji.
Niewiasta na dziesiątym poziomie posiadała zaledwie sto [Punktów życia] i pięćdziesiąt [Punktów Many]. Miała na imię Arianna i była starszą siostrą jego matki. Kobieta podeszła do łóżka, położyła siostrzeńca na miękkim materacu, pochyliła się nad nim i czule pogłaskała go po policzku. Galgart przyjrzał się bliżej jej twarzy. Jej delikatne rysy nie wskazywały, że zbliża się do trzydziestu pięciu lat. Posiadała długie, kręcone, czarne włosy, które przewiązała szarą wstążką. Niebieskie oczy spojrzały na chłopca, widzieli się dopiero drugi raz w życiu…
Pierwszym był moment, w którym się urodził i od tamtej pory nie mogła zdobyć się na odwagę, żeby go odwiedzić. Moment narodzin Galgarta utkwił głęboko w jej pamięci, przez chwilę trzymała jego martwe ciało, nie będąc w stanie racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego chłopiec wówczas ożył. Dlatego unikała rodziny i nawet nie odważyła się przyjść na pogrzeb matki. Po prostu nie chciała widzieć swojego siostrzeńca. Przeniosła się nawet do innego miasta, aby uniknąć kontaktu z młodszą o dziesięć lat siostrą. Była bardzo zaskoczona, gdy otrzymała list z prośbą o pomoc w opiece nad Galgartem. Lisa opowiedziała Ariannie powód, a ona stwierdziła, że nie może zostawić jej w potrzebie, więc wróciła na jakiś czas do stolicy. Po dotarciu do miasta wynajęła pokój w gospodzie i pojechała odwiedzić młodszą siostrę. Nie wiedziała, że od razu zostanie poproszona o pozostanie z siostrzeńcem. Stała więc w pokoju dziecinnym i patrzyła na zmartwioną twarz chłopca.
Czy ludzie na tym świecie byli aż tak słabi? — zaczął się zastanawiać chłopiec — Oznaczało to, że z każdego awansu dostawała tylko dziesięć [PŻ] i pięć [PM]. Z drugiej strony była prostą wieśniaczką i jej zawód tak naprawdę nie wiązał się z walką.
Galgart słyszał już wcześniej określenie [Akuszerka], ale nie pamiętał okoliczności, w jakich się z nim spotkał. Dlatego też postanowił sprawdzić [Ekspertyzą] na czym polegał ten zawód.
[Akuszerka] — kobieta zajmująca się przyjmowaniem porodów.
Użył podwójnej [Ekspertyzy] i otrzymał proste wyjaśnienie od umiejętności.
Pamiętam już, że w moim poprzednim świecie nie używano już tego określenia i rola [Akuszerki] została przeniesiona na położną. — w końcu przypomniał sobie. — Więc pomogła mi przyjść na świat? Dlaczego od tego dnia nie odwiedziła swojej siostry? Nawet nie była na pożegnaniu mojej babci…
Galgart zastanawiał się, co ją do tego skłoniło. Nie wiedział, że ciotka bała się z nim skontaktować, kiedy jego ciało wróciło do życia. Nie potrafiła w żaden sposób wytłumaczyć tego cudu i dlatego bardzo się go bała. Galgart chciał w jakiś sposób podziękować kobiecie za pomoc w przyjściu na świat. Podniósł rękę i dotknął jej czerwonego policzka. Ten ruch wywołał szeroki uśmiech na jej różowych ustach. Spojrzała na niego niebieskimi oczami. Potem powoli przesunęła twarz bliżej i w końcu pocałowała siostrzeńca w czoło, a jej mokre usta pozostawiły trochę śliny na jego skórze. Chłopak uznał pocałunek za niehigieniczny i chciał szybko wytrzeć mokry ślad rękawem. W końcu zrezygnował, bo bał się reakcji ciotki. Postanowił jej też to wybaczyć. Chłopca uwagę przykuły kolczyki Arianny. Miały kształt pazurów. Zaskoczony, spojrzał na przedmiot za pomocą [Ekspertyzy]:
~~*~~Przedmiot~~*~~
Nazwa: Smoczy Pazur!
Rodzaj: Kolczyki.
Poziom: Epicki.
Opis: [Smoczy Pazur] został zaprojektowany przez jubilera Groda, który przed śmiercią wykonał zaledwie dziesięć egzemplarzy. W wyniku powodzi, która zniszczyła jego warsztat, wiedza na temat metody produkcji została utracona.
