To musisz zapamiętać!
UFO — termin będący skrótem od angielskiego Unidentified Flying Object czyli niezidentyfikowany obiekt latający. De facto określa się tak każde nierozpoznane zjawisko powietrzne, niezależnie od jego pochodzenia. Termin UFO przyległ do spotkań z dziwnymi obiektami o nieznanym pochodzeniu, będącymi wytworami bądź niejawnej technologii ziemskiej, bądź tworem pozaziemian. Niestety częstym błędem jest utożsamianie terminu UFO z obiektem pochodzenia pozaziemskiego.
NOL — polski odpowiednik terminu UFO, skrót od „niezidentyfikowany obiekt latający”.
NL — ang. Nocturnal Lights, tj. „nocne światła” — obserwacje nieznanego pochodzenia świateł na nocnym niebie, których wygląd i dziwne ruchy nie dają się wyjaśnić w konwencjonalny sposób. Ten, jak i inne kategorie spotkań z UFO zostały wymyślone przez dr J. A. Hyneka, aby ułatwić badaczom ich klasyfikację.
DD — ang. Daylight Disc, tj. „dzienne dyski” — obserwacje niezidentyfikowanych obiektów, znajdujących się w dużym oddaleniu od świadka, dokonane w świetle dziennym. Wbrew nazwie, współcześnie stosuje się je do określania obiektów niezależnie od ich kształtu.
RV — ang. Radar Visual, tj. „obserwacje radarowo wzrokowe” — pojawienie się nieznanych obiektów na niebie, którym towarzyszą odczyty radarowe.
BOL — ang. Ball of Light, tj. „świetlna kula” — obserwacja obiektu w takiej właśnie formie.
CE-1 — ang. Close Encounter of the First Kind, pol. Bliskie spotkanie pierwszego stopnia — UFO obserwowane z odległości nie większej niż 200 m., nie oddziałujące na otoczenie i człowieka.
CE-2 — ang. Close Encounter of the Second Kind, pol. Bliskie spotkanie drugiego stopnia — UFO widziane z odległości nie większej niż 200 m., oddziałujące na otoczenie w rozmaity sposób bądź pozostawiające w nim mniej lub bardziej trwale ślady.
CE-3 — ang. Close Encounter of the Third Kind, pol. Bliskie spotkanie trzeciego stopnia — UFO i jego pasażerowie obserwowani z dowolnej odległości. Oryginalną klasyfikację Hyneka poszerzono o CE-4, czyli porwanie świadków przez UFO, CE-5, czyli spotkanie, podczas którego doszło do kontaktu telepatycznego oraz CE-6, tj. incydent, który zakończył się śmiercią świadka.
Podziękowania
Autor pragnie serdecznie podziękować wszystkim osobom, które w większym lub mniejszym stopniu przyczyniły się do jej powstania.
Dziękuje ufologom i badaczom, w szczególności: Bronisławowi Rzepeckiemu, Damianowi Trela, Piotrowi Cielebiasiowi, śp. Michałowi Kuśnierzowi (infra.org.pl), Markowi Sęk, śp. Kazimierzowi Bzowskiemu, Dariuszowi Cichockiemu, Zygfrydowi Świerkowskiemu i wielu innym.
Podziękowania kieruję również do Marka Marcinkowskiego oraz Kazimierza Pańszczyka za pomoc przy analizie fotografii. Dziękuję Przemkowi Więcławskiemu za pracę przy redakcji i korekcie nad książką. Dziękuję za znakomity projekt okładki Markowi Sęk, która idealnie wpisuje się w tematykę książki.
Dziękuję też wszystkim kolegom z nieistniejącego już Centrum Badań UFO i Zjawisk Anomalnych, a także innym osobom, z którymi razem tropiłem „nieznane”.
Szczególne podziękowania należą się tym osobom, które zechciały się ze mną podzielić swoimi przeżyciami. Bez Was ta książka nigdy by nie powstała.
Arkadiusz Miazga
Ropczyce
Wstęp
W 2015 roku wydałem pierwszą swoją książkę „UFO nad Podkarpaciem”, która była wieloletnim podsumowaniem pracy związanej z dokumentacją zdarzeń z UFO, które miały miejsce na obszarze Podkarpacia, w którym mieszkam od urodzenia. Książka wydana wówczas przez wydawnictwo Poligraf rozeszła się bardzo szybko, a z czasem okazało się, że wielu Czytelników nadal zainteresowanych jest niniejszą pracą, która paradoksalnie w kręgach ufologicznych była przysłowiowym „białym krukiem” z uwagi na niedostępność lub bardzo wysokie ceny, które pojawiały się na portalach aukcyjnych. Przez ostatnie lata lista zainteresowanych Czytelników książką nadal rosła, dlatego wychodzę im naprzeciw i po raz drugi oddaję w Wasze ręce książkę co prawda pod innym tytułem, lekko zmienioną treścią, ale z zachowaniem najważniejszych i najbardziej wiarygodnych zdarzeń z UFO, które miałem okazję osobiście dokumentować. Po 2015 roku kiedy wydałem „UFO nad Podkarpaciem” zauważyłem stopniowy, acz wyraźny spadek obserwacji na terenie Podkarpacia, z czasem ten stan rzeczy jeszcze bardziej się uwidocznił, nie tyko na moim terenie. Podobny zanik obserwacji zauważyli również inni krajowi dokumentatorzy i ufolodzy jak Damian Trela czy Piotr Cielebiaś, dlatego w niniejszej książce oprócz znanych wcześniej obserwacji znalazło się dodatkowo kilkanaście nowych, które napłynęły do mnie po ukazaniu się „UFO nad Podkarpaciem”.
Od wydania książki w 2015 roku minęło praktycznie 10 lat, od tego czasu bardzo wiele się zmieniło w kwestii fenomenu UFO, który zdecydowanie wyhamował, zanikły tzw. Bliskie Spotkania, które niegdyś były niezwykle cenne dla ufologów i osób zajmujących się tą problematyką. Owszem pojawiają się doniesienia o dalekich obserwacjach, które wg. mnie nie dają takiego materiału empirycznego do analiz jak bliskie spotkania, szczególnie te, w których występuje tzw. wysoki współczynnik dziwności, często związany z żywym folklorem. Ten aspekt dokładnie opisałem w moich książkach pt. „Magiczna rzeczywistość’’ wyd. Ridero 2018 oraz „Wysoka dziwność” wyd. Ridero 2023.
Bliskie Spotkania z UFO nad Podkarpaciem to książka, która chronologiczne omawia wybrane zdarzenia z niezwykłymi obiektami począwszy od 1892 roku, po czasy nam współczesne i ukazuje cały wachlarz obserwacji dokonanych zarówno przez zwykłych mieszkańców Podkarpacia jak i również doświadczonych pilotów czy kontrolerów ruchu lotniczego, które miały miejsce w małych i dużych miejscowościach Podkarpacia, aż po kresy Bieszczadów. Zjawisko to pojawia się gdzie chce i jak chce, jest niczym nieuchwytny ekshibicjonista, za którym podążałem przez 27 lat po jego „śladach”.
Arkadiusz Miazga
Część I: UFO nad Rzeszowem i okolicą
Zjawisko UFO sięga swoimi korzeniami setki lat wstecz. Jego krytycy często o tym zapominają twierdząc, że o latających talerzach zaczęto donosić dopiero w okresie Zimnej Wojny. Pierwsze relacje o „niezidentyfikowanych zjawiskach powietrznych” z Podkarpacia opisała galicyjska prasa. Najstarsza wzmianka na ten temat, do której udało mi się dotrzeć, pochodzi z 1892 r.
Nim do tego przejdziemy warto dodać, że według ufologów Bronisława Rzepeckiego oraz Krzysztofa Piechoty, pierwsza obserwacja zjawiska UFO w Polsce miała miejsce w roku 1499. W książce UFO nad Polską (1996) zawarli oni listę 74 incydentów, które miały miejsce przed 1947 r., kiedy o tym zjawisku zaczęła regularnie donosić prasa. Wśród tych pra-spotkań znajdowały się zarówno incydenty klasyfikowane jako CE-2 lub CE-3, jednak większość informacji na ten temat jest skąpa.
Dziś wiadomo też, że wykaz ten nie jest aktualny, ponieważ osobiście odnalazłem ok. 10 przypadków spotkań z UFO w „dawnych latach”. Prawdziwą perełką były prasowe wzmianki o tym, co widziano nad Podkarpaciem w 1892 r. oraz (dwukrotnie) w 1913. Oto, co na ten temat pisała galicyjska prasa:
„W Przemyślu obserwowano w ubiegłą sobotę w nocy punkt świetlany, który ukazał się nad Jarosławiem, w stronie północno-wschodniej. Punkt ten świetlany miał kształt kuli wyrzucającej z siebie to ku górze, to ku dołowi snopy światła o blasku elektrycznym, formy stożkowatej. Za pomocą dalekowidza, nadzwyczaj ostrego i dokładnego, przekonano się, iż punkt świetlany nie był ani planetą, ani kometą, ani meteorem, ponieważ zawieszony w przestworzy, w wysokości ok. 600 m. nad ziemią, krążył ruchem miarowym w promieniu 4 do 5 kilometrowym. Wypada zatem z tych objawów wnioskować, że był to balon, z którego przy świetle elektrycznem czyniono próby nocnego badania.” (źródło: Czas, 20 kwietnia 1892)
Historia ta jest niezwykle interesująca, ponieważ dotyczy „klasycznego” BOL-a (tj. kuli światła, od ang. Ball of light), który emituje snopy świetlne nazywane w ufologii solid light (tj. światłem o „stałej naturze”). Ciekawy jest również sposób, w jaki ówczesny redaktor próbował wyjaśnić to zjawisko, widząc w nim balon. Podobnie dziś, jeśli trudno wydać wniosek odnośnie źródła obserwacji dziwnego obiektu na niebie, winę zwala się na Wenus, lampion lub ewentualnie „zjawisko pogodowe”…
Przemyśl od Jarosławia dzielą 24 km w linii prostej. Warto wspomnieć, że położone są tam miejscowości Zgoda i Tywonia. W pierwszej z nich w 1987 r. doszło do serii obserwacji UFO, którą badali Piechota i Rzepecki. Z kolei w Tywonii obserwowano świetlny „krzyż” oraz dziwne „znaki” świetlne o nieznanym źródle, dające się porównać do hologramów.
Centralny punkt na mapie ufologicznych manifestacji Podkarpacia, stanowi stolica regionu. Nad Rzeszowem i w jego najbliższych okolicach wielokrotnie dochodziło do manifestacji NOL-i, z których pierwsze odnotowano tam już… w 1913 roku, który w opinii zachodnich ufologów przyniósł „falę UFO” o europejskim zasięgu.
„Balon z pasażerami” (Głos Rzeszowski, 23 marca 1913)
„We czwartek dnia 20. b.m. o godz. 7.10, spostrzegli mieszkańcy naszego grodu wysoko szybujący balon, zdążający od zachodu południowego w stronę ku Łańcutowi. Wspaniale było można przez kilka minut obserwować niewiadomego pochodzenia balon przy jasnym księżycu, otoczony chmurami barankowymi. Tłumy spacerujących na ulicy 3-go Maja gromadami wpatrywały się w to niezwykłe zjawisko i na ten temat snuło małą i wielką politykę brukową. Jedni widzieli światełko, inni chorągiew, a kilku dalekowidzów nawet kilka osób biorących rzekomo udział w powietrznej wiosennej wycieczce. Młodzież złota wyjechała czemprędzej przez Nowe miasto ku nowemu cmentarzowi, twierdząc, że zapewne balon tam spadł, lecz o rezultacie tego poszukiwania nic nam nie doniesiono. Złośliwy pan twierdził, że to wycieczka balonowa rzeszowskich polityków, szukających kandydatów do przyszłej Rady miasta’’.
Analizując tą sprawę, należałoby zadać sobie pytanie, czy ktoś narażałby życie, decydując się na przelot balonem w zimny, przedwiosenny wieczór?
„Balon szpiegowski” (Głos Rzeszowski, 13 lipca 1913)
„W nocy z dnia 10 na 11 bm., od godziny 12 do 2 nad ranem obserwowaliśmy między gwiazdami, w stronie południowej, w znacznej wysokości, dużą gwiazdę, która zmieniała pozycję, raz się zniżając, to znowu podnosząc. Gdy ta gwiazda zbliżyła się ku Rzeszowa, zauważyliśmy, że to wojskowy balon sterowy. Tajemniczy ów balon zatrzymawszy się, jak przypuszczajmy nad Drabinianką — zaczął ukośnemi snopami światła oświetlać po kilkakroć, Stajnie’, następnie cofnąwszy się trochę wstecz tj. ku południowi — oświetlał również po kilkakroć gmach sądu, poczem powtórnie się zbliżył i po raz drugi oświetlał Stajnie i sąd, i to przez dłuższą chwilę, poczem wzniósłszy się, z wielką szybkością odleciał w prostym kierunku ku granicy węgierskiej, wskutek czego światło w oddaleniu znikło nam z przed ócz.
Po przeszło półdziennem wyczekiwaniu, przez szkła dojrzeliśmy wracający balon z tą samą szybkością, z południa w kierunku zachodnio północnym który zatrzymał się — o ile mogliśmy w nocy osądzić, nad Budkami cały oświetlony, i stamtąd począł oświetlać po kilkakroć koszary obrony krajowej i ułańskie przez przeszło kwandrans, poczem odrazu w całym balonie zostało światło zgaszone — i mimo wyczekiwania do godziny 3 nad ranem i rozglądania się przez szkła po firmamencie, nie dostrzegliśmy, w którą stronę balon odleciał. Ciekawi jesteśmy, czy sfery wojskowe wiedzą coś o tem”?
Choć autorzy relacji wspominali o szpiegowskim balonie, podane przez nich szczegóły (szybki odlot, ruch góra-dół itp.) wykluczają taką możliwość. Obserwatorzy, nie mogąc znaleźć innego wyjaśnienia, zasugerowali się znanym sobie zjawiskiem. Co ciekawe, rzekomy „balon”, który strzelał snopami światła, był szczególnie zainteresowany koszarami armii austro-węgierskiej i sądem. Z kolei nagłe „zgaśnięcie” obiektu przypomina wiele współczesnych relacji o UFO. Niestety nie wiadomo, jak władze cywilne i wojskowe zareagowały na ten incydent.
Spośród innych relacji sprzed 1947 r., w swoim archiwum posiadam również przypadek z Sanoka, który miał miejsce w 1946 r.
UFO na froncie i niezwykle dziwny „balonik”
Poniższy opis dotyczy obserwacji NOL, który był widziany w okolicach Rzeszowa w 1944 r., podczas operacji wojennej. Niestety, nie udało się odszukać świadka tego niezwykle interesującego zdarzenia, który swoje przeżycia opisał w liście do magazynu Nieznany Świat (nr 87, 1998):
„Było lato 1944 roku, front stał kilkanaście kilometrów od naszej miejscowości. Chodziliśmy z tatą wieczorami na pobliskie wzgórze, aby obserwować ostrzał położonego w odległości około 15 km miasteczka, również usytuowanego na wzniesieniu. W trakcie walk kilkakrotnie przechodziło ono z rąk do rąk. Znajdowało się na zachód od nas.
Któregoś z takich wieczorów, już o zmierzchu, spoglądaliśmy w kierunku miasteczka, aby jak poprzedniego wieczora podziwiać smugi świetlnych pocisków, którymi ostrzeliwały się nieprzyjacielskie wojska, jak też którymi strzelano do przelatujących czasami samolotów. Na froncie panowała wyjątkowa cisza. Mieliśmy już wracać do domów, robiło się późno, gdy zza południowego pasma wzgórz w kierunku zachodnim a więc w kierunku miasteczka, mniej więcej w połowie drogi do niego, wytoczyła się ceglasto-czerwona tarcza o średnicy księżyca w pełni. Wtoczyła gdyż przemieszczała się z południa na północ, mniej więcej na wysokości wierzchołków wzgórz (tj. około 200—250 m. nad dnem doliny) z jednostajną prędkością, torem poziomym przy czym tarcza obracała się zgodnie z kierunkiem przemieszczania się, właśnie tak jakby toczyła się. Pełny jej obrót dokonywał się w ciągu ok. 2 s.
Tarcza miała intensywny kolor, ale była matowa (nie lśniła i nie emitowała wokół siebie poświaty). Szerokość doliny w partii wierzchołkowej, obserwowalnego horyzontu oceniam — nadal tu mieszkam — na około 8 km. Obiekt przemieszczając się prostolinijnie ruchem jednostajnym, pokonał tę odległość w ciągu 15—20 sekund.
Gdy ze starszym o dwa lata bratem zapytaliśmy tatę cóż to może być, ten doświadczony bombardier z czasów pierwszej wojny i ogniomistrz z czasów wojny polsko-rosyjskiej, był wyraźnie zakłopotany. Oświadczył, że być może jest to jakaś, raca artyleryjska’. No tak, ale ta przecież nie przemieszczała by się torem poziomym.
Dla uwierzytelnienia mojego przekazu podam fakt zapamiętania szczegółów nalotu dwóch samolotów niemieckich na odległe o około 100 m. domostwo, w którym rzekomo ukrywali się partyzanci, zniszczonych czołgów stojących na skraju drogi oraz momentu wkroczenia Rosjan — które to fakty potwierdzają obecnie inne starsze ode mnie osoby”
Autor relacji, pan K. Marcus, zrelacjonował także inne wydarzenie, dzięki któremu udało się ustalić, że najprawdopodobniej mieszkał w okolicy Czudca, 30 km od Rzeszowa. Sugeruje to, że ostrzeliwanym miasteczkiem leżącym na zachód mogło być Wielopole Skrzyńskie.
Kolejna relacja pana Marcusa jest jeszcze bardziej interesująca, ponieważ obserwowany przez niego obiekt tkwił w powietrzu przez kilka godzin:
„Było lato roku bodaj 1983 (lub lata przyległe — sporządzone wówczas notatki zaginęły). Własnymi siłami, w sześć osób budowaliśmy garaże. Był piękny słoneczny dzień, wiał lekki południowo-zachodni wiaterek.
Gdzieś około godziny 9:00 jeden z nas spostrzegł na wschód od nas, za rozjazdami stacji kolejowej, unoszący się na wysokości 40 stopni E balonik — taki mniej więcej jakie sprzedają na kramach lub kupuje się z okazji Sylwestra, jednak kształtem bardziej zbliżony do walca (coś jak miniaturka wielkiej grubej cysterny kolejowej). Metalicznie srebrzysty, wymiary ok. 20 x 15 cm. Ku memu zdziwieniu, pomimo wiatru balonik utrzymywał się w miejscu. W pobliżu są trzy domostwa pomyśleliśmy więc, że może jakiś dzieciak przywiązał balonik, albo zaplątał się on nitką o gałęzie drzew.
Ok. 10:30 zrobiliśmy przerwę na drugie śniadanie. Patrzymy, a balonik powędrował trochę w kierunku zachodnim i wisi teraz na wysokości około 50 stopni E. Zaczęliśmy zastanawiać się, co by to mogło być. Najbardziej trafiło nam do przekonania, że to pewnie balon — sonda meteorologiczna. No tak, ale przemieszcza się w kierunku prawie przeciwnym do kierunku wiatru i do tego prostolinijnie. W konkluzji dopuściliśmy w nieco wyższych warstwach przeciwny kierunek wiatru. Gdy o godzinie 15. szliśmy do domów na obiad, balonik znajdował się ok. 80 stopni E z lekkim odchyleniem na północ od nas.
Do przerwanej pracy wróciliśmy nieco po godzinie 16. i wtedy balonik osiągnął pozycję 90 stopni z odchyleniem ok. 50 stopni w kierunku północnym.
Ponownie zwróciliśmy na niego uwagę ok. godziny 19:00 lub 19:30. Słońce chyliło się już ku zachodowi, przesłaniała je zwarta warstwa chmur przesuwająca się od południowego — zachodu. Nasz balonik widoczny był na wysokości około 70—65 stopni W z lekkim odchyleniem na zachód-północny-zachód. Zmierzał prosto ku dobrze widocznej tarczy Księżyca, odległej od niego o zaledwie 30 stopni. Wtedy to nadciągające chmury zasłoniły i jego, i księżyc. Zdumiałem się bo wysokość, na której przemieszczał się balonik oceniałem na kilkaset metrów, natomiast podstawę chmur na 2—3 km. Ponieważ ktoś rzucił uwagę, że zapewne to UFO, zażartowałem, iż nie zdziwiłbym się gdyby ‘to to’ wylądowało na Księżycu lub przeszło poza jego tarczą. Jeżeli do tego dodam, iż napotkany w dniu następnym kolega dojeżdżający do pracy w mieście wojewódzkim oddalonym o 30 km na północ, opowiadał, iż po pracy wraz z rzeszą ludzi oczekujących ba stacji kolejowej na pociąg (około godziny 16:30) obserwował w tym samym momencie co i my ów obiekt, opisując identycznie jego wielkość, wygląd, kierunek przemieszczania się i taką samą pozycję w tym samym czasie obserwacji (podkreślam — przy różnicy odległości ok. 30 km w kierunku poprzecznym do linii przemieszczania się zjawiska) to tym, bardziej jest zastanawiające, czym był obserwowalny przez nas obiekt”.
Zadziwiające, że obiekt tkwił na niebie przez ponad 10 godzin, co jest ewenementem w annałach polskich spotkań z UFO. Można jednak wykluczyć z dużą dozą pewności, aby był to balon meteorologiczny, gdyż „balonik” z relacji pana Marcusa bardzo długo utrzymywał się w zasięgu wzroku świadków, a ponadto poruszał się pod wiatr. NOL musiał znajdować się na dużej wysokości i posiadać spore rozmiary, dzięki czemu — na co wskazuje druga część relacji — był widziany zarówno z okolic Czudca jak i Rzeszowa.
Srebrna kula nad jednostką wojskową w Rzeszowie (1963)
Rzeszów i okolice są miejscem częstych manifestacji zjawiska UFO. W swoim archiwum posiadam ponad 57 obserwacji UFO z tych okolic z czego wiele dotyczy tzw. bliskich spotkań głównie pierwszego stopnia. Jeden z czytelników, mieszkaniec Rzeszowa opisał swoją historię związaną z tym zjawiskiem w 1963 roku.
„Jestem, świeżo, po lekturze Pana książki UFO nad Podkarpaciem. Do tego listu, skłonił mnie fakt, że w rozdziale o obserwacjach UFO nad Rzeszowem, pierwszy wpis pochodzi z 1913 roku, a następny, dopiero z 1970. Moje przeżycie miało miejsce w roku 1963 lub 64,w m/cu lipcu. Miałem 11 lub 12 lat i mieszkałem przy ul. A.Krzywoń, dziś, Chmaja 7. Były wakacje, a okno mojego pokoju wychodziły na plac jednostki wojskowej, na którym, koliście, stały czołgi T 34,takie jak Rudy, z Czterech Pancernych były one ciągle remontowane i konserwowane. Wiele czasu spędziłem w oknie, przyglądając się temu, co się tam działo. Pewnego słonecznego dnia, na bezchmurnym niebie, nad placem j.w. zobaczyłem błyszczącą w słońcu kulę, w kolorze wypolerowanego aluminium. Wielkość i wysokość trudna była do określenia, ze względu na brak punktów odniesienia. Unosiła się w jednym miejscu, zmieniając pułap, raz wyżej, raz niżej, ale ciągle nad placem manewrowym jednostki. Pokazałem to mamie, ale powiedziała że to balon. Nie przekonało mnie to, gdyż obiekt tkwił w tym samym miejscu, choć wiał wiatr. Obserwowałem obiekt około godziny ale ponieważ nic się nie działo, straciłem zainteresowanie, a gdy wróciłem, już go nie było’’.
Wspomniana przez świadka jednostka wojskowa to teren pomiędzy ulicą Dąbrowskiego, a ulicą Langiewicza. Obiekt został zauważony przez chłopca, który mieszkał na trzecim piętrze z oknami wychodzącymi na północ. Dalej czytamy:
„Obiekt wisiał, jak słońce w zenicie po północnej stronie nieba, prawą stroną odbijając światło słońca. Lewa pozostawała szara, na tle błękitnego nieba. Średnicę obiektu mogę określić jako jedną czwartą, średnicy księżyca w pełni. Wisiał dość stabilnie, wykonując powolne ruchy. Raz widziałem go wyżej, raz niżej, ale nieznacznie. Trudno określić wysokość, niebo było bezchmurne. Gdybym musiał zgadywać, to określiłbym na jakieś 200 m. W tym czasie, na placu trwała zwykła krzątanina. Pamiętam, że żołnierze zdejmowali i konserwowali gąsienice. Obiekt nie wywołał poruszenia i raczej nie został zauważony”.
Jedynym wyjaśnieniem to faktycznie przelot jakiegoś balonu, ale z relacji jasno wynika, że balon tkwił w miejscu wykonując ruchy góra dół, co jest wręcz nienormalne jak na zachowanie balonu. Druga sprawa to wręcz absurdalne zachowanie samych żołnierzy, czyżby faktycznie nie zauważyli obiektu, który połyskiwał w słońcu, przecież były to ciężkie lata zimnej wojny i ów balon mógł zostać potencjalnie wzięty za wroga PRL-u, tym bardziej, że tkwił nad jednostką wojskową, a w tym czasie wszelkie obiekty militarne były ściśle tajne. Pozostaje też sporna opinia czy rzeczywiście obiekt tkwił jedynie 200 metrów nad jednostką czy znacznie wyżej. Moim zdaniem druga wersja jest bardziej prawdopodobna ponieważ przy 200 metrach żołnierze zapewne zauważyliby ów obiekt. W swoich badaniach John Keel wspomina o pewnym ciekawym fakcie, który mówi, iż wiek po wieku w tych samych miejscach UFO pojawia się i manifestuje swoją obecność. Taką zbieżność potwierdziłem w Rzeszowie, w którym tajemnicze obiekty były obserwowane już w 1913 roku.
Latające trójkąty
Obserwacje trójkątnych obiektów zaczęły pojawiać się w relacjach o UFO mniej więcej w połowie lat 80-tych ub. wieku, choć ich największą aktywność odnotowano w USA, Francji i Belgii od końca wspomnianej dekady. Nie da się oczywiście wykluczyć, że za częścią tych spraw stoi wojsko i tajne technologie. Uważam, że to rozsądne wytłumaczenie wielu tego typu obserwacji, ale nie wszystkich.
Trójkątne NOL-e pojawiały się też we wcześniejszych relacjach. Przykładem jest sprawa z Rzeszowa z lata 1970 r. Świadkami tego zdarzenia było trzech nastolatków, którzy przy ul. Staszica ok. 23. zaobserwowali przedziwny obiekt. Podczas zabawy zauważyli między blokami przelot ciemnego obiektu (kilkakrotnie większego od księżyca w pełni), który poruszał się z południowego — wschodu na zachód. UFO leciało nisko i prawie bezszelestnie — słychać było jedynie dziwne „brzęczenie”, które jeden ze świadków porównał do odgłosów wydawanych przez stacje TRAFO. Obiekt miał kształt zbliżony do nieregularnego trójkąta. Ponieważ miał ciemną barwę, zlewał się z niebem i był ledwie widoczny. W dolnej jego części widać było „miejscami jaśniejsze od ciemnej powierzchni wybrzuszenia”, które były „łagodnie zaokrąglone”.
Inny trójkątny NOL był widziany w rzeszowskim Nowym Mieście 6 listopada 2002 r. o 21:25. Świadkami było małżeństwo, które z balkonu widziało obiekt przelatujący jakieś 2 km dalej, na północ od dzielnicy. UFO kierowało się ze wschodu na zachód. Według świadków obiekt miał kształt „lotni — trójkąta, leciał szybciej niż samolot odrzutowy, szybciej niż satelita. Rozpiętość skrzydeł obiektu odpowiadała średnicy księżyca w pełni będącego już wysoko po wschodzie. Zjawisko to miało postać, mglistą’ lub srebrną, nie było zbyt jasne.” Obserwacja trwała ok. 10 s., po czym widok świadkom przysłonił dach sąsiedniego budynku.
15 lipca 2007 r. w okolicach Nowego Miasta zaobserwowano całą „formację” trójkątnych obiektów. Świadek donosił: O godz. 23.59, obserwując z balkonu niebo, ujrzałem dziwną rzecz podobną do chmury -,bumerangu’. Później popatrzyłem przez lornetkę i stwierdziłem, że w tej poświacie [znajduje się] ok. 8 sztuk pojazdów latających o kształcie trójkątnym (płaskim). Budowa tych pojazdów była jakby z metalu, wysokość lotu ok. 500 — 900 m. Odległość między skrzydłami — ok. 80 m. Obserwowałem ok. 10 s’’.
Czy była to eskadra samolotów „made in USA/NASA”? Nie da się tego wykluczyć, jednak zastanawiające, dlaczego tajne projekty miałyby być testowane nad obszarami gęsto zamieszkanymi. A może chodzi o to, aby obserwatorzy sądzili, że to właśnie UFO?
Na dość ciekawą obserwację „trójkąta” nad Rzeszowem z lata 2008 r. natrafiłem w komentarzu internauty pod artykułem z serwisu infra.org.pl na temat obserwacji UFO-bumerangu w Sandomierzu. Sprawa brzmi niezwykle intrygująco. Szkoda tylko, że autor nie skontaktował się z grupą INFRA lub ze mną w celu ujawnienia szczegółów tego zdarzenia.
Relacja brzmiała następująco:
„Jak zwykle latem przed snem wychodzę na balkon mojej sypialni, żeby odetchnąć powietrzem. I nagle prosto naprzeciwko widzę coś w rodzaju, sztucznych ogni’, takich jak na Sylwestra, z tym, że nie było eksplozji — huku. To przypominało kropka w kropkę flarę […] To był jeden taki wystrzał — wygasło na niebie i dostrzegłem coś podobnego, a nawet identycznego jak pan z Sandomierza, z tym, że to było wcześniej (w lipcu lub sierpniu 2008 r.). Nie widziałem czerwonego światła, jedynie kontury.
Nie wiem jak, ale byłem przekonany, że ten obiekt wystrzelił tę ‘flarę’ przez pomyłkę. […] Bardzo to dziwne, ale odczucia, których doznałem podczas tej obserwacji były bardzo prawdziwe, jak podczas obserwacji czegoś żywego. Ani na chwilę nie spuściłem ich z oczu i w ogóle nie bałem się, co jest dziwne, bo zwykle czuję przed czymś takim strach, tym bardziej, że byłem pewien, że to na pewno NOL.
