E-book
29.4
Biznes po ludzku

Bezpłatny fragment - Biznes po ludzku

Osobisty podręcznik właścicielki salonu beauty


Objętość:
75 str.
ISBN:
978-83-8104-215-4

I Wstęp

Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, jak to jest poczuć, że nie masz nic. Nie masz już domu, nie masz biznesu…

Ludzie kupują mieszkania na kredyt i myślą, że to jest ich, ale to nieprawda.

Taki zakupiony dom nie należy do Ciebie, tylko do banku. Możesz w nim mieszkać, jeśli regularnie spłacasz raty z odsetkami, czyli kiedy regularnie ten bank utrzymujesz. Spróbuj tego nie zrobić choć jeden raz.

Nie miałam wzorców przedsiębiorcy, ale miałam rodziców, którzy mieli marzenia.

Słyszałam o tych marzeniach, jak to będzie, kiedy…. I to potrafiłam. Dzięki tym marzeniom nie mogłam usiedzieć w miejscu. Wciąż coś chciałam zmieniać, próbować nowych rzeczy. Uciekałam od ludzi, którzy chcieli mnie zatrzymać w miejscu.

Nie było łatwo z moimi przekonaniami. Z przekonaniami, że kobieta powinna siedzieć w domu, zajmować się dziećmi, że pieniądze są dla bogatych, że bogaty to złodziej, że prywaciarz to wyzyskiwacz…

Kobiet się nie wychowuje na liderów. Kobiety maja być potulne i ciche i wspierać mężczyznę w jego podbojach.

Zawsze mnie to śmieszyło. Bo jak ma wspierać kobieta takiego mężczyznę, który kocha telewizor. Podawać mu kapcie i kawę?

Nawet na naukach przedmałżeńskich pamiętam słowa katechetki (już wtedy mnie mierziły, chociaż jeszcze żoną nie byłam), że „musisz pamiętać, aby miał zawsze ciepły posiłek, jak wróci z pracy. Podaj mu kapcie i gazetę”. (A ja?, A mój posiłek, kapcie, gazeta?).

Nic się nie zmieniło, a w każdym razie niewiele.

Bywam na różnych eventach, szkoleniach biznesowych. Główni liderzy — prelegenci to mężczyźni. Wiele lat młodsi. Czy kobiety nie mają nic do powiedzenia?

Z pewnością mają, ale charyzmy porwania wielkich tłumów nam brakuje… „mamy zajmować się domem”.

Kilka lat temu organizowałam pierwszy event dla kobiet biznesu „Piękne Przedsiębiorcze”. Kiedy zaczęłam rozglądać się na rynku, za kobietami, które zbudowały wielki biznes, to znalazłam… JEDNĄ! Kilka, które kręciły biznesem męża, a pozostałe (nie było ich zbyt wiele ) — własny mały „biznesik”.

Było dużo menadżerek, które zarządzały cudzymi instytucjami, ale nie własnym biznesem.

Teraz sama siebie podziwiam, że dałam temu radę. Że odważyłam się otworzyć biznes.

Nie nieprawda.

Nie otworzyłam biznesu.

Otworzyłam działalność.

Raczej otworzyłam salon.

I to jest właśnie to, co robi znakomita większość. Otwiera salon nie biznes.

W kolejnych rozdziałach, będę zwracać uwagę na moje błędy, które popełniałam.

Również te podświadome.

Popełnianie błędów nie jest niczym złym, ale tylko wtedy, kiedy masz tego świadomość.

Bo kiedy myślisz, że to jest coś złego, bo tak cię wychowano, bo karano za błędy, wytykano, wyśmiewano, to całe życie chcesz być perfekcyjna, nigdy nie masz dość i wstydzisz się porażek. Idziesz ulicą i myślisz, że wszyscy o tym wiedzą, że wszyscy myślą — o to ta, co jej nie wyszło, nie udało się. Bo jej się biznesów zachciało…

Takie głosy w Twojej głowie i ten lęk, wstyd.

