1
Artykuł
Eryk Kalwat miał już dość. Siedział na lekcji języka polskiego prowadzonej przez panią Szroeder. Jak on jej nienawidził. Szczególnie gdy kobieta męczyła ich wierszami. Czytając utwory poetów, w niektórych momentach zamykała oczy i wyglądała, jakby była na haju. „Ta to ma odlot” — pomyślał, uśmiechając się. Rozejrzał się po klasie i widział skupienie na twarzach wszystkich uczniów. Czyżby wiersz, który dzisiaj przerabiali, był aż tak ciekawy? Raczej nie, prędzej już zwyciężył strach, że „Szreder” wyrwie kogoś do odpowiedzi. Eryk spojrzał na nauczycielkę czytającą wiersz. Faktycznie przypominała Szredera z Wojowniczych Żółwi Ninja, potrafiła zaatakować każdego w najmniej oczekiwanym momencie. Chłopak przeglądał ukradkiem czasopismo o fantastyce, które zakupił dzisiaj rano w salonie prasowym. Skusił go artykuł o miejskich legendach, który umieścili w bieżącym numerze. Zastanawiał się, czy historie opisane w artykule, wydarzyły się naprawdę. W każdej znajduje się ziarnko prawdy, choć nie wierzył w to tak do końca. Sięgnął pamięcią do czasów z podstawówki, gdy razem z kuzynem próbowali wywołać Candymana. Nocował wtedy u swojej matki chrzestnej i wieczorem wszyscy oglądali w telewizji horror o mężczyźnie z hakiem. Film był tak straszny, że oboje bali się zasnąć, więc Eryk postanowił to wykorzystać i z samego rana z Marcinem stali przed ogromnym lustrem wiszącym na korytarzu.
— To co, zaczynamy? — spytał kuzyna.
— Dobra.
Oboje spojrzeli na swoje odbicia. Eryk widział, że Marcin boi się to zrobić, nadal był pod działaniem filmu. W końcu nie każdy może oglądać horrory. Nabrali głęboko powietrza i jednocześnie zaczęli wymawiać imię filmowego mordercy:
— Candyman, Candyman, Candyman, Candyman…
Eryk zbliżył się do lustra i wypowiedział po raz piąty:
— Candyman
Następnie spojrzał na Marcina.
— Na co czekasz?
Kuzyn nie odpowiedział.
— Jak sobie chcesz, ja idę na górę — mówiąc to, Eryk wbiegł po schodach.
Będąc na piętrze, schylił się i zaczął obserwować swojego młodszego o rok kuzyna przez szparę między stopniami.
— Candyman — powiedział Marcin i biegiem ruszył na górę.
— Zrobiłeś to?
— Tak.
— To świetnie, Candyman się nie pojawił, a to dowód na to, że on nie istnieje. Pamiętaj tylko, że gdy główna bohaterka wypowiadała imię tego mordercy, również nagle się nie pojawił.
— Co masz na myśli?
— Może nas odwiedzić jutro.
Marcin przeraził się i jeszcze tego samego dnia poskarżył się swojej mamie. Erykowi dostało się. Lecz nie żałował, było fajnie.
Przewracając stronę w magazynie, natrafił nagle na arykuł, w którym opisany był rytuał wzywania Bloody Mary.
Z zaciekawieniem zaczął czytać:
...Musisz znaleźć się samotnie w pokoju z lustrem (może być łazienka). Wszystkie światła wyłączone, jedynie przed lustrem powinna stać zapalona świeca.. Spoglądając na swoje odbicie w lustrze wypowiedz głośno trzy razy “Bloody Mary”. Przy trzecim powtórzeniu zjawi się wywołany duch Mary i zedrze ci twarz.
— Super! — powiedział Eryk.
— Czy ja ci nie przeszkadzam, młody człowieku?
Chłopak spojrzał przed siebie. Ujrzał Szredera wbijającego w niego wzrok. Wiedział, że ma już przerąbane. Pozostało mu jedynie modlić się, by zadzwonił dzwonek na przerwę.
*
— I jak tam polski?
— Daj spokój, Szrederka znowu dała mu wycisk.
