E-book
20.58
drukowana A5
38.51
Blood Man

Bezpłatny fragment - Blood Man


4.8
Objętość:
165 str.
ISBN:
978-83-8245-336-2
E-book
za 20.58
drukowana A5
za 38.51

„Przebaczyć to wypuścić więźnia na wolność i odkryć, że tym więźniem byłeś ty”.

Lewis B. Smedes

Rozdział I

Zatrzymałem się przed opuszczonym magazynem, dobrze mi już znanym z kilku wcześniejszych zleceń. Spojrzałem w bok na cztery czarne limuzyny zaparkowane obok magazynu. Podjechałem, zsiadłem z mojej Czarnej Strzały. Zerknąłem na nią, blask słońca oświetlał ją i wyglądała jeszcze bardziej obłędnie niż zwykle. Większość moich kobiet było o nią zazdrosna. Może to jakoś dziwnie brzmi, ale tak, mój motocykl jest dla mnie jak bratnia dusza, która zawsze będzie na pierwszym miejscu. Podchodzę do masywnych metalowych drzwi. Według wytycznych pukam trzy razy, każde uderzenie w odstępie dziesięciu sekund.

Po chwili drzwi otwiera łysy, przypakowany koleś.

— A ty do kogo? — pyta z kpiną w głosie mężczyzna.

— Jak do kogo?! Kurwa, przecież nie do ciebie! — odpowiadam poirytowany. Mierzymy się wzrokiem.

— Nazwisko?

— Powiedz szefowi, że przyjechał Blood Man.

— Nie interesuje mnie twoje żenujące przezwisko, tylko podaj nazwisko albo spierdalaj, zanim wpakuję ci kulkę w łeb — wyjął broń i wymierzył ją we mnie.

Spojrzałem na niego z wściekłością, zacisnąłem pięść i wymówiłem to swoje niedorzeczne nazwisko.

— Krewski.

— Kto, kurwa?! — zaśmiał się koleś.

— Jarema Krewski. Głośniej mam ci to powtórzyć?!

— Ja pierdolę, niezłe. Teraz rozumiem, dlaczego używasz pseudonimu — zaczął się śmiać. Poczułem, jak krew zaczęła mi buzować. Spojrzałem na niego mrużąc oczy, sięgnąłem za plecy po nóż. Po paru sekundach przyciskałem mu go do tętnicy szyjnej.

— A wiesz, dlaczego mówią na mnie Blood Man? — docisnąłem nóż mocniej do jego szyi.

— Puść mnie, kurwa, żartowałem tylko — zaczął szarpać się i krzyczeć.

— Nazywają mnie tak, bo zawsze wysysam krew swoich ofiar.

— Kurwa, ty to jakiś psychol jesteś! — wrzasnął i po chwili jego krew spłynęła mi po dłoni. Sam nie wiem, dlaczego i tym razem się nie powtrzymałem, ale mój instynkt zabójcy wciąż bierze górę nad logicznym myśleniem.

— Kurwa, Blood! — krzyknął ktoś ze środka magazynu.

Obróciłem się, wypuszczając kolejną swoją ofiarę z rąk. Z ciemności wyłonił się Tomek. Prawa ręka mojego zleceniodawcy.

— Witaj, brachu! — odkrzyknąłem, uśmiechając się do niego.

— Nie wierzę, znowu musiałeś nam zajebać ochroniarza?! — odpowiedział zatrwożony Tomek.

— Brachu, sam się prosił! Następnym razem kolejnemu powiedz, że przyjeżdża Blood Man. Wtedy nie będziesz musiał zatrudniać nowego — puściłem do niego oko, roześmiał się i poklepał mnie po plecach.

— Ten twój czarny humor ciągle mnie rozśmiesza.

— Zawsze do usług — odpowiedziałem równie rozbawiony.

— Idź, Admirał już na ciebie czeka — wskazał mi ręką otwarte drzwi na końcu magazynu. Kiwnąłem głową i poszedłem do nich. Stanąłem w drzwiach, rozejrzałem się. Na skórzanym fotelu siedział Admirał i palił cygaro. Spojrzał na mnie i przywołał ruchem ręki.

— Siadaj, Blood! — wskazał z uśmiechem fotel naprzeciwko siebie.

— Witam, Admirale, to co pan ma dla mnie? — zapytałem zaciekawiony, suma za zlecenie tym razem była aż dziesięć razy wyższa niż zwykle.

— Pewnie zauważyłeś, że wynagrodzenie jest dużo wyższe niż zwykle.

— Tak.

— To zlecenie nie będzie takie jak poprzednie — odpowiedział tajemniczo i pociągnął ostatki cygara.

— Do likwidacji będzie więcej osób niż jedna? — zapytałem i rozłożyłem się na fotelu.

— Na razie żadna. Koncepcja zlecenia jest całkiem inna. Tym razem musisz wcielić się w porywacza, potem ochroniarza przez kilka dni lub tygodni, a jeśli zajdzie taka potrzeba, to na końcu znów w zabójcę.

— Szefie, ale ja nie jestem żadną niańką, tylko zabójcą na zlecenie! — odpowiedziałem zaskoczony jego pomysłem.

— Przyjechałeś, czyli uznaję, że zlecenie przyjąłeś. I nie wyjeżdżaj mi tu, kurwa, z jakąś niańką. Najwyżej zdobędziesz nowe doświadczenie — lekko się uśmiechnął i wstał. Podszedł do biurka i nalał sobie whisky do szklanki.

— Nalać ci? — zapytał.

— W pracy nie piję — odpowiedziałem z powagą.