~~*~~Statystyki~~*~~
Fizyczna Obrona: 280
Magiczna Obrona: 300
PŻ Regeneracja: 5
MP Regeneracja: 2
Trwałość: 180/1000
~~*~~Zdolności~~*~~
Umiejętności Aktywne: Smocza Tarcza
Umiejętności Pasywne: Nieznane
Umiejętności Specjalne: Nieznane
Wymagania: Dziedziczność.
— Ciocia się tobą zaopiekuje — szepnęła mu do ucha.
Na szczęście nie zdawała sobie sprawy, że testuje ją za pomocą umiejętności. Położyła siostrzeńca na łóżku i usiadła na brzegu. Chłopak chwycił ciocię za długie czarne włosy i pociągnął z całych sił. Arianna nie krzyczała, choć bardzo ją to bolało. Zachowywała się jak jego matka. Ujęła dłoń Galgarta i delikatnie poluzowała uścisk na swoich włosach. W tym momencie poczuł się przy niej bezpieczny.
— Zapomniałabym — powiedziała ciocia i włożyła rękę do lewej kieszeni płaszcza. Wyjęła szmacianą lalkę i dała ją Galgartowi. — Spójrz, jaką fajną zabawkę kupiłam po drodze.
Podobała mu się pluszowa zabawka i nie wiedział, dlaczego włożył ją do ust. Wkrótce cała lalka była pokryta śliną.
— Widzę, że będą ci się wyżynać kolejne ząbki — oznajmiła ciocia, obserwując z przejęciem poczynania chłopca. Pogłaskała siostrzeńca po policzku, a później ucałowała w czoło.
Może ma rację, bo dziś rano czułem ból w okolicach dziąseł — uświadomił sobie Galgart. Odrzucił zabawkę na bok i zamknął oczy. Chciał spać, żeby nie cierpieć z tego powodu. Ostatnim razem bardzo mu przeszkadzały te przeszywające zęby. Pragnął przyspieszyć proces dorastania, ale nie mógł. Wszystko musiało toczyć się własnym tempem.
Kilka chwil później zapadł w sen, a raczej koszmar…
Znajdował się na polu bitwy. Ciała były rozrzucone. Spojrzał na siebie i zobaczył, że był pokryty czerwoną posoką. Za sobą usłyszał dźwięki dochodzące z powietrza. Odwrócił się i poczuł przeszywający ból w ramieniu. Z rany wypłynęła czerwona ciecz. Strzała wbiła się bardzo głęboko w ciało Galgarta. Ostry czubek przeszedł nawet przez kości i wyszedł na drugą stronę. Jego zamglony umysł usłyszał krople posoki kapiące z kawałka metalu na ziemię. Upadł na kolana we wznoszącej się kałuży krwi. Krwawienie okazało się bardzo obfite i nie dało się go zatamować. Powoli umierał… Dusza opuszczała ciało i nic nie mógł na to poradzić…
***
Z uśmiechem na twarzy Lisa poszła do [Lecznicy]. Po drodze mijała przechodniów zajętych swoimi sprawami. Nikt nie zwracał na nią uwagi. To był szczęśliwy dzień dla kobiety. Wreszcie miała szansę spotkać ukochanego.
Pospieszyła do bramy oddzielającej część mieszkalną od urzędowej. Przeszła przez nie i od razu skierował się w stronę budynku, na którym widniał napis przedstawiający węża z otwartą paszczą.
Kobieta zapukała trzykrotnie do drzwi żelazną kołatką. Po chwili otworzyło się małe okienko. Mężczyzna pochylił się i warknął:
— Czego potrzebujesz!?
— Przyszłam odwiedzić męża — Lisa odparła krótko na pytanie.
— Nie wolno odwiedzać! — mężczyzna szybko zamknął okno.
Lisa nie zrezygnowała ze swojego dzisiejszego przywileju i ponownie zapukała antabą. Naprawdę chciała zobaczyć Luisa. W nocy śniła, że ponownie spotkała swojego ukochanego i po usłyszeniu jej głosu obudził się z tego okropnego koszmaru, w którym tkwił przez ostatnie miesiące. Mężczyzna uchylił okno, z wściekłą miną spojrzał na niewiastę.
— Nie słyszałaś? Jesteś głucha czy coś? — zapytał się i po chwili krzyknął — Wynoś się stąd, bo w przeciwnym wypadku zawołam strażników…
— Przepraszam, ale przyszłam do męża… Chcę się z nim spotkać…
— Wynoś się! — syknął w odpowiedzi zrzędliwy mężczyzna i wskazał palcem, aby kobieta poszła.