Eryk spojrzał na Justynę i Aśkę, które nagle dołączyły do niego na korytarzu.
— Stara raszpla przeszkodziła mi, gdy czytałem coś bardzo ciekawego. Właśnie miałem zamiar wam to pokazać.
— Kolejny artykuł z życia naszej uduchowionej szkoły? — spytała Justyna.
— Nie, coś ciekawszego — powiedział chłopak podsuwając jej czasopismo na otwartej stronie z opisanym rytuałem.
Dziewczyny z zaciekawienem zaczęły czytać artykuł.
— No i co o tym sądzicie? — spytał po chwili.
— Naprawdę w to wierzysz?
— Jak dla mnie to bujda, jak z tym Candymanem. Kolejna historyjka byle tylko odwieść ludzi od wywoływania duchów — odpowiedziała Aśka.
— Zawsze możemy się przekonać. Wywołamy ducha Bloody Mary i zobaczymy co dalej.
— Ty to masz pomysły — powiedziała Justyna. — Zamierzasz wciagnąć w to całą naszą ekipę?
— Pewnie, że tak. Im nas więcej, tym lepsza zabawa. To jak zawsze widzimy się o siedemnastej na zjeździe, spadam do biblioteki.
— Ty i biblioteka? — spytała Aśka, nie dowierzając. — Dawno tam nie byłeś.
— Fakt, mam życie, ale Szrederka kazała mi coś opracować, a same wiecie, jakie ma ona podejście do komputerów.
Pomioty szatańskie nie wygrają z nią, a gotowca jak jej podstawię, od razu się skapnie. A nie mam zamiaru jej podpadać.
To do później! — mówiąc to, pobiegł do szkolnej biblioteki.
— Ten to ma życie — powiedziała Justyna. — Zero problemów, stresu. Popularność w szkole mu służy.
— Zaraz my będziemy popularne, jak spóźnimy się na biologię — odezwała się Aśka, słysząc dzwonek oznajmiający koniec przerwy.
Dziewczyny udały się do klasy. Justyna spojrzała na gazetę, którą dał jej Eryk. Była ciekawa, co wymyślił jej przyjaciel.
2
Spotkanie
Eryk spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Był już gotowy do wyjścia na spotkanie z przyjaciółmi, gdy nagle spokój przerwał mu dzwoniący telefon. Spojrzał na wyświetlacz aparatu.
— Tylko nie on — powiedział do siebie.
Przemek, jego adorator, nie dawał mu spokoju. Choć sam chłopak dał mu już dawno do zrozumienia, że to koniec ich znajomości, ten nie rozumiał tego. Minął miesiąc od ich rozstania, a ten nadal wydzwaniał do Eryka w nadziei, że da mu kolejną szansę. Sam Eryk nie był tym zainteresowany. Był młody, przystojny i nie miał zamiaru tkwić w związkach, szczególnie takich, gdzie druga strona jest totalnie zazdrosna o wszystko i wszystkich. A Przemek należał do tego gatunku. Telefon ciągle dzwonił, doprowadzając chłopaka do szału. W końcu odebrał.
— Słucham!
— Cześć! — usłyszał zadowolony głos Przemka. — Cieszę się, że odebrałeś.
— Czego chcesz?
— Masz ochotę się spotkać? Pogadajmy, proszę.
— Czy ty nie masz nic do roboty? Zrozum, że między nami koniec, praktycznie to od początku nic nie było między nami. Więc wbij sobie do tej swojej durnej główki, że nie mam czasu dla takiego jak ty.
— Dlaczego taki jesteś?
— A dlaczego nie dociera do ciebie to, że od początku się tylko tobą bawiłem? Zrozum, nigdy nie będziemy razem. Nie mam czasu, jestem już spóźniony. Żegnaj.
— Eryk, poczekaj…
Za późno. Chłopak rozłączył się.
— Co za kretyn.
Wyszedł na korytarz założyć buty, gdy znowu zadzwonił telefon.
— Ja pierdolę — powiedział wściekły i rozłączył się. Wyciszył dźwięk w telefonie. — Teraz to sobie możesz dzwonić.