— Widzę nadal twarde zasady, obyś cały czas takie miał. A teraz spójrz: to twój cel — podał mi białą, dużą kopertę. Wyciągnąłem jej zawartość. Spojrzałem na zdjęcia. Chwilę przyglądałem się jej twarzy, czułem jakbym ją już skądś kojarzył, ale nie mogłem sobie przypomnieć. A tak, już wiem, to jej tydzień temu rozjebałem prawe lusterko. Jasne, że nie z mojej winy, bo to ona nie umiała jeździć. Wymusiła pierwszeństwo, bo oczywiście mnie nie zauważyła. Czy powiedzieć teraz o tym Admirałowi, czy dać sobie spokój z tym incydentem?

— Halo, Blood, zakochałeś się czy jak? Tak się gapisz w to zdjęcie — zapytał uśmiechając się szeroko.

— Niezła dupa — odpowiedziałem, nie zdradzając moich myśli.

— No, niezła, sam bym ją pewnie posunął, ale nie o to w tym chodzi. I tobie też radzę trzymać ptaka z dala od jej gniazda — skierował na mnie lodowate spojrzenie.

— Szefie, ja w pracy nigdy nie pukam, a tym bardziej ofiary — odpowiedziałem z uśmiechem.

— Dobra, dobra, nie czaruj. Każdy wie, jaki z ciebie pies na baby.

— Ale tylko na te dozwolone — roześmiałem się. Admirał przyjrzał mi się badawczo, po czym także zaczął się śmiać.

— Oby tak zostało, Blood. Porwanie jeszcze tej nocy. W kopercie masz jej adres. Uważaj, dom może być obserwowany.

— Admirale, a kim w ogóle jest ta dziewczyna? — zapytałem zaintrygowany.

— Od zadawania pytań jestem tu ja, ty tylko wykonujesz zlecenia. Jej pochodzenie nie jest ci do niczego potrzebne. Porwij ją, ukryj, a w razie potrzeby zabij.

— Ok, wszystko jasne jak zawsze — odpowiedziałem oschle i wstałem z fotela.

— Cieszę się. Ukryj ją tak, aby nikt nie mógł jej odnaleźć. Nawet ja… Jesteśmy w kontakcie tylko telefonicznym. Będę telefonował do ciebie co trzy dni. Po każdym telefonie od razu niszczysz kartę i wkładasz nową. W kopercie masz ich dwadzieścia. Wszystko jasne? — spojrzał na mnie i wyjął kolejne cygaro z szuflady biurka.

— Jak zawsze, szefie, tylko mam nadzieję, że tyle czasu nie będę musiał jej niańczyć — odpowiedziałem, zerkając ponownie na zdjęcie swojej ofiary. Jest naprawdę ładną, ciemnowłosą kobietą, piwne duże oczy przyciągały jak magnes. Porcelanowa cera dodawała jej uroku. Jej pełne usta pobudziły moje fantazje, aż poczułem drgniecie w spodniach. Ufff, gdyby nie była kolejnym moim zleceniem, to mogłoby się między nami wiele wydarzyć.

— Krewski! Tylko, kurwa, pamiętaj, jej dziura nie jest dla ciebie! — wrzasnął, marszcząc brwi Admirał. Zaskoczony, że zauważył, jak kątem oka wpatruję się w dziewczynę, wyprostowałem się. Schowałem zdjęcia do koperty i salutując odpowiedziałem:

— Ależ oczywiście, szefie!

— Mam taką nadzieję — odpowiedział z lekkim uśmiechem. Zapalił cygaro i machnął ręką, abym wyszedł.

Wyszedłem na zewnątrz, zauważyłem Tomka. Obrócił się w moją stronę i powiedział:

— Blood, widzę, że nie rozstajesz się ze swoją miłością.

— Wiesz, że Czarna Strzała to jedyna moja miłość na zawsze, a miłości się nigdy nie porzuca — roześmiałem się.

— Gadasz tak, póki sam się nie zakochasz, ale wiedz, że wtedy do głowy zawsze uderza sodówa… — zaczęliśmy się obaj śmiać jak małolaty.

— Tomku, przypominam ci, że moje związki są zawsze krótkotrwałe. Taki zawód.

— Ty się zawodem nie zasłaniaj, Blood! — spojrzał na mnie wymownie.

— Niczym się nie zasłaniam, mówię, jak jest, i nie mam zamiaru tego zmieniać. Tak jest wygodniej, brachu — poklepałem go po plecach, uścisnęliśmy się na pożegnanie i wsiadłem na motocykl.

— Jarema, jeszcze jedno. Uważaj na tę małą, czarną sukę, jest bardzo przebiegła i niebezpieczna — spojrzał na mnie z dziwnym zmartwieniem w oczach.

— Kurwa, stary, a co, ja nowicjusz jakiś?! Nie musisz się o nic bać, nie z takimi gwiazdami miałem do czynienia — odpaliłem Strzałę i zasalutowałem mu na pożegnanie. Widziałem, że coś jeszcze do mnie krzyczał, ale ryk silnika zagłuszył jego głos.

Wróciłem do swojej dziupli na Pradze. Zrobiłem sobie kakao i wyciągnąłem ponownie wszystkie jej zdjęcia z koperty. Zacząłem przeglądać uważnie każde z nich. Wszystkie są zrobione przy różnych ambasadach. Czyżby jakaś młoda pani polityk? W mojej głowie mnożyło się mnó­­stwo pytań, ale z drugiej strony, co mnie to wszystko obchodzi. Kto wie, czy po tygodniu nie będę musiał jej strzelić w tę piękną buzię. Dobra, może aż tak brutalny nie będę, zrobię to po cichu, z zaskoczenia, niech długo biedaczka nie cierpi. Choć znany jestem z brutalnych zagrywek ze swoimi ofiarami, tu mogę raz sobie darować.