— Nie ruszę się z tego miejsca… Dopóki nie zobaczę Luisa… Proszę, wpuść mnie… — szepnęła Lisa błagalnym głosem.
— Ty nie rozumiesz, kobieto, że nie mogę… Taki był mój rozkaz… — z hukiem zamknął okno.
Lisa nie poddała się i ponownie zapukała do drzwi, tym razem wyszedł z [Lecznicy] medyk.
— Pani wybaczy, ale nie możemy wpuścić do środka…
— Ostatnim razem obiecałeś mi, że jeśli przyjdę bez syna, to zobaczę się z mężem — przerwała wypowiedź mężczyzny.
— Jest to możliwe, ale wczoraj wydarzyła się niekorzystna sytuacja i walczyliśmy o jego życie… Aktualnie przebywa na sali pooperacyjnej, do której nie ma wstępu nikt poza personelem…
— Walczyłeś o jego życie? Dlaczego? — zapytała Lisa. W jej oczach pojawiły się łzy. — Czy możesz podać więcej informacji?
— Przykro mi, ale nic więcej nie mogę powiedzieć… — odpowiedział lekarz, odwracając się do niej plecami. Chciał odejść, ale kiedy otworzył drzwi, zatrzymał się na chwilę, spojrzał na Lisę i dodał: — Pozostaje tylko modlitwa…
Lekarz pozostawił kobietę w kompletnej niewiedzy. Nie ujawnił szczegółów. Lisa upadła na kolana i długo płakała. Łzy napłynęły jej do oczu, pociekły po policzkach i dużymi kroplami spadły na kolana. Nie miała pojęcia, co może teraz zrobić. Postanowiła pomodlić się, żeby Luis wyzdrowiał i wrócił do niej.
Może medyk ma rację? — pomyślała Lisa, ocierając policzki rękawem.
Wstała z kolan i pobiegła prosto do [Świątyni]. Zbliżyła się do ołtarza i usiadła na najbliższej ławce. Jej wzrok utkwiony był w posągu Elwiry. W myślach modliła się do bogini, aby wybawiła go, jej [Wysłannika] od śmierci. Po kilku minutach żarliwej modlitwy zwróciła swoje modły do innych bogów, nawet do [Boga Śmierci], lecz żaden z nich nie udzielił wsparcia kobiecie. Zrezygnowana skierował się do domu. Arianna, widząc siostrę w tak złym stanie, bez słowa uściskała ją, Lisa trzęsła się w jej ramionach…
***
Galgart ocknął się ze swojego strasznego koszmaru. Zimny pot pokrył jego skórę. Całe jego ubranie było przemoczone. Na początku chciał pokazać swój dyskomfort płaczem, ale w końcu się powstrzymał. Wstał i rozejrzał się oczami po pomieszczeniu. W pokoju nie było nikogo.
— Nie płacz, siostrzyczko — chłopiec usłyszał dochodzący z kuchni głos ciotki.
— Nawet mnie nie wpuścili! Rozumiesz, nie widziałam go! Mój drogi Luisie… — odpowiedziała rozpaczliwie Lisa. Łzy napłynęły jej do oczu, a następnie spłynęły po policzkach. Całą twarz miał mokrą od płaczu.
— Siostro, co ci powiedzieli? — zapytała Arianna, próbując uspokoić Lisę. Delikatnie objęła ją ramionami i pocałowała w głowę. Kiedy były dziećmi, często ją pocieszała i wiedziała, jak postępować z młodszą siostrą w takich chwilach.
— Lekarz powiedział, że nie pozwolą mi go odwiedzić, bo jego stan się pogorszył i teraz walczą o życie Luisa… — odpowiedziała ze łzami w oczach Lisa.