Zaczęli ukradkiem zmykać, bardzo powoli lecieli w moją stronę, ale nie prosto na mnie, tylko pod kątem 45 stopni, dzięki temu dobrze sobie ich obejrzałem [odnosząc się do ‘nich’ świadek ma prawdopodobnie na myśli, obcych’, gdyż był przekonany, że to, co widzi, nie jest z tego świata — przyp. aut.]. Ich pojazd był szary, być może biały, ale w nocy wyglądał na szary. Przypominał mi trójkąt ostrokątny. […] W Rzeszowie latem (to było ok. 1 w nocy) jest bardzo cicho. Byli cisi, ale nie bezszelestni. Słychać było, echo’ ich silnika odbijające się od bloków. Sam pojazd, który znajdował się 150 m. ode mnie nie wydawał dźwięku — zostawiał po sobie echo, takie jak samolot ponaddźwiękowy, ale tak jak mówię — to było bardzo ciche, nie głośniejsze od samochodu osobowego i poruszało się z prędkością 10 km/h. Dlatego stwierdzam, że nie był to żaden znany mi samolot ani helikopter.”
Zmiennokształtne UFO nad Hermanową (1984)
Jednym z niezrozumiałych aspektów zjawiska UFO, to magiczna możliwość manipulacji materią i czasoprzestrzenią. Zarówno obiekty jak ich załoganci potrafią być zmiennokształtne, potrafią przyjmować różne formy na oczach zdumionych obserwatorów. Jedna z moich czytelniczek podzieliła się historią, którą przeżyła wraz z rodziną w 1984 roku w okolicy Hermanowej na Podkarpaciu, w której doszło do Bliskiego Spotkania z nietypowym obiektem. Oddajmy głos pani Katarzynie (imię zmienione ze względu na anonimowość świadka)
„To był w Hermanowej, przy wjeździe do wsi od strony Budziwoja, w latach 80-tych. W Przylasku, w młodym modrzewiowym lesie, który rośnie tam do tej pory. Miałam wówczas 9—10 lat. Było to w lecie, na wakacjach. Auto tata zaparkował tam, gdzie dziś w Przylasku jest pętla autobusowa i zeszliśmy w dół drogą do tego młodnika. Rodzice usiedli sobie na ściętym drzewie, kuzynka czymś się zajęła, a ja odeszłam kilka metrów dalej w głąb, pomiędzy te modrzewie. Jak dziś pamiętam, że zaświtała mi myśl — absurdalna — żeby wziąć długi kij i uderzać nim w wierzchołki modrzewi. Tata stwierdził, że taki kołek mnie przewróci, jak widział moją zabawę. Pamiętam, że postanowiłam podejść do konkretnego drzewka i wycelować tym kołkiem centralnie w czubek. Trochę się z tym męczyłam, bo coś tam powiewało, ale zaczęłam w ten czubek trafiać.
I jak popatrzyłam w niebo to mnie zatkało: nad tym modrzewiem, jego czubkiem znajdowała się, ale na niebie metaliczna, tkwiąca nieruchomo kula, świecąca się metalicznym blaskiem. Pamiętam, że zaczęłam wołać rodziców, żeby tam przyszli. Wyrzuciłam ten kołek i nasza czwórka patrzyła na to coś. Tata żałował, że nie ma lornetki, mama spanikowała i chciała uciekać. To potem zaczęło wirować, zataczać małe kółka, ale cały czas było nad nami. Potem zaczęło zmieniać kształt — z tej kuli zrobiło się parówką, a potem trójkątem. Cały czas było metaliczne, jasne i fruwało nad nami. Patrzyliśmy na to na pewno z 10 minut, jak nie dłużej.
Tata stwierdził, że to nie jest samolot. Mówił, że może jakiś balon meteorologiczny. Mama chciała wracać do samochodu, a kuzynka stwierdziła, że to pewnie ufoludki. Fakt, że było trochę nieprzyjemnie — w tym lesie nie było nikogo oprócz nas. Wyszliśmy na główną drogę i poszliśmy do samochodu. To jakieś 200 — 300 m. pod górkę. Tak w połowie drogi obejrzeliśmy się — to nam towarzyszyło, wyglądało, jakby szło razem z nami. Było znowu kulą, świeciło się metalicznie. Wtedy żeśmy szybko dopadli auta i wsiedli. To coś postało chwilę i odleciało w kierunku Lubeni, w stronę tych górek, co dziś stoi Splendor. Widzieliśmy to z samochodu, bo las był jeszcze niski i nie zasłaniał widoku, tak jak dziś. Potem chyba z 2 tyg. nie jeździliśmy do Przylasku. Nawet dziś, jak mijam to miejsce, to mam dziwne wrażenie. Nie chodzę tam na grzyby, a mój mąż, który zna tę historię, mówi że przesadzam’’.
Obserwacja dotyczyła Bliskiego Spotkania Pierwszego Stopnia CE-I z uwagi, iż odległość świadków względem obiektu wynosiła około 100 metrów. Obiekt o powierzchni sprawiającej metaliczną miał średnicę pomiędzy 2,5—3 metrów średnicy.
„To coś było kulą, metaliczną, chyba odbijało światło, bo momentami raziło w oczy. On mógł mieć 2,5 — 3 m. tam była ścinka drzew, więc to mogło stamtąd pochodzić. Kula była centralnie nad wierzchołkiem tego modrzewia, co w niego uderzałam. Pamiętam, że bardzo chciałam uderzyć w ten czubek i jak to zrobiłam, to TO dostrzegłam i narobiłam wrzasku, że coś wisi. Wydaje mi się, że to mogło być tak do 100m. nad nami, bo tata komentował, że samoloty to tak nisko nie latają. Z perspektywy lat wydaje mi się, że To ściągnęło mnie myślami — nigdy przedtem nie bawiłam się w taki sposób, chyba że strącałam orzechy w ogrodzie dziadka. Tak strasznie chciałam w ten czubek uderzyć i jak to zrobiłam, to zauważyłam to coś’’.
Najciekawsze było to, że obiekt zmienił swoją formę z kuli, na „parówkę” a następnie trójkąt. Niestety samych przemian świadkowie nie zauważyli.
„Potem widzieliśmy już trójkąt — być może skupiliśmy uwagę na chwilę na mamie i to się wtedy zmieniło. Kolor i jasność nie. Pamiętam, że ten trójkąt był skierowany jednym wierzchołkiem do dołu i ustawiony był tak z boku pod kątem. Zostawiliśmy obserwację i poszliśmy do auta, zaparkowanego w rejonie dzisiejszej pętli i przystanku. Z tamtego miejsca to jakieś 200—300m. Tak w połowie drogi żeśmy przystanęli — to było dalej widoczne, teraz jako kula i wyglądało jakby się przesuwało nad początek tego lasku modrzewiowego. Odnieśliśmy wrażenie, że idzie z nami”.
Całe zdarzenie trwało około 10 minut po czym obiekt wycofał się w kierunku lasu i przemieścił w kierunku Lubeni w kierunku zachodnim. Zastanawiające jest to, że w tamtym okresie wspomniany lasek był niezbyt duży, drzewa nie wysokie, zatem dwie dorosłe osoby powinny zauważyć obiekt znacznie wcześniej, tym bardziej, że zawisał około 100 metrów nad laskiem, błyszcząc się w promieniach słońca.
Zdarzenie z Hermanowej potwierdza aspekt zmiennokształtności UFO, które w niezrozumiały dla nas sposób potrafi takie rzeczy czynić.
UFO nad Baranówką
Na terenie miasta Rzeszowa występują dwa obszary, na których częściej niż gdzie indziej dochodzi do obserwacji UFO. Są to osiedla Baranówka oraz Nowe Miasto, w których doszło do bardzo wielu niezwykłych zdarzeń, które są opisane w dalszej części książki. Na Baranówce w 1983 r. pewna mieszkanka zaobserwowała z okna na czwartym piętrze świetlistą pomarańczową kulę, o czym tak pisała do mnie w liście z jesieni 2010 r.:
„Kulę czerwono — pomarańczową widziałam z okna mieszkania na 4. piętrze, na wysokości korony drzewa. Wielkością odpowiadała około połowie tej korony. Nie pamiętam pory roku, ale na pewno zdarzenie miało miejsce między styczniem a czerwcem 1983 r. Był już wieczór. Kula wisiała nieruchomo, nie zmieniała koloru. Obserwowałam ją jakieś pół godziny, potem musiałam skupić uwagę na małym dziecku. Mimo to kątem oka zerkałam w stronę okna. Za którymś razem stwierdziłam, że kula jest mniejsza. Znikała bardzo powoli, nie mam pewności, czy się kurczyła, czy oddalała. Nie miałam żadnego punktu odniesienia — wtedy były tam tylko pola i tory kolejowe. Znikanie trwało co najmniej godzinę. Nie wiem, czy ktoś jeszcze to widział. Na drugi dzień powiedziałam o tym mężowi. Popatrzył na mnie z politowaniem…”
Rejestracja na miejscu zdarzenia wykazała, że obiekt był oddalony o ok. 450 m. od obserwatorki (w takiej odległości znajdują się wspomniane drzewa) i miał jakieś 2—3 m. średnicy. Ciekawostką jest, że niedaleko przebiega linia wysokiego napięcia i linia kolejowa (jakie to ma znaczenie, o tym dowiecie się Państwo z dalszej lektury).
Podobny obiekt widział też inny mieszkaniec Baranówki latem 1986 r., tuż po zachodzie słońca, ok. 20:00—20:30. Jako ośmiolatek przebywał on z matką na balkonie, kiedy spostrzegł w kierunku zachodnim, na wysokości kątowej ok. 20 stopni, poruszającą się wielką kulę światła o czerwonej barwie, która przemieszczała się z południa na północ. Obiekt był wielkości księżyca w pełni i znajdował się prawdopodobnie kilka kilometrów dalej, w okolicach miejscowości Kielanówka. Po ok. dwóch minutach obiekt zmienił barwę na pomarańczową, po czym zniknął za pobliskim blokiem.
Należy pamiętać, że w PRL-u nie zawsze przychylnie patrzono na temat UFO i (tak jak dziś) ludzie często obawiali się mówić publicznie o swoich doświadczeniach. Ponadto w regionie nie było żadnej organizacji ufologicznej mogącej zbierać podobne relacje. Dopiero po 1989 r. prasa nieco łaskawszym okiem spoglądała na doniesienia o dziwnych zjawiskach widzianych przez Rzeszowian, czego przykładem może być poniższa notka zamieszczona w Nowinach:
„Grażyna Piotrkowska ok. godz. 23:30 w środę 26 sierpnia po północnej stronie nieba nad blokami Baranówka IV zauważyła wyraźne błyski w kolorach liliowo-zielonych mające u podstawy jakby jądro oświetlone intensywną jasnością. Obserwacja trwała około 20 minut. Według świadka nie była to UFO lecz zorza”. (Nowiny, nr 169, 28 sierpnia 1992)
Co ciekawe, kilkanaście minut później dziwne zjawisko widział też pan Władysław Piestrak, który relacjonował: „Kilka minut po północy wyszedłem na balkon i po wschodniej części nieba, przesłoniętej częściowo rzadkimi chmurami, bezgłośnie przesuwał się dziwny świecący obiekt. Miał kształt jakby dwóch ‘księżyców w pełni’ złączonych także świecącą tuleją (rurą) i leciał bardzo szybko, z południa na północ, kryjąc się za chmurami. Kształty tego zjawiska były bardzo regularne.”
Przy okazji tych dwóch wydarzeń warto wspomnieć o innej obserwacji, która miała miejsce parę godzin później (już 27 sierpnia) w Krośnie: „W czwartek po północy zajechałem właśnie pod swój dom samochodem, kiedy mimowolnie po wyjściu z auta obejrzałem się na północ, w kierunku Rzeszowa. Na niebie wyraźnie zobaczyłem pulsujące światło, które kryło się i wyłaniało zza rzadkich chmur. Ale to coś wyraźnie błyskało, jakby ktoś nad chmurami spawał w nocy. Przyglądałem się temu przez kilkanaście, a może nawet i 20 min., gdyż widok był wspaniały — mienił się różnymi kolorami i z poszarpanymi chmurami tworzył niepowtarzalną scenerię.”
Wszystko wskazuje na to, że w podobnym przedziale czasowym w Rzeszowie i okolicach doszło do manifestacji zjawiska, które można określić mianem „UFO”, choć redaktorzy Nowin próbowali tłumaczyć to… (uwaga) przelotem ptaków.
Czarny spodek na Baranówce (1996)
W 1994 r. dwie osoby zamieszkałe przy ul. Staszica oraz Nowym Mieście, zaobserwowały to samo dziwne zjawisko. Późną jesienią, ok. 1 w nocy, pewna kobieta zauważyła coś dziwnego w okolicach zakładów WSK: „Z kierunku WSK przybliżała się pomarańczowo — czerwona kula, dość dużej wielkości, która była coraz bliżej mojego bloku. W mieszkaniu, w którym panowała ciemność, ściany wydawały się lekko oświetlone na czerwono. Obiekt był duży — miał kilka metrów. Gdy oddalał się, wykonywał falowane ruchy, zmieniał barwę na jasną. Obserwacja trwała ok. godziny, po czym poszłam spać.”
Zdarzenia typu CE-1, kiedy obiekt/zjawisko jest nie dalej niż 200 m od obserwatora, są niewątpliwie jednymi z najciekawszych spraw, jakie zna ufologia. Do tej grupy zalicza się kolejny incydent z Baranówki, który wydarzył się w sierpniu 1996 r. Świadkiem zdarzenia był Grzegorz, 18-latek, który słuchał w swoim pokoju muzyki z cicho grającego radia. W pewnej chwili, między 23:00 a 23:30, przez uchylone okno usłyszał dość głośny dźwięk, który przypominał „odgłos samolotu odrzutowego”
Nieco zdziwiony tym młody mężczyzna postanowił podejść do okna i sprawdzić, co to. Wydawało mu się mało możliwe, aby samoloty wojskowe przelatywały nad blokami późną nocą. Patrząc przez szybę (jego mieszkanie mieściło się na drugim piętrze) zobaczył coś, co absolutnie go zaskoczyło. Nie był to żaden aeroplan, tylko „obiekt”, który przypominał typowy „latający spodek” z widoczną w centralnej części „kopułą”.
Powierzchnia NOL-a była czarna i matowa, choć wydawało się, że w kopułce widać odblaski nocnych świateł ulicznych. Obiekt przemieszczał się niezbyt szybko, na wysokości kątowej ok. 20 stopni, z kierunku północno — zachodniego na południowy — wschód, lecąc jakieś 60 m. nad ziemią. Obserwator mógł dobrze mu się przyjrzeć, gdyż znajdował się zaledwie 150 m. dalej.
Co ciekawe, zapamiętał, że z tylnej części UFO coś wystawało, choć porwany przez emocje, nie mógł dokładnie określić, co to było. Stwierdził, że było to coś podobnego do „spojlera”, na którym błyskały małe czerwone światełka. Oprócz nich obiekt posiadał jeszcze jedno niebieskie światło z tyłu oraz białe w środkowej części. Wszystkie światła poza białym migały z podobną częstotliwością, jak w samolotach.
Przeprowadzając wywiad ze świadkiem ustaliłem, że widziany obiekt posiadał wielkość pozorną ok. 4 stopni. Z obliczeń wynikało, że UFO mogło mierzyć ok. 10 m rozpiętości poziomej i ok. 3 m wysokości. Najdziwniejsze było jednak to, że gdy obiekt znikł, urwał się emitowany przezeń dźwięk. Całe zdarzenie trwało zaledwie jakieś 10 s.
Nagłe znikanie to jedna z cech charakterystycznych spotkań z obiektami UFO. Owa dziwna zbieżność wiąże się także ze wspomnianymi wcześniej liniami wysokiego napięcia. W przypadku spodka z Baranówki ustaliłem, że w rejonie obserwacji przebiegają słupy z linią 110 kV, które są oddalone o ok. 200 m. od bloków. Taki sam dystans dzieli również miejsce zniknięcia obiektu o dużej rozdzielni prądu. Z kolei jakieś 2 km dalej leży elektrociepłownia w Załężu.
Piszę o tym, bo przez lata zauważyłem, że NOL-e mają również tendencję do pojawiania się w sąsiedztwie dużych zakładów przemysłowych. Długoletnie badania i analizy doprowadziły mnie do wniosku, że oprócz tego obiekty UFO pojawiają się w pobliżu linii stacji transformatorowych, rozdzielni prądu i innych źródeł napięcia.
Świadkami „dematerializacji” UFO były też dwie nastoletnie uczennice z Rzeszowa w 1997 r. Niestety, o przypadku tym wiadomo niewiele. Informacje na jego temat przesłał mi ufolog z Gorlic, Adam Szymański, ale o wartości tej relacji czytelniku zadecyduj sam:
„Pewnego marcowego popołudnia, była godz. 17:30. Wybrałam się z moją najlepszą koleżanką na spacer, to był piątek, piękny słoneczny dzień. Co tydzień spotykamy się o popołudniowej porze i opowiadamy sobie rożne rzeczy.
Idąc w stronę ul. 3-go Maja w Rzeszowie, w pewnej chwili moja przyjaciółka krzyczy do mnie: Patrz, patrz… na niebo. Ja spojrzałam na nią i mówię: „Co ty, zgłupiałaś?’’ Ona jednak patrzyła, więc i ja mimo woli spojrzałam w niebo… i spojrzałam jeszcze raz i zobaczyłam to, coś’. Do tej pory nie wiem, co to dokładnie było. To nasze, coś’ było w kształcie, nie wiem, może ten rysunek zdoła to wytłumaczyć.
Stałyśmy przez ok. 10 min. i jak głupie wpatrywałyśmy się w niebo. Przez ok. 30 s. to coś stało na niebie, jak samochód, który stoi na czerwonym świetle. To dlatego dokładnie zapamiętałam ten pojazd. Pionowo do ziemi świeciły od dołu tego pojazdu (można powiedzieć, kosmicznego’) białe wyraźne lampy, a także pionowo do ziemi szły dwie jasnoróżowe smugi. Kolor był taki piękny, że nawet dzieci nie mają koloru takiej kredki.
Po 30 s. zaczęło to nasze coś’ przesuwać się po niebie, powoli, po czym znikło. Charakterystyczny był także odgłos silnika. Można było porównać go do starej wirnikowej pralki. Idąc dalej zastanawiałyśmy się, co to mogło być. Nie samolot, bo po pierwsze, leci wysoko, a to coś leciało nisko, a po drugie samolot, że tak powiem, ciągnie’ białą smugę za sobą, a te smugi naszego pojazdu padały pionowo do ziemi. Helikopter też to nie był. […] Gdy przyszłam do szkoły i opowiedziałam tą historię, wszyscy się śmiali, ale chłopak mojej koleżanki z klasy też to widział, więc są już trzy osoby, a to śnić się nam nie mogło.”
Sylwestrowe UFO na wideo (1997)
Dosłownie w ostatnich minutach 1997 r. wielu mieszkańców Rzeszowa miało niezwykłą okazję obserwacji jasnego punktu tkwiącego nieruchomo na niebie. Mało tego, dziwny obiekt został utrwalony na filmie przez trzech niezależnych obserwatorów, którzy filmowali go z różnych punków w mieście i okolicach. Były to czasy, kiedy nikt nie słyszał o „chińskich lampionach”, które dziś często wypuszcza się w Sylwestra.
Dwóch Rzeszowian, Jan Skroban i Maciej Robert, postanowiło filmować ze Wzgórza św. Rocha w Słocinie (peryferyjnej dzielnicy miasta) sylwestrowy pokaz fajerwerków. Widok był znakomity, a leżący w dole Rzeszów wyglądał imponująco w świetle nocnych świateł. Wystarczyło poczekać na odpowiednią godzinę, ale ok. 23:30 zaczęło się dziać coś dziwnego… Pan Jan, siedząc w aucie, dostrzegł w kierunku północno — zachodnim świetlisty obiekt o białej barwie, który pojawił się wysoko na niebie, dokładnie nad miastem.
NOL świecił jaskrawym, pulsującym światłem i był widoczny przez ok. 10 s., po czym zgasł jak wyłączona żarówka. Niestety, mimo prób nie udało się go sfilmować, choć pozostawał doskonale widoczny na bezchmurnym wówczas niebie. Jednak po kilku minutach, ok. 23:50, obiekt pojawił się znowu. Ponieważ wiele ludzi miało kamery VHS w pogotowiu, udało się uchwycić jego przelot. Na filmie widać, że wygląd i zachowanie UFO odbiega od eksplodujących na znacznie niższym pułapie fajerwerków.
Po ok. 40 s świetlisty obiekt znikł — „jakby zapadł się w sobie” — mówił jeden ze świadków. Kula sfilmowana została jeszcze dwukrotnie: na filmie z godz. 0:20, wykonanym z 25-krotnym zbliżeniem, wyraźnie widać w jej centrum ciemny punkt i rozchodzące się po powierzchni „pierścienie”. Obiekt wyraźnie pulsował pomarańczowym światłem, po czym znowu znikł, jakby wygasając i powoli zanikając.
Ten sam lub podobny obiekt pojawił się 10 min. później nad lasem koło Słociny, pulsując przez kilka sekund jasnym światłem, po czym znikł. Świadkowie nie nagrali jednak już tej manifestacji, gdyż spakowali kamery i szykowali się do odjazdu. Jednak jak wynika z publikacji Nowin, świetlisty obiekt widziało tamtej nocy jeszcze wielu innych świadków: „Pani Joanna mieszkająca na osiedlu przy ul. Lubelskiej: — Było gdzieś ok. północy, to światło znajdowało się w zdecydowanie innym miejscu niż rozbłyskujące fajerwerki.” Inna obserwatorka, mieszkanka Baranówki, relacjonowała: „Coś takiego zauważyłam od strony wschodniej. Niezwykłe! Bardzo ładna złota kula, wysoko ponad blokami.”
Jakiś czas później wyszło na jaw, że sylwestrowego NOL-a sfilmowały jeszcze dwie inne osoby z Rzeszowa. Obszerne informacje na ten temat zamieszczono w kolejnych wydaniach Nowin, podając nazwiska świadków. Dzięki temu w 2001 r. dotarłem do 19-letniego Artura Branasa z Nowego Miasta, który ok. 23:45 zwrócił uwagę na dziwny i nieruchomy punkt na niebie, który wydawał się pulsować. Obiekt nagle pojawił się na północno — zachodniej części nieba. Pan Artur postanowił uwiecznić zjawisko przy pomocy swojej niewielkiej kamery, stojąc na balkonie, skąd w towarzystwie rodziny obserwował całe zajście.
Jego nagranie trwa 40 s, a obiekt jest wyraźnie widoczny na wysokości horyzontalnej ok. 50 stopni, jednak potem znikł, jakby zgasił swoje światło. Prawie 20 min. po północy 19-latek nagrał NOL-a po raz drugi, tym razem w większym zbliżeniu. Kula była wielkości ćwierci tarczy księżyca w pełni.
Kolejny materiał filmowy został zarejestrowany przez Waldemara Kopcia w okolicach Zakładów WSK. Świetlista kula, według jego słów, unosiła się dokładnie nad centrum miasta.
Oczywiście sprawa szybko nabrała rozgłosu w lokalnych mediach, które uznały UFO za „fajerwerk” czy „racę” — możliwości, które szybko udało się wykluczyć. Na łamach Nowin z 12 stycznia 1998 r., organizator pokazu pirotechnicznego zaprzeczył, że sfilmowany obiekt miał cokolwiek wspólnego ze sztucznymi ogniami. Raca, a dokładniej, marynarska raca w opinii kpt. Ryszarda D. — dowódcy kompanii saperów w Rzeszowie, również nie mogła wchodzić w grę. Zwyczajnie nie posiadano jej na składzie, zaś rac oświetleniowych wówczas nie odpalano.
Niebawem okazało się jednak, że racę marynarską przed północą odpalił tamtego dnia Zdzisław Michno z Krasnego, jednak mogła ona świecić maksymalnie przez kwadrans — poinformował mężczyzna na łamach Nowin. Czy tłumaczy to serię obserwacji jaskrawej kuli? Według mnie nie.
Raca została wystrzelona z okolic Krasnego — 3 km na wschód od Rzeszowa, zaś UFO obserwowane było w zupełnie innym kierunku. Zakładając, że odpalono ją ok. 23:50 (o czym świadczy materiał z trzech różnych kamer), powinna zgasnąć pięć minut po północy. Tymczasem dziwne światło widziano znacznie wcześniej (o 23:30), jak i później — w 19 i 30 minucie Nowego Roku. Doc. Roman Ampel — rzeszowski astrofizyk — wykluczył, aby zjawisko miało charakter astronomiczny. Wszystko wskazuje zatem na to, że był to obiekt niezidentyfikowany i dający się zaliczyć do kategorii NOL.
Co ciekawe, nocne światło widziano również w oddalonym o kilka kilometrów na południe od Rzeszowa Chmielniku. 15 stycznia 1998 r. wspomniały o tym Nowiny, powołując się na relację Grzegorza Kołodzieja: „Pan Grzegorz Kołodziej, który zatelefonował do nas z Chmielnika, twierdzi, że trzy razy widział obiekt przypominający mu ten zamieszczony na zdjęciach w piątkowych Nowinach”. Pierwszy raz w grudniu — wówczas nie przywiązał do tego wagi. Kiedy jednak znów zauważył dziwne światło, dwa dni przed Wigilią, zwierzył się ze swojego odkrycia żonie. Jednostajne żółte światło, idealnie okrągłe, widział jak twierdzi ostatniego wtorku ok. 23:14. „Leżałem w łóżku, pewnej chwili to się pojawiło za oknem. Bardzo szybko przeleciało. Ile to trwało? Może 2—3 s.”
Czy możliwe, że w grudniu 1997 r., przed słynną sylwestrową manifestacją UFO, w okolicach Rzeszowa widziany był ten sam obiekt? Niestety, pan Grzegorz był niechętny w dzieleniu się informacjami. Kilka miesięcy później zagadkowe kule, tyle że w większej ilości, znowu wróciły nad Rzeszów.
W maju 1998 r., ok. 4:00, 14-letni Mirosław z Nowego Miasta, spożywając posiłek przed wyjściem na trening na stadionie, zauważył przez okno osiem białych kul w południowo — wschodniej części nieba. Znajdowały się na wysokości horyzontalnej ok. 20 stopni. Nie były to „perfekcyjne kule” — świadek podkreślił, że zdawały się lekko zniekształcone. Obiekty znajdowały się kilkadziesiąt metrów nad pobliskimi domami w odległej o 3 — 4 km Słocinie.
Kuliste światła znikały po dwie i po chwili pojawiały się nieco dalej obok pozostałych (powtarzało się to w odstępach trzy — sekundowych). Niestety, obserwator nie był w stanie podać, czy obiekty tworzyły konkretny układ. Po blisko półminutowej obserwacji postanowił podejść do kolegi mieszkającego klatkę dalej, aby mu to pokazać. Rozmyślił się zorientowawszy, że jest czwarta rano. Zajęty, do obserwacji wrócił dopiero po kwadransie, kiedy świetlistych NOL-i już nie było…
Milenijna fala UFO
Prawdziwa fala obserwacji UFO zaczęła przetaczać się przez Rzeszowszczyznę od lipca 2000 r. Wtedy we wsi Kielanówka pojawił się pierwszy piktogram zbożowy w Polsce, który łączono z dużą liczbą zgłoszeń na temat niezidentyfikowanych obiektów. Sprawę kręgów i towarzyszących im obserwacji z Kielanówki i Nosówki przedstawię w dalszej części książki. Teraz przyjrzyjmy się kolejnym obserwacjom ze stolicy Podkarpacia, które miały miejsce w tym „gorącym” okresie.
1 lipca 2000 r. mieszkaniec osiedla Pobitno w Rzeszowie, wychodząc na balkon zauważył ok. 20:00 niewielki kulisty obiekt, który wydawał się unosić nad Słociną. NOL wykonywał na niebie dziwny „taniec”, który wykraczał poza możliwości samolotów. Obiekt wkrótce znikł, ale świadkowi udało się wykonać jego zdjęcie. W powiększeniu widać, że to pomarańczowa kula, nieco rozmazana, zapewne przez dużą prędkość.
W 2010 r. dotarłem do niezwykłego przypadku CE-1, który miał miejsce w lipcu 2000 r. w Węgliskach — kilka kilometrów na wschód od Rzeszowa. Do zdarzenia doszło ok. 2:00 w nocy, kiedy trzy nastolatki wracały do domu na rowerach. Gdy były zaledwie 30 m od pobliskiego kościółka, nie wiadomo dlaczego zatrzymały się i zeszły z rowerów. W tej samej chwili, kilkanaście metrów nad świątynią, pojawił się nagle zdumiewający obiekt, o którym tak mówiła uczestniczka tych wydarzeń, pani Iwona:
„To był taki rozświetlony, żółty rażący odblask, na nim były te kulki. Na pewno były czerwone i tak nierównomiernie ‘rozsypane’. Dużo ludzi wracało wtedy z dyskoteki — był ruch, a nagle ten ruch zanikł — była niesamowita cisza, wszystko stanęło w miejscu. Tak nas zamurowało, że nie wiemy, ile to trwało. To był lęk, żadna z nas nie mogła przemówić — niesamowity strach. Tyle tylko pamiętam. Wiem też, że bałam się wrócić do domu, że nie zastanę w nim rodziców, tylko kogoś obcego. Po obserwacji obiektu bardzo bałyśmy się i bardzo szybko jechałyśmy do domu. Dla nas to zjawisko nie było normalne.”
Z ustaleń, które przeprowadziłem wynikało, że UFO, które według świadków miało owalny kształt, mogło mieć 10 — 15 m. długości i wymiarami znacznie przewyższało budynek kościoła. Pani Iwona była tego pewna. Na powierzchni obiektu widniały chaotycznie rozmieszczone czerwone kule. Obiekt tkwił nieruchomo niczym „hologram”, choć potem, według opowieści kobiet, nagle wystrzelił w górę i znikł na niebie. Najdziwniejsze było to, że mimo intensywnego blasku bijącego od NOL-a, jego sąsiedztwo tonęło w mroku nocy. Ciekawa jest również niepokojąca cisza towarzysząca incydentowi, która w ufologii znana jest jako „czynnik Oz”, podczas którego, z nieznanych przyczyn, otoczenie zamiera, a świadek jest „wycięty” z rzeczywistości.
Pierwszy dzienny film (2000)
25 lipca 2000 r., ok. 19:20, mieszkaniec Nowego Miasta podszedł do okna swojego mieszkania mieszczącego się na piątym piętrze, aby nagrać — jak twierdzi — unikatowy kształt chmur. Przy okazji stał się autorem pierwszego rzeszowskiego filmu, którzy przedstawia przelot NOL-a w świetle dziennym. W pewnym momencie w kadr kamery wleciał z prawej strony dziwny czarny obiekt w kształcie „cygara”. Świadek natychmiast skierował swoją kamerę marki SONY (8 mm CCDTR 530E/TR 550 E, zoom 24x) w stronę obiektu.
Na trwającym półtorej minuty nagraniu widać obiekt przelatujący na tle nieba, które miejscami zasłaniały cumulusy. Nie był to ptak, samolot ani balon meteorologiczny. UFO przemieszczało się z południowego — zachodu na wschód. Najciekawszy był jednak sposób, w jaki się poruszało.