„Musimy być więksi niż niepokój, strach i wstyd, jeśli chcemy mówić, działać i wychodzić do ludzi.”

Brené Brown

Kiedy dziś oglądam się za siebie, to same porażki, a w każdym razie jedna po drugiej. A jednak biznes się rozwija. Czyli biznes to porażka, porażka, porażka, sukces, porażka, porażka, porażka sukces :).

Jest koniec maja 2… r.

Robię swoje comiesięczne podliczenia efektywności moich działań w salonie:

— przychód całościowy,

— ilość nowych klientów,

— ilość klientów ogółem,

— wartość klienta.

Porównuję z poprzednim miesiącem, ale już wiem, że wzrost jest stały od kilku miesięcy, więc miesiąc kolejny, rekordowy. Od początku roku jest jakieś 370%!!!

II Zwykła osoba, niezwykłe wyniki

Oczywiście to nie tylko pieniądze. To zadowoleni klienci — klienci — przyjaciele. Fantastyczne relacje, dobra obsługa, dobra oferta podawana z myślą o korzyściach klienta.

…a jeszcze kilka lat temu ….

To system Twojej firmy pozwala nawet przeciętnym ludziom osiągać nieprzeciętne rezultaty, ale bez tego nawet nieprzeciętni ludzie nie osiągną nawet przeciętnych rezultatów.

Jak często po euforii otwierania z rozmachem przychodzi pora upadku z „hałasem”?

Potrzebna jest wiedza i konsekwencja działania, wdrażania tejże wiedzy.

Żadna wielka potęga biznesowa nie powstała z dnia na dzień, ale dzięki dzień po dniu tworzonemu systemowi. I nie wystarczy tylko wiedzieć. Trzeba działać.

Ale wiesz jak to jest. Ludzie zmieniają styl życia, kiedy to życie się kończy, kiedy się przestraszą, kiedy większość nie wierzy, że coś jeszcze można. Tak jak z chorowaniem na raka. Kiedy ciało się rozpada za późno, aby zmieniać dietę. Za późno.

Z biznesem jest podobnie. Kiedy jesteś w trakcie wspinaczki ku lepszemu, zawsze łatwiej zrobić krok w bok, popatrzeć i iść dalej albo zatrzymać się, dodać coś, zmienić, ulepszyć, poprawić i dalej w górę. Bo kiedy jesteś w dole, to ani nie masz siły, ani pomysłu, bo dominuje strach. Strach przed niewiadomym. Wstyd przed innymi, że się nie udało.

Dlaczego?

Bo kiedy budujesz firmę, by zaimponować innym, by coś udowodnić, to kiedy słabniesz

w tym zamyśle, nie masz motywacji, by się wygrzebać z dołka. Ale kiedy tworzeniu towarzyszy energia pomagania, współdziałania, tworzenia i miłości to żadna trudność nie jest Cię w stanie zatrzymać. Czujesz takie FLOW! … i płyniesz po oceanach sukcesu!

Swój pierwszy salon otworzyłam kilkanaście lat temu. W suterenie domu, z wejściem od ulicy. Kończyłam szkołę kosmetyczną, mając już ponad 40 lat, więc byłam dojrzałą osobą i wiedziałam już, po co do szkoły tej poszłam. Postanowiłam tak nauczyć się tam zawodu, żeby móc otworzyć własny, niezależny biznes — własny salon.

Skończyłam szkołę na szóstkę z silnią (6!) :) To nie żart. Dostałam taką ocenę.