Upiłem łyk kakao i wpatrywałem się dalej w nią. Nie wiem, dlaczego mnie tak ciekawiła ta kobieta. Po kilku minutach wysączyłem całą szklankę cudownego napoju. Od dziecka uwielbiałem kakao, zawsze przypominało mi moich rodziców.

Wstałem i zacząłem przygotowywać się do akcji. Czułem, jak adrenalina wypełnia całe moje ciało. Nie rozumiem, dlaczego tak mnie kręciło to zadanie, zawsze do akcji podchodzę bez emocji. Znajdź, zabij, zapomnij. To moja domena. To ona trzyma mnie nadal przy zdrowych zmysłach. Miewam czasem koszmary, pojawiają się niektórzy ludzie, zabici z zimną krwią. Ale do tego mnie szkolono, tego nauczono i tego wymagano. Taki już jestem, maszyna do zabijania wrogów naszego pięknego kraju. Na świecie pojawia się wiele chwastów, które czasem trzeba tak po prostu wyrwać, aby kwiaty mogły swobodniej żyć.

Plan jest taki, zakradam się do jej rezydencji na obrzeżach Białołęki. Zachodzę od tyłu, wstrzykuję jej w szyję środek nasenny i wywożę na takie odludzie, że nikt jej nie odnajdzie. Góry Świętokrzyskie, to tam się zaszyjemy.

Pakuję wszystko do skórzanego plecaka. Do mojej Lolity przykręcam tłumik. Lolitą nazywam spluwę. Moja przyjaciółka w trudnych chwilach. Domyślam się, że pani tajemnicza na pewno ma ochronę, więc po cichu się pozbędę kilku panów. Może uda się bez rozlewu krwi, zobaczymy.

Zszedłem do garażu. Zarzuciłem Czarną Strzałę na pakę, wsiadłem i ruszyłem. Spojrzałem na zegarek przy radiu. Jest już dziesiąta, dobra godzina na porwanie. Zaparkowałem busa parę metrów od jej domu. Niezłą ma laska chatę. Włożyłem okulary z detektorem ciepła, przez mur zobaczyłem dwóch ochroniarzy krążących wokoło domu. Mało jak na taką szychę, bo raczej nią jest, skoro Admirał chce ją porwać. Jego nie interesują słabeusze, tylko mocne ogniwa, które coś znaczą w Polsce, Europie itd.

Wspiąłem się na mur, przeskoczyłem go swobodnie. Po cichu Lolita załatwiła dwóch ochroniarzy. Nawet zbytnio nie nabrudziła, a czasem bywało różnie.

Wszedłem do domu. Cisza wszędzie. Zakradłem się ostrożnie na górę, usłyszałem szum wody. Wszedłem do jej sypialni. Po prawej stronie zauważyłem uchylone drzwi. Szum wody był coraz głośniejszy. Podszedłem do nich, wychyliłem się lekko. Zobaczyłem ją, brała prysznic. Całkiem naga stała za szybą, odwrócona do mnie tyłem. Uch, cóż to za widok, jej ponętne pośladki falowały raz w jedną, raz w drugą stronę. Poczułem, jak mój penis drgnął na ten widok. Wpatrywałem się w nią dalej, starając nie wydać z siebie żadnego odgłosu. Zaczęła masować pianą piersi, potem zjechała w dół, jakby rysowała nią swoje ponętne ciało. Chwyciła słuchawkę prysznicową, odkręciła wodę i zaczęła się nią zabawiać sama ze sobą. Woda muskała jej najwrażliwsze miejsca. Stałem tam i słysząc jej lekkie pojękiwania, miałem ochotę dołączyć do niej i zacząć ostro posuwać w tej kabinie. Zamknąłem oczy i znów je otworzyłem. Kurwa, muszę się wziąć w garść, kto wie, czy za kilka dni lub tygodni nie będę musiał pozbawić jej życia. A stoję jak ostatni zbok i wpatruję się, jak sobie sama sprawia przyjemność. Schowałem broń do kabury i wyciągnąłem strzykawkę ze środkiem usypiającym, podszedłem bliżej i jednym pchnięciem zaaplikowałem jej całą zawartość w szyję. Zaskoczona odwróciła się w moją stronę. Zobaczyłem w jej oczach lęk, krzyknęła:

— Dlaczego?!

— Mnie nie pytaj — odpowiedziałem i podtrzymałem jej osuwające się na podłogę nagie ciało. Przejechałem wzrokiem po nim, było bardzo seksowne. Gładkie, porcelanowe, idealna talia, a biust miała wręcz zajebisty. Idealnie pasował do moich dłoni. Przesunąłem dłonią po jej prawej piersi. Była taka jędrna i kusząca. Ocknąłem się, pochwyciłem ją w ramiona, uniosłem i położyłem na łóżku. Spojrzałem na ubrania leżące na fotelu obok, ubrałem ją. Szybko wpakowałem pierwsze lepsze fatałaszki i bieliznę do walizki. Wziąłem ją na ręce. Walizka jechała za nami. Rozejrzałem się, nigdzie żywej duszy. Zdzwiony, skierowałem się do busa. Posadziłem ją na przednim siedzeniu obok mnie. Walizkę włożyłem na pakę. Wsiadłem i ruszyłem do naszego nowego domu. Nie wiadomo, na jak długo, ale na jakiś czas będzie nasz wspólny. W Górach Świętokrzyskich mam chatę w środku lasku, tuż u podnóża Łysicy. Takie odludzie, że nikt nawet nie pomyśli o tym, że ktoś tam może mieszkać. Jeżdżę tam, kiedy czuję, że muszę pozbierać myśli. Tak, nawet płatni zabójcy miewają złe dni. Może się to zdawać dziwne, ale i nam się takie zdarzają…