Obiekt leciał „bezwiednie”, niczym kołyszący się na wietrze balon, zwrócony w kierunku toru lotu nie jednym z końców (przypominam, że miał kształt „cygara”), lecz długą, poprzeczną powierzchnią! Zdaje się to przeczyć zasadom aerodynamiki, przynajmniej tym, które stosowane są do konstrukcji naszych maszyn latających. Podczas komputerowej analizy nagrania odkryłem, że NOL spowity jest czymś w rodzaju ciemnej poświaty, przypominającej mgłę.
Możliwe, że obiekt obracał się również wokół własnej osi, ponieważ raz na jakiś czas widać w jego środkowej części błyskające jasne światełko (w pewnym momencie pojawiają się nawet dwa). Z kolei kilka sekund przed końcem nagrania, widać wydobywającą się z jego centralnej części smugę jasnożółtego światła. Na podstawie relacji świadka ustalono, że w czasie 90 s. obiekt pokonał ok. 6 km, co wskazuje, że poruszał się z prędkością ok. 304 km/h. Ponieważ NOL leciał w pewnym momencie przysłonięty przez chmury ustaliliśmy, że znajdował się na wysokości ich dolnych partii, czyli ok. 2000 m nad ziemią.
Inny mieszkaniec Rzeszowa przekazał mi szczegóły obserwacji typu CE-1, która zdarzyła się 24 września 2000 r. na Nowym Mieście. Ok. 22:54, obserwując przez lornetkę okolicę zauważył on ciemny obiekt, który przemykał 120 — 160 m. nad blokami. Leciał nieoświetlony i praktycznie niewidoczny, z prędkością ok. 50 — 60 km/h i po ok. minucie znikł. Na rysunku świadka widnieje typowy „latający spodek” z ciemną kopułą pośrodku. Niestety, mężczyzna nie zgodził się na przeprowadzenie wizji lokalnej i spotkanie twarzą w twarz.
Więcej wiadomo o kolejnej niezmiernie ciekawej obserwacji NOL-a, która również została utrwalona na wideo. 1 października 2000 r. pewien Rzeszowianin (który poprosił o anonimowość) obserwował przez lornetkę okolicę, kiedy nagle w oczy rzucił mu się niewielki świetlisty obiekt unoszący się w zachodniej partii nieba.
Wykonane przez świadka nagranie jest nietypowe, bo czarno-białe. Mężczyzna użył do rejestracji małej przemysłowej kamery, która podłączona została bezpośrednio do magnetowidu. Z kolei do kamery przystawiona była na statywie lornetka 30 x 70, która spełniała rolę zoomu. Mimo to film jest bardzo ciekawy, a wręcz unikalny, gdyż UFO unosiło się nad miastem przez… 180 min., wzrokowo pozostając ledwie widoczne. W międzyczasie zmieniało pozycję, choć bardzo powoli.
Co najlepsze i najbardziej kontrowersyjne, na filmie widać, że obiektem tym zainteresował się samolot wojskowy, który zbliżał się do NOL-a kilkakrotnie, pozostawiając za sobą smugę kondensacyjną, co wskazuje, że znajdował się na wysokości ok. 10 tys. m nad ziemią. Filmowany obiekt był jednak znacznie wyżej.
Kula w kolorach tęczy oraz inne sprawy (2001)
Kolejne dziwne zjawisko, które mieli okazję podziwiać Rzeszowiacy i które udało się sfotografować, dotyczy pojawienia się kuli emanującej kolorami tęczy. Według świadków NOL pojawił się 13 maja 2001 r. między 18 a 19. Kula wielkości słońca, początkowo jasna, zaczęła mienić się wieloma kolorami. 16 maja 2001 r. w Nowinach pojawił się artykuł zawierający relację obserwatorów tego przedziwnego incydentu:
„Teresa Ptaszek o godz. 18:30, w niedzielę, wraz z mężem i 12-letnią córką samochodem wracali z Sokołowa do Rzeszowa. ‘Zauważyliśmy kawałek tęczy na niebie. Była bardzo dziwna, bo nie miała początku, ani końca’ — opowiada.” Inny świadek, mieszkaniec Słociny, relacjonował: „Wszystko trwało ok. pół godziny. Przez kilkanaście minut na niebie wisiała świetlista kula przypominająca drugie słońce, trochę słabiej świecące. Potem z niej wysunęły się kolorowe pasy w barwach tęczy.”
Zaskoczę państwa. To nie UFO. To bardzo rzadko spotykane zjawisko pogodowe. Z pewnością, gdyby informacja o tym trafiła do Internetu (który był jeszcze wtedy w powijakach) mielibyśmy niemałą sensację, ale cóż. Nie wszystko UFO, co się świeci — przekonałem się nieraz…
Z Rzeszowa pochodzi też kilka przypadków, które opierają się identyfikacji. Jeden z nich wydarzył się latem 2008 r. tuż obok obwodnicy. Był pogodny upalny dzień, dlatego obserwatorki tego zdarzenia wyszły na dach domu, aby się poopalać i wtedy „zauważyłyśmy coś dziwnego na niebie. Zwróciliśmy na to uwagę, bo było dość duże i błyszczące”.
Obie dziewczyny zauważyły w kierunku zachodnim, na wysokości ok. 80 stopni, obiekt, który wyglądem znacznie odbiegał od samolotów. Porównały go do „łezki” o metalicznej, srebrnej powierzchni, która odbijała światło słońca. Co ciekawe, jakieś 2 — 3 km za obiektem widać było również dwa samoloty.
Według relacji, obiekt początkowo poruszał się powoli, po czym zatrzymał się na kilka sekund, aby potem wystrzelić z niewyobrażalną prędkością w kierunku południowo — zachodnim, w stronę akademików, znikając obserwatorom z pola widzenia.
Zaćmienie księżyca i UFO (2004)
Na początku maja 2004 r. lokalne media podały, że mieszkaniec Rzeszowa sfotografował przy pomocy aparatu cyfrowego UFO nad centrum miasta. Oto jak SuperNowości (nr 89, 7—9 maja 2004) opisywały to zdarzenie:
„ — Chciałem sfotografować zaćmienie tarczy księżyca, które miało miejsce właśnie w nocy z wtorku na środę, z 4 na 5 maja — mówi 26 — letni rzeszowianin, Jakub Puszkarewicz, student informatyki i ekonometrii w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania. — Fotografowaniem zajmuję się amatorsko, zdjęcia robię cyfrowym aparatem FUJI S 602. Ustawiłem aparat na statywie, na balkonie mieszkania na 4. piętrze przy ul. Broniewskiego. Zobaczyłem jednak, że w przeciwieństwie do księżyca, dobrze widoczna jest tylko pięknie oświetlona rzeszowska starówka. Dlatego postanowiłem jej właśnie zrobić kilka ujęć. Na małym wyświetlaczu aparatu pełny efekt pracy pana Jakuba nie jest dobrze widoczny. — Dopiero, gdy przegrałem zapis z aparatu na komputer i obejrzałem zdjęcie na monitorze, zobaczyłem coś, co mnie bardzo zaciekawiło i podekscytowało. To „coś” znajduje się na niewielkiej wysokości, pomiędzy Pomnikiem Walk Rewolucyjnych i wieżami kościoła bernardynów. Na zbliżeniu widać owalny kształt czegoś przypominającego dziecięcą zabawkę, tzw. bąka.”
Z rozmowy z autorem wynikało, że podczas wykonywania zdjęcia, nic szczególnego nie zauważył, nie wystąpiły także żadne anomalia typowe dla spotkań z UFO. A może wcale żaden NOL nie wchodził w grę?
Oprócz mnie sprawą zainteresował się rzeszowski meteorolog, Jan Lucjan Wyciślak, który starał się wyjaśnić powstały na zdjęciu efekt odbiciem promienia świateł we mgle. Było to w zasadzie możliwe, ale wstępna analiza wykonana przez pana Wyciślaka i mnie wykazała, że nie chodzi tu o typowe odbicie na chmurach, które tej nocy były bardzo nisko. Może było to jednak odbicie promieni latarni ulicznych na soczewkach aparatu? Pan Jan wykluczył taką możliwość, a i ja miałem podobny pogląd. Wkrótce przekazał mi on e-mailem wiadomość, że tamtego dnia radary na lotnisku w Jasionce niczego nie wykryły, ale nic dziwnego — obiekt, jeśli nie był jedynie efektem fotograficznym, znajdował się na pułapie poniżej 100 m., a tego radary nie mogły już wychwycić.
Pojawił się jednak pewien problem. W noc, kiedy wykonano zdjęcie, radary były… „ślepe”. O godzinie 02:09 nagle przestały działać z nieznanych przyczyn, które — jak dowiedział się pan Jan — były wynikiem „silnych skoków napięcia”, co spowodowało wyłączenie urządzenia. Nie mogła tego spowodować burza, bo takiej w promieniu pół tysiąca km nie odnotowano. Oczywiście nie ma bezpośrednich podstaw, czy można było łączyć to z UFO, gdyż nadal mieliśmy wiele wątpliwości co do fotografii.
Ustaliliśmy, że na pewno nie jest ona fotomontażem, ani błędem aparatu. Pan Jan ocenił wielkość pojazdu na ok. 15 m. Mnie to jednak nie dawało spokoju, bo zdjęcie było zbyt „idealne”. Sądziłem, że może być to jednak wynik odbicia światła jednej z latarni. W ufologii trzeba jednak od razu korygować wszelkie niedopowiedzenia i błędy. Przeglądając jakiś czas później internetowe forum przypadkowo zobaczyłem na jednym ze zdjęć obiekty identyczne jak to z fotografii Puszkarewicza. Ich autor twierdził, że efekt ten powstał w wyniku odbicia świateł z rzeszowskiego stadionu.
Inteligentna kula nad blokiem (2000)
Często zdarza się tak, że ludzie zwlekają z relacjonowaniem swoich obserwacji. Powody są mnogie, choć osobiście uważam, że główną rolę grają obawy o reputację. Tak było z historią opisaną poniżej, a jest ona szczególna. Po pierwsze, obejmowała obserwację obiektu z bardzo bliskiej odległości, a po drugie, udało się wykonać zdjęcie. Oddajmy jednak głos świadkowi — mieszkance Baranówki:
„Było to w 2000 r., któryś dzień przed świętami Bożego Narodzenia, godziny wieczorne, nie pamiętam dokładnie [godziny] — od 18. do 20. Spojrzałam przez okno (nie mam firanek). Po niebie przesuwało się światło i pomyślałam, że to samolot. Czasami obserwuję, jak lecą na lotnisko w nocy, albo w dzień, jak wznoszą się i znikają w chmurach… Lecą na lotnisko z lewej strony, zniżają lot do Jasionki, na prawo. Tak widzę to z mojego okna (czwarte, ostatnie piętro mojego bloku).
Pomyślałam, że trochę za nisko leci i nie ma pulsującego czerwonego światełka, ale za chwilę wróciło to światło, po lewej stronie bloku, jakby pojawiło się zza niego, na wysokości ostatniego piętra. Pomyślałam wtedy, że to może studenci z Politechniki ćwiczą ewolucje na jakimś małym samolocie i będą podchodzić do lądowania na Jasionce. Ale to światło zaczęło się bardzo szybko poruszać po niebie, w lewo, w prawo, wykonywać jakieś ewolucje, w tym poziome ósemki, na lewo od bloku.
Zaintrygowało mnie to. Wzięłam szybko aparat (Minolta). Nie przypuszczałam, że da się sfotografować. Trudno było zrobić zdjęcie. Światło bardzo szybko się poruszało… i przesuwało w lewo. Nagle zauważyłam, że na niebie, od lewej strony, pojawiło się drugie światło. Nie wykonywało tych ewolucji, ale zbliżyło się szybko do tego pierwszego i w pewnej odległości od siebie zaczęły się oddalać razem, na wprost od mojego okna, w kierunku Mirocina. Nie pamiętam, jak długo to trwało.
Po wywołaniu filmu poszłam nawet pod ten wieżowiec, żeby zapytać mieszkańców ostatniego piętra, czy niczego nie zauważyli, ale zabrakło mi odwagi. Później, nie pamiętam ile miesięcy później, słyszałam w jakiejś audycji nocnej, jak zadzwonił słuchacz (nie pamiętam skąd) i opowiadał, że widział takie kule w nocy z okna wieżowca, chyba z 10. piętra.”
Z panią Moniką (przyjmijmy, że tak świadek ma na imię) przeprowadziłem kilka rozmów telefonicznych, a w lipcu 2009 r. spotkałem się z nią w Rzeszowie, otrzymując dwa zdjęcia. Nie dowiedziałem się wiele ponad to, co zostało powyżej opisane (niestety część detali poszła w niepamięć). Znałem jednak to miejsce, gdyż wcześniej miały tu miejsce inne incydentu z udziałem NOL-i.
Z przeprowadzonej rejestracji wynikało, że najpierw kobieta zauważyła nieduże światło w kierunku wschodnim. Było jasne, podobne do świateł samolotu. Najprawdopodobniej poruszało się w stronę bloku przy ul. Mikołajczyka, gdzie mieszka świadek. Po chwili obiekt niespodziewanie „wyłonił się zza wieżowca, który jest oddalony o ok. 50 m. Wkrótce zaczął wykonywać w powietrzu swój akrobatyczny taniec — poruszał się zygzakując, zatrzymywał się, a nawet kreślił „ósemki”.
Pani Monika trzeźwo pomyślała o uwiecznieniu zjawiska na kliszy, jednak wcześniej nie ustaliła odpowiednich parametrów, przez co oba zdjęcia są nieco rozmyte, ale nadal stanowią ważny materiał dowodowy. Na jednym widać autentyczny przelot jasnej kuli w postaci białej pofalowanej linii. Jest to nic innego, jak naświetlony tor lotu obiektu. Po przeprowadzeniu analiz ustaliłem, że kula mogła mieć 1 — 1,5 m średnicy.
Warto również porównać jasność NOL-a oraz jasność świateł w oknach (ta pierwsza jest znacznie intensywniejsza). Oczywiście „sceptycy” mogą stwierdzić, że obiekt to zwykła latarnia uliczna, a efekt „falowanej kreski” jest spowodowany drganiem aparatu. To prawda, że Minolta pani Moniki musiała lekko drgnąć, ponieważ zdjęcia są nieostre oraz widać na nich charakterystyczne przy dłuższych czasach ekspozycji przerywane kolorowe linie, których źródłem są latarnie oraz żarówki w mieszkaniach bloku. Tutaj pojawia się jednak interesująca rzecz.
Gdyby obiekt był „pochodną” latarni, musiałby posiadać przerywaną linię, jak pozostałe latarnie, które widać w tle po prawej. A tak nie jest! Nie jestem fizykiem, ale prawdopodobnie częstotliwość światła NOL-a była zupełnie inna niż w przypadku żarówek. Badacze z grupy MUFON CES z Niemiec, korzystając z odpowiedniego wzoru, obliczali energię i moc świetlistych NOL-i obserwowanych w 1990 r. nad Greifswaldem. Można się pokusić o to również w przypadku zdjęcia z Baranówki, choć już na pierwszy rzut oka widać różnicę w intensywności emitowanego światła.
I jeszcze jedna ważna rzecz: obiekt jest przed, a nie za blokiem — kula przysłania fragment dachu. Zatem efektu na zdjęciu nie spowodował np. księżyc. Pani Monika nie pamięta, ile dokładnie trwało całe zajście, ale według niej były to ok. 4 min. Po chwili od lewej strony, z północnego — zachodu, nadleciała podobna kula światła, która dołączyła do pierwszej, po czym obie oddaliły się w pewnym odstępie od siebie na północ, w stronę Mirocina. Drugi obiekt przemieszczał się po linii prostej, nie czyniąc żadnych ewolucji.
Podczas badania przypadku dowiedziałem się też, że NOL-e przemieszczały się w kompletnej ciszy. Aż dziw bierze, że nie zauważył tego nikt oprócz pani Moniki. Osiedle Baranówka jest spore, godzina obserwacji nie była późna, przez co uważam, że potencjalnych świadków tego incydentu powinno być więcej. Niestety nikt się nie zgłosił.
Kolejne przypadki
Świetliste kule pojawiają się często tam, gdzie występują tzw. zależności Persingera — Bzowskiego. Dwieście metrów na północ od bloku pani Moniki, gdzie pojawiły się dziwne obiekty znajdują się słupy z linią wysokiego napięcia, a jakieś 300 m dalej usytuowana jest duża rozdzielnia prądu, nad którą obiekty przelatywały kierując się na Miłocin. Czy to przypadek? Kolejne sprawy pokażą, że nie.
Opisana powyżej obserwacja z Baranówki wzbudziła we mnie wiele refleksji. Trudno porównać te obiekty do czegokolwiek, nawet jeśli szuka się na siłę. Trudno uznać to nawet za „typowe UFO”, ale relacja pani Moniki wskazywała, że było to coś inteligentnego. Czy to rodzaj sondy? A może inny stan materii? Prawdę mówiąc, trudno tu o satysfakcjonujące, podparte dowodami wyjaśnienie.
Ale jeśli jesteśmy już na Baranówce, to warto wspomnieć o innej ciekawej obserwacji dziwnie zachowującego się światła z 13 marca 2003 r. Oddajmy głos mężczyźnie, który opisał mi przebieg tego zdarzenia:
„Dzisiaj wieczorem, wracając samochodem ok. 19:55 wraz z mamą i bliską mi osobą, jadąc ulicą Miłocińską w Rzeszowie i dojeżdżając do osiedla Baranówka IV, zauważyłem przez szybę wysoko na niebie jasne światło, które przyciągnęło moją uwagę. Było jaśniejsze od gwiazdy i powiedziałem jadącym za mną, by spojrzały we wskazanym przeze mnie kierunku. Zatrzymałem na moment samochód, by sprawdzić, czy obiekt się porusza. Gdy okazało się, że się porusza, zdecydowałem się bez zastanowienia, mówiąc do moich współpasażerów, że, jedziemy szybko na łąkę, za lasek przy technikum, tam będzie dobrze to widać’.
Obiekt ten był widoczny na zachodnim niebie, na niewielkiej wysokości od końca horyzontu. Pulsował co jakiś czas pomarańczowym światłem, co wspólnie zauważyliśmy. Nie był też wielki, ale zdecydowanie przewyższał swoim rozmiarem gwiazdy, czy samolot. Kiedy popatrzyłem na zegarek była godzina 20:02. Obserwacja trwała już wtedy ok. 2 — 3 min., dlatego podejrzewam, że na miejsce przybyliśmy ok. 20. Akurat za chwilę, wyżej na niebie, bardziej w kierunku południa, zauważyłem wysoko przelatujący samolot i powiedziałem o tym mamie, by zwróciła uwagę i porównała, jak ma się samolot w stosunku do obserwowanego obiektu.
Chociaż obiekt nie był blisko i nie był dokładnie widoczny, przypominał mi dysk. Zresztą, wspólnie z bliską mi osobą stwierdziliśmy tak jednoznacznie. Rozróżniałem widoczne światełko po jego bokach, jakby słabo oświetlone boki talerza. Poruszał się w prawo, wolno, za chwilę przyspieszając i obniżając się. Robił jakby zawirowania, po czym zmieniał lot w lewo, do góry i w dół. Robił coś, co przypominało odbijanie się piłki. Razem stwierdziliśmy, że momentami zostawia po bokach smugę.”
Miesiąc wcześniej, na początku lutego, dwie osoby zauważyły w okolicach Baranówki „lśniący obiekt, który nadpłynął na niebo, przeciął ul. Strzyżowską, po czym zniknął po kilkunastu minutach”. NOL, który pojawił się ok. 23 „miał kształt podłużny, najlepiej porównać go do, ogórka’ (nie było to cygaro, ale właśnie, ogórek’ — grubszy pośrodku). Obiekt miał kolor zgniło — żółty i poruszał się powoli. Nie było słychać żadnych dźwięków, toteż myślę, że nie był to samolot. Widziała to też moja żona. Niebo było zachmurzone, ale on znajdował się pod chmurami” — relacjonował obserwator.
Przedostatnia obserwacja, z tych które zdecydowałem się zawrzeć w niniejszym przeglądzie, dotyczy srebrzystego obiektu w okolicach… elektrociepłowni Załęże. Jeden ze świadków pisał: „Pamiętam, że pod koniec września 1996 r. nad Rzeszowem — Załężem, późnym popołudniem na tle pogodnego nieba, widziałem dziwny obiekt. Coś na kształt, gwiazdy’, Sputnika, ale to, coś’ poruszało się bardzo nienaturalnym ruchem — bardzo często zmieniało pozycje.”
Nim na chwilę opuścimy Rzeszów, wspomnę z rozpędu jeszcze jedną godną uwagi obserwację, która zdarzyła się na ul. Wincentego Pola: „Jest rok 1999 r., czerwiec, godzina ok. 21:15 (więc było jeszcze stosunkowo jasno). Idę ul. Wincentego Pola w Rzeszowie. Nagle od strony południowej (kierunek na Bieszczady) mój wzrok przyciągnął następujący widok: kilka obiektów (5—7) przypominających wyglądem srebrzyste kule. Obiekty te przemieszczały się w różne strony. Nie ukrywam, zbaraniałem wtedy konkretnie. Obserwowałem to zjawisko przez ok. 10 min. Gdy znalazłem się w strefie Osiedla Kmity, obiekty były już niewidoczne” — pisał świadek.
Piktogramy — czyli Kielanówka na celowniku UFO (2000)
Od roku 1998 w Polsce zaczęły się pojawiać tzw. kręgi zbożowe, które doskonale znane są (przynajmniej z wyglądu) każdemu czytelnikowi. Pierwsze udokumentowane formacje tego typu pojawiły się koło Myślenic (małopolskie). Były to jednak zwykłe koliste znaki w zbożu. Rok później sensację wywołały kręgi spod Pigży (kujawsko — pomorskie), poprzedzone obserwacją „nocnego światła” w miejscu, gdzie znajdował się największy, 16 — metrowy krąg.
Na pierwszy piktogram zbożowy (a więc formację o bardziej skomplikowanym charakterze, w postaci symbolu lub znaku) trzeba było poczekać jeszcze rok. 3 lipca 2000 r. w niewielkiej podrzeszowskiej Kielanówce pewna kobieta odkryła na swym polu dziwne znaki w zbożu.
Dla mnie ta fantastyczna przygoda zaczęła się już 6 lipca 2000 r., kiedy Robert Leśniakiewicz z CBUFOiZA (oddział Jordanów), powiadomił mnie, że 30 km od miejsca mojego zamieszkania powstał piktogram. Roberta o tym fakcie powiadomiła redakcja miesięcznika „Nieznany Świat”, do której zadzwonił zdumiony znaleziskiem mieszkaniec Kielanówki.
7 lipca zjawiliśmy się na miejscu w składzie: ja, Robert Leśniakiewicz, Marcin Mioduszewski i Marcin Mierzwa. Do Kielanówki dotarliśmy ok. 11. i jedyną informacją, jaką posiadaliśmy było to, że formacja znajdowała się 300 m. od Domu Ludowego. Nasze zapały nieco osłabły, ponieważ nie było ani domu, ani piktogramu. Pojawiło się nawet przypuszczenie, że ktoś zrobił sobie kawał, a żadnych zbożowych znaków nie ma.
Mimo to zdecydowałem się wejść do Domu Ludowego i spytać, czy ktoś nie wie o istnieniu dziwadła na polu. W środku zastałem kilka kobiet, które przygotowywały potrawy na zbliżające się wesele. Mieliśmy szczęście, bo jedną z nich była właścicielka pola, na którym piktogram znajdował się już od kilku dni. W drodze na miejsce towarzyszyli nam dwaj mieszkańcy miejscowości, którzy wskazali nam pole z interesującym nas znakiem. Już samo jego usytuowanie zwróciło moją uwagę.
Był tam metalowy słup z biegnącą linią wysokiego napięcia 110 kV. Po przeciwnej stronie pola stał betonowy słup z linią średniego napięcia 15 kV. Od właścicielki, Zofii Czarnoty, dowiedzieliśmy się, że piktogram odkryła 3 lipca ok. szóstej popołudniu, kiedy wracała z pola. Jej uwagę przykuła wąska i niezwykle prosta ścieżka, która biegła od polnej drogi w głąb obsianego pszenicą pola. Zaintrygowana tym kobieta podążyła dziesięciocentymetrowej szerokości ścieżką, natrafiając na cztery połączone wąskimi przesmykami kręgi.
Choć od 2000 r. pojawiło się w Polsce wiele zróżnicowanych zbożowych formacji, tą z Kielanówki uważam za pierwszy i najbardziej ciekawy pod względem ułożenia zboża piktogram, mimo że opierał się na prostym schemacie. Do jego centrum prowadził wąski korytarz o długości 38,9 m. Niestety, w dniu, w którym tam dotarliśmy, zarówno dziesięciocentymetrowy korytarzyk, jak i cały piktogram, były rozdeptane przez buty setek ciekawskich.
Korytarz prowadził do największego kręgu „A” o średnicy 7,6 m. Co ciekawe, zauważyłem, że kłosy korytarza dochodzą do środka kręgu, są przyłożone warstwą koliście przygiętego zboża. Należy zaznaczyć, że owe „centrum” to punkt umowny, bo w rzeczywistości korytarz ten nie wbiegał idealnie do centrum, lecz nieco w bok! Piktogram był jednak bardzo ciekawy, ponieważ kłosy w okręgu były ułożone w dwóch kierunkach — centrum o średnicy 3,6 m. było zakręcone na lewo, natomiast obrzeże kręgu w prawo! Wyglądało na to, jakby „siła” tworząca piktogram działała równocześnie w różnych kierunkach.
Drugi był krąg „B”, który łączył się z centralnym kręgiem korytarzem o długości 14,3 m. — prostym jak strzała, który wchodził do środka kręgu o średnicy 5,3 m. I tu znów niespodzianka! Otóż centrum o średnicy 1,6 m. ułożone było w kierunku prawoskrętnym, natomiast reszta lewoskrętnie. Mało tego, tuż przy wejściu do kręgu odnaleźliśmy pas kilkudziesięciu kłosów, który znajdował się pod warstwą kolistego śladu i ułożony był w prawą stronę, czyli odwrotnie!
Następny krąg, oznaczony jako „C”, również połączony jest z centralnym korytarzem o długości 11,7 m., który jest lekko zakrzywiony i analogicznie jak dwa pozostałe, wchodzi do „środka”. Krąg ma średnicę 5,4 m. i w podobny sposób jego środek o średnicy 2,4 m. posiada kłosy ułożone prawoskrętnie, natomiast zewnętrzny pas zboża ułożony jest w prawą stronę. Ostatni krąg, „D”, o średnicy 3,9 m., był najmniej skomplikowany, gdyż wszystkie kłosy były w nim „skręcone” na prawo. Był jedynym, do którego środka nie prowadził korytarz, choć łączył się z największym kręgiem ścieżką o długości 10,4 m., która w połowie była znacznie „załamana”.
W piktogramie z Kielanówki przeprowadziliśmy szczegółowe pomiary pod względem radioaktywności. Według wskazań licznika Geigera, w centralnym kręgu promieniowanie gamma obniżone było do 11 μR/h przy tle ustalonym dla tego obszaru na 17 μR/h. Co ciekawe, 19 lipca powtórzono pomiar, który wykazał w miejscu uprzednio obniżonego promieniowania wartość wyższą od tła o 25—30 μR/h. W innych kręgach tej formacji promieniowanie odchylało się nieznacznie od wartości tła (tj. 17 μR/h). Zaobserwowana rozbieżność wydaje się zastanawiająca.
Pomiar kwasowości gleby nie wykazał w obrębie piktogramu żadnych odchyleń od normy, podobnie jak badania pola elektromagnetycznego i promieniowania mikrofalowego. Stwierdzono jednak niewielkie odchylenie igły kompasu w kręgach „A” i „D” (o 5 — 15 stopni), za które mogły odpowiadać jednak występujące tam naturalnie anomalie.
17 lipca, w dość pochmurny dzień, pewien mieszkaniec Krakowa wykonał zaskakującą fotografię przedstawiającą dwie smugi schodzące z „góry” w kierunku osoby przebywającej w piktogramie z Kielanówki. CBUFOiZA przekazała zdjęcie do analizy fotografowi, który wydał następującą opinię:
„Nie stwierdzono wad filmu. Nie stwierdzono wad aparatu. Zdjęcie jest prześwietlone (lub niedoświetlone — skutki są podobne). Stało się to wskutek najprawdopodobniej zewnętrznych wpływów na pracę aparatu. Bardziej niedoświetlone lub prześwietlone zdjęcie jest w centrum niż na bokach. Zauważalna jest dziwna plama w prawym górnym rogu. Oprócz głównej smugi jest też druga, mało wyraźna schodząca się razem z główną w środku kręgu pod kątem 30 stopni. Nie mogły to być refleksy światła. Niewykluczone że na spadek jakości miało wpływ promieniowanie jonizujące.”
Co ciekawe, formacja z Kielanówki w jakiś sposób oddziaływała na niektóre przebywające w nim osoby, przy czym nie był to wpływ pozytywny. Osoby z rodziny właścicielki pola doświadczyły w nim różnego rodzaju stanów złego samopoczucia, w tym bólów głowy czy zaburzeniach krążenia.
Rozmawiając w sierpniu 2000 r. z jednym ze świadków obserwacji UFO nad polem, gdzie pojawiła się formacja, panem Ferdynandem Owczarskim, dowiedziałem się o doświadczeniu pewnej kobiety, które miało miejsce tuż przed odkryciem piktogramu. Jak mówił, pędząc krowy zauważyła ona jak nad polem Czarnotów przesuwają się z góry na dół dziwne „pofalowane niebieskie linie”. Przerażona kobieta, uciekła do domu.
Ale nie były to jedyne anomalie wokół piktogramu z Kielanówki. 19 lipca, podczas kolejnej wizyty, dowiedzieliśmy się od pani Zofii, że pięć dni wcześniej, ok. 19., przebywając na polu wraz z trzema innymi osobami widziała ona, jak linie 15 kV, przy bezwietrznej pogodzie, kołysały się, wychylają się aż o 90 stopni od swojego normalnego położenia! Zjawisko ponoć ustało, gdy świadkowie wyszli z pola na drogę. Co powodowało ten „taniec drutów”, nie wiadomo.
Druga sprawa dotyczyła… martwej kawki, którą znaleziono 7 lipca 2000 r. koło słupa z linią 15 kV. Przyznam, że sprawa była ciekawa, ale nie powiązaliśmy jej z piktogramem. Dopiero 19 lipca pani Zofia przyznała nam, że dziwne w śmierci ptaka było to, że początkowo był on jakby „przyklejony” do słupa w połowie jego wysokości i dopiero po czasie spadł na dół. Zastanawiało nas, czemu od razu nam o tym nie powiedziano (może ptak został „porażony” przez nieznane oddziaływanie w czasie tworzenia piktogramu?).