Nigdy nie znosiłam papierkowej roboty, tak i po otwarciu salonu była ona dla mnie zmorą codzienności. Na szczęście za drugim, a może trzecim razem znalazłam na tyle dobrą księgową, że była w stanie ogarnąć ten mój bałagan. Wszelkie rachunki wydawały się zbędne (wystarczy policzyć faktury i pieniądze w kasie — tak mi się wtedy wydawało), kiedy umiesz wykonać zabiegi, masz zapał, widzisz efekty tego, co robisz. Kiedy widzisz szczęśliwe klientki, nie myślisz o rachunkach… ale do czasu…

Powiedziałam „na tyle dobrą”…

W małym mieście, ukrywają się ludzie, którzy boja się przekraczać swoje strefy komfortu. Kończą tutaj szkoły i za wszelką cenę szukają tutaj pracy, uzasadniając: „strata czasu na dojazdy”. Tu odbywają praktyki i tu w końcu lądują w Urzędzie Pracy jako bezrobotni. Przez wiele lat stawali się moimi potencjalnymi pracownikami, niestety

nie wytrzymywali wymagań. Chciałam, żeby pracowali, ale ich wiedza była niewystarczająca i chęć uczenia się nowych rzeczy zbyt wymagająca.

Wydaje Ci się, że wszystko w porządku, klienci przychodzą, wiec jest szansa,

że zawsze będą przychodzić.

I decyzja urządzenia w leasing pomimo lęku, że nie podołasz, bo w końcu jestem świetnym fachowcem… Ale ten strach, że braknie, jest tak silny, że wygrywa. A potem wypatrywanie w oknie klienta. Może jutro przyjdzie, może „zgadnie”, że mam fantastyczne urządzenia, bo moja reklama była nijaka. Właściwie żadna. Nie miałam kompletnie pojęcia, że trzeba się reklamować. Reklama wtedy, w moim mniemaniu, to ulotki i ewentualnie jakieś ogłoszenie w prasie. Jakieś małe ogłoszonko i to wszystko, a urządzenia za kilkadziesiąt tysięcy czekają.

I teraz często słyszę albo czytam wyliczenia typu: wystarczą dwie klientki, które kupią zabiegi za 1000 zł i już masz na ratę leasingu.

Jeśli klientki kupią zabiegi za dwa tysiące, to musisz od tego odprowadzić podatek 19%, a jeśli jesteś VAT to jeszcze 23%. No i koszty, materiały jednorazowe

i wszystkie, które do zabiegu są potrzebne. A my się dajemy nabrać na takie nawijanie kitu.

Kolejna bzdura, którą znalazłam na jednym z blogów sprzedawcy urządzeń, skierowana do osób, które planują otworzyć salon. Nie zacytuję. Ale brzmiało to coś w tym sensie — Średni przychód salonu to ok. 24 tysiące. Po odliczeniu kosztów

ok. 11 tys. pozostaje ci 13 tysięcy. No po takim wpisie, to nic tylko otwierać salon.

Brrr…

Ale w końcu jesteśmy dorośli i sami decydujemy, czy ta informacja nam wystarczy. Czy zapytamy kogoś, kto ma owoce na drzewie albo przynajmniej prowadzi własny salon i udzieli rzetelnej porady.

Kilka lat doradzam salonom. Prowadzę kilkumiesięczne projekty, w czasie których analizujemy również przychody. Większość to salony z kilkuletnim doświadczeniem, a jednak u niektórych przychody na początku naszej współpracy kształtują się na poziomie kilku tysięcy. Podkreślam — przychody!]


Stres. No ale jakoś początkowo dawaliśmy radę. Z każdym dniem coraz lepiej. Jak są pieniądze, to może je zainwestować w kolejne salony? Dwa, trzy lata później z rozpędu kolejne salony w lepszych lokalizacjach, potem nad morzem…

Bardzo dobry czas ten czas nad morzem, dopóki tam byłam. Był to bardzo dobry biznes. Inwestycja się zwracała, ale kiedy postanowiłam zdalnie tymi biznesami kierować zaczął się odwrót.

Kiedy liczysz, że się samo zadzieje, że jak dasz pracę ludziom bezrobotnym (bo przecież oni jej potrzebują), to z wdzięczności będą się mocno angażować i biznes będzie kwitł, dając satysfakcję wszystkim to, to jest dziecinada. Kiedy liczysz, że rozdasz kilka tysięcy ulotek i zaraz twój salon wypełni się klientami, to tak się nie zdarza.

