Bocian zakłada rodzinę
Bocian ważne ma zadanie
Gniazdo zrobić, w nim posłanie
Dla swej przyszłej żony, dzieci
Później szukać jej poleci
Lecz nie dzisiaj, noc nadchodzi
Wśród szuwarów bocian brodzi
Rybkę złapać ma nadzieję
Kiedy księżyc zajaśnieje
Za to jutro, już od rana
Praca jest zaplanowana
Choć się jeszcze waha nieco
Czy nie czekać aż przylecą
Jakieś kandydatki nowe
Młode, urodziwe, zdrowe
Wprost na jego przyszłą żonę
Czy mieć gniazdo ukończone…
Czy też może zdecydować
By z wybranką je budować
Gniazda wspólne budowanie
Stworzy więź i zaufanie
To rodziny jest podstawa
Najważniejsza w życiu sprawa.
Tak uczynił i niebawem
Słychać przy budowie wrzawę
To na rozłożystej sośnie
Gniazdo boćków szybko rośnie
Pan bociek gałązki znosi
A partnerka mech przynosi
Jeszcze dziury pozatykać
I budowę się zamyka
Kiedy gniazdo już gotowe
Czas powołać życie nowe
Jaja składa więc boćkowa
I pod własnym ciałem chowa
Musi chronić je przed chłodem
Zaś pan bociek ją przed głodem
Poluje i jej przynosi
O co żona go poprosi
Więc jaszczurki i dżdżownice
Żabki, rybki i nornice
I chrabąszcze i ślimaki
By zapewnić różne smaki
Po miesiącu zaś z okładem
Jeśli boćki dały radę
Wykluwają się pisklęta
To dla boćków wielkie święta
Słychać wszędzie klekotanie
Znak dały dzieci bocianie
Że czas nadszedł na śniadanie
To zadanie jest dla taty
Uspokoić chór skrzydlaty
Leci łapać żabki, rybki
I być musi bardzo szybki
Bo są głodne jego dzieci
A wysoko słońce świeci
Nie ma przerwy tata bociek
Lecz jest szczęście w tym kłopocie
Bowiem dzieci szybko rosną
I niebawem nad tą sosną
Będą próbne ćwiczyć loty
Zanim pierwsze przyjdą słoty
Wtedy muszą być gotowe
Aby poznać kraje nowe
Bo polecą w świat daleki
Do doliny wielkiej rzeki
Która aż w Afryce płynie
Wrócą zaś gdy zima minie
By nam przynieść wieść radosną
Bo przylecą razem z wiosną
Razem z wiosną też nadzieję
Która serca nam ogrzeje
Tak jak słońce, raj zieleni
Wszystkim życie nam odmieni
Usłyszymy klekotanie
Ożyją gniazda bocianie
Innych ptaków śpiew radosny
To są właśnie znaki wiosny
Nie ma śladu już po lodzie
Wszędzie widać ruch w przyrodzie
I dzień dłuższy, słońce grzeje
A świat cały zielenieje
Wreszcie bociek nasz przyleciał
Nad sosnę wysoko wzleciał
I oznajmił klekotaniem
Że już przybył i zostanie
Teraz gniazdo reperuje
I małżonki oczekuje
Która też niebawem zleci
Znów urodzą się im dzieci
Później karmić, wychowywać
Kiedy można — odpoczywać
Tak to życia karuzela
Swoje ślady wciąż powiela.
LN 30.03.2023
Bocian i czkawka
Pewien bocian dostał czkawki
Pobiegł szybko z tym do kawki
Droga kumo poradź proszę
Ja mieć czkawkę wprost nie znoszę
Bo to nieprzyjemna sprawa
Kłopot duży, nie zabawa
Kawka myśli, w końcu rzecze
Że to kłopot jest nie przeczę
Lecz to dla mnie problem nowy
Radzę poleć z tym do sowy
Ma już swoje lata przecież
Długo żyje na tym świecie
Może czkawkę kiedyś miała
Wtedy radę by ci dała
Co masz zrobić by ustała
Tylko wybierz dobrą porę
A najlepiej to wieczorem
Bo w dzień śpi, gdy ktoś ją zbudzi
Zwykle zła jest i marudzi
Nocą gości nie przyjmuje
Bo w tym czasie gdzieś poluje
Mnie w tym brak jest doświadczenia
Cóż bocianie, do widzenia!
