E-book
40
drukowana A5
47.23
audiobook
40
Bipolarna

Bezpłatny fragment - Bipolarna

W głąb biegunów

Objętość:
131 str.
ISBN:
978-83-8369-857-1
E-book
za 40
drukowana A5
za 47.23
audiobook
za 40

Od autora

Jest to drugi tomik poezji, który jest jednocześnie kontynuacją serii “Bipolarna” i jej pierwszej części „Życie między biegunami”. Poruszane w nim tematy są głęboko osobiste i intensywne w swej autentyczności, pozwalając czytelnikowi zanurzyć się w moich stanach i sposobie postrzegania świata.

W tej kontynuacji serii “Bipolarna” pogłębiam tematykę stanów duszy i twórczości z nią związanej. Poruszam też ważny temat zdrowienia psychicznego i odczarowuję stygmatyzującą wizję szpitala psychiatrycznego. Oba tomiki mają za zadanie edukować i podnosić świadomość na temat zdrowia psychicznego, co jest ważne w kontekście rosnącej potrzeby rozmów o problemach psychicznych.

Wierzę, że mimo tej osobistości, wiersze niosą w sobie uniwersalność, która pozwoli Wam identyfikować się z opisywanymi doświadczeniami.

Liczę na to, że część z Was odnajdzie się na kartkach tego tomiku i jednocześnie mam nadzieję, że moja poezja zaoferuje Wam pocieszenie i poczucie zrozumienia oraz tego, że nie jesteście sami!


Miłej lektury!

Biegun górny

Hipomaniakalny lot

Wyruszasz na ekspedycję

boso,

uchem do Ziemi,

delektujesz się każdym dźwiękiem.


Ciekawska i chciwa,

spragniona emocji

pożerasz otoczenie.


A głowa Twoja —

odurzona,

błądząc wysoko

ponad chmurami,

gubi szyję.


Nigdy nie będąc pewną

prognozy pogody,

ryzykujesz;

nieustannie,

ten jeden

kolejny

raz.


W miejsce źrenic

spadające gwiazdy.


Zjeżdżasz,

pod prąd

ku szczytowi tęczy.


Przędza Twoja

wyczerpana,

napięta,

pod ciężarem Twoich marzeń —

pęka;

upuszczając Cię

w nudne,

nijakie,

wyblakłe

i mroczne


Gdzie wszystko gaśnie.

A Ty —

już nie protestujesz,

już nie krzyczysz.


Spadasz

w ciszy.

Mierząc odległość

szacujesz obrażenia,

w obawie

że się nie pozbierasz.

Tytułem nieobjęte

Na wakacjach

zdrowy rozsądek —

urlop wziął na żądanie.

W sercu lato.


To na moje zawołanie

świat do życia

budzi wiosna.


Na spacer

zakładam

— kurtkę?

Nie, skrzydła!


Smakuję barwy tęczy,

dotykam dźwięku światła,

dostrzegam zapach jednorożca,

i na własnej skórze słyszę

oddech Boga.


Węszę jego myśli

i w lot pojmuję

sens wszystkosci.


Płynę z myśli orszakiem

jak ławica nieuchwytnych;

doskonałych w swym bycie —

myślotworach moich.


Ja jedna,

ja sama —

władam sercami,

jednoczę religie,

niczym anioł;

niosę miłość i ukojenie.


Ja sama.

i moja hipo…

czy to już mania?

Odbicia manii

Rychło w poranek

w rytm tylko sobie znanych

wyliczanek

skaczesz na skakance szaleństwa.


Towarzystwo zabaw znika,

co przez palce Ci umyka.

Oślepiona własnym blaskiem

w samotności Ty dalej —

hop-sa-sa.


Lustro nieopodal

służy Ci odbiciem.

Przeglądasz się,

by ponownie

westchnąć z zachwytem.


Z lustra w oczy zaglądają:

anielica,

Afrodyta,

jednocząca religie kochanica.


Ty jedna —

odbić wiele.

Każde z Góry dane,

z dumą przez Ciebie odebrane.


Nie śpisz.

Nie jesz.

Nie przestajesz.

Oszalejesz?


Ależ skąd?!

Na przestrogi

lejesz!


Brodząc po kostki

w zbytkach mocy,

jak ta ćma wabiona światłem

zachodzisz do bram piekła.


Nie pukasz.

Na oścież wrota,

z wiarą, że się nie poparzysz.


Nawet nie zauważysz

a wnet jak pochodnia

żywcem się palisz,


wraz z Tobą na stosie

lądują przegrane

idee i misje

od samego Boga Ci dane.

Między biegunami

Jak pachnie człowiek z ChADem

Jak pachnie człowiek z ChADem?

