E-book
19.11
Blondynka w nieruchomościach

Bezpłatny fragment - Blondynka w nieruchomościach


Objętość:
118 str.
ISBN:
978-83-8245-242-6

Inni o książce

Kamila Surma — ekspert magazynowania i transportowania towarów niebezpiecznych.

Entuzjastka branży logistycznej, w której rozwija się od wielu lat z sukcesami prowadząc zakłady zwiększonego i dużego ryzyka. Prywatnie żona, mama trójki dzieci, szczęśliwa i wiecznie uśmiechnięta, żyjąca w ciągłej aktywności kobieta.


„Po świątecznym czasie roku pandemicznego w niedzielne przedpołudnie dostałam ciekawe zapytanie o przeczytanie książki jako osoba z zewnątrz, swego rodzaju recenzent. Pomyślałam gdzie mi tam do fachowej oceny literatury, ale z przyjemnością usiądę i odprężę się przy dobrej książce o nieruchomościach zwłaszcza, że sama zastanawiałam się nad zakupem.

Agnieszkę poznałam na szkoleniu ze Structogramu w Grudziądzu. Od razu przyciągnęła moje zainteresowanie… czerwonymi okularami, które podkreślały jej urodę i jak wtedy pomyślałam indywidualizm i mocną pozycję. Szybko nawiązałyśmy kontakt i już wtedy wiedziałam, że Aga rozwija się w branży nieruchomości.

Otrzymując książkę na maila z tytułem „Blondynka w nieruchomościach” uśmiechnęłam się i ochoczo zasiadłam do czytania aby podszkolić się z nieruchomości… a tu po podziękowaniach i początku moje wielkie zaskoczenie… nie dowiem się szczegółów o księgach wieczystych, o etapach w budowie domu o odbiorach i pozwoleniach?

Jednak czytałam dalej i dalej z coraz to większą ekscytacją poznając Agnieszkę, jej przeszłość, która ją zbudowała i pozwoliła umocnić się właśnie teraz i odrodzić się mocniejszą.

Początkowo zanim rozpoczęłam czytanie… odpisałam, że zapoznam się z nią w przeciągu kilku dni jednak lekkość języka, dynamika i towarzyszące napięcie co będzie dalej zachęcało do dalszego przewijania strony po stronie, aż dotarłam do końca po kilku godzinach. Momentami książka i zwierzenia Agi były bardzo intymne ale to dzięki nim książką nabrała na autentyczności.

Po przeczytaniu czuję niedosyt i czekam na więcej”


Grażyna Jopek-Kurek — chemik, technolog ropy naftowej i gazu, wieloletni menadżer i przedsiębiorca. Założycielka asperger-wsparcie.pl, autorka książki „Europo, piękna Europo”.


„Kiedy Agnieszka poprosiła mnie o napisanie kilku słów na temat jej książki, poczułam się trochę niezręcznie, ponieważ obawiałam się, że mogę nie być obiektywna — w końcu poniekąd jestem w niej obecna i na paru stronach znajduje się moje nazwisko.

Po chwili pomyślałam jednak, że to jest dobry pomysł, ponieważ bardzo mocno kibicuję Agnieszce na jej drodze. Jestem świadkiem jej przemian, przeżywania kolejnych doświadczeń i sukcesów.

Często bardzo się różnimy, ale to są bezcenne różnice, ponieważ uczą nas obie nie tylko przeżywania emocji, ale przede wszystkim komunikacji i wyciągania dobrych wniosków na przyszłość. A ta książka jest właśnie o tym: o życiu, nie tylko takim wychuchanym, na pokaz. To książka o prawdziwych emocjach, nierzadko bolesnych, ale precyzyjnie nazwanych. To książka o wychodzeniu z dołów, z własnych kompleksów, o wynurzeniu się z tłumu.

To książka o miłości — nie romantycznej, pełnej uniesień, ale o miłości rodzicielskiej, zarówno z perspektywy matki, jak i córki. Wcale niełatwej.

To książka, która ma Ci dać nadzieję i pokazać, że wszystko, co nas dotyka dzieje się po coś i jest dla Ciebie: albo to wykorzystasz, zachłyśniesz się nawet, albo… no właśnie, co będzie, jeśli nie wykonasz żadnego ruchu? Tutaj znajdziesz odpowiedź.”


Anna Urbańska — Master Trenerem STRUCTOGRAMu. Od 23 lat jest przedsiębiorcą. Zarządza firmą szkoleniową CONCRET. Wiceprezes zarządu i partner Instytutu Colina Rose.


„Książka Agnieszki jest po prostu „mocna”.

Napisana prostym językiem, bez zadęcia i niepotrzebnego patosu.

Szczera, bezkompromisowa i do bólu obnażająca rzeczywistość. Kiedy inni udawaliby, że nie należy, nie wypada, jak to inni odbiorą, Aga z wielką siłą pokazuje, że nawet, kiedy bywa trudno, warto to nazywać i iść po swoje.

Po szczęście, spełnienie i realizację marzeń.

Przeczytaj ją!”

Podziękowania

Podziękowania w książce to jest coś bardzo osobistego. Tak naprawdę zrozumiałam to dopiero kiedy napisałam swoją książkę. Zdaję sobie też sprawę, że jest to część książki przez wiele osób omijana:) Wstyd się przyznać, nawet ja sama czasami tak robiłam:)

Do czasu… i to właśnie do czasu kiedy sama nie miałam świadomości i nie nauczyłam się z wdzięcznością patrzeć na wszystko co otrzymuję dookoła.

Każda wybrana droga… każda lekcja życiowa… każdy napotkany człowiek… jest w naszym życiu po coś. I to „po coś” nie zawsze jest dla nas złe, czy dobre. Jednak to „po coś” zawsze daje nam wybór i możliwości.


Dlatego też z tego miejsca chciałabym przede wszystkim podziękować mojemu synowi Kubie. Za to, że jest. Za to, że nie ocenia. Za to, że wybacza i jest cierpliwy. Za to, że wie, że jego mama jest również człowiekiem i ma prawo do popełniania błędów, ale kocha go najmocniej na świecie. Za to, że jest najwspanialszym synem pod słońcem.