Rozdział II

Po czterogodzinnej podróży dojechaliśmy. Zaparkowałem busa dalej od domku, zdjąłem tablice rejestracyjne. Porysowałem go gałęziami drzew, żeby wyglądał jak porzucony. Wyjąłem z paki jej walizkę, wyprowadziłem motocykl i wybiłem szyby w drzwiach. Wyciągnąłem dziewczynę, posadziłem ją na Strzale i ruszyliśmy w stronę chaty. Elektryczna walizka podążała za nami, szliśmy z dobrą godzinę. Nawet się trochę zmęczyłem, ona i motocykl dali mi niezły wycisk. Pchałem ich ciągle pod górę. Niby tylko podnóże najwyższej góry, a i tak ciągle pod górkę. Czułem, jak kropla potu spływa mi po skroni. Zaparkowałem motocykl tuż obok drzwi. Chwyciłem nieznajomą w pasie. Powoli otworzyłem drzwi, Lolita była w gotowości. Uchyliłem drzwi, zajrzałem, na szczęście czysto.

Położyłem ją na kanapie, wprowadziłem Strzałę do środka. Rozejrzałem się po domku, dawno mnie tu nie było. Wszędzie kurz. Rozebrałem się ze swojej ulubionej, czarnej skórzanej kurtki. Otworzyłem szafkę w kuchni, zacząłem szukać ścierki do przetarcia tego kurzu. Znalazłem tylko jedną. Zawsze coś. Zacząłem sprzątać. Śpiąca królewna się obudzi, niech wygląda tu chociaż w miarę przyzwoicie. Sprzątałem z godzinę każde pomieszczenie, nawet stary odkurzacz zadziałał. Usiadłem w fotelu, odetchnąłem zmęczony. Niestety, nie na długo. Gwiazda zaczęła się budzić. Powoli otworzyła oczy i spojrzała na mnie. Przestraszona próbowała wstać, ale po takiej ilości środka nasennego, jakim ją uraczyłem, miała zawroty głowy. Upadła z powrotem na łóżku. Mętnym wzrokiem znów na mnie spojrzała. Zaczęła krzyczeć:

— Co ja tu robię?! Kim jesteś, bydlaku?!

— Po pierwsze, sam chciałbym to wiedzieć, ale niestety, nie wiem. A po drugie, tylko nie bydlaku, piękna. Pamiętaj, że jesteś tu ze mną sama — wstałem po plecak i wziąłem kolejną strzykawkę. Podszedłem do niej, oczywiście zaczęła się bronić, ale wychodziło jej to dość marnie. Zaaplikowałem kolejną dawkę. Czułem, że będzie się awanturować, więc przygotowałem się i na to. Ja też potrzebuję się wyspać. Zadowolony, widząc jak znów odpływa w sen, wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni. Położyłem, okryłem kocem i poszedłem wziąć szybki prysznic. Po paru minutach wróciłem i jedną jej rękę przykułem kajdankami do łóżka. To, że po przebudzeniu będzie chciała uciec, było tak pewne, jak to, że za każdym razem, jak na nią patrzyłem, miałem ochotę ją ostro przelecieć. Cały czas w głowie jednak miałem słowa Admirała: „Trzymaj ptaka z daleka od jej gniazda”. Ech, człowiek nawet nie może sobie urozmaicić pracy.

Położyłem się obok niej i nawet nie wiem, kiedy zasnąłem. Obudziły mnie uderzenia kajdanek o szkielet łóżka. Otworzyłem prawe oko, widziałem jak zaciekle próbuje zdjąć kajdanki. Sposób na złamanie kości i wysunięcie jest słabym pomysłem.

— Laleczko, czyżbyś dużo amerykańskich filmów się naoglądała? — rozbawiony zapytałem i założyłem rękę za głowę, prężąc przed nią swój nagi i umięśniony tors.

— Ty pusty mięśniaku, wiesz, kim ja jestem?! — wykrzyczała mi prosto w twarz.

— Ech, no właśnie nie wiem i tu tkwi problem. A pusty raczej nie jestem, czasem wydobywa się ze mnie biała konsystencja. Podobno smaczna, ale nie jestem pewien, czy zasłużyłaś, aby jej zasmakować — odpowiedziałem kpiąco.

— Ty prostaku, zapomnij, że wezmę twoją fujarę do ust! Prędzej ci ją odgryzę!

— Widzę, że bardzo pyskata z ciebie bestyjka — uśmiechnąłem się lekko, wodząc wzrokiem po jej biuście.

— Gdzie się gapisz, palancie?! Masz mnie w tej chwili wypuścić! Ojciec będzie mnie szukał i zmaże ci ten uśmieszek z twarzy — czerwona ze złości krzyczała. Wpatrywałem się w nią rozbawiony tym atakiem złości. Piękna, zadziorna, niezła mi się sztuka trafiła pod opiekę.

— Słuchaj, możesz krzyczeć, ile chcesz i kiedy chcesz. I tak cię stad nie wypuszczę, a jeśli będziesz mnie irytować, to cię zaknebluję i będę ci taśmę odrywał tylko do posiłków. Więc dam ci wybór, uspokoisz się i porozmawiamy, czy mam iść po taśmę? — wstałem z łóżka i czekałem na odpowiedź. Momentalnie się uspokoiła, opuściła wzrok i nastała między nami dłuższa chwila ciszy.