Ale wtedy o tym nie wiedziałam. Bo i skąd. W szkole dowiedziałam się tylko o tym, że jestem dobrą kosmetyczką, a na studiach, że jestem dobrym kosmetologiem.

Jak to ktoś napisał — w szkole nikt nas nie uczy przedsiębiorczości, planowania, rozumienia reklamy, ale za to wiemy wszystko o pantofelku i o Puszczy Amazońskiej.

Często nasze życie właśnie tak wygląda, że koncentrujemy się na tym niewiele znaczącym dla naszego życia „pantofelku”, a nie potrafimy sięgać po umiejętności praktyczne, które mogłyby nam ułatwić prowadzenie biznesu, jak choćby obsługa fanpage.

Dziś też wiem, że wiele moich decyzji biznesowych nie miało podstaw ekonomicznych i nie było to z miłości do budowania biznesu, ale dla własnego Ego. Bo mam sieć salonów! — brzmiało dumnie. W konsekwencji — wysokie obroty, jeszcze wyższe koszty.

Ale od czego są banki i kredyty. To był czas, że bez niczego na telefon mogłam dostać po 50 tysięcy w dwóch bankach jednocześnie. Na firmę — bez problemu. Brałam doinwestowywałam, ale coraz trudniej te kredyty się spłacały, aż przestały.


…I zaczął się wielki odwrót. Dość bolesny…

Może dziś, kiedy to czytasz, masz o wiele lat mniej, ale też tkwisz w takim momencie, że nie wiesz, czy zamykać, czy powalczyć.

Może liczysz, że jutro coś się odmieni.

Że jeszcze jedna promocja na Facebooku (kiedyś nie było tak łatwo) i klienci przybiegną.

Ale kiedy grunt pali Ci się pod nogami, to nikt nie biegnie. Prawda? Przeciwnie. Wszyscy uciekają. Klienci też.

Twoje myśli krążą jak sepy wokół trudnych sytuacji. Boisz się każdego dnia bardziej. Wstydzisz się o tym mówić, żeby Cię nie wytykali palcami — „a dobrze jej tak, biznesów się zachciało”. Nawet najbliższa rodzina nie rozumie. Ale też nie chce słyszeć. Bo przecież radzili Ci, że to nie dla Ciebie — „A nie mówiłem?”

Tak masz?

Nie śpisz po nocach, bo myśli nie dają?

Dziś wiem, że to najgorsze, co można zrobić, to koncentrować się na negatywnych sytuacjach, to budować coraz większe stosy strachu.

Na czym się koncentrujesz, tego dostajesz więcej!!!


Z budowaniem systemu firmy jest jak ze zmianą stylu życia.

Ktoś napisał, że trzeba przejść na dietę marketingu, na dietę systemu, na dietę organizacji, zarządzania i sprzedaży.


CZYLI WDROŻYĆ TO WSZYSTKO, CO UMIESZ, CZEGO SIĘ UCZYSZ W 100%.


Miałam cudownych nauczycieli: doświadczenie i wiedza Wandy Loskot i wiedza ponadczasowa, niedająca się porównać z żadnym innym autorytetem Adama Krasowskiego. Każda z tych osób teorię podpierała wiedzą i własnym doświadczeniem.

Szukaj autorytetu, który ma owoce na drzewie. Teoretyków, którzy nie wystawili w swoim życiu nawet jednej faktury, nie brakuje. Specjaliści od marketingu, copywritingu sprzedadzą wszystko. Ale efektów nie będzie.

Podawanie gotowych rozwiązań, których głodny jest dzisiejszy właściciel salonu, bo zna się na upiększaniu, a nie marketingu, to tak jakby iść na siłownię, podnosić ciężary za kogoś i oczekiwać, że jego mięśnie się wzmocnią. To jak dawanie ryby, zamiast wędki i lekcji łowienia. To nie tędy droga. Każdy tworzy własny biznes na miarę swoich możliwości, do których jeśli nie nabył umiejętności, odpowiedniej wiedzy, dorósł lub nie.