Z uśmiechem na twarzy wyszedł z domu na spotkanie z przyjaciółmi.
*
Boże, jak nienawidził tego dnia, nie dość, że Przemek nie dawał mu spokoju, to słońce grzało niemiłosiernie. Nawet słabego wiatru nie było. Pogoda totalnie nie do życia. Spojrzał na zegarek i ze złością stwierdził, że już bardziej nie da się spóźnić. Nienawidził, gdy wszyscy na niego czekali. Te jęki i stęki znajomych doprowadzały go do szału, ale tym razem wiedział, że wybaczą mu spóźnienie. By nadrobić zaległości w czasie, zszedł ścieżką w dół prowadzącą przez pola. Pamiętał, jak kiedyś za dzieciaka Gagluś (bo tak nazywali właściciela pola) ganiał ich z widłami, gdy całą grupą bawili się na stogach siana. Spojrzał na dom Gaglusia, lecz nie ujrzał staruszka. Pewnie już nie ma sił, by cokolwiek robić. Swoją drogą nie pamiętał już, dlaczego tak na niego mówiły okoliczne dzieciaki. Przechodząc do końca pola, ujrzał przed sobą gigantyczne pokrzywy. Stanął jak wryty. Nie chciało mu się już wracać, a poza tym straciłby dużo czasu na powrót. — To są jakieś żarty! — powiedział i, chcąc nie chcąc, ruszył przed siebie. Przebiegł przez pokrzywy w nadziei, że obędzie się bez piekących bąbli na nogach i rękach. Niestety już po chwili zaczął się drapać jak oszalały. Wychodząc na górkę, spojrzał na zjazd, który służył uczestnikom kursów prawa jazdy do nauki. Dojrzał parę osób zgromadzonych w umówionym miejscu. Biegiem ruszył w ich stronę.
*
— Co ci się stało? — spytała Aśka.
— Spóźniłeś się — dodała Justyna.
— I to nie raz — dodał Konrad
— Sorki, ale nie dość, że Przemek sie do mnie dobijał, to jeszcze wpadłem w pokrzywy — powiedział Eryk, drapiąc się po nogach.
— Przestań to robić! — skarciła go Paulina
— — Łatwo ci mówić.
— No dobra, darujemy ci to spóźnienie, ale powiedz nam, co wykombinowałeś — odezwał się Łukasz.
Po chwili Eryk opowiedział znajomym o rytuale, o którym wyczytał w magazynie i wdrożeniu go w życie.
— Nie jestem co do tego przekonana — powiedziała Paulina. — Mnie zabawy z duchami nie bawią. Kiedyś oglądałam dokument o młodych ludziach, co się bawili w podobny sposób i każdy z uczestników zaczął ginąć w różnych wypadkach. Przypadek? Nie sądzę.
— Paulina, nie świruj, przecież sama wiesz, że ta Bloody Mary nie istnieje, podobnie jak ten koleś z pszczołami — odezwał się Konrad.
— A poza tym będzie to świetna zabawa — dodała Justyna.
— Będzie alkohol.
— A to już inna sprawa. Wchodzę w to.
— No tak, tam gdzie alkohol jest i Paula — dodał Łukasz.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
— No, a jak to zrobimy? — spytała Paulina. — Potrzebne nam duże lustro i świece, prawda? To drugie bez problemu zdobędziemy, ale skąd weźmiemy duże lustro? W końcu każdy musi się w nim zobaczyć.
— Ja mam takie lustro — powiedział Eryk. — W sypialni obok łóżka mam spore lustro.
— No tak, nasz narcyz codziennie się w nim przegląda — odezwał się Konrad. -Żebyś wiedział.
— To gdzie urządzamy seans? U ciebie w domu? — spytała Aśka. — Pewnie, moi rodzice będą na nocce w pracy, więc chata wolna.
— Będzie imprezka, ha ha! — ucieszyła się Paulina.
— W końcu, bo stęskniłem się za naszym spotkaniami — powiedział Eryk. — Wpadnijcie do mnie jutro o dwudziestej. Krótki seans, potem imprezka.
— I o to chodzi — powiedział Konrad.