— I proszę, potrafisz podjąć dobrą decyzję — uśmiechnąłem się i wyszedłem z sypialni. Zacząłem rozpakowywać prowiant, jaki zabrałem na przynajmniej miesiąc pobytu tutaj. Mam nadzieję, że tak długo nie będę musiał z nią tu siedzieć.

Zrobiłem jej grzanki z masłem, żółtym serem i pomidorem, takie danie raczej każdy jada. Nawet ktoś przesadnie o siebie dbający. Ona mi na taką wygląda.

Zaniosłem i postawiłem tuż obok jej wolnej ręki.

— Jedz.

— Dziękuję, ale nie jestem głodna — odpowiedziała besztając mnie wzrokiem.

— Ja nie pytam, czy jesteś głodna! Masz to zjeść i koniec!

— Nie wydzieraj się na mnie, mięśniaku! Sam sobie zjedz! — krzyknęła i zrzuciła talerz z kanapkami na podłogę.

Zacisnąłem zęby, pochyliłem się i wszystko podniosłem. Odwróciłem się i wrzuciłem kanapki do kosza obok szafki nocnej.

— Cóż, a więc będziesz dziś głodna — odpowiedziałem, starając się nie pokazać po sobie, jak bardzo mnie zdenerwowała swoim zachowaniem.

— Nie będę nic jadła, aż w końcu umrę z głodu! — wykrzyczała uderzając kajdankami w metalową rurę.

— Chociaż raz ktoś mnie w pracy wyręczy — zaśmiałem się i zbliżyłem do jej twarzy.

— Nie zbliżaj się do mnie, dupku, bo pożałujesz tego! — powiedziała udając pewną siebie, lecz odsuwała się coraz bardziej w kąt.

— Skoro jesteś taka waleczna, to czemu się wciskasz w ten kąt, jak przestraszona myszka? — zadrwiłem z niej.

— Nigdzie się nie wciskam, po prostu nie chcę dotknąć twojego nagiego torsu! — odparła i przyjrzała się mojej klacie. Cóż, nie mogłem zaprzeczyć, że budowa mojego ciała przyciągała wzrok płci przeciwnej.

— A co by się stało, jakbyś jej dotknęła? — zbliżyłem się do niej, ocierając o jej piersi.

— Odsuń się! — krzyknęła i wymierzyła mi kopniak w miejsce, którego każdy facet zawsze dobrze strzeże. Zgiąłem się w pół, czując, jak moje klejnoty zwijają się z bólu wraz ze mną.

— Mówiłam, nie zbliżaj się do mnie, dupku! Ale chciałeś pokazać, jaki to z ciebie kozak — zaczęła się śmiać. Po chwili spojrzałem na nią wściekły i chwyciłem za szyję.

— Słuchaj, maleńka! Jesteś tu ze mną sama! Nie zapominaj o tym, chyba że chcesz się dowiedzieć, czemu nazywają mnie Blood Manem?! Mogę ci z wielką rozkoszą to uświadomić — poczułem, jak adrenalina wypełnia moje ciało, zajrzałem w jej przestraszone oczy. Otrząsnąłem się i puściłem ją.

— Boże, prawie mnie udusiłeś, psycholu!!! — wrzasnęła na mnie i zaczęła masować swoją szyję.

— Mówiłem ci, żebyś mnie nie prowokowała, ale próbujesz cały czas udawać waleczną damę — uniosłem brwi i poczułem lekkie wyrzuty sumienia, że ją tak potraktowałem, ale taki już jestem, impulsywny zabójca.

— Nikogo nie udaję! A ty niby jak byś się zachował na moim miejscu, panie Blood Man? Porwałeś mnie, przetrzymujesz na jakimś zadupiu i wymagasz jeszcze nie wiadomo czego! — zaczęła histeryzować.

— Proszę cię, przestań już histeryzować, to i tak ci w niczym nie pomoże — odparłem oschle i wstałem z łóżka.

— Dlaczego mnie porwałeś? — zapytała drżącym głosem.

— Nie wiem — odparłem nieporuszony jej paniką.

— Co proszę? Nie wierzę w to, co słyszę! Jak możesz nie wiedzieć?! — krzyknęła.

— Kurwa, nie wydzieraj się już jak jakaś wariatka! — wrzasnąłem. Spojrzała na mnie zlękniona. — Sam chciałbym wiedzieć, dlaczego tu jesteś! Ale nie wiem, ja tylko wykonuję polecenia, taką mam pracę.

— Boże, jak można porywanie ludzi nazywać pracą! — powiedziała zaskoczona.

— Praca jak każda inna — wzruszyłem ramionami.

— Jesteś porywaczem, płatnym zabójcą i nazywasz to pracą?! Jak w ogóle można nazwać to pracą!

— Wiesz, miałem w życiu do wyboru dwie drogi, albo zostać płatnym zabójcą, albo księdzem.

— I dlaczego tak wybrałeś?! — zapytała przestraszona.

— Lepiej zabijać złych ludzi, niż ich spowiadać — odpowiedziałem lekko się uśmiechając.

— Czyli z góry zakładasz, że ja jestem złym człowiekiem?! — spytała, a jej ręce zaczęły drzeć.

— Nie powiedziałem tego, ale okoliczności na to wskazują.

— Okoliczności?!

— Skoro dostałem na ciebie zlecenie, to raczej dobra kobieta z ciebie nie jest — spojrzałem na nią przenikliwie.