To zależy —

co rusz inaczej.


Jak zatem pachnie człowiek w manii?


Pachnie niespełnionymi marzeniami.

Pachnie ochami i achami

Ze swoimi grandiozalnymi przekonaniami

Pachnie zachłannymi żądzami

I nieugaszonymi pragnieniami

Nierzadko na krawędzi przygodami

I w zapachu wyczuwalnymi —

Myślami z rymami.


Pachnie szybko

wonią nieuchwytną,

wonią uwodzicielską,

wonią zniewalającą.


A jak pachnie człowiek w depresji?


Człowiek w depresji pachnie

solą łez

i zmoczonym psem.

Pachnie snem

i starą pościelą.

Gorzką pastylką

i chmurą deszczową.

Jest to woń porównywalna

do zapachu zgaszonej świecy —

tak bowiem pachnie

ulatniające się z człowieka życie.

Zapach jego miesza się

z odorem resztek jedzenia.

Pachnie stęchłym myślami,

spalenizną wypalonej duszy

i odorem rozkładających się nadziei.


Człowiek pachnie powoli —

wonią duszącą w gardle.

A ta ciągnie się za nim

i jej zapach aż boli.


Jak więc pachnie człowiek z ChADem?

Rozpoznasz go w zapachu wonnej manii

albo dla odmiany

śmierdzącego depresją.

Huśtawka

Zawieszona na dwóch sznurkach; długości zmiennej

bliżej nieokreślonej

prowizorycznie —

huśtawka.


Moja własna

niewygodna

rozbrykana

niesterowna —

huśtawka.


Z siedziskiem bez oparcia,

zawadiacko,

zaprasza do tańca.


Mając w poważaniu

zasady bezpieczeństwa — siadasz,

oczekując uniesienia.


Huśtawka

odrywa stopy od Ziemi

delikatnie

kołysząc ciało.

Z każdym centymetrem, wyżej ku górze.

Przyjemność narasta

a Ty rozpływasz się

na różowej

puszystej chmurze.


Oczyma roziskrzonymi

zasysasz widoki.

A Twój oddech,

niczym dłonie zakochanych, splata się z wiatrem.

Spoglądasz w dół,

na świat

co go zostawiłeś w oddali,

a jego widok

do reszty Cię bawi —

Maluczcy ziemianie,

zupełnie jak nie Ty —

śmiertelni,

codziennością zaaferowani.


Ty tymczasem

chwytasz słońce za nogi!

Z poczuciem wszechmocy,

ciągniesz je niżej

i niżej —

ku Ziemi.


Niczym Prometeusz

chcesz dzielić się szczęściem

z tymi politowania godnymi;

żyjącymi w tej

pożal się Bogu prozie.


W obliczeniach

nadwyżka —

12 ułomków koszy.

Przepełniony uczuciem mocy nalewasz szczerze.

Promyki przemykają Ci przez palce. WYŻEJ!

Nerwowo wymachujesz nogami. MUSISZ SIĘGNĄĆ WYŻEJ!


Huśtawka skrzypi,

słońce parzy.

Tracisz równowagę.

Uśmiech blednie z Twarzy.


Wraz z powrotem zmysłów

twardość belki na pośladkach.

Z powrotem krytycyzmu

strach i wstyd.

Mieszaniec czyli zabawa w berka

Jest w ChADzie taki stan —

chodźcie, chodźcie opowiem Wam

„Palec pod budkę

bo za minutkę…”

stan czadowego berka —

stan mieszany.

Zaczynamy!


„Szła krowa przez pole

zgubiła…”

stan równowagi…


„Berek! Goń mnie!” —

Mania zaczepnie woła,

Depresja stojąc Ci na sznurówce,

złapać manii żadna z Was nie podoła.


„Berek! Goń mnie!”

Nabuzowane ciało

goni otępiały umysł.


„Berek! Goń mnie!”

Napędzony umysł


ucieka przed

spowolnionym ciałem.


Zabawa w rytm

pomieszanych wyliczanek

„Misiu, misiu wskocz do klatki

misiu, misiu pokaż…” !

jak się bawi stan mieszany!


Gonitwa myśli

przejmuje skakankę

gotowa skakać Ci na nerwach,


a ty obok nie pewnie

balansujesz na gumie

resztek zdrowych zmysłów.


Guma pęka,

plącze Ci nogi.

Obdarte kolana —

ślady czadowego berka.

Bipolarna

Dziś jestem

w słońca promieniach skąpanym Ikarem.

Jutro

rozbitkiem,

o którego uderzają fale.


Dziś otwartą dłonią

muskam promienie;

aby jutro zgładzona

przejść w zapomnienie.