Niektóre osoby z naszej ekipy, szczególnie pan Leśniakiewicz, sądziły, że historia ta mogła zostać spreparowana przez osoby, które posądzały panią Zofię o własnoręczne wykonanie piktogramu. Wiadomo jednak, że to nieprawda, bo dla jakich korzyści miałaby to robić? Faktem było również to, że piktogramu nie wykonał człowiek. Nawet mąż pani Zofii zauważył, że ziemia pod pogiętymi kłosami nie była zdeptana i ubita. Wykluczało to przypuszczenia, że ktoś formację „udeptał” za pomocą „deseczki i sznurka”, które według sceptyków i stacji pokroju Discovery Channel, przyczyniły się do powstania wszystkich piktogramów świata (choć do niektórych na pewno…).
Na koniec jeszcze jedna istotna sprawa dotycząca istnienia „piątego elementu” piktogramu w Kielanówce, który miał znajdować się na końcu najdłuższego korytarza, czyli na polnej drodze. O tym niepotwierdzonym fakcie powiedział na łamach „Super Nowości” radiesteta z Rzeszowa, Adam Myśliwiec, według którego istniał jeszcze jeden krąg, który częściowo wchodził w pobliskie nieużytki. Na poparcie hipotezy, posiadał on nawet zdjęcie.
Widziałem je, ale nie ma na nim niczego, co przypomina krąg (chyba, że ktoś chce zobaczyć to na siłę). Wydawało się, że mógł zwieść go inny odcień rosnącej tam trawy, wynikający być może z charakterystyki podłoża, a być może znajdującej się pod spodem grzybni. Opinię tą podzielał znany ufolog, Bronisław Rzepecki, który również odwiedził Kielanówkę.
Myśliwiec twierdził jednak, że radiestezyjnie „namierzył” w tym miejscu ślad o średnicy 5 m. Nie podważam wyników jego badań, ale energetyczna sygnatura nie przekładała się na żadne widoczne efekty. Mnie natomiast udało się ustalić pewną matematyczną zbieżność. Otóż dodając wszystkie trzy „środki” z trzech kręgów, tj. 3,6, 1,6, 2,4, otrzymamy wynik 7,6 — czyli średnicę największego, centralnego kręgu.
Piktogram w Kielanówce stał się w lipcu 2000 r. swoistą atrakcją, którą odwiedziło w sumie ok. 2000 ludzi, w tym ekipa TVP z Rzeszowa, która nakręciła na ten temat krótki reportaż (z udziałem badaczy z CBUFOiZA oraz świadków). Oczywiście cały czas zadawano sobie pytanie „kto” lub „co” może być odpowiedzialne za powstanie znaku? Pewne światło mogą rzucić na to relacje osób, które zaobserwowały w tym rejonie pewne anomalie dające się porównać do UFO.
Do pierwszej relacji dotarłem 10 lipca 2000 r. podczas kolejnej wizyty w Kielanówce w towarzystwie Roberta Bernatowicza, Marcina Mierzwy i Joanny Karwat. Świadkiem obserwacji był 8 — letni Bartosz Świeca, z którym przeprowadziliśmy rozmowę. Okazało się, że 1 lipca, około północy, kiedy wyłączył telewizor, ujrzał z okna swojego pokoju jasny obiekt, który znajdował się co najmniej kilkaset metrów dalej, jakiś kilometr od miejsca, gdzie pojawił się piktogram. Opisany przez chłopca NOL miał kształt spłaszczonej piłki z kopułą w środkowej części i emanował niebiesko-srebrną poświatą. W jego środkowej części znajdował się „rząd kwadratów”, ponoć w tym samym kolorze co reszta obiektu.
Poniżej przedstawiam rozmowę z Bartkiem (nazwisko zastrzeżone) zarejestrowaną na wideo 10 lipca 2000 r.
Robert Bernatowicz: Powiedz, co widziałeś. Jak to wyglądało?
Bartosz Świeca: Taki wielki, okrągły… Pomyślałem, że to coś, jakiś talerz, a to jakiś statek kosmiczny. Tak świecił trochę na złoto, trochę na srebrno i na niebiesko.
R. B.: To było wieczorem?
B. Ś.: O dwudziestej czwartej.
R. B.: Czyli o dwunastej w nocy. Co wtedy robiłeś?
B. Ś.: Oglądałem film. Jak żem wyłączył telewizor, to żem wtedy to zobaczył i żem poszedł spać, bo żem się przestraszył
R. B.: Ale zobaczyłeś to gdzie?
B. Ś.: O, przy tamtym oknie, z tyłu w domu.
R. B.: I w którym to miejscu było dokładnie?
B. Ś.: Tam przy drodze. Tak powoli, tak potem szybciej leciało…
R. B.: Jakie barwy pamiętasz? Jakie kolory?
B. Ś.: Tam dużo nie było widać. Jakiś trochę niebieski był — taki srebrny.
R. B.: Ale on się poruszał, czy stał nieruchomo?
B. Ś.: Poruszał się z początku wolno, a potem tak szybko.
R. B.: Czy jakiś dźwięk słyszałeś?
B. Ś.: Nie było.
R. B.: A kiedy dowiedziałeś się, że tam coś powstało po przelocie obiektu?
B. Ś.: Bo jak byłem u wujka, to on mi powiedział, że tam jakieś ślady na zbożu były.
R. B.: Ale wtedy, kiedy widziałeś to, to jeszcze nie wiedziałeś, że takie ślady są?
B. Ś.: Nie wiedziałem.
R. B.: I opowiedziałeś to komuś, że widziałeś takie dziwne światła?
B. Ś.: Mojemu wujkowi i kuzynce. […]
R. B.: Słuchaj, a jak sądzisz, jakiej to było wielkości gdybyś mógł porównać: czy to jest takie duże, jak np. tutaj ten dom czy mniejsze?
B. Ś.: Trochę większe jak ten dom.
R. B.: Słuchaj, jakiego kształtu to było?
B. Ś.: Okrągłego.
R. B.: Ale czy to było takie jak piłka, czy bardziej jak spłaszczona?
B. Ś.: Bardziej jak spłaszczona.
R. B.: A ten kolor niebieski, to całość była w tym kolorze, czy się skądś wydobywał?
B. Ś.: Raczej całość, taki jasny.
R. B.: Pulsowało, czy stałym światłem?
B. Ś.: Stałym światłem to świeciło, coraz mocniej tak.
R. B.: A czy później jakoś się to uniosło do góry?
B. Ś.: Tak. Coraz wyżej — tak minuta wyżej, druga coraz wyżej. Co minutę wyżej leciało.
Joanna Karwat: Ile czasu to obserwowałeś? Mniej więcej, ile czasu na to patrzyłeś?
B. Ś.: Mniej więcej 2 — 3 minuty.
R. B.: Czyli ile to trwało?
B. Ś.: Trzy minuty.
J. K.: Co zrobiłeś potem, bo słyszałam, że się wystraszyłeś?
B. Ś.: Poszedłem spać. Schowałem się pod kołdrę, żem się bał…
R. B.: Czyli wystraszyłeś się tego?
B. Ś.: Bardzo. Myślałem, że to już koniec świata nadchodzi.
Arek Miazga: A czy ten obiekt kołysał się na boki?
B. Ś.: Nie, prosto leciał.
J. K.: Powiedziałeś rodzicom o tym co widziałeś?
B. Ś.: Z rana mamie.
J. K.: I jak zareagowała?
B. Ś.: Powiedziała, że to jakaś pełnia księżyca.
A. M.: Czy to było nisko nad tym zbożem, czy wysoko?
B. Ś.: Wysoko.
R. B.: Czy to się unosiło, czy było bardzo nisko nad ziemią?
B. Ś.: Wysoko. Tak od ziemi kilometr w górę.
R. B.: Czyli prawie pod chmurami. Jak zobaczyłeś, to już było na takiej wysokości?
B. Ś.: Tak.
R. B.: A później wzniosło się jeszcze wyżej?
B. Ś.: Tak, coraz wyżej.
Identyczny opis obiektu chłopiec przedstawił w programie „Pytania do” w TVP — 3, w którym wzięli też udział badacze CBUFOiZA. Bartosz sporządził taki sam szkic obiektu dla nas, jak i dla jednej z lokalnych gazet. Możemy pokusić się o stwierdzenie, że dziecko nie zmyślało. Być może pewne elementy spotkania uległy jakiemuś „ubarwieniu”, w tym np. wielkość obiektu oraz pułap lotu, które mogły zostać źle określone przez ośmiolatka.
Warto dodać, że również pani Zofia Czarnota wraz z resztą domowników, obserwowała ok. północy dziwne błyski nad swoim polem, choć uznano, że ich źródłem może być zbliżająca się burza, która jednak się nie pojawiła. Świadkiem jeszcze jednego incydentu w Kielanówce był mężczyzna, który prosił nas o zachowanie anonimowości.
Do obserwacji z jego udziałem doszło 1 lipca 2000 r., między 22. a 23., kiedy świadek oglądał w domu telewizję. W pewnym momencie jego uwagę przykuła dziwna jasność za oknem, a kiedy podszedł do okna spostrzegł dziwny obiekt, który leciał z południowego — wschodu na zachód, na wysokości horyzontalnej ok. 30 stopni. NOL był owalny, miał pozorną wielkość księżyca w pełni i był barwy zielono — żółtej. Podczas rozmowy mężczyzna stwierdził, że obiekt miał też na boku dwa rzędy poziomych „punktów”, również w zielono — żółtym kolorze. W jego dolnej części mogła znajdować się „kopuła” bądź lekkie wybrzuszenie, które następnie „zaniknęło”.
UFO poruszało się na wysokości ok. 500 m. nad ziemią, w odległości ok. kilometra od świadka. W zasięgu jego wzroku pozostało przez 10 sekund po czym szybko oddaliło się nad pole pani Zofii. Coś podobnego widział być może wspominany pan Owczarski. Tej samej nocy ów 70 — latek, patrząc w rozgwieżdżone niebo, zauważył jak od zachodu zbliża się kulisty obiekt emitujący niebieskie światło przechodzące w fiolet. Widok był ponoć niesamowity.
Obiekt wyglądał na otoczony „pierścieniami” i wielkością zbliżony był do księżyca w pełni. Podczas wywiadu pan Ferdynand przyznał, że „jak dotąd żyje, takiego koloru jeszcze nigdy nie widział”. Widząc przelot NOL-a, pan Owczarski chciał pobiec do domu, aby zaalarmować resztę domowników, ale „nie mogłem się ruszyć, ani jednego słowa wypowiedzieć — tak jakbym był sparaliżowany” — powiedział.
Jeśli odczucie to było spowodowane oddziaływaniem ze strony przelatującego obiektu, przypadek ten powinno się sklasyfikować jako CE-2. Potwierdzają to wszystkie inne ustalenia. Według pana Ferdynanda, obiekt leciał 200—300 m nad ziemią, w całkowitej ciszy, w kierunku oddalonego o ok. 10 km Rzeszowa, gdzie jednak nikt go nie widział.
Czy zatem to UFO stoi za powstaniem formacji w Kielanówce? Wiele wskazuje, że tak. Należy jednak pamiętać, że nie są to ślady po lądowaniu, jak często przedstawiają to niedoinformowane media, tylko coś w rodzaju „świadomych wytworów” (o lądowaniach jeszcze tu opowiem).
Co ważne, relacji o niezidentyfikowanych obiektach widzianych tam przed znalezieniem piktogramu było więcej. Dotarłem m.in. do relacji o kulistym, błękitnym obiekcie, który widziany był nad wsią w godzinach rannych. Widziała go kobieta z Kielanówki, którą do domu odwiózł taksówkarz. Inna kobieta opowiadała pani Zofii, jak nad ranem widziała nad jej polem wznoszącą i opadającą kulę niebieskiego światła. Z kolei według pana Czarnoty, kilku kierowców z Boguchwały również widziało niebieskie „coś” i nawet próbowało za tym jechać, ale niestety obiekt znikł im z pola widzenia. Reasumując, wszystko wskazuje, że nad Kielanówką w pierwszych dniach lipca pojawiło się kilka obiektów o zróżnicowanych kształtach, na co wskazują relacje kolejnych świadków.
Niezwykłe „zjawiska” nad piktogramem (2000)
Porządkując stare kasety VHS natrafiłem na materiał, który mnie bardzo zainteresował. Było to nagranie pewnego mieszkańca Rzeszowa, który mi je podarował. Film zarejestrowano 24 lipca 2000 r. jakieś pół kilometra od piktogramu w Kielanówce. Zapomniany materiał okazał się bardzo przydatny. Autor, rozmawiając z miejscowymi, cały czas trzymał pole Czarnotów w oku kamery. Tamtego dnia pogoda była pochmurna. I nagle pojawia się coś niezwykłego.
W pewnym momencie widać w kierunku zachodnim na tle drzew (nie ma tam lasu, tylko zagajnik z kilkunastoma drzewami), jak tuż przy zbożu pojawia się bardzo jasny „obiekt” o metalicznej powierzchni, który kieruje się na prawo, lekko wznosi, a potem znika niczym dym! Jego „przelot” trwał zaledwie 4 s. Obiekt miał kształt owalny, choć trudno to ustalić, ponieważ jakość filmu nie jest rewelacyjna. Kamerzysta prawdopodobnie niczego nie widział (o niczym takim mi nie wspomniał). Dzięki wyliczeniom z Google Earth ustaliłem, że NOL znajdował się jakieś 940 m od drogi, z której go filmowano.
Problemem było ustalenie, co to takiego. Na filmie widać, że obiekt pojawił się nagle nad łanem zboża, przemieścił się lekko ku górze, tracąc w międzyczasie formę owalu, a następnie stopniowo, niczym dym, rozpływał się w powietrzu. Jako jedno z rozwiązań nasuwał mi się… przejazd samochodu. Szosa leży nieco dalej, w zagłębieniu terenu. Obiekt czy zjawisko (niezależnie jak to nazwiemy) wcale nie było takie małe. Proszę spojrzeć na zdjęcie i porównać je do widocznego zarysu największego kręgu piktogramu o średnicy 7,6 m. Wyglądało na to, że owo „coś” miało 1,5—2 m. długości. Dziwne jednak, że „rozpłynęło się” w powietrzu, i to dosłownie. Do dziś nie wiem co udało się sfilmować — czy był to NOL, czy coś dużo mniej egzotycznego. Tego się już raczej nie dowiemy.
Kielanówkę odwiedziłem ponownie po 10 latach, dokumentując spotkanie z UFO, które miało tam miejsce 25 sierpnia 2010 r. Tamtego wieczora pani Agnieszka wracała samochodem z Rzeszowa. Było już ciemno, a niebo było gwieździste, tylko lekko zachmurzone. Była pełnia. Przy tych warunkach kobieta dostrzegła o 20:32, w kierunku północno-zachodnim, pomarańczowy obiekt. Pani Agnieszka zainteresowała nim swojego partnera i oboje postanowili, że zatrzymają się w dogodniejszym miejscu, aby kontynuować obserwację.
Po wyjściu z auta zauważyli kulę wielkości „trzech gwiazd”, która przemieszczała się na południe, lecąc tuż pod chmurami, które były doskonale widoczne i oświetlane przez księżyc. Najdziwniejsze było to, że obiekt nie poruszał się ruchem prostoliniowym, lecz falowym — opadał i wznosił się, ale za każdym razem były to ruchy chaotyczne — jakby szarpane. NOL po ok. 3 min. powoli zaczął zwiększać pułap i skrył się w chmurach, przez co był widoczny jakby przez „mgłę”. Wkrótce znikł lub zgasł.
Można wykluczyć przelot śmigłowca, samolotu czy obserwację meteoru bądź innego zjawiska naturalnego. Czy mógł to być „chiński lampion”? Na tę sugestię pani Agnieszka odparła, że te które widziała, wznosiły się płynnie i nie wykonywały takich „slalomów” jak widziany NOL. Kobieta pewne dziwne napowietrzne zjawisko widziała też w 1995 lub 1996 r. Wraz z członkiem rodziny widziała sunącą po południowej części nieba „ognistą kulę” o wielkości równej Wenus. Obiekt poruszał się ruchem prostoliniowym, ale i tak jego widok wywarł na obserwatorach duże wrażenie.
W tym samym przedziale czasowym, trzy osoby zaobserwowały latem z pól w kierunku Przybyszówki czerwony kulisty obiekt „ze strzałą” (nie dowiedziałem się, co to znaczyło). Znajdował się on nad polami, a świadkowie próbowali zwrócić na niego uwagę innych osób. Niestety, to wszystko, co na ten temat wiadomo. Jeden z obserwatorów szczegóły tego zdarzenia pamiętał bardzo słabo.
Powtórka z Kielanówki (2000)
Wróćmy do lata 2000 r. Jeszcze dobrze nie ochłonęliśmy po sprawie z Kielanówki, kiedy ponownie dotarła do nas informacja o odkryciu formacji zbożowej we wsi Nosówka. Sprawa ta wyszła na jaw zupełnie przez przypadek. 5 sierpnia wraz z moim byłym współpracownikiem, Marcinem Mierzwą, pojawiłem się w Kielanówce, aby zarejestrować dwie obserwacje UFO. Goszcząc u pana Owczarskiego, który był jednym ze świadków obserwacji, dowiedzieliśmy się od niego, że kilka dni temu w sąsiedniej wsi odkryto w zbożu dwa kręgi. Okazało się jednak, że zostały one skoszone i — jak mówił mężczyzna — nie ma tam po co jechać. Z doświadczenia wiedziałem jednak, że nawet zniszczony piktogram powinien być nadal dobrze widoczny.
Po ustaleniu nazwiska właściciela pola, gdzie pojawiły się kręgi, pojechaliśmy do odległej o 5 km na zachód Nosówki. Odnalezienie gospodarza zajęło nam sporo czasu. Pan Gubernat opowiedział nam wkrótce, jak doszło do odnalezienia formacji w pszenicy. Było to 3 sierpnia, ok. 19, kiedy koszący pole kombajnista dostrzegł dziwne znaki i powiadomił o tym niezwłocznie właściciela pola. Do piktogramu, bo jak się okazało były to dwa kręgi połączone korytarzem, nie prowadziła żadna wydeptana ścieżka, co wskazywało, że raczej nie mogli zrobić ich ludzie. Co więcej, formacja znajdowała się dosłownie na środku pola, które usytuowane było na niewielkiej „górce”.
W kilka osób udaliśmy się na miejsce, aby przyjrzeć się temu, co pozostało z piktogramu. Idąc w stronę pola rzuciły mi się w oczy olbrzymie metalowe słupy z linią wysokiego napięcia 650 kV, która przebiegała nad polem pana Gubernata. Obrazek podobny jak z Kielanówki! Kręgi rzeczywiście były, ale spodziewałem się, że będą w lepszym stanie. Zostały skoszone tak, że nie było widać typowych kolistych śladów, które mogły pomóc w ustaleniu autentyczności formacji. Nie mieliśmy wówczas przy sobie żadnych przyrządów pomiarowych, a jedynie kompas i aparat. Jeden z miejscowych przyniósł nam zwijaną miarkę, przy pomocy której wyznaczyliśmy prawdopodobne rozmiary formacji.
Największy z kręgów miał średnicę 8,2 m. Do środka drugiego kręgu, o średnicy 3 m, biegł korytarz o długości 4,9 m. Pozostałości wskazywały, że łodygi ułożone były prawoskrętnie. Według świadków, którzy widzieli piktogram nim przejechał po nim kombajn, szerokość wspomnianego korytarza wynosiła ok. 20 cm, a zboże leżało skierowane w kierunku mniejszego kręgu. Dokładna analiza zachowanych podstaw łodyg na ściernisku pozwoliła stwierdzić, że były one nie złamane, ale „nadgięte” tuż przy ziemi. Pan Gubernat i jego syn przypomnieli sobie, że całość wyglądała bardzo ładnie, choć piktogram nie był „świeży”. Być może powstał jeszcze w lipcu, w tym okresie co jego odpowiednik z Kielanówki.
Wyglądało również na to, że oddziaływanie formacji w jakiś sposób zakłóciło pracę mojego telefonu komórkowego. W domu zauważyłem, że spóźniał się on o ponad trzy godziny, co jak wiadomo, raczej nie mogło stać się przypadkowo (wymaga to sekwencji działań). Nigdy wcześniej, ani później coś takiego mi się nie przytrafiło.
Przebywając w takich miejscach zwracam też zwykle baczną uwagę na różne zależności terenowe. Ciekawiło mnie, czy piktogramy i kręgi zbożowe mają tendencję do pojawiania się w określonych miejscach. W Nosówce coś od razu rzuciło mi się w oczy! Jakieś 8 m. nad formacją (najmniejszym kręgiem i korytarzem) biegła linia wysokiego napięcia, z której dochodziło charakterystyczne „buczenie”. 300 m dalej na południe znajdowała się linia 110 kV, która przebiegała także przez Kielanówkę. Nieco niżej na stoku, na którym znajdował się piktogram, przebiegała linia średniego napięcia z umieszczonym na słupie transformatorem. Czy znowu był to tylko przypadek?
Według naszych ustaleń, piktogram był prawdopodobnie autentyczny, choć w tym przypadku brakowało relacji o zaobserwowanych w jego pobliżu światłach czy dziwnych obiektach. Nikt z obecnych nie pamiętał, aby donoszono o czymś takim, ale na wszelki wypadek zostawiłem panu Gubernatowi namiary na siebie. We wrześniu zatelefonował on do mnie twierdząc, że jego sąsiadka widziała nad tym polem coś dziwnego. Brzmiało to intrygująco, więc czym prędzej postanowiłem się z nią skontaktować, by omówić szczegóły spotkania.
W Nosówce zjawiłem się ponownie 21 września 2000 r. Świadkiem zdarzenia okazała się 60-letnia kobieta, która chciała zachować anonimowość. Według jej relacji, którą zarejestrowałem kamerą VHS, do obserwacji doszło pod koniec lipca, ok. 1 w nocy, kiedy kobieta nie mogła zasnąć. W pewnym momencie, leżąc na łóżku, spostrzegła bardzo jasne światło, które pojawiło się na stoku okolicznego wzniesienia — w pobliżu pola Gubernatów. Niestety, rosnące przy drodze drzewa zasłoniły jej widok.
Światłość miała tkwić w powietrzu zupełnie nieruchomo. Na pierwszą chwilę kobieta pomyślała, że musi to być odblask z pobliskich szybów naftowych, jednak nagle pojawił się też nietypowy „szum” — jakby powiew wiatru wśród suchych liści. To zaciekawiło ją na tyle, że postanowiła wyjść na zewnątrz i zobaczyć, co to. W międzyczasie światło, jak na żądanie, przemieściło się, ujawniając 60-latce niesamowity widok.
Jej oczom ukazał się prostokąt o wymiarach 2,5 na 3 m, w kolorze jasnożółtym, który po lewej posiadał niebieski pionowy „pas”. Kobieta natychmiast wybiegła na dwór, ale obiekt szybko przemieścił się na północny-zachód, ok. 45 stopni nad horyzontem. Mimo to nie zniknął, ale zatrzymał się nad wzgórzem w odległości 600 m, gdzie znajdują się zabudowania oraz linia wysokiego napięcia 110 kV. W tym momencie kobieta uświadomiła sobie, że szum, który słyszała nie mógł być wywołany przez wicher — noc była ciepła i pogodna.
Przez kolejne pół godziny nie stało się nic, więc kobieta postanowiła wrócić do domu i położyć się spać, ale nadal nie mogła zasnąć. Wkrótce podeszła do okna sprawdzić, czy NOL nadal jest widoczny. Zdawało jej się, że obiekt przemieszczał się w kierunku północno-zachodnim, stając się coraz mniejszym i ostatecznie znikając na horyzoncie. Była 2 w nocy.
Czy byli też inni świadkowie prawie godzinnej manifestacji prostokątnego UFO? Całej sprawie towarzyszy jeszcze jedna dziwna rzecz. Mimo, że pani Zofia obserwowała go z ok. 200 m, nie widziała podczas jego lotu jego „boków”, co wskazywało, że obiekt był jakby „wycinkiem w przestrzeni” — czymś nie do końca definiowalnym.
Znaki w Łące (2001)
Kolejny rok znowu przyniósł niespodziankę, gdyż piktogram pojawił się w Łące koło Rzeszowa, o czym 13 lipca 2001 r. poinformował mnie telefonicznie dziennikarz GazetyWyborczej. Jak się okazało, formacja pojawiła się kilka dni wcześniej, co mnie nieco zmartwiło, gdyż przez ten czas setki ciekawskich osób mogły ją w sposób znaczny zdewastować. Zdecydowałem się pojechać tam z radiestetą, Adamem Myśliwcem, aby zbadać sprawę jak najszybciej.
Jadąc autem w 30-stopniowym upale pytaliśmy się przypadkowych ludzi o miejsce, gdzie znajdują się „znaki w zbożu”. Wreszcie, po półgodzinnych poszukiwaniach, trafiliśmy na właściwe miejsce. Oczywiście, jak można się było spodziewać, była tam grupa kilkunastu osób, które prowadziły dyskusję na temat tego, co to może być. Pole z piktogramem znajdowało się z dala od domów, na równym terenie. Przy formacji, która została zdeptana setkami nóg osób, które były tu przed nami, spotkaliśmy właściciela pola.
Jak mówił, w południe 11 lipca jechał ciągnikiem, aby skosić trawę, kiedy w drodze zauważył dziwne wygniecenia w pszenicy. Początkowo myślał, że to sarny poszły w szkodę, ale po kilku krokach mocno się zdumiał. W zbożu widniały ścieżki, które tworzyły jakąś figurę. Źdźbła nie były połamane, a gleba pod nimi nie była stratowana (znamy to z Kielanówki). Gospodarza zaciekawiło to na tyle, że zadzwonił do lokalnej prasy, która szybko nagłośniła całą sprawę.
Rozpoczęliśmy wreszcie prace i po zmierzeniu okazało się, że nie są to kręgi, ale elipsy. Oznaczyliśmy je literami od A do F (patrz rysunek). Ktoś może pomyśleć, że to przez „rozdeptanie” kręgów pomiary wyglądały tak, a nie inaczej. Rzeczywiście, były one zniszczone, ale tylko w centrum, natomiast obrzeża od wewnątrz w pasie 30—40 cm były na szczęście nienaruszone. Łodygi pszenicy nie były połamane, ale idealnie przygięte tuż nad samą ziemią i symetrycznie ułożone w lewo.
Zboże na polu nie było jeszcze dojrzałe. W piktogramie udało nam się odnaleźć również inne rośliny, w tym skrzypy (wys. 20—30 cm), które okazały się doskonałymi „wskaźnikami”. Inne były łukowato przygięte na wysokości pół centymetra nad ziemią. Skrzyp jest dość kruchy, więc gdyby ktoś wygniótł piktogram mechanicznie, połamałby go (sam próbowałem go wygiąć). Wykonanie tego, jak i innych piktogramów z tego okresu wykraczało poza ludzkie możliwości.
Rozglądając się zauważyłem w odległości ok. 150 m linie średniego napięcia, co znowu potwierdziło moją teorię o tym, że piktogramy nie pojawiają się w przypadkowych miejscach. Wraz z panem Myśliwcem przeprowadziliśmy pomiar radioaktywności w zakresie promieniowania gamma i beta. Wyniki były bardzo ciekawe. Pomiar promieniowania tła przeprowadzony kilka metrów od formacji wykazał 24, 8 μR/h, co było dość wysoką wartością, być może z racji sąsiedztwa z elektrociepłownią w Załężu, której lekko radioaktywne zanieczyszczenia opadały na okoliczne tereny.
Podczas pomiarów wewnątrz formacji, zarejestrowano promieniowanie gamma niższe w stosunku do tła. Oto wyniki dla każdego z tworzących ją kręgów: A — 15 μR/h, B — 11 μR/h, C — 12 μR/h, D — 14 μR/h, E — 14 μR/h, F — 16 μR/h. Nie odkryto żadnych zaburzeń natury magnetycznej ani zmian kwasowości gleby.
Tak się szczęśliwie złożyło, że w grupce osób spotkanych przy piktogramie znajdowali się dwaj bracia, którzy nocą 10 lipca obserwowali nad tym obszarem dość dziwne zjawisko. Jako pierwszy zauważył je starszy z braci (14 latek, drugi chłopiec miał 12 lat) około 22. Najbardziej intrygujące w ich relacji było to, że „obiekt” ten wyglądał niemal tak samo jak… piktogram. Był to drugie tego typu doniesienie z obszaru naszego kraju. Czy chłopcy mogli to sobie zmyślić? Trudno powiedzieć, choć zdawało mi się, że byli mocno powściągliwi w dzieleniu się ze mną swoim przeżyciem.
Dzień później, kiedy odkryto piktogram, opowiedzieli oni o tym swojej matce. Bali się jednak, że nikt więcej im nie uwierzy. Obiekt wisiał niewysoko nad polem, gdzie znajdowała się formacja i miał pomarańczowo-zielony kolor. Zdawało się im, że pulsował. W dolnej jego części widać było trzy promienie o tej samej barwie, które były skierowane do ziemi i tworzyły ze sobą coś w rodzaju trójkąta.
Obserwacji nie towarzyszył żaden dźwięk. Według starszego z braci, NOL miał rozmiary 5—6 cm na odległość wyciągniętej ręki, co w przeliczeniu dawało 25 m rozpiętości w poziomie. Zdarzenie trwało ok. 10—15 min, choć osobiście uważam, że chłopcy mogli źle ocenić jego czas. Obiekt znikł, wznosząc się pod kątem 70 stopni w górę i znikł na gwieździstym niebie. Świadków tego zdarzenia mogło być więcej, które — być może żywiąc te same obawy, co chłopcy — nie ryzykowały relacjonowania ich sąsiadom.
Do łąki przyjechałem po raz kolejny 15 lipca, tym razem z Bronisławem Rzepeckim — jednym z weteranów ufologii polskiej oraz Marianem Książkiem. Piktogram był już jednak w fatalnym stanie, więc ograniczyliśmy się tylko do ogólnych pomiarów i analizy terenu. Temperatura znowu sięgała 30 stopni. Pan Bronisław wykonał bardzo ciekawe zdjęcie, które przedstawia fragment piktogramu oraz jasnopomarańczową pionową smugę, choć fotografowie często uważają tego typu efekty za błąd kliszy.
W latach 2000—2007 pojawiło się w Polsce jeszcze wiele innych formacji zbożowych, przy czym najgłośniej było o Wylatowie (kujawsko-pomorskie), gdzie doszło do ewenementu w skali światowej. W okresie 2000—2005, formacje pojawiały się tam corocznie, jednak ze względu na rozpiętość tematu, jak i bogactwo dostępnego w tej sprawie materiału, nie będę się o tym rozpisywał. W 2003 r. gościłem w Wylatowie przez dwa tygodnie, badając kilka tamtejszych formacji. Warto wspomnieć również, że prowadzono tam stały monitoring, ale mimo to piktogramy pojawiały się na polach niezauważone.
Wielu badaczy podkreślało, że na własne oczy widziało latające nad Wylatowem dziwne obiekty. Szybko okazało się też, że jest to rejon „aktywny ufologicznie”, gdyż CBUFOiZA zarejestrowała tam aż 40 przypadków spotkań z NOL-ami. Mimo wielkiego rozmachu próby przyłapania twórców piktogramów na gorącym uczynku, nie udało się wyjaśnić, skąd się brały, choć pojawiło się wiele hipotez, przypisujących je zarówno siłom nieziemskim, jak i ludziom.