I sama wiedza jednak też nie wystarczy.

Sekret Tkwi w Działaniu!!! Gdy Wiesz, jak działać — działasz — firma rośnie.

czyli WIEDZA –> DZIAŁANIE –> WZROST

W tym materiale podzielę się z Tobą informacjami na temat, co musisz zrobić, żeby Twoja firma wzrosła. Co musisz zastosować w swojej firmie, jeśli chcesz, żeby zarabiała pieniądze i wytrwała na zmieniającym się i niełatwym w końcu rynku. Co musisz zmienić w swoim podejściu do tworzenia biznesu. Jak musisz zmienić siebie i swoje postępowanie (nie otoczenie — siebie).I nie wierz ludziom, którzy ci mówią, że jest za późno, że nic się nie da zrobić, że jesteś na przegranej pozycji. Nie wierz im, nie ważne, ile masz dziś lat.

Zmiana myślenia, zmiana nastawienia, działanie są w stanie góry przenosić!

Każdy rozdział będzie kończył się ćwiczeniem. Jak już wiesz, nie wystarczy wiedzieć, trzeba jeszcze wiedzę przełożyć na praktykę. Ćwiczenia mają Ci w tym pomóc.

Tak jak autorce poniższego listu.

Hej Kochana!

Cele swoje cały czas realizuję. Zaczęłam w swoim kalendarzu już nie tylko planować tydzień, lecz planuję dzień. Nawet rozbijam to sobie na godziny. Przyznaję się szczerze, nie realizuję 100% planu dziennego, ale 70—80% tak. Co jest niesamowite, bo rok temu przecież nie robiłam nawet 1%, bo skupiałam się tylko i wyłącznie na pracy przy fotelu.

Lucynko, to nie wszystko. Teraz napiszę Ci coś osobistego, jak zmieniłam swoje życie. Napisałam Ci, że pracuję nad sobą, nad poprawą samooceny Już wcześniej dziękowałam Tobie za to, że otworzyłaś mi oczy. A ja dzięki motywacji i pracy ze sobą naprawdę zaczęłam zmianę. Przede wszystkim odkryłam misję gabinetu. Dla mnie to mega, bo w końcu widzę, jak mogę pomagać ludziom. Przez tyle lat w ogóle tego nie widziałam i nie doceniałam

i mimo iż kocham swoją pracę, widziałam tylko usługę i pieniądze. Nie dostrzegałam misji.

A to coś wzniosłego. Ostatnio to napisałam na FB, wiesz ile ludzi mi gratuluje…

(……………………..). Proszę, dopinguj mnie i trzymaj kciuki. Bo zmieniam swoje życie💓


Dwa tygodnie wcześniej kończyliśmy kolejny projekt wsparcia salonów beauty Master Salon Beauty System 2.0. To już trzeci projekt, w którym koszt udziału zwraca się praktycznie w pierwszym miesiącu współpracy.

Na zakończenie ta sama dziewczyna napisała wtedy:


„Popatrz, na to Kochana ; -) Lucynko, moim celem było zrobienie 43 tys. obrotu, nie udało się, lecz płakać nie będę ; -) ; -) hahaha.

Juuuuuuuuupi, było blisko do osiągnięcia celu, zaledwie 500 zł zabrakło, ale podliczając to przed chwilą, oszalałam ze szczęścia.:-* ; -)

Rok temu nasz obrót czerwcowy wyniósł 17,703 zł a w tym roku 42,511 zł.

Sprzedaż rok temu 0% — w tym miesiącu: kosmetyki, bony, pakiety 3061zł.”


Tymczasem dodam już od siebie — kiedy zaczynaliśmy pół roku temu — Styczeń w tym salonie — początek naszej współpracy to 20,980zł.