Bocian myśli — dobra pora
Czekać muszę do wieczora
A, że było przed południem
Pomyślał, że bardzo schudnie
Albo nawet z głodu padnie
Jeśli coś mu w dziób nie wpadnie
Jakaś żabka, albo rybka
Więc decyzja była szybka
By polecieć wprost nad rzeczkę
Przy okazji — mieć wycieczkę
I poleciał, łyknął wody
Zdrowej, czystej — dla urody
Jak to mama mu radziła
Kiedyś, kiedy jeszcze żyła
Teraz radzić nie ma kto mu
Załkał, zatęsknił do domu
Lecz co było, już nie wróci
Trzeba działać, nie się smucić
Tak więc musi znaleźć żonę
Zrobi to. Postanowione!
A, że teraz głód doskwiera
Czas na łące mu poszperać
Złapać w końcu jakąś żabkę
Bo miał na nią wielką chrapkę
Lecz nie łatwo żabkę złapać
Trzeba nieźle się nasapać
W końcu złapał i zmęczony
Zdrzemnął się zadowolony
Stojąc gdzieś w wysokiej trawce…
I zapomniał o swej czkawce!
Gdy się zbudził już zmierzchało
Aż tak dobrze mu się spało
Gdy już całkiem oprzytomniał
O czkawce sobie przypomniał
Lecz gdzie ona — nie ma czkawki
Znikła kiedy spał wśród trawki
Nie ma sensu więc do sowy
Lecieć skoro jest już zdrowy
I z radości zaklekotał
A tak wcześniej się kłopotał
LN 28.03.2023
Bóbr i czapla
Na brzegu rzeczki pan bóbr pracuje
Kolejne drzewa okorowuje
Po czym je ścina swymi zębami
Piękne ma zęby (zwane ciosami)
Później pnie ścięte ściąga do wody
I w tamę łączy zacnej urody
Wtem podlatuje czapla do niego
Po co to robisz drogi kolego?
— Tamę buduję — bóbr odpowiada
— Po co ci tama? Ta to ci gada!
Tak bóbr pomyślał, lecz że był grzeczny
Znów odpowiedział — to trud konieczny
Tu chcę zamieszkać, dom swój buduję
Przy domu tama, tak mi pasuje
Tak też rodzice mnie nauczyli
I wychowali dopóki żyli…
— A więc umarli. Sam jesteś zatem???
— Teraz tak. Wcześniej mieszkałem z bratem
Brat się ożenił, ma swą rodzinę
Ja zaś przybyłem tu, w tę dolinę
— Więc żony szukasz? — Co za pytanie
Za wścibska jesteś na to wyznanie
Gdy będę gotów wszystkim ogłoszę
Lecz teraz odejdź, bardzo cię proszę.
Mam jeszcze dużo pracy przed sobą
Bardzo ciekawską jesteś osobą!
— A może ja się na żonę zgłoszę…
Bóbr aż osłupiał. Co? Powtórz proszę
To niemożliwe coś powiedziała
Czapla za męża bobra by chciała?..
— A owszem zdanie swe podtrzymuję
W sprawach poważnych ja nie żartuję
Ja panna młoda wdzięcznej urody
Tęsknię do szczęścia i czekam zgody
Tyś pracowity, godny kawaler
Razem stworzymy wspaniałą parę
Bóbr wciąż nie bardzo wie co powiedzieć
Nad tą decyzją przyjdzie mi siedzieć
Bo to niezwykła byłaby sprawa
A małżeństwo to nie zabawa
Na świat przyjść winny wszak nasze dzieci
Lecz jakie dzieci? Kto mnie oświeci?
Czaple, czy bobry, czy jakieś stwory
Bobry skrzydlate? Inne potwory?..
Tak przestraszyła ta wizja bobra
Że odpowiedział: to myśl niedobra
To nienormalne i wbrew naturze
Owszem, przyjaźnią ci czaplo służę
Lecz moją żoną już nie zostaniesz.
Tyle ci powiem na pożegnanie!
I się odwrócił na jednej pięcie