E-book
4.73
drukowana A5
14.22
blaszana kobieta

Bezpłatny fragment - blaszana kobieta


Objętość:
30 str.
ISBN:
978-83-8414-769-6
E-book
za 4.73
drukowana A5
za 14.22

„Wstań. Jeszcze wszystko można zacząć od nowa.”

📖 Rozdział: Tam, gdzie zaczyna się powrót — kobieta, kawa i filiżanka herbaty

Nie od razu zaparzyłam siebie na nowo. Najpierw był wiatr, który przelatywał przez otwarte okno, unosząc firankę jak oddech czegoś większego ode mnie. Najpierw były ptaki — te poranne, co ćwierkają o świcie, jakby chciały dać mi znać: „Wstań. Jeszcze wszystko można zacząć od nowa.” A potem był zapach. Chleb. Prawdziwy. Z glinianego pieca, w którym moja Babcia piekła w cichości i pokorze, jakby każda bochenka była modlitwą.

☕ Kawa z mlekiem i jaskółki nad domem

Wzięłam kubek — mój ulubiony, nieco wyszczerbiony — i zaparzyłam kawę z mlekiem. Nie żeby musieć.

Tylko po to, by wrócić. Do siebie.

Na zewnątrz, na podwórzu, krążyły jaskółki. Od dziecka wierzyłam, że jaskółki przynoszą szczęście, jeśli je zobaczysz przed pierwszym łykiem kawy. Tego dnia przyleciały trzy. Usiadłam na drewnianym schodku. Pod stopami — kamienie i kurz. W dłoniach — ciepło kubka.

W głowie — cisza, którą przynosi tylko świt. I zrozumiałam, że nie muszę niczego zaczynać od wielkich deklaracji. Czasem wystarczy napić się kawy i być.

🍵 Zioła jako druga poranna modlitwa

Kiedy serce zaczęło mięknąć — przyszła melisa. Kiedy przestałam bać się samotności — zaparzyłam rumianek. Kiedy znów odważyłam się czuć — przyszła róża. Zioła są podobno jak kobiety.

Ciche, uparte, cierpliwe… do czasu

Nie naciskają. Tylko są. I czekają, aż dasz im dojść do głosu.

🌾 Spacer wśród zbóż

Tego dnia poszłam na spacer.

Nie dla zdrowia. Dla duszy.

Maki szeptały wśród pszenicznych kłosów, motyle przysiadały na ramieniu jak listy z dzieciństwa.

Chabry polne pachniały jak sierpień — suchy, dojrzały, ukochany.

Wychodziłam na pola.

Mak czerwony łaskotał moje kostki.

W zbożu, pośród rumianków, uczyłam się oddychać na nowo.

Śpiew ptaków był modlitwą.

Wiatr — terapeutycznym szeptem.

Słońce — ręką na plecach.

I nawet gęsi sąsiadów, które z zapałem komentowały moje spacery — były częścią tej codziennej orkiestry życia.

Gęgały z pasją, z przekonaniem, że nikt nie ma prawa chodzić boso po ich okolicy.

A ja się śmiałam. Bo to znaczyło, że życie wraca. Że nie jestem już niewidzialna.

🥛 Mleko z kanki i zapomniane dziękuję

Jeszcze zanim wróciłam do domu, zaszłam do sąsiadki.

Tej, która wciąż ma krowę i nie potrzebuje do szczęścia więcej niż pogoda i zdrowe nogi.

Z kanki parował zapach dzieciństwa.

Nie tego bajkowego, tylko prawdziwego — z sandałami uwalanymi błotem, z pajęczyną w malinach i kolanem zdartym na drzewie.


— Ciepłe jeszcze — powiedziała, no ne napij się — podając mi naczynie jak relikwię.

I przez chwilę zapomniałam, że jestem dorosła, że trzeba się spieszyć, że już nie wypada pić mleka z pianką. Wypiłam je w kuchni. Stojąc obok brązowego pieca z żeliwnymi płytami gdzie w rogu stało stare ciemne dębowe łóżko biały kredens z okrągłymi uchwytami a przy oknie stał stul z ceratą i dwa krzesła na parapecie dwie doniczki z peralgoniami czerwonymi a za mną była biała framuga drzwi a nad nimi krzyż.


I po raz pierwszy od dawna wyszeptałam do siebie:

„Dziękuję”. poczulam dziecięcą radość i spokój. Po prostu — do tego momentu.

🌸 Być jak mleko — ciepłe, obecne, niedoskonałe

Zrozumiałam coś wtedy.

Że nie muszę być twarda jak szkło.

Że nie muszę być perfekcyjna jak Instagramowy poranek.

Mogę być jak to mleko — trochę zapomniane, trochę ciepłe, trochę spienione przez drogę — ale prawdziwe. I wystarczające. Od tamtej pory zaczęłam wszystko inaczej. Nie od planu dnia. Nie od listy zadań. Tylko od pytania:

„Czego dziś potrzebujesz?”

Czasem odpowiedzią była kawa z mlekiem. Czasem cisza.

Czasem spacer wśród zbóż. A czasem po prostu… nic

🥖 Pajda podpłomyka i najprostsza forma czułości

Piec jeszcze parzył od środka.

Zdejmowałam z niego podpłomyki tak, jak robiła to Babcia — chwytając przez lnianą ściereczkę i dmuchając, choć dobrze wiedziała, że i tak się sparzy. Cienkie jak wspomnienia, lekko przypalone na krawędziach, z wgnieceniami po palcach i bąbelkami z powietrza, które w nich utknęło. Posmarowałam jeden masłem, które od razu zaczęło się topić,

a potem — miodem. Tym gęstym, co go trzeba podważać łyżką.

Z woskiem na dnie i słońcem w środku. Usiadłam na progu.

I jadłam. W ciszy, w samotności, w świętości. Nie potrzebowałam niczego więcej.

Bo w tej pajdzie był cały świat:

Miłość, która nie pyta.

Dom, który pachnie chlebem.

I ciało, które przypomina:

„Zasługujesz na ciepło. Nie tylko dla innych. Dla siebie też.”

📖 Rozdział: Procesja weselna, której nie było

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 4.73
drukowana A5
za 14.22