Dziękuję, że pojawiłeś się w moim życiu.


Chciałam podziękować moim rodzicom za to, że wychowywali mnie tak jak potrafili najlepiej. Raz lepiej, raz gorzej. Jednak oni również musieli się nauczyć roli rodzica i jestem wdzięczna za to, że pomagają mi na każdym kroku jak tylko mogą i również się starają podołać temu wyzwaniu.


Dziękuję mojej przyjaciółce Grażynie Jopek-Kurek, za to, że dała mi szansę i w momencie kiedy byłam na początku tej drogi zobaczyła we mnie prawdziwą mnie. Jesteśmy różnymi charakterami i nie zawsze zgadzamy się ze sobą, ale jedno jest pewne, zawsze możemy na siebie liczyć:)


Dziękuję moim mentorom za to, że pokazali mi jak przebrnąć przez swoje przekonania z dzieciństwa i zacząć twardo stąpać po scenie własnego biznesu.


Dziękuję wszystkim tym partnerom biznesowym, którzy mi zaufali i widzą potencjał we współpracy oraz wiele wspólnych możliwości. Tym, dla których poza biznesem i robieniem pieniędzy liczą się jeszcze ludzie i pomoc innym.


Dziękuję moim partnerom biznesowym, z którymi nie było mi po drodze, ponieważ to głównie dzięki nim stałam się silniejsza i udowodniłam sobie, że autentyczność i mocne wartości życiowe zawsze wygrają.


I również dziękuję całemu zespołowi vivIDEA, a w szczególności mojej kochanej Gosi za jej empatię, wsparcie i zaopiekowanie się mną od samego początku do samego końca przy tworzeniu mojej marki osobistej. Za pomoc na każdym etapie reklamowym przy Tworzeniu mojej książki i za wszystkie działania marketingowe, które sprawiają, że rosnę:)

Wstęp

W normalnych okolicznościach pewnie bym powiedziała: „Usiądź wygodnie w fotelu, zamknij oczy i wsłuchaj się w historię, jednocześnie przenosząc się w czasie i odczuwając to wszystko tak, jakbyś tam była”.

W związku z tym, że z zamkniętymi oczami będzie Ci trudno czytać, powiem po prostu: „Zrób sobie swoją ulubioną kawę, usiądź wygodnie w fotelu i przenieś się do świata, który jest daleki od baśni o Kopciuszku czy Pięknej i Bestii. Jednak ma wiele z bajkami wspólnego.

Historia, która wydarzyła się naprawdę, która ma swój początek, środek, jednak jeszcze się nie zakończyła. Trwa dalej. A jej scenariusz pisze życie i świat ówczesny.

Tak, jak w każdej bajce — jest scenariusz, w każdej bajce są bohaterowie — ci źli i ci dobrzy. Każda bajka ma w sobie masę przeplatających się historii i wątków, które niekoniecznie zawsze są pomyślne dla głównego bohatera. Jednak praktycznie każda bajka ma swój happy end.

A jak będzie tym razem? Jakie zakończenie wybierasz?

Wolisz czarne scenariusze, czy te „i żyła długo i szczęśliwie”?


Książka opowiada historię o kobiecie, która w wieku 38 lat postanawia przewrócić swoje życie do góry nogami. Nie dla kaprysu i własnego widzimisię. Zmienia swoje życie, ponieważ najzwyczajniej w świecie pragnie być szczęśliwa.

Czasami właśnie w życiu tak jest. Przechodzimy przez nie szczęśliwi i nie żałujemy swoich decyzji albo, tak jak jest w większości, przechodzimy przez nie, mając na koncie masę porażek, nieudanych prób, niewłaściwych ludzi wokół i ciągle o tym szczęściu marzymy, ponieważ nie wiemy, jak się do tego zabrać.

Wierzę w to, że na świecie każdy z nas ma jakąś misję do spełnienia. Życie nie jest po to, żeby przeżyć każdy dzień byle jak i oby do następnego dnia. Urodziliśmy się po to, żeby móc z niego czerpać pełnymi garściami.

Dlaczego zatem tego nie robimy?

Dlaczego wiele rzeczy odkładamy na później?

Dlaczego pogoń za pieniądzem przesłania nam oczy i sprawia, że przestajemy doceniać to, co już mamy?

Książka ta ma wprowadzić Cię w stan, w którym zaczniesz analizować to, co dzieje się wokół Ciebie tu i teraz. Ma Ci pokazać kierunek, w którym warto podążać, żeby nie zatracić siebie dla innych, żeby być jakimś, a nie nijakim. Żeby nie bać się sięgać po to, czego pragniesz!

Ta historia jest jak wiele innych. To mogła być Twoja sąsiadka, którą codziennie mijasz w windzie. To może być Pan, który stoi za Tobą w kolejce. To może być Twoja koleżanka czy kolega.

Życie pisze nam wiele scenariuszy. Większość z nich rozgrywa się za zamkniętymi drzwiami. A my, patrząc na te osoby nawet codziennie, nie mamy świadomości, jaki bagaż doświadczeń każda z nich dźwiga.

Wszystko zależy od nas samych, czy zaczniemy wyciągać z tego wnioski, czy przyjmiemy życie takim, jakie jest.

Niech tytuł książki Cię nie zmyli. O nieruchomościach merytorycznie tutaj nie będzie.

Na to dałam sobie inną przestrzeń. O tym będą również moje inne publikacje.


Blondynka w nieruchomościach powstała ze względu na cykl, który wprowadziłam na swoim fanpage’u firmowym. Blondynka w nieruchomościach jest książką, która pozwoli Ci wejść w moje buty i zobaczyć, że świat sukcesu, na pozór niby łatwy i przyjemny, często jest wyboisty, trudny i wymagający dużej cierpliwości.

Książkę tą napisałam nie bez powodu. Zawsze chciałam pomagać. Nigdy nie umiałam przejść obojętnie obok kogoś, kto potrzebuje pomocy. Ten, kto mnie zna, wie to najlepiej.

