E-book
4.41
drukowana A5
14.49
Bezsenna noc

Bezpłatny fragment - Bezsenna noc

Opowiadania


Objętość:
37 str.
ISBN:
978-83-8273-618-2
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 14.49

Bezsenna noc

Ciemny pokój wydawał się jakiś taki ogromny, chociaż doskonale wiedziała, że tuż za nogami łóżka znajduje się wąska szafa, w rogu zmieściło się malutkie biurko i składane krzesło, które sama tego wieczoru odstawiła pod ścianę, aby się o nie nie potknąć idąc do łazienki. Mocno przysłonięte story uniemożliwiały ulicznej lampie wkraść się do pokoju i zakłócić sen. Ann nie cierpiała zasypiać przy nawet odrobinie światła, dlatego zawsze szczelnie zamykała okno i zasłaniała dokładnie. Inaczej przy pierwszym brzasku słońca wstawałaby na równe nogi. Lekarz nazwał to hipersensytywnością, na którą podobno cierpi wiele osób. Ale tu w pokoju Ann była sama. Tak samo sama jak od prawie miesiąca, a przynajmniej odkąd wyprowadziła się od swoich rodziców. Wynajęła tanie jednopokojowe mieszkanie na obrzeżach miasta, aby móc się poczuć swobodnie. Wyobrażała sobie, że będzie się tu umawiać z chłopakami, urządzać prywatki i w ogóle robić wszystko to, na co jej staromodni starzy dotąd nie pozwalali. Rzeczywistość ją jednak zaskoczyła i to niekoniecznie mile. Mieszkanie okazało się klitką, zbyt małą aby zaprosić tu więcej niż dwie osoby naraz. Kiedy poszła w poniedziałek rano do swojej dotychczasowej pracy kelnerki w miejscowym okolicznym pubie, szef powiedział że z powodu redukcji kosztów musi ją zwolnić. Nie dodał, że głównym powodem było to, że nie pozwalała mu się obmacywać na zapleczu, jak dwie pozostałe kelnerki, Suzie i Rose. Szmaty — pomyślała, przewracając się z boku na bok. Sen nie chciał przyjść. Myśli kotłowały się jej w głowie. Niby nic takiego.

W końcu to nie jest praca życia — powiedziała jej matka. Znajdziesz coś nowego. Może warto pomyśleć o powrocie do szkoły… Ann rzuciła jej słuchawką. Nie chciała tego słuchać. Nienawidziła szkoły. Z nie do końca dla niej zrozumiałych powodów nie była najbardziej lubiana. Nie czuła się w szkole zbyt dobrze. Skończenie collegu przyjęła z ulgą i postanowiła zamknąć ten rozdział za sobą. Matka ciągle miała nadzieje, że jej jedyna córka w końcu weźmie się w garść, jak to mawiała, skończy dobrze studia i wyjdzie porządnie za mąż. Akurat — pomyślała Ann po raz setny tej nocy. Nie popełnię tego samego błędu.

Matka całe życie pracowała jako sekretarka w firmie prawniczej. Po skończeniu studiów miała robić absolutorium i zostać prosperującym prawnikiem, ale z powodu ciąży stało się inaczej. Ojciec oczekiwał, że matka zajmie się domem. W końcu on był facetem, dobrze zarabiał w finansach no i w ogóle nie wyobrażał sobie, żeby mogło być inaczej. Zresztą oni należeli do innego kręgu. Mimo wszystko wydawało się to jej dziwne, przecież jej rodzice dorastali w czasach Hippies, wyzwolenia seksualnego i zmian obyczajowych. Boom amerykański trwał, mimo nieudanej feralnej wojny w Wietnamie. Ojciec z powodu posiadania dziecka nie trafił na listę do rekrutacji, ale był w wojsku przez rok, zaraz po skończeniu studiów. Zawsze z dumą pokazywał swoje zdjęcia z tamtego okresu. Chyba po cichu widział siebie w roli jakiegoś kapitana, ratującego świat i w romantyczny sposób uzyskującego glorię i chwałę. Ale ci chłopcy, którzy wracali z Wietnamu mieli pocharatane ciała i serca oraz umysły. Wielu z nich nigdy nie doszło do siebie. Jeśli nawet ktoś miał tyle szczęścia, żeby przeżyć w jednym kawałku, to budził się w nocy w ciemnej sypialni i łapał za szyję ukochaną, przekonany że właśnie dorwał swojego największego wroga. Takie historie krążyły z tamtych czasów. Dobrze je znała, bo było o tym swego czasu głośno jeszcze wiele, wiele lat po skończeniu tej wojny. Teraz Wietnam przestał być komunistycznym rajem i stawał się powoli zwykłym państwem, gdzie ludzie produkowali różne produkty, nabywane przez innych na całym świecie, zwłaszcza ubrania.