Wśród ciekawych przypadków sprzed lat, na które udało się natrafić, była historia o 15-metrowym kręgu znalezionym w Żabnie — miejscowości odległej o kilka km od Wylatowa — w 1979 lub 1980 r. Okazało się, że przed jego znalezieniem, kilkuletnia dziewczynka obserwowała nad polem duże metaliczne UFO oraz kręcących się wśród kłosów humanoidów. Uznano, że krąg z Żabna był raczej efektem oddziaływania obiektu, aniżeli rodzajem „przekazu”, bowiem według niektórych, twórcy piktogramów mogą zawierać w nich pewien przekaz. Czy rzeczywiście tak jest, a obca inteligencja, nie mając innych możliwości, chce nam w ten sposób coś zakomunikować? A może przed czymś nas przestrzega?
Sam traktuję ten pogląd bardzo sceptycznie i nie widzę w piktogramach nośnika „kontaktu”. Wiele wskazuje, że tego typu formacje pojawiały się w Europie od setek lat. Nie jest to więc zjawisko nowe. Na angielskiej ilustracji z drugiej połowy XVII w. (znanej jako „Koszący diabeł”) widać coś, co przypomina piktogram, w środku którego stoi rogata postać. Możliwe zatem, że obecne powiązanie tego zjawiska z UFO jest wynikiem działania pewnego kulturowego procesu.
Nie ulega też wątpliwości, że i ludzie opanowali umiejętność tworzenia skomplikowanych zbożowych piktogramów, które są prawdziwymi dziełami sztuki. Na ich widok aż chce się powiedzieć, że nie mógł stworzyć ich człowiek, ale tak naprawdę, różnica między piktogramem „prawdziwym” a „podrobionym” nie wiąże się z jego wyglądem zewnętrznym, ale tym, co dzieje się z tworzącymi go roślinami.
W angielskim hrabstwie Wiltshire od lat powstają zdumiewające formacje, często zawierające odniesienia do starożytnych mitologii czy symboliki. Angielscy badacze twierdzili nawet, że czasami widziano, jak ktoś celowo podrzucał na miejsce pojawienia się skomplikowanej formacji deski i sznurki — przyrządy używane do ich tworzenia przez tzw. crop-makerów (jak z angielska nazywa się ludzi tworzących piktogramy). W realnych piktogramach występują jednak pewne anomalie, związane przede wszystkim z ułożeniem roślin, które są nienaturalnie „wygięte”, choć nie złamane. Ponadto zaobserwowano, że dochodzi do nienaturalnego „rozdęcia” tzw. kolanek, czyli zgrubień na łodygach.
Sądzę, że piktogramy oraz ślady, gdzie mogło dojść do lądowania UFO powinny być badane wszelkimi dostępnymi metodami, a świat akademicki, który sam pogubił się w swoich rozważaniach nad tym, co nauką jest, a co nie jest, powinien porzucić wszelkie stereotypy. Mamy bowiem do czynienia z realnym zjawiskiem, które przy odrobinie chęci, można dokładnie przeanalizować i wyciągnąć wnioski, na które wielu ludzi czeka od lat. A jakie mogą to być wnioski? Temu przyjrzymy się w kolejnych rozdziałach.
Sondy — czyli mini-UFO (1972)
Z pól obsianych zbożem wróćmy do typowych ufologicznych przypadków, które napływały do mnie różnymi drogami. Jak pisałem, nie zawsze były to sprawy nowe. Czasami świadkowie potrzebowali lat, aby „wewnętrznie przetrawić” to, co przeżyli. Niekiedy zajmowało im to całe dekady…
Jedne z najciekawszych relacji dotyczą spotkań z niewielkimi obiektami, które często nazywa się „UFO-sondami”. Do tego typu zdarzenia doszło w 1972 r. w małej wsi Brzoza Królewska koło Leżajska: „Pamiętnego dnia, a była to sobota w pierwszej połowie sierpnia 1972 r. (w tym samym dniu odbywało się wesele mojej sąsiadki), jako 11-letni chłopak, z moim bliźniakiem, 10- i 8-letnimi braćmi, 3-letnią siostrą oraz grupką rówieśników, byliśmy świadkami niecodziennego zjawiska.
Z uwagi, że wtedy było wesele i okres wakacji, mogliśmy przebywać poza domem do bardzo późnych godzin. Długo po zachodzie słońca, na czarnym już niebie, wszyscy zauważyliśmy typową spadającą gwiazdę i każdy z nas pomyślał sobie jakieś życzenie. Gwiazda ta widoczna była z bardzo wysoka i opadając pionowo, przybliżała się z jednakową prędkością wprost na nas, przy czym nadal była tej samej wielkości! Mimo, że wtedy wiał silny wiatr i giął gałęzie drzew „gwiazda” nadal pionowo opadała wprost na nas, z szacunkową prędkością poniżej metra na sekundę, po czym wylądowała w pobliżu nas na trawie.
Wszyscy zdążyliśmy dobrze się temu przyjrzeć.,Gwiazda’ była wielkości kostki do gry, czyli mogła mieć średnicę równą monecie 50 gr i świeciła bladoniebieskim, niepulsującym światłem. Zapamiętałem, że była kulista, przy czym jej światło nie wydzielało ciepła. W pewnej chwili mój 10-letni brat zamierzył się, by nadepnąć to sandałem, jednak w porę go ostrzegłem, że skoro nie wiemy, co to jest, lepiej tego nie ruszać, bo może mu przepalić stopę.
Mój brat uniósł stopę znad leżącego obiektu, a ten, tak samo jak upadł, uniósł się pionowo do góry, z jednakową prędkością jak przy opadaniu. ‘Gwiazda’ nie emitowała przez cały czas żadnych dźwięków — słyszeliśmy tylko szum wiatru i weselną muzykę. To zjawisko zapadło nam głęboko w pamięć, a mnie szczególnie, bo od tamtej pory przez wszystkie lata szkolne nie uwierzyłem żadnemu nauczycielowi, który twierdził, że nic nie może oderwać się od ziemi bez silnika.
Po latach jestem skłonny przychylić się do tego, że wówczas byliśmy świadkami lądowania czegoś w rodzaju sondy kosmicznej nieznanego i chyba nieziemskiego pochodzenia, bo nawet dziś nasza technika nie posiada tak zaawansowanej technologii. Wykluczam również zjawisko tzw. pioruna kulistego” — dodał świadek.
Zauważyłem pewną zależność w sprawie miniaturowych NOL-i. Otóż większość relacji na ich temat pochodzi od dzieci lub osób młodych. W Skrzeszynie koło Gorlic świadkiem czegoś podobnego był pan Łukasz K. Zdarzenie miało miejsce między 1982 a 1984 r: „Mogłem mieć ok. 10—11 lat. O 10—11. w nocy, wyszedłem na trawnik przed domem, aby zrobić siku (nie mieliśmy jeszcze wtedy łazienki). Kiedy kończyłem, usłyszałem nad głową przenikliwy syk, jakby ktoś zanurzał w wodzie rozżarzone węgle. Spojrzałem w górę i zobaczyłem nad sobą, na wysokości ok. 5 m. od ziemi, dwa czerwono-pomarańczowe obiekty wielkości mniej więcej połowy piłki futbolowej, o kształcie kostki węgla, tzw. brykietu, lecące szybko ku ziemi pod kątem 30—40 stopni.
Obiekty te wylądowały kilka metrów obok naszej piwnicy. Zaciekawiony, błyskawicznie tam pobiegłem. Znalazłem się ok. 2 m. od leżących w trawie obiektów. Wówczas, nadal sycząc, odtoczyły się ode mnie na odległość 5—6 m. i na moich oczach znikły — tak jakby szybko zgasły. Zaaferowany pobiegłem do domu i opowiedziałem o tym mojej mamie, która jako osoba niezwykle racjonalna stwierdziła, że to były meteoryty. Takie też wyjaśnienie przyjąłem i na drugi dzień z rana dokładnie przeszukałem miejsce lądowania obiektów, żeby znaleźć ślady spalenizny i ‘kosmiczne kamienie’, którymi chciałem się pochwalić przed kolegami. Oczywiście nic absolutnie nie znalazłem. Nic dziwnego, bo przecież meteoryty nie spadają pod kątem 45 stopni, nie toczą się po trawie i nie znikają bez śladu.
Drugie, podobne zdarzenie, miało miejsce ok. 2 tygodnie później. Ok. 11. w nocy wróciliśmy z mamą od wizyty u wujka. Zapowiadało się na deszcz i matka posłała mnie po pranie rozwieszone pod domem, w sadzie. Kiedy je ściągnąłem ze sznura, w odległości ok. 2—3 m. przede mną, ujrzałem na trawniku dwa obiekty identyczne jak te, które widziałem wcześniej. Błyskawicznie pobiegłem w ich stronę i tu rozegrał się dokładnie taki sam scenariusz, jak podczas pierwszego spotkania. ‘Brykiety’ odtoczyły się i zniknęły błyskawicznie gasnąc, a nazajutrz w miejscu, gdzie je zobaczyłem nie zastałem absolutnie nic nietypowego.”
W swoim archiwum znalazłem jeszcze jedno unikatowe zdarzenie tego rodzaju, które miało miejsce na terenie ziemi nowosądeckiej: „Moja mama, obecnie 80 lat, wielokrotnie opowiadała, że jako dziewczynka (ok. 11 lat) widziała złoty krzyż na niebie. Było to w 1937 r. w miesiącach letnich, najprawdopodobniej na przełomie lipca i sierpnia. Było to we wsi Pławna (dawne woj. nowosądeckie), między Ciężkowicami a Bobową.
Krzyż ukazał się w piękny słoneczny dzień nad horyzontem i bardzo powoli zbliżał się do mamy od strony wschodniej, aż zatrzymał się na moment nad jej głową, na wyciągnięcie ręki. Próbowała go nawet dotknąć stając na palcach, ale brakowało jej kilku milimetrów. Był niewielki, cały złoty i bardzo piękny. Jego długość wynosiła ok. pół metra. Składał się z pionowej ‘rurki’ o średnicy ok. 5 cm; ramiona składały się z 3 gałek każde. Górna część krzyża była bardzo podobnie zbudowana. Po chwili zaczął się bardzo powoli oddalać w kierunku zachodnim, cały czas z taką samą prędkością, aż zniknął za horyzontem. Mama potrafi go nawet naszkicować. Całe zdarzenie trwało ok. 20 min. Kiedy krzyż zniknął, mama pytała chłopców, którzy stali w tym czasie na drewnianym moście na rzece, czy coś widzieli, ale żaden z nich niczego nie zauważył.”
W powyższym przypadku ciekawe jest to, że wygląd NOL-a przywodził na myśl czyjś wytwór — maszynę. Możemy zastanawiać się jedynie, czy forma krzyża mogła wynikać ze skojarzeniem tego zdarzenia z doświadczeniem mistycznym — sferą sacrum, którą symbolizuje właśnie krzyż? A może to forma stosowania przez UFO pewnej mimikry, bądź też — jak chcą niektórzy — odbywania się bliskich spotkań nie w świecie rzeczywistym, a w świadomości obserwatorów? Przypadek z 1937 r., jak i inne historie sprzed „oficjalnej ery UFO” wskazują, że z tym nieuchwytnym zjawiskiem ludzkość ma do czynienia od dawien dawna, choć do dziś nie jesteśmy w stanie zajrzeć za drugą stronę zasłony, pod którą skrywają się prawdziwe siły/inteligencje sterujące tym zjawiskiem.
Lądowanie UFO koło stacji radiolokacyjnej? (2006)
Odkrycie piktogramu pod „nosem” wojskowej stacji radiolokacyjnej przypomina fragment hollywoodzkiego filmu science-fiction. W życiu realnym wydaje się, że to niemożliwe, aby radary, czy obsługa niczego nie zauważyły. Miałem okazję uczestniczyć w badaniu takiego zdarzenia, które miało miejsce w Wysokiej Głogowskiej. Był to czas, kiedy „kręgi zbożowe” były już w Polsce dobrze znanym zjawiskiem i nie wywoływały już takiej euforii, gdyż z czasem pojawiło się wiele nieudolnych fałszywek. Tym razem chodziło jednak o sprawę najdziwniejszą z dziwnych.
Agro znak usytuowany był na niewielkim zagonie owsa należącym do państwa Bułasiów. Jakieś 350 m na północ od niego znajdowała się wojskowa stacja radiolokacyjna, a kolejne 700 m dalej — niewielka jednostka. W kierunku wschodnim, jakieś 100 m od piktogramu, przebiegała linia średniego napięcia, która następnie — pod ziemią — biegła do stacji. Okolica pozbawiona jest domów — są tu tylko pola uprawne. 31 lipca 2006 r., ok. 19., kombajnista zauważył dziwne znaki w zbożu, które wzbudziły jego ciekawość. Znajdowały się na sąsiednim polu i jak się dowiedzieliśmy, nie było do nich żadnych ścieżek, choć polna droga leżała 15 m dalej.
3 sierpnia, o 6:30, wyjechałem z Ropczyc ze znajomym dziennikarzem, Piotrem Subikiem. Na miejsce dotarliśmy po ok. godzinie. W Wysokiej Głogowskiej, po zasięgnięciu języka, dotarliśmy do właścicielki pola z piktogramem, Marii Bułaś, która opowiedziała nam, jak go znaleziono oraz pojechała na miejsce, by nam wszystko pokazać. Tak jak przypuszczałem, mimo że od znalezienia formacji minęły zaledwie dwa dni, była ona w połowie rozdeptana. Jednak po bliższej analizie można było „wyczytać” z niej to, co chcieliśmy wiedzieć.
Piktogram składał się z trzech leżących w linii prostej „kręgów”, z których dwa były połączone korytarzem. Pierwszy z elementów był elipsą (5,2 x 5,2 m) i odchodził od niego w kierunku największego kręgu korytarz o szerokości 2,5 m i długości 6 m. Druga, największa elipsa, miała wymiary 9,7 x 9,6 m, zaś trzeci krąg oddalony i nie połączony z resztą, znajdował się 7 m w kierunku południowo-zachodnim. Całkowita długość formacji wynosiła 33,1 m.
We wszystkich trzech elementach kłosy były ułożone prawoskrętnie, natomiast korytarz miał źdźbła skręcone w kierunku mniejszego kręgu. Dało się zauważyć, że łodygi owsa „splatają się” ze sobą niczym warkocze po prawej stronie korytarza. W kierunku północno-wschodnim, jakieś 30 cm od krawędzi, kłosy układały się nie w stronę mniejszego kręgu, a ku krawędzi — czyli zupełnie odwrotnie. Niestety wszystko było już dość mocno stratowane. Co ciekawe, także trawa rosnąca w kręgu ułożona była prawoskrętnie.
Bardzo istotną sprawą w badaniu piktogramów, jak już wiemy, jest leżąca pod kłosami ziemia. W połowie formacja była zdeptana, jednak z doświadczenia wiedziałem, że na obrzeżach mogły zachować się pewne ważne szczegóły. I miałem rację. W każdym kręgu był to obszar nienaruszony. Udało się potwierdzić, że pod formacją znajdowały się duże grudy gleby, które nie zostały poddane działaniu siły mechanicznej. Oprócz ziemi znajdowały się tam kamienie oraz drobne szczątki polnych zwierząt, które nie zostały wbite w ziemię pod wpływem nacisku. Co więc przycisnęło owies do ziemi?
W największej elipsie znalazłem trzy suche „osty” wysokie na ok. 40 cm, choć do ich obumarcia przyczyniły się prawdopodobnie opryski. Ale co najważniejsze, nie były one położone razem z łodygami owsa czy trawy, ani połamane, co jest zastanawiające. Czy fałszerz, ugniatający formację deską, miałby możliwość i ochotę by pominąć osty? Badania radioaktywności, anomalii magnetycznych czy kwasowości gleby nie wykazały odchyleń od normy. Co ciekawe, na łodygach owsa nie odnaleziono zniekształconych „kolanek”.
Podczas badań, udało nam się trafić na kombajnistę, który w sobotę, 29 lipca, kosząc zboże, widział ponoć coś dziwnego. Ok. 14, przy upalnej bezwietrznej pogodzie, zaobserwował unoszący się jakieś 500 m dalej „pionowy jasny dym”, który zdawał się wirować. Ów „słup” był dość wysoki i znajdował się w okolicach pola, gdzie potem znaleziono piktogram. Obserwacja trwała zaledwie minutę, gdyż mężczyzna musiał nawrócić maszyną i stracił „dym” z oczu. Okazało się, że w tym miejscu nie palono żadnego ogniska. Dodatkowo, dziwnym faktem było to, że „twór” obracał się dookoła jak trąba powietrzna, jednak o tym mężczyzna nie był w stanie powiedzieć nic więcej.
Razem z panem Subikiem udałem się do jednostki obok stacji radiolokacyjnej. Po oczekiwaniu spotkał się z nami porucznik, który stwierdził, że o piktogramie dowiedział się od nas, a radary — z tego, co wie — niczego nie odnotowały. Dodał, że można było o to zapytać Sandomierz — tam jest centrum koordynacji. Jak przypuszczaliśmy, wojsko sprawy nie skomentowało, choć niekoniecznie musiało coś ukrywać. Radary rzeczywiście mogły niczego nie wykryć.
Spytaliśmy również osoby, które przebywały wewnątrz zbożowej formacji, czy doświadczyły w nim zaburzeń krążenia, wzroku, czy innych niekomfortowych sytuacji, ale nikt tego nie potwierdził. Tymczasem, kiedy sam udałem się do pobliskiego sklepiku, poczułem, że dzieje się coś dziwnego. Miałem wrażenie, że robi mi się bardzo słabo, oblał mnie zimny pot. Przez kwadrans miałem też silne bóle brzucha, a ten dziwny stan strasznie mnie osłabił, dosłownie jakby coś wyssało ze mnie całą energię…
Mój towarzysz również odczuł potem pogorszenie samopoczucia. Czy był to jednak zwykły zbieg okoliczności, czy też wynik subtelnego, acz negatywnego oddziaływania ze strony piktogramu? Wiadomo, że niekiedy dochodzi w nich do zaburzeń sprzętu elektronicznego. Choć w naszym przypadku nie zauważyliśmy nic podobnego, pewien chłopiec twierdził, że coś dziwnego stało się z jego latarką. Urządzenie silnie rozbłysło, po czym nagle przestało działać. Padły dopiero co ładowane akumulatory.
Kto wykonał kręgi w lesie? (2000)
Podczas wizyty w Wysokiej Głogowskiej przypadkiem spotkaliśmy mężczyznę, który opowiedział nam, że kilka lat wcześniej jego znajomy znalazł w lesie jakieś „dziwne kręgi”. Sprawa ta bardzo nas zainteresowała, tym bardziej, że świadek miał w okolicy warsztat stolarski, przez co istniała szansa, że zastaniemy go na miejscu. Faktycznie, mężczyzna przyznał, że widział w młodniku trzy duże kręgi.
Miało to miejsce w sierpniu 2000 r. Późnym popołudniem pan Janusz wybrał się na borowiki do lasu, który leży obok drogi prowadzącej w kierunku Głogowa Małopolskiego. Będąc ok. 300 m od tej drogi, idąc przez las, natknął się on na coś, co bardzo go zdziwiło. W młodniku, w otoczeniu którego rosło sporo paproci i trawy, widniały trzy duże, o ok. 8-metrowej średnicy kręgi ułożone w kształt trójkąta.
Roślinność i drzewka były połamane; widać było też „zawirowania” typowe dla kręgów zbożowych. Pan Janusz poczuł na plecach ciarki, a strach przed dziwnym widokiem sprawił, że szybko się stamtąd wycofał. Udając się na to miejsce nie znaleźliśmy jednak żadnych śladów. Sześć lat sprawiło, że przyroda dokładnie je zatarła.
Rzeszów: UFO w kamerze (2006, 2007, 2009)
Pod względem liczby sfilmowanych i sfotografowanych NOL-i Rzeszów stanowi ewenement w skali kraju. Pod koniec lutego 2006 r. jeden z mieszkańców poinformował mnie o obserwacji nocnego światła, które przeleciało nad blokami Nowego Miasta. W dniu zdarzenia, 19 lutego, w godzinach popołudniowych, mężczyzna wyszedł na spacer w okolice Wisłoki, zabierając ze sobą kamerę. Po nagraniu kilku ujęć krajobrazu, ok. 18 skierował się w stronę domu, ale zatrzymał się na chodniku i wykonał jeszcze jedno nagranie, tym razem w trybie nocnym.
Niespodziewanie zauważył, jak od południa nadlatuje dziwny obiekt. W trakcie nagrywania podeszło do niego dwóch nastolatków, którzy również widzieli 16-sekundową manifestację. Widać wyraźnie, że nie jest to żadne odbicie na soczewkach kamery, ani też przelot samolotu czy owada. NOL zachowywał się dość nietypowo — poruszał się z dużą prędkością, wykonując w tym czasie pewne „ewolucje” — „skakał” w powietrzu jak piłka, łamiąc zasady aerodynamiki, po czym zniżył pułap lotu, by strzelić z jeszcze większą prędkością w górę.
6 lipca 2006 r., ten sam mężczyzna, mając w zwyczaju obserwację nocnego nieba, zarejestrował coś, co z początku przypominało mu zwykłą gwiazdę. Okazało się, że obiekt kierował się powoli na zachód, w stronę Kielanówki. Po zbliżeniu i polepszeniu jakości widać, że to coś przypomina kształtem „dysk” z dwoma wypukłościami (w górnej i dolnej partii obiektu). Podczas analizy kadrów okazało się, że po przekontrastowaniu i zafałszowaniu oryginalnych barw, ukazuje się pewna struktura obiektu. W części poziomej pojawiło się pięć symetrycznie rozłożonych ciemnych punktów, od których w dół schodzą ciemne smugi. W środkowej części obiektu widać było wyraźnie z kolei trójkątny „twór”.
Na tym się jednak nie skończyło. Trzy miesiące później ten sam mężczyzna powiadomił mnie telefonicznie o kolejnych rejestracjach NOL-i nad Rzeszowem. Oczywiście rodzi to pytanie, czy możliwe, aby jeden człowiek nagrał aż tyle filmów przedstawiających dziwne obiekty? Filmowanie otaczającego świata to jednak jego pasja. Z kamerą w ręku spędza on dziennie nawet kilka godzin, rejestrując różne rzeczy, w tym okazjonalnie dziwne zjawiska na niebie. Choć zainteresowało go UFO, nie podjął się kwestii oceny tego, co uchwycił, zostawiając werdykt mnie. Sprawiło to jednak spore problemy. Osobiście uważam, że kilka jego nagrań (jak to z 25 lipca 2000, oraz 19 lutego i 6 lipca 2006 r.) może przedstawiać niezidentyfikowane obiekty latające i są to najlepszej jakości materiały.
4 maja 2007 r. o 22:31 mężczyzna nagrywał ze swojego mieszkania widok na miejscowość Zalesie. W kamerze miał ustawioną funkcję IR „Night Vision”, gdy w pewnym momencie zauważył przelot kuli światła kilka razy większej od przeciętnej gwiazdy. Lecąc bardzo szybko obiekt wykonywał faliste ruchy, które — jak ustaliła analiza — nie były wynikiem „drgania kamery” (w tego rodzaju nagraniach to bardzo istotne). NOL po chwili gwałtownie zmienił kierunek pod kątem prostym (!) i szybko opadł w dół, w stronę latarni ulicznych. Z materiałów i relacji wynika, że obiekt znajdował się w odległości 4—5 km. Film trwa 24 s i co ciekawe, trajektoria lotu obiektu wygląda identycznie jak w przypadku NOL-a z 19 lutego 2006 r.!
Dwa dni później mężczyzna przebywał z kamerą u kolegi. O 15:38 nad polami w kierunku Białej dostrzegł coś dziwnego i postanowił to sfilmować. Na nagraniu widać niewielką kulę o średnicy ok. metra, która powoli manewruje w pobliżu słupa z linią wysokiego napięcia oraz znajdującego się jakieś 500 m dalej nadajnika GSM. 70-sekundowe nagranie, wykonane z 24-krotnym zbliżeniem ukazuje, jak obiekt przemieszcza się, zatrzymuje, po czym ponownie rusza. W pewnym momencie widać nawet, jak znika, po czym pojawia się ponownie. Duży zoom obniżył co prawda jakość nagrania, ale zarejestrowany obiekt nie mógł być np. przelatującym ptakiem (którego również widać na filmie).
NOL po chwili opada i kieruje się w stronę osiedla pod Zalesiem. Tam — co niezwykłe — opada nad dach budynku i znika nad nim! Jedyne, co przychodzi do głowy to balonik lub papier targany na wietrze, choć muszę przyznać, że to mocno naciągana hipoteza. Na nagraniu widać bowiem, że nie może być to nic podobnego, ale złej jakości film utrudnia rozpoznanie.
W swoim archiwum zgromadziłem 12 nagrań przedstawiających UFO nad Rzeszowem lub okolicami. Pochodzą one z okresu 1998—2012 i jak na polskie warunki jest to zbiór unikalny. Spośród zgromadzonych materiałów moją szczególną ciekawość wzbudzają dwa nagrania z 2009 r., z których pierwsze wykonano w rejonie Nowego Miasta, 15 maja. Podczas filmowania okolic z okna swojego domu autor zauważył o 20:56 pojawienie się jasnego obiektu, który poruszał się powoli z północy na południe. NOL widoczny był przez ok. minutę. Na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że to samolot, satelita czy Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS), z którą miał porównywalną jasność (-4 magnitudo). Jednak po wykonaniu zbliżenia widać, że to jednak nie aeroplan — brak mu skrzydeł, nie ciągnie za sobą smugi, a ponadto przelatuje pod chmurami, co wyklucza też dwie pozostałe możliwości.
Drugi materiał jest jeszcze bardziej interesujący. W nocy, 26 maja 2009 r., tuż przed 22, świadek zauważa z balkonu na czwartym piętrze bloku dziwne „migotanie” między Chmielnikiem a Tyczynem. Przy pomocy lornetki obserwuje coś, co w jego opinii składało się z wirujących świateł. Zdecydował, że uwieczni to przy pomocy kamery. Film zaczyna się o 21:52, a kończy o 22:17 i jest niezbyt dobrej jakości, ponieważ tak jak w jednym z poprzednich przypadków, kręcony był na maksymalnym zbliżeniu. Z relacji przekazanej przez obserwatora wynika, że „zjawisko” tkwiło w jednym miejscu, choć miał on problemy z dokładniejszym jego umiejscowieniem. Dodał, że obszar, który filmował spowijały „ciemności, tylko po lewej stronie widać było niewielkie punkty świateł w odległych wsiach”.
Na początku nagrania widać obracające się szybko w lewą stronę kuliste światła o barwie pomarańczowo-czerwonej, które tworzą razem coś, co przypomina trójkąt lub piątkę na kostce do gry. O 21:55 dwa obiekty: jeden czerwony, a drugi „ognisty”, obracają się w lewo z dużą intensywnością.
Cały ten podniebny spektakl sprawia imponujące wrażenie. Co więcej, kilka sekund później z lewej strony pojawia się jasno-biała kula, która w pewnej chwili znika i pojawia się przed formacją, po czym znów gaśnie, albo znika za nimi. Na nagraniu widać wtedy pewien ciekawy detal: po prawej, tuż za światłami, pojawia się coś podłużnego i jakby oświetlonego. Niestety nie wiadomo, co to mogło być.
Po jakimś czasie dwie kule gasną, pozostają widoczne tylko dwie i tu kolejna ciekawostka — większa kula rozbłyskuje nagle potężną jasnością. Trwa to ułamek sekundy, po czym w rzędzie widoczny jest jeszcze jeden obiekt. O 22:01, po lewej, pojawiają się słabe punkty jasnego światła, w tym czerwona kula, jednak po chwili obiekty znikają. Kilka sekund później ponownie widać dwa rozbłyski (najintensywniejszy o 22:01). O 22:15, na chwilę przed zniknięciem całego spektaklu, pojawia się kolejny jasny obiekt, a następnie jeszcze jeden. Oba leciały w kierunku formacji.
UFO w kształcie choinki (2008)
Świadkami kolejnego zdarzenia była para mieszkańców Dębicy, którzy 25 października 2008 r., ok. 22, wracali samochodem do domu. Oto, co widzieli: „To, co 25 października zobaczyłam na niebie w okolicach Rzeszowa, wręcz mnie zatkało. W sobotę wracałam ze swoim chłopakiem z Rzeszowa. Tuż po wyjeździe z miasta zobaczyliśmy na niebie kilkanaście symetrycznie ułożonych czerwonych punktów, chyba większych od gwiazd. Niemal natychmiast zatrzymaliśmy auto, stanęliśmy na chodniku. Razem z nami zatrzymał się jeszcze jeden samochód, z którego wysiadła trójka ludzi. Byliśmy w szoku. Te czerwone punkty jakby pulsowały. Wyglądało, jakby kręciły się wokół własnej osi. Stopniowo zaczęły wygasać, aż w końcu znikły wszystkie. Wracaliśmy do domu trochę przeszyci strachem.”
Podczas analizy i rejestracji tego przypadku zostałem nieco wprowadzony w błąd sugestią, że do obserwacji doszło przy wjeździe do miasta. Okazało się jednak, że było to znacznie dalej, w okolicach Świlczy, przez którą przebiega droga A-4. Zaraz po zatrzymaniu się i wyjściu z samochodu, na przystanku obok zatrzymał się bus kontrolerów MKS z Rzeszowa. Kobieta, która przekazała mi informację o tym zdarzeniu twierdziła, że zdarzenie obserwowała przez jakiś czas z jadącego samochodu. Dopiero, gdy pojawiło się dogodne do zatrzymania miejsce, razem z partnerem opuściła auto. W górze zauważyli oni formację 18—20 czerwonych kul, dużo większych od dobrze widocznych gwiazd. Co ciekawe, całość tworzyła kształt przypominający „choinkę”, a obiekty zdawały się obracać.
„Po zatrzymaniu okazało się, że poruszają się jakby dookoła własnej osi, albo jakoś względem siebie (wyglądało to wręcz niesamowicie). Rozpiętość całego zjawiska na niebie była stosunkowo duża. Pojedyncze kule były na pewno większe od gwiazd (jakby połączyć dwie gwiazdy)” — relacjonowała kobieta, dodając, że wkrótce zatrzymał się koło nich bus, z którego wyszły cztery osoby. „Oni rozmawiali z nami, też byli pod dużym wrażeniem. Mówili, że parę lat temu też coś zaobserwowali za Rzeszowem. Jakaś dziewczyna z ich ekipy próbowała telefonem coś nakręcić. Każdy z nich miał przypiętą legitymację. Wzajemnie pytaliśmy się z niedowierzaniem:,Czy wy też to widzicie?’ Padały hasła w stylu:,Nie jesteśmy sami’.”