— Spadam już, bo muszę pracę domową dokończyć. Szrederka znowu mi nie da żyć, jak oleję ten temat.
— To ja idę z tobą, bo muszę do Boguśki skoczyć po zeszyty — odezwała się Aśka.
— Na razie! — powiedzieli równocześnie Eryk i Aśka odchodąc.
— A co tam z Przemkiem? — spytała dziewczyna.
— A co ma być?
— No, przyznaj. Jest bardzo atrakcyjnym facetem, co prawda on ma dwadzieścia siedem lat, a ty osiemnaście, ale to nie o wiek chodzi. Pasujecie do siebie.
— Jesteś zabawna, Aśka. Pasuję do niego jak ogień i woda. Mamy odmienne charaktery: on jest porywczy i strasznie zazdrosny, nawet zabraniał mi spotkań z wami.
— No co ty? Co za dureń! Jak można być zazdrosnym o znajomych?
— A widzisz, można. Poza tym nie nadaję sie do związków.
Uwielbiam bawić się uczuciami innych.
— Kiedyś się zmienisz i będziesz żałować swoich decyzji.
— Raczej nie, na razie muszę trzymać fason. W końcu nie mogę stracić na popularności w szkole. To jedyne, co teraz mam. A raczej mamy, bo, jak sama zauważyłaś, sporo się zmieniło w naszej ekipie, każdy coś zyskał na tym.
— No, coś w tym jest, ale wraz z zakończeniem szkoły popularność znika. Co potem?
— Potem… będzie jeszcze lepiej, bo będziemy nadal wszyscy razem.
Dziewczyna uśmiechnęła się. Cieszyła się, że ma takiego przyjaciela.
3
Rytuał
— Wszystko gotowe? — spytał Eryk.
— Prawie — odpowiedziała Paulina, stawiając świece na podłodze przed lutrem.
Chłopak poszedł do kuchni po piwo. Wyciagnął puszki z lodówki i zaniósł do swojego pokoju.
— Macie, to na zachętę — powiedział, rozdając po piwie każdemu ze znajomych.
— Dzięki — powiedział Konrad.
— To jak to robimy? — spytała Aśka.
— Normalnie, jak to opisali w gazecie.
— A co jak nie wypali? — spytał Łukasz.
— To będziesz miał powód do radości, że Mary nie zdarła ci twarzy — powiedział Eryk, popijając piwo z puszki.
— A jeśli się zjawi? — spytała Aśka.
— Oby nie, bo będzie kiepsko — odpowiedziała Justyna.
— Dobra, nie ma na co czekać, zróbmy to i z głowy — powiedział Eryk, odkładając puszkę na stolik.
Razem z Pauliną i Konradem zapalili świece w pokoju.
— I nastała ciemność — powiedziała Justyna, gasząc światło w pokoju.
— Gdyby nie te świece, padłabym chyba na zawał. Eryk, nie boisz się przebywać sam w tak dużym domu? — spytała Aśka.
— Nic a nic — odpowiedział chłopak. — Zaczynajmy, a potem impreza.
— Dawać browce! — zawołała Paulina.
— Mała ma rację, jedziemy z tym koksem — odezwał się Łukasz. — Spragniony jestem.
Przyjaciele stanęli przed ogromnym lustrem. Eryk skinął głową na znak, by zaczęli. Spoglądając na swoje odbicia w lustrze zaczęli wypowiadać słowa :
— Bloody Mary.
— Bloody Mary.
— Eryk był coraz bardziej podekscytowany. Jeszcze tylko raz!
— Gotowi? — spytał, patrząc na lustrzane odbicia przyjaciół.
Wszyscy przytaknęli. Eryk skinął głową, dając znak.
— Bloody Mary! — wypowiedzieli niemal jednocześnie głośniej niż wcześniej przyjaciele.
Stali nieruchomo, spoglądając na swoje odbicia w lustrze.
— No i? — odezwał się Łukasz.
— Wiedziałam, że to ściema — odpowiedziała Paulina. — Nie wiem jak wy, ale ja idę się napić.