Ann sarknęła na ścierpnięte nogi, nie mogła dłużej w ten sposób leżeć w łóżku. Minęły dobre dwie godziny, odkąd starała się zasnąć, a wydawało się jej że to cała wieczność. Zegarek wskazywał pierwszą w nocy. Wiele osób roześmiałoby się na taką porę, wiele osób chodziło spać jeszcze później. Ann lubiła jednak chodzić spać wcześnie i wstawać wcześnie, kiedy na ulicach było cicho i spokojnie, a dzień przygotowywał się do wszystkich niespodzianek. Właśnie, te niespodzianki — żachnęła się w myśli. Wiedziałam że to się stanie — stanęła przed niewielką szafą, rzucając oskarżycielsko do niewielkiego lusterka zwisającego z jednej części drzwi. Odsunęła nieco kotarę aby wpuścić trochę ulicznego światła. Zerknęła przy tym na ulicę. Było tam ciemno i ponuro, mżył deszcz, przez co światło latarni było jakby przymglone. Można powiedzieć, że pogoda w pewien sposób odzwierciedlała jej aktualny nastrój. Nie była typem płaczka, niechętnie się nad sobą rozczulała. A może powinna? Inne dziewczyny w tej sytuacji popłakałyby w ramionach koleżanki a potem rzuciła w wir rozrywek. To zachowania typowe u młodych dziewczyn. Tak się jej przynajmniej wydawało. Nie miała wielu koleżanek, a już na pewno nie takich, do których mogłaby zadzwonić w środku nocy.

Wynikało to zapewne z tego, że jej rodzaj pracy, chociaż była to praca z ludźmi, jakoś temu nie sprzyjał. Te tlenione blondynki opowiadające o nowych torebkach z przeceny i nowych facetach, które poznały w barze, to nie dla niej. Może matka miała rację? — popatrzyła krytycznie na okrągłą buzię w lusterku. Szafirowe oczy dodawały jej powagi, kiedy się uśmiechała w policzkach pojawiały się łagodne dołeczki, które tak kochali chłopcy. Długie kruczoczarne włosy do ramion dopełniały obrazu ponętnej ale jakby niezdobytej dziewczyny. Nie należała do tych, które na widok ładnego samochodu, pięknych zębów czy innych tak zwanych atrybutów wyskakuje z siebie i staje obok wrzeszcząc: Tak, to ja, teraz ja. Podreptała do niewielkiego aneksu kuchennego, tuż za rogiem pokoju. Wszystko tu było mikroskopijne, małe, ciasne i jakieś takie. Na początku wydawało się jej to bardzo przytulne. Lubiła takie przestrzenie, niewielkie, intymne, poza tym mniej do sprzątania. Tym razem poczuła się trochę klaustrofobicznie.

Włączyła małą podszafkową lampkę i zrobiła sobie porządnej, czarnej kawy. Bez mleka. To taka kawa, od której człowiek dostawał od razu kopa, jakby wsadził rękę do kontaktu elektrycznego, czego kiedyś Ann, jako dziecko, nieopatrznie doświadczyła. Zawsze była trochę ciekawska, samodzielna i ogólnie chciała próbować różnych rzeczy. Jak to dzieci, pomyślała. Przy okazji remontu domu wymieniano również niektóre elektryczne sprawy i cóż, okazja czyni złodzieja, jak to mówią. Ale nie powiedziała nikomu o tym, jak tylko zorientowała się, w czym rzecz, po prostu trzymała się od remontu z daleka. Raz na dziesięć lat rodzice robili jakiś remont. Domy tu były budowane w starym stylu, drewniane i puste w środku swojej oprawy. Bez nadzoru, remontów i doglądania groziły korniki, a nawet pożar. Ojciec powiedział jej kiedyś, że budowanie domów z całych cegieł to marnotrawienie pieniędzy a poza tym takie domy są bardziej podatne na wilgoć i strasznie trudno je utrzymać w dobrym stanie. Może wiedział co mówi, bo pochodził z Alabamy, dużego miasta na wschód od Minneapolis. Mieszkał tam w czynszowej kamienicy, jego ojciec był robotnikiem a matka praczką, imigranci z Irlandii nie mieli w tym kraju nigdy za dobrze. Wszystkiego musiał dorabiać się sam. Nigdy by nie skończył studiów, gdyby nie pomoc jego dalszej rodziny i ciężka praca dziadka, który marzył o tym, że jego syn zostanie kimś. Ten kult pracy ojciec starał się jej również przekazać.