Jeżeli chociaż jednej osobie pomogę tą książką, to będzie dla mnie ogromny sukces.

A jeżeli w jakimś stopniu utożsamiasz się z bohaterką i to, co jest tu zawarte, chociaż trochę przypomina Ci siebie samą — napisz do mnie, podziel się ze mną swoimi doświadczeniami.

Chciałabym, żebyś na podstawie tej historii przeanalizowała sobie swoje etapy życia, popatrzyła na swoje doświadczenia i zadała sobie pytanie: dlaczego w dniu dzisiejszym jesteś w tym miejscu, w którym jesteś.

Czy to miejsce, ten czas i ci ludzie to jest to, czego od życia zawsze oczekiwałaś.

Jeżeli nie… to może właśnie nadszedł ten czas, aby napisać swoją historię ze szczęśliwym zakończeniem?


Nazywam się Agnieszka Rądlewska. Prowadzę swoją firmę Rądlewska Nieruchomości. W 2019 roku zdobyłam licencję zawodową jako pośrednik w obrocie nieruchomościami.

Moje działania krążą wokół działek — inwestuję w nie, zajmuję się ich sprzedażą oraz angażuję się w sektor związany z budową domu i jego zakupem.

Moje kilkunastoletnie doświadczenie w pracy z klientem w różnych branżach nauczyło mnie, że każdy z nas jest inny, kieruje się różnymi potrzebami i wartościami. Warto więc otworzyć się na drugiego człowieka.

Najpierw słucham. Potem wnikliwie analizuję. Następnie tworzę mapę najlepszych możliwych rozwiązań.

Indywidualizm, autentyczność i odpowiedzialność to dla mnie wartości nadrzędne.

Kieruję się nimi w życiu osobistym i zawodowym. Sprawianie ludziom przyjemności i patrzenie na ich uśmiech, kiedy spełniają swoje marzenia o własnym miejscu na ziemi jest dla mnie największym wynagrodzeniem za pracę.

Lubię działać. Kocham przestrzeń. Uwielbiam zagłębiać się w książki. Jeżeli czegoś nie wiem, to na pewno się dowiem, i tym się zawsze staram kierować w kontakcie z moimi klientami.

Cenię sobie rozwój osobisty, dlatego inwestuję w niego, by wiedzieć, czuć i widzieć więcej.

Jestem inwestorem. W 2021 roku planuję stworzyć spółkę i tworzyć mini osiedla domów jednorodzinnych oraz bliźniaków.

Prywatnie — sama wychowuję swojego 13-letniego syna. Moją pasją jest sport, który towarzyszy mi od 15 lat. Biegam, podnoszę ciężary.

Relacje z ludźmi są dla mnie numerem jeden. Nigdy niczego nie robię wbrew sobie.

W wieku 38 lat uzyskałam wewnętrzny spokój i odnalazłam swoje szczęście.

Późno? Zależy, jak na to patrzeć:) Podzieliłam książkę na 3 części: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, ponieważ wszystko co robimy i jak robimy ma swoje korzenie. I nic nie dzieje się bez przyczyny. Poznaj ten mechanizm i zacznij walczyć o lepszą siebie!

A zatem do dzieła…

Zapraszam Cię do świata Blondynki w nieruchomościach.

Przeszłość

„Przeszłość jest po to, żeby się z niej uczyć, a nie po to, żeby nią żyć”


Przeszłość jest dla nas czymś, co pozostawia na nas duże piętno i często żyje z nami do dnia dzisiejszego.

O ile przeszłość, czyli nasze dzieciństwo, wspominamy dobrze, o tyle są osoby, którym ten otwarty rozdział nie daje spokojnie funkcjonować. Czasami nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak błahe rzeczy wynieśliśmy z domu. Coś powiesz, coś zrobisz i masz przed sobą obraz mamy czy taty, którzy identycznie zachowywali się w podobnych sytuacjach.

Często łapię się na tym, że w jednej chwili miga mi przed oczami obraz mamy robiącej czy mówiącej dokładnie to samo, co ja. Zatrzymuję się wtedy na chwilę i myślę sobie „Jaka ja jestem do Ciebie podobna”. O ile te pozytywne wspomnienia wywołują uśmiech na naszej twarzy, o tyle te negatywne potrafią nas zirytować. Bo przecież obiecywałam sobie, że nigdy nie będę ich powielać.

Masz podobnie jak ja? Zanim ukształtujemy siebie sami i zanim będziemy wiedzieć, kim naprawdę jesteśmy, mija dobrych parę lat. Na przestrzeni czasu zbieramy informacje z całego otoczenia.

Zaczynając od rodziców, dziadków, rodzeństwa, a kończąc na znajomych ze szkoły, z zajęć dodatkowych, czy kolegów z podwórka.

Uczysz się tego, co Ci wypada albo czego Ci nie wypada. Często słyszysz: „Musisz być grzeczna”, uśmiechaj się, ukłoń się, zbieraj same piątki i czwórki. Ucz się pilnie, bo będziesz wtedy kimś!

KIMŚ! A kim jest KTOŚ? Ktoś dla Twoich rodziców będzie zupełnie kimś innym niż KTOŚ dla Ciebie.

Rodzice często ciągnęli nas do rzeczy, których oni sami nie osiągnęli. Chronili nas przed czymś, czego sami w głębi duszy się bali. Zauważ, że często w dzisiejszych czasach rodzice posyłają swoje dzieci na zajęcia dodatkowe tylko dlatego, że oni sami tego nie mieli. Spełniają swoje ambicje kosztem swoich własnych dzieci.

A może on nie chce być piłkarzem? Może ona nie chce tańczyć w balecie? Może tradycja rodzinna bycia lekarzem czy prawnikiem nie jest wcale dla niego marzeniem życia, a jedynie robi to tylko po to, aby nie sprawić Ci przykrości?