Dziś:

— Hej Cheruby, Serafinowie!

ścielcie drogę,

idę na spotkanie z Bogiem!

kawę wypijemy,

pogadamy,

jak równy z równym

stare czasy powspominamy.


Jutro:

— Hejże! Gdzieś był rozumie?

by powiedzieć że rozmawiać z Bogiem

nie umiem…


Czyś zapomniał

że słońce parzy;

że nie wszystko prawdą

chodź na jawie się marzy?


Dziś zabłysnę

jak Gwiazda Polarna

jutro zgasnę

zmęczona

niezdarna —

Bipolarna.

Nie odbierajcie mi moich demonów

„Jeżeli opuszczą mnie moje demony,

obawiam się, że ulecą z nimi moje anioły”.

Rainer Maria Rilke

Gdzie jest niebo

tam musi też być i piekło.


Smak słodyczy nie istniałby

gdybyśmy nie zaznali smaku goryczy.


I na co komu byłoby słońce

bez ciemności którą rozświetla?


I co jak nie zło nauczyłoby nas

rozpoznawać dobro?


Podobnie sprawa ma się z moim chorowaniem —

gdyby nie ChAD

byłabym pustą niezapisaną kartką.


Bez niego stąpała bym po płaskiej ziemi,

nie wiedząc nawet że ta jest okrągła.


I czymże byłbym bez mojej szaleńczej, euforycznej manii?


Byłabym jak jaskółka,

która lata tylko nisko na deszcz.


I mimo że nie przejdzie mi to przez gardło —

to bez mojej depresji

nie czułabym całą paletą barw,

nie wiedziałabym gdzie boli świat.


I co gdybym nie była dotknięta ogniem ChADu?


Wtedy z pewnością

nie byłbym poetką…


Zatem proszę Was —

nie odbierajcie mi moich demonów

z nimi znikną też anioły.


Zostanę sama jak palec.

Biegun dolny

Odchodzę

Odchodzę.


Mknąc alejami melancholii

przemykam pod krużgankami rozpaczy,

Maszeruję grzecznie pod osłoną cieni.

Czuję jej obecność —

próbuje wtłoczyć się w pustkę

po swej milszej poprzedniczce.


Odchodzę,

nerwowo zerkając na zegarek

„Może w porę?”


Za późno!

Zastąpiła mi drogę.


Szkaradna wyciąga do mnie ręce

by w zamian za duszę

zaoferować mi w okup —

Muzę.


Złapana w ślepy zaułek,

sama pomagam jej

w kruszeniu

na ślepo posklejanych

odłamków serca.


I wtedy,

niby na pocieszenie,

w swej mrocznej odmianie

przychodzi —

Muza;

by strugą krwi spłynąć

po stalówce

na Bogu ducha winną —

wyczekującą lekkiego wiersza

kartkę.


By napisać-

„Odeszła”.

Weltschmerz*

Co wieczór w dłoniach chowasz twarz,

rozluźniasz uśmiech z kłamstw

zmęczone swoją rolą

usta

wychodzą z charakteru;

teraz spragnione prawdy

delektują się słonym smakiem.


Poranek — brutal jakich mało,

rozmarzoną duszę wyrwał z objęć snu.


Kubek ciepłej kawy na wynos —

Twoja poranna pieszczota

stara się roztopić

niechęć istnienia.

A chociaż staje Ci w gardle —

czerstwy na śniadanie zjadasz strach.


W przerwie w pracy

na drobną chwilę, łapiesz za nogi czas.

W firmowym bistro, jak co dzień

wyciągasz spakowany wcześniej lunch —

nijakie pure, serwowane ze stekiem kłamstw.


Otwarte drzwi kopcącego dymem autobusu

zapraszają Cię w dobrze znaną podróż

po cudzych przystankach,

o które nie dbasz,

a które jak na złość wykułaś na pamięć.


Masz swoje 5 minut —

by być nikim

anonimowym

zlepkiem kurtek.


Umysł zajął tylne miejsce.

Schodząc z drogi palcom u dłoni,

by w tej mobilnej siłowni,

na bieżniach telefonów

mogły niepostrzeżone zabić czas.


***


Otwierasz drzwi prywatności przemoczona —

parasolka jak zwykle

nie zawiodła.

Broniąc Twojego honoru

została w biurze,

kiedy Ty zapomniałaś o nadgodzinach.


Koronkowe nerwy pod spódnicą, puszczają oczko

kaskadując w dół, odzierają z resztek godności.

Trzeba będzie oszczędzać na nowe —

stalowe.


Wyrzuty sumienia zjadają Twój wieczór, kolację.