— Droga siostro, teraz nie jest czas na rozpacz, ale na modlitwę o jego ratunek. Zacznij modlić się do Bogini Elwiry! Przecież on jest jej [Wysłannikiem] i tylko ona może mu teraz pomóc…
Galgart usłyszał słowa, których nie rozumiał. Kobiety gorączkowo prosiły o uratowanie Luisa. W modlitwach błagały o litość i obiecywały złożenie ofiary tak szybko, jak to będzie możliwe. Ich prośby przykuły nawet uwagę Histeresa, który obudził się z popołudniowej drzemki i z zaciekawieniem słuchał kobiet. Następnie próbował zaprosić do siebie Elwirę, lecz ona odmówiła mu pod pretekstem migreny. Bóg odpuścił bogini i zajął się swoimi sprawami. Zostawił więc śmiertelników ich losowi. Nie widział powodu, aby ingerować w przeznaczenie. Nawet nie zauważył niczego dziwnego w zachowaniu jego podopiecznej. Gdyby dociekał, dlaczego kobieta nie stawiła się na wezwanie, wcześniej mógłby zadziałać i przezwyciężyć zaklęcie największego rywala i jednocześnie najbliższego przyjaciela, jakim był dla niego [Bóg Śmierci]. Jednak tego nie zrobił i pozwolił, aby osobowość Elwiry została zniszczona, a [Bóg Śmierci] zyskał przewagę.
***
Czy powinienem modlić się także o zdrowie mojego ojca? — Galgart zaczął się zastanawiać.
Chłopiec zamknął oczy i w myślach przypomniał sobie twarz jedynego boga, jakiego znał na tym świecie, ale [Bóg Śmierci] nie odpowiedział na jego modlitwy. Milczał, choć wyraźnie słyszał jego prośbę o uratowanie ojca. Dla bóstwa przeklętego przez innych najlepszym końcem byłaby śmierć [Wysłannika] Elwiry, co z pewnością zaburzyłoby równowagę w świecie śmiertelników. Dlatego nie zamierzał pomagać. Chciał, aby Boski Pałac [Menhir] upadł i nie wyobrażał sobie, że nie skorzysta z okazji, aby usunąć jedną ze swoich przeszkód. Połączył się nawet z jaźnią Elwiry, aby uniemożliwić jej wtrącanie się w śmiertelne sprawy. Po upewnieniu się, że nikt nie ingeruje w jego plan, wrócił do swojego zamku i udał się na odpoczynek. W tamtym momencie nie mógł przewidzieć konsekwencji swojej decyzji… Decyzji, której będzie żałował…
Galgart porzucił dalszą modlitwę, gdy zdał sobie sprawę, że nie przynoszą one skutku. Otworzył oczy i zaczął myśleć:
Nie chciałabym go stracić! Nie rozumiem tylko, dlaczego jego stan się pogorszył? Do tej pory twierdzili, że nie zagraża mu już niebezpieczeństwo — chłopca dręczyły pytania, na które nikt nie potrafił odpowiedzieć. — Najdziwniejsze jest to, że Lisie nie pozwolono spotkać się z ojcem. Dlaczego? Nie rozumiem, jak oni działają! Wydaje mi się to bardzo podejrzane! Czy to może być działanie króla? Możliwe… Ostatnim razem również odmówił. Jeśli moja matka nie mogła odwiedzić ojca zgodnie z rozkazem króla, nie wybaczę mu tego…
— Czy Galgart był grzeczny, kiedy mnie nie było? — zapytała Lisa po modlitwie. Kobieta otarła rękawem łzy.
— Bardzo grzeczny… Szybko zasnął… Prawdopodobnie zaczęły mu wyrzynać się kolejne zęby… — odpowiedziała ciocia.
— Cieszę się, że nie sprawiła żadnych kłopotów… — przerwała, przytulając się do klatki piersiowej starszej siostry, zapytała — Zostaniesz ze mną, aż się obudzi?
— Dobrze, dotrzymam ci towarzystwa, siostrzyczko.
Galgart położył na miękkim kocu. Spojrzał na drewniany sufit. Zamierzał ćwiczyć swój umysł. Minęło trochę czasu, odkąd próbował podnieść swoje maksimum [PM]. W tym celu zaczął medytować w ciszy. Zamknął oczy i pogrążył się w swoich myślach. Po chwili poczuł, jak mana przepływa przez jego ciało. Próbował połączyć to ze sobą i następnie skierować do swojego serca. To był pierwszy krok do stworzenia [Magicznego Rdzenia], o którym chłopiec nie mógł wiedzieć.
[Magiczny Rdzeń] był kryształem wykonanym z czystej many, który miał zdolność pochłaniania magicznej energii z otoczenia. Magowie uważali to za drugie serce, które miało zdolność krążenia w każdej żywej istocie. Kryształ ten powstawał naturalnie dopiero podczas dojrzewania.
Chłopiec był bliski stworzenia [Pierwszego Kręgu]. Po chwili poczuł ból w okolicy klatki piersiowej. Galgart bardzo cierpiał, gdy uformował się jego kryształ. Magiczna energia zaczęła napływać do ciała. Przed oczami błysnęły mu trzy wiadomości:
Twoje [Punkty Many] zostały zwiększone o: [10]!