Zobacz, jak niewielka garstka rodziców w dzisiejszych czasach pyta swoje dzieci o to, czego one tak naprawdę pragną. Co czują. Czego potrzebują.

Patrzymy na swoje dzieci przez pryzmat „to jeszcze dziecko”. Jednak właśnie na tym etapie to dziecko potrzebuje odpowiedniego wzorca, nakierowania na odpowiednie wartości, o których już tak często się nie mówi. Potrzebuje odkrywać siebie, a nie udawać kogoś, kim nie jest.

Widzę to doskonale, porównując moje dzieciństwo do dzieciństwa mojego syna.

Od momentu, kiedy poszłam do szkoły, byłam ciągle porównywana do koleżanek, które lepiej uczyły się ode mnie. Trójka dla mojej mamy była złą oceną — mało ambitną.

„Bo przecież stać Cię na więcej” — ciągle słyszałam.

Moje dziecko natomiast jest obecnie w siódmej klasie. Już w piątej powiedział mi:

„Mamo, nie musisz mnie sprawdzać, nie musisz mnie ciągle pytać, czy coś zrobiłem. Czy się nauczyłem. Zaufaj mi, że ja to zrobię”.

Wiemy, jak się od siebie różnimy, znamy nasze charaktery. Jesteśmy zupełnym przeciwieństwem.

Analizując to z psychologicznego punktu widzenia, On jest introwertykiem, a ja ekstrawertykiem. Dodając do tego te różnice, a także naszą relację matka–dziecko, można powiedzieć, że jesteśmy mieszanką wybuchową. Jednak już w piątej klasie moje dziecko wiedziało, że nie każdy jest taki sam. Nie każdy będzie w ten sam sposób reagował na dane sytuacje. I już wtedy byłam gotowa mu zaufać. Do dziś łapię się na tym, że pytam, ale nie pytam, mając na celu kontrolę, a bardziej dla swojego matczynego spokoju.

Tak mam i on wie, że ja tak mam :) On doskonale wie, że jego oceny są wynikiem wyłącznie jego pracy. Wie, że jeżeli zawali, to musi to poprawić, ale poprawia swoje błędy, a nie czyjeś. Jest dobry w tym, co lubi, co lepiej mu wchodzi do głowy. Nie można być alfą i omega ze wszystkiego.

W wieku 13 lat ma doskonale sprecyzowane zainteresowania. Wiem, jak odreagowuje swoje złości i daję mu na to przestrzeń. Mimo tego, że nigdy nie zrozumiem, że można się tak „spokojnie” denerwować :)

W wieku 10 lat moje dziecko wiedziało już, co to są inwestycje, i potrafiło dysponować swoimi pieniędzmi.

Ostatnio największym zaskoczeniem było dla mnie, kiedy powiedział, że ma wolne 1000 zł i zapytał, czy może przekazać je na cele dobroczynne.

Patrzyłam na niego i rozpierała mnie duma. Nie poszły na marne lekcje przekazywania wartości.

Widzisz teraz tę różnicę?

On w moim wieku nie będzie musiał uczyć się wszystkiego na nowo. A znowu ja musiałam najpierw przepracować błędne myślenie i „źle wgrany system”, tracąc na to kilka dobrych lat. Większość rzeczy w naszym życiu często jest na pokaz, ponieważ boimy się odstawać od reszty i wyróżniać z tłumu. Zauważ, że rodzice często pchali nas w stronę studiów, dobrego zawodu, ponieważ dla nich kojarzyło się to z otrzymaniem propozycji dobrej pracy, a co za tym idzie — również dobrego wynagrodzenia.

Czy tak jest w rzeczywistości? Z własnego doświadczenia wiem, że kierunki, które skończyłam, były oblegane tylko dlatego, że uznawano je za modne. I znam garstkę osób, która faktycznie przez te naście lat jest teraz w zawodzie.

Powiesz zaraz, że w liceum człowiek jeszcze nie wie, co chce robić.

Ja pójdę krok dalej… Dziecko, które nie ma możliwości rozwoju swojej świadomości i nie ma prawa wyrażania swoich uczuć oraz własnego zdania z obawy na „konstruktywną” krytykę, nigdy nie będzie wiedziało, czy to, co chce robić, jest wyborem jego czy kogoś innego.

Więc co tak naprawdę oznacza dla nas bycie KIMŚ?


Kiedy wyruszyłam w świat szkolny, jedyne, co z niego pamiętam, to to, że zawsze miałam nadwagę. Mama w trosce o moje dobre samopoczucie kupowała mi długie swetry, żeby zakryły tyłek. Mój duży tyłek. Duży tyłek i grube uda, bo „przecież genetyki nie da się zmienić” — tak mawiała mama.

I z tym przekonaniem chodziłam do szkoły. Zakompleksiona siadałam zawsze pod ścianą z małą grupką znajomych. Na wuefie byłam wiecznie „niedysponowana”, żeby przypadkiem nie musieć się przebierać i nie zostać wyśmiana. Z ławki obserwowałam swoje szczupłe koleżanki. A na przerwach zazdrościłam im nieudolnych prób podrywu ze strony kolegów ze starszych klas.

Wtedy marzyłam, żeby zostać KIMŚ. Kimś zauważonym, kimś docenionym. Jak większość nastolatek w tym wieku chciałam być akceptowana. Nie miałam czym imponować. Przeciętna, niepaląca, nieimprezująca. Nudna?

Gdy koledzy z klasy mieli dobry humor, to zostałam oszczędzona. Jeżeli dzień wyśmiewania przypadał danego dnia na mnie, byłam nazywana „Grubą Bertą”.

Dzieci w szkole zawsze są bezwzględne. I to, jak przejdziemy przez ten okres, w dużej mierze zależy od tego, jakie rzeczy przekazywali nam nasi rodzice.

Dlaczego mamy teraz tak dużo samobójstw w wieku nastoletnim? Między innymi dlatego, że młode osoby mają niską samoocenę, niskie poczucie własnej wartości.