— Nigdy nie zrobiłam nikomu krzywdy! Nie zabiłam nikogo! Nic nie rozumiem, czego ty ode mnie chcesz? — zaczęła płakać.

— Proszę, tylko nie mazgaj się, nie znoszę tego! A jedno mógłbym ci wypomnieć. Jeździć samochodem to ty nie umiesz! — zaśmiałem się i wyszedłem z sypialni. Cały czas słyszałem, jak z jej ust padały różne epitety pod moim adresem, zaczęło mnie to nawet bawić. Jej próby waleczności były imponujące, znając swoje położenie, nadal starała się mnie denerwować i prowokować. Zrobiłem sobie kawę i siadłem przy stoliku w kuchni, spoglądałem wprost na nią. Cały czas posyłała mi lodowate spojrzenia. Uśmiechnąłem się, upijając łyk kawy. Spojrzałem na nią ponownie, moje myśli skupiły się na wspomnieniach jej zabawy pod prysznicem. Gdyby nie okoliczności, w jakich oboje się znajdujemy, to sponiewierałbym ją tak, że błagałaby o więcej.

— Możesz się na mnie tak nie gapić! — krzyknęła, wpatrując się we mnie jakby chciała mnie zabić. Na dodatek, gdyby się tylko nadarzyła taka okazja, pewnie zrobiłaby to bez wahania.

— Jeśli ci to przeszkadza, to po co na mnie patrzysz? — zapytałem oglądając jej rozłożoną sylwetkę na łóżku.

— Siedzisz na wprost i pierwszy zacząłeś się we mnie wpatrywać — uniosła brwi i zaczęła bawić się kosmykiem włosów. Odczułem, że zaczęła mnie sprawdzać, jak zareaguję na tę małą prowokację z jej strony. Wpatrywałem się w nią dalej. Lekko się uśmiechnęła i włożyła palec prawej ręki do ust. Zaczęła go powoli lizać dookoła. Kolega w moich spodniach drgnął. Poczułem, jak pożądanie jej ciała toczyło we mnie walkę. Świadomość tego, kim jestem, i to, że nasze wspólne chwile to tylko kolejne zlecenie, powstrzymywała mnie przed rzuceniem się na nią. Wypiłem kawę do końca i wstałem. Podszedłem do drzwi, oparłem się o futrynę, przyglądając się dalej jej wyczynom. Moja zakładniczka zaczęła toczyć ze mną niegrzeczną grę. Tylko dla kogo skończy się ona dobrze?

Wyjęła palec z ust i przejechała nim po swoich sutkach, które w sekundzie stwardniały. Spojrzałem na jej jędrne kształty. Potem na swoją rękę, pamiętam, że idealnie do nich pasują. Uniosłem wzrok i oniemiałem. Jej prowokacja stawała się coraz bardziej niegrzeczna. Rozpięła bluzkę i moim oczom ukazały się jej piersi. Przełknąłem ślinę. Zacząłem masować swoją brodę, zastanawiając się, do czego ona dąży. Czyżby miała na mnie ochotę?

— Może byś dołączył do mnie, zamiast się tak tylko wpatrywać? — spojrzała na mnie uwodzicielsko. Ujrzałem jednak w jej spojrzeniu nie pożądanie, lecz strach, który starała się ukryć, próbując mnie zaciągnąć do łóżka. Podszedłem do niej, pochyliłem się i zapytałem:

— A więc, co byś chciała tu ze mną zrobić, maleńka?

— Mogłabym wiele, ale najpierw musiałbyś mi zdjąć kajdanki — odparła, uśmiechając się uroczo. Drugą ręką przejechała po moim torsie. Uśmiechnąłem się i odsunąłem.

— I tu cię mam!

— Nie rozumiem? — odparła, udając zaskoczoną.

— Nie wiem, kim jesteś, ale niestety, próba podejścia mnie była naprawdę nieudolna. Musisz się jeszcze wiele nauczyć, maleńka — odparłem rozbawiony.

— Przestań mówić do mnie maleńka, do cholery! Denerwuje mnie to! Mam na imię Klaudia — odpowiedziała widocznie zawiedziona niepowodzeniem.

— Nie pytałem cię, jak masz na imię! — odpowiedziałem wściekły.

— Nie interesuje cię, kim jestem? — zapytała, próbując mnie zdenerwować bardziej. Odwróciłem się, ująłem ją za podbródek, spojrzałem w oczy i powiedziałem:

— Nie interesuję się nigdy swoimi ofiarami i tak jest mi łatwiej. Rozumiesz?!

— Puść mnie! To boli! — uchwyciła moją rękę, próbując zwolnić uścisk. Spojrzałem jej jeszcze raz w oczy, dając ostatnią szansę na zmianę zachowania, i puściłem.

— Nie obchodzi mnie, kim jesteś i jak masz na imię! I tak ma zostać! — krzyknąłem i wyszedłem z sypialni, zatrzaskując za sobą drzwi. Usiadłem na kanapie i wściekły uderzyłem pięścią o kolano. Nie chcę, nie mogę znać swoich ofiar, to zawsze przysparza mi potem problemów. Położyłem się na kanapie i zacząłem wspominać Magdę. Moją wielką i jedyną miłość, którą kazano mi na próbę zabić. Zauroczyłem się nią, gdy tylko ujrzałem. Poznałem bliżej, znałem całe jej życie, rodzinę. Nie mogłem zabić, to było dla mnie za trudne. Ukrywałem ją dwa lata, ale i tak nas wytropili. Mimo że zabiłem wtedy tylu ludzi, aby ją uchronić. Nigdy nie będę tego żałować. Magda zmieniła tożsamość i zniknęła bez śladu. Minęło już dziesięć lat od tamtej nocy, kiedy zostawiła mi list, że już nigdy się nie spotkamy. Czułem się wtedy oszukany. Poświęciłem dla niej wszystko, a ona tak pewnego dnia odeszła. Zmieniłem się, stałem się bezwzględny, pozbawiony uczuć. Moją nową zasadą stała się niewiedza, nic mnie nie interesowało. Jedynie znaleźć, zabić, złożyć raport szefowi. Tak właśnie Jarema Krewski stał się maszynką do zabijania, zwaną Blood Manem.