Świadkowie z Dębicy również próbowali nagrać te obiekty za pomocą kamer z telefonów komórkowych, ale był to daremny trud. Później okazało się, że na filmie prócz czerni nie widać nic. Po ok. 2—3 min obiekty zaczęły powoli zanikać. Wywiad z kobietą ujawnił, w jaki sposób do tego doszło: „Znikały chaotycznie, raczej tak od góry do dołu, ale dość szybko. Na końcu znikły dwie na samym dole” — powiedziała.
Kobieta zauważyła dodatkowo, że ostatnie znikające obiekty „poruszały się w górę”. Pełny czas obserwacji wynosił ok. 4—5 min Kilkanaście czerwonawych kul przez ten czas wirowało wokół własnej osi, choć nie wykonywały innych ruchów. Formacja tkwiła nieruchomo ok. 60 stopni nad horyzontem w kierunku południowo-zachodnim. Kąt obserwacji może sugerować, że zjawisko nie znajdowało się tak daleko, jak oceniali to świadkowie, którzy twierdzili, że kule mogły znajdować się w odległości ok. 20 km (w tym przypadku kąt obserwacji wynosiłby ok. 20 stopni).
Jak zwykle zaciekawiło mnie, czy ktoś jeszcze mógł widzieć to zjawisko. Zapytałem więc świadek, czy w ciągu tych kilku chwil minęły ich jeszcze inne samochody. Odpowiedziała: „Ruch nie był duży. Jak staliśmy na chodniku, nie wiem, czy przejechał choć jeden samochód (być może — jeśli tak, to jeden lub dwa). Ja specjalnie patrzyłam, miałam nadzieję, że nas tam będzie więcej. Jak wsiadaliśmy po wszystkim do auta, coś tam już jechało.”
Co ciekawe, u kobiety obserwacja wzbudziła tak intensywną reakcję emocjonalną, że strach czuła jeszcze w dalszej drodze do domu. Na podstawie wykonanego przez parę świadków rysunku, sporządziłem prawdopodobny schemat widzianej przez nich formacji NOL-i. Kiedy podesłałem go do wglądu kobiecie, skomentowała to następująco: „Faktycznie, odzwierciedla troszeczkę [to, co widzieliśmy — przyp. autora], ale rzecz najważniejsza — tamte były ułożone z niezwykła precyzją, były między nimi takie same odległości, także wielkość tych obiektów była taka sama. […] I jeszcze jedna rzecz: uświadomiłam sobie, że tych obiektów było chyba jeszcze więcej.”
Kilkanaście dni później zgłosiła się do mnie kolejna osoba, która obserwowała coś podobnego z 25 na 26 października, tyle że w innym województwie. Oto fragment tej relacji:
„Z zaciekawieniem przeczytałam pana informację dotyczącą zjawisk świetlnych na niebie w dniu 25.10.2008 ze względu na fakt, że w tym samym dniu, a właściwie w nocy z 25 na 26, ok. 1:30, na niebie nad Rzgowem k. Łodzi, patrząc z kierunku północnego na południowy, zaobserwowałam razem ze swoim ojcem ok. 18 świetlnych punktów poniżej pułapu chmur. Były koloru pomarańczowego, przemieszczały się w nieuporządkowanym szyku, tworząc wyraźny zygzak. Poruszały się z południowego-zachodu na północny-wschód. Punkty były widoczne przez nas przez ok. 10 min., potem zaczęły zanikać. Zrobiłam kilka zdjęć amatorskim aparatem cyfrowym, które po powiększeniu w Photoshop-ie są bardzo podobne do zdjęć zamieszczonych na pana stronie.”
Choć w tym przypadku mógł to być klucz lampionów, które zostały wzięte za NOL-e, przypadek ze Świlczy już trudniej wyjaśnić. Najprawdopodobniej obiekty znajdowały się na obszarze między Dąbrową, Nosówką, o której wspominałem wcześniej oraz Nockową, gdzie w 1987 r. jednej nocy doszło do „fali obserwacji” zakończonej spektakularnym bliskim spotkaniem trzeciego stopnia.
Anonimowi świadkowie z USA? (2009)
Ciekawe zgłoszenie z okolic Rzeszowa trafiło również do bazy danych amerykańskiej grupy ufologicznej NUFORC. Według zamieszczonych na ich stronie internetowej informacji, do zdarzenia doszło 7 stycznia 2009 r. o 11. Niestety zdarzenie nie może zostać zweryfikowane i nie ma wielkiej wartości, mimo kilku ciekawych szczegółów.
Świadek, nie podając adresu kontaktowego, opisał to następująco: „Będąc w samochodzie pod Rzeszowem widziałem wraz z trzema innymi osobami metalowy krąg unoszący się nad wzgórzem. Miało średnicę 30 m., wisiało na wysokości 60 m. nad wzgórzem i miało jasnoniebieskie światło na spodzie. Najpierw UFO poruszało się powoli, potem szybciej. Kiedy leciał szybko, jego prędkość mogła być porównywalna z prędkością samolotu, zaś kiedy leciał, sunął z prędkością ptaka. Obiekt wydzielał delikatną mgłę. Nie stwierdziłem żadnego dźwięku.”
Bliskie spotkanie na Podwisłoczu (1984)
W grudniu 2010 r., podczas finalnych prac nad książką, trafiła do mnie relacja, którą uznaję za jedną z najważniejszych i najbardziej niezwykłych. Opowiadała o niezwykłym wydarzeniu, sklasyfikowanym jako DD/CE-2, do którego doszło w sierpniu 1984 r. na rzeszowskim Podwisłoczu, między Wisłokiem a osiedlem Nowe Miasto.
W tym okresie był to obszar znacznie gorzej zurbanizowany. Incydent rozegrał się na nieistniejącym już dziś placu zabaw z małym zagajnikiem oraz niedziałającą fontanną. Ok. 9 rano 29-letnia pani Danuta zamieszkała przy ul. Staszica, wyszła tam na spacer ze swoim 2-letnim synem. Okolica była pusta. Kobieta usiadła na rogu piaskownicy, doglądając dziecka, jednak w pewnym momencie na bezchmurnym niebie, w kierunku Zakładów WSK, zauważyła coś w rodzaju „jasnej kopuły”. Po kilku sekundach zdała sobie sprawę, że to metaliczny pojazd, który najwyraźniej zmierzał w jej stronę.
Nie wiedząc, co robić, chwyciła dziecko i pobiegła pod rosnące kilka metrów dalej drzewa, skąd obserwowała rzecz niemal nierealną. Na wysokości ok. 10 m nad ziemią zawisł bardzo duży kopulasty obiekt, którego barwa zmieniała się ze srebrzystej na metaliczno-zieloną. Mniej więcej w połowie widać było na nim rząd metalicznych, okrągłych „lamp”.
Na powierzchni NOL-a nie było widać żadnych bulajów, drzwi, czy łączeń. Maszyna, zgodnie z opinią pani Danuty, mogła mieć 10—15 m średnicy i ok. 2,5 m wysokości. Ponieważ mogły być to nieco zniekształcone dane, musiałem spotkać się z kobietą w celu ustalenia dokładnego przebiegu zdarzenia. Kobieta, stojąc pod drzewem miała wrażenie, że UFO unosiło się w odległości 20 m i wyglądało, jakby szukało miejsca do lądowania, łamiąc przy tym czubki drzew generowanym przez siebie „strumieniem powietrza”.
Nie wiadomo, jaka była rozpiętość czasowa obserwacji, ale według pani Danuty, jej horror skończył się dość szybko. Obiekt wykonał okrążenie nad placem zabaw, po czym skierował się w stronę wysokich bloków, po czym szybko, pod lekkim kątem, wystartował do góry i zniknął jej z pola widzenia. Dla młodej matki zdarzenie było jednak tak przerażające, że co sił w nogach uciekła do domu.
UFO wyglądało jak kopuła z prawie płaskim dnem. Prawie, bo spodnia część również przypominała delikatną wypukłość. Z korpusu obiektu sterczały charakterystyczne kuliste elementy, na pierwszy rzut oka przywodzące na myśl „lampy”. Istotny jest fakt, że z daleka obiekt miał barwę metaliczną, natomiast w momencie, kiedy zawisł nad drzewami wydawał się bardziej zielonkawy. Oprócz tego dobiegał od niego głośny dźwięk przypominający odgłos pracy „jakiegoś” silnika (pani Danuta porównała do odgłosów samolotu).
Wykonując nad placem okrążenie w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, obiekt podążył w stronę bloków, po czym pod lekkim kątem, niemal pionowo, wystrzelił w górę. Wszystko to stało się dosłownie w mgnieniu oka. Oczywiście pierwsze krytyczne pytania związane z tym incydentem dotyczyć będą tego, jak to możliwe, że tamtego dnia w okolicy placu zabaw na Podwisłoczu nie było więcej ludzi?
Trzeba jednak pamiętać, że Rzeszów dziś, a w 1984 r., to dwa różne miasta. Mimo, że panował wówczas mniejszy ruch uliczny, nie zmienia to faktu, że w tak wielkim mieście ktoś inny również musiał dostrzec „latającą kopułę”, tym bardziej, że 200 m dalej znajdują się budynki mieszkalne. Możliwe, że tak było, ale jedyne, na czym się opieramy, to relacja pani Danuty. Zresztą z problemem braku świadków w bliskich spotkaniach, które rozegrały się bardzo spektakularnie, spotkamy się jeszcze kilka razy, m.in. w sprawie z Baranówki, która zostanie opisana w kolejnym paragrafie.
Swoją drogą, nie da się zaprzeczyć, że zaobserwowana przez kobietę zmiana barwy obiektu z metalicznego na bardziej zielonkawy, była formą kamuflażu. Próby racjonalnego wytłumaczenia tego incydentu zawodzą — obiekt widziany w sierpniu 1984 r. nie przypomina żadnego konwencjonalnego pojazdu latającego. Osobiście za mało realną uważam również hipotezę, że był to jakiś „pojazd testowy”. Jeśli tak, dlaczego manewrowano nim nad placem zabaw w wielkim mieście? I skoro był tajny przed prawie 30 laty, do dziś jego kopie powinny wejść do powszechnego użycia. Mimo całej atmosfery dziwności, zdarzenie to sklasyfikowałem jako „prawdziwe UFO”.
Wielki obiekt nad Baranówką (2011)
6 czerwca 2011 r., mieszkanka Baranówki zauważyła podczas spaceru z psem owalne ciemne UFO, które unosiło się w odległości zaledwie 100 m od niej. W kadłubie obiektu odbijały się promyki zachodzącego słońca. Kobieta zauważyła również, że w centralnej jego części znajdowało się punktowe, zmieniające swe położenie światło. Po kilkudziesięciu sekundach NOL skrył się za drzewami. Co intrygujące, z tyłu szła inna spacerowiczka, która już niczego nie dostrzegła. Dlaczego?
Pierwsze zgłoszenie w tej sprawie napłynęło do mnie pocztą elektroniczną 17 czerwca. List od 39-letniej mieszkanki Baranówki IV znajdował się w korespondencji, którą otrzymałem po tym, jak w lokalnej gazecie Nowiny pojawił się reportaż na temat mojej działalności. Z opisu wynikało, że zobaczyła ona coś, co ją kompletnie zaskoczyło. Po kilku dniach starań pani Beata przełamała opory i zgodziła się na spotkanie w miejscu zdarzenia.
Baranówka to prawie 20-tysięczne osiedle leżące na prawo od trasy A-4. Obiekt pojawił się na obrzeżach, z dala od wielkich blokowisk. Na okolicznych nieużytkach znajdują się bowiem liczne domki jednorodzinne i altanki. Oddajmy teraz głos pani Beacie, która tamtego dnia, ok. 20 wyszła z psem na spacer, nie spodziewając się niczego niezwykłego…
„Przeszłam przez osiedle i doszłam do okolicy domków jednorodzinnych leżących na jego skraju, gdzie zaczynają się łąki i pola. To ustronne miejsce, ciche i spokojne. Szłam drogą, którą samochody jeżdżą rzadko. Za mną w dali szła dziewczyna z dużym wilczurem. Mój pies oczywiście go zobaczył i ciągnął mnie do niego (czyli w odwrotnym kierunku niż szłam). Powoli zachodziło słońce, więc zerkałam na niebo oczekując pięknej czerwieni po upalnym dniu.
Ku swojemu zdziwieniu zobaczyłam nad domem jakieś, coś’, co powoli leciało po linii prostej, czyli prostopadłej do ziemi. Było z ciężkiego i ciemnego, błyszczącego metalu, o kształcie mocno jajowatym i błyskało systematycznie wzdłuż swojej osi. Z niedowierzaniem patrzyłam na to zjawisko, szłam szybko, ale pies ciągnął mnie uporczywie do tyłu. Pomyślałam, że jak ta dziewczyna dojdzie do mnie, to jej to pokażę. Ze zdziwieniem przyglądałam się temu uważnie […]. Przystanęłam, bo dziewczyna była już blisko. Czekałam podekscytowana, żeby jej pokazać. Gdy była już o krok, to coś, lecąc, zniknęło nad drzewami.
Ona do mnie: — Czy to piesek, czy suka? I takie tam. Ja popatrzyłam nerwowo na te drzewa, ale nic już nie było. Nie chciałam rozmawiać, mając jeszcze ten obraz w głowie. Poszłam więc pospiesznie dalej droga, by minąć drzewa, ale też już nic nie było. Ciągle patrzyłam w to miejsce, a potem odwracałam się. Dziewczyna z psem poszła inną drogą i widziałam, jak ginie w wysokiej trawie. Po przyjściu do domu szukałam odpowiedzi w Internecie. Szukałam zdjęć, forów i innych rzeczy. Wszystkie zdjęcia, jakie znalazłam były niewyraźne lub z oddali. Ja widziałam to blisko i wyraźnie. A szkoda, że nie zrobiłam komórką zdjęcia. No trudno…
To trwało chwilę i byłam taka zaabsorbowana. To było na wysokości niewielkiej — nad drzewami, a w odległości ok. 50—70 m. ode mnie. Nie wiem, co widziałam. Było jeszcze jasno. Myślałam: A może mi się zdawało? Zaraz dodawałam sobie ze złością: Przecież to widziałam i to tak blisko! Ale cóż, nie mogę tego wytłumaczyć, choć w przybliżeniu mogę narysować.
Patrzę z okna w to miejsce, a gdy przechodzę, rozglądam się, ale nigdy tego więcej nie widziałam. Nie wiem, jak to przyjąć, co o tym myśleć, ale z głowy mi to nie wychodzi, a obraz tego mam przed oczami.
Oprócz tego pani Beata podała mi kilka niezwykle cennych szczegółów:
Kształt miał owalny o kolorze ciemnego metalu, ok. 10—15 m. długi, szeroki ok. 5—10 m. Obiekt nie wydawał żadnego dźwięku, tylko błyskał światłem (jakby to światło świeciło wkoło — wzdłuż tego pojazdu). Poruszał się równolegle do ziemi, po linii prostej. Zniknął za drzewami, ale myślałam, że wyleci. Zanim doszłam, obiektu już nie było. Trwało to ok. 2—3 min. Zauważyłam to, jak tylko podniosłam głowę i nie mogłam uwierzyć, że coś widzę. Myślę, że ta dziewczyna za mną nie widziała nic — szła prowadząc psa i patrzyła przed siebie, i pod nogi.”
Pani Beata widziała zatem obiekt w bezpośredniej odległości, jednak pozostawało wiele kwestii, które wyjaśnić mogła tylko wizja lokalna w miejscu zdarzenia. 27 czerwca 2011 r. ok. 18:45 spotkaliśmy się na Baranówce IV i po krótkiej rozmowie, udałem się ze świadek w miejsce, gdzie widziała dziwny obiekt. Faktycznie, leży ono z dala od wielkomiejskiej zabudowy, tylko na horyzoncie widać jednorodzinne domy.
Do obserwacji doszło tuż przed 20. Asfaltowa droga, którą podążała pani Beata jest niezbyt szeroka. Po obu jej stronach rozciągają się nieużytki, a w kierunku zachodnim widać pierwsze zabudowania. W reakcji na zachowanie psa, kobieta uniosła głowę zauważając przypadkowo w kierunku północno-zachodnim (Az. 330 stopni), na wysokości horyzontalnej ok. 10 stopni, obiekt w kształcie owalnym, o jakby metalicznej powierzchni, w barwie — jak to określiła świadek — „satynowej”. Nie była to typowa srebrzysta barwa, ale nieco ciemniejszy ocień. Obiekt na całej powierzchni był idealnie gładki, bez widocznych elementów aerodynamicznych czy łączeń.
W połowie wysokości NOL-a świadek zauważyła przemieszczające się z częstotliwością „raz na sekundę”, okrągłe jasne światło obracające się w prawą stronę. Obiekt nie wykonywał żadnych ruchów wirowych, jednak to wszystko, co pani Beata zapamiętała. Od kadłuba obiektu odbijały się promienie zachodzącego słońca, co wskazuje, że obiekt miał wymiar czysto materialny.
UFO powoli przemieszczało się z południa na północ, nie wydając żadnego dźwięku. Poruszało się w linii prostej, chowając się za drzewami w odległości ok. 115 m od świadka. W opinii pani Beaty, obserwacja trwała 3 min, choć rekonstrukcja na miejscu wykazała, że mogło to rozegrać się w o połowę krótszym czasie. Obserwacji nie towarzyszyły inne zjawiska, takie jak wpływ obecności obiektu na zachowanie zwierząt (często odnotowywany w ufologii), choć kobieta podkreśliła, że otoczenie zdawało się „tonąć w ciszy”. Niestety, nie sposób określić, czy był to wspominany „czynnik Oz”, związany z pojawieniem się NOL-a.
Na miejscu zdarzenia, w oparciu o informacje uzyskane od pani Beaty, mogłem skorygować informacje na temat rozmiarów obiektu i jego odległości od obserwatorki. Wszystko wskazywało, że UFO unosiło się dalej, niż wstępnie sugerowała. Wytyczając w programie Google Earth odległość po przekątnej w kierunku drzew, za którymi zniknął obiekt, otrzymałem wartość 111 m. Z kolei odległość do domu, zza którego prawdopodobnie on się wyłonił, do miejsca obserwacji, wynosiła 77 m.
Dodatkowo świadek twierdziła, że NOL unosił się niewysoko nad ziemią, a jego wielkość pozorną, po wcześniej podanej instrukcji, oceniła na ok. 2 cm (długość) i 1 cm (wysokość). Szacunkowe rozmiary realne to zatem ok. 5—6 m długości i 3 m wysokości.
Pani Beata szła w stronę skrzyżowania i gospodarstwa, za którym po chwili pojawił się obiekt. Będąc z dala od tych zabudowań, powinna wcześniej zauważyć zbliżanie się obiektu od lewej. Tymczasem z opisu wyłania się sytuacja, jakby NOL pojawił się nagle, w jednej chwili. Zagadką pozostaje też to, w jaki sposób zniknął.
Istotną, a nawet kluczową sprawą był fakt, że tą samą ulicą, w odległości kilkunastu metrów, szła młoda, być może 20-letnia dziewczyna, z psem, która prawdopodobnie nie widziała nic niezwykłego. To dziwne. Według pani Beaty, jej twarz była zwrócona w kierunku zachodnim, a więc w stronę, gdzie pojawił się obiekt. Kobieta żałuje dziś, że nie zapytała jej wprost, czy widziała wielki, ciemny twór.
Stojąc w obliczu tylu niewiadomych, musiałem określić wiarygodność pani Beaty. Musiałem oczywiście brać pod rozwagę możliwość celowej mistyfikacji. Świadek była jednak twardo stąpającą po ziemi żoną i matką, osobą pracującą umysłowo. Uzyskane od niej informacje były szczegółowe i dokładne, a nie przesiąknięte emocjami. Nie zauważyłem u niej skłonności do fantazjowania, czy ubarwiania podanej mi pierwotnie opowieści.
O swoim przeżyciu 39-latka opowiedziała jedynie mężowi oraz kilku osobom z pracy, choć nikt nie potraktował tego z należytą powagą. Pani Beata, choć jest to osoba ciekawa świata, do tej pory nie interesowała się zjawiskiem UFO. Zapytana, czym był dla niej obiekt stwierdziła, że gdy zobaczyła go po raz pierwszy uznała, że to „coś wojskowego”. Jest to zatem osoba wiarygodna, nie szukająca rozgłosu. Tylko dlaczego ona jedna widziała tak wielki obiekt?
Zdarzenie z 6 czerwca 2011 r. jest pod kilkoma względami równie enigmatyczne, co przypadek z Podwisłocza. Nie wyobrażam sobie, aby o 20, w piękną pogodę, w okolicy gdzie znajdują się domki jednorodzinne, a jakieś 170 m dalej pierwsze bloki, nikt nie widział obiektu. Istnieje oczywiście druga, całkiem prawdopodobna możliwość — obiekt był widziany przez innych ludzi, ale nie mieli oni ochoty lub możliwości, by się tym podzielić.
Nic nie wskazuje, aby pani Beata miała halucynacje czy omamy, gdyż była w pełni świadoma tego, co się dzieje. Oczywiście można odwołać się do kolejnej ufologicznej hipotezy, zgodnie z którą obiekty NOL są w stanie nie tylko wpływać na świadomość obserwatorów, ale być może nawet kreować w niej pewne doznania i obrazy. Pozostaje pytanie, po co?
Pod koniec lata tego samego roku nad Baranówką znowu zaobserwowano dziwny obiekt. Świadkowie w wieku ok. 24 i 26 lat dostrzegli go ok. 20 na prawie ciemnym i pokrytym deszczowymi chmurami niebie. Obserwatorzy spacerowali w okolicy Al. Wyzwolenia, ok. 200 m od marketu. Pan X (który zastrzegł anonimowość), dostrzegł to jako pierwszy i tak pisał o tym w liście:
„Chciałbym opisać dwa zaobserwowane zjawiska związane z NOL-ami. Pierwsze było w Rzeszowie, na początku września tego roku, nad osiedlem Baranówka. Razem z moją narzeczoną spacerowaliśmy nieopodal, było już niemal całkowicie ciemno, a na niebie powoli zbierały się ciemne chmury. W pewnym momencie zauważyłem na niebie coś, co przypominało czaszę starych spadochronów wojskowych — taki swoisty, grzybek’.
Zwróciłem na niego uwagę również mojej narzeczonej. Razem obserwowaliśmy to zanim znikło w chmurach. Szybko zdaliśmy sobie sprawę, że ten obiekt powoli przesuwa się w kierunku wschodnim, lekko zwiększając pułap. Obiekt na pewno był ciałem stałym o wymiarach ok. 10 m., na wysokości poniżej 1000 m. […] Został zauważony z Al. Wyzwolenia, idąc od Krakowskiej, w odległości ok. 200 m. Znajdował się gdzieś na wysokości ul. Ofiar Katynia/Zwierzynieckiej. Kształt — rozpropagowany przez media dysk, ale nie był moim zdaniem, jak i zdaniem mojej narzeczonej, płaski na krawędziach. Krawędzie, mimo odległości, były widoczne — grubsze, ale mogło to być również złudzenie. […] Był w kolorze chmur, ciemniejszy od nieba, i właśnie dlatego udało się go wychwycić. Jego kolor mógł być również odbiciem koloru chmur, jeżeli takowy obiekt miałby się maskować.”
Zaciekawieni obserwatorzy, stali w miejscu, w otoczeniu umiarkowanego ruchu ulicznego, i obserwowali, co się stanie. Obiekt przez ok. minutę w bezruchu tkwił na tle ciemnych chmur, na wysokości ok. kilometra nad ziemią. Wiał wiatr, a on pozostawał nieruchomy — to warte odnotowania w rozważaniu różnych scenariuszy, co do jego pochodzenia.
Po chwili NOL zaczął stopniowo, dość powoli, „spacerowo” — jak to określił świadek, wznosić się, aż wtopił się w chmury. Obserwacja trwała ok. 5 min. Obiekt miał kształt owalny. Był w ciemnym kolorze, choć odróżniał się na tle chmur. Od jego strony nie dobiegał żaden dźwięk.
Trapez nad Chmielnikiem i „wielki skok” NOL-a nad Albigową (2011)
Chmielnik to nieduża miejscowość leżąca kilka kilometrów na południowy-wchód od Rzeszowa. W porównaniu do innych wsi w sąsiedztwie stolicy Podkarpacia, była to ufologiczna „biała plama”. Jedynie w 1998 r. otrzymałem stamtąd relację o świetlistej kuli tańczącej nad polami. Cisza przerwana została w 2011 r., kiedy zgłosili się świadkowie twierdzący, że nad ich domem przeleciał NOL w kształcie trapezu.
Choć była to typowa obserwacja „nocnych świateł” (NL), było w niej coś niezwykłego. Obiekt był doskonale widoczny, a jego kształt, wyjątkowo egzotyczny. Wszystko zaczęło się 5 września, między 19 a 19:30. Niebo było bezchmurne, jeszcze jasne od zachodzącego słońca — wspominał świadek, pan Adam.
„Wraz z żoną oglądaliśmy obiekt w kształcie trapezu (rysunek i opis w załączeniu). Leciał nisko, może 500 m. nad ziemią. Na trasie lotu musiał być nad Zabratówką, Błędową, Tyczynem, Chmielnikiem, Malawą, Słociną i północnymi rejonami Rzeszowa.
Od spodu trapezu pulsowało kuliste, jaskrawe, koloru czerwono-pomarańczowego, światło. Machałem ręką i wydaje mi się, jakby na moment zawahało się w locie. Leciało bezgłośnie z prędkością mniej więcej 2,5-3-krotnie większą niż paralotnia.”
Zdarzenie obserwowali małżonkowie w wieku ok. 60 lat. Jako pierwsza obiekt z podwórza zobaczyła pani Anna, szybko informując o tym swojego męża. Z zabranych informacji wynika, że NOL poruszał się od strony południowej, na dość niskiej wysokości. Cytowany już pan Adam twierdził, że wielkością przekraczał on półtora razy treningowy samolot, którym ćwiczą studenci Politechniki Rzeszowskiej. Obiekt mógł poruszać się ok. 300—500 m. nad ziemią i przeleciał nad ich domem, w zupełnej ciszy, która utwierdziła obserwatorów w przekonaniu, że nie jest to nic normalnego.
Wygląd NOL-a był równie nietypowy. Miał on kształt trapezu w kolorze brązowym lub czarno-zielonym, a w jego centrum widać było duże jaskrawopomarańczowe pulsujące światło, które sprawiało wrażenie „wypukłej kuli”. Po oddaleniu się na północ obiekt odsłonił swój bok, który był płaski w dolnej i nieco wypukły w górnej części. Po ok. 5-minutowej obserwacji, pojazd skrył się za porośniętym drzewami wzniesieniem.
Tą niezwykłą sprawą zainteresowałem lokalne Super Nowości, na łamach których red. Grzegorz Anton, korzystając z zebranych przeze mnie danych, opublikował tekst „UFO czy tajny obiekt wojskowy?”, pod którym podano do mnie adres kontaktowy dla innych osób, które mogły wiedzieć to samo.
Sądziłem, że przyniesie to oczekiwany efekt, ale nie otrzymałem żadnych nowych informacji o sprawie z Chmielnika, choć zgłosił się do mnie 46-letni mieszkaniec Rzeszowa, który w pobliskiej Albigowej, 28 października 2011 r., również zaobserwował zagadkowy obiekt.
„Czytałem pana artykuł odnośnie niezidentyfikowanego obiektu lecącego kilka dni temu od strony Chmielnika ku rzeszowskiej Jasionce. […] Był już zmierzch. Jechałem do Rzeszowa drogą Żurawica-Łańcut. W Markowej skręciłem w kierunku Albigowej, aby przez Kraczkową i Chmielnik dojechać do miasta. W pewnej chwili, gdy wyjechałem na wzgórze pomiędzy Albigową a Kraczkową (jest tam taki niezamieszkały i niezadrzewiony odcinek), zobaczyłem od strony południowo-zachodniej na niebie jakiś obiekt z pulsującym światłem w kolorze różowo-żołto-zielono-białym.
Zwróciłem na niego uwagę, bo światło pulsowało tak, jak stroboskop — przez sekundę lub dwie, a po tym była przerwa kilkanaście sekund i znowu się powtarzało. Wysiadłem z samochodu i zacząłem się przyglądać. Widziałem na niebie w odległości ok. 1 km, ciemny obiekt podobny do piłki koszykowej, ale o nieproporcjonalnych kształtach. Na pewno nie był to śmigłowiec, ani samolot. Myślałem, że to balon meteorologiczny, ale gdy obiekt wyemitował jaskrawe czerwone światło od spodu, zacząłem jeszcze baczniej się przyglądać.
Leciał szybciej niż śmigłowiec czy awionetka, ale o wiele wolniej niż myśliwiec. Leciał po lekkim łuku i chyba się wznosił. Sunął bardzo wolno w kierunku Jasionki. W pewnej chwili wykonał błyskawiczny ‘skok’ i zawrócił w kierunku, z którego nadleciał. Później znowu zaczął się przemieszczać, emitując światło stroboskopowe o wielu barwach. Nie wydawał żadnego dźwięku.
Obserwowałem go ok. 4—5 min., próbowałem robić zdjęcia telefonem. Jadąc samochodem pomiędzy Kraczkową a Malawą, zobaczyłem go przez kilka sekund ponownie. Opowiadałem o dziwnym zjawisku znajomym, po dojeździe do Rzeszowa, ale oni śmiali się, że mam zwidy. Jak przeczytałem artykuł w gazecie, to pokojarzyłem fakty i postanowiłem do pana napisać.”
NOL powoli i w ciszy przemieszczał się w kierunku drogi A4 i okolic Krasnego, gdzie nagle dokonał wręcz niemożliwego zwrotu i w ciągu ułamków sekund znalazł się ponownie na drodze do Chmielnika: „Ten skok był błyskawiczny. Mógł być oddany w okolicy Krasnego (A-4) i wrócił ponownie na lewo ode mnie (stojąc przodem do Albigowej, miałem go na godz. 8—9. Tam zgasły światła i straciłem go z oczu. Był ok. 30—45 stopni nad horyzontem). Skok był chyba o kilka kilometrów, tak błyskawiczny, że pozostawił po sobie takie smugi świetle, jak reflektory samochodowe na niektórych filmach amatorskich… Jakby w ułamku sekundy przebył 10 km.”
Pewne szczegóły z relacji mojego informatora zdają się wskazywać, że istnieli także inni obserwatorzy tego niezwykłego zjawiska:
„200 m. na prawo od drogi, jacyś ludzie pracowali na polu. Chyba ładowali buraki na ciężarówkę i wydaje mi się, że też obserwowali to zjawisko. 100 m. przede mną zatrzymał się inny samochód osobowy i jak go później mijałem, widziałem przy nim dwie młode kobiety. One, jak się domyślam, też obserwowały obiekt” — wspominał świadek.