Mamy wytypowane kanony piękna i jeśli się w nie nie wpasujesz, zostaniesz wyśmiana. Odstajesz od reszty. Odstajesz, bo masz kilka kilogramów za dużo, za mało, jedno ucho bardziej na widoku, bo nosisz okulary, bo masz aparat na zębach.

Jak myślisz, czy dziecko, które od małego nie czuło się kochane, wspierane, z którym w domu nie rozmawiano. Czy takie dziecko poradzi sobie w dzisiejszym świecie hejtu albo biznesu? Dorosły ma z tym ogromny problem, to wyobraź sobie, proszę, jak ono ma z tym walczyć.

Rolą nas, rodziców, jest temu zapobiegać — właśnie po to, aby miało ono łatwiejszy start w życie dorosłe. Żeby umiało ze swoich wad stworzyć zalety, a krytyka nie przesiąkała w jego serce tak mocno i nie rzutowała na zachowania w przyszłości.

Oczywiste jest, że nie uchronisz go przed wszystkim. Jednak to od Ciebie zależy, czy przekażesz mu swoje nieprzepracowane lęki, czy wgrasz mu nowy program, jednocześnie ucząc się siebie na nowo.

Pomyśl, ile z wartości, którymi się kierujesz, jest Twoich, a ile to wartości Twoich rodziców. Pomyśl, ile zachowań skopiowanych zostało z domu rodzinnego i dalej żyją w Twojej codzienności?

Wiesz już, co mam na myśli?


W wieku 17 lat przeżyłam swoją wielką miłość. Nie miałam większego doświadczenia w takich relacjach. Większość tego, co zasłyszane od koleżanek i część z nieudolnych prób rozmów z mamą. Na tamten moment dla nastolatki bardzo wstydliwych.

Moim marzeniem zawsze było stworzyć rodzinę inną niż moja obecna. Zawsze marzyłam o tym, że wszelkie błędy, które popełniali moi rodzice, nie będą powielane przeze mnie samą. Z drugiej strony kiedy wiecznie słyszysz, że „faceci wykorzystują”, „faceci zdradzają”, „na dyskotekach gwałcą” „tego nie rób, bo nie wypada”, „najlepsze dla Ciebie będzie…” itp., to jak myślisz — jakie relacje możesz stworzyć w przyszłości, mając wpajane do głowy takie rzeczy? Wierzysz w nie jako nastolatka?

Jest takie fajne powiedzenie:

„Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą” (Joseph Goebbels).

Możesz w nie nie wierzyć, jednak powtarzane setki razy staje się Twoja kotwicą. Posługując się tu językiem branżowym — jeżeli fundament jest niestabilny, to jak chcesz na nim wybudować dom na lata?


Od dziecka wbija nam się do głowy, że coś musimy… od dziecka słyszysz:

„Musisz być grzeczny”, „Musisz zachowywać się tak czy śmak”. Musisz, musisz, musisz…

A ja się pytam: dlaczego MUSZĘ? Gdzie jest napisane, że Ty coś musisz? Czy ktoś to sprawdza? A co, jeśli nie musisz? Czy ktoś Cię ukarze za to, że odbiegasz od normy, jaką wyznaczył sobie świat? Czy ktoś potępi Cię za to, że jesteś sobą?

A jakby tak… „muszę” zamienić na „chcę, „pragnę”? Czy zastanawiałaś się, czego pragniesz i chcesz od życia?

Czy myślałaś o tym, co by się stało, gdybyś w końcu wzięła swoje życie i obróciła je o 180 stopni? Jaka wtedy byś była? Jakim KIMŚ byłabyś dla siebie samej?

KIMŚ wykreowanym przez przeszłość czy KIMŚ, kim chcesz być, ale nie masz na tyle odwagi, żeby po to sięgnąć?


Jeszcze 4 lata temu, mając 34 lata, byłam w tym samym miejscu co prawdopodobnie Ty teraz… Tkwiłam wówczas w małżeństwie, które praktycznie wisiało na włosku.

Podczas terapii dla par usłyszałam, że trafia tam 90% małżeństw, które rozpoczęły budowę domu czy kupiły mieszkanie. Jak widać, nie odstawaliśmy od normy. I statystyki w tym przypadku również się sprawdziły.

Zakompleksiona, wiecznie zła, niezadowolona z życia… a do tego mając 34 lata — bez stałej pracy, ponieważ ciągle skakałam z kwiatka na kwiatek.

Rodzice i znajomi pukali się w czoło, bo przecież „Jak tak można? 34 lata, a ona bez ciągłości do emerytury?”. W oczach rodziców chyba było to widać najbardziej. Takie zbłąkanie. Między strachem o dziecko, czy ono na pewno sobie poradzi, a przerażeniem, że świat tak szybko idzie do przodu i model pracy nie wpasowuje się w to, co kiedyś było normą.

Żadnych konkretnych planów na przyszłość, żadnych górnolotnych marzeń, nie było mnie stać na wiele przyjemności. Żyłam, żeby przeżyć. Każdy dzień był taki sam.

Najśmieszniejsze, jest to, że w żadnej z firm nie pracowałam dłużej niż rok, nie dlatego że się do czegoś nie nadawała… bo przecież tak naprawdę jesteś w stanie wyuczyć się wielu rzeczy nawet jak nie są one częścią Twojego ja.

Nie potrafiłam pozostać w firmach gdzie panowały chore zasady: wyzysk, poniżanie ludzi. Trudno było mi pojąć jak mocno stanowisko o nazwie: szef, menager czy właściciel firmy jest w stanie uderzyć do głowy i zmienić wszystko w podejściu do innych osób.

Jak władza może sprawić, że w człowieku rodzi się chęć dominacji, wyższości i tak dużej niechęci do osób na niższych szczeblach? Zamiast tworzyć zespoły pełne motywacji, pasji i chęci do pracy, tworzą się obozy, gdzie ludzie często boją się swoich podwładnych i przekraczając próg swojego biura, zastanawiają się, co dzisiaj usłyszą.

Takie skrajne przypadki miałam w dwóch swoich pracach.