Klaudia ciągle krzyczała. Starałem się nie zwracać uwagi na jej krzyki, błagania i głośne szlochania. Wstałem z kanapy i poszedłem do aneksu kuchennego.

Przejrzałem jeszcze raz nasze zapasy. Oczywiście, musiałem zrobić szybkie zakupy, więc gotowe produkty do podgrzania przodowały. Wybrałem dziś na obiad gołąbki. Tę potrawę raczej powinien lubić każdy, nawet takie diwy jak ona. Wyjąłem je na patelnie. Odwróciłem się, z sypialni nie dobiegały żadne odgłosy. Odłożyłem patelnię na bok. Schowałem Lolitę za pas spodni. Powoli otworzyłem drzwi. Zerknąłem na łóżko, Klaudia leżała bez ruchu. Rozejrzałem się wokoło, nikogo nie było. Podszedłem do niej, pochyliłem się, aby sprawdzić, czy oddycha. Nagle poczułem uderzenie w głowę. Przez chwilę czułem, jakby moja czaszka się roztrzaskała na kawałki. Uniosłem wzrok i zobaczyłem, jak na mnie z nienawiścią patrzyła. Dotknąłem ręką głowy, na palcach zobaczyłem krew. Spojrzałem na jej dłoń, w ręku trzymała metalową figurkę. Zapomniałem ją zabrać z szafki nocnej. Wstałem, czułem lekkie otępienie. Po chwili doszedłem do siebie.

— Pojebało cię?! — zapytałem wściekły, mocno chwytając ją za nadgarstek. Upuściła zakrwawioną figurkę na łóżko.

— Jak to możliwe? — zapytała zdumiona.

— Co, kurwa? Dziwi cię, że jeszcze żyję?! — zapytałem mocnej zaciskając rękę na jej nadgarstku.

— Jesteś jakimś jebanym cyborgiem czy jak?! — zapytała starając się wyrwać rękę.

— Spróbuj zrobić to ponownie, a przysięgam, że już nie będę taki miły wobec ciebie! — krzyknąłem, a moje spojrzenie zaczął ogarniać mrok. Przestraszona spojrzała na mnie, a jej oczy stawały się z sekundy na sekundę większe.

— Przepraszam, chciałam tylko… — urwała zdanie i opuściła głowę w dół.

— No, dokończ, chciałaś mnie zajebać i spierdolić stąd! Wiesz, nietrudno się tego domyślić.

— Krwawisz — powiedziała, zerkając na krew płynąca po moim policzku.

— No, co ty, kurwa, nie powiesz! Gdybyś nie chciała mnie zabić, to bym nie krwawił — odparłem, starając się uspokoić, aby nie zrobić jej krzywdy, a w głowie kłębiło mi się wiele rzeczy, które za karę bym jej zrobił. Wstałem z łóżka.

— A ja ci, kurwa, obiad szykowałem — spojrzałem na nią z wyrzutem i wyszedłem, zostawiając otwarte drzwi.

— Przepraszam. — krzyczała dobre parę minut, ale nie miałem zamiaru z nią dalej rozmawiać. Wszedłem do łazienki, obmyłem ranę wodą. Nieźle mi dołożyła, drobna z niej kobieta, ale siły ma jak facet. Wszedłem pod prysznic, letnia woda schłodzi moje emocje. Blood, co z tobą, brachu, jakaś laska prawie cię załatwiła.

Wyszedłem z kabiny, okręciłem się ręcznikiem i wszedłem do salonu. Spojrzałem na nią, leżała, smutno wpatrując się w drzwi.

— Chcesz wziąć prysznic? — zapytałem od niechcenia.

— Już myślałam, że będę ciągle brudna i w dodatku robiąca pod siebie — odpowiedziała ironizując. Uśmiechałem się lekko, jej próby wzbudzenia we mnie wyrzutów nawet mnie bawiły.

— Widzisz, jak ja o ciebie dbam, będziesz teraz czysta i nawet pod siebie nie zrobisz — odpowiedziałem rozbawiony. Spojrzała na mnie lodowato. Podszedłem do niej, odpiąłem kajdanki od szkieletu łóżka i zapiąłem na swoim nadgarstku.

— Co ty robisz? — zapytała przestraszona.

— Proszę cię, myślałaś, że pójdziesz do łazienki sama? — roześmiałem się.

— Nie będę korzystać z toalety w twojej obecności, zboczeńcu — wybuchła złością.

— Nic, co ludzkie, nie jest mi obce, także i takie czynności. A jeśli czujesz wstyd, to nie martw się, już cię widziałem nagą i nawet zmacałem — uśmiechnąłem się zadowolony.

— Słucham?! Ty zboku jeden! — uderzyła mnie w ramię.

— Gdybym był zbokiem, już dawno bym cię zaliczył, ale tego nie zrobiłem. Szanuję siebie i swoje klejnoty, z byle kim nie sypiam — bawiło mnie to, jak łatwo wpadała w złość.