Ann w końcu jakoś uporała się z robieniem kawy. Lubiła czarną, może z odrobiną cukru. Taka kawa miała okropny smak, ale powodowała, że człowiekowi od razu zachciewało się żyć. Taki rodzaj współczesnej wody budzącej czy soli trzeźwiącej, którymi raczyły się damy jeszcze sto lat temu, kiedy dopadła je chandra. Ann nie chciała sięgać po jakieś ekstremalne metody, jak alkohol czy proszki nasenne. Nieczęsto miewała problemy ze snem, a ten był ewidentnie związany z wydarzeniami poprzedniego tygodnia a właściwie dnia. No zapomniała jeszcze doliczyć do tego wszystkiego kłotnię z ojcem, który sądził, że Ann nie jest dość dorosła aby o sobie decydować. Ojciec zrobił się na starość mocno apodyktyczny i jeśli dawniej miał problemy ze znoszeniem sprzeciwu, tak teraz było tylko gorzej. To jeden z powodów, dla których postanowiła poszukać chociażby na chwilę własnego kąta. Zresztą, powód był jeszcze inny.

W końcu poznała jakiegoś sensownego chłopaka. Albo raczej tak się jej wydawało. Miał na imię Tom, pracował w drukarni, ogólnie był rozgarnięty, czytał książki i miał coś do powiedzenia. No i co było dla Ann najważniejsze, jego zainteresowania kobietami nie sprowadzały się wyłącznie do obściskiwania i nalegania na zabawę w doktora. Nic z tych rzeczy. To był taki chłopak, który potrzebował dziewczyny jak drugiej matki. A to się okazało ostatecznie problemem. Podobnie jak Ann również Tom mieszkał ze swoimi rodzicami i nie miał rodzeństwa. To ich w jakiś sposób łączyło. Chodzili ze sobą już prawie trzy miesiące i pomysł, bo był to pomysł Ann ostatecznie, był taki, że wynajmą wspólnie jakieś małe przytulne mieszkanko no i będą się jakoś organizować. Tom był spolegliwy. Wysoki, szczupły blondynek z zawadiacką miną i duszą anioła, który nie skrzywdziłby muchy, zawsze otwierał przed nią drzwi i pytał jak się czuje. Nieco w gębie. No, niestety był do tego dodatek z postaci ostrego sosu, którym okazała się jego matka.

Początkowo ta niska, szczupła i całkiem atrakcyjna jak na swoje lata kobieta, pełna energii ale też uśmiechu cieszyła się raczej niż martwiła, że Tom spotyka się z jakąś dziewczyną. Rozmawiały kilka razy, nic szczególnego. Takie tam plotki o gwiazdach. Jego matka uwielbiała takie tematy, namiętnie czytywała Cosmopolitan i oglądała powtórki Oprah na lokalnym kanale CBS. Ojciec Toma był kierowcą i jeździł w długie trasy, jakieś przewozy kontenerowe, nie znała się na tym. W każdym razie ojca nie było tak często w domu, matka miała jakąś pracę na pół etatu a tak w ogóle zajmowała się domem. Ten był faktycznie wypielęgnowany. Od przodu mały ogródek, w którym dominowały jakieś kolorowe tulipany i inne frezje, wymuskane pstrokate falbany w oknach, generalnie widać było, że komuś zależy aby dom wyglądał jak się zowie. Jednak pewnego dnia, kiedy mieli się już za kilka tygodni wyprowadzić, Tom nie przyszedł na umówione spotkanie. Wymówił się, że ma dodatkowe nadgodziny, coś pilnego. Potem dwa dni się nie oddzywał. Pomyślała, że jest chory i to ukrywa. W końcu nie znali się od wczoraj. W końcu zadzwonił i wyznał przez telefon, że matka się nie zgadza:

— Nie mogę tak się po prostu wyprowadzić. To matkę by zabiło. Ojciec dużo jeździ, nie mogę jej zostawić samej w domu — tłumaczył Tom.

— Ale co ona dokładnie powiedziała — dopytywała się Ann.

— No najpierw powiedziała, że to za wcześnie, że się nie znamy tak długo i w ogóle, a poza tym czemu w takim razie nie zamieszkamy u mnie … — Tom gubił się w zeznaniach.

— Rozumiem — powiedziała ostatecznie Ann, usiłując w jakiś sposób wyrazić zrozumienie, chociaż była to jej zdaniem zwykła manipulacja. Ostatecznie ich relacja zaczęła się psuć coraz bardziej, od tamtej pory Tom jakoś niechętnie spotykał się z nią w niego w domu. Początkowo był zachwycony jej nowym lokum ale w sumie to nie wykazywał entuzjazmu nowożeńca. Zresztą, przecież oni się nie ożenili. To nie ten film — pomyślała Ann, wspominając całą sytuację. Zaczęła się denerwować. Zauważyła że wypiła już prawie pół kubka mocnej kawy. Dolała wody. To wspomnienie nie było specjalnie miłe. Nic się właściwie nie stało wielkiego, nie było żadnego romantycznego zakończenia ani brutalnego morderstwa ani nikt się nie upił ani nie awanturował. Tom po prostu przestał dzwonić. Ann przestała próbować do niego dzwonić. I tak zostało. Zrozumiała że przegrała z czymś, co okazało się po prostu od niej dużo większe. Z siłą przyciągania własnej rodziny, matki, jak tego nie nazwać.


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 14.49