Wtem nagły podmuch wiatru zgasił świece i w pokoju zapanował totalny mrok. -Nie podoba mi się to — powiedziała Justyna. Nagle krzyk Aśki przerwał ciszę. Przyjaciele dostrzegli w mroku postać stojącą przed nimi i nie był to nikt z ich ekipy.
4
Wosk
Wszyscy rzucili się do ucieczki. Łukasz podbiegł do włącznika i zapalił światło.
— Hej! Czekajcie!
Aśka i Justyna, które zdążyły już wybiec z pokoju, wróciły z powrotem. Przerażeni przyjaciele spojrzeli na postać stojącą pośrodku pokoju.
— Jest prawdziwa? — spytała Paulina.
— Sprawdź to — odezwał się Eryk.
— Sam to zrób.
— Lepiej ty.
— Ja to zrobię! — powiedział Konrad i ruszył w stronę postaci.
— Hej! — zawołał do zjawy.
Zero reakcji.
Konrad wyciągnął rękę w stronę zjawy i szturchnął ją.
Spojrzał na znajomych.
— Dziwne, co nie?
Nagle Mary rzuciła się na chłopaka, powalając go na podłogę. Justyna i Aśka zaczęły krzyczeć. Paulina rzuciła się na ratunek przyjacielowi. -Puszczaj go, szamto!
Nagle stanęła jak wryta. Spojrzała na Konrada i Mary… całujących się!
— Jesteś słodka — powiedział chłopak.
— O co tu chodzi? — spytała dziewczyna.
Zjawa spojrzała na przyjaciół i uśmiechnęła się.
— Cześć wszystkim!
— No nie, Karolina? — odezwał się Łukasz. — Co ty tu robisz?
— To pomysł Eryka — odpowiedziała dziewczyna, wstając z podłogi. — Szkoda, że nie widzieliście swoich min.
— Eryk, zabiję cię — powiedziała Aśka. — Jak mogłeś to zrobić?
— No nie gniewajcie się, chyba nie uwierzyliście, że Bloody Mary istnieje? To tylko bajeczka dla dzieci. Idziemy się napić, Paulina chodź!
— Mnie dwa razy nie musisz powtarzać — powiedziała dziewczyna i poszła razem z przyjacielem do kuchni.
— Nie wierzę, że to żart — odezwała się Aśka.
— Znasz Eryka, on zawsze coś wymyśli, by było ciekawie — powiedziała Justyna, siadając obok przyjaciółki. — Chodźmy się napić, musimy uczcić nasz rytuał.
Aśka wstała z kanapy i poszła za koleżanką. Wychodząc z pokoju, spojrzała na ogromne lustro. To, co na nim zobaczyła, zmroziło jej krew w żyłach.
— O mój boże! — powiedziała, zakrywając usta dłonią.
Podeszła do lustra, nie wierząc w to, co widzi. Dotknęła wosku, który przyczepił się do szklanej tafli. Miała nadzieję, że to jej wyobraźnia płata figle i obraz, który dostrzegła, zniknie tak nagle, jak się zjawił. Jednak dotykając zaschniętego wosku, przekonała się, że jest prawdziwy. Przerażona odsunęła się od lustra.
— Aśka, idziesz? — spytała Justyna, wchodząc do pokoju.
Lecz dziewczyna nie odpowiedziała. Stała jak zaklęta, wpatrując się w lustro.
— Co się stało? — spytała przyjaciółka.
Podeszła do Aśki i spojrzała na lustro.
— O boże!
— Hej, co wy tam robicie? — zawołał Łukasz.
Po chwili w pokoju zebrali się wszycy znajomi zaciekawieni tym, co tak długo zatrzymywało dziewczyny.
Ze strachem w oczach spoglądali na woskową twarz kobiety.