Oprócz „skoku” szczególnie dającym do myślenia detalem tej sprawy był snop czerwonego światła padający od obiektu, który co ciekawe nie sięgnął ziemi, a urwał się w powietrzu: „Snop światła wyglądał jak walec pod obiektem, ale nie sięgał ziemi” — wspominał świadek.
Wielkanocne UFO nad Rzeszowem czy test tajnych technologii? (2012)
List, w którym zgłoszono mi niniejszy przypadek zawierał opis dwóch obserwacji, jakie zdarzyły się nocą z 8 na 9 kwietnia 2012 r. Z pierwszej rozmowy telefonicznej, jaką przeprowadziłem ze świadkiem wynikało, że ok. 20:30 cztery osoby przejeżdżające ul. Lenartowicza w kierunku skrzyżowania z Al. Witosa, zauważyły nadlatujący od strony Kielanówki, bardzo nietypowy obiekt latający, który zmierzał w ich kierunku. Płaski i ciemny „twór” posiadał niebieskie, czerwone i żółte światła i poruszał się na dość niedużej wysokości.
Obok nie było w tym czasie żadnych innych aut, czy przechodniów, ale były przecież Święta Wielkanocne. Świadkowie postanowili nawrócić na skrzyżowaniu i po przejechaniu kilkuset metrów zatrzymali się na stacji paliw, aby lepiej przyjrzeć się obiektowi i zapytać innych ludzi, co o tym sądzą. Stacja była czynna, ale klientów nie było. Obiekt cały czas poruszał się powoli ku centrum miasta, chowając się za rosnącymi w dali drzewami. Warto dodać, że święta 2012 r. były na Rzeszowszczyźnie paskudne — temperatura spadła poniżej zera, wiał wiatr i padał śnieg.
28 kwietnia udało mi się spotkać z dwoma obserwatorkami: panią Krystyną (38) oraz jej 12-letnią córką w miejscu zdarzenia. Ponieważ zdarzenie było kompleksowe, postanowiłem podzielić je na dwie fazy. Pierwsza zaczęła się, gdy pani Krystyna, jej kuzynka z Lubelszczyzny oraz córki obydwu pań, ok. 20:30 dostrzegają przez szybę auta w kierunku północno-wschodnim (Az. 15 stopni) dziwny ciemny obiekt, nadlatujący nad opustoszałe skrzyżowanie z Al. Witosa. Widać go dobrze, ponieważ widnieje na nim czerwone światło.
Pojawiła się dziwna rozbieżność między opisami świadków: jednym przypominał on „dysk”, drugim „bumerang”. Nie wiem, z czego to wynikało. Zgadzały się one, co do tego, że obiekt był ciemny i płaski, ponadto po bokach i w środku widać było jakieś światła. Na odległość wyciągniętej ręki miał on wielkość ok. 2 cm. Niestety, odległość, jaka dzieliła go od świadków mogę ocenić jedynie w przybliżeniu. Mogło to być 300—400 m. NOL poruszał się bezszelestnie i płynnie, na wysokości ok. 300 m.
Chcąc go dalej obserwować, pani Krystyna skręciła na stację benzynową, jednak obiekt przez ten czas oddalił się, poruszając się w stronę centrum miasta. Tak zakończyła się pierwsza faza obserwacji. Na drugą trzeba było poczekać kilka godzin, do ok. 3. nad ranem, kiedy panią Krystynę obudziła jej przestraszona córka. Nastolatka mówiła, że widzi „dziwne światła”.
Myśląc, że to wydarzenie sprzed kilku godzin tak mocno wpłynęło na dziecko, pani Krystyna niechętnie dała się namówić na wizytę w jej pokoju. Jej kuzynka wraz z dzieckiem spały w innym pokoju. Przez chwilę nie działo się nic, ale jak mówi kobieta, po chwili nad horyzontem, w okolicy komina elektrociepłowni Załęże, pojawił się obiekt — taki sam lub bardzo podobny do tego widzianego wcześniej. Wydawało się, że to ciemny „pojazd” emitujący nieokreślony rodzaj światła. (Dodajmy, że w międzyczasie poprawiły się warunki do obserwacji i niebo było w miarę czyste.)
NOL poruszał się dość daleko, z północnego-wschodu (Az. 73 stopnie) na zachód, po czym, po ok. minucie, schował się za chmurami bądź znikł. Niespodziewanie, obiekt pojawił się nagle w podobnym miejscu i zdawał się kierować w stronę kobiet! Lecąc nieco po ukosie, był w opinii obserwatorek bardzo nisko, a jego pozorną wielkość porównały one do pudełka zapałek. Pani Krystyna dodała, że znajdował się na wysokości podobnej lub równej do czubka komina elektrociepłowni, który ma 203 m.
Choć noc nie ułatwiała dokładnego rozpoznania rozmiarów obiektu, matka i córka mogły dobrze przyjrzeć się jego wyglądowi zewnętrznemu. Przyjąwszy, że jego wielkość kątowa wynosiła ok. 5 cm, rozmiar rzeczywisty pojazdu oscylował wokół 20 m. długości. Pani Krystyna dodała, że był on na pewno większy od awionetki.
Opis jak i rysunki wykonane przez obserwatorki wskazują, że NOL miał bardzo „futurystyczny” wygląd i trzy zaokrąglone rogi. Tylko umownie określić można go jako „trójkąt”. Jak wyglądał naprawdę, przedstawia rysunek wykonany przez panią Krystynę. Był ciemny, choć według kobiety miał barwę „stalową” o ciemnym odcieniu. Ponadto od spodu było widać jaśniejsze obszary. Widok z boku sugerował, że NOL był płaski i co ważne, pozbawiony wszystkich tych elementów, które charakteryzują znane nam maszyny latające.
W centrum spodniej części obiektu znajdował się krąg utworzony ze świateł, które wyglądały tak dziwnie, że pani Krystyna miała problem z ich dokładnym opisaniem. Nie był to po prostu krąg z lampek usytuowanych jednak obok drugiej. Według kobiety, każde światło w formie koła znajdowało się w drugim świetle, jakby z nim zintegrowanym, przez co oba przenikały się wzajemnie. Wielkość obiektu według podanych wskazówek oraz odległości ok. 400 m mogła wynosić ok. 20 m długości i 10 m szerokości.
Dwunastolatka była już jednak dużo mniej skłonna do dzielenia się tym, co widziała. Podczas drugiej fazy obserwacji rozpłakała się ze strachu. Rozmawiałem z nią, ale bez nacisków — widząc jej reakcję, nie chciałem potęgować u niej stresu. Ile trwała druga faza obserwacji, tego dokładnie nie wiadomo, choć mogło to być ok. 10 min.
Nie był to jednak koniec. Chwilę potem pani Krystyna zaobserwowała z okna mieszkania, które mieści się na czwartym piętrze, pojawienie się dużego obiektu w formie żółtawego światła, większego od widocznych wówczas gwiazd. Co ciekawe, poruszał się on tą samą ścieżką, co poprzedni NOL, tyle że wykonywał w locie zygzaki, zatrzymywał się, po czym znowu ruszał w stronę zachodu.
Podsumujmy całe zdarzenie. Barwy świateł na obiekcie widzianym o 20. mogą sugerować, że był to „jakiś” samolot, jednak obserwatorzy temu zaprzeczyli mówiąc, że obiektowi brakowało skrzydeł, miał nietypowy kształt i nie generował hałasu. Niektórzy mogą zasugerować, że to rodzaj tajnego pojazdu należącego do naszych Sił Zbrojnych bądź do któregoś z krajów NATO. Dokładna obserwacja obiektu ok. 3, z okien mieszkania pani Krystyny, zdaje się wykluczać tezę o samolocie. Niestety, trudno ocenić, czy był to jeden i ten sam obiekt i by nie mnożyć niepotrzebnych przypuszczeń, zatrzymajmy się na faktach: wszyscy świadkowie zgadzają się, że widzieli coś dziwnego.
Często pojawiają się sugestie, że obserwacje UFO powodowane są przez przypadkowe zetknięcie z tajnymi wojskowymi projektami. Pewien procent ogółu obserwacji rzeczywiście może ich dotyczyć, jednak wątpię, aby Wojsko Polskie, w okresie, kiedy brak pieniędzy na podstawowe zadania, zbudowało tak futurystyczną, zaawansowaną technicznie maszynę. Jeśli jednak NOL widziany w Wielkanoc nad Rzeszowem był takim pojazdem, kto przy zdrowych zmysłach decydowałby się testować go nad 180-tysięcznym miastem!
Zwolennicy hipotezy „UFO = wojskowe projekty” nie potrafią wytłumaczyć jeszcze jednego: dlaczego wszystkie trójkąty, spodki i bumerangi testowane przez 60 lat (odkąd zaczęto donosić o zjawisku UFO), nigdy nie weszły w fazę produkcji? Dlaczego też ich nie odtajniono?
Wygląd i możliwości obiektu widzianego przez panią Krystynę i jej rodzinę, nie nasuwają skojarzeń z niczym znanym. Także obserwacja „skaczącego punktu”, który podążał po szlaku NOL-a jest trudna do wytłumaczenia. Niebo to ogromna przestrzeń, na której może się ukryć wiele rzeczy, ale czy tego typu obserwacje mogą wskazywać, że ktoś pełni nad nami stały nadzór o bliżej nieokreślonym celu?
UFO-śruba nad elektrociepłownią i kule nad domem (2012)
Kolejne zdarzenie miało miejsce na obrzeżach Rzeszowa, na terenie centrum hurtowego A. Jego świadkami było dwóch pracowników z Dolnego Śląska, z których jeden przesłał mi następujący opis: „Miałem przyjemność pracować w Rzeszowie 10 maja 2012 r. i ok. 15. zobaczyłem pięć obiektów mniejszych i jeden większy, wzięty wcześniej za [porwaną przez wiatr] reklamówkę. Obserwacji dokonałem z rynku spożywczego przy ul. Lubelskiej. To były małe owalne obiekty, które leciały z różnych kierunków i zatrzymały się wszystkie razem przy obiekcie, który […] jak stwierdziłem po wnikliwej obserwacji, przypominał kawałek gwintu.”
Świadek kontynuował: „Pogoda była słoneczna i widoczność doskonała. Szybkość z jaką te obiekty wykonywały manewry i nagłe zatrzymanie się w miejscu, w skupieniu, były inne niż u samolotów lecących do Jasionki. Obiekty w ilości dwóch sztuk, po wykonaniu kilku manewrów, odleciały — jeden w kierunku lotniska, drugi w przeciwnym. A ten ala ‘gwint’ i reszta po prostu znikły. Obserwacji dokonałem obok nowobudowanej hali, wraz kolegą. Jestem z Dolnego Śląska i tematem NOL-i interesuję się od 20 lat. Jest to moja pierwsza obserwacja. Robotnicy wykonujący roboty ziemne pytali, dlaczego patrzymy w niebo. Na koniec dodam, że pierwszy obiekt leciał od strony rynku, w kierunku Lublina, nagle skręcił w prawo i zatrzymał się w miejscu.”
Analizując zdarzenie ustaliłem, że obiekty musiały znajdować się bardzo wysoko, prawdopodobnie kilka kilometrów nad ziemią, ponieważ jeden z nich na moment wleciał w tkwiącą wysoko chmurę. Świadek uwzględnił na mapie, że wszystkie obiekty, a szczególnie największy, znajdowały się nad potężną elektrociepłownią. Początkowo zwrócili oni jedynie uwagę na coś jasnego zawieszonego na niebie, co tłumaczyli porwaną przez wiatr reklamówką. Okazało się jednak, że obiekt wyglądał jak rozciągnięty, dwuzwojowy gwint: „Starałem sobie przypomnieć, jaki dokładnie był ten kształt. Tzn. był jak rozciągnięty gwint, dlatego przy obrocie słońce odbijało się z przodu, a potem z tyłu obiektu i tak przez cały czas” — wyjaśniał świadek.
Obserwacja trwała ok. 10 min., ale nie wiadomo, w jaki sposób największy obiekt z nikł z oczu. Mój informator podsumował, że gdy za chwilę spojrzeli w tamtą stronę, już go nie było. Warto wspomnieć i zaznaczyć, że NOL-e znowu pojawiły się w rejonie elektrociepłowni Załęże. To już kolejny tego typu przypadek. Najwyraźniej „preferują” one miejsca, gdzie występują wysokie źródła napięcia oraz pewne anomalie w polu elektromagnetycznym, które w tym przypadku mogła wywoływać wspomniana struktura. Nie jest to wyłącznie mój wymysł — wielu światowych ufologów również zauważyło tą zbieżność.
Tego samego dnia doszło do przypadku typu CE-1 w miejscowości Hermanowa, odległej o ok. 10 km na południe od Rzeszowa. Świadek przekazał informacje na ten temat grupie INFRA, a ja podjąłem z nim dalszą korespondencję: „Zacznę może od tego, że uważam się za realistę akceptującego to, że być może są istoty inteligentne żyjące poza Ziemią. Nie przypuszczałem, że może mnie spotkać coś takiego. 10 maja 2012 r., ok. 21:30, wyszedłem z domu, aby wprowadzić samochód do garażu (mieszkam na wsi, w miejscowości Hermanowa, tj. ok. 10 km od Rzeszowa). Wracając do domu zobaczyłem zbliżające się w moim kierunku światło (niebo było bezchmurne, gwieździste). Pomyślałem, że to samolot — niedaleko jest lotnisko Jasionka, ale nie słyszałem warkotu silnika, dlatego przystanąłem i patrzyłem się w to zbliżające światło.”
Potem stało się coś, czego mężczyzna się nie spodziewał: „Zatrzymało się to światło w odległości ok. 25—30 m. ode mnie, nad domem sąsiada (na rogu), na wysokości, jak mi się zdaje, ok. 2—3 m. Wówczas zobaczyłem drugie takie samo światło, które nadlatywało z tego samego kierunku i też bezszelestnie. Ono również zatrzymało się nad domem sąsiada, tylko z drugiej strony. Światła były skierowane w moją stronę. Miałem wrażenie, że jakby chciały się zbliżyć. Wówczas zrobiłem krok w tył i światła się zatrzymały (takie miałem wrażenie). Po 15—20 s. pierwsze światło zrobiło zwrot o ok. 130 stopni i odleciało. Po kilku sekundach zrobiło to drugie światło.”
Był w tej sprawie bardzo ważny szczegół — 30—40 m, które dzieliło świadka od NOL-i pozwoliło się im dokładnie przyjrzeć. Światła posiadały bladawą barwę, nie raziły w oczy i nie roztaczały poświaty. Co więcej, nie oświetlały gruntu. Miały zaledwie 25—30 cm średnicy i tkwiły w miejscu przez ok. 15 s, po czym wykonały nagły zwrot i oddaliły się na zachód.
Obserwator zauważył też jeszcze jeden interesujący szczegół: „Zwrot widziałem tylko przy pierwszym świetle. To wyglądało jakby się obróciło o jakieś 130 stopni. Przez ułamek sekundy widziałem nie koło, a owal tego światła. Nie widziałem, jak drugie światło — po kilkunastosekundowym postoju — zmienia kierunek, bo patrzyłem na pierwsze. Ale ponieważ zachowywały się tak samo, podejrzewam, że też tak zrobiło.”
Możemy wykluczyć, aby w tym przypadku obserwowano balony czy lampiony. Ze szczegółowego, trzeźwego opisu wynika, że świadek nie doznał żadnych omamów. Warto dodać dwie rzeczy: podobne zjawiska świetlne, choć zwykle w większej odległości od obserwatorów, odnotowuje się od lat w norweskiej dolinie Hessdallen, a także innych miejscach świata. Wielu badaczy mogłoby zakwalifikować zdarzenie z Hermanowej jako UAP (ang. Unidentified AreialPhenomena, pol. nieznane zjawisko pogodowe), o których wiadomo równie niewiele, co o UFO. W relacjonowanym przypadku można jednak pokusić się o wniosek, że kule, które nadleciały nad dom, charakteryzowały się pewnym inteligentnym zachowaniem oraz dość „nienaturalną” charakterystyką emitowanego światła.
Bliskie spotkanie z UFO koło elektrociepłowni w Rzeszowie
Pod koniec września 2013, 46-letni mieszkaniec Rzeszowa zauważył z okna swojego mieszkania, około 21:00, dziwne pomarańczowe, pulsujące światło w okolicy komina elektrociepłowni Załęże. Światło na tyle go zainteresowało, iż postanowił samochodem udać się w okolicę elektrociepłowni, aby sprawdzić, czym ono jest. Po dojechaniu na miejsce, w ciemnościach zauważalne było pulsujące światło, które poruszało się od strony elektrociepłowni w kierunku zachodnim. Świadek postanowił skręcić w drogę, w której znajduje się oczyszczalnia ścieków. Jadąc wzdłuż drogi, zauważył iż światło znajduje się na ciemnym obiekcie w kształcie prostokąta ze ściętym opływowym przodem. Odległość świadka od obiektu wynosiła wówczas około 50 metrów, a obiekt poruszał się bardzo powoli w kierunku oczyszczalni ścieków, lecąc na stosunkowo niskiej wysokości, która mogła nie przekraczać około 40 m nad ziemią. Świadek zatrzymał auto i wysiadł, aby obserwować dalszy tor lotu, zauważając w jego tylnej części trzy światła białe, pulsujące pomarańczowe na środku i czerwone. Były one bardzo intensywne, ale według świadka jakby za czymś się znajdowały.
Obiekt oddalił się w kierunku zachodnim, lecąc w okolicę nieużytków za osiedlem Baranówka. W dniu 16 lipca 2014 roku przeprowadziłem na miejscu zdarzenia dokładną dokumentację w obecności świadka. Obserwację można podzielić na dwa etapy: pierwszy etap zauważenie ciemnego obiektu, a następnie kilku jasnych kulistych świateł.
Zacznijmy od pierwszej fazy obserwacji.
Zdarzenie zaczęło się od obserwacji dziwnego punktu światła, jaki krążył w rejonie elektrociepłowni. Kula krążyła, zatrzymując się w tym samym miejscu kilka razy. W punkcie zero rozjarzyła się, powiększając kilkakrotnie swoją wielkość i zmieniając kolor na niebieskozielony, odleciała w stronę Załęża. Świadek postanowił sprawdzić, czym jest światło w rejonie elektrociepłowni, do której miał około 4 km. Gdy dojeżdżał w rejon elektrociepłowni, zauważył pulsujące światło o barwie pomarańczowej. Jadąc ulicą Ciepłowniczą, widoczni byli również inni kierowcy, którzy najprawdopodobniej musieli zauważyć to światło. Gdy dojeżdżał do krzyżówki tuż obok elektrociepłowni, zauważył światło oddalające się w kierunku oczyszczalni ścieków, dlatego skręcił w boczną drogę, zauważając wówczas nad drzewami wygląd obiektu, który niezmiernie powoli poruszał się z kierunku wschodniego na zachodni, lecąc tuż nad różnymi maszynami budowlanymi. Odległość, według świadka jadącego samochodem, do obiektu nie przekraczała 50 m, choć mogła być nieco większa i wynosić około 100 m.
Świadek zatrzymał się niedaleko bramy wjazdowej na teren oczyszczalni i wychodząc na zewnątrz obserwował ostentacyjny przelot ciemnego obiektu. W czasie dokumentacji zauważyłem, iż przed oczyszczalnią ścieków znajduje się firma betoniarska, a na słupach są dwie kamery przemysłowe, tzw. obrotowe. Najprawdopodobniej te kamery lub inne z terenu oczyszczalni mogły zarejestrować przelot tego obiektu. Niestety od chwili zdarzenia minęło prawie 10 miesięcy, a nagrania z tamtego wieczoru zapewne zostały skasowane po jakimś okresie, jak to ma miejsce w zakładach. Druga sprawa, że opublikowanie takich materiałów jest niezmiernie trudne, ponieważ agencje ochrony, co wiem z innego zdarzenia, nie ujawniają takich materiałów. Tutaj osobiście sądzę, iż obiekt mógł zostać nagrany lub przynajmniej jego światła.
Obiekt opisany przez świadka przypominał nieco dawne żelazka, jego powierzchnia była cała ciemna, zupełnie nieoświetlona, z wyjątkiem trzech świateł w jego tylnej ściętej części. Były to trzy światła: środkowe pomarańczowe, które pulsowało z częstotliwością sekundową, po lewej stronie cały czas widniało jasne światło, a po prawej czerwone. Światła były dość intensywne, ale jakby wydobywały się zza zasłony, jak świadek to określił. Obiekt był porównywalny z długością dwóch samochodów osobowych, czyli miał około 8 m długości, i nieco wyższy samochodu osobowego; według obserwatora mógł mieć 2 m wysokości. Zatem był to dość duży obiekt o charakterze czysto technicznym. W czasie jazdy samochodem, podczas której świadek prowadził obserwację, oraz po jego wyjściu z auta nie było słychać absolutnie żadnego dźwięku od strony nisko lecącego obiektu. Ważnym szczegółem było zauważenie w momencie przelotu nad oczyszczalnią ścieków, jak w budynku, w którym znajduje się ochrona zakładu, zapaliło się światło. Czyżby ktoś z niego dostrzegł przelot obiektu? Kilka dni później świadek ponownie przyjechał w to samo miejsce i zapytał jednego strażnika, czy ktoś zauważył przelot tego obiektu, ale nie otrzymał takiego potwierdzenia.
Przelot obiektu odbywał się na dość niskiej wysokości, która mogła wynosić najwyżej około 40 m na ziemią; był to naprawdę niski przelot. Całe zdarzenie z obserwacją obiektu mogło trwać około 4 min. Nie odnotowano wpływu obiektu na otoczenie oraz na samego świadka.
Świadek po zakończeniu obserwacji podjechał samochodem tuż pod elektrociepłownię w celu sprawdzenia okolicy. Jadąc nieco dalej, spostrzegł małe jasne światła przebijające się zza drzewa tuż przy jego wierzchołku. Zatrzymał samochód i wyszedł na zewnątrz. Według świadka było to kilka okrągłych jasnych świateł, niezbyt dużych, które się lekko poruszały. Niestety świadek nie potrafi sobie przypomnieć dokładnej ich liczby, ponieważ w trakcie obserwacji poczuł nagły lęk i postanowił się oddalić z tego miejsca, nie widząc, co działo się ze światłami. Kategorycznie stwierdził, że nie były to światła samolotu. W trakcie rejestracji ustaliłem, iż światła znajdowały się praktycznie tuż nad wierzchołkiem drzewa (azymut 345° WN), a zatem nie mogły pochodzić od latarni, samolotów czy domów, które znajdują się około 500 m od tego miejsca. Światła musiały faktycznie tkwić nad ziemią. Niestety ciężko określić, jak daleko się one znajdowały, teren w promieniu 500 m od drzew jest nieużytkiem z liniami wysokiego napięcia. Trudno odpowiedzieć, czym były zauważone światła z uwagi na krótki czas obserwacji i dość małą liczbę szczegółów zapamiętanych przez świadka.
Możliwym wyjaśnieniem tej obserwacji może być przelot jakiegoś drona wojskowego lub innego obiektu o tajnym pochodzeniu, ponieważ samolot, śmigłowiec czy zdalnie sterujące zabawki można tutaj wykluczyć. Zastanówmy się, skoro był to wojskowy tajny pojazd, dlaczego testowano go na tak niskiej wysokości, w dodatku przelatywał w okolicy elektrociepłowni, a następnie dużej oczyszczalni ścieków, co stanowi wręcz nieprawdopodobne zagrożenie np. awarią czy katastrofą. Takie postępowanie jest zupełnie nieodpowiedzialne jak na tajny obiekt. Uwagę zwraca fakt zupełnie bezgłośnego przelotu obiektu, który jak wiemy miał około 8 m długości, a więc dysponował napędem, o jakim możemy tylko pomarzyć.
Co więcej obiekt stwarzał duże zagrożenie dla samolotów treningowych, które z lotniska w Jasionce przelatują w okolice Rzeszowa, jak też dla samolotów pasażerskich, które tu startują i lądują. Czy testowanie tajnego obiektu w okolicy dużego lotniska i elektrociepłowni jest standardową procedurą armii lub NATO? Nie można powiedzieć, aby zauważony obiekt był pochodzenia pozaziemskiego, ale jego wygląd i charakter przeczą znanym nam pojazdom lotniczym, dlatego obserwacja została zakwalifikowana jako NL/CE-1 z adnotacją „prawdziwe UFO.
Fenomen Słociny — naznaczeni przez UFO
W styczniu 2013 roku zostałem powiadomiony elektryzującą informacją o bliskiej obserwacji UFO przez dwie kobiety, które w Słocinie natknęły się na niezwykły obiekt. Nie spodziewałem się, że moja wizyta w tym miejscu dosłownie rozwiąże worek z dziwnymi zdarzeniami z UFO, które naznaczyły pewną rodzinę. Zebrane informacje w ciągu dwóch lat pozwoliły na wysunięcie dość zaskakującego wniosku w tej sprawie. Przenieśmy się w czasie do 23 września 2012 roku na pobliskie działki w Słocinie.
Pięknego jesiennego dnia matka i córka (63 i 21 lat), zaobserwowały tam coś absolutnie niezwykłego:
„Na wakacjach razem z córką, w biały dzień nad Słociną, konkretnie nad działkami ogrodowymi, zauważyłyśmy na wysokości niżej lecącego helikoptera, niewiele nad drzewami, coś, co przypominało odwrócony do góry dnem głęboki talerz. Było srebrzyście metaliczne. To coś bardzo powoli, bez żadnego dźwięku, przesuwało się przed naszymi oczami, potem wykonało nagły zwrot pod kątem ostrym i zniknęło. Obserwacja trwała jakieś 2 min. Stałyśmy w sumie zaskoczone. Powiedziałam do córki:,Popatrz, to pewno UFO’ i kiedy kazałam jej zrobić zdjęcie, to coś zniknęło. Na bocznej ścianie widniał rząd tak jakby okrągłych, mocnych, bardzo mocnych świateł.”
24 kwietnia 2013 r. udałem się do Słociny, aby porozmawiać z kobietami i rozejrzeć się w terenie. Jak się dowiedziałem, w niedzielę, 23 września, pani Ewa i jej matka postanowiły wybrać się po obiedzie na działkę, gdzie chciały wykopać kilka marchewek. Pogoda była znakomita. Ok. 13. doszły na miejsce, a w drodze powrotnej do domu, rozmawiały, nie spodziewając się niczego dziwnego. W pewnym momencie 63-letnia pani Anna, podnoszą głowę ku górze, dostrzegła coś, co jak przyznała, wręcz ją zahipnotyzowało.
Nad działkami tkwił duży, stalowy obiekt w kształcie odwróconego do góry dnem talerza. Nie wydawał żadnych dźwięków. Na powierzchni posiadał „światła”, wzdłuż miał okrągłe otwory, które przywodziły na myśl „bulaje”. Wyglądały tak, jakby się świeciły, albo odbijało się od nich słońce. Pani Anna zatrzymała córkę, prosząc jej, aby rzuciła na to okiem.
Przez ok. 2 min. obserwowały tkwiący nieruchomo na wysokości 10—15 m. nad ziemią obiekt, który mógł znajdować się w maksymalnie 60 m. dalej! Obiekt unosił się w kierunku wschodnim (Az. 75 stopni), na wysokości kątowej ok. 40 stopni nad horyzontem. Po ok. 2 min. pełnych totalnego zaskoczenia, pani Anna poleciła córce zrobić zdjęcie. Kiedy pani Ewa szykowała się do tego… obiekt miał powoli zacząć przesuwać się na południe, lekko nachylając się tak, że kobiety na moment mogły podziwiać jego spód, który okazał się zupełnie płaski i pozbawiony jakichkolwiek „cech”.
NOL wykonał potem gwałtowny skręt pod kątem 90 stopni i z wielką prędkością zaczął oddalać się na północny-wschód, w kierunku zabudowań, zwiększając przy okazji pułap lotu. Pani Anna pobiegła wówczas za drzewo, które przysłaniało jej widok, jednak nie zauważyła już niczego — obiekt „znikł” gdzieś na pogodnym, przejrzystym niebie.
W trakcie spotkania z panią Anną otrzymałem od niej szkic obiektu, który jak się dowiedziałem, miał metaliczną strukturę, w której odbijały się promienie słońca szczególnie widoczne na „światłach” u podstawy.
Nie wiadomo, czy rzeczywiście były to lampy, czy może słońce odbijało się w szklanej powierzchni. Nie udało się również ustalić liczby owych struktur. Na poszyciu obiektu nie zauważono ponadto żadnych łączeń, otworów czy wystających elementów.
„Widziałyśmy obiekt — jego górę, bok i jak ruszył, przez moment dół, ale nie zarejestrowałyśmy żadnych szczegółów. Było to zbyt szybkie i nagłe. Rzucił nam się w oczy tylko brak kantów, zarysów drzwi, okien, jakichkolwiek, wejść’ i czegokolwiek, co powinno wystawać, czyli np. anten bądź śmigieł. Odnosiło się wrażenie, jakby było to coś idealnie gładkiego, lśniącego” — mówiła pani Anna.
NOL nie generował żadnych dźwięków, nawet podczas lotu. Nie odnotowano też, aby obecność obiektu w jakikolwiek sposób wpłynęła na świadków. Dochodzenie terenowe potwierdziło, że mógł mieć ok. 8 m. średnicy i 3 m. wysokości. Prawdopodobnie nie pozostawił po sobie żadnych śladów na okolicznej roślinności (w postaci wygniecionych śladów, czy połamanych drzew), gdyż kobiety, zaraz po obserwacji ich nie szukały. Z uwagi na długi czas, jaki minął od obserwacji, nie przeprowadzone zostały badania gruntu i inne pomiary fizyczne.
Dokładna analiza przypadku pozwoliła wyciągnąć na światło dzienne jeszcze jeden interesujący element, o którym już wspominałem, a mianowicie tzw. „czynnik Oz”. W momencie obserwacji wokół zaległa dziwna cisza, na którą uwagę zwróciła pani Ewa. Ponadto, co równie dziwne, obiekt zdawał się nie rzucać cienia, mimo że słońce znajdowało się w zenicie.
Matka i córka podkreślały, że w czasie obserwacji towarzyszył im stan dziwnego „otępienia”: „Byłyśmy szczerze ogłupiałe, dlaczego, że [obiekt] przypominał idealne UFO z filmów science fiction” — dowiedziałem się od obserwatorek. Stały i wpatrywały się w obiekt jak zahipnotyzowane, choć obie miały telefony komórkowe z aparatami. Wiadomo, że w dzisiejszych czasach, ktoś kto opowiada o podobnym zdarzeniu, od razu zostanie zapytany o nagranie lub zdjęcie. Pani Ewa podjęła co prawda próbę uchwycenia obiektu, ale nim to się stało, odleciał.