III Wizja

Brak wizji do czego zmierzasz jest największym ograniczeniem wzrostu. Jeśli nie wiesz, dokąd chcesz dojechać, to trafisz „gdzieś”…

— tylko 2 % sprzedawców ma sprecyzowany biznes plan

— tylko 10% sprzedawców realizuje jakiś uporządkowany plan sprzedażowy (jeśli nie dysponujesz uporządkowanym planem sprzedażowym, wszystkie twoje transakcje mają charakter przypadkowy).

To tak jakby „wsiąść do pociągu byle jakiego”. Podróż donikąd. Brak kierunku działania powoduje frustracje, a działanie wygląda jak polowanie na okazje lub gaszenie pożarów.

Większość wizji osób otwierających salony kończy się na tym właśnie momencie. Na dniu otwarcia, a potem to już ma się dziać JAKOŚ. To z tego „JAKOŚ” bierze się tyle przeciętności. Czy ty chcesz być JAKOŚ obsługiwana/y, czy chcesz nosić JAKIEŚ buty?

No pewnie, że nie. Więc już wiesz, że klienci też nie chcą JAKOŚ. Chcą najlepiej, jak tylko się da.

Zaczynałam swój biznes bez planu, bez wizji. Wizja skończyła się na otwarciu gabinetu — salonu. Wiedziałam, co jutro mam robić, ale też nie zawsze, bo przecież nie wiem, co się jutro zadzieje. Plan? Jaki plan? Nikt nas nie uczy planowania. Nikt nas nie uczy,

a kiedy nie masz planu na życie, to o Twoim życiu decydują okoliczności. Łatwo Tobą manipulować.

System nam niczego nie ułatwia. Zresztą system szkolnictwa też nie ma żadnego planu. W każdym razie żadnego rozsądnego!

W dobie niżu demograficznego i zamykania szkół wciąż produkuje się „nauczycieli”. W dobie przepełnienia rynku kosmetycznego w malutkich miasteczkach otwiera się po kilka szkół kosmetycznych. No cóż — biznes jest biznes. Co kogo obchodzi absolwent! Zbyt często najpierw liczy się kasa. Ważna w biznesie, ale nie kosztem nieświadomych ludzi.


Ale co nas to obchodzi! Kiedy chcesz coś robić, to przecież nie wzorujesz się na tym, czego nie ma, ale na tym co jest, co istniej, funkcjonuje, działa. a za tym stoi pewna wiedza, po którą świadomy człowiek powinien sięgnąć!

Podczas swoich szkoleń i wykładów nie spotkałam właściciela, który miałby zapisany jakikolwiek plan działania strategicznego. Większość robi wielkie oczy, kiedy pytam o plan marketingowy. Prawdopodobnie dlatego był na szkoleniu, bo chce to mieć. I wspaniale! Strategia sprzedaży to najtrudniejszy element MSBS. Najtrudniej od ludzi wyegzekwować planowe działanie. Nieliczni to stosują, ale właśnie Ci nieliczni idą najszybciej do przodu!

Kiedy robiłam letnią wyprzedaż swoich nagrań, sprzedawało się wszystko na pniu, tylko nie Plan Marketingowy! Nikomu nie był potrzebny, choć go nikt nie ma. Ale dziś mam już innĄ świadomość. To nie dlatego, że nie chcą, ale dlatego, że nie rozumieją, co to znaczy PM. „Z czym to się je”.

Często prowadzenie salonu polega na kopiowaniu pomysłów innych, takich, które dają wrażenie sukcesu. Ktoś ma takie urządzenie, to ja też, ktoś ma taki produkt, to ja też…

W moim przypadku było tylko trochę inaczej. Wiedziałam, co ma konkurencja. Ja chciałam być inna. Chciałam mieć nowsze i lepsze urządzenia. Zapomniałam tylko zapytać klientów, czy oni tego chcą.

A zatem WIZJA…

Wizja to prezentacja (opis) jak ma wyglądać Twoja firma, kiedy skończysz ją tworzyć, to istota Twojej firmy.