5
Paulina
Sobotni poranek toczył się spokojnym rytmem. Eryk sprzątał mieszkanie po wieczornej imprezie, podczas gdy jego rodzice jeszcze spali. Był zadowolony z przebiegu rytuału, udało mu się nastraszyć przyjaciół, lecz nadal nie wiedział, kto wpadł na pomysł z tym woskiem na lustrze. Mimo iż uparcie przekonywał swoich przyjaciół, że to nie jego sprawka, nikt mu nie uwierzył. Trudno, może ktoś kiedyś się do tego przyzna. Sam nie wierzył w to, że w jego pokoju zjawi się duch Bloody Mary i pozabija ich wszystkich. Kolejny dowód na to, że w magazynie „Fantasy” dziennikarza poniosła fantazja. Spojrzał na telefon leżący na stoliku. Od rana nikt się nie odezwał. Pewnie Przemek dał sobie również spokój i zrozumiał, że nie ma szans na powrót. Swoją drogą, całkiem fajny był z niego facet, lecz Eryka nie interesował stały związek i to tym bardziej z osobą, która była strasznie zazdrosna. Postanowił, że dzisiaj pójdzie z Pauliną na imprezę do jej znajomego Edwarda. Nie trawił kolesia, już samo imię było beznadziejne. Kojarzyło mu się z tą durną, ckliwą historyjką Zmierzch o miłości wampira i nastolatki. Typowe romansidło jakich wiele dzisiaj. Miał nadzieję, że nie będzie się przystawiała do niego jakaś laska, która na siłę będzie chciała go „nawrócić” na heterycką drogę. Nic nie mógł poradzić na to, że podobał się dziewczynom, ale on wolał zdecydowanie facetów i nic nie mogło go z tej drogi zepchnąć. Zebrał ostatnie naczynia ze stołu, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Zdziwił się, bo nie spodziewał się nikogo w południe. Podszedł do drzwi i otworzył je. W progu ujrzał współpracownika ojca. Jego rodzice byli właścicielami całodobowego warsztatu samochodowego o dobrej renomie. Czuł, że szykuje się kolejny interes, bo Krzysztof z byle duperelami nie przyjeżdża do jego starych.
— Cześć! — powiedział mężczyżna. — Rodzice w domu?
— Jeszcze śpią — odpowiedział Eryk, dając mu do zrozumienia, by sobie pojechał.
— Mogę wejść? To ważne.
— Proszę — odpowiedział chłopak, otwierając na oścież drzwi.
— Eryk, kochanie, kto przyszedł? — usłyszał zaspany głos swojej mamy wychodzącej z sypialni.
— Nowy interes — powiedział i poszedł dokończyć ogarniać bałagan.
*
Paulina prostowała swoje długie rude loki. Nienawidziła tego robić, bo to zajęcie pochłaniało sporo i tak już jej cennego czasu. Lecz czego nie robi się, by olśnić towarzystwo na imprezie. Cieszyła się, że Eryk zgodził się z nią pójść, mimo iż organizatorem imprezy był Edward. Wiedziała, że chłopcy nie przepadają za sobą i miała tylko nadzieję, że Edi nie zacznie pijackiej awantury, jak to miał w zwyczaju. Sama nie lubiła go, bo panoszył się po szkole ze swoim bogactwem i nie raz przekonywał ją do tego, by z nim chodziła. Jak to wtedy określił? A no tak, będąc z nim, będzie miała wszystko to czego zapragnie. Co za moron. Mimo kasy, jaką posiadał, a raczej, jaką posiadali jego rodzice, brakowało mu jednego: urody. Mimo iż był dobrze zbudowany, to twarz miał jak dziecko, zabawnie wyglądał. Spojrzała w lusterko i dostrzegła za sobą Eryka.
— Ja pierdolę, kiedyś padnę na zawał przez ciebie! — powiedziała wściekła, odwracając się w stronę przyjaciela.
— Gdybyś nie była taka próżna, już dawno zauważyłabyś moją obecność. O której impreza?
— O osiemnastej, mamy jeszcze dwie godziny, a co tak wcześnie robisz u mnie?
— Nie miałem co robić w domu, poza tym wpadł do moich starych znajomy z pracy i mają jakieś spotkanie w domu, więc wyrwałem się do ciebie.
— Jak miło z twojej strony. A swoją drogą rozmawiałeś dzisiaj z kimś z ekipy?
— Nie, pewnie dochodzą do siebie po wczorajszej libacji. W poniedziałek spotkamy się w szkole.
— Ten rytuał był w dechę, z tym woskiem na lustrze to był dobry pomysł.