W jednej bardzo dużej korporacji, w której zajmowałam się zatowarowywaniem dużych marketów w asortyment biurowy i prasowy oraz w jednej z mniejszych hurtowni, gdzie byłam fakturzystką. Obie prace przyprawiały mnie o mdłości, jak tylko miałam się tam pojawić.

Korporacja jest ogromna. I pewnie jeśli nie ja, to ktoś inny znajdzie się na to stanowisko. Tam człowiek jest traktowany jak pionek. Nikomu na Tobie personalnie nie zależy. Zaskoczeniem dla mnie jest to, że pamiętają Twoje imię, ale tylko w Twoim pokoju ;) Czegoś nie zrobisz — ponosisz konsekwencje. Zrobisz coś dobrze, coś ponad przeciętną, to laury za to zbiera Twój przełożony. A Ty skromnie chowasz uszy po sobie i wracasz do swojego biurka. Słowo „dziękuję” w korporacji nie istnieje. Przynajmniej nie w tej.

Hurtownia warzywno-owocowa była długo po tym. Jeśli się nie mylę, stanowiła moje ostatnie doświadczenie zawodowe na umowę o pracę. Jak wspomniałam, pracowałam tam jako fakturzystka. Czyli komputer i praca „od do”.

W systemie był istny bałagan. A o pomyłkę przy wystawianiu faktur nie było trudno. Pamiętam, że pracowałam tam wtedy z jedną dziewczyną plus dodatkowo mężczyźni w magazynie. Koleżanka, którą poznałam, była do rany przyłóż. Zawsze we wszystkim pomogła, podpowiedziała. To jedna z tych osób, które są bardzo spokojne i nie wychylają się, jak coś dzieje się wokół.

Nie było dnia, żeby na hurtowni nie było awantury. A to ktoś coś źle zapisał na fakturze, a to ktoś coś źle załadował, a to nie zostało dowiezione na czas. I tak dzień w dzień. Najgorsze, że z każdym dniem było coraz gorzej.

Wytrzymałam tylko jedną upokarzającą sytuację w tej firmie, jak przełożona wyzwała nas od idiotek i powiedziała: „jedyne do czego się nadajecie to do sprzątania magazynu” — mówiąc to wskazała nam miejsce i pokazała, gdzie są miotły.

Zacisnęłam zęby… Poszłam… Obiecałam jednak koleżance, że to jest ostatni raz. Jeżeli zrobi to ponownie, to się z nią pożegnam. Myślisz, że długo musiałam czekać?

Nie minęły dwa dni. Sytuacja się powtórzyła. W tym samym momencie, gdy wysłuchiwałam jej wrzasków, przekleństw i wyzwisk, rzuciłam miotłą i powiedziałam jej w twarz, co myślę. Każdy wokół patrzył, co teraz się wydarzy. Ludzie nie wierzyli w to, co widzą. Nie wierzyli, że można się przeciwstawić. Tym razem mówiłam ja, a nie ona.

W jej oczach widziałam ogromne zaskoczenie. Do tego stopnia, że było to chyba jedyne dziesięć minut, w którym ani razu nie otworzyła buzi i nie była w stanie z siebie nic wydukać.

I tak zakończyła się moja kolejna przygoda z pracą u kogoś.

Wiesz, co miałam jedynie w głowie? To jeszcze nie jest mój koniec. Wiem i wierzę, że stać mnie na coś więcej. Pokażę im wszystkim, tylko potrzebuję czasu.

Wierzę w to, że mam większą misję na tym świecie niż bycie popychadłem w oczach ludzi.

Mam ambicje, które na pewno któregoś dnia doprowadzą mnie do upragnionego celu.


To była tylko kolejna porażka, którą potraktowałam jako lekcję i znak, że nie można pozwalać sobie na to, aby ktoś traktował Cię w tak okropny sposób. I nieważne, kim ta osoba jest. Czy to jest ktoś bliski, kolega, szef, nauczyciel. Po prostu NIE i już!

Ile razy czułaś, że wszyscy wokół Ciebie nie rozumieją Cię?

Ile razy miałaś ochotę wtedy tupnąć nogą i powiedzieć, żeby wszyscy dali Ci święty spokój i w końcu zajęli się sobą?

Wierzyłam, że na pewno istnieje na tym świecie inny sposób na zarobek jak tylko praca w godzinach 8–16 i wiedziałam, że chce się uczyć od tych, którzy już coś w życiu osiągnęli.

Po co mam słuchać tych, którzy dają „wspaniałe” rady, a i tak ciągle stoją w miejscu i wiecznie narzekają?

Znasz to?

Ciotka? Wujek? A może Twoi rodzice? Mąż? Żona? Nie przejmuj się. Nie jest niczym dziwnym, że to nasi najbliżsi podcinają nam skrzydła. Oni nie znają innego życia. W większości oni nawet nie próbowali innego życia, ale uwielbiają pouczać innych.

Ich marzenia zatrzymały się na etapie marzeń. A w Twoim przypadku wcale nie musi tak być. Tylko miej odwagę o tym głośno powiedzieć i zacznij robić to, co kochasz!

Pamiętaj, że lata dzieciństwa naszych rodziców wyglądały nieco inaczej. Tak, jak inaczej wyglądało nasze dzieciństwo, również inaczej wygląda świat współczesny. Sposób myślenia, technologia, kanony piękna zmieniają się z roku na rok.

Nasze dzieci żyją teraz w świecie technologii, gdzie dla nas wielkim prestiżem było posiadanie pegazusa czy atari. I tak samo jest ze sposobem myślenia.

Dzisiaj ze swoimi problemami idziesz do psychologa, budujesz markę z coachem. Kiedyś psycholog był wstydem i brano Cię za wariata.

Przestań więc patrzeć na „kiedyś” i na to, co powiedzą inni. Niech inni nie determinują Twojego życia.

Nie prześpij momentu i nie pozwól, żeby Twoje 5 minut minęło.


W końcu nadszedł czas, kiedy wszystko postawiłam na jedną kartę i zaczęłam angażować się w network marketing, zwany potocznie MLM. Dla wielu coś śmiesznego. Dla wielu sekta.