W chwili, gdy skończyłam pisać jej pierwszą wersję, miałam poczucie, że „drzwi” się otworzyły. Nagle zaczęli pojawiać się w moim życiu ludzie, którzy pomagali mi

w urzeczywistnieniu tej wizji. Oczywiście pracowałam nad szczegółami (liczbami) jeszcze długo, ale kiedy ją tworzyłam, pojawiała się coraz większa energia do działania.

Wizja to też wytyczenie drogi. Wyobraź sobie, że chcesz jechać do Paryża autem. Nie masz mapy, nie znasz drogi ani kierunku. Nie masz nawigacji. Sam Paryż to ogromne miasto. Nie jedzie się do samego Paryża, tylko w jedno konkretne miejsce, potem drugie konkretne miejsce, które ma nazwę, adres, zastosowanie; hotel do nocowania, muzeum do zwiedzania, restauracja do spożywania posiłków itp.

Wizja wyznacza etapy podróży biznesowej, czyli działania strategiczne, które mają na celu osiągnięcie efektu zamierzonego, finalnego.

Kończysz jeden, przechodzisz do drugiego. Dzięki wizji masz sprecyzowany kierunek podróży. Nawet kiedy czasem zrobisz krok w tył, to dzięki wizji wiesz, na jakie tory masz wskoczyć.

Budowanie każdego nawet najmniejszego domu rozpoczyna się od fundamentów. Jednak, nawet te fundamenty wymagają wiedzy, co na nich ma w przyszłości stać. Szałas czy katedra?

Wiele osób, rozpoczynając działalność, nie planuje na odległość, czyli nie tworzy wizji. Nie ma sprecyzowanego klienta docelowego, ani planu marketingowego. Nie wiedząc jak, nie wiedząc komu, nie prezentujesz się właściwie na rynku. Działania marketingowe to podstawa sprzedaży. Jeśli nie robisz tego właściwie, to jak ma ktokolwiek Ciebie znaleźć, jak ma trafić po Twój produkt?

To nie jest sprawa tylko właścicieli salonów beauty. To naprawdę bardzo poważny problem społeczny.

Jestem na targach branżowych, największych w Polsce. Rozmawiam z firmą, z która planuję podjąć współpracę. Są na targach ze swoim urządzeniem. Producent. Pytam: „Ile urządzeń planujecie sprzedać podczas targów?” — wielkie oczy. „No, wie pani…

Nie planujemy, bo jak się nie uda, to będziemy się źle czuć!!!”

Ludzie trzymajcie mnie!!! ( krzyknąłby Pawlak ) :)

Dziś mnie to dziwi, ale kilka lat temu… Byłam w identycznej sytuacji. W konsekwencji otwierasz sobie zwyczajne miejsce pracy. Jeśli bez wizji udaje się jednak wejść w rytm pracy i obsługę klienta, to w pewnym momencie pojawia się frustracja z powodu braku czasu, odpoczynku… Dopiero wtedy pojawia się nieplanowana (nie było wizji) decyzja o zatrudnieniu kogoś. Raczej konieczność zatrudnienia kogoś. Przy czym to „kogoś” jest tutaj kluczowe. Tworzysz wakat i wypełniasz wakat. Kolejna frustracja to sytuacja, gdy okazuje się, że zatrudniona osoba nie spełnia oczekiwań. No cóż, zatrudniony „Ktokolwiek” nie może być „Kimś”. Frustracja spowodowana nie spełnianiem oczekiwań osób zatrudnionych, lęk przed zatrudnianiem kolejnych podobnych osób jest przez właścicieli salonów wymieniana jako numer jeden. Dla mnie przez wiele lat pracownik był kosztem. Nigdy nie zakładałam, że to dodatkowe ręce do pracy, tylko, że to dodatkowy STRASZNIE drogi ZUS.

Przekonania …

W dalszej części tego opracowania zajmiemy się również tym tematem.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.