Choć pani Anna uznawała, że UFO było widoczne przez „dobrych kilka minut”, uważam, że — jak w wielu innych przypadkach — były to szacunki nieco „na wyrost”. Niestety ani matka, ani córka nie są w stanie powiedzieć, dlaczego od razu nie wyciągnęły telefonów. Oczywiście, aby uniknąć tego niewygodnego pytania, mogły zataić ten fakt, mówiąc mi np., że zostawiły je w domu. O tym, dlaczego nawet spektakularnym obserwacjom rzadko towarzyszą zdjęcia, jeszcze opowiem. Dziwne, a nawet zbyt dziwne, wydaje się to, że obiekt zaczął się oddalać, kiedy pani Ewa sięgnęła po komórkę. Czy w jakiś sposób wyczuł on jej intencje?
Ta sprawa należy mimo to do najciekawszych, jakie dokumentowałem w Rzeszowie i okolicach. Kobiety mówiły o obserwacji typowego „spodka” — rodzaju UFO, o którym donoszono od lat 50-tych. Od lat 90-tych obserwacje z tego typu obiektami stały się jednak rzadkością, ale powróciły wraz z pierwszą i drugą dekadą XXI w.
W sąsiedztwie miejsca, gdzie doszło do obserwacji z 23 września doszło do jeszcze pięciu spotkań z UFO, w tym 3 bliskich spotkań. Każdy zada sobie pytanie, dlaczego tak się dzieje? Po drugie, czy ktoś jeszcze mógł widzieć ów obiekt? Pani Anna mówiła, że gdyby odruchowo nie spojrzała w górę, przeszłyby z córką nie widząc go.
Po zbadaniu kilkunastu zdarzeń, kiedy dużych rozmiarów obiekt pojawiał się nad gęsto zaludnionym obszarem, ale pozostawał widoczny tylko dla jednego lub kilku świadków, zacząłem dochodzić do pewnego nietypowego wniosku. Zastanowiło mnie, czy możliwe jest, aby w grę wchodziło celowe oddziaływanie obiektu (lub kryjącej się za nim inteligencji), wywołujące u człowieka określone procesy psychiczne. Innymi słowy, czy możliwe jest, aby UFO stawało się widoczne tylko dla określonych osób i reagowało na ich myśli. Oczywiście nie da się wykluczyć, że kiedyś zgłosi się do mnie osoba, która potwierdzi, że w piękną jesienną niedzielę widziała nad Słociną metaliczny talerz, który odbijał promienie słoneczne…
Okazało się jednak, że sprawa matki i córki znalazła swój dziwny „ciąg dalszy”. Jeszcze przed spotkaniem z obserwatorkami, od pani Ewy dostałem powiadomienie, iż… obiekt powrócił. Było to 5 marca 2013 r.:
„Korespondował pan z moją mamą na temat obserwacji UFO nad Słociną z końca września 2012 r. Tym razem ja mam dla Pana informacje o kolejnym pojawieniu się obiektu, tym razem ok. 400—500 m. od naszego domu, na wysokości mniej więcej 200 m. nad ziemią, a co najciekawsze, prawie nad domem sąsiadki.”
W oparciu o pytania przesłane pani Annie, jej córka sformułowała opis swojego bliskiego spotkania z NOL-em:
„Obiekt widziałam wczoraj, tj. 5 marca, o 17:45—50 — ten zakres godzinowy. Wisiał prawie nad domem sąsiadki na wyżej podanej wysokości, nieruchomo. Nie mam pojęcia, jak długo. Wcześniej patrzałam na niego ok. 4,5 min. i przyznam, że gdyby nie dziwne zachowanie kota, który w czasie próby wypuszczenia go na zewnątrz, zaczął się jeżyć, prychać i patrzeć w tamtą stronę, prawdopodobnie nie miałabym przyjemności opisywać Panu tego zdarzenia.”
„Sama na początku, widząc mrugające czerwone, zielone i białe światła, myślałam, że to jakiś samolot. Dopiero po chwili stwierdziłam, że przecież samolot nie wisi tak nisko nad ziemią i nieruchomo całkowicie. Stałam w oknie, ja wiem… jakiś 400—500 m. od niego i patrzyłam z otwartą ‘paszczą’. Wpadłam na genialny pomysł, żeby wziąć lornetkę, więc udało mi się obejrzeć niektóre szczegóły” — relacjonowała pani Ewa.
Jak pisała, obiekt mógł mieć półkolisty kształt i wydawał się być rozmiarów ćwierci domu, w pobliżu którego wisiał. „Tor lotu zaznaczyłam panu na mapce, będzie się łatwiej zorientować. W pewnym momencie obiekt lekko i powoli uniósł się, w sposób zaznaczony na mapie leciał, bardzo powoli […].
Nie było słychać żadnego najmniejszego dźwięku, natomiast wiatr ustał. Bardzo charakterystyczny był natomiast zapach, jaki się unosił koło tamtego miejsca. Zaraz podbiegłam, myślałam, że będę mogła dalej prowadzić obserwację, ale niestety odleciał. Zapach był hmm… dziwny — tak jakby przypalić takie cukierki, irysy, słodki, duszący leciutko. Trochę mdło mi się zrobiło od niego i co również mnie zaskoczyło, gdy koło 18. szłam tamtędy do sklepu, jeszcze w zasadzie dało się go lekko wyczuć. Jak tylko obiekt się oddalał, to w biegu próbowałam wykręcić pana numer, żeby Pan przyjechał. Obiektu by już na pewno nie było, ale wciąż byłby ten intensywny zapach. Telefonia odmówiła jednak posłuszeństwa” — pisała kobieta.
Podczas spotkania z panią Ewą ustaliłem, że zauważyła przez okno w pokoju kolorowe światła, które unosiły się nad domem sąsiada w odległości 190 m. Początkowo uznała, że pochodzą one od samolotów zmierzających na lotnisko w Jasionce. Światła tkwiły w kierunku północno-wschodnim, ok. 20 stopni nad horyzontem (Az. 15 stopni). Dodatkowo odchodziły od nich trzy promienie świetlne, które kierowały się na boki oraz w stronę domu, gdzie znajdowała się pani Ewa, choć twierdzi, że nie padło na nią żadne światło.
Dziwny widok sprawił, że kobieta pobiegła po lornetkę (8x30), sądząc, że pozwoli jej ona zobaczyć nieco więcej. Nie mogła uwierzyć, co widzi. Okazało się, że źródło świateł znajdowało się na obiekcie w formie ciemnej kopuły. Po jego bokach rozmieszczone były trzy kwadratowe światła, które pulsowały. Miały kolor czerwony, jasny oraz prawdopodobnie niebieski (choć tego ostatniego kobieta nie jest pewna). Z bocznych świateł strzelały jasne snopy, a z centralnej części — podłużny promień, który zdawał się być skierowany w stronę domu pani Ewy.
Promienie były dłuższe od obiektu, prawdopodobnie miały po kilkanaście metrów, a ich krańce wydawały się lekko rozproszone, jakby „przymglone”. Obserwatorka podała jeszcze jeden ciekawy szczegół. Jak mówiła, mimo obecności promienia, który był wycelowany w jej stronę, otoczenie pozostawało ciemne. Światła środkowe były bardzo intensywne, w tym samym rozmiarze co kwadraty. Wszystko odbywało się w absolutnej ciszy.
Przez lornetkę widać było jeszcze coś. Na ciemnostalowej powierzchni NOL-a przebiegały od góry do dołu poziome linie. Pani Ewa sprecyzowała, że były one szersze i węższe, jakby lekko „zagłębione” w powierzchni obiektu. Po ok. 4 min. zaczął się on powoli przemieszczać na południe, w bardzo płynny sposób. W tym czasie, w reakcji na nawoływania kobiety, na miejscu pojawili się dwaj chłopcy (9 i 11 lat), którzy widzieli jedynie światła na tle ciemnego nieba. Cała trójka wybiegła na zewnątrz i po przebiegnięciu ok. 105 m. zaobserwowała odlot obiektu w stronę drogi A4 i miejscowości Krasne.
Kobieta mówiła, że w oddali widać było też kształt obiektu, który mierzył 7 m. szerokości i ok. 3 m. wysokości. Nie było już widać podłużnych świateł. Zaskoczyło ją również to, że po wyjściu na zewnątrz, nie było słychać żadnych dźwięków dobiegających od obiektu. Wspominany wcześniej dziwny swąd pojawił się, gdy dobiegli do ulicy. Dziwne również, że telefon, podczas próby dodzwonienia się do mnie, odmówił posłuszeństwa. Zdarzenie w ocenie pani Ewy trwało ok. 5 min.
Co to mogło być? Wydaje się, że można odrzucić hipotezę o śmigłowcu czy samolocie, co potwierdzał nie tylko dziwny wygląd NOL-a, ale także brak jakichkolwiek dźwięków pracujących silników. Osoby, które obserwowały to zdarzenie nieuzbrojonym okiem mogły jednak odnieść takie wrażenie, gdyż na ciemnym tle nieba nie było widać żadnych innych szczegółów. Co ciekawe, tamtego wieczora w okolicy zauważono przelot wojskowych samolotów, w tym F-16, w ramach ćwiczeń, które odbywały się na małym poligonie w Trzciańcu k. Sanoka.
Uznanie, że to ćwiczenia lotnicze odpowiadały za obserwację pani Ewy to zwyczajne naciąganie faktów. Przypomnijmy, że widziany przez nią obiekt unosił się praktycznie nad okolicznymi zabudowaniami. Owszem, niekiedy sceptycy chwytają się różnych absurdalnych wyjaśnień, aby podważyć wartość relacji.
Często spotykałem się też z zarzutami, że to drony, w których produkcji przoduje Podkarpacie. Problem w tym, że wszystkie obserwowane obiekty — zarówno ten z Baranówki z 2011 r., jak i rzeczy widziane przez panie Ewę i Annę w 2012 r., były zbyt duże i ciche jak na drony. W okresie, kiedy wszystko ulega miniaturyzacji w celu obcięcia kosztów, czy ktoś byłby w stanie zbudować i testować kilkunastometrowe maszyny, nie chwaląc się tym w mediach? Opanowanie techniki lotu, którą prezentowały obiekty, o których tu wspominałem, z pewnością wiązałoby się z przełomem w aeronautyce. Co więcej, kolejny rozdział dokumentuje przypadki tego samego typu pochodzące z połowy lat 80-tych oraz 90-tych.
W teorii o tajnych testach, oprócz wspomnianych wcześniej argumentów warto dodać, że obiekty tego typu stwarzały zagrożenie nie tylko dla lokalnej przestrzeni powietrznej, ale i dla mieszkańców, manewrując w ciszy tuż nad dachami domów i bloków. Jeśli ktoś orientuje się w rynku dronów zauważy również, że są to obiekty, których zadaniem jest obserwacja lub przewożenie małych ładunków. Rzadko kiedy nadaje im się formę inną od znanych, standardowych rozwiązań, czyli mini-samolotów, albo pojazdów skrzydłowych.
Pani Anna przypomniała sobie również o rzeczy, którą widziała na tym samym terenie latem 2008 lub 2009 r. Odprowadzając dwie osoby na przystanek PKS, zauważyła ok. 22. idealnie okrągły ciemny obiekt, który tkwił na niebie w bezruchu. Na jego spodzie widać było mrugające światła. Kiedy kobieta chciała go sfotografować, stało się to samo, co 23 września — NOL gwałtownie odleciał w kierunku wschodnim, nad A4. Mogła być to obserwacja typu NL/CE-1.
Z kolei 1 stycznia 2013 r. w Słocinie, w godzinach nocnych, zauważono w kierunku południowym, na wysokości ok. 70 stopni nad horyzontem, 7 dziwnych świateł w różnych kolorach, które układały się w kształt „kielicha”. Po ok. 90 min. wszystkie obiekty jakby w tej samej chwili zniżyły pułap i odleciały, znikając na ciemnym niebie…
Zdarzenie o wysokim wskaźniku dziwności i przelot ciemnego spodka
W dniu 27 grudnia 2013 roku o godzinie 22:49 otrzymałem SMS, w którym była mowa o obserwacji nietypowego obiektu, jaki został zauważony w Słocinie. Świadkami zdarzenia były znane mi dwie osoby: 22-letnia Pani Ewa (imię i nazwisko zastrzeżone) i 64-letnia Pani Anna (imię i nazwisko zastrzeżone). Poniżej treść SMS-a, jaki otrzymałem od jednego ze świadków w chwilę po zakończeniu obserwacji.
„Szanowny Panie Arku, przepraszam, że tak późno, ale właśnie dokonałyśmy ciekawej obserwacji czegoś w kształcie parasola bez rączki”
Natychmiast zadzwoniłem do świadków, od których dokładnie dowiedziałem się o przebiegu obserwacji. Z relacji świadków wynikało, że obserwacja dotyczyła obiektu w kształcie kopuły, w którym rozmieszczone były światła. Pierwszym świadkiem obserwacji była córka, która około godziny 22:42, w pokoju po zgaszeniu światełek z choinki dostrzegła przez okno wyłaniające się zza domu złociste pomarańczowe światło w kształcie kuli, które zainteresowało kobietę. Z jej opisu wynika, że była to nieregularna kula jasnopomarańczowego światła wielkości kątowej nieco większej niż Księżyc w pełni, która emitowała wiele jasnych promieni świetlnych o tym samym kolorze. Promienie były dłuższe i krótsze, ale w dużej ilości na całej powierzchni obiektu, który podczas bardzo powolnego lotu pulsował, przez co zwiększał i zmniejszał swoje rozmiary. Po chwili do obserwacji dołączyła mama świadka, która przez lornetkę obserwowała przemieszczający się obiekt. Była to kopuła o barwie złocistopomarańczowej, nierażącej w oczy, na jej powierzchni znajdowała się duża liczba okrągłych świateł usytuowanych jedno koło drugiego, które pulsowały i miały barwę jak powyżej, dodatkowo świadek przypomina sobie, że po prawej stronie było widać czerwone światło, a po lewej zielone. Obiekt podczas lotu dwukrotnie przechylił się na lewą stronę, dzięki czemu kobieta zauważyła jego spód, który również miał dużą liczbę okrągłych źródeł świateł. Obiekt po około 5 min oddalił się w kierunku wschodnim w stronę Krasne, znikając za zabudowaniami.
Obserwacja i opis obiektu córki
Obiekt, który zauważyła córka, wyglądał jak nieregularna kula pulsująca światłem pomarańczowozłotym, co powodowało, iż kula kurczyła się i rozszerzała. Dodatkowo dostrzegła ona, że obiekt emitował bardzo wiele promieni świetlnych o różnych długościach, które, co najciekawsze, nie dochodziły do dołu i nie oświetlały najbliższego otoczenia. Promienie nagle ucinały się w powietrzu i miały barwę taką jak obiekt. Według świadka najdłuższe promienie były dłuższe od samej kuli, czyli musiały mieć ponad 2 m długości.
Gołym okiem było widać nieregularnych kształtów plamę światła o promieniach różnej długości — jedne krótsze, drugie dłuższe, nagle kończące się, jakby je ktoś uciął.
W trakcie obserwacji córka zwróciła uwagę na jeszcze jeden interesujący szczegół.
Czasami widać było coś bardzo dziwnego, na obszarze tej kuli pojawiały się takie dziwne plamy, ale nie czarne, tylko takie, jakby to się zlewało z otoczeniem.
W czasie obserwacji córka oraz jej mama zwróciły uwagę na dwa dziwne zjawiska towarzyszące obserwacji:
1. zanik muzyki, która była przed obserwacją słyszalna z radia,
2. dziwne zachowanie się snopa latarni oraz szybko nastałą ciemność.
Świadkowie przyznali, że tuż przed obserwacją w tle słychać było radio z „jedynki”, a w trakcie obserwacji zupełnie nic nie słyszały.
Tak, jesteśmy pewne, że przed i po obserwacji muzyka rozlegała się normalnie, natomiast nie zarejestrowałyśmy muzyki w trakcie obserwacji, przed obserwacją nie było szans, żeby leciał sport… leciała jakaś piosenka, jakaś rytmiczna, popowa piosenka, śpiewana przez kobietę… a po obserwacji na pewno była audycja sportowa. Możliwe, że coś tam grało w eterze, ale wydaje mi się, że nie… chyba że byłam tak skoncentrowana na obserwacji, że po prostu nie słyszałam. Wydawało mi się, że ta obserwacja trwa niesamowicie długo, jak zobaczyłam potem na zegarek, to się zdziwiłam serdecznie, że to niecałe 5 minut, mi się wydawało, że minęło dobre 10, 15.
Nie wiadomo, czy wpływ na zanik radia miało faktycznie jakieś oddziaływanie obiektu znajdującego się około 150–180 metrów od domu świadków, czy przyczyną był fakt zmienionej świadomości świadków w momencie obserwacji. Niemniej córka zauważyła jakby rozciągnięcie czasu w trakcie zdarzenia. Pewne fakty wskazują raczej na drugą teorię, ponieważ świadkowie zauważyli w czasie obserwacji coś, co jest wręcz zaskakujące. W momencie gdy obiekt poruszał się za latarniami odległymi o 110 m, zauważyły, że snop światła, jaki pada z latarni w dół czy na boki, uległ zanikowi, jakby został wchłonięty. Oprócz tego zauważalna była bardzo nieprzyjemna nieprzenikniona ciemność, jaka roztaczała się poniżej obiektu. Było to o tyle dziwne, że nie było widać konturów domu oddalonego o około 127 m, po prostu znikł w dziwnej ciemności.
Wszystko powróciło do normy, kiedy obiekt oddalił się, czyli domy stały się widoczne, oświetlone przez dwie pobliskie latarnie, a snop z latarni był doskonale widoczny, nie tak przygaszony, jak w czasie przelotu obiektu.
Córka w czasie obserwacji przeżywała wręcz paraliżujący strach, który jej towarzyszył do chwili odlotu obiektu; ona sama podczas wizyty nie umiała tego wytłumaczyć, ale widać było, że zdarzenie było dla niej raczej traumatycznym przeżyciem, mimo że była już dwa razy z bliskiej odległości świadkiem pojawienia się UFO. W czasie rozmowy dowiedziałem się, że córka miała poważne kłopoty ze snem i praktycznie do rana nie mogła zasnąć; cały czas towarzyszył jej strach.
Obserwacja drugiego świadka
Pani Anna, obserwowała obiekt wzrokowo tylko przez krótki czas. Po chwili wzięła lornetkę 8 × 30 i dzięki niej zauważyła wyraźnie obiekt, który miał kształt parasola — kopuły, na powierzchni której znajdowała się bardzo duża liczba okrągłych świateł rozmieszczonych koło siebie i pulsujących w barwie pomarańczowozłotej; oprócz tych barw widać było czerwoną i zieloną po bokach obiektu. Światła nie były rażące, a jak powiedziała świadek — przyjemne dla oka. W trakcie przelotu obiekt dwukrotnie pochylił się w lewą stronę w ten sposób, że w lornetce można było zauważyć dół obiektu, który był płaski, ale miał dużo okrągłych świateł podobnych do tych na bocznej powierzchni, jednakże ona nie zauważyła w lornetce wcześniejszych promieni, które cały czas obserwowała jej córka. Obiekt schował się za domem, po czym odleciał w kierunku NE Az75°.
W czasie dokumentowania zdarzenia udało się ustalić wielkość rzeczywistą obiektu. Świadek porównała wielkość obiektu z oknem na poddaszu domu oddalonego o 135 m. W tym celu świadek za pomocą linijki z podziałką centymetrową wskazała, że obiekt przy tej odległości, która wynosiła około 180 m, miał około 1 cm wielkości pozornej. Korzystając z wyliczenia wynika, że obiekt miał wielkość pomiędzy 2–2,5 m. Świadkowie są pewni, że obiekt znajdował się bardzo blisko domu widocznego na zdjęciu, a nie np. za ulicą św. Rocha. Obiekt był nieco mniejszy niż samochód osobowy, jaki przejechał w czasie „pomiarów”, na co zwróciła uwagę córka. Niestety nie udało się precyzyjnie ustalić, na jakiej tkwił wysokości, ale z uwagi na rozmiary kątowe wszystko wskazuje, że wysokość od ziemi mogła nie przekraczać około 10–12 m.
Oddziaływanie obiektu na otoczenie i inne interakcje
Będąc na miejscu zdarzenia, mogłem precyzyjnie ustalić pewne szczegóły, które stanowią wysoki współczynnik dziwności tej obserwacji i rzucają pewne światło na charakter zjawiska.
Zanik sygnału radiowego w trakcie obserwacji
Oboje świadkowie są pewni, że przed i po zdarzeniu z radia normalnie leciała muzyka. Jest to zastanawiające, dlaczego w czasie obserwacji matka z córką nie słyszały radia, tym bardziej, że obserwacja trwała około 5 minut? Czy zanik radia należy wiązać z przelotem obiektu, czy świadkowie byli niejako wyłączeni i nie pamiętają tego?
Ostatecznie nie uznałem tego za typowy fizyczny wpływ obiektu na otoczenie, w tym wypadku fal radiowych, choć do końca tego nie mogę wykluczyć.
Zniekształcenie rzeczywistości
Najbardziej zagadkowym szczegółem tego zdarzenia było odnotowanie w tym samym czasie zaniku snopa świetlnego z latarni ulicznej oraz obserwacja dziwnej ciemności, jaka pojawiła się w czasie przelotu obiektu. Obiekt poruszał się nad latarnią najprawdopodobniej kilka metrów w bok od niej. Świadkowie wyraźnie zauważyli, jak snop/ światło z latarni nagle zanikł. Gdyby to była jedna osoba, można mówić o przewidzeniu, ale tam były dwie trzeźwe osoby, które w tym samym czasie zauważyły osobliwe zjawisko. Jak już wcześniej wspomniałem, obiekt emitował różnej długości wiązki świetlne, które nagle kończyły się na ciemnym niebie, co nie jest normalne dla pojęcia światła, jakie znamy. Tego typu efekty świetlne pod nazwą solid lights są znane badazom UFO, zwłaszcza zajmowała się tym problemem niemiecka grupa MUFON CES. Według kierownika tej grupy badawczej Illobranda von Ludwigera — fizyka, owe świetlne rury mogą wywierać na świadków i otoczenie wpływ psychiczno-fizyczny. Jeśli snop światła z latarni został przytłumiony przez obiekt, jedynym wyjaśnieniem tłumaczącym ten efekt jest wpływ obiektu, który mógł wytwarzać pole grawitacyjne, zniekształcające światło w pobliżu takich obiektów.
Problemem w tym przypadku jest fakt, że według teorii względności do odchylania światła w pobliżu wielkich mas (ciał niebieskich) dochodzi na skutek przyciągania grawitacyjnego kwantów światła, czyli fotonów. Niemniej obiekty UFO znacznie mniejsze potrafią wytwarzać pola grawitacyjne, które zadziwiają naszą naukę, jaką znamy. Najprawdopodobniej świadkowie mogli zauważyć wpływ takiego efektu, taki szczegół jest bardzo ważny i istotny dla wiedzy o naturze UFO.
Podobna sprawa dotyczy obserwacji przez świadków w warunkach nocnych przedziwnej ciemności, jakiej dotychczas nigdy nie zauważyli. Tuż po odlocie obiektu wszystko powróciło do normy, światła z latarni były intensywne, a kontury domów stały się zauważalne. Dlaczego tego wcześniej nie było widać? Czy wszelkie wymienione dziwności plus zanik radia są związane z pojawieniem się obiektu, który mógł w pewnym sensie spowodować u świadków w psychice (świadomości) zniekształcenie rzeczywistości, co jest związane z tzw. czynnikiem Oz — osobiście nie wykluczam tego.
Należy się zastanowić, czy zjawisko/obiekt było obserwowane przez innych mieszkańców? Tego nie wiadomo, pomimo dość późnej pory (22:42) być może ktoś zauważył obiekt, tym bardziej, że musiał poruszać się dosłownie nad dachami pobliskich domów. Wizytę w Słocinie jeszcze raz odbędę w celu przepytania okolicznych mieszkańców, czy zauważyli te i inne zjawiska na tym terenie. Całkiem możliwe, że obiekt był obserwowany jedynie przez znanych mi świadków, a inne osoby paradoksalnie mogły tego nie widzieć, nawet stojąc w tym czasie pod obiektem. Niestety to jedna z cech tego dziwnego zjawiska, które manipuluje naszą psychiką.
Jestem po raz drugi w tym miejscu z uwagi na manifestujące się zjawisko UFO. W kwietniu 2013 roku dokumentowałem dwa zdarzenia, które świadkowie zaobserwowali w 2012 i 2013 roku. To trzecie zdarzenie z udziałem tych samych osób. Nie mam wątpliwości, że świadkowie są wiarygodnymi osobami, które nie szukają sensacji lub zabawy celem wprowadzenia mnie w błąd. Świadkowie to osoby wykształcone, zainteresowane tematem UFO, ale w biernym stopniu. W czasie wizji zauważyłem silne bodźce strachu towarzyszące córce, która przyznała, że odczuwała wzmożony lęk, którego z kolei nie doznała jej mama. W trakcie rozmowy okazało się, że po marcowym zdarzeniu córka pani Anny zaczęła miewać wiele snów o tematyce UFO, których nigdy wcześniej nie miała. Daje się zauważyć fakt, że osoby te raczej nie chcą widywać tego typu zjawisk, szczególnie córka, która po ostatnim zdarzeniu nie czuje się pewnie czy bezpiecznie.
Tuż po obserwacji nie mogły spać, widać, że zjawiska, których były świadkami, odcisnęły piętno zwłaszcza w psychice córki, która być może — piszę to hipotetycznie, jest pod jakimś zewnętrznym czynnikiem manipulacyjno — obserwacyjnym? Podczas mojej wizyty pożyczyłem jeden z moich małych aparatów fotograficznych, aby w razie kolejnej obserwacji mogły wykonać zdjęcie, tym bardziej, że zjawiska są stosunkowo blisko i można je zarejestrować. Co prawda córka próbowała zrobić zdjęcie, ale nie wiadomo dlaczego się rozmyśliła, mimo że dysponuje dobrym już aparatem w telefonie, co mogłem osobiście sprawdzić. Zdarzenia, jakie miałem okazję poznać w Słocinie, są ewenementem na skalę krajową z uwagi na manifestację UFO w ścisłej lokalizacji. Jak się okazuje, również inne osoby są świadkami zdarzeń z udziałem UFO w tej okolicy. Do jednej z ostatnich obserwacji doszło 24 marca 2014.
W krótkim czasie w Słocinie (dzielnica Rzeszowa) doszło do trzech bliskich spotkań z UFO. Wszystkie obserwacje dotyczyły obserwacji spodków, które wpływały nie tylko na zachowanie i świadomość świadków, ale w jednym przypadku zadziałały fizycznie na otoczenie. W dniu 25 marca zostałem poinformowany o przelocie dziwnego obiektu, który można opisać jako klasyczny spodek. Świadkiem obserwacji była pewna kobieta w średnim wieku (dane osobowe zastrzeżone), która po przebudzeniu się nad ranem, podeszła do okna i wówczas zauważyła niezwykły obiekt.
Spostrzegłam lecący nisko dziwny obiekt w kształcie odwróconego spodka, obserwacja trwała około 30 s, obiekt zniknął za szarym domem. Patrząc przez okno później zdałam sobie sprawę, że wprowadziłam pana w błąd. Obiekt nie leciał za ulicą, ale przed i zniknął dokładnie za szarym domem. Leciał nisko, ciut powyżej linii energetycznej. Prosto, nie wykonywał żadnych skrętów czy innych ruchów, leciał szybko. Miał wielkość jakieś dwa okna długość, a wysokość tego obiektu nie do określenia, nie wiem, nie umiem, za krótka obserwacja, nie potrafię powiedzieć. Nie był to trójkąt, był to talerz, i miał światła, były żółte, jasne i czerwone.
Fenomen Słociny jest wyjątkowy, ponieważ nie tylko dotyczył nocnych świateł, ale również obiektów obserwowanych z bliskiej odległości, wykazujących wysoki współczynnik dziwności. Po ostatniej obserwacji z dnia 27 grudnia 2013 (NL/CE-1) oraz 24 marca 2014 (NL) otrzymałem kolejny sygnał, może nie tak spektakularny jak poprzednie CE, ale bardzo ciekawy ze względu na reakcję świadków oraz charakter zjawiska. Świadkami zdarzenia były znane mi z wcześniejszych zdarzeń osoby, co do których nie mogę powiedzieć, aby fantazjowały lub celowo wprowadzały mnie w błąd, względnie chciały zaistnieć. Dlaczego o tym piszę? W Polsce utarło się przekonanie, iż osoby obserwujące zjawisko UFO więcej niż raz są mało wiarygodne i muszą zwyczajnie kłamać. Nie mogę się z tym zgodzić, ponieważ ufologia nie tylko w Polsce zna takie wiarygodne przykłady, ale jest to temat na inne opracowanie. Oczywiście należy zawsze podchodzić do takich zdarzeń sceptycznie, zanim nie poznamy dokładnie świadków i nie wyrobimy sobie o nich zdania.
Nocne światło i brakujący czas
4 sierpnia 2014 roku po godzinie 21:30 wybrałem się na wieczorną obserwację i wykonanie zdjęć w celu rejestracji zjawiska UFO/UAP.
Tuż po 22:00 otrzymałem telefon od świadków ze Słociny, którzy na żywo relacjonowali mi pewną obserwację, której byli świadkami. Dwie kobiety wybrały się na wieczorny spacer w upalny wieczór w celu obserwacji tzw. cichych wyładowań na południowej stronie nieba, które również w Ropczycach były widoczne i niezwykle efektowne. Gdy podążały żwirową drogą w pewnym momencie zauważyły w kierunku południowym (azymut 145°) pojawienie się dosłownie kilku mlecznojasnych świateł ustawionych w poziomie, które nie były rażące dla oka. Cały czas telefonicznie słyszałem ich emocjonalne rozmowy, poprosiłem bez względu na to, co to jest, o wykonanie zdjęć komórką. Według świadków w tym samym momencie ulicą szła inna młoda osoba, którą próbowano zainteresować światłami, ale bez większego rezultatu. Jedna z kobiet (matka) chciała podejść na łąkę dalej, aby zobaczyć z bliska, czym są owe dziwne światła, ale córka stojąca obok odradziła jej to, jakby się czegoś obawiając, w dodatku od strony świateł był w pewnym momencie słyszalny metaliczny odgłos jakby pocierającego się metalu, który miał tendencję do narastania aż do pisku.
Był to bardzo nieprzyjemny dźwięk. Kobiety postanowiły opuścić ten teren i powróciły do domu, dlatego nie wiadomo, co dalej stało się ze światłami. W czasie wizji w terenie dokładnie sprawdziłem okolicę, w której zauważono światła. Świadkowie zaobserwowali rząd kwadratowych świateł na dość niskiej wysokości. Było ich około 7, na tyle nisko, iż córka musiała się lekko pochylić, aby je lepiej zobaczyć. Światła były najprawdopodobniej za oddalonymi o 200 m niskimi drzewami. Pani Anna, znajdująca się dalej, widziała linię świateł nieco dłuższą niż jej córka, co może wynikać z tego, iż prawa część zjawiska była przysłonięta przez niskie drzewa rosnące na łące widocznej z drogi. Dodatkowym szczegółem były widoczne przerwy pomiędzy światłami.