Większość osób patrzyła na mnie i słuchała, ale czułam, że w momencie, gdy się odwracałam… wyśmiewali mnie tak głośno, że nawet jakbym była za zamkniętymi drzwiami byłoby słychać te śmiechy wyraźnie.

Czy się tym przejmowałam? Jeszcze wtedy tak.

Pewnie nie jeden raz dostałaś takie zaproszenie czy widziałaś posty zachęcające do pracy domowej, która zapewnia stabilne dochody, a czas pracy jest uzależniony od Ciebie.

To wszystko jest prawdą, ale pod kilkoma warunkami:

• firma ma stabilną pozycję na rynku;

• Twoim liderem jest osoba godna zaufania, która coś osiągnęła (a jeżeli jeszcze nie osiągnęła, to uczy się od liderów, którzy już zajmują pewne stanowiska w strukturze i również będą służyli Ci pomocą, kiedy będziesz tego potrzebowała;

• osoba wprowadza Cię do firmy, a nie nazywa tego „wciąganiem”;

• osoba, która wprowadza Cię do firmy, sama używa tych produktów i jest do nich przekonana;

• Ty, próbując swoich sił w marketingu sieciowym, jesteś przekonana do produktu, używasz go, jesteś spójna z tym, co robisz, jesteś zdeterminowana i masz w sobie masę samodyscypliny.

Praca ta wymaga dużego zaangażowana. Dobrej organizacji czasu. Tutaj pieniądze same się nie zarobią. MLM jest bardzo dobrym systemem. Niestety w wielu przypadkach znajdują się tam nieodpowiednie osoby, dlatego ludzie często podchodzą do tego sceptycznie. Nazywać marketing sieciowy piramidą finansową może jedynie osoba, która nigdy nie miała z tym styczności. Jeżeli temat Cię zaciekawił, przeczytaj sobie proszę różnicę między MLM a piramidą finansową.

A najprościej mówiąc — zobacz na strukturę w Twojej firmie, w kościele czy innych zakładach pracy, organizacjach. Jaki kształt ona przyjmuje? I czy to też jest według Ciebie piramida finansowa?

Plusem network marketingu jest również to, że mocno stawia się w nim na rozwój osobisty. Pomijając już to, że niektóre spotkania wyglądają naprawdę jak sekta. W momencie jednak gdy umiesz wyciągnąć z tego wszystko to, co dobre dla Ciebie, i przesiewasz przez sito, to jesteś w stanie rozpocząć bardzo fajną przygodę sama ze sobą.

Model biznesowy jest dla mnie fenomenalny i uczy na pewno wspomnianej już wyżej samodyscypliny i organizacji czasu. Niestety nie ma tu zasady: „czy się stoi, czy się leży, pieniądz się należy”, bo na ten pieniądz musisz sobie sama zapracować. Dla mnie jest to jednak wyznacznik tego, że dostałam za to, co sobie wypracowałam. Jeśli nie wypracowałam, to nie dostałam.

Wiesz, co mam na myśli?

Na pewno nie przełożenie, że jestem do niczego albo że jestem zajebista.

Mam na myśli, że za wykonaną dobrze pracę, za pracę, w którą włożyłaś serce, powinnaś być dobrze wynagrodzona. Mam na myśli to, że wielu ludzi siedzi na etacie, bo jest to dosyć wygodne. Pracujesz w jakimś tam przedziale godzin, czasami są to też weekendy. Czasami święta… A czasami nocki, jak to miało miejsce w wielu moich przypadkach.

Często dajemy sobą pomiatać dla tej właśnie wygody i stabilizacji.

Przerabiałam każdy rodzaj pracy. Pracowałam na stacjach benzynowych, w galeriowych sieciówkach, w gastronomii i tym podobnych. Byłam popychadłem ludzi, którzy myśleli, że będąc właścicielami, menagerami, mają nade mną władzę. Według których zarządzanie to rządzenie. I nic dziwnego, że na drugi dzień nie chce Ci się wstawać.

Przelatując szybko myślami, stwierdzam, że do tej pory chyba nie poznałam firmy, która stawiałaby na pracownika. Popatrz, jakie to jest błędne myślenie. Lepiej jest kogoś zwolnić i tracić czas i pieniądze na szkolenie kolejnej osoby niż zainwestować w jedną osobę, rozwijając jej potencjał. Tego do tej pory nie mogę zrozumieć.

Przecież czy człowiek, który jest doceniany i ma w firmie jasny i klarowny system pracy i wynagrodzeń — czy nie będzie pracował efektywniej?

Bardzo żałuję, że jest tak mało właścicieli firm, którzy potrafią odwrócić swój sposób myślenia.

Przez to w którymś momencie zaczynasz się zastanawiać, czy Twoje życie ma polegać na wiecznej pracy. Każde nadchodzące wolne traktujesz jak zbawienie i obiecujesz sobie, że po raz setny nadrobisz stracony czas z bliskimi. Nadrobisz zaległości i wrócisz do hobby.

Wyjedziesz na upragnione wakacje, które większość ludzi bierze na kredyt, bo mimo iż tak ciężko pracują, to nie stać ich na przyjemności.

Znasz to? Ja bardzo dobrze…

Do dzisiaj pamiętam święta wielkanocne, które spędzałam w pracy na stacji benzynowej. Żeby moje dziecko do pracy przywoziło mi święconkę? Była to przepiękna niespodzianka. Aż w oczach stanęły mi łzy. W głębi jednak byłam tak wściekła na samą siebie. Cały czas obiecywałam sobie, że to będą ostatnie święta spędzane w pracy. Nie można tak żyć. Jest czas na pracę i jest czas na rodzinę, bliskich.

Dlaczego nie przewartościujemy sobie swojego życia?

Zdajesz sobie sprawę, że przy kolejnym wolnym już możesz nie mieć szansy na nadrobienie czasu z bliskimi? Ich po prostu może już nie być.


Wtrącę tu krótką historię. Myślę, że może dać do myślenia.