— Gdybym wiedział, czyje to dzieło, byłbym szczęśliwy.
— Przyznaj się, że to ty. W końcu to w twoim stylu.
— Ja wpadłem tylko na pomysł, by wykorzystać Karolinę, nic więcej nie kombinowałem.
— Spoko.
Wtem dzwoniący telefon przerwał im rozmowę.
— Kto dzwoni? — spytała Paulina.
— Przemek, ten idiota nie ma co robić.
— Zakochał się jak nic — powiedziała dziewczyna robiąc maślane oczka do kolegi.
— Niech spieprza.
— Nie odbierasz?
— Nie mam zamiaru, a poza tym mamy lepsze zajęcie, co nie? Streszczaj się, bo znowu Edward będzie marudził, że się spóźniliśmy. Nadal nie dajesz mu szansy? Widać, że leci na ciebie.
— Daj spokój, z tą twarzą dziecka wygląda śmiesznie, a poza tym nienawidzę kolesi, którzy nawijają o piłce jak nakręceni.
— Albo są zazdrośni o ciebie do tego stopnia, że zabraniają ci nawet spotykać się ze znajomymi.
— Poważnie był o nas zazdrosny?
— Nawet nie pytaj, porażka.
— Ale żal.
Paulina spojrzała na swoje odbicie w lusterku. Wyglądała pięknie, wiedziała, że dzisiaj znowu coś wyrwie.
— To co, idziemy? — spytała, odkładając prostownicę.
*
— Spory tłumek się zebrał — powiedział Eryk, widząc sporą grupkę ludzi zebranych w ogrodzie przed domem Edwarda.
— Znasz kogoś z tych ludzi?
— Tylko ciebie — odpowiedziała dziewczyna, uśmiechając się.
Wtem do uszu chłopaka doszły znajome głosy. Chwycił Paulinę za rękę i oboje ruszyli w stronę małej grupki, stojącej przy żywopłocie.
— A co wy tutaj robicie? — zapytał witając się z Aśką i Justyną.
— Hej kochany! No nie możemy przegapić kolejnego epizodu pod tytułem Paulina i Edward –odpowiedziała radośnie Aśka.
— No dzięki w chuj — odezwała się Paulina. — Same wiecie, że już dawno zakończyłam historię z Edwardem.
— Niby tak, ale jakoś często widzę was razem. — powiedziała Justyna.
Paulina nabrała powietrza w usta. Była wściekła, że ktoś ją zdemaskował. No, w końcu i tak za jakiś czas by się wydało.
— Fajne było przedstawienie!
Przyjaciele spojrzeli za siebie i ujrzeli idącego w ich stronę Konrada. Poza nim nikt nie odezwał się ani słowem na temat rytuału. Eryk myślał, że tym razem przegiął i znajomi są na niego wściekli, lecz okazało się inaczej. Po chwili wszyscy zaczęli wspominać wczorajszy wieczór i przybycie Bloody Mary lądującej w objęciach Konrada.
— Paulina, mogę cię prosić?
Dziewczyna spojrzała na Edwarda stojącego za nimi. Nie miała ochoty rozmawiać z nim, tym bardziej po tym jak ostatnio olał ją, nie przychodząc na spotkanie.
— Nie mam teraz czasu, Ed — odpowiedziała, odwracając się do niego plecami.
— Proszę, pogadajmy — nie ustępował chłopak.
— Idź, my nie mamy zamiaru stąd odchodzić — odezwał się Eryk. — Będziemy czekać.
Paulina uśmiechnęła się do niego i odeszła z Edwardem.
— Myślisz, że znowu się zejdą? — spytała Aśka.
— Raczej pozabijają — odpowiedziała Justyna. — Tych dwoje lepiej osobno trzymać, nie wiadomo co się wydarzy.
— A gdzie jest Łukasz? — spytał Eryk.
Rozmowa tak ich pochłonęła, że nawet nie zauważył braku przyjaciela. Dziwnie się czuł, gdy ekipa nie była w całości.
— Nie miał ochoty na imprezę, a poza tym ćwiczy do zawodów. Za tydzień jest maraton. — odpowiedział Konrad.
— No racja — odpowiedział Eryk.