To co że przed spaniem?

W łóżku odgrzewany deser

słodko-gorzkie wspomnienia,


Wieczór.

Dłonie odruchowo chowają Twą twarz.

Uśmiech rozluźnia krawat kłamstw.

Usta — wypaleni aktorzy

wychodzą z charakteru.

Spragnione autentyczności

wykrzywiają się częstowane przez Ciebie

słonym smakiem.

* niem. „ból świata”, termin opisujący uczucie smutku i rozczarowania rzeczywistością, które nie spełnia oczekiwań idealnych.

Pytania diagnozujące depresję

Czy znasz to uczucie gdy śmiech ukochanego dziecka boli,

gdy ściany jak w „Incepcji „składają się na Ciebie?

A może wiesz jak to jest gdy Kostka Rubika

za cholerę ani w tą ani w tamtą i gdy woda w

kranie jest wiecznie letnia tylko dla Ciebie?

I czy miewasz tak, że rolety w oknach opuszczone

a w nielicznych od Ciebie wiadomościach

tak wiele, zbyt wiele wielokropek?

Czy przypadkiem z autopsji znasz uczucie maski na twarzy

i jej bólu

gdy sztywniejącą rozdziera ją uśmiech?

Gdy nóż w kącie kuchni za nos wodzi?

I może wiesz jak to jest być spragnionym 

soli łez, która stopiłaby lód zmarzliny serca?

A czy zdarza Ci się niemalże połknąć w całości kawę 

bez czucia jej smaku i obejrzeć ulubiony serial z przymusu?

I czy zdarzało Ci się wcześniej, że Twoja poduszka

była już zmęczona Twoją przemoczoną gębą?

I że sen jakoś tak do Ciebie przywykł, 

i jakby nie mogąc się Tobą nacieszyć -

nie chciał wypuścić ze swoich ramion?

Znasz to uczucie? Strasznie mi przykro…

Zatem wiesz co to depresja.

W naturze odbiję się jak w lustrze

Westchnienie porannego wiatru

wtóruje mojej zadumie.


Ulotna kropla deszczu na szybie

godnie zastępuje moje łzy.


Szkarłatne niebo

skrzętnie maskuje zranioną duszę.


Kracząca na skwerze wrona

oddaje nachalność natrętnych myśli.


Piętrzące się wszędzie kretowiska

niczym narastające we mnie

poczucie winy

za to że istnieję.


Mizerne kikuty krzewów

wytykają mnie palcami.


Ogołocone gałęzie drzew

wskazują drogę

na most —


tam ból,

poczucie winy

przepadną jak kamień w wodę.


W mętnej wodzie Wisły

wspomnienie ziemskiej mnie.

Walka z depresją

Ot tak —

znikąd,

niespodziewanie

wiruje nad Tobą

różowy płatek wiśni,

muskając czule

zmrożony

po długiej zimie

policzek.


Oczy,

nie pytając Cię

o zdanie,

iskrzą się

dziecięcym śmiechem.


Serce podskoczyło —

sprężnie

niczym wiosenna gałązka,

pod ciężarem skowronka.


I mimo że policzki zimne,

zimne stopy

i dłonie

zimne jeszcze…

Coś się ruszyło —

pękło,

a w głowie zazieleniło.


I wyrywa się,

stęsknione

i spragnione tak

dziecko,


by dogonić

i pochwycić;

niegdyś, z wielkim zapałem

wydmuchane

skrzące się tęczą

bańki mydlane.


Masz słabość do tego dziecka.

Podziwiasz jego

zawijające się

na powiekach

w ślad pytajnika rzęsy.


Obserwujesz z boku —

oniemiały.

Wypełnia Cię ciepło

i czujesz jak gdyby

dobry przyjaciel

owinął Twoje serce szalem…


Drobna kropla

topi szron z policzków,

a Tobą wstrząsa,

częstując słonym smakiem.


Rozczulony

ruszasz wzruszone

nie całkiem jeszcze odtajałe

kończyny swoje.

Mozolnym ruchem,


desperacko

starasz się biec;

przywitać,

przytulić

i chronić to dziecko.


Zastałe, wycieńczone

członki Twoje —

brutalne;


wbrew wyrywającej się duszy,

odmawiają posłuszeństwa.


Bolesna prawda przebija świadomość. Upadasz

i stajesz się kałużą.


Lecz duch Twój

w anielskiej cierpliwości

nad Tobą zawisły,

z życzliwością podaje Ci chusteczki;

nie spuszczając z oczu dziecka.

Nawiedzona

Owiana mgłą milczenia,

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 40
drukowana A5
za 47.23
audiobook
za 40