Moje dziecko bardzo to przeżyło. Dwa dni temu pożegnaliśmy jednego z członków naszej rodziny. Może wydać Ci się to śmieszne, jednak każde zwierzę mieszkające u nas w domu to członek rodziny. Mamy dwa psy rasy Leonberger ważące łącznie 120 kg, dwa koty dachowe i do przedwczoraj była jeszcze z nami świnka morska.

Od dłuższego czasu chorowała. Miała zwyrodnienie stawów. Czekaliśmy w sumie tylko na decyzję o amputacji łapek. Z dnia na dzień zaczęła coraz bardziej chudnąć, a w ciągu tygodnia widać jej było wszystkie kości i przy każdym kęsie zaczynała się dusić. Kiedy pojechaliśmy do weterynarza, byliśmy nastawieni, że pomożemy jej odejść, żeby nie cierpiała. Pani weterynarz podjęła decyzję, że damy jej jeszcze antybiotyk i zobaczymy, jak zareaguje przez dobę. Kamień trochę spadł z serca. Po przyjściu syna ze szkoły mieliśmy zabrać świniaczka na kanapę i spędzić z nią trochę czasu. Jak zresztą każdego dnia.

Niestety. Tego czasu już nie było. Świnka leżała w klatce na boku i łapała ostatnie oddechy. Wyciągałam jej na szybko z gardła to, czym się dusiła. Wzięliśmy ją na kanapę, jednak niestety tylko po to, żeby się z nią pożegnać.

Tą historią chcę Ci pokazać, że nie znasz dnia, nie znasz minuty. Nasze życie jest zbyt kruche, żeby ciągle myśleć, że masz szansę coś nadrobić. A już na pewno nie nadrobisz utraconych chwil z bliskimi. Zwłaszcza patrząc na to, co się dzieje wokół — całe zamieszanie związane z pandemią i bardzo wysoką umieralność każdego dnia.

Codziennie odchodzi ktoś dla kogoś bliski. Każdego dnia stykamy się z wieloma tragediami.

Przykład świnki może jest przykładem banalnym. Jednak pokazuje on, że w życiu nie mamy tak dużo czasu.

Czy naprawdę zależy Ci na tym, żeby ten czas spędzić tylko w pogoni za pieniądzem?

Ile razy słyszałaś albo ile razy sama mówiłaś do swojego dziecka, męża, żony, partnera czy rodzica: „zaraz”, „nie teraz”, „potem”, „teraz nas nie stać”, „mamo/tato przyjadę innym razem”?

„Zaraz” może nie być. „Potem” może już nie nastąpić. „Innym razem” może już nie nadejść.

Przemyśl to sobie, proszę.

Dlaczego powrót do hobby nie może być właśnie tu i teraz? Za kilka lat może być już za późno. Może Ci zdrowie na to nie pozwoli? (odpukać).

Dlaczego by nie odkładać na upragnione wakacje? Po co brać kredyt dla chwili przyjemności, a potem spłacać go przez kolejny rok? A gdyby tak nauczyć się po prostu nie żyć ponad stan i zacząć się baczniej przyglądać swoim wydatkom? Jest tyle informacji na ten temat, tyle książek.. Osobiście polecam T. Harv Ekera Bogaty albo biedny. Po prostu różni mentalnie. Fenomenalne spojrzenie na świat finansów. Doskonała nauka dla nas, jak i dla naszych dzieci.

Od kogo one mają się uczyć gospodarować pieniędzmi, jak nie od nas? :)


Jeżeli codziennie siedzisz i narzekasz. Jeżeli codziennie Twoje dziecko widzi Twoją kwaśną minę i wieczne zmęczenie, to myślisz, że jakie ono będzie miało nastawienie do życia? Jakie przekonania i jaki obraz życia zostanie mu w pamięci? Myślałaś o tym?

Pamiętaj, że to Ty bierzesz odpowiedzialność za to, jak Twoje dziecko wejdzie w przyszłość. Czy będzie z tych osób, które wyciągają cudowne wartości rodzinne, czy będzie jak ja i w dorosłym życiu będzie musiało uczyć się tych wartości na nowo?

Pomyślałaś kiedyś nad tym, jakie przekonanie do wartości pieniądza wyciągnęłaś Ty sama ze swojego domu rodzinnego?


Weź kartkę papieru, tak jak ja to kiedyś zrobiłam i wypisz sobie wszystko, czego pragniesz.

ZAPISZ! Nie myśl o tym. Myśli są ulotne. Dzisiaj pamiętasz, jutro już tego nie ma.

ZAPISZ i zastanów się, co Ci jest potrzebne do tego, aby te marzenia zrealizować.

Jak chcesz się czuć na co dzień, patrząc na siebie w lustro. Co chcesz sobie mówić każdego dnia? A co teraz sobie mówisz? Czy w ogóle wiesz, czego pragnie Twoje ciało, Twoja dusza?

Śmieszne? :) Też tak kiedyś myślałam. O czym ci ludzi do mnie mówią, jakie ciało, jaka dusza, matko, jaka wdzięczność? ;)

Spróbuj. Przecież nie bez powodu czytasz tą książkę.

Napisz — KIM CHCESZ BYĆ!


Powiem Ci, że to tak naprawdę był mój początek tej całej drogi. Zaczynając tę przygodę z rozwojem osobistym, nie do końca wiedziałam, co z czym się je. A byłam tak głodna życia i tych marzeń, że wszystko chciałam szybko i szybko. Czułam, że życie zaczyna uciekać mi przez palce, już tyle czasu straciłam na szukanie recepty na sukces, że teraz nie chciałam tracić ani minuty dłużej.

Szkolenie za szkoleniem, książka za książką. Nie zawsze wszystkie były trafne i nie wszystkie coś wniosły w moje życie, ale na pewno coraz bardziej zaczęło wszystko układać się w całość. Zawsze pytana o to, co chcę na prezent, odpowiedź była jedna: szkolenie albo książka. Nie żadne skarpetki, bluzka, kwiatek — chcę konkretów :)

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.