Twoje [Punkty Many] zostały zwiększone o: [10]!
[Magiczny Rdzeń] został stworzony! [Pierwszy Krąg] został na nim uformowany!
Jego oczy rozszerzyły się w ogromnym bólu. Zagryzł zęby w dolną wargę, żeby nie krzyknąć. Następnie złapał się za serce i zauważył dziwne, wystające ciało wypełnione [PM] pod skórą. Trening przyniósł oczekiwane rezultaty, choć cierpienie było nie do zniesienia. Łzy spłynęły mu po powiekach, a potem po policzkach. Potarł dłonią bolące miejsce. Poczuł w ustach smak krwi, gdy przeciął wargę ostrymi zębami. Wytarł rękawem wyciekającą posokę. Wszystko zaczęło wracać do normy, ciało wygrało z bólem i mógł już swobodnie usiąść. Przyjrzał się swojemu [Statusowi] korzystając z [Ekspertyzy].
~~**~~ Statystyki~~**~~
PŻ: 10
PM: 45
Ucieszył go przeskok o dwadzieścia [PM]. Uświadomił sobie, że stał się nieco silniejszy i bliższy realizacji swojego marzenia. Chciał zostać najpotężniejszym magiem. Siedział spokojnie na łóżku i myślał o przygodach, w które wkrótce będzie zaangażowany.
Czym jest [Magiczny Rdzeń]? — zapytał w myślach, liczył na odpowiedź ze strony [Mądrości].
Poziom umiejętności [Mądrości] jest zbyt niski, aby udzielić wyczerpującej odpowiedzi… Czy chcesz uzyskać znikome informacje na ten temat?
Tak/Nie?
Oczywiście, że „tak” — odparł Galgart.
[Magiczny Rdzeń] to magiczny kryształ, który krąży w każdej żywej istocie.
Chłopak przewrócił się na drugi bok i próbował zasnąć. Wolał milczeć, żeby nie zakłócać rozmowy matki i ciotki. Lisa musiała poskarżyć się komuś na tę trudną sytuację. Galgart stwierdził, że nie ma sensu ich niepokoić, przecież nie był jeszcze głodny, a pielucha też nie była aż tak mokra. Z tych dwóch powodów postanowił dać im czas na dłuższą dyskusję.
Tymczasem był zdany na siebie i na tematy, które go dręczyły. Dzisiejszy koszmar zrujnował jego psychikę i zapewne na długo pozostanie mu w pamięci.
Czy to może być wizja najbliższej przyszłości?! — nie mógł pozbyć się wrażenia, że był to proroczy sen. Choć z całych sił chciał o tym zapomnieć, wciąż miał to w głowie i ciągle wracał do tego momentu, kiedy po raz drugi poczuł zbliżającą się śmierć.
15. Ucieczka
Galgart przestał rozmyślać o tym strasznym koszmarze. Nie chciał doświadczyć kolejnej śmierci. Dlatego mentalnie zdecydował się żyć we względnym bezpieczeństwie i nigdy nie narażać się niepotrzebnie, tak jak Arthur dał się zabić temu draniowi za jej torebkę. Jego poprzednie wcielenie zakończyło się w młodości, a tutaj koniecznie chciał dożyć starości.
Artur wiódł nędzne życie, pozbawione miłości i bliskości z drugim człowiekiem, nic więc dziwnego, że chłopcu śniło się głównie o tym, że otaczają go kochający go ludzie. Chłopiec miał sprzeczne myśli: z jednej strony potrzebował kogoś, z kim mógłby podzielić się przygodą, ale z drugiej strony nie wiedział, czy może komukolwiek zaufać. Bał się, że przyjaciel lub towarzysz wbije mu nóż w plecy i będzie to koniec jego podróży. Nie miał też pojęcia, czy sam byłby w stanie pokonać wszystkie trudności.
Będzie, co ma być… Nie wiem, czy można wygrać ze swoim przeznaczeniem. Z drugiej strony nie mam pojęcia, czego [Bóg Śmierci] ode mnie oczekuje. Jeśli kluczem był sen i w ten sposób mój opiekun stara się przekazać mi swoje rozkazy… — zaczął rozmyślać w swoim serduszku. — Jednego jestem pewien, że nie umrę przez niego. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby uniknąć ponownego spotkania ze śmiercią.