— Ty draniu! — chciała mnie uderzyć ponownie, ale chwyciłem jej dłoń. Spojrzałem na nią z zadowoleniem i powiedziałem:

— Rozumiem cię, czasem prawda boli — puściłem oko.

— Jesteś pieprzonym prostakiem! — krzyknęła, ale nie chciało mi się tego ciągnąć dalej. Podciągnąłem ją i zaprowadziłem do łazienki. Wściekła, bez słowa rozebrała się. Jednym ruchem zdjąłem z siebie ręcznik. Musiałem wejść razem z nią do kabiny. Oparłem się o ścianę, wyciągnąłem rękę z kajdankami przed siebie.

— Proszę, możesz się myć — powiedziałem zadowolony, wpatrując się w jej nagie ciało.

— Pierdzielony zbok — odparła i odwróciła się ode mnie, wykręcając rękę z kajdankami do tyłu. Znów miałem przed oczami jej krągłe pośladki, chciałem ich dotknąć, masować, całować. Docisnąć do nich mojego gotowego już penisa. Spojrzałem w dół, kolega był gotowy. Ale, niestety, partnerka nie była odpowiednią zdobyczą dla niego. Klaudia zerknęła na niego przez ramię. Uniosłem wzrok, nasze spojrzenia się spotkały. Widziałem, że ona miała ochotę, aby podkręcić grę, którą pierwsza rozpoczęła. Zmierzyła mnie wzrokiem. Odwróciła się do mnie, zbliżyłem się do niej, mój kolega stykał się z jej podbrzuszem. Ująłem ją za podbródek i zapytałem.

— Czyżby pani waleczna miała na mnie ochotę?

— Jak widzę, to kolega nieugiętego pana Blooda drgnął pierwszy — odpowiedziała lekko się uśmiechając. Przejechała dłonią po moim torsie. Poczułem niezmierzoną chęć, aby zagościć w jej mokrej przyjaciółce. Docisnąłem ją do ściany, zajrzałem pożądliwie w oczy. Oplotła mnie swoimi nogami. Pożądanie jej tu i teraz było silniejsze niż wspomnienie rozmowy z Admirałem. Wszedłem w nią mocno i zacząłem gwałtownie rżnąć. Wiła się pod moim ciałem, złapałem jej obie ręce i przycisnąłem do ściany. Przejechałem językiem po jej szyi. Jęczała z rozkoszy. Przygryzłem lekko lewe ucho. Wygięła się jak sprężyna i głowę oparła o ścianę. Zaczęła przygryzać moją szyję, uwielbiam, jak kobieta tak robi. Docisnąłem ją mocniej swoim penisem i zacząłem pożądliwie całować usta.

— Blood, jesteś boski! — jęknęła mi do ucha.

— Wiem, malutka, a potrafię dużo więcej — odpowiedziałem i uniosłem ją do góry. Wyszedłem z kabiny, niosąc ją przed sobą. Zaskoczona zapytała:

— Co robisz?

— Pokażę ci, na co mnie stać — uśmiechnąłem się.

Wszedłem do sypialni i położyłem ją na łóżku. Przyjrzała mi się podniecona.

— I co teraz, panie Blood?

Przejechałem językiem po jej brzuchu, zatapiając go w pępku, jęknęła. Zsunąłem się w dół i zacząłem powoli językiem muskać jej przyjaciółkę. Wierciła się z rozkoszy. Uniosłem wzrok i zobaczyłem, jak masuje swoje piersi. Przesunąłem się do nich i zatoczyłem językiem koło wokół sutków. Znów się osunąłem i mój język zaczął tańczyć w jej przyjaciółce. Jęczała, położyła mi ręce na głowie i zaczęła nią ruszać. Byłem zaskoczony, ale podobało mi się to. Po chwili oderwałem się, położyłem ręce na jej piersiach i wszedłem w nią. Zsunąłem dłonie po jej ciele aż do pośladków i zacząłem ostro posuwać. Jęczała, a ja traktowałem to jak muzykę dla mych uszu. Poczułem, jak wzbiera we mnie ekstaza, która lada chwila się uwolni. Wyjąłem penisa i trysnąłem na jej brzuch. Spojrzała na mnie, a jej wzrok był nadal mętny od orgazmów, jakich doznała. Nie dość, że była z niej niezła laska, to jeszcze w łóżku petarda.

Sam nie wiem, jak do tego doszło, że złamałem swoje zasady.

Wiem tylko jedno — było warto…

Rozdział III

Stałem i wpatrywałem się w okno. Jestem tu z nią trzeci dzień, a już pierwszego złamałem swoje żelazne zasady. Kurwa, Blood, co z tobą, jedna laska rozwaliła twój świat, który tworzyłeś latami. Złapałem się nerwowo za głowę, zastanawiając, gdzie mnie to zaprowadzi. Klaudia cały czas próbuje znów zainicjować zbliżenie między nami. Ledwo się powstrzymuję, ale jej igraszki stają się coraz bardziej wyuzdane. Dziś rano zrobiłem jej kanapki, a ona zaczęła masować sobie przy mnie piersi. Włożyła palec do buzi, a potem pogładziła nim swój prawy sutek. Myślałem, że się na nią zaraz rzucę, ale postawiłem talerz na łóżku i bez słowa wyszedłem. Mój kolega z dołu zawsze musi namieszać. Teraz zrobił to konkretnie. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu. Rano włożyłem do niego pierwszą kartę sim. Sięgnąłem po niego i odebrałem.

— Halo?

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 20.58
drukowana